Skocz do zawartości

Sopelku...


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Porażka 1:5 sprawiła, że nasze morale spadły do poziomu minimum. Oczekiwałem czegoś więcej od Skeid i oni mieli tego pełną świadomość. Nie pokazali nawet absolutnego minimum, więc na potyczkę z ostatnim w tabeli Skarp wyszliśmy rozjechani jak jeniec wojenny przez Panzerkampfwagena. Gospodarze grali bardzo przeciętnie. Tak w zasadzie wyszły im zaledwie dwie składne akcje i obie zakończyły się strzeleniem bramki. Co prawda to my otwarliśmy worek, bo już w 2 minucie Thomas Valo posłał piłkę przy lewym słupku łapiąc bramkarza na wykroku. Ale dziesięć minut później Skarp odpowiedziało i po składnej akcji duetu napastników był już remis. Dokonałem w pierwszej połowie jednej zmiany, w drugiej zaś dwóch, ale nie wystarczyło to na osiągnięcie sukcesu. W 66 minucie Kempa ściął równo z trawą Pettersena, a ten wykorzystał jedenastkę dając upragnione zwycięstwo swojej drużynie.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 28.05.2011

Skarp 2:1 Skeid

( Valo )

 

A potem nastąpiła długa, zdało by się rzec, niekończąca się przerwa. Po porażce z kelnerami mieliśmy blisko dwa miesiące urlopu, co powinienem wykorzystać na dwa – trzy mecze sparingowe. Niestety, żadna drużyna nie zgodziła się, by w tym okresie zagrać z nami, więc musiałem się posiłkować gierkami wewnętrznymi. Najbliższą potyczkę mieliśmy mieć z drugą drużyną Stromsgodset i to u siebie, więc nie mogliśmy pod żadnym względem dać ciała.

 

Detektyw zjawił się w umówionym miejscu dokładnie o czwartej czterdzieści pięć. Miał na sobie lnianą kurtkę z fikuśnymi guzikami i beżowe, lekko przyciasne spodnie rozchodzące się na dole w dzwony. Z daleka przypominał Johna Deppa, ale z bliska jego twarz jak by się rozpłaszczała. Usiedliśmy w wiklinowych, bujanych siedziskach i zamówiliśmy po sorbecie z cytryny i banana. Detektyw najpierw przeskanował ostatnie połączenia w swoim telefonie, a zaraz potem zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu papierosów.

- Nie, nie palę, dziękuję. – zastopowałem pędzącą ku mnie otwartą paczkę.

- Katarzyna K nie odnalazła się po dziś dzień. Ja natomiast chciałem zadać panu kilka pytań odnośnie rzekomego zatrudnienia pańskich podopiecznych w Bacutilu. Proszę mi powiedzieć, skąd pan wiedział o wakatach?

- O wakatach? – przetarłem dwoma palcami po dwudniowym zaroście zalegającym na brodzie.

- Tak, o wakatach. – detektyw zmrużył oczy. Nie wiedziałem czy to od dymu, czy od zafrasowania.

- Jeden z dyrektorów sportowych powiedział, że ma układ z miejscową fabryką. Wie pan przecież, że w tak słabej lidze jak ja, w której występujemy, nie ma dobrych pieniędzy. No więc, jeśli chciałem ściągnąć do Oslo kogoś spoza stolicy, musiałem mu zagwarantować byt. A że nadarzyła się okazja … no sam pan rozumie przecież. – machnąłem ostentacyjnie ręką, jak bym muchę odganiał.

- Jeden z dyrektorów powiada pan? – wyjął z kieszeni mały plik karteczek, uruchomił długopis i zanotował nazwisko dyrektora „ Trond Bjerke ”.

- Był pan na ostatnim meczu? Daliśmy ciała pełną gębą! – usiłowałem zbić z kryminalistycznych myśli mojego kompana, ale ten nie dawał za wygraną.

- To fascynujące. Zaprawdę, fascynujące jak to wszystko się powoli zazębia. Przyjeżdża ktoś z zewnątrz, daje innym z zewnątrz pracę jednocześnie dając im pracę w miejscu, w którym popełniono zbrodnię. Dubarov pierze brudne pieniądze pod naszymi nosami, a my nic nie możemy z tym zrobić. Chłopcy oczywiście mają umowy, prawda? – zmarszczył czoło zatrzymując na moment rozpędzone ostrze długopisu.

- Zlecenie, owszem, mają. W przeciwnym razie w życiu by się nie zgodzili na przyjazd.

- A ten Przemysław? Jest pan z nim spowinowacony?

- To znaczy?

- No, wie pan … jak by to ładnie ująć w słowa hm mieszkacie razem, prawda?

Parsknąłem śmiechem i podświetliłem ekran czarnego Samsunga.

- Proszę, to jest obiekt moich westchnień i pragnień. – zdjęcie przedstawiało Siwą w fioletowym kapeluszu rodem z ubiegłej epoki.

- Piękna. Naprawdę jest pan szczęściarzem. Nie zmienia to faktu, że moje pytanie bardziej biło do tego, czy jesteście rodziną, a nie homoseksualistami.

- Nie. Przemek to mój przyjaciel. Jest trenerem motywacyjnym, prowadzi nam cykl szkoleń z zakresu pozytywnego myślenia i tak dalej. Sam pan rozumie. Trzecia liga i tak dalej.

- Rozumiem. No nic, to by było na tyle moich pytań. Dziękuję za informację. Będziemy w kontakcie.

Wyjąłem z kieszeni portfel, ale detektyw wsunął już pod przezroczysty pucharek papierowy pieniążek i pożegnał mnie tajemniczym uśmiechem.

Spojrzałem na telefon. Siwa dalej milczała. Zamówiłem podwójną szkocką z lodem i jeszcze przez kwadrans wlepiałem oczy w pędzące ulice stolicy.

Odnośnik do komentarza

Przed lipcowymi potyczkami każdy dostał za zadanie domowe przeczytać książkę „ Bogaty ojciec, biedy ojciec” Roberta Kyosaki, a później Przemek rozliczał zawodników ze zgromadzonej wiedzy. Warunki były proste : kto nie przeczytał całej książki nie mógł liczyć na miejsce w jedenastce na najbliższe mecze. A że meczy było sporo, więc każdy miał tyle czasu, na ile mógł sobie pozwolić.

W trzecim tygodniu lipca na własnym podwórku zmierzyliśmy się z drugą drużyną naszego ostatniego pogromcy – Stromsgodset II. Piłkarze chcieli sobie powetować ostatnią klęskę, więc byli bardzo zmotywowani przed półtoragodzinną potyczką. Frekwencja tradycyjnie nie dopisała. Było chłodno, sucho, a słońce wstydliwie wyłaniało się zza chmur. Przyjezdni zaczęli od mocnego uderzenia, bowiem w 3 minucie Karlsen uderzył z rogu pola karnego i piłka przelobowała naszego bramkarza. W odpowiedzi dwukrotnie strzelaliśmy na bramkę gości, ale ani Boe ani Kempa nie byli w stanie doprowadzić do remisu. W 35 minucie mieliśmy rzut wolny. Landaas popisał się swoim markowym, technicznym uderzeniem i piłka z ogromną rotacją pofrunęła nad murem wpadając w lewe okno bramki. Druga połowa napawała optymizmem. Stromsgodset w niczym nam nie ustępowali, ale w doliczonym czasie gry ponownie Karlsen uderzał z lewej nogi i piłka ponownie zatrzepotała w siatce. Porażka była bardzo bolesna. Straciliśmy gola dosłownie przed końcowym gwizdkiem.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 17.07.2011

Skeid 1:2 Stromsgodset II

( Landaas )

 

Złapaliśmy zadyszkę. Wszystko sypało się jak domek z kart, a ja nie bardzo wiedziałem co mam robić. Nie mogłem wpadać w panikę, ale też konstruktywne myśli nijak nie trafiały mi do głowy. Modliłem się do Boga o jakąś wskazówkę, próbowałem się skontaktować z Siwą, rozmawiałem z Przemkiem. Wszyscy próbowali znaleźć jakieś antidotum na nasze niepowodzenia, lecz im więcej szukaliśmy, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że tak po prostu musi być. Na tym polega sport, że raz się wygrywa, a raz się przegrywa. Szkoda tylko, że ja przegrywać nie potrafię.

 

Wyjazd do drugiej drużyny Tomso 2 miał być tak jak by przełamaniem lodów. Wszyscy wiedzieli, że meczy w lidze nie ma za wiele, a tylko zespół z pierwszego miejsca może awansować do wyższej klasy rozgrywkowej. Wszyscy też mieli świadomość, że w II lidze można śmiało przejść na zawodowstwo, a wiąże się to rzecz jasna z wyższą pensją. Wyższa pensja to lepsza jakoś życia. Na mecz z Tomso przybyło aż 20 kibiców. Byłem zdziwiony, że spotkanie odbywało się przy niemal pustych trybunach. Nie zmieniałem ani składu, ani ustawienia. Wszyscy zdawali się być na tyle wypoczęci, by podołać wyzwaniu. W pierwszej połowie w 15 minucie Shala miał sytuację sam na sam z brakarzem, ale uderzył w poprzeczkę. A nadbiegający z prawego skrzydła Boe fatalnie skiksował i piłka zamiast w bramkę poleciała na aut. W 44 minucie Shala już się nie pomylił i wpakował dziuplę na 1:0. W odpowiedzi w 65 minucie Ngom zdobył bramkę na remis strzałem z czuba. Kiedy myślałem, że urwiemy punkty gospodarzom, w 83 minucie Valoy chwytem zapaśniczym powalił na ziemię szarżującego Rushfeldta i sędzia wskazał na jedenastkę. Sam poszkodowany pewnie uderzył po ziemi i widmo porażki zaglądnęło nam przez ramię prosto w oczy. Na całe szczęście w 85 minucie ponownie Shala wystąpił w roli głównej. Po podaniu od bramkarza zgasił piłkę klatką, minął balansem ciała jednego pomocnika i nie patrząc na bramkę kropnął jak Rudnevs w spotkaniu z Juventusem.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 25.07.2011

Tomso II 2:2 Skeid

( Shala 2x )

 

- Przepraszam, że się nie odzywałam, ale on wszędzie ze mną teraz jeździ. Przeczytał fragment naszej rozmowy na Facebooku i wpadł w szał.

- A co przeczytał?

- Że uwielbiam tylną kanapę w moim Passacie.

Wybałuszyłem oczy, ale Siwa najwyraźniej nie robiła z tego tragedii. Przytuliła mnie, powiedziała, żebym o nic się nie martwił i żebym skupił się raczej na tym co będziemy robić jak się widzimy i na najbliższych meczach. Pomyślałem więc, że skoro to wszystko tak sielankowo wygląda, powinienem zająć się w wolnym czasie czymś, co pozwoli mi na stabilizację finansową. Chcąc nie chcąc musiałem udać się do Dubarova z zapytaniem o wolny wakat dla siebie.

 

Przełamanie naszej złej passy nastąpiło w spotkaniu ze słabiutką Senją. Klub ze Styksu tabeli przybył do nas w najsilniejszym składzie, ale to my rozdawaliśmy dzisiaj karty. Siwa dzielnie dopingowała nas wydzierając się na całe gardło co sądzi o cnocie matek piłkarzy gości. Moi zawodnicy pękali ze śmiechu, więc poprosiłem ją o nieco stonowane okrzyki bojowe. W podzięce pokazała mi środkowy palec, a później wystrzeliła w górę z szalika i zaczęła nim kręcić jak na Żylecie. W 38 minucie z wapna pierwsze trafienie zaliczył Boe. Piłka poszybowała wysoko pod poprzeczkę zmylonego golkipera. W 66 minucie Shala dał nam drugie oczko nie myląc się w zamieszaniu w polu bramkowym. W 72 minucie rezerwowy Aleesami strzałem z główki podwyższył na 3:0, a kropkę nad „ i ” postawił niezawodny Nikodemussen, który powracał do gry po małej kontuzji pachwiny.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 31.07.2011

Skeid 4:0 Senja

( Boe, Shala, Aleesami, Nikodemussen )

 

Po tym meczu dowiedziałem się, że Stromsgodset złożyło ofertę nie do odrzucenia za Shalę i po zakończonym sezonie miał odejść za 500 tysięcy koron do rywala z pierwszej ligi. Byłem załamany, bo tylko on i Nikodemussen tak naprawdę byli ulepieni z piłkarskiej gliny.

