Skocz do zawartości

Sopelku...


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Siedzieliście kiedyś w psychiatrycznym? Jest zupełnie jak na filmach. Jarzeniówka zawieszona pod sufitem gaśnie i zapala się po chwili sprawiając, że źrenice tańczą lambadę. Od tych promieni kręci się w głowie, co w efekcie daje stan lekkiego zamroczenia. I akurat na to zamroczenie najczęściej przypada wizyta lekarza, który ostentacyjnie stwierdza, że forma „ poprawy ” z pewnością nastąpi po podwójnym BigMacu i potrójnych frytkach w postaci saszetek, kapsułek, tabletek i – co gorsza – zastrzyków. Siedziałem więc z nogami podkulonymi pod brodę i kiwałem się na boki jak koń na biegunach, jak zestresowana gwiazda porno przed występem w telewizji katolickiej. Doktor Hovd był zdecydowanie zadowolony z obrotu rzeczy, bo nie tylko robił mi zdjęcia, ale też poinformował lokalną prasę o moim pobycie w bezklamkowym kurorcie.

Moje posiłki składały się z niewielkiej ilości produktów przepuszczonych przez maszynkę do mielenia, zalanych wrzątkiem i podawanych w tak okropny sposób, że nawet dziecko z Etiopii wolało by zjeść kawałek ziemi zawinięty w wyschniętego liścia. W dodatku zamiast picia dawano mi roztwór soli zmieszanej z jakimś przedziwnym proszkiem o konsystencji nasienia. Po trzech dniach mój organizm przypominał wrak Opla Tigry po czołowym zderzeniu z panamskim liniowcem.

- Nie martw się. To minie. Z czasem uwierzą, że jesteś normalny. – Fenomen pojawiał się co kilka godzin. Za każdym razem ubrany był w perfekcyjnie skrojony garnitur, który ciasno opinał jego wychudzone, aczkolwiek zadbane ciało. Ajerkoniak zapomniał o mnie w momencie zamknięcia drzwi przez Hovda. Nie wiedziałem czy jest to spowodowane niechęcią, przerażeniem, czy zwykłym lenistwem.

- Robimy projekt nowego systemu wdrożeniowego. Otóż Icon postanowił zapoznać się z myślą szkoleniową wszystkich wielkich trenerów. Ja mam sporządzać notatki, ale jeśli pozwolisz, nagram sobie wszystko na dyktafon.

- A o co chodzi konkretnie? – moje słowa miały barwę skrzeku żaby, na którą właśnie najeżdżała opona osobówki. Fenomen zaś pstryknął palcami i w tej samej chwili wyłonił się zza drzwi Vulture. Trzymał w rękach magnetofon na kasety, nacisnął „ rec ”, a ja słuchałem pytań.

- Loczek, powiedz mi, jak to jest z początkującym trenerem? Jak zaczynałeś miałeś jakiś schemat według którego postępowałeś? Przecież Skeid na początku nie miało dość pieniędzy na cokolwiek.

Spojrzałem na Vulture, a ten przyjacielsko zmrużył oczy niewerbalnie prosząc, bym odpowiedział. Nabrałem więc powietrza w płuca i odparłem :

- Sześćdziesiąt dwa miliardy euro na koncie – to kwota, jaką może pochwalić się najbogatszy człowiek świata Warren Buffet. Według czasopisma Forbes zajmujący drugie miejsce wśród najbogatszych - Carlos Slim Helú -zgromadził 60 miliardów euro, a trzeci – Bill Gates – zaledwie 2 miliardy mniej.

Przeciętna pensja młodego Polaka wacha się między 800 a 1200 zł brutto. Szukając złotego środka na wiecznego kaca konta bankowego trzeba umiejętnie usuwać kłody rzucane przez los pod nogi. Z każdego księcia można zrobić żebraka, z każdego żebraka księcia. Wybierając klub, nad którym będziemy sprawować pieczę musimy konsekwentnie realizować cele, by wypłynąć na głęboką wodę, pomiędzy największych hegemonów piłkarskich.

Kiedy w prasie ukaże się informacja, że zostaliśmy nowym menadżerem drużyny zdałoby się od razu spojrzeć na piłkarzy znajdujących się w naszej szerokiej kadrze. Niestety bardzo często zawodnicy niepotrzebni zarabiają krocie obciążając w znacznym stopniu budżet naszego klubu. Ustawiając opcję „ Status transferowy – na sprzedaż ”, „ Rola w klubie – niepotrzebny ”, oraz proponując piłkarza klubom zwiększamy jego szanse na odejście. Warto sprzedać człowieka, który zarabia setki tysięcy nawet za kilka milionów. Odciążając budżet robimy miejsce dla lepszych, młodszych i tańszych.

