Skocz do zawartości

Nacjonalistyczne kaczątko


Flame

Rekomendowane odpowiedzi

@polarinho: Dzięki, będzie lepiej ;]

 

***

 

Terminarz ŁKS-u zaczyna pękać w szwach. W nadchodzących dniach (21.9 – 9.10) czeka nas siedem spotkań, na deser PZPN władował nam jeszcze pucharowy mecz z Koroną w Kielcach pomiędzy starcia z Legią i Panathinaikosem. Nie moglibyśmy mieć specjalnych pretensji, gdyby nie fakt, że przerwa między tymi spotkaniami będzie wynosiła 48 godzin. Ideał, by podróżować podstarzałym klubowym busem między Kielcami, a Grecją.

 

Narzekania jednak musi nadejść kres, klubowy szpital bowiem zaczyna zmniejszać swoją objętość. Wprawdzie Szczot oraz Tomczyk szansy w nadchodzącym meczu z Sandecją nie dostaną, jednak ich występ przeciwko Górnikowi oraz Śląskowi jest jak najbardziej prawdopodobny. Do końca kuracji Kaźmierczaka również jest już bliżej niż dalej, martwi jedynie Antolic (5 tygodni) oraz najnowszy nabytek kadry fizjoterapeutów – Anafri (4 tygodnie).

 

Mimo to, wydawałoby się, że nawet Antolic z pękniętym żebrem dałby radę drużynie Sandecji. Jednak podopieczni Mariusza Kurasa po siedmiu kolejkach plasują się na czwartej pozycji, a ze straty punktów w meczu z nimi gorzko płakał chociażby Tomek Kafarski i jego Lech.

 

Ewentualne potknięcie wybił nam jednak z głowy bramkarz gospodarzy, który w ciągu 24 minut zdołał trzykrotnie podarować nam bramki. Najpierw źle wyszedł do dośrodkowania z rzutu rożnego – trafił Kaljumae. Następnie uderzenie z dystansu Tyminskeigo sparował tak niefortunnie, że wysunął futbolówkę wprost na buta Korfamaty. Tercetu nieszczęść dopełniło zaś nieporozumienie z własnymi obrońcami, przez co Midzierski był zmuszony wpakować piłkę do własnej bramki.

 

To skutecznie oddaliło nasze myśli od granego spotkania, przenosząc je już do Zabrza, na hitowy mecz z podopiecznymi Adama Nawałki. Tak naprawdę spotkanie w Nowym Sączu grała tylko Sandecja, atakując bramkę zarówno Kychaka, jak i własną. Na koniec spotkania Midzierski zamiast kolejnego ‘samobója’ sprokurował rzut karny, który z zimną krwią wykorzystał Papikyan. 4:0 bez żadnego wysiłku? Oby tak co tydzień. Wróć! Co dwa dni.

 

Warto również dodać, że średnia wieku drużyny, która wyszła na drugą połowę meczu z Sandecją jest nowym rekordem. Wynosiła bowiem równo 21 lat.

 

 

21.9.2013 Stadion im. Ojca Władysława Augusta, Nowy Sącz, widzów: 3667
Polska Ekstraklasa [6/30]

Sandecja Nowy Sącz – ŁKS Łódź 0:4 (0:3)

0:1 Marek Kaljumae ‘8
0:2 Bello Korfamata ‘15
0:3 Marek Midzierski [sam.] ‘24
0:4 Volodya Papikyan ‘90+5

Kychak – Modelski, Żołnierewicz, Kaljumae, Anafri – Gac – Tymiński (Postupalenko ’64) – Szurna, Pukanych (Papikyan ’45), Czoska (Dytko ’45) – Korfamata

MVP: Marcin Szurna 8.6

 

Odnośnik do komentarza

Przed sezonem, bukmacherzy stawiali piłkarzy Górnika Zabrze wysoko ponad większością ligowej stawki, sugerując delikatnie, że mimo braku Milika, Kwieka czy Olkowskiego, podopieczni Adama Nawałki w końcu skutecznie zaatakują ligowe podium. Po siedmiu kolejkach plasują się oni jednak na 15. miejscu w tabeli, nie mając na koncie choćby jednego zwycięstwa. Jest lepszy sposób na małe, piłkarskie katharsis niż pokonanie mistrza Polski przy pełnym stadionie im. Ernesta Pohla?

 

Motywacji Zabrzanom nie brakowało, co zaowocowało półgodzinnym oblężeniem bramki zmęczonych meczowym maratonem gości i udokumentowaniem swojej przewagi golem Thornika. Niemiec bez większych problemów oszukał będącego w agonii Kaljumae i posłał piłkę obok bezradnego Kychaka. Nasza odpowiedź była bardzo szczęśliwa, z pomocą postanowił przybyć bramkarz Górnika. Z lewej strony boiska piłkę wrzucił Czoska, a Kamiński postanowił stanąć na linii bramkowej i w nieskończoność czekać, aż futbolówka posłusznie wpadnie wprost w jego ręce. Jego wciąż dziecięcą fantazję z okrutną bezwzględnością zniszczył Dytko, przecinając podanie i wyrównując stan meczu.

 

To jak się okazało był dopiero początek emocji. Mimo że ŁKS w drugich 45 minutach odzyskał piłkarski wigor i zaczynał coraz intensywniej napierać na linię defensywną Zabrzan, gospodarze skarcili mistrza Polski ich bronią sprzed przerwy. Ni stąd, ni zowąd w polu karnym gości znalazł się Wodecki. Skrzydłowy Górnika obrócił się zgrabnie, ułożył piłkę na lewej stopie i huknął w okienko bramki Kychaka.

 

Widmo pierwszej ligowej porażki w sezonie podziałało jednak na nas na tyle skutecznie, że szereg zmian taktycznych natychmiast zaowocował wyrównaniem. Kuriozalnym, a jakżeby inaczej. Po dośrodkowaniu Szczota piłka przeleciała obok niewzruszonej garstki piłkarzy na środku pola karnego Zabrzan i trafiła pod nogi Słodowego. Prawy obrońca ŁKS postanowił więc poprawić mankament w zagraniu doświadczonego kolegi i dograł idealną piłkę na głowę Tymińskiego. Głowę? A może rękę? Tak przynajmniej twierdzili gospodarze. Mój widok na różnokolorowe kuleczki nie pozwala na trzeźwą ocenę sytuacji, nie zabrania natomiast cieszyć się choćby z jednego punktu na grząskim terenie stadionu im. Ernesta Pohla.

