Skocz do zawartości

Uzdrowiciel


jmk

Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze przed rozpoczęciem fazy grupowej PNA poznaliśmy swoich rywali z grupy F mistrzostw świata - Anglia, Iran i Rumunia. Patrząc z punktu widzenia człowieka, który zamierzał uszczęśliwić nie tylko ludność Wybrzeża, ale i całej Afryki awans z grupy wydawał się koniecznością. Przede wszystkim trzeba pokonać Iran i Rumunię. Szkoda jednak, że na inaugurację gramy jednak z Anglikami. To powinien być najtrudniejszy mecz.

 

Wracając do PNA. Los przydzielił nas do niezbyt silnej grupy D, gdzie mieliśmy zmierzyć się z Zambią, Gwineą Bissau i Mali. Jako, że byliśmy obrońcami tytułu to wskazywanie faworyta spośród tych ekip było zbyt oczywiste. Dodatkowo dla mnie ważne było byśmy uniknęli jakiejś nieprzyjemnej wpadki na początku turnieju - byłem niemal pewien, że mam właśnie już gotową drużynę. Gotową by stoczyć boje z najlepszymi, ten turniej miał ich doszlifować.

I rozpoczęliśmy bardzo dobrze od wygranej 2:0 z Zambią po bardzo spokojnym, ofensywnym z wieloma okazjami meczu. Zambia przez moment nie zbliżyła się nawet do remisu.

W drugiej kolejce rozbiliśmy outsiderów grupy Gwineę Bissau aż 5:1. Zaczęto po cichu liczyć, że uda nam się zabrnąć równie daleko co ostatnio ... No, ale czekał nas ostatni mecz fazy grupowej, a w nim czekała na nas ekipa Mali. Zwycięstwo 2:0 nie wystarczyło kibicom - mieliśmy dużo więcej okazji do strzelenia kolejnych goli, ale zawiodła skuteczność. Nie mniej w dobrych nastrojach przystępowaliśmy do ćwierćfinału, gdzie czekało na nas jak zwykle Maroko.

Jakby tak spojrzeć obiektywnie to powinniśmy przegrać to spotkanie, bo ostatnio to my byliśmy górą. Ale systematyka została zachwiana. Po bardzo napiętym i emocjonującym meczu udało nam się wyjść na tarczy z wynikiem 4:3. Piłkarze WKSu będą zmorą Maroka :)

Półfinał to mecz z rzędu tych, które trzeba wygrać, ale nie można ... tak jak się by chciało. Zimbabwe broniło się niemal całą jedenastką co utrudniało bardzo konstruowanie jakiś sensownych akcji. Na całe szczęście raz nam się udało i mogliśmy świętować awans do finału, gdzie czekał na nas Kamerun.

 

Jakby tradycji miało stać się zadość finał był dla nas o wiele łatwiejszą przeprawą niż 1/2 etapu tych rozgrywek. Kamerun chciał z nami powalczyć co przyniosło katastrofalne dla nich skutki. W efekcie ulegli 3:1, a my cieszyliśmy się z obrony tytułu.

 

Pora na najważniejszą imprezę w moim życiu. Jak nie teraz, to nigdy ...

Odnośnik do komentarza

Kadra na MŚ 2010 RPA.

 

Bramkarze:

 

Zdecydowałem się zabrać ze sobą tylko dwóch bramkarzy. Po pierwsze Sanogo już skończył karierę, a jego zastępców wielu nie było. Nie mniej wyraźnie postępy czynił Abdoulaye Kone, 29 letni już gracz belgijskiego Beveren. I to on miał być numerem jeden w naszej bramce, miał już doświadczenie i to na arenie europejskiej. Jego zmiennikiem został młodszy, bo Abou Gouamene z Afrika Sports miał tylko 23 wiosny na swoim karku.

 

Obrońcy:

 

Liderem środka obrony jest zawodnik Interu Mediola Francois Cisse - silny i szybki. Właśnie takich obrońców potrzebowałem i takich powołałem. Jego partnerem mogli być zarówno naturalizowany Hiszpan Santiago Arias (Alaves) lub Daoudda Outarra ze szwajcarskiego Grasshopers. Starałem się brać bardzo wszechstronnych zawodników toteż formacja środkowego obrońcy nakłada się z defensywnym pomocnikiem - mam do dyspozycji aż 3 graczy, którzy mogą grać zarówno w ostatniej jak i drugiej linii. Są to J.Bakayoko z Anderlechtu, A. Outarra z Beveren oraz I.Bakayoko z Gladbach. Na flankach po dwóch zawodników, zależnie od stylu i rywala - jeden bardziej ofensywny jak A. Outarra (Arsenal) z prawej strony i A. Bamba (Lecce) z lewej jak i bardziej defensywni - Diomande (Aston Villa) i Koffi (Bordeaux).

