Skocz do zawartości

Dopóki śmierć nas nie rozłączy


citko

Rekomendowane odpowiedzi

11.

 

W przeddzień przyjazdu mojej żony Polska zmierzyła się z reprezentacją Sbornej, która zwyciężyła w pierwszym swoim meczu tych mistrzostw ze Słowacją 2:1, więc biorąc pod uwagę wynik spotkania Słowacji z Włochami, Orły Smudy musiały ten mecz koniecznie wygrać, bo nawet remis oznaczał raczej iluzjonistyczne szanse na awans naszego zespołu. Pech chciał, że przy Bułgarskiej w Poznaniu Polacy wypunktowali się sami, bo najpierw Jakub Błaszczykowski nie zrealizował swojego reklamowanego

"wygram, wygram", otrzymując czerwień za bezpardonowe wejście w nogi Igora Denisova w 42. minucie spotkania, a później Dariuszowi Dudce w 89. minucie pomyliły się bramki, przez co Wojciechowi Szczęsnemu
. Olbrzymią pracę, jaką włożył w mecz Ludović Obraniak, który w 78. minucie pomimo osłabienia zdołał ustrzelić wyrównującą bramkę (wcześniej Roman Pavluczenko wyprowadził Sborną na prowadzenie z karnego), można było wytrzeć w papier toaletowy i spłukać w sedesie. Na domiar tego wszystkiego sam utopiłem żale w butelce wódki, budząc się następnego dnia dopiero przed południem, co przyniosło opłakany skutek. O tej porze było już za późno na pewne rzeczy — przyjechała Ewa, zastając zrujnowany dom. Nie zdążyłem posprzątać.
Odnośnik do komentarza

Dokładnie. Oj, nie żeń się chłopie, nie żeń ;)

 

 

12.

 

Polska na awans do ćwierćfinału szans już co prawda nie miała, ale nie znaczyło to wcale, że dla polskiego kibica słowo "doping" stał się określeniem przeterminowanym i nic już nie wartym. W dalszym ciągu bowiem można było trzymać kciuki za Ukrainę, która z racji poplecznictwa w organizacji tych finałów z naszym narodem wciąż miała szansę na awans z grupy A. By tego dokonać liczyło się tylko zwycięstwo nad drugą w tabeli ekipą Czech, gdyż sami Portugalczycy szczycili się już awansem jako pierwsi.

 

Tymczasem my sami 24 czerwca udajemy się na obóz przygotowawczy na Litwę, co w 99,9% jest już pewne. W przeciągu 9 dni zmierzymy się z trzema ekipami z tamtejszej ekstraklasy, a mianowicie: z wicemistrzem kraju Ekranasem, zwycięzcą krajowego pucharu Żalgirisem i najmniej utytułowanym z tego grona Taurasem. W 50% pewności zrealizujemy wyjazd za naszą zachodnią granicę, by zmierzyć się z niemieckimi zespołami, a co pewne naszymi przeciwnikami będą zespoły nieco wyższej klasy aniżeli te, z którymi realizować będziemy na Litwie. Po powrocie do kraju przeprowadzimy jeszcze sparing z francuskim Montpellierem Herault, których władze sami zgłosili chęć zagrania z nami, na które przystaliśmy głównie ze względu na to, że to my będziemy gospodarzami obiektu.

Odnośnik do komentarza

13.

 

18 czerwca wynik spotkania Włoch z Rosją, rozegranego na stadionie miejskim w Poznaniu, nie miał żadnego znaczenia dla naszej reprezentacji, która wiadomo odpadła już z walki o ćwierćfinał ale dla Słowaków, z którymi my sami graliśmy, wręcz przeciwnie. Oczywiście dla naszych rywali istotne były aż dwa czynniki, które wydarzyć miały się w tym samym czasie. Po pierwsze, Rosjanie musieli wygrać z Włochami, po drugie, Słowacy musieli liczyć na taryfę ulgową z naszej strony i również wygrać.

 

Futbol bywa jednak nieubłagany, Azzurri zremisowali ze Sborną 2:2, zaś Robert Lewandowski wespół ze swoim klubowym kolegą, Łukaszem Piszczkiem, wypunktowali Słowaków, przynosząc nam honorowe zwycięstwo 3:2 i 3 miejsce w grupie na tym turnieju.

 

Również rywalizacja w grupie A wykrystalizowała się w ten sposób, że do Portugalii dołączyły Czechy i to oni cieszyć się mogli z walki o półfinał. W bezpośrednim starciu Ukraina poległa z naszymi południowymi sąsiadami bezpardonowo 0:2, choć z przebiegu spotkania to raczej oni winni byli ten mecz wygrać.

 

Słowem komentarza należałoby również nawiązać do wydarzeń z pozostałych dwóch grup, gdzie, kolejno: w grupie C Wicemistrzowie Europy Holendrzy musieli uznać wyższość świetnie grających Duńczyków, a w grupie D Niemcy uchylili czoła lepiej dysponowanym Francuzom.

 

Grupa A:

1. Portugalia 3  3 0 0  9:4  9
2. Rep Czeska 3  2 0 1  6:4  6
3. Chorwacja  3  0 1 4  4:7  1
4. Ukraina_   3  0 1 2  4:8  1

 

Grupa B:

1. Rosja_   3  2 1 0  6:4  7
2. Włochy   3  1 2 0  4:3  5
3. POLSKA   3  1 0 2  4:5  3
4. Słowacja 3  0 1 2  4:6  1

 

Grupa C:

1. Anglia   3  2 1 0  6:2  7
2. Dania_   3  2 1 0  5:3  7
3. Holandia 3  1 0 2  4:5  3
4. Szwecja  3  0 0 3  1:6  0

 

Grupa D:

1. Hiszpan. 3  2 1 0  9:3  7
2. Francja  3  2 0 1  5:5  6
3. Niemcy   3  1 1 1  5:4  4
4. Rumunia  3  0 0 3  0:7  0

Odnośnik do komentarza

14.

 

Próbując oddać sytuację ME najlepiej jak tylko umiem, zapomniałem o faktach niemal najważniejszych przede wszystkim poznaliśmy terminarz rozgrywek Ekstraklasy, który na pierwszy rzut oka wydaje się być dla nas łaskawy. Nie mamy serii meczów z mocnymi rywalami, raczej wszystko wygląda na zrównoważone. Co prawda zaczynamy od arcytrudnego domowego meczu z Mistrzem Polski Legią Warszawa, ale później początkowy trud rekompensują nam wyjazd do Zabrza na mecz z Górnikiem i domowy z Koroną Kielce.

 

W międzyczasie Sylwester Cacek kazał mi się określić, jakie mam plany odnośnie kolejnego sezonu w lidze, i choć sam osobiście celowałem wysoko, nie zamierzałem podnosić sobie poprzeczki aż nadto, oświadczając, że Widzew na pewno zakończy sezon w górnej połówce tabeli. To pozwoli mi uniknąć stresu związanego z brakiem ewentualnego zakwalifikowania się do rozgrywek europejskich, które, szczerze mówiąc, są w zasięgu Łodzian.

Nazajutrz osobista sekretarka mojego wujka podała mi do zapoznania się z raportami klubowych finansów, z których wynikało, że mogę rozdysponować aż 5 milionami złotych na transfery, a oprócz tego mam zmieścić się w budżecie płacowym wynoszącym 760 tysięcy, z czego obecnie wykorzystuję około 600 tysięcy.

 

Ta ostatnia kwota, to kwota powiększona o kontrakty, które przedłużyłem z zainteresowanymi grą w klubie ludźmi, m.in. Benem Dhifallahem czy Ben Rahdią, których miesięczne zarobki podwoiły się z tego tytułu. W dalszym ciągu nie mogę zdecydować się, czy warto podejmować rozmowy z Jarosławem Bieniukiem, który ostatnimi czasy coraz częściej przejawia symptomy rychłego starzenia się, co szczególnie obrazuje frekwencja wizyt w klubowym gabinecie zdrowia.

Odnośnik do komentarza

Świetnie, że o tym wspominasz. Jestem świadom, że nie wszystko stylistycznie będzie tutaj dopasowane na ostatni guzik, bo najwyraźniej po tak długiej przerwie w pisaniu potrzeba chwili na ponowne wczucie się w rytm. Poza tym mam takie odczucie, że najgorzej czyta się własne teksty i trudno w nich wychwycić te rażące w oczy nieścisłości.

