Skocz do zawartości

Magazyn Polska Ekstraklasa


Escort

Rekomendowane odpowiedzi

Damian Organek, Ruch Chorzów

 

Końcówka sezonu wypada wyjątkowo blado w naszym wykonaniu. Niektórzy myślami są już na wakacjach, popełniają głupie błędy i tracimy niepotrzebne bramki. Kilku piłkarzy kolejny raz mnie zawodzi i raczej odpoczną już od gry w pierwszej jedenastce. Co prawda kilku ważnych piłkarzy leczy kontuzje, ale piłka nożna to sport drużynowy i nie można polegać na indywidualnych umiejętnościach jednego czy dwóch piłkarzy. Trzeba grać zespołowo, liczyć na kolegę ze składu.

W ostatnim czasie wszystko wymsknęło się z rąk: Puchar Polski, dobra pozycja w lidze. Teraz spadliśmy aż na 7. miejsce, szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy byliśmy tak nisko. Teraz gramy u siebie z Odrą, może to będzie mecz, dzięki któremu odbijemy się z tego małego dołka.

Odnośnik do komentarza
Wszystko co dobre kiedyś się kończy… Ale dlaczego akurat w takim meczu? Gazeta Wrocławska, 19/2010 (Robert Skrzyński)

 

 

 

Niestety, genialna seria Śląska Wrocław została przerwana. Co gorsza, została ona przerwana przez wicelidera – warszawską Legię, co sprawiło, że przewaga nad drugim w tabeli zespołem stopniała do trzech oczek. Wszystko wskazuje na to, że końcówka sezonu będzie niezwykle interesująca i teraz już piłkarze Śląska, jeśli marzą o mistrzostwie, nie mogą sobie pozwolić na żaden błąd. Oto, co po meczu powiedzieli piłkarze oraz trener Śląska.

 

 

 

Marco Polo:

 

Niestety taki dzień musiał kiedyś nastąpić. Przegraliśmy zasłużenie, nie mając pomysłu, jak pokonać dobrze dysponowanego Soleya oraz w jaki sposób przedzierać się przez zasieki obronne poprawnie grającej defensywy warszawskiego zespołu. Próbowaliśmy ataków skrzydłami, ale osamotniony w ataku Małkowski nie mógł nic zdziałać przy rosłych obrońcach Legii. Na pewno brakowało ofensywnych wejść środkowych pomocników: Kołodziejczyka, Mazurka i Góreckiego. Na pewno stać ich na lepszą grę niż to, co pokazali. Legia nie miała wielu okazji na strzelenie gola, ale te co mieli, wykorzystali stuprocentowo. Obrońcom Śląska brakowało koncentracji. Mam nadzieję, że ten wynik to jednorazowy wybryk i w trzech ostatnich meczach sezonu znów zagramy z pełną koncentracją.

 

 

 

Tomasz Pałys:

 

Wielka szkoda. Legia praktycznie nie grała, ale sytuacje, które wypracowała, potrafiła wykorzystać. Niestety przy drugiej bramce powinienem był się lepiej zachować i obronić strzał Legionisty. Nie wiem, dlaczego tak mnie przyspawało do murawy. Z drugiej strony, może ta porażka sprawi, że trzeźwiejszym okiem i z większą koncentracją przystąpimy do tych ostatnich spotkań w sezonie, co sprawi, że nie damy sobie odebrać tytułu mistrzowskiego, który jest doprawy o włos. Musimy dalej robić swoje, a Mistrz będzie we Wrocławiu.

 

 

 

Krzysztof Piątek:

 

Klasyczny mecz, w którym drużyna, która nadaje tempo gry, atakuje, stwarza sytuacje przegrywa z drużyną, która ma dwie, może trzy szanse na strzelenie gola i te okazje wykorzystuje. Brak koncentracji w skrajnych momentach czasowych pierwszej połowy kosztował nas dwie bramki, a takiej straty w drugiej połowie nie dało się odrobić. Nie z takim rywalem, jak Legia. Jednak nic się nie stało. Nadal mamy pierwsze miejsce i trzy punkty przewagi nad Legią. Jeśli w końcówce sezonu nie przytrafi nam się jakiś babol, będziemy świętować Mistrzostwo Polski.

 

 

 

Jacek Warzycha:

 

Legia zagrała dobre spotkanie i zasłużenie zwyciężyła. Goście z Warszawy nie stworzyli może wielu okazji bramkowych, ale te, które mieli, potrafili z zimną krwią wykorzystać. Nam zaś tej skuteczności pod bramką przeciwnika brakowało i dlatego wynik jest taki, a nie inny. Jestem jednak dobrej myśli. Mamy dość dobry kalendarz. Teraz gramy z Jagiellonią u siebie, a potem czekają nas mecze z Piastem i Lechią – drużynami z dołu tabeli. Tymczasem Legia ma przed sobą spotkania z Polonią Bytom, Koroną i Bełchatowem. Musimy wykorzystać swoją szansę, bo taka może się więcej nie powtórzyć!

 

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

Mimo zwycięstwa nie jestem do końca zadowolony z tego spotkania. Styl w jakim graliśmy był nieprzyjemny dla oka, zawodnicy często popełniali głupie błędy, grali chaotycznie i szarpali grę. Na szczęście rywal również nie pokazał się z dobrej strony i to wystarczyło do zdobycia trzech punktów. Mam nadzieję, że ten mecz pozwoli na dobre nam wyjść z kryzysu. Cieszy dobra postawa Szymańskiego i Ivanovskiego, który zdobył dwie ważne bramki. Nasz następny przeciwnik - Korona również wygrała swój mecz, więc zapewne są w dobrych nastrojach. Pora je trochę ostudzić!

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

Musimy się skupić na solidnych wzmocnieniach i wyrzuceniu kilku ekskrementów ze składu w okienku transferowym. Znów postawimy na zawodników doświadczonych, choć jeśli trafi się okazja... Sobolewski zostaje i szczerze mówiąc liczę na GKS, ale i bez jego zgody Sobol trafi kiedyś do nas na stałe. On nas kocha, my kochamy go. Szerzej o tym powiem po przejrzeniu listy płac i kadry po sezonie.

Czemu nie mówię o samym meczu? 1:1 po meczu ewidentnie "dla nas" przy Bułgarskiej świadczą same za siebie. Myślę, że ten mecz dowiódł, że możemy być Cracovią przyszłego sezonu. Kto wie, może nawet Śląskiem?

Odnośnik do komentarza

Maciej Markowski, Piast Gliwice

Niestety nie zdobyliśmy nawet jednego punktu i musimy teraz wygrać z Polonią Warszawa. Każdy inny wynik bardzo oddala nas od utrzymania się w ekstraklasie. Mam nadzieję, że zagramy dobry mecz i pokonamy Polonię. Będzie to jednak trudne zadanie, bo gramy na wyjeździe, ale na pewno jesteśmy w stanie wygrać. Musi to być nasz najlepszy mecz w sezonie, bo jest tym najważniejszym.

Odnośnik do komentarza

Nieoczekiwany powrót, Kucharski ponownie trenerem warszawskiej Polonii!

 

Adam Kucharski - utalentowany, lecz przez większość szkoleniowców Ekstraklasy zapomniany - zastąpił na stanowisku zwolnionego trenera Tkaczyka. Kucharski znany jest kibicom z pracy w Grocline, a następnie stołecznej Polonii. Z klubami tymi nie osiągnął większych sukcesów. Wielu znawców uważa jednak, że człowiek ten jest przyszłością polskiej piłki, a zespoły przez niego prowadzone wyróżniają się ładną dla oka i otwartą grą.

 

"Zarząd klubu rozważał wiele kandydatur, doszliśmy jednak do wniosku, że pan Kucharski zna zarówno piłkarzy jak i sztab szkoleniowy, co pozwoli mu na efektywną pracę. Nie ukrywam, że pokładamy w nim wielkie nadzieje. Sezon - jak wszyscy widzimy - nie układa się po naszej myśli. Liczymy na ambitną walkę o utrzymanie, a w przyszłym sezonie o godne reprezentowanie klubu na polskiej arenie piłkarskiej." - poinformował Jerzy Barczak, przewodniczący Rady Nadzorczej w klubie.

 

Co mówi sam szkoleniowiec o tej sytuacji?

 

"Jestem niezwykle zadowolony, a przede wszystkim wielce wdzięczny za zaufanie jakim mnie obdarzono. Przyznam szczerze, że sytuacja w jakiej zastałem zespół jest ciężka, a do końca rozgrywek pozostały już przecież tylko trzy spotkania. Mam nadzieję, że razem z chłopcami weźmiemy się w garść i pokażemy wszystkim niedowiarkom, że Polonia to klub z tradycjami, świetnymi kibicami, a co najważniejsze - z ambicją. W tym miejscu chciałbym zwrócić się z apelem do naszych sympatyków. Będziemy zobowiązani, jeśli ostatnie mecze tego sezonu będziemy mogli rozegrać przy dźwiękach oszałamiającego dopingu, z którego Polonia znana jest na całą Polskę. Ciężko jest mi mówić o naszych szansach, zajmujemy 13 pozycję, która pozwala nam na dalszą grę w Ekstraklasie. Zrobię... zrobimy wszystko, by ten status został zachowany."

 

Zapytany o nadchodzące spotkanie z Piastem Gliwice odpowiedział:

 

"To będzie jeden z ważniejszych, o ile nie najważniejszy mecz w sezonie. Obie drużyny dzieli różnica zaledwie jednego punktu, więc bez ogródek przyznam, że interesuje mnie tylko i wyłącznie zwycięstwo w nadchodzącym meczu. Piast pogrążony obecnie w kryzysie będzie musiał sporo się nabiegać, by osiągnąć zadowalający rezultat. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej, gramy o wszystko."

Odnośnik do komentarza

- Witamy przed meczem wprost z ulicy Sportowej, gdzie dojdzie do pojedynku pomiędzy GKSem a Arką. Oba zespoły bardzo zmobilizowane na ten dwumecz. Witam również moich gości. Jacek Gmoch.

- Witam, dobry wieczór.

- Oraz stały ekspert, Sebastian Szustak, były gracz Lecha i triumfator Pucharu Polski z roku 2006.

- Witam.

- Panowie, szykuje się ciekawy mecz z udziałem dwóch drużyn, które na ligowych boiskach nie liczyły się do końca w rywalizacji choćby o górną połówkę tabeli. Jacek?

- Tak bardzo to nie obserwuję polskiej ligi, ale zerknąłem sobie na ostatnie potyczki GKSu i Arki.

- No właśnie za chwilę porozmawiamy sobie też o ostatnich meczach ligowych.

- I chciałem zaznaczyć, że obie drużyny od początku ligi są w różnym położeniu. Przeanalizowałem sobie to i tak widzę, że w GKSie nie najlepiej działo się na początku sezonu, kiedy klub objął trener Pijanowski. Chyba mu się nie spodobało i odszedł sobie do niższej ligi, gdzie będzie wygrywał, he he. No i pojawił się trener Białek. Niby niewiadoma, a jednak potrafił poukładać zespół, choć GKS nadal prezentował nierówną formę. Arka od początku ligi z jednym trenerem i naprawdę bardzo solidnym, he he. Praca szkoleniowca Grabowskiego może zaprocentować w tym pojedynku. Ma kontakt z tymi piłkarzami od początku i tak myślałem, że może zajdzie daleko w tych rozgrywkach. Utrzymanie pewne i teraz ta pokusa europejskich pucharów, he. Bo wiemy, że Puchar Polski to taka przepustka.

- No właśnie, dokładnie to przepustka do Ligi Europejskiej do 3. rundy. Skupmy się, czy obie drużyny są gotowe podjąć rywali na poziomie średnio europejskim. Drużyny austriackie, duńskie czy węgierskie chyba nie powinny nam być straszne. Sebastian?

- Puchary to całkiem inna działka. Klub całkiem inaczej podchodziłby do przygotowań. Na pewno obie te ekipy mają szansę, ale pamiętajmy, że to nie finał, lecz półfinał. Po drugiej stronie warty walczą jeszcze Znicz i Górnik Zabrze, który procentuje i praktycznie awansował już do Ekstraklasy. W pucharach można wylosować różnie. Teraz jest cholernie ciężko zakwalifikować się, bo ta 4. runda jest praktycznie nie do przeskoczenia. Dla Arki czy GKSu już 3. runda będzie poważnym wyzwaniem, ale awans na pewno byłby sukcesem. Sam awans i kwestia zaistnienia w pucharach to dobry prognostyk dla Bełchatowian czy Gdynian.

- Ostatnie kolejki... drużyny oszczędzały swoich graczy, dlaczego? Jacku?

- He he. Takie pytanie do trenerów. Trener Białek zrobił taki zabieg, podobnie jak trener Grabowski. Chyba mieli podobne pomysły, identyczne prawie, tylko inne założenia trochę. Bo widać, że trener Białek ma wąską kadrę, więc musiał dać pograć młodszym, tam pojawili się nowi jak Górski, który może zostanie na przyszły sezon w drużynie i pogra jeszcze więcej. Dziś jest na ławce, warto odnotować. Arka? Ma szerszą kadrę, więc trener Grabowski ma większe pole manewru, choć wypadł Popovic i wydaje się, że ta linia obrony wygląda najgorzej od miesięcy, a wypadł tylko jeden piłkarz.

- GKS przegrał, Arka wygrała w ostatnich minutach. Będzie to miało jakiś wpływ, Sebastian?

- Może mentalnie to jakoś podbudowało graczy Arki, ale z tamtego zestawienia widzę Maximova tylko, który strzelił decydującą bramkę. Zobaczymy jak to zadziała, bo trener Białek unikał nawet wejść graczy podstawowych na spotkanie z Koroną. Coś kosztem czegoś, prawda.

- Dobrze, tak więc zapraszamy na pierwszą połowę spotkania półfinałowego o Puchar Polski, GKS Arka.

 

 

GKS Bełchatów – Arka Gdynia

 

Wielkie wydarzenie dla obu klubów. Pierwszy mecz w Bełchatowie – jednak kibice zawiedli – zjawiło się zaledwie dwa i pół tysiąca miejscowych plus około dwieście osób z Gdyni. Trenerzy obu ekip oszczędzali piłkarzy właśnie na to spotkanie ligowe. Zestawienie GKSu to to samo, które grało w starciu ćwierćfinałowym, natomiast w Arce na podstawie całego sezonu wykrystalizowała się podstawowa jedenastka, która dziś ma zaszczyt grać przy ulicy Sportowej w ramach rozgrywek o Puchar Polski.

W pierwszym fragmencie podania kierowane były na Zarytskiego, który szybkim rozegraniem chciał uruchomić Wasilewskiego, lecz w tej pierwszej akcji stoperzy złapali napastnika na spalonym. W środku dziś prezentuje się Karwan ze względu na kontuzję Popovica. Kolejne podanie... i kolejny spalony. Arka postanowiła wysoko ustawić linię obrony. To był pierwszy klucz do ofensywnych akcji, bo Gdynianie mogli spychać GKS do defensywy. W 3. minucie Kaliciak próbował rajdu lewą flanką, ale skutecznie powstrzymał go Zając, który pomimo umiejętności gry na środku pomocy, zajął dziś miejsce ponownie na prawej stronie bloku defensywy. Arka przez pierwsze minuty chciała dyktować warunki, a głównymi zagrożeniami mieli być Malaj oraz Kaliciak. Próbowali różnych dośrodkowań, jednak większość z nich była blokowana na rzuty z autu. Gracze GKSu chcieli uniknąć rzutów rożnych, a gdy jeden z nich się nadarzył w 8. minucie to dobrze pokryto Jaskólskiego i odcięto od podania. W 13. minucie w pole karne wtargnął S. Kowalczyk po podaniu od Piotrowicza – a całą akcję spokojnie zapoczątkował Okoro. Jednak zawodnik gospodarzy był nieprzepisowo powstrzymywany przez Santosa. Sędzia to zauważył i odgwizdał rzut karny. Środkowemu pomocnikowi oberwało się żółtą kartką i solidnym ochrzanem z ławki rezerwowych. Strzału z jedenastu metrów podjął się Wasilewski. Nie zawiódł pewnym uderzeniem w lewą stronę bramki. Szczepanik go nie wyczuł. GKS wyszedł na prowadzenie. Zepchnęli gości do defensywy. A tu mieli solidne osłabienia, bo brakowało wspomnianego Popovica oraz prawy obrońca – Orzechowski miał spore braki kondycyjne ze względu na kontuzję i ostatni brak gry. W 19. minucie kolejne składne podania Bełchatowian, S. Kowalczyk do Wasilewskiego, który przyjął piłkę pomiędzy dwóch stoperów, którzy się nie zrozumieli, uderzył szybko po ziemi i trafił w lewy narożnik bramki! Już 2:0! Przewaga rosła, pojawiały się kolejne upomnienia od sędziego. Ukarani zostali Orzechowski oraz Maximov za ostre wejścia w nogi rywali. W 27. minucie Piotrowicz wykorzystał zejście do tyłu Malaja i wbiegł w rywala, by skutecznie odebrać piłkę, potem pozostało mu jedynie wypuścić Zarytskiego wybiegającego za Karwana. Ten podał do Wasilewskiego, który przepchnął ze spokojem Jaskólskiego. Wykorzystał również błąd bramkarza, który stał na dziesiątym metrze i technicznym strzałem pokonał go! Hattrick skompletowany! W 31. minucie pierwsza dobra i stuprocentowa okazja Arki, gdy lewą flanką Zająca wyprzedził Kaliciak, dograł do Flavio, a ten uszedł czysto z krycia Rochy i uderzył głową, ale Kowalczyk popisał się znakomitą paradą. W 32. minucie ponownie Maximov próbował rozciągnięcia do Kaliciaka, lecz tym razem lewy pomocnik zdecydował się na indywidualne wejście, na wejście w nogi zdecydował się też Kowalczyk, który czysto wybił piłkę na korner. Po dośrodkowaniu piłkę wyłapał golkiper. Gracze GKSu przy każdej stracie szybko wracali na swoje pozycje, przy okazji wywołując pressing na rywalach. Największą czarną robotę wykonywał Okoro, który zaliczył sporo odbiorów. W 39. minucie Urumov włączył się w akcję ofensywną, zauważył, że Malaj wybiega na czystą pozycję na dalszym słupku, dograł, lecz znakomicie wybronił ponownie młodziutki Kowalczyk. Wasilewski nie odpuszczał i pomagał w ostatnich minutach, które dla GKSu były trudne ze względu na pressing Arki. Chcieli zdobyć gola kontaktowego, by powalczyć. Jeszcze w doliczonym czasie gry Maximov trafił w słupek. Ostatni gwizdek w pierwszych 45 minutach.

 

- Wasyl, sporo krzywdy narobiłeś rywalom, hattrick w twoim wykonaniu, chyba dawno nie było takiego spotkania.

- Tak, to prawda. Trochę dziurawa obrona. Wykorzystaliśmy nieobecność Popovica, bo chyba Karwan gra pierwszy czy drugi raz z Jakólskim i nawet nie mogą się dobrze porozumieć. Razem z Zarytskyim ustawiamy się tak, by rozszerzyć grę i potem wrzucać piłkę na jednego z nas. Wykorzystujemy swoje walory szybkościowe.

- Plany na drugą połowę?