 

Pomocnicy:

 

Defensywnego pomocnika już opisałem, ale warto tutaj wspomnieć o liderze drużyny i mózgu całej taktyki - Patrice Kone (St. Etienne). Piłkarz grający między atakiem, a obroną. W jego miejsce może zagrać też drugi naturalizowany Hiszpan Daniel Vazquez (Arsenal). Środkowy pomocnik, typowy, gdy trzeba bronić wyniku to M. Traore (Olympiakos), a ofensywni, rozgrywający to Ibrahima Camarra (Valladolid) i Komenan (Lierse). W składzie pojawił się też jeden skrzydłowy, ale miałem zamiar dawać mu szansę tylko na boku ataku, zawodnikiem tym jest Diomande, obecnie bez klubu.

Napastnicy:

 

Oczywiście Ibrahima Diallo, gwiazdor Chelsea. U jego boku także ważna postać Konate (Bolton) oraz ktoś z pozostałych - A.Kone(AZ), A. Traore(Sochaux) oraz Amadou Kone(Brann).

W ataku stawiałem na to co praktycznie w każdej formacji - siła i szybkość.

 

 

Czas się szykować na Anglików.

 

Dla wzrokowców.

Odnośnik do komentarza

Można powiedzieć, że to jego klon :keke:

 

---

 

Fazę grupową zaczęliśmy od spotkania z Anglią. Wyszliśmy bardzo defensywnie ustawieni na ten mecz, bo Anglia wydawała się rywalem poza zasięgiem naszej ofensywy. Jak się okazała była to niezwykle skuteczna taktyka, bo nie dopuszczaliśmy do groźnych sytuacji. Przez pierwszą połowę obydwa zespoły zagrały przez to antyfutbol, co spotkało się z ogólną dezaprobatą widowni na stadionie. Po przerwie Anglicy ruszyli z większym animuszem, co zaowocowało kilkoma sytuacjami, a jedną z nich na bramkę zamienił Platt. Nie mieliśmy już nic do stracenia toteż ruszyliśmy do przodu i przez kolejne 15 minut to my kontrolowaliśmy przebieg spotkania stwarzając sobie 4 dogodne sytuacje. Z jednej padła bramka Konate. Byliśmy uradowani i troszkę odpuściliśmy w pewnym momencie i nasi przeciwnicy zaskoczyli nas kontratakiem, który powstrzymał nasz środkowy obrońca ... faulem. Rzut karny. Do piłki podszedł Talbot i ... broni Kone! Anglicy jeszcze kilka razy zagrozili, ale nasz golkiper był dobrze dysponowany i podbudowany obronioną jedenastką. Koniec, uważam, że to zwycięski remis.

 

Anglia - WKS 1:1 (Platt - Konate)

Strzały : 16(8) - 4(3)

Posiadanie piłki : 55 - 45

 

W drugiej kolejce trzeba było pokonać Iran. Tu już nie było czasu na zabawę - po prostu musieliśmy zaatakować i już. Nakazałem swoim podopiecznym nie schodzić z połowy boiska Irańczyków. Niezawodny Konate już po 10 minutach uszczęśliwił kibiców z Afryki, a po kolejnym fragmencie czasu Patrice Kone z rzutu wolnego podwyższył na 2:0. Od tej pory wszystko wychodziło moim graczom, a Azjaci nie istnieli. Jeszcze przed przerwą trafił Diallo, a w końcówce przeciwnika dobił ponownie Kone. 4:0 po pięknym i przekonującym meczu. O awans mieliśmy bić się z Rumunami.

 

WKS - Iran 4:0 (Konate, Diallo, Kone 2x)

Strzały : 13(9) - 8(1)

Posiadanie piłki : 46 - 54

 

Ostatnia kolejka - trzeba wygrać z Rumunią. Mecz stał na wysokim poziomie, bardzo wyrównany. Europejczycy stawili nam spory opór, ale przy strzale Diallo byli bezradni. Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, bo wyrównanie przyszło za sprawą Matei. I ponownie trzeba było się starać o jakieś akcje w ofensywie. Świetnie dziś zagrał trzeci napastnik - Amadou Kone. Efektem jego pracy była bramka dająca nam upragnione trzy punkty i awans z grupy. Z pierwszego miejsca!

 

WKS - Rumunia 2:1 (Diallo, A.Kone - Matei)

Strzały : 15(9) - 12(2)

Posiadanie piłki : 51 - 49

 

Rywal, na jego trafiliśmy w drugiej rundzie mistrzostw bolał mnie najbardziej ... Ghana. Musiał odpaść jeden z afrykańskich teamów, a przecież chodziło mi o zdominowanie turnieju przez kraje czarnego lądu. Najgorsze było to, że na tym etapie były to jedyne afrykańskie drużyny. No, ale jest też plus - jedna na pewno awansuje do 1/4. Sam mecz można opisać jako jeden z najlepszych w historii wszystkich spotkań MŚ. Obydwie ekipy postawiły na ofensywę. Po 10 minutach gry było 2:1 dla Wybrzeża! Niesamowite tempo tego spotkania. W 16 minucie jeszcze raz trafił Diallo i było już 3:1. Ghana jednak nie dawała za wygraną - odpowiedzieli w drugiej połowie golami Appiaha i Murraya. Znowu zrobiło się remisowo i rozstrzygnięcie było dalej znakiem zapytania. W 82 minucie wydawało by się, że Konate strzelając na 4:3 da nam zwycięstwo, ale jeszcze podczas regulaminowego czasu gry wyrównał Kuffour. Sędzia doliczył 3 minuty. Zabójcze! Było w nich kilka akcji po obydwóch stronach, ale to nasz A. Traore - obrońca doprowadził nas do dramatycznego w okolicznościach zwycięstwa. 5:4!

