Skocz do zawartości

Historia rodem z dzielni


Buli

Rekomendowane odpowiedzi

Byłem po kilku piwach, więc tylko spojrzałem na fax, czy coś przyszło i położyłem się spać...


Pobudka, gorący prysznic, gorący budyń i... brak Jurego. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na smsy. On w końcu też się nawalił a na dodatek był z laskami, więc pomyślałem ze wróci na mecz. Mecz z 14 w lidze Altrincham miał być kolejnym spotkaniem, w którym zdobędziemy 3 punkty - głupie myślenie nałogowego gracza w Football Managera. Najpierw trzeba było przeanalizować rywala, pózniej wybiec na boisko, wywalczyć wygraną i wtedy można by mówić o tym, że zdobyliśmy komplet punktów. Co o samych gościach ? Cały sezon grają standardowym 4-4-2, co w miarę nam odpowiada, bo większość grających w tej lidze tym ustawieniem a jak widać idzie nam niezle. Personalnie zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet wyglądają lepiej od nas, zwłaszcza w środku pola mają piłkarzy, którzy potrafią przetransportować piłkę do napastnika.


Chambers - Death, Dennis, Francis, Lampe - Milton, Kingsmill, Abdullahi (Johnson 45), Walter-Lassen (Baker 64), Spence - Sheppard (Sappleton 64)


Jakoś nie swojo czułem się wchodząc na stadion, znów zamiast żywiołowego dopingu piknik. Brakowało Jurego, który nie przyjechał na mecz, wciąż nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Na czas meczu odsunąłem od siebie myśli o kumplu i skupiłem się tylko na wygraniu tego spotkania. Początkowa faza obfitowała w ostre wejścia w nogi moich graczy. Goście szybko łapali żółte kartki. Chciałbym, żeby nasz zespół zapamiętano w tej pierwszej połowie nie z ostrej, ale z ładnej i ofensywnej gry. Kibice zapamiętają jednak tylko Chambersa, który dwa razy wyratował nam dupę z beznadziejnych sytuacji.


Przerwa: Co Wy kurwa wyprawiacie ? Nie dostosowujcie się do poziomu kibiców i się obudzcie, bo wtopimy. Johnson szykuj się, wchodzisz za Abdullahiego. Trzeba nam więcej ofensywnych ludzi w środku a Abdul nie czuje się najlepiej w ataku.


Johnson zawsze potrafił zrobić coś, co odmienia stan meczu. Lecz gdy widziałem nieporadność moich piłkarzy, na pół godziny przed końcem dokonałem kolejnych dwóch zmian. Ile trzeba było czekać na potwierdzenie mojego nosa do zmian ? Całe 5 minut. Johnson klepnęli z Kingsmillem środek pola Altrincham, ten pierwszy posłał fantastyczne podanie do Sappletona a Jamajczyk minął zwodem bramkarza i wjechał z piłką do bramki gości. Wprowadzenie na plac gry Johnsona przyczyniło się również do zdobycia drugiego gola przez Sappletona. Zamienił on podanie Spence'a na gola, ale akcji nie byłoby, gdyby nie kolejne rozegranie akcji Johnsona. Mecz skończył się wygraną 2:0 a ja zdałem sobie sprawę, że ta drużyna bez Johnsona nie istnieje.


29.09.2012 r, Blue Square Bet North, 8/42

Woodside Park, Bishop's Stortford, 563 widzów



Top 10 transferów, świat, Wrzesień 2012


1. Hernik Mkhitaryan - Szachtar Donieck ----> PSG - 19.25 mln euro

2. Carlos Sanchez - River Plate ----> Montpellier - 5.25 mln euro

3. Aboubakar Oumarour - Vojvodina ----> Montpellier - 3.7 mln euro

4. Dan Nistor - Pandurii ----> CFR Cluj - 1.8 mln euro

5. Thanduyise Khuboni - Golden Arrows ----> Bursaspor - 1.7 mln euro

6. Sacha Kljestan - Anderlecht Bruksela ----> Maccabi Tel-Awiw - 1.6 mln euro

7. Edinho - Fluminense ----> Internacional - 1.2 mln euro

8. Jo Inge Berget - Molde ----> FC Nordsjaeland - 1.1 mln euro

9. Jorg Siebenhandl - SC Wiener Neustadt ----> Tieriek Grozny - 1.1 mln euro

10. Reneilwe Letsholonyane - Kaiser Chiefs ----> Kayserispor - 925 tyś euro

Odnośnik do komentarza
Pazdziernik, konkretnie 02.10 to szczególna data. Nie dlatego, że gramy z V-ce liderem naszej ligi, dziś urodziny mojej matki. Dopiero po wyjezdzie z rodzinnego domu człowiek sobie uświadamia, jak chujowo traktował swoich najbliższych. Chwilę przed meczem zadzwoniłem do niej, złożyłem życzenia i obiecałem przysłać jej kartkę, poza pieniędzmi oczywiście. Humor od razu mi się polepszył po tym telefonie i dobrze nakręcony przygotowałem się do spotkania z Gloucester. Jeśli spojrzeć na kadrę rywala, to szczerze mówiąc dupy nie urywa. Ich siłą jest jednak dobra organizacja, podobnie jak naszą więc szykował się ciekawy mecz.


Chambers - Herd, Scott, Francis, Lampe - Abdullahi, Webb, Johnson (Prestedge 45), Sturrock, Lozano-Calderon - Sappleton (Sheppard 64)


Gospodarze strzelili w tym sezonie 18 bramek, my również zdobyliśmy ich wiele i nie dziwie się kibicom Gloucester, że wygwizdali obie ekipy. 50%-50% w posiadaniu piłki, 1-1 w strzałach, pierwsza połowa to była tragedia.


Przerwa: Gdyby nie to, że oni zagrali równie chujowo, to bym Was opierdolił. Teraz ludzie przyciśnijmy ich trochę. Jakaś zmiana by się przydała, niech no pomyślę... dobra Johnson siądziesz na ławce, bo widzę że już nie wyrabiasz fizycznie.


O ile gra gospodarzy nie uległa zmianie, to my zaczęliśmy o wiele wyżej starać się odbierać piłkę. Po jednej z takich sytuacji faulowany przed polem karnym został Sappleton, do piłki podbiegł Herd, odepchnął od niej Prestedge chcąc za wszelką cenę wykonać tego wolnego. Wziął rozbieg, uderzył! Poprzeczka, piłka odbija się od pleców bramkarza i wpada do bramki! Gloucester grało tragicznie, nie wiem jakim cudem udało im się strzelić tyle goli w sezonie, skoro nawet Scott wyglądał przy nich jak profesor. Właśnie on rozpoczął akcję z 63 minuty, dograł długą piłkę do Prestedge, wprowadzony w przerwie pomocnik z pierwszej piłki wypuścił Webba a ten pewnym strzałem nie dał szans bramkarzowi. Wiedząc, że Gloucester i tak nic nie stworzy już dziś, odpuściliśmy końcówkę i dowiezliśmy pewną wygraną do końca. Świetny mecz Scotta, może się odblokował ?


