Skocz do zawartości

The sixth day is for football


Profesor

Rekomendowane odpowiedzi

Five days shalt thou labour, as the Bible says.

The seventh day is the Lord thy God's.

The sixth day is for football.

(Anthony Burgess)

 

FM: 10.2.0 93471

DB: Medium (10.0.0)

Ligi PLAYABLE (45/15): Anglia (1-6), Argentyna (1-2), Belgia (1-3), Brazylia (1-3), Francja (1-4), Hiszpania (1-3), Holandia (1-2), Niemcy (1-3), Polska (1-2), Portugalia (1-3), Rosja (1-2), RPA (1-2), Szkocja (1-4), Ukraina (1-2), Włochy (1-4)

Ligi VIEW ONLY: Brak

Zachowani piłkarze: Aktualni reprezentanci (wszystkie kontynenty)

Pliki EDT: japan_team.edt

Zasady: AHC

 

Lew był głodny i wkurwiony. Nie dość, że nic nie jadł od tygodnia, to jeszcze świeżutka ludzina, tak smakowicie i ponętnie pachnąca, bieluśka taka, że tylko łapy lizać, zamknięta była w klatce z grubych prętów ustawionej na skraju wybiegu, tuż poza zasięgiem pazurów. Dwaj faceci, jeden łysy, a drugi gruby, stali oparci o metalowe ogrodzenie, pogryzając banany, i sprawiali wrażenie wyłącznie wkurwionych.

 

— Po raz ostatni się pytam, jak będzie, profesorku? Biuro podróży nie zapłaciło, to trzeba zapłacić za biuro podróży. Albo zwierzątko się pożywi — odezwał się znudzonym głosem łysy, rzucając skórkę od banana na wybieg. Lew zmierzył go spojrzeniem sugerującym, że gdyby mógł, posłałby mu harcerskie pozdrowienie środkowym palcem.

 

— Ile razy mam powtarzać, że jestem tylko językoznawcą, nie mam pieniędzy i nie mam za co wam zapłacić — wyszlochała ludzina. — Na wakacje tu przyjechałem, nie miałem pojęcia, że Safari Travel taki wałek zrobi, tak trudno to wam k***a zrozumieć...?

 

— Uparty jesteś, profesorku, my tu dobrze wiemy, że u was w Europie śpicie na pieniądzach, imperialiści cholerni, i nic tylko wyzyskujecie nas, biednych Afrykanów — przerwał gruby, machinalnie puszczając zajączki swoim diamentowym pierścieniem, jak gdyby lew potrzebował jeszcze zachęty w gryzieniu żeliwnej zasuwy. — Ale załóżmy, że mówisz prawdę i rzeczywiście nie możesz zapłacić za hotel. Z jednej strony żarcie dla lwa jest droższe, ale z drugiej będą cię szukać, pytać się, jak tu wlazłeś i dlaczego miałeś związane ręce i nogi... jednym słowem, na opłaty kompensacyjne dla urzędników i policji wydamy więcej, niż jesteś nam winien — zamyślił się na moment. — Może umiesz coś robić, tak żebyś odpracował swój dług?

 

— Mogę recytować poezję anglosaską z pamięci — zaproponowała nieśmiało ludzina. — Hwæt, we Gar-Dena in geardagum...

 

— No, ja cię k***a proszę, trochę powagi — przerwał mu dla odmiany łysy. — Będę chciał posłuchać wierszy, to się pierdolnę w łeb, aż mi przejdzie. Coś jeszcze?

 

— Nie wiem, czego potrzebujecie — wyjęczała ludzina. — Znam pół tuzina martwych języków, mam prawo jazdy, k***a umiem koszulki do Football Managera robić...

 

— Moment — łysy uniósł ostrzegawczo rękę. — Czyli jesteś menedżerem piłkarskim, powiadasz?

 

Ludzina zakłapała bezgłośnie szczęką, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła, i tylko pokiwała twierdząco głową.