 

 

25.9.2013 Stadion im. Ernesta Pohla, Zabrze, widzów: 3432
Polska Ekstraklasa [7/30]

Górnik Zabrze – ŁKS Łódź 2:2 (1:1)

1:0 Paul Thornik ‘14
1:1 Patrick Adam Dytko ‘41
2:1 Marcin Wodecki ‘74
2:2 Łukasz Tymiński ‘84

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Tymiński – Dytko (Kubicki ’75), Pukanych (Postupalenko ‘45), Czoska (Szczot ‘67) – Korfamata

MVP: Marcin Wodecki 8.3

 

 

Z remisu przy al. Unii cieszył się zaś dwa dni później Śląsk Wrocław. Po przeraźliwie nudnym spotkaniu, jeszcze bardziej wycieńczeni piłkarze ŁKS-u nie byli w stanie pokonać Kelemena mimo ciągłej obecności na połowie gości. Prócz drugiego z rzędu remisu warty odnotowania jest debiut młodego Damiana Borka na lewej obronie gospodarzy. Młodzian radził sobie na tyle dobrze na tle wycieńczonej szarzyzny, że zdaniem nieomylnych mediów zasłużył na miano ‘gracza meczu’. Przy okazji wypadł ze składu na tydzień z powodu rozcięcia ręki, ale przyznać musi, że było warto.

 

 

28.9.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8425
Polska Ekstraklasa [8/30]

ŁKS Łódź – Śląsk Wrocław 0:0 (0:0)

Kychak – Modelski, Żołnierewicz, Wescley (Kaljumae ’72), Borek – Pazdan – Tymiński – Dytko, Pukanych (Postupalenko ‘65), Czoska– Kita (Korfamata ’45)

MVP: Damian Borek 7.7

 

 

O dwóch dosyć przeciętnych ligowych starciach należy jednak zapomnieć, bo już za dwa dni w odrapanym hotelu ‘Centrum’ w Łodzi zamelduje się kadra Panathinaikosu Ateny. Kto wie, być może będzie to mecz o 3. miejsce w grupie LM?

Odnośnik do komentarza

Gorączki związanej z Ligą Mistrzów nie było przy stadionie przy al. Unii od przyjazdu Beckhama i spółki czerwonym autobusem z Manchesteru. Skala rywala – Panathinaikosu do gości z United – nieporównywalna, stawka meczu – być może nawet większa niż w przypadku starcia o pietruszkę z faworyzowanymi Czerwonymi Diabłami. Wszak na pozytywne rezultaty z PSG i Barceloną ani my, ani Grecy nie mają co liczyć. Jednak miejsc premiowanych grą w europejskich pucharach wiosną są trzy. Motywacji w drużynie ŁKS więc nie brakowało.

 

Okazji, by dać upust swojej determinacji i zaangażowaniu w udział mistrzów Polski choćby w Lidze Europejskiej nie będą mieli niezmiennie Antolic, Tymiński, Kaźmierczak oraz Anafri. Do tego grona dołączył również zawieszony za kartki Pazdan, na pozycji defensywnego pomocnika zastąpi go Wescley. W tej sytuacji wakat na środku obrony wskazuje na występ Żołnierewicza, oby i tym razem młokos z Elbląga stanął na wysokości zadania.

 

W mecz lepiej weszli Grecy, którzy już w 2. minucie byli blisko zaskoczenia Kychaka. Ich drugą linią zręcznie dyrygował Sotiris Ninis, a napastnicy Panathinaikosu raz po raz lądowali w szesnastce gospodarzy. Taki stan rzeczy trwał jednak raptem kwadrans, wystarczyła jedna stuprocentowa sytuacja Postupalenki, by goście zamurowali swoją bramkę przed piłkarzami ŁKS.

 

O ile początkowo zdawało to swój egzamin, o tyle w 39. minucie tłok w polu karnym spowodował, że Kante zamiast wybić zmierzającą do bramki piłkę po strzale Korfamaty, wpakował ją do siatki dając mistrzom Polski zasłużone prowadzenie. Bardzo dobre podanie przy akcji zaliczył Pukanych, widać że Ukrainiec znów jest w formie i ciężko będzie Antolicowi po dwumiesięcznej kuracji wygryźć go ze składu.

 

W drugiej połowie Grecy postanowili w ogóle nie odpowiadać na zachęty ŁKS-u do wymiany piłkarskich ciosów, co tylko rozjuszyło jedenastkę gospodarzy. W 59. minucie upust swojej złości dał Tomczyk, który przejął futbolówkę po kolejnym błędzie Cedrica Kante i po samotnym rajdzie przez całą połowę Panathinaikosu pokonał bramkarza gości. Kilka chwil później przyszedł kolejny cios, tym razem wyprowadzony przez Żołnierewicza, który wykorzystał dośrodkowanie Szczota i bez wysiłku umieścił piłkę w bramce. 3:0. Mało?

 

Naturalnie. Swoje trzy grosze musiał przecież wtrącić Bello Korfamata, który 180 sekund po golu Żołnierewicza, po cudownym dryblingu Pukanycha, od niechcenia dostawił nogę i zdobył debiutanckiego gola w LM. 4:0 nad Panathinaikosem, tego było nam trzeba przed wyjazdowym starciem z Legią.

 

 

1.10.2013, stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 10000
Liga Mistrzów, faza grupowa [2/6]

ŁKS Łódź – Panathinaikos Ateny 4:0 (1:0)

1:0 Cedric Kante [sam.] ‘36
2:0 Krzysztof Tomczyk ‘59
3:0 Krystian Żołnierewicz ‘66
4:0 Bello Korfamata ‘69

Kychak – Słodowy (Modelski ’55), Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac – Wescley (Gac ’69)– Postupalenko  – Tomczyk (Dytko ’69), Pukanych, Szczot - Korfamata

MVP: Bello Korfamata 8.6 

 

Odnośnik do komentarza

@wer: dzięki, dzięki - jest forma ;)

 

***

 

Tymczasem ustalone nam przez PZPN dwa dni po meczu z Grekami spotkanie pucharowe z Koroną w Kielcach postanowiliśmy okrutnie zlekceważyć i wystawić przeciwko ‘żółto-krwistym’ głębokie rezerwy. Naturalnie w obawie o kondycję i zdrowie podstawowej jedenastki przed nadchodzącym meczem z Legią. Szansę na ławce trenerskiej dostał również Boguś Zając, dla którego była to pierwsza życiowa okazja, by samemu pokierować losami drużyny piłkarskiej.

 

Cóż jednak z tego, że Korona dwoiła się i troiła, skoro łódzka młodzież cudownym golem Golańskiego wybiła Kielczanom z głowy marzenia o kolejnej rundzie Pucharu Polski. Kim jest Golański – zapyta czytelnik? Ano, jest to najlepiej rozwijający się piłkarz ŁKS-u, aż żal, że tyle zielonych strzałek nie pojawia się w jego profilu co miesiąc.

 

 

3.10.2013, Arena Kielc, Kielce, widzów: 5760
Puchar Polski, runda trzecia

Korona Kielce – ŁKS Łódź 0:1 (0:1)

0:1 Artur Golański ‘27

Wolski – Modelski (Kaljumae ’81), Michalski, Żołnierewicz, Pazdan – Gac (Słodowy ’79) – Bandrowski (Papikyan ’77) – Dytko, Chetverikov, Czoska – Golański

MVP: Michał Pazdan 8.6 

 

 

Trzy dni odpoczynku związane z absencją w meczu z Koroną musiały wystarczyć podstawowej jedenastce ŁKS-u na przygotowanie swoich organizmów do wyjazdowego meczu z Legią. Media przebąkują, że to starcie zadecyduje o losach mistrzostwa jesieni, że przegrany zostanie z niczym, że nawet remis będzie dla obydwu zespołów porażką. Nie zdają sobie jednak sprawy, jak wspaniałą sprawą dla ŁKS-u byłby chociaż punkt wywieziony z Pepsi Arena.