02.10.2012 r, Blue Square Bet North, 9/42

Whaddon Read, Cheltenham, 254 widzów



Jak po każdym zwycięstwie w szatni panowała świetna atmosfera. Chłopaki się bawili a ja wyszedłem na chwilkę, bo zadzwonił telefon.


- Halo

- ...

- Halo ? Kto mówi

- Buli siema.

- No siema, ale kto mówi ?

- No Jury kurwa a kto.

- Jury?! Czemu z zastrzeżonego dzwonisz ?

- No bo dzwonie od jakiegoś typa, zajebały mi wszystko, dokumenty, telefon, wszystko...

- Hahaha, niezła beka, mówiłem że mi coś śmierdzi.

- Ale chuj, warto było, jebane dobre są.

- No nie wiem czy warto, ale dobra. Wiesz jak wrócić ?

- Ta, wziąłem stopa, napisałem na kartce tę miejscowość gościowi, co mnie zabrał i chyba mnie tam wypuści.

- No dobra a wiesz za ile mniej więcej będziesz ?

- Nie mam pojęcia.

- Słuchaj, Staszek najwyżej podjedzie pod stacje kolejową, tam podejdziesz i Cie zwinie do domu.

Odnośnik do komentarza
Pech czy może jednak przeznaczenie sprawił, że Staszek nie odbierał telefonu ? Sprawa transportu Jurego do domu zaczęła się komplikować. Ja z Arbuzem nie mogliśmy go zwinąć, bo wracaliśmy akurat z Cheltenham. Atakowałem telefon Staszka dobre 1.5 godziny i w końcu odebrał.


- No co jest ?

- No czego nie odbierasz ? Sprawa jest pilna.

- Co, przegraliśmy i rozjebaliście z Arbuzem stadion ?

- No widzę, że żarty się dziś Ciebie trzymają, Jurego trzeba odebrać, bo się bidak znalazł.

- I niech zgadnę, ojebały go ze wszystkiego ?

- Ciuchy mu zostawiły - Usłyszałem po drugiej stronie słuchawki zarazliwy śmiech Stacha - Masz teraz chwilę ?

- No nie bardzo, a co ?

- Bo trzeba go zwinąć spod dworca, tam go wyrzuci jakiś typek co go podwozi.

- Jebany odważny, ja bym Jurasa nie wpuścił do samochodu jakbym go nie znał. Za ile ma tam być ?

- No tu jest haczyk, bo tego nie wiem.

- No i co, mam tam pojechać i czekać na niego jak debil ? Może frytki do tego.

- Jak już kupujesz, to kup, opierdolimy jak wrócimy. Będziemy wieczorem.


Podróż się troszkę przedłużyła, ale przed północą byliśmy w domu. Ku zaskoczeniu nie było tam ani Staszka, ani Jurego. W kuchni zastałem Zytę, która nerwowo wydzwaniała do swojego Boya. Ciekawe, że od niej nie odbierał od ponad 2 godzin a ode mnie za pierwszym razem. Powiedział, że właśnie Jury wbił do wozu i już wracają. Zyta się uspokoiła, My też i mogliśmy iść wszyscy spać. Śmiesznie było zobaczyć Jurego po kilku dniach takiego zjebanego, takiego nieogarniętego, mieliśmy niezłą beke z niego. Pośmialiśmy się z kumpla dobrą godzinkę a pózniej poszedłem do pokoju i zacząłem przyglądać się analizie scouta nt. ekipy St. Albans, z którą to zmierzymy się w 3 rundzie kwalifikacji Pucharu Anglii. Nie była ona zbyt szczegółowa, bo opierała się jedynie na 2 meczach z poprzedniej rundy. W połowie wrzuciłem kartkę do kosza, bo było tam tyle nie interesujących mnie szczegółów, że się rzygać chciało, i tak byłem pewny zwycięstwa.


Chambers - Death, Milton, Redgrave, Herd - Cawley, Kingsmill, Prestedge (Johnson 85), Spence (Baker 72), Walter-Lassen - Sappleton (Sheppard 85)


Wybierając podstawową '11' na ten mecz, zauważyłem jedną bardzo istotną rzecz. Poza Lampe, nie mam w ekipie żadnego prawego obrońcy. Nie wiem, jak mogło mi to umknąć, ale tak się stało i z konieczności musiał zagrać tam Herd, bo Jack stoi słabo z kondycją. Jury nie miał czasu na wymyślenie oprawy, więc dziś usiadł z nami na ławce. Pomyślałem, że to w sumie bez znaczenia, bo i tak ich pykniemy, ale goście całkiem niezle się bronili i na pierwszy strzał czekałem do 23 minuty meczu. Opłacało się jednak, bo Sappleton zszedł tak jak on to lubi z piłką na prawe skrzydło, wrzucił na wbiegającego z drugiej linii środkowego pomocnika, którym był Prestedge i objęliśmy prowadzenie. Cieszyłem się, że zdobyliśmy bramkę w ten sposób, bo sporo pracowaliśmy na treningach nad właśnie takim wariantem akcji. Drużyna St. Albans też jednak chciała swoje zarobić w tych rozgrywkach i kilka minut pózniej dali nam sygnał ostrzegawczy, gdy Death został minięty na skrzydle a strzał głową napastnika gości minął naszą bramkę o kilka centymetrów.


Przerwa: Myślałem, ze to większe leszcze są. Gramy swoje w sumie, niczego nie będziemy zmieniać, tylko uważajmy na ich prawą stronę, bo oni już 3 bramki strzelili w tych kwalifikacjach właśnie tamtym skrzydłem i dziś mało co tez nie wjebali, Death uważniej.


Do tej pory gdy wybiegaliśmy na drugą połowę, zaczynaliśmy dominować nad rywalami, ale dziś goście znalezli na nas jakiś środek i nie dali się zepchnąć do defensywy. Mimo to po równej godzinie gry była okazja do podwyższenia wyniku, ale Spence zamiast na technikę, postawił na siłę i z ostrego kąta trafił w słupek. Od tej pory goście siedli fizycznie, ale cóż się dziwić, skoro nie grają co tydzień meczy, nie mają takiej regularności co My. Rozstawiliśmy małe miasteczko w polu karnym St. Albans i wystarczyło tylko trafić. Ale co się stało ? Nagle w rywali wstąpiły drugie siły, to My rozpaczliwie się ratowaliśmy wybiciami na oślep, ale złamali nas w 83 minucie. trudno winić pojedynczo, bo zjebała cała drużyna, która broniła stałego fragmentu tak nieudolnie, że to się musiało skończyć golem. Szybko dokonałem dwóch zmian w nadziei na zdobycie bramki dającej nam awans do kolejnej rundy, ale nadzieja matką głupich. Dokładamy sobie nie potrzebnie kolejny mecz do terminarza. Kolejna nauczka - nie lekceważ żadnego rywala.


