Skocz do zawartości

Aleja Snajperów


MoA111

Rekomendowane odpowiedzi

- Dobra panowie trening skończony, pod prysznice i do domu.

 

Dałem im ostro popalić po wczorajszej porażce, muszą wiedzieć, że takich meczy nie mogą przegrywać. W czasie sprzątania boiska, ucięliśmy sobie z Kenanem miłą pogawędkę.

 

- Słyszałem, że ta Sandra wprowadziła się do szefa?

- Jak to, skąd to wiesz? Jeszcze nikomu nic nie mówiłem.

 

Zanim zdążył mi odpowiedzieć, sam się domyśliłem.

 

- To ona ? Skąd wiedziała?

- To pokolenie już tak ma, a ona przesyła informacje szybciej niż Internet, wszyscy w klubie już wiedzą.

- Ehh, jak ona mi działa na nerwy, zresztą to nic dziwnego, że mężczyzna i kobieta razem mieszkają.

- Jak najbardziej, jak to właściwie szefowi zazdroszczę.

- No właśnie co tam u Elisy?

- Ok, ale dobrze że szef spytał bo bym zapomniał, ponoć Elisa ma zostać sekretarką tutaj w klubie.

 

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech szeroki niczym banan.

 

- Nie żartuj, naprawdę?

- Tak mi Elisa mówiła, ponoć jej matka dostała jakąś rentę czy coś i odstąpiła córce stanowisko.

- No to wspaniała wiadomość, akurat dobrze się składa, bo chciałem was, to znaczy ciebie i Elise zaprosić na przyjęcie.

- A z jakiej to okazji?

- Niespodzianka, a właściwie kilka. – Tajemniczo odpowiedziałem.

- Skoro tak to my oczywiście będziemy, kiedy i gdzie odbędzie się to przyjęcie?

- Piętnastego, w tej restauracji. – Powiedziałem podając wizytówkę lokalu.

- Wow, szef widzę na bogato.

- Można tak powiedzieć, dobra to ja lecę, muszę jeszcze załatwić parę spraw związanych z przyjęciem.

- Ok, cześć.

 

Pojechałem prosto do zakładu Amira, w końcu na takim przyjęciu nie mogło zabraknąć mojego najbliższego przyjaciela i jego żony.

 

- Cześć Amir. – Krzyknąłem widząc go z daleka.

- Kogo moje oczy widzą, Bojan, coś dawno się nie widzieliśmy.

- Praca, praca i jeszcze raz praca.

- Bo się nam tutaj przepracujesz.- Powiedział jak zawsze będący w dobrym humorze.

- Spokojnie, ja tu przyjechałem z misją.

- O, a jakaż to misja cię tu sprowadza?

- Organizuje przyjęcie, i oczywiście nie może was na nim zabraknąć, czujcie się zaproszeni.

- Przyjęcie? Co to za okazja?

- Niespodzianka, nie mogę powiedzieć.

- Mi nie powiesz? Staremu kumplowi? Bojan.

- No dobra powiem ci tylko, że z kimś jestem, reszty dowiesz się później.

- Trzeba było tak od razu, wielkie gratulacje stary. A kiedy i gdzie chcesz zrobić to przyjęcie?

- Piętnastego, tam gdzie ostatnio.

- Oj, wiesz to trochę zbyt droga restauracja jak na nasze możliwości, a nie chcemy żebyś znów za nas płacił.

- Amir spokojnie, nikt nic nie będzie płacił, to jest specjalne przyjęcie, zaufaj mi.

- No dobra, my będziemy.

- Dzięki, to ja znikam, mam jeszcze trochę do załatwienia.

- Czekaj, to nawet nie pogadamy?

- Spokojnie, jeszcze zdążymy sobie pogadać.

- Trzymam za słowo.

 

Wieczorem zmęczony ciężkim dniem siedziałem na kanapie z Sandrą, przytuleni do siebie oglądaliśmy jakiś film. Wziąłem pilota do ręki, ściszyłem dźwięk, aby chwile z nią porozmawiać.

 

- Słuchaj, chciałbym żebyś poznała moich znajomych a oni ciebie, co ty na to?

- Dobry pomysł, możemy się kiedyś spotkać.

- Właśnie o tym pomyślałem, zaprosiłem już wszystkich na takie specjalne przyjęcie. Mam nadzieję że masz czas piętnastego?