 

Marzenia o remisie były jednak coraz bliższe, a wręcz stały się założeniem, kiedy asystent przyniósł wydruk z meczową jedenastką stołecznego klubu. Nie nalazło się tam nazwisko ani Radovica, ani Rzeźniczaka, ani Broysiuka, ani choćby niestabilnego Wawrzyniaka. Drobne lekceważenie czy też efekty meczu z Lechem trzy dni wcześniej wychodzą na światło dzienne?

 

2. minuta spotkania była jakby potwierdzeniem powyższych ‘obaw’. Nieporozumienie Culiny i Jodłowca w polu karnym ŁKS-u wyjaśnił Tymiński i podał natychmiast do Szczota. Skrzydłowy gospodarzy mając przed sobą wolną przestrzeń popędził 60 metrów w kierunku bramki Skaby i pokonał bramkarza Legii uderzeniem w długi róg.

 

Mimo okazji Pukanycha czy też Korfamaty na kolejną bramkę spragnieni sensacji kibice musieli poczekać aż do 68. minuty. Nieporozumienie ściągniętego z Młodej Ekstraklasy Tomasza Nowaka oraz Manu w polu karnym ŁKS-u wyjaśnił Kaljumae i podał natychmiast do Szczota. Skrzydłowy gospodarzy mając przed sobą wolną przestrzeń popędził 70 metrów w kierunku bramki Skaby i pokonał bramkarza Legii uderzeniem w długi róg. Deja vu? Jak najbardziej wskazane.

 

Zdezorientowanych zaistniałą sytuacją Legionistów postanowił dobić Kaljumae i w 80. minucie stojąc przed niemal pustą bramką gospodarzy nie pomylił się choćby o centymetr i ustalił wynik meczu na 3:0 dla ŁKS-u. Dla Legii była to pierwsza w sezonie porażka. Dla nas – najlepszy z możliwych bodziec do walki w obronie mistrzostwa Polski.

 

 

5.11.2011 Pepsi Arena, Warszawa, widzów: 21048
Polska Ekstraklasa [9/30]

Legia Warszawa – ŁKS Łódź 0:3 (0:1)

0:1 Robert Szczot ‘2
0:2 Robert Szczot ‘68
0:3 Marek Kaljumae ‘80

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Lukac – Pazdan (Kaźmierczak ’72) – Tymiński – Tomczyk, Pukanych, Szczot (Czoska ’72) – Korfamata (Golański ’69)

MVP: Marek Kaljumae 9.1

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli ktoś z czytających widzi jakieś niejasności, ma jakieś pytania co do obecnego składu, historii zespołu, niech mi je podeśle w jakiś sposób, w komentarzu, na pw, na gg: 5545116. Może uda się dzięki temu zrobić jakiś ładny wywiad na koniec rundy jesiennej :)

 

***

 

Trwający od 14 września meczowy maraton ŁKS-u powoli zmierza ku końcowi. 8 spotkań w ciągu 21 dni pozwoliło nie tylko zdobyć historyczne dla klubu bramki w LM czy odpłynąć Legii w ligowej tabeli. Życiową formę rozwinął (ponownie) Szczot, do swojej dyspozycji ‘sprzed lat’ wrócił Pukanych, a Tomczyk, Lukac i Żołnierewicz w końcu udowodnili, że można na nich stawiać z pełnym przekonaniem.

 

Nie każdy jednak przetrwał nawał piłkarskich meczy bez skazy na swoim zdrowiu. Marek Kaljumae już po raz drugi w sezonie jest wg sztabu szkoleniowego i medycznego na skraju wyczerpania fizycznego, na domiar złego do grona będących w agonii dołączył Korfamata.

 

Wyeksploatowani musieli jednak stanąć na wysokości zadania i po cudownych tryumfach nad Panathinaikosem i Legią dopełnić tercetu zwycięstw i ograć krakowską Wisłę. Podopieczni Elvisa Scorii wciąż nie mogą nawiązać do sukcesów Białej Gwiazdy sprzed paru lat. Obecnie plasują się na 6. miejscu w Ekstraklasie i choćby ligowe podium zdaje się być dla Krakowian odległym marzeniem.

 

Na dodatek już w 5. minucie nadzieje na pozytywny rezultat Wisły Kraków zmniejszył niezawodny Robert Szczot, który po genialnej akcji z Korfamatą wpakował piłkę do siatki.

 

Goście obudzili się jednak szybko, odpowiadając nieudanym strzałem Kirma i poprawiając go golem Kostasa Mitroglu w 14. minucie. Małecki uruchomił Greka prostopadłym podaniem spod linii bocznej boiska (!) i zmylił całkowicie obronę ŁKS-u. Były piłkarz Olympiakosu chybić nie miał prawa i wyrównał stan meczu.

 

Na nic jednak były wysiłki Białej Gwiazdy, skoro my mieliśmy w składzie przeżywającego ‘kolejny’ szczyt formy Roberta Szczota. Lewoskrzydłowy mistrzów Polski najpierw wykorzystał świetne dogranie Dytki, a następnie skompletował hat-tricka z jedenastki po faulu Chaveza na Pazdanie.

 

Po ciosie na 3:1 Wisła nie miała już ani ochoty, ani motywacji by się podnosić. Szczot zaś legitymuje się po siedmiu ligowych spotkaniach średnią not 7.96. Całkiem nieźle, jak na piłkarza, którego atrybuty wyglądają TAK.

 

 

9.10.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8571
Polska Ekstraklasa [10/30]

ŁKS Łódź – Wisła Kraków 3:1 (3:1)

1:0 Robert Szczot ‘5
1:1 Kostas Mitroglu ‘14
2:1 Robert Szczot ‘27
3:1 Robert Szczot ‘30

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Tymiński (Kaźmierczak ’72) – Dytko, Pukanych (Postupalenko ’72), Szczot – Korfamata (Golański ’55)

MVP: Robert Szczot 9.6

 

Odnośnik do komentarza

Starcie z krakowską Wisłą zakończyło kolejny z meczowych maratonów, 10 dni przerwy zaś ma w pełni posłużyć, by rozpocząć następny. Inaugurującym go pojedynkiem będą derby Łodzi, z Widzewem.

 

Jedenastka Radosława Mroczkowskiego fatalnie rozpoczęła tegoroczne rozgrywki, po sześciu kolejkach lądując na dnie ligowej tabeli. Nagle jednak, po kompromitującej porażce we własnym grajdołku z Koroną Kielce przyszło wyrównane, choć przegrane starcie z Lechem, a następnie seria 5 spotkań bez porażki, z osiągniętym po drodze m. in. wyjazdowym remisem z Legią. Dziś Widzewiacy stają na przeciw odwiecznym rywalom i mają chrapkę wytrącić im z głowy marzenia o pozytywnych morale na mecz z Paris Saint-Germain w LM.