- Na pewno obrona skupi się na tym, by nie stracić gola. My będziemy coś chcieli ustrzelić choćby z kontry. Ostatnie 10 minut trochę nerwowe, ale udało się wytrwać. Jesteśmy w stanie wygrać i najlepiej z solidną zaliczką, co by być pewnym finału.

- Mówi się o jakimś transferze za granicę. Kilka klubów już dziś cię obserwuję, o tam, na loży vip chyba ktoś zapisuje twoje nazwisko. Nie boisz się wyzwań?

- Na razie moje wyzwanie to Arka Gdynia, dziś. Nie myślę o transferze. Przyjdzie i na to czas, kiedy udowodnię, że jestem w stanie grać na wyższym poziomie.

- Dziękuję.

 

 

 

- Mamy chwilę na rozmowę. Pierwsze wnioski, Jacku?

- Arka zbyt ofensywnie wyszła na to spotkanie. Trener nie powiedział bocznym obrońcom, że w środku zagra Karwan z Jaskólskim, obaj mieli problemy z komunikacją. Kulał środek, kulały boki, bo Orzechowski zawiódł, widać braki kondycyjne, on chyba ostatnio nie grał, prawda? Kontuzja czy coś tam mu się stało, nadepnął chyba. Tak.. tu.. właśnie Orzechowski słabo. I chciałem zaznaczyć, że bramkarz kiepsko. Skąd ten Szczepanik jest? Kiepski występ i to wyjście przy trzecim golu, strach się z tym pokazywać.

- Sebastian, GKS gra odważnie, do przodu, bo z tyłu jest i linia obrony i Okoro, który rozbija te ataki.

- Dokładnie. Okoro to klucz w tej formacji, którą prezentuje Bełchatów. Myślę, że zaprezentowali się powyżej umiejętności. Zdominowali Arkę i pokazali, że do strzelania goli Wasilewski jest w pełni gotowy.

- Chyba ma receptę na Arkę, bo w rundzie jesiennej również trafił i po jego karnym drużyna wygrała.

- Myślę, że nic się nie zmieni. Trener Grabowski jest zagubiony przy ławce. Czegoś potrzeba jakiegoś impulsu. Narzekamy na Szczepanika, Orzechowskiego. Ten Karwan zagrał słabo. Bo Jaskólskiego nie można winić. Grał tyle z Popovicem, a ten wypadł na kluczowe spotkanie rundy. Jeszcze jest druga połowa. Brakuje Rosłonia, który w kilku ostatnich spotkaniach pociągnął zespół do przodu. Nie wiem dlaczego dziś jedynie ławka.

- Dobrze, przenosimy się na drugą część gry.

 

 

Drugą połowę czas zacząć. W 47. minucie Mikołajczak przejął piłkę po zgraniu Okoro, który miał na plecach dwóch rywali po długim wykopie Kowalczyka. Zagrał do Zarytskiego, który zakręcił nieco rywalami, zepchnął jednocześnie linię obrony do skrajnej defensywy, podał do Wasilewskiego, który nadbiegł i uderzył. Bramkarz nieco zasłonięty niestety spóźnił się z interwencją i nie wybronił piłki. Wasyl podwyższył na 4:0! Gdynianie potracili nadzieję, ale chyba nie Malaj, który wydryblował Aleksandrowicza, dograł w pole karne, gdzie zbyt nerwowo zareagował Rocha, ale udało się przelobować bramkę. Włączali się do akcji boczni obrońcy, choć Orzechowski ledwo nadążał za akcjami. Arka przycisnęła ponownie rywali, ale bez większego rezultatu. W 52. minucie z dystansu uderzył Maximov, ale obił jedynie ciała rywali i wywalczył rzut rożny, który zakończył się nieudanym dośrodkowaniem Toleskiego. Ofensywny pomocnik prezentował wahaną formę przez dłuższy czas. W 60. minucie dośrodkowania z rzutu wolnego próbował Okoro, ale dobrze w powietrzu zaprezentował się Jaskólski, zapobiegając niebezpieczeństwu. Chwilę potem Zarytskyi szukał dodatkowej wrzutki z lewej strony, ale dobrze włączył się Aleksandrowicz. Zawodnicy Arki na prawej stronie nie nadążali i mieli spore problemy z zatrzymaniem tego duetu. Gdzieś w ataku czaił się Wasilewski, z którym tym razem poradził sobie Urumov. W 63. minucie znakomite podanie od Aleksandrowicza otrzymał Zarytskyi, który ruszył lewą stroną, uprzedził Karwana, który próbował odbioru, ale nieudanie, uderzył po ziemi, Szczepanik w ostatniej chwili wybronił na korner. Nadal liczył na kolegów i solidnie ich mobilizował do bardziej ofensywnej gry. Kolejne minuty mijały, a Arka męczyła się niemiłosiernie. Gracze nie mogli znaleźć wspólnego języka o czym świadczy kluczowa sytuacja z 75. minuty, kiedy do skrzydła lewego zbiegł Flavio i pozostawił dziurę w środku, zabrał piłkę Toleskiemu spod nóg i dośrodkował, ale chyba wypatrywał tam samego siebie. Na tyle niedokładnie, że ruszyła kontra graczy z Bełchatowa. Piotrowicz do Zarytskiego, który nie mógł być na spalonym, bo ruszył z własnej połowy do piłki. W pościg za napastnikiem ruszyli Karwan i Orzechowski, napastnik GKSu zbiegł do środka. W końcu wybiegł naprzeciw Karwan, ale bez problemu obrońcę minął Ukrainiec – uderzył po ziemi, Szczepanik za późno rzucił się do piłki i mamy... 5:0. Jeszcze w 81. minucie Urumov próbował zagrania do Rosłonia, który jednak wracał ze spalonego i startował do piłki z przegranej pozycji z rywalem z obrony. Na boisku pojawił się Górski, który ponownie zbierał potrzebne szlify na przyszłość. Radził sobie z Kaliciakiem nawet w pojedynkach siłowych. W 86. minucie nieznane były zamiary Aleksandrowicza, który mocnym kopnięciem podawał do Kowalczyka, lecz mógł wpakować sobie samobója. Trafił w boczną siatkę. Wszystko pod naporem Gilewicza. Z rzutu rożnego dograł Toleski, ale w powietrzu piłkę wygrał Górski wybiciem przed pole karne. Do końca coraz mniej czasu. Gdynianie panicznie wkopywali piłkę w pole karne przeciwników, ale futbolówka nawet nie kleiła się do nogi. Ostatecznie deklasacja. GKS pokazał Arce miejsce w szeregu. Wygrali i praktycznie mogą być pewni miejsca w finale o Puchar Polski.

 

GKS Bełchatów – Arka Gdynia 5:0

13’ Wasilewski (kar) 1:0

19’ Wasilewski 2:0

27’ Wasilewski 3:0

47’ Wasilewski 4:0

75’ Zarytskyi 5:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Piotr Siedlecki

Widzów: 2730

 

 

- Mieliśmy doskonałe widowisko, panowie.

- No tak, GKS pokazał, że jest drużyną, która spełnia wszelkie wymogi do gry w Pucharze Polski, w finale oczywiście, bo tak to zabrzmiało, jakby to była runda wstępna do tych rozgrywek, he he he. Byłem ciekaw postawy Wasilewskiego w drugiej połowie, ale dalej walczył i szarpał, pokazał, że potrafi zmobilizować się na ten jeden z niewielu meczów, na mecz o wyraźnej stawce, wysokiej stawce, jaką jest finał Pucharu Polski. Rozgrywki zlekceważone przez wielu, a widać, że się opłacało.

- Jacku, zanim powiemy o drugiej parze to jeszcze słów kilka tutaj. Wszedł Rosłoń i gra wyglądała nieco lepiej. Chyba doświadczeniem Arka mogła pokonać młody GKS.

- Też mi się tak wydaje, he he, ale wiadomo, każdy mądry po meczu, he. Dobrze pokazał się Wasilewski, ale szkoda, że chłopak nie jest regularny, bo jeśli GKS awansowałby do pucharów to potrzebny jest taki egzekutor. Wiem, że media o nim spekulują, zobaczymy co pokaże w rewanżu, bo chyba zagra. Co do Arki – rzuca się w oczy, że tam brakowało decyzji w czasie meczu. Na tle rywali wypadli blado. Trener Grabowski wypuszcza graczy i nic im nie podpowiada. Może to recepta, bo rzeczywiście w lidze idzie im imponująco dobrze.

- Sebastian, mówi się, że trener Grabowski to taki mały czarodziej pokroju trenera Laskosza. Prawda to czy trochę bujda?

- Pokazał, że można z Arki wycisnąć nieco więcej niż to na przykład 14. miejsce, które było zakładane przed sezonem.

- Media mówiły po prostu, że drużyna spadnie.

- Ale w klubie się tego nie mówi. 14. miejsce to minimum. Trener z chłopakami popracował, ściągnął kilku graczy i stworzył zespół. Myślę, że Arka, pomimo tej porażki, w przyszłym sezonie również uplasuje się koło 10. miejsca, bo ktoś będzie musiał, prawda? Ale z drugiej strony to trener Grabowski musi wiele się nauczyć, choćby od Laskosza, który do tej pory imponuje spokojem i wyborem na przykład podstawowej jedenastki. Pewnie tam troszkę w podświadomości pluje sobie w brodę, że nie udało się zakwalifikować do półfinału, no, ale cóż, bywa, prawda?

- Spójrzmy na drugi rezultat, bowiem w Pruszkowie doszło do niespodzianki:

 

Znicz Pruszków – Górnik Zabrze 2:0

8’ Budziłek 1:0

39’ Strejlau 2:0

 

Składy

Statystyki

 

- To ciekawe, bo Górnik wydawał się faworytem do finału.

- Tak, ale wszystko jest do odrobienia. Tu nie ma goli na wyjeździe, nic się nie liczy podwójnie, także Górnik wygra 2:0 czy 3:1 to będzie dogrywka. A wszystko możliwe. Mi się wydaje, he he, że ten mecz, który oglądaliśmy to już taki mały finał, bo jednak między Ekstraklasą a I ligą jest mała przepaść.

- Sebastian. Jak to jest w walce o finał, kiedy presja sięga tak wysoko?

- Trener Skura nauczył nas walki z presją i radziliśmy sobie całkiem nieźle. Pamiętam, że w finale graliśmy z Górnikiem i tam chłopaki z Zabrza również grali bez presji, bo całkowicie nie pompowano tam balonu, w Poznaniu natomiast tak. Dziennikarze na każdym kroku nas męczyli. Dziś są na razie półfinały, presja jest mniejsza, ale taka adrenalina dodaje sił. Najwyraźniej GKS dobrze przygotował się do spotkania i zasłużenie wygrał. Czy tak wysoko powinien? Prawdopodobnie przeważyły błędy i indywidualne graczy i ostatecznie trenera, który może jeszcze sporo się nauczyć.

- My się przeniesiemy jeszcze na murawę, gdzie z piłkarzami rozmawia nasz dziennikarz, Juliusz Tupalski.

 

 

- Witam wprost z murawy przy ulicy Sportowej. Ze mną młodziutki gracz GKSu, Jakub Górski, udało mi się ciebie wyciągnąć z szatni, gdzie, jak podejrzewam, trwa wielka radość?

- Na to przyjdzie czas. Na razie jesteśmy zadowoleni, że udało się spełnić założenia trenera. Pierwszy mecz do przodu, oby w drugim było podobnie.

- Ale przyznasz, że 5:0 to porządna zaliczka i raczej finał przed wami.

- Stapamy cały czas twardymi krokami po ziemi. Udało się wyeliminować Polonię, wcześniej Legię jeszcze na jesieni to dlaczego mamy odpuścić Arce? Udało się zagrać dobre spotkanie i jesteśmy zadowoleni.

- 17-letni piłkarz w kadrze GKSu bardzo z przymusu czy z powodu dobrych umiejętności?

- Mam nadzieję, że raczej z drugiego powodu. Wiadomo, GKS nie dysponuje szeroką kadrą, ale to szansa dla nas, młodych.

- Dziękuję.

 

- A tuż obok mnie jeden z przegranych graczy Arki Gdynia, Piotr Jaskólski. Wiemy, że ciężko jest przełknąć gorycz porażki, a jeszcze bardziej wynik 0:5.

- I trudno też o tym rozmawiać. Chciałem powiedzieć, że jesteśmy bardzo zdołowani naszą postawą. W lidze nic nie wskazywało nas na takie pożarcie, bo GKS to podobna ekipa jak my. Prezentowali się podobnie. Nie będę zwalał na osłabienia, bo to nieprawda. Zespół był przygotowany.

- Teraz myśl o rewanżu czy o lidze?

- Zagramy w rewanżu na maksimum możliwości, bo nas również stać na efektowne zwycięstwo. Ciężko będzie strzelić pięć bramek, ale trzeba po sobie zostawić dobre imię, szczególnie, że szło nieźle do tej pory na boiskach ligowych i Pucharu Polski. Trudno, stało się, popełniliśmy za wiele błędów.

- Może zbyt myśleliście o pucharach?

- Nie, raczej nie. Żaden z zawodników nawet nie żartował o pucharach. Byliśmy skoncentrowani, pierwszy gol z karnego i potem rozwiązał się worek z bramkami, szkoda, że nie na naszą korzyść.

- Dziękuję za rozmowę.

 

 

- Widzimy, że gracz Arki lekko załamany, ale raczej postawą całego zespołu.

- Ja jestem ciekaw co powie szkoleniowiec na konferencji, bo zawsze miał pewne wahania. Raz się pojawiał, raz nie. Ciekawe czy teraz powie do mikrofonu kilka słów analizy. Wiele o tym meczu można wywnioskować ze skrótów i sam trener powinien z tego skorzystać.

- Dobrze, skoro rozmawialiśmy o europejskich pucharach to czy GKS nadaje się do tego towarzystwa, Jacku?

- No, jeśli miałbym wybierać to wolę GKS niż Znicz czy Górnik. Bo Arka chyba przegrała i nie odrobi takiej straty? Nie wiem czy są na to finanse, ale nawet Liga Europejska może być minimalnym zastrzykiem gotówki. Można też wypromować graczy jak Wasilewski czy Mikołajczak, bo to piłkarze w kwiecie wieku i czas najwyższy ruszyć na Zachód.

- Sebastian, ostatnie pytanie, jest szansa jeszcze wyjść z podniesioną głową z tego dwumeczu?

- Na pewno z honorem można wyjść wygrywając przed własną publicznością, ale tak wysoko się nie uda. GKS będzie przygotowany na każdy wariant, choćby wielka ofensywa Arki, która już w tym meczu była ofensywnie nastawiona.

- Dobrze, także to wszystko z Bełchatowa, dziękuję moim gościom – Jacek Gmoch i Sebastian Szustak, dziękujemy, dobranoc.

Odnośnik do komentarza

Mateusz Szymandera, Lech Poznań:

 

- Co mam powiedzieć. Jeśli ktoś chce zdobyć tytuł musi wygrywać, a nie tracić frajersko pozycję i szansę na tytuł. Zremisowaliśmy, a Śląsk przegrał - takie sytuacje trzeba wykorzystać. Pozostały dwie kolejki do końca, a już teraz dla mnie nie ważny jest styl gry, a to jakie będą wyniki. Dla mnie ważne są tylko zwycięstwa, bo po to gramy w lidze przez cały rok, żeby ciężką pracą osiągnąć dobry wynik, a nie stracić go przez naszą nieodpowiedzialną i niekonsekwentną grę.

Odnośnik do komentarza

Dawid Białek, GKS Bełchatów:

 

Świetny rezultat. Po takim meczu, to ja nawet nie mam się do czego przyczepić. Widać, że godziny treningów podporządkowane wyłącznie temu meczowi dały wyniki. Dwa tygodnie ciężkiej pracy i rywal został po prostu zdeklasowany. Jednak nie zamierzam teraz lekceważyć przeciwnika - 5:0 to bardzo duża zaliczka, ale nie takie rzeczy już widziałem. Teraz wystarczy dobrze przygotować się do meczu rewanżowego, bo jednak nie jesteśmy jeszcze w finale. Podejrzewam, że trener Arki mimo wszystko wystawi na nas swój najsilniejszy skład i też mam zamiar tak postąpić. Zwykłym frajerstwem byłoby wystawienie rezerw i roztrwonienie przewagi. Mimo tego, że wysoko prowadzimy, nie będziemy się jednak bronić. Nie chce nerwówki w ostatnich minutach, wole spokojnie drugi mecz też wygrać. Może znowu różnicą okaże się Wasilewski - zagrał fenomenalnie, z resztą 4 bramki to skutecznie pokazują. W końcu wykorzystaliśmy sytuacje które sobie stworzyliśmy, to było kluczem do zwycięstwa. Mieliśmy mniejsze posiadanie piłki, ale już z piłką wiedzieliśmy co robić, w przeciwieństwie do Arki. Fenomenalny mecz mojej ekipy, mam nadzieję, że w rewanżu będzie podobnie.

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

Co sądzę o wynikach Pucharu Polski? Cóż, dla mnie faworytem pozostaje Znicz Pruszków. Ale finał Znicz-GKS, czy Górnik-GKS to kpina z polskiego futbolu. W finale powinny grać drużyny prezentujące jakikolwiek poziom. Brawo dla trenera Białka, wcale ładnie przygotował drużynę, ale co zrobili Gdynianie? Ja rozumiem, że pan kołcz Arki to jest piaskownica taktyczna (choć trzeba mu przyznać, w derby mu się przyfarciło), ale 5:0 w półfinale? Kto nas będzie reprezentować w Europie w następnym sezonie... ciarki przechodzą człowieka.

 

Żal kibiców Lechii, która mogłaby równie dobrze grać na takim poziomie, ba - myślę, że nasz finał z GKS-em byłby bardzo ciekawy - jednak Jaworski, oględnie mówiąc, zje**ł. Za rok!

 

Aha, do pana Szymandery - pan się nic nie bój, my gramy jeszcze ze Śląskiem i przynajmniej trzy punkty, jeśli Poznań to nie Frajerland, powinni odrobić.

Odnośnik do komentarza

- Witamy bardzo serdecznie ze studia.

- Magazyn Polska Ekstraklasa.

- Andrzej Twarowski.

- Oraz Maciek Smokowski.

- Witamy.

- A w naszym studiu kilku gości.

- Witamy przede wszystkim gości specjalnych, Piotrka Świątka z Lecha Poznań.

- Dobry wieczór.

- Mistrzostwa już raczej nie będzie, więc skorzystaliśmy z oferty i zaprosiliśmy cię do studia, hehehe.

- Oraz kolejny z piłkarzy, którzy robią furorę na ligowych boiskach – Jacka Warzychę.

- Witam, dobry wieczór.

- Jacek, znakomity sezon w twoim wykonaniu, chyba znamy cele również na przyszły sezon, jeśli chodzi o ligę i puchary.

- Ja ich nie znam, uświadomicie mnie?

- Oczywiście chodzi nam o awans do Ligi Mistrzów.

- No nie wiem, nie wiem czy to będzie możliwe, bo o mistrzostwo cały czas walczymy. Musimy wygrać ostatnie dwa mecze.

- Dobrze, o tym na pewno porozmawiamy. Kolejnym z naszych gości jest Grzesiek Mielcarski, stały ekspert, który na pewno wiele ciekawych rzeczy nam dziś opowie.

- Witam was, panowie.

