Skocz do zawartości

Oryginalny tytuł


CancuN

Rekomendowane odpowiedzi

26.11.2011

 

Wreszcie wracamy na właściwe tory. Chociaż wyniki może nie są imponujące, to jednak wygrywamy spotkania i staramy się włączyć w pościg za czołówką. Póki co, wygrana z Betisem przesunęła nas na dziesiątą lokatę. Dzisiaj dobra seria musi się przedłużyć. Nikt bowiem nie wyobraża sobie, byśmy potknęli się na słabiutkim w tym roku Getafe, które plasuje się dopiero na dziewiętnastej pozycji. Problemem mogą okazać się jednak kontuzje. Nie zagra nasz najlepszy strzelec Falcao, no i genialny Koke, który przebojem wdarł się do podstawowego garnituru.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, L. Kone, Filipe, A. Turan, N. Sinkala, L. Bacuna, Juanfran, D. Costa, T. Necid

 

Już w trakcie tego spotkania wiedziałem, że przejdzie ono do historii. Jego przebieg był… co najmniej dziwny. Przede wszystkim trzeba wspomnieć o ogromnej liczbie bramek, której licznik zatrzymał się na ośmiu. Mocno zaszaleli piłkarze przyjezdni, którzy łącznie wpisali się na listę strzelców aż pięciokrotnie, a i tak zdołali przegrać 6:2. Aż trzy samobójcze uderzenie, to niecodzienne wydarzenie. Feralne interwencje zakończone rykoszetami, pomogły nam w zdecydowanym poprawieniu bilansu bramkowego, który do tej pory i tak nie jest jeszcze okazały. Szczerze mówiąc, nie chciałbym być teraz w skórze tych zawodników, którzy pokonali własnego bramkarza. Z pewnością taki stan rzeczy pójdzie w świat. Najważniejsze jest jednak to, że to my dopisujemy sobie kolejny komplet punktów do ligowych statystyk.

 

Liga BBVA [13/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 36625 widzów

[10] Atletico Madryt – [19] Getafe

6:2 [Federico Fernandez 12’(sam), Juan Rodriguez 28’(sam), Lamine Kone 60’, Tomas Necid 72’, Diego Costa 83’, Rafa 88’(sam) – Adrian Colunga 16’, Diego Castro 49’]

Mom: Lamine Kone „9.1”

Odnośnik do komentarza

1.12.2011

 

W związku z dobrą formą podopiecznych, dzisiejszy wieczór może okazać się bardzo przyjemny. O przodownictwo w tabeli grupy K Pucharu UEFA, powalczymy w bezpośrednim starciu z Dnipro. Wyjazd na Ukrainę będzie równie ciężki, jak do Gaziantepu, ale wszyscy jesteśmy dobrej myśli. W przypadku remisu, nasi rywale zapewnią sobie awans, a my będziemy musieli wygrać w kolejnym spotkaniu. Po co sobie dokładać problemów, najlepiej już dzisiaj załatwić sprawę i mieć sytuację klarowną.

 

Skład:

S. Asenjo, Silvio, D. Godin, D. Diaz, Filipe, Tiago, Gabi, Juanfran, A. Turan, T. Necid, D. Costa

 

Szczerze mówiąc, tak wyrównanego spotkania jeszcze w tym sezonie nie graliśmy. Wynik może na to nie wskazywać, bowiem Dnipro wygrało mecz różnicą dwóch goli, ale statystyki mówią same za siebie. Akcja za akcję, cios za cios, parada za paradę. Ktoś jednak musiał skapitulować i pechowo, dwukrotnie był to Asenjo. Za pierwszym razem był zupełnie zasłonięty, a drugi gol padł po stałym fragmencie. Mówi się trudno. My również mieliśmy swoje okazje, ale mówiąc kolokwialnie spierdoliliśmy je na własne życzenie. Widać gołym okiem brak Falcao… W tym momencie sprawa jest jasna. By awansować trzeba wygrać z Twente, albo liczyć na porażkę Gaziantepsporu właśnie z Dnipro.

 

Puchar UEFA, grupa K [5/6]

Stadion: Arena-Dnipro w Dniepropietrowsku, 29111 widzów

Dnipro – Atletico Madryt

2:0 [Derek Boateng 63’, Eugene Seleznyov 77’]

Mom: Ruslan Rotan “7.6”

Odnośnik do komentarza

@ W lidze Real i Barcelona mają po 38 pkt, później jest Malaga ze stratą już sześciu oczek.

 

4.12.2011

 

Oby potknięcie w Pucharze UEFA nie podziałało demobilizująco na dyspozycję w lidze, gdzie ostatnimi wynikami poprawiliśmy znacząco swoją lokatę. W chwili obecnej jesteśmy już na siódmym miejscu, co nie wygląda już tak tragicznie. Dzisiaj jednak zagramy wyjazdowy pojedynek z Osasuną, która radzi sobie nadspodziewanie dobrze, plasując się oczko wyżej. Będzie to zatem mecz o sześć punktów, który warto byłoby wygrać.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. Kone, D. Godin, Filipe, M. Suarez, N. Sinkala, L. Bacuna, Juanfran, T. Necid, D. Costa

 

Już po kilku minutach tego pojedynku zdałem sobie sprawę, dlaczego Osasuna jest tak wysoko. Ten zespół, choć nie ma wielkich gwiazd jest bardzo zgraną ekipą. Taki jadący pocią ciężko jest zatrzymać. Każdy zawodnik doskonale wie, jakie ma do wykonania zadania i stara się je robić. Dlatego też, tuż przed samą przerwą Llorente daje im prowadzenie. Ja jedynie modliłem się, żeby nie podcięło nam to skrzydeł. Raz, że nie było czego zmieniać, gdyż graliśmy naprawdę dobrze, a dwa, że brak Falcao znów spowodował także brak skuteczności. Na szczęście po godzinie pojedynku nadzieję przywrócił Juanfran. Ten zawodnik, grając na lewym skrzydle spisuje się znakomicie, co potwierdza kolejnym golem. To był ewidentny sygnał do ataku. Przeciwnik powoli opadał z sił, a my coraz to mocniej naciskaliśmy. Efektem tego była jeszcze bramka Diego Costy na kwadrans przed końcem, która jak się później okazało, była już ostatnią tego wieczoru. Zaliczamy piękny come back z trudnym rywalem i nie wiem, czy bardziej sprawiedliwym wynikiem nie byłby by tu remis. Trzeba się jednak cieszyć!