 

WKS - Ghana 5:4 (Diallo 2x, Konate 2x, Traore - Yeboah, Appiah, Murray, Kuffour)

Strzały : 14(11) - 10(7)

Posiadanie piłki : 48 - 52

 

W ćwierćfinałach grały dwie reprezentacje-niespodzianki. My oraz Gruzja, los chciał, że mieliśmy zmierzyć się ze sobą. Była to dla nas niepowtarzalna okazja do historycznego awansu do półfinału. W pozostałych parach starły się Argentyna z Urugwajem, gdzie lepsi byli pierwsi mistrzowie świata oraz Niemcy z Hiszpanami (Niemcy) i Włosi, którzy pokonali Portugalczyków. Poza naszą parą wszystko po staremu.

A nasz mecz z Gruzją? Wydawał się najsłabszy spośród wszystkich na tym etapie, ale miał też swój urok. Muszę przyznać, że lepsi byli Gruzini - rewelacja turnieju. W sumie to byliby nią, gdyby nie to, że to my zdobyliśmy bramkę i sensacyjnie awansowaliśmy do 1/2 mistrzostw świata. Po raz pierwszy afrykański zespół zaszedł tak daleko.

 

WKS - Gruzja 1:0 (Alain Kone)

Strzały: 6(3) - 16(3)

Posiadanie piłki : 52 - 58

 

W pierwszym meczu półfinałowym Niemcy pokonali Włochów 1:0 i awansowali do finału. Tym samym mieli okazje obronić tytuł. My natomiast podejmowaliśmy Urugwaj. Naszpikowany gwiazdami jak Gabriel de Souza z Interu czy Sergio Ribas z Juventusu - to siła ofensywa Urusów. Nie powiem, ale po tym meczu z Ghaną jakbyśmy przygaśli - graliśmy gorzej, ale ... skuteczniej. Z Urugwajem też mieliśmy o wiele mniej sytuacji do zdobycia bramki, ale udało się. Tak, zdobyliśmy tą jedną jedyną bramkę, która dała nam upragniony awans i pewne miejsce medalowe. Szczęśliwym strzelcem okazał się nasz rozgrywający Komenan, który pokonał urugwajskiego bramkarza strzałem z dystansu.

Tak awansowaliśmy do finału!

 

WKS - Urugwaj 1:0 (Komenan)

Strzały : 5(2) - 18(9)

Posiadanie piłki : 48 - 52

 

 

Całą Afrykę przeszły dźwięki wuwuzeli wydobywające się teraz z każdego rogu ulicy. Afrykański zespół w finale mistrzostw świata.

A tam czekają Niemcy ...

A czy ja już uszczęśliwiłem świat?

Odnośnik do komentarza

Niemcy:

 

Weller - Keller, Simon, Moller, Morlitz - Scholz - Hartmann, Maurer, Haas - Kubish, Frank

 

WKS:

 

A Kone - P Kone, A Outarra, F Cisse - A Bamba, A Outarra - Y Bakayoko, M Traore - A Kone, I Diallo, I Camara

 

 

Pierwszy raz podczas tych mistrzostw zmieniłem taktykę. Postawiłem na trzech środkowych obrońców z czym jednego z nich grał Kone, czyli ten, który grywał łącznika między atakiem, a obroną. Dwóch skrzydłowych defensorów miało też przede wszystkim uniemożliwiać przeprowadzanie ataków przez Niemców. Pamiętaliśmy przecież mecz 4 lata temu ... W środku dwójka pomocników, jeden defensywny, a drugi neutralny. Tylko linia ataku bez zmian - trzech napastników.

Niemcy od razu ruszyli do ataku, lecz nadziali się zaraz na kontrę i w 6 minucie w pole karne wpadł Diallo i został faulowany przez Simona! Rzut karny. Do piłki podszedł Patrice Kone iiii jest gol! Sensacyjne Wybrzeże wychodzi na prowadzenie. Nasza radość trwała aż 20 minut, kiedy to do wyrównania dokonał Frank. Niemcy niezwykle ambitnie próbowali nas przezwyciężyć, ale my stawialiśmy dzielnie czoła. Gdy wszyscy mieli już schodzić do szatni, długą piłkę na skrzydło zagrał Bamba, a tam dobiegł do niej A Kone, który ośmieszył dryblingiem obronę rywali i płaskim strzałem dał nam prowadzenie, a Niemcom bramkę do szatni. Pachniało wielką niespodzianką.

Po zmianie stron Niemcy dwoili się i troili, jednak byli albo skutecznie blokowani przez naszą defensywę, albo sami byli nieskuteczni. Zbliża się koniec mecz, jesteśmy praktycznie zamknięciu we własnym polu karnym, Niemcy napierają. Żelazna defensywa! Dośrodkowanie strzela Haas, broni Kone! I dalekim wykopem rozpoczyna akcję, jest tam Diallo, który pędzi ile jeszcze ma sił w nogach w stronę pola karnego przeciwnika. Obrona zostaje w tyle, wychodzi na czystą pozycję sam na sam ii co? Weller fauluje! Tak jest, rzut karny!

