Skocz do zawartości

Last Brick In The Wall


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Gra: Championship Manager 01/02
Patch: 3.9.68
Update: brak
Wybrane ligi: wszystkie możliwe
Baza danych: max
Zasady: z zasady bez zasad

----------

 

Niektórych tutaj wkurzać będzie moje dzieło.

Dzieło? Cholera! Skąd mi się to wzięło?

Było, nie było, ale tak to już nazwałem.

Powiem jednak szczerze, że Waszego osądu się bałem.

 

Z ołówkiem w dłoni i głową, pomysłami napchaną,

Napisałem pewną opowiastkę... lekko posraną.

Radości mi ona trochę w życiu dała,

Bo wiem, że ona jest tylko moja... moja mała.

 

Jednak podzielę się nią troszkę z Wami,

Abyście mogli obsypać ją komentarzami.

Jakaś ocena, notka, może opinia szczera,

O tym, czy opowiastka jest fajna, czy poniżej zera.

 

Wstępu już starczy, przesadzać co nie ma,

Odpalić w końcu trzeba, świeżo zainstalowanego ceema.

Powodzenia życzyć, ewentualnie mi możecie,

Ale żeby nie zapeszyć, to dziękować nie będę przecież.

Odnośnik do komentarza

Dzień wydawał się być normalnym dniem, tak samo nudnym jak wszystkie inne...

 

Dopiero co się przeprowadziłem i zacząłem się rozpakowywać. Majtki, skarpetki, pejcz, koszulki, swetry... Pejcz?! Nie pamiętając, skąd on się wziął w mojej torbie, schowałem go głęboko do szafy. Podrapałem się po głowie, po czym wróciłem do rozpakowywania się. Spodnie jakieś, buty, książki, płyty... Bla bla bla... Wszystko pięknie, ładnie wypakowałem. Rozwiesiłem kalendarz, spoglądając na dzisiejszą datę - 23.05.2001. Dziś była czwarta rocznica śmierci, mojej matki... Nie mogąc jej odwiedzić na cmentarzu, postanowiłem napisać list.

 

Mother, do you think they'll drop the bomb?

Mother, do you think they'll like this song?

Mother, do you think they'll try to break my balls?

Ooooowaa mother, should I build a wall?

 

Mother, should I run for president?

Mother, should I trust the government?

Mother, will they put me in the firing line?

Ooooowaa is it just a waste of time?*

 

Siedziałem i płakałem. Wiedziałem, że ona nigdy go nie dostanie... Podarłem kartkę na drobne strzępy i ostentacyjnie wyrzuciłem ją za siebie. Zasnąłem, siedząc przy biurku.

 

- AAAAAAAA!

 

Obudził mnie przeraźliwy krzyk, dochodzący z zewnątrz. Ktoś tak darł mordę, jakby był obdzierany ze skóry. Wyjrzałem przez okno. Przed wyjazdem z miasta, zebrała się grupa gapiów, dla których znalazła się jakaś atrakcja. Najgorsze było to, że wszystko mi zasłaniali i nie mogłem dostrzec, co za atrakcję sobie wymyślili. Założyłem koszulkę, spodnie i jakieś klapki, a następnie zszedłem na dół, aby zostać jednym z tych idiotów, którzy już tam stali. Przedarłem się przez tłum, gubiąc prawie buta. Gdy już znalazłem się na samym końcu, podniosłem głowę i...

 

- GROW!

 

Wszystkie wspomnienia wróciły. Całe moje życie przeleciało mi przed oczami. W jednej chwili widziałem lata za małego szczuna... Przypomniałem sobie matkę... Stałem, udając że patrzę, ale tak naprawdę szlochałem ze smutku. Wszystko to zostało przerwane, gdy jakiś grubas wepchnął się na mnie, swoim wielkim cielskiem. Na depnął mi na bosą stopę, co przy takim nacisku, było bardzo bolesne. Spojrzałem raz jeszcze na to, co tam się działo. Jakiś człowiek w kitlu spieprzał przed psopodobnym stworzeniem. Najprawdopodobniej uciekłby, gdyby nie biegał w kółko.

 

- POMOCY!!! - Zaczął krzyczeć, jednak nikt się nie ruszył.

- Czemu mu nie pomożecie? - Zapytałem ich.

- Wreszcie coś się dzieje na tym zadupiu! Mamy to przerwać? Śmieszny chyba jesteś! - Usłyszałem w odpowiedzi.

 

Czy to było aż takie zadupie? Jest to mieścina przypominająca kwitnącą oazę w samym sercu wydm.** Nie nazwałbym tego ani zadupiem, ani dziurą. Nie mogłem patrzeć na tego uciekającego biedaka. Złapałem za jego torbę, która leżała obok i otworzyłem ją, poszukując czegoś, czym mógłbym mu pomóc. Zajrzałem do środka i... upuściłem ją.

 

- O nie! - Krzyknąłem przeraźliwie.

 

 

----------

*Pink Floyd - Mother :muza:

**Pobrane ze strony TUI.

Odnośnik do komentarza

Podniosłem torbę i zajrzałem jeszcze raz. Znów pojawiły się wspomnienia przeszłości... Walki... rywale... areny... trenerzy... W torbie leżały trzy kule, mieszczące się idealnie w dłoni. Były koloru czerwono-białego, więc nie miałem żadnych wątpliwości, że to są pokeballe. Widziałem jak się "wiercą" i wołają do mnie: Weź mnie! Weź mnie!". Cofnąłem się, bo nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego.