- Pewnie, i tak nic nie robie całymi dniami, ale co to za przyjęcie, i gdzie?

- To już niespodzianka.

- Niespodzianka mówisz, od tej strony cię nie znałam.

- No widzisz, mam wiele twarzy, romantyk to jedna z nich.

- W takim razie czekam z niecierpliwością.

Odnośnik do komentarza

Teraz czas na prawdziwie derby Sarajewa. Na nasz stadion przyjechał lider tabeli, FK Sarajewo. Specjaliści nie dawali nam żadnych szans, zresztą po naszym ostatnim meczu nawet ja specjalnie nie wierzyłem w choćby remis.

 

Mimo to rozpoczęliśmy mecz z przytupem, nie daliśmy się stłamsić, i mimo, że graliśmy z ekipą walczącą o mistrzostwo, a sami broniliśmy się przed spadkiem graliśmy jak równy z równym. W dwudziestej piątej minucie cała nasza ławka wpadła w szał radości, wracający po kontuzji Vladavic pokazał dlaczego jest najdroższym zawodnikiem w naszej ekipie i dał nam prowadzenie. Ten gol podziałał na nas mobilizująco i nagle to my przejęliśmy inicjatywę. Na efekty długo nie trzeba było czekać i piętnaście minut później było już 2:0. Przed przerwą mieliśmy szansę na dobicie rywala, ale gol Trujica nie został uznany. Druga połowa zaczęła się znów od naszych ataków, z tym, że teraz potrzebowaliśmy tylko sześciu minut. Młody Argentyńczyk Kresser w końcu udowodnił swoją wartość i dał nam trzy bramkowe prowadzenie. Spodziewałem się pogromu ale moi piłkarze zwolnili tempo i spokojnie bronili wyniku, który jakby nie patrzeć był fantastyczny. Do końca kontrolowaliśmy przebieg spotkania, a rywale zdołali zdobyć zaledwie jedną bramkę, ale i ten gol padł w szczęśliwych okolicznościach. Nic to jednak nie zmieniło bo dziesięć minut później arbiter zagwizdał po raz ostatni i mieliśmy trzy punkty w garści, i to w pojedynku z liderem, w derbach !

 

Premijer Liga, 6/30

Ferhatovica, widzów 2,477

Olimpik Sarajewo 3:1 FK Sarajewo

25’ Admir Vladavic [1:0]

40’ Semir Aganspahic [2:0]

51’ Juan Pablo Kresser [3:0]

85’ Vucina Scepanovic [3:1]

 

MoM Juan Pablo Kresser (Olimpik)

Odnośnik do komentarza

Po cudzie jakiego dokonaliśmy w lidze przyszedł czas na starcie w Pucharze. Na szczęście rywal tym razem z niższej półki, nawet nie wiem która to liga, chyba trzecia, toteż w składzie znalazło się kilku dotychczas pomijanych przy ustalaniu wyjściowej jedenastki zawodników.

 

Nawet nasz na pół drugi garnitur zdecydowanie zdominował rywala, a i problemy ze skutecznością zniknęły i już w jedenastej minucie prowadziliśmy. Na kolejną bramkę kibice nie czekali długo, już trzy minuty później bramkarz rywali zdobył bramkę samobójczą. Przy takiej grze zdobycie trzeciej bramki i dobicie rywala to była oczywista oczywistość. Dokonał tego Kresser z rzutu karnego. Tak o to rozbiliśmy rywala w dwadzieścia pięć minut, reszta meczu to była formalność. Jakby kibicom było mało goli w pierwszej połowie, to pod jej koniec Nikola Trujic dołożył czwartą bramkę, ośmieszając bramkarze gospodarzy.

Kiedy zaczęła się druga połowa kibice czekali dwie minuty na gola, zdobył go Zizovic który zmienił w przerwie Vladavica, który narzekał na jakiś drobny uraz. Tak o to prowadziliśmy już pięcioma bramkami, awans był pewny i po prostu czekaliśmy na koniec spotkania, rywale zresztą też. Pozostałe czterdzieści minut gry minęło szybko i mogliśmy wracać do domu w chwale wielkiego zwycięstwa.