06.10.2012 r, 3 runda kwalifikacji Pucharu Anglii

Woodside Park, Bishop's Stortford, 558 widzów



- Basso, powiedz mi, że mamy jakieś fundusze, żeby mi kogoś rezerwowego na prawą obronę ściągnąć.

- Niech no spojrzę... - Włoch wyciągnął grubą jak moje udo teczkę z mnóstwem papierkowego gówna, wczytywał się około 3 minut.

- No i ?

- Dobrze, możemy pozwolić sobie na sprowadzenie kogoś, oczywiście za darmo ale może pan dać temu komuś powiedzmy... 150 euro tygodniowo.

- Dobra, dzięki szefuniu, to jeszcze mi kogoś znajdz na prawą obronę.




Odnośnik do komentarza
No i zamiast kilku dni odpoczynku, trzy dni po spotkaniu u siebie z St. Albans jedziemy właśnie na teren naszego ostatniego rywala. Czy trzeba analizować gospodarzy, skoro dopiero co z nimi graliśmy ? Myślę, że należy troszkę głębiej spojrzeć w notatki scouta. Wnioski trzeba wyciągać na podstawie ostatniego meczu, który był statystycznie niezwykle wyrównany, choć to my przez niemal 3/4 meczu mieli wyrazną przewagę. Dziwne, że to goście lepiej wytrzymali fizycznie trudy meczu, więc wystawię raczej skład, który wygląda najlepiej fizycznie, nie koniecznie w najlepszej formie.


Chambers - Death, Francis, Bailey-Dennis, Lampe - Abdullahi, Milton, Johnson (Kingsmill 74), Sturrock, Lozano-Calderon (Baker 58) - Sheppard (Sappleton 69)


Szkoda (dla rywali), że nie grają w żadnej lidze, bo z taką grą jaką pokazali na początku meczu spokojnie mogliby aspirować do czołowych lokat choćby w naszej lidze. Grali bardzo cierpliwie i po serii kilkudziesięciu podań znalezli miejsce w naszym polu karnym i zdobyli bramkę. Szybko się podniosłem z ławki i zacząłem napędzać swoich piłkarzy, że nie wszystko stracone, że jeszcze dużo czasu. Tylko co z tego, jeśli My strzelamy na ich bramkę niecelnie a gospodarze oddają 2 celne strzały i oba wpadają do bramki ? Błąd Francisa, który nie przejął piłki będącej w powietrzu, spózniony Lampe do swojego zawodnika i z ostrego kąta trafia jakiś typ, co z imienia i nazwiska to mi skandynawa jakiegoś przypomina. W 35 minucie ryzykownym wślizgiem, ale skutecznym popisał się Kolumbijczyk Calderon, następnie skopiowaliśmy wyczyn gospodarzy, pograliśmy piłką na ich połowie i wykorzystaliśmy przyspieszenie Shepparda, który nie miał kłopotów z pokonaniem bramkarza. Nasz napastnik chciał mie swoje '5 minut' i dosłownie je miał, bo nie minęło właśnie 5 minut a on wyrównał po indywidualnej szarży.


Przerwa: Sheppard mordo Ty, to było zajebiste. Jeszcze nie teraz, ale spodziewajcie się zmian szybszych w 2 połowie, żebyśmy znowu nie zjebali końcówki.


Inaczej jak w pierwszym meczu siedliśmy na gospodarzy od pierwszych minut drugiej części spotkania i efektem tego było zabójcze uderzenie Johnsona zza pola karnego, które wpadło do sieci. Zastanawiałem się tylko, czy znów w rywali wstąpi jakaś nadludzka energia. Przestałem na to zwracać uwagę, gdy Francis został lekko szturchnięty w polu karnym gospodarzy, sędzia wskazał na wapno a Johnson z zimną krwią zdobył swojego 2 gola. Wynik nie uległ zmianie, rywale nawet nie zagrozili naszej bramce. Dobrze wiedzieć, że to nie były problemy kondycyjne a zwykły pech bądz też chwila geniuszu ekipy z St. Albans.


10.10.2012 r, 3 runda kwalifikacji Pucharu Anglii, Powtórka

Clarence Park, St. Albans, 369 widzów



Kim jest nasz kolejny rywal w kwalifikacjach Pucharu Anglii ? Ekipy oczywiście nie znam, ale mają w swoim składzie jednego reprezentanta swojego kraju a konkretnie Montserratu. Drużyną tą będzie Canvey Island a mecz rozegramy u siebie.


Nazajutrz Basso przesłał mi fax, że znalazł prawego obrońcę, ale zarazem zaznaczył że przekroczył budżet płacowy i teraz są kłopoty. W sumie to jego wina, bo to on go sprowadzał i on z nim uzgadniał warunki kontraktowe, więc niech się ode mnie odpierdoli. Zawodnikiem tym jest Robbie Rice, 23 letni Anglik który przeszedł do nas na zasadzie oczywiście wolnego transferu z Basingstoke. Zagrał kiedyś nawet 2 mecze na szczeblu npower League 2, ale czy okaże się alternatywą dla Lampego i wzmocnieniem składu ? Zobaczymy.

Odnośnik do komentarza

Sorka, jestem już po 11 kolejkach a nie po 10

 

