Skocz do zawartości

Palio


verlee

Rekomendowane odpowiedzi

Tętent kopyt pośród wrzasków tłumu.

Trudno się myśli, kiedy pędzisz na koniu — w dodatku bez siodła — w uszach słychać tylko świst powietrza, które przecinają sylwetki dziewięciu innych dżokejów, a suche i ostre trzaski nerbi zmuszają zwierzęta do rzucenia na szalę ostatków sił. Kibiców — są tam: falująca, różnokolorowa masa, stłoczona tak, że różowej muszli il Campo nie widać już ani trochę — zauważasz dopiero na zakręcie, przelotem, kątem oka. Przecież koncentrujesz się na drodze, upajasz pędem, masz na oku innych jeźdźców, patrzysz, czy nie chcą cię staranować. Zakręt bierzesz po zewnętrznej, udem prawie ocierając się o bandę, ten śmieszny materac, który niby ma chronić przed wypadnięciem poza trasę i śmiertelnym upadkiem; wiesz, że nie chroni. Folco, twój mieszaniec o narowistym usposobieniu, zdaje się teraz płynąć przez morze piasku, ale zaraz przestanie: zderzycie się z resztą wierzchowców, bok w bok, bez pardonu, bo po zakręcie zawsze następuje prosta, a na prostej trzeba walczyć o przetrwanie, rozpychać się koniem i biczem, pędzić na złamanie karku — naprzód co siła, naprzód co tchu; czeka nas zwycięstwo i chwała! Jeszcze chwila…! A ludzie wariują w zbiorowym amoku — i machają emblematami z symbolami contrade, i krzyczą, i wrzeszczą, i napierają o barierki, nie zważając już na nic — na nic!

To właśnie jest Palio, myślisz, kiedy na horyzoncie znowu pojawia się zakręt.

Palio — to tłum.

 

Football Manager 2011

Zasady: hardcoropodobne

Odnośnik do komentarza

Już dawno zrozumiał, że konwencji nie da się złamać.

Ale można się z niej naśmiewać.

 

— To jak, Fabio, tyle na dzisiaj? Możemy kończyć?

— Niestety nie, panie prezesie. Jest tu jeszcze list do pana.

— To odpisz, co za problem. Przecież dostaję pełno listów. Pamiętasz, chłopcze, co ci mówiłem o listach?

— Tak, panie prezesie. Te od fanek do trzeciej szuflady po prawej, reszta na śmietnik.

— Hyhy.

— Tyle że ten już wyrzucałem. Dwukrotnie.

— I co?

— Facet napisał znowu. Chyba się zawziął, proszę pana.

— Ech. Zaraz mam spotkanie, na zewnątrz już ciemno, a mnie plecy bolą od siedzenia na tym cholernym krześle. Daj, przeczytam. Byle szybko. Ale powiedz: ciekawszy niż ten, w którym miałem, tu cytat, spierdalać na drzewo i udawać pomarańcze po spadku do Serie B?

— Nie, panie prezesie.

— Szkoda.

Chwila milczenia

— Cóż. Pozwól, że sprawdzę, czy dobrze zrozumiałem. Napisał do nas Polak, który przed miesiącem zdobył licencję trenerską, a wcześniej był tylko piłkarzem o mało imponującej karierze, bardzo szybko zakończonej zresztą poważną kontuzją. Czy tak?

— Tak, proszę pana.

— I ten Polak, o którym w życiu nie słyszałem, chciałby zostać naszym trenerem. Nie mając żadnych kwalifikacji. Ani znajomości. Nie mylę się?

— Nie, proszę pana.

— Och. To miło. Pozwól, Fabio, że zapytam tak z ciekawości: masz może problem z rozróżnianiem fanek od natrętnych Polaków z przerostem ambicji?

— Nie, panie prezesie. Nie mam. Śmietnik?

— Śmietnik.

Odnośnik do komentarza

Taką ją zapamiętał.