 

Puchar BiH, 2 Runda

Eso, widzów 286

FK Ozren Semizovac 0:5 Olimpik Sarajewo

11’ Nikola Trujic [0:1]

14’ Mirza Hodzic (sam.) [0:2]

25’ Juan Pablo Kresser (kar.) [0:3]

45’ Nikola Trujic [0:4]

47’ Mladen Zizovic [0:5]

 

MoMNikola Trujic (Olimpik)

 

 

Co warte odnotowania, Alimanovic radzi sobie całkiem nieźle w Polsce, zdobył dwie bramki w trzech meczach.

W kolejnej rundzie Pucharu zmierzymy się z NK Czelik Zenica (Ekstraklasa) już w systemie mecz i rewanż.

Odnośnik do komentarza

- Bojan, Bojan. Jakaś czarna limuzyna zajechała pod dom, to pewnie Ruben musimy uciekać !

 

Usłyszałem krzyk Sandry, szybko poszedłem ją uspokoić.

 

- Sandra spokojnie, to nie Ruben, ta limuzyna przyjechała po nas, zawiezie nas na przyjęcie.

- O, ale po co limuzyna?

- Ponieważ to przyjęcie jest na twoją cześć, dlatego chciałem aby wszystko było jak najlepsze.

- Heh, masz gest. – Zaśmiała się.

 

Droga do restauracji była wyjątkowo przejezdna i dosłownie kilka minut po tym jak dojechaliśmy na miejscu pojawili się zaproszeni goście. Wszyscy się przywitali, oczywiście Sandra wzbudzała największa uwagę, zarówno męskiej jak i żeńskiej części gości. Ponieważ było zimno i ciemno czym prędzej zaprosiłem wszystkich do środka.

 

- Bojan, dlaczego tutaj nie ma żadnych gości? Czy ty wynająłeś całą salę? – Spytał mocno zdziwiony Amir.

- No właśnie, na wstępie chciałbym wam coś powiedzieć. Otóż ja kupiłem tę restaurację, gdyż chciałem upamiętnić śmierć Nikoli. Tam macie specjalną tablice. – Powiedziałem wskazując palcem na ścianę.

- Nie powiem, szokująca wiadomość. – Odezwał się Kenan.

- Na to liczyłem, ale to nie koniec, chciałem abyście wszyscy tutaj byli chciałem coś zrobić.

- Zaskocz mnie. – Zaśmiał się Amir.

 

Wziąłem spory wdech i podszedłem do Sandry, uklęknąłem i wyciągnąłem małe czerwone pudełeczko.

 

- Sandro, wiedz, że ty i nasze dziecko jesteście dla mnie najważniejsi na świecie i bardzo was kocham. Dlatego chcę spędzić z tobą resztę życia. Sandro czy wyjdziesz ze mnie? – Ostatnie zdanie to już dosłownie wydukałem ze stresu.

- Ja… Tak. – Powiedziała zapłakana już Sandra.

 

Założyłem jej pierścionek zaręczynowy na palec i wstałem. W tym momencie Elisa i Nina były już delikatnie mówiąc wzruszone, podobnie jak Sandra, a Amir i Kenan stali nieźle zszokowani. Nawet personel bił brawo.

 

- Zaraz, zaraz, nasze dziecko? To znaczy, że Sandra jest w ciąży? – Spytał Amir.

- To jest właśnie kolejny powód przyjęcia.

- Nie ma co, jak ty już coś robisz to na całego.

 

Kiedy żeńska część już się pozbierała a męska zebrała szczęki z podłogi przeszliśmy do kolacji i tej mniej oficjalnej części przyjęcia. Po skończonym posiłku, zabrałem Amira i Kenan do baru, pozostawiając nasze kobiety by sobie spokojnie poplotkowały.

 

- No nieźle, dzisiaj szef dosłownie rozbił bank, zebrał całą pule. – Zaczął rozmowę Kenan.

- Tylko nie szef, mówmy sobie po imieniu, poza tym chciałem żeby to było prawdziwo święto. W końcu nie co dzień się oświadczam.

- I było, mało kto może przebić twoje oświadczyny, ja na przykład oświadczyłem się Ninie w przydrożnym barze. – Wtrącił Amir.

- Wygląda na to, że jako jedyny mam to jeszcze przed sobą.

- No właśnie, jesteście już parą z Elisą?