 

Potwierdzeniem naszej dobrej formy było wyjazdowe spotkanie z ekipą Kjelsas. Nie mieliśmy daleko, bo rywale również stacjonowali na co dzień w stolicy. Na ten mecz pojechał i Przemek i Czaki, a Siwa oglądała transmisję online na swoim laptopie. Kibice zobaczyli tylko dwie bramki. Obie padły dopiero w drugiej połowie, a autorami byli nasi najlepsi strzelcy. Tym bardziej było mi szkoda Shali, bo w tym meczu pokazał klasę uderzając z przewrotki w 59 minucie. Nim piłkarze Kjelsas zdążyli ochłonąć Nikodemussen niczym byk wpadł w pole karne i na pełnej prędkości uderzeniem z główki dał nam drugiego gola. Drugi dobry mecz, drugie zwycięstwo.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 06.08.2011

Kjelsas 0:2 Skeid

( Shala, Nikodemussen)

 

Obrońcy tytułu - HamKam

 

 

 

 

 

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | | Hasle-Løren | | 10 | 7 | 1 | 2 | 16 | 12 | +4 | 22 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Skeid | | 10 | 6 | 2 | 2 | 20 | 8 | +12 | 20 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Mjølner | | 10 | 5 | 2 | 3 | 12 | 10 | +2 | 17 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Ørn Horten | | 9 | 5 | 1 | 3 | 23 | 14 | +9 | 16 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 5. | | Kjelsås | | 10 | 4 | 3 | 3 | 11 | 7 | +4 | 15 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 6. | | Vålerenga 2 | | 9 | 4 | 2 | 3 | 17 | 11 | +6 | 14 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 7. | | Fram Larvik | | 9 | 4 | 2 | 3 | 17 | 17 | 0 | 14 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 8. | | Harstad | | 10 | 3 | 4 | 3 | 10 | 12 | -2 | 13 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 9. | | Tromsø 2 | | 9 | 3 | 3 | 3 | 15 | 17 | -2 | 12 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 10. | | Tromsdalen | | 10 | 3 | 3 | 4 | 17 | 24 | -7 | 12 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 11. | | Senja | | 10 | 3 | 1 | 6 | 12 | 19 | -7 | 10 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 12. | | Strømsgodset 2 | | 9 | 2 | 3 | 4 | 10 | 12 | -2 | 9 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 13. | | Skarp | | 10 | 2 | 2 | 6 | 11 | 19 | -8 | 8 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 14. | | Tønsberg | | 9 | 0 | 3 | 6 | 8 | 17 | -9 | 3 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| | | | | | | | | | | | |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza

Pierwsze sześć piw weszło bez żadnego „ ale ”. Pozostałe dwa musiały już mieć podkład mięsny, więc wciągałem wszystko, co mi nakładali na talerze. A była tego cała sterta, począwszy od pieczonych sumów, przez różnej maści ciasta i sorbety owocowe, skończywszy na kawiorze, koreczkach i świńskich udźcach. W szklanym półmisku pływał poncz, a na podwyższeniu stacjonowały cztery pełne, litrowe butelki whisky, której nazwy na trzeźwo nie byłem w stanie wymienić. Siedziałem w samym środku, pomiędzy Przemkiem a Nikodemussenem, naprzeciwko Boe i Valo i Landaasa. Ten ostatni miał problem ze zmieszczeniem w buzi całej nitki spaghetti, więc dyndała mu żółta sznurówka paćkając nieskazitelnie czystą, białą koszulę.

- Muszę ci powiedzieć, że dawno się tak nie najadłem. – rzekł Przemek ładując na talerz kawałek ryby.

- Ja też. A to norweskie piwo to już w ogóle palce lizać. – złapała mnie denerwująca czkawka. Boe najwyraźniej miał tego dnia dobry humor, bo za każdym razem gdy czkałem, zasłaniał twarz dłońmi i wył ze śmiechu, jak by siedział na jakiejś dobrej komedii.

Na sali bankietowej zebrali się członkowie całego klubu. Co po niektórzy przybyli tu w towarzystwie swoich drugich połówek, co wprawiało mnie w dość niezręczny nastrój. Tak bardzo chciałem mieć obok Siwą, ale ilekroć do niej dzwoniłem, odrzucała połączenie. Później napisała, że nie może rozmawiać, że jest u teściów i że mnie kocha tyćkę mocniej, niż ja ją. Hołubiłem ten telefon jak by to był jakiś diament.

- A powiedz mi jak to jest u ciebie? Wychodzisz gdzieś czasami? Masz kogoś? – Przemek pogładził się po brzuchu i nalał mi do kufla jeszcze jedno piwo. Spojrzałem zamroczony na oszronione butle, które co chwila pojawiały się na stole jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co miałem mu powiedzieć? Że mam? Przecież tak naprawdę nikt o nas nie wie. Poza tym spotkania firmowe winny traktować o sprawach służbowych. Nie miałem ochoty się rozlewać nad swoim problemem, więc odparłem krótko :

- Nie mam. Czasami wyjdę gdzieś z przyjaciółką na kawę, a tak to mam Czakiego. Zresztą, sam wiesz. – zrobiłem ruch, jak bym gwałcił nogawkę a Przemek wypluł trochę śliny parskając ze śmiechu. Bankiet przebiegał nad wyraz spokojnie. Kelnerki donosiły alkohol i sprzątały ze stołów brudne talerze, prezes z dyrektorami okupował miejsce z przodu a przed wejściem stały trzy czarne Mercedesy.

- To może teraz czas na zmianę asortymentu? – Nikodemussen szturchnął mnie łokciem podnosząc się z krzesła. Wylałem część trunku na spodnie i gorączkowo odsuwając się na krześle wyrżnąłem orła pociągając za sobą obrus i sześć pełnych talerzy ciasta. Nim się pozbierałem pół sali pękało ze śmiechu, ale nikt nie pokwapił się by mi pomóc. Po chwili na stołach zamiast piwa stały brązowe whisky i świat powoli zaczął nabierać nieprzyjemnych barw.

- To zdrowie naszego prezesa i zdrowie naszego menedżera! – Shala chwiejnym ruchem wystrzelił w górę szklanką bez coca coli, a później przechylił całą zawartość jednym duszkiem.

- Na zdrowie!

- Zdrówko naszych dobroczyńców!

Nim się obejrzałem każdy był po jednym głębszym szukając jednocześnie pełnej butelki. Powieliłem schemat i po trzecim strzale poczułem, jak świat zaczyna wirować, jak tracę grunt pod stopami. Nagle Henderson podchodzi do mnie, chwyta mnie za ramię i mówi :

- Słyszałem, że chcesz pracować u Dubarova. Gadałem z Hakonem i mówił, że nie widzi żadnych przeciwwskazań. Z tym, że trochę głupio dawać posadę segregatora odpadków człowiekowi, który jest odpowiedzialny za dyspozycję Skeid, prawda?

Podrapałem się po głowie i zmrużyłem oczy. Nie cierpię jak ktoś usiłuje na siłę zrobić mi dobrze. Zwłaszcza, że decyzji jeszcze nie podjąłem, bo pieniądze które dostałem za półroczną odprawę z firmy transportowej w zupełności wystarczały mi do przeżycia.

- Panie prezesie, pan pozwoli, po kieliszeczku jeszcze czyściutkiej brązowiutkiej. O, pan szanowny menedżer też się z pewnością skusi. – młody Kempa słaniał się na nogach trzymając na tacy trzy literatki. Nie czekając na decyzję przełożonego huknąłem z jednej hejnał, a później slalomem ruszyłem na dwór, bo w kieszeni drżał mi telefon.

- Halo? Yy, tak, to ja. – zacząłem czkając.

- Musimy porozmawiać. Wiesz, coś sobie uświadomiłam.

- Siwa, poczekaj, wyjdę na zewnątrz. – usiadłem na kamiennym murku, spojrzałem w niebo i zacząłem sunąć z grubej rury, jak jakiś Mickiewiczo-Tetmajer, co było dość mdłe nawet jak na mnie.

- Sopelku …

- Sopelku? Do kogo mówisz?

- No do Ciebie Siwa. Zjadłem wszystkie Sopelki które mi dałaś. Wszystkie, cały karton, jak by to były cukierki.

- I żyjesz?

- Jakoś. Ale co to za życie. – wyjąłem z rozporka aparat do oddawania moczu i zacząłem malować freski na czystym, beżowym tynku.

- Paweł, coś się stało …

- A no stało się. Bo wiesz … Mamy swoje ulubione utwory. Andain i Yiruma łechtają nasze podniebienia w domach i w samochodach. Kiedy słucham nut fortepianu zawsze mam cię przed oczami. Siedzisz taka delikatna obok i dotykasz mej dłoni spoczywającej na drążku zmiany biegów. Spoglądasz zalotnie na mnie głębiną turkusowych oczek. Jesteś tak niewinna, że każde twe słowo zdaje się być dźwiękiem harfy, której struny szarpie niebiański anioł. I ten zapach twej skóry. Często wtulam się w twoje włosy i wdycham ekstatyczną woń narkotyzując kubki smakowe smakiem twych ust. Słodki, miłosny miąższ czerwieni warg, w którym bez pamięci zatapiam się gładząc twój policzek opuszkiem palca …

- Paweł, ale ja nie mam czasu. To piękne co mówisz, ale muszę ci coś powiedzieć!

- Wiesz, Czuję, jak synapsy w całym ciele grają wtedy River Flows In You. I krzyczę w myślach – chwilo trwaj! Gdyby ktoś wymyślił maszynę zatrzymującą czas, namiętnie bym z niej korzystał. To uczucie, gdy patrzysz na mnie wzrokiem przeszytym na wskroś psotą. Chwytasz mnie wtedy za paluszka i delikatnie liżesz opuszek, a mi w głowie hormony eksplodują jak bomba atomowa.

- To prawda. – zaśmiała się tak dziecinnie.

I chciałbym cię więcej, każdego dnia, o każdej porze dnia i nocy. Być przy tobie, obok ciebie i w tobie. Tu, tam i tam też. Być kochankiem, przyjacielem i kumplem, z którym przy piwie będziesz gadać o bzdurach. A później śmiać się z żartów, które tylko my rozumiemy. Albo czasem po prostu pomilczeć o czymś. Położyć się do łóżka, przytulić i milczeć słuchając rytmu bicia serc. Być taką małą wyspą na oceanie, smaganą sztormem i falami tsunami. Życie to sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej, a czasami trzeba odbić się od dna by docenić to, co się ma, miało lub mogło mieć. Najważniejsze wtedy być obok. I się wspierać. I już być pewny.

- Paweł! Do cholery, przestań już bo łzy mi płyną po policzkach. Muszę ci coś powiedzieć.

Zapiąłem rozporek i ruszyłem w stronę otwartych drzwi.

- Co się stało? Potop szwedzki w Norwegii?

- Nie … okres mi się spóźnia. Już dwanaście dni.

Zakrztusiłem się własną śliną i o mało co nie upuściłem telefonu na ziemię. W tej samej chwili Przemek chwycił mnie za ramię i pociągnął w środek tańczących ludzi. Plejada kochanek, żon, narzeczonych. A tam gdzieś w słuchawce mój Sopelek.

Odnośnik do komentarza

Ciśnienie rozsadzało mi aorty powodując ucisk w okolicy prawego oka. Miałem problem z widzeniem, a i wypróżniałem się częściej niż zwykle. Pierwszy raz w życiu czułem to coś, co mówiło mi, że może będę ojcem. Może za kilka miesięcy wstawię do pokoju szczebelkowe łóżeczko, będę się uczył cierpliwości i miłości do kogoś, kto będzie do mnie mówił tata? I wtedy Siwa na bank od niego odejdzie, zamieszkamy razem i będziemy tworzyć zgrany kolektyw brnąc w przestrzeni rodzinnego życia. Ciekawe kto to będzie? Jak córeczka, pewnie odziedziczy po mamie urodę, a po mnie inteligencję? Albo odwrotnie? Będzie aktorką, tancerką, a może zostanie prawnikiem? A syn? Na pewno dobrze zbudowany, przystojny, z miłą aparycją. Będzie dżentelmenem, inżynier albo piłkarz. Miałem stos myśli, które przewalały się jak wodospad Niagara z umysłu do serca. A później zastanawiałem się jak my będziemy żyć? Czy się dogadamy? Będę z pewnością idealnym partnerem, który zadba o każdą zachciankę, pomoże rozwiązać każdy problem. I będę też przyjacielem. I nie pozwolę skrzywdzić. W sumie to byłem przygotowany do takiego życia. Tylko te ostatnie dni przed badaniem. Jeszcze kilka dni.

Cała Europa miała wakacje, a my mieliśmy ligę. Ale korzystając z tego, że świat jest rozleniwiony, wykorzystałem szansę pozyskania za darmo dwóch piłkarzy, którzy z miejsca mieli wejść w szeregi Skeid. I tak oto po bardzo krótkich pertraktacjach przybyli :

1. Vidar Vikstol– obrońca, który z powodzeniem może występować w środku pomocy. Takiego piłkarza nam brakowało. Vikstol swego czasu występował w ekstraklasie w drużynie Startu. Solidny chłopak, który zadowolił się miernymi zarobkami.