 

Trzeba jednak przyznać, że od początku spotkania na status bohatera wschodniej części Łodzi skutecznie pracował Filip Modelski. Bezmyślny faul prawego obrońcy ŁKS już w 4. minucie dał gospodarzom szansę na otwarcie wyniku meczu. Piłkę z rzutu wolnego wrzucał Riku Riski, a dośrodkowanie...

 

‘niczym gąsienica, co obskurną swą przeszłość zostawia w tyle i w konwulsje wpada, by tylko zostać motylem’

 

... przemieniło się w strzał i zaskoczyło Kychaka.

 

Chwilę później jednak z dystansu huknął Tymiński, piłka odbiła się od poprzeczki i spadła wprost pod nogi Korfamaty. Nigeryjczyk nie zawahał się ani chwili i pokonał Mielcarza. Cóż jednak po jego wysiłkach, skoro kolejne przewinienie Modelskiego (tym razem na żółtą kartkę) sprokurowało następną okazję do wyjścia Widzewa na prowadzenie. Wykorzystał ją Pinheiro celnie główkując. Cudownie.

 

Wesoły Filip jednak nie miał zamiaru kończyć swojego recitalu. W 34. minucie ściął rywala równo z ziemią na środku boiska, za co otrzymał drugi żółty kartonik. Przy owacjach kibiców Widzewa schodził powoli do szatni, uśmiechając się przy tym złowieszczo.

 

Jego absencja wzmocniła nas niebywale, kiedy tylko stopa Modelskiego minęła linię boczną rozpoczęliśmy szturm w pole karne gospodarzy. Początkowo gospodarzy ratował Mielcarz oraz konstrukcja widzewskiej bramki. W 77. minucie wyrównanie było jednak nieuniknione. Wprowadzony chwilę wcześniej Postupalenko zabawił się w odgrywającego i mając na plecach Ben Rahdię, piętą idealnie podał do wbiegającego w pole karne Tymińskeigo. Były piłkarz Jagielloni nie zmarnował okazji by być absolutnym bohaterem ŁKS-u i ustalił wynik spotkania na 2:2. Ufff, znowu się udało.

 

 

5.11.2013 stadion przy al. Piłsudskiego, Łódź, widzów:
Polska Ekstraklasa [11/30]

Widzew Łódź – ŁKS Łódź 2:2 (2:1)

1:0 Riku Riski ‘4
1:1 Bello Korfamata ‘12
2:1 Bruno Pinheiro ‘24
2:2 Łukasz Tymiński ‘77

Kychak – Modelski, Wescley, Kaljumae, Anafri (Kaźmierczak ’60) – Pazdan– Tymiński – Dytko (Lukac ’35), Pukanych, Szczot (Postupalenko ‘69) – Korfamata

MVP: Łukasz Tymiński 7.9

 

Odnośnik do komentarza

Po derbach miasta z Widzewem przyszedł czas na kolejną europejską podróż. Tym razem klubowy wehikuł powiódł nas aż do Paryża, na Parc des Princes, gdzie już czekało na nas naszpikowane głośnymi nazwiskami PSG. Podopieczni Antoine Koumbare wprawdzie nie grzeszą tegoroczną dyspozycją, zajmując 5. miejsce w Ligue 1, jednak wartość chociażby Javiera Pastore jest trzykrotnie większa od wartości całego ŁKS-u. To tylko pokazuje, jak trudne zadanie czekało na nas we Francji.

 

Na domiar złego, PSG wystąpiło przeciwko nam w swoim niemal najsilniejszym zestawieniu z m. in. Moutinho, Gameiro, Asamoah i Alderwieldem w meczowej jedenastce. Cóż im jednak po plejadzie gwiazd, skoro po pół godzinie ciągłego naporu na bramkę ŁKS spuścili na moment z oka Korfamatę. Ich faux pas dostrzegł Pukanych i dograł Nigeryjczykowi idealną piłkę. Pierwsza próba boskiego Bello spoczęła na klatce piersiowej Nicolasa Doucheza, przy dobitce bramkarz gospodarzy szans już nie miał.

 

Wydarzenie z 31. minuty na tyle skonsternowało Paris Saint-Germain, że do końca pierwszej odsłony spotkania nie byli oni w stanie odpowiedzieć choćby muśnięciem futbolówki w kierunku naszej bramki. Moje zdolności motywacyjne są jednak dalekie od metod Koumbare, co potwierdziła druga część meczu. PSG szybko się obudziło i zaparkowało w naszym polu karnym czyhając na najmniejszy błąd Słodowego i spółki. O ile kwadrans wytrzymaliśmy bez piłkarskiego ‘zadrapania’, o tyle już w 62. minucie po genialnym uderzeniu Nene, Kychak nie miał już nic do powiedzenia.

 

Od tego momentu ‘baza’ gospodarzy przeniosła się wręcz w nasze pole bramkowe i do końca spotkania już w nim pozostała. Chaotyczność i niespecjalna inwencja ataków PSG spowodowała jednak, że Kychak był zatrudniony w końcówce meczu raptem dwa razy. W dodatku były to sytuacje na tyle niegroźne, że sam Ukrainiec dziwił się, że miał tak niewiele okazji do wykazania się swoimi umiejętnościami.

 

Znów dzięki kompletnym zlekceważeniu nas przez rywala inkasujemy cenne punkty w LM. 2 miejsce na półmetku rozgrywek grupowych? Odległe marzenia stały się faktem.

 

 

22.10.2013, Parc des Princes, Paryż, widzów: 31548
Liga Mistrzów, faza grupowa [3/6]

Paris Saint-Germain – ŁKS Łódź 1:1 (0:1)

0:1 Bello Korfamata ‘31
1:1 Nene ‘62

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Lukac (Anafri ’65) – Pazdan – Kaźmierczak – Tomczyk (Antolic ’90), Pukanych (Postupalenko ’65), Szczot - Korfamata

MVP: Nene 8.2 

 

Odnośnik do komentarza

Trudy związane z europejskimi wojażami wykluczyły występ Korfamaty, Wescleya, Pukanycha oraz Szczota przeciwko Ruchowi Chorzów. To pozwoliło wystawić najbardziej polską wyjściową jedenastkę w bieżącym sezonie. Swoją szansę dostali m. in. Marek Wolski w bramce, Damian Borek na prawej bronie czy też Remigiusz Gac na zmonopolizowanej przez Pazdana defensywnej pomocy.

 

Tym samym nadszedł czas aby powoli wywiązywać się z obietnic i przekładać tytuł opowiadania na faktyczną grę zespołu. W meczowym ‘wykazie’ obok składu, rezultatu czy też ilości kibiców na stadionie pojawi się również tzw. ‘nacjonalizm’ czyli w opkowym tłumaczeniu stosunek Polaków do piłkarzy spoza granic naszego kraju w składzie ŁKS-u. Pozwoli mi to żyć zgodniej z własnym sumieniem.