Do piłki podchodzi oczywiście Patrice Kone ... chwila skupienia ... i nie trafia! Broni Weller!

Szybko wyprowadza piłkę w stronę bramki WKS-u, ale sędzia w tym momencie kończy mecz!

 

WKS - Niemcy 2:1 (P. Kone, A. Kone - Frank)

 

Wybrzeże Kości Słoniowej mistrzem świata!!!!!

Niemcy na kolanach, co za rewanż!

 

 

Ibrahima Diallo

Patrice Kone

Francois Cisse

Ibrahima Camarra

Abdoulaye Kone

 

Wybrzeże Kości Słoniowej by R Jabber

Statystyki

R Jabber

Statystyki część 2

Historia

Ranking FIFA po MŚ 2010

Odnośnik do komentarza

Mimo, że cała Afryka szalała w radości to R Jabberowi dalej coś nie pasowało ... Nie był do końca spełniony. Czuł, że jego misja praktycznie dobiegła końca, ale co teraz? Afryka pokazała, że może być najlepsza. Nie myśląc długo podał do oficjalnej wiadomości, że opuszcza stanowisko selekcjonera reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. W kraju wszyscy zamarli ...

 

Nie minął miesiąc, a R Jabber, który otrzymał sporo ofert - jednak żadnej klubowej. Owszem dostał kilka kontraktów gotowych do podpisania z piłki klubowej, ale były to propozycje z lig takich jak chińska czy australijska. Nie o to mu chodziło. Otrzymywał też możliwość prowadzenia reprezentacji kilku krajów. Nie zdecydował się.

 

Po miesiącu jednak jego myśli skupiły się na jednym.

Przyjmując ofertę prowadzenia reprezentacji tego kraju na konferencji prasowej powiedział tylko:

 

Teraz czas na Azję.

 

Wrzesień 2010, R Jabber nowym selekcjonerem reprezentacji Australii.

Odnośnik do komentarza

Myślałem nad Iranem, Japonią i Australią, ostatecznie padło na Kangury, mają potencjał, co widać poniżej ...

 

---

 

Reprezentacja Australii miała grać takim samym systemem jakim grało moje WKS, ale z jedną modyfikacją. W środku pola nie graliśmy w linii. Pierwszą zaporę tworzyła dwójka środkowych pomocników, a za nimi pozostawiony był defensywny pomocnik - po prostu miałem bardziej odpowiednich zawodników właśnie pod takie ustawienie.

 

Przygodę z Azjatami (:keke:) zacząłem od eliminacji do Pucharu Narodów Azji. Rok 2010 był dla nas niezwykle udany i pozwolił mi się niezwykle fajnie zaadoptować w nowych warunkach - na początku wygraliśmy z Malezją 2:0 i rozbiliśmy Jemen 6:0. Do końca roku staliśmy się objawieniem na azjatyckich boiskach - nie straciliśmy już bramki pokonując Irak 5:0, Malezję 3:0, Jemen 7:0 i ponownie Irak 2:0. Efektem było ogólnie brak straconej bramki w eliminacjach, a strzeliliśmy aż 25. W 6 spotkaniach! Wyczuwałem tutaj jeszcze większe szanse na sukces, ale chyba wynikało to ze słabości ekip tego kontynentu.

 

Puchar Narodów Azji rozpoczęliśmy od meczu z Indonezją. I tutaj straciłem swoją pierwszą bramką odkąd prowadzę Australijczyków. Cóż z tego, wygraliśmy 7:1. Odprawiliśmy jeszcze Chińczyków (3:1) i Kirgistan 4:0. Wyjście z grupy było formalnością.

Dopiero w ćwierćfinale mieliśmy problemy z przeciwnikiem, bardzo dobrze czoła stawił nam Uzbekistan, ale w końcowym rozrachunku i tak wyszliśmy z opresji jako zwycięzcy. 1:0 dawało nam przepustkę do półfinału. Tam czekał na nas Tadżykistan, po którym się przejechaliśmy jak walec na świeżej nawierzchni asfaltowej, a wynik 3:1 nie do końca to odzwierciedla.

W finale czekał nas godny przeciwnik - Koreańczycy z Południa. Jednak moi gwiazdorzy, a przede wszystkim napastnik Interu Mediolan John Holmes nie dali szans niższym o kilka centymetrów przeciwnikom wygrywając 2:1 i zgarniając Puchar Narodów Afryki. To było moje czwarte trofeum jako trener. Dla Australijczyków było to pierwsze trofeum w historii.

 

Eliminacje - walec

Finał z Koreą

 

Miałem skupić się teraz na eliminacjach do mistrzostw świata - które jak zawsze były dla mnie priorytetem.

 

2012 - Eliminacje MŚ

2013 - Eliminacje MŚ + Puchar Konfederacji

2014 - Mistrzostwa Świata

Nie mogłem się nudzić.