2. Pal Stiklestad – młody, obiecujący pomocnik, który może występować zarówno w środku jak i na lewym skrzydle. Idealne wzmocnienie przed drugą rundą tego krótkiego sezonu. Miałem w planach zastąpić nim Boe, zaś jego przesunąć bardziej do środka.

 

Rewanżowa runda rozpoczęła się czternastego sierpnia, gdy podejmowaliśmy na Bislett w Oslo drużynę Hasle-Loren. Mecz rozpoczął się bardzo flegmatycznie. Zamiast ruszyć do ataku badaliśmy rywala, co kilka minut konstruując coś interesującego. W 12 minucie Vikstol uruchomił Shalę, ale ten przestrzelił. W 28 minucie na wolne pole został puszczony przez Kempę Nikodemussen. Minął balansem ciała rywala, zacentrował w pole karne, ale piłka o milimetr minęła głowę Boe. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Anderssen próbując wybić piłkę na róg wpakował ją do siatki i do szatni schodziliśmy z jedno bramkowym prowadzeniem. W drugiej części spotkania jedyną wartą odnotowania akcją była ta z 68 minuty. Stiklestad piętką odegrał do Hansena, ten wrzucił na piętnasty metr, a tam rozpędzony Boe kropnął z pierwszej piłki, z woleja i było dwa do zera.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 14.08.2011

Skeid 2:0 Hasle Loren

( Anderssen sam., Boe )

Odnośnik do komentarza

W trzecim tygodniu sierpnia pojechaliśmy do Harstad by zmierzyć się z tamtejszą ekipą. Żółto-czarni byli zdziesiątkowani przez kontuzje, a gro piłkarzy po prostu wyjechała z Norwegii na obczyznę w poszukiwaniu lepszego jutra. Byli też tacy, którzy pokończyli kariery będąc pod naciskiem rodzin, najbliższych, albo też z innych wypadków losowych. I właśnie ten chwilowy dołek musiałem wykorzystać. Tradycyjnie jak na ten poziom rozgrywek na trybunach zasiadło mniej osób niż powinno. Cofnąłem Sahę do tworząc piątego pomocnika w środku pola. W efekcie byliśmy bardzo efektowni, ale za grosze efektywni i przez pierwszą połowę skonstruowaliśmy zaledwie trzy groźne sytuacje. W 42 minucie za oplucie rywala Valo został ostentacyjnie wyrzucony z boiska i wtedy musiałem zdjąć Sahę wpuszczając na jego miejsce Vikstola. I kiedy wszyscy modlili się o zejście do szatni Nikodemussen miał przebłysk geniuszu i wpakował piłkę do siatki strzałem po ziemi. Druga połowa to bombardowanie bramki Harstad z niemal każdej pozycji. Znów przez całe 45 minut graliśmy słabo i znów w doliczonym czasie gry Nikodemussen ukuł na 2:0. Tym razem w zamieszaniu w polu karnym wsunął niemalże piłkę za linię piętką.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 21.08.2011

Harstad 0:2 Skeid

( Nikodemussen 2x )

 

Po powrocie klimatyzowanym autokarem do klubu na parkingu czekała na mnie Siwa. Pożegnałem się z całą ekipą i wszyscy porozchodzili się do domów z uśmiechami na buziach. Czułem, że liga może być jednak nasza, jeśli tylko będziemy tego chcieli.

- Cześć. – przywitała się całując mnie w usta. Szliśmy pod rękę wzdłuż brązowego ogrodzenia w które wplecione były zielone, pachnące pnącza. Zakorkowane ulice trąbiły, klęły i piszczały oponami, a na niebie pojawiło się kilka złowrogo wyglądających chmur.

- Patrzyłeś już na łóżeczka? – spojrzałem na nią wzrokiem pełnym nadziei i ścisnąłem mocniej rękę.

- Nie, nie patrzyłem. Robiłaś test?

- A co jeśli jednak będzie dzidzi? Co wtedy?

- Posłuchaj. Jestem na 100 % pewny siebie, więc musisz mi ufać. Chcę natomiast, byś miała świadomość, że gdyby coś się wydarzyło, będę was kochać i zrobię wszystko co w mojej mocy, by wam zapewnić godne życie. Będę o was dbał i nigdy was nie opuszczę. Nie chcę Ci co prawda tak życia komplikować, więc musisz poczekać jeszcze te kilka dni. Kocham Cię i jeśli dostaniesz okres, mocno Cię przytulę i powiem jak bardzo się cieszę. Nie martw się, proszę. Wiem, że mi łatwo mówić, ale nie martw się kochanie.

- Chcesz mnie złapać na dziecko?

- Chyba żartujesz. Mówię po prostu, że …

- Wiem. Nie musisz mi tego mówić. Wiem o tym, że byś mnie nie zostawił. Tylko co ja jemu powiem? A zresztą, co się będę tłumaczyć? Spakuję rzeczy i po prostu wyjdę. Prędzej czy później i tak się dowie.

- To dlaczego teraz tak nie zrobisz? Ty chyba sama nie wiesz czego chcesz, prawda?

- To chore co do mnie mówisz. Wiem czego chcę, ale to wszystko nie jest takie proste jak by się wydawać mogło. Nie mogę ot tak, po prostu, rzucić pięcioletniego związku i ..

- Sześcioletniego.

- No właśnie. I po prostu zamknąć za sobą drzwi. On mnie tak bardzo kocha … ja to wiem.

- Ale poczekaj. Pytanie teraz czy ty go kochasz?

- Ciężkie pytania mi zadajesz.

Szliśmy wzdłuż alejek parkowych a na ławkach siedzieli starsi ludzie. Trzymali się za ręce tak, jak by byli na pierwszej randce. Byli wpatrzeni w siebie z taką miłością, że przez moment zazdrościłem im tego stanu ducha. Byli po prostu dla siebie, przez te wszystkie lata – lepsze i te gorsze. Bo przecież każdy ma w życiu takie chwile, że łzy mu ciekną ot tak, po prostu.

- Słuchaj, ja ci tak naprawdę niczego nie obiecywałam. Mówiłam, że chciałabym z tobą być, ale nie mówiłam też, że od niego odejdę. Sama nie wiem co kiedyś będzie. Wiem natomiast, że nie chcę cię stracić i że chcę mieć z tobą kontakt.

- Czyli co? – zdenerwowany odwróciłem się w jej stronę i zacisnąłem nerwowo zęby. – rozumiem, że taki układ ci pasuje? W tygodniu jest on, a na weekendy, albo na luźniejsze dni jestem ja?

- Od początku wiedziałeś na co się piszesz Paweł. Przecież czego ty ode mnie wymagasz? Ja jestem zaręczona, nie jestem sama, nie mogę sobie robić tego na co mam ochotę.

- Szkoda, że nie mówiłaś tak, gdy pierwszy raz bzykaliśmy się na tym wzniesieniu. Wtedy jakoś mniej go kochałaś. A w ogóle, a mnie kochasz?

- Sama nie wiem już co myślę. Nie wiem czy można kochać jednocześnie dwóch facetów. Sama nie wiem.

- To czego ty ode mnie chcesz, co?

- Paweł, ja ci nic nie obiecywałam. Nie jestem sama, przecież wiesz …

Przystanąłem na moment przy koszu na śmieci i wpakowałem do środka całą zawartość paragonów z obu kieszeni.

- Siwa, ja cię kocham bez względu na to wszystko co mi mówisz. Dałaś mi swój świat, cząstkę siebie no i bez wątpienia siebie. Kochasz się ze mną od pół roku, obiecujesz złote góry, mówisz jak by to było nam razem pięknie, a teraz co?

- A teraz sama nie wiem. Życie czasem takie jest, że stoimy w martwym punkcie.

- Co jest takiego w nim, czego mi brak? Po co mówisz wiecznie, że on o ciebie nie dba, że się nie kochacie, że ja jestem lepszy, dojrzalszy i tak dalej? Wiesz, może faceci nie są uczuciowy i pewnie sprawy pozostawiają samym sobie, ale ja się po raz drugi w życiu zakochałem i to z tobą chcę budować przyszłość. I kiedyś, jak Skeid będzie w pierwszej lidze i ktoś namówi mnie na biografię, opowiem im jak cudowną kobietą jesteś.

- Pomyślę o tym. Ale nie obiecuję, że dam ci odpowiedź do jutra, czy do niedzieli. Przemyślę to i wtedy porozmawiamy, dobrze?

Skinąłem od niechcenia głową i zatrzymałem się przy jej Passacie. Stary, zdezelowany samochód, który miał w sobie tak cudowne wspomnienia.

 

 

Na TUIL Arena było jakoś grobowo. Brak transparentów i rozdartych kibiców zawsze negatywnie wpływał na morale drużyny, ale dziś wyjątkowo czułem, że ten mecz będzie szalenie trudnym wyzwaniem. Rozpoczęło się bardzo dobrze, a później było tylko gorzej. My zdołaliśmy ustrzelić trzy bramki, gospodarze zaś cztery i w tabeli to oni zdobyli trzy punkty. Zadziwiające jak to problemy życiowe mogą przenieść się na te na murawie.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 27.08.2011

Tromsdalen 4:3 Skeid

( Shala, Nikodemussen, Boe )

 

Po powrocie do domu odpaliłem laptopa i zacząłem przeglądać jej zdjęcia. A później odpaliłem

, odkręciłem butelkę ciemnego, porterowego piwa i opierając twarz na lewej dłoni piłem molestując umysł.
Odnośnik do komentarza

Fatalna postawa w meczu z Tromsdalen zdemolowała nasze poczucie własnej wartości, co znalazło swe ujście w spotkaniu z Fram Larvik. Potyczka na wyjeździe zawsze motywuje drużynę do lepszej gry, bo gra na obczyźnie zawsze jest trudniejsza. Tym niemniej jednak w meczu na Fram Stadion byliśmy bezbarwni jak spirytus salicylowy. Nie licząc obsługi stadionowej zgromadzoną publicznością byli starszy wyjadacze niszowych lig, którzy z uporem maniaka konsumowali różnego rodzaju trunki alkoholowe, ale wyłącznie te z najniższej półki. W 30 minucie oddaliśmy dopiero pierwszy strzał na bramkę, ale Boe trafił w słupek ku uciesze gospodarzy. W odpowiedzi w 42 minucie Bergman kropnął z płaskiego podbicia po ziemi i piłka odchodząc od bramki zatrzepotała w siatce. W drugiej połowie nakazałem bocznym obrońcom i pomocnikiem grę ofensywną, chcąc tym samym stworzyć więcej sytuacji podbramkowych, lecz niestety fatalnie pudłowali z przodu i wynik nie uległ już zmianie.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 03.09.2011

Fram Larvik 1:0 Skeid

 

 

Osiem dni później u siebie zmierzyliśmy się z drugą drużyną słynnej Valerengi Oslo. Goście zajmowali trzecią pozycję w lidze, więc musiałem iść na całość. Zmieniłem ustawienie i teraz zagraliśmy 1-4-3-2-1, z czego dwóch pomocników za napastnikiem miało wyłącznie charakter ofensywny. Kiedyś widziałem jak tak grała Barcelona za czasów Rivaldo, więc musiałem spróbować. I oto stał się niewielki cud, bo wprawdzie w pierwszej połowie oprócz kontuzji Shaly nie wydarzyło się nic ciekawego, ale za to w drugiej ponad pięciuset kibiców mogło przecierać oczy ze zdumienia. Valerenga zdobyła pierwszego gola po ponad godzinie gry. My za to odpowiedzieliśmy dopiero w 81 minucie. Stiklestad wykorzystał lukę w defensywie rywali posłał miękkiego rogala nad odprowadzającym wzrokiem piłkę golkiperem. Remis nie był zły, ale po chwili znów wystrzeliłem w górę jak z procy, bo Nikodemussen strzałem z klepki wbił piłkę przy lewym słupku lecącego w prawo bramkarza. I z punktu w dwie minuty zrobiły się trzy!

