Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Jako że Singapur był rywalem z dość niskiej półki, ani trochę nie zdziwił mnie fakt, że na trybunach Kotła czarownic zasiadło niewiele ponad 27 tysięcy kibiców. Pierwotnie chciałem wystawić od pierwszej minuty drugi garnitur reprezentacji, chociaż patrząc na naszą kadrę, nie wiadomo, jaką konfigurację personalną można uważać za pierwszy, a jaką za drugi. Cokolwiek, z moich planów niewiele wyszło, bowiem kilku zawodników przyjechało na zgrupowanie wyraźnie zmęczonych, ponadto zgodnie z moimi przewidywaniami znowu zabrakło Piotra Szymańskiego, przetrzymywanego w Chelsea.

 

Arbiter McBride rozpoczął mecz i już po kilku minutach boisko musiał opuścić kontuzjowany Błaszczykowski. Na szczęście nie pociągnęło to za sobą serii niefortunnych zdarzeń i z powodzeniem mogliśmy wywiązać się z naszego obowiązku. Ledwie trzy minuty po utracie Kuby, prawym skrzydłem ruszył Gudewicz i posłał daleką centrę, a na piętnastym metrze Janczyk bez trudu przeskoczył rywala i dość łatwym strzałem głową pokonał słabo interweniującego Wonga. Singapurczycy bez zaskoczenia niespecjalnie sobie radzili, dlatego po kwadransie bezskutecznych prób wywalczyliśmy rzut rożny, z którego dośrodkował Gołoś, a Gudewicz bez trudu zgubił krycie, ze stoickim spokojem zgasił piłkę i pewnie wklepał do bramki, podwyższając na 2:0, co było jego debiutanckim golem w biało-czerwonych barwach.

 

W pierwszej połowie troszeczkę szwankowała nasza skuteczność, lecz w drugiej udało się zminimalizować ten problem. Stopniowo wpuszczałem na boisko zmienników, a już w 50. minucie ładnym strzałem z dystansu popisał się Gołoś, niemalże ocierając piłkę o słupek, gdy ta wpadała do singapurskiej bramki. Sześć minut później ponownie uaktywniło się nasze prawe skrzydło, Zganiacz następnie przerzucił na przeciwległą stronę do Peszki, który przepchnął futbolówkę do Janczyka, a ten z najbliższej odległości pewnie dorzucił swoje drugie trafienie. Strzelaninę w Chorzowie skończyliśmy w 82. minucie ładnym atakiem pozycyjnym z wykorzystaniem całej szerokości boiska, na końcu którego Gudewicz ponownie popisał się doskonałym dośrodkowaniem, tym razem na głowę Zganiacza, pomagając ustalić wynik spotkania na 5:0.

 

04.02.2015, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 27 085; TV

TOW Polska [5.] - Singapur [143.] 5:0 (2:0)

 

7' J. Błaszczykowski (POL) ktz.

10' D. Janczyk 1:0

24' A. Gudewicz 2:0

50' K. Gołoś 3:0

56' D. Janczyk 4:0

82' M. Zganiacz 5:0

 

Polska: M.Górka 7 (46' A.Boruc 7) – J.Błaszczykowski Ktz 6 (7' A.Gudewicz 9), M.Piotrowski 9, A.Kowalczyk 8, D.Fornalik 8 – M.Brodecki 7 (71' W.Łobodziński 6), M.Kwiatkowski 7 (46' M.Zganiacz 8), K.Gołoś 8 (79' E.Smolarek 7), S.Peszko 9 – M.Korzym 7 (61' T.Adamczyk 7), D.Janczyk 10

 

GM: Dawid Janczyk (N Ś, Polska) - 10

Odnośnik do komentarza

Wróciwszy do Osnabrücku zastałem trochę przerzedzoną drużynę, bowiem pod moją nieobecność kontuzji doznał Claudio Rendina i na lewym skrzydle przeciwko ostatniemu w tabeli Wattenschied zastąpić musiał go Mathian Hoffmann, a także musiałem wypełnić luki po kilku relegowanych karnie do rezerw zawodnikach. Teraz już nawet media zaczęły traktować nas coraz poważniej, uważając, że kandydat do awansu powinien bez trudu połknąć sposobiącą się do spadku czerwoną latarnię ligi.

 

Cóż, może i powinien, ale tego wieczoru żadnemu z moich piłkarzy nie zależało na strzelaniu goli i zwycięstwie. Przez całe dziewięćdziesiąt minut nie przeprowadziliśmy ani jednej groźniejsze akcji, która warta byłaby wzmianki, toteż nikogo nie powinno dziwić, że w 90. minucie dobre 3/4 stadionu przysypiało, większość kibiców tylko gawędziła między sobą o planach na przyszły weekend, a nieliczni przeklinali na głos, widząc, jak przechodzimy obok meczu. Błyskawicznie na własne życzenie pożegnaliśmy się z fotelem lidera, zaś straty punktów z prawie zdegradowanymi rywalami bardzo często odbijają się negatywnie na koniec sezonu. Nie zdziwię się, jeśli tak będzie i w tym roku.