Pierwszym sposobem na łatwe pieniądze jest podpisanie nowych kontraktów z piłkarzami, których poprzedni szkoleniowiec wystawił na listę transferową. Jeśli dany zawodnik przyda nam się nawet jako żelazny rezerwowy, zmniejszmy mu kwotę tygodniówki, ustawmy status na „ dostępny do wypożyczenia ” i usuńmy z listy transferowej. Zarabiając mniej, ale występując w ogóle w meczach podniesie swoją wartość rynkową z rundy na runę o kilkaset euro. Jeśli po sezonie uznamy, że jest nadal niepotrzebny, sprzedamy go i tak za większą kwotę niż pierwotnie.

- A co z rezerwowymi? Przecież tam najczęściej grają ci, co się nie łapią do pierwszej drużyny. No, oczywiście jeszcze ci, którzy są lepsi od juniorów, ale wiekiem pasują do tej grupy – Fenomen wyciągnął obie dłonie stopując pęd mojej odpowiedzi.

- Drugi skład, w którym grają piłkarze rezerwowi i juniorzy nafaszerowany jest zawodnikami, którzy pod naszymi skrzydłami nie osiągną nic, poza pozycją zmiennika zmiennika. Wypożyczając delikwenta do drużyny z tej samej półki rozgrywek, bądź do klubu spoza rodzimej ligi podniesiemy jego wartość. Ogrywając się w innym zespole będzie obserwowany przez media i działaczy. Powracając do nas w okienku transferowym może zostać sprzedany nawet za 100 % poprzedniej wartości.

Vulture drapał się po głowie spoglądając z uwagą na magnetofon. Taśma przesuwała się powoli na plastykowych ryglach.

- A jak ściągnąć do klubu piłkarzy za darmo, którzy jednak jakąś wartość mają? Przecież logiczne, że ci którym skończył się kontrakt, lub ci, którzy są bez kontraktu w ogóle, to zawodnicy słabi, by nie rzec beznadziejni – wyrwał się do pytania Vulture machając prawą ręką jak Ice-T.

- Pierwszego stycznia każdego roku w okienku „ Szukaj ” ustawiamy filtr na „ Status kontraktu – wygasający ”. Lista piłkarzy, która ukaże się nam na ekranie w 90 % będzie przedstawiała wszystkich, których pozyskać możemy za pół roku całkowicie darmo. Oferując kontrakty zawodnikom, których tak naprawdę nie potrzebujemy w drużynie dokonujemy inwestycji. Po przejściu w letnim, bądź zimowym okienku transferowym, ustawiamy piłkarzowi opcję „na sprzedaż” i proponując innym klubom sprzedajemy sportowca za maksymalną kwotę, jaką dostaniemy. Największym plusem takiej strategii jest fakt, że dany piłkarz w grze może w jednym okienku zostać zakontraktowany u nas, a następnie na drugi dzień przejść do innej drużyny. – trajkotałem jak najęty, a Fenomen z uznaniem potakiwał notując coś w swoim Iphonie. Czułem, że za chwilę zwymiotuję, bo jedna z kapsułek usilnie wspinała się po przełyku próbując walczyć o przeżycie w tych ciężkich czasach.

- To powiedz coś o polityce transferowej, oraz o mnogości meczy w których przecież nie zawsze można wystawiać ten sam skład.

Otarłem krople potu, które jednomyślnie zaczęły się gromadzić na samym środku czoła. Powietrze było lepkie jak kisiel, a w oddali słyszałem stukot białych drewniaków doktora Hovda.

- Feno, Jeśli realizacja założeń taktycznych i polityki transferowej przynosi wymierne efekty w postaci wyników warto pod koniec sezonu poprosić zarząd o rozbudowę stadionu i bazy szkoleniowej młodzieży. Pierwsza opcja pozwoli nam na zdobycie większych pieniędzy z biletów. Jeśli gramy efektownie i co najważniejsze – efektywnie – całe rzesze kibiców będą zjeżdżać się ze wszystkich stron by zobaczyć boże igrzyska.

Rozbudowa bazy szkoleniowej pozwoli nam kształcić i szkolić narybek, który albo wzbije się w powietrze unosząc nasz klub ponad głowami przeciętniaków, albo zostanie sprzedany, a na nasze konto wpłynie kolejna porcja pieniędzy.