Norweska 2. Liga Grupa 4, 11.09.2011

Skeid 2:1 Valerenga II

( Stiklestad, Nikodemussen )

 

Obrońcy tytułu - HamKam

 

 

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | | Skeid | | 15 | 9 | 2 | 4 | 29 | 14 | +15 | 29 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Mjølner | | 15 | 9 | 2 | 4 | 19 | 12 | +7 | 29 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Hasle-Løren | | 15 | 8 | 3 | 4 | 21 | 17 | +4 | 27 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Vålerenga 2 | | 15 | 7 | 4 | 4 | 28 | 14 | +14 | 25 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 5. | | Ørn Horten | | 15 | 7 | 2 | 6 | 29 | 23 | +6 | 23 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 6. | | Tromsdalen | | 15 | 6 | 5 | 4 | 24 | 28 | -4 | 23 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 7. | | Tønsberg | | 15 | 6 | 3 | 6 | 22 | 20 | +2 | 21 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 8. | | Fram Larvik | | 15 | 6 | 3 | 6 | 25 | 30 | -5 | 21 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 9. | | Kjelsås | | 15 | 5 | 3 | 7 | 18 | 17 | +1 | 18 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 10. | | Tromsø 2 | | 14 | 5 | 3 | 6 | 23 | 26 | -3 | 18 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 11. | | Harstad | | 14 | 3 | 6 | 5 | 11 | 18 | -7 | 15 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 12. | | Senja | | 15 | 3 | 4 | 8 | 14 | 26 | -12 | 13 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 13. | | Strømsgodset 2 | | 14 | 3 | 3 | 8 | 15 | 21 | -6 | 12 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 14. | | Skarp | | 14 | 3 | 3 | 8 | 14 | 26 | -12 | 12 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| | | | | | | | | | | | |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza

Wytarłem nos w haftowaną chusteczkę. Pamiątka po babci ostała się jeszcze z czasów, gdy robiłem w tetrowe pieluchy. Najczęściej zwijałem jedną z nich, miażdżyłem, gniotłem, a później przytulałem się jak do pluszowej maskotki. Efekt ciężkich czasów walki w Polsce o lepsze jutro. Spojrzałem raz jeszcze za siebie. Kilkunastu pracowników kończyło właśnie zmianę. Wychodząc odbijali karty na komputerze, a strażnik odziany w za duży uniform żegnał wszystkich nieszczerym uśmiechem. Wsadziłem dłoń do kieszeni i wyjąłem mentolowego Chesterfielda. Po chwili w powietrze wzbiły się tumany dymu, a ja czułem, że mentol zaraz mnie pogoni do sedesu.

- Ty, nowy, cho no tu! – ktoś krzyknął wyłaniając się zza wielkich, pomalowanych farbą olejną na brązowo, drzwi. Nie czekając na ponaglenie ruszyłem przed siebie gasząc kiepa podeszwą.

- Ty jesteś ten nowy, o którym prezes mówił no nie? To nowi, stało się już to tradycją, walą przez miecha na taśmie. Wiesz co to taśma?- wąsaty facet z włosami spiętymi w dobieranego kucyka i pokaźną kurzajką pod lewym okiem chwycił mnie za przedramię i wciągnął do środka. W pomieszczeniu śmierdziało stęchlizną, padliną, odchodami i Bóg jeden wie czym jeszcze. Szybko zaciągnąłem na twarz chirurgiczną maseczkę wykonaną ze stopu plastyku i papieru, a później dali mi rękawiczki, które nasunąłem aż po łokieć, gumowy fartuch po kolana, a na nogi kazali nasunąć kalosze. Tak ubrany miałem stać przy wielkim taśmociągu, po którym przewalała się różnej maści padlina.

- Jak byś czegoś potrzebował, wołaj Hansa.

- Kto to Hans?

- To ja. – dziwak dumnie dźgnął się w pierś palcem wskazującym, a po chwili dodał: - Jak zauważysz jakieś pasożyty, gryzonie buszujące w tej padlinie, albo coś, co jest porośnięte grzybem, tu masz grabie – podał mi niedługi trzonek z trójzębem na końcu – i nimi przewalaj do tych rynien na dole to, co uznasz za słuszne. Cała reszta jedzie dalej, ale tam to już nie twoja działka. Pamiętaj, nie zwracaj uwagi na to co tam jedzie, bo będą to obrazy nędzy i rozpaczy. Mam nadzieję, że nie jesteś maminsynek i, że poradzisz sobie kolego z tym zadaniem no nie? Nom, to ruszaj, bo za pięć minut odpalamy ten cyrk. Bacutil to nie bułka z masłem. To nawet nie Skeid kolego – klepnął mnie w pośladek, a później chwiejnym krokiem a la chłopaki z Woli Warszawskiej, ruszył w kierunku czterech dryblasów spawających jakieś metale.

- Co ja tu kur… robię? Niebawem trzydziestka na karku, ukończone dwa fakultety, a ja ganiam, zapier… z jakimś trójzębem lucyfera przewalając zdechłe zwierzęta? Do czego to wszystko prowadzi? Gdzie ja w ogóle jestem? – krocząc w przyciasnych gumowcach gadałem sam do siebie przeklinając wszystko i wszystkich. A później pokazali mi miejsce w szeregu, kazali ustawić się jako czwarty od lewej i czekać. Po chwili syrena zawyła, żółte lampy zaczęły błyskać i taśma ruszyła powoli, jak żółw ociężale. A gdy kraty powędrowały ku górze, na metal wpadł łeb konia, jakieś zwierzę z porożem, rozerwane korpusy świń, kilka wiewiórek, dwa buldogi francuskie. Na tym wszystkim leżały koty z wyprutymi bebechami, luźno porozrzucane flaki, mózgi, serca, wątroby. Po obu stronach metalowej taśmy płynęła gęsta, bordowa krew, a ja za cholerę nie wiedziałem co mam zrobić z tymi grabiami. Aby umilić wszystkim pracę ktoś zapodał kawałki Franka Sinatry, więc stałem po kolana we wnętrznościach waląc w trupy ostrzem mojej służbowej broni. Po czterech godzinach sortowania odpadów mieliśmy jedną, piętnastominutową przerwę. Wychodząc na świeże powietrze odnalazłem w kieszeni zmiętoloną paczkę papierosów i z utęsknieniem wyciągnąłem pierwszego na powietrze.

- Co tam palisz? Poczęstujesz kolegę? – jak spod ziemi wyrósł przy mnie facet w przydługich włosach opadających mu aż za uszy. Złożył usta w dziubek i dmuchnął powietrzem w opadającą na czoło grzywkę.

- Jasne, masz.

- Jestem Petter, ale mów mi Pet. Lubię takie zdrobnienia. Wiesz, wielki gościu o ksywce Pet brzmi lepiej niż mały gościu o imieniu Petter.

Nie bardzo rozumiałem norweskiego humoru, ale uśmiechnąłem się do kompana. Pierwszy dzień w nowej pracy zawsze jest ciężki i warto łapać kontakty. Nawet, jeśli na pierwszy ogień idą ci mniej normalni.

- Paweł. Bardzo mi miło Petter. To znaczy, Pet.

- Paweł? – facet skrzywił się jak by właśnie skończył minetę. – to rosyjskie imię?

- Polskie. – nabrałem dumy w płuca i zacząłem szukać w plecaku kanapek.

- Polska? Byłem kiedyś, w Gdańsku, na wczasach z moją małą Rossie. Była taka, o, z metra cięta skubana. Generalnie sięgała mi czołem do pasa, ale kochałem tą małą polską suczkę jak nikogo dotąd.

Wyjąłem kanapkę z tuńczykiem i zatopiłem w niej zęby udając, że słucham wywodów dziwnego Peta.

- Może ją znasz? O, tu mam jej fotografię. – wyjął z kieszeni pogniecione, stare zdjęcie, na którym młoda blondynka opiera się o drzewo pokazując kawałek zgrabnej nogi.

- Dziwne zdjęcie. Nie znam. Ale Rossie? To przecież nie jest polskie imię.

- Mówili na nią Rossie, ale na imię miała jakoś tak mniej ciekawe. Roksana chyba. – wbił oczy w moją kanapkę i wywalił jęzor na wierzch. Akurat jedzeniem nie miałem zamiaru się dzielić.

- Rzeczywiście, duża różnica. Ile ty masz? Ponad dwa metry?

- A ona miała metr czterdzieści. Dziwka, ale tu w Norwegii gonią takie, więc wróciła do Polski.

- To ja wy … ten no … - zarechotałem połykając ostatni kęs.

- A wiesz. Na jeźdźca. To tak jak byś walił konia w sumie, ale przynajmniej jest z kim pogadać.

Po tym miłym akcencie Hans wyszedł na dwór, nabrał powietrza w płuca, złożył dłonie w trąbkę i zaryczał, że przerwa się już skończyła. Petter chwycił w wielkie dłonie dwa wiadra z wodą, puścił mi oko na pożegnanie, a później zniknął z drewnianej stodole. Pierwszy dzień w Bacutilu, tona flaków, rzygów, odchodów i pokiereszowanych zwierząt. I na to wszystko świr i gość przypominający Axla Rose.

Wychodząc po zakończeniu ośmiogodzinnej zmiany odbiłem swoją szarą kartę u ochroniarza, a później odczytałem wiadomość od Siwej :

„ Nie jestem w ciąży. Mam dziś zdecydowanie gorszy dzień, wszystko mnie denerwuje, ale dostałam okres. Po tylu dniach wreszcie jest!!! Paweł, musimy chyba przestać to robić ”. Podjechał zakładowy autobus, wsiadłem do środka i energii starczyło mi tylko na to, by jej napisać „ Ja Ciebie też ”.

Odnośnik do komentarza

A owszem. Uwielbiam ten moment :-)

 

-------------

 

Najciężej w życiu jest pożegnać kogoś, kto był swego czasu synonimem słów „ sens życia ”. No bo jak inaczej nazwać to uczucie, gdy wszystkie działania są po to, by zbudować solidny fundament, na którym będzie opierać się cała konstrukcja domu? Tak, często żyjemy dla konkretnego celu. Po coś, dla czegoś, dla kogoś. Ustalamy sobie jasną i w miarę klarowną ścieżkę, po której będziemy stąpać bez względu na to, czy pada deszcz, czy świeci słońce. A później puszczamy się galopem przed siebie i mówimy, wmawiamy sobie, że tak po prostu musi być. Kiedyś na zajęciach Wiedzy o Społeczeństwie, jeszcze w liceum, pan Kozłowski powiedział bardzo mądre słowa. Życie ludzie dzieli się na pewne schematy działań. Otóż, każdy z nas ma potrzeby ważne i ważniejsze. Te najważniejsze podlegają pewnej gradacji. Na samym szczycie jest rzecz jasna chęć przeżycia. Na drugi miejscu pojawia się chęć bycia potrzebnym ( akceptowanym, spełnionym ), zaś cała reszta uwarunkowana jest od subiektywnego podejścia do egzystencji. Biorąc pod uwagę to, że większość z nas w ten, czy w inny sposób chce żyć, warto zastanowić się nad punktem drugim.

Przemek wrócił właśnie z kolejnego szkolenia z motywacji. Wsunął swój nieskazitelnie szary garnitur do szafy, zasunął drzwi i zaparzył zieloną herbatę. Czaki przywitał go radośnie merdając ogonem, a zaraz po tym przyniósł mu małą, czerwoną, piszczącą piłeczkę i chciał się bawić. Ja siedziałem wtedy na ganku przeglądając poranną prasę. Była siedemnasta, dzień przerwy między treningami. Niedawno wróciłem z pracy.

- Coś cię trapi kolego? – spytał siadając na drewnianej poręczy. Szlag by go trafił. Zawsze trafia w samo sedno, bez różnicy czy mam problem, czy też chcę się ze światem podzielić swoją radością. Ale przyjaciele chyba już tak mają. To taki ktoś, komu się mogę wyżalić i powiedzieć co o nim myślę, a on się nie obrazi. Przybije piątkę, a jak mu w twarz napluję to otrze ją chusteczką i weźmie mnie pod dach mówiąc, że zaczyna kropić.

- A, takie tam. Nie warto o tym mówić. – machnąłem zrezygnowany ręką i przewróciłem stronę w szarej gazecie.

- Paweł, przecież ja nie jestem ślepy. Widać, że coś ci leży na sercu. To nie jesteś ty. Nie takiego Pawła znam, więc przestań nawijać mi makaron na uszy. Chodzi o tą blondynę, no nie? O tą, jak jej tam … Siwą, tak ?

Spojrzałem mu w oczy i widziałem, że jest żywo zainteresowany rozmową. Nie czekając na odpowiedź wyjął telefon z kieszeni, ściszył dźwięk i schował go ponownie. A później poklepał mnie po ramieniu i przyniósł z kuchni sześciopak Lecha zakupiony w pobliskim polskim sklepie. Otwarliśmy z sykiem po butelce, przechyliłem zawartość do połowy, a zaraz potem wyplułem z siebie salwę, niczym żołnierz SS z CKM’u :

- Ja odnalazłem w niej te wszystkie cechy, które całe życie krążyły dookoła orbity mojego serca i umysłu. No bo jak inaczej nazwać tą całą surówkę? Jest empatyczna, a to sprawia, że mam świadomość, że mnie nigdy nie opuści w cięższych chwilach. Jest opiekuńcza, więc będzie o mnie dbała, a gdy z czasem wkroczymy w inny etap naszego życia, będzie dobrą matką. Ma ogromne poczucie humoru i na swój sposób jest zakręcona. A to znaczy, że nigdy nie będzie nudno. Bo kiedy jest nudno w związku, pojawiają się kolejne problemy. Potrafi gotować i jest rodzinna. Dla mnie to sprawa priorytetowa. Faktem jest, że cywilizacja brnie naprzód, czasy się zmieniają i teraz to, co kiedyś było „ obowiązkiem kobiety ” dziś jest tak samo męskie, jak żeńskie. Ale skoro potrafi gotować, to głodny chodzić nie będę, a skoro jest rodzinna, to będzie dbała o naszą rodzinę, jak i o jej i o moich rodziców, a także najbliższych. I tu powracam do punktu pierwszego – walka o przeżycie. Głodnemu ciężej przecież.