Tajemniczą, przybraną w pastelową suknię z biało-czarnymi dodatkami, miejscami staroświecką, ale wciąż — czy może właśnie dzięki temu — pełną uroku, twardą, kiedy tylko zechciała, potrafiła taka być, każda dama potrafi, to znowu szeroko uśmiechniętą ciepłymi promieniami słońca, co przychodziło jej z łatwością spotykaną tylko w tym kraju. Jak się już z nią przywitało i próbowało lepiej poznać: milczącą i skomplikowaną. Taka właśnie była przed laty — taka była i teraz.

Siena.

Picco zawsze słyszał, że Siena jest najbardziej średniowiecznym miastem Italii. To prawda, której świadczyć będzie już po kres czasów sieneńska katedra. Jej budowę zaczęto jeszcze w duecento — to znaczy w wieku dwunastym; do teraz prześladowała przechodniów znad niewysokich budynków, niezmordowanie, zda się, prześwitując obok czerwonych dachówek. Uliczki miasta, wąskie, wyłożone ciemnoszarą kostką brukową, która kontrastowała z jasną architekturą wyższych warstw — uliczki te wiły się i opadały w rytm ukształtowania toskańskich wzniesień. Zabudowa niska, co najwyżej dwupiętrowa.

Siena.

Picco szedł powoli; nie spieszył się. Miał wrażenie, że miasto ani trochę się nie zmieniło. Ale kiedy znalazł się na via di Fontenuova i z sentymentu chciał zabawić w miejscu, które dawno temu uważano za najlepszą lodziarnię w mieście — nie było jej tam. Zamiast niej: sklep z odzieżą. Żadnych klientów, mało towarów. Młodzieniec stał przy nim przez chwilę, wpatrzony w wystawę; potem odwrócił się z wolna i odszedł. Kiedy zmierzał w kierunku dei Montanini, nie potrafił się powstrzymać i raz po raz sprawdzał, co zostało ze sklepów, budynków, mieszkań, które pamiętał sprzed lat. Prawda była smutna. Miasto nie zmieniło się wiele, przeczyły temu średniowieczna zabudowa i niezmiennie stare ulice — ale jednak było inne.

Picco obejrzał się więc na katedrę. Stała tam. Jak zawsze.

Odnośnik do komentarza

Teraz może już tylko cytować.

 

Mangani lascia il Monaco — un articolo corto nella Gazetta dello Sport

CALCIO-MERCATO. Thomas Magnani, ha ventitre anni, può passare dall’AS Monaco FC all’AC Siena, dice una persona collegata alla squadra francese.

Il giocatore giovane è una parte utile del Monaco, ha giocato in quattordici partite scorsa stagione.

Il Siena fu retrocesse dalla Serie A, vuole riorganizzare una squadra sua e pensa che Mangani può prendere il posto di un centrocampista esperto Simone Vergassola.

Si dice che il giovane costerà quattrocentomila euro circa.

 

La nuova stagione calcistica: come stai, la squadra nostra? — La Voce di Siena

Poprzedni sezon nie był dla nas łaskawy. Po mało chwalebnej i zakończonej niepowodzeniem walce o utrzymanie Siena zajęła dziewiętnaste — to znaczy: przedostatnie — miejsce w tabeli i musiała pokornie opuścić Serie A.

Emocje związane z tym przykrym faktem już dawno za nami. Czas na rozliczenia, zdaje się, również minął: klub konsekwentnie realizuje tę samą politykę. Nie został zwolniony ani żaden członek zarządu, ani trener, choć w maju wydawało się, że będzie zupełnie inaczej, a w Sienie bardzo szybko zobaczymy nie tylko nową miotłę, co nawet całe kierownictwo. Do żadnych zmian, na które miał naciskać przede wszystkim urząd miasta, jednak nie doszło; można się tylko zastanawiać, czy konflikt u sterów klubu odnowi się w przyszłości.

Na tę chwilę wiadomo tylko, że ten sezon Siena spędzi w Serie B i będzie dzielnie stawiać czoła takim potentatom jak Varese lub Triestina, czyli klubom, o których istnieniu większość sieneńskich sympatyków calcio nie miała do niedawna pojęcia.