 

Liga BBVA [14/38]

Stadion: Reyno de Navarra w Pampelunie, 19800 widzów

[6] Osasuna – [7] Atletico Madryt

1:2 [Joseba Llorente 45’+1 – Juanfran 59’, Diego Costa 73’]

Mom: Diego Costa „8.2”

Odnośnik do komentarza

7.12.2011

 

W środku tygodnia nadrabiamy straty jednego meczu w lidze. Dzisiaj zmierzymy się z Athletic Bilbao, baskijskim średniakiem ligowym. Dopiero trzynasta lokata nie jest z pewnością ich szczytem marzeń. My natomiast, po dobrej serii awansowaliśmy aż na szóste miejsce i znów nadzieję, na świetny wynik w końcówce się pojawiły.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. Kone, D. Godin, D. Cisma, Koke, N. Sinkala, L. Bacuna, Juanfran, T. Necid, D. Costa

 

Wyjść na prowadzenie powinniśmy w piątej minucie, jednak próba główkowa Kone zakończyła się jedynie na poprzeczce. Spotkanie z pewnością mogło podobać się zgromadzonym kibicom. Przypominało ono typową, futbolową wojnę, gdzie oba zespoły wymieniają cios za ciosem. Bardzo szybkie tempo pojedynku, duża ilość podbramkowych sytuacji i niecelnych uderzeń, przerwana została w okolicach dwudziestej minuty. W przeciągu dosłownie kilkudziesięciu sekund pierw Godin, a chwilę później Juanfran zadali bolesne ciosy i dali nam dwa gole przewagi. Gra tego drugiego po przenosinach na przeciwległą stronę murawy zdecydowanie się polepszyła. Tym bardziej, że otworzyło to też drogę do stałych występów Bacuni, który to jeszcze przed przerwą zmienia wynik na 3:0. Graliśmy bardzo dobrze, a przypomnę, że w składzie zabrakło Falcao, Ardy Turana, czy też Filipe, nie mówiąc o zapomnianych już nieco gwiazdach Tiago, czy też Gabiego. W przerwie nie było o czym rozmawiać. Wszystko szło zgodnie z założeniami, dlatego pozostawiłem skład niezmieniony. Dopiero po dziesięciu minutach poturbowanego Godina zdecydowałem się zastąpić Bayalem. Byłem bardzo zadowolony z postawy defensorów, którzy niemal zupełnie wyłączyli z gry Muniaina. Najgroźniejsze aktualnie żądło z Bilbao było nękane głównie przez Kone, który w tych pojedynkach radził sobie rewelacyjnie. W drugiej odsłonie widowisko się nieco popsuło. Zabrakło bramek, tak więc trzy uderzenia z pierwszej części, zagwarantowały nam komplet ligowych punktów.

 

Liga BBVA [15/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 51662 widzów

[6] Atletico Madryt – [13] Athletic

3:0 [Diego Godin 23’, Juanfran 25’, Leandro Bacuna 38’]

Mom: Leandro Bacuna „9.2”

Odnośnik do komentarza

11.12.2011

 

Było mi bardzo przykro, kiedy usłyszałem, że po porażce z nami ze stanowiskiem trenera Bilbao pożegnał się Bielsa. To cóż, takie jest życie. Dzisiaj mamy szansę doprowadzić do szału kolejnego szkoleniowca. Na nasze śmieci przyjeżdża ekipa Granady, która radzi sobie wręcz wyśmienicie. Planem było uniknięcie spadku, a tymczasem zespół plasuje się na wysokim, dziesiątym miejscu! My oczywiście chcemy wygrać, ale chyba pierwszy raz, kiedy to jesteśmy murowanym faworytem mam pewne obawy i włączyła mi się opcja potężnego respektu.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. Kone, D. Godin, D. Cisma, Koke, N. Sinkala, L. Bacuna, Juanfran, T. Necid, D. Costa

 

Rywale postawili na bardzo zaciekłą defensywę. Ich planem było jak najszybsze przerywanie akcji, nawet za sprawą żółtej kartki. Ja zaś stwierdziłem, że mamy dość spory problem z szybkim wyprowadzaniem kontr. Piłka do napastnika, który jednak gubi się i nie wie co zrobić, co z reguły kończyło się spowolnieniem i wycofaniem do linii środkowej. Natomiast Granada? Pierwsza, szybka kontra w okolicach dwudziestej minuty kończy się bramką. Nie wyglądało to najlepiej. Dodatkowo jeszcze przed przerwą mamy wymuszoną zmianę Koke, którego zastępuje Turan. Po zmianie stron Adrian wchodzi w miejsce Costy. Poważna rozmowa zaowocowała szybkim nadrobieniem strat przed Necida, który płaskim strzałem z dystansu przywrócił nadzieję na korzystny rezultat. Chwilę później czeski napastnik podziela losy Koke i zostaje odwieziony do szpitala. W jego miejsce wchodzi Gabi, który na szpicy robi miejsce Ardzie Turanowi. Ostatni gwizdek uświadomił nas, że musimy podzielić się punktami. Był to brzydki mecz, gdzie rywale pokazali uporczywość z rozbrajaniu akcji i sami lekko przyfarcili.