Im dłużej przyglądałem się naszemu nowemu nabytkowi, tym bardziej zastanawiało mnie czemu mamy mu płacić 275 euro tygodniówki, skoro dużo lepszy od Lampego nie jest o ile w ogóle jest lepszy. Jedyną okazją do sprawdzenia czy jest wart tych pieniędzy, był mecz ligowy przeciwko Chester. Rywal wydawał się być idealnym do tego typu testu.
Chambers - Herd, Francis, Scott, Rice - Abdullahi, Webb (Prestedge 45), Kingsmill, Spence (Lozano-Calderon 72), Walter-Lassen - Sappleton (Czrw 72)
Jedynym z naszej drużyny, który dobrze wszedł w mecz był Chambers. Kapitalnie na refleks wyciągnął piłkę, która uderzona z 7 metrów leciała w kierunku dalszego słupka. Dostaliśmy dosłownie 'strzał' ostrzegawczy i zamiast wyciągnąć wnioski, dopuściliśmy gości po raz kolejny w nasze pole karne. Tym razem Chambers musiał skapitulować po uderzeniu z bliskiej odległości. Najgorsze było to, że gol padł po... wyrzucie z autu. Nie szło nic, zupełnie dlatego ściągnąłem z trybun do szatni Jurego i zostawiłem go z ekipą samego, liczyłem na jego zdolności motywacyjne.
Długo zastanawiałem się jeszcze przed meczem, czy w ataku postawić na Jamajke, czy na Shepparda. Wybrałem tego pierwszego i w 72 minucie otrzymałem odpowiedz na pytanie "Czy słusznie postąpiłeś ?" Nie dość, że Sappleton grał sraczkę, to jeszcze wyleciał z boiska za atak na bramkarza. Nie miałem na ławce nikogo, kto mógłby zagrać tam choćby z konieczności. Skończyło się na tym, że graliśmy bez typowego napastnika, za to z czwórką ofensywnych pomocników. Niestety jeśli ma się taki dzień, to nic człowiekowi nie sprzyja. Przegrywamy spotkanie, ale co gorsza przegrywamy je w nie najlepszym stylu.
13.10.2012 r, Blue Square Bet North, 11/42
Woodside Park, Bishop's Stortford, 604 widzów
- Ej chłopaki, spójrzcie na tabelę - Odwróciłem kolejnego poranka gazetę w kierunku Staszka, Arbuza i Jurego - Teraz podliczcie te 4 punkty, co nam zajebali wcześniej i ten mecz, co wczoraj przejebaliśmy. Chujowy z matematyki jestem, ale wychodzi mi 7 punktów. Wiecie co to oznacza ?
- No to oznacza tyle, że nas ojebali z punktów i jadę zaraz tam do nich i robię im z dupy jesień średniowiecza!
- Jury, jechać to Ty możesz do marketu po nową parę gaci, bo śmigasz w tych samych od 4 dni, nie udawaj że nie, bo widziałem. To oznacza panowie, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby cokolwiek osiągnąć w tym sezonie.
- Myślisz, że awans jest realny ?
- Myślę Arbuzie, że baraże mamy spokojnie jak w banku i jeśli nas sędziowie oszczędzą, to awans też będzie.
- Będzie i podwyżka
- Dokładnie Stachu, dokładnie.
Odnośnik do komentarza
Powiem wprost, szczena mi opadła gdy Basso powiadomił nas na jednym z treningów, że zatrudnił Dyrektora ds. sportowych. Niejaki John Relish ostatnio pracował w Bath City, gdzie pełnił tę samą funkcję. Sporo mi to ułatwi życie. Po tej dobrej, choć nieco zaskakującej wiadomości można było przystąpić do kolejnego meczu w ramach Pucharu Anglii. Losowanie nam sprzyjało i nie trafiliśmy w kolejnej rundzie eliminacji na zespół z wyższej ligi. Canvey Island nie gra w żadnej lidze, ale nasz poprzedni rywal był podobny a sprawił nam sporo problemów.


Chambers - Death, Francis, Scott, Lampe - Milton, Johnson (Abdullahi 64), Kingsmill (Cawley 64), Sturrock, Lozano-Calderon (Baker 45) - Sheppard


Nie sądziłem, że mam tak mocno wrzucającego w pole karne piłkarza w drużynie. Johnson niemal z miejsca wrzucił w piątkę bramkarza gości, Francis uderzył głową ale trafił tylko w poprzeczkę. Była to 17 minuta i dopiero pierwszy nasz strzał. Minęło ledwie kilka minut a Kingsmill dał mi wyrazny sygnał, że to on obok Johnsona stanowi o sile naszego zespołu. Klepnęli sobie z Calderonem na małej przestrzeni i uderzeniem z pierwszej piłki pokonał bramkarza rywali. Irytowaliśmy się na ławce widząc jak nieskuteczni jesteśmy. Na osiem strzałów, zaledwie dwa były celne. Jednak jeśli każdy celny strzał miałby wpadać do bramki, to ja nie mam nic przeciwko. Drugą asystą w meczu popisał się Calderon a tym razem nogę przyłożył drugi ze środkowych pomocników Johnson.


Przerwa: Fajnie fajnie, Kolombo super dośrodkowania, ale zejdziesz. Przydasz się na ligówke. Obrona super gra. Trzymamy to, nie ma co się przemęczać.


Jak mówiłem, nie forsowaliśmy specjalnie tempa bo i nie było po co. Ale skoro goście sami podają do Shepparda w polu karnym, to należy to wykorzystać i tak też zrobił nasz napastnik. Wynik raczej był nie zagrożony, więc zmieniłem dość szybko obu środkowych pomocników, bez wątpienia architektów naszego zwycięstwa w dniu dzisiejszym. Udało się przebrnąć przez eliminacje pucharu Anglii z czego niezmiernie się cieszę.


20.10.2012 r, 4 runda Kwalifikacji Pucharu Anglii

Woodside Park, Bishop's Stortford, 471 widzów



Całkiem ładna sumka wpadła, bo niecałe 15 tyś euro. Sądzę jednak, że na tym zakończymy swój udział w tych rozgrywkach, gdyż wylosowaliśmy 11 ekipę npower League 1 - Shrewsbury Town.

Odnośnik do komentarza
- Arbuz, Jury gotowi ?

- No czekaj, skocze jeszcze do klopa.

- Staszek, nie mogłeś przekonać Zyty żeby Cie puściła z nami ?

- Nie było szans stary, gdyby to były dwa dni to może, ale nie tydzień.

- Kurwa, no chujowo stary... - Klepnąłem pocieszająco w ramie Staszka.

- Jury! Dawaj tam szybciej, nie będą wszyscy na Ciebie czekać.


Gdzie się wybieraliśmy ? W trasę po Anglii. Najbliższe dwa spotkania ligowe zagramy na wyjezdzie, a że dzielą je 3 dni, to nie ma sensu wracać do Bishop's. Pierwsze z nich powinniśmy wygrać z przysłowiowym palcem w odbycie, bo Hinckley jest w tym sezonie tragiczne. Strzelili tylko 10 goli, więc nawet zbytnio nie przykładałem się do analizy przesłanej mi przez Amodio.


Chambers - Herd, Bailey-Dennis, Redgrave, Rice - Webb, Abdullahi (Lassen 45), Kingsmill, Johnson, Spence (Lozano-Calderon 71) - Sappleton


Jak zwykle nasz zespół cechowała duża liczba przebytych kilometrów, ale o sytuację bramkową było cholernie trudno. Ustawiony na prawym skrzydle Johnson nie potrafił niczego skonstruować do spółki z Kingsmillem, wręcz przeciwnie do naszych rywali, którzy jednym podaniem zgubili Baileya-Dennisa, napastnik Hinckley minął Chambersa i trafił do pustej bramki.


Przerwa: Dobra Abdullahi schodzisz, bo w środku wieje nudą. Johnson przechodzisz do środka a na skrzydło wchodzi Lassen. Jamajka też się przyłóż troszkę, bo Sheppard czeka tylko na twoje miejsce w następnym meczu.


Nic kurwa się nie zmieniło, dalej graliśmy tę samą kaszankę a na dodatek już po doliczonym czasie gry gospodarze wywalili nas w kakao i zdobyli drugiego gola. Przegrywamy w fatalnym stylu z ostatnią ekipą w lidze. Po ostatnim gwizdku pozostałem jeszcze chwilę na ławce a Juremu powiedziałem, żeby zrobił z nimi orządek w szatni po swojemu.