 

Zważ jednak na to, że już o tym nie decyduję. Jeśli uważasz, że nigdy nie powinienem być taką osobą (bo czuję, że w tym aspekcie do mnie pijesz), to cieszy mnie to bardzo - każdy powinien mieć swoje zdanie. Dodam tylko, że w tamtym okresie starałem się i w miarę wywiązywałem się ze swoich obowiązków (prócz może kilku rzeczy, które poprawiłbym z perspektywy czasu) i nie mam sobie w tej kwestii nic do zarzucenia.

 

Stylistykę omiń, póki co, szerokim łukiem (myślę, że będzie lepiej w miarę ukazywania się kolejnych części), ale o błędach interpunkcyjnych informuj mnie tak długo, jak długo trwać będzie ta kariera... Jeśli łaska, oczywiście :>

 

Może kilka swoich cennych uwag zamieścisz w nowo uformowanym dziale z korzyścią dla innych karierowiczów, kto wie?

 

 

 

15.

 

Wyniki ćwierćfinału Mistrzostw Europy w 50% sprawdziły się przewidywaniom, jakimi legendarny Jacek Gmoch okraszał publikę w telewizyjnym magazynie piłkarskim 4-4-2. Podczas gdy plątanina wesoło krzyżujących się kresek i strzałek wychodziły już bokiem niejednemu telewidzowi, wszyscy musieli być zgodni co do jednego ten koleś w końcu gada do rzeczy! Przede wszystkim z mistrzostwami pożegnali się Włosi, którzy w Doniecku ulegli Portugalii 1:2, co zgodnie z intencją Gmocha odczytane było jako niespodzianka. Podobnie było w przypadku Anglików z Francuzami, którzy ulegli sąsiadom zza kanału La Manche w siódmej kolejce rzutów karnych. Wcześniej na stadionie Olimpijskim w Kijowie w regulaminowym czasie padł remis 1:1, by po dogrywce rezultat nadal pozostał nierozstrzygnięty 2:2. Prognozy, co do zwycięstw faworytów, sprawdziły się zatem w tylko pozostałych dwóch meczach. Rosja pokonała skromnie Czechy 1:0, co dzień później powtórzyli Hiszpanie z wyrastającą na czarnego konia Danią. Warto dodać, że wyniki tych ostatnich rywalizacji powinny być zgoła wyższe, gdyż zespoły je przegrywające, wprost nie istniały na boisku.

 

 

 

 

Widzew: kierunek Litwa!

 

Marcin Chybiorz powołał dziś bardzo liczną 36. osobową kadrę zawodników, która wyjedzie na Litwę, na pierwszy tegoroczny letni obóz przygotowawczy do zbliżającego się sezonu. Łodzianie zakwaterują się w luksusowym hotelu w Wilnie, gdzie spędzą wszystkie 14 dni swojego pobytu. Co więcej wszystkie spotkania, które rozegrają, odbędą się na stadionie Żalgirisu z 3-dniowym odstępem czasowym.

 

Litwa jest jednym z tych europejskich krajów, gdzie rozgrywki odbywają się systemem wiosna-jesień, także wszelkie wątpliwości wynikające z poniższego tekstu powinny być tą informacją natychmiast rozwiane. Plan przygotowań przewiduje trzy spotkania kontrolne, podczas których podopieczni Chybiorza zmierzą się z czołowymi zespołami litewskiej ekstraklasy. Już podczas drugiego dnia pobytu Widzew czeka przeprawa z szóstą siłą ubiegłego sezonu, Taurasem, który również w zeszłym sezonie reprezentował Litwę na arenie międzynarodowej w Lidze Europejskiej (sezon 2011/12), przegrywając rywalizację z Jagiellonią w 2 rundzie kwalifikacyjnej. Kolejnymi przeciwnikami Łodzian będą gospodarze z Wilna, Żalgiris. Na sam koniec, odznaczone delikatną wisienką na torcie, odbędzie się spotkanie z wicemistrzem kraju Ekranasem.

 

Pierwotnie w autokarze znajdzie się miejsce dla 34 zawodników, co spowodowane jest późniejszym dotarciem na miejsce Damiana Zawadzkiego i Jarosława Bieniuka. Pierwszego formalnie wiąże jeszcze wypożyczenie do Warty Poznań, a z drugim wciąż trwają rozmowy na temat przedłużenia kończącego się w czerwcu kontraktu.

 

Pełna lista powołanych zawodników:

Bramkarze: Maciej Mielcarz, Konrad Przybylski, Michał Pytkowski

Obrońcy: Jakub Bartkowski, Sylwester Kajda, Rafał Augustyniak, Patryk Stępiński, Hachem Abbes, Damian Zawadzki, Jarosław Bieniuk, Sebastian Madera, Ugochukwu Ukah, Seweryn Michalski, Bruno Pinheiro, Damian Ceglarz, Souheil Ben Radhia, Łukasz Broź i Dudu Paraiba

Pomocnicy: Sebastian Radzio, Piotr Mroziński, Mindaugas Panka, Marcin Kaczmarek, Przemysław Kowalski, Artur Waleski, Krzysztof Ostrowski, Danis Glavina, Rafał Serwaciński, Riku Riski, Mikołaj Zwoliński, Damian Radowicz, Igor Alves

Napastnicy: Przemysław Oziębała, Mehdi Ben Dhifallah, Jacques-Alain Tanoh, Veljko Batrović i Mariusz Stępiński

 

widzewiak.pl

Odnośnik do komentarza

16.

 

Będący w pełni sezonu ligowego Tauras okazał się być cięższą do przejścia drużyną, niż uprzednio przypuszczaliśmy. Pomimo trudów sezonu szkoleniowiec Taurasu wystawił do gry z nami pieczołowicie wyselekcjonowany pierwszy garnitur swojego zespołu, więc być może zbyt pochopną decyzją z mojej strony okazało się wystawienie aż nadto eksperymentalnego składu na ten mecz. Efektem ubocznym był niewątpliwie wynik, który zanotowaliśmy, albowiem bezbramkowy remis nikogo z nas raczej usatysfakcjonować nie mógł.

Na usprawiedliwienie dodam jednak, że z analizy udostępnionej przez firmę Prozone Sports, z którą, tak przy okazji, współpracuje Żalgiris (m.in. dlatego wszystkie mecze rozgrywamy na jednym stadionie), wynikało kilka ułaskawiających naszą postawę faktów. Przede wszystkim wydolność kondycyjna moich podopiecznych po wakacjach oscylowała średnio w granicach 65-70%, co nijak miało się z pełnymi werwy Litwinami, dla których to spotkanie było jedynie typowym przerywnikiem dla ligowych zmagań.

 

26.06.2012, 19:30, Wilno: Stadion Żalgirisu

TOW; Widzew - Tauras 0:0

 

MoM: Karolis Kochanauskas (Tauras; GK) — 7.4

 

Widzew: Konrad Przybylski — Jakub Bartkowski (54. Łukasz Broź), Sebastian Madera, Damian Ceglarz (78. Patryk Stępiński), Hachem Abbes (78. Sylwester Kajda) — Przemysław Oziębała (78. Marcin Kaczmarek), Sebastian Radzio (78. Artur Waleski), Riku Riski (69. Mikołaj Zwoliński), Rafał Serwaciński (78. Krzysztof Ostrowski) — Jacques-Alain Tanoh (69. Mehdi Ben Dhifallah), Veljko Batrović (54. Igor Alves).

 

 

 

Wyciągając wnioski z pierwszego meczu, już na drugi z Żalgirisem w wyjściowej jedenastce znalazło się nieco więcej pierwszoplanowych zawodników Widzewa. Wiem, że na tym etapie przygotowań wyniki osiągane przez zespół powinny zostać odłożone na dalszy plan, jednakowoż nie zamierzałem z Litwy taszczyć na plecach ciężaru jakiejkolwiek porażki.

 

Po niespełna 20 minutach gry wygrywaliśmy w stosunku bramkowym 3:0 i na stadionie Żalgirisu z gospodarzami obiektu powoli zapowiadał się prawdziwy pogrom. I być może worek z bramkami pękł by w szwach, gdyby nie to, że po tym czasie sędzia przerwał natychmiastowo mecz. Incydent nie miał związku z wtargnięciem kibiców na murawę, jak w przypadku innego, pamiętnego polsko-litewskiego meczu Legii z VK Vetrą w ramach 2. rundy Pucharu Intertoto w 2007 roku. Powodem była wichura, która nawiedziła Wilno tak niespodziewanie, co w połączeniu z deszczem gradem i piorunami, zdemotywowało wszystkich znajdujących się na stadionie piłkarzy do tego stopnia, że później nie wybiegli już z powrotem na zielony plac gry.

