Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Zostałem tylko ze względu na ciekawie zapowiadające się letnie transfery, ale bardzo możliwe, że nie wytrzymam do końca sezonu.

 

---------------------------------------------

 

Wciąż wściekły na moich kretynów przygotowywałem zespół do derbowego pojedynku z Napoli, jednym z bardziej nielubianych w Avellino klubów. W akcie desperacji wyciągnąłem z rezerw Andreę Balzano, o którego do tej pory zabijali się chętni na współwłasność, a mimo zaledwie 18 lat był wyceniany już na 2 600 000 euro. Pragnąłem pokonać naszych odwiecznych rywali, więc oznaczało to ni więcej tyle, że drużyna zrobi mi na złość.

 

Po kilku kolejkach słabszej frekwencji, Partenio znacząco wypełniło się tym razem kibicami, aż Napoli wyszło wyraźnie cofnięte. Nie ryzykowałem otwartej gry, ale mimo to byliśmy zespołem minimalnie lepszym. W 12. minucie Kwiatkowski błysnął udanym przechwytem, szczęśliwie wychodząc na czystą pozycję, lecz po długim rajdzie przez pół boiska Maćkowi zabrakło już precyzji, by pokonać Rubinho. Co rusz wywalczaliśmy rzuty rożne i ostrzeliwaliśmy bramkę przyjezdnych, w końcu jednak w 35. minucie Aquino przeciął podanie Danucciego, a najsłabszy na boisku Zamboni jak skończony szmaciarz trzymał się z dala od Griagulo, pozwalając smarkaczowi na otwarcie wyniku.

 

W przerwie przeprowadziłem od razu dwie zmiany, wpuszczając na boisko Radovanovicia i Vicarego, ale Salvatore rozegrał fatalne 45 minut, w rezultacie mając się czego obawiać w trakcie posezonowej czystki. Szybko zrozumiałem, że mecz jest przegrany, zwłaszcza, że już w 64. minucie musiałem zdjąć Rezeka, gdy swoim rachitycznym zagraniem, które skończyło się na trybunach, wyczerpał moją cierpliwość – takie numery to w polskiej okręgówce, a nie w Serie B. Jednak i bez tego spotkanie kończylibyśmy w dziesięciu, bo w 88. minucie, gdy kontuzji doznał Falk-Olander, i tak miałbym wykorzystane wszystkie roszady. Goście wykorzystali jeszcze przewagę liczebną, ale pomógł im w tym Zamboni, po raz drugi skrupulatnie utrzymując dystans powyżej metra między nim a Giargulo.

 

Na trybunach było o krok od burd, służby bezpieczeństwa Avellino do późnego wieczora czuwały na ulicach miasta, a dla Zamboniego definitywnie był to ostatni mecz w barwach Wilków, nawet w przypadku plagi kontuzji. Zaczynaliśmy nadrabiać okropny wypadek przy pracy, jakim były zwycięstwa nad Triestiną i Sangiovannese, ostatecznie uspokajając niepoprawnych optymistów, którzy przebąkiwali o barażach.

11.03.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 27 988; TV

B (33/42) Avellino [14.] - Napoli [9.] 0:2 (0:1)

 

35' M. Giargulo 0:1

88' M. Falk-Olander (A) ktz.

90+1' M. Giargulo 0:2

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Zamboni 5, A.Balzano 6, M.Falk-Olander Ktz ŻK 6, G.Morabito 6 – D.Dessena 6 (46' S.Vicari 5), C.Danucci 6, M.Kwiatkowski 6, J.Rezek 7 (64' S.Del Nero 6) – R.Lattanzio 6 (46' I.Radovanović 7), R.Maniero 7

 

GM: Martino Giargulo (N, Napoli) - 9

Odnośnik do komentarza

Ech, widzę, że reprezentujemy całkowicie odmienny styl reagowania na boiskowe wydarzenia ;) Ja, po przegranym w podobnych okolicznościach (i nawet w identycznym stosunku) meczu z Colorado w rozmowie pomeczowej powiedziałem jedynie, że pomimo słabej skuteczności moi piłkarze rozegrali dobry mecz, a jedyne uwagi (ale też spokojnym tonem) skierowałem do dwójki, która popełniła najwięcej błędów. Na zwolnienie zawodnika nawet po trzech-czterech słabszych występach też bym się nie zdecydował, raczej jestem zwolennikiem dawania drugiej, a jeśli zajdzie taka potrzeba to i trzeciej szansy (oczywiście, jeśli zawodnik też dostrzega problem i chce coś z tym zrobić). Gdy naprawdę nie potrafi się przełamać, wówczas daję mu zagrać ze dwa spotkania w rezerwach dla odbudowania morale.