- To prawda. Moja ostatnia Kryśka jedyne co potrafiła przygotować to ulotki z pizzerii przed późniejszym ustaleniem co zamawiamy. – stuknął butelką w butelkę, jak byśmy mieli wypić za to, by Kryśka nauczyła się gotować.

- Kolejna sprawa – bywa romantyczna, a ja uwielbiam, gdy kobieta żywo reaguje na to, co jej mówię, piszę. Analizuje to, o czym do niej mówię i wyciąga z tych słów wnioski, co oznacza, że jest inteligentna. Kolejnym priorytetowym tematem jest u mnie kreatywność. W poprzednich związkach ten etap był nie do przeskoczenia.

- No wiem. Anka była masakryczna. Ani obrotna, ani piękna, że nie wspomnę już o tym, że po licencjacie pracowała w Tesco na kasie. Żenada. Zresztą, pieprzyć Ankę, mów dalej, bo to ciekawe wnioski. Rzadko kiedy się spotyka kogoś, kto potrafi analizować takie zachowania.

- Siwa ma swoją firmę. Rozwija się, a wolny czas przeznacza na poszukiwanie nowych rozwiązań. I ot, całkiem niedawno, postanowiła napisać o dofinansowanie z Unii Europejskiej. Wiesz, niebawem zatrudnia u siebie kogoś, kto będzie jeździł na wesela, przyjęcia, urodziny i tak dalej i kamerował. Poczucie bezpieczeństwa finansowego też jest szalenie istotne. Zawsze przerażała mnie perspektywa bycia z kimś, na kogo musiałbym pracować. Ile to razy spotykam przyjaciół z lat dzieciństwa, którzy pozakładali rodziny i orają jak woły na trzy zmiany by zapewnić im byt. A żony, narzeczone, lub partnerki po prostu siedzą w domu i wychowują dzieci – bez wykształcenia, doświadczenia zawodowego, bez żadnych perspektyw. Taki archaiczny styl życia nie jest dla mnie ani atrakcyjny, ani interesujący.

- No Zenek, ten z trzeciej C, co Kowalskiej na polskim wylał na głowę cały kałamarz, pamiętasz? Zdolniacha z niego. Pisał książki. Wiesz, nic wielkiego, ale zawsze to jakaś publikacja na półce. Sam zresztą często łapałem się na tym, żeby coś naskrobać. No i z tego głównie żył. A później poznał taką jedną, z Oleśnicy, co prócz perfekcyjnie opanowanej Kamasutry nie za wiele oferowała. I wiesz co? Dzisiaj chłop zapina na budowie. Worki nosi i pustaki, a ona siedzi w domu i wychowuje dwójkę dzieciaków. Wiesz, no, dzieci niczemu nie są winne, ale sam się pchał tam gdzie nie powinien. Ty też lepiej nie marnuj życia chłopie. Chyba, że rzeczywiście dogadacie się co do waszej wspólnej przyszłości. – Przemek przerywał mi moje monologi celując idealnie w każdy element mojej psychiki.

- No wiesz, aspekty wizualne zawsze zostawiam na sam koniec. Jest piękną i cudowną kobietą. Ma wszystko na swoim miejscu, a nago wygląda jak Afrodyta. Mógłbym na nią patrzeć godzinami i chłonąc każdy milimetr jej aksamitnej skóry, za każdym razem z taką samą pasją i zacięciem. Tylko co się dzieje, gdy człowiek zaczyna się starzeć? Uroda przemija, a charakter pozostaje. I to mnie jara, kręci, podnieca, sprawia, że serce zaczyna zapierdzielać na wyższych obrotach, jak sportowy samochód wchodząc bokiem w zakręt.

- A macie o czym rozmawiać? To chyba też istotne, prawda?

- Fotografowanie nigdy nie było moją pasją. Fakt faktem, zawsze podziwiałem piękne zdjęcia – zwłaszcza te, które potrzebowały kilku godzin obróbki. Swego czasu usiłowałem ( bezsilnie zresztą ) bawić się programami graficznymi, lecz za każdym razem kończyło się to ciśnięciem myszką o ścianę i kilkoma niewybrednymi epitetami w kierunku komputera. Jej pasja zaś sprawia, że siedzę wieczorami przed monitorem i czytam o tej całej obróbce zdjęć, o tym jakie są aparaty, albo jak ustawiać obiektyw by zrobić takie, bądź inne zdjęcie. Zawsze chciałem mieć kobietę z pasją i z hobby. Gdy kogoś poznawałem najczęściej na pierwszym spotkaniu zadawałem jedno, bardzo znaczące dla mnie pytanie. „ A powiedz mi, czym się interesujesz. Masz jakieś hobby, pasję, coś robisz w wolnym czasie „? I kiedy dostawałem odpowiedź – „ Nic ”, lub coś na odpieprz w stylu – „ Interesuję się modą, muzyką i kosmetykami” to najczęściej, 8na10 przypadków kończyło się na tym pierwszym spotkaniu. Po co mi ktoś, komu nie będę wiedział co kupić na urodziny? Ktoś, komu wszystko jest obojętne? Ktoś, kto nie interesuje się kompletnie niczym? Ludzie bez pasji to ludzie, którzy wyznają zasadę – Panie Boże, stworzyłeś mnie takim jakim jestem, więc mnie masz takim jakim jestem. Takie szare, smutne produkty współczesnego świata. A ona? A ona ma pasję, hobby, lubi to co robi i poświęca temu mnóstwo czasu, uwagi i pieniędzy. I jest jej z tym dobrze, jest szczęśliwa. Bo chyba najważniejsze jest, by robić w życiu co się lubi, prawda? I na sam koniec tego monologu – uwielbia sport : uprawiać i oglądać. Swego czasu grywała w różne odmiany piłki : siatka, noga, ręka. Można z nią porozmawiać na każdy temat. I nawet jeśli nie posiada szczegółowej wiedzy, zawsze ogólnikowo wie, co gdzie kiedy i z kim. To szalenie interesujące i podniecające. Bo przecież najczęściej jest tak – „ Tak, mecz jest ważniejszy ode mnie” ?

- Skąd ja to znam! – Przemek otworzył drugie piwo i idąc moim śladem, wywalił obie nogi na drewnianą poręcz. Na niebie powoli słońce chowało się za chmury i temperatura spadała na łeb na szyję – ale stary, tak o niej mówisz, że za chwilę uwierzę, że to twój ideał. A przecież ideałów nie ma. To jest zła kobieta, prawdę ci powiem. Jak możesz tak gloryfikować kogoś, kto jednego dnia kocha ciebie, a drugiego tymi samymi ustami całuje swojego faceta. Halo! Uwaga, podkreślam to – swojego faceta! Jest tam ktoś? – popukał mnie kciukiem po czole, a mnie zebrało na wymioty. Chciałem zrobić tulipana z butelki, a później z całej siły sprawdzić, czy wpasuje się on w jego oczodoły. Tak po prostu.

- Czy ma wady? Każdy je ma. Nie chcę jej gloryfikować i mówić o niej jak o ideale. Nikt nie jest przecież nieskończenie doskonały. Ma natomiast te wszystkie cechy, które determinują u mnie chęć związania się z nią na dobre i na złe. Nie chcę się zastanawiać czy to ma sens, czy to się uda. Po prostu, chcę spróbować. I mam świadomość, że będzie dobrze. To tak, jak z wyjściem na boisko. Nie myślę o tym, czy strzelę bramkę, czy dobrze podam. Ja to po prostu wiem. Ostatnio strzeliłem na treningu cztery i wygraliśmy 5:2. I w myślach kreowałem sobie obraz jej siedzącej na trybunach. To by było coś zajebistego.

- Coś zajebistego to jest to, co o niej mówisz. Ale ja wiem, że to tylko złudny obraz człowieka, którym chciałbyś, żeby była. Stary, wytrzeźwiej i ogarnij ten patos, bo któregoś dnia zrobisz sobie krzywdę. Wiesz, oczywiście, nie oceniam jej, bo może się okazać, że jest naprawdę idealną kobietą. Tylko jak tak na ciebie patrzę, to muszę ci to powiedzieć – ten co babom wciska kit, co z książkami jest za pan brat, ten co rwał w Polsce co tydzień inną, dzisiaj sam sobie kręci na siebie bat. Ot co! – rąbnął dnem butli w blat drewnianego stołu z brzozy i piana wyleciała na butelkę mocząc mu dłoń.

- Myślisz, że powinienem się z nią pożegnać? Ot tak, po prostu? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy ?

- A co takiego niby razem zrobiliście, czego nie robią inni? Wybacz stary, ale dla mnie to wygląda prosto i logicznie. Albo ona od niego odchodzi, mieszka z tobą, pracuje sobie, a ty sobie i razem budujecie wspólną przyszłość. I to jest jedna ewentualność. Albo też daj jej spokój, bo w przeciwnym razie staniesz się jej zabawką. A baby bywają bardzo wyrachowane w tych roszadach między facetami. Spójrz na to z boku : jesteś niebrzydki, masz przyszłościowy zawód, do tego jesteś niegłupim dupkiem z Polski. Pewnie dobrze ją posuwasz, bo inaczej sama by się do łóżka nie pchała. A tamten jest z przyzwyczajenia i, jak to ona stwierdziła, bo mają razem firmę. No więc, skoro tak, to dla mnie jest wszystko jasne. Dajesz jej to, czego on nie potrafi, a on daje jej to co jej zawsze dawał. To się układa w zgrabną całość. Na co ona potrzebuje czasu? Ciężko jej z nim pogadać? Wchodzi do domu, otwiera gębę i słowa same lecą. Tu chyba nie chodzi stary o ciebie, ani o was. Tu chodzi o to, że ona ma po prostu dobre ruchanie, nic ponad to. Ale oczywiście zrobisz jak zechcesz. Ale jeśli jeszcze nie wybrałeś, mam nadzieję, że się opamiętasz. Jeśli natomiast wybierzesz walkę o nią i tę walkę może wygrasz, to ja się będę do niej uśmiechał i mówił, jak fantastyczną jest kobietą. Proste. Na tym polega przyjaźń.

- Ale ona mówi, że mnie kocha, rozumiesz Przemku?

- Kocha, nie kocha. Co to za różnica? Ty masz dziwne myślenie. Ja bym wolał czuć, że ktoś mnie kocha, niż tylko słuchać o tym. Nie sądzisz, że tu coś jest nie tak? Oboje wrąbaliście się w ten nieczysty układ, ale myślę, że tylko ty możesz z niego wyjść bez szwanku. Ale stary, co jest w tym wszystkim najgorsze to to, że ten chłopak niczemu nie zawinił. A tak czy siak póki z nią jest, będzie czuł smak twojego aparatu do zapładniania w ustach. Masakra.- mój kompan pokręcił głową i oparł ją na łokciach. Gdzieś w oddali słychać było syreny pogotowia. A później niebo przeszył pierwszy piorun.

Odnośnik do komentarza

Do spotkania z Tonsberg przygotowywaliśmy się na bocznym boisku ze sztuczną nawierzchnią. Na płycie głównej trwało malowanie linii bo poprzednie powoli znikały rozmyte przez opady deszczu i śniegu. Pogoda nie dawała nam wielkiego pola manewru, więc postanowiłem mżawkę i nasiąkniętą murawę wykorzystać na ćwiczenie stałych fragmentów gry i na trening sytuacyjny. Chłopaki bawili się wybornie, a ja postanowiłem realizować schemat zaczerpnięty z treningów w Championship Managerze. Tonsberg był bardzo wymagającym rywalem i gdyby nie instynkt strzelecki Nikodemussena urwali by nam punkty. W 23 minucie Berge założył sito pomocnikowi gości. Piłka prując po ziemi dotarła do Boe, ten zacentrował w pole karne, ale futbolówka zamiast polecieć na głowy dostała przedziwnej rotacji i spadła na piętnasty metr. Stian zgasił ją klatką, podbił kolankiem i kropnął pod poprzeczkę dając nam tym samym trzy punkty.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 18.09.2011

Skeid 1:0 Tonsberg

( Nikodemussen )

 

Po zwycięstwie naszedł długo oczekiwany mecz z wiceliderem tabeli, ekipą Mjolner. W mediach wrzało o ile wrzeniem można nazwać kilka przeciętnych artykułów w dość niszowych gazetach. Za to na forum Skeid kibice wypisywali przeróżne dziwactwa dając tym samym nadzieję na to, że na meczach będzie ich coraz więcej. Na konferencję przedmeczową wysłałem swojego asystenta, a sam zaszyłem się w czeluściach domowego pokoju i rozpracowałem raz jeszcze ostatni sześciopak. Tym razem w pojedynkę.