 

Skrupułów dla rywala nie miały za to rezerwy Łódzkiego Klubu Sportowego w starciu z Chorzowianami. Od początku, zniesmaczeni trzema porażkami w czerech ostatnich spotkaniach goście oddali nam pole gry i pozwolili niezgranej jedenastce ŁKS-u trenować na sobie aż miło. Kluczowy dla losów spotkania okazał okres między 17. a 19. minutą. Dwie bramki zdobyte wówczas przez grającego (w końcu!) na szpicy Tomczyka zupełnie dobiły Ruch i poddały pod wątpliwość przyszłość Czesia Michniewicza na stanowisku menedżera ‘Niebieskich’.

 

W dalszej fazie spotkania swój udział w zwycięstwie 4:1 mieli Tymiński oraz wciąż niepewny swojej dyspozycji fizycznej Antolic. Na uwagę zasługuje też bardzo dobra zmiana Chetvierikova. Może młody Ukrainiec zastąpi Pukanycha szybciej niż się spodziewaliśmy?

 

 

26.10.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8338
Polska Ekstraklasa [12/30]

ŁKS Łódź – Ruch Chorzów 4:1 (2:0)

1:0 Łukasz Tomczyk ‘17
2:0 Łukasz Tomczyk ‘17
3:0 Łukasz Tymiński ‘48
3:1 Damian Tymiński ‘61
4:1 Domagoj Antolic ‘76

Wolski – Borek, Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac – Gac – Tymiński – Dytko, Postupalenko (Chetverikov ’43), Czoska (Antolic ’75) – Tomczyk (Golański ’61)

Nacjonalizm: 8:3 (7:4) – 73% (64%)

MVP: Krzysztof Tomczyk 8.8

 

 

Kolejną okazją do wystawienia składu nieco odmiennego od tego z udziałem Kaljumae, Szczota czy Korfamaty było pucharowe starcie z bełchatowskim GKS. Jako, że moje zainteresowanie wspomnianymi rozgrywkami jest bliskie zeru, na wody szerokie i czyste został więc wypuszczony ponownie Bogdan Zając.

 

Po raz kolejny jednak misterny plan usprawiedliwionego absencją kluczowych piłkarzy odpadnięcia z pucharu został zburzony przez rywali. Po rzucie karnym i golu samobójczym GKS został pokonany i wyeliminowany z rozgrywek. Na nic zdała się bramka Bartłomieja Bartosiaka, skoro gospodarze na przekór kibicom zarówno z Bełchatowa, jak i Łodzi, pogrążyli sami siebie. Cieszy natomiast kolejne spotkanie, w którym rezerwy ŁKS-u stanęły na wysokości zadania. Wymiana pokoleń nadciąga więc coraz większymi krokami.

 

 

3.10.2011, stadion przy ul. Sportowej, Bełchatów, widzów: 2355
Puchar Polski, runda czwarta

GKS Bełchatów – ŁKS Łódź 1:2 (1:2)

0:1 Patrick Dytko ‘15
1:1 Bartłomiej Bartosiak ‘36
1:2 Marcin Flis [sam.] ‘39

Wolski – Borek, Michalski, Żołnierewicz, Anafri (Wescley ’74) – Gac (Pazdan ‘68) – Bandrowski – Dytko, Chetverikov (Antolic ’68), Czoska – Golański

Nacjonalizm: 9:2 (8:3) – 82% (73%)

MVP: Seweryn Michalski 7.9 

 

Odnośnik do komentarza

Ligowe starcie z Koroną Kielce jest kolejnym, które musi się usunąć w cień na rzecz ważniejszego wydarzenia. W dwa dni po wyjazdowym meczu z podopiecznymi Leszka Ojrzyńskiego, na stadion ŁKS-u zawita bowiem Paris Saint-Germain. Klasa przeciwnika i fakt, że spotkanie to zadecyduje prawdopodobnie o losach awansu z grupy E skutecznie dusiły nasze starania o koncentrację przeciwko ‘złocisto-krwistym’.

 

O ile pierwsze pół godziny przeciwko zamkniętej w sobie Koronie nie zwiastowało problemów, o tyle niezrozumiały powrót Tomczyka we własne pole karne zburzył nasze meczowe założenia. Zamiast w piłkę, nasz prawoskrzydłowy trafił w nogę Korzyma, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że piłkarzy ofensywnych we własne pole karne zapraszać nie należy. Jedenastkę na bramkę zamienił nasz stary znajomy, Paweł Golański. Od tego rozpoczęła się zabawa.

 

Najpierw ‘setkę’ zmarnował Korfamata, uderzając w sytuacji sam na sam prosto w Małkowskiego. Następnie, tuż po przerwie z dwóch metrów w odsłoniętą, czekającą na okrągłego gościa bramkę nie trafił Kaljumae. Wybawił nas dopiero Szczot, wykorzystując cudowne podanie przeżywającego katharsis Tomczyka.

 

Korona odpowiedziała jednak drugim wypadem w nasze pole karne, co było równoważne z kolejną jedenastką. Tym razem katem okazał się Kaljumae. Maciek Korzym pewnie podszedł do piłki...

 

... i huknął z całej siły, posyłając 'łaciatą' wysoko ponad poprzeczkę. Cud?

 

Poniekąd. Zaledwie jeden punkt w starciu z Kielczanami odebrał nam jednak możliwość wyprzedzenia Legii w ligowej tabeli i wskoczenie z powrotem na pozycję lidera. Oby pomeczowa ‘suszarka’ zmobilizowała ŁKS na potyczkę z PSG.

 

 

2.11.2013 Arena Kielc, Kielce, widzów: 5762
Polska Ekstraklasa [13/30]

Korona Kielce – ŁKS Łódź 1:1 (1:0)

1:0 Paweł Golański ‘36
1:1 Robert Szczot ‘55

Kychak – Modelski (Słodowy ’59), Wescley, Kaljumae, Lukac – Pazdan– Tymiński – Tomczyk, Pukanych (Antolic ‘68), Szczot– Korfamata (Postupalenko ’68)

Nacjonalizm: 5:6 (5:6) – 45% (45%)

MVP: Robert Szczot 7.7 

 

Odnośnik do komentarza

GRUPA E

1. FC Barcelona				   3-0-0  9 pkt.
2. Łódzki Klub Sportowy				1-1-1  4 pkt.
3. Paris Saint-Germain			1-1-1  4 pkt.
4. Panathinaikos Ateny			0-0-3  0 pkt.

 

Sytuacja na półmetku rozgrywek grupowych Champions League kuła w oczy francuskich kibiców. Zarówno Olympique Lyon, jak i Marsylia znajdują się poza premiowanymi awansem miejscami, na domiar złego nafaszerowane katarskimi banknotami PSG jest za plecami jakiegoś anonimowego klubu ze wschodniej Europy. Rywalizacja OM z Realem Madryt czy też zawodników z Lyonu z włoskim Napoli do najprzyjemniejszych należeć nie musi. Co innego szansa podopiecznych Antoine Koumbare – oni mają ponoć awans na tacy.