- Grzesiek. 20-letni Warzycha czy 20-letni Świątek, kogo byś kupił do swojego klubu?

- Ja nie mam własnego klubu.

- To wiemy, hehehe. Ale załóżmy, że rozpoczynasz walkę o Ligę Mistrzów z innym klubem u wodzy. Masz kilka milionów na jednego z nich. Kto bardziej cię zachęcił?

- Na pewno Jacek, bo grał otwarty futbol, w końcu w drużynie lidera Ekstraklasy. Piotrek miewał przebłyski, ale jakoś a to kontuzje, a to pauza za ostrą grę. Naprawdę stać Piotrka na wiele, ale musi się rozwijać jeszcze w naszej Ekstraklasie. Wiem, że Jackiem interesowały się już zachodnie kluby, on coś tam przebąkiwał do mediów, że myśli o odejściu, ale dobrze by zrobił, jakby sprawdził się w tych pucharach i w nowym sezonie ligowym, czy potrafi ponownie tak właściwie się przygotować.

- Przed nami trochę rozmów: i o drużynach, które walczą o utrzymanie, również na temat mistrzowskich aspirantów. Może coś powiemy o transferach, no i głównie to porozmawiamy z naszymi gośćmi.

- Przejdźmy do pierwszego ze spotkań. Cracovia w Sosnowcu mierzyła się z Lechią. Zapraszamy.

 

 

Cracovia – Lechia Gdańsk

 

Cracovia nadal w walce o podium. Wszystko dzięki potknięciu się Lecha, który nie wykorzystał przegranej Śląska. Forma Kolejorza nie wygląda najlepiej, dlatego gracze z Krakowa jeszcze wierzą w sukces, jakim na pewno byłoby zakwalifikowanie się do europejskich pucharów. Trener Gdańszczan zaznaczał, że jego celem jest 8. miejsce, które jest osiągalne, ale trzeba dziś osiągnąć korzystny rezultat, a najlepiej pokonać rywali.

Obie ekipy zaczęły w szybkim tempie, Lechia ruszyła do ataku na Cracovię, jednak gospodarze nie obawiali się natarcia przeciwników. Obrońcy bardzo ostro potrafili wejść w nogi rywala i wyłuskać piłkę. Ostatecznie w 2. minucie sytuacja się odwróciła i to Polak popisał się zbyt ostrym wejściem przed polem karnym za co został podyktowany ostatecznie rzut wolny. Pocrnjic ustawił piłkę na 20 metrze, a bramkarz rywali w tym czasie ustawiał mur. Sędzia ustalił przepisową odległość, która i tak wyglądała na naciąganą, prawy pomocnik znakomicie przymierzył w lewe okienko, gdzie rzucił się golkiper, lecz nie udało się bramkarzowi wybronić drużyny od straty gola. W 6. minucie kolejna dobra okazja, tym razem stały fragment gry z lewej strony, gdzie piłkę zgrywał Eze do Basty, jednak w ostatnim momencie strzał obrońcy zablokował Engel długim wybiciem. Zawadzki próbował szansy z dystansu, ale mocno przestrzelił. Goście szukali przede wszystkim prostopadłych piłek na Sobolewskiego i Camarę, jednak dobrze boczni obrońcy uprzedzali rywali i przecinali zagranie. W 14. minucie powinien podwyższyć Brkovic po znakomitym prostopadłym wpuszczeniu przez Michniewicza. Akcja szła na pierwszym tempie, a zgrywał wcześniej Biskup, który ambitnie walczył na lewej stronie, ale z biegiem czasu zaliczał coraz więcej strat. W 22. minucie Zawadzki tym razem ustawił piłkę na rzucie wolnym, dośrodkował na dalszy słupek, ale na poziomie nóg innych piłkarzy, futbolówka przeleciała przez tłum graczy, Pocrnjic wyskoczył w powietrze i strzelił z tak zwanych nożyc, ponownie pakując piłkę do siatki! Pasy wyszły na dwubramkowe prowadzenie dzięki skutecznej postacie prawoskrzydłowego. W 29. minucie Biskup zgrywał z lewego skrzydła, zbiegając do środka, Eze zdecydował się po przyjęciu na strzał pod poprzeczkę, jednak znakomicie wybronił Jayeoba, który przeniósł piłkę nad bramką. Lechia w końcu wzięła się za odrabianie strat po tym jak trener szalenie wyskoczył z ławki i zaczął wykrzykiwać do własnych piłkarzy. Pierwsza odpowiedź już w 40. minucie, kiedy to po spokojnej wymianie kilkunastu podań Engel zagrał do Camary, ten zabawił się z Bastą w drybling, minął obrońcę na pełnej szybkości, Kościukiewicz musiał kryć Sobolewskiego, który wystawiał się do podania, jednak napastnik Lechii przymierzył z daleka i pokonał Nalepę. Gol kontaktowy na pewno dodał im sporo pewności siebie, bo jakby zaczęli wierzyć w korzystny rezultat w Sosnowcu.

Po przerwie Lechiści ruszyli do ataku, ale spokojnie konstruowali kolejne akcji. Przyjmowali piłkę, rozgrywali w środkowej strefie, po czym wykorzystywali ofensywne wejścia bocznych obrońców. W 50. minucie wybicie Nalepy nie było pierwszej jakości, jednak lepiej zachować mógł się Zawadzki, który powolnie ruszył do piłki, dlatego uprzedził go Trustful i długim wybiciem skierował futbolówkę na przedpole do Sobolewskiego, któremu nie pozostało wiele jak oddać strzał przed linią obrony. Kościukiewicz zdołał wystawić nogę, ale nie zablokował szybkiego napastnika, który wpakował piłkę w prawe okienko! Znów mieliśmy remis. Szalona radość w obozie gości. W 57. minucie uderzał z rzutu wolnego Maksimenko. Pasy gdzieś się schowały i gracze chyba zapomnieli, że przed chwilą doprowadzono do remisu. Nie było tego błysku, który trwał do 40. minuty, kiedy świetnie rozgrywał Michniewicz i praktycznie rozdawał karty gdzieś pod polem karnym rywali. W 70. minucie kolejna akcja Lechii, w której swój główny udział miał Maksimenko, bo to on rozegrał piłkę, zagrał do Sobolewskiego, ten uciekł spod opieki obrońcy, wyciągnął drugiego defensora i chciał wpuścić Camarę, który nie zdecydował się na wejście, dlatego Sobol ponownie uderzył z dystansu, ale Osuch przyblokował i Nalepa bez problemu złapał piłkę. W ostatnim kwadransie lepiej funkcjonowała obrona Cracovii, dlatego postanowili przejść do ataku. Ponownie grali z pierwszej piłki, jednak brakowało strzału w światło bramki. W 80. minucie znakomita stuprocentowa okazja dla Lechii, gdzie Engel prostopadłym podaniem wypuścił Sobolewskiego, a ten nie pokonał Nalepy, który przeniósł piłkę nad poprzeczką. Ostatnie sekundy, sędzia doliczył cztery minuty. W 93. minucie Michniewicz zagrał na skraj pola karnego do Brkovica, który gubił się z piłką, ale nogę włożył jeszcze Woźniak, a napastnik Cracovii padł na murawę. Sędzia dyktuje jedenastkę!!! Do piłki wyruszył Terlecki, który został szybko mianowany na wykonawcę. Ustawił piłkę, wziął mały rozbieg... goool! Strzelił w prawy róg bramki i dał praktycznie cenne trzy punkty Pasom! Znakomicie wykończył. Lechia pozostała z niczym. Walczyli ambitnie, ale tym razem zabraknie punktów do ligowej tabeli. Cracovia nadal walczy, choć musi liczyć na potknięcie Lecha, a następnie, w ramach 30. kolejki samemu pokonać Kolejorza.

 

Cracovia – Lechia Gdańsk 3:2

2’ Pocrnjic 1:0

22’ Pocrnjic 2:0

40’ Camara 2:1

50’ Sobolewski 2:2

90+4’ Terlecki (kar) 3:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Paweł Gil

Widzów: 5512

 

 

- Jesteśmy po spotkaniu. Przede wszystkim na myśl nasuwa się kontrowersyjny karny, który jednak po głębszych analizach okazał się karnym. Woźniak przewinił, trochę cwaniactwa Brkovica, który pomimo młodego wieku wbiegł w nogi rywala i dał się po prostu wykosić. Piotrek?

- Nie wiem, nie chcę oceniać decyzji sędziego, ale skoro sędzia go podyktował to nie zmienimy tego. Końcowe minuty, ale przecież od zawsze wiadomo, że trzeba uważać w polu karnym, najlepiej poczekać na reakcję rywala. Brkovic nie miał wiele miejsca, więc wystarczyło aż wycofa do tyłu, bo z obu stron był odcięty, brakowało też ruchu pod koniec meczu zawodnikom gospodarzy.

- Jacek, Pocrnjic to twoja pozycja. To samo ulokowanie na boisku. Gracie podobnie czy to trochę się różni?

- Obaj jesteśmy bramkostrzelni z tego co zauważyłem. Nowy nabytek Cracovii jest bardzo groźny przy stałych fragmentach gry, zazwyczaj próbuje je wykonywać z prawej strony. Też staram się brać na siebie tę odpowiedzialność. Udaje nam się asystować, to kolejne dobre porównanie. Co do różnic, chyba rozgrywanie akcji. W Krakowie bardziej liczą pod tym względem na Michniewicza, a u nas jest tak, że ja i Kiła mamy sporo swobody taktycznej, w związku z czym możemy rajdować na skrzydłach, zbiegać do środka, brać piłkę, próbując dryblingów. Różnie to bywa, zależnie od przeciwnika, od wysokości tej poprzeczki.

- Sami zawodnicy zapewne nie zechcą się wypowiadać na temat trenera gości. Trener Moniuszko. Sporo poświęcaliśmy jego osobie, jednak wydaje się być bardzo mądrym trenerem z trochę za długim językiem, Grzesiek?

- Odnoszę wrażenie, że jego niektóre konferencje są jego bardzo mądrymi posunięciami. Jest chętny do rozmów z mediami, ale wybiera sobie, w zależności od dnia. Gdy wygrywa, zdaje się być pewny siebie, a gdy przegrywa, nie może pogodzić się z porażką i plecie głupoty. Spodobała mi się jednak jego postawa w mediach. Kontrowersyjna osoba na pewno koloryzuje naszą ligę, ale w Lechii jest lepiej niż za trenera Jaworskiego, któremu nie zależało na dobrych wynikach. Tutaj na pochwały zasługuje głównie linia obrony. Pomimo straconych trzech bramek, pomijam karnego, więc są dwa gole, prawda? No to spójrzmy, pierwsza sytuacja, gdy Pocrnjic uderza z rzutu wolnego. Znakomity strzał, golkiper bez szans, mur ustawiony niby dobrze, choć to kolejna zła decyzja, bo arbiter ustawia mur za blisko strzelca. Ten sobie radzi, nawet nie dyskutuje, tylko koncentruje się na robocie. Drugi gol to również stały fragment gry. Złe ustawienie obrońców, a bardziej bym pochwalił Pasy, gracze ruszali się, robili zamieszanie. Dobra robota. Jeżeli przeanalizujemy wcześniejsze dokonania to naprawdę Lechia to jedna z ekip, która preferuje defensywny styl i w pełni się to sprawdza. Grają solidnie, bez większych błędów. Może z nich być pociecha.

- Ale czy tak naprawdę stać ich na wyższą lokatę niż 7-8 miejsce?

- To się okaże. Trener z tego co wiem zamierza jeszcze postawić na doświadczenie, co w naszej lidze może zaprocentować, bo młodym piłkarzom ciągle brakuje przeskoczenia pewnego poziomu. Ciekaw jestem tylko czy odpowiedni piłkarze zechcą przyjść właśnie do Gdańska. Po pewnych namysłach mam wątpliwości. Głównie może chodzić o kontrowersyjną postać trenera. Popatrzmy na Górskiego. Został mocno skrytykowany tuż przed odejściem, grał słabo, oddawał serce dla Lechii, jednak niedoceniony przez trenera Moniuszkę bez kompleksów radzi sobie w Wiśle. Wiemy, Wisła dołuje, ale w przyszłym sezonie ponownie będzie faworytem do mistrzostwa.

- Trener zapowiedział, że Lechia w przyszłym roku może być nową Cracovią, a w najlepszym przypadku nawet Śląskiem. Jak piłkarze czuliby się w szatni, Piotrek?

- Na pewno to dodaje pewności siebie, ale z drugiej strony trener Szymandera uczy nas stąpania po ziemi. Kiedy gralibyśmy o środek tabeli to wiemy, że mecze z najlepszymi są trudne i trzeba walczyć do upadłego. Takie gadanie może mieć zgubny koniec, ale z drugiej strony działa początkowo pozytywnie. Do pierwszych niepowodzeń zapewne.

- Zapowiadano, że trener Moniuszko zmieni wkrótce otoczenie i przejdzie do Polonii, jednak tam posadę objął trener Kucharski, który wrócił po wielu miesiącach do poprzedniej pracy. To zapewne jego ostatnia szansa.

- Posłuchajmy również wywiadu z trenerem Laskoszem po piątkowym starciu z Lechią:

 

 

Rozmowa pomeczowa z trenerem Cracovii, Pawłem Laskoszem:

Dz: Dzień dobry trenerze, chyba dobre nastroje po meczu? Czuje pan ulgę czy coś innego?

PL: Nie mam dobrego nastroju. Owszem zwyciężyliśmy, ale te dwa trafienia rywali nie powinny mieć miejsca.

Dz: Brak koncentracji? Michniewicz zdawał się mieć największą ochotę do gry, inni piłkarze również się starali, szczególnie Pocrnjic, nowy nabytek, który sprawdził się w pełni. Inni czasami bardzo ospale.

PL: Być może. Proszę spojrzeć na statystyki - rywal oddał tylko trzy celne strzały w tym meczu i nie miał żadnej stuprocentowej, klarownej okazji. Cóż, wiadomo, statystyki nie grają. Co do zawodników, wydaje mi się że niektórzy ostatnio spuścili z tonu, dlatego staram się rotować wyjściową jedenastką na tyle na ile to możliwe. Staram się także nie wyróżniać poszczególnych piłkarzy, ale Pocrnjic naprawdę potrafi zrobić różnicę... chyba już nikt nie pamięta w Krakowie o Tomczyku.

Dz: Jeszcze chcielibyśmy spytać pana o opinię na temat rzutu karnego. Była jedenastka czy sędzia na szybko ocenił sytuację?

PL: Hehe... Skoro sędzia zagwizdał, to jedenastka była.

Dz: Bo właściwie to zastanawiamy się co może czuć ta druga, niby pokrzywdzona strona.

PL: Na pewno czują rozgoryczenie, ale taka jest piłka. W końcu do tej 94 minuty mieli 1 punkt...

Dz: Może wpadł panu w oko któryś z piłkarzy Lechii? Bo wkrótce znów rozpocznie się szaleństwo transferowe.

PL: Wpadli mi w oko obaj napastnicy Lechii, ale na tak spektakularne transfery raczej nie liczę.

Dz: Sobolewski jest tylko wypożyczony z GKSu, więc jest szansa na jego pozyskanie, bowiem w Bełchatowie będą potrzebowali każdego zastrzyku pieniędzy..

PL: Jest to opcja warta rozważenia, ale na temat transferów będę rozmawiał ze sztabem szkoleniowym i kierownictwem klubu, po zakończeniu obecnego sezonu.

Dz: Co do aktualnej drużyny - typowano pana i Cracovię do walki o utrzymanie, plasowano klub w okolicach 13. miejsca, a dziś jest 4. lokata w lidze... Ogólnie mówiąc, ułożył pan znakomitą ekipę, stworzył pan po prostu zespół.

PL: Ja tu tylko ustalam taktykę, hehe. Całą pracę "odwalają" piłkarze i to im należą się brawa za ten sezon. Ja tylko mogę się cieszyć że dobrze rozumieją moją filozofię prowadzenia zespołu, że rozumieją założenia taktyczne, że nie odpuszczają...

Dz: Rozumieją ponad cele. Można powiedzieć, że w Legii czy w Lechu piłkarze też rozumieją co mówią trenerzy, ale jednak tym ekipom brakuje mistrzostwa, które oddala się na rzecz Śląska. Czyli musi mieć pan to coś, wszystkich zastanawia co to za nowinki taktyczne? Zdradzi pan nam coś?

PL: Są transmisje z naszych meczy, wszystko przecież widać... No i wiecie panowie, kto by się chwalił swoimi słodkimi tajemnicami.

Dz: Liczyliśmy na jakąś ciekawostkę prosto z szatni, niekoniecznie związaną bezpośrednio z meczami. No cóż, liga dobiega ku końcu. Śląsk idzie po mistrzostwo, a pan miał już 3. miejsce i... porażki z Odrą i Piastem tak bardzo bolą? Prawdopodobnie trzeba będzie obejść się smakiem europejskich pucharów.

PL: Póki piłka w grze... Nie pozostaje nam nic innego jak walczyć. Cóż, przytrafiły nam się słabsze mecze akurat na finiszu. Porażki bardzo bolą, ale taka jest piłka, raz się wygrywa i noszą cię na rękach, a później kilka porażek i nastroje są zupełnie odmienne, trzeba się do tego przyzwyczaić.

Dz: Chyba nie będziemy już pana męczyć o nieszczęsną Sampdorię... Śląsk to dla pana niespodzianka na 1. miejscu czy raczej było to do przewidzenia? Poradzą sobie w europejskich pucharach? Widzi to pan jakoś? Czy może trener Polo powinien zadzwonić do pana i zapytać o kilka cennych rad?

PL: Trener Polo może dzwonić zawsze, w końcu to mój serdeczny przyjaciel jeszcze za czasów poprzedniej naszej przygody z ekstraklasą... Śląsk na pewno jest niespodzianką, ale nie jest powiedziane czy wygrają ligę. Po ostatniej porażce wydaje mi się że pompowany balon został przedziurawiony i zejdzie z nich powietrze. Chociaż szczerze wolałbym na 1 miejscu Śląsk aniżeli Legię.

Dz: Jakieś szersze plany na przyszły sezon? Ma pan upatrzony plan działania? Miejsce ligowe? Może by tak mistrzostwo z tymi ambitnymi chłopakami...

PL: Nie mam planów na przyszły sezon. Wszystko zweryfikuje obecny. Jak na razie walczymy o miejsce premiowane pucharami i tyle.

Dz: A o jakimś skrytym marzeniu trenera Laskosza dowiemy się dzisiaj?

PL: Mistrzostwo, Liga Mistrzów, standard.

Dz: Kto wygra w ostatniej kolejce, w wiadomym meczu?

PL: Lech polegnie...

Dz: Dziękuję za rozmowę.

 

 

- A my przechodzimy do spotkania z wieczora, w którym Lech mierzył się z Zagłębiem.

 

 

Lech Poznań – Zagłębie Lubin

 

Piątkowy wieczór i hit na stół – Lech kontra Zagłębie. Trener Szymandera rozpoczynał swoją pracę w Ekstraklasie właśnie obejmując Lubinian, z którymi nie osiągnął większych sukcesów. Zawsze marzyła mu isę praca w Kolejorzu, a dziś ma za zadanie minimum zakwalifikować się do europejskich pucharów, jednak po cichu kibice liczą, że zdołają dogonić Śląska. Zagłębie jest kolejną rewelacją rozgrywek obok Cracovii i Ruchu. Mają szanse nawet na 5. miejsce ligowe, ale dziś trzeba urwać choćby punkt przeciwnikom z podium.