Odnośnik do komentarza

Serie B to już wysoki poziom i wymagam od zawodników pełnego profesjonalizmu oraz poświęcenia. Obrońca, który przez pół boiska biegnie bok w bok z zawodnikiem przy piłce i nie raczy nawet spróbować odebrać mu futbolówki, choć wie, że w przypadku braku reakcji ten zdobędzie gola, nie zasługuje na grę nawet w rezerwach mojego zespołu. Cavallo jestem skłonny dać jeszcze jedną szansę, bo jest młody, ale Bonetto to już rutyniarz i takie numery go dyskwalifikują, a to już nie pierwszy raz, kiedy swoją grą nie wnosił nic, a nawet nam ujmował. Frajerską porażkę z Lucchese (roztrwonienie dwubramkowej przewagi) można porównać do wtopy z Wyspami Owczymi.

 

Ja nigdy nie chwalę zespołu po przegranej ze słabszym przeciwnikiem, bo wtedy zawodnicy nabiorą przekonania, że rozdawanie rywalom prezentów jest w porządku i takie sytuacje będą się powtarzać.

Odnośnik do komentarza

Zachwyceni po zaskakująco udanej jesieni kibice reprezentacji Polski ze zniecierpliwieniem wyczekiwali marcowej tury spotkań eliminacji EURO 2012, w której czekał nas wyjazd na Kaukaz do Azerbejdżanu. Trzy punkty brałem w tym przypadku w ciemno, dlatego urazy Ebiego Smolarka i Sławomira Peszki, przez które nie mogłem z nich skorzystać, nie miały być aż tak wielkim osłabieniem, jakim byłyby w przypadku głównych rywali w walce o wyjazd do Szkocji i Walii. W miejsce tej dwójki zdecydowałem powołać Wojciecha Łobodzińskiego i Macieja Korzyma.

 

Niestety dowiedziałem się również, że pomimo świetnej formy w reprezentacji, Krzysztof Ulatowski, nasz strzelec wyborowy, po obecnym sezonie postanowił zawiesić buty na kołku. Na nic zdały się moje próby przekonania go do zmiany decyzji, które argumentowałem nawet tym, że jeżeli wstrzyma się tylko rok, być może będzie mógł uświetnić swoje przejście na sportową emeryturę występem na Mistrzostwach Europy.

 

 

Bramkarze:

– Marcin Bęben (31 l., BR, CSKA Sofia, 3/0);

– Artur Boruc (30 l., BR, Celtic Glasgow, 31/0);

– Tomasz Kuszczak (28 l., BR, Blackburn, 2/0).

 

Obrońcy:

– Paweł Golański (28 l., LB, O Ś, DP, Legia Warszawa, 5/0);

– Piotr Celeban (25 l., O PŚ, Portsmouth, 9/0);

– Jakub Rzeźniczak (24 l., O PŚ, Partizan Belgrad, 11/0);

– Mirosław Sznaucner (31 l., O PLŚ, DP, Korona Kielce, 11/1);

– Artur Kowalczyk (20 l., O Ś, Tottenham, 3/0);

– Mitar Peković (29 l., O Ś, Wisła Kraków, 6/0);

– Marcin Piotrowski (20 l., O Ś, Bayern Monachium; 3/0);

– Łukasz Szukała (26 l., O Ś, FC Basel, 6/0);

– Mariusz Lewandowski (31 l., O Ś, DP, Szachtar Donieck, 54/1);

– Paweł Kaźmierczak (23 l., O/DBP L, DP, Amiens, 1/0);
– Jakub Błaszczykowski (25 l., O/DBP/P P, Club Brugge, 37/0).