To jednak dobra okazja, by dokonać bezbolesnych zmian w pierwszej jedenastce, leciwej nawet jak na włoską miarę. Kierownictwo tym samym zyskało rok — czyli dwa pełne okienka transferowe — na dopięcie niezbędnych transferów. Jak na ekstraklasowe zaplecze już teraz jesteśmy drużyną, która walczyć będzie o natychmiastowy powrót do Serie A, więc z tym nie będzie problemów.

Nadchodzi czas zmian. Musi nadejść. Inaczej za rok będzie powtórka z rozrywki.

Trzeba mieć więc nadzieję, że plotki o Thomasu Manganim z Monaco nie okażą się tylko plotkami. Chociaż znając zarząd klubu— kto wie, czy uda się doprowadzić ten transfer do końca.

Póki co — Siena wróciła do trenowania, pokonując własnych juniorów starszych w pierwszym meczu towarzyskim. W identycznym składzie co w zeszłym sezonie.

 

Siena — Siena U-19 4:2
Odnośnik do komentarza

La Lizza — co nie wydało jej się zaskoczeniem — była zielona i chłodna.

Francesca szła dróżką między równo wyprofilowanymi rzędami cyprysów. Dawno już minęła pomnik, na którym Garibaldi dumnie zasiada na koniu, by poprowadzić Italię ku zjednoczeniu, daleko z tyłu zostawiła oczko wodne pełne łabędzi i brodzących po płyciznach żółwi, już nawet nie szła po bruku, miała pod stopami samą ziemię — przyszła jej akurat ochota pokręcić się po mniej uczęszczanych zakątkach parku.

Była już dziś na Piazza della Libertà, przedtem na Piazza del Campo — oba wydały się jej zatłoczone i hałaśliwe. A już z pewnością il Campo, pośpiesznie sprzątane po sierpniowym Palio, il Palio dell'Assunta, by być ścisłym, które odbyło się zaledwie dwa dni wcześniej; dywan, złożony z co najmniej kilku warstw piasku, już z rynku zniknął, ale na rozebranie i wywiezienie wciąż czekały prowizoryczne trybuny, przez co sklepy pozostawały zamknięte. Choć po nierównej powierzchni placu krzątało się już mniej robotników, to i tak nie dało się usiąść w spokoju na czerwonej kostce słynnej sieneńskiej muszli — zaś Francesca nie zamierzała się przepychać.

Nie w mieście, które znała od urodzenia.

Nie była przecież turystką.

Szła więc teraz pośród zieloności, otoczona niemal całkowitą ciszą. Świeciło słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki, czasem wiał tylko lekki, letni jeszcze wiatr. Idealne warunki, by usiąść na ławce z przyjaciółmi i rozmawiać bez opamiętania w cieniu drzew czy krzewów — jeszcze lepsze, by położyć się na trawie, pachnącej, świeżej, zielonej, i chłonąć ostatnie dni lata w pełni. Francesca jednak nie przystawała. Nie tak daleko od murów starej fortecy, którą obok parku wznieśli Medyceusze, było wzniesienie; na nim można było ujrzeć dużą część miasta. Fantastyczny widok. Dopiero tam dziewczyna zatrzymała się, usiadła na trawniku, nie dbając o białą sukienkę, którą akurat na ten dzień włożyła, po czym zaczęła wpatrywać się w krajobraz — znała Sienę tak dobrze jak własną kieszeń, a i tak potrafiłaby siedzieć w ten sposób aż do wieczora.

Był sierpień.

Lato trwało w najlepsze.

Póki co.

Odnośnik do komentarza

Ojcu rzadko kiedy wąs srożył się tak bardzo.

Chiara z rozbawieniem obserwowała, jak Matteo klnie pod nosem, kiedy turysta — nikt nie miał wątpliwości, że mężczyzna, który wszedł niedawno do Ristorante le Due Sorelle, był cudzoziemcem — podnosił do ust kieliszek wina i przełykał szybko czerwone chianti. Po chwili miał już butelkę w ręce i nalewał ponownie. Ojciec załamał ręce, ale nie odezwał się ani słowem; tylko zarost, który nieustannie i w coraz szybszym tempie wędrował z lewa na prawo, zdradzał, jak bardzo chciałby ten stan rzeczy zmienić. Chiara zachichotała.