 

— W takim razie k***a gratulacje, to twój szczęśliwy dzień — wyszczerzył się łysy; ludzina wyglądała tak, jakby nie doceniała ogromu szczęścia, jakie na nią spadało, ale łysego to nie obeszło. — Jeden taki akuratnie potrzebuje frajera, który spuściłby jego klub do trzeciej ligi, dając zarobić bukom. To co, sprzedamy cię do Hanoweru i będziemy kwita? Za rok, jeśli kibice cię nie zlinczują, będziesz mógł wracać do tej swojej Bolandy. W międzyczasie nasze zwierzątko przypilnuje twojego paszportu, żebyś się nie rozmyślił, zgoda? — Na znak łysego gruby niechętnie podkręcił terkoczący na jałowym biegu silnik wyciągarki i klatka ruszyła w górę ze zgrzytem zardzewiałego łańcucha. Lew, czując, że obiad mu odjeżdża, ryknął gniewnie, po czym z cierpiętniczym wyrazem pyska zabrał się za konsumpcję czerwonej książeczki z napisem "Rzeczpospolita Polska" na okładce. W końcu jak się nie ma, co się lubi...

Odnośnik do komentarza

Skoro nie miałem już innego wyjścia, oczywiście poza próbą przedarcia się przez pola minowe na granicy z Namibią, zostało mi jedynie jak najlepiej odegrać rolę fachowca z dalekiej Bolandy. Szanse na powodzenie mojego zamierzenia były znikome, zaś na realizację planów właściciela klubu spore, gdyż okazało się, że trafiłem do południowoafrykańskiego odpowiednika LZSu.

 

Klub nazywał się Hanover Park i była to jedyna pewna informacja na jego temat. Jego pochodzenie ginęło w mrokach niepamięci, a prezes Riedewaan Anthony w odpowiedzi na pytanie o okoliczności czy datę jego założenia wzruszał jedynie ramionami. Swoje spotkania rozgrywał na stadionie Vygieskraal na przedmieściach Cape Town, który pomieścić mógł aż 750 widzów, tak więc nie miałem co liczyć na wpływy z biletów. W sumie to na niewiele mogłem liczyć, gdyż klub wraz z nieruchomościami wart był około 30.000€, na pensje przeznaczyć mógł 300€ tygodniowo, a na transfery zawrotne 10.303€. Było dla mnie jasne, że ten sezon rozegrać musieliśmy zawodnikami, którymi obecnie dysponowaliśmy.

 

Od razu pierwszego dnia odbyłem rozmowę z moimi nowymi współpracownikami, którzy długo i usilnie przekonywali mnie, że mamy najsłabszy zespół w Coastal Stream drugiej ligi, więc nie mam co się przejmować, najlepiej, gdybym w ogóle nie przychodził do klubu i tylko kasował moje 275€ tygodniowo. Przez moment nawet mnie to kusiło, ale poczucie obowiązku zwyciężyło — poza tym gdyby udało mi się jakimś cudem utrzymać zespół w lidze, w pewien sposób zemściłbym się na moich prześladowcach. Rozejrzałem się więc dookoła i oświadczyłem, że skoro powierzono nam zadanie do wykonania, zrobimy wszystko, by je wykonać, a jeśli komuś to się nie podoba, wie, gdzie są drzwi. To ostatnie oczywiście stanowiło daleko posuniętą przenośnię, gdyż spotkanie odbywało się w cieniu rozłożystego baobabu.

 

A współpracowników miałem aż czterech — asystenta Marco Makhathiniego (30; RPA), trenera Nicka Mchunu (31; RPA), fizjoterapeutę Charlesa Ntuliego (27; RPA) i scouta Mathew Nxumalo (39; RPA). Żaden z nich nie nadawał się do tej pracy, ale nikogo innego na ich miejsce i tak bym nie znalazł, więc musiałem znaleźć sposób, by zmotywować ich do wytężonego wysiłku.