Sprowadzając zawodnika o uznanej marce podnosimy sprzedaż klubowych koszulek o kilka procent. Sprowadzając piłkarza egzotycznego, z Japonii, Chin lub Korei, oprócz koszulek sprzedamy więcej biletów na mecze. Watahy kibiców z Azji tłoczące się w miejskich autobusach będą rządne obejrzenia swojego ziomka za każde pieniądze. Wirtualna rzeczywistość uczy nie tylko sposobu na zarabianie pieniędzy dla drużyny. Nauka tryskająca z gejzeru Sports Interactive znaleźć może swoje odbicie również w rzeczywistości.

Pochwyciłem kubek z tym czymś czym mnie faszerowano i pociągnąłem zdrowo dwa łyki. Vulture zaciekawiony konsystencją i barwą cieczy zaglądnął do środka, ale po chwili chwycił się w pasie i o mało co nie zwymiotował. Śmierdziało padliną i szczyptą zbutwiałej kory drzewnej. Odstawiłem kubek na podłogę, wsunąłem obie zmarznięte dłonie pod pośladki i prawiłem dalej :

- Piłkarze z Ameryki Południowej są obiektem westchnień setek szkoleniowców z lig: włoskiej i hiszpańskiej. Kolejnym sposobem na zarobienie pieniędzy jest zakontraktowanie młodych zawodników, którzy idąc śladami Zamorano, Batistuty i Pelego będą kiedyś stanowić o sile zespołu i kadry narodowej. Odpowiednio wyszkolony piłkarz zakupiony za kilka tysięcy euro po 3-4 latach może zostać sprzedany za kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt milionów euro.

Analizując strony internetowe w poszukiwaniu talentów do drużyny często natrafić można na żelazne nazwiska przewijające się przez poszczególne wersje gry. Niegdysiejsza gwiazda – Amerykanin Fredy Adu dziś został zastąpiony przez Chilijczyka Miliana z zespołu Colo Colo. Fenomenalny Portugalczyk Fabio Paim w najnowszej odsłonie gry musiał uznać wyższość Marvina Angulo i Niklasa Barkroth’a. Kupując sprawdzonych graczy możemy dać naszej drużynie szansę zdobycia mistrzostwa lub pucharu.

Sposobów na zarobienie potężnych pieniędzy w futbolu jest zdecydowanie więcej niż włosów na głowie Bartheza. Ile i w jaki sposób zarobimy zależy już tylko od nas. Sami jesteśmy kreatorami świata namalowanego pędzlem SI Games. I tylko od nas zależy, czy przy nazwiskach Abramowicz, Gates i Buffet widnieć będzie kiedyś nasze nazwisko.

Po ostatnich słowach usłyszałem, że zamek w drzwiach powoli przesuwa się na „ off ”. Feno czym prędzej pochwycił magnetofon, zasalutował jak żołnierz, Vulture uścisnął mi prawicę i obaj rozmyli się w przestrzeni jak duch Casper.

Odnośnik do komentarza

Doktor Hovd zmarszczył czoło kucając w miejscu, w którym niedawno siedział Fenomen. Następnie wyjął z kieszeni białego fartucha mikroskopijnych rozmiarów probówkę, nabrał do środka kilka kropel szlamu i wyszedł. Czekałem w skupieniu, z podkurczonymi nogami, na analizę składu chemicznego. Zapomniałem przecież, że za każdym razem, gdy ktoś z CFM pojawiał się w okolicy, zawsze pozostawiał po sobie kilka kropel bezwonnej cieczy. Nim minął kwadrans drzwi do mojej celi otwarły się na oścież, a w progu stanął doktor z jednym ze swych akolitów.

- Panie Loczek, jestem winny panu przeprosiny. – po tych słowach zostałem postawiony do pionu. Zdjęto mi też kaftan bezpieczeństwa, przez co moje kończyny górne na nowo poczuły chłód powietrza. Poruszałem nimi tak, jak bym płynął kraulem.

Szliśmy jasnym korytarzem wzdłuż podobnych cel. Zastanawiałem się co tak naprawdę się wydarzyło, oraz, dlaczego u licha tak po prostu mnie uwolnili, skoro jeszcze wczoraj byłem szprycowany wielką dawką środków na otępienie umysłu? Po chwili weszliśmy do laboratorium, światło trochę przygasło, a Hovd nakazał mi spojrzeć w mikroskop.