- Oficjalnie jeszcze nie, ale właściwie można to tak nazwać. – Mówił Kenan spoglądając na swoją wybrankę.

- Słuchaj stary, ja tak wyglądają twoje oświadczyny to ja chcę zobaczyć twoje wesele, to chyba kilkudniowe będzie? – Rzucił Amir.

- Nie wiem, i tak zdecyduje Sandra, ja się nie zamierzam wtrącać.

- Tylko zapłacić. – Znów błysnął humorem Amir.

- Właśnie Bojan, może to trochę niegrzeczne ale skąd ty masz na to wszystko pieniądze? Prezes raczej nie płaci ci super pensji.

- Stare czasy, trochę zarobiłem w Brazylii. – Odpowiedziałem chcąc jakoś uciąć niewygodny dla mnie temat.

- To ja też chce do Brazylii. – Odpowiedział Amir.

- Uwierz mi, że nie chcesz.

 

Z czasem towarzystwo się mocno wymieszało i każdy rozmawiał z każdym po kolei, można by rzec że wymieniano tylko rozmówców. U mojego boku pojawiła się Nina, od razu zauważyłem ten błysk w oku, już wiedziałem na temat czego będzie chciała porozmawiać.

 

- Wiesz Bojan, trochę ostatnio czytałam, ten twój naszyjnik należał kiedyś do jakiegoś szlachcica który dał go swojej żonie, może to twój przodek?

- Możliwe, z tego co wiem od ojca mamy go w rodzinie od pokoleń.

- Tu masz numer do mojego znajomego, zajmuje się drzewami genealogicznymi, może uda się odtworzyć twoje, kto wie jakich przodków masz.

- Dzięki, może kiedyś skorzystam.

 

Chowając kartkę do kieszenie wiedziałem, że nie skorzystam ale nie będę robił jej przykrości. Koło godziny dwudziestej drugiej wszyscy ponownie zebrali się przy stole, rozmowy przybrały bardzo luźny charakter. Cieszyło mnie, że Sandra została ciepło przyjęta przez moich przyjaciół, zdałem sobie sprawę, że wszystko układa się jak we śnie, i tylko ta jedna rzecz mąci mój spokój. Nie chciałem jednak w taki dzień o tym myśleć i szybko przyłączyłem się do rozmowy z biesiadnikami. Jednak mimo fantastycznej atmosfery, nie chciałem aby przyjęcie trwało do późna, chciałem te noc spędzić z Sandrą, na szczęście nie musiałem wypraszać gości. Amir szybko zrozumiał jakie mam plany.

 

- No to my będziemy już się zbierać, trzeba dać się im nacieszyć sobą.

- Racja, już czas. – Powiedziała Nina.

 

Najmłodsza para zrozumiała o co chodzi i tylko przytaknęła.

 

- Przed restauracją czekają na was kierowcy, odwiozą was do domów.

- Tylko mi nie mów, że to te czarne limuzyny. – Mówił z niedowierzaniem Amir.

- Tak, chciałem żeby ten wieczór był miły również dla was.

- W takim razie nie przeszkadzamy, do zobaczenia i powodzenia Bojan. – Zażartował sobie jeszcze na koniec Amir.

- Do jutra, choć może raczej pojutrza. – Powiedział Kenan.

 

Nasi goście opuścili restauracje i odjechali w limuzynach do domów, ja natomiast zabrałem Sandrę i wpatrzeni w siebie, milcząc udaliśmy się do „swojej” limuzyny by wrócić do domu i spożytkować ten romantyczny nastrój.

Odnośnik do komentarza

Po ostatnich fantastycznych występach zespół uwierzył w swoje możliwości, niestety nie mogło być tak różowo, kolejne kontuzje i kartki okaleczały wciąż mój skład.

 

Od razu to my przeszliśmy do ataku, i już w dziesiątej minucie po strzale Trujica prowadziliśmy. Tak szybko strzelony gol dawał nadzieje na więcej, niestety nic nie chciało wpadać do bramki rywali. Za to do naszej wpadło, po pół godziny gry rywale zdołali wyrównać i wynik znów był kwestią otwartą. Mieliśmy jeszcze kilka okazji, jednak nasza skuteczność mocno w tym meczu kulała. Tę niemoc przełamał ponownie Trujic po kwadransie gry w drugiej połowie. Wydawało się, że teraz możemy spać spokojnie, niestety dwie kontuzje spowodowały, że musieliśmy grać w dziesięciu. Rywale nie czekali, poczuli okazje i zaatakowali. Teraz to my się broniliśmy, kilka razy wyratował nas Lucic który imponował dzisiaj w naszej bramce. Pod koniec meczu rywale rzucili się do desperackiego ataku, co moi piłkarze skrzętnie wykorzystali zdobywając dwie bramki w trzy minuty, nagle to my staliśmy się mistrzami końcówek, oby tak dalej.