24.10.2012 r, Blue Square Bet North, 12/42

Greene King Stadium, Hinckley, 319 widzów


Odnośnik do komentarza
Droga do szatni była istną męczarnią. Człowiek nie wie co po takim meczu powiedzieć do drużyny i w sumie to miałem nadzieję, że Jury im wytłumaczy kulturalnie że tak grać nie można. Wychodząc zza winkla, po którym była już tylko prosta droga do drzwi naszego boxu, zauważyłem jak z hukiem z szatni wylatuje niemal cały skład. Szybko oczywiście podbiegłem zobaczyć co się stało, przeliczyłem lud i kogoś mi brakowało. Dokładnie w tym czasie, w którym zobaczyłem że nie ma Sturrocka, ten wybiegł z płaczem małego dziecka trzymając się za krocze. Chwilę po nim z szatni z głową dumnie uniesioną jak u pawia wyszedł Jury.


- Ty co to było ? - spytałem pokazując palcem w oddali zataczającego się z bólu Sturrocka.

- Nic takiego, pyskował to dałem mu do zrozumienia że Tu tak nie ma.

- No i dobrze zrobiłeś, ale czemu on się za jaja trzyma ?

- Nie wiem, ja nie mam z tym nic wspólnego, ja mam rączki tutaj.


Zanim doszliśmy do naszego śmiesznego klubowego autokaru, kierowca powiedział że Sturrock zabrał swój bagaż i powiedział, że nie wraca. Nie pojawił się także nazajutrz i kolejnego dnia również. Jak nie chce to nie, poprosiłem Włocha, żeby zwolnił go z klubu. Cała ta nieprzyjemna afera miała miejsce tuż przed trudnym spotkaniem wyjazdowym z 7 drużyną w tabeli - Bradford PA. Nauczony błędami z poprzednich meczy na spokojnie i głęboko przeanalizowałem gospodarzy. Skład mają lepszy od Hinckley, ale też bym nie przesadzał z określeniami, że lepszy od nas. Problemy możemy mieć w środku pola, gdyż stamtąd poszło aż 19 (!) podań otwierających drogę do bramki dla napastnika, czy też skrzydłowych.


Chambers - Death, Scott (Bailey-Dennis 85), Francis, Lampe - Milton, Cawley, Abdullahi, Baker, Spence (Lozano-Calderon 45) - Sappleton (Sheppard 45)


Jak do tej pory mój scout rzadko się mylił, ale gdy w jego analizie było zaznaczone, że niemal zawsze Bradford gra klasycznym 4-4-2 a przed meczem wyglądało to na 1-1-2-5-2 to doznałem nie małego zdziwka. Ta nagła zmiana taktyki naszego rywala powinna bardziej nas zmylić, ale po 13 minutach to piłkarze Bradford nie bardzo wiedzieli jak poruszać się po murawie. Bardzo dużą dziurę przed polem karnym wykorzystał nasz Abdul, uderzył mocno i precyzyjnie, bramkarz bez najmniejszych szans. Mogę podziękować trenerowi gospodarzy, bo nie dość że w 16 minucie mieliśmy rzut karny przez kolejną dziurę w środku pola, to jeszcze uświadomił mnie, że granie takim ustawieniem nie ma najmniejszego sensu - lekcja na przyszłość. Faulowany w '16' był włączający się dynamicznie Cawley a bramkę z karnego zdobył Spence. W tej pierwszej połowie oddaliśmy zaledwie dwa strzały i oba wpadły do bramki. Ta statystyka dupy nie urywa, ale rywale nie oddali żadnego uderzenia, co nieco podciąga ocenę mojej drużyny.


Przerwa: Dobra chłopaki, prowadzimy niby ale musimy trochę aktywniej z przodu, bo za mało zagrożenia stwarzamy. Sappleton zejdziesz ok? Wpuszczę Shepparda i może Kolombo.


Dopiero po przerwie, w 13 kolejce bieżącego sezonu doszedłem do pewnego wniosku. Nasze akcje są trochę jakby to ująć... Powiem wprost, nasze akcje ofensywne są tak chaotyczne ze aż głowa boli, tyle tylko że z tego chaosu wychodzą tak ładne akcje, rozegrane na jeden kontakt że aż dziwne będzie co powiem, ale ładnie się na to patrzy. Jedną z takich koronkowych akcji przeprowadziliśmy w 55 minucie, ale Abdullahi zmarnował 100% sytuację stworzoną przez cały zespół. Rywale jakby się trochę przebudzili, ale 90% ich uderzeń na naszą bramkę, to uderzenia z bardzo daleka, takie strzały do statystyk. To czego nie potrafili gospodarze, czyli przeprowadzić akcji którą zakończyliby choćby strzałem z pola karnego, zrobiliśmy My i muszę przyznać, że akcja jak z podręcznika. Calderon dostał piłkę od Deatha, nasz lewy obrońca poszedł za plecy Kolombo, ten mu zagrał idealnie w tempo a Death dograł po ziemi między bramkarzem a linią obrony do nieobstawionego Abdullahiego. Kapitalna akcja! 3:0, nokaut. Jakby tego było mało kilka chwil pózniej Lampe doskonale wrzucił za plecy bramkarza, piłka mogłaby nawet wpaść bezpośrednio do bramki, ale przeciął ją rozpędzony Calderon i on również mógł cieszyć się z bramki. Pokazaliśmy nie tylko efektywny, ale też efektowny futbol.


27.10.2012 r, Blue Square Bet North, 13/42

Horsfall Stadium, Bradford, 338 widzów



Radość z pięknego zwycięstwa nieco przygasła, gdy Sheppard zgłosił się na drugi dzień z bólem w kostce. Nasz lekarz z miejscowej przychodni powiedział, że jest skręcona i Tyler wypada na 6-8 tygodni. Zacząłem żałować, że Jury zabawił się z Sturrockiem, bo pozostałem w tym momencie jedynie z Sappletonem a alternatywy dla niego żadnej.

Odnośnik do komentarza

Malutka zmiana opisywania tego czegoś. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że jak uczyć się od kogoś, to... się uczyć

 

Oxford City - tak to z nimi zagramy w następnej kolejce. Skład mocny jak na warunki 6 ligi, ale zdążyli już pięć razy schodzić z placu gry pokonani. "Szóstka" to moja ulubiona liczba.

Demolka, jatka, destrukcja - innych synonimów nie wrzucam, bo też nie bardzo by pasowały do tego, co robiliśmy z gości przez pierwszych 15 minut. Posiadanie lepsze niż Barcelona za najlepszych czasów, tylko strzałów brakowało bo chłopcy chcieli wjechać z piłką do bramki - jak Barcelona. Nie na tym polega jednak futbol, oj nie...