 

- Pomóż mi chłopcze! Pomóż mi, proszę! - Wołał do mnie uciekający ludek.

 

Człowieka, zwłaszcza w potrzebie, zostawić nie mogłem. Wziąłem pierwszego, z brzegu, pokeballa. Poczułem się znów tak, jak kiedyś. Poczułem się dumnie i silnie. Rzuciłem go z całych sił, w stronę psopodobnego stwora. Nagle wyłonił się z niego pokemon. Mała, zielona istota, która bardzo przypominała gekona. Spojrzałem na napis, jaki widniał na jego "domku" - Treecko. Przypomniał mi się wtedy Bulbasaur Garyego.

 

- Treecko! Szybki atak! Już! - Wczułem się...

 

Mały pokemon ruszył, w stronę nieznanego mi stwora i mocnym uderzeniem głową, powalił go na ziemię. Uciekający człowiek mógł wreszcie stanąć i odsapnąć. Stwór spojrzał na mojego poka i podniósł się. Szykował się do uderzenia, jednak zareagowałem wcześniej.

 

- Osłab go Treecko! Piorunujący wzrok, teraz!

 

Nie wiadomo dlaczego, stwór stanął w miejscu i nie mógł się ruszyć. Mój pokemon tylko się na niego patrzył. Przeciwnik zaczął się trząść, na swoich chudych nóżkach, a wtedy Treecko wykonał finalny atak, powalając swojego przeciwnika. Po zwycięskiej walce przybiegł do mnie, aby dostać nagrodę, w postaci przytulenia się. Znów poczułem się, jak trener pokemon. Podszedłem do człowieka, który nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

 

- Dziękuję Ci młody człowieku. Nazywam się prof. Birch.

- Miło mi. Ash jestem. - Profesor spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył ducha.

- Ash Ketchum? Zwany również Ashem z Alabastrii?

- Tak.

-----

Tak, to ja. Mały chłopiec, z pedalskim plecaczkiem. Zrezygnowałem już z trenowania pokemonów, a profesjonalnie zająłem się trenerką. Wszystkich trenerów, przyjaciół i innych osób, zaangażowanych w rozwój świata pokemon, zdziwiła moja decyzja. Niestety... Zresztą, cóż ja mogłem zrobić? Gdyby wymienić ludzi, którzy mi pomagali w odnoszeniu sukcesów, to zostałem sam jak palec.

1. Vul - Rzucił w cholerę pokemony, kiedy dowiedział się, że jego Bellsprout miał w dupie ewolucje. po tym całym zamieszaniu, totalnie zVetrzał. Czym się zajął chłopina? Prowadzi hodowlę Mareepów gdzieś w Finlandii. Z tego co pamiętam, to chyba w Kuopio.

2. Raven - Człowiek, który się pojawia i znika. Gdzieś, kiedyś czytałem artykuł, że znalazł się człowiek, który sprzedał sam siebie na Allegro. Zastanawiam się, czy to przypadkiem nie był właśnie on.

3. Kwiti - Zamknął się w swojej spelunie i ciągle obsługuje klientów. Nie wychodzi, nie rozmawia, nic. Trzepie kasę.

4. Grzelo - Podobno kupił karnet na mecze Bazy, ciekawe czy na nie chodził, kiedy się zwolniłem...

4. Bill - Został pierwszym pokemonem, który został wystrzelony w kosmos. Ciekawe jakie miny będą mieli ludzie, kiedy dowiedzą się, że jest człowiekiem.

5. Profesor Oak - Siedzi w jakiejś jaskini i zabawia się z Digletami. Ich ulubioną zabawą stał się "chowany".

6. Gary - Powiem szczerze, że nie wiem, co się z nim dzieje... Może to i lepiej...

-----

- Mam dla Ciebie propozycję. - Odezwał się do mnie Birch.

- Przykro mi, ale ja już mam pracę. Do widzenia.

- Dziękuję raz jeszcze. - Krzyknął, kiedy odchodziłem.

 

 

----------

Maciej - Się okaże :)

daniel90 - Ja się wcale z tego nie cieszę :(

Odnośnik do komentarza

A czemu jesteś Ostatnią Cegłą W Murze? Powinieneś być Pierwszą, na której zbudujesz potęgę z jakiegoś egzotycznego kraju ;)

 

Brich.

 

Raczej Birch ;d

 

Oj tam, szukajcie sensacji, gdzie nie trzeba :] Po prostu jego kompowi się nie podobały poprzednie gry i tylah ;P

 

 

Ja już całkiem zapomniałem o tym Bellsproucie :D

Odnośnik do komentarza

Jak już wspominałem, pracę mam. Zostałem zatrudniony jako trener hiszpańskiego Universidad de Las Palmas. Moim pracodawcą został Francisco Jose Gomez, który na wstępie zaznaczył: Albo awans, albo wylot (gramy w Spanish Second Division B w pierwszej grupie). Dużego wyboru zatem nie miałem. Klub rozgrywał swoje mecze na stadionie Polideportivo Maspalomas, właśnie w Maspalomas. Jest to najstarszy ośrodek turystyczny w południowej części wyspy Gran Canaria w archipelagu Wysp Kanaryjskich*, więc widoki miałem przepiękne. Wracając jednak do stadionu... Podczas jednego meczu, stadion mógł pomieścić 6725 kibiców, z czego 3000 miałoby zaszczyć siedzenia. Nie jest to zabójcza liczba, jednak jak na taki zespół, to uważam, że spokojnie wystarczy.