— Facet nie potrafi pić wina, do stu diabłów — sapnął Matteo, kiedy klient już opuścił lokal. — To na pewno nie był Polak, certamente, słodziutka.

Chiara nie odpowiedziała — przytaknęła tylko, uśmiechając się szerzej. Kiedy była mniejsza, bardzo lubiła nocą wymykać się z łóżka i pokoju, który był na piętrze, by wystawiać ciekawie nos nad poręcze schodów i obserwować, co dzieje się na dole. Czasem, jak tylko w kuchni panowała cisza i akurat było zapalone światło, czuła się na siłach, by spróbować bezszelestnie pokonać stopnie i obejrzeć salon. Przeważnie widziała tam ojca, który, rozsiadłszy się na kanapie, trzymał między palcami kieliszek wina, sącząc trunek w zamyśleniu. W tle — żadnej telewizji, tylko cisza.

Z winem, mawiał, musisz postępować wedle rytuału. Na początek — trzeba pochylić naczynie, sprawdzić, czy płyn nie pozostawia śladów, jak się rozlewa. Potem podnosi się je ku oczom i kontempluje — co kto w nim dostrzeże, to już zależy. Krok trzeci: podstawić wino pod nos i wdychać aromat: szukać woni toskańskich pól, leżakujących w cieniu i chłodzie baryłek. Wreszcie można się napić — ale tylko mały łyk — koniecznie rozcierając językiem smak na podniebieniu. Matteo lubił powtarzać, że za nauczyciela miał Polaka; kiedy Chiara pytała o nazwisko, odpowiadał, że chodzi o sztukmistrza, il barbaro nell giardino — i śmiał się.

— Nadchodzi wieczór.

Chiara odwróciła się. Po zmierzchu zwykle wystawiali na zewnątrz kilka krzeseł i stoliki — wcześniej się nie opłacało, Le Due Sorelle była położona z dala od szlaku turystów, co najmniej kilka ulic od il Campo, i rzadko kto z nich się tutaj pojawiał, ten, który akurat dziś przyszedł, widać musiał w mieście nieźle zbłądzić. Dopiero wieczorami, kiedy Siena wypełniała się miejscowymi — spacer: odwieczny rytuał — kiedy starsi wymieniali uprzejmości i rozmawiali, młodsi zaś buszowali między zaułkami, zapoznając się z płcią przeciwną — wówczas dopiero zachodziła do restauracji prawdziwa klientela.

Chiara wyszła więc na zewnątrz. Słońce obniżało się na nieboskłonie z każdą chwilą.

Na końcu uliczki majaczył zarys przechodnia; poza tym była pusta. Chiara zajęła się pracą. Szło jej całkiem prędko. Kiedy ponownie się odwróciła, przechodzień był już bliżej i machał jej — wytężyła wzrok, ale twarzy nie poznawała; przestraszyła się trochę.

— Ech, co jest, bella? — wykrzyknął Picco. — Kuzyna się wstydzisz?

Odnośnik do komentarza

Nie chce mu się. Już od dawna. Ale wciąż — gra.

 

Zaduch. Hałas. Szum z telewizora. Stukot kufli, plusk piwa, które rozlewa się i pieni, opadając na dno. Ciasno dziś w L'Officinie. Jest wieczór, co poradzić; za dnia pić się nie chce. Tu rozmawiają, tam dysputują: jak praca, co u dzieciaków, siostra zdrowa, stara znowu marudzi, kredyt trzeba spłacać, Palio nam w tym roku dobrze poszło. I co chwila jak z armat, dział, muszkietów — wykrzyknienia, mnóstwo wykrzyknień. Via! Weh! Ahi! Ih! Język jest odbiciem charakteru.

— …zaś w niedzielę silny, zachodni wiatr może dać się we znaki mieszkańcom Rzymu i okolic. Tutto oggi, Luca. Oddaję głos do studia.