Nadprzyrodzone siły sprawiły ból Penteney'owi, który gdy tylko dostał szansę, odwdzięczył się zmarnowaną zmianą. Chambers nie miał długiej rozgrzewki, to tez rywale zaczęli ostrzeliwać jego bramkę z każdej odległości. Strzał skrzydłowego Oxfordu, słupek! Dużo szczęścia, ale jak to się mówi szczęście sprzyja lepszym (?) Co zagraliśmy chwile pózniej ? sam nie wiem i chyba nie chcę, żeby mi ktoś uświadamiał, bo mógłby wybudzić mnie z tego pięknego snu. Jak to się mówi o graczach pokroju anabolicznego Leo, czy nażelowanej Krystyny ? Piłkarze z Play Station ? Te określenie pora przenieść na boiskowe akcje całej drużyny. Kingsmill trafia z woleja z 12 metra, ale wszystko co najpiękniejsze w tej akcji zdarzyło się wcześniej. Goście podłamani + my uskrzydleni = 2:0, Sappleton z okolic pola karnego po podaniu Kingsmilla. Pełna kontrola, zero obaw. Nawet nie wstałem, gdy goście trafili w doliczonym czasie gry.

 

30.10.2012 r, BSBN, 14/42

Bishop's Stortford(4) - Oxford City(6) 2:0 (0:0)

 

56' - Kingsmill 1:0

60' - Sappleton 2:0

91' - Janes 2:1

 

Widzów - 564

Notes: Kingsmill :wub:Pozycja v-ce lidera na co najmniej 24 godziny.

Odnośnik do komentarza

Pora dostać porządny wpierdol - tak tak, właśnie tak sobie pomyślałem przed meczem 1 rundy PA. Shrewsbury na papierze nas miażdżyło, bukmacherzy nie mieli dla nas litości.

Nie spodziewałem się wiele po tym spotkaniu, ale nawet udało nam się jako pierwszym oddać strzał. Pózniej my dostaliśmy tzw. Szybki Strzał i było 1:0 dla gości. Następnie kolejny strzał, ale tym razem nie chodziło o gola, a o czerwony kartonik dla Johnsona. Debilem nie jestem, nie polecę jak kamikadze do przodu. Ściągnąłem Sappletona i wzmocniłem drugą linię.

Litość - temat przewodni drugiej połowy. My zapieprzaliśmy, goście stali a i tak robili z nami co chcieli i kiedy chcieli. Nawet raczyli wyjść z jedną kontrą i oczywiście zdobyli z niej gola, ale Chambers sprytnie chyba za symulował jakiś faul na nim i przegraliśmy tylko 0:1

 

03.11.2012 r, 1 runda PA

Bishop's Stortford (BSBN) - Shrewsbury (NPL2) 0:1 (0:1)

 

29' - Rodgers

 

Widzów - 1.988 (zbieram szczękę z podłogi)

Notes: Jebać wynik, pazdziernik 30 tyś euro na plusie :jupi:

Odnośnik do komentarza

Czuje, że Jury nie da mi odpocząć.

 

Puchar Anglii za nami, swoje zarobiliśmy. Teraz można oddać się zmaganiom ligowym w pełni. Najbliższy rywal ? Stalybridge. Dużo strzelają, dużo też tracą.

Często zaczynamy mecze w ten sam sposób, czyli przez jakieś 20 minut mało się dzieje a pózniej albo dostajemy gola z niczego, albo sami strzelamy po ładnej akcji. Dziś ten drugi wariant - Spence przerzucił nad głowami obrońców piłkę do Sappletona, ten trafił po krótkim rogu. Tuż przed przerwą sytuacja blizniaczo podobna, znowu Spence do Sappletona, znowu podanie górą i znowu gol.

O drugiej połowie trzeba zapomnieć, wymazać ją z pamięci i nigdy do niej nie wracać. Jeden strzał przez całe 45 minut ? na dodatek gospodarze wzięli się do roboty i wyrównali. Doliczony czas gry, Lassen dorzuca po ziemi do Sappletona, GOOL, GOOOL, GOOOOOL... sędzia unosi chorągiew, spalony. Moja reakcja była oczywista.

 

07.11.2012 r, BSBN, 15/42

Stalybridge(15) - Bishop's Stortford(3) 2:2 (0:2)

 

25' - Sappleton 0:1

42' - Sappleton 0:2

71' - Taylor 1:2

83' - Pepper 2:2

 

Widzów - 231

Notes: Kolejne spotkanie prowadzi Staszek, albo Arbuz... albo Jury.

Odnośnik do komentarza

- Chłopaki posłuchajcie, nie ma mnie na ławce w następnej kolejce.

- Czemu!? - jednym głosem cała trójka spytała z wielce zdziwionymi minami.

- Pamiętacie jak wczoraj trafiłem bidonem tego sędziego ?

- No jak mamy nie pamiętać, waha sikała na wszystkie strony, chyba w jakąś tętniczkę trafiłeś hihi

- Zawiesiły mnie skurwiele na jeden mecz.

- Dobrze, że tylko na jeden mecz. Ty się ciesz żeby tamten przeżył, bo mała kałuża była jak tam leżał.

- Jebie mnie to, ukradł nam wygraną.

- Przecież skoro Cie ukarali, to pewnie miał rację.

- O nie! - Uniosłem się wściekły - Moja jest tylko racja, i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!

- Dobra, jak sobie uważasz - Spuentował Staszek i poszedł do Zyty. Jury poleciał z Arbuzem po zapasy do sklepu, bo w domu nie było nic do picia a ja przygotowywałem się do meczu 3 rundy El. FA Trophy.

 

Kolejna ekipa, o której w życiu nie słyszałem. Chyba wymawia się to IIkeston. Bez ligi, bez ogrania, w zasadzie to podejrzewam że też bez umiejętności.

 

Naprawdę to powiedziałem ? naprawdę powiedziałem, że pewnie brakuje im umiejętności ? Gryzę się w język. Nie bardzo wiedziałem, czy to jakaś specjalnie przygotowana murawa po której można biegać tylko w specjalnych butach, które posiadali gospodarze, czy może My zaczęliśmy tak tragicznie. 18 minuta, rywale biegają koło nas, jakbyśmy mieli buty z ołowiu, 36 minuta to samo, znów ten sam piłkarz nas dyma. Końcówka jednak należy do nas, Lassen i Webb korzystają z błędów obrony i 2:2 do przerwy.

Iiikeston to naprawdę całkiem dobra ekipa, szkoda tylko (dla nich) że przygotowani byli na 40 minut gry, bo nawet przerwa im nie pomogła. Gdyby nie wyścig po indywidualne łupy moich piłkarzy. Ostatecznie bramki zdobywali w drugiej połowie jeszcze dwukrotnie Webb, Sappleton i Kingsmill.

