Skocz do zawartości

Aleja Snajperów


MoA111

Rekomendowane odpowiedzi

Mamo woda się skończyła – Te kilka słów spowodowały że w całym domu zapadła przerażająca cisza, zawsze tak było. Trzeba będzie zdecydować kto ma iść tym razem, ostatnio byłem ja, wiedziałem że nikt nie każe mi iść drugi raz z rzędu, ale w takim razie musiała by iść moja siostra albo nasza matka, a co jeśli by im się nie udało? Te myśli chaotycznie przenikały moją głowę, z tej zadumy wyrwał mnie głos Nikoli.

 

-Ja pójdę.

-Nikola, lepiej będzie jak ja to zrobię.

-Nie, byłeś ostatnio, do teraz odczuwasz tego skutki. – Odpowiedziała stanowczo.

 

Miała rację, kiedy ostatnio wybrałem się po wodę cudem uniknąłem śmierci, nie wiem czy to siły nadprzyrodzone, czy zwykły ludzki błąd, ale pocisk wystrzelony przez snajpera tylko mnie drasnął.

 

-Ale co jak tobie się nie uda? Nie chcę przeżywać tego samego. – Mówiąc to miałem na myśli śmierć ojca właśnie w drodze po tę nieszczęsną wodę.

-Zaufaj mi, wrócę nim zdążysz się obrócić. – Powiedziała spokojnie puszczając mi oczko.

-Będę się za ciebie modlił, wróć cała i zdrowa siostrzyczko.

 

Jak powiedziałem tak zrobiłem, uklęknąłem przed wiszącym na ścianie krzyżem, i zakrywszy twarz rękoma zacząłem się modlić. Czas wlókł się bardzo wolno, starałem odpychać od siebie mroczne myśli, mimo to one wciąż nie dawały mi spokoju, przeczuwałem że wydarzy się coś złego. Po blisko godzinie wstałem i bez słowa wyszedłem z domu, matka tylko na mnie spojrzała i wróciła do odmawiania różańca. Udałem się w stronę osławionej Alei Snajperów, to co było dalej pamiętam jak przez mgłę, wiem że szedłem kilka minut a potem zobaczyłem jej ciało leżące na ziemi i krew mieszającą się z wodą. Ludzie którzy to widzieli mówili mi później, że wziąłem jej ciało na ręce i w amoku szedłem przed siebie, ponoć wtedy jedyny raz żaden pistolet nie wystrzelił, pewnie żaden ze snajperów nie miał odwagi, albo nawet ich dopadło zwyczajne ludzkie sumienie. W tamtej chwili zapewne mnie to nie obchodziło, po prostu chciałem ostatni raz popatrzeć na moją młodszą siostrę, tę siostrę o której bezpieczeństwo nie potrafiłem zadbać, a przecież obiecałem ojcu.

 

 

Kiedy obudziłem się byłem w szpitalu, jeśli można to tak nazwać, wszędzie walały się trupy a kolejne ranne osoby pojawiały się cały czas. W jednej sekundzie zdałem sobie sprawę co się stało, zacząłem płakać jak dziecko, ludzie na sali domyślali się co mogło się stać, w końcu taki widok był codziennością. Jak tylko otrząsnąłem się na tyle by być wstanie chodzić opuściłem szpital, kiedy z niego wychodziłem zatrzymałem się i spojrzałem przed siebie, moim oczom ukazał się straszny widok, zniszczone budynki, wszędzie gruz i ludzie zwłoki, a do moich uszu dobiegał świst kul, wtedy też podjąłem decyzje o ucieczce z kraju. Chciałem zabrać matkę ze sobą, toteż jak tylko pojawiłem się w progu domu kazałem zabrać jej najpotrzebniejsze rzeczy i jedzenie na drogę. Sam zacząłem to właśnie robić, zabrałem tylko trochę ubrań, resztę oszczędności i naszyjnik Nikoli, kątem oka zobaczyłem że matka dalej siedzi na krześle. Doskoczyłem do niej jak oparzony.

 

-Mamo nie rozumiesz, pakuj się i uciekamy !

-Nie Bojan, ja tu zostanę, ty idź, znajdź sobie lepszy dom.

-Nie ma mowy, nie zostawię cię samej, umrzesz beze mnie.

-Spokojnie synku, zamieszkam razem ze wspólnotą katolicką, i ja i ty wiesz że nie podołałabym trudom tej podróży.

-Ale mamo, nie potrafiłbym żyć z myślą że cię zostawiłem. – Powiedziałem z łzawiącymi oczyma.

-Bojan posłuchaj mnie, twój ojciec zawsze mówił że „Największą skazą na honorze człowieka jest potulne czekanie na śmierć i nie podjęcie walki”. Dlatego podejmij tę walkę, dla mnie, dla ojca, dla Nikoli.

 

Kiedy matka skończyła mówić przytuliła mnie, ja odpowiedziałem tylko.

 

-Obiecuje!

 

I wyszedłem…

Odnośnik do komentarza

1995

 

Dzięki pomocy żołnierzy ONZ i kilku życzliwych Bośniaków uciekłem z kraju do Włoszech. Znalazłem tam całkiem dobrą pracę, ponieważ przed wybuchem wojny byłem piłkarzem to po zrobieniu odpowiedniego papierka trenowałem dwunasto i trzynastolatków. Wiodło mi się dobrze, na pewno lepiej niż w Bośni, niestety mimo moich prób nie mogłem nawiązać kontaktu z matką która została w Sarajewie, a ponieważ minęło już ponad dwa lata zaczynałem tracić nadzieje.

Pewnego ranka jak co dzień szedłem do pracy, nie zrobiłem kilku kroków i zaczepił mnie jakiś nieznajomy mężczyzna.

 

-Pan Bojan Radic?

-Tak to ja. – Odpowiedziałem nie pewnie, nie wiedząc o co chodzi.

-Jestem Amir Handic ze wspólnoty katolickiej w Sarajewie, mam wieści o pańskiej matce.

-Co? Czy ona żyje?

-Niestety, zginęła przed miesiącem w egzekucji zorganizowanej przez islamskich fundamentalistów. Ja cudem ocalałem.

 

Ta wiadomość poraziła mnie jak piorun, usiadłem na ławce aby nie upaść na chodnik. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem.

 

-Kazała to panu przekazać. – Mówiąc to wyciągnął małe czarne pudełko.

-Co to jest? – Wydukałem drżącym głosem.

-Nie wiem, miałem ta panu dać, tu ma pan jeszcze mój adres gdyby chciał pan kiedyś porozmawiać. – Kiedy skończył mówić położył małą kartkę na ławcę i odszedł w swoją stronę.

 

Ja natomiast zdruzgotany i roztrzęsiony wróciłem do domu,

Od razu otworzyłem pudełko, były tam różne pamiątki i list, nikogo chyba nie zdziwi że mocno mnie poruszył, matka kazała mi nie rozpamiętywać tego co się stało, zrealizować swoje marzenie i postawić kiedyś znicz na jej grobie. W pudełku był jeszcze mały błyszczący kamień, wyglądał jak diament, od razu przypomniały mi się opowieści ojca o wielopokoleniowym skarbie naszej rodziny. Diament był częścią naszyjnika Nikoli, od razu wpasował się w głębienie.

 

Kilka miesięcy po tym spotkaniu wojnę w Bośni zakończyły naloty NATO, nie zwlekałem ani trochę, jak tylko pojawiła się taka możliwość zdecydowałem się na podróż do Sarajewa, na grób matki.

 

Na cmentarzu spędziłem kilka godzin, pierwsze co zrobiłem to spaliłem list, a później już tylko rozmyślałem nad swoim życiem, nad tym czego nie zrobiłem i co powinienem teraz zrobić. Dopiero deszcz zmusił mnie do zakończenie swoim przemyśleń.

 

 

Kiedy wróciłem do Włoszech to wysłałem rezygnację do pracy i zacząłem się pakować, poza tym wybrałem swoje oszczędności z banku i pojechałem prosto na lotnisko. Nie wiedziałem gdzie chcę lecieć, wiedziałem tylko że muszę odpocząć od tego świata, gdzieś daleko, w ciszy i spokoju. Na lotnisku po prosiłem o bilet na najbliższy lot, jak się okazało do Brazylii, nie wiedziałem na ile tam lecę, oraz czy dam sobie radę, obiecałem tylko sobie jedno, że kiedyś wrócę do ojczyzny.

