Skocz do zawartości

Last Brick In The Wall


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Na kolejne spotkanie jechaliśmy do Alcala de Henares, gdzie mieliśmy się spotkać z tamtejszą Alcalą. Była to najsłabsza drużyna w tym sezonie, jednak mnie nie interesowały wyniki w tabeli, a wynik na boisku. I znów zaczęliśmy tak, jak trzeba było - agresywnie. Agresja ta się opłaciła, gdyż w 12. minucie Aday strzelił bramkę dla Univ.. Wykorzystał wrzutkę z rzutu rożnego i, zupełnie niepilnowany, wpakował piłkę do siatki z woleja. Graliśmy luźniej, jednak nie odpuszczaliśmy przeciwnikowi za bardzo. Widać było też, że gospodarze zbytnio nie kwapili się do ataków na naszą bramkę. Najprawdopodobniej dlatego pierwsza połowa zakończyła się naszym skromnym prowadzeniem. Jeżeli ktoś myślał, że druga część spotkania będzie bardziej obfita, w ciekawe akcje, strzały na bramkę, czy chociażby faule, to bardzo mocno się przejechał. Druga połowa była jeszcze gorsza niż pierwsza. Jedyną rzeczą, która wpłynęła na to, to był brak bramek, czy jak ktoś woli - bramki.

 

14/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Virgen de Val, Alcala de Henares
Widzów: 3240

[20] Real S.D. Alcala - Universidad de Las Palmas [14]

0:1 Aday 12'

MoM: Vicent Ferrer (RSDA), 8

Quesada - Monje, Medina, Guillermo, Gustavo - Yeray, Aday, Chiqui Abad, Darino - Jonathan, Vilaseca (Nacho Sierra 46')

 

 

----------

Lucas07 - Bardziej się boję tego, że z moich transferów nic nie wyjdzie. Ale tak się zastanawiam, czy moje "szaraki" nie są lepsze od "białasów" przypadkiem :-k

Odnośnik do komentarza

Po długiej nieobecności, do gry wrócił Ibrahim. W meczu z C.D. Corralejo jednak nie zagrał. Wolałem nie ryzykować i w spotkaniu zagrał młodziutki "szaraczek". Tym razem zaczęło się pechowo. Może troszkę to wyolbrzymiam, gdyż bramkę szybko straciliśmy na własne życzenie. Zaspani obrońcy nie zauważyli, wybiegającego na czystą pozycję, Saulo, który dostał świetne podanie od swojego kolegi. Bez problemu przedarł się przez lewego defensora i pokonał mojego bramkarza. Usprawiedliwieniem dla niech jest jedynie to, że są "szarzy" w tym, co robią. Musieliśmy przycisnąć gości, aby nie stracić tego, co ostatnio wywalczyliśmy. Tak też się stało i przez jakiś czas trzymaliśmy przeciwnika "zamkniętego" na swojej połowie. Doszło nawet do sytuacji, że Francis Santana został faulowany na polu karnym. Cieszyłem się, że najprawdopodobniej wyrównamy. Sam poszkodowany wykonywał jedenastkę, jednak trafił prosto w bramkarza... Gra tego napastnika, w ostatnich spotkaniach jest na poziomie poniżej przeciętnej... Gra słabo, mało strzela i szybko się męczy. Humor poprawiła mi 40. minuta, kiedy to Fas strzelił swoją pierwszą bramkę, w barwach klubu. Dzięki temu pierwsza połowa zakończyła się remisem. W drugiej części na boisko wybiegł Jonathan. 22-latek ostatnio zastanawia się nad swoim losem. Zmiana okazała się na tyle świetna, że udało się nam szybko strzelić bramkę. Szybko wymiana piłki, wrzutka Guillermo i Jonathan podwyższa na 2:1. Pierwsze zetknięcie z piłką, w tym spotkaniu i od razu piękne uderzenie z główki. Trzeba było cofnąć się do obrony, póki przeciwnik był zdezorientowany. Niestety byłem w defensywnym dołku i nie mogłem tego uczynić. Czekam, aż w końcu nastanie 15 grudzień i na Grand Canaria zjawią się nowi piłkarze. Musiałem jednak coś zrobić, gdyż Gustavo prawie mi mdlał na boisku. Postanowiłem zaryzykować i na prawej obronie ustawić Salvę. Spisał się bardzo dobrze, jak na pomocnika i nie popełnił żadnego, strasznego błędu. Zresztą drużyna zagrała bardzo dobrze, wygrywając całe spotkanie.