 

10.11.2012 r, 3 runda el. FA Trophy

IIkeston(-) - Bishop's Stortford (BSBN) 2:6 (2:2)

 

18' - Thorne 1:0

36' - Thorne 2:0

40' - Lassen 2:1

45+1' - Webb 2:2

58' - Sappleton 2:3

60' - Kingsmill 2:4

83' - Webb 2:5

89' - Webb 2:6 (karny)

 

Widzów - Doliczyłem ok. 20

Notes: Prawie 5 tyś za awans do FA Trophy, całkiem całkiem. Niby pobiliśmy rekord najwyższego wyniku w tym pucharze.

Odnośnik do komentarza

- Dobra ej ludzie, ja i tak nie mogę następnego meczu poprowadzić, lecę starą odwiedzić.

- Jak to ? Przecież żaden z nas nie wie jak ich poustawiać ani nic.

- Mądre chłopaki z Was - Po tym co powiedziałem ledwo co powstrzymywałem się od śmiechu - Jury ich ładnie zmotywuje, Staszek ich ładnie poustawia a Arbuz... nie wiem, będziesz siedzieć na ławce i dopingować, bidon najwyżej komuś podasz.

- Też chciałbym się jakoś wykazać - Ze smutkiem w głosie Arbuz rzucił te słowa

- Wez sie! - Jury jebnął Arbuza po głowie, po czym dodał - Zamiast się cieszyć, że za nic zgarniasz hajs, to jeszcze kurwa narzekasz i odstawiasz jakieś szopki tu. Masz jaja ?

- Właśnie Arbuz, miej jaja - Nie bardzo wiedziałem jak spuentować całą rozmowę. Po prostu chwilę pózniej poszedłem do pokoju i spakowałem co trzeba, by ruszyć na dworzec. Srałem w gacie na myśl, że będę leciał sam samolotem, bez kumpli. Nienawidzę tego. Gdzieś pomiędzy Anglią a Francją "Srałem w gacie" i to dosłownie, gdy bujnęło nami ze trzy razy. Pomyślałem sobie, że to już koniec - przecież ja nawet nie umiem pływać. Co z tego że bym przeżył wodowanie, skoro bym się utopił, było chodzić na basen z klasą w podstawówce a nie pod trzepakiem siedzieć. Niewidzialna ręka pokierowała naszym Airbusem i jakimś cudem doleciałem do Warszawy. Stało się jasne, że ktoś u góry dał mi kolejną szansę, chcąc powiedzieć "Jeszcze nie pora na Ciebie chłopcze, masz misję do wypełnienia, nie spierdol tego"

 

Burżuazja wróciła do Warszawy. Wychodząc z terminala na Okęciu zauważyłem dwie niezwykle atrakcyjne... Oj no fajne dupy, po prostu. Myślałem nawet czy do nich nie podbić, ale czasu nie było wiele. Chcąc zostawić jakikolwiek swój ślad w ich pamięci, wyciągnąłem z portfela 50 euro i rzuciłem takiemu żulkowi, co tam siedział i że niby zbiera na chleb, oczywiście patrząc kątem oka na zauroczone moją postawą dwie młode damy. Następnie złapałem jakąś taksówkę, wsadziłem swoją walizkę (tak, kupiłem sobie) do bagażnika i wciąż posyłając zabójcze spojrzenia w kierunku dziewczyn odjechałem w siną dal. Przed wyjazdem, to na taką podróż taksówką przez Al. Krakowską, następnie Al. Jerozolimskimi, mostem Poniatowskiego i starą Pragą, musiałbym zbierać puszki przez dwa tygodnie. Nie wysiadałem bezpośrednio pod blokiem, bo jeszcze by ktoś mnie zobaczył i już by się zaczęło "Pożycz piątaka". Myślałem, że matka jak zawsze o tej porze siedzi w domu. Nie myliłem się, ale nie tego się spodziewałem.

 

- Dobry, niespodzianka.

- Oj synu... Yyy wejdz wejdz - matka była wyraznie podenerwowana, nie miałem pojęcia o co chodzi.

- A co Ty taka speszona ?

- Nic nic, idz do kuchni zaraz pogadamy.

 

Kuchnia jak kuchnia, nic się nie zmieniła. Zmieniła się tylko nieco cyrkulacja powietrza. Mówiąc wprost, śmierdziało tam jakimiś skarpetami. Po kilku chwilach stanął przede mną człowiek, którego w życiu nie widziałem.

 

- Synu, to jest Gonzo. Gonzo, to mój syn, Norbert

- Siema młody, co tam ? Przyjechałeś poratować matkę groszem ? Bo wiesz, w domu cieniutko z kaską.

- Siema siema - Co to kurwa za pajac ? Stanął mi przed oczami w samych gaciach, jakiś kurwa chudy jak narkoman, morda zapijaczona i do mnie z tekstem o kasę. Jakbym tak stanął obok niego, to ja dwa razy większy od niego, ale miał coś w sobie takiego, że nie wiem czy to strach przed nim mnie opętał, czy bardziej obawa że jakiś psychiczny. - Mamo, możemy pogadać ?

- Jasne, kochanie idz do pokoju co ? - Ble, rzygać mi się zachciało jak usłyszałem te "Kochanie, idz do pokoju", jak z jakiegoś badziewnego filmu.

- Kto to kurwa jest ?

- To jest Gonzo no, długa historia.

- On jest normalny ? Bo za oczy, to bym mu jebnął.

- Ma czasem jakieś napady złości, ale to miły facet.

- Napady złości mówisz... bije Cie ? Powiedz tylko słowo... - Już zacisnąłem pięść, już miałem zamiar iść tam i go połamać.

- Nie nie, nic z tych rzeczy.

- No dobra, jak chcesz, ale jeśli jeszcze raz wyskoczy do mnie z tekstem, że chce pieniędzy, to szukaj sobie nowego Gonza. Gonzo, kurwa co to w ogóle za imię... Mogę zostać ze 2,3 dni ? Powiedzmy, ze mam akurat wolne.

- Oczywiście, oczywiście. Twój pokój jest nie zmieniony, nic nie wynosiłam.

- Dzięki mamo - normalnie się wzruszyłem - Mam coś dla Ciebie.

 

Kupiłem matce jakieś tam pierdoły w miejscowym sklepiku w Bishop's. Pożegnałem się z Gonzem bardzo serdecznie, kierując w jego kierunku swój palec nr 3 i wyszedłem z domu. Pokręciłem się trochę po blokach, kompletnie nic tu się nie zmieniało, ale to dobrze. Miało to swój klimat. Bez kumpli to jednak nie to samo, wróciłem się do chałupy i przesiedziałem cały dzień u siebie. Kolejnego dnia przejechałem się do Wileńskiego rozejrzeć się, czy nie ma nic ciekawego do kupienia, wreszcie mogłem sobie pozwolić na wejście do sklepu i nie patrzenie na to ile co kosztuje. Po powrocie na nic nie miałem siły, nie przesadzę, jeśli powiem że zdychałem. Położyłem się spać, żeby odespać choć trochę z nocy gdy nie mogłem kompletnie zasnąć. Dalej myślałem o tym całym Gonzie.