 

Pomocnicy:

– Konrad Gołoś (28 l., DP, P LŚ, Atalanta, 17/0);

– Tadeusz Kaczor (27 l., P PŚ, 1860 Monachium, 9/0);

– Mateusz Cieluch (23 l., OP PŚ, N Ś, Reggina, 2/3);

– Wojciech Łobodziński (28 l., OP PŚ, N Ś, Karlsruher SC; 2/0 U-21);

– Dariusz Frankiewicz (24 l., OP LŚ, Wisła Kraków, 8/2);

– Sebastian Mila (28 l., OP LŚ, Austria Wiedeń, 50/4);

– Piotr Szymański (19 l., OP Ś, Real Madryt, 3/0);

– Mariusz Zganiacz (27 l., OP Ś, Deportivo, 22/2).

 

Napastnicy:

– Maciej Korzym (22 l., OP/N Ś, Blackburn, 18/9 U-21);

– Marcin Woźniak (19 l., OP/N Ś, Lleida, 1/0);

– Grzegorz Rasiak (32 l., N, Southampton, 30/7);

– Krzysztof Ulatowski (30 l., N, AEK Ateny, 5/6).

Odnośnik do komentarza

Z zadowoleniem mogłem stwierdzić, że mam inteligentnych i pracowitych scoutów. Dzięki ich obserwacjom za 800 000 euro dołączy do nas brazylijski obrońca Felipe (25 l., O Ś, Brazylia) z Toulouse, a na prawie Bosmana Manuel De Gennaro (23 l., O P, Włochy; U-19) z Lugano i napastnik Igor (23 l., N, Brazylia) z Regginy.

 

 

Jeszcze przed zgrupowaniem reprezentacji pojechaliśmy do Monzy, ale nie w celu zwiedzania legendarnego toru, a na spotkanie 34. kolejki Serie B. Gospodarze z dziewięciopunktową stratą do bezpiecznej pozycji zaczynali już pomału tracić wiarę w utrzymanie, zaś ja, by w ciągu 90 minut jeszcze bardziej ich zdołować, wystawiłem na prawej obronie powracającego po kontuzji Koendersa, a na środku pomocy Cabaye, by dać trochę odpocząć Kwiatkowskiemu. Mój wyraz twarzy w trakcie odprawy bez słów dał drużynie jasno do zrozumienia, że podobnego blamażu, jak z Lucchese, tolerował nie będę.

 

Już po trzech minutach skrzydła podciął nam jednak sędzia De Faveri; po koszmarnym błędzie – nihil novi – całej naszej obrony, która zbiegła się w jednym miejscu, Zanetti urwał się z solowym rajdem, tak że Danucci był zmuszony ratować sytuację faulem, a arbiter zignorował fakt, że gdyby napastnik Monzy minął Ciro, drogę zabiegałoby mu jeszcze dwóch naszych zawodników, i wyciągnął przesadzoną czerwoną kartkę. Monza momentalnie zepchnęła nas do obrony, chwilami rozpaczliwej, a ratował nas niemal wyłącznie świetny Tarantino. W końcu jednak w 25. minucie gospodarze tak zapuścili się na naszą połowę, że Maniero wystarczyło jedno mocne zagranie głową, by Lattanzio ruszył z samotną kontrą przez pół boiska, nie dał się zatrzymać Pistillo, po czym w sytuacji sam na sam oszukał bramkarza chytrym strzałem na krótki słupek. Po tym trafieniu wciąż pełne ręce roboty miał Tarantino, dlatego gwizdek na przerwę odebrałem z nieskrywaną ulgą.

 

W przerwie ściągnąłem Maniero, by grać czwórką w pomocy, ponieważ rywale mieli tutaj zbyt wiele miejsca, a lukę uzupełnił rekonwalescent Dahl. Teraz potrafiliśmy już otwarcie stawić czoła gospodarzom, natomiast w 61. minucie Pistillo podciął już prawie wychodzącego sam na sam Lattanzio – miałem pretensje do sędziego, że i teraz, gdy sytuacja była o wiele bardziej ewidentna, sięgnął tylko po żółtą kartkę, zamiast czerwonej, lecz po chwili machnąłem na to ręką, ponieważ Czech Rezek uderzył perfekcyjnie z wolnego i nasze szanse na sukces wzrosły. Pamiętałem, jak było z Lucchese, dlatego zachowywałem stoicki spokój. Tym razem nie było czym się martwić, bo w 73. minucie Cabaye przy linii bocznej zabrał piłkę Coulibalemu i popędził co sił na bramkę, po czym bez trudu pokonał Brunoniego. Monza była już na deskach, ale w naszym programie znalazł się nasz obowiązkowy punkt, czyli niepotrzebna strata bramki, której autorem w 85. minucie został Giacomini po błędzie Jeana. Nadal nasz licznik spotkań zakończonych z czystym kontem wynosił marne cztery, za to o kolejne trzy punkty zmalał licznik "oczek" potrzebnych do zapewnienia utrzymania w lidze. Jedynym zawodnikiem w ponurym nastroju był Montalbo, który swoim kolejnym w tym sezonie fatalnym występem zafundował sobie miejsce w zespole rezerw.