 

Nazajutrz odbyło się spotkanie powtórkowe, zaś korzystny dla nas wynik z dnia poprzedniego został unieważniony. Nie mam bladego pojęcia, co trener naszego rywala powiedział swoim chłopakom na odchodne, w każdym razie na boisko wybiegła drużyna, która już od pierwszego gwizdka dała nam się we znaki. Co prawda na połowę schodziliśmy ze skromną zaliczką w postaci bramki zdobytej przez Bena Dhifallaha, ale później im mecz trwał dłużej, tym nasza gra wyglądała koszmarniej. Nic więc dziwnego, że Valentinas Grigaitis i Mindaugas Sidlauskas znaleźli okazje do zdobycia bramek, które zadecydowały o naszej porażce. Warto dodać, że w łaskawości losu przegraliśmy 1:2, choć biorąc pod uwagę sytuacje naszych rywali, papier protokołu meczowego mógłby przyjąć o wiele więcej goli plamiących nasz honor.

 

30.06.2012, 19:30, Wilno: Stadion Żalgirisu

TOW; Żalgiris - Widzew 2:1 (0:1)

0:1 - Mehdi Ben Dhifallah 45+2

1:1 - Valentinas Grigaitis '72

2:1 - Mindaugas Sidlauskas '81

 

MoM: Mindaugas Sidlauskas (Żalgiris, MR) — 7.5

 

Widzew: Maciej Mielcarz — Łukasz Broź (73. Rafał Augustyniak), Patryk Stępiński (46. Jakub Bartkowski), Ugochukwu Ukah, Dudu Paraiba (66. Souheil Ben Radhia) — Marcin Kaczmarek (81. Sylwester Kajda), Mindaugas Panka (66. Mikołaj Zwoliński), Sebastian Radzio (46. Piotr Mroziński), Denis Glavina (52. Krzysztof Ostrowski) — Igor Alves (73. Jacques-Alain Tanoh), Mehdi Ben Dhifallah (81. Mariusz Stępiński).

 

 

 

Zmęczenie i lekkie przygnębienie odbiło się negatywnie również w ostatnim meczu z Ekranasem. Byliśmy bezbarwni jak powietrze, więc w sumie to nie dziwota, że nie zdołaliśmy ustrzelić żadnej bramki. Cud cudem straciliśmy tylko jednego gola, a może po prostu zbyt surowo oceniam grę swojego zespołu?

 

02.07.2012, 19:30, Wilno, Stadion Żalgirisu,

TOW; Widzew - Ekranas Poniewież 0:1 (0:1)

1:0 - Ruslanas Stankevicius '25

 

MoM: Ruslanas Stankevisius (Ekranas, MC) — 7.3

 

Widzew: Maciej Mielcarz — Souheil Ben Radhia (67. Łukasz Broź), Sebastian Madera (67. Jakub Bartkowski), Damian Zawadzki (67. Rafał Augustyniak), Hachem Abbes (46. Sylwester Kajda) — Marcin Kaczmarek (67. Krzysztof Ostrowski), Piotr Mroziński (67. Riku Riski), Piotr Mroziński (46. Mikołaj Zwoliński), Danis Glavina (67. Rafał Serwaciński) — Jacques-Alain Tanoh (67. Mehdi Ben Dhifallah), Veljko Batrović (67. Mariusz Stępiński).

 

Fakty są jednak bezlitosne. Gdyby te trzy spotkania kontrolne przełożyć na punkty, to zdobyliśmy tylko jeden z marnym bilansem bramkowym wynoszącym 1:3, który chluby naszemu zespołowi nie przynosi.

Odnośnik do komentarza
Był to dzień, w którym Ewa wyjechała na tydzień w odwiedziny do swoich rodziców, podczas gdy w naszym domu zapanowała sielska atmosfera wolności i buńczucznego wręcz próżniactwa, przesyconego alkoholowymi ekscesami i obżarstwem na tony zamawianej pizzy

 

Eh Ci mężczyźni, wszyscy jesteśmy tacy sami :angel:

 

A co do opowiadania, dzisiaj je dopiero zauważyłem, przeczytałem i po prostu powiem, że MIAZGA. Świetnie mi się to czyta i naprawdę z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek i otwarcie ligi :)

Odnośnik do komentarza

Cieszę się, że się podoba, choć chyba zbyt mocno powiedziane z tą miazgą. Dzięki:)

 

17.

 

Z naszego pierwszego zgrupowania na Litwie wracaliśmy nieco zgaszeni i przygnębieni, choć im bliżej było do domu, tym atmosfera stawała się coraz to weselsza i sympatyczniejsza. Nie zwracałem uwagi na to, czy moi zawodnicy piją, ale wydawało mi się, że jednak tak - choć - nie miałem im tego za złe. Są w końcu ludźmi i coś od życia im się czasem należy. Nikt w każdym razie nie "wykulał" się z autokaru, więc było w pełni kulturalnie, bez szopek, czyli ok.

 

Jasnym było, że zaraz po powrocie autokaru na klubowy parking, wszyscy rozejdą się w swoje strony. Po niektórych przyjechały stęsknione żony z dziećmi, po niektórych napalone i żądne, nawet tu na miejscu, seksu dziewczyny czy standardowo martwiący się o swoje pociechy rodzice. Tylko nieliczne grono osób wsiadło do zaparkowanych samochodów i odjechało samemu, czyniąc moją tezę stosowania alkoholu bardziej niż realną. Tymczasem ja sam, upewniłem się, że moje audi stoi dokładnie tam, gdzie je zaparkowałem przed odjazdem, po czym pierwsze swoje kroki skierowałem w kierunku klubowego gmachu. Nic nie zwiastowało wtedy, że po powrocie, aż tyle może się zmienić. A jednak.

 

Błyszcząca posadzka lśniła w blasku zachodzącego słońca, odbijając echo czynionych przeze mnie kroków korytarzem, którym szedłem. Przy jego końcu znajdował się mój własny gabinet. Wsunąłem klucz do drzwi i przekręciłem, ale o dziwo ten był już otwarty. Co więcej, ktoś siedział na moim fotelu.

 

Trudno było rozpoznać siedzącego, a zwróconego tyłem do mnie Sylwestra Cacka, mojego wujka, z racji, iż posiadałem naprawdę gigantyczny tron.

 

— Marcin, wybacz najście. Nie planowałem wchodzić do Twojego gabinetu bez twojej wiedzy. Może o tym nie wiedziałeś, ale tylko ja posiadam zapasowy klucz, nikt więcej. — Mówiąc to, odwrócił się na fotelu spoglądając prosto w moje oczy.

— Oczywiście — zacząłem nieco wybity z tropu — że nie — dokańczając.

Nie powiedział nic więcej, lecz chwilę wpatrywał się we mnie. Zrozumiałem, że jest to zaproszenie do jakiejś poważnej rozmowy.

— Wujku, czy coś się stało? — zapytałem dość niepewnie.

— Owszem. — Jego wzrok przeniósł się na paczkę papierosów. — Ale o tym za chwilę, jeśli pozwolisz. Mogę zapalić Twojego miętusa? — zapytał lekko spłoszony.

— Wiesz, że nie musisz pytać — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Chwycił paczkę Marlboro Frost Blue i pstryknięciem jednego palca zmusił papieros do wydostania się z niej ze zręcznością władania rewolweru przez kreskówkowego Lucky Lucka. Wtedy to zobaczyłem. Nieco drżał, a na dodatek był trochę blady.

— Zapalisz ze mną? — zapytał, przeszukując jednocześnie kieszenie w celu znalezienia ognia.

— Z chęcią.

Z zapalniczki buchnął nikły płomień, na moment podpalając obie fajki. Usiadłem sobie naprzeciw biurka, uznając tę czynność za najbardziej naturalną na świecie w zaistniałych warunkach.