Na Narvik Stadion zdecydowany faworytem byli gospodarze. Aczkolwiek nic nie wskazywało na to, że oddamy łatwo skórę. W pierwszej połowie dzielnie walczyliśmy, niepodzielnie zresztą rządząc w środku pola. W drugiej zaś zostaliśmy wypunktowani niczym Gołota w walce z Góralem. Oba trafienia w odstępie sześciu minut znokautowały nas na tyle skutecznie, że pomimo piętnastu strzałów na bramkę ani razu nie zdołaliśmy pokonać golkipera gospodarzy. Mecz na szczycie okazał się dla nas fatalnym dniem.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 24.09.2011

Mjolner 2:0 Skeid

 

Na Lystlunden mecz z Skeid był dodatkiem do lokalnego festynu. Kilometry waty cukrowej i tony pieczonych kasztanów, orzechów i innych bakalii, a pośrodku tego występ taniej grupy muzycznej. Czułem się trochę jak zbędny dodatek do jakiejś uroczystości.

Spotkanie przeszło do historii jako pojedynek, w którym sędzia sypał kartkami jak oszalały. Osiem żółtych, z czego aż pięć dla nas to dość niespotykane nawet jak na tak niski poziom rozgrywek. Ekipa Orn Horten na całe szczęście oprócz kar wypełniła statystykę tylko dwukrotnie. Raz było to za sprawą Belaski, który zdobył bramkę po rzucie rożnym, a drugo raz Fredriksen skręcił nogę w kolanie i w ostatnie sześć sekund gospodarze grali w dziesiątkę po wykorzystaniu limitu zmian. Dla nas był to jednak bardzo dobry mecz. Wynik spotkania otworzył Stian Nikodemussen pakując piłkę z pół nożyc do siatki. Nawet kibice rywala bili mu brawo na stojąco, a w powietrze poleciały konfetti. Później Norweg drugi raz strzelił gola, ale tym razem w jego stronę poleciało kilka niewybrednych słów. Jedno trafienie było też dziełem obrońcy Ormbostad, który chcąc nie chcąc, wylądował tydzień wcześniej na liście transferowej. Ostatecznie wygraliśmy. I chociaż nasza forma nie zachwycała, a ostatnie kolejki były w kratkę, nadal wierzyłem, że awans mamy w kieszeni.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 01.10.2011

Orn Horten 1:3 Skeid

( Nikodemussen 2x, Ormbostad )

Odnośnik do komentarza

Spotkaliśmy się na tym samym wzgórzu, gdzie po raz pierwszy byliśmy razem. Nogi drżały mi chyba bardziej ze zdenerwowania niż z podekscytowania, a po czole ciurkiem spływały drobne krople potu. Tego dnia postanowiłem zakończyć coś, co miało trwać wiecznie. Od dziś miałem skupić się na piłce nożnej i na pracy w Bacutilu. Cała reszta musiała poczekać na lepsze jutro.

Była siedemnasta szesnaście. Usiadłem wygodnie na zielonej trawie i wsunąłem między dwa przednie zęby źdźbło trawy. Utkwiło na tyle mocno, że otwierając usta bezwiednie dyndało na wietrze. Siwa tego dnia była całkiem inna niż zwykle. Na przywitanie przytuliła mnie po przyjacielsku, usiadła obok i odwróciła głowę w stronę panoramy wioski dołączonej niedawno do granic stolicy.

- Chciałeś o czymś ze mną porozmawiać. I ja chciałam. – jej głos drżał. A może nie drżał, tylko to mi się wydawało? Sam nie wiem. Wiedziałem natomiast, że w życiu trzeba podejmować pewne kroki by nie stoczyć się na dno.

- Siwa, często zastanawiałem się jak by to było, gdybyśmy byli razem. Czy spełniałabyś się przy mnie jako kobieta, partnerka, czy była byś ze mną szczęśliwa. Czy dałbym ci to, czego oczekujesz od mężczyzny? Zabawne, pamiętam nawet jak z pasją na samym początku spoglądałaś mi w oczy. Przez następne tygodnie bywało różnie z naszymi spotkaniami. Zresztą, tak jak przez całą naszą znajomość. Ten nieformalny związek z partyzantki wydawał mi się swego czasu uosobieniem rozkwitającego kwiatka. Na samym początku było nasionko, następnie pączek, pierwsze płatki, aż wreszcie rozkwitł, niemal na całego. Nigdy tak naprawdę nie dowiedziałem się co o mnie myślisz.

- Jak to?

- Zawsze powtarzałaś, że coś do mnie czujesz, że często zastanawiasz się jak by to było, gdybyśmy byli razem. Chłonąłem te informacje jak gąbka i brałem je bardzo mocno do serca. Bo wydawało mi się, że jesteś tak banalnie szczera, że twoje intencje są … po prostu, że jest ci ciężko, ale chcesz bym przy tobie był.

- Jak ostatni mecz? Słyszałam, że złapaliście zadyszkę? Miałam być, ale niestety musieliśmy jechać do moich rodziców, bo wymyślili grilla. Sam wiesz, taka pogoda i tak dalej.

- Z czasem zaczęłaś się bardziej otwierać. Opowiadałaś mi o swojej rodzinie, o szkole, o marzeniach. Mówiłaś o nowym samochodzie, o tym jak byłaś w Straży Pożarnej, albo o tym jak piec marchewkowca. I szczerze mówiąc nigdy nie było tak, że słuchałem cię po to, by cię słuchać. Za każdym razem wyłapywałem pewne szczegóły, które sprawiały, że ten kwiat rozkwitał - przynajmniej w moim wnętrzu - z tygodnia na tydzień coraz bardziej.

- Paweł, czego ty ode mnie chcesz? Było fajnie między nami, ale to już raczej nie wróci. Wiesz ile mam teraz problemów? On znalazł test ciążowy, a jeden z twoich piłkarzy powiedział mu o nas. Wiesz ile musiałam się tłumaczyć? To jest chore co się teraz dzieje. Jestem tym wszystkim zmęczona i najchętniej bym wyjechała gdzieś bardzo daleko, ale się nie da. Nie wiem czy cię kocham. Mówiłam ci o tym, ale dzisiaj sama już nie wiem. Mam wstręt i obrzydzenie do samej siebie, ale to co się stało to już się nie odstanie.

- Niestety, jak to kiedyś śpiewała Budka Suflera – Bo do tanga trzeba dwojga. A ja czuję, że pozostałem sam na placu boju, ze złudnym marzeniem i piekącym w serce wspomnieniem. Kiedyś ktoś powiedział, że „ kto pierwszy powie Kocham, ten przegrywa ”. A ty mi powiedziałaś druga, wycofując później te słowa … To boli, jak rana natarta solą …

- To jest jak jakaś telenowela brazylijska. Weź, jesteś fajnym facetem, poszukaj sobie kogoś, kto jest wolny. To nie ma sensu. Paweł, nie chcę cię ranić. Nie zasługujesz na to. Ale ja nie jestem sama i nie mogę sobie pozwolić na takie akcje jak teraz. Mam oklejony samochód firmowymi naklejkami. Jak to sobie wyobrażasz? Przyjdzie ktoś do studio i będzie mówił, że to ta pani którą ostatnio widział w lesie na tylnim siedzeniu? A teraz o mało co nie wpadliśmy!

- Chciałbym żebyś wiedziała, że gdy powiedziałaś mi o tym, że może będziemy mieli dziecko, ani przez setną sekundy nie zawahałem się i byłem pewien, że damy radę … To tyle Sopelku – wstałem i wyszarpnąłem kawałek trawy z zębów. Powietrze stało się na moment jak by bardziej mętne. Siwa patrzyła na mnie swoimi wielkimi, turkusowymi oczkami, a ja wiedziałem, że już za późno na wycofanie swoich słów.

- Co chcesz przez to powiedzieć Mośku? – spytała.

- Muszę sobie najpierw poukładać w głowie pewne schematy, na nowo wrócić do dawnych przekonań, do dawnych praw i sentencji którymi się kierowałem. Przekroczyliśmy pewną niewidzialną barierę, której przekraczać nie powinniśmy.

- Masz o to żal? Bo ja nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tobą.

- Nie mam do Ciebie o to żalu, nie jestem też zły. Jedyną osobą do której mogę mieć jakieś pretensje jestem ja sam. Pomyślałem po prostu, że pierwszy raz w życiu Bóg zesłał mi na drogę kogoś, z kim będę mógł dalej iść przed siebie. Że już nie będę sam. Człowiek jest niestety ułomny i często widzi to co chce zobaczyć, a nie to co widać. Na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci jako ktoś wyjątkowy. Pewnie jeszcze kilka dni będę siedział i patrzył w telefon myśląc, że zadzwonisz, że coś przemyślisz. Ale wiem, że to złudne marzenia. No cóż, jak to kiedyś ktoś powiedział – marzeniem niektórych ludzi jest być marzeniem dla kogoś.

- I moim marzeniem było być twoim marzeniem Mośku. Naprawdę …

- Przepraszam, że namieszałem ci w życiu. Ale te pół roku z tobą było dla mnie najpiękniejszą chwilą w życiu. Nigdy nie chciałem cię zranić czy sprawić przykrości … Kocham Cię. I to nie są tylko słowa. Tak, to ja, Twój Mosiek.

Odchodząc nie odwracałem głowy. Słyszałem tylko jak cicho pociąga nosem i chlipie. Byłem wściekły na siebie, na nią, na Boga, na cały świat. Ale tak naprawdę pretensje mogłem mieć tylko do siebie. Całe szczęście, że ta degrengolada zakończyła się w taki, a nie w inny sposób. Być może potrzeba czasu na to, by inaczej spojrzeć na pewne aspekty, by nabrać do tego wszystkiego dystansu. Za chwilę czeka mnie nocna zmiana. Wsiadłem do pożyczonego od Przemka z wypożyczalni białego Yarisa, wrzuciłem jedynkę i mijając jej Passata zacząłem słuchać po raz ostatni Andain. A później wpadłem na obwodnicę, wbiłem piątkę i prułem przed siebie na złamanie karku. Jeszcze przed dojechaniem do domu usunąłem wszystkie zdjęcia z telefonu, wszystkie wiadomości, a na sam koniec i jej numer. Od dziś skupiam się wyłącznie na sobie na pracy. Skeid czeka na cud a ja miałem być jego twórcą.

Odnośnik do komentarza

Cztery puste, litrowe butelki po wódce ustawiłem wzdłuż parapetu tak, aby każdy widział, że piję. A piłem jak cholera. Od szyjki po samo dno, popijając czerwoną oranżadą i zagryzając kawałkami padliny zakupionymi w pobliskim supermarkecie. W popielniczce z gracją baletnicy ustawiałem kolejne stosy niedopałków. Na początku myślałem o skoku z dachu, ale gleba wilgotna, więc i tak nic by z tego nie wyszło. Później myślałem nad zamknięciem budzika w samochodzie i o jakiejś efektownej kraksie, na przykład o drzewo. Zawsze zastanawiałem się jak to jest widzieć swój wypadek z perspektywy wznoszącego się ku górze ducha. O, albo jak bym mógł zobaczyć swój pogrzeb. Ciekawe kto by na niego przyjechał. I czy Siwa w ogóle chciałaby popłakać za mną. Ciekawe co teraz myśli? Czy w ogóle o mnie myśli i jeśli tak, czy dochodzi do jakichś wniosków? Gwałcąc własne przekonania polewałem po trosze do szklanki, na której w blasku dnia odbijały się tłuste odciski palców. Naoglądałem się za dużo „ Uwierzyć w ducha ”. Ale to taka już kolej rzeczy, że kiedy facet traci coś wyjątkowego, musi pić. Zresztą, natura Polaka taka już jest. Pijemy gdy jest nam smutno, pijemy gdy jest wesoło, byle by w ogóle pić. Przygotowałem też na tą okazję niebieską, plastykową miskę na wymiociny, cztery zupki chińskie, paczkę magnezu i sok z kiszonej kapusty zakręcony w szklaną buteleczkę. Musiałem odreagować. W dodatku odezwał się do mnie mój serdeczny przyjaciel z Kanady. Łukasz mieszka teraz w Toronto z Justyną i pomyślał, że mogę go odwiedzić. Byłem rozdarty pomiędzy kilkoma światami. I ten oset pieprzonej rzeczywistości coraz bardziej wwiercał się w serce.