20.03.2011, Stadio Brianteo, Monza, widzów: 660

B (34/42) Monza [21.] - Avellino [15.] 1:3 (0:1)

 

3' C. Danucci (A) czrw.k.

25' R. Lattanzio 0:1

61' J. Rezek 0:2

73' Y. Cabaye 0:3

85' F. Giacomini 1:3

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.Koenders 7, A.Balzano 8, A.Jean 8, G.Morabito 7 – D.Dessena 7, C.Danucci CzK 5, Y.Cabaye 8 (87' S.Del Nero 7), J.Rezek 8 – R.Lattanzio 8 (77' A.Montalbo 5), R.Maniero 7 (46' A.Dahl 7)

 

GM: Andrea Balzano (O Ś, DP, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Już przebywając na zgrupowaniu telefonicznie załatwiłem jeszcze dwa kolejne transfery, decydując się na dodatkowego napastnika w osobie reprezentanta Peru Juana Diego González-Vigila (26 l., N, Peru; 19/5) oraz wyciągniętego z Torino za 95 000 euro lewego obrońcę Giuseppe Scaturro (24 l., O L, Włochy; 4/0 U-21). Dotarły do mnie również świetne informacje, że Wydział Dyscypliny włoskiego ZPN-u przychylił się do mojej opinii, że czerwona kartka dla Danucciego w meczu z Monzą była niesłuszna i pozytywnie rozpatrzył złożone przeze mnie odwołanie, anulując karę zawieszenia.

 

 

Polskie media nie potrafiły ciągle chwalić reprezentacji, dlatego mocno rozpisywano się o pominięciu przeze mnie w powołaniach Saganowskiego i... Wichniarka. O ile o Marku mogłem zapomnieć, o tyle Artur był już praktycznie emerytem. Nie komentowałem jednak tych zarzutów, bo wolałem skupić się na rozwiązaniu problemu ze składem, w którym wielu kluczowych zawodników było przemęczonych, w rezultacie czego i bez kontuzji na murawę stadionu w Baku wyszliśmy jeszcze bardziej osłabieni, niż to pierwotnie miało być.

 

Doskonale było to widać na boisku. Azerbejdżan zaczął z wielkim animuszem, przez co gospodarze zepchnęli nas do obrony i nie licząc może dwóch przypadkowych wypadów, przez większość pierwszej połowy nie przekroczyliśmy linii środkowej boiska. W tym czasie dwukrotnie z rzutów wolnych groźnie uderzał Weliew, w obu przypadkach przenosząc piłkę nad poprzeczką, a raz w beznadziejnej sytuacji uratował nas Boruc. A jednak w ostatniej minucie doliczonego czasu urwaliśmy się z pierwszą porządną kontrą, Gołoś dalekim podaniem uruchomił Ulatowskiego, ten wycofał do Celebana, który posłał wrzutkę spod linii bocznej, a niepilnowany Cieluch fantastyczną główką wpakował Azerom gola do szatni. Był to kluczowy moment spotkania.

 

Po przerwie uzyskaliśmy już przewagę, przenosząc ciężar gry zdecydowanie w stronę bramki Gurbanowa. Atakowaliśmy głównie lewą flanką, gospodarze powoli zaczynali się gubić, aż wreszcie w 62. minucie wznawialiśmy grę rzutem z autu na połowie Azerów, Frankiewicz elegancko okręcił się z piłką przy linii bocznej, po czym ostro zacentrował, a Gurbanow niepotrzebnie wyszedł z bramki, dzięki czemu Cieluch podciął futbolówkę głową, z niemal zerowego kąta zdobywając swojego drugiego gola. Mecz był rozstrzygnięty, i choć nie było pogromu outsiderów, wynik ten przyjąłem z zadowoleniem, ponieważ Azerbejdżan zagrał bardzo ambitne spotkanie, długimi minutami nadrabiając sportowe braki uporem i determinacją.