08.02.2015, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 17 554

2BL (20/34) VfL Osnabrück [1.] - SG Wattenschied 09 [18.] 0:0

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – M.Mörec 7, R.Loda 7, S.Albert 6, F.Johnson 7 – S.Holzer 6 (75' P.Thomik 6), S.Zielinsky 7, J.Blondel 7, M.Hoffmann 7 – W.Wasiliew 6 (46' A.Farinelli 6), B.Oktay 6 (67' L.Suchy 6)

 

GM: David Yepes (LB, O PŚ, SG Wattenschied 09) - 8

Odnośnik do komentarza

Oczywiście. Rozegrał kapitalne spotkanie przeciwko Portugalii, więc kiedy Boruc zawiesi buty na kołku (a pewnie już niedługo), za jakieś 2-3 lata powinien zostać etatowym golkiperem reprezentacji, o ile nadal będę selekcjonerem. Wszystko się rozstrzygnie.

Odnośnik do komentarza

Przeciwko pozostającemu jak najbardziej w naszym zasięgu Mainz zdecydowałem zabrać do Moguncji niezmieniony skład z poprzedniej kolejki, by dać moim obibokom szansę rehabilitacji za przestany z założonymi rękami pojedynek z Wattenschied. Jesienią rozbiliśmy rywali aż 5:0, a teraz, by myśleć na poważnie o awansie, trzeba było pokazać, że tamten rezultat nie był dziełem przypadku, zaś my pchamy wózek z napisem "VfL Osnabrück - kierunek: Bundesliga" w tym samym kierunku.

 

Mecz rozpoczął się o godzinie 19:00 i zakończył o 20:55, po czym kibice wrócili do domów i nazajutrz nawet nie pamiętali, że byli gdzieś poprzedniego dnia wieczorem.

13.02.2015, Bruchwegstadion, Moguncja, widzów: 7270

2BL (21/34) 1.FSV Mainz 05 [10.] - VfL Osnabrück [2.] 0:0

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 8 – M.Mörec ŻK 6, R.Loda ŻK 7, S.Albert 8, F.Johnson ŻK 7 – S.Holzer 6 (46' P.Thomik 6), S.Zielinsky 7, J.Blondel 6, M.Hoffmann 6 (77' E.Tekkan ŻK 7) – W.Wasiliew 7 (62' A.Farinelli 6), B.Oktay 7

 

GM: Tobias Weis (OP P, N, 1.FSV Mainz 05) - 9

Odnośnik do komentarza

Sytuacja w klubie zaczynała robić się coraz bardziej napięta. Od dwóch spotkań moi podopieczni zapomnieli, co to znaczy ambicja i grali jak piłkarskie eunuchy, ograniczając się tylko do chronienia dupy, zaś atakiem się nie interesując. Dwa ostatnie remisy z gatunku przebimbanych spotkań za każdym razem powodowały spadek o kolejną pozycję w dół, zatem teraz był już najwyższy czas, by znowu zacząć strzelać gole. Mieliśmy do tego dobrą okazję, bo na Osnatel-Arenie podejmowaliśmy kolejnego ligowego słabeusza, Dynamo Drezno, a ja dokonałem już kilku zmian w składzie, m.in. wystawiając Farinellego od pierwszej minuty i przywracając Iavarone na lewą obronę, a także kontuzjowanego Lodę zastępując Projiciem.

 

Było już jasnym, że mecze z Wattenschied i Mainz nie były przypadkami, a naprawdę coś tu było nie tak. Po przerwie zimowej moi piłkarze zmienili się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – jedynym naprawdę grającym zawodnikiem był bramkarz, zaś cała reszta wyglądała, jakby wychodziła na boisko za karę, coraz bardziej irytując mnie swoim lenistwem, totalnym brakiem zaangażowana i ogólną bylejakością. Pomocnicy z uporem maniaka pozbywali się piłek kompletnie nieprzygotowanymi strzałami w trybuny, napastnicy starali się ubić golkipera rywali – 10 celnych uderzeń i ani jednej bramki?! –, a Westberg niemal całkowicie zdarł sobie gardło, wyzywając na błędy defensywy.

 

Trzeci bezbramkowy remis z rzędu rozwścieczył mnie na tyle, że po końcowym gwizdku zamknąłem się z drużyną w szatni i w bardzo gorzkich słowach poinformowałem, co myślę o ich podejściu do swoich obowiązków. Zapowiedziałem też, że od teraz każdy, kto nie będzie wkładał serca i rozumu w swoją grę, na każdym treningu do następnego meczu będzie robił dodatkowe dziesięć kółek wokół boiska treningowego. Tym bardziej, że już nawet w polskim radiu śmiano się, że rodzime autostrady powinny być jak Osnabrück – bez bramek.

20.02.2015, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 17 532

2BL (22/34) VfL Osnabrück [3.] - Dynamo Drezno [16.] 0:0

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – F.Johnson 7, J.Projić 7, S.Albert 6, V.Iavarone 6 – P.Thomik 6 (62' S.Holzer 7), S.Zielinsky 7, E.Tekkan 6 (70' M.Hoffmann 6), J.Blondel 7 – A.Farinelli 7 (77' L.Suchy 6), B.Oktay 6

 

GM: Jörg Hahnel (BR, Dynamo Drezno) - 8

Odnośnik do komentarza

Pierwszego marca ze spokojem mogliśmy oczekiwać rozdania nagród za luty, bowiem pewnym było, że piłkarze Osnabrücku nie znajdą się w plebiscycie na Bramkę Miesiąca ani w pozytywnym, ani w negatywnym tonie, gdyż po prostu bramek ani nie strzelaliśmy, ani nie traciliśmy.