 

Gdy zapoznałem się z zawodnikami, przyszło mi do głowy, że nasz wysiłek powinniśmy skoncentrować na modlitwie, gdyż jakakolwiek zdobycz punktowa z tym zespołem wymagała autentycznego cudu. Skład miałem bowiem liczny, a zarazem tragiczny. Jedyną pociechę stanowiła myśl, że do standardowej taktyki 4-4-2, jaką zamierzałem zastosować, powinienem bez trudu znaleźć odpowiednich wykonawców.

 

Bramkarza miałem w składzie jednego, juniorów nie licząc. Neil Thomas (25, GK; RPA) był kapitanem zespołu, ale była to jedyna pozytywna rzecz, jaką można było o nim powiedzieć. W razie katastrofy czyli jego kontuzji mogłem ratować się Ernestem Zulu (16, GK; RPA) i Joelem Ngobe (16, GK; RPA), a potem pozostawało mi już tylko samemu stanąć na bramce.

 

Na prawej obronie naszym najlepszym zawodnikiem był szesnastolatek, co doskonale podsumowywało mizerię kadrową klubu. Gdyby zaś Kenny Salie (16, DRC; RPA) nie mógł akurat wystąpić, jego miejsce zająć mógł ktoś z równie beznadziejnej trójki Jade Allan (23, DR; RPA), Kurt Igesund (16, DR; RPA) i Jimmy Tshabalala (16, DRC; RPA). Do dyspozycji teoretycznie miałem jeszcze Marlona Goodmana (33, WBR; RPA), który nie dość, że był cienki jak barszcz, to jeszcze nie pasował do mojej taktyki, więc znalazł się na liście transferowej.

 

Po drugiej stronie bloku defensywnego było równie tragicznie. Dwójkę zawodników, na których zamierzałem stawiać na tej pozycji, stanowili Nazier Benjamin (31, DL; RPA) i młodziutki Dan Dicks (15, DL; RPA). W odwodzie zostawiłem sobie Thulasizwe Mnisiego (16, DLC; RPA) i Cheslyna Thajoodiena (26, DL; RPA), zaś Azlin Isaacs (21, WBL; RPA) również został przeniesiony na listę transferową.

 

Kluczem do skutecznej gry obronnej w systemie 4-4-2 od zawsze była para nieustępliwych środkowych obrońców i z tą nieustępliwością mieliśmy pewne problemy. Wyboru właściwie nie miałem, gdyż tutaj do mojej dyspozycji pozostawało czterech graczy, Chrissando De Weber (30, DC; RPA), Clayton Edem (24, DC; RPA), Timothy Nene (16, DC; RPA) i weteran Nizaam Rinquest (41, DC; RPA), a ich wewnętrzną hierarchię wyłonić miały sparingi.

Odnośnik do komentarza

Linia pomocy odpowiadać miała za konstruowanie akcji ofensywnych. Na jej lewym skrzydle grać mógł wszechstronny David Isaacs (16, AMRLC; RPA), dzielnie wspierany przez Michaela Mambę (29, ML; RPA) oraz słabszego od nich Colina Moosa (31, AML; RPA). W razie czego mogłem jeszcze sięgnąć po młodziutkiego Mandlę Johnsona (15, MRL; RPA), ale temu wiele brakowało do bycia choćby i beznadziejnym zawodnikiem pierwszego zespołu.

 

Znacznie lepiej, przynajmniej ilościowo, prezentowała się nasza prawa flanka. O miejsce w wyjściowym składzie rywalizować mieli Glenwill Louw (25, MR; RPA), Mthandeni Mngqikana (27, AMR; RPA) i David Tango (27, AMR; RPA). W odwodzie miałem takich graczy jak Francois Skhosana (16, MRC; RPA), Emmanuel Zwane (16, MR; RPA) i największa nadzieja hanoverskiego futbolu, Nhlanhla Maseko (15, AMR; RPA), który w przyszłości mógł stać się wielką gwiazdą, oczywiście jak na nasze warunki, co oznaczało, że będzie umiał celnie podać piłkę co najmniej dwa razy na dziesięć prób.