Odnośnik do komentarza

Faktycznie czytelniej

 

2011

 

- Poproszę bilet na lot do Sarajewa.

 

Spędziłem w Brazylii i okolicznych krajach blisko szesnaście lat, czułem jednak, że muszę wrócić, czułem w sobie potrzebę powrotu do ojczyzny. Przez ten cały czas tęskniłem za rodzinnymi stronami jakie by one nie były, zrozumiałem że nie ma co uciekać przed rzeczywistością, teraz jako czterdziestoletni facet byłem gotowy się z nią zmierzyć.

 

 

Lot przebiegł spokojnie, i nim się zorientowałem lądowaliśmy w Sarajewie, na pierwszy rzut oka można było zobaczyć że wiele się zmieniło. Jak tylko dotarłem do hotelu i zostawiłem w nim rzeczy udałem się na cmentarz, tym razem trochę dłużej zajęło mi odszukanie miejsca pochówku mojej matki, jednak bardziej zdziwił mnie fakt że przed jej grobem stoi jakiś facet, czym prędzej chciałem się czegoś dowiedzieć.

 

- Przepraszam bardzo, mogę wiedzieć kim pan jest?

- Tak sądziłem że najpierw się tu pan pojawi, naprawdę mnie pan nie poznaje?

- A powinienem?

- Jestem Amir Handic.

- Już pamiętam, ale co pan tu robi?

- Może najpierw przejdźmy na „ty”.

- Dobrze, więc co tu robisz Amir?

- Od czasu kiedy wyjechałeś do Brazylii, przychodziłem tu co jakiś czas, sprzątnąłem liście, zapaliłem znicz.

- Ale dlaczego? Przecież to dla ciebie obca osoba.

- Ona była dla mnie jak matka, jako jedyna wierzyła we mnie do końca.

- Dziękuje że się tym zajmowałeś podczas mojej nieobecności.

- Rozumiem, że wróciłeś tu na dobre? Zostajesz w Sarajewie?

- Taki mam plan, chciałbym kupić jakieś mieszkanie, przez te lata w Brazylii trochę się dorobiłem.

- Mój znajomy sprzedaje mały domek na obrzeżach miasta, spodoba ci się, a i cena nie za duża.

- Wielkie dzięki, ledwo się znamy a ty mi pomagasz.

- Nie ma za co, tu masz jeszcze mój numer telefonu dzwoń jak ci będzie czegoś potrzeba, a ja tymczasem zmykam do domu, cześć.

- Ok, cześć.

 

Po tym spotkaniu byłem mocno zdziwiony, skąd on wiedział, że wyjechałem wtedy do Brazylii i skąd wiedział o moim powrocie? Szybko jednak odsunąłem od siebie wszelkie teorie spiskowe i wybrałem się na spacer po Sarajewie, chciałem zobaczyć stare miejsca.

To co tam zastałem trochę mnie zdziwiło, w miejscu mojego dawnego domu stał supermarket, myśl że w miejscu gdzie kiedyś stało moje łóżko jest teraz stoisko z warzywami czy pieczywem była dla mnie nieswoja. Jeszcze bardziej jednak zdziwiło mnie miejsce w którym zastrzelona została Nikola, stała tam restauracja, pomyślałem tylko, że wypada mi jakoś upamiętnić śmierć mojej siostry. Po tym pełnym emocji spacerze kiedy wracałem do hotelu zobaczyłem duży stadion piłkarski, jak się dowiedziałem od jakiegoś przechodnia to był obiekt FK Sarajewa, od razu przypomniała mi się moja dawna pasja, naszła mnie myśl, że może by zostać trenerem? Czemu nie, ale dziś chciałem już tylko zasnąć.

 

Obudziłem się późno, było już po jedenastej. Najpierw wziąłem prysznic a potem zamówiłem do pokoju śniadania, kiedy skończyłem jeść postanowiłem zadzwonić do Amira w sprawie tego domu, bo sam i tak bym tam nie trafił, a do tego liczyłem na jakiś upust z ceny.

 

- Dzień dobry, kto mówi?

- Dzień dobry, z tej strony Bojan Radic, zastałem Amira?

- Chwileczkę…

- No cześć Bojan, o co chodzi?

- Ja w sprawie tego mieszkania, moglibyśmy dziś tam pojechać?

- No dobra, po pracy po ciebie wpadnę i razem tam pojedziemy.

- Ok czekam.

 

 

Byłem zadowolony, powoli wszystko zaczynało się układać, było łatwiej niż myślałem. W oczekiwaniu na Amira trochę poczytałem o tym co mnie ominęło, a trochę tego było.

 

Koło godziny 16 dostałem telefon z recepcji że ktoś chciałby się ze mną widzieć, zebrałem się szybko i zbiegłem na dół, Amir już czekał w samochodzie, jak tylko wsiadłem ruszyliśmy. Podróż umiliła nam rozmowa na różne tematy, od polityki po pogodę, kiedy mijaliśmy stadion FK Sarajewa konwersacja od razu przeniosła się na temat piłki.

 

- Ładny stadion tu macie, nie tak duży jak te które widziałem w Brazylii ale zadbany.

- Wiesz, szczerze mówiąc piłka mnie nie interesuje ale przecież ty byłeś kiedyś trenerem prawda?

- Tak, ale tylko młodzików we Włoszech, i przez jakiś czas amatorskiej drużyny w Brazylii.

- Jak masz odpowiednie papierki to złóż podanie do kilku klubów, może ci się poszczęści i ktoś spojrzy na ciebie łaskawym okiem.

- Myślisz że zatrudnili by mnie w tym FK Sarajewo?

- Nie, to jedna z najlepszych drużyn w kraju, ale np. taki Olimpik Sarajewo szuka trenera, napisz w CV że pracowałeś w Europie i Ameryce Południowej, na pewno to łykną.

- Pomyślę o tym.

 

Pewnie rozmawialibyśmy jeszcze godzinami gdyby nie to że dojechaliśmy na miejsce, dom był całkiem ładny i przestronny, poza tym cena była dobra, szybko dogadałem się z właścicielem, i umówiliśmy się, że w przyszłym tygodniu podpiszemy odpowiednie umowy.

 

Od razu po powrocie dopadłem do laptopa żeby się czegoś dowiedzieć o realiach bośniackiej ligi, myśl że mógłbym poprowadzić prawdziwą drużynę piłkarską była bardzo podniecająca, jako młody chłopak uwielbiałem grać w piłkę, ta miłość została mi do teraz, więc zawód trenera bardzo mi odpowiadał.

Odnośnik do komentarza

Kolejne dni mijały mi bardzo szybko, nim zdążyłem zauważyć przyszedł dzień w którym miałem kupić swój pierwszy dom w życiu, nigdy bym nie pomyślał że kiedykolwiek będzie mnie na niego stać, a jednak mimo przeciwności losu odniosłem pewien sukces.

W obecności Amira i podpisałem umowę kupna, i tak o to ten wspaniały dom był już mój, byłem szczęśliwy że tak szybko udało mi się to zrobić.

 

- No gratuluje Bojan, dom jest twój. – Powiedział, poklepując mnie po ramieniu Amir.

- Ciągle nie mogę w to uwierzyć, ale to głównie twoja zasługa.

- Ja prawie nic nie zrobiłem, poza tym byłem to winien twojej matce.

- Wcale nie musiałeś mi pomagać, to ja jestem twoim dłużnikiem.

- Zostawmy to, byłeś już w klubie złożyć podanie?

- Dzisiaj się wybieram, trochę poszperałem, niestety muszę ukończyć jeszcze krótki kurs żeby móc trenować kluby pierwszoligowe.

- To znaczy że nie będziesz mógł od razu pracować?

- Nie, jest mała furtka, związek wydaje tymczasowe pozwolenia dla ludzi którzy są w trakcie kursu, poza tym Amir spokojnie, jeszcze mnie nie przyjęli.

- Będę trzymał kciuki, ale z tego co słyszałem to ten cały prezes jest niezłym dupkiem, ponoć jest strasznie chciwy i łasi się na kasę.

- Hmm, może nie będzie tak źle – Odpowiedziałem tajemniczo.

- Na pewno, tylko dureń nie przyjął by tak zdolnego trenera do pracy – Zaśmiał się Amir.

- Zobaczymy, co ma być to będzie, ja lecę na spotkanie z prezesem.

- Trzymaj się i powodzenia życzę.

- Przyda się, to do wieczora.