 

 

 

Luty 2015

 

Bilans (Osnabrück): 0-3-0, 0:0

2.Bundesliga: 3. [-1 pkt do Freiburga, +0 pkt nad Kaiserlautern] / jedno zaległe spotkanie

DFB-Pokal: –

Finanse: -4,58 mln euro (+448 tys. euro)

Gole: Lubomir Suchy (10)

Asysty: Jonathan Blondel, Sebastian Holzer i Sebastian Zielinsky (po 4)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 5:0

Eliminacje ME 2016: 2. [-2 pkt do Hiszpanii, +0 pkt nad Austrią], ósma grupa

Ranking FIFA: 5. [=]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+3 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+3 pkt]

Francja: Olympique Marsylia [+12 pkt]

Hiszpania: Valencia [+1 pkt]

Niemcy: HSV Hamburg [+3 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+7 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt]

Włochy: AC Milan [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

-

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [1285], 2. Brazylia [1277], 3. Francja [1132], ..., 5. Polska [1077]

Odnośnik do komentarza

Nasi juniorzy niestety zakończyli już swoją przygodę z DFB-Pokal, ale i tak mogli schodzić z boiska z wysoko podniesionym czołem, przegrywając z Herthą Berlin tylko 0:1. Od początku mówiłem, że w Pucharze Niemiec chłopaki przede wszystkim mają nabierać doświadczenia, a docierając aż do ćwierćfinału z pewnością nabyli go dość sporo.

 

 

Skoro nie potrafiliśmy pokonać nawet ligowych outsiderów, nawet nie chciałem myśleć o tym, co może nas spotkać w 23. kolejce we Frankfurcie. W poszukiwaniu rozwiązania naszej jałowej gry decydowałem się na kolejne kroki, jakim tym razem było wyciągnięcie z rezerw Charveta, a kiedy kostkę na treningu rozwalił sobie Farinelli, przywróciłem do pierwszego zespołu nawet Roberto Dovetę, dla którego mogła to być ostatnia szansa udowodnienia swojej przydatności dla Fiołków.

 

Zajmując miejsce na ławce trenerskiej czułem, że najpewniej wyłamiemy się dziś ze schematu gry na zero w obie strony, a jedyną niewiadomą pozostawało, czy pozytywnie, czy negatywnie. Odpowiedź zmieniała się jak w kalejdoskopie wraz z wydarzeniami na boisku, zwłaszcza gdy zaraz na początku zepsuliśmy sobie obiecujące natarcie, zaś gospodarze ruszyli z groźną kontrą. Jednakże w 16. minucie zdarzył się cud – strzeliliśmy gola! Chwilowo graliśmy w dziesięciu, bowiem poza boiskiem opatrywany był Johnson, a wtedy z rzutu wolnego grę wznowił Mörec, Blondel podał do Holzera, po czym Sebastian zagrał piłkę wzdłuż linii bramkowej, gdzie nabiegł Suchy i z furią wbił ją do bramki! Nareszcie!!! Niestety wraz ze zdobywaniem, zaczęliśmy gole tracić. Z prowadzenia cieszyliśmy się krótko, bo tylko siedem minut, po których rzut rożny wywalczył Eintracht, a dośrodkowaną piłkę prosto do Lopesa na szesnasty metr wybił Mörec i zrobiło się 1:1. To był jednak dopiero początek naszego koncertu, bowiem chwilę przed przerwą najpierw Projić sfaulował Korbankolewa przed polem karnym, zaś Westberg tym razem dał trochę ciała, przepuszczając dość przeciętny i nie tak trudny do obrony rzut wolny Jandy z blisko 30 metrów.

 

W przerwie postanowiłem zdjąć lekko kontuzjowanego Johnsona i zastąpiłem Charvetem, a miejsce Fabiana na prawej obronie zajął przesunięty ze środka Mörec.

 