- To ektoplazma panie Loczek. – rzekł przecierając twarz wilgotną chusteczką wyjętą przed chwilą z kartonowego pudełeczka. Akolita kręcił z niedowierzaniem głową, a później sięgnął po szary neseser, otwarł go na siódmej stronie i zaczął czytać szeptem, przesuwając przy tym palcem po literkach.

- Przepraszam, że co proszę?

- Ektoplazma. To na chłopski rozum materiał, z którego składają się duchy. Kilka lat temu natknąłem się na nią po raz pierwszy badając miejsca, w których w tajemniczych okolicznościach ginęli moi pacjenci. Pamiętam, jak w 2003 roku, na posesji państwa Tabson, znaleziono zwłoki mężczyzny z wyciętymi żebrami. Flaki zakręcono dookoła jego szyi tak mocno, że zgon nastąpił poprzez uduszenie, a nie, jak się pierwotnie zdawało, przez wypatroszenie. Całe pomieszczenie było spryskane właśnie ektoplazmą. Panie Loczek, proszę mi opowiedzieć o tych zjawiskach, które pan widzi.

Spojrzałem zdziwiony na Hovda i zacząłem się zastanawiać nad sensem mówienia prawdy. Przecież jestem wariatem. Wariatem, którego należy leczyć, a nie pobierać z jego informacji istotne rzeczy i przetwarzać je na język naukowy.

- Jest pan bardzo apodyktyczny doktorze. A ja jestem bardzo zmęczony. Czy mógłbym pójść do domu?

Akolita klasnął w dłonie i podekscytowany zrzucił łokciem na ziemię szary notes.

- W tych manuskryptach jest napisane, że w apokryfach należy się doszukiwać wzmianek o CFM. Ponoć piszą o nich w kontekście ksiąg o zabarwieniu religijnym z okresu przełomu naszej ery.

- Eee – zaryczałem jak Żubr szykujący się do spania.

- No kościół nazywa te księgi nienatchnionymi. To takie, które nie wchodzą w skład biblii. Rozumiecie? Trafiliśmy na przełomowe odkrycie w historii psychologii i parapsychologii. Jestem podniecony jak po ectasy – chłopak podskoczył z radości uderzając piętą i piętę w powietrzu. Poczułem, jak coś nieprzyjemnego wędruje mi wzdłuż jelit do przełyku, a później zaczyna tańczyć walca z pozostałymi organami. Hovd podrapał się po głowie, spojrzał raz jeszcze na zapiski, a później uruchomił dyktafon i zaczął powtarzać w kółko to, co usłyszał.

 

Jeszcze tego samego dnia zostałem wypisany do domu. Wychodząc z budynku zamówiłem taksówkę. Wysoki, czarnoskóry mężczyzna z plastrem na prawym policzku otworzył mi drzwi do pachnącego nowością Forda Fusion, a później przy nutach folklorystycznych ruszyliśmy do domu. Siedziałem na tylnym siedzeniu zafrasowany i zastanawiałem się nad całością wydarzeń. Przecież ja się o to nie prosiłem. Nie tak dawno byłem zwykłym chłopakiem z Polski, a dziś oprócz bycia menedżerem jestem też królikiem doświadczalnym na arenie naukowców i całego zarządu CFM. W dodatku pieprzą mi o jakichś ektocośtam, włączają w to systemy kościelne, faszerują zastrzykami.

 

Wchodząc do domu zobaczyłem w drzwiach kartkę. „ Proszę o pilny kontakt z detektywem Smithem. Mój numer 668 888 998 ”. Chcąc nie chcąc zadzwoniłem.

- Paweł Leszczenko opuścił mury więzienne i teraz wraca do Oslo. Wie pan co to oznacza?

- Że Dubarov będzie musiał podzielić się pieniędzmi za Bacutil ?

- Będzie. Znaleziono też Katarzynę K. Panie kochany, była w Polsce, w Jeleniej Górze. Pan jest z Polski, z tamtych rejonów. Wpadnij pan na komisariat jutro z rana.

- Nie bardzo rozumiem co ja mam z tym wspólnego.

- Powiedzmy, że to będzie dla pana czyn społeczny. Pomoże pan władzy, władza pomoże i panu. Pracują chłopcy w Bacutilu?

- No kilku ze Skeid jeszcze dorywczo zasuwa przy trupach.

- No właśnie. A z tego co się orientuję nie każdy ma papiery specjalistyczne, nieprawdaż?

- Chcesz mnie pan zastraszyć?