 

15/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 3974

[12] Universidad de Las Palmas - C.D. Corralejo [11]

0:1 Saulo 4'
-:- Francis Santana, n. rz. karny 35'
1:1 David Fas 40'
2:1 Jonathan 48'

MoM: David Fas (UDLP), 9

Quesada - Monje, Medina, Guillermo, Gustavo (Salva 65') - Fas, Aday, Chiqui Abad, Yeray - Francis Santana (Jonathan 46'), Vilaseca

Odnośnik do komentarza

Przed meczem usłyszałem dwie wiadomości. Jak to zwykle bywa - dobrą i złą. Po pierwsze, do klubu sprowadziłem kolejną dwójkę trenerów. Pierwszym został Julian Hails (34 lat, ENG, coach), który przyleciał do nas z Wysp Brytyjskich. Natomiast Thomas Schonnemann (31 lat, DEN, coach) nie mógł znaleźć sobie miejsca pracy w Skandynawii. Niestety lista kontuzjowanych piłkarzy wydłużała się. Padron, Salva, Alexis oraz... Ibrahim, który najpierw wyleczył ciężką kontuzję, a teraz znów będzie pauzował przez dwa tygodnie... Mamy duże osłabienia przed następnym spotkaniem.

 

Kolejną drużyna B, z którą przyszło na się zmierzyć, było Atletico de Madrid. Był to dla nas dobry sprawdzian, przed spotkaniem z ich lepszymi kolegami z pierwszej ligi. Jednak teraz też nie było się z czego cieszyć. Przede wszystkim dlatego, że gospodarze mają w drużynie Jordi Lardina, który trzy razy reprezentował barwy Hiszpanii. Piłkarze Los Rojiblancos pokazali, od pierwszych minut spotkania, że są bardzo groźnym przeciwnikiem. Już w 7. minucie strzał na bramkę zamienił Carlos Vicente. Zaliczył on piękne uderzenie zza pola karnego, nie dając szans mojemu bramkarzowi. Piłkarze podłamali się trochę, tracąc tak szybko bramkę. Było to dla mnie trochę dziwne, bo powinni się już do tego przyzwyczaić... Gospodarze byli dla nas bezlitośni i wykorzystali kolejną chwilę zawahania. Po nieudanej próbie przejęcia piłki, przez Medinę, strzelec pierwszej bramki podwyższył wynik spotkania. Bez problemu pokonał Quesadę w akcji jeden na jeden. Myślałem, że teraz zagramy jeszcze gorzej. To był mój błąd - brak wiary we własny zespół. Zaczęliśmy szykować się do odrabiania strat. Swoich sił próbował Vilaseca (nie trafił w bramkę) oraz Darino (bramkarz wybronił). Znakomitą szansę zmarnował Fas, który trafił w słupek. Wiedziałem, że pierwszej połowie zabrakło nam czasu i szczęścia. Ale jak się zdziwiłem, że tuż przed gwizdkiem sędziego, zobaczyłem na tablicy jedynkę przy nazwie naszego zespołu. Nacho Sierra, po świetnej, indywidualnej akcji pokonał bramkarza świetnym strzałem. Zagrał "na sępa", ale opłaciło się nam to. Na drugą połowę wychodziliśmy w ciut lepszych humorach. Piłkarze wiedzieli, że jeżeli się postarają, to uda się wywalczyć chociaż remis. Doprowadził do tego Nacho Sierra, który po dziesięciu minutach wpakował wyrównującego gola. Atakowaliśmy dalej, widząc realną szansę na zwycięstwo. Gospodarze trochę osłabli, więc mieliśmy dodatkową motywację. Niestety bramkarz, Juanma, zaczął się starać za całą drużynę.