 

Podczas pierwszego, oficjalnego treningu poznałem moich współtowarzyszy, w walce o utrzymanie się. Pominąwszy prezesa, byli to Jusus Suarez Santiago (40 lat, ESP, coach), Jose Ignacio Gonzalez Alonso (51 lat, ESP, coach), Javier (32 lata, ESP, scout), Juan Antonio Quintana Nieves (40 lat, ESP, scout) oraz Daniel Medina (48 lat, ESP, physio). Popatrzyłem na nich i przymrużyłem oczy. Cofając się trochę, aby mieć więcej miejsca, do ucieczki. Nie wiedziałem przecież, jaka będzie ich reakcja.

 

- I don't need no arms around me

And I dont need no drugs to calm me.

I have seen the writing on the wall.

Don't think I need anything at all.

No! Don't think I'll need anything at all**.

- Co przez to mam rozumieć? - Zapytał się mnie, zdziwiony prezes.

- Chciałbym zbudować całą drużynę od początku. Szukam ludzi, którzy mi w tym pomogą. Nie potrzebuję pachołków, którzy mają zamiar podawać ręczniki.

 

Reakcja jaka była, taka była. Miałem to jednak głęboko, w swoim poważaniu. Czas było poznać drużynę, z którą miałem spełnić swój sen. Była dwójka golkiperów. Jak to zazwyczaj bywa - jeden jest lepszy, drugi jest gorszy. Tym lepszym był Moises (31 lat, ESP, GK), który w klubie gra od kilku lat. Najprawdopodobniej zostanie też kapitanem, gdyż widać, że drużyna słucha się jego poleceń. Tym słabszym jest Ibrahim, który niczego wybitnego nie prezentuje. W obronie mogłem skorzystać z usług pięciu piłkarzy. Najciekawszym wydawał się być Jose Manuel Ojeda (27 lat, ESP, DC). Tuż za nim znajduje się Guillermo (27 lat, ESP, DR/C), który prawie dorównuje mu umiejętnościami. Reszta, czyli Gustavo (23 lata, ESP, DR), David Medina (24 lata, ESP, DR/C) i Armando (33 lata, ESP, DC), to ludzie do wymiany, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Idąc dalej, przechodzimy do pomocy. Tutaj gra jedyny człowiek z zagranicy, a jednocześnie najlepszy piłkarz w zespole. Mowa o Siro Maximiliano Darino (24 lat, ARG, AMR/L). Swoim doświadczeniem wspomoże nas Alexis (36 lat, ESP, DMC), który rozgrywać będzie drugi sezon w klubie. Wcześniej, od 1993-2000, reprezentował barwy Betisu. W linii pomocy zagrają również Salva (25 lat, ESP, DMR), Pachi (23 lata, ESP, DMC), Aday (20 lat, ESP, MR/L), David Fas (20 lat, ESP, MR) oraz Yeray (22 lata, ESP, AML). Na końcu został atak. Mam do dyspozycji pięciu piłkarzy, więc wydawałoby się, że wzmocnień, na tą pozycję, nie potrzebuję. A jednak, cała piątka prezentuje podobny poziom, więc przydałby się ktoś wybijający się z tłumu, kto wprowadził by zamieszanie. Klubowymi napastnikami są: Francis Santana, (31 lat, ESP, FL/C), Chiqui Abad (25 lat, ESP, FC), Joanthan (22 lat, ESP, SC), Nacho Sierra (28 lat, ESP, SC), Jose Antonio Vilaseca (29 lat, ESP, SC).

 

Zawału serca prawie dostałem w momencie, gdy prezes przedstawił mi kwotę, do wydania na transfery w tym sezonie. Mieliśmy na to przeznaczony milion funtów, plus dodatkowe czterysta tysięcy. Nie wiedziałem, że taki mały klub, może sobie pozwolić, na takie szaleństwa, ale też nie płakałem z tego powodu. Ruszyłem więc na poszukiwanie sztabu szkoleniowego, a także nowych zawodników, którzy mieliby wzmocnić drużynę.

 

 

----------

Lucas07 - Mam taką nadzieję.