 

Liga BBVA [16/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 47951 widzów

[5] Atletico Madryt – [10] Granada

1:1 [Tomas Necid 52’ – Nolito 18’]

Mom: Nolito „7.6”

Odnośnik do komentarza

15.12.2011

 

Dzień przed meczem ostatniej kolejki fazy grupowej Pucharu UEFA mamy świetne wieści dla kibiców z Polski. Poznański Lech wychodzi z pierwszego miejsca w grupie D, gdzie za rywali miał szkocki Hearts (4pkt), rumuńską Steauę (6pkt) i włoski Inter Mediolan (11pkt)!

 

My zaś, jak się okazało po ostatniej kolejce nie musimy się martwić o awans. Nawet w przypadku przegranej z Twente, drugie miejsce w grupie mamy zagwarantowane. Dodatkowo na pierwsze też już nie mamy co liczyć, dlatego też dzisiaj do gry desygnuję najbardziej rezerwowy skład, jaki się tylko da. Nie ma sensu męczyć podstawowych zawodników, gdzie dodatkowo panuje plaga kontuzji.

 

Skład:

Joel, Silvio, J. Pulido, Miranda, D. Cisma, M. Suarez, Tiago, Juanfran, A. Turan, Adrian, D. Costa

 

Śnieg i żółta piłka na stadionie w Madrycie, to rzadkość. Dzisiaj jednak przyszło nam rozegrać spotkanie w tak ciężkich warunkach, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni. Mecz o pietruszkę, a więc można było się spodziewać braku wielkich emocji. Widowisko było, jakie było. Taka sobie klepanina. Pod koniec pierwszej odsłony Bulykin wykorzystuje dobitkę po uderzeniu Castaignosa i daje swoim kolegom jedną z nielicznych okazji do radości w tej edycji rozgrywek. W drugiej odsłonie straciliśmy jeszcze jednego gola i ogólnie przegrywamy mecz. Nic się jednak wielkiego nie dzieje, bowiem podstawowy plan osiągamy i awansujemy do kolejnej fazy.

 

Puchar UEFA, grupa K [6/6]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 37242 widzów

Atletico Madryt – FC Twente

0:2 [Dmitriy Bulykin 41’, Dusan Tadic 65’(k)]

Mom: Dmitriy Bulykin “7.7”

 

Sytuacja końcowa w grupie:

1. Dnipro 5/1/0, 13-4, 16pkt - awans

2. Atletico 2/2/2, 9-9, 8pkt - awans

3. Gaziantepspor 1/2/3, 8-12, 5pkt

4. FC Twente 1/1/4, 7-12, 4pkt

Odnośnik do komentarza

18.12.2011

 

W Pucharze nam ostatnio nie poszło, jednak dzisiaj zagramy zupełnie inne spotkanie. Dopiero piętnaste w tabeli Levante będzie nas gościć na własnych śmieciach i z pewnością postara się o niespodziankę. Jest w tym dość duża logika, gdyż nadal kilku z czołowych zawodników Atletico jest kontuzjowanych, a kilku też zupełnie nie ma formy.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, Filipe, Gabi, N. Sinkala, L. Bacuna, A. Turan, D. Costa, Adrian

 

Spotkanie rozpoczęło się dwoma szybkimi bramkami. Najpierw do siatki trafia Adrian, a chwilę później w odpowiedzi staje Ballesteros. Szczerze mówiąc, powinniśmy do dwudziestej minuty prowadzić i to wysoko, gdyby nie roztargnienie naszych snajperów, którzy nie potrafili sobie poradzić w sytuacjach sam na sam z bramkarzem miejscowych. Na szczęście dobrze dzisiaj z formą trafił Adrian i to on po trzydziestu minutach wpisał się po raz drugi na listę strzelców, jednocześnie przywracając nam prowadzenie. Wszystko wyglądało już lepiej, ale zbyt pochopne decyzje o podaniach często kończyły się łatwymi stratami, co mocno denerwowało. Problem pojawił się jednak tuż przed przerwą. Kontuzja Adriana i poważne bóle uda u Ardy spowodowały przeprowadzenie dwóch, niewymuszonych roszad. Miejsce w napadzie zajął Bacuna, na prawe skrzydło wszedł Tiago, a zamiast Ardy pojawił się Juanfran. Chwilę po wznowieniu gry świetnym rogalem z dystansu popisał się Bacuna, jednak chcąc ominąć ręce bramkarza, trafił jedynie w słupek. Ale po kolejnej chwili mogliśmy jednak cieszyć się z bramki, tym razem autorstwa Diego Costy. Wiele wskazywało na to, że dobrze grające dzisiaj Levante przeciwko hospitalizowanemu Atletico, będzie musiało uznać jego wyższość. Dwadzieścia minut przed końcem urazu doznał Juanfran i za niego musiał wejść Cisma. Komplet zmian wykorzystanych przez głupie kontuzje. Dodatkowo sekundy później tracimy gola i robi się niebezpiecznie. Było groźnie, jednak chwilę przed końcem potężną bombą szalę zwycięstwa na naszą korzyść przechylił Costa. Kolejne trzy oczka wędrują zatem na nasze konto!