— Pewnie zastanawiasz się, co się dzieje? — zapytał, kontynuując dalej: — Ale ja sam nie wiem, czy będę w stanie odpowiedzieć ci na wszystkie te rzeczy, które mnie trapią. Może źle robię? Może powinienem dać sobie spokój? — Wystrzeliwał pytania w moją stronę na podobieństwo serii pocisków z karabinu maszynowego. Sytuacja wyglądała dość poważnie. Dość powiedzieć, że nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem go aż tak zdenerwowanego, po krótkiej analizie w mojej głowie wyszło na to, że chyba nawet nigdy.

— Przede wszystkim wujku uspokój się i zaczerpnij świeżego powietrza. — Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. — Zrób parę wdechów i wydechów, wyrównaj oddech. Moim to pomaga po szybkim sprincie. Tobie zapewne też, bo patrząc na ciebie, to widzę przed sobą człowieka, który przed chwilą skończył biec maraton.

Wujek posłusznie usłuchał mojej rady i gdy w końcu mógł, zaczął ponownie:

— Dzięki. Nawet twoja matka nie potrafiłaby pomóc zapanować nad moimi emocjami równie dobrze jak ty — powiedział z nieskrywanymi wyrazami szacunku w oczach. — Nie będę owijał w bawełnę i powiem o wszystkim zwięźle i na temat, jak w końcu przystało na biznesmena, szanując również twój cenny czas. Zapewne Ewa już czeka na ciebie z kolacją.

Skinąłem głową, przyznając, że jest to dość oczywiste, a na pewno wielce prawdopodobne. Wujek podrapał się po głowie i kontynuował dalej:

— Mam trzy wiadomości, choć może niekoniecznie o wszystkich chciałbym opowiedzieć, bo jedna z nich tyczy się mojego osobistego życia. Mam nadzieję, że zrozumiesz, jeśli wspomnę tylko o dwóch. — Gadanie o tym najwyraźniej sprawiało mu przykrość, bo natychmiast zaciągał się ze zdwojoną siłą. — Od której zacząć? — zapytał.

— Od tej najtrudniejszej, o której nie chcesz gadać.

— Wybacz, nie mogę.

— Dlaczego?

— Dlatego, że sam to zawaliłem i nie mogę się z tym pogodzić!

— Z czym się nie możesz pogodzić, wujku?

— Nie mogę o tym powiedzieć, jest mi wstyd.

— Wujku — podniosłem głos, chcąc nadać mu tak poważny ton, jakbym opowiadał w tym momencie na najważniejszą decyzję własnego życia — całe życie wpajałeś mi, że na świecie, nie tylko w świecie biznesu, ale wszędzie, najważniejszą umiejętnością jest zapanowanie nad własnymi emocjami i prostolinijność. Przestań zachowywać się zatem jak bachor, bądź mężczyzną i powiedz wprost: o co chodzi? Co zrobiłeś? Zagrałeś w kasynie i przegrałeś szmal, który udostępniłeś mi ostatnio na transfery? Zabiłeś człowieka?

Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, chyba podejrzewając, że nie odpuszczę. W końcu zaczął gadać jak na spowiedzi.

— Marcin, w zasadzie możesz być na mnie bardzo zły z dwóch powodów. W sumie to już nawet nie wiem... może nawet trzech? — zapytał ironicznie, robiąc przy tym wielkie oczy.

— Kontynuuj — odpowiedziałem niecierpliwie.

Zgasił fajkę ocierając o pustą popielniczkę. Z nieuwagi nieco kiepa spadło obok na podłogę.

— Nie szkodzi — powiedziałem, gdy spojrzał na mnie. — Dajesz...

— Dobra, nie pozostawię ci wyboru i nie zapytam, czy zacząć od tej gorszej czy lepszej. Zacznę od najgorszej. Jest mi wstyd i ubolewam nad tym co... — wyraźnie szukał odpowiednich słów — w zasadzie to, nosz k***a, nie mogę!

— Mów! — wrzasnąłem, waląc pięścią w stół. Zapewne była to nietypowa sytuacja w gabinecie piłkarskim, ażeby manager zespołu unosił głos na prezesa klubu.

— Zdradziłem ją! Zdradziłem ją, Marcin! — Pierwsza salwa płaczu rozniosła się po gabinecie. Przyjąłem tę informację nadspodziewanie dobrze. Kto jest na bieżąco z opem, ten wie, dlaczego.

— Jak się dowiedziała? — zapytałem po chwili, podając równocześnie chusteczkę swojemu wujkowi. Wytarł nos i odpowiedział.

— Nie, nie. Na razie niczego nie wie — wybąknął.

— Na razie — podchwyciłem jego stwierdzenie.

— Na razie, bo rzecz w tym, Marcin, że mam kłopoty.

— Jakie? — wypytywałem z ciekawością reportera, któremu nadarzyła się okazja uchwycenia wiadomości dnia dla ogólnopolskiej stacji informacyjnej.

— Wystarczająco dość ci powiedziałem synu, żeby obarczać cię jeszcze następnymi zmartwieniami. Ale dzięki. Ulżyło mi już. Nie ciąży to już na mnie tak bardzo — wyjawił z rosnącą ulgą.

— Proszę.

— Marcin, wybacz.

— Proszę — nalegałem z uporem maniaka.

— Dobrze, ale podaj papierosa. — Spojrzał łapczywie na leżącą paczkę. Podałem mu jednego i odpaliłem. Ja również poczęstowałem się jednym - w końcu była to moja paczka.

 

 

cdn.

Odnośnik do komentarza

18.

 

 

— Dorota o niczym nie wie...

— Skoro ciocia o niczym nie wie, to chyba dobrze? — urwałem mu w połowie zdania.

— Sęk w tym, że to nie największy problem. — Na moment jakby wyłączył się z rozmowy, po chwili przełknął ślinę i kontynuował głosem biednego żuczka: — Oczywiście wiem, że zrobiłem tak koszmarny błąd, tak koszmarny błąd, którego dotąd w życiu nie zrobiłem, uwierz mi. Gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego. Powstrzymałbym się, uwiązał swoje zapędy na wodzy. Ach... — Gdybym mógł cofnąć czas - pomyślałem sobie. No jasne, każdy miał kiedyś tak, że chciałby cofnąć czas.

— Zdrada ciotki Doroty nie jest według ciebie największym problemem? To co, do diaska? — zapytałem niedowierzająco.

— Marcinku — wujek zwrócił się do mnie pieszczotliwym głosem — to trudne do uwierzenia. Naprawdę kocham swoją żonę, zrobiłbym dla niej wszystko. Nigdy nie przestanę kochać, nawet jeśli wszystko się już między nami skończy. Ta osoba tylko na tym bazuje.

— Na czym bazuje? Jaka osoba? Nie rozumiem.

— Ona! O, en, a — przeliterował pół krzykiem. — Ta pierdolona k***a. O czym ja myślałem, gdzie miałem głowę? — wyzywał sam siebie.

— Byłeś w agencji towarzyskiej? Ktoś tam bazuje na twoich uczuciach? Chodzi o szantaż? — wypytywałem się może nawet zbyt nachalnie, ale nie sposób było mi się kontrolować podczas takich emocji.

— Tak i nie. To znaczy nie i tak. Nie byłem w agencji, ale chodzi o szantaż. Dysponuje wszystkim... nagraniem, zdjęciami, ma nawet swoich świadków!

— Kim była? — zapytałem bez ogródek, już teraz wiedząc, że powie mi wszystko jak na spowiedzi.

— Kim była pytasz... ach. Nie warto wspominać, jest teraz moim bólem głowy! Pamiętasz dzień, w którym wybieraliście się na zgrupowanie? Zostałem tu, by załatwić jeszcze parę rzeczy, może nawet nie związanych z klubem, no i w pewnym momencie zjawiła się ona. Leszek i Igor wpuścili ją tu, bo - jak uznali po samochodzie, którym przyjechała - do biednych nie należała. Myśleli, że to któraś z moich kontrahentek. Rozumiesz? Wpuścić tu kogoś bez wcześniejszego umówienia spotkania. Pierdoleni imbecyle!

— Mam nadzieję, że krzywdy im nie zrobiłeś?

— Nie no, nie jestem na tyle głupi. W żaden sposób nie dałem poznać, że coś jest nie tak. No... ale wiesz, była tu dość długo, ch** wie, co teraz sobie myślą. W niedługim czasie wymienię ochronę na nową.

— Zapewne też bym tak uczynił, chociaż, na swój sposób, obaj wydają mi się być nieszkodliwi. Sądząc po ich IQ, nie są zorientowani w niczym.