Odnośnik do komentarza

Geniuszem taktycznym nie jestem, to moje pierwsze zdobyte MŚ w życiu. Ba, nawet Hiszpanią doszedłem tylko do finału :) A FM? Miałem go w szpitalu, a teraz kariera jest piękna :) Zresztą 06 wymiata :D

 

---

 

 

Eliminacje do mistrzostw mieliśmy rozpocząć od 2 rundy, gdzie braliśmy udział w rozgrywkach grupy 7 razem z Timorem Wschodnim, Syrią i Turkmenistanem. Rywalem niezbyt wymagający zwłaszcza jeśli w pamięci mam PNA. Najgorzej oberwało się najsłabszej ekipie spośród wszystkich - Timorowi, bo porażka 5:0 nie była aż tak bolesna, to rewanżowe i rekordowe 10:0 musiało wpłynąć na psychikę piłkarzy Timoru. Syria uległa nam również dwukrotnie, ale raz 4:0 - na inaugurację eliminacji, a w spotkaniu wyjazdowym zachowali twarz przegrywając z najlepszą drużyną Azji tylko 1:0. Do Turkmenistanu jechaliśmy na luzie, ale tutaj straciliśmy pierwszą bramkę. Wygraliśmy jednak 3:1 i 2:0. Pewnie awansując do kolejnej fazy eliminacji.

Rywale w postaci Kuwejtu, Korei Północnej i Iranu byli zdecydowanie mocniejsi niż poprzednicy. I tak było, bo już na początku rywalizacji ledwo udało nam się pokonać będący faworytem obok nas do awansu Iranem 2:1. Jeszcze gorzej było w drugiej kolejce, gdzie zanotowaliśmy remis z Koreańczykami z Północy. 1:1 nauczyło moich graczy pokory - czy ja już tego nie przerabiałem? Po tym spotkaniu pokonaliśmy 2:0 Kuwejt i coś się złamało. Musiałem odbyć z zawodnikami męską, mocną rozmowę, bo porażka 3:2 z Iranem komplikowała nam sytuację w grupie. Pomogło. W następnej kolejce eliminacji rozjechaliśmy, bo jak tu innego słowa użyć, Koreę 8:0. Wielki wódz z pewnością nie był zadowolony. 3:0 z Kuwejtem i jedziemy na Mundial.

 

 

Puchar Konfederacji.

 

Nie przywiązywałem do niego jakiejś większej uwagi, ale mogło to być dobre przygotowanie do przyszłorocznych mistrzostw - by pokazać nam gdzie jesteśmy pośród drużyn światowych. W Azji niepodzielnie rządziliśmy i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Los bywa złośliwy. W grupie skojarzył mnie z ekipą ... Wybrzeża Kości Słoniowej. I to już w pierwszym meczu. Serce miałem rozdarte - przecież cały czas jestem obywatelem WKSu. Po żadnej z bramek się nie cieszyłem. No i ten sentyment do tamtych piłkarzy ... Grali już inaczej, inny system, ale i tak spotkanie było piękne. A końcowy rezultat tylko pokazuje ile emocji dostarczyliśmy kibicom. 3:3 mnie w pełni satysfakcjonowało. Wtedy stwierdziłem, że mam silniejszą ekipę niż Wybrzeże. Australia będzie potęgą światową. To oczywiście tylko moje marzenia, ale już drugi mecz zbliżył je do realizacji ... Podejmowaliśmy Anglików i kapitalnym spotkaniu wygraliśmy 2:1. Na dokładkę odprawiliśmy Angolę 2:0 i wyjście z grupy stało się faktem.

WKS zdobył tylko 2 punkty i szybko odpadł.

Półfinał to popis gry ofensywnej Australijczyków. Pamiętacie poprzedni puchar konfederacji jak prowadziłem WKS? Grałem z Brazylią. Było 4:1. A teraz to my byliśmy górą. Właściwie to ja, bo drużyna zupełnie inna. Nick Doyle i Daniel Doran pokazali Brazylijczykom, kto teraz będzie królował w futbolu. Australia - Brazylia

W finale czekali na nas ponownie Anglicy. Tym razem mecz był bardziej wyrównany, ale również i to za sprawą Ryana Fagana - 31 letniego już napastnika ... angielskiego Crystal Palace odnieśliśmy wygraną.

Anglia na kolanach!

 

R Jabber na rękach Australijskich piłkarzy. Cały kontynent wymawia dziś tylko jedno nazwisko.

 

- Spokojnie, poczekajmy do MŚ ... No właśnie, kogo tam na los przydzielił?

- Chile, Hiszpania, Irlandia.

- No to okazja do kolejnego rewanżu, za blamaż ...