Dwa osłabienia Lecha w środkowej strefie – kontuzja Demela oraz zawieszenia Świątka zmusiło trenera do gry Magallanesem oraz Gajewskim. Nie sprawiali oni większego zagrożenia. Lechitom nie brakowało sił i ambicji w pierwszych minutach, jednak solidna obrona gości dobrze neutralizowała poczynania rywali. Na skrzydłach szarżowali Soto oraz Bozinovic, z którymi radzili sobie początkowo Kowalski i Klimek. W 3. minucie znakomite dogranie Mendiego w pole karne do Angeleskiego, który szybko został przyblokowany przez dwóch stoperów i nie miał szansy odwrócić się i przymierzyć. W szeregach Zagłębia brakowało ruchu i gracze nie pojawiali się do gry. Angeleski dlatego był zdany na siebie. W 13. minucie kolejna sytuacja Zagłębia, Kowalski wywalczył aut na połowie przeciwnika i wszystko się od tego zaczęło. Zagranie na pole karne, gdzie Angeleski zgrał do Mendiego przed pole karne, rozciągnięcie do Sibandy. Rywale jakby nagle się skupili na tym środkowym pomocniku, a ten zagrał prostopadłe podanie w pole karne, zza obrony wybiegł Holstrom, któremu nie pozostało już nic innego jak wpakować piłkę do siatki. Postolov tylko truchtał przy rywalu, zamiast zasłonić mu drogę do bramki. Zagłębie nie spuszczało z tonu, a już w 18. minucie ponowne podanie do Holstroma, tym razem od Mendiego, uderzył, ale prosto w Postolova, który dobrze się ustawił. Lech potrafił zaatakować ponownie, ale piłka trafiła w ręce Maximenki po dośrodkowaniu. Szybka kontra w 24. minucie na bramkę przeciwników. Piłka do Kowalskiego, ten szybko do Holstroma, który pojawił się w środkowej strefie już za linią pomocy, która musiała wracać, zdecydował się na prostopadłe zagranie za głowę obrońców, wybiegł Kozlyuk, który przebiegł jeszcze kilkanaście metrów, ale gdy bramkarz ruszył w jego kierunku to postanowił mocno przymierzyć pod poprzeczkę strzałem siłowym... jest! Goool! Zagłębie niespodziewanie prowadziło już 2:0. W 32. minucie Bozinovic starał się nieco namieszać rywalom, w końcu udało mu się dośrodkować, wyskoczył R. Wójcik, ale trafił prosto w golkipera. Ponownie Maximenko. W 38. minucie z rzutu rożnego zagrał Bozinovic, jednak ciężko było odnaleźć obrońców w tym gąszczu zawodników. W 42. minucie kolejna dobra sytuacja Zagłębia, tym razem Holstrom nieco podholował piłkę do lewego skrzydła, rozciągając formację obronną rywali, zagrał do Mendiego, który dobrze się ustawił tuż za Bekricem, uderzył po ziemi, zdecydowanie spóźniony Postolov nie zdążył wybronić i 3:0 stało się faktem. Cisza na stadionie. Na trybunach zasiadło wielu fanów Kolejorza, ale musieli oglądać kompromitację trenera Szymandery.

Po przerwie Zagłębie starało się utrzymać trój bramkowe prowadzenie. Boczni obrońcy Lecha jakby bali się podłączyć pod akcje ofensywne, dlatego cała czwórka częściej zostawała na własnej połowie. W 50. minucie szybkie zagranie Markowskiego do Soto, który zbiegł do środka, robiąc przewagę, dograł do Adamusa, który strzelił z pierwszej piłki, ale Maximenko odbił ją! W 59. minucie widzieliśmy znakomitą reakcję Szczęsnego, który szybko wybiegł do Adamusa i zablokował napastnika, gdy ten już zdecydował się na strzał z wydawało się wolnej strefy. W drugiej części gry szybko piłkę odbierali gracze Lecha, ale nie mieli pomysłu co dalej. Dobrze zorganizowana defensywa Zagłębia neutralizowała poczynania na bokach, podobnie jak na początku spotkania. W 69. minucie Kowalski zgubił krycie i dogranie Bozinovica na dalszy słupek do Soto mogło przynieść rozwiązanie, jednak Peruwiańczyk i jednocześnie kapitan zespołu trafił prosto w bramkarza. W 82. minucie dobre rozegranie z pierwszej piłki, a wszystko zatrzymał Soto, który wolał użyć sobie dryblingu na lewej stronie. W końcu dobry odbiór Kowalskiego, który ponownie szarżował prawą stroną. Nie ryzykował, dlatego szybko wracał po długich zagraniach do napastników. Chwilę potem szybki odbiór Adamusa w środkowej strefie boiska, prostopadłe zagranie do Sabica, który przestrzelił. Kibice opuszczali stadion, a napastnik tylko podziękował im gestem środkowego palca. Gracze z Lubina skupili się we własnym obrębie pola karnego, szczególnie na te ostatnie fragmenty, gdy Lech atakował jeszcze bardziej. Wykorzystanie Markowskiego nie przynosiło efektu, brakowało strzału. Obrońcy ostatecznie wybijali piłki na aut albo na korner. Nadziei nie tracili nowo wprowadzeni gracze, w 89. minucie Zając uderzał ze skraju pola karnego, ale Maximenko skutecznie wypiąstkował. Koniec! Wielka radość graczy z Lubina, którzy zdołali wyrwać trzy punkty i pozbawili jednocześnie Lecha na tytuł mistrzowski. Po takiej grze trzeba wiele rzeczy przeanalizować i przede wszystkim lepiej przygotować się do kolejnego sezonu na miejscu Lechitów.

 

Lech Poznań – Zagłębie Lubin 0:3

13’ Holstrom 0:1

24’ Kozlyuk 0:2

42’ Mendy 0:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 16280

 

 

- Chyba po sezonie przyjdzie czas na poważne analizy w Poznaniu.

- A pamiętajmy, że nadal walczyli o mistrzostwo, teraz walczą o europejskie puchary. Z tyłu goni Cracovia, która szczęśliwie wygrała z Lechią. Z formą Lecha nie jest najlepiej, Piotrek?

- Na treningach wygląda to dobrze moim zdaniem. Piłkarze rywalizują na kilku pozycjach, niektórzy po prostu wywalczyli sobie miejsce w składzie.

- No, Piotrek, do nas dochodzą słuchy, że na przykład Sabic po kilku strzelonych bramkach nie zamierza wchodzić z ławki rezerwowych Lecha. Ostatnio pokazał, że nie jest skory do gry.

- Wszystko obserwowałem z trybun, z dziewczyną. Nie wiem co działo się na ławce. Później w szatni było normalnie. Na treningach również nie było tej negatywnej atmosfery. Po meczu na pewno każdy smutny, bo przegrywamy z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. Pokazali, że nie można lekceważyć rywala. Zagłębie jest mocne. Na pewno straciliśmy szanse na tytuł, ale ostatnie dwa mecze trzeba zagrać na maksimum.

- A wiesz, że ostatnia, 30. kolejka to spotkanie z Cracovią?

- Tak, wiem. Czeka nas wielki pojedynek, ale uważam, że mamy lepsze umiejętności, musimy tylko stworzyć kolektyw. To co do tej pory funkcjonowało po prostu wyłączyło się na jedno spotkanie. Z Lechią brakowało skuteczności. Dziś Zagłębie przygotowało się lepiej taktycznie i nas zdominowali w pierwszej połowie. Później znów ta skuteczność.

- Adamus i R. Wójcik razem mają strzelonych 25 bramek, to chyba nie przypadek.

- Nie chcę tłumaczyć się zmęczeniem, ale inni piłkarze też powinni coś strzelać, a trochę zawodzimy. Ja między innymi miałem kilka spotkań, gdy trafiałem do siatki. Chciałbym robić to dalej, by trochę odciążyć kolegów z ataku. Na pewno potrzebne będą pewne wzmocnienia, bo wiemy, że odejdzie kilku graczy.

- Chcieliśmy o tym właśnie porozmawiać Piotrek! Hehe, są jakieś oferty dla Świątka? Środkowy pomocnik o walorach jednocześnie ofensywnych i defensywnych to łakomy kąsek na rynku.

- Wolałbym ustatkować się w jednym kierunku, bo gracz na mojej pozycji musi być albo defensywny, albo ofensywny. Gdy jestem oznaczany do gry w obie strony to tak naprawdę nadaję się do wszystkiego i do niczego. Wolę grę w ofensywie i mieć za sobą tego defensywnego. Ustawienie jednak obok Magallanesa mi nie przeszkadza. Tak samo mi się gra z Demelem czy Gajewskim, czyli dobrze.

- Ofert nie ma? Nie uciekniesz od pytania, hehehe.

- Nie ma, na razie. Były pewne głosy i zapytania w zimie, ale mieliśmy szansę na mistrzostwo i to kusiło wszystkich podstawowych graczy, którzy chcieliby mieć taki sukces zapisany w cv.

- Gdzie najchętniej spędziłbyś kolejne lata kariery?

- Na razie jestem w Poznaniu. Myślimy o miejscu na podium. To priorytet. Dwa zwycięstwa i będzie walka w Lidze Europejskiej. To również mnie kusi. Gra co trzy dni byłaby dla nas bardziej odpowiednia.

- Grzesiek, teraz trochę o Zagłębiu. Pokazali, że stać ich na ofensywny otwarty futbol z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem i na dodatek wyszli z niego zwycięsko.

- Gratulacje za przygotowanie. Może nie wyszła im runda wiosenna, ale są pewne pojedyncze pozytywy na przykład pokonanie Lecha i pozbawienie ich szansy na mistrzostwo. Doceniam tutaj słowa Piotrka Świątka, ale myślę, że Lech jednak aktualnie znalazł się w kryzysie ze względu między innymi na to zaniedbanie trenera. Trener Szymandera kiedyś prowadził krótko Zagłębie, teraz nagle przeszedł do Lecha, bo to było jego marzenie. Marzenie może okazać się największym koszmarem, bo sobie nie poradził w pierwszym sezonie. Zobaczymy jakie wnioski wyciągnie zarząd po ostatniej kolejce, bo pojedynek z Cracovią wydaje się być kluczowym. Zagłębie odegrało ważną rolę dla Legii i Śląska. W dwóch ostatnich meczach zmierzą się z Cracovią i Polonią Warszawa. Zobaczymy czy zaprezentują ten sam poziom, bo powiem, że byłem zaskoczony.

- Spotkały się dwie ekipy grające różnymi stylami – gra skrzydłami i środkiem. Jacek, u was chyba skrzydła dominują. Gdybyś dostał ofertę z Lubina musiałbyś grać w środku, to wyzwanie czy porażka dla piłkarza, który na przykład większość kariery grał na boku pomocy.

- Najpierw musieliby mieć pieniądze, hehehe. A tak na serio to jeśli o mnie chodzi to potrafię również grać w środku pomocy, tylko jako ten ofensywny. Dwa różne style, które mogą się sprawdzić w obu przypadkach, to zależy raczej od tego, czym dysponuje trener w danym momencie. Jedni uważają, że środek to czysta dominacja, ale my przecież doskonale go zagęszczamy. Nie mamy problemu z wymiennością pozycji, a chyba to odgrywa znaczącą rolę.

- Dobrze, przejdźmy teraz do sobotnich starć. Na pierwszy ogień – Ruch kontra Odra.

 

 

Ruch Chorzów – Odra Wodzisław

 

Niebiescy nadal ambitnie walczą o pierwszą piątkę, a dokładnie o upragnione piąte miejsce, które jest celem dla piłkarzy wyznaczonym przez trenera Organka. W Wodzisławiu przygotowują już miejsce dla nowego trenera, ale nadal zamierzają ambitnie walczyć o kolejne trzy punkty, choćby na wyjeździe. Zawsze wyższe miejsce ligowe może skusić innych graczy do reprezentowania barw w przyszłym sezonie.

Zaczęło się bardzo pechowo dla gospodarzy, bo z prawej strony z rzutu wolnego zagrał Wołkiewicz do Demiriego, który wybiegł z tłumu graczy przed pole karne i szybko uderzył, a zaskoczony Amanuel puścił bardzo łatwą piłkę na prawym słupku, na którym był cały czas ustawiony. Fatalne zachowanie golkipera. Odra na prowadzeniu. Gościom było zdecydowanie mało, a defensywa Ruchu nie wyglądała najlepiej w tych pierwszych fragmentach. Kolejna akcja w 7. minucie, kiedy to Konieczny uwolnił się spod opieki Pawłowskiego, zagrał w pole karne, gdzie Adamek minął rzucającego się na ziemię bramkarza, ale nie zdołał trafić do pustej siatki. K. Dziubiński wyblokował piłkę na wszelki wypadek i rywale mieli korner. Przeżyli pierwsze 10 minut, w którym Odra dyktowała warunki. Trzeba było zabrać się za odrabianie strat. W 12. minucie pierwsza znakomita sytuacja, w której Zieliński zagrał do Petrova, ten nie zdecydował się na strzał, lecz odegrał jeszcze do Camilleriego, ten z czystej pozycji, lecz znakomita interwencja Witkowskiego na rzut rożny nie pozwoliła na wyrównanie. W 18. minucie dogranie z rzutu wolnego Jasińskiego, tam główkował Fernandes, ale Witkowski ponownie w znakomitej paradzie. W końcu nadeszła upragniona 37. minuta, bo do tego czasu Niebiescy nie mogli się przełamać i w końcu pokonać Witkowskiego, dobrze dziś dysponowanego. Zieliński dobrze przechwycił piłkę z powietrza, wygrywając z Fernandezem, zagrał do Fernandesa, który wypuścił prostopadłym podaniem R. Dziubińskiego. Poprzedni napastnik ściągnął na siebie obrońców, dlatego Polak miał na sobie jedynie Stanikaitisa na plecach, strzelił po ziemi, nie dając szans Witkowskiemu w pojedynku jeden na jeden. W 41. minucie blisko kolejnego trafienie Rafał Dziubiński, ale zabrakło milimetrów przy tym strzale z dystansu. Witkowski ani drgnął.

Po przerwie ponownie zawodnicy Odry byli solidnie zmobilizowani, ale ci z Chorzowa wcale nie wyglądali na gorszych pod jakimkolwiek względem. Ostro na swojej stronie grał Pawłowski. Jednak po chwili, po aucie to Jasiński faulował Moneke, wyraźnie wypychając go z pola karnego. Arbiter gwizdnął, wskazując na jedenasty metr. Dodatkowo pomocnika ukarał żółtą kartką. Piłkę ustawił sam poszkodowany, dlatego Chorzowianie mieli jeszcze odrobinę nadziei, że przestrzeli. Jednak wyćwiczony w rzutach karnych pomocnik poradził sobie z Amanuelem i skierował piłkę w lewy róg bramki po ręce golkipera. W 66. minucie Mujakovic spróbował szans z rzutu wolnego z około 22 metrów, ale trafił w poprzeczkę, po czym piłka wyszła za boisko. W 71. minucie kolejny stały fragment gry. Dobrze strzelał Petrov, ale odbił piłkę od jednego z rywali i pozostał tylko korner. W 76. minucie z boku zgrywał piłkę Sodje, podłączył się pod akcję Didi, ale potem nie miał żadnego udziału w sytuacji, gdy zgrał do Petrova. Ten nieco przetrzymał, podał do Lewandowskiego, który spokojnie się rozejrzał, wpuścił wbiegającego w pole karne Sodje, ten chciał szybko podawać na dalszy słupek, ale wyblokowana piłka spadła wprost pod nogi R. Dziubińskiego, który uderzył mocno pod poprzeczkę z kilku metrów i Witkowski był bez szans. Ponownie mieliśmy remis. Do końca ponad 10 minut. Obie drużyny zażarcie walczyły, ale niektórym graczom chyba brakowało sił. W 82. minucie znakomitym dryblingiem popisał się Fernandes, który bez problemu zwiódł Grada, odwrócił się i przymierzył, lecz Witkowski na posterunku. Najwięcej czarnej roboty wykonywał Petrov, który biegał od rywala do rywala, gdy ci znajdowali się na połowie Chorzowian. W 85. minucie Kwiek niespodziewanie zagrał do Fernandeza, a ten nawet zaczął się składać do strzału z woleja, jednak nie trafił w piłkę. Ruszyła kontra, a kluczową rolę odegrał Lewandowski, który zagrał do Fernandesa, ten do R. Dziubińskiego, ale odważnie w nogi napastnika ruszył Demiri, który wybił piłkę. Ostatecznie po ciekawym pojedynku, w którym dominował Ruch mamy remis. Na pewno nie będą do końca zadowoleni, ale zaważyła na tym słaba dyspozycja obrońców plus kontrowersyjna decyzja sędziego o karnym.

 

Ruch Chorzów – Odra Wodzisław 2:2

2’ Demiri 0:1

37’ R. Dziubiński 1:1

54’ Moneke (kar) 1:2

76’ R. Dziubiński 2:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marek Karkut

Widzów: 8481

 

 

- Od nowego sezonu w Wodzisławiu pojawi się nowy trener, którego jeszcze nie ogłoszono, ale wiadomo, że polecił go aktualny szkoleniowiec.

- Nie wiemy czy to będzie trafiona decyzja, bo ma być to kolejny z serii trenerów, który wcześniej nie pracował w Ekstraklasie, dlatego moje obawy są jakieś. Ciekaw jestem jak będzie z jego zaangażowaniem, ale może nie zabraknie mu mobilizacji, bo jeśli chodzi o Odrę, to na ten moment nic więcej z zespołu się nie wykrzesze. Te początkowe gadki o 6. miejscu można wsadzić pomiędzy bajki. Gracze odpuścili jakby drugą rundę i pokazali, że nie mają umiejętności, by rywalizować dwukrotnie z najlepszymi, jednocześnie ich pokonując.

- Aktualny trener otrzymał ofertę od Ajaxu i chyba trzeba jedynie pogratulować. Na pewno Jacek czy Piotrek pewnie chcieliby wkrótce otrzymać ofertę z tamtego klubu.

- Myślę, że trzeba na to zapracować. Spokojną pracą, jesteśmy w młodym wieku, można dojść do czegoś. Ajax to na pewno nic z marzeń, trzeba jedynie wziąć się za siebie, każdego dnia powtarzać, by być lepszym. Z każdym dniem stawiać krok na przód.

- Jeżeli popatrzymy na oba teamy – Ruch jak i Odra mogą sezon zaliczyć do udanych, Grzesiek?

- Uważam, że jednak trener Organek bardzo dobrze przygotował zespół do obu rund. W końcu mógł pokazać swoje umiejętności trenerskie i naprawdę, w ciągu tych 28 kolejek każdy rywal musiał się z nimi liczyć. Stworzył zespół, pewien kolektyw. Podobnie to funkcjonuje w Cracovii, jednak jest pewna różnica umiejętności.

- Ale czyżby nie na korzyść Ruchu?

- I tu jest ten paradoks. Wypada jedynie powiedzieć, że są trenerzy, którzy stworzą niezły team, a inny szkoleniowiec po prostu umotywuje graczy dodatkowo, że uplasuje się jeszcze wyżej w ligowej tabeli. Wiadomo, w Chorzowie potrzebne będą wzmocnienia.