 

 

Jak tylko zamówiona taksówka pojawiła się pod bramą, zabrałem teczkę z dokumentami i jeszcze pewną małą białą rzecz. Dosyć szybko dojechaliśmy na miejsce, stadion i klubowe budynki nie robiły takiego wrażenia jak obiekty FK Sarajewo, na pierwszy rzut oka było widać który klub w tym mieście jest lepszy i bogatszy. Nie zrażony jednak wszedłem do starego budynku, siedziby prezesa, w środku wyglądało to lepiej ale szału nie było, lepszy rydz niż nic mówiłem sobie, mimo że jeszcze nie zostałem przyjęty do pracy. Po krótkiej wymianie zdań z niezbyt miłą sekretarką udałem się korytarzem prosto do gabinetu szefa, nieśmiało zapukałem i po uzyskaniu odpowiedzi wszedłem do środka, pomieszczenie to było zupełnym przeciwieństwem całej reszty, zadbane z drogimi meblami, widać prezes nie żałował klubowych pieniędzy na własną wygodę.

 

- Witam jestem Bojan Radic i przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną.

- Proszę siadać, czytałem pańskie podanie, dlaczego to akurat pan miałby objąć te posadę?

- Pracowałem we Włoszech i Ameryce Południowej, sporo się nauczyłem przyglądając się pracy wielu fachowców, do tego jestem ekspertem od szkolenia młodzieży. – Trochę to podkoloryzowałem, ale co z tego, każdy tak robi. Myślałem próbując wytłumaczyć to przed samym sobą.

- Podobne rzeczy słyszę od każdego, a pan do tego nie ma licencji wymaganej do prowadzenia klubów pierwszoligowych.

- Jeszcze, jestem na finalnym etapie kursu. – No przynajmniej w połowie, powiedziałem sobie w duchu.

- Obawiam się że to za mało, lepsi od pana się do nas zgłaszają.

 

Czując że praca marzeń wyślizguje mi się z rąk, postanowiłem użyć ostatecznego rozwiązania.

 

- Wielka szkoda, w takim razie niech przynajmniej pan to przyjmie.

- Co takiego?

- Otóż mam dla pana prezent, z okazji stulecia klubu, w uznaniu pana ciężkiej pracy. – Mówiąc to położyłem na biurku białą kopertę.

 

Prezes błyskawicznym ruchem wziął do ręki kopertę, i równie szybkim otworzył. Zawartość widocznie go zaskoczyła.

 

- Witamy na pokładzie panie Bojan, myślę że miło nam się będzie pracowało.

- Również mam taką nadzieję, kiedy podpiszemy kontrakt?

- Proszę tu ma pan kopię, kiedy pan ją przeczyta proszę do mnie zadzwonić, musimy zachować procedury. – Mówiąc to szyderczo się zaśmiał.

- Oczywiście, w takim razie do zobaczenia następnym razem.

- Do zobaczenia, miło było pana poznać.

- Mi również.

 

Jak tylko wyszedłem dopadły mnie wyrzuty sumienia, szybko zdusiłem je myślą że pod moją pieczą ten klub coś osiągnie, marne tłumaczenie w obliczu wręczenia łapówki, ale lepsze takie niż żadne, poza tym liczą się intencje, a te mam jak najlepsze.a się w rodzinne strony.

Odnośnik do komentarza

Wersja gry - Football Manager 12.2.2

Uaktualnienie - Update bartekr v 1.2

Dodatki –Dodatek z ligami europejskimi.

Baza danych - Duża

Ligi – Angielska (1), Bośnia (1-2), Czarnogóra (1), Francja (1), Hiszpania (1), Holandia (1), Niemcy (1), Polska (1), Serbia (1), Węgry (1), Włochy (1).

 

Przepraszam za błąd w poprzednim odcinku, w ostatnim zdaniu. Coś mi przeskoczyło podczas kopiowania.

 

Wszystkie procedury przebiegły niezwykle sprawnie, prezes nawet obiecał uruchomić swoje kontakty żebym nie musiał się męczyć na kursie, niezwykle miły człowiek.

Przed pierwszym treningiem byłem spięty, obawiałem się tak naprawdę nie wiem czego, przecież piłkarze to też ludzie, lecz mimo to bałem się przed wejściem do szatni.

Spodziewałem się, że od pierwszych sekund będą próbowali wejść mi na głowę, jednak kiedy wszedłem do pomieszczenia panowała niezręczna cisza, wszyscy byli niezwykle skupieni, widać chcieli mnie wyczuć. Zebrałem się w sobie i zacząłem mówić.

 

- Witam wszystkich, jestem Bojan Radic i od dziś będę waszym managerem, chcę od razu jasno powiedzieć, każdy ma u mnie czyste konto na które będzie pracować.

 

Moje słowa wrażenie zrobiły tylko na młodych, starzy pewnie słyszeli to już wielokrotnie.

 

- Poza tym nie obchodzi mnie czy ktoś jest legendą klubu, czy u poprzedniego trenera był pupilkiem, jeśli ktoś się nie będzie przykładał to poszukam mu innego miejsca pracy.

 

To już na nich widocznie podziałało.

 

- To teraz na trening, dziś sobie trochę pogramy.

 

W czasie treningu, porozmawiałem sobie trochę z moim asystentem, wydawał się jedyną kompetentną osobą w klubie, oprócz mnie oczywiście.

 

- Jestem Bojan, ty zapewne jesteś moim asystentem?

- Owszem, jestem Kenan, miło mi.

- Mi również, razem może coś tu zdziałamy. – Odpowiedziałem żartobliwie.

- Jak najbardziej, ten klub powinien osiągać sukcesy, ma potencjał na to żeby dominować w kraju.

- Odważne plany, ale lepiej skupmy się na teraźniejszości, co możesz mi powiedzieć o kadrze zespołu?

- Mamy zdolną młodzież, jak dołożyć do tego doświadczenie starszych zawodników możemy stworzyć całkiem dobry skład. Poza tym przygotowałem dla pana notatki ze spisem kadry, są w pańskim gabinecie.

- Przydadzą mi się dopóki nie poznam zawodników, widzę że nasza współpraca może być bardzo owocna.

- Ja również mam taką nadzieję.

 

Po treningu piłkarze udali się pod prysznic a ja do swojego gabinetu trochę powiększyć swoją wiedzę na temat zespołu. Już brałem teczkę do ręki, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, nim zdążyłem odpowiedzieć w środku pojawił się prezes.

 

- I jak się panu u nas podoba?

- Jest dobrze, stadionowi przydałby się mały remont ale ogólnie jest ok. – Niechętnie odpowiedziałem.

- Na remont potrzebne są pieniądze, a żeby je mieć trzeba odnosić sukcesy, liczę że pan nam je da.

- Tak, myślę że z czasem sukcesy przyjdą. – Odpowiedziałem próbując jakoś wyratować się z tej sytuacji.

- Ale spokojnie jestem realistą, pański cel na ten sezon to uniknięcie spadku i budowanie kadry na przyszły sezon.

- Myślę że to jest w naszym zasięgu, a skoro pan prezes już tu jest, miałbym pytanie, czy zarząd może przeznaczyć większe środki na szkolenie młodzieży?

- Przykro mi ale w klubowej kasie świeci pustkami, niestety, ja muszę już uciekać, powodzenia życzę.

 

Przynajmniej łatwo go spławić, ale Amir miał rację, strasznie chciwy człowiek, niczym Skąpiec z komedii Moliera.

Tymczasem w końcu mogłem zapoznać się z notatkami przygotowanymi przez Kenana, rzetelny z niego chłopak to pewnie wiele się dowiem po przeczytaniu tego. Zdążyłem spojrzeć tylko na nagłówek dokumentu, kiedy w moim gabinecie pojawiła się sekretarka, bez pukania bez niczego, jak by była u siebie.

 

- Tu ma umowę do podpisania, tylko szybko bo mnie się spieszy.

- Proszę pani, wychowany człowiek najpierw puka do drzwi i po usłyszeniu magicznego słowa „proszę” dopiero wchodzi do środka, niech pani to zapamięta na przyszłość. – Odpowiedziałem złośliwie, ale z takimi ludźmi tak trzeba.

- Do mnie tak? Do mnie?! Ja się nie pozwolę tak traktować ! – I z hukiem wyszła.