- O dziesiątej rano czekam. Do zobaczenia.

Gdy w słuchawce usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia opadłem na sofę. I na ten czas nadleciał Czaki. Merdając ogonem wskazał mi na lodówkę.

- Stary, nie jadłeś dwa dni. Już idę – wstając z sofy wdepnąłem w zaschnięty kawałek psiej kupy.

Odnośnik do komentarza

Tego dnia trening ciągnął się w nieskończoność. Odkryta płyta murawy zdążyła już dobrze nasiąknąć deszczem, przez co futbolówki nabierały rozpędu przy każdym kontakcie z podłożem. Pod koniec ćwiczeń z piłką podzieliłem klub na dwie drużyny i piłkarze zagrali mecz na małe bramki. W tym samym czasie jeden z pracowników jeździł niewielkim pojazdem przypominającym traktor po płycie, zbierając przy tym nadmiar wody do wielkich, plastykowych zbiorników.

Wymieniona murawa wyglądała jak dywan. Perfekcyjnie przycięta trawa przypominała pedantyczne fryzury hollywoodzkich gwiazd. Zainstalowano również system podgrzewania, ale ten nie do końca jeszcze był sprawny. Namówiłem działaczy do zainwestowania w nowe krzesełka na ławce trenerskiej, bo od poprzednich na pośladkach miałem odciski. Skeid powoli, bardzo powoli, zaczynał przypominać profesjonalny klub. Pech chciał, że za żadne skarby świata prezes nie mógł zdecydować się na przekształcenie ze statusu „ półzawodowy” na „ zawodowy”, co w dalszym ciągu skutkowało chęcią poszukiwania pracy dorywczej.

Na ten czas Paweł Leszczenko zjawił się w Oslo. Po ponad dwudziestu latach osadzenia w zakładzie karnym nie miał nic, prócz niewątpliwej legendy swojego nazwiska i garstki znajomych, którzy do końca wierzyli w jego niewinność. Plotki głosiły, że będzie chciał przejąć rządy w Bacutilu, a co śmielsi twierdzili, że niebawem Bułgar Hakon Dubarov zniknie z pola widzenia raz na zawsze.

Detektyw Smith oczekiwał mnie tego dnia w swoim gabinecie, na którego drzwiach widniała flaga Norwegii. Zapukałem trzykrotnie i nie czekając na zaproszenie nacisnąłem stalową klamkę. W środku unosił się zapach świeżo zmielonej kawy i psiej sierści. Niewielki bulterier leżał majestatycznie na seledynowej poduszce wlepiając we mnie nostalgiczne oczy.

- Kogo widzę! – Smith z uśmiechem Jamesa Bonda przywitał mnie uściskiem dłoni. Ubrany w garnitur od Pozziego w niczym nie przypominał mężczyzny, który wczoraj męczył mnie pytaniami. Pochwyciłem filiżankę gorącej czekolady, usiadłem na drewnianej ławce przysuniętej pod okno i ukradkiem obserwowałem zaciekawionego zwierza.

- Wabi się Chips. Dostałem go w prezencie od świętej pamięci panny Orobar, która była gosposią w domu moich rodziców. Wiesz, wierzę, że bulteriery rozumieją ludzką mowę. Są, jak by to ująć, naturalnym skutkiem reinkarnacji. Każdy człowiek po dotarciu do końca życiowej wędrówki ma szansę dostać drugie życie od Boga. I kiedy stajemy przed wyborem – wracać czy nie wracać na ziemię Bóg zsyła nas w postaci bulteriera, byśmy mogli strzec czyjegoś życia.

Wargi Smitha były ciemne od gęstej, słodkiej czekolady. Spojrzałem za okno i ujrzałem samochód Siwej. Stał zaparkowany wzdłuż wschodniej części jezdni, zaraz przy parkometrze. Poczułem, jak w kości ogonowej eksploduje gejzer ekstatycznej adrenaliny. Zacisnąłem nerwowo pięści i zęby, a moje stopy mimochodem zaczęły drżeć. Tupnąłem dwukrotnie, na co Chips poderwał się z poduszki i zeskoczył na podłogę uważnie obserwując biel moich trampek.

- Panie kochany, opowiedz mi pan o Jeleniej Górze. – Smith wyjął z drewnianego biurka srebrny dyktafon, a następnie doczepił do niego niewielki mikrofon. Uniósł wysoko brwi oczekując odpowiedzi i przycisnął czerwony guziczek. Od tej pory moje słowa miały dużo większe znaczenie.