— Nie rozumiesz pewnych rzeczy. Skaranie boskie, że jedyną osobą, która pozostała mi do zwierzeń to ty, i chwała Bogu tak przy okazji. Siedzę też tutaj z innego względu.

— Tak? Jakiego?

— Mój gabinet jest skazany.

— W jakim sensie?

— Ta noc z mojego życiorysu zawisła w nim jak jakaś klątwa. Nie uwierzysz, ale spędziłem pół dnia na pucowaniu wszystkiego, co się w nim dało, ale w dalszym ciągu, gdy tam tylko wejdę, czuję jej zapach, który przywołuje to felerne wspomnienie.

— Chyba cię rozumiem. Ile w takim razie zażądała ta jędza?

— Za dużo nawet jak na moje możliwości. 20 milionów.

— Yeeee... — zatkało mnie na moment, ale na szczęście tylko na moment, więc zapytałem: — Ale chyba do ogarnięcia?

Wujek poruszył się nerwowo w fotelu, po chwili kontynuował:

— Co z tego, że wycena mojego majątku to 350 milionów. Co z tego, że w rankingu Forbesa piastuję zaszczytne 29. miejsce wśród najbogatszych Polaków. Wiesz, jak trudno wyciągnąć aktywa? Choćby nawet ćwierć tej kwoty?

— Pierwsze co bym zrobił, to sprzedał porsche. Jakoś by się uzbierało... — wymyśliłem na poczekaniu.

— Porsche, jacht, a później co jeszcze? Dom, ziemię w Chinach? Myślisz, że Dorota przeszłaby obok tego bez skrzywienia nosem?

— Gadałeś z prawnikiem?

— Dość absurdalny pomysł. Nie wydaje ci się, że teraz mam o tyle zawiązane ręce, że nie mogę nikomu ufać?

— Nawet swojemu adwokatowi?

— Nawet

— Co więc zamierzasz?

— Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Trzeba załatwić najlepszych detektywów w kraju. Nie chcę, żeby sprawa była w jakikolwiek sposób medialny wydmuchana, to by mnie zabiło!

— Rutkowski odpada zatem. — W dobie psychologicznego załamania mojego wujaszka pozwoliłem sobie na tak żartobliwe stwierdzenie. W momencie zganiłem się za to w duchu i dopowiedziałem już w pełni poważnie: — Ale znam kogoś, kto by się nadał.

— Kto to taki?

— Znajomy. Ale żeby go teraz odnaleźć, to musiałbym zasięgnąć swoich kontaktów.

— Kiedy byłbyś w stanie dać mi jakieś info w tej sprawie?

— Daj mi dzień, może dwa — powiedziałem po krótkim namyśle. — Co prawda, niczego nie gwarantuję, ale jeśli chodzi o polubowne załatwienie sprawy, to jestem pewien, że ta osoba ma wystarczające kompetencje i doświadczenie do zrobienia tego tak, jak należy.

— Trzymam cię za słowo — Ulga w głosie wujka w końcu napawała optymizmem.

— Wujku? — zapytałem po chwili milczenia. — A te dwie pozostałe sprawy?

— Jarek Bieniuk miał do ciebie dołączyć podczas zgrupowania, pamiętasz?

— Aaa... tak — zgodziłem się nieco poruszony — zupełnie o nim zapomniałem!

— Zapomniałeś, choć przecież wiesz, że i tak by w końcu podpisał ten kontrakt. — Cacek spojrzał mi w oczy. — Nie dziwi cię zatem, czemu nie wysłałem go do ciebie z Damianem?

— Myślałem, że wybrał wolność od Widzewa — odrzekłem, podejmując się jednocześnie analizy sytuacji w głowie.

— No to widzisz, źle myślałeś — Powrócił charakterystyczny triumf w głosie mojego rozmówcy. — Jarek podpisał okrojony przez ciebie kontrakt, choć pierwotnie wmawiał, że tego nie zrobi. Na drugi dzień jednak zerwałem z nim umowę, bo dowiedziałem się o kilku rzeczach.

— Jakich?

— Zdradził kilka twoich zainteresowań transferowych wraz ze wszystkimi notatkami. To wszystko trafiło w ręce naszych ligowych rywali.

— Jak to? Jak je zdobył — zapytałem z niedowierzaniem i wciąż rosnącą irytacją w głosie.

— Nie był sam. Pomagali mu Masztalerz i Kąkol — odpowiedział wedle tego, co wiedział.

Byłem zupełnie zdezorientowany. Moje transfery mogły być hitem podczas tegorocznego okienka transferowego.

— k***a — szepnąłem.

— Marcin — zaczął dość niepewnie — ja ich wszystkich wylałem! — zaakcentował, podnosząc jednocześnie głos. — Wylałem, choć doskonale pamiętam, jak się umawialiśmy. Że to ty decydujesz o tym, z kim chcesz pracować, a z kim nie — dodał na końcu.

Stałem już na nogach od momentu, gdy tylko dowiedziałem się o stracie moich notatek z zakusami transferowymi. Podszedłem do okna i minęła dłuższa chwila, nim to sobie na szybko poukładałem w głowie i zaakceptowałem fakt dokonany. W końcu fizjoterapeuci byli z nich wyborowi - mój imiennik Marcin Kąkol wspaniale motywował (18) do gry często przesilonych do cna piłkarzy, choć umiejętności stricte medyczne nie zachwycały (9), ale za to Jurek Mastalerz był specjalistą internistą (12), jakiego w Widzewie nie miałem.

— Jak do tego doszło? — zapytałem.

— Odpowiedź jest prosta: Bieniuk. To on kazał im je od ciebie wydostać.

Przypomniałem sobie coś nagle. Pamiętam, że w dzień wyjazdu Jurek zapukał do drzwi mojego gabinetu w momencie, gdy rozmawiałem wewnątrz z Marcinem. Pod pretekstem rzucenia oka na któregoś z młodych graczy naszej drużyny juniorów, któremu coś przytrafiło się podczas rozgrywanego akurat meczu, wyszedłem, pozostawiając w środku samego Marcina. Teraz byłem zły sam na siebie.

— Już nawet wiem, jak do tego doszło. Ale nadal nie wiem, co ich do tego skłoniło? — zapytałem, wciąż nie doszukując się motywu ich postępowania.

— A jak myślisz? — zapytał z przekąsem. — Nie wiem, komu Jarek dokładnie sprzedał te informacje, ale na pewno już je dobrze spieniężył. Mastalerz i Kąkol złakomili się na łatwy kawałek mięsa. Teraz już wiedzą, że to mięso było na wskroś zepsute.

— Jakby się temu przyjrzeć, to przecież najlepsza decyzja, którą mogłeś podjąć za mnie, wujku. Przecież zrobiłbym dokładnie to samo.

— Wiem, to pewnie te nasze więzy krwi — zachichotał po cichutku — ale umowa była umową. — W końcu nie miałem ci się wtrącać do twoich działań na poletku managera.

— A trzecia?

— Masz tu — podał mi żółtą, zalakowaną kopertę — otwórz, przeczytaj i podpisz.

Otworzyłem i spojrzałem. Zamurowało mnie. Była to nowa propozycja kontraktu, która opiewała na astronomiczną kwotę 50 tysięcy złotych miesięcznie na kolejne 3 lata.

— Nie mogę tego zrobić — powiedziałem w końcu. — Przekreśliłem 50 i wpisałem 29, czyli o 10 więcej aniżeli dostawałem dotychczas. Wujek spojrzał na mnie z przekąsem i powiedział:

— Dobrze. Jutro przyślę ci moją ostateczną decyzję w tej sprawie. A teraz idź i ucałuj ode mnie Ewę. Na pewno za tobą tęskni. — Po tych słowach poczułem nagły przypływ tęsknoty za drugą osobą.

— Dobrze. W takim razie trzymaj się, wujku. — Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi.

— Ty również

— I wiesz co?

— Co?

— Będzie dobrze — powiedziałem i zamknąłem za sobą drzwi.

 

Jadąc w samochodzie do domu, myślałem o wielu rzeczach. Nie byłem może w pełni zadowolony z faktu, że ludzie, z którymi jeszcze godzinę temu śmialiśmy się i dowcipkowaliśmy klubowym autokarem z Litwy, jutro spakują się i już nie będą z nami współpracować. Z drugiej strony, ich wybryk nie mógł pozostać bez odzewu. Bardziej jednak żal mi było mojego wujka, który popadł w naprawdę spore tarapaty, ale usilnie wierzyłem, że wszystko zakończy się happy endem.