Drugą odsłonę zaczęliśmy fantastycznie – w ciągu zaledwie 25 sekund lewym skrzydłem ruszył Hoffmann i zagrał crossa na skraj pola karnego, a tam podanie przedłużył Suchy, notując asystę przy pewnym trafieniu Kacika. Aż niedowierzanie człowieka ogarniało, że dla Fitima był to dopiero pierwszy gol w tym sezonie. Moje po raz wtóry niezbyt pochlebne przemowy w szatni najwyraźniej w końcu poskutkowały, ponieważ teraz moim piłkarzom chciało się grać i po dziesięciu minutach pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Zielinsky, trafieniem od słupka wysuwając nas na prowadzenie. To było wręcz zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, dlatego chwilę później nasi obrońcy dla równowagi postanowili trochę zawalić, po kolei usuwając się z drogi Jonesowi, aż wreszcie sytuację postanowił ratować Iavarone, szkoda tylko, że bezmyślnym faulem taktycznym na 17. metrze, za co mógł obejrzeć tylko czerwoną kartkę. Rzut wolny zdołał wybronić jeszcze Westberg, ale i tak lada chwila musiał wyjmować piłkę z siatki, a na tablicy widniało 3:3, kiedy zbyt łatwo daliśmy się przedrzeć rywalom lewą flanką, a nasz kapitan Blondel tak żałośnie krył Berishę, że ten bez trudu wyrównał stan spotkania. Jak wspomniałem, był to mecz o wielu zwrotach akcji, tak więc zaledwie minutę później rezerwowy Rost dograł z lewej strony do Zielinskyego, ten następnie przypuścił corssa po ziemi na dobieg, a wbiegający w pole karne Holzer bezlitośnie zamknął akcję, zapewniając nam ostateczne i nieco sensacyjne zwycięstwo na Commerzbank-Arenie, ku niedowierzaniu gospodarzy i ich kibiców.

01.03.2015, Commerzbank-Arena, Frankfurt nad Menem, widzów: 36 083

2BL (23/34) Eintracht Frankfurt [7.] - VfL Osnabrück [2.] 3:4 (2:1)

 

16' L. Suchy 0:1

23' Lopes 1:1

43' T. Janda 2:1

46' F. Kacik 2:2

65' S. Zielinsky 2:3

68' V. Iavarone (O) czrw.k.

71' L. Berisha 3:3

72' S. Holzer 3:4

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – F.Johnson 6 (46' M.Charvet 8), J.Projić 7, M.Mörec 7, V.Iavarone CzK 6 – S.Holzer 8, J.Blondel 6 (82' E.Tekkan 6), S.Zielinsky 8, M.Hoffmann 7 – F.Kacik 7 (68' M.Rost 6), L.Scuhy 8

 

GM: Sebastian Holzer (OP PŚ, N Ś, VfL Osnabrück) - 8

Odnośnik do komentarza

A ja, że 0:x, ale chyba w marcu zaoszczędziliśmy sobie parę brameczek na kwiecień.

 

--------------------------------------------

 

Po tygodniu przerwy, w trakcie którego obyło się bez dodatkowych rundek wokół boiska treningowego, podejmowaliśmy kolejnego renomowanego jak na warunki 2.Bundesligi rywala, jakim był Hannover 96, a więc zespół, z którym za mojej kadencji jeszcze nigdy nie wygraliśmy. Bardzo przypominało mi to czasy FC Gratkorn, kiedy identyczna historia miała miejsce z ówczesnymi wojnami z FC Pasching.

 

W miejsce zawieszonego po raz kolejny Iavarone wyciągnąłem z rezerw Daniela Nowaka, który kiedyś grywał już w pierwszym zespole, ponadto przeciętnego Mörca zastąpił Charvet. Tymczasem rumakowanie skończyło się po kwadransie – najpierw nikt nie wpadł na pomysł, by zaatakować Jeana Carlosa, a następnie Charvet znowu wybiegł daleko do przodu, zostawiając Brazylijczykowi miejsce i już przegrywaliśmy 0:1. Zanosiło się na kolejną porażkę z Hannoverem, ale nieoczekiwanie rywale zaczęli podkładać sobie świnie. Po dwudziestu minutach z rzutu wolnego dośrodkowywał Blondel, po czym ręką w polu karnym zagrał strzelec bramki Jean Carlos. Jedenastkę na gola wyrównującego pewnie zamienił Projić, a menedżer rywali chyba cicho podpatrywał mój styl reakcji na boiskowe wydarzenia, bo natychmiastowo zdjął z boiska sprawcę tej sytuacji. Tak czy inaczej, do przerwy nic się już nie zmieniło.

 

A po tejże, w której po raz pierwszy od dawna na boisku pojawił się Doveta, zachwyceni kibice na Osnatel-Arenie byli świadkami bardzo jednostronnych 45 minut w naszym wykonaniu. Po dwudziestu minutach z pozoru wyrównanej gry wywalczyliśmy rzut wolny, mocny strzał Blondela z trudem do boku sparował Sippel, zaś przy dobitce Holzera z ostrego kąta popełnił już błąd i pięknie wystawił piłkę Kacikowi, który strzałem do pustej bramki dał nam prowadzenie. Długa banicja chyba dobrze zrobiła Dovecie, ponieważ kolejnych dziesięć minut później Roberto dobrym ustawieniem i przytomnością umysłu umożliwił wyprowadzenie przez nas groźnego ataku z liczebną przewagą, a kiedy Holzer dotarł już w szesnastkę, bezceremonialnie powalił go Taehwan, pomagając nam zebraniem czerwonej kartki. Dla Projicia drugi gol z rzutu karnego był jedynie formalnością i znaleźliśmy się krok od domu. Pięć minut przed końcem braku inteligencji rywalom pozazdrościł Charvet, który dopuścił się podobnego faulu w stosunkowo niegroźnej sytuacji, lecz jaja uratował mu Westberg, pięknie zatrzymując Rubino przy rzucie karnym. W tej sytuacji chwilę później rozbiliśmy nieudolnie budowany atak rywali już na ich połowie, a Tekkan zagrał fantastyczną piłkę na dobieg do Kacika, który pięknie wkręcił ją do bramki przy dalszym słupku, dzięki czemu nareszcie dokopaliśmy Hannoverowi i to od razu tak wysoko. Nadal nie rezygnowaliśmy z walki o awans.