26.03.2011, Tofik Bachramow Republican Stadium, Baku, widzów: 31 671; TV

EME (6/12) Azerbejdżan [182.] - Polska [28.] 0:2 (0:1)

 

45' I. Hammerschmidt (AZE) ktz.

45+3' M. Cieluch 0:1

62' M. Cieluch 0:2

 

Polska: A.Boruc 7 – P.Celeban 8, M.Peković 8, M.Piotrowski 8, P.Kaźmierczak 7 – W.Łobodziński 7 (72' J.Błaszczykowski 7), K.Gołoś ŻK 8, M.Zganiacz 7 (63' P.Szymański 7), D.Frankiewicz 7 – K.Ulatowski 7 (79' M.Woźniak 6), M.Cieluch ŻK 8

 

GM: Marcin Piotrowski (O Ś, Polska) - 8

 

Po zakończonym meczu mieliśmy jeszcze więcej powodów do radości, ponieważ rywale zagrali dla nas. W dwóch pozostałych spotkaniach naszej grupy Chorwacja zremisowała 1:1 z Irlandią, co oznaczało, że te dwie reprezentacje już praktycznie eliminowały się nawzajem z poważnej walki o awans, natomiast w Belfaście Irlandia Północna dokonała historycznego wyczynu, pokonując Niemcy 2:0. Dzięki takiemu obrotowi spraw mieliśmy już sześć punktów przewagi nad grupą pościgową.

 

Druga grupa:

1. Polska – 16 pkt – 14:5

2. Niemcy – 10 pkt – 14:8

3. Łotwa – 10 pkt – 12:8

4. Irlandia Północna – 9 pkt – 7:9

5. Irlandia – 8 pkt – 8:7

6. Chorwacja – 7 pkt – 9:11

7. Azerbejdżan – 0 pkt – 2:18

Odnośnik do komentarza

Z Azerbejdżanu udałem się prosto do Włoch, ponieważ już dzień po spotkaniu eliminacyjnym podejmowaliśmy Rimini na Partenio. Dzięki pozytywnego rozpatrzeniu odwołania przez Wydział Dyscypliny mogłem wystawić niezmieniony skład z poprzedniego meczu, wprowadzając jedynie drobne zmiany w obsadzie ławki rezerwowych.

 

Patrząc na tłumy, jakie stawiły się na Partenio i wypełniły trybuny, zastanawiałem się, czy Rimini nie jest czasem kolejnym klubowym rywalem Biancoverdi, ale Cangelosi powiedział, że nic z tych rzeczy. Niesieni głośnym dopingiem śmiało atakowaliśmy, skutecznie tłamsząc faworyzowanych gości, czego efektem w kilku pierwszych minutach był niecelny strzał Lattanzio, z trudem odbite przez bramkarza uderzenie Cabaye, czy groźna próba z dystansu w wykonaniu Francuza. W 23. minucie zaatakowaliśmy lewym skrzydłem, Rezek precyzyjnym podaniem wyprawił Maniero w szesnastkę Rimini, a gdy Riccardo szykował się już do oddania strzału, bezceremonialnie wjechał w niego Tassi, za co otrzymał czerwoną kartkę. Do rzutu karnego podszedł Dessena, pewnym strzałem przy słupku nie dał szans Agliardiemu i znaleźliśmy się w niezłej sytuacji. Danucciemu nie dane było niestety rozegrać kompletnego meczu, bowiem po półgodzinie opuścił boisko z urazem karku.

 

W drugiej połowie grające w osłabieniu Rimini długo czaiło się za podwójną gardą, dopiero na kwadrans przed końcem stawiając wszystko na jedną kartę przejściem na bardzo ofensywne ustawienie. By nie dawać naszym obrońcom szansy na popełnienie kolejnego rażącego błędu, jakie to były w tym sezonie naszą specjalnością, staraliśmy utrzymywać się przy piłce na połowie Rimini i kraść czas, jak tylko się da. Skutecznie realizowaliśmy ten plan, zaś w doliczonym czasie krążący w bocznej strefie boiska Maniero dostrzegł przed polem karnym zupełnie niepilnowanego Jeana, wysunął mu piłkę, a nasz francuski obrońca rąbnął bez przyjęcia, malowniczym rogalem pakując ją w okienko bramki Agliardiego, czym rozstrzygnął losy spotkania. Arnaud zdobył tym samym swojego pierwszego gola dla Wilków, a my piąty raz w tym sezonie skończyliśmy mecz bez straty bramki.