- A pieniędzy w kasach klubowych chyba nieco brakuje?

- Z tego co wiadomo to chyba tak. Na pewno trzeba będzie zdecydować się na sprzedaż jednego z kluczowych graczy. Niegdyś ofert było sporo, dziś nie ma wielkiego zainteresowania. Nie wiem, może przyjdzie z czasem lipca, czyli otwarcia okienka. Jeśli nie, każdą ofertę trzeba będzie przemyśleć.

- A jak nowe wzmocnienia Ruchu? Macarie i Toukam zaprezentowali się przeciętnie na tle zespołu. Matheus również występem przeciwko Legii nieco zepsuł sobie opinię w polskim środowisku.

- Na pewno jeszcze jego wartość rośnie ze względu na młody wiek. Co do tych dwóch nowych – dałbym im jeszcze jedną szansę, u nas w Polsce przecież jest ta powszechna opinia, że gracz jak się nie sprawdzi to odstrzału. To nieprawda. Trzeba wyciągnąć rękę, pomóc mu. Macarie ma umiejętności na poziomie dobrego lewoskrzydłowego i nie wiem czemu sobie nie poradził. Jeszcze przepracuje najbliższy okres przygotowawczy i może solidnie potraktuje nasze rozgrywki.

- Jeśli mielibyśmy mówić o objawieniach w Chorzowie to na pewno Jasiński, który bazował początkowo na chęciach i ambicji.

- Spodobał mi się chłopak, jednak na przykład za wcześnie mówić, by został powołany do kadry. Smuda na razie przygląda się graczom z podwórka, a nam brakuje solidnych skrzydłowych. A dodatkowo Jasiński jest młody i to mogłoby tylko namieszać mu w głowie. Poczekałbym z powołaniem nawet do roku. Stał się objawieniem w Chorzowie, zobaczymy jak na wszelkie opinie, zazwyczaj pozytywne, zareaguje jego głowa. Oby sodówka mu nie strzeliła.

- Mamy w studiu dwóch młodych, których ciągle chwalimy, ale chyba stąpacie po ziemi, prawda Jacek?

- To jest tak, że człowiek miło się czuje, gdy go chwalą, ale rzeczywiście – obiektywnie oceniamy naszą Ekstraklasę. To może być dopiero początek do wielkiej kariery, bo nasza liga nie jest taka silna. A Jasiński na pewno mnie niejednokrotnie zaskoczył. Znamy się z młodzieżówki i mogę zapewnić, że chłopak wie, że przed nim daleka droga, by stać się jasną postacią całej ligi.

- Trener Organek na pewno nie może być zawiedziony, jeśli chodzi o tego piłkarza.

- Dobrze, przejdźmy do ostatniego pojedynku ligowego przed przerwą – Śląsk w drodze po mistrzostwo.

 

 

Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok

 

Śląsk po porażce z Legią nie zamierza już odpuszczać do końca sezonu. Na pierwszy ogień Jagiellonia, która walczy rozpaczliwie o utrzymanie. Dzisiejsza porażka oznacza koniec dla tego klubu, jeśli chodzi o rozgrywki Ekstraklasy. Piłkarze wyszli jakby niezmobilizowani na to spotkanie. Natomiast gospodarze chcą zmazać złe wrażenie z meczu z Legią i dziś odnieść kolejne efektowne zwycięstwo, by jednocześnie pokazać rywalom z 2. miejsca, że nie mają na co liczyć.

Początkowo gospodarze chcieli jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Z ławki rezerwowych gości nie pokrzykiwał już nikt. Zawodnicy byli zdani na siebie, a asystent siedział z przygnębioną miną, jakby pogodził się już ze spadkiem. Zwycięstwo w tak prestiżowym spotkaniu graniczył z cudem. Gracze Śląska szybko zabrali się do pracy, a już w 3. minucie rajdował Kiła swoją stroną, znakomicie przyjmując piłkę, zagrał jeszcze na Warzychę, a ten uderzył z pierwszego tempa, jednak wyraźnie przestrzelił. W 6. minucie Warzycha otrzymał podanie od Piątka, ruszył prawym skrzydłem, nie zamierzał czekać na Lozica, który zbyt późno wystartował, przerajdował całą połowę boiska, dośrodkował po ziemi szybko do Kiły, który wybiegł zza Belanika i Wasilewskiego, uderzył lekko po ziemi, ale na tyle, że umieścił piłkę w siatce z najbliższej odległości. 1:0 po kilku minutach gry. Chyba wiadome było kto będzie dyktował warunki na murawie. Gospodarze ciągle nacierali, a bezbronna Jaga nie mogła nic zrobić. Na loży vip brakowało działaczy, którzy byli bardzo przerażeni aktualną sytuacją klubu. W 13. minucie Giel chciał wstrzelić piłkę w pole karne, liczył, że jeden z napastników zdąży do piłki, ale jednak na przedpolu czujność zachował Pałys. Szybko wprowadził futbolówkę do gry. Mazurek do Kołodziejczyka, a ten użył swojego znakomitego zmysłu i wyczuł moment, w którym Małkowski wybiega zza linii obrony – zagrał prostopadłą piłkę, napastnik uprzedził obu stoperów, w pojedynku jeden na jeden z golkiperem okazał swoją wyższość i trafił do siatki. Wiedzieli jak wysoka jest stawka, ale presja ich nie przerażała. W 18. minucie znakomite uderzenie Vegi zatrzymał Pałys. Bardzo przyjemnie oglądało się to jak Kiła szaleje na lewym skrzydle (niczym Peszko w najlepszej formie). W 20. minucie znakomicie uderzał Kołodziejczyk z pierwszej piłki, ale ostatecznie przelobował bramkę. W 22. minucie bardzo kombinacyjnie zagrali ze sobą Skrba i Kiła na krótkiej przestrzeni. W końcu otrzymał piłkę Mazurek w środkowej strefie, miał nieco miejsca, odegrał do Warzychy, który zdecydował się zbiec do środka robiąc miejsce na boku Piątkowi. Postanowił samemu zakończyć akcję, lobując golkipera. Hristov zachował się jak junior wychodząc do piłki za polem karnym. Prawoskrzydłowy Śląska doskonale wykończył akcję. Piłka przy słupku wylądowała w siatce. W 32. minucie szansy z rzutu wolnego próbował Issah, który zastępuje dziś słabiej dysponowanego ostatnio Mosora, ale środkowy obrońca uderzył w mur, po czym wywalczył rzut rożny. Przy kornerze szukano Żurka, ale dobrze pokryty nie miał szans dojścia do główki. Do przerwy deklasacja w postaci trzech goli.

Znakomicie wychodziły krzyżowe podania na skrzydłowych, tym razem, już w ramach drugiej połowy, do piłki wyszedł Warzycha po doskonałym zagraniu Kołodziejczyka, jednak prawy pomocnik uderzył celnie, jednak do obrony dla Hristova. W 52. minucie poważnej kontuzji doznał Kołodziejczyk, którego występy już w przyszłym sezonie stanęły pod znakiem zapytania. Taki uraz w takim momencie – ogromny pech. W 54. minucie groźna akcja po zagraniu Moskala z rzutu wolnego, główkował Woźniak, który robił najwięcej zamieszania przeciwnikom. Udało się Pałysowi wyłapać piłkę. W 59. minucie kolejna dobra akcja gospodarzy, tym razem starał się Zieliński, ale przekombinował przy podaniu do zbiegającego Warzychy, który miał sporo trudności przy oddaniu strzału. W 66. minucie gospodarze wywalczyli rzut rożny. Piłkę na kornerze ustawił Mazurek, dograł na bliższy słupek, gdzie początkowo nie było żadnego z rywali, jednak świetnie pojawił się Żurek, który wyskoczył i wpakował piłkę do siatki. Gola kontaktowego udało się ugrać w 69. minucie, kiedy to Giel zagrał prostopadłe podanie Woźniakowi – według graczy prawy pomocnik Jagi znajdował się na spalonym – a ten wykorzystał złe ustawienie Pałysa i chyba brak koncentracji i mocno uderzył, piłka odbiła się od rąk, ale wpadła do siatki. W 80. minucie rozegranie z Kiłą nie wyszło Malinowskiemu. Ostatnie minuty to próby ataku na bramkę Wrocławian, jednak ani Szczepanik, ani tym bardziej Vega nie mieli ochoty startować do piłek na przykład na dobieg. Ostatecznie Śląsk wygrał zasłużenie po ambitnej grze i morderczej końcówce, w której to piłkarze Jagi biegali za futbolówką. Mistrzostwo coraz bliżej. Do końca dwa spotkania – z Piastem i Lechią.

 

Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok 4:1

6’ Kila 1:0

14’ Małkowski 2:0

23’ Warzycha 3:0

66’ Żurek 4:0

69’ Woźniak 4:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 6169

 

 

- Jak widzimy, Śląsk wrócił do wygrywania, a na czele ponownie Jacek, który został ogłoszony zawodnikiem meczu.

- Miło mi bardzo, tak jak mówiłem, to fajne uczucie, gdy media chwalą, mówią, że zagrałeś fajny mecz. Aż chce się trenować i czekać na kolejny.

- Śląsk praktycznie musi wygrać oba spotkania, najwyżej potknie się Legia.

- Na to nie liczymy. Wiem, że cele są teraz wielkie. Przed sezonem byliśmy typowani na 5-6. miejsce, a dziś? Myślę, że każdy stawia nas najwyżej, bo pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę. Początkowo trener przestrzegał nas przed sodówą, po pierwszych udanych meczach, gdy objęliśmy w końcu w 22. kolejce pozycję lidera.

- Trener Polo to prawdziwy cudotwórca, już raz nas zaskoczył, gdy wygrał Puchar Intertoto, Grzesiek?

- To wielki sukces, bo potem jeszcze wygrał z Messiną i awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA. Byliśmy pod wrażeniem jego dokonań. Niesamowity człowiek. Dodatkowo ma podejście do młodych piłkarzy jak Warzycha. Wie, że piłkarz chce stawiać kroki na przód, ale dzięki nadchodzącemu mistrzostwu może go skusić, by ten został na dłużej, bo eliminacje Ligi Mistrzów czy Liga Europejska to poważne wyzwania i dodatkowe doświadczenie dla tego i innych młodych chłopaków.

- Wiemy Jacek, że jeszcze walczycie, ale nie wydaje ci się, że Piast i Lechia to rywale z niższej półki?

- Legia, Wisła czy Lech też tak myślały o nas i wylądowaliśmy tuż przed nimi. Przestrzegamy się nawzajem przed każdym rywalem. Po prostu Cracovia przegrała z Piastem niedawno i wiemy, że Gliwiczanie walczą o utrzymanie. Stać ich na urwanie nam punktów, a my nie chcemy do tego dopuścić. Jestem zadowolony z postawy z meczu z Jagą, trochę im współczuję, bo naprawdę spadek może być nieprzyjemną rzeczą, szczególnie, gdy nagle przed sezonem dowiadują się o ujemnych punktach.

- Grzesiek, no właśnie. Jaga spada z hukiem z ligi. My rozpatrzyliśmy dwie opcje: albo trenerzy byli słabi albo PZPN wydał zbyt surowy wyrok.

- Myślę, że tego i tego po trochu. PZPN rzeczywiście źle ukarał Jagę, bo ustawił ją w niższym poziomie w porównaniu z innymi i czysta rywalizacja sportowa odeszła gdzieś na bok. To po pierwsze. Zawodnicy nie mieli takiej ochoty gry po słabym starcie, na czele trener Miśkiewicz, który okazał się totalną klapą. Nie wiem jak można było go zatrudnić. Chciał, jednak pokazał, że nie jest godny zaufania klubów Ekstraklasy. Potem pojawił się Prokop, który miał niby uratować Jagę. On uwierzył w sukces przy pierwszych zdobyczach punktowych, to i zawodnicy wierzyli w sukces. Nie udało się, bo nagle w cień usunął się Prokop, zawodnicy jakby przestali wierzyć we własne umiejętności. Nie wiem co tam się stało, ale jest wiele nazwisk, które poradzą sobie w europejskiej piłce, między innymi dwójka napastników.

- Wróćmy na chwilę jeszcze do Śląska. Śląsk, nawet jeśli zdobędzie mistrzostwo, nie pokusi się na wielkie transfery, bowiem borykają się z pewnymi problemami finansowymi. Jak to zwalczyć Grzesiek?

- Myślę, że albo sprzedaż jednego z kluczowych graczy, albo ściąganie z wolnego transferu. Słyszałem, że Śląsk jest blisko podpisania jakiegoś lewego obrońcy. Rozglądam się na ławkę i tak naprawdę brakuje alternatyw dla Piątka i Skrby, którzy powinni grają od początku do końca sezonu na bokach obrony. To musi być dobry ruch. Osobiście wolałbym dysponować jakimiś funduszami, żeby kupić kogoś ciekawego choćby z naszej ligi, żeby się wzmocnić przed pucharami. Czekają nas poważne wyzwania, szczególnie w III i IV rundzie eliminacji, jeśli Śląsk tam zajdzie, czego życzę między innymi Jackowi.

- Dobrze, po przerwie porozmawiamy o kolejnych spotkaniach.

- Do zobaczenia za chwilę.

Odnośnik do komentarza

- Witamy się po przerwie.

- Czas przenieść się na piękny stadion w Kielcach, gdzie Korona grała z Wisłą.

 

 

Korona Kielce – Wisła Kraków

 

Kibice Korony po ostatnich różnych meczach mają mieszane humory, ale cieszą się z utrzymania drużyny, bowiem Korona była przecież beniaminkiem i zadaniem trenera Gila było utrzymanie zespołu w Ekstraklasie. Biała Gwiazda natomiast zawiodła na przestrzeni całego sezonu, jednak w ostatnim spotkaniu coś ruszyło. Zwycięstwo z Ruchem jakby dało świeży powiew Wiśle i w końcu kibice z Krakowa wierzą w kolejną wygraną na wyjeździe.

Wielki hit mieliśmy już na początku spotkania, bo worek z bramkami bardzo szybko został rozwiązany. W 4. minucie Galkauskas zagrał świetnie do Augustyniaka, ten grał na dwóch niższych napastników górną piłką, tych uprzedził Górski, który głową wywalczył piłkę, przegrał do Szymańskiego, który miał być głównym kreatorem gry. Dogranie do napastników, którzy ruszyli naprzeciw dobrze zorganizowanej obronie Korony. Szymański chciał wykorzystać Bekasa, jednak ten gdzieś schowany został wyręczony przez Ivanovskiego, który zbiegł na skrzydło, gra potoczyła się z pierwszej piłki, gdzie Szymański zagrał do napastnika, ale ten oddał piłkę. Ofensywny pomocnik odnalazł inne rozwiązanie, wpuścił prostopadłym podaniem Brozia, ten uderzył po ziemi zmylając jednocześnie Kowalskiego. Udało się! Szybko otworzyli wynik, ale chyba zabrakło koncentracji w dalszym fragmencie, gdyż na odpowiedź Korony nie musieliśmy długo czekać. Już w 6. minucie Galkauskas wypuścił Nunesa, który spokojnie przyjął piłkę, ale postanowił się rozpędzać z każdym krokiem i mijać kolejnych rywali – Zuba, Wasilewskiego, w końcu nie zdążył do niego drugi ze stoperów, który spodziewał się lepszej reakcji reprezentanta Polski, jednak Nunes miał przed sobą już tylko golkipera i nie pozostało nic jak umieścić piłkę w siatce. W 14. minucie dobre długie zagranie na Nunesa, ale bardziej z powodu rozpaczy obrony, która była oblężona przez Wiślaków. Dobrze na przedpolu Gulbrandsen, który wprowadził piłkę do gry. Szymański zagrał do Brozia, który wspomógł Soaresa na lewej stronie, podanie na drugą stronę, Ivanovski zmylił obrońcę i zagrał Camarze za plecy do Bekasa, który silnym strzałem zmieścił piłkę przy bliższym słupku. Niesamowita reakcja! Kowalski bez szans. Z kolejnymi minutami musieliśmy oglądać wymianę pojedynczych ciosów ze wskazaniem na Białą Gwiazdę. W 25. minucie Bekas zgrywał do Voronaka, który zdecydował się na odważne uderzenie, lecz minimalnie nad poprzeczką. W 36. minucie udało się zbliżyć pod bramkę gości, którzy mieli w swoich szeregach wielkich graczy. Powoli w Krakowie tworzyła się drużyna trenera Głosa. Rzut rożny – Nunes, zagranie na bliższy słupek i uderzenie Czarneckiego, który zaskoczył swoim dynamicznym wyjściem w górę... poprzeczka! Mało brakowało. Do przerwy skromne prowadzenie Wisły.

W drugiej połowie doszło do kilku starć Szymański kontra Galkauskas, ale ostatecznie obyło się bez kar. Szymański potrafił dostrzec kolegów na skrzydłach, natomiast Litwinowi trochę brakowało do geniuszu Wiślaka. Szymański starał się zaskoczyć rywali w 52. i 60. minucie strzałem z dystansu, ale oba były niecelne, dlatego jego koledzy mieli trochę pretensji. W 64. minucie znakomite przegranie Augustyniaka do Kosiorowskiego, ale do napastnika doskoczyło dwóch rywali, więc ten jedynie oddał przyblokowany strzał, który nie sprawił problemu Gulbrandsenowi. W 69. minucie Soares doznał kolejnej kontuzji po faulu Matusiaka, który z każdą minutą spisywał się coraz gorzej. Lewy pomocnik Wisły musiał opuścić murawę. Zastąpił go Kuklis. Zawodnicy Białej Gwiazdy próbowali przedłużenia i grania na czas. Przetrzymywali piłki, kradli kolejne sekundy rywalom, jakby nie myśląc o kolejnych szansach na bramki. Tylko Szymański starał się zagrozić bramce przeciwników, ale w 76. minucie ponownie uderzył niecelnie, za co trener miał pretensje, bo doszedł do klarownej sytuacji. Matusiak nie spisywał się w roli defensywnego pomocnika. Cały środek słabo funkcjonował w Koronie, decyzja trenera Gila wzbudzały coraz więcej kontrowersji. Rozpoczął się doliczony czas gry. Korona próbowała założyć większy pressing na rywalu, jednak Wiślacy potrafili spokojnie ominąć napór przeciwnika w 91. minucie, kiedy to Novosel zagrał do Szymańskiego, ten szybko do Brozia, który wbiegał z lewej strony pola karnego, podał do Novosela, jednak strzał wybronił Kowalski, dobitki Szymańskiego już nie zdołał. Matusiak tylko stał i patrzył się jak piłka wpada do siatki po tym, jak nie zdołał jej wybić przy interwencji Kowalskiego. Po kolejnych dwóch minutach zabrzmiał ostatni gwizdek. Korona mogła być zadowolona ze spotkania poza kilkoma małymi szczegółami, no i brakiem choćby punktu.

 

Korona Kielce – Wisła Kraków 1:3

4’ Broź 0:1

6’ Nunes 1:1

14’ Bekas 1:2

90+1’ Szymański 1:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Szymon Marciniak

Widzów: 8401

 

 

- Znów chciałbym trochę pomęczyć Grześka – słaba Wisła czy może słaby trener albo i trenerzy?