Grazie, Sofio. A teraz czas na wiadomości sportowe. Davide?

— No cóż, można powiedzieć, że słońce z powrotem zaświeci również dla fanów calcio. Najwcześniej trenować zaczynają zespoły z Serie B; wiele z nich staje właśnie do pierwszych meczów towarzyskich. Z pewnością najciekawiej prezentuje się spotkanie, w którym Siena…

Na sali — silenzio, zitti, silenzio! Jeden z niepokornych dostaje w czapę. Chiudi quella cazzo di bocca, mówią mu prędko i niecierpliwie.

— …w którym Siena podejmie na własnym stadionie Málagę. Póki co drużyna z Toskanii, która przebywa obecnie na obozie w Hiszpanii, zmierzyła się z amatorami z Haro, pokonując ich trzema bramkami. Dwa trafienia zaliczył Franco Brienza, kolejne dołożył Emanuele Calaiò

Na sali — szmer zadowolenia. Bene, bene.

— Na innych boiskach też interesująco. Livorno, również spadkowicz, pokonało…

To już nie o sieneńczykach i fonia wraca w L'Officinie. Ten, któremu uprzednio kazano zamknąć mordę, z łatwością odzyskuje rezon; teraz bierze udział w rozmowie na temat szans zespołu, by awansować już w tym roku.

Na zewnątrz zapada zmierzch. Białe świetliki na czarnym płótnie. Niebo z wolna obleka się w sieneńskie barwy.

 

Siena — Haro 3:0
Odnośnik do komentarza

Życie jest sztuką.

Dwojako rozumiał Vito te słowa, które, co trzeba mu przyznać, powtarzał naprawdę często. Po pierwsze: sztuką jest żyć dobrze. Po wtóre: życie, kiedy już się żyje dobrze, co wcale takie łatwe nie jest, przypomina dzieło sztuki — pełne harmonii i piękna, doskonale wyprofilowane i zbalansowane, oparte na przemyślanym koncepcie, cieszące oko, proste a zarazem błyskotliwe. Vito, chociaż do ideału brakowało mu naprawdę wiele, niekiedy sądził, że rozumie, czym jest prawdziwe piękno — i prawdziwa sztuka.

Tak jak teraz.

To ty, myślał, ty i twoje ciało, ragazza.

Jej niecierpliwe mruknięcie przypomniało mu, że prawdziwa finezja bierze się z ruchu, dynamiki. Chwycił ją za udo — pod naciskiem palce formują skórę na nowo jak rzeźbiarz marmur — potem, wolną ręką, przycisnął bliżej, może nawet mocniej, niż powinien, prędko i niecierpliwie. Jej ciało, podobnie jak pokój, skryte było w półcieniu — tylko czasem, zauważył, cienie i blaski z okna, za którym budził się poranek, zamieniały się miejscami, jak dziewczyna poruszała się w łóżku; miał wówczas wrażenie, że zrobiona jest z marmuru — że sam Bernini nie poskąpił jej dłuta. Sunął dłońmi po nawach jej ramion i podziwiał: są smukłe, opalone na jasnobrązowo i miękkie w dotyku. Poprzez fasadę płynnych łuków dotarł do dwóch ornamentów, kształtnych zwieńczeń budowli, zabawił tam przez chwilę, a potem — potem była już tylko wędrówka w dół, ostrożne przekroczenie portalu i wejście w półmrok świątyni. Dziewczyna jęknęła.

Vito nie wiedział nawet, kim była.

Nie musiał.

Sztuka mówiła sama przez się.

Odnośnik do komentarza

Dwa tygodnie urlopu, wyjeżdżam na wakacje.

 

— Zmieniłeś się.

Siedzieli w trójkę obok baru. Matteo właśnie odkorkował butelkę wina, o którym z dumą mówił, że uważa je za najlepsze z trzymanych na sprzedaż; domowa produkcja, ach, mniam, wyśmienite, il migliore! Picco traktował tę deklarację z ostrożnym sceptycyzmem — z wakacji, które lata temu spędzał co rok w Sienie, pamiętał, że wuj wciskał ten kit każdemu, kto odwiedzał restaurację, z pietyzmem i znawstwem rozwodząc się na temat wytwórstwa wina. Prawda była jednak inna, a wiedza — czysto teoretyczna. Słynna rodowa winnica położona pośród toskańskich stoków również, rzecz jasna, nie istniała.