Odnośnik do komentarza

Mistrzostwa Świata 2014

 

Pierwsze spotkanie mieliśmy rozegrać z Chile. Rywal bardzo nietypowy, bo nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Na pewno byli dobrze wyszkoleni technicznie, ale ja miałem w swoim składzie dokładnie takich zawodników jakich potrzebowałem. Bramkarzy zabrałem oczywiście dwóch pierwszym z nich był Michale Hughes, 24 letni bramkarz Pumas, jego zmiennikiem doświadczony golkiper brazylijskiego Atletico Mineiro David Watson. W przeciwieństwie do WKSu nie miałem tutaj połączenia między obroną, a pomocą. Powołałem ośmiu typowych obrońców. Na prawej flance rywalizować mieli (defensywny) David Bosnar z Young Boys z (ofensywny) Luke Catanzaro, młody 20 letni talent z Lyonu. Lewa flanka to rywalizacja między Jeremy Lochheadem z Bayeru i Sterjovskiego z Herthy. Są to kolejne młode diamenty ( 22 i 23 lata). Na środku Sotiriou (Mexiquense), Aloisi (Club Brugge), Greer (Blackburn) oraz Kinsella (Rosenborg). Akurat w tej formacji jest połączenie młodości z rutyną.

Defensywnych pomocników zabrałem dwóch, gwiazdor z PSV David Boyle oraz Richard McCulloh - typowy rzemieślnik z Sydney. Pora przejść do mojej ulubionej formacji - środka pola. Mam tutaj jednego lidera drużyny, kreatora gry oraz zawodnika potrafiącego uderzyć z daleka. Mowa o graczu Interu Mediolan - Danielu Scott. Oprócz niego w kadrze znaleźli się John Camilleri z Rostock, Joseph Catalano z Reading oraz Adam Taylor z Doncaster.

Do ofensywy powołałem aż 7 graczy. John Holmes z Interu to typowy snajper, ale oprócz niego byli jeszcze skrzydłowi Daniel Doran (Marsylia) i Paul Rogers (Deportivo). Na szpicy grać mogli również Michael Catalano (Gijon) i David Moore (Zaragoza). Takimi łącznikami między skrzydłami, a atakiem na środku mieli być Nick Doyle z DC United i Scott Babic z Bordeaux.

Patrząc na kluby moich podopiecznych - Wybrzeże wyglądało lepiej. Ale to moja Australia zachwyciła i już w pierwszym meczu grupowym odnieśliśmy wielkie zasłużone zwycięstwo nad Chilijczykami. Trzy do zera wywołało euforię w naszym obozie.

W drugiej kolejce podjęliśmy Hiszpanów i porażka 1:0 nie była powodem do wstydu. Fakt, stawiało nas to w niekorzystnej sytuacji w grupie, ale mieliśmy jeszcze przecież mecz z Irlandią. A przegrać z Hiszpanami to nie blamaż.

Kontrolując wynik meczu Chile - Hiszpania, konfrontowaliśmy z Irlandyczkami. Po zaciętym, lecz bardzo nieskutecznym meczu zremisowaliśmy 0:0 co dało nam jednak awans dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Hiszpania i Australia grały dalej.

 

Świetny mecz zagraliśmy w drugiej rundzie turnieju, gdzie podejmowaliśmy walecznych Szkotów. Bardzo mądrze w defensywie i skutecznie w ataku, dwie bramki wbite przez Dorana i Doyla dały nam awans do ćwierćfinału. Czułem, że i z Australią dokonam cudów, jako że w tej fazie rozgrywek mieliśmy zagrać z ... Chinami.

Spodziewałem się łatwego spotkania, ale Chińczycy napsuli nam sporo krwi. Bardzo dobrze się bronili i efektem tego był bezbramkowy remis. Również w dogrywce. Na całe szczęście rzuty karne strzelaliśmy bezbłędnie, a rywale pomylili się dwukrotnie. Awans do półfinału stał się historycznym faktem.

 

A tam czekała na nas reprezentacja Turcji. Jednak piłkarze znad Bosforu nie postawili nam większego oporu i po gładkim 3:0 znaleźliśmy się w finale. Gdyby patrzeć na naszą grę na tych mistrzostwach (W kratkę) to finał powinniśmy przegrać albo wygrać po słabym meczu ... Nasz finałowy rywal w 1/2 pokonał Anglików po karnych.

 

 

A w finale czekali na nas NIEMCY.

Czyżby rewanż?

Odnośnik do komentarza

Niemcy:

 

Weller - Keller, Krause, Fisher, Morlitz - Mooler - Scholz, Klaus - Manoel - Lehmann, Rapke

 

Australia:

 

Hughes - Lochhead, Greer, Stejrovski, Catanzano - McCulloch - Camileri, Scott - Rogers - Doran, Holmes

 

Na finał z Niemcami wyszliśmy w nieco innym ustawieniu, ale w niczym nie przypominało ono obronnego 3-5-2 z pamiętnego finału z 2010 roku. Zdecydowałem się jedynie na zamianę trzech napastników na dwóch, a obok/za nimi wolny elektron Rogers. Tylko 4 Niemców było w składzie teraz jak i przed czterema laty. U nas byłem oczywiście tylko ja ten sam ... Oczywiście, tradycyjnie mecz rozpoczął się od ataków naszych rywali, ale wszystko udało nam się przetrzymać. Do czasu jednak. W 26 minucie po świetnej akcji bramkę zdobył napastnik Germanów Rapke. Jest to 28 letni już piłkarz Wolfsburga. Niecałe 5 minut później strzałem z dystansu odpowiedział nasz lider Scott i znowu było remisowo. Było inaczej niż wtedy, teraz musieliśmy zaatakować żeby wygrać, nie mieliśmy tego komfortu przewagi bramki. Sam mecz był pięknym widowiskiem. Mnóstwo okazji po jednej i po drugiej stronie, ale wynik nie uległ zmianie.