 

Cóż bowiem znaczy ŁKS (dodatkowo pozbawiony Roberta Szczota) wobec PSG z Javierem Pastore na rozegraniu. To brak Argentyńczyka i zlekceważenie mistrzów Polski miało być powodem remisu w Paryżu. Teraz naturalnie Koumbare natchnął zespół i sprawił, że po pierwszym kwadransie 10000 kibiców na klepisku przy al. Unii spuści głowy i wróci do marzeń o 3. miejscu w grupie LM.

 

Jednak jeśli w pierwszych 15 minutach cokolwiek działo się w Łodzi, to tylko pod bramką PSG. Nasze zaskakująco ofensywne zestawienie z Postupalenko na środku pomocy zafrasowało gości i zepchnęło ich do defensywy. Odpowiadali jedynie pojedynczymi dryblingami Pastore. Czego by jednak nie mówić, jeden drybling Javiera to więcej zagrożenia niż cała pierwsza połowa spędzona przez nas na połowie piłkarzy z Paryża. Mimo to, pozytywna postawa i 0:0 do przerwy nastrajało nas bardzo optymistycznie do dalszych losów spotkania.

 

Wciąż martwiło jednak to, że po przerwie ostatniego spotkania z PSG, Francuzi zagrali w drugiej połowie na zupełnie innym, nieosiągalnym dla nas poziomie. Kiedy na boisko wszedł na dodatek Nene, moje serce

 

‘zatrzymało się na chwilę, pracę swą zacięło, gdy ciemnawe, brazylijskie ciało na boisko wtargnęło’.

 

Kolejna zmiana rytmu serca nastąpiła w 47. minucie. Piłkę wrzucaną z autu przez Wescleya przejął Pazdan, jak rasowy rozgrywający wpadł z nią w pole karne i odegrał do stojącego obok niego, rozczarowanego nagłą utratą pozycji ‘settera’ w ŁKS-ie Pukanych. Ukrainiec wyładował więc swoją złość i huknął w kierunku bramki Doucheza tak mocno, że futbolówka przełamała ręce bramkarza gości i wpadła do siatki. 1:0, zrobiło się bardzo ciekawie.

 

Tym bardziej, że to znów nie był dzień PSG. Ani Pastore, ani wprowadzony Nene, ani też Kwadwo Asamoah czy Gameiro nie byli w stanie pokonać Kychaka. Ukrainiec miał zresztą niewiele roboty, bo piłka krążyła głównie ponad bramką gospodarzy. Zaskakująco blado na tle Kaljumae i Wescleya wypadał Gameiro, z Pazdanem nie radził sobie Moutinho. Jedynie boski Javier starał się coś zdziałać, na nic jednak były jego starania, bliżej nieokreślona opatrzność czuwała nad Łódzkim Klubem Sportowym.

 

Dopiero w 92. minucie fortuna miała szansę stać się bardziej przychylna dla żabojadów i podarować im rozczarowujący, choć tak cenny w tym momencie punkt. Sakho główkując po rzucie rożnym trafił jednak w poprzeczkę zamiast w bramkę i stało się jasne, że:

 

ŁKS ZAGRA WIOSNĄ W EUROPEJSKICH PUCHARACH.

 

W których? Mecz z Panathinaikosem już czeka, by nam to wyjaśnić.

 

 

6.11.2013, stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 10000
Liga Mistrzów, faza grupowa [4/6]

ŁKS Łódź – Paris Saint-Germain 1:0 (0:0)

1:0 Adrian Pukanych ‘47

Kychak – Słodowy, Wescley (Żołnierewicz ’72), Kaljumae, Lukac – Pazdan – Postupalenko – Tomczyk (Dytko ’80), Pukanych, Czoska – Korfamata (Antolic ’72)

Nacjonalizm: 4:7 (5:6) – 36% (45%)

MVP: Michał Pazdan 7.8 

 

Odnośnik do komentarza

@Debrecen: dzięki, jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa ;]

 

***

 

Aby zupełnie zamordować naszą kondycję, terminarz nakazał nam dwa dni po starciu z PSG, podjąć na własnym stadionie poznańskiego Lecha. Podopieczni Tomasza Kafarskiego od dłuższego czasu nieskutecznie próbują dopaść prowadzącą dwójkę (Legia [1], ŁKS [2]). Nadchodzące starcie przy al. Unii będzie więc niepowtarzalną okazją na odrobienie strat.

 

Mimo dwóch uderzeń w poprzeczkę i dość szczęśliwie zdobytej, po rzucie karnym bramki Pukanycha, na przerwę w lepszych humorach, po wyrównującym golu Henriqueza schodził Lech. Pozytywne nastawienie gości brało się głównie z ich przewagi nad ‘pływającym’ po klepisku zespołem ŁKS-u. Zadufane miny piłkarzy ‘Kolejarza’ wskazywały na przekonanie, że prędzej czy później mistrz Polski zostanie przełamany.

 

I został, już w 51. minucie. Wówczas świetne podanie Dąbrowskiego wykorzystał Tonev. Bramka bolała tym bardziej, że obydwaj Ci zawodnicy mieli być pod ścisłą ochroną naszej eksperymentalnej linii obrony (środek: Żołnierewicz-Pazdan). Kiedy w 71. minucie na 3:1 poprawił Arkadiusz Milik, wydawało się być pozamiatane.

 

Chwilę później jednak, cudowną piłkę z lewego skrzydła na przeciwległą stronę boiska posłał Tomczyk. Futbolówka odnalazła samotnego w polu karnym Patricka Dytko i umożliwiła mu doprowadzić do stanu 2:3. Nadzieja znów zagościła w sercach kibiców gospodarzy.

 

Szybko, bo w 88. minucie zburzył ją jednak Tonev, po rzucie rożnym dla ŁKS przejmując piłkę na własnej połowie i pędząc z nią aż do bramki moich podopiecznych. 120 sekund później odpowiedzieli natomiast mistrzowie Polski. Korfamata wykorzystał kolejne świetne podanie Tomczyka i ponownie zniwelował naszą stratę do jednej bramki. Happy ednu jednak nie było, Lech został pierwszym ligowym pogromcą ŁKS-u w tym sezonie.

 

 

9.11.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8327
Polska Ekstraklasa [14/30]

ŁKS Łódź – Lech Poznań 3:4 (1:1)

1:0 Adrian Pukanych ‘39
1:1 Luis Henriquez ‘44
1:2 Alexandar Tonev ‘51
1:3 Arkadiusz Milik ‘71
2:3 Patrick Adam Dytko ‘82
2:4 Alexandar Tonev ‘88
3:4 Bello Korfamata ‘90

Kychak – Modelski, Żołnierewicz, Pazdan, Anafri – Gac (Postupalenko ’45) – Tymiński – Tomczyk, Pukanych (Antolic ’67), Czoska (Dytko ’45)– Korfamata

Nacjonalizm: 7:4 (6:5) – 64% (55%)

MVP: Aleksandar Tonev 9.2

 

Odnośnik do komentarza

W ponurych humorach przystąpiliśmy więc do starcia z bytomską Polonią. Porażka z Lechem zwiększyła naszą stratę do Legii do 4 punktów, brak kompletu z meczu z ligowym outsiderem byłaby zabójstwem dla naszych marzeń o obronie tytułu.