06.03.2015, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 18 386

2BL (24/34) VfL Osnabrück [2.] - Hannover 96 [10.] 4:1 (1:1)

 

15' J. Carlos 0:1

26' J. Projić 1:1 rz.k.

66' F. Kacik 2:1

75' K. Taehwan (H) czrw.k.

76' J. Projić 3:1 rz.k.

85' E. Rubino (H) nw.rz.k.

89' F. Kacik 4:1

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 8 – F.Johnson 8, J.Projić 9, M.Charvet 8, D.Nowak 7 – S.Holzer 8 (83' E.Tekkan 7), J.Blondel 7, S.Zielinsky 8, M.Hoffmann 7 (80' M.Rost 6) – F.Kacik 8, L.Scuhy 6 (46' R.Doveta 7)

 

GM: Josip Projić (O Ś, N, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Ciągłe łączenie mojej osoby z innymi klubami zaczynało być męczące, więc nie było nic nowego w tym, że gdy wsiadałem wraz z drużyną w autokar do Chociebużu, na odchodnym mówiłem dziennikarzowi, że absolutnie nie zamierzam się ruszać z Osnabrücku i ani trochę nie interesuje mnie posada w Borussii Mönchengladbach. Wskutek tego już nawet zarząd wreszcie w pełni mnie docenił i prezes Rasch na każdym kroku wyrażał swoje zachwyty nad grą zespołu i moją lojalnością.

 

A przeciwko Cottbus, nadrabiając ligowe zaległości, znowu zagraliśmy źle. Może to trochę z powodu kontuzji naszego kapitana Blondela, który odpadł na prawie miesiąc, ale w sumie nie on jeden grał na boisku i nie mogło usprawiedliwiać to fatalnej skuteczności w ataku. Tym razem znowu pierwsi straciliśmy gola w okolicach kwadransa, i to w takim stylu, że nóż się w kieszeni otwierał; rzut wolny podyktowany za faul Zielinskyego zza pola karnego egzekwował Arnold, a Westberg sparował piłkę prosto pod nogi kompletnie niepilnowanego Maiera, po czym Quentin rzecz jasna musiał wyciągać futbolówkę z bramki. Mogło się wydawać, że w dużej mierze zawinił nasz golkiper, ale ja przede wszystkim obciążałem winą defensywę, która zostawiła całkowicie puste boki obok muru, co na tym poziomie było niewybaczalne.

 

W przerwie zatem kolejny raz musiałem wystosować małą zjebkę, byśmy zaczęli jakoś grać. Wystarczyło ledwie kilka minut, by po szybkim ataku Doveta przeskoczył Edinho i głową genialnie zagrał do wbiegającego w pole karne Kacika, który wyrównał na 1:1. Wielka szkoda, że tylko do tego ograniczyli się moi podopieczni, już do końca meczu nie starając się przesadnie dobić Cottbus. Resztę spotkania w całości spędziliśmy pod polem karnym gospodarzy, co rusz ostrzeliwując Heimerotha, którego jakimś cudem nie udało nam się wykreować na gracza meczu. Marnowaliśmy totalnie wszystko – strzały z bliska, bomby z dystansu, rzuty wolne nieodmiennie lądowały w rękach bramkarza, to samo z rzutami rożnymi, a pod koniec spotkania schrzaniliśmy co najmniej dwie piłki meczowe, trafiając tylko w boczne siatki; tego spotkania po prostu nie chcieliśmy wygrać. I nie wygraliśmy, choć mogliśmy zrobić to bez trudu, tak więc i teraz w szatni nie było zbyt miło. Tym sposobem zamiast prowadzić w tabeli dwoma punktami, byliśmy jedynie liderem ex-aequo.

11.03.2015, Stadion der Freundschaft, Chociebuż, widzów: 9587

2BL (25/34) Energie Cottbus [12.] - VfL Osnabrück [2.] 1:1 (1:0)

 

18' B. Maier 1:0

51' F. Kacik 1:1

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – F.Johnson 8, J.Projić 7, M.Charvet 6, D.Nowak 7 – S.Holzer 6, E.Tekkan 7, S.Zielinsky 7, M.Hoffmann 7 (70' M.Rost 7) – F.Kacik 7 (70' L.Suchy 7), R.Doveta 7 (80' W.Wasiliew 6)

 

GM: Fabian Johnson (O/DBP PL, VfL Osnabrück) - 8

Odnośnik do komentarza

W 26. serii spotkań kolejne trzy punkty czekały na podniesienie z murawy, bowiem przyjeżdżał do nas Stuttgarter Kickers, który jesienią na terenie rywala rozjechaliśmy 4:1. Zatem bez owijania w bawełnę zapowiedziałem na odprawie, że teraz również planem minimum/maksimum jest pewne zwycięstwo, bez żadnego gadania. Tym razem musiałem odesłać na trybuny przemęczonego Dovetę, a w jego miejsce wystawiłem Suchego, który w ostatnim czasie był bez formy.