Dogrywka... Strasznie nerwowa, jedni i drudzy boją się podjąć ryzyko. Wtedy to Rogers dośrodkował centralnie w pole karne, był tam Holmes, który świetnie się zastawił ii padł, a sędzia odgwizdał rzut karny!

Historia lubi się powtarzać? Cztery lata temu w 90 minucie Patrice Kone nie strzelił... Jospeh Catalano ... pewnie i 2:1!

7 minut później ostatni gwizdek sędziego. Klątwa R Jabbera na Niemcach ciąży nadal!

 

Niemcy - Australia 1:1 dogr. 1:2 (Rapke - Scott, Catalano)

 

R Jabber - człowiek , który zdobył mistrzostwo świata z drużyną afrykańską i azjatycką.

 

 

 

- Chciałbym podziękować swoim zawodnikom. To oni wygrali ten puchar. Chciałem też powiedzieć, że jako trener czuję się spełniony. Z Australią osiągnąłem wszystko, podobnie jak z WKSem. Moje życie powinno wrócić "do normy".

Uśmiechnął się potem. Nie wiedział jednak, że norma ostatnio u niego to niezbyt dobre słowo. W jego życiu miała pojawić się kobieta, co samo w sobie nie może zwiastować normalności.

Odnośnik do komentarza

Pojawiła się w jego życiu tak niespodziewanie, ale zaprzątnęła jego myśli tak dogłębnie, że nie mógł się skupić na niczym innym niż ciągłym wyobrażaniu sobie owej kobiety.

Chciał jak najszybciej znaleźć dla siebie zajęcie by móc wypełnić sobie czas. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego misja niesienia Graala innym jest już w fazie końcowej – uszczęśliwił narody Afryki i Azji. Na dobrą sprawę powinien jeszcze zdobyć mistrzostwo z drużyną z Oceanii i Ameryki Północnej. Oceanię jednak sobie odpuścił – przecież wygrana Australijczyków ucieszyła obydwa kontynenty. Amerykę Północną brał pod uwagę, ale oferty żadnej nie otrzymał. Miał natomiast kilka europejskich - między innymi od francuskiej federacji. Odmówił.

Pomyślał teraz co on jeszcze może zrobić dla świata, czy jakiegokolwiek narodu. Czuł się wręcz wybawicielem. Gdy decydował się, że jednak zostanie przy piłce składał podania do wielu klubów – o dziwo, wszystko zostało odrzucone. Dwa MŚ okazały się za małym bagażem sukcesów by dostać angaż np. w Premiership czy Primera Division. Jeszcze bardziej nienawidził Europy … Ale ta kobieta…

 

Wszystko zaczęło się w Abidżanie, kiedy tam przebywał w swoim starym domu. Wypoczywał. Pewnego ranka jak zawsze miał to w zwyczaju, gdy jeszcze tutaj mieszkał, poszedł do kawiarni.

Gdy spokojnie popijał sobie swoją małą czarną do jego uszu dobiegły wrzaski zza jego pleców. Mimochodem obrócił się i miał przed sobą postać kobiety o brunatnych oczach. Gdy je tylko dostrzegł coś w nim zaiskrzyło. Widział tylko te oczy.

Dopiero po chwili się ocknął i jego zmysł słuchu zaczął funkcjonować. Usłyszał jak kobieta kłóci się z właścicielem restauracji. Teraz widział już więcej – nędznie ubrana, ale piękna osoba, która próbowała wmówić, że nie zapłaci za swoje zamówienie, bo coś tam jej nie pasowało. Wizualnie nie wyglądała na osobę, która unosi się honorem – bardziej przypominała żebraczkę, która zjadła posiłek i nie chce za niego zapłacić.

Coś go skusiło by podejść do nich. Wszak znał właściciela bardzo dobrze, a kobietę? Te oczy …

Dżentelmeńskim sposobem zapytał o co chodzi w sporze, po czym zasugerował, że pokryje wszystkie koszty tej pani, a ją zaprasza na spacer. Zarówno szef kawiarni jak i kobieta zgodzili się.

 

- Była pani głodna?

- Od trzech dni nie jadłam, musiałam coś przegryźć , pracuje tutaj jako wolontariuszka, nie mam pieniędzy. Aa chciałam od razu panu podziękować …

- Wolontariuszką? A co dokładniej?

- Zajmuje się chorymi dziećmi. Uczę ich grać w piłkę, być może niektórzy z nich tylko raz w życiu skorzystają z szansy uganiania się za futbolówką.

- Piłka nożna pani mówi … znam to uczucie.

- Boże! Przecież to pan …

- Tak tak, ale proszę się uspokoić.

 

Mijały dni, a R Jabber coraz częściej spotkał się z ową wolontariuszką. Dzieliło ich ponad 10 lat różnicy, ale świetnie się dogadywali. I obydwoje znali się na piłce. Bywało, że R Jabber jeździł z nią do jej pacjentów i razem uczyli młodych grać w piłkę. Zbliżyło ich to bardzo i pewnego wieczoru podczas spaceru bohater zatrzymał się i rzekł:

- Jesteś naprawdę piękna. Twoje oczy zawstydzają dzisiejszy zmierzch …

- Dziękuję. Jesteś bardzo miły.