 

Nie omieszkała zrzucić kilku rzeczy zamaszystym ruchem ręki, rzuciwszy mi tą cholerną umową w twarz. W tym wypadku współpraca nie zapowiadała się już różowo. Podpisałem ten kwitek, zabrałem swoje rzeczy oraz spis kadry i wyszedłem z gabinetu, zamykając go na klucz, postanowiłem w domu na spokojnie się z tym zapoznać. Wychodząc z klubowego budynku podszedłem do recepcji, i słodkim głosem rzekłem do naburmuszonej sekretarki.

 

- Proszę podpisane, droga pani. – Powiedziałem z sarkastycznym uśmiechem na ustach.

 

Widziałem, że tylko ją to rozwścieczyło, mnie wręcz przeciwnie. Wiedziałem również, że teraz będę miał w jej osobie wrogą, ale to tylko sekretarka, pomyślałem. Tymczasem ja odpaliłem samochód i słuchając muzyki ruszyłem w drogę do domu.

Odnośnik do komentarza

Dziękuje :)

 

Jak tylko wróciłem do domu, rozsiadłem się w fotelu i otworzyłem tę teczkę, której przeczytanie jak na razie skutecznie mi uniemożliwiano. Raport Kenana wyglądał na schludny i profesjonalny, do tego wykorzystał w nim notatki poprzedniego szkoleniowca dotyczące ogólnej wyceny poszczególnych zawodników.

 

 

Bramkarze:

- Mladen Lucic – 26 lat – Serbia – 9 tys.

- Aleksander Fejzic – 18 lat – Bośnia – 1 tys.

 

Bardzo słabo obsadzona pozycja, o ile Lucic prezentuje nawet dobry poziom, i do tej pory był kapitanem zespołu, to niestety praktycznie nie ma zmienników.

 

Obrońcy:

- Nihad Suljevic – 30 lat – Bośnia – 6 tys.

- Asim Skalic – 30 lat – Bośnia – 30 tys.

- Adis Hadzanovic – 18 lat – Bośnia – 80 tys.

- Bojan Regoje – 29 lat – Bośnia – 50 tys.

- Mirza Rizvanovic – 24 lat – Bośnia – 26 tys.

- Ivan Vujicic – 29 – Serbia – 18 tys.

- Muhamed Subasic – 23 – Bośnia – 110 tys.

 

Obrona mimo, że wiekowa to wygląda w miare dobrze, oczywiście przydały by się wzmocnienia ale za pieniędze które mamy nikogo lepszego raczej nie dostaniemy. Niestety Subasic przebywa na wypożyczeniu, a niewątpliwie byłby gwiazdą tej formacji w naszym zespole.

 

Pomocnicy:

- Azur Velagic – 19 lat – Bośnia – 200 tys.

- Nenad Kiso -22 lata – Bośnia – 65 tys.

- Gabriel Carcamo -24 lata – Chile – 160 tys.

- Milos Vidovic – 21 lat – Serbia – 18 tys.

- Admir Vladavic – 29 lat – Bośnia 425 tys.

- Juan Pablo Kresser – 19 lat – Argentyna – 170 tys.

- Semir Aganspahic – 19 lat – Bośnia – 140 tys.

- Almir Pliska – 24 lata – Bośnia – 22 tys.

- Sabit Alimanovic – 25 lata – Bośnia – 60 tys.

- Dzenan Durak – 20 lat – Bośnia – 50 tys.

 

Ta formacja prezentuje się wyjątkowo dobrze, Carcamo i Kiso to świetni środkowi pomocnicy, niestety ten pierwszy jest u nas tylko na wypożyczeniu. Na skrzydłach brylować powinni Kresser i Vladavic, natomiast tuż przed napastnikiem grać może zarówno Semir jak i Dzenan prezentujący prawie że równy poziom.

 

Napastnicy:

- Bosko Stupic – 27 lat – Bośnia – 90 tys.

- Nedim Hiros – 26 lat – Bośnia – 18 tys.

- Mirko Rodrigo – 23 lata – Brazylia – 22 tys.

- Semir Kapic – 25 lat – Bośnia – 22 tys.

 

Ktoś z dwójki Hiros, Kapic powinien odejść, a na to zwolnione miejsce możemy pomyśleć o dobrym, młodym napastniku do pierwszego składu. Ogólnie jak na razie ta formacja nie powala na kolana.

 

Nie jest źle, ale dobrze też nie, pomyślałem kiedy skończyłem czytać, kilka wzmocnień jest potrzebnych, ale w klubowej kasie pustka, trzeba będzie ratować się graczami którzy aktualnie są wolnymi zawodnikami. No i widać że młodzież może odgrywać kluczową rolę w tym sezonie, naprawdę w klubie mamy kilku zdolnych chłopaków.

 

Nie marnowałem czasu i od razu zacząłem kreślić różne warianty taktyczne dla mojego zespołu, chciałem wykorzystać możliwie jak najbardziej zalety moich graczy, a to do łatwych zadań nie należało. Pochłonięty pracą nie zwracałem uwagi na godzine, zapewne pracowałbym do rana gdyby nie zadzwonił nagle telefon.

 

- Cześć Bojan, dopiero teraz wróciłem i odsłuchałem twoją wiadomość, gratuluję nowej posady !

- Dzięki Amir, łatwo nie było no ale udało się, a najtrudniejsze dopiero przede mną.

- Uda ci się, na pewno, a skoro już rozmawiamy o twoich sukcesach to może to jakoś uczcimy?

- Czemu nie, bardzo chętnie, muszę się trochę odstresować, co proponujesz?

- W przyszłym tygodniu będę miał trochę więcej czasu, możemy zjeść kolacje w jakiejś restauracji czy coś w tym guście.

- Mi pasuje, chyba nawet wiem do jakiej restauracji moglibyśmy się udać.

- Chyba wiem o która ci chodzi, w takim razie zdzwonimy się za kilka dni.

- Ok, trzymaj się.

- Ty też, śpij dobrze.

 

Spojrzałem na godzinę, było już grubo po północy, toteż wedle rady Amira postanowiłem się dobrze wyspać, w końcu jutro kolejny dzień mojej emocjonującej pracy.

Odnośnik do komentarza

Na drugi dzień, zaraz po skończonym treningu zawołałem do siebie Kapica, razem z Kenanem zdecydowaliśmy że musi on opuścić nasz zespół.

 

- Chciał się trener ze mną widzieć?

- Tak Semir, razem ze sztabem podjąłem decyzje, że zostaniesz wystawiony na listę transferową.

- Ale dlaczego ja? Jestem lepszy niż Mirko czy Nedim, to nie jest fair. – Oburzył się.

- Nie zamierzam z tobą dyskutować, jak będziesz stwarzał problemy to przesunę cię do rezerw i zmarnujesz sobie sezon, zrozumiałeś?

- Zapłacisz mi za to sukinsynu !

 

Później jeszcze trochę się odgrażał, ale po około piętnastu minutach poszedł na parking i pojechał do domu. Ja natomiast doszedłem do wniosku, że mam wyjątkową łatwość stwarzania sobie kolejnych wrogów, cóż taki już jestem.

 

Teraz jednak czekała mnie ważniejsza sprawa, otóż prezes zorganizował specjalny turniej towarzyski do którego zaprosił trzy drużyny z Europy. I tak w ciągu kilku najbliższych dni czekały nas trzy trudne mecze.

 

W pierwszym dałem wolną rękę mojemu asystentowi, gdyż sam jeszcze nie poznałem drużyny zbyt dobrze, a chciałem obejrzeć jakieś spotkanie z roli obserwatora.

 

Olimpik Sarajewo 1-3 Zagłębie Lublin

8’ Costa Nhamoinesu 0:1 (kar.)

34’ Szymon Pawłowski 0:2

68’ Nedim Hiros 1:2

71’ Deniss Rakels 1:3

 

Ocena: Nasi rywale po prostu wgnietli nas w ziemię, piłkarze padali jak muchy, ale mamy jeszcze czas na zbudowanie kondycji.

 

W drugim meczu rywal był jeszcze bardziej wymagający, Steaua to nie byle klub, poza tym nadal nie dokonaliśmy żadnych wzmocnień. Zapowiadało się tęgie lanie.

 

Olimpik Sarajewo 0-4 Steaua Bukareszt

29’ Florin Costea 0:1

40’ Florin Costea 0:2

63’ Florin Costea 0:3

73’ Claudio Tanasescu 0:4

 

Ocena: Co tu oceniać, trzy kontuzje i jedna czerwona karta, do tego fatalna gra obrony, te cztery bramki to tak naprawdę bardzo mało, w stosunku do tego co się działo na boisku.