 

Na mecz ze Skarpem przyszedłem na podwójnym gazie. Mój asystent kazał mi założyć czapkę z daszkiem, a przed wyjściem na murawę zrobił mi spłuczkę pod kranem z lodowatą wodą. Chciałem mu podziękować kilkoma ciosami kung fu, ale i tak nie byłem w stanie wymierzyć jednego prostego. Jo Gundersen chwycił mnie pod rękę i chwiejnym krokiem doprowadził na wyznaczone miejsce. Skarp był tego dnia tak chętny do gry, jak dziewica z okresem do pierwszego razu. Wynik meczu otworzył Boe, ale gola nie widziałem, bo brało mnie na wymioty. W doliczonym czasie gry Nikodemussen z powietrza strzelił w okienko i było 2:0. W drugiej połowie Shala dał popis swoich umiejętności. Minął trzech rywali, zamarkował uderzenie kładąc tym samym golkipera na ziemi, a później lekkim lobem z lewej nogi wpakował trzeciego gola.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 09.10.2011

3:0 Skarp

( Boe, Nikodemussen, Shala )

 

Idąc za ciosem zmieniłem asortyment na ten bardziej ekskluzywny. Wódkę zastąpiłem whisky. Zwiększyłem też dawkę nikotyny, bo te Chesterfieldy mentolowe z czasem miały tyle mocy ile Fiat 126 p. Na domiar złego dostałem od niej wiadomość na Facebooku „ Nie umiem sobie wyobrazić tego, że już mi się nie wyświetla „ Paweł pisze … ”. Tęsknię za tym, za tobą, brakuje mi ciebie ”. Odpaliłem kolejnego „pedałka” ( takim mianem określał cienkiego papierosa Przemek ) i zatopiłem się raz jeszcze w płonnych nadziejach. Myślałem przez chwilę, że może poprzestawiało się w jej łepetynie i może do mnie wróci? Ale zaraz po tym wyłączyli mi prąd, laptop zgasł, a ja w ciemnościach usnąłem.

 

Na Marienlyst Stadion pojawiliśmy się prowadzeni przez mojego asystenta. To znaczy ja byłem obecny ciałem, ale mój duch właśnie unosił się nad tym całym wydarzeniem krążąc po omacku po orbicie myśli. Zakręciłem sprytnie w bidonie wódkę z colą i dla niepoznaki popijałem ją przez pierwszą i przez drugą połowę. Niebawem wraca Przemek, więc moje użalanie się nad sobą minie, ale póki mieszkałem jeszcze sam musiałem dać sobie czas na zresetowanie systemu.

Druga drużyna Stromsgodset w poprzedniej rundzie napsuła nam krwi i teraz musieliśmy wrócić z odsieczą, jak główny bohater filmu Kruk. Gospodarze mieli pełne gacie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, a ja miałem pełny bidon, więc każdy wynik mnie satysfakcjonował. W pierwszej połowie nie zauważyłem żadnych pozytywów, ale w przerwie zamiast motywować, siedziałem na ławce i czekałem na cud. W drugiej połowie N’Kee z wolnego dał prowadzenie Stromsgodset. I wtedy stał się cud nad Wisłą, bo Skeid ruszyło przed siebie, jak na czerwonej etylinie za czasów komuny. W 62 minucie Valo cudownym drop sztykiem dał nam wyrównanie. W 74 zaś nieoceniony Shala strzałem z tyłu głowy wpakował piłkę do siatki dając nam kolejne trzy oczka. W 93 minucie w dość niezrozumiały nawet jak dla mnie sposób Valoy dostał czerwoną kartkę za jakieś obelgi pod kierunkiem arbitra. Ale dla mnie liczyło się tylko to, że bidon suchy, a w gardle jakoś tak wysuszyło mi śluzówkę.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 17.10.2011

Stromsgodset 1:2 Skeid

(Valo, Shala)

 

Do końca sezonu pozostało sześć kolejek. Osiemnaście punktów do ugrania. Niebawem też kończyło się moje L4, które Dubarov przyjął bez mrugnięcia oka. Tak mi powiedział dyrektor sportowy, gdy dowiedział się o moich problemach emocjonalnych. Na pokrzepienie, po meczu dostałem od niego wiadomość :

„ Pawle, ona nie jest ciebie warta. Jest pewnie jak keczup. Każdy macza w niej parówkę ”

Odnośnik do komentarza

Jak to mówią – nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Nie do końca zgadzam się z tą teorią, bo większość kobiet marudzi, że nie poświęcamy im wystarczająco dużo czasu przy grze wstępnej. Chociaż, kobiety zawsze marudzą, więc w zasadzie to jest normalna sprawa. Natomiast Skeid musiało na te ostatnie kilka spotkań spiąć pośladki, bo taka szansa może się już nie powtórzyć. A więc do spotkania z drugą drużyną Tromso, u siebie, wyszliśmy zmotywowani. Kupiłem sobie środki uspokajające, bo nie wypada przecież, by dzień w dzień chodzić do tyłu. Prezes wspominał coś o wymianie murawy, która miała nastąpić wkrótce. Ta dzisiejsza nadawała się co najwyżej do brony, a i to z wielkim ryzykiem. Tromso postraszyło nas w 24 minucie, bo zdobyli bramkę otwierając wynik. Na początku drugiej połowy, w 47 dołożyli drugą cegiełkę i tradycyjnie musieliśmy resztę meczu odrabiać fatalną postawę. W 67 minucie Boe centrował z rzutu rożnego, a najwyżej do piłki wyskoczył Ormbostad i sprytnym uderzeniem z główki przy krótkim słupku dał nam bramkę kontaktową. Dwie minuty później niezawodny Nikodemussen doprowadził do remisu, ale to było wszystko na co nas tego dnia stać.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 23.10.2011

Skeid 2:2 Tromso II

(Ormbostad, Nikodemussen)

 

Sześć dni później, po dość wyczerpujących treningach, mieliśmy ustrzelić na wyjeździe kelnerów z Senji. Rywale byli słabi jak Czesi podczas Drugiej Wojny Światowej. Niestety na nic zdały się moje prośby, błagania i motywowanie. Zagraliśmy bardzo słabo, by nie rzec, beznadziejnie, a rywal skrzętnie wykorzystywał każde nasze potknięcie. Ósma minuta, kabaret w wykonaniu mojej defensywy wykorzystuje Gjelle i ładuje pod poprzeczkę. 53 minuta, niejaki Flytoren i już jest dwa do zera. Nie wiem gdzie w tym czasie był nasz bramkarz, ale najwyraźniej nie miał ochoty chwytać piłki, więc ta przedarła mu gardę i wpadła do siatki. Honorowe trafienie zaliczył będący w tej rundzie w dobrej dyspozycji Boe, ale było to za mało, by osiągnąć cokolwiek. Przygnębiająca porażka i fatalna postawa.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 29.10.2011

Senja 2:1 Skeid

(Boe)

 

Na początku października, siedem dni po feralnym meczu z Senją mieliśmy u siebie na talerzu zdziesiątkowaną przez kontuzje, obstrukcje i inne schorzenia, Kjelsas.

- Panowie, jak tak dalej pójdzie, zaprzepaścimy szansę na awans! Dzisiaj mamy ostatni moment na poderwanie się do walki. Macie swoje cele. Pamiętacie wykład Przemka? Trzeba się wziąć w garść, bo to nie przelewki.

- No nie przelewa się już do bidonu, co? – spytał Hansen, ale po chwili żałował swoich słów, bo otworzyłem drzwi od szatni na oścież, wziąłem komputer i wykreśliłem delikwenta z listy składowej. Póki nie przeprosi może oglądać mecze online.

Zainteresowanie końcówką sezony było ogromne. Na mecz z Kjelsas przyszło ponad stu kibiców więcej niż zwykle, więc musieliśmy im pokazać, że Skeid nie jest w ciemię bity. I rozpoczęło się dobrze, od kilku celnych strzałów na bramkę rywala. Raz Nikodemussen, raz Shala, raz Dinis. Później zostaliśmy nieco zepchnięci do defensywy i do pierwszej połowy nie było rezultatu w postaci bramek. W drugiej zaś zagraliśmy tak inteligentnie, że w 88 minucie Osmunddalen wpakował nam z rzutu wolnego rogala do okna i straciliśmy całą pulę punktową na własne życzenie.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 06.11.2011

Skeid 0:1 Kjelsas

 

Obrońcy tytułu - HamKam

 

 

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | | Skeid | | 23 | 13 | 3 | 7 | 41 | 23 | +18 | 42 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Mjølner | | 23 | 13 | 3 | 7 | 30 | 20 | +10 | 42 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Vålerenga 2 | | 22 | 12 | 5 | 5 | 40 | 21 | +19 | 41 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Tønsberg | | 23 | 11 | 3 | 9 | 34 | 24 | +10 | 36 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 5. | | Hasle-Løren | | 23 | 10 | 5 | 8 | 28 | 29 | -1 | 35 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 6. | | Tromsdalen | | 23 | 9 | 8 | 6 | 39 | 45 | -6 | 35 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 7. | | Tromsø 2 | | 23 | 9 | 7 | 7 | 44 | 36 | +8 | 34 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 8. | | Kjelsås | | 23 | 9 | 7 | 7 | 30 | 24 | +6 | 34 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 9. | | Ørn Horten | | 23 | 10 | 3 | 10 | 44 | 36 | +8 | 33 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 10. | | Senja | | 23 | 6 | 7 | 10 | 24 | 37 | -13 | 25 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 11. | | Fram Larvik | | 23 | 7 | 3 | 13 | 30 | 48 | -18 | 24 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 12. | | Harstad | | 23 | 5 | 8 | 10 | 20 | 32 | -12 | 23 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 13. | | Strømsgodset 2 | | 22 | 6 | 4 | 12 | 28 | 35 | -7 | 22 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 14. | | Skarp | | 23 | 5 | 4 | 14 | 25 | 47 | -22 | 19 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| | | | | | | | | | | | |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza

Do końca sezonu pozostały trzy ostatnie mecze. Teoretycznie mieliśmy do ugrania dziewięć punktów, ale był to najbardziej optymistyczny scenariusz. Praktycznie mogliśmy nie ugrać nic, bo przecież pech od niedawna wchodzi nam analnie w życie. I to bez wazeliny. Musieliśmy liczyć na szczęście w potyczce wyjazdowej z Hasle-Loren. Miałem wszystkich w najwyższej dyspozycji. Nikt nie narzekał ani na kontuzje, ani na słabe przygotowanie do spotkań. Jedynie mój asystent przebąkiwał coś pod nosem, że ustawienie mamy archaiczne i każdy kolejny rywal rozpracowuje nas z łatwością. Dwunastego listopada zagraliśmy najlepszy mecz w lidze. Gospodarze nie istnieli, a my jeździliśmy po nich jak lokomotywa po spóźnionej sarnie. Destrukcję rozpoczął o dziwo nasz prawy obrońca – Ormbostad. Kropnął od niechcenia po ziemi w środek bramki, a zasłoniony golkiper puścił kanał. Dziewięć minut później Haroy bił rożny i ponownie Ormbostad zdobył bramkę, ale teraz z barku. W 51 minucie raz jeszcze nasz obrońca wystąpił w roli głównej, ale tym razem po uderzeniu z niemal zerowego konta Dervishi odbił piłkę jądrami i ta zatrzepotała w siatce niczym tilapia. W drugiej połowie w 71 minucie Nikodemussen popisał się strzałem a la Ibrahimovic podwyższył na cztery z przodu, a dzieła zniszczenia dokończył ( zaliczający już w tym meczu asystę ) Haroy z rzutu wolnego. Byłem podniecony jak Rocco przed nową ekranizacją.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 12.11.2011

Hasle-Loren0:5Skeid

(Ormbostad 2x, Dervishi sam., Nikodemussen, Haroy)

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | | Skeid | | 24 | 14 | 3 | 7 | 46 | 23 | +23 | 45 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Vålerenga 2 | | 24 | 13 | 5 | 6 | 43 | 24 | +19 | 44 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Mjølner | | 24 | 13 | 3 | 8 | 30 | 21 | +9 | 42 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Tønsberg | | 24 | 12 | 3 | 9 | 35 | 24 | +11 | 39 |

 

 

Valerenga deptała nam po piętach jak upierdliwa koleżanka z przedszkola. Wierzyłem do końca, ale żeby zwyciężyć musieliśmy ugrać komplet oczek. Po fantastycznym meczu na wyjeździe mieliśmy w sercach energetyk zmieszany z nitrogliceryną, wstrząśnięty pięciokrotnie przed spożyciem. Ponad cztery setki biletów gwarantowały nową murawę w przerwie. Bo tyle pieniędzy brakowało w budżecie. Na Bislett przyjechał przedostatni Harstad, więc teoretycznie to my byliśmy z tyłu w tym stosunku. Praktycznie zaś nie było wcale tak łatwo. Co prawda w 12 minucie Vikstol dał nam prowadzenie strzałem w długi róg, na wysokości środka słupka, ale w 72 minucie Notice wykorzystał gapiostwo Dinisa i zdobył wyrównujące trafienie. W tej chwili mieliśmy drugie miejsce, a drudzy liczą się w tej lidze tak samo jak piąci czy dziesiąci. I kiedy już myślałem, że zwycięstwo jest tak samo realne jak obalenie Polskiego Związku Piłki Nożnej, w 85 minucie ponowie przebłysk geniuszu miał Joar Haroy. Chłopak naoglądał się rzutów wolnych bitych przez Roberto Carlosa, wziął niewielki rozbieg i huknął z całej siły przy lewym słupku. Bramkarz odprowadził piłkę wzrokiem.