27.03.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 20 844

B (35/42) Avellino [13.] - Rimini [6.] 2:0 (1:0)

 

23' F. Tassi ( R ) czrw.k.

23' D. Dessena 1:0

31' C. Danucci (A) ktz.

90+1' A. Jean 2:0

 

Avellino: F.Tarantino 8 – M.Koenders 8, A.Balzano 8, A.Jean 8, G.Morabito 8 – D.Dessena 8, C.Danucci Ktz 7 (31' A.Dahl 7), Y.Cabaye 7, J.Rezek 7 (80' M.Memoli 7) – R.Lattanzio 7 (73' I.Radovanović 7), R.Maniero 8

 

GM: Daniele Dessena (P PŚ, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Nie mam pojęcia, jakim cudem Janas notował tak "rewelacyjne" wyniki.

 

--------------------------------------------

 

Marzec 2011

 

Bilans (Avellino): 2-0-2, 7:6

Serie B: 11. [-5 pkt do Cagliari, +1 pkt nad Verona]

Coppa Italia: –

Finanse: -1,81 mln euro (-456 tys. euro)

Gole: Riccardo Maniero (12)

Asysty: Daniele Dessena (14)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 2:0

Eliminacje ME 2012: 1. [+6 pkt nad Niemcami]

Ranking FIFA: 28. [+1]

 

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+8 pkt]

Austria: Austria Wiedeń [+4 pkt]

Francja: Nantes [+8 pkt]

Hiszpania: FC Barcelona [+1 pkt]

Niemcy: Hertha BSC Berlin [+7 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+0 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+0 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+8 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+3 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/8 finału, 0:2 i 2:3 z Realem Madryt; out

 

Reprezentacja Polski:

- 26.03, eliminacje ME 2012, Azerbejdżan - Polska, 0:2

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1441], 2. Anglia [1357], 3. Hiszpania [1229], ..., 29. Polska [652]

Odnośnik do komentarza

Trzeciego kwietnia graliśmy na wyjeździe z walczącym o przetrwanie Treviso, które miało tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową i gospodarze nie mogli sobie pozwolić na żadne potknięcia. Uraz Danucciego wykorzystałem, by dać szansę gry Picolino, a ten zarazem miał okazję pokazać, że jednak jednak jest potrzebny drużynie.

 

Było widać na boisku, że Treviso broni się przed spadkiem. W większości spotkań sezonu na ogół musieliśmy się bronić i walczyć o przetrwanie, a teraz prowadziliśmy grę i to rywale musieli martwić się o swoje tyły. Po 12. minutach obiecującej przewagi Dessena przeciął na skrzydle podanie do Reale, szybko wysunął do Lattanzio, a Riccardo uniknął wślizgu Petrosino, wyszedł sam na sam z Romano i zamiast strzelać siłowo, przerzucił piłkę nad wychodzącym bramkarzem.

 

Po przerwie nadal byliśmy zespołem lepszym, ale zaczęliśmy partaczyć liczne okazje, niczym zespół z Serie D. W 55. minucie Maniero wypracował sobie dobrą pozycję, lecz strzelił ponad bramką, chwilę później to samo uczynił Cabaye, dwadzieścia minut przed końcem Lattanzio wyszedł na wolne pole tylko po to, by wstrzelić się prosto w Romano, a wprowadzony na boisko Kwiatkowski w sytuacji sam na sam słabiutkim strzałem z pięciu metrów nie sprawił bramkarzowi Treviso najmniejszego problemu. Tylko czekałem, aż się to na nas zemści, aż w końcu w 78. minucie, kiedy powinniśmy prowadzić już 5:0, Scartozzi zagrał do niepilnowanego Pinny, który w przeciwieństwie do moich zawodników zjadł porządne śniadanie i bez trudu pozbawił nas zasłużonego zwycięstwa. Klasyczne Avellino wróciło.