 

Ostatni mecz turnieju i tym razem rywal z Bułgarii, Lewski zdecydowanie był w naszym zasięgu, a przynajmniej takie miałem odczucia przed meczem.

 

Olimpik Sarajewo 1-1 Lewski Sofia

34’ Iliya Kanalov (kar.) 0:1

37’ Nenad Kiso 1:1

 

Ocena:Ogólnie jestem zadowolony, w końcu jakieś pozytywy w naszej grze, piłkarze kondycyjnie wyglądają coraz lepiej, a i gra jakoś się klei.

 

Turniej zawaliliśmy, ale czekał nas ostatni sparing, wyjazd do Serbii i mecz z drugoligowym Banatem. Media zapowiadały remis, ja liczyłem, że może w końcu coś wygramy.

 

FK Banat 1-1 Olimpik Sarajewo

53’ Nenad Kiso (kar.) 0:1

60’ Vladimir Samardzic 1:1

 

Ocena: Nie było źle, powinniśmy wygrać ale zabrakło skuteczności, ten mecz daje nam nadzieje na dobre wyniki w sezonie.

 

Tuż przed tym meczem sfinalizowaliśmy dwa transfery, a właściwie to podpisanie umów, bo zasiliło nas dwóch wolnych zawodników. Byli to odpowiednio.

 

Mladen Zizovic – Zmiennik dla Vladavica, nic więcej

Nikola Trujic– Bardzo dobry piłkarz jak na nasze warunki, będzie walczył o pozycje pierwszego napastnika w ekipie.

 

Niestety nowe nabytki mają małe ubytki w przygotowaniu fizycznym, z tego powodu początek sezonu spędzą na ciężkich treningach.

 

Natomiast Semir Kapic został sprzedany za 22 tys. do Podbeskidzia Bielsko-Biała. Może tam zrobi karierę?

 

Okres przygotowawczy szybko się zakończył, do ligi zostało jeszcze trochę czasu, dzięki czemu mogłem w końcu odpocząć. Przypomniałem sobie o umówionym wypadzie do restauracji. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Amira.

 

- Halo, Amir masz trochę czasu?

- Tak, masz jakąś sprawę?

- Właściwie tak, mieliśmy pójść do restauracji w tym tygodniu, pamiętasz?

- O rany, no tak, trzeba oblać twoje sukcesy.

- Jak na razie to pasmo porażek, ale nie ważne, co powiesz na dziś o dwudziestej?

- Nam pasuje, rozumiem, że spotkamy się w tej restauracji?

- Tak, to do wieczora.

- Do wieczora.

 

Nam? Pewnie Amir jest z tą dziewczyną która odebrała wtedy telefon, cóż miło będzie ją poznać, postanowiłem przed spotkaniem kupić sobie jakiś elegancki garnitur, no bo przecież nie pójdę tam w dresie.

Odnośnik do komentarza

- Czegoś pan sobie życzy? – Zapytał kelner z udawanym uśmiechem.

- Whisky z colą poproszę.

- Czy coś jeszcze?

- Na razie nie, dziękuje.

 

Była za kwadrans dwudziesta, a ja już od dobrych dwudziestu minut siedziałem sam w tej restauracji, specjalnie przyjechałem wcześniej, żeby trochę pomyśleć. Myśl, że w tym miejscu zginęła Nikola a ja teraz pije tu jakieś cholerne whisky, zdecydowanie burzyła mój spokój. Nie miałem jednak czasu dalej się nad tym rozwodzić gdyż Amir i jego partnerka pojawili się w środku, od razu poszedłem ich przywitać.

 

- Dobrze że już jesteście, stolik czeka.

- Poznaj Bojan, to moja żona Nina, Nina to mój znajomy Bojan.

- Miło mi. – Powiedziałem jednocześnie całując ją nieśmiało w rękę.

- O, jakiż pan szarmancki, myślałam że dżentelmeni to już wymarły gatunek.

- To tylko pozory. – Zażartował sobie Amir.

- Nie ma co tutaj tak stać, chodźmy się usiąść i coś zamówić, na pewno jesteście głodni. – Zaproponowałem.

 

Ledwo zdążyliśmy usiąść przy stoliku a już pojawił się kelner, nie ma co, obsługa była błyskawiczna, tak jak głosił napis na szybie przy wejściu.

 

- Czego sobie państwo życzą?

- Ja poproszę Martini z lodem. – Powiedziała jako pierwsza Nina.

- A panowie?

- Ja poproszę ponownie to samo. – Wskazując na prawie już pustą szklankę z whisky.

- W takim razie ja również poproszę whisky. – Wtrącił Amir.

 

Kelner nas opuścił a my mogliśmy w końcu porozmawiać w miłej i przyjemnej atmosferze.

 

- A więc Bojan, podobno jesteś trenerem? – Zaczęła Nina.

- Tak, prowadzę tutejszy Olimpik Sarajewo. – Odpowiedziałem z nieukrywaną dumą.

- Mój ojciec jest wielkim kibicem tego klubu, może spotkałbyś się kiedyś z nim?

- Czemu nie, jeśli tylko będę miał czas a twój ociec ochotę to możemy się spotkać i porozmawiać, może mi doradzi co powinienem zrobić, żebyśmy wygrywali.

- Daj mu spokój Nina, lepiej powiedz jak ci się podoba w Sarajewie.

- Sporo się zmieniło przez te szesnaście lat, ulice, domy, ludzie…

- Amir mi mówił że byłeś w Ameryce Południowej, czym się tam zajmowałeś? – Zmieniła temat Nina.

- Cóż, podróżowałem, łapałem jakieś dorywcze prace, po kilku latach założyłem własny biznes który wypalił, a kiedy już się trochę dorobiłem to wróciłem do kraju.

 

Rozmowę na temat mojej przeszłości przerwał nam kelner który przyniósł nasze zamówienia. Każdy z nas zamówił jeszcze tylko coś z karty dań i mogliśmy wrócić do rozmowy.

 

- Powiedz Bojan, bo wszyscy znajomi mnie o to pytają, który napastnik zagra w pierwszej kolejce? – Zapytał rozbawiony Amir.

- Żebym to ja wiedział, do meczu jeszcze kawał czasu, zapewne zagra Trujic albo Rodrigo, ale tak naprawdę wszystko może się jeszcze wydarzyć. – Odpowiedziałem wymijająco.

- A jak układa ci się współpraca z prezesem?

- Nienajgorzej, przynajmniej na razie, za to nasza klubowa sekretarka strasznie mnie nie lubi, stara jędza.

- No popatrz, zawsze myślałem że prezesi zatrudniają, młode i zgrabne sekretarki.

- On też by zatrudnił, ale to jego siostra, nawet taki dupek nie zwolnił by swojej siostry.

- Dopiero teraz zauważyłam, masz na szyi naszyjnik. – Powiedziała ni stąd, ni zowąd, zamyślona do tej pory Nina.

- To po siostrze, noszę go od dnia jej śmierci. – Odpowiedziałem, podając jej naszyjnik do ręki.

- Przykro mi. – Odpowiedziała już wyraźnie zmieszana.

- Nie szkodzi, ten naszyjnik zawsze mi o niej przypomina.

- Jest piękny, czy to w środku to diament?

- Tak, ten diament przyniósł mi Amir. – Powiedziałem próbując jakoś zmienić temat.

- Nie wiedziałam, że rozdajesz innym facetom diamenty. – Powiedziała rozbawiona Nina do Amira.

- Tylko niektórym. – Spuentował Amir.

 

W tym momencie podano nam zamówione wcześniej dania.

 

Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy na temat piłki, filmów czy muzyki, umilając sobie konwersację kolejnymi drinkami. Czas mijał niezauważony, lokal zaczął pustoszeć a do tego Nina już wyraźnie zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością. Zamówiłem im taksówkę i serdecznie pożegnałem, obiecaliśmy tylko sobie kiedyś to powtórzyć. Jak tylko odjechali, zapłaciłem i poprosiłem personel, żeby zaprowadzili mnie do właściciela.

Odnośnik do komentarza

Tak o to nadszedł dzień ligowego debiutu, ostatnie dwa sparingi napawały mnie nadzieją na dobry wynik. Na mecz wybrałem prawie identyczny skład jak w czasie okresu przygotowawczego, niestety Vladavic doznał kontuzji i przez cały miesiąc nie będzie dostępny.