Vetr - Z jednej strony, można to przetłumaczyć, jak Ty to zrobiłeś. Jednak ja mam inne - Ostatnia szansa, na długa karierę, związaną z pokemonami. Albo mi się uda, albo uśmiercę skurwiela (Asza) :]

----------

* God, thank you for Wikipedia :respekt:

**

:muza:
Odnośnik do komentarza

Okres przygotowawczy trwał krótko, jednakże był bardzo intensywny. Wszystko było spowodowane rozpoczęciem się zmagań ligowych. W jego trakcie, rozegraliśmy jedno spotkanie towarzyskie. Przed własną publicznością, rozgromiliśmy słabiutką Utrerę, dzięki czemu zawodnicy, zresztą i ja, uwierzyliśmy w swoje umiejętności. Po jednostronnym widowisku, mecz zakończył się wynikiem 4:1. Bohaterem spotkania został Alexis, który wpakował dwie bramki. Nie obyło się także bez transferów. Z klubu odszedł Jose Manuel Ojeda, za którego klub zgarnął 400 tysięcy funtów. Jego nowym pracodawcą zostało Levante U.D., więc chłopak będzie miał zaszczyt grać, u boku Predraga Mijatovica. Gra Moisesa spodobała się pierwszoligowemu Rayo Vallecano de Madrid. Klub ze stolicy zaoferował milion funtów, po małych negocjacjach. Patrząc na plusy i minusy tej transakcji, stwierdziłem, że warto sprzedać 31-latka, za taką sumkę. Prócz transferów wychodzących, zaliczyliśmy także i przychodzące. Nowym, starym zawodnikiem został Jose Luis Padron (31 lat, ESP, DR). W poprzednim sezonie nie przedłużył kontraktu z klubem, ale po długich rozmowach, przyjął nową ofertę i zostanie w nim na dłużej. Dodatkowo rozpocząłem budowę nowego sztabu szkoleniowego. Pierwszą osobą został Heniu Ciasnocha (60 lat, POL, assistant), który przyleciał do nas ze świnoujskiej Floty. W pewnym momencie stanąłem jednak w kropce. Przez długie oczekiwanie, na odpowiedzi z niektórych klubów, przekroczyliśmy dozwolony czas, na sprowadzanie/wypożyczanie piłkarzy. Do połowy sezonu zagramy z jednym bramkarzem...

 

Do pierwszego spotkania, z S.D. Ponferradina, zostało kilka dni, więc mogłem poświęcić je ostrym przygotowaniom. Niestety nie stało się tak, gdyż nocne koszmary, nie dawały mi życia i za dnia.

 

Idę przez łąkę. Piękny dzień - słońce świeci, ptaszki ćwierkają, rzeczka sobie płynie. Idę więc przez tą łąkę, nie patrząc dookoła. Idę, bo chcę. I tak sobie idąc, spotykam młodego człowieka, który też sobie idzie. Ale, że ja szedłem szybciej, to go dogoniłem i wdałem się w rozmowę.

- Kim jesteś, młody człowieku?

- Człowiekiem.

- Gdzie idziesz, młody człowieku?

- Gdzieś.

Rozmowa nie stała na wysokim poziomie, jednakże odbyła się. W końcu wyprzedziłem młodziana i ruszyłem ostro do przodu. No i szedłem dalej, znów podniecając się pięknem przyrody. Przede mną znów znalazł się jakiś człowiek. Myśląc, że będzie to ktoś, z kim mógłbym porozmawiać o ciekawszych sprawach, ruszyłem w jego stronę. Złapałem go za ramię i odwróciłem, witając szczerym uśmiechem.

- Aaaa! - Krzyknąłem widząc twarz chłopca, którego dopiero co wyprzedzałem. - Co Ty tutaj robisz?

- Idę. - Odpowiedział, po czym ruszył do przodu, jednak zatrzymał się, odwrócił się i rzekł - błądzisz Ash... Zastanów się, czy warto było je rzucić. Zastanów się, bo inaczej nigdy nie znajdziesz swojej drogi.

 

W tym momencie chłopiec znikał, a ja budziłem się z krzykiem.

 

 

---------

jmk - Ale pamiętaj, które Las Palmas :]

Odnośnik do komentarza

Mój debiut na hisz... Błąd... Mój debiut w nowej drużynie, zaczynałem od wyjazdowego spotkania z S.D. Ponferradina. Rozpoczęliśmy dobrze i byliśmy nawet bliscy zdobycia bramki. Niestety Darino troszkę przestrzelił, a jakiś kibic cieszył się ze zdobyczy. Niewykorzystana sytuacja odpłaciła się w 20. minucie, kiedy z boiska musiał zejść Villaseca, który ucierpiał w starciu z Manu. Sędzia jednak nie pokazał żółtej kartki, co wywołało buczenie kibiców Univ.. Chwilę później z boiska schodził Panadero, który dostał z łokcia od jednego z moich obrońców. Jednak sędzia znów nie zareagował, tak jak trzeba było. Szczęście w nieszczęściu, gdyż gospodarze zaczęli brutalniej grać. Po przewróceniu mojego obrońcy i pięknej grze aktorskiej Villi, sędzia odgwizdał rzut wolny dla gospodarzy. Poszkodowany wykonywał go i to dzięki jego wrzutce, piękny strzał oddał Gonzalo, pokonując mojego bramkarza. Pierwsza połowa zakończyła się przewagą drużyny gospodarzy, jednakże była to przewaga minimalna. Niestety, w drugiej części, przynajmniej na początku, nie pokazaliśmy niczego nadzwyczajnego. Moje gadanie w szatni, okazało się mało przekonywujące, co wykorzystała drużyna rywali. W 54. minucie, Mangas strzela drugiego gola. Załamałem się, widząc grę swoich zawodników. To była jedna, wielka tragedia. O dziwo, po stracie gola podnieśli się szybko i zdołali coś ustrzelić. Kilka minut po stracie, do bramki trafił Yeray. Wykorzystał on świetną wrzutkę Darino i pokonał bramkarza strzałem z główki. Widząc realne szanse, na wywiezienie choć jednego punktu, zmieniłem taktykę, na ciut ofensywniejszą. Niestety nie przyniosło to zamierzonych efektów... Powiem więcej - spieprzyło wszystko. W 73. minucie straciliśmy trzecią bramkę. Gonzalo łatwo pokonał mojego bramkarza, który zachował się jak ciota, rzucając się nie w tą stronę, co trzeba. Czułem, że nie damy rady podnieść się, po raz drugi. Moje obawy rozwiał Francis Santana w 80. minucie, jednak chmury naszły szybciej, niż zniknęły.