 

Liga BBVA [17/38]

Stadion: Ciutat de Valencia w Walencji, 20540 widzów

[15] Levante – [6] Atletico Madryt

2:4 [sergio Ballesteros 9’, Vicente Iborra 70’ – Adrian 6’ 32’, Diego Costa 55’ 88’]

Mom: Diego Costa “8.8”

Odnośnik do komentarza

Sytuacja w składzie jest dosyć nieciekawa. Supersnajpera Falcao zobaczymy na murawie najwcześniej za sześć, może siedem miesięcy z powodu urazu więzadeł krzyżowych. Koke po uszkodzeniu stawu skokowego wróci do gry za około miesiąc, Necid i jego skręcony staw kolanowy pozwolą mu grać za jakiś tydzień, a Juanfran i jego problemy z kolanem wykluczają go na jeszcze dwa tygodnie. Wszyscy są podstawowymi zawodnikami chyba dobrze się składa, że już niedługo czeka nas dwutygodniowa przerwa świąteczno – noworoczna.

 

21.12.2011

 

Natomiast już dzisiaj rozegramy pierwszy z dwóch meczów w ramach piątej rundy Copa del Rey. Losowanie było dla nas niesamowicie pechowe, bowiem wylosowaliśmy wielką Barcelonę. Szkoda, że jeden z zespołów przedwcześnie będzie musiał pożegnać się z walką o tytuł. Zagramy mocno okrojonym składem, co również działa na naszą niekorzyść.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. kone, D. Godin, Filipe, Gabi, N. Sinkala, L. Bacuna, A. Turan, D. Costa, Adrian

 

Przytłoczeni wielkością rywala i brakiem podstawowych zawodników, rozpoczęliśmy ten mecz niemrawo. Brakowało celnych podań, ofensywnych prób i chyba chęci woli do walki. Taki był początek, ale chyba właśnie całokształt wszystkiego, po chwili podziałał niezwykle mobilizująco. Każda minuta była w naszym wykonaniu coraz lepsza. Osiągnęliśmy optyczną przewagę i próbowaliśmy zepchnąć przeciwnika do głębokiej defensywy licząc na ich pomyłkę. Już samo doprowadzenie do takiego efektu, że Barcelony praktycznie nie było, można uznać za sukces. Dodatkowo jeśli doliczyć ilość sytuacji, gdzie instynktownie bronił Valdes, albo futbolówka mijała światło bramki o milimetry, to po prostu genialnie. Problem w tym, że w przerwie kolejny raz musiałem doprowadzić do dwóch zmian, spowodowanych drobnymi urazami. Miejsce Adriana zajął młodziutki Omar Santana, a zamiast Turana pojawia się Silvio, który zamienia się miejscami z Filipe. Chwilę po wznowieniu gry Messi trafia do naszej siatki. Fatalna dyspozycja bramkarza, który stał i jedynie patrzył, jak piłka dosłownie wtacza się za linię bramkową zaowocowała stratami. Kilka minut później dzieje się jednak cud. Ofensywna akcja Bacuni, potężna bomba Costy i dobitka Filipe daje nam wyrównanie. Piłka po drodze odbija się jeszcze od Valdesa i to na jego konto zostaje przypisane trafienie. Do samego końca spotkania emocje były ogromne. Sędzia doliczył cztery minuty i wszystko wskazywało na to, że dzisiaj osiągniemy jedynie remis. I właśnie wtedy prawą flanką urwał się Bacuna, który dobrym dośrodkowaniem znalazł nabiegającego Filipe. Nie wiem jak on się tam znalazł, ale najważniejsze, że uderzeniem głową trafia do siatki i daje nam prowadzenie! Prowadzenie, które utrzymało się do ostatniego gwizdka i przerodziło się w wygraną! Przed meczem o takim wyniku nawet nie marzyłem. Pamiętając ostatni nasz pojedynek, gdzie osiągnęliśmy sromotną klęskę, dzisiaj sytuacja była zgoła inna. Doprowadziliśmy Barcelonę, która grała w całkowicie podstawowym zestawieniu na kolana! W tak wspaniały sposób kończymy mecze w 2011 roku. Teraz czeka nas dwutygodniowa przerwa na odpoczynek i rekonwalescencję. Oby tylko forma z nas nie uszła…

 

Copa del Rey, 5 runda [1/2]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 54851 widzów

Atletico Madryt – FC Barcelona

2:1 [Victor Valdes 65’(sam), Filipe 90’+1 – Lionel Messi 52’]

Mom: Lionel Messi “8.6”

Odnośnik do komentarza

Początek nowego roku kalendarzowego, to okres wytężonej pracy. Trzeba było podpisać kończące się kontrakty, zajrzeć na rynek transferowy i trochę pomyśleć nad wzmocnieniami. Zainteresowałem się również zawodnikami, których będę mógł zakupić w lecie po zakończeniu ich obecnych kontraktów. Oprócz tego, tak jak do tej pory w zimie bywałem raczej spokojny, tak teraz nastąpiła wręcz rewolucja w kadrze. Najpierw jednak ci, którzy od nas odeszli. Miranda, człowiek którego zbytnio nie widziałem w zespole przeniósł się do brazylijskiego Flamengo. Póki co, jest to wypożyczenie na pół roku, za które zainkasowaliśmy 625 tysięcy, oczywiście z opcją wykupienia zawodnika. Kolejnym piłkarzem, który już nigdy nie będzie mnie denerwował został Tiago. Portugalczyk miał być ostoją pomocy, a tymczasem strasznie cieniował. Grał na bardzo słabym poziomie, a dodatkowo w grę wchodził jego wiek i chyba ostatni gwizdek na zarobienie jakiegoś grosza. West Ham zaoferowało 2,5 miliona Euro, co przyjąłem z uśmiechem na ustach. Kolejnym z tych, którzy odeszli jest Mario Suarez. Nie miał szans na grę, a dodatkowo się publicznie buntował. Za 3 miliony Euro wylądował w Levante. No i ostatni, chyba dość niespodziewany transfer z klubu, to brazylijski obrońca Filipe. Szczerze mówiąc, teoretycznie był gwiazdą, ale grającą poniżej pewnego poziomu. Już w lecie miał zostać sprzedany do Milanu, jednak Włosi nie znaleźli odpowiedniej ilości gotówki. Teraz prawie dziesięć baniek na stół wyłożyła Marsylia. I tak oto, po cudnym zakończeniu madryckiego epizodu, gdzie w swoim ostatnim meczu przypieczętował zwycięstwo nad Barceloną, przenosi się do Olympique. Będę mu kibicował!