 

Nie minęło 5 minut od pierwszego gwizdka, kiedy po fantastycznym dośrodkowaniu Saranovic strzałem głową pokonał naszego bramkarza. Cudowny początek, wysyczałem wściekły. Jak by tego było mało to moi piłkarze zamiast rzucić się do odrabiania strat zaczęli bronić wyniku, to się nie mogło skończyć inaczej jak kolejną bramką. Rywalom wystarczyło 20 minut i po ładnym strzale z dwudziestu metrów było 2:0.W przerwie powiedziałem chłopakom co sądzie o ich grze, dokonałem paru korekt w ustawieniu i liczyłem na cud. Po chwili mogłem nawet uwierzyć, po prostopadłym podaniu Kiso, Aganspahic sam na sam z bramkarzem gospodarzy pewnie uderzył i dał nam bramkę kontaktową. Nasza gra zaczynała się kleić, i oczywiście wtedy wydarzyła się katastrofa, po faulu naszego stopera sędzia podyktował karnego. Saranovic pewnie podszedł do jedenastki i odebrał nam nadzieję na pierwsze punkty. Do końca regulaminowego czasu gry mecz był nudny jak flaki z olejem, i sędzia po dziewięćdziesięciu minutach zagwizdał po raz ostatni.

 

Premijer Liga, 1/30

Tuszanj, 4061 widzów

FK Sloboda Tuzla 3:1 Olimpik Sarajewo

5’ Edin Saranowic [1:0]

26’ Amer Jugo [2:0]

49’ Semir Aganspahic [2:1]

59’ Edin Saranowic (kar.) [3:1]

 

MoMEdin Saranovic (Sloboda)

Odnośnik do komentarza

Dzień po naszej ligowej porażce wszyscy w klubie chodzili jakby pozbawieni życia, pewnie każdy z nich liczył, że nowy trener coś zmieni, niestety w pierwszym starciu zawiodłem. Chyba tylko nasza sekretarka była zadowolona, oj jej to było na rękę, bardzo chciała się mnie pozbyć.

 

- Co, nie udało się wczoraj? – Zapytała śmiejąc mi się w twarz.

- Wypadek przy pracy.

- Coś mi się zdaję, że tych wypadków będzie więcej, a wtedy się pożegnamy.

- Prędzej pani przestanie obżerać się tymi ciastkami niż ja stąd odejdę ! – Odpowiedziałem będąc już na skraju mojej anielskiej cierpliwości.

- Nie dość, że prostak to jeszcze cham !

 

Zapewne obrzucał bym się jeszcze długo inwektywami z „kochaną” sekretarką gdyby nie fakt, że musiałem przeprowadzić trening. Po naszym blamażu wyjaśniłem chłopcom co było nie tak, już na chłodno zgodzili się, że trzeba wiele poprawić w naszej grze. Przynajmniej na tym polu coś się posuwało do przodu.

 

Po zajęciach razem z Kenanem szliśmy do mojego gabinetu, jak to mieliśmy już w zwyczaju, omówić sprawy taktyczne, transferowe i przygotować plan treningowy na następny dzień. Po drodze przechodząc obok recepcji, naszą uwagę przykuła młodziutka brunetka z hipnotyzującym spojrzeniem.

 

- Kenan nie wiesz może kto to jest?

- To siostrzenica prezesa, Elisa.

- Nie mów mi, że to córka tej jędzy?

- Tak, ale ona jest inna, jest taka…

- Podoba ci się co? – Zapytałem widząc jak na nią patrzy.

- No… tak, ale nie mam u niej szans, pewnie nawet nie wie o moim istnieniu.

- Nie przesadzasz aby? Musisz nabrać trochę odwagi, zagadaj do niej, co ci szkodzi?

- No nie wiem, a jak mnie wyśmieję?

- Nie wyśmieję, no już, to polecenie służbowe.

 

Kenan nieśmiało podszedł i zaczął z nią rozmawiać, widziałem, że z każdym słowem nabiera pewności, niestety na horyzoncie niczym chmura burzowa pojawiła się ona, wiedźma, wiedziałem, że jak czegoś nie zrobię to przerwie i nie pozwoli porozmawiać.

 

- O droga pani, są może jakieś kwitki do podpisania dla mnie?

- Nie ma, przepuści mnie bo chcę do córki przejść. – Odpowiedziała oschle.

- Ale spokojnie córka nie zając, nie ucieknie. Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, ale przecież będziemy ze sobą pracować, nie lepiej się pogodzić? Ja przeproszę panią, pani mnie.

- Co? JA miałabym pana przepraszać?! No naprawdę za grosz kultury, a teraz już mnie przepuści, do córki idę.

 

Nie mogłem już dłużej jej zatrzymywać, na szczęście widziałem że młodzi już skończyli rozmowę, i Kenan cały w skowronkach idzie w moją stronę.

 

- I jak młody? Chyba nie było tak źle?

- Przeciwnie, ona jest bardzo miła, okazało się, że mamy sporo wspólnego, zaprosiłem ją na randkę i się zgodziła.

- Skoro jest miła to pewnie po tatusiu. – Powiedziałem rozbawiony.

- Widziałem że zatrzymał pan jej matkę, dziękuje, kto wie co by się stało gdyby ona to zobaczyła.

- To nic, postawisz mi kiedyś piwo i będziemy kwita.

- Jasna sprawa.

- No a teraz wracamy do pracy.

 

 

Tego samego dnia, kiedy skończył się popołudniowy trening razem z kilkoma zawodnikami stałem na parkingu, rozmawiając przed powrotem do domu każdego z nas.

 

- No chłopaki, jak tak dalej będziecie się starać to będziemy liczyć się w walce o coś więcej niż tylko utrzymanie. – Powiedziałem zaciągając się papierosem.

- Panie trenerze, z panem to i mistrza możemy wygrać. – Zaśmiał się Vladavic.

- Dobra, dobra, nie myśl, że jak mi posłodzisz to będziesz miał lżej na treningu.

- Ależ skąd trenerze. – Odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.

- Coś mi silnik ostatnio szwankuje. – Powiedział Lucic, opierając się o drzwi swoje auta.

- Skoro mówimy o samochodach, to kupił by sobie szef coś lepszego. – Powiedział śmiejąc się, mój imiennik Bojan Regoje.

 

Rozejrzałem się po parkingu, i faktycznie doszedłem do wniosku, że mój samochód mizernie prezentuje się na tle innych, a przecież jako trener muszę dbać o wizerunek.

 

- Masz rację, muszę się wybrać do salonu, tylko kompletnie ostatnio nie mam czasu.

- Jak trener chcę to mogę pomóc, mój brat pracuje w jednym z lepszych salonów w Sarajewie, na pewno coś szefowi doradzi. – Powiedział do pory będący cicho Aganspahic.

- O młody się wkupuje w łaski, dobrze kombinujesz. – Powiedział będący dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze Vladavic.

- Pogadamy jutro, a teraz wszyscy prosto do domów.

 

Kiedy wracałem do domu, czułem, że stałem się częścią drużyny i mimo, że krótko tu pracuje zżyłem się z chłopakami. No i oczywiście myślałem o nowym samochodzie, wcześniej jakoś nie zwróciłem na to uwagi ale faktycznie, moje auto nadaje się na złom a nie na ulice.

Odnośnik do komentarza

Debiut nie za bardzo nam wyszedł, niestety w kolejnym meczu miało być jeszcze trudniej. Postanowiłem nic nie zmieniać w ustawieniu, nakazałem tylko chłopakom grać z kontry i nie odkrywać się przed rywalami.

 

Ledwo zdążyłem rozsiąść się na ławce, a już zdobyliśmy gola, nie minęła nawet minuta, aż podskoczyłem ze szczęścia. Momentalnie jednak cała radość ze mnie uleciała, kiedy zobaczyłem, że sędzia boczny podnosi chorągiewkę wskazując spalonego. Co nie udało się nam, udało się rywalom po około pół godziny gry. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, mimo dobrej gry przegrywaliśmy, nakazałem tylko moim podopiecznym grać dalej to samo. Po wyjściu na murawę moi piłkarze zdominowali obraz gry, wystarczyło dziesięć minut i już na tablicy widniały dwie jedynki. Ten gol zadziałał jak płachta na byka, ale nadal to my kontrolowaliśmy spotkanie, w dodatku kiedy na kwadrans przed końcem znany z polskich boisk Srdja Knezevic dostał czerwoną kartkę, byłem pewny pierwszych punktów. Jednak piętnaście minut później nie mogłem uwierzyć w to co się stało, w ostatniej akcji meczu po stracie piłki w środku pola rywale przeprowadzili szybką kontrę i wyszli na prowadzenie. Byłem tak wściekły, że nie czekając na nic zszedłem do szatni. Piłkarze wiedzieli co ich czeka.