 

Byłem niezmiernie ciekaw, czy i tego wieczoru damy sobie wcisnąć gola po kwadransie, ale o dziwo tak się nie działo. A w 20. minucie Johnson dopadł do wyłożonej przed pole karne piłki i zacentrował, po czym Kacik mimo asysty obrońcy w ekwilibrystyczny sposób podciął ją piętą, pakując w okienko bramki Kickers. Po tym wszystkim po raz kolejny rozpoczęliśmy festiwal irytującej nieskuteczności, zamiast wkopywać gościom kolejne bramki, wbrew moim poleceniom jakby ciągle zadowalając się marnym 1:0. W drugiej połowie im bliżej było końca, tym bardziej nerwowo powtarzałem Baljiciowi w rozmowach przy ławce trenerskiej, że żeby uspokoić sytuację i ukrócić rywali, cholernie dobrze byłoby wcisnąć im wreszcie tę drugą bramkę. I po raz kolejny miałem w tej materii całkowitą rację – w 71. minucie Hoffmann podał piłkę prosto do Flicka, następnie Zielinsky dograł ją Alissonowi, inicjując kontrę Kickers, na końcu której przy biernej postawie defensywy Westberg w fatalnym stylu dał się pokonać Obermanowi strzałem zza pola karnego, który uratował rywalom niezasłużony punkt.

 

Moi partacze już chyba przyzwyczajali się do moich częstych awantur po tego typu spotkaniach, tak więc chyba teraz nie byli zaskoczeni kolejnym zmieszaniem z błotem, po którym wyszedłem i trzasnąłem za sobą drzwiami.

 

– Je**ni królowie remisów! – warknąłem ponuro pod nosem, idąc w kierunku parkingu.

15.03.2015, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 17 549

2BL (26/34) VfL Osnabrück [1.] - Stuttgarter Kickers [10.] 1:1 (1:0)

 

20' F. Kacik 1:0

71' G. Oberman 1:1

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – F.Johnson 7, J.Projić 6, M.Charvet 7, D.Nowak 6 (70' M.Mörec 6) – S.Holzer 6 (72' P.Thomik 6), E.Tekkan 7, S.Zielinsky 7, M.Hoffmann 6 – F.Kacik 7, L.Suchy 7 (61' B.Oktay 7)

 

GM: Alessio Masini (DP, Stuttgarter Kickers) - 8

Odnośnik do komentarza

25 marca z reprezentacją Polski mieliśmy okazję podreperować dorobek punktowy i odkleić się w tabeli od Austrii, ponieważ w Chorzowie podejmowaliśmy reprezentację Armenii, a w tym samym czasie rzeczona Austria walczyć miała z Hiszpanią. Tym razem spośród bramkarzy kontuzjowany był Michał Górka, toteż oprócz Boruca i Janukiewicza do kadry tymczasowo dołączył Łukasz Fabiański. Poza tym na zgrupowaniu stawili się najlepszy polscy piłkarze, na jakich dotychczas opierałem drużynę.

 

Bramkarze:

– Artur Boruc (35 l., BR, Celtic Glasgow, 42/0);

– Łukasz Fabiański (29 l., BR, CSKA Moskwa, 5/0);

– Radosław Janukiewicz (30 l., BR, Vitesse, 1/0).

 

Obrońcy:
– Witold Cichy (29 l., LB, O PŚ, Wisła Kraków, 15/1);

– Dariusz Fornalik (23 l., O L, Fulham, 10/0);

– Tomasz Woźniak (22 l., O LŚ, OP LŚ, N, Newcastle, 20/2);

– Artur Kowalczyk (24 l., O Ś, Tottenham Hotspur, 21/2);

– Marcin Piotrowski (24 l., O Ś, Bayern Monachium, 34/0);

– Jakub Błaszczykowski (29 l., O/DBP/P P, Genk, 72/2);

– Adrian Gudewicz (27 l., O/DBP/OP P, Bari, 10/1).

 

Pomocnicy:
– Maciej Kwiatkowski (22 l., DP, Bolton, 9/1);
– Konrad Gołoś (32 l., DP P LŚ, Palermo, 41/4);
– Grzegorz Owczarek (22 l., P Ś, Osasuna, 3/1);

– Maciej Brodecki (20 l., OP PŚ, Atlético Madryt, 13/0);

– Mateusz Cieluch (27 l., OP PŚ, N Ś, SC Freiburg, 29/12);

– Wojciech Łobodziński (32 l., OP PŚ, N Ś, Karlsruher SC, 18/1);
– Euzebiusz Smolarek (34 l., OP PŚ, N Ś, Borussia Dortmund, 56/15);

– Dariusz Frankiewicz (28 l., OP LŚ, Birmingham, 32/5);

– Sebastian Mila (32 l., OP LŚ, Hearts, 72/5);

– Sławomir Peszko (30 l., OP LŚ, N Ś, Alemannia Aachen, 37/4);

– Piotr Szymański (23 l., OP Ś, Chelsea Londyn, 24/4);
– Mariusz Zganiacz (31 l., OP Ś, Deportivo, 52/8).