Patrząc na wzmocnienia, to są to tylko dwie pozycje. Na lewe skrzydło, jako alternatywa dla Ardy Turana przyszedł Brek Shea (21l./USA/5/0a). 5,75 miliona Euro powędrowało na konto angielskiego Stoke, gdzie grał od początku sezonu. Miałem na niego zapędy już w lecie, ale wtedy sam się nie zdecydował. Jest ciekawym zawodnikiem, na którego bardzo liczę. Drugim zawodnikiem, również z angielskich boisk jest Modibo Maiga (24l./Mali/28/5a). Piłkarz zupełnie nie poradził sobie na wyspach i West Ham postanowił przenieść go do rezerw. Ja takiej okazji nie przepuszczę i wyłożyłem 3 miliony Euro. Niegdyś szalał na francuskich murawach w barwach Le Mans i głęboko wierzę, że znów powróci do formy. Jest typowym napastnikiem, ale nie pogardzi również grą na skrzydle.

 

4.01.2012

 

Pierwszym pojedynkiem w nowym roku kalendarzowym będzie rewanżowe spotkanie w ramach piątej rundy Copa del Rey z Barceloną. Na własnym obiekcie wygraliśmy mecz dzięki bramce w doliczonym czasie gry Filipe. Dzisiaj zagramy na wyjeździe i niestety, ale nie jesteśmy faworytami. Duże znaczenie może mieć bramka zdobyta na wyjeździe przez Messiego, dlatego planem minimum jest dzisiaj strzelenie choćby jednego gola. Już z nowymi zawodnikami na pokładzie udaliśmy się do stolicy Katalonii, by spróbować swoich sił w pogrążeniu tej wielkiej marki futbolu.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. Kone, D. Godin, Silvio, Gabi, N. Sinkala, L. Bacuna, B. Shea, T. Necid, M. Maiga

 

Barcelona postawiła zdecydowanie na ofensywę i była zupełnie innym zespołem, niż ostatnio. Już po ośmiu minutach wyszła na prowadzenie za sprawą Pique, który wyskoczył najwyżej przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Po nieco ponad kwadransie Xavi dołożył swoje trzy grosze i już dostawaliśmy w dupę dwoma golami. Wiedziałem, że na Camp Nou będzie nam niezwykle ciężko, ale żeby aż tak… Kiedy w 24’ Sanchez trafia na 3:0, było jasne, że niemożliwa jest już dogrywka, a my zostajemy postawieni pod ścianą. Teraz potrzebujemy aż dwóch trafień… Niestety, dobry wynik z pierwszego spotkania to było wszystko, na co było nas stać w tym pojedynku. Odpadamy z Copa del Rey już w piątej rundzie, a więc nieco przedwcześnie. Niestety potwierdza się informacja, że w Hiszpanii królują dwa zespoły, a później długo, długo nic…

 

Copa del Rey, 5. Runda [2/2]

Stadion: Camp Nou w Barcelonie, 98900 widzów

FC Barcelona – Atletico Madryt

4:0 [Gerard Pique 8’, Xavi 17’, Alexis Sanchez 24’ 40’]

Mom: Alexis Sanchez “9.3”

Odnośnik do komentarza

8.01.2012

 

Kolejny mecz, to pojedynek z będącą bezpośrednio przed nami Malagą. Zespół ten spisuje się wyśmienicie i wciąż wierzy w końcowy sukces. My zaś, po ostatnim wpierdzie od Barcelony nie możemy się podłamać. Rozmawiałem z zawodnikami i przekonywałem ich, że był to wypadek przy pracy, że mieliśmy pecha w losowaniu i widocznie tak musiało być. Liga jest nieco innym elementem sezonu i tutaj trzeba po prostu iść za ciosem, a przecież wszyscy chcielibyśmy znaleźć się wysoko.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, D. Cisma, Gabi, N. Sinkala, Juanfran, A. Turan, T. Necid, D. Costa

 

Rewelacyjnie wręcz rozpoczął się dla nas ten mecz. Diego Costa do samego końca poszedł na zbyt mocnym podaniem i w polu karnym został sfaulowany przez Lugano. Po dziewięćdziesięciu sekundach do jedenastki podszedł Gabi i… spudłował! Oznaczało to jedynie spore problemy, bo wiadomo, jak mszczą się niewykorzystane okazje. Tuż przed przerwą miejsce kontuzjowanego Ardy zajmuje Shea. Mimo tak znakomitej okazji, jaką jest rzut karny, do przerwy utrzymywał się jednak bezbramkowy remis. No właśnie, sprawa wygląda tak, że po zmianie stron Baptista trafia do naszej siatki i niestety, ale to co mówiłem staje się faktem. Choć bardzo się staraliśmy, zabrakło czasu i przegrywamy to spotkanie.