03.04.2011, Stadio Omobono Tenni, Treviso, widzów: 20 358

B (36/42) Treviso [19.] - Avellino [11.] 1:1 (0:1)

 

12' R. Lattanzio 0:1

78' S. Pinna 1:1

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Koenders 6, A.Balzano 7, A.Jean 7, G.Morabito 6 – D.Dessena 7, R.Picolino 7 (76' M.Kwiatkowski 6), Y.Cabaye 7, J.Rezek 7 (79' M.Memoli 6) – R.Lattanzio 8, R.Maniero 7 (62' S.Del Nero 6)

 

GM: Riccardo Lattanzio (N, Avellino) - 8

Odnośnik do komentarza

Spotkanie, w którym podejmowaliśmy Hellas Verona, było ostatnim z naszym udziałem, które transmitowała na żywo ogólnokrajowa telewizja. Dodatkowo na stadionie zjawiła się imponująca liczba kibiców, więc tym bardziej miałem obawy przed tym meczem, jak się okazało po 90 minutach, w pełni uzasadnione.

 

Po słabym pojedynku z Treviso kontuzji doznał Balzano, więc w uzupełnieniu środka obrony musiałem wybierać pomiędzy rozdającym prezenty Cavallo a Falk-Olanderem. Ostatecznie zdecydowałem wystawić Szweda, czego później bardzo żałowałem, ale to dopiero okazało się pod koniec. Określani przez ekspertów faworytem wieczornego starcia potwierdzaliśmy te prognozy, w 9. minucie konstruując akcję środkiem boiska, po której Cabaye z podania Picolino zagrał między obrońców do Maniero, który z linii pola karnego płaskim strzałem mimo asysty obrońcy pokonał Pegolo. Już po sześciu minutach Hellas ruszył jednak i ze swoim natarciem, a przy wrzutce Danny'ego obrona wpuściła między siebie Bueno, pozwalając mu wyrównać na 1:1.

 

Później okazało się, że koszmarna nieudolność w wykańczaniu akcji przeciwko Treviso nie była tylko jednorazowym wybrykiem, a zawlekliśmy tę grypę również na Partenio. Już w pierwszej akcji po rozpoczęciu drugiej połowy wrzutka Desseny znalazła na piątym metrze Cabaye, który miał obowiązek zdobyć gola, ale jakimś cudem zdołał spudłować. Kwadrans przed końcem w podobnych okolicznościach, tym razem głową, z najbliższej odległości strzelał Maniero, lecz ten władował piłkę prosto w Pegolo. Tego wieczoru konsekwencje były jednak o wiele poważniejsze, niż przed tygodniem – w 88. minucie nasza defensywa popełniła swój firmowy błąd, czyli środek wyszedł do przodu, a flanka złamała linię spalonego, zaś pędzącego sam na sam Buono bezmyślnie wyciął Falk-Olander, nie tylko ofiarując Veronie rzut karny, ale i uniemożliwiając nam walkę o szybkie odrobienie straty czerwoną kartką. Jedenastkę na zwycięskiego gola spokojnie zamienił Lembo i to było na tyle, choć jak na złość w doliczonym czasie raz jeszcze w bramkarza wstrzelił się Maniero.

 

Falk-Olander za swoją głupotę został ukarany wstrzymaniem tygodniówki i powinien się cieszyć, że tylko na tym się skończyło, bo odkąd zjawił się w klubie, nie zachwycał. Nie było wskazanym, by naszymi meczami interesowała się telewizja, ponieważ z pięciu transmitowanych na żywo spotkań przegraliśmy wszystkie pięć.

11.04.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 24 292; TV

B (37/42) Avellino [12.] - Hellas Verona [14.] 1:2 (1:1)

 

9' R. Maniero 1:0

15' D. Bueno 1:1

88' M. Falk-Olander (A) czrw.k.

89' A. Lembo 1:2 rz.k.