 

Para środkowych pomocników stanowiła kolejną wielką niewiadomą w moim kajecie. Defensywny pomocnik Nkanyiso Matsau (16, DM/MC; RPA) był nieco lepszy od doświadczonego Marka Faro (33, DM/MC; RPA) i to on miał dostać szansę gry w pierwszym zespole. Trójka klasycznych środkowych pomocników Hanover Park była bardzo słaba i w sumie jedynie od dyspozycji dnia miało zależeć, czy w meczowej osiemnastce znajdzie się Gary Jassman (26, MC; RPA), Taswald Kirsten (28, MC; RPA), czy też Ishmaiel Smithers (32, MC; RPA). Wśród ofensywnych pomocników najlepiej prezentował się James Sibiya (15, AMC; RPA), nieco od niego gorszy był Andile Ndongeni (28, AMC; RPA), a Anele Khan (16, AM/FC; RPA) miał jeszcze przed sobą wiele pracy.

 

O dwa miejsca w ataku w składzie trwała zacięta rywalizacja. Ku mojemu olbrzymiemu zdumieniu, paru chłopaków orientowało się, na czym polega gra na tej pozycji. Jainudeen Lakay (31, ST; RPA: 4/0) miał nawet za sobą epizody w reprezentacji kraju i był bez cienia wątpliwości najlepszym zawodnikiem Hanover Park. Jego partnerem w ataku miał być nieco od niego gorszy Simphiwe Phama (21, ST; RPA) i dzięki nim mogłem mieć nadzieję, że przynajmniej nie polegniemy bez walki. Z ich zmiennikami było już gorzej, żaden z nich nie dorównywał im klasą, tak więc pozostawało mi mieć nadzieję, że Lakay i Phama unikać będą kontuzji, gdyż Luyanda Abrahams (16, ST; RPA), Mzingisi Nongcula (26, ST; RPA), Virgil Piedt (30, ST; RPA), Dingaan Sangweni (15, ST; RPA) i Abdul Solomons (27, ST; RPA) umiejętnościami bliżsi byli kolegom z innych formacji.

Odnośnik do komentarza

Swoje urzędowanie w klubie postanowiłem rozpocząć od mocnego uderzenia czyli zmiany na stanowisku mojego asystenta. Zaraz też okazało się, jak wiele, a raczej jak niewiele znaczy moje zdanie, gdyż mimo wcześniejszych obietnic zarząd zablokował moją decyzję o zwolnieniu Makhathiniego. W tej sytuacji pozostało mi podkulić ogon, na odchodnym zostawiając na biurku prezesa prośbę o znalezienie dla nas klubu patronackiego.

 

Dla lepszego oglądu kadry kazałem asystentowi zorganizować sparing z zespołem rezerw. Gdy mecz miał się rozpocząć, nad Cape Town konkretnie się rozpadało, ale w strugach deszczu lepiej spisywali się ci zawodnicy, na których postawiłem. Dobrze prezentowała się zwłaszcza prawa flanka, konstruując znacznie więcej ciekawych akcji i po jednej z nich Mnisi pozwolił Phamie na oddanie strzału z linii pola karnego, przy którym Ngobe nie miał najmniejszych szans na udaną interwencję. Korzystając z okazji, poleciłem chłopakom zagrać ofensywniej, ale ewidentnie nie bardzo się do tego nadawali i krótko przed przerwą cofnąłem tę zmianę. Szybko też zostałem za to nagrodzony, gdy w doliczonym czasie gry Phama znów zdecydował się na uderzenie z dystansu, a piłka otarła się o Tshabalalę i kompletnie zmyliła Ngobe.