 

Ciężko jednak powiedzieć, czy presja, czy też wręcz przeciwnie – lekceważenie rywala zupełnie spętało nam nogi w pierwszej połowie spotkania. Dawno nie było sytuacji, by ŁKS nie istniał zupełnie na boisku, nigdy nie zdarzyło się to również w starciu z ostatnim zespołem ligowej tabeli. Świerczok i Lenartowski z uśmiechem i delikatnym zdziwieniem sprawiali z każdą minutą coraz większe problemy Kychakowi. Gdyby nie gwizdek sędziego, zachęcający obydwa zespoły do zejścia do szatni, Polonia mogłaby się rozkręcić na bardzo nieprzyjemny dla nas poziom.

 

Suszarka w przerwie, zmiany taktyczne i personalne (Dytko-Czoska, Pukanych-Postupalenko) zaowocowały pozytywnym akcentem już w 47. minucie. Dobre podanie wprowadzonego Czoski przyjął przed ‘szesnastką’ Tomczyk i po chwili huknął w okienko bramki Kielpina. Szczęśliwy i cudowny gol, aż dłonie same chciały uderzać w siebie nawzajem.

 

Na tym należy zakończyć sprawozdanie, gdyż mimo kolejnych ataków Polonii i naszych sporadycznych odpowiedzi mecz stał się jeszcze nudniejszy niż w pierwszej odsłonie. Najistotniejsze jest jednak wywiezienie z Bytomia kompletu punktów. Styl tym razem trzeba przemilczeć.

 

 

13.11.2013 stadion im. Edwarda Szymkowiaka, Bytom, widzów: 2180
Polska Ekstraklasa [15/30]

Polonia Bytom – ŁKS Łódź 0:1 (0:0)

0:1 Krzysztof Tomczyk ‘47

Wolski – Słodowy (Borek ’77), Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Tymiński – Dytko (Czoska ’42), Pukanych (Postupalenko ‘42), Antolic – Tomczyk

Nacjonalizm: 7:4 (7:4) – 64% (64%)

MVP: Paweł Czoska  7.7 

 

 

Natomiast co innego można powiedzieć o naszym składzie. Klub zasilił bowiem:

 

Martin Kobylanski (wolny transfer) – gdyby do tego transferu doszło 2 lata temu, zarówno łódzcy, jak i kibice spoza centrum Polski radowaliby się przybyciem tak utalentowanej postaci piłkarskiego świata do ich kraju. Teraz jednak Martin z podkulonym ogonem szuka szczęścia w ojczyźnie swego ojca licząc na cudowne zdolności trenerskiego sztabu ŁKS. Fakty są takie, że nawet na tle zespołu rezerw Kobylanski wygląda bardzo mizernie. Pracowitość i szybka interwencja pana Andrzeja mogą jednak pomóc mu wybić się choćby na poziom ligowej szarzyzny.

Odnośnik do komentarza

Miki088: włala, oto i boski Bello.

 

***

 

Tymczasem zarząd ponownie nie zareagował na moją prośbę o podwyższenie transferowego budżetu i powrócił się do rozkoszowaniem się tegorocznymi zyskami. Na cóż jednak te 5,5 mln £ na klubowym koncie, skoro jedynie 1/20 tej kwoty przypada na potencjalne nabytki ŁKS-u. Oszczędności trzeba więc szukać gdzie indziej.

 

Z klubem za 40 tys. £ pożegnał się już Mariusz Gogol. Zaproponowana za niego cena (przez Boavistę) i tak zaskoczyła nawet największych optymistów, jest to bowiem jedno z największych rozczarowań transferowych w historii klubu. Po nieudanej przygodzie w ŁKS, były gracz Jagiellonii będzie zabierał kibicom miejsce na trybunach Estádio do Bessa.

 

Fatalna postawa Żołnierewicza w spotkaniach z Lechem i Polonią Bytom zablokowała odejście z klubu Wescleya. Natomiast błyskawiczny rozwój Chetverikova i powrót do pełnej sprawności Antolica powoduje, że coraz bliżej nowego wyzwania jest Pukanych. Ukrainiec bowiem w tym sezonie w 15 spotkaniach zaliczył zaledwie 2 asysty. W porównaniu z piętnastoma kluczowymi podaniami w zeszłorocznych rozgrywkach cyfra ta wygląda niezwykle blado i popycha do sprzedaży 30-letniego już piłkarza.

 

Pożegnania z boiskiem przy al. Unii blisko są także Bandrowski i najkosztowniejsza pomyłka klubu – Postupalenko. Na co jednak cała ta kwesta? Potencjalne cele transferowe ujawnione zostaną w najbliższych odcinkach.

 

W obecnym bowiem musi się znaleźć miejsce na mecz z Górnikiem Zabrze. Podopieczni Adama Nawałki mozolnie odbudowują swoją pozycję po fatalnym początku sezonu i obecnie plasują się na 13. pozycji. Odebranie punktów walczącemu o czołowe lokaty ŁKS-owi było więc w tej sytuacji podwójnie trudne. Tym bardziej, że naszym zadaniem było efektownie odpowiedzieć liderującej obecnie w tabeli Legii na jej czterobramkowe zwycięstwo nad Sandecją.

 

Założenie to w pełni wypełniło nowe ofensywne trio moich podopiecznych. Czoska - Tymiński - Tomczyk, bo o nich mowa skutecznie odciążyli Korfamatę i Pukanycha w zdobywaniu bramek i asyst. Co mecz, to któryś z wymienionej POLSKIEJ trójki zdobywa nagrodę MVP. Tym razem wieńcem laurowym została udekorowana głowa Tymińskiego.

 

Były piłkarz Jagiellonii dwukrotnie pokonał Krzysztofa Kamińskiego, ustalając tym samym meczowy rezultat na 2:0. Najpierw, w 17. minucie wykorzystał doskonałe dogranie na 3 metr od bramki autorstwa Tomczyka. Zaś już 120 sekund po wznowieniu drugiej połowy, po dośrodkowaniu Lukaca głową skierował piłkę do siatki. Warto również odnotować bardzo dobrą grę wprowadzonego po przerwie Chetverikova. To kolejny sygnał, że kroki klubowej ‘zmiany warty’ nabierają na intensywności.