 

1/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Fuentesnuevas, Ponferrada
Widzów: 3474

[-] S.D. Ponferradina - Universidad de Las Palmas [-]

-:- Jose Antonio Vilaseca (UDLP), kontuzja 20'
-:- Jesus Panadero (SDP), kontuzja 26'
1:0 Gonzalo 32'
2:0 Jesus Angelo Mangas 54'
2:1 Yeray 60'
3:1 Gonzalo 73'
3:2 Francis Santana 80'

MoM: Gonzalo (SDP), 8

Ibrahim - Gustavo, Armando, Guillermo, Padron (Salva 46') - Francis Santana, Alexis (Pachi 73'), Chiqui Abad, Darino - Jonathan, Vilaseca (Yeray 20')

 

- Panie Ketchum - odwróciłem się, słysząc znany mi głos.

- O, profesor Birch. W czym mogę pomóc?

- Pan nie przyszedł do mnie, więc ja przyszedłem do Pana.

- Nie rozumiem? Przecież powiedziałem Panu, że nie jestem niczym zainteresowany, co jest związane z Pokemonami. To, że pomogłem Panu i użyłem do tego Pańskiego stworka, to nie znaczy, że się za tym stęskniłem.

- A Pańskie sny? - TRZASK! Coś pękło mi w środku...

 

 

----------

Fenomen - Po pierwszym meczu, nie zauważyłem tego. Ba! Widzę nawet przyszłość :P

Odnośnik do komentarza

- Kim Pan jest? - Zapytałem zdziwiony.

- Może usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy. Był Pan kiedyś tutaj kiedyś? - Spytał się mnie, ruszając wolnym krokiem do przodu, jednak przecząco potrząsnąłem głową. - W takim razie, zapraszam za mną.

 

Szliśmy obok siebie, jednak w totalnym milczeniu. Szliśmy tak, jakbyśmy się znali, ale nie przyznawali się do siebie. Stanęliśmy pod knajpką, o nazwie Destilería. Wyszedł z niej człowiek, o ciemnej karnacji, i uściskał Bircha. Podszedł do mnie, podał mi rękę, ale zaraz rzucił się w moje ramiona, jakbyśmy byli rodziną, czy kimś mu bardzo bliskim. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy sobie po piwie. Barman przyniósł je szybko, zamienił kilka słów z profesorem i wrócił do pracy.

 

- Czy nadal ma Pan jakieś przeciwwskazania, aby mnie chociaż wysłuchać? - Zapytał się, biorąc łyk piwa.

- Wysłucham, ale pod warunkiem, że powie odpowie mi Pan szczerze, na wszystkie zadawane, przeze mnie, pytania. - Wolałem być choć słownie ubezpieczony.

- Nie ma problemu. - Patrzyłem na profesora z podziwem, kiedy brał kolejne łyki piwa. Odstawiając kufel zauważyłem, że już połowy nie ma. - Słuchaj, Ash... Bo chyba mogę tak do Ciebie mówić? Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.

- Oczywiście, proszę bardzo.

- Zacznę od początku, żebyś mnie zapamiętał. Nazywam się Birch i jestem profesorem. Zajmuje się badaniem zachowań różnych pokemonów. Gdy uratowałeś, akurat przeprowadzałem jeden z eksperymentów, jednak te wieśniaki mi przerwały i... eksperyment wymknął się spod kontroli. No nic, było - minęło, nie pierwszy, nie ostatni. - Profesorek wziął kolejny, duży łyk piwa. - Do czego zmierzam. Dawno, dawno temu, był sławny, na cały świat, profesor, który przekazał swojemu uczniowi całą swoją wiedzę. - Tutaj padło chamskie spojrzenie na moją osobę. - To nic, że później skończył, jak skończył, ale fakt zostaje faktem. Na świecie pojawiła się sterta nowych, nieodkrytych pokemonów, jednak nikt nie ma takiej wiedzy o nich, żeby pochłonąć następną.

- Jak mam to rozumieć profesorze? - Zacząłem nerwowo pić piwo.

- Bądźmy szczerzy. Profesor Oak się skończył. Siedzi w tej jaskini i chuja robi... Zostałeś jedynym człowiekiem na ziemi, który może opanować wszystkie pokemony! Ash, to jest wyróżnienie, którego zmarnować nie możesz!