 

Premijer Liga, 2/30

Stadion Miejski Banja Luka, 3577 widzów

FK Borac Banja Luka 2:1 Olimpik Sarajewo

35’ Srdjan Grahovac [1:0]

55’ Mirko Rodrigo [1:1]

74’ Srdja Knezevic

90+3’ Nemanja Vidakovic [2:1]

 

MoMSrdjan Grahovac (Borac BL)

Odnośnik do komentarza

Po kolejnej ligowej porażce nie mogłem być zadowolony, pod moją wodzą nie wygraliśmy jeszcze żadnego meczu, musiałem coś zmienić. Siedziałem w gabinecie myśląc nad taktyką i nad tym co mogę w niej zmodyfikować. Kiedy tak patrzyłem przez okno, usłyszałem na korytarzu jakieś wrzaski, a chwile później drzwi mojego gabinetu się otworzyły, odwróciłem się i wtedy zobaczyłem ją, smukłe nogi, opalona skóra, kruczo czarne włosy i niebieskie oczy.

 

- Kope lat Bojan, widzę że ładnie się urządziłeś.

- To… ty? – Wydukałem.

 

Wtedy w środku pojawiła się nasza sekretarka, a za jej plecami bacznie wszystko obserwujący Kenan.

 

- Mówiłam, że tu nie wolno wchodzić, proszę opuścić teren klubu. – Powiedziała groźnie.

- Spokojnie, znam ją, może zostać. – Powiedziałem do sekretarki dając jej do zrozumienia, żeby sobie poszła.

- Ale ona wtargnęła na teren klubu, tak nie można ! – Powiedziała oburzona, choć nie bardzo wiedziałem czym.

- Dziękuje za troskę, ale dam sobie radę, naprawdę, może pani już wrócić do pracy.

- Phiiii. – Parsknęła i poszła w swoją stronę.

 

Kenan tylko puścił oczko w moją stronę i zamknął drzwi, zostawiając nas sam na sam.

 

- Sandra to naprawdę ty? Co tutaj robisz?

- Zdziwiony? To już nie mogę odwiedzić starego znajomego?

- No wiesz, nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

- Szczerze mówiąc ja też, ale nastąpiła pewne nieprzewidziana ewentualność.

- Jak to? Co się stało?

- To nie jest rozmowa na tu i teraz.

- Jak uważasz, tu masz mój adres i numer telefonu. – Powiedziałem wyciągając z szuflady wizytówkę. – Gdzie się zatrzymałaś?

- Wynajęłam pokój w hotelu. Tak poza tym to miło znów ci widzieć.

- Mi również, choć obawiam się, że twoja obecność tutaj wieści jakieś kłopoty.

- Oj Bojan, zawsze wiedziałeś jak podrywać kobiety. – Uśmiechnęła się zalotnie i uwodzicielsko opuściła mój gabinet.

 

Była tak czarująca, że aż wyszedłem przed gabinet aby móc patrzeć na nią jeszcze te kilka sekund dłużej. Z tego zauroczenia wy budziły mnie słowa Kenana.

 

- Wow, szefie kto to jest?

- Stara znajoma.

- Skąd ona pochodzi? Wygląda nieziemsko.

- Z Brazylii, poznałem ją kilka lat temu, w Rio.

- Szef to ma powodzenie, taki anioł i sam do szefa przychodzi.

- Oj, coś mi się zdaje, że to jest raczej mały diabełek, a jej obecność zwiastuje kłopoty.

- Nie wierzę, wygląda tak uroczo…

- Kenan uważaj, bo pomyśle, że Elisa już ci nie interesuje. – Mówiąc to pogroziłem mu palcem.

- Skądże, Elisa jest wspaniała, ale to nie znaczy, że nie mogę patrzeć na inne, prawda?

- Spryciarz, ale koniec tego dobrego, przygotuj wszystko na jutro i możesz wracać do domu.

 

Lubiłem Sandrę, ale nie mogłem pozbyć się myśli, że przynosi jakieś złe wieści, bo w końcu co się mogło stać, że porzuciła luksusowe życie w Brazylii przyjeżdżając przez pół świata do mnie? Chyba nie chciałem wiedzieć.

Odnośnik do komentarza

Po dwóch porażkach w lidze przyszedł czas na Puchar! Oczywiście nie mogło być inaczej i już na starcie wylosowaliśmy rywala z najwyższej ligi, do tego rywala silniejszego.

 

Początek meczu wręcz identyczny jak w czasie starcia z Boracem, ledwo kibice rozsiedli się na stadionie i już bramka, Zizovic dostał idealne podanie i nie zmarnował go. Od razu nerwowo spojrzałem na sędziego, ale tym razem nic, spalonego nie ma, i prowadzimy. Dalszy przebieg meczu wyglądał niczym pojedynek bokserski, cios za cios, kto pierwszy padnie. Kolejne akcje obu ekip, i w końcu gol padł, niestety nie dla nas. I wszystko zaczynało się od nowa. Tym razem więcej czasu zajęło nam wyjście na prowadzenie, bo ponad dziesięć minut, ale udało się, ładny strzał z daleka Suljevica, i schodzimy na przerwę prowadząc. Widać było po niektórych, że ten mecz to istna bitwa, dlatego tylko zagrzałem naszych do walki i dokonałem jednej zmiany w składzie. Druga połowa natomiast zaczęła się fatalnie, nasz najlepszy stoper, Regoje bezmyślnie wszedł w nogi rywala i zobaczył czerwony kartonik, szybkie zmiany w taktyce i gramy w dziesięciu na utrzymanie wyniku. Dalsza część meczu to nasza heroiczna obrona i huraganowe ataki gospodarzy. Gdyby nie postawa naszego bramkarza, różnie mogło by się to skończyć, ale on dosłownie latał między słupkami, i dzięki temu dowieźliśmy ten wynik do końca. Udało się awansowaliśmy, a co ważniejsze wygraliśmy pierwszy mecz pod moją wodzą !

 

Puchar BiH, 1 Runda

Banja Ilidza, 552 widzów

FK Zvijezda Gradacz 1-2 Olimpik Sarajewo

2’ Mladen Zizovic [0:1]

27’ Adnan Masic [1:1]

40’ Nihad Suljevic [1:2]

48 ‘ Bojan Regoje

 

MoMNihad Suljevic (Olimpik Sarajewo)

Odnośnik do komentarza

Taka informacja, prawdopodobnie będę umieszczał odcinki w rytmie, dwa mecze, jeden odcinek fabularny, odpowiada to wam?

O ile ktoś to czyta :P

 

Po sensacyjnej wygranej w Pucharze, przyszedł czas na kolejne ligowe starcie, a ponieważ nie zdobyliśmy jeszcze żadnego punktu groziła nam strefa spadkowa, trzeba było w końcu coś ugrać.

 

Mecz zaczął się skromnie, tym razem nie było takich atrakcji jak wcześniej, jednak to rywale zdecydowanie przejęli inicjatywę, od początku atakowali i chcieli wygrać. My zaś schowani za podwójną gardą czekaliśmy na swoje szansę. Wynik bezbramkowy utrzymywał się prawie całą pierwszą połowę, gościom udało się go przełamać dopiero pod koniec, i to znów w doliczonym czasie gry. Cóż za pech, bramka do szatni, musiałem podbudować chłopaków. Kazałem im teraz zagrać odważniej, w końcu co mieli do stracenia? Taka gra jak na zawołanie przyniosła efekty, zaczęliśmy oddawać strzały na bramkę i konstruować ładne akcje, to musiało przynieść remis. Przyniosło w siedemdziesiątej minucie, nasza młoda gwiazdka, Aganspahic efektownym strzałem przywróciła nadzieje w sercach piłkarzy i kibiców. Jak się można spodziewać, moi piłkarze zwietrzyli szansę i chcieli zdobyć komplet punktów. Niestety rywale mimo, że zamknięci na swojej połowie nie pozwolili sobie na utratę kolejnej bramki, toteż mecz zakończył się podziałem punktów. Ostatecznie jest to bardzo dobry rezultat, dzięki niemu utrzymujemy się na czternastej lokacie, ostatniej która daje utrzymanie.