— Bo dawno tu nie byłem. — Picco podniósł kieliszek, upił łyk, przerwał na chwilę. — No wiesz, Chiaro, też się nieco zmieniłaś, ale i tak cię poznałem.

— Oj tam, już tak nie wypominaj, zdarza się.

— Może powinnaś nosić szkła? — uśmiechnął się zjadliwie.

— Może powinna. — Matteo zważył butelkę w dłoni. — I może, uparta, nie chce.

— Bo nie będę. Nie będę i już.

Picco parsknął śmiechem.

Dziewczyna rezolutnie zmieniła temat: — Na ile zostajesz, Picco?

— Tydzień, może dwa. Potem, jak już mówiłem wujkowi przez telefon, będę jeździł po kraju. Zwiedzał. Mam czas. Na studia się jeszcze nie spieszę.

— Jak znajdujesz miasto?

— Jest mniejsze niż w dzieciństwie. — Puścił oczko. — To na pewno, poza tym…

Bach! — to drzwi restauracji, rozwarte na oścież. Chwilę później do wnętrza wszedł — czy może raczej wtoczył się — pewien mężczyzna; kroki stawiał niepewnie, ale całkiem sprawnie, ubranie miał lekko znoszone, w dodatku zupełnie pomięte. Matteo nastroszył wąsa i powstał prędko. Chiara odwróciła wzrok. Picco obserwował z zaciekawieniem.

Matteo, podchodząc, powiedział delikwentowi kilka słów szeptem, by nic nie słyszeli. Ale ten wcale nie chciał być cicho, wręcz przeciwnie.

— Ha! — wykrzyknął. — Wciąsz opijasz poraszkę, co, Mazzi?

— Idź stąd. — Picco zauważył, że wuj westchnął, po czym zasłonił nos wierzchem dłoni; facet musiał zionąć alkoholem. — To już dwa dni po Palio. Przynosisz wstyd contradzie

— Szoooo? Że niby kto? To ty, Mazzi, przynosirz wsztyd własnej contradadzie! Ile jusz lat bez żwycięsztfa? Ha! Bez szanszy na żwycienstfo! Jeżoszwież rządzi! My! Jeszożwierz! No, dopra, nie my, ale ci, z którymi czymamy, więc my też w pefnym sensie. Możemy świętować! Pić! Jeść! Pić więcej! A ty nic! Wy nic! La nonna, oto czym jesteście. Nonna! Babcia, babuszka, starucha bezzembna, ha-ha! Dajrze wina, to moszna opić, to dopra okazja!

— Dobrze ci radzę…

— Radzisz?! Mie?! Nie sztrasz, nie sztrasz, wilczku bes kłuf! Palio was nie poczebuje. — Mężczyzna wymknął się dłoniom Mattea, który powoli tracił cierpliwość, nie dał się złapać za ramię, plecami uderzył z trzaskiem o drzwi. — Sam wyjde! Ciao, Mazzi! Popaczymy za rok!

I wyszedł. Rzeczywiście — sam.

Matteo zamknął drzwi, odwrócił się, potarł z zakłopotaniem brodę. Chiara wbiła wzrok w ścianę naprzeciwko. Picco milczał. Tylko na zewnątrz było jeszcze słychać słabnące z wolna krzyki.

Odnośnik do komentarza
czy płyn nie pozostawia śladów, jak się rozlewa

 

A jak zostawia ślady ?

 

Poprzez fasadę płynnych łuków dotarł do dwóch ornamentów, kształtnych zwieńczeń budowli, zabawił tam przez chwilę, a potem — potem była już tylko wędrówka w dół, ostrożne przekroczenie portalu i wejście w półmrok świątyni. Dziewczyna jęknęła.

 

Mistrz nad mistrzami. Erotyk pełną gębą :D

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...