 

Światło w przedpokoju ciągle świeciło, nie wiem czemu, ale skierowałem tam swój wzrok i ujrzałem jakby cień postaci, takiej niewielkiej ale trzymającej coś w ręce, coś przypominającego nóż z ostrym zakończeniem. Myślałem że to stara idzie do kuchni, ale po chwili obok postaci z nożem ukazała się druga postać, usłyszałem jakieś krzyki, nie bardzo chciało mi się wstawać, ale gdy się podniosłem po całym domu rozniósł się potężny krzyk. Wycie nie miłosierne, jakby świnie rżnęli. Wybiegam z pokoju, żeby zobaczyć o co kaman i widzę to czego nie życzę najgorszemu wrogowi, żeby zobaczył. Matka leży w kałuży krwi, Gonzo mnie widzi, podnosi się zgarbiony z miną mordercy, z każdym krokiem jego nóż zbliża się w moim kierunku. Za mną ściana, po bokach ściany, kurwa co robić ? Myślałem, czy nie sięgnąłbym ręką, ale ta kosa miała ze 30 cm. Rzucił się na mnie, chciałem się odsunąć w ostatniej chwili i go powalić, ale nie udało się, trafił w brzuch, zwinąłem się w kłębek i leżałem, leżałem, leżałem...

 

- No to ładny chuj - pomyślałem

Odnośnik do komentarza

- Co jest... - Obudził mnie telefon, zanim odebrałem zmacałem się po brzuchu, żeby zobaczyć czy jestem cały. Szybko rzuciłem okiem, czy z matką wszystko w porządku. Była cała i zdrowa, oglądała telewizornie z tym fagasem. Mogłem spokojnie odebrać.

 

- Halo

- Siema, co Ty taki zdyszany ?

- A nic, sen miałem chujowy. Co tam ?

- No mecz właśnie się skończył.

- To dziś?! I jaki wynik, ile przejebaliście?

- Remisik 1:1, Sappleton trafił.

- Dobrze, że chociaż punkt jest. To co, mogę już wracać?

- Nie możesz, musisz bo za kilka dni gramy w FA Trophy.

- Dobra no, zamówię sobie bilet na jutro.

 

Remis hmm, prawdę mówiąc obawiałem się o bolesną porażkę, ale jak widać nie słusznie.

 

17.11.2012 r, BSBN, 16/42

Bishop's Stortford(3) - Gainsborough(8) 1:1 (1:0)

 

26' - Sappleton 1:0

49' - D'Laryea 1:1

 

Widzów - 701

Notes: Nie wiele wiem...

Odnośnik do komentarza

Tak się zastanawiałem co zastanę po powrocie. Czy to wciąż będzie ta sama kadra, czy Jury zdążył już kilku odstawić od składu. Byłem mile zaskoczony, gdy do dyspozycji na mecz pucharowy miałem niemal cały skład. Wypadli jedynie Sheppard i Milton, ale oni od dawna leczą urazy. To miał być swoisty bój o to, która liga jest mocniejsza - Północna czy południowa. My w swojej zajmujemy 4 miejsce, goście u siebie są na 3 miejscu.

 

Zagraliśmy znakomitą pierwszą połowę meczu, po której powinniśmy wpakować gościom 3 bramki i zejść do szatni. Sytuacja ułożyła się jednak dla nas nie zbyt korzystnie i mimo ogromnej pewnymi chwilami przewagi, musieliśmy zadowolić się wynikiem 1:1. Dla nas trafił Sappleton, ale kilka minut wcześniej Chelmsford trafiło po dobrze wykonanym rzucie wolnym. Nie dużo brakowało, by Chambers to wyjął.

Wprowadzenie Kolumbijczyka Calderona na plac gry miało jeszcze bardziej wymęczyć defensywę gości. Problem polegał na tym, że to nie były ogórki i tak łatwo ich się mijać nie dało. Z pomocą przybył nam arbiter, który w końcówce meczu podyktował rzut karny na rzekomym faulu na Dennisie. Pewnym wykonawcom '11' był nasz nowy prawy obrońca Rice i pokonaliśmy rywali 2:1. Nie sądzę, bym miał się tłumaczyć z winy sędziego - wiele razy nas okradano z pewnych punktów w tym sezonie.

 

24.11.2012 r, FA Trophy, 1 runda

Bishop's Stortford (BSBN) - Chelmsford (BSBS) 2:1 (1:1)

 

26' - Rainford 0:1

43' - Sappleton 1:1

87' - Rice 2:1 (karny)

 

Widzów - 681

Notes: Mogłoby nam pójść łatwiej w ich lidze niż w naszej, rywale nic wielkiego nie zagrali.

 

Zarabiamy 5.75 tyś euro a w drugiej rundzie gramy na wyjezdzie z Ebbsfleet - 15 ekipa Blue Square Premier. Dobra okazja do sprawdzenia się z rywalem grający o szczebel wyżej.

Odnośnik do komentarza

Podejmując tę pracę (nie jako nie miałem wyjścia) było dużo obaw, choć i tak wiedziałem że jakby mi nie szło, to nie odejdę, bo Basso się będzie bał mnie wyrzucić. Pierwsze kolejki też były niezwykle nerwowe i każdy mecz przeżywałem jak debiut. Jednak teraz, gdy jesteśmy wysoko w lidze, gdy potrafimy wygrywać z drużynami z innych lig w pucharach napięcie schodzi i przed meczami takimi jak z Corby staję przed lustrem, zawijam kołnierzyk i mówię sobie - Jesteś najlepszy, dobrze nimi kierujesz, wygramy na luzie.

 

Rola faworyta wyraznie nam nie służy. Dostrzegłem mnóstwo mankamentów w naszej grze, które musimy wyeliminować jeśli chcemy coś znaczyć. Mimo gry w '10' przez pół godziny udało się dosyć bezpiecznie dowieść remis do samego końca, co nie oznacza że nie jestem zły na swój zespół. Gola zdobyliśmy dość przypadkowo, bo po asyście Johnsona z rzutu autowego trafił niezawodny w ostatnim czasie Jamajczyk Sappleton. Gol stracony nie był dziełem przypadku, tylko bezmyślności całej mojej linii obronnej.

Jak pisałem wcześniej grając w '10' przez większość czasu i na dodatek z 3 defensorami (po raz pierwszy w życiu zagrałem ustawieniem 3-5-1) dowiezienie remisu trzeba przyjąć z zadowoleniem, choć ogólnie nie jestem w najlepszym nastroju po tym spotkaniu. Johnson jest naszym motorem napędowym, ale łapie za dużo czerwonych kartoników.

 

28.11.2012 r, BSBN, 17/42

Bishop's Stortford(4) - Corby(20) 1:1 (1:1)

 

13' - Sappleton 1:0

40' - Devyne 1:1

 

Widzów - 563

Notes: Takimi remisami bardziej przybliżamy się do baraży, niż do walki o bezpośredni awans.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...