Norweska 2. Liga Grupa 4, 20.11.2011

2:1 Harstad

(Vikstol, Haroy)

 

Po tym meczu wszyscy wstrzymali oddech. Równolegle grała Valerenga.

- Jak przerżną, mamy mistrza! – krzyczał nasz spiker.

Niestety, zwyciężyli. A więc o awans będziemy walczyć w ostatnim meczu tego sezonu.

 

Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | | Skeid | | 25 | 15 | 3 | 7 | 48 | 24 | +24 | 48 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Vålerenga 2 | | 25 | 14 | 5 | 6 | 46 | 24 | +22 | 47 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Mjølner | | 25 | 13 | 3 | 9 | 30 | 22 | +8 | 42 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Tromsø 2 | | 25 | 11 | 7 | 7 | 47 | 37 | +10 | 40 |

Odnośnik do komentarza

Stało się coś strasznego. Siedziałem dzisiaj w domu struty tęsknotą. Nie paliłem, bo cały wagon odjechał w trzy dni jak ostatni parowóz przed przełomem lokomotywowym. Nie było co robić. Spoglądałem na telefon zastanawiając się, czy zadzwoni. Wczoraj zadzwoniła, a ja wylałem żale, że byłem jej romansem, że już się nie zobaczymy pewnie i tak dalej. Cały czas zaprzeczała i mówiła, żebym przestał takie bzdury opowiadać, lecz ja szedłem w zaparte. Taki już jestem – upierdliwy i konsekwentny. Chociaż z drugiej strony przed nami ostatni mecz w lidze, a ja zamiast skupiać się na doszlifowaniu poszczególnych elementów siedzę i użalam się nad sobą. Później, nim ostatnie promienie słońca usnęły zmęczone pracą za dnia, odpaliłem mojego bloga. Miałem potrzebę wyżalić się komuś, a że Przemek w delegacji, a rodzice w pracy, musiałem to zrobić elektronicznie. I zacząłem pisać, od początku naszej znajomości, aż po sam koniec. Szło mi to całkiem nieźle, więc zaparzyłem kawę, wyjąłem z szafki paczkę paprykowych chipsów, odpaliłem

i pochłonięty mocą wieszcza płodziłem coś na styl pamiętnika. Skończyłem grubo po trzeciej rano, a koreańskie nuty pruły przestrzeń jak odrzutowiec. A później skopiowałem całość, wkleiłem do dokumentu tekstowego i raz jeszcze ogarnąłem zawartość sprawdzając, czy nie ma błędów.

Nazajutrz zebrałem się na odwagę i napisałem jej wiadomość, że wyślę fragmenty bloga na pocztę. Chcąc nie chcąc, czułem taką potrzebę. No bo skoro nie możemy się spotkać, a rozmowy przez telefon zostały ograniczone do minimum, chciałem, by wiedziała co czuję i co o tym wszystkim myślę. Wysłałem. Zadzwoniła, że stoi w korku i zaraz oddzwoni, a ja powiedziałem jej, że na poczcie ma mój pamiętnik. Dwie godziny później zadzwoniła – przerażona, szukająca niewiadomo gdzie wsparcia. Nie wiem czy płakała, ale chyba tak. Prosiła, bym powiedział, że to wszystko co napisałem to nieprawda. Okazało się, że on wszedł na pocztę i przeczytał wszystko, od deski do deski. Skoczyło mi ciśnienie. Nie wiedziałem co powiedzieć, a wtedy on chwycił za telefon i zapytał

- Paweł, ruchałeś Siwą ?

- Nie. – odparłem sam nie wiedzieć czemu. Przecież gdybym powiedział prawdę, pewnie ich związek skończyłby się w oka mgnieniu. Ale ja chciałem dla niej dobrze.

- Ale powiedz tak po męsku. Jak facet facetowi.

- Nie.

- Ok, dzięki, na razie. Masz ją.

- Zadzwonię do ciebie później dobrze? – nim zdążyłem odpowiedzieć rzuciła słuchawką, a ja siedziałem z rozdziawioną buzią i nie miałem zielonego pojęcia jak się zachować.

I zadzwoniła. Zapytała po co w ogóle to pisałem i wysłałem, że teraz wszyscy już wiedzą o nas, że ona będzie sama, że ma w domu piekło. A ja znów nie wiedziałem co odpowiedzieć, no więc mówiłem po prostu :

– Ale co ja mam Ci powiedzieć? Nie chciałem ci robić przykrości. Chciałem, byś ty to przeczytała. Tylko ty.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i powiedziała, żebym do niej nie pisał już nigdy takich wiadomości i smsów, w których mówię co robiliśmy. Po czym po chwili dodała, że ma dość związków i że zostanie pewnie sama.

Jak zbity pies ruszyłem pieszo na stadion. Pod budowlą czekał na nas autokar z wielką piłką namalowaną wzdłuż jego prawego boku. Henderson stał w drzwiach machając do mnie, bym zagęścił ruchy, ale jak kompletnie nie chciałem iść na ten mecz. Ostatni mecz w lidze, walka o przetrwanie. Valerenga miała oczko mniej, ale jeśli zwycięży, a my przegramy albo zremisujemy, w dalszym ciągu będziemy w trzeciej lidze.

- Dubarov powiedział, że jeśli wygramy będzie nas sponsorował. A wiesz co to oznacza? Koniec pracy w tym śmierdzącym miejscu! – Kempa podskakiwał jak by mu ktoś kazał na murzyńskim dildo siadać. Nie odpowiedziałem. Przywitałem gości skinieniem głowy, uścisnąłem prawicę opiekunowi, a później ze wzrokiem wbitym w kafelki ruszyłem w stronę szatni.

- Coś ci dolega? – spytał Jo obejmując mnie ramieniem.

- Nic. Pokażmy im na co nas stać, no nie Gundersen? Skończmy tę farsę tułaczki po Styksie piłkarskiego świata. Ty i ja w drugiej lidze osiągniemy więcej, niż decydenci paktu Ribbentrop-Mołotow!

- Eee.

- Cokolwiek kolego. Idź i im powiedz, że mają wygrać. A ja się czegoś napiję.

 

Tromsdalen zajmowało przed tą kolejką piątą pozycję w lidze. Dla nich był to mecz o pietruszkę, a dla nas mecz o być albo nie być. Półamatorskie kontrakty którymi obdarowywał nas prezes mogły nabrać mocy, a pensje wytrysnąć w górę niczym gejzer w parku Misia Jogi. Do gry desygnowałem następujący skład :

Bajraktarevic – Berge, Haroy, Rombostad, Gundersen – Valo, Mankowitz, Vikstol, Boe – Nikodemussen, Szala.

- Stary zmień ustawienie, bo nas rozpracują. Jasna cholera, wszyscy wiedzą już jak gramy, zmień coś, bo będą baty!- Gundersen próbował wyrywać z głowy pukle włosów, ale był zgolony na łyso.

- Ostatni mecz, ostatnia taktyka. Dajcie czadu. No, do roboty! – klepnąłem grającego asystenta w tyłek. Byłem zdegustowany. Każdy chyba tak ma, że przychodzi dzień, w którym wszystko zdaje się nie mieć sensu.

Po pierwszym gwizdku arbitra rozpoczęło się ostatnie półtorej godziny tego sezonu dla Skeid. Graliśmy spokojnie, uważnie, nie narażając się na kontrakatki. W 7 minucie Haroy próbował strzału z daleka, ale piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką. W 18 Gundersen posłał długą piłkę do wypożyczonego przed tym sezonem Szali, ale Polak nie opanował jej i z trybun poleciały śmiechy. W 42 minucie na wyżyny umiejętności wspiął się nasz szwedzki bramkarz parując strzał z czterech metrów. Druga połowa nie zapowiadała żadnych zmian. Zamiast Berge wpuściłem Portugalczyka Dinisa, bo palił się do gry jak Paweł Sibik do powołania na Koreę i Japonię w 2002 roku. W 58 minucie Dinis zacentrował ostro w pole bramkowe, golkiper minął się z piłką a na pustą bramkę spudłował Nikodemussen. I kiedy już myślałem, że dowieziemy remis do samego końca pan Hilrnen doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu gry. W 92 Bjorn Lidin Hansen dostał piłkę na dwudziestym metrze i z pierwszej, prostym podbiciem zafundował frajdę swoim kibicom, bo Bajraktarevic wyciągnął się jak struna, ale nie zdołał sparować piłki. Po rękach, odbijając się jeszcze od słupka przekroczyła naszą linię bramkową. Spojrzałem na zapłakanego Szalę, Kempę, Nikodemussena. Sędzia gwizdnął trzykrotnie i wszyscy ze spuszczonymi głowami schodzili z boiska. Wszyscy, poza bramkarzem, który chowając twarz w rękawicach leżał na ziemi rycząc jak małe dziecko.

- To był dobry mecz. – rzekł spiker przez mikrofon. – panowie i panie, podziękujmy Skeid za cały sezon.

I z trybun ponad czterysta gardeł krzyknęło „ Dziękujemy. Dziękujemy ”

Norweska 2. Liga Grupa 4, 25.11.2011

0 : 1 Tromsdalen

Odnośnik do komentarza

Na pustej murawie leżały jeszcze porozrzucane piłki. Chłopcy od ich podawania żonglowali sobie za bramkami, a kibice leniwie wychodzili na parking. I wtedy stało się coś niesamowitego. Znużony brudziłem cztery litery zielenią trawy popijając niegazowaną mineralną. Spiker próbował coś powiedzieć przez mikrofon, ale odcięli mu zasilanie i w efekcie widziałem, że coś krzyczy, ale nie rozumiałem co. Nagle Jo wystrzelił z szatni jak z katapulty i tnie do mnie z prędkością światła. Zrywam się na równe nogi, patrzę, a za nim wylatują wszyscy piłkarze, trenerzy, dyrektorzy. Na trybunach pojawia się Hakon Dubarov.

- Co się stało? Ktoś umarł?! – krzyknąłem do mojego asystenta.

- … ali! … ali!

- Jaki kurde Ali? Paweł jestem. – złożyłem dłonie w trąbkę i ze śmiechem krzyczałem do piłkarzy. Po chwili okno od pomieszczenia spikera o mało co nie wyleciało z zawiasów.

- Panie Miśkiewicz!!! Panie Miśkiewicz !!!

- Czy wyście wszyscy powariowali?

- VALERENGA PRZEGRAŁA! PRZEGRAŁA! PRZEGRALI! MAMY MISTRZA !! – Jo wpadł na mnie i z impetem rąbnęliśmy o ziemię. A zaraz za nim niczym wrestlingowcy lądowali pozostali.

- Paweł! Wygraliśmy ligę! Co za fart! Valerenga przerżnęła z kretesem ostatnie spotkanie i awansowaliśmy do klasy wyżej!

 

Obrońcy tytułu - HamKam

 

 

 

| Poz | Inf | Zespół | | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | M | Skeid | | 26 | 15 | 3 | 8 | 48 | 25 | +23 | 48 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Vålerenga 2 | | 26 | 14 | 5 | 7 | 46 | 25 | +21 | 47 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Mjølner | | 26 | 14 | 3 | 9 | 31 | 22 | +9 | 45 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Tromsø 2 | | 26 | 12 | 7 | 7 | 52 | 40 | +12 | 43 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 5. | | Tromsdalen | | 26 | 11 | 8 | 7 | 42 | 48 | -6 | 41 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 6. | | Kjelsås | | 26 | 11 | 7 | 8 | 33 | 25 | +8 | 40 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 7. | | Tønsberg | | 26 | 12 | 3 | 11 | 39 | 31 | +8 | 39 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 8. | | Hasle-Løren | | 26 | 11 | 5 | 10 | 30 | 36 | -6 | 38 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 9. | | Ørn Horten | | 25 | 11 | 4 | 10 | 49 | 39 | +10 | 37 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 10. | | Strømsgodset 2 | | 25 | 8 | 4 | 13 | 32 | 38 | -6 | 28 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 11. | | Senja | | 26 | 7 | 7 | 12 | 27 | 41 | -14 | 28 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 12. | | Fram Larvik | | 26 | 8 | 3 | 15 | 31 | 52 | -21 | 27 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 13. | S | Harstad | | 26 | 6 | 8 | 12 | 23 | 37 | -14 | 26 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 14. | S | Skarp | | 26 | 5 | 5 | 16 | 27 | 51 | -24 | 20 |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

| | | | | | | | | | | | |

| -------------------------------------------------------------------------------------------------------|

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...