- Trenera Skurę szanuję za to, co dokonał z Lechem. Zdobył Puchar Polski i utrzymał zespół w lidze ze znakomitą passą. Później zajął chyba 3. miejsce w następnym sezonie. Ale czas przestać żyć wcześniejszymi sukcesami, trzeba podchodzić do swojej pracy bardzo rozsądnie. Wiedział, czego się podejmuje. Nie wiem czy tam prezes go nachodził, ale pokazał, że z silnym klubem może sobie nie poradzić. Wtedy Lech miał problemy finansowe, a on promował takich graczy jak Corozo, Herrera czy Caicedo. Może warto znów załapać angaż w słabszym klubie i wyciągnąć z niego maksimum?

- Ale jak to z tym kryzysem? I nowym trenerem?

- Kryzys Wisła przechodzi od momentu porażki z Cracovią, dosyć dotkliwa. Trener Laskosz narobił im wiele krzywdy. Potem przychodziły gorsze mecze z nowym szkoleniowcem. Można uznać, że sezon zmarnowany w podobnym stopniu, jak w Warszawie przy ulicy Konwiktorskiej. Nie wiem jak trener Skura się z tego wytłumaczy, bo za tydzień chyba będzie tu w studiu, prawda?

- Tak.

- To sobie z nim porozmawiam.

- Hehehe. Co do samego kryzysu, czy on został zwalczony, Piotrek, jak radzicie sobie z takimi sytuacjami w szatni, na treningach?

- Trzeba dawać z siebie wszystko. Zaznaczałem już wcześniej, że nie uważam, iż Lech jest w kryzysie. Widać, że Wisła jest, bo zajmowała odległe 6. miejsce. Chyba nadal jest gdzieś w tych okolicach. Dobrze wiemy, że ma wymagającego właściciela, który w przyszłym sezonie będzie oczekiwał jednego – mistrzostwa kraju. Brak pucharów to kolejna porażka tego klubu.

- W Kielcach ujrzeliśmy w końcu nową taktykę, bo poprzednia marnowała potencjał piłkarski, Jacek, jak preanalizujesz grę po tych fragmentach?

- Widać, że nadal bazują na skrzydłach. To chyba owocne przy tak kreatywnych graczach jak Soares i Bekas. Cały czas na szansę czeka Ziółkowski, poza tym na razie będzie musiał grać Kuklis, bo z tego co wiem to Brazylijczyk nabawił się jakiejś dłuższej kontuzji. Poza tym funkcjonował środek, choć nie do końca. Zub dbał o zabezpieczenia z tyłu. Z silniejszym rywalem, wydaje mi się, na przykład z Zagłębiem, gdzie jest trzech środkowych, Szymański sam sobie nie poradzi, dlatego taka wygrana w efektownym stylu może być jednorazowym wybrykiem, obym się mylił, hehe. Na szczęście Wiśle, hehehe.

- W Kielcach mieliśmy podobny problem, gdzie trener Gil buduje młody zespół, jest wielu obiecujących chłopaków.

- Chciałem ich porównać do Lechii jako przeciwieństwo oczywiście. Trener Gil zamierza oprzeć zespół na młodych graczach, głównie wychowankach z zagranicznym obywatelstwem, mniejsza o to. Wychowali się w Kielcach, więc chce wykorzystać drzemiący potencjał. Zgadzam się, jest to dobry pomysł, ale nie rozumiem czemu Galkauskas biega z przodu, a Matusiak z tyłu? Oczywiście nie domagam się zamiany. Po prostu obaj w roli defensywnego czy ofensywnego się nie nadają. Nie potrafią odnaleźć się na boisku. Szukają, rzucają wzrokiem po trybunach i dlatego zdarzyły się te wpadki. Wygrana z rezerwowym GKSem to żaden sukces. W Kielcach trener Gil musi wziąć się do roboty i rozgryźć ten problem, bo Litwin i ten polski gracz to naprawdę, marnują się na tych pozycjach.

- Co z tym porównaniem?

- Chciałem zaznaczyć, że w przyszłym sezonie okaże się czy młodzieżowa mieszanka czy budujące doświadczenie okaże się lepsze, bo w Gdańsku coraz więcej piłkarzy z pewnym bagażem doświadczeń. Obie ekipy mają podobny potencjał, jeśli chodzi o umiejętności czy nawet zasoby finansowe. Jestem ciekaw tej pośredniej rywalizacji.

- A sam trener Gil, jak go oceni na przykład Piotrek?

- Uważam, że wykonał swoją robotę, bo utrzymał się z Koroną, a to jest główny cel beniaminka w Ekstraklasie. Czy to Zagłębie, czy to Korona. Utrzymali się, czyli spełnione zostały założenia. Dalsze perspektywy to już wola trenera, który woli stawiać na młodych. Może to dać jakieś efekty, bo młodzi są głodni sukcesu i jeszcze wyższej lokaty w lidze. Oni nie kalkulują, lecz walczą w każdym meczu, sam wiem po sobie, tego naucza trener w każdym klubie.

- Wierzymy. Czas przejść do meczu, w którym stoczyły ze sobą drużyny z dołu tabeli.

 

 

Polonia Warszawa – Piast Gliwice

 

Spotkanie o tak zwane sześć punktów. Do Polonii wrócił stary trener Kucharski. Teraz zawodnicy mają mieszane uczucia. Jedni wierzą w jego umiejętności, inni anonimowo wolą wypowiedzieć się negatywnie o jego sposobach treningu. Piast natomiast po ostatniej porażce ma chęć na przeciwstawienie się głównemu rywalowi w walce o utrzymanie. Dziś można rozstrzygnąć bardzo wiele!

Zapowiadała się fascynująca walka o utrzymanie, a pokazała nam to pierwsza akcja, bowiem z lewej strony zagrał Nowak do Chamery, który ruszył swobodnie swoim skrzydłem, zagrał w pole karne, gdzie do piłki rzuciło się dwóch graczy Czarnych Koszul i Babangida, który nie został ostatecznie dopuszczony do oddania strzału. Po chwili, gdy piłkarze wybili piłkę, Sapela uderzał z dystansu, trafił prosto w Malinowskiego. Trener Kucharski jakby bardziej zdenerwowany, bo ponowny powrót na ławkę trenerską może związać się z lekkim stresem. W pierwszych fragmentach lepiej prezentował się Piast. W 6. minucie Łągiewka zagrał do Kalinica, ten stracił, bo w nogi wszedł Batur, ale środkowy obrońca nie patrzył gdzie wybija piłkę, przejął ją Babangida, dograł gdzieś na pole karne, gdzie szukał drugiego z napastników, ale Georgiev został zablokowany przez Jezierskiego. W 14. minucie to Polonia starała się zagrozić rywalom, by odpowiedzieć, że również będą się liczyć w walce o punkty, prostopadła piłka Cristiano do Woźniaka, napastnik trafił na opór Pawlaka, ale ostatecznie zdołał oddać strzał, lecz minimalnie niecelny. Wszystko po interwencji Owczarka. Sędzia wskazał na korner. Piłkę ustawił Jezierski, dograł na dalszy słupek do Łoszakiewicza, ten uderzył, lecz trafił prosto w słupek! Jeszcze zdążyli przechwycić piłkę rywale. Ciągle Czarne Koszule pod bramką, szybkie skierowanie do Cristiano, ten z pierwszej piłki do Dimitrijevica, zagranie do Łoszakiewicza, ponowny strzał, lecz prosto w tłum zawodników Piasta, piłka skierowana została prosto do Jezierskiego, jeszcze jeden strzał, ale tym razem znakomita interwencja Owczarka! Zakotłowało się pod bramką gości. Jeszcze Witkowski na siłę trafił w Mangana! Jezierski wyszedł nieco do skrzydła z piłką, zagrał na pole karne, a Mangan wybił na rzut rożny. Bardzo sporo działo się na przestrzeni kilkunastu sekund. W 19. minucie kolejny raz gospodarze chcieli dyktować warunki, ale ostra gra obrońców pokazywała, że chcą zniechęcić rywala do szybkich akcji. W 22. minucie strzał zbyt wysoko oddał Woźniak, który dłuższy czas czaił się przed polem karnym z piłką. Obrońcy nie chcieli ryzykować jakiejś poważniejszej reakcji, która pozwoliłaby napastnikowi dograć do któregoś z kolegów ustawionych po bokach. W 24. minucie w powietrzu ucierpiał Woźniak, który wyskoczył do piłki przy aucie, ale z tyłu pojawił się Pawlak, który bezpardonowo wpadł w napastnika. 19-latek musiał opuścić boisko, jego miejsce zajął Madej. W 31. minucie długa piłka na Madeja, wydawało się, że Stankiewicz strzeli sobie samobója po odegraniu głową, ale w ostatnim momencie Piasta uratowała interwencja Owczarka, który przycisnął piłkę do piersi. W 35. minucie po strzale Madeja piłka minimalnie minęła poprzeczkę. Ostatnie fragmenty w pierwszej połowie nieco z przewagą dla Piasta. W 43. minucie z rzutu rożnego zagrał piłkę na dalszy słupek Sapela, zgrywał Pawlak do Mangana ustawionego w środku, Witkowski nie zdążył ze wślizgiem, obrońca spokojnie uderzył po ziemi, ale bardzo siłowo i trafił do siatki! Eksplozja radości przy ławce trenerskiej Piasta. Do przerwy prowadzili, Polonia musiała wziąć się za odrabianie strat.

W drugiej połowie cały czas wymieniali sporo podań, ale nic z tego nie wynikało. Trener Kucharski czuł zapewne jeszcze większy stres niż zawodnicy. Chwalony przez współpracowników za wspaniały styl pokazywał, że to jedynie blef, gdyż Czarne Koszule od pierwszych minut prezentowały się mizernie. W końcu w 58. minucie doczekaliśmy się na pierwszą sytuację, Piast skoncentrował się tylko na obronie wyniku. Sporo tych podań, w końcu Owczarek do Cristiano, zagranie do Witkowskiego, wymiana z Dimitrijevicem, w końcu skrzydłowy dostał podanie, ale chyba był na spalonym! Uderzenie po ziemi... goool! Polonia wyrównała. Łągiewka ukarany kartką za dyskusje z sędzią. Machnik wkrótce pojawił się na boisku za Chamerę, który od dłuższego czasu nie mógł biegać na pełnym sprincie. Szukano tych skrzydłowych na bokach Polonii, ale brakowało podłączeń ofensywnych bocznych obrońców, dlatego Łoszakiewicz i Dimitrijevic wyglądali na zagubionych i czasem zbiegali do środka zwężając grę, jednocześnie ułatwiając ustawienie Gliwiczanom. W 60. minucie nieudane uderzenie Witkowskiego. W 65. minucie złe podanie Witkowskiego, przejęli rywale w środkowej strefie, nieco miejsca miał Łągiewka do poprowadzenia piłki. Zagranie na skrzydło do Machnika, który ruszył lewą flanką. Zagrał bardzo głęboko gdzieś na dalszy słupek, źle ustawił się Malinowski, ale zawiedli go też w powietrzu Batur i Jezierski, którzy przegrali pojedynek z Georgievem – goool! Główką wpakował piłkę do siatki przy prawym słupku. Piast ponownie triumfował. Gracze Polonii decydowali się na coraz częstsze sytuacje, bo pozostawali z niczym. W końcu w 75. minucie główką uderzył Łoszakiewicz, ale piłkę wyłapał Owczarek. W 80. minucie stuprocentowej sytuacji nie wykorzystał Georgiev po doskonałym dograniu Janasa. Trafił prosto w golkipera. Ruszyła szybka kontra Czarnych Koszul. Długa piłka Dimitrijevica na Madeja, ten szybko do Witkowskiego. Napastnik uprzedził Mangana, wyszedł przed Nowaka i przymierzył silnie po ziemi. Ponownie wyrównanie. Mecz obfitował w wiele ciekawych sytuacji, a do końca spotkania przeważał Piast, który liczył jeszcze na zwycięstwo. Piłkarze Polonii przestraszeni chowali się we własnym polu karnym i wybijali piłki na oślep. Ostatecznie podział punktów i zostaną jeszcze dwie kolejki, by poważnie powalczyć o utrzymanie, w starciach z innymi rywalami.

 

Polonia Warszawa – Piast Gliwice 2:2

43’ Mangan 0:1

58’ Dimitrijevic 1:1

65’ Georgiev 1:2

81’ Witkowski 2:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mariusz Trofimiec

Widzów: 3998

 

 

- Obejrzeliśmy kawałek solidnego futbolu z udziałem obu drużyn. Na pewno czas wyróżnić kilku graczy, Jacek tak pewnie podpatrywał Dimitrijevica, który szalał na lewym skrzydle?

- Trochę może i tak. Ale nie chcę mówić, że muszę się wiele od niego nauczyć, bo sam wiem jak mam trenować i przede wszystkim świadom jestem swoich walorów ofensywnych i zalet. On chyba też. Zaprezentował się nieźle.

- Na pewno kontrowersyjny jest powrót Kucharskiego, ale chyba właściciel po przygodach z różnymi osobami złapał się tej, która nagle się odezwała z dołu. Piotrek, nie byłeś w takiej sytuacji, ale chyba pewni zawodnicy są przychylni trenerowi, inni pamiętają, że nie mieli łatwo, jak to by wyglądało z twojego punktu widzenia?

- Być może jest jak mówisz. Trener Kucharski wcześniej prowadził Groclin, dlatego bazuje na pewnym doświadczeniu. Stoczył bój chyba z Romą, która go wyeliminowała z pucharów. Teraz też w Polonii chcieli pucharów, celem była górna połówka tabeli. Podobno skład, jakim dysponują, to drużyna na 4. miejsce. Nie wiem dlaczego tak się potoczyło.

- Grzesiek, dlaczego?

- Zmiana trenerów. Zdecydowanie. Był Kucharski i pokazał, że nie można mu ufać. Był potem Demkowicz, który całkowicie mnie rozczarował. Zapowiadał się efektownie. Wydawało się, że zawodnicy chyba zrozumieją jego koncepcję, potem jednak nie wychodziło i to nieporozumienie z prezezem... oczywiście bardzo nieprofesjonalne zachowanie Demkowicza. Wiadomo, w lidze już nie znajdzie sobie pracy. Chyba ze w Azerbejdżanie. Potem Tkaczyk... to nie to. Znakomite sukcesy na Mistrzostwach Świata, potem walka ze Śląskiem o utrzymanie, ale dziś? Ten trener nic nie zaoferował Polonii. Gorzej – zepsuł team spirit. Dziś trener Kucharski zastał zgliszcza drużyny po sobie. To straszne, brutalne, wiem, że wielu piłkarzy to ogląda, ale czas wziąć się do roboty. Przyszedł ponownie i zauważył, że Polonia nie prezentuje już tego poziomu, bo zostawił drużynę chyba na 9. miejscu. Zastał na niższym. Są pieniądze, ale trzeba je mądrze wykorzystać. W przerwie zimowej mieli problemy z pozyskaniem lepszych graczy, gdyż ci, co są dziś w Polonii, mogliby nawet przy odrobinie szczęścia walczyć o mistrzostwo.

- W Polonii wielkie pieniądze, a do Warszawy przyjechał Piast, przed którym nie ma perspektyw. Grzesiek, tam jest wielu wypożyczonych graczy, którzy odejdą z Gliwic, gdyż nie ma żadnych środków na ich zakup. Wymieniam: Łągiewka, Kaciczak, Georgiev, Kalinic. Dodatkowo prawdopodobnie odejdzie Pawlak, który wydaje się być ciekawym kąskiem dla polskich klubów, jeśli chodzi o zasilenie defensywy.

- Dziwią mnie nastroje w Gliwicach. Trener Markowski cały czas wiedział o problemie, ale pewien czas przespał, jeśli chodzi o same mecze. Nie pojawiał się na konferencjach, a myślę, że mogło to polepszyć relacje z mediami, poza tym rozmowy z samym zarządem – nie wiem czy on je przeprowadza. Śmiem wątpić.

- Czyli pomimo utrzymania nadal będą skazani na pożarcie?

- Georgiev to ich ostoja w ofensywie, Łągiewka również. Czytałem wywiad, w którym trener Markowski gardzi Kaciczakiem. Nie wiem czy znajdzie lepszego środkowego obrońcę. Zresztą, słyszałem o młodym talencie o nazwisku Smoliński i chyba w ogóle z niego nie korzysta, młody, utalentowany, ale wiadomo – lepszy nieznany obcokrajowiec w postaci Mangana.

- To samo tyczy się Sobolewskiego z Lechii?

- Nic na ten temat nie słyszałem, jednak zapewne w Gdańsku zechca zatrzymać skutecznego napastnika z Bełchatowa.

- Jeszcze spoglądam w nasze dokumenty to widzę, że odejdzie Mańka, także Piast tak jakby już był skazany na spadek, a zawodnicy nie myślą o przyszłości klubu. Piotrek, jakbyś był wypożyczony, to co po sezonie? Chcielibyśmy, żebyś się wczuł w rolę na przykład Georgieva. On wraca do Cracovii.

- Sporo strzelił bramek dla Piasta, dlatego czułbym się w pewien sposób spełniony i chciałbym w lepszym klubie, czyli do tego, którego wracam, udowodnić swoją przydatność. To dla mnie ważne, ale realne w takim momencie. Pogdybałem trochę, hehehe. Wolę grę w Lechu oczywiście i nie myślę o wypożyczeniu.

- My to wiemy, Piotrek. Jacek tylko się uśmiechnął, to znaczy, że on chciałby być wypożyczony.

- Oj, tak, ale nie do Legii, hehehe.

- Dlaczego?

- Bo tam nie grają skrzydłami, hehehehe.

- No tak, hehe. Czasem mógłbyć rundkę sobie zrobić po skrzydle. Hehe, przechodzimy do meczu pucharowców, ale naszego trofeum o Puchar Polski, czyli GKS kontra Arka.

 

 

GKS Bełchatów – Arka Gdynia

 

Niedzielny mecz, który wzbudził większe zainteresowanie niż pucharowe starcie. Kibice chyba nie grzeszą rozumem i nie dostrzegli, że trenerzy na dzisiejsze spotkanie wystawiają rezerwowe jedenastki – po obu stronach zagrają ci, którzy liczą, że wkrótce przebiją się do podstawowego składu. Ktokolwiek zgarnie punkty, ma to mniejsze znaczenie, GKS chce awansować do finału Pucharu Polski (rewanż już w środę), natomiast Arka zamierza godnie się pożegnać z tymi rozgrywkami, dziś szansa dla rezerwowych.