 

Napastnicy:
– Maciej Korzym (26 l., OP/N Ś, Sporting Lizbona, 32/25);
– Dawid Janczyk (27 l., N Ś, Bastia, 4/4);

– Tomasz Adamczyk (20 l., N, Liverpool, 14/7).

Odnośnik do komentarza

W ostatnim czasie nad reprezentacją zawisło jakieś fatum, przez co każdy bramkarz, który ujrzał swoje nazwisko na liście powołanych, mógł niepokoić się o zdrowie. W lutym kłopoty z urazami miał Janukiewicz, przy obecnej selekcji uziemiony był Górka, zaś teraz w ostatniej chwili Boruc praktycznie stracił bark i również on nie mógł stawić się na zgrupowaniu. W trybie awaryjnym zdecydowałem dowołać Tomka Kuszczaka z Cardiff, który za mojej kadencji jeszcze nigdy nie zagrał, tak więc i teraz miał tylko zabezpieczać nas na wszelki wypadek. W spotkaniu z Armenią postawiłem na młody środek pola w postaci duetu Szymański - Owczarek, co było delikatną przymiarką do nieuchronnej wymiany pokoleniowej. W bramce natomiast po raz pierwszy w meczu o punkty stanął Janukiewicz, a reszta składu nie była większym zaskoczeniem.

 

Zaskoczeniem była za to postawa Ormian, którzy bronili się nad wyraz zajadle i szczęśliwie, przez co cała pierwsza połowa była spisana na straty. Goście nie mieli kompletnie nic do powiedzenia, tyle tylko, że miałem wrażenie, jakbym przywiózł ze sobą z Osnabrücku koszmarną nieskutecznosć; dość powiedzieć, że już po dziesięciu minutach powinniśmy byli prowadzić nawet 2:0, ale przy zbyt nonszalanckim wykańczaniu akcji nic z tego nie wychodziło. Jakakolwiek strata punktów nie wchodziła absolutnie w grę, dlatego w szatni zdecydowałem ostro potrząsnąć drużyną, a przez moment rozważałem też zdjęcie z boiska Szymańskiego, który zebrał bezsensowną żółtą kartkę i groziła mu druga, lecz ostatecznie zostawiłem go na boisku.

 

Jak się okazało, bardzo słusznie. Początkowo co prawda zmarnowaliśmy dwie doskonałe sytuacje, tak że martwiłem się, iż padnie słabe 0:0, ale w 57. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, po którym piłkę z pola karnego na ślepo wybił Stiepanian, po czym dopadł jej Szymański, natychmiastowym rogalem wreszcie odsyłając ją do ormiańskiej bramki. Po tym wszystkim nastąpił bardzo długi przestój i cała seria blokowanych dośrodkowań, nie do końca precyzyjnych strzałów i zbyt dużej nonszalancji, przez którą próżno było wyczekiwać zmiany wyniku. Dopiero w 79. minucie po kolejnej z pozoru nieudanej centrze Stiepanian niespodziewanie sfaulował jednego z naszych zawodników, a Kowalczyk przypomniał sobie finał Mistrzostw Świata i z jedenastu metrów pewnie pokonał Osejana. Teraz mogliśmy już spać spokojnie, ale i tak już w doliczonym czasie raz jeszcze udokumentowaliśmy swoją przewagę, podobnie w osobie Szymańskiego, który kolejną bombą z okolic pola karnego po raz drugi tego wieczoru wpisał się na listę strzelców i dzięki niemu wynik wyglądał bardzo przyzwoicie.

25.03.2015, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 43 907; TV

EME (3/8) Polska [5.] - Armenia [136.] 3:0 (0:0)

 

57' P. Szymański 1:0

79' A. Kowalczyk 2:0 rz.k.

90+1' P. Szymański 3:0

 

Polska: R.Janukiewicz 7 – J.Błaszczykowski 7, A.Kowalczyk 8, M.Piotrowski 7, T.Woźniak 8 – M.Brodecki 8, G.Owczarek 7 (69' S.Peszko 7), P.Szymański ŻK 10, D.Frankiewicz 9 – M.Korzym 7 (81' E.Smolarek 7), D.Janczyk 6 (53' T.Adamczyk 7)

 

GM: Piotr Szymański (OP Ś, Polska) - 10

 

Austria zgodnie z oczekiwaniami nie podołała Hiszpanii, i porażka rywali 0:1 pozwoliła nam umocnić się na drugim miejscu w tabeli grupy 8., a tego bardzo było nam trzeba.

 

Ósma grupa:

1. Hiszpania – 9 pkt – 5:0

2. Polska – 7 pkt – 10:4

3. Austria – 4 pkt – 5:5

4. Litwa – 1 pkt – 1:6

5. Armenia – 1 pkt – 1:9

Odnośnik do komentarza

Na zakończenie marca mierzyliśmy się z kolejnym ligowym słabeuszem, który następny sezon najprawdopodobniej rozgrywał będzie w Regionallidze, zespołem Burghausen. Media przepowiadały gospodarzom sromotne lanie z naszych rąk, tak więc mieliśmy realne szanse na następny remis do kolekcji. Próbowałem szukać recepty na to, byśmy w końcu zaczęli strzelać więcej, niż tracimy, w ramach czego na lewym skrzydle od pierwszej minuty zagrał Rendina.