 

 

23.11.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8267
Polska Ekstraklasa [16/30]

ŁKS Łódź – Górnik Zabrze 2:0 (1:0)

1:0 Łukasz Tymiński ‘17
2:0 Łukasz Tymiński ‘47

Kychak – Słodowy, Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Tymiński (Kaźmierczak ’61) – Tomczyk, Pukanych (Chetverikov ’45), Czoska – Korfamata (Dytko ’61)

Nacjonalizm: 6:5 (7:4) – 55% (64%)

MVP: Łukasz Tymiński 8.9

 

Odnośnik do komentarza

Lata pracy, hektolitry wylanego potu na boisku. 15 lat oczekiwań, by na klepisku przy al. Unii ponownie pojawiły się największe gwiazdy światowego futbolu. Po Beckchamie, Scholesie, Sheringamie czy Giggsie przyszedł czas na równie znakomitych gości odrapanego Hotelu Mazowieckiego. ‘Dwójkę’ zajęli Xavi z Iniestą, studio wynajęli Messi, Alves, Sanchez oraz Fabregas, a pozostałe pomieszczenia przypadły do użytku m. in. Puyolowi i Bojanowi. Jednym zdaniem: na mecz z ŁKS-em przybyła Barcelona.

 

Pomijając wszelkie patetyczne sformułowania, bo oczywistą rzeczą jest, że starcie z podopiecznymi Guardioli to najciekawszy fragment sezonu, przeniesiemy się od razu na łódzki stadion. Barcelona tym razem wystawiła przeciwko nam niemal najsilniejszą jedenastkę, jakby nieco zdziwiona i zainspirowana rezultatem z meczu ŁKS - PSG. Aby uniknąć zaskoczenia wśród katalońskich kibiców na boisko wybiegł zarówno Messi, jak i wspomniani Xavi, Fabregas czy Puyol. Na przeciw nim podstawowe zestawienie moich podopiecznych, z wyłączeniem wciąż niedostępnych: Szczota, Tymińskiego oraz Wescleya.

 

Przy aplauzie dziesięciotysięcznej publiczności sędzia gwizdnął po raz pierwszy i rozpoczął mecz pomiędzy dwoma najlepszymi drużynami grupy E Ligi Mistrzów. Absolutnie nie zamierzaliśmy murować własnej bramki (bo zwyczajnie tego nie potrafimy), co zaowocowało niespodziewanymi szansami Czoski i Pukanycha. Pierwszy posłał jednak piłkę w okolice linii bocznej boiska, zamiast w kierunku bramki, Ukrainiec zaś trafił prosto w Valdesa i ukrył swą twarz w masywnych dłoniach.

 

Odpowiedź Barcelony wręcz grzeszyła skutecznością. W 27. minucie po paru mniej lub bardziej udanych atakach ofensywnej formacji, grę na swoje barki postanowił wziąć Pique. Po podaniu z rzutu wolnego swoją koordynacją ruchową na tyle zdezorientował Kaźmierczaka i Lukaca, że nagle zalazł się oko w oko z Artemem Kychakiem. Mocne uderzenie pod poprzeczkę bramki załatwiło sprawę, 1:0 dla gości.

 

Nie byłoby jednak misternie tkanej dramaturgii bez pozytywnego akcentu z naszej strony. Kilka minut później błąd popełnił właśnie Pique. Piłkę przejął Pazdan i podał do Korfamaty. Nigeryjczyk w swoim stylu przedryblował pół placu gry i nagle znalazł się przy narożniku boiska. Zniesmaczony brakiem opcji rozegrania przetrzymał futbolówkę przy nodze i poczekał na wybawiciela. Tym okazał się być Pukanych, który wbiegł w pole karne Barcelony i od razu huknął w bramkę gości po szybkim podaniu Korfamaty. Wyśniony rezultat 1:1 utrzymał się aż do końca pierwszej połowy.

 

W drugich 45 minutach bardzo szybko obudziła nas jednak czerwona kartka dla Pawła Czoski. 180 sekund po wznowieniu gry skrzydłowy ŁKS-u musnął piszczel Xaviego zamiast piłkę, co skończyło się smutną i bardzo przyspieszoną podróżą do szatni. Utrata Pawła bolała tym bardziej, że tego dnia to on napędzał grę całej linii ofensywnej.

 

Barcelona nie miała zamiaru wietrzyć podarowanej przez nas okazji i już w 53. minucie, po fantastycznej akcji Messiego objęła prowadzenie. Kilka chwil później Argentyńczyk dołożył kolejne trafienie, co wywołało płacz i utratę jakiejkolwiek nadziei wśród polskich kibiców.

 

Goście z Hiszpanii poczuli się jednak nieco zbyt pewnie, co natychmiast wykorzystał Tomczyk. Po kolejnym błędzie Pique, były piłkarz Zagłębia Lubin przechwycił piłkę i dograł ją idealnie, na stopę Korfamaty. Nigeryjczyk bez większych problemów pokonał Valdesa i doprowadził do stanu 2:3. Iskra nadziei?

 

Szybko zgasił ją wspomniany przed chwila strzelec drugiej bramki. Chwilę po wznowieniu gry bezmyślnie sfaulował Alexandra, za co otrzymał drugą żółtą kartkę i podzielił los Czoski. Gra w dziewiątkę przeciwko rozjuszonej Barcelonie – o tak, tego było nam trzeba.

 

Jednak kolejne minuty mijały, a wynik ze stanu 2:3 nie chciał zmienić się ani o bramkę. Dwukrotnie hattricka Messiego niszczył Kychak, zaś nieśmiałość naszych prób powodowała, że kończyły się one w okolicach środka boiska. Na 10 minut przed końcem spotkania zapadła więc decyzja – wóz, albo przewóz = przewaga liczebna + bardzo płynny styl rozgrywania akcji. Czekamy na cud.

 

W 90. minucie w końcu udało nam się wydostać z własnej połowy i zaczerpnąć nieco powietrza, którym oddychała linia defensywna gości. Nasz atak szybko przerwał jednak rehabilitujący się powoli Pique i postanowił odegrać piłkę do Valdesa. Na linii podania stanął jednak Marc Bartra, od którego łydki odbiła się łaciata. Konsternacja w szeregach defensywnych gości tylko zmotywowała Tomczyka do wykorzystania tej okazji. Polak przejął piłkę tuż przed polem karnym i pewnie pokonał bramkarza Barcelony. Co się dzieje?

 

3:3. 3:3. 3:3 grając w dziewiątkę przeciwko Barcelonie. Matejko zmartwychwstał i zamiast ‘Cudu nad Wisłą’ postanowił stworzyć ‘Cud na Klepisku’. Pół Łodzi śpiewa i tańczy, drugie pół wciąż nie dowierza. To będzie długa noc.

 

 

26.11.2013, stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 10000
Liga Mistrzów, faza grupowa [5/6]

ŁKS Łódź – FC Barcelona 3:3 (1:1)

0:1 Gerard Pique ‘27
1:1 Adrian Pukanych ‘33
czk. Paweł Czoska ‘48
1:2 Lionel Messi ‘53
1:3 Lionel Messi ‘63
2:3 Bello Korfamata ‘67
czk. Bello Korfamata ‘69
3:3 Krzysztof Tomczyk ‘90

Kychak – Słodowy, Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac (Anafri ’68) – Pazdan – Kaźmierczak (Postupalenko ’68) – Tomczyk, Pukanych (Antolic ’53), Czoska – Korfamata

Nacjonalizm: 6:5 (5:6) – 54% (45%)

MVP: Lionel Messi 9.1 

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...