Ponownie szansę otrzymali młodzi chłopcy z Bełchatowa plus zawodnicy, którzy nie łapią się do podstawowej jedenastki. W 3. minucie nadarzyła się pierwsza okazja do objęcia prowadzenia dla gospodarzy. Szybko zagrał Aleksandrowicz do środka boiska, a Urban czysto technicznym strzałem szybko na boku uruchomił Terleckiego, który przyjął piłkę w identyczny sposób jak Wasilewski w ramach Pucharu Polski, gdy wbiegał pomiędzy dwóch stoperów. Terlecki najwyraźniej napatrzył się na kolegę z zespołu i ruszył na bramkarza. Strzelił obok niego, czując, że ten nawet nie zareaguje na strzał do boku. GKS wyszedł na prowadzenie. Zawodnicy Arki nie zamierzali odpuszczać i walczyli w kolejnych fragmentach. W 12. minucie znakomicie uderzał Nnanna po podłączeniu się w akcję ofensywną, jednak wywalczył tylko rzut rożny. Przy kornerze bardzo dobre zachowanie całej defensywy Arki. W 14. minucie po zgraniu Gilewicza uderzał Zając, jednak odległość była znaczna, dlatego i strzał niecelny. Terlecki i Łukasik sprawiali wrażenie bardzo dobrze zgranych, dlatego ich kolejna sytuacja w 25. minucie mogła rozstrzygnąć losy spotkania. Gdynianie nie prezentowali dobrego poziomu gry, pozwalali na bardzo wiele tej dwójce graczy. Stałe fragmenty to też nie była recepta – w 37. minucie znakomicie piłkę dograł Antczak, ale żaden z piłkarzy Arki nie potrafił celnie skierować piłki w światło bramki. W 44. minucie przy strzale Trzeciaka zabrakło szczęścia, a Arka doprowadziłaby do wyrównania. Do przerwy po bardzo nudnym meczu jednobramkowe prowadzenie gospodarzy.

W 49. minucie Rosłoń ponownie szarżował na lewej flance, gdzie trudności z nim miał Kowalczyk, ale gdy trzymał się blisko skrzydłowego, nie pozwalał mu na zbyt wiele. Dopiero gdy podłączył się Marcao, Rosłoń zbiegł do środka i zdołał nawet oddać strzał, lecz niecelny, więc nie zagroził Kryszakowi. W 53. minucie odważnie w pole karne wparował Gilewicz z piłką u nogi, w ostatnim momencie strzał wyblokował Wierzbicki, który wraca do składu po kontuzji. W 57. minucie po podaniu Grembockiego zbyt lekko uderzał Trzeciak. W ręce golkipera wpadła futbolówka, ten szybko wznowił grę. GKS pozwalał na to, by Arka nacisnęła rywala i weszła na połowę przeciwnika. Wciągali gości we własne zasady gry, wykorzystując ofensywne wejście Grembockiego w 60. minucie. Gdy tylko Nnanna zauważył wybiegającego Terleckiego zagrał do Urbana, który zauważył również urywającego się napastnika, zagrał na linii spalonego, wybiegł Terlecki, wyprzedził Karwana, zagrał w pole karne, gdzie piłkę mylnie uderzył Kołodziejczyk do drugiego boku niż do tego, na który nabiegał, dlatego Augustyn przepuścił futbolówkę do siatki. Po kilku udanych interwencjach tym razem zawiódł. W 70. minucie z dystansu z rzutu wolnego uderzał Trzeciak, ale bardzo niecelnie. Brakowało koncentracji, ale głównie pomysłu ze strony Arki. Gracze wyraźnie podłamani wysoką porażką i brakiem reakcji trenera, który nawet nie raczył pojawić się na ostatniej konferencji, nie mieli ochoty się starać, podobnie jak ciągle siedzący trener gdzieś w kącie. W 80. minucie odważył się Grembocki na kolejne ofensywne wejście, ale świetnym odbiorem popisał się Górski, który wyszedł do osamotnionego prawego obrońcy. Na murawie zawitał jeszcze Szczęsny, któremu nie udało się popełnić żadnego błędu, bowiem defensywa GKSu była solidnym fundamentem w tym spotkaniu. Arka pozbawiona koncepcji szukała długimi piłkami Flavio, który nie startował do futbolówki na pełnym sprincie. Ostatecznie GKS zgarnął trzy punkty. Po ostatniej porażce w Pucharze Polski chyba coś pękło w Arce. Cel osiągnęli, bo utrzymali się w lidze, chyba zabrakło sił na trochę więcej osiągnięć.

 

GKS Bełchatów – Arka Gdynia 2:0

3’ Terlecki 1:0

60’ Kołodziejczyk 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Włodzimierz Bartos

Widzów: 3533

 

 

- Po tym skrócie możemy powiedzieć jedno – nudy. Teraz pytania do młodych adeptów futbolu. Piotrek, dlaczego nie ma Lecha w Pucharze Polski?

- No, odpadliśmy, wiadomo. Gorsza postawa, ale chyba lepiej się gra bez takich obciążeń. Tak początkowo myśleliśmy, jednak, gdy patrzymy, że w drugiej parze gra Znicz i Górnik to myślimy, że warto spróbować podstawowym zestawieniem w przyszłym roku, bo taki sukces w postaci zdobycia Pucharu Polski jest bardzo smakowity. Zawiedliśmy naszych kibiców, no i oczywiście zarząd, który liczył, że dojdziemy nawet do finału.

- Jacek? Śląsk to lider Ekstraklasy, takiej drużynie nie przystoi odpaść z rozgrywek Pucharu Polski z... Zagłębiem Lubin już w 2. rundzie!

- Karne były, hehehe. Dobrze się nawet złożyło. Były mniejsze obciążenia, choć teraz wiemy, że trudne wyzwania przed nami. Trzeba będzie się przyzwyczaić do meczów co 3 dni. To poważna sprawa. Puchar Polski również nie będziemy chcieli odpuścić, ale trener mógłby powiedzieć na ten temat trochę więcej. Rezerwowi, bo tak media nazywają graczy, którzy nie łapia się do składu, muszą również występować i takie rozgrywki to dla nich dobry test własnych umiejętności.

- Przejdźmy do samych pucharowców. Najpierw GKS – znakomicie się zaprezentowała ekipa Białka. Wygrali 5:0 i pokazali miejsce w szeregu Arce. Chyba wiemy kto zdobędzie to trofeum, ale finał przed nimi. W środę jeszcze dopełnią formalności, bo nie wierzę, że Arka po porażce pucharowej i dodatkowo ligowej poradzi sobie i nagle wygra 5:0. Nie ma szans.

- Co możemy powiedzieć o trenerze Grabowskim? Grzesiek ponownie przywołany do wypowiedzi, bo zawodnicy średnio lubią wypowiadać się na takie tematy, hehehe

- Powiem tak. Arka miała spaść z hukiem z ligi. Jest wysokie miejsce, już nie muszą martwić się, że ktoś ich goni i zaraz spadną pod kreskę. Tu jest ogromny wkład trenera Grabowskiego, który poukładał zespół. Gdzieś ten ideał znika, bo nikt nie jest idealny. Szkoleniowiec kolejno popełnił kilka błędów. Wyratował się tym ofensywnym nastawieniem wysoką lokatą w tabeli, ułożeniem zespołu pod taktykę, jednak później tylko gorzej, aż mamy dziś apogeum tego. W przerwie zimowej zabrakło jego reakcji, jeśli chodzi o zakup rezerwowego środkowego obrońcy. Była mowa o niejednym, ale już za późńo. Trener obudził się z ręką w nocniku, brzydko mówiąc, na mecz pucharowy, kiedy ze składu wypadł reprezentant Mołdawii – Popovic. Nic, tylko pogratulować GKSowi, który ma wąską kadrę, ale dobrze zarządzaną i w razie kontuzji ma kto grać na odpowiednim poziomie.

- Co z tymi konferencjami? Trener Białek jest solidnym człowiekiem, natomiast Grabowski chyba zapomina o swoich obowiązkach.

- To jego sprawa, ale nie daje dobrego przykładu młodym chłopakom. Chciałby góry przenosić, ale do tego trzeba trochę mobilizacji, motywacji i chęci pracy z drużyną. Czasem chęci są, a czasem się zapomni – jak to u młodego niedoświadczonego trenera. Słyszałem głupie określenie, że to taki mały Laskosz. Powiedziałbym bardzo malutki. Żeby nie było, że tylko krytykuję, zapowiada się nieźle i pozycja wyższa w przyszłym sezonie może być jego wielką zasługą. Jest jeden problem – jego nieregularne podejście do pracy.

- Okazuje się, że GKS to taki czarny koń sezonu, bo walczy zażarcie o trofeum Pucharu Polski, a nikt by nie pomyślał. Dodatkowo wskoczyli do pierwszej ósemki, no, chyba Odra ich wyparła, ale w ogóle prezentują się okazale, po tych zgliszczach, których dokonał poprzedni trener, Pijanowski. Jacek, jak może taka drużyna poradzić sobie w pucharach? Bo wiadomo, wystawiamy do rozgrywek najlepszych plus zdobywcę PP – tu GKS załóżmy i niestety patrzymy w tabelę, a oni nie są na 4. miejscu, lecz na 9.

- W pucharach sprawa wygląda trochę inaczej. W człowieku wyzwala się dodatkowa motywacja, dzięki temu stresikowi lekkiemu. Myślę, że GKS, pomimo pewnych problemów z wąską kadrą, poradzi sobie.

- Wiedzmy, że zwycięzca PP zaczyna rozgrywki od 3. rundy Ligi Europejskiej, gdzie rywale są już dosyć wymagający.

- Trzeba będzie dobrze się przygotować.

- Zajrzeliśmy również na boiska I ligi, gdzie zastaliśmy już pierwszego z trenerów przyszłego sezonu.

- Szkoleniowiec Górnika Zabrze, przyszły szkoleniowiec, rozmawiał z naszym reporterem:

 

 

Wywiad z Kamilem Gibałą, nowym trenerem Ekstraklasy, który poprowadzi Górnik Zabrze w przyszłym sezonie.

Dz: Witam panie Kamilu, spotykamy się z jednego poważnego powodu. Od przyszłego sezonu będzie Pan pracował w Górniku, który jest niemal pewny awansu do Ekstraklasy. Ale najpierw może o tym gustownym sweterku, który ma pan na sobie po meczu Pogoni z ŁKSem (3:1).

KG: Witam serdecznie. Tak zgadza się. Od przyszłego sezonu poprowadzę jeden z najbardziej medialnych i rozpoznawalnych klubów w Polsce Górnik Zabrze. Wszyscy wiemy, że jest to klub z kapitalną przeszłością, mający wspaniałą i żywiołowo dopingującą publiczność. Co do sweterka, no cóż uszyła mi go moja świętej pamięci babcia na 30 urodziny i noszę go zawsze, tam gdzie liczę, że dopisze mi szczęście!

Dz: Jeszcze pan nie zawitał na treningu, jeszcze pan nie poznał piłkarzy, więc zapytam o Ekstraklasę. Kto drużynowo zrobił na panu wrażenie dotychczas a kto zawiódł?

KG: Zdecydowanie największe wrażenie na mojej osobie wywarła drużyna Śląska Wrocław i Cracovii Kraków. Ekipy te posiadają bardzo dobrych trenerów, którzy z pewnością poprowadzą obydwie drużyny do wielu sukcesów. Marco Polo jak i trener Laskosz są znakomitymi fachowcami, mającymi zarazem kunszt taktyczny. Po drugiej stronie barykady na pewno mogę przypisać Polonie Warszawa, która jak dla mnie jest największym rozczarowaniem. Nie grają atrakcyjnej dla oka piłki.

Dz: Nie było oferty z Warszawy?

KG: Mogę otwarcie przyznać, że nie było. Były to wymysły naszych pismaków, którzy wtrącają swój nos, tam gdzie niekoniecznie muszą.

Dz: Jakimi osiągnięciami może się pan pochwalić? Bo tak naprawdę niewielu kibiców pana kojarzy.

KG: W jednym z wywiadów udzielonych dla Przeglądu Sportowego opisałem moją dotychczasową karierę. W skrócie mogę powiedzieć, że trenowałem drużyny młodzieżowe Pogoni Szczecin, a ponadto byłem asystentem trenera w Podbeskidziu Bielsko Biała. Z juniorami starszymi szczecińskiego klubu zająłem trzecie miejsce na mistrzostwach Polski w Boguchwale.

Dz: To niewiele. Poradzi sobie pan w ramach Ekstraklasy? Jest już lekki stresik?

KG: Oczywiście, że sobie poradzę. Jeżeli bym tak nie myślał, nie rozmawiałbym dzisiaj z panem i dalej bym był asystentem w Podbeskidziu. Stres? Przepraszam nie znam takiego uczucia. Robię to co kocham a ponadto dostaję za to wynagrodzenie. W takiej sytuacji nie ma mowy o żadnym stresie. Zakasam rękawy i biorę się porządnie do roboty, bo wiem, że jest co nadrabiać w drużynie Górnika.

Dz: Rozglądał się pan już za potencjalnymi graczami do swojego nowego klubu? Może warto po kilku piłkarzy Ekstraklasy sięgnąć i ściągnąć ich do Zabrza?

KG: Jak mogę się rozglądać za zawodnikami skoro jeszcze nie przeprowadziłem treningu w Górniku? Najpierw obejrzę swoich zawodników, następnie porozglądam się za wzmocnieniami. Przede wszystkim będę to robił z głową i nie ściągał zawodników hurtowo.

Dz: Chciałem zapytać kto pana zdaniem jest najlepszym graczem obecnego sezonu.

KG: Nie będę się bawił w takie typowania bo to pop rostu nierozsądne stawiać w jednym rzędzie obrońców, pomocników jak i napastników. A bardzo dobrych zawodników w naszej lidze nie brakuje, co zresztą udowadniają co tydzień w meczach ligowych.

Dz: No właśnie naszym zdaniem zacznie ich brakować, bo wiele europejskich klubów szykuje się do kupna Soto (Lech), Kowalczyk (Legia), Szymański (Wisła), Nowak (Cracovia) i innych, czyli same czołowe postaci poszczególnych klubów. Co w takiej sytuacji można zrobić? Ściągać zagranicznych czy stawiać na młodych?

KG: Zdecydowanie jestem za tym żeby dawać szanse młodym zawodnikom. Stawiając na zagranicznych zawodników nie możemy być pewni, że gracz ten będzie żył klubem, interesował się jego sprawami. A przy wychowankach mamy tą pewność, że za klub pójdą w ogień i wtedy wszyscy są zadowoleni. I kibice, i działacze, i trener młodzieżowych reprezentacji.

Dz: No to trzymamy za słowo, życzymy powodzenia w nowym klubie od nowego sezonu, dziękuję.

KG: Dziękuję.

 

 

- Jak widać, trener nieco zrugał naszego dziennikarza za tendencyjne pytania, hehehe.

- Nie był skory do żartów chyba. Nie wiem czy zagości w naszym studiu.

- To znów zaprosimy trenera Laskosza, hehehe.

- Najwyżej, zależy ile zechce za przyjście, hehe.

- Czas na ostatni mecz, w którym Polonia Bytom zagrała u siebie z Legią.

 

 

Polonia Bytom – Legia Warszawa

 

Legia liczy na potknięcie Śląska, ale marzenia musi przedłużyć do kolejnego weekendu, gdy zmierzą się z Piastem. Legia w bojowych nastrojach przeciwko bytomskiej Polonii, która pokrzywdzona przez sędziego stoi przed trudnym zadaniem. Trener Karpiński chyba zbytnio przywiązał się do tej taktyki, która daje maksymalnie remisowe rozstrzygnięcia. Zbieranie punktu do punktu niewiele daje, dlatego Polonia nadal znajduje się w dole tabeli, co niezbyt cieszy zarząd.

Polonia od pierwszych minut cofnięta do defensywy, jakby wyczekali Legię na własnej połowie. Wojskowi skorzystali z prezentu i głównie ci trzej groźni napastnicy szukali sobie miejsca gdzieś w szeregach obrony, ale początkowo Kowalczyk dwukrotnie został złapany na spalonym. Sprytnie obrona wychodziła do przodu, gdy szło podanie w kierunku skutecznego i młodziutkiego napastnika gości. Yaovi nie mógł wziąć gry na siebie, gdyż w środku jego poczynania neutralizowała dwójka piłkarzy: Owusu, który odpowiadał bardziej za odbiór oraz Fernandez, który kreował sytuacje. W 6. minucie bardzo odważne wejście Bernala po podaniu wspomnianego Fernandeza, ale skutecznie zachował się Majewski, lecz po chwili spanikował i wybił piłkę gdzieś na aut. Bytomianie zachowywali się tak, jakby bronili zaciekle korzystnego wyniku. W 12. minucie znakomita interwencja Sochy po strzale Fernandeza, gdy wypuścił piłkę właśnie Owusu. W 16. minucie piłkę rozprowadził Owusu, zagrał do Kowalczyka, który na linii pola karnego wygrał górną piłkę z Koniecznym, przeszedł do boku, gdzie powinien przebiec jeszcze Konieczny, Majewski nie mógł nic zrobić, uderzenie napastnika Legii i goście wyszli na śmiałe prowadzenie. Wystarczyło przeczekać kwadrans i obrona Polonii w końcu okazała się słabsza przez jeden błąd Koniecznego. Od tego momentu Bytomianie popełniali ich znacznie więcej, dzięki czemu mógł odnaleźć się Bernal wykorzystując swoją szybkość. Fernandez z Bernalem wymienili kilka podań po lewej stronie pola karnego, potem w końcu Fernandez zagrał górną piłkę za linię obrony, wybiegł z prawej strony Gwata, który uderzył z powietrza i nie dał najmniejszych szans golkiperowi. Socha zawiedziony postawą... Koniecznego, który odpuścił krycie, jakby liczył na założenie kolejnej pułapki ofsajdowej. W 42. minucie dopiero pierwszy strzał Polonii, dokładnie uderzał Yaovi zza pola karnego. Nawet nie miał miejsca do rozegrania, bo Legia jakby ściskała zawężając pole gry. W 45. minucie Gwata wyszedł do dobrej okazji, powstrzymywał go chwalony Rompos, jednak zdołał odegrać do Kowalczyka, szybki strzał wybronił Socha, nie miał jednak nic do powiedzenia przy uderzeniu Bernala, który ustalił wynik pierwszej połowy. Słabe zachowanie Majewskiego i Świątka, którzy powinni użyć więcej siły, by zasłonić piłkę.

Zawodnicy Legii dodatkowo wykorzystywali obecność Rybaczuka przy akcjach. Ten nie miał zbyt wiele pracy, gdyż wspomagali go dwaj środkowi pomocnicy przy odbiorach piłki. W 54. minucie Legia mogła nadziać się na kontrę przy stracie Gueye, który zagrywał bardzo niedokładnie do Mastelarza. Na szczęście nadbiegł Lis i szybko wytrącił Klimaviciusa z równowagi. W 57. minucie po kilku dokładnych podaniach z pierwszego tempa Legia nie miała nic do powiedzenia, z lewej strony pola karnego uderzał Pshenichnikov, ale bardzo niecelnie. Polonia wychodziła coraz wyżej, aż w 72. minucie wykorzystali błąd rywali przy walce w środkowej strefie, gdzieś głęboko cofnął się Pshenichnikov, zagrał do Klimaviciusa na wbiegnięcie w pole karne, ten uprzedził Gueye, zostawiając czarnoskórego obrońcę za plecami, kryty przez Mastelarza zdołał oddać lekki strzał po ziemi. Soley nawet nie rzucił się do piłki. Futbolówka przeszła obok nogi i trafiła niespodziewanie do siatki. Bytomianie mieli jeszcze trochę czasu, dlatego uniesieni wiarą próbowali kolejnych szans. Ostatni kwadrans wskazywał wyraźnie na to, że mogą kondycyjnie nie wytrzymać, pomimo solidnego przygotowania przez trenera Karpińskiego. Sporo utrzymywali się przy piłce na połowie przeciwnika, ale nie na długo. Doczekano do 81. minuty, kiedy to Ilievski zagrał do Piszczka, ten się rozejrzał, przegrał do Gwaty, który rozciągnął grę, wykorzystując umiejętność gry na skrzydle, przegrał przez Kowalczyka, wszedł w pole karne, wypuścił piłkę jedynie na dostawienie nogi głęboko na szósty metr, Kowalczyk zrobił to co do niego należało i po chwili tańczył już przy chorągiewce. W 86. minucie we własnym dryblingu zaplątał się Wróblewski, który został ostatecznie zablokowany przez Sibandę. Po dwóch minutach doliczenia Polonia przegrała na własnym obiekcie z Legią. Wojskowi chcą tego mistrzostwa, ale muszą liczyć na potknięcie Śląska. Sami muszą uporać się jeszcze z Koroną i GKSem.