 

Spotkanie rozpoczęliśmy znakomicie, już w 2. minucie wykorzystując fatalne ustawienie rywali na tyłach, dzięki czemu wyszliśmy z liczebną przewagą trzech na dwóch, Holzer zagrał ze skrzydła do Kacika, Fitim zaś wyłożył piłkę Dovecie, a Roberto zrobił to, od czego w tym sezonie stronił, czyli zdobył gola! Nieco ponad dziesięć minut później Charvet w okolicach linii środkowej zgarnął górną piłkę do Tekkana, Ersan podał prostopadle przed pole karne do Kacika, który oddał strzał po ziemi, a robotę zrobił Doveta, który podniósł nogę przepuszczając piłkę, dzięki czemu zdezorientowany Pentke, nawiasem mówiąc były golkiper Osnabrücku, nie zdążył z interwencją. Wydawać by się mogło, że dwa do zera oznaczało marsz po pewne zwycięstwo, lecz ja jednak pamiętałem, że istnieją też wyższe remisy, niż 0:0 i 1:1. Tak oto w 39. minucie, gdy nic tego nie zapowiadało, rywale przeprowadzili jedną z niewielu swoich akcji, po której będący coraz bliżej listy transferowej Iavarone amatorsko minął się z piłką, pozwalając Ciliciowi łatwo wcisnąć ją do naszej bramki.

 

Włoch zatem wyleciał z boiska w przerwie, zastąpiony Mörcem, a Johnson został standardowo przesunięty na lewą flankę. Już w pierwszej akcji po wznowieniu gry Kacik zagrał fantastyczną piłkę na dobieg do Dovety, ale Roberto przypomniał sobie "stare" czasy i koncertowo schrzanił stuprocentową sytuację. Dziesięć minut później z kolei Tekkan łatwo zabrał piłkę defensorowi i ruszył sam na sam z bramkarzem, jednak zamiast iść do końca, bezmyślnie zaczął odbijać na prawo, co było równoznaczne z kolejną zmarnowaną szansą, tak że coraz bardziej pachniało golem wyrównującym dla gospodarzy. No i w 64. minucie pomogła im w tym nasza obrona – najpierw Albert, który już miał wygarnąć piłkę Ciliciowi, teatralnie się przewrócił, wpuszczając go w pole karne, a kiedy Westberg z trudem obronił strzał napastnika, tragiczny Albert z jeszcze bardziej tragicznym Charvetem pozwolili Gümüstasowi na skuteczną dobitkę i zgodnie z obranym przez moich piłkarzy scenariuszem łatwo roztrwoniliśmy dwie bramki przewagi.

 

A jednak cztery minuty później obrońcy przeciwnika wybili piłkę z pola karnego po wrzucie z autu Johnsona, ale na szesnastym metrze Tekkan z powrotem posłał ją głową na piąty metr, gdzie czekał niepilnowany Holzer, który przywrócił nam prowadzenie. Wydawało się, że pewnie dowieziemy je do końca lub podwyższymy, ale znowu moi kopacze dali dupy w końcówce, przez co w szatni sformułowanie "banda idiotów" było zdecydowanie najlżejszym w moim repertuarze; była 83. minuta, kiedy w zupełnie niezrozumiałych okolicznościach zaprosiliśmy rywali w nasze pole karne, a nieobstawiony przez nikogo Weiß na raty pokonał Westberga, realizując żelazny plan moich miernot.

 

Oczywiście mogliśmy jeszcze wygrać to spotkanie, ale z wielkim zaangażowaniem pilnowaliśmy remisu, a w doliczonym czasie Oktay otrzymał piękne podanie na wolne pole, po czym... podał piłkę bramkarzowi do rąk, wywołując u mnie napad dzikiej furii. Mogliśmy już powoli żegnać się z marzeniami o awansie, wraz z Freiburgiem i, o ironio, Burghausen będąc najczęściej remisującym klubem w lidze. Najsmutniejsze, że w ostatnim czasie ze zdecydowanie najsłabszymi jej zespołami.

29.03.2015, Wacker-Arena, Burghausen, widzów: 928

2BL (27/34) Wacker Burghausen [17.] - VfL Osnabrück [3.] 3:3 (1:2)

 

2' R. Doveta 0:1

13' G. Kovacević (WB) ktz.

14' F. Kacik 0:2

39' A. Cilić 1:2

42' A. Henriksen (WB) ktz.

64' M. Güstümas 2:2

68' S. Holzer 2:3

83' A. Weiß 3:3

 

VfL Osnabrück: Q.Westberg 7 – F.Johnson ŻK 7, S.Albert ŻK 7, M.Charvet ŻK 7, V.Iavarone 5 (46' M.Mörec 6) – S.Holzer 7, E.Tekkan 8, S.Zielinsky ŻK 7, C.Rendina 6 (65' M.Rost 7) – F.Kacik 8, R.Doveta 8 (84' B.Oktay 7)

 

GM: Armin Cilić (N, Wacker Burghausen) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...