 

Na drugą połowę wyszło dziesięciu nowych zawodników, z wyjściowej jedenastki pozostał tylko Isaacs, który przeszedł na lewe skrzydło. Zgodnie z moimi oczekiwaniami nasza gra wyglądała znacznie gorzej, choć trzeba oddać, że paru chłopaków bardzo się starało. Na kwadrans przed końcem meczu Benjamin dostrzegł wychodzącego prawym skrzydłem Louwa, który bardzo ładnie przyjął piłkę i strzałem w krótki róg podwyższył na 3:0, ustalając wynik spotkania. Ten sparing potwierdził, że nie popełniłem większych błędów przy selekcji szerokiej kadry pierwszego zespołu, i jedyną korektą było dołączenie do niej młodego Sangweniego wskutek kiepskiego występu Piedta.

 

12.07.2009 Vygieskraal, Cape Town: 0 kibiców

TOW Hanover Park — Hanover Park [R] 3:0 (2:0)

 

19. S.Phama 1:0

45+1. J.Tshabalala 2:0 sam.

76. G.Louw 3:0

 

MVP: Simphiwe Phama (ST; Hanover Park) — 7.9

Odnośnik do komentarza

Skoro nie zanosiło się na to, że sprowadzę w tym roku jakiegokolwiek zawodnika, postanowiłem przynajmniej dopilnować tego, żebym żadnego nie stracił. Na pierwszy ogień poszedł Lakay, który bez chwili wahania podpisał czteroletni kontrakt z klubem, praktycznie deklarując, że zamierza zakończyć w nim karierę. Była to bardzo dobra wiadomość, gdyż na łamach The Cape Town Football Informera opublikowany został artykuł, w którym nasze szanse na wygranie ligi oceniono na 5000-1. Innymi słowy, zdaniem prasy spadek z ligi mieliśmy zagwarantowany jeszcze przed startem rozgrywek.

 

Naszym pierwszym sparingpartnerem z prawdziwego zdarzenia była amatorska ekipa Double Seven, która uważana była za absolutnego faworyta tej konfrontacji. Nad Cape Town znów przechodziły deszczowe chmury, utrudniając techniczną grę z pierwszej piłki, co jak najbardziej nam odpowiadało. Już pierwsza groźniejsza akcja tego spotkania zakończyła się golem — Lakay zszedł na lewe skrzydło, skąd podał do Phamy, który znalazł w polu karnym niekrytego Mngqikanę i nasz pomocnik bez trudu posłał piłkę do bramki. Mimo prowadzenia graliśmy bardzo chaotycznie i zdecydowałem się na grę bezpośrednimi podaniami, co okazało się dobrym pomysłem. Zaledwie dwie minuty później Salie wywalczył piłkę na wysokości naszego pola karnego i podał ją do Matsau, który puścił ją na dobieg do Lakay'a, a nasz supersnajper z zimną krwią zmieścił ją między Sheppardem a krótkim słupkiem bramki gości. Zmodyfikowana taktyka doskonale zdawała egzamin, co pokazała 28. minuta, kiedy to Mngqikana zagrał między obrońców do Phamy, który wpakował piłkę pod poprzeczkę, podwyższając na 3:0. Podczas gdy defensywa Double Seven rozpaczliwie szukała recepty na nasze zagrania, lewym skrzydłem zaatakował Dicks, a jego centrę strzałem głową wykończył rozgrywający świetne zawody Mngqikana; niestety tym razem sędzia popełnił błąd i odgwizdał spalonego naszego prawego pomocnika. Co się odwlecze, to nie uciecze — w doliczonym czasie gry Phama wykorzystał chwilę zagapienia Mlambo, zabrał mu piłkę i nie dał szans Sheppardowi w sytuacji jeden na jednego.