- Nigdy nie byłem dumny, że akurat z Jeleniej pochodzę. To taki jak by zaścianek, jeśli wiesz o czym mówię. Nazywają ją „ Czerwona Dolina ”, a wynika to z faktu, że akurat w tym mieście większość interesów się po prostu nie udaje. Jeśli otworzysz sklep, zaraz pada, bo ludzie wolą jechać na zakupy do drogich galerii handlowych, do Wrocławia czy Legnicy. Nawet Wałbrzych takową ma. A w Jeleniej Górze? Galerii stoi kilka, ale każda zionie pustkami. I nie wynika to z tego, że nie ma popytu na sklepy, restauracje czy puby. Po prostu czynsze lokalowe są tak ogromne, że potencjalni inwestorzy wolą zapłacić identyczną sumę za wynajem powierzchni w innych, większych miastach. Poza tym to miasto starych ludzi. Studentów jest tu jak kot napłakał. Mądrzejsi, zamożniejsi, albo po prostu ci bardziej odważni uciekają jak najdalej.

Smith gładził wąs wskazującym palcem słuchając uważnie każdego zdania. Po kolejnych słowach zastopował wypowiedź otwartą dłonią, a następnie wcisnął pauzę.

- Powiedz mi jak wygląda świat przestępczy? Istnieje w ogóle coś takiego? Tylko pomyśl zanim zaczniesz rzucać nazwiskami, bo to co nagram będzie spisane przeze mnie i dołączone do raportu śledczego.

- Świat przestępczy w Jeleniej Górze? Nie istniej coś takiego. Oczywiście, jeśli mafijnym półświatkiem można nazwać drobnych nieudaczników życiowych, którzy sprzedają narkotyki, czy mają kilka dziewczyn gościnnych w kroku. Domyślam się do czego zmierzasz, ale ja naprawdę nic nie wiem.

Chips wskoczył mi na kolana i się na nich położył. Spojrzałem pytająco na Smitha, ale ten wzruszył bezradnie ramionami i wypił kolejny łyk czekolady.

- A Katarzyna K? Kojarzy pan tę osobę? To córka Dubarova, którą uprowadzono niegdyś z jej własnego mieszkania. Opowiadałem ci tę historię jak spotkaliśmy się po raz pierwszy.

Słowa detektywa ginęły gdzieś w przestrzeni, bo nerwowo ściskałem pośladki zaglądając za okno na ciemnoniebieskiego Passata. Stał dalej, z naklejkami studio fotograficznego, a ja nie wiedziałem czy mam tam iść, czy odpowiadać na pytania jak przystało na porządnego obywatela. Smith miał mnie w garści, ale nie mogłem też dać się wykorzystywać.

- Detektywie, to wszystko, co mam panu do powiedzenia. Czy mogę już pójść?

- Naturalnie. Nikt cię tu nie trzyma trenerze. Masz tu moją wizytówkę, na wypadek, gdybyś sobie coś przypomniał.

Wychodząc z komisariatu kupiłem w automacie z kawą kubek gorącej, cytrynowej herbaty. Lura smakowała o niebo lepiej od czekolady, ale też była powodem wzdęć, które prześladowały mnie do końca dnia. Wyszedłem przed mury parkingu, spojrzałem raz jeszcze w stronę samochodu Siwej, a później spojrzałem na telefon.

- Dobrze, dogadamy się co do ceny. Tylko musi mi pan powiedzieć, czy to będą zdjęcia w plenerze, czy w jakimś zamkniętym pomieszczeniu. Tak, dobrze, to będziemy w kontakcie. W takim razie jutro do pana zadzwonię i ustalimy wszystkie szczegóły. Miłego dnia życzę, do zobaczenia!

Siwa wyłoniła się zza rogu dwóch przysadzistych bloków trzymając w ręce czarny notes. Poczułem nagły przypływ emocji. Coś chwyciło moje nogi w mocny uścisk i kazało im kroczyć naprzód. Zacisnąłem mocno pięści i ruszyłem. Serce waliło mi jak oszalałe, a aorty niemal rozrywały wszystkie tkanki w ciele. Minąłem srebrnego Mondeo, granatowe Seicento i zatrzymałem się niemal naprzeciw jej auta. I kiedy miałem już przechodzić przez ulicę, zza tego samego bloku wyszedł jej mąż. Rozejrzał się dookoła, przeczesał palcami androgeniczną fryzurę a ja poczułem, jak by mi ktoś wbił dzidę w rdzeń kręgowy. Siwa chwyciła za klamkę drzwi, a mnie akurat coś zakręciło w nosie. Odwracając się plecami do nich kichnąłem trzykrotnie. Za każdym razem usłyszałem :

- Na zdrowie! Na szczęście. O, to już pan kichnął na miłość!