- Że co? - Aż plunąłem piwem, kiedy usłyszałem to wszystko. - Chyba Pan żartuje, profesorze. Ja? To, że udało mi się tyle zdobyć, to nie znaczy, że jestem jakiś... Jakiś... No właśnie... Jakiś!

- Ash, powiedziałem Ci to, co miałem zamiar Ci powiedzieć. Dam Ci swojego Treccko, abyś mógł spokojnie wyruszyć w wielką podróż. W kolejną podróż swojego życia!

- Nie wiem... Nic nie wiem... - Życie jest jednak ciężkie. - Barman, poproszę jeszcze jedno piwo! Dam Panu znać... w przeciągu najbliższego miesiąca...

- Ale widzę, że jest nadzieja! - Krzyknął z radości - W takim razie, przejdźmy na inne tematy...

Odnośnik do komentarza

W Maspalomas wielka niespodzianka, a jednocześnie wielkie wyróżnienie. Kto by pomyślał, że do klubu może trafić 66-krotny reprezentant swojego kraju? Kto by pomyślał, że wolałby ona pracować u nas, niż w niemieckim Werder Bremen? Cóż to się stało? Rozglądając się, za wzmocnieniami do sztabu szkoleniowego, natrafiłem, przypadkowo, na pewnego Niemca. 57-letni Horst Hottges (57 lat, GER 66A/1, scout), od jakiegoś czasu nie umiał się dogadać z władzami klubu. Postanowiłem zaoferować mu kontrakt, który, o dziwo, przyjął. Niemcy dostali 28 tysięcy funtów, a my znakomitego scouta... Przynajmniej z nazwiska.

 

Tuż przed spotkaniem, w hiszpańskim Pucharze, rozegraliśmy mecz z Lugo. Lugo... Prawie jak Lugia... Pokemony wirowały mi w głowie non stop... Była to pierwsza, poważna szansa, na zaprezentowanie się własnej publiczności. Zaczęliśmy spokojnie, bez gwałtownych ataków. Na szczęście i goście, nie mieli ochoty na atak. Kibice zaczęli się ewidentnie nudzić, widząc, że wydali pieniądze na marne. Jednak to wcale nie poprawiło sytuacji na boisku. Do końca pierwszej połowy, drużyny oddały po jednym strzale. Goście oddali go w światło bramki, my nie. Na druga połowę, zespół wyszedł z jedną zmianą. W ataku Yeray zastąpił Nacho Sierrę. Liczyłem, na poprawę gry ofensywnej, zapominając całkowicie o obronie. Na szczęście, ta druga nie dała plamy. Choć może inaczej - goście nie trafiali w światło bramki, więc udało się nie stracić bramki. Z nami było troszkę lepiej, bo zaczęliśmy częściej atakować bramkę, jednakże statystycznie wypadliśmy gorzej. Nudne, jak uszka w barszczu, spotkanie, zakończyło się bezbramkowym remisem, a obie drużyny, zwłaszcza moja, zostały wygwizdane przez kibiców.

 

2/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 4904

[12] Universidad de Las Palmas - Lugo C.D. [14]

0:0

MoM: Alexis (UDLP), 8

Ibrahim - Padron, Armando, Guillermo (Pachi 63'), Gustavo - Francis Santana, Alexis (Pachi 73'), Chiqui Abad (Fas 83'), Darino - Jonathan, Nacho Sierra (Yeray 46')

 

 

----------

Lagren - Sam się o to modlę.

Odnośnik do komentarza

Przyszedł czas, aby rozegrać pierwszy mecz, w Pucharze Hiszpanii. Pierwszy, może oznaczać ostatni, choć gramy z przeciwnikiem równym sobie - C.D. Calahorra. Graliśmy przed własną publiką, jednak dużo to nie zmieniało, w naszym przypadku oczywiście. Przyznać muszę, że moi chłopcy to jedna, wielka sinusoida. Może nie oni, ale ich forma. Raz grają tak słabo, że najlepiej byłoby ich wystrzelać (czyt. poprzedni mecz), a raz pokazują znakomitą piłkę, jak na swój poziom oczywiście. Świetne strzały oddali Jonathan oraz Francis Santana, które, gdyby nie cudowna interwencja bramkarza, mogły dać nam prowadzenie. Oczywiście goście nie byli dłużni i również atakowali bramkę. Po strzale Beramendiego, piłka trafiła w poprzeczkę, a uderzenie Ibarry, znakomicie wybronił Ibrahim. Po wielkich emocjach, pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej połowie, na wielkie brawa i pokłony zasłużył 33-letni Armando. Dzięki temu doświadczonemu obrońcy, nie straciliśmy żadnej bramki. Ofensorzy gości uparcie atakowali przez środek, jednak waleczność i zaparcie Hiszpana, nie dały im szans na strzelenie bramki. Niestety, w 62. minucie, ani Armando, ani Ibrahim, ani żaden z moich piłkarzy, nie mógł nic zrobić, przy strzale Gonzalo. Młody pomocnik wykonywał rzut wolny, po którym to wpadła bramka, dla gości. Piłkarze wzięli się do roboty, jednak ich szanse, na wyrównanie, malały z minut na minutę. Świetną okazję zmarnował Pachi, który trafił w słupek, po strzale z rzutu wolnego, a także Yeray, który nie potrafił przejść bramkarza, w akcji jeden na jeden. Ten pierwszy zrewanżował mi się w 81. minucie, kiedy w końcu doprowadził do wyrównania. Przejął piłkę, po niedokładnym podaniu Dieza, a następnie mocno uderzył, zza pola karnego. Bramkarz gości nie miał szans, na obronę tego strzału. Mając jeszcze jedną zmianę i czując w powietrzu dogrywkę, wpuściłem na boisko Nacho Sierrę, który miał wprawić machinę w ruch. Chwilę później, sędzia odgwizdał koniec, regulaminowego czasu gry. W dodatkowych, trzydziestu minutach, wynik nie uległ zmianie, choć zarówno my, jak i drużyna Calahorry, była bliska zdobycia zwycięskiej bramki. Mecz miały rozstrzygnąć rzuty karne.