- Gdybym mógł zabrałbym Cię tam, daleko, gdzie Ty i ja …

- O tak, to było by …

Zbliżył się do niej. Jego dłonie chwyciły i pomasowały lekko głowę odgarniając włosy. Usta mężczyzny poczęły zbliżać się ku niej aż poczuł smak jej warg, delikatnie pocałował ją, a ona odwzajemniła ten gest. Jej dłonie objęły go w pasie. Namiętny pocałunek w świetle księżyca. Byli w siódmym niebie. Przytulił ją mocno i szepnął do ucha magiczne słowa.

Kocham Cię.

 

 

 

Nazajutrz znów rozpoczęli od wspólnego spaceru, śniadania w kawiarni , a potem pojechali na trening. Po zakończeniu odprowadzał ją do hotelu w którym mieszkała i tak mijał ich dzień. Jeden, drugi, trzeci. Ich uczucie wzrastało z dnia na dzień. Aż pewnego dnia…

 

Luiza – bo tak na imię było kobiecie, musiała zrobić kontrolne badania, by lekarze ocenili czy nie podupadła na zdrowiu, czy dalej może być wolontariuszką. Było to badania okresowe i była do nich przyzwyczajona. Jednak tym razem miało być inaczej. Praca przy chorych dzieciach wymaga niezwykłej odporności i chęci pomocy innym, ale wiąże się też z pewnym ryzykiem. Wiedziała o tym i podjęła je. Los chciał, że w tym wypadku gra w rosyjską ruletkę wylosowała miejsce z nabojem. Wynik był dla niech jak śmiertelny cios. Wykryto u niej AIDS.

Dano jej 3 miesiące życia.

Bardzo to przeżyła. R Jabber był w tej chwili jedyną osobą, której o tym powiedziała, była z nim już tak zżyta, że nie miała z tym problemu. Miała też w nim oparcie. Nie przestraszył się, że załamał, było mu ciężko, bo przecież wiedział, że straci miłość swojego życia.

Obydwoje postanowili jednak skorzystać z życia. Luiza bardzo chciała jeszcze wrócić do ojczystego kraju, przedstawić R Jabbera rodzicom, wziąć ślub, pójść na mecz swojej ulubionej drużyny.

R Jabber postawił sprawę jasno – spełnijmy Twoje marzenia. Jedziemy do Ciebie. Weźmiemy tam ślub.

 

I pojechali. Ciężko było jej powiedzieć o chorobie rodzicom, ale wreszcie się przełamała. Rodzina była niemal pogrążona w żałobie, ale nie mogła dać tego odczuć Luizie. Wspierali ją, zaakceptowali też R Jabbera jako jej partnera chociaż bardzo słabo znał tutejszy język. Z czasem jednak uczył się coraz ambitniej, myśl o kobiecie jego życia dodawała mu werwy w nauce. Wkrótce stanęli na ślubnym kobiercu …

 

Gdy wypowiadał słowa przysięgi to łzy Luizy oszkliły całkowicie jej brunatne oczy, a twarz była cała pokryta wilgocią.

 

- I nie opuszczę Cię. Aż do śmierci.

 

Po tych słowach wszystkich opanowało wzruszenie. Wiedzieli, że na pewno przysięga będzie dotrzymana … Smutny, ale piękny ślub.

 

Jednym z marzeń, która chciała spełnić Luiza jeszcze przed śmiercią to była wizyta na stadionie na meczu swojej ukochanej drużyny. R Jabber nie znał się na tutejszej piłce, ba on zanim nie poznał swojej żony nie bardzo wiedział o istnieniu tego kraju. Dlatego też całą drogę na stadion z uwagą słuchał opowieści o klubie, o lidze i w ogóle o kraju.

Pech chciał, że akurat tego dnia ulubieńcy Luizy przegrali i była to kolejna porażka. Nazajutrz zwolniono trenera, a w głowie kobiety zaświtało nowe marzenie do spełnienia.

 

- Zgłoś się. Wyślij swoje CV. Proszę, zrób to dla mnie. Uczyń potęgę z tego klubu.

- Ale ja .., nigdy nawet nie prowadziłem prawdziwego klubu.

- Jesteś świetnym trenerem, dasz sobie radę, poza tym – to moje ostatnie życzenie. Będziesz miał motywację, ja z góry będę Ci kibicowała.

 

 

Wysłał. Następnego ranka zbudził go dźwięk budzika 6:30. Ubrał się wyszedł po bułki. Gdy wrócił, ona już nie żyła …

 

Zadzwonił telefon.

 

- Halo. Czy to Pan R Jabber? Chcielibyśmy się z panem umówić w celu ustalenia warunków kontraktu. Przejrzeliśmy pana CV, jest fantastyczne. Niech pan przyjdzie jutro o 9 do siedziby klubu. Dziękuję.

- Dobrze, będę.

 

Odezwał się, ale najchętniej teraz by milczał …

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...