W odpowiedz uniosłem tylko wyprostowaną dłoń mówiąc „ dziękuję ” i krokiem rozjechanego kota wróciłem do sportowego Opla kręcąc z niedowierzaniem głową.

Odnośnik do komentarza

Samotność rodzi się w tłumie.

Najpierw konstruujemy świat pełen naturalnego zaufania, a następnie patrzymy jak płoną stosy nadzei i przyjaźni. Jeszcze później okazuje się, że jednak i z popiołów powstanie czasem sfinks. Wprawdzie rzadko, no ale … ale jednak.

Powtórnie obsiewamy pole naszych wyobrażeń spustoszone tornadem zdarzeń.

I ponownie płoną stosy. Im dłużej uprawiamy ten zmaltretowany kawałek naszych snów o tęczy, tym mniej się łudzimy myśląc o plonie. W końcu siejemy a w głębi naszych zmęczonych oczu już jarzą się ognie przyszłych stosów.

Powoli, krok po kroku, nasza samotność wzrasta, niczym chwast na skraju pola. Czasem kwitnie, kiedy indziej kłuje chropawymi łodygami, ale nieustannie wzmacnia swoje korzenie, rozsiewa nasiona. W końcu wciąż pielęgnując pole ludzkich pragnień szukamy piękna w soczystej, bujnej zieloności chaszczy otaczających nasz zagon.Ale to jest cholernie smutne.

Jedyną pociechą jest w tym obrazie fakt, że nie zdarza mi się próbować obsiewać pola chwastem. Tkwi w tym iskra nadziei, że w końcu zbiorę plon i upiekę chleb. Myślę o tym i aż chce się krzyknąć „Królestwo za bochenek!”.

A później upoiłem się alkoholem. I to takim najdroższym, jaki miała pani sklepowa, której wpadłem do lokalu na dwie minuty przed zamknięciem. Szybko ogarnąłem półki, schowałem do reklamówki cztery paczki chipsów, dwa lizaki, trzy garście cukierków i jedno soczyste pomelo, a później wróciłem do domu, odpaliłem kominek i ze zwisającymi przez róg łóżka nogami rozmyślałem.

Nietrzeźwość to stan w którym chcielibyśmy być, gdybyśmy wiedzieli, że na pewno nie będziemy sie tak zachowywać jak się zachowujemy jak w nim już jesteśmy. A jeśli chodzi o ścisłość to często mimo nabytego doświadczenia zjawiamy się w owym stanie, aby dowieść przynajmniej jednej racji: „Nikt mi nie będzie mówił, jaki mam być, czy też nie mam być – nawet moje doświadczenie”

Owo poszukiwanie świętego Graala wolności naszej duszy jest często przyczyną zatrucia organizmu popularna toksyną c2h5oh. Właśnie ten stan porusza teraz moimi palcami.

Powiem jeszcze póki nie wytrzeźwieję – kobiety są bardzo piękne i maja rację choć mylą się okropnie. Mężczyźni są natomiast w błędzie mimo często głoszonych trafnych spostrzeżeń.

Chyba każdy tak ma, gdy brnie naprzód przez życie, a później odwraca się za plecy i szuka tych wszystkich utraconych miłości, które przy odrobinie pielęgnacji mogły ewoluować w piękne, ogromne kwiaty pełne tego czegoś, czego pełna jest pełna miłość. Każdy, kto chociaż raz przeczytał coś romantycznego miał taki moment, w którym choć przez chwilę zastanowił się nad swoim życiem, nad poczynionymi krokami. A później siadał, walił się nasadą dłoni w czoło tak głośno, że w uszach słychać było gwizd i szum. Pytania „ po co? ”, „ dlaczego? ” są już bez sensu. Coś było, minęło, nie trwa już i trwać nie będzie. Myślałem, sączyłem mieszaninę alkoholową, spoglądałem na drzwi. Gdzie jest teraz Ajerkoniak, gdy go potrzebuję? Gdzie jest całe pieprzone CFM?

Nie znam życiowych prawd naprawczych. Nie wiem, czy moje słowa są tym fundamentem rzeczywistości (choć będę ich bronił zaciekle).