 

Liga BBVA [18/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 49037 widzów

[5] Atletico Madryt – [4] Malaga

0:1 [Julio Baptista 69’]

Mom: Julio Baptista „7.7”

Odnośnik do komentarza

21.01.2012

 

Po dłuższym okresie przystępujemy do kolejnego meczu ligowego, po którym osiągniemy półmetek rywalizacji. Dzisiaj stajemy przed arcy ważnym i jednocześnie arcy trudnym pojedynkiem w Derby Madrilleno. Chyba nie muszę przestawiać, jak bardzo lubią się dwa kluby z Madrytu i jak ważny będzie to dla nich wieczór. Zagramy na naszym stadionie, a w dodatku mieliśmy dłuższy odpoczynek, bowiem trzy dni temu Real grał swój mecz w ramach Copa del Rey. Mam nadzieję, że zawodnicy otrząsnęli się po porażkach i znów zachwycą swoją grą.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, L. Kone, D. Godin, D. Cisma, Gabi, Koke, L. Bacuna, B. Shea, D. Costa, T. Necid

 

Atmosferę meczową w mieście dało się już odczuć dnia poprzedniego, natomiast dzisiaj nie było mowy, żeby usłyszeć inne tematy. Ludzie pozwalniali się z pracy, bary i puby zostały zapełnione po brzegi, a szczęśliwcy udali się na Vicente Calderón, by oglądać swoich pupili w akcji. Między klubami od lat panuje atmosfera wojny. Nie jest to aż tak nagłośnione, jak Gran Derby, ale dla nas jest to ważniejsza rywalizacja. Kto wygra, panuje w stolicy Hiszpanii przez pół roku. Dlatego też od pierwszej minuty piłkarze walczyli z niesamowitym zawzięciem, czego efektem była czerwona kartka w jedenastej minucie dla Cismy, który wślizgiem od tyłu ratował nas od pędzącego Di Marii. Argentyńczyk był w gazie i rozgrywał fantastyczny mecz. W naszej ekipie bardzo podobał mi się powracający po kontuzji Koke. Jeszcze nie w pełni sił sam przekonał mnie, że chce zagrać. Swoich sił próbował uderzeniami z dystansu i kilkukrotnie jedynie instynkt bramkarski uratował Królewskich. Po pierwszych trzydziestu minutach śmiało można było mówić, że wieczór to popis umiejętności obu golkiperów. Zarówno Casillas, jak i Asenjo dwoili się i troili między słupkami, by zachować czyste konto. Jedyny raz, kiedy piłka wpadła do siatki, to niestety, ale było po spalonym Necida. Do przerwy utrzymał się zatem bezbramkowy remis, który był jak najbardziej sprawiedliwy. Zaraz po zmianie stron niezawodny CR7 niestety, ale daje swoim kolegom prowadzenie, które będzie ciężko nadrobić grając w osłabieniu. Dwadzieścia minut przed Khedira dokłada głowę i mamy 2:0. To chyba było dzisiaj nieuniknione. Widać, że grając ze stratą zawodnika powoli opadaliśmy z sił. Pięć minut przed końcem Albiol potraktował od tyłu wychodzącego na czystą pozycję Costę i podzielił losy Cismy. Szkoda, że dzieje się to tak późno. Przez najbliższe pół roku w Madrycie królować będzie Real, niestety…

 

Liga BBVA [19/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 54851 widzów

[5] Atletico Madryt – [1] Real Madryt

0:2 [Cristiano Ronaldo 50’, Sami Khedira 71’]

Mom: Sami Khedira „7.7”

Odnośnik do komentarza

25.01.2012

 

Za nami półmetek ligowych zmagań. 32 punkty w dziewiętnastu spotkaniach wrażenia nie robi, dlatego cel na drugą część sezonu jest prosty. Przede wszystkim chcemy gonić czołówkę i powalczyć o podium. Poza tym, wypadałoby dobrze zaprezentować się w kolejnych fazach Pucharu UEFA. Dzisiaj jednak odmienić złą passę i wygrać pierwszy mecz w nowym roku kalendarzowym. Łatwo nie będzie gdyż zmierzymy się z mocnym, będącym na czwartej lokacie Realem Sociedad. Rozpoczynamy rundę rewanżową ligowych pojedynków.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, Silvio, Gabi, Koke, Juanfran, B. Shea, T. Necid, Adrian

 

Na stadionie Vicente Calderón przywitał nas śnieg i konieczność grania żółtą piłką. W dziesiątej minucie Vela wykorzystał umiejętności aktorskie i będąc oddalonym od sędziego, wywrócił się w naszym polu karnym, za co arbiter oczywiście podyktował jedenastkę. Niestety, ale jeden z moich ulubionych zawodników pokonał naszego golkipera i dał swoim kolegom prowadzenie. Na szczęście nie poprzestaliśmy na cofnięciu się i obronie bramki przed kolejną nawałnicą, a sami ruszyliśmy do nadrabiania zaległości. Opłaciło się, bowiem w okolicach trzydziestej minuty uradował nas Adrian. Chwilę przed zejściem do szatni ten sam zawodnik miał okazję do strzelenia jeszcze jednej bramki, jednak minimalnie przestrzelił. Na drugą odsłonę miejsce Shea, Koke i Adriana zajęli odpowiednio Bacuna, Santana i Costa. Szkoda, że musiał zejść strzelec gola, jednak lekarz stwierdził, że tak będzie dla niego lepiej. Po gwizdku wznawiającym spotkanie, nasza gra wyglądała o niebo lepiej i tylko kwestią czasu było kolejne trafienie. Dziesięć minut trwała mordęga i dośrodkowanie Kusnira wykończył Necid. Oznacza to, że wykonujemy wspaniały come back. Kolejne dziesięć minut minęło i czeski snajper wpisuje się już po raz drugi na listę strzelców, tym razem wykorzystując podanie Bacunii. Niecały kwadrans przed końcem, na 4:1 rezultat zmienia Juanfran. Trzeba przyznać, że po kiepskim początku, chyba możemy być zadowoleni. W szczególności, że dziesięć minut przed końcem hat tricka na swoje konto zapisuje Necid. Wygrywamy w cuglach!