 

Premijer Liga, 3/30

Ferhatovica, widzów 172

Olimpik Sarajewo 1:1 FK Trawnik

45+3’ Dario Pranjkovic [0:1]

70’ Semir Aganspahic [1:1]

 

MoMDario Pranjkovic (Travnik)

 

Jedna rzecz mnie zmartwiła, frekwencja. Żeby na stadion mieszczący 35.000 kibiców przyszło ich zaledwie 172 ?! Trzeba jakoś promować klub, stadion mógłby przynosić spore zyski, które pomogłyby w rozwoju klubu.

Odnośnik do komentarza

Leniwie leżałem na kanapie oglądając jakiś mecz w telewizji i popijając piwo, w końcu miałem trochę czasu, żeby odsapnąć. Kiedy pierwsza połowa dobiegała końca usłyszałem dzwonek do drzwi, czym prędzej poszedłem zobaczyć kto to może być o tej porze. W drzwiach zobaczyłem Sandrę, przemoczoną od deszczu który oblewał tego wieczora Sarajewo.

 

- Cześć, Sandra, wejdź do środka, widzę że zmokłaś.

- Trochę, ale to nic, cieszę się, że cię zastałam.

- Miałaś szczęście, już jutro wracam do pracy.

 

Po powitaniu, Sandra udała się do łazienki by trochę się osuszyć, a ja zabrałem się za sprzątanie salonu który wyglądał jak burdel. Niezły ze mnie bałaganiarz, myślałem.

 

- Ładny domek, pewnie sporo kosztował.

- Nie tak dużo, no to o czym chciałaś rozmawiać?

- Chodzi o tą sprawę z diamentami. – Gdy to mówiła uśmiech od razu zszedł z jej twarzy.

- Przecież podzieliliśmy się po równo, ty ja i Miguel, to o co chodzi?

- Chodzi o Rubena.

- Ruben? Przecież on zginął tego dnia w kopalni. – Powiedziałem wyraźnie zaniepokojony.

- No właśnie, Ruben żyje, i ma się dobrze.

- Co ?! Ale jak to możliwe ? – Pytałem nie mogąc uwierzyć.

- Zostawiliśmy go na śmierć, ale jacyś tubylcy mu pomogli, wyleczyli, i teraz Ruben chce się zemścić.

 

Nagle pociemniało mi przed oczami, zrobiło mi się słabo i duszno, ta wiadomość nie była zła, ona była katastrofalna.

 

- Jezu Chryste, przecież my wtedy zabraliśmy wszystkie diamenty, okradliśmy go na blisko 100 mln $.

- Wiem nie musisz mi przypominać.

- Skoro Ruben żyje, to my już nie żyjemy, on nas za to pozabija.

- Na razie nie może, chce odzyskać jak najwięcej kasy, niestety dla niego, ja i Miguel mamy wszystko na kontach bankowych w rajach podatkowych. Radzę zrobić to samo tobie.

- Myślisz, że nas znajdzie?

- Na pewno, to tylko kwestia czasu, trzeba będzie coś wykombinować zanim tu przyleci.

- Wiedziałem, że skoro się tu pojawiłaś to zwiastuje coś złego. Ale skoro tak to wszystko wygląda to chyba lepiej będzie jak zamieszkasz u mnie.

- Miałam nadzieję, że to powiesz, zwłaszcza że jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. - Powiedziała tajemniczo.

- Co masz na myśli? – Powiedziałem już mocno zdenerwowany.

- Pamiętasz nasze pożegnanie?

- Tak pamiętam.

- Ono też przyniosło nieoczekiwane skutki… Bojan jestem z tobą w ciąży.

 

Dalej pamiętam tylko Sandrę która wylała na mnie kubek wody i pomagała mi podnieść się z podłogi.

 

- Co się stało? – Spytałem jeszcze nadal zamroczony.

- Zemdlałeś.

- Nie dziwię się, to za dużo wrażeń na jeden dzień jak dla mnie.

- Nie cieszysz się?

- Cieszę się bardzo, od tamtego dnia zadręczałem się, że wtedy nie zabrałem ciebie ze sobą, więc ta wiadomość jest dla mnie fantastyczna.

 

Sandra przytuliła się do mnie, wtedy zrozumiałem, że nie pozwolę aby stała się im krzywda, jej i naszemu dziecku.

 

- A teraz chodźmy już spać.

- Nie zabrałam ze sobą, żadnych ubrań, nie mam w czym spać.

- Wiesz, nie ma tego złego co na dobre nie wyjdzie, możesz spać nago.

- Jednak się nie zmieniłeś. – Posłała w moją stronę zalotne spojrzenie.

 

Kiedy Sandra skończyła mówić pocałowała mnie czule i razem udaliśmy się do sypialni.

Odnośnik do komentarza

Chyba pierwsze ligowe starcie w którym to my jesteśmy faworytem meczu, nie wypadało więc zawieść. Poza tym nasz rywal to kolejny zespół z Sarajewa, więc można to uznać za derby.

 

Nasi wzięli to sobie do serca bo atakowali od pierwszych minut, aż się dziwiłem, że nie prowadziliśmy już w pierwszym kwadransie. Mimo naszych starań pierwszą bramkę zdobyli goście, z tym, że samobójczą. Spodziewałem się, że rozwiąże to worek z bramkami i pewnie wygramy, niestety rywale wykorzystali naszą słabość, i zdobyli gola w końcówce pierwszej połowy. Drugą połowę zaczęliśmy zdecydowanie lepiej, i po zaledwie czterech minutach wyszliśmy na prowadzenie. W sześćdziesiątej minucie doskonałą okazje zmarnował Kresser, zresztą cała drużyna była bardzo nieskuteczne, mieliśmy przynajmniej kilka „setek” a gola dającego pewność nadal nie było. W dziewięćdziesiątej minucie po podaniu Semira, Zizovic podwyższył wynik meczu, niestety po raz kolejny sędzia boczny zauważył spalonego. Jednak co się odwlecze to nie … jak mawia przysłowie i minutę później po faulu w polu karnym, Mladen pewnie wykorzystał karnego ustalając wynik spotkania. Pierwszy tak dobry mecz w naszym wykonaniu.

 

Premijer Liga, 4/30

Ferhatovica, widzów 278

Olimpik Sarajewo 3:1 FK Slavija Sarajewo

26’ Ratko Dujkovic (sam.) [1:0]

43’ Ljubisa Vukelja [1:1]

49’ Nikola Trujic [2:1]

90+3’ Mladen Zizovic [3:1]

 

MoMNikola Trujic (Olimpik)

 

 

Informacja pomeczowa - Sabit Alimanovic został wypożyczony do GKS Bełchatów, coś lubią naszych piłkarzy te polskie zespoły.

Odnośnik do komentarza

Po „derbach” Sarajewa, przyszedł czas na wyjazd do Gradiszki, na mecz z tamtejszą Kozarą. Cel? Trzy punkty. Łapaliśmy wiatr w żagle, więc oczywistym było, że nasze apetyty zostały rozbudzone.

 

Chyba pierwszy raz to my zdominowaliśmy grę od pierwszych minut, rywale będący w niemałym szoku nie potrafili przeprowadzić nawet składnej akcji. Niestety znów zawodziła skuteczność, kolejne szansę na podwyższenie wyniku były seryjnie przez nas marnowane, a jak to się mówi niewykorzystane okazje się mszczą. Na nas zemściło się znów pod koniec pierwszej połowy, jedyny strzał jaki rywale oddali w tej części gry dał im prowadzenie. To przechodzi ludzkie pojęcie, gramy mizernie i remisujemy, gramy fantastycznie i przegrywamy? Coś tu jest nie tak. Druga połowa było nieco równiejsza ale także ze wskazaniem nas jako strony dominującej. Jednak co z tego, że stwarzaliśmy sytuację skoro nie potrafiliśmy ich wykorzystać? Czas natomiast był nieubłagany i wciąż nam uciekał. Na ostatnie dziesięć minut postawiłem na ultra ofensywne ustawienie, wprowadziłem dwóch napastników, i nawet to nie dało efektu. Przegraliśmy mimo, że byliśmy lepsi i nie mieliśmy prawa przegrać. Ale jak to mówią w sporcie, nie zawsze wygrywa lepszy.

 

Premijer Liga, 5/30

Bosanka Gradiszka, widzów 588

FK Kozara Gradiszka 1:0 Olimpik Sarajewo

45’ Zoran Nikic [1:0]

 

MoMZoran Nikic (Kozara)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...