 

1) Francis Santana podszedł do jedenastki jako pierwszy. Ustawił piłkę, wziął rozbieg i bez problemu pokonał golkipera. 1:0.

2) Do futbolówki podchodzi Txiki, były piłkarz Osasuny. Chwila zawahania, strzał i... Ibrahim broni w pięknym stylu! Nadal 1:0.

3) Kolejny był Chiqul Abad. Pewne spojrzenie na piłkę, następnie na bramkarza i strzał prosto do siatki. 2:0.

4) 25-letni Joni był następny. Gdyby nie wykorzystał tej jedenastki, to Calahorra byłaby, w bardzo trudnej sytuacji. Jednak zawodnik gości wykonuje go bezbłędnie. 2:1.

5) Napastnik Jonathan nie strzelił jeszcze żadnej bramki. Bałem się więc o ten strzał. Na szczęście 22-latek strzelił prosto do siatki, myląc golkipera. 3:1.

6) Od Egurbide zależało bardzo dużo. Jeżeli by nie trafił, to byśmy byli jedną nogą w następnej rundzie. Jednak Hiszpan pakuje piłkę, w samo okienko. 3:2.

7) Kolejny napastnik, który nie spisuje się zbyt dobrze - Nacho Sierra. Rozbieg, strzał i 4:2.

8) David Diez już raz zepsuł wszystko, w tym spotkaniu. To była jego szansa, na zrehabilitowanie się. Szansa, której nie wykorzystał, gdyż jego strzał broni Ibrahim! 4:2!

 

Po zaciętym meczu, przechodzimy do kolejnej rundy.

 

1/1 Spanish Cup, Preliminary Round
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 4904

[D2B] Universidad de Las Palmas - C.D. Calahorra [D2B]

0:1 Gonzalo 62'
1:1 Pachi 81'

1:1 (karne 4:2)

MoM: Francis Santana (UDLP), 8

Ibrahim - Padron (Gustavo 46'), Armando, Guillermo, Medina (Fas 63') - Francis Santana, Pachi, Chiqul Abad, Aday - Jonathan, Yeray (Nacho Sierra 89')

Odnośnik do komentarza

Na początku września pojechaliśmy do Vigo, aby rozegrać tam spotkanie z Real Club Celta de Vigo. Na szczęście graliśmy z drużyną "B", jednak, tak czy siak, był to zespół groźny. W drużynie gospodarzy grały młode, utalentowane gwiazdki, które szykowały się do przejścia, do pierwszej drużyny. Potwierdzili swoje niemałe umiejętności już w pierwszych minutach. Po udanej akcji całego zespołu, Jose Maria Mena znalazł się sam na sam z bramkarzem. Na szczęście Ibrahim dobrze zachował się i rzucił się pod nogi napastnika gospodarzy. Chwile później, z boiska zszedł David Lemos. Pomocnik gospodarzy zaczął mocno utykać, więc trener wolał nie ryzykować. Graliśmy ostrożnie, jakby w cieniu rywala. Staraliśmy nie wychylać nosa, kiedy potrzeby nie było. Dlatego też goście mieli wizualną przewagę. Wcale to nie oznaczało, że tylko się broniliśmy. Po pół godziny gry, oddaliśmy swój pierwszy strzał, na bramkę przeciwnika. Po wrzutce Francisa Santany, z lewej strony, Jonathan uderzył piłkę głową. Mogliśmy mówić o wielkim pechu, gdyż golkiper wybił piłkę w ostatniej chwili. Gospodarze zaczęli grać nerwowo, co wykorzystaliśmy to pod sam koniec pierwszej połowy. W 44. minucie, z prawej strony boiska, Darino wykonywał rzut rożny. Idealnie wrzucił piłkę, na pole karne, a następnie Jonathan strzelił pierwszą bramkę w tym sezonie. Mimo miażdżącej przewagi przeciwnika, to my schodziliśmy na przerwę, jako zwycięscy. Nie było się z czego cieszyć, gdyż przed nami zostało jeszcze 45 minut. Wyszliśmy bez zmian, gdyż widziałem, że drużyna radzi sobie bardzo dobrze. Była to znakomita decyzja. Od pierwszych minut zaatakowaliśmy, co zaowocowało strzeleniem drugiej bramki. Znakomitą akcję, lewą stroną, przeprowadził Aday, który grając "na sępa" uderzył zza pola karnego. Było to na tyle opłacalne, że piłka wleciała prosto do siatki, nie dając żadnych szans Josinio. To było coś niesamowitego, gdyż nikt nie spodziewał się, że w ogóle uda się nam strzelić bramkę. A tu niespodzianka - po 50 minutach prowadzimy 2:0. Gospodarze ruszyli do ataku. Swoich sił próbowali Jacobo, a także Isaac. Na szczęście Ibrahim bronił tego dnia wyśmienicie, nie dając się pokonać. Po ciężkich, lecz szczęśliwych 90 minutach, wygrywamy z Celtą B, 2:0. Muszę przyznać, że choć cieszę się niezmiernie, to uważam, że jest to wynik niesprawiedliwy.