 

Gdy wróciłem do domu, zastałem czekającą na łóżku żonę w niekompletnej bieliźnie. Sądząc po wypalonych do połowy świeczkach, kolacja w jadalni dawno już ostygła, ale przecież to nie na nią miałem ochotę. Poczułem nagłą chęć naprawienia tych wszystkich rzeczy, przez które w naszym związku w ostatnim czasie wiało chłodem i obojętnością...

 

Tej nocy spędziliśmy ze sobą niezwykle namiętne chwile. Nie pamiętam, kiedy zasnąłem, ale z pewnością było już grubo po północy. Czułem się spełniony i Ewa z pewnością też. Wiecie, co Wam jeszcze powiem? Po tak długiej rozłące dobrze jest wrócić i wtulić się w kogoś, kto na ciebie czeka. Niesamowite poczucie szczęścia z tego płynące nasuwa mi na myśl pewną sentencję, w którą od tamtej pamiętnej nocy wierzę: "źródłem życia jest miłość".

Odnośnik do komentarza

19.

 

Nie do końca jeszcze nacieszyliśmy się z powrotu do naszych własnych domostw, a już trzeba było pakować manatki na drugi z zaplanowanych przez nasz klub obóz przygotowawczy. Winę za tak rychły wyjazd do Niemiec zawodnicy obarczać mogli mnie samego, bo to przecież za moją sprawką do niego w ogóle doszło. Odkąd sięgam pamięcią, Widzew często przejawiał ciągutki do przygotowań właśnie za naszą zachodnią granicą, więc w tym przypadku tylko powieliłem historię i w zakontraktowaniu sparingpartnerów wykorzystałem kontakty, które posiadał już klub. Nasi rywale znajdują się na tej kartce mojego osobistego kalendarza:

07.07.2012, 15:30 vs Arminia Bielefeld (3.Liga)

09.07.2012, 20:00 vs Fortuna Dusseldorf (2.Bundesliga)

11.07.2012, 20:00 vs 1.FC Koln (Bundesliga)

 

 

Nim do tego całego wyjazdu jednak doszło, czekały nas w klubie kadrowe ewolucje. Z kartami "zawodowca" w ręku, z etykietami "wolność", kierunek "świat" obrali zarówno Jarosław Bieniuk (33, POL: 8A/1; DC | 5 sezonów / 73 meczów / 2 gole), który raczej nie będzie już nigdy mile widziany przy Alei Piłsudskiego, jak również Juris Zigajevs (26, LVA: 30A/1; MR/AMR | 2s / 8m / 1g), który zupełnie nie sprostał naszym oczekiwaniom, choć — jak dobrze pamiętamy — przybył do nas z etykietą gwiazdy ligi łotewskiej, a ponadto wychowankowie: Damian Knera (21, POL; ST), Robert Światnicki (23, POL; AM RL), Piotr Wlazło (23, POL; DM,MC), Michał Polit (22, POL; DRL), Kamil Mazurkiewicz (22, POL; SW/DC) i Robert Kowalczyk (22, POL; AML, FC | 8m / 0g). Z całego tego grona młodych piłkarzy jedynie Kowalczyk zaliczył występy w pierwszym zespole, ale, co prawda, było to dosyć dawno temu, gdy Widzew występował jeszcze w I lidze.

 

Wspominałem nie tak dawno o planowanym ściągnięciu z wolnego transferu grającego jeszcze do niedawna w Podbeskidziu Sylwestra Patejuka (29; POL; ST), więc nikogo nie powinno zdziwić, że równo z pierwszym lipca 2012 wraz z dziewczyną przeprowadził się do Łodzi, gdzie zamieszka przez co najmniej rok. Dlaczego tylko rok? Otóż przyznam, że roczny kontrakt jest dla mnie o tyle dobrym rozwiązaniem, o ile na wypadek, gdyby w naszej drużynie się nie sprawdził, nikt nie będzie płakać ani marudzić, że marnujemy na niego pensje. Zaglądając w metryczkę 29-latka, uwagę skupia przede wszystkim reprezentowanie A-klasowej Perły Złotokłos w latach 2004-2006, poza tym w necie można odnaleźć sporo informacji dotyczących góralskiego hartu ducha, którym się ponoć odznacza, choć skoro sam jest wychowankiem Hutnika Warszawa, to te doniesienia wydają się być nieco przesadzone. Jak będzie? Zobaczymy już podczas najbliższego zgrupowania.

Tego samego dnia i również z wolnego transferu trafił do nas perspektywiczny Maciej Siwek (17, POL; MC, AMC), który zasili drużynę Młodej Ekstraklasy. 17-latek został wysokie recenzje od mojego kuzyna Macieja Cacka i choć sam nie miałem okazji go jeszcze zobaczyć w akcji, to wierzę, że będzie to udany ruch na rynku transferowym z naszej strony. Siwek jest wychowankiem Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, a w zeszłym sezonie w II lidze zaliczył 7 występów, zdobywając jedną bramkę.

 

Pewne zmiany zaszły również w sztabie szkoleniowym. Odejście z klubu Jerzego Mastalerza oraz Marcina Kąkola wymusiło na mnie poszukanie jakiegokolwiek innego fizjoterapeuty, który mógłby zapełnić tę niewątpliwie wielką lukę. Co prawda w obwodzie miałem jeszcze świetnych Marcina Domżalskiego i Wojciecha Waldę, więc nie wymuszało to na mnie podjęcia natychmiastowej decyzji ściągnięcia kogoś w to miejsce już teraz. Większy ból głowy sprawiało mi odejście Waldemara Krajczyka (39, POL; coach), którego podkupił nam Wolfsburg, co tym samym oznacza dla mnie konieczność zastąpienia go kim nowym.

Potrzebujemy fizjoterapeuty i trenera, a tymczasem sztab szkoleniowy zasililiśmy czwartym szperaczem. Stanislas Karwat (46, POL/FRA; scout) pomoże nam rozwinąć zasięg poszukiwań na Francję, którą zna od podszewki — w końcu spędził w niej prawie połowę swojego życia.

Odnośnik do komentarza

20.

 

W dalszym ciągu nie udało mi się odnaleźć znajomego z lat licealnych, który jak ulał nadałby się do rozwiązania problemu wujka. Szukałem na wszelkie różne sposoby: zdzwoniłem tysiące miejsc, przetrzepałem do głębi znajomych z fejsa, a nawet udałem się w rodzime strony, ale wygląda na to, jakby wszelki ślad po nim zaginął. Mojego przygnębienia z tego powodu nie zahamował nawet fakt znacznej podwyżki i wydłużenia kontraktu do 2015 roku, który w końcu podpisałem. 37 klocków w jeden miesiąc — już wstępnie założyliśmy z Ewą, że jak tylko wrócę z Niemiec, odwiedzimy najbliższe salony samochodowe naszych ulubionych marek. Nie będziemy w końcu dusić się do końca życia tylko jednym samochodem.

 

Klub, życie osobiste, no i widać jak na dłoni, że Mistrzostwa Europy zostały wydelegowane na dalszy plan. Pora więc nadrobić zaległości:

W wielkim półfinale Portugalia zmierzyła się ze swoimi sąsiadami z Półwyspu Iberyjskiego, Hiszpanią, i dopiero w dogrywce rozstrzygnęła losy spotkania na swoją korzyść. O zwycięstwie zadecydowała bramka Bruno Alvesa z pierwszej części dogrywki. Co ciekawe, sam Alves nie doczekał końca spotkania, otrzymując czerwoną kartkę w doliczonym już czasie gry drugiej części dogrywki po skompletowaniu dwóch żółtych kartoników. Sam zaś Cristiano Ronaldo zawiódł oczekiwania kibiców w tym meczu, schodząc przedwcześnie z boiska w 63 minucie, co z pewnością oddaliło go od znalezienia się w jedenastce marzeń, o tytule najlepszego zawodnika turnieju nie wspominając. Mecz Portugalii z Hiszpanią był ostatnim podczas tych mistrzostw, które można było zobaczyć w Polsce, a dokładniej na Narodowym w Warszawie.