Pragnę rzeczy nieosiągalnych i nie cierpię rzeczy łatwo uchwytnych.

Jestem człowiekiem.

Mówię to z pełnym przekonaniem mimo, że nie stworzyłem żadnego z wielkich trybów Zegara Naszej Rzeczywistości (przynajmniej nic o tym nie wiem:)

Jestem mocno wstawiony a moje palce wielokroć kasują czarne charty nieokiełznanych słów.

Jutro to miraż, choć każdego ranka budząc się zauważam, że miraż staje się tym co mam. Zatem miraż okazuje sie aż zatrważająco łatwym celem do uchwycenia. Zatem bądźmy rozważni, gdyż nasze marzenia – miraże mogą się spełnić.

A później zadzwonił telefon.

- Czego? Grzecznie pytam oczywiście – wycedziłem przez zaprocentowane zęby.

W słuchawce usłyszałem tylko ciche, intensywne oddechy. Ktoś wybrał mój numer przypadkowo i teraz mogłem przez chwilę pobyć w tej ciemnej rzeczywistości. Albo ktoś sprawdzał, czy jestem w domu? Słuchałem, a w oddali, jak by za ścianą, ktoś oddychał głęboko, wypuszczając co kilka sekund świst z płuc.

- Halo? Jest tam ktoś? – zapytałem ponownie, a później ruszyłem w stronę okna. Przy bramie wjazdowej stał stary, zdezelowany Ford Taunus. W środku siedziały dwie osoby. Kierowca miał otwarte okno. W powietrze wzbijały się kłęby gęstego dymu. Wyszedłem na zewnątrz i wypuściłem dla niepoznaki Czakiego. Pies puścił się pędem w stronę samochodu.

- Mogę w czymś pomóc? – krzyknąłem na oślep. Sam nie wiem czemu, ale szedłem wprost do bramy, jak bym wiedział, że to zmieni moje życie.

- Loczek? – barczysty mężczyzna z włosami zaczesanymi na bok otworzył drzwi, a następnie chwycił krat bramy wjazdowej. Czułem od niego woń alkoholu. A może to mój oddech odbijał się od jego twarzy i pikował wprost w moje nozdrza?

- Zależy kto pyta.

- Jestem Paweł Leszczenko. Dawno nie było mnie w Norwegii. Słyszałem, że pochodzisz z Jeleniej Góry. To moje rodzinne miasto.

- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?

- Oslo jest małe. Za duże na tajemnice, za małe na błądzenie. Mogę wejść?

Spojrzałem w stronę miejsca dla pasażera. Siedziała na nim krągła kobieta w kasztanowych włosach i czarnych, fikuśnych spinkach wpiętych po obu stronach pyzatej głowy. Czaki najwyraźniej był zainteresowany nowym kolegą, bo z wywalonym jęzorem przyglądał się całej sytuacji.

- Zapraszam. – wyjąłem pilota z kieszeni i brama wjazdowa powoli ruszyła z miejsca w lewo.

Paweł Leszczenko? To o nim opowiadał mi detektyw. To on jest współwłaścicielem Bacutilu. Czego ode mnie chciał? A może to kolejny członek CFM? Puściłem go przodem, a sam z precyzją szwajcarskich zegarków spoglądałem na ziemię usiłując dostrzec ślady ektoplazmy.

Odnośnik do komentarza

Szedł Loczek z pokoju do kuchni po kawę. Zahaczył girą o kabel zasilający i jego Packard Bell miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia z podłogą. :picard: W efekcie dysk twardy ma kontuzję. W chwili obecnej znajduje się na intensywnej terapii i cholera wie czy z tego wyjdzie. Wszyscy się modlą o szybki powrót do zdrowia, ale lekarze twierdzą, że to raczej stan krytyczny. :ściana: :eusa_pray: :eusa_pray: :eusa_pray:

Nie wiem ile będzie kosztowało odzyskanie danych, oraz czy w ogóle da się je odzyskać. :kekeke:

Tak więc, póki co, nie będę prowadził opka. Ale nie przenoście go jeszcze do archiwum. Będę walczył :wanker:

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Dysk R.I.P.

Szkoda opowiadania. Wkręciłem się w te klimaty.

BTW, historia z Siwą była prawdziwa.

Fikcja literacka to piłka nożna, forumowe nicki i historie z nimi związane.

Fajnie było przejść swoisty katharzis, opisując ten równie swoisty dramat.

Wrócę niebawem. Dzięki za kibicowanie.

 

Acta est fabula. Plaudite!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...