 

Premijer Liga, 7/30

Ferhatovica, widzów 131

Olimpik Sarajewo 4:1 GOSzK Gabela

10’ Nikola Trujic [1:0]

34’ Ivan Raguz [1:1]

64’ Nikola Trujic [2:1]

90’ Nihad Suljevic [3:1]

90+3’ Mladen Zizovic [4:1]

 

MoMNikola Trujic (Olimpik)

 

W tym meczu arbiter pokazał dziesięć żółtych kartek, w tym siedem naszej drużynie, ale co ciekawe żadnej czerwonej.

Odnośnik do komentarza

Mieliśmy za sobą trzy wygrane z rzędu, i to w imponującym stylu. Nie było, więc zdziwieniem gdy uznano nas za faworyta tego meczu, naszą piętą achillesową nadal były problemy kadrowe. Do tego mieliśmy zaledwie 2 dni przerwy.

 

Mecz rozpoczął się od wymiany ciosów, obie ekipy starały się zepchnąć przeciwników do defensywy i przejąć inicjatywę. Naszym rywalom udało się w pewnym stopniu w jedenastej minucie, kiedy to arbiter podyktował rzut karny, a Suka pewnie go wykorzystał. Ile trzeba było czekać na ripostę? Dwie minuty, i Aganspahic zdobył bramkę. Do końca pierwszej połowy straciliśmy tylko kolejnego zawodnika z powodu kontuzji, goli natomiast nie ujrzeliśmy. Druga połowa była już zupełnie inna, zdominowana przez nas, kilka minut wystarczyło abyśmy objęli prowadzenie. Niecałe dziesięć minut później Agansaphic zdobył drugą bramkę dając nam pewniejsze prowadzenie. Jak by tego była mało, nie niecały kwadrans przed końcem meczu pierwszą bramkę w sezonie zdobył Bojan Regoje ustalając wynik spotkania. Znów 4:1, powoli stajemy się czarnym koniem tych rozgrywek.

 

Premijer Liga, 8/30

Prijedor, widzów 568

FK Rudar Prijedor 1:4 Olimpik Sarajewo

11’ Nedja Suka (kar.) [1:0]

13’ Semir Aganspahic [1:1]

53’ Mladen Zizovic [1:2]

61’ Semir Aganspahic [1:3]

78’ Bojan Regoje [1:4]

 

MoM Semir Aganspahic (Olimpik)

Odnośnik do komentarza

Dzień po zabawie nie wybierałem się do pracy, prezes nie robił problemów i miałem dzień wolny, pierwszy od bardzo dawna. Obudziły mnie dopiero promienie słońca padające na moją twarz. Na w pół żywy udałem się do łazienki aby wziąć prysznic, kiedy strumienie ciepłej wody padały na moje ciało zacząłem myśleć jak rozwiązać problem związany z Rubenem. Z tych rozważań wyrwał mnie delikatny i słodki głos Sandry.

 

- Kochanie, wstałeś już?

- Tak już idę na dół. – Powiedziałem wycierając ciało ręcznikiem.

- To dobrze, śniadanie już czeka.

 

Faktycznie na stole czekało na mnie gotowe śniadanko, niby to zwykła jajecznica ale byłem niezwykle szczęśliwy, że to właśnie Sandra mi ją zrobiła.

 

- Co chcesz dziś zrobić skoro nie poszedłeś do pracy?

- Właściwie nie wiem, możemy pojechać do salonu, już od dawna przymierzałem się do kupna samochodu.

- Jak chcesz, zjedz i możemy ruszać.

 

Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy, wybrałem się do salonu w którym pracował brat Semira, zawsze można liczyć na jakąś dobrą radę. Kiedy byliśmy już na miejscu od razu uderzył mnie wybór aut, był duży, a właściwie to mało powiedziane.