 

Liga BBVA [20/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 54851 widzów

[6] Atletico Madryt – [4] Real Sociedad

5:1 [Adrian 29’, Tomas Necid 57’ 68’ 80’, Juanfran 78’ – Carlos Vela 12’(k)]

Mom: Tomas Necid “9.6”

Odnośnik do komentarza

29.01.2012

 

Ostatnio było już dobrze i dzisiaj chcielibyśmy to powtórzyć. Tym bardziej, że rywalem jest słabszy od Sociedadu Betis. Na jesień udało się nam wygrać, także dzisiaj chcemy również zainkasować trzy oczka. Dodatkową motywacją jest to, że w przypadku wygranej awansujemy na piątą lokatę wyprzedzając Valencię.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, Silvio, Gabi, Koke, L. Bacuna, Juanfran, T. Necid, D. Costa

 

W pierwszej odsłonie mieliśmy ogromnego pecha. Raz, że straciliśmy głupią bramkę po ogromnym zamieszaniu w naszym polu karnym, jeszcze nie wykorzystaliśmy swoich okazji, a było ich co niemiara. Po zmianie stron Adrian wszedł w miejsce Necida, który dzisiaj nie błyszczał. Przed upływem godziny tracimy jeszcze jednego gola i z korzystnego wyniku raczej już nici. Szkoda, ale zupełnie zasłużenie dostajemy w tyłek. Dodatkowo pod sam koniec spotkania za czerwony kartonik wylatuje Diaz.

 

Liga BBVA [21/38]

Stadion: Benito Villamarin w Sewilli, 51348 widzów

[11] Betis – [6] Atletico Madryt

3:0 [Joan Verdu 24’, Ruben Castro 55’ 87’]

Mom: Ruben Castro “8.8”

Odnośnik do komentarza

4.02.2012

 

Luty rozpoczynamy niesamowicie trudnym wyzwaniem, bowiem zmierzymy się z Barceloną. Rywale mogą być dodatkowo podmęczeni, gdyż w tygodniu grali rewanż Copa del Rey, gdzie rozgromili Królewskich. Ciekaw jestem, czy wybryk z Sociedadem, czy też z Betisem można uznać za jednorazowy i do której formy jest nam aktualnie bliżej.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, L. Kone, Silvio, Koke, N. Sinkala, L. Bacuna, Juanfran, T. Necid, D. Costa

 

Dzisiaj nasza gra wyglądała bliźniaczo podobnie do tej z pierwszego meczu Copa del Rey, gdzie spychaliśmy rywali do głębokiej defensywy. Tym razem jednak, brakowało dobrego wykończenia akcji, których tworzyliśmy sobie bez liku. Chwilę przed przerwą natomiast Pedro skutecznie wykorzystał prezent w postaci jedenastki i przyjezdni już prowadzili. Co ciekawe, był to ich pierwszy strzał na naszą świątynię. Zaraz po wznowieniu gry i zmianie stron, Puyol po raz pierwszy w sezonie zdobywa gola. Znów mamy więc ogromnego pecha, bowiem wynik jest zupełnie nieadekwatny do sytuacji, którą oglądani kibice. Cień nadziei przywrócił dwadzieścia minut przed końcem Godin, który pokonał w walce o górną piłkę Abidala. Wtedy też zdecydowałem, że Adrian wchodzi za Necida. Niestety, zabrakło czasu i musieliśmy obejść się smakiem…

 

Liga BBVA [22/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 54851 widzów

[6] Atletico Madryt – [2] FC Barcelona

1:2 [Diego Godin 71’ – Pedro 42’(k), Carles Puyol 51’]

Mom: Victor Valdes “9.1”

Odnośnik do komentarza

12.02.2012

 

Zespół musi wziąć się do roboty, jeśli jeszcze myśli o awansie na wyższe lokaty. Dzisiejszy pojedynek z szesnastą Mallorcą musi dostarczyć nam punkty i to bez dwóch zdań. Zagramy na wyjeździe, ale to nie powinno nic zmienić. Do zespołu po długotrwałej kontuzji powraca Arda Turan i to jest jedna z najbardziej pozytywnych informacji w ostatnim czasie.

 

Skład:

S. Asenjo, Silvio, D. Godin, D. Diaz, D. Cisma, Gabi, N. Sinkala, Juanfran, B. Shea, T. Necid, Adrian

 

Rozpoczęliśmy z wysokiego C, gdyż głęboko bite dośrodkowanie z wolnego celnym uderzeniem głową wykończył Godin. Choć to rywale na dobre przejęli inicjatywę, Asenjo pozostawał niewzruszony. Rywal często postanowili odbierać piłkę brutalnym faulem i zacząłem się aż modlić o zdrowie podopiecznych. Chwilę po wznowieniu sytuacja znów nabrała dla nas kolorytu, bowiem na 2:0 wynik zmienił Adrian. Było już raczej pewne, że z Majorki wywieziemy komplet punktów. Jednak przeciwnicy nie chcieli składać broni i szybko zdobyli kontaktowego gola po uderzeniu Arizmendiego. Po kolejnych dziesięciu minutach do siatki trafia Nsue i z mojego planu nici. Gramy fatalnie! Za Juanfrana wpuszczam Bacune. Do samego końca próbowaliśmy przywrócić prowadzenie, ale bramka Aouate była zaczarowana i nic nie chciało już wpaść. Z pewnego niemal zwycięstwa, jedynie dzielimy się punktami. Mecz pokazał, jak futbol potrafi być przewrotny.