 

W drugim z półfinałów rozegranym w Doniecku Rosjanie przechylili na swoją korzyść szalę, ogrywając Francję 2:1. Już w 16. minucie bramka Alexeya Berezutskiego przyniosła Sbornej prowadzenie, które podwyższył w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Denis Glushakov poprawnym uderzeniem z rzutu rożnego. Francuzi, którzy przeważali w przeciągu całego meczu, pocieszyć się mogli jedynie honorowym trafieniem Adila Ramiego z 90. minuty gry. Dla naszego narodu wniosek z tego taki: z grupy może nie wyszliśmy, ale odpadliśmy z tej, w której występowała drużyna być może nawet przyszłego mistrza Starego Kontynentu?

Odnośnik do komentarza

20.

 

W dalszym ciągu nie udało mi się odnaleźć znajomego z lat licealnych, który jak ulał nadałby się do rozwiązania problemu wujka. Szukałem na wszelkie różne sposoby: zdzwoniłem tysiące miejsc, przetrzepałem do głębi znajomych z Facebooka, a nawet udałem się w rodzime strony, ale wygląda na to, jakby wszelki ślad po nim zaginął. Mojego przygnębienia z tego powodu nie zahamował nawet fakt znacznej podwyżki i wydłużenia kontraktu do 2015 roku, który w końcu podpisałem. 37 klocków w jeden miesiąc — już wstępnie założyliśmy z Ewą, że jak tylko wrócę z Niemiec, odwiedzimy najbliższe salony samochodowe naszych ulubionych marek. Nie będziemy w końcu dusić się do końca życia tylko jednym samochodem.

 

Klub, życie osobiste, no i widać jak na dłoni, że Mistrzostwa Europy zostały wydelegowane na dalszy plan. Pora więc nadrobić zaległości:

W wielkim półfinale Portugalia zmierzyła się ze swoimi sąsiadami z Półwyspu Iberyjskiego, Hiszpanią, i dopiero w dogrywce rozstrzygnęła losy spotkania na swoją korzyść. O zwycięstwie zadecydowała bramka Bruno Alvesa z pierwszej części dogrywki. Co ciekawe, sam Alves nie doczekał końca spotkania, otrzymując czerwoną kartkę w doliczonym już czasie gry drugiej części dogrywki po skompletowaniu dwóch żółtych kartoników. Sam zaś Cristiano Ronaldo zawiódł oczekiwania kibiców w tym meczu, schodząc przedwcześnie z boiska w 63 minucie, co z pewnością oddaliło go od znalezienia się w jedenastce marzeń, o tytule najlepszego zawodnika turnieju nie wspominając. Mecz Portugalii z Hiszpanią był ostatnim podczas tych mistrzostw, które można było zobaczyć w Polsce, a dokładniej na Narodowym w Warszawie.

 

W drugim z półfinałów rozegranym w Doniecku Rosjanie przechylili na swoją korzyść szalę, ogrywając Francję 2:1. Już w 16. minucie bramka Alexeya Berezutskiego przyniosła Sbornej prowadzenie, które podwyższył w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Denis Glushakov poprawnym uderzeniem z rzutu rożnego. Francuzi, którzy przeważali w przeciągu całego meczu, pocieszyć się mogli jedynie honorowym trafieniem Adila Ramiego z 90. minuty gry. Dla naszego narodu wniosek z tego taki: z grupy może nie wyszliśmy, ale odpadliśmy z tej, w której występowała drużyna być może nawet przyszłego mistrza Starego Kontynentu?

Odnośnik do komentarza

21.

 

 

Obejrzałem w telewizji finał najważniejszego, europejskiego turnieju z towarzyszącą mi żoną i powiem krótko: byłem rozczarowany tym, co zobaczyłem. Oba półfinały obfitowały w emocje, których zabrakło na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Trzeba jednak przyznać, że kunszt taktyczny Dicka Advocaata, który prowadził na Euro reprezentację Sbornej, sprawił na mnie piorunujące wrażenie, albowiem rozpędzona Portugalia, niesiona dodatkowo półfinałowym zwycięstwem nad dotychczasowymi Mistrzami Europy, Hiszpanią, wydawała się być nie do powstrzymania. Tymczasem Rosjanie ukłuli żądłem Portugalczyków tylko jeden raz, kiedy to w 58. minucie Alexandr Kerzhakov wykończył efektownie wrzutkę Yury Zhirkova z prawej strony uderzeniem ze szczupaka, co wystarczyło do odniesienia ostatecznego triumfu. Rosja po raz pierwszy od rozpadu ZSRR zdobyła Mistrzostwo Europy!

 

W ceremonii wręczenia medali Cristiano Ronaldo uśmiechał się przez łzy, bo o ile srebrny medal nie był tym medalem, który pragnął dołożyć do swojego i tak niemałego już dorobku, to zapewne nagroda Złotego Buta była wystarczającą, w tym przypadku, nagrodą pocieszenia. Tym razem do statuetki wystarczyło 5 goli w 6 spotkaniach.

Delegacja UEFA z Michelem Platinim na czele obdarowywała nowych mistrzów złotymi medalami i tradycyjnym uściskiem dłoni, ale dopiero gdy Roman Shirokov wzniósł puchar w górę, Kijów zapłonął na czerwono. Spadające z nieba konfetti i sztuczne ognie przy aplauzie tysięcy wrzeszczących gardeł stworzyły niezapomniane widowisko. Z pewnością dla każdego szkoleniowca na świecie marzeniem byłoby w takiej scenerii kiedyś się znaleźć.

— Może kiedyś — powiedziałem do siebie, po czym wyłączyłem telewizor i udałem się spać.

 

 

 

W przeddzień wyjazdu do Niemiec przy Alei Piłsudskiego pojawiły się dwie nowe twarze. Z nieskrywaną radością powitaliśmy Bartosza Ślusarskiego (30, POL: 2A/0; AM RL/ FC), któremu skończył się kontrakt w Lechu Poznań, a w naszym zespole zwiększy rywalizację zarówno na obu skrzydłach, jak i w ataku. Drugim nabytkiem był zapowiadający się na gwiazdę europejskiego formatu Liviu Abuzatoaie (17, ROU; DC), młodzieżowy reprezentant Rumunii. Liviu przyjechał do nas z Negresti, grywając dotąd na niższych szczeblach piłkarskiego rzemiosła w swoim kraju. Co ciekawe, pertraktacje kontraktowe z jego agentem były na tyle uciążliwe zarówno dla mojego zdrowia psychicznego (40-letni zarozumiały Niemiec), jak i czasu (ponad godzinna rozmowa), że ostatecznie odpuściłem, narażając klub na niemałe wydatki. Sowita tygodniówka rzędu 2.4 tysiąca złotych tygodniowo, to przecież rocznie aż 125 tysięcy, a jeśli doliczyć do tego premię motywacyjną za występ w wysokości prawie tysiąca złotych czy gwarant 15% podwyżki wynagrodzenia co roku, to daje sumę, o jakiej niejeden bardziej doświadczony piłkarz Ekstraklasy mógłby tylko pomarzyć.

Odnośnik do komentarza

22.

 

 

Nazajutrz, tuż przed odjazdem na obóz, wujek zawiadomił mnie telefonicznie, bym jak najpilniej zjawił się u niego. Wrzucałem akurat torbę do bagażnika autokaru, a przez głowę zdążyła tylko przemknąć myśl, że nie zdążę już zapalić papierosa. Pobiegłem więc co sił w nogach w kierunku klubowego gmachu, bo przecież nie wypadało okazywać przed swoją drużyną braku zorganizowania i zdyscyplinowania. Gdy zjawiłem się w gabinecie, widać było, że wujek na nowo przyzwyczaił się do tego miejsca, choć z pewnością sprawiało mu jeszcze wiele kłopotów. Mógłbym przysiąc, że słyszałem pracujące w jego głowie trybiki, które rozpracowują kosmate, krążące na orbitach niczym planety, myśli.

 

— Wyjeżdżacie zgodnie z planem za 5 minut, prawda? — zapytał.

— Za 3 minuty — poprawiłem wujka, spoglądając na zegarek. — Tak naprawdę wszyscy czekają już tam tylko na mnie.

— No być może. — Wujek przybliżył filiżankę z kawą do ust i upił mały łyczek.

— Coś nie tak? — zapytałem z dezaprobatą.

— Pozwól, że jak tylko wsiądziesz, to każesz kierowcy poczekać do za piętnaście siódma. — Uśmiechnął się tajemniczo.