 

- Pan Radic? – Spytał jeden z pracowników.

- Tak to ja.

- Brat o panu wspominał, rozumiem, że chcę pan kupić nowe auto, proszę opisać swoje potrzeby, postaram się pomóc.

- Cóż nie jestem wymagający, samochód musi być bezpieczny, w miarę duży, no taki rodzinny, ale z pazurem.

- Rozumiem, przedstawię państwu kilka propozycji, proszę za mną.

 

Faktycznie ich oferta było spora, dał mi taki wybór, że nie potrafiłem się zdecydować.

 

- Co pan uważa? Czy któryś model jest satysfakcjonujący?

- Właściwie wszystkie, sam nie wiem.

- Kotku wybierzmy ten. – Wtrąciła będąca do tej pory cicho Sandra.

- Wiem, niech Sandra wybierze, a ja przejdę się zapalić. Ok?

- Jesteś pewny, że mam wybierać?

- Tak, wybierz coś z tej oferty którą nam pan przedstawił.

 

Sandra dała mi buziaka w policzek i ruszyła na łowy wraz z dzielnie nam towarzyszącym pracownikiem salonu. Ja natomiast wyszedłem na zewnątrz zapalić, musiałem trochę się od stresować. Kiedy tak w spokoju wypalałem papierosa zadzwonił telefon.

 

- Cześć Bojan, co tam słychać w wielkim świecie?

- Przepraszam kto mówi?

- To już nie poznajesz starego przyjaciela? Przecież tyle razem przeszliśmy.

 

Nagle zdałem sobie sprawę, że to Ruben, zszokowany nie wiedziałem co odpowiedzieć, aż papieros którego do tej pory trzymałem w palcach wypadł mi na chodnik.

 

- To ty? – Powiedziałem drżącym głosem.

- Zależy o kogo chodzi. – Zaśmiał się głos w słuchawce. – Słuchaj dzwonię bo podczas ostatniego spotkania wyniknęło między nami małe nieporozumienie. Dziwnym trafem jednego dnia zostawiliście mnie pastwę losu, i moje diamenty zniknęły. Cóż za zrządzenie losu prawda?

- Ja…

- Ale spokojnie nie mam wam za złe, chcę tylko odzyskać moją kasę. Niestety koszty jakie poniosłem w związku z tym zamieszaniem okazały się bardzo duże. Dlatego teraz jesteście mi winni więcej.

- Posłuchaj dupku, nic nie dostaniesz, rozumiesz ? – Powiedziałem kiedy w końcu otrząsnąłem się z szoku.

- Spokojnie nie denerwuj się, to źle wpływa na zdrowie, a ty przecież dbasz o zdrowie swoje i swojej rodziny prawda? I oczywiście nie chcesz, żeby cokolwiek im się stało?

- To draniu, tylko spróbuj im coś zrobić ! – Wykrzyczałem do słuchawki.

- Wszystko zależy od ciebie, odezwę się jeszcze.

 

W tym momencie się rozłączył, nie bardzo wiedziałem co mam zrobić, ta rozmowa tak mnie sparaliżowała, że przez kilka minut nie ruszałem się z miejsca. Dopiero głos Sandry, że już wybrała i trzeba zapłacić mnie ocucił. Wracając do domu wypaliłem jeszcze dwa papierosy z nerwów, nie uszło to uwadze Sandry która coś podejrzewała, jednak nie chciałem jej martwić i nic jej nie powiedziałem.

Odnośnik do komentarza

Opowiadanie nie będzie kontynuowane, chyba po prostu nie potrafię jednocześnie cieszyć się grą i opisywać tutaj razem z fabułą.

Jeśli miałby z czymś startować to tylko z opisywaniem meczów, ale też w okrojonej wersji, a takie kariery cieszą się raczej umiarkowanym zainteresowaniem.

Odnośnik do komentarza

Miło mi, wydaje mi się, że między "Zielono mi" a "Aleją Snajperów" jest duża różnica, zdecydowanie się poprawiłem.

Tym bardziej liczę, że jak już zdecyduje się na kolejnego opka będzie jeszcze lepiej. Najpierw jednak muszę to przemyśleć, jak to zrobić żeby prowadzenie fabuły nie gryzło się z czerpaniem przyjemności z gry.

 

Niemniej jednak dziękuje :)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...