 

Liga BBVA [23/38]

Stadion: Iberostar Estadi w Palma de Mallorca, 20568 widzów

[16] Mallorca – [6] Atletico Madryt

2:2 [Javier Arizmendi 55’, Emilio Nsue 66’ – Diego Godin 3’, Adrian 49’]

Mom: Emilio Nsue “8.1”

Odnośnik do komentarza

16.02.2012

 

Po zimowej przerwie powracamy do rozgrywek Pucharu UEFA. Losowanie pierwszej rundy nie było dla mnie osobiście najlepsze. Zagramy z poznańskim Lechem i jako Polak, nie jestem szczególnie zadowolony. Dzisiaj mecz u nas, także musimy sobie wyrobić przewagę, bowiem musimy pamiętać, jak Lokomotywa spisywała się w fazie grupowej, o czym już wcześniej wspominałem.

 

Skład:

T. Courtois, O. Kusnir, M. Bayal, L. Kone, Silvio, Koke, Gabi, L. Bacuna, A. Turan, T. Necid, M. Maiga

 

Kolejny wieczór, kiedy to tylko włosy na mojej głowie robią się bardziej siwe, niż są. Już w pierwszej odsłonie tracimy gola autorstwa Kamińskiego, któremu jednak trzeba przyznać, że oddał strzał „stadiony świata”. No cóż, fuks, że po zmianie stron dzisiejszy joker Diego Costa wykorzystał choć jedną, z miliona swoich okazji i doprowadził do remisu. No właśnie, mieliśmy dzisiaj nieskończoną liczbę strzałów, jednak wszystko leciało poza światło bramki. Tak wygrywać się po prostu nie da! Gramy słabo, a na dodatek w ostatnich sekundach meczu czerwony kartonik ląduje na koncie Bayala. Przed meczem rewanżowym nie wygląda to dobrze…

 

Puchar UEFA, 1. Runda [1/2]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 37211 widzów

Atletico Madryt – Lech Poznań

1:1 [Diego Costa 67’ – Marcin Kamiński 27’]

Mom: Marcin Kamiński „8.0”

Odnośnik do komentarza

19.02.2012

 

Forma zła, dyspozycja zła, wyniki złe, wszystko złe. Kiedyś to jednak musi minąć i wszyscy wierzymy, że będzie to bardzo szybko, a kto wie, może i dzisiaj. Na własnym obiekcie podejmiemy przyjezdnych z Celty, aktualnie siedemnastej ekipy w tabeli. Mam nadzieję, że podopieczni wezmą się w garść, bo tak naprawdę jest to już ostatni dzwonek, by zacząć gonić czołówkę.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, D. Cisma, Gabi, N. Sinkala, Juanfran, B. Shea, T. Necid, M. Maiga

 

Mecz bez historii, bez zbędnych problemów i spokojną wygraną. W ogólnym rozrachunku ekipa Celty niezbyt nas stresowała. Raczej ich gra ograniczała się bezcelowych wykopów w przód, by ustawić od nowa szeregi defensywne. Na szczęście dodatkowo dzisiaj działało szczęście i były bramki. Już w pierwszych dwudziestu minutach ustaliliśmy wynik końcowy, dzięki czemu mogliśmy na spokojnie kontrolować grę i zbytnio się nie męczyć. Kolejnym atutem tego wieczora jest pierwsza bramka Maigi w naszych barwach. Było dobrze i oby tak dalej!

 

Liga BBVA [24/38]

Stadion: Vicente Calderón w Madrycie, 44430 widzów

[6] Atletico Madryt – [17] Celta

2:0 [Tomas Necid 3’, Modibo Maiga 18’]

Mom: Diego Godin “8.2”

Odnośnik do komentarza

23.02.2012

 

Rewanż z przewodzącym w polskiej Ekstraklasie Lechem w ramach pierwszej rundy Pucharu UEFA zapowiada się niezwykle ekscytująco. Raz, że potrzebujemy co najmniej bramkowego remisu lub zwycięstwa by awansować, a dwa, że teraz chyba jednak dysponujemy większą i lepszą siłą. Zobaczymy, co moi podopieczni będą w stanie zdziałać na poznańskiej arenie.

 

Skład:

S. Asenjo, O. Kusnir, D. Godin, D. Diaz, D. Cisma, Gabi, N. Sinkala, Juanfran, A. Turan, T. Necid, M. Maiga

 

Około stu sekund potrzebował snajper z Mali, by wpisać się na listę strzelców i osiągnąć pewnie minimum założone na wieczór dzisiejszy. Maiga wykorzystał dokładne dośrodkowanie Juanfrana i wpakował futbolówkę do siatki z okolic siódmego metra przy dalszym słupku. Mimo iż przed przerwą wynik nie uległ już zmianie, to muszę przyznać, że rywale stawiali bardzo trudne warunki. Ich odważna gra, nastawiona głównie na ofensywę przysporzyła nam sporo problemów, ale na szczęście nie pod postacią strzelonego gola. Byliśmy już tylko czterdzieści pięć minut od awansu, a jednocześnie ten czas strasznie się dłużył. Minuty jednak mijały, rywale coraz bardziej byli wymęczeni próbami ataków, dlatego pojawiło się miejsce i dla nas. Spokojne rozprowadzanie futbolówki i nadzieja na jakiś błąd była jednak złudna. Lech nie chciał skracać swoich szans i w defensywie działał znakomicie. Koniec końców z minimalną przewagą wygrywamy i to my awansujemy do kolejnej rundy. Trochę mi przykro, że odsyłamy polską ekipę z pustymi rękami, ale taki już jest futbol…

 

Puchar UEFA, 1. Runda, [2/2]

Stadion: przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu, 39237 widzów

Lech Poznań – Atletico Madryt

0:1 [Modibo Maiga 2’]

Mom: Domingo Cisma „7.5”

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...