 

Polonia Bytom – Legia Warszawa 1:4

16’ Kowalczyk 0:1

25’ Gwata 0:2

45’ Bernal 0:3

72’ Klimavicius 1:3

81’ Kowalczyk 1:4

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 4998

 

 

- Wiemy jedno, trudno będzie Legii o mistrzostwo. Żeby nie było tak miło, zajrzeliśmy w kalendarz Legii. Tracą jedyne trzy punkty do Śląska. Czytam ich wpadki: Arka (2:3), Piast (1:2), Ruch (0:4), Jagiellonia (1:4) i skończyła mi się kartka, ale pamiętam porażkę z Lechem oraz tylko jeden punkt z dwóch pojedynków z Cracovią. Wystarczyło wygrać jeden z meczów ze słabszymi i dziś Legia byłaby liderem.

- Może znów wyjdę przed szereg i się wypowiem, bo dziś dużo mówimy o trenerach. Szkoleniowiec Grzelak to obiecujący chłopak, wybrał sobie trudne zadanie, aż dziw, że chcieli go w Legii, ale najwyraźniej miał pewne kontakty. Nie moja sprawa. Chciałem ocenić jego pracę na ocenę pozytywną. Może nie będzie zadowolony, bo o tym zaznacza, że to jego porażka, jeśli nie zdobędzie mistrzostwa, ale ja się pytam piłkarzy Legii – gdzie mistrzostwo? Sami sobie zawalali sprawę przegrywając, głównie na jesieni głupie mecze. Piotrek i Jacek pewnie również przeżyli takie wpadki w swoich klubach, ale wiemy, że na takich błędach trzeba się uczyć, a trener Grzelak wyciągał wnioski na bieżąco wraz z zawodnikami.

- My uważamy, że jest jeszcze jeden problem w Legii i Piotrek nam odpowie. Naszym zdaniem jest zbyt duża rywalizacja w składzie, jak to wpływa na piłkarzy?

- Wiemy, dużo mówi się o tym, by jakaś rywalizacja była w klubie. Zazwyczaj po dwóch graczy na pozycję, może też dochodzić do pewnych wymienności, prawda. Jeśli pojawia się ktoś trzeci na moją pozycję i ja spadam daleko gdzieś na zaplecze to tracę mobilizację. Mówię jako przeciętny zawodnik, bo solidny piłkarz z charakterem przyjmie wyzwanie na swoje barki i wygra rywalizację. Jednak potem w meczach może jest zbyt duża presja na danym graczu? Nie wiem sam, można zgadywać, problem w Legii jest raczej tej natury, że ich trener się uczy, jest nowy w środowisku, być może w przyszłym sezonie znów powalczą o mistrza. Nie będę mówił, że im się uda, bo wierzę, że to Lech będzie triumfował.

- Albo Śląsk.

- Hehehe, Jacek, widzę, że chcesz coś dodać.

- Nie, tak tylk mówiłem.

- Są pewne plusy, elementy, które Grzelak zalicza pozytywnie. Końcówki rund. Na jesieni piorunujące show w ich wykonaniu, teraz podobnie, gdzie na czele plasuje się wygrana nad Śląskiem. Jacek, jak do tego doszło w ogóle, że będąc w wysokiej dyspozycji przegraliście z Legią?

- Raczej dyspozycja dnia. My przeważaliśmy, dyktowaliśmy warunki, a Legia skrupulatnie wykorzystała pewne błędy w obronie. Myślę, że jakbyśmy dziś się mierzyli, nie przegralibyśmy. Padłby najmniej remis.

- Spójrzmy też na Polonię Bytom. Grzesiek, klub, który ma problemy finansowe, są problemy z piłkarzami, bo taki Pshenichnikov wygląda na zawodnika, który przyszedł dorobić sobie do emerytury, nie przykłada się podobno do treningów, a po środku nich trener Karpiński wyciągnięty z kapelusza, który imponuje nam profesjonalizmem.

- Czasem jeszcze większym niż ci z wyższej półki jak Szymandera czy na przykład nawet Grzelak, choć tego młodego chłopaka nie chciałbym ranić, bo on się uczy i nauka jest znakomita. Cały czas rośnie w moich oczach. Nie zaliczymy go do najlepszych trenerów, bowiem dysponuje znakomitymi piłkarzami i to nie sztuka z takim klubem zdobyć mistrzostwo.

- Jak widać, sztuka, hehehe.

- No i znów Jacek, widzimy, że chłopak nie przepada za Legią.

- Sodówa już strzela chłopakowi, daj mu spokój, zaraz będzie Real dzwonił z ofertą.

- Żeby nie zabrakło miejsc w samolocie, hehehe.

- Kontynuując o Polonii, trener Karpiński spokojnie znajdzie sobie lepszą pracę. Myślę, że już w przyszłym sezonie kluby pokroju Zagłębie czy Korona będą potrzebowały szkoleniowca tego formatu, ale nie mówię, że właśnie w Lubinie czy Kielcach dojdzie do zmian na stołkach, broń Boże. Jednak trener Karpiński pokazuje drogę innym, początkującym czy raczkującym w Ekstraklasie. Może styl gry Polonii nie powala, ale nie widzę piłkarzy z wielkimi umiejętnościami. Zobaczymy w przyszłym sezonie, o ile się utrzymają.

- No właśnie.

- Czas na podsumowanie ligi.

- Najpierw tabela, w której przoduje Śląsk, dalej Legia, Lech i Cracovia. W dole spadku pewna Jaga, walczą nadal o byt ligowy Polonia Bytom, Piast oraz Polonia ta warszawska.

 

Tabela Polska Ekstraklasa (28/30)

 

- Jedenastka kolejki, czyli coś dla weteranów.

- Nawet miejsce dla Jacka się znalazło.

- Dziękuję, dziękuję. Starałem się w tym meczu.

- Jacek już po raz czwarty w jedenastce marzeń.

 

Jedenastka 28. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

Malinowski (Polonia W., 2) – Markowski (Odra), Nowak (Piast, 2), Szczęsny (Zagłębie), Żurek (Śląsk, 4) – Pocrnjic (Cracovia, 3), Warzycha (Śląsk, 4), Szymański (Wisła, 4), Mendy (Zagłębie, 2) – R. Dziubiński (Ruch, 3), Kowalczyk (Legia, 7)

 

- Najlepsi strzelcy oraz asystenci:

 

Najlepsi strzelcy:

Kowalczyk (Legia) 25 goli

Fernandez (Odra) 18 goli

Małkowski (Śląsk) 18 goli

Kiła (Śląsk) 16 goli

Angeleski (Zagłębie) 15 goli

Vega (Jagiellonia) 15 goli

Nunes (Korona) 14 goli

R. Wójcik (Lech) 13 goli

 

Najlepsi asystenci:

Giel (Jagiellonia) 16 asyst

M. Fernandez (Legia) 15 asyst

Małkowski (Śląsk) 15 asyst

Warzycha (Śląsk) 14 asyst

Adamus (Lech) 12 asyst

Owczarek (Lechia) 10 asyst

Zarytskyi (GKS) 10 asyst

F. Fernandez (Odra) 10 asyst

Moneke (Odra) 10 asyst

 

- Oraz najbliższe mecze, środowe i te sobotnie:

 

Najbliższa mecze:

Puchar Polski, 5. maja, środa

19:30 Arka Gdynia – GKS Bełchatów (0:5)

19:30 Górnik Zabrze – Znicz Pruszków (0:2)

 

29. kolejka Polskiej Ekstraklasy:

 

8. maja, sobota

16:00 Arka Gdynia – Lech Poznań

16:00 Jagiellonia Białystok – Ruch Chorzów

16:00 Lechia Gdańsk – Polonia Warszawa

16:00 Legia Warszawa – Korona Kielce

16:00 Odra Wodzisław – Polonia Bytom

16:00 Piast Gliwice – Śląsk Wrocław

16:00 Wisła Kraków – GKS Bełchatów

16:00 Zagłębie Lubin – Cracovia

 

- Warto wspomnieć, że przyszła kolejka odbędzie się w jednym momencie. Zapraszamy już do studia na 15:30, a od 16:00 rozpoczniemy wielkie oglądanie spotkań. Będziemy prowadzić jednoczesną transmisję z ośmiu miejsc. Gdynia, Białystok, Gdańsk, Warszawa, Wodzisław, Gliwice, Kraków i Lubin!

- Nie, Kraków nie, tylko Sosnowiec.

- To fakt. Zapraszamy bardzo serdecznie.

- Teraz już się żegnamy.

- Naszymi i państwa gośćmi byli Piotrek Świątek, Lech Poznań.

- Dziękuję.

- Jacek Warzycha, Śląsk Wrocław.

- Oraz Grzesiek Mielcarski z Canal Plus, hehehe.

- Dobranoc.

- Do usłyszenia i do zobaczenia za tydzień.

 

___________________

Kontuzje - ciekawe jak wy się postaracie w obliczu moich starań ;) czekam na składy do poniedziałku do 20:00. Oczywiście jak podacie do jutra do 22:00 to rozegrane zostaną jutro i wcześniej opisane niż planuję.

Odnośnik do komentarza

Paweł Laskosz - Cracovia Kraków.

 

Zwycięstwo nad Lechią dało nam oddech. Doliczając do tego porażkę Lecha z Zagłębiem, stawia to nas w dobrej sytuacji przed ostatnimi dwiema kolejkami. Nie możemy teraz odpuścić, chociaż w przyszłej kolejce gramy właśnie w Lubinie, z zespołem, który pokonał wysoko Lecha. Sądzę jednak że stać nas na dobry wynik, który pozwoli nam podejść do ostatniej kolejki z szansami na 3 miejsce na podium.

Odnośnik do komentarza

Krystian Grzelak, Legia Warszawa:

Mimo zwycięstwa, jestem przygnębiony. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby zdobyć mistrzostwo Polski, ale Śląsk także nie odpuszcza. Do końca sezonu pozostały dwa mecze - jestem pewien, że damy sobie radę, natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że wrocławianie także pozostają w doskonałej dyspozycji. Wciąż jednak wierzymy w triumf - szczególnie mając tak doskonałych kibiców. To dla nich chcemy wygrywać. Niesamowity jest Kowalczyk - już dawno nie było w Polsce napastnika, który w jednym sezonie zdobył tak wiele bramek, jak ten chłopak. Patrząc na jego formę, nastrój i umiejętności, jestem zdania, iż może on przekroczyć magiczną granicę 30 goli w tych rozgrywkach.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

Jeśli ktoś wątpił czy zdołam poukładać drużynę, ten mecz na pewno wyprowadził go z błędu. Zagraliśmy świetnie, dominując nad gospodarzami i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Kolejny znakomity występ zaliczył Szymański udowadniając, że jest jednym z najlepszych rozgrywających na polskich boiskach. Jestem także zadowolony z tego co pokazali zawodnicy, na których dotychczas nie stawiałem, zarówno Voronak jak i Łukasik rozegrali dobre zawody. Szkoda, że sezon nie trwa kilka kolejek dłużej, bo z taką formą mielibyśmy dużą szansę awansować na miejsce premiowane awansem do europejskich pucharów.

Odnośnik do komentarza

Piotr Gil, Korona Kielce:

 

Gratuluję Wiśle, która rozegrała bardzo dobre zawody i zasłużenie wygrała. U nas niestety dużo niefrasobliwych zagrań, dużo nieporozumień pomiędzy zawodnikami i najprawdopodobniej to zaważyło na wyniku. Katastrofalnie spisywaliśmy się szczególni przy podaniach, bo zatrważająco słabo było tych, które dotarły do adresatów. Tak grać nie można! Poza tym nieco słabiej prezentują się skrzydłowi, którzy do tej pory stanowili o naszej sile. Musimy więc ostro popracować, by w dwóch ostatnich meczach zdobyć jeszcze z punkt do tabeli.

Odnośnik do komentarza
Wszystko wraca na właściwe tory. Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok, 4:1, Gazeta Wrocławska, 20/2010 (Michał Hamburger)

 

 

 

Śląsk Wrocław pokazał, że porażka z Legią w poprzedniej kolejce była tylko wypadkiem przy pracy. Tym razem o sile wrocławskiej drużyny przekonała się Jagiellonia, która wraca z Wrocławia z bagażem czterech goli. Tym samym drużyna z Białegostoku już może rozpoczynać przygotowania do nowego sezonu w I Lidze. Tymczasem Śląsk robi wszystko, żeby zachować pierwsze miejsce do końca rozgrywek. Niespodziewanie jednak jako najpoważniejszy rywal w walce o mistrzostwo pojawiła się Legia, zastępując na tym stanowisku Lecha Poznań. Śląsk ma jednak dobry kalendarz i wszystko jest na dobrej drodze do zdobycia Mistrzostwa Polski. Oto, co o meczu powiedzieli piłkarze i trener Śląska.

 

 

 

Marco Polo:

 

Chyba tym spotkaniem udowodniliśmy, że mecz z Legią nie był zwiastunem obniżki formy na koniec sezonu, wynikającej, na przykład, ze zmęczenia, ale po prostu wypadkiem przy pracy. Znów zagraliśmy teraz tak, jak potrafimy najlepiej. Jagiellonia nie miała praktycznie nic do powiedzenia, a my za to popisaliśmy się skutecznością. Szczególne wrażenie zrobił na mnie Kołodziejczyk, który zagrał do Mazurka piłkę niczym Xavi w akcji, po której nasz napastnik zdobył gola. Ale wszyscy piłkarze Śląska zagrali bardzo udane zawody i każdego należałoby pochwalić. Z taką grą nie powinniśmy mieć problemów, by odnieść zwycięstwa nad Piastem i Lechią.

 

 

 

Tomasz Pałys:

 

Dobry mecz i przekonywujące zwycięstwo. Przez ostatnie kolejki najbardziej obawialiśmy się Lecha, a tymczasem teraz to Legia wyrasta na naszego najpoważniejszego rywala w walce o mistrzostwo kraju. Ale my się nie damy. Mamy dość łatwy kalendarz i musimy to wykorzystać, gromadząc w ostatnich dwóch meczach sześć punktów. Mamy trzy punkty przewagi nad Legią i siedem nad Lechem, zatem drużyna z Poznania już nam nie zagraża. Walczymy już tylko o mistrzostwo. W najgorszym razie zajmiemy drugie miejsce, ale teraz walczymy tylko o najwyższe laury. Nie po to liderowaliśmy przez kilka ostatnich kolejek, żeby teraz to zmarnować.

 

 

 

Sławomir Żurek:

 

Niestety Jagiellonia zagrała mecz, który doskonale podsumowuje osiągnięcia białostockiej drużyny w minionym sezonie. Drużyna z Białegostoku była od nas wyraźnie słabsza i ten mecz musiał się skończyć tak, a nie inaczej. Życzę tej drużynie wszystkiego dobrego i rychłego powrotu do Ekstraklasy już za rok. My zaś teraz musimy się skupić, by nie dać sobie wydrzeć tego, o co walczyliśmy przez cały sezon. Jak nie teraz, to kiedy?

 

Odnośnik do komentarza

Damian Organek, Ruch Chorzów

Niestety kolejny słaby mecz w naszym wykonaniu. Przeciwnicy oddają dwa celne strzały i strzelają dwie bramki, w dodatku jedną po wątpliwym karnym. Trudno, szkoda tylko, że sąsiedzi z tabeli wygrali i trochę odjechali, a my utknęliśmy na tym nomen omen nieszczęśliwym siódmym miejscu. Szkoda mi też Adriana Jasińskiego, który przyczynił się do tego karnego i już nie potrafił się w dzisiejszym meczu odbudować, a przecież ostatnio jest w bardzo dobrej dyspozycji. Niektórzy dziennikarze widzą go za rok w kadrze, bardzo mu tego życzę, ale aby to osiągnąć musi w przyszłym sezonie równie dużo pracować co w tym.

Bardzo dobrze zagraliśmy z przodu, środek pola był nasz, umieliśmy dokładnie podać, dośrodkować, walczyć w odbiorze. Młody Petrov jest w bardzo dobrej formie, zresztą jego jeszcze młodszy kolega Zieliński również. Na tych zawodnikach będę chciał budować Ruch. Dziś dwie bramki zdobył stary lis Rafał Dziubiński, ale asystował mu Fernandes, więc mogę być zadowolony z obu napastników.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o formacji defensywy. Chyba niepotrzebnie rotowałem bramkarzami w przegranej już końcówce sezonu i brakuje tej formacji trochę zrozumienia. Szwed Amanuel miał okazję pokazać w lidze na co go stać i to mi wystarczy. Na ostatnie dwa mecze wróci już nasza pierwsza rękawica - Vuko, bo mój cel - top5 ligi - wcale nie zmienił się.

Odnośnik do komentarza

Adam Kucharski, Polonia Warszawa

 

Nie mogę powiedzieć, że zagraliśmy dobry mecz. Owszem, wynik remisowy, to najbardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcie spotkania, ale pozostaje pewien niedosyt. O żadnej z drużyn nie można powiedzieć, by była stroną dominującą, a patrząc na statystki widać było, że spotkanie od początku będzie próbą sił dwóch równych (na tym etapie) sobie ekip.

 

Bardzo ładnie zaprezentował się młody Witkowski, który coraz odważniej puka do bram pierwszej drużyny. Strzelona dziś bramka tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że w przyszłości możemy mieć z Jacka ogromny pożytek. Zadowolony jestem także z postawy Dimitrjevicia, który zdążył przyzwyczaić już kibiców i krytyków do tego, że jest niejako motorem napędowym drużyny. Zastanawiam się jednak, czy dobrym pomysłem było przywrócenie do pierwszej jedenastki Turka Batura. Murat nie pokazał się w tym meczu najlepiej, a bramka strzelona przez Georgieva na pewno na dłużej zagości w jego pamięci.

 

Kolejny mecz to konfrontacja z gdańską Lechią, która zajmuje pozycję o jedno oczko wyższe niż my. Szans na dogonienie jej nie mamy już żadnych, co nie zmienia faktu, że to kolejne spotkanie, w którym musimy dać z siebie wszystko. W tym momencie nie jestem jeszcze pewien jakie zmiany przeprowadzę w następnym spotkaniu. W naszej grze można było zaobserwować sporo niedokładności i to właśnie nad skuteczniejszym rozgrywaniem piłki będziemy pracować na najbliższych treningach. Postaramy się zagrać bez kompleksów, a przede wszystkim tak, by po upływie regulaminowego czasu gry cieszyć się ze zwycięstwa. Zmiany personalne? Na pewno. Sporym ciosem jest dla nas kontuzja Woźniaka i najpewniej w następnym meczu zastąpi go Madej.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...