 

Avellino: F.Tarantino 6 – M.Koenders 6, M.Falk-Olander CzK 4, A.Jean 6, G.Morabito 6 – D.Dessena 6, R.Picolino ŻK 7, Y.Cabaye 7 (77' M.Kwiatkowski 7), J.Rezek 6 (62' M.Memoli 6) – R.Lattanzio 6 (69' S.Del Nero 6), R.Maniero 7

 

GM: Daniel Bueno (OP/N Ś, Hellas Verona) - 8

Odnośnik do komentarza

Falk-Olander błysnął niecodzienną głupotą, po mojej ostrej reakcji na zrujnowanie nam przez niego spotkania z Veroną wdając się ze mną w pyskówkę, że niby zagrał dobre spotkanie i nie zasłużył na ukaranie. Było to wierutną bzdurą, która dowodziła, że Szwed jest zbyt zapatrzony w siebie, co na razie skończyło się dla niego zesłaniem do rezerw i postawieniem jego przyszłości w klubie pod wielkim jak wulkany na Sycylii znakiem zapytania.

 

 

Kolejny raz musiałem zmieniać skład personalny defensywy, decydując się na rekonwalescenta Balzano. Oprócz tego na lewej pomocy za słabnącego z kolejki na kolejkę Rezeka wystawiłem Memolego, a w ataku obok Maniero zestawiłem Del Nero. Nie spodziewałem się jednak cudów, bo na Partenio zameldowała się ostro walcząca o powrót do Serie A Genoa, tak więc przy obecnym załamaniu formy byliśmy skazani na porażkę.

 

Szybko się to zaczęło potwierdzać i zaraz na początku żółtą kartkę na dzień dobry złapał Del Nero, a w 4. minucie Balzano zgubił krycie Diego Milito, który zdecydował się na kiepski strzał z pierwszej piłki zza szesnastki – Tarantino nie miał prawa przepuścić tej szmaty, ale jednak to zrobił i już na starcie postawiliśmy się w beznadziejnej sytuacji. Przez resztę pierwszej połowy w ataku nie istnieliśmy, a Genoa pilnowała tylko wyniku, szukając drugiego gola dopiero po przerwie. I bez problemu go znalazła, ponieważ w 57. minucie potwierdziło się, że nasza obrona to w tym sezonie wielka kupa gówna i po crossie Utaki nasze niedorajdy znowu nie upilnowały Milito, który wręcz świetnie się bawił podwyższając na 2:0. Było po zawodach.

 

Od tej pory mieliśmy ciągle pod górkę. Kwiatkowski wszedł na boisko z ławki i zaraz opuszczał je z powodu kontuzji, gra się nie kleiła, zaś ja dopisywałem ze wzruszeniem ramionami kolejną porażkę. Jednak z czasem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. W 79. minucie broniliśmy się przed kolejnym natarciem Genoi, kiedy niespodziewanie Koenders potężnym wykopem wybił piłkę Rodrigo Pauliście, szczęśliwie wypuszczając rezerwowego Rezeka za defensywę gości, a Czech świetnie dograł przed bramkę Maniero, który wkopał kontaktowego gola. Chwilę później musieliśmy grać w dziesięciu w wyniku urazu Jeana, toteż nawet nie marzyłem o bramce wyrównującej. Zupełnie przeciwnie toczyła się sytuacja na boisku i w 86. minucie drogę Rezekowi zagrodził obrońca, lecz Jan przytomnie odegrał do pędzącego Lattanzio, a Riccardo w pełnym biegu wpadł w pole karne i wyrównał na 2:2! Odebraliśmy Genoi pewne zdawałoby się zwycięstwo, i to grając w osłabieniu, czego się za nic nie spodziewałem, ponadto tym zrywem zapewniliśmy sobie spokojne utrzymanie w Serie B.

17.04.2011, Stadio Partenio, Avellino, widzów: 10 504

B (38/42) Avellino [13.] - Genoa [4.] 2:2 (0:1)

 

4' D. Milito 0:1

57' D. Milito 0:2

67' M. Kwiatkowski (A) ktz.

79' R. Maniero 1:2

82' A. Jean (A) ktz.

86' R. Lattanzio 2:2

 

Avellino: F.Tarantino 7 – M.Koenders 7, A.Balzano 6, A.Jean Ktz 7, G.Morabito 5 – D.Dessena 5 (58' M.Kwiatkowski Ktz 6, 67' J.Rezek 7), R.Picolino ŻK 6, Y.Cabaye 7, M.Memoli 7 – S.Del Nero ŻK 6 (46' R.Lattanzio 8), R.Maniero 7

 

GM: Diego Milito (N, Genoa) - 8

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...