— Na co mamy jeszcze czekać?

— Zobaczysz na miejscu.

— Rozumiem, że możesz być nieco nadąsany, bo przecież obiecałem ci pomóc, a jak na razie z mojej obietnicy pozostają puste słowa, ale czasami mógłbyś rozmawiać ze mną nieco jaśniej. Ktoś z nami jedzie?

— Idź już wedle mojego zalecenia. Nie wyjdziesz na tym źle.

Spojrzałem bezradnie na wujka i skierowałem się w stronę drzwi.

— Do zobaczenia — wykrzyknął.

— Do zobaczenia — rzuciłem, choć drzwi były już prawie zamknięte.

 

Ruszyłem szybkim krokiem na klubowy plac, skąd za moment mieliśmy wyjechać do Niemiec. Wsiadłem do środka, rzucając podręczną torbę na pierwsze, zarezerwowane do mnie miejsce i ruszyłem do tyłu. Pięć ostatnich foteli zajmowali wygodnie rozłożeni Ukah i Broź, którzy również dowcipkowali najgłośniej ze wszystkich.

— Chłopaki, mamy poczekać — zerknąłem odruchowo na zegarek, by upewnić się, która dokładnie godzina — dokładnie 10 minut. Z tego, co dowiedziałem się od waszego prezesa, ktoś jeszcze z nami chyba jedzie. Tak naprawdę nie wiem kto, a może co, ale za moment na pewno wszystko się wyjaśni.

— Jak to jakaś piłkarzyna, to nie wpuszczaj go trenero bez wazeliny — zaśmiał się z tyłu Kaczmarek, co wywołało radosny skowyt połowy autobusu.

— Spokojnie, Kaka. — Uśmiechnąłem się szeroko. — Wziąłeś może coś dla siebie? Bo jak zauważyłeś, jadę dziś bez żony, a będziemy tam dość długo.

Wszyscy zarechotali. Panka aż zachłysnął się pepsi, którą akurat przełykał, a fontanna z jego ust zaatakowała siedzącego obok Mielcarza.

 

Atmosfera była przyjazna i w momentach wydawało się, że jesteśmy wielką rodziną. Chwilę jeszcze podyskutowaliśmy, aż wreszcie wróciłem na swoje miejsce, zerkając równocześnie na zegarek, który wskazywał 07:44. Pomyślałem sobie: no to jeszcze minutkę i ruszamy. Ułożyłem się wygodnie, wkładając słuchawki swojej empetrójki do uszu. Kierowca odwrócił się do mnie badającym wzrokiem, chcąc chyba przyspieszyć moją decyzję o wyjeździe i w tym samym momencie ktoś zapukał do szklanych drzwi z przodu autokaru. Kierowca przycisnął guzik, samo otwierające się drzwi charakterystycznym psyknięciem odchyliły się do boku. Tajemnicza osoba weszła do środka, a mnie samego wprost zamurowało.

 

— Witam wszystkich — powiedział donośnym głosem Jurek Dudek i już po chwili podał mi rękę.

— Witam — odpowiedziałem sztywno, podnosząc się z autokarowego fotelu.

Dudek objął przelotnie wzrokiem autobus jak długi i dosiadł się do mnie.

— No to słucham trenerze, co masz mi do zaproponowania? — zapytał, a mnie zamurowało po raz drugi tego poranka.

Odnośnik do komentarza

23.

 

 

Sezon przygotowawczy w pełni, a co za tym idzie - masa sparingów do rozegrania i wiele rzeczy do przetestowania. Wszystko zaś po to, by - jak nadejdzie już właściwy moment i rozpoczną się rozgrywki ligowe - być przygotowanym na wszystko. Cieszyłem się niezmiernie, że mamy jeszcze ponad miesiąc czasu na przygotowanie się na ten "moment", bo gdyby ten "moment" nadszedł już teraz, a my sami zaprezentowalibyśmy się jak na Litwie, kibice pożarli by nas żywcem. Nie dla wszystkich jest to jednak czas przygotowań, testów czy też możliwości budowania kondycji. Początek lipca to również inauguracja europejskich pucharów, a w nich cztery polskie zespoły. Na pierwszy ogień rzucony został Śląsk, który rozpoczął Ligę Europejską od pierwszej rundy eliminacyjnej. W niej zaś czekało walijskie Llanelii, które w pierwszym meczu przyjechało do Wrocławia z chęcią urwania punktów i przygotowania sobie handicapu przed rewanżem, ale z całego tego planu wyszło ostatecznie pstro. Podopieczni Oresta Lenczyka rozgromił rywala wynikiem 6:0, zapewniając sobie właściwie awans już w pierwszym meczu. Bramki dla trzeciego zespołu Ekstraklasy ubiegłego sezonu zdobyli: Rok Elsner (2), Daniel Ciach (2), Łukasz Gikiewicz i Jakub Kowalski.

Lech Poznań rozpocznie zmagania w tych rozgrywkach od drugiej rundy kwalifikacyjnej, a Sandecja Nowy Sącz od trzeciej. Legia Warszawa zaś w drugiej rundzie kwalifikacyjnej do fazy grupowej Ligi Mistrzów zmierzy się z mistrzem Macedonii — Szkendija HB.

 

 

Jurek Dudek przystał na roczną propozycję kontraktu wynoszącą niespełna 7 tysięcy złotych miesięcznie, co jak na zawodnika takiego kalibru było kwotą niewiarygodnie śmieszną. Oczywiście to nie chęć wzbogacenia się była czynnikiem rozpoczęcia współpracy z nami, bo naszych płac i tych z Realu nie ma nawet sensu porównywać. Prawdziwym powodem była możliwość kształtowania się na stołku trenera. Biorąc pod uwagę jego piłkarskie CV, w ciemno zaproponowałem stanowisko trenera bramkarzy, które przyjął z nieskrywaną satysfakcją.

 

Na dwie godziny przed zaplanowanym meczem z Arminią Bielefeld na zgrupowanie dotarł testowany Mateusz Mączyński (19, POL; AM/FC), któremu w czerwcu skończył się kontrakt z Arką Gdynia. Bez wahania wrzuciłem młodziaka na szeroką wodę i w popołudniowym meczu trzymałem go niemal najdłużej na murawie spośród wszystkich moich zawodników (tylko Dudek bronił przez pełne 90 minut). Jako że zagrał bardzo poprawnie i swoją szansę wykorzystał, nie zamierzałem trwonić czasu. Wieczorem przysiedliśmy przy wspólnym stoliku i Mati złożył podpis na 3-letnim kontrakcie, opiewającym na 10 tysięcy złotych miesięcznie.

 

Sam mecz z Arminią zakończył się, dość powiedzieć, sprawiedliwym remisem. Co prawda, przez większość spotkania przegrywaliśmy jedną bramką (Bahattin Kose w 7. minucie meczu), jednak Denis Glavina uratował nasz honor, zdobywając gola w doliczonym czasie gry drugiej połowy. Wynik był dla mnie osobiście sprawą drugorzędną, albowiem postanowiłem wpoić zawodnikom przed sezonem całkowicie odmienioną taktykę, opierającą na grze jednym wysuniętym napastnikiem, podwieszoną klasyczną 10 i jednym skrzydłowym schodzącym do środka i wpierającego tym samym napastnika, a wszystko to przy założeniu, że gramy z kontry i się bronimy, co znacznie odbiegało od dotychczasowego stosowanej kontroli podczas gry.

 

7.7.2012, 15:30, Bielefield, SchucoArena: 4.183 widzów;

TOW: Arminia Bielefeld - Widzew Łódź 1:1 (1:0)

1:0 - Bahattin Kose '7

1:1 - Denis Glavina '90+1

 

MoM: Bahattin Kose (Arminia; ST) — 7.4

 

Widzew: Jerzy Dudek — Łukasz Broź (80. Jakub Bartkowski), Ugochukwu Ukah (80. Damian Ceglarz), Sebastian Madera (80. Bruno Pinheiro), Dudu Paraiba (80. Damian Zawadzki) — Riku Riski (74. Maciej Siwek), Mindaugas Panka (87. Piotr Mroziński) — Marcin Kaczmarek (74. Denis Glavina), Mateusz Mączyński (87. Mariusz Stępiński), Bartosz Ślusarski (80. Przemysław Oziębała) — Sylwester Patejuk (74. Jacques-Alain Tanoh).

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...