 

3/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Balaidos, Vigo
Widzów: 9829

[4] Real Club Celta de Vigo B - Universidad de Las Palmas [15]

-:- David Lemos (CVB), kontuzja, 11'
0:1 Jonathan 44'
0:2 Aday 50'

MoM: Ibrahim (UDLP), 9

Ibrahim - Gustavo, Armando, Medina, Guillermo - Aday, Alexis, Chiqul Abad (Pachi 60'), Darino - Francis Santana, Jonathan (Nacho Sierra 74')

Odnośnik do komentarza

Po niespodziewanym zwycięstwie, przyszedł czas na spotkanie z Ourense, które zajmowało 8. pozycję w lidze. Mimo wyrównanej gry, od początku spotkania, już w 12. minucie straciliśmy bramkę. Jej autorem został Nacho Garcia, który bez problemu ominął dwójkę środkowych obrońców i wpakował piłkę do siatki, nie dając szans bramkarzowi. Po stracie gola załamaliśmy się i nie mogliśmy nic zrobić, do końca pierwszej części spotkania. Dopiero w drugiej coś się ożywiło. Częściej atakowaliśmy, a piłkarze zaczęli oddawać celne strzały. Niestety zabrakło nam czasu, na doprowadzenie do wyrównania.

 

4/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 6313

[11] Universidad de Las Palmas - C.D. Ourense [8]

0:1 Nacho Garcia 12'

MoM: Nacho Garcia (CDO), 8

Ibrahim - Gustavo (Padron 77'), Armando, Medina, Guillermo - Aday (Salva 63'), Pachi (Fas 46'), Chiqul Abad (Pachi 60'), Darino - Francis Santana, Jonathan (Nacho Sierra 74')

 

Wróciłem do domu zły jak wilk. Usiadłem przed komputerem, aby sprawdzić pocztę. Była jedna wiadomość, z sekretariatu klubu:

 

Szanowny Panie Ketchum,

Z radością informujemy, że do klubu trafił nowy członek sztabu szkoleniowego. Został nim Mike Sorber (30 lat, USA 67/2, coach), który będzie odpowiedzialny za trening bramkarzy.

 

Amerykanin nie miał żadnego kontraktu, więc łapał się każdej, dobrze płatnej pracy. Ponieważ odpowiadało mu wynagrodzenie 250 funtów tygodniowo, to zaakceptował naszą propozycję. Miałem dość piłki nożnej na dziś. Położyłem się spać, aby obudzić się jutro, z lepszym humorem.

 

Szedłem sobie z pewną dziewczyną. Szliśmy trzymając się za ręce. Byliśmy szczęśliwi, uśmiechnięci i cudownych humorach. Doszliśmy pod wielkie drzewo, które dawało jeszcze większy cień. Stanęliśmy pod jego pniem, aby uchronić się przed morderczym słońcem. Siedzieliśmy, przytuleni do siebie i rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. O rzeczach prawdziwych i fikcyjnych. Czas leciał beztrosko... Nagle... Szelest... Wzdychanie... Przeraźliwy krzyk... Z krzaków wyskoczył przeogromny Tauros, oczami, koloru krwi, wybałuszonymi w nas. Dziewczyna szybko przytuliła się do mnie, jednak odepchnąłem ją i złapałem za plecak. Tauros wykorzystał to i rzucił się na dziewczynę. Rozpaczliwie zacząłem szukać pokeballi...

 

- NIE!!! Przecież nie jestem trenerem pokemon! Nie! To niemożliwe! - Spanikowałem.

 

Ogromny stwór był bezlitosny. Wbiegł w panienkę, nabijając ją na swoje rogi. Krew polała się po jego cielsku, a ja usłyszałem straszliwy krzyk. Poczułem ból, jak odczuwa dziewczyna. Przeszedł przez całe moje ciało... Nagle dziewczyna odwróciła głowę, w moją stronę, a następnie rzekła:

 

- Widzisz Ash? To wszystko Twoja wina.

 

Zaraz po tym, wyzionęła ducha... Tauros spojrzał na mnie i uśmiechnął się bezczelnie. Uciekł.

 

Wstałem mokry jak szczur, łapiąc plecak w swoje ręce. Zacząłem czegoś szukać, bardzo energicznie. Nagle ocknąłem się, rozglądając się dookoła. Nikogo tutaj nie ma. Nic tutaj nie ma. To był tylko kolejny, głupkowaty koszmar...

 

 

----------

Lucas07 - Daleko mi do tego :]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...