 

I raz jeszcze wymiana całej jedenastki w przerwie znacznie obniżyła dynamikę naszej gry, choć rywale nadal byli całkowicie bezradni i Ndlovu, który zmienił w drugiej połowie Shepparda, parę razy zmuszony był do interwencji. Dopiero na kwadrans przed końcem meczu przemoczeni kibice znów mieli powód do radości — Sibiya skorzystał z tego, że rywale zostawili mu sporo miejsca na dwudziestym jardzie, i oddał strzał na bramkę, a Ndlovu nie utrzymał mokrej piłki w dłoniach, wbijając ją sobie do bramki przy próbie jej złapania. Nasza gra chwilami naprawdę mogła się podobać, a najważniejszym efektem tego sparingu było wywalczenie przez Sibiyę miejsca na środku pomocy kosztem Ndongeniego.

 

17.07.2009 Vygieskraal, Cape Town: 57 kibiców

TOW Hanover Park [Coa] — Double Seven [NL] 5:0 (4:0)

 

8. M.Mngqikana 1:0

10. J.Lakay 2:0

23. P.Mngomezulu (DS) knt.

29. S.Phama 3:0

35. M.Mngqikana (HP) n.g.

45+2. S.Phama 4:0

75. A.Ndlovu 5:0 sam.

 

MVP: Simphiwe Phama (ST; Hanover Park) — 8.6

Odnośnik do komentarza

Yy, zaczyna się?

 

Tak, Fikander, oczywiście, zaczyna się.

 

Dwa dni później na Vygieskraal zameldowali się amatorzy z Tambo Cosmos, a że chłopacy nie do końca zregenerowali siły, nie bardzo mieliśmy się z czego cieszyć. Pierwsza połowa wyglądała jeszcze w miarę przyzwoicie, w tym sensie że oba zespoły wymieniały ciosy niczym para pijanych słoni. W 20. minucie Sisa Nombe oddał strzał zza pola karnego, a piłka odbiła się od Edema i zmyliła Thomasa, który nie miał szansy na udaną interwencję. Przez następne dziesięć minut bardzo groźnie straszyliśmy gości wrzutkami za plecy ich obrońców i najpierw Sibuya, a potem Salie zaliczyli asysty przy golach Phamy. Nieoczekiwane prowadzenie nas uśpiło, co skrzętnie wykorzystali rywale. W 31. minucie nie zdołaliśmy wybić piłki po rzucie rożnym, Mathebula zagrał na wolne pole do Sisy Nombe i było już 2:2. Nawet remisu nie udało się nam dowieźć do przerwy, gdyż w 35. minucie Mabeta świetnym zagraniem obsłużył Makhebelę, który wykorzystał sytuację sam na sam z Thomasem.

 

Jako że na drugą połowę wystawiłem rezerwowych, losy spotkania były przesądzone już od 46. minuty. Goście boleśnie obnażyli słabość naszych środkowych obrońców; Nene, a zwłaszcza Rinquest, byli boleśnie wolni i nieskuteczni w swych interwencjach. W 63. minucie Sisa Nombe skompletował w pełni zasłużonego hat-tricka po wrzutce Ngaki z rzutu rożnego, a dobił nas tuż przed końcem meczu Makhubela, który zabrał piłkę Rinquestowi i bez trudu pokonał Zulu. O ile poprzednie spotkania dały mi sporo informacji na temat mocnych stron naszej drużyny, po tym meczu wiedziałem już, że Rinquest jedynie w ostateczności zakładać może koszulkę Hanover Park.

 

19.07.2009 Vygieskraal, Cape Town: 41 kibiców

TOW Hanover Park [Coa] — Tambo Cosmos [NL] 2:5 (2:3)

 

4. D.Chilufya (TC) knt.

20. Sisa Nombe 0:1

24. S.Phama 1:1

27. S.Phama 2:1

31. Sisa Nombe 2:2

35. S.Makhubela 2:3

56. Nh.Mathebula (TC) knt.

63. Sisa Nombe 2:4

88. S.Makhubela 2:5

 

MVP: Sisa Nombe (ST; Tambo Cosmos) — 9.4

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...