 

16/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Virgen de Val, Alcala de Henares
Widzów: 3240

[9] Atletico de Madrid B - Universidad de Las Palmas [10]

1:0 Carlos Vicente 7'
2:0 Carlos Vicente 21'
2:1 Nacho Sierra 45'+2'
2:2 Nacho Sierra 55'

MoM: Carlos Vicente (ADMB), 9

Quesada - Monje (Aday 76'), Medina, Guillermo, Gustavo - Darino, Pachi, Chiqui Abad (Francis Santana 46'), Fas - Nacho Sierra, Vilaseca

 

 

----------

Lucas07 - To nie charakter, to szaraki :keke:

Vetr - Mnie to naprawdę nie bawi, a wydaje mi się, że Ciebie aż nadto :P

Odnośnik do komentarza

Ostatnie ligowe spotkanie, przed przybyciem nowych piłkarzy. Oczywiście nie liczę spotkania w Pucharze Hiszpanii, które i tak pewnie przegramy. Graliśmy z Realem Aviles, które zajmuje przedostatnią pozycję w tabeli ligowej. Ponieważ graliśmy u siebie, nie interesował mnie inny wynik, niż wygrana mojego zespołu. Nie mogliśmy przegrać, zwłaszcza, że morale przed meczem z Atletic Club de Bilbao muszą być wysokie. No i zaczęło się "po mojemu". Po szesnastu minutach gry zrobiło się 1:0. Bramkę strzelił Nacho Sierra, który ostatnio jest w wysokiej formie - tfu, by nie zapeszyć. Goście nie byli wstanie zrobić czegokolwiek. Grali bardzo "wyraźnie", a ich ruchy można było łatwo przewidzieć. Dzięki temu piłkarze Univ. tak dobrze radzili sobie na boisku. Jednak w pierwszej połowie już bramki żadnej nie strzelili, choć mieli cztery okazje do tego. Druga połowa również świetnie się zaczęła. Już w 49. minucie mogliśmy prowadzić 2:0. Darino wykonywał rzut wolny, tuż przy polu karnym. Oddał mocny strzał, jednak piłka trafiła w poprzeczkę. Jednak los się do nas uśmiechną i w 56. minucie wreszcie doprowadziliśmy do stanu 2:0. Po wrzutce Darino, z woleja strzelił Chiqui Abad, który nareszcie się przebudził i przełamał strzelecką niemoc. Wyniku upilnowaliśmy do końca, nie dając przeciwnikowi możliwości, na jego zmianę. Dzięki temu mogliśmy spokojnie myśleć o porażce, która czeka nas za tydzień...

 

17/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 3974

[9] Universidad de Las Palmas - Real Aviles [19]

1:0 Nacho Sierra 16'
2:0 Chiqui Abad 56'

MoM: Chiqui Abad (UDLP), 9

Quesada - Monje, Guillermo, Gustavo - Darino, Aday, Chiqui Abad, Pachi, Fas - Nacho Sierra (Jonathan 56'), Vilaseca

Odnośnik do komentarza

Porażka była nieunikniona... Choć w pierwszej połowie zagraliśmy dobrze (straciliśmy tylko jedną bramkę), to w drugiej daliśmy pokaz żalu i bezsilności. Brawa dla Gustavo, który dzielnie walczył na prawej stronie obrony.

 

[1/1] Spanish Cup, First Round
Polideportivo Maspalomas, Maspalomas
Widzów: 6311

[D2B] Universidad de Las Palmas - Atletic Club de Bilbao [D1]

0:1 Ismael Urzaiz 35'
0:2 Ismael Urzaiz 51'
0:3 Joseba Etxeberria 64'
0:4 Joseba Etxeberria 87'

MoM: Joseba Etxeberria (ADM), 10

Quesada - Monje, Guillermo, Gustavo - Darino (Yeray 46'), Aday, Chiqui Abad, Pachi, Fas - Nacho Sierra (Francis Santana 46'), Jonathan

 

Wreszcie nastał 15 grudzień 2001 roku. Dzień, na który czekałem. Dzień, który miał mi dać klarowną wizję przyszłości. Wizję bezstresowego utrzymania. Dzień, który mi dał nowe twarze. Do klubu trafiło aż czterech nowych zawodników, przy czym nie sprzedaliśmy ani jednego (Alexis miał odejść za 250 tysięcy funtów, jednak jego kupiec w końcu zrezygnował). Kto zatem przyleciał na Grand Canaria? Pierwszym człowiekiem został Włoch Massimiliano Esposito (29 lat, ITA 0A/0, D/DM/R/L). 29-latek doszedł z wolnego transferu. Od pół roku szukał zatrudnienia, gdyż nie przedłużył kontraktu z Brescią. Za sobą ma też epizody w Neapoli oraz w rzymskim Lazio. Na pewno będzie wzmocnieniem na lewej stronie obrony. Drugą, zatrudnioną osobą został David Linares (26 lat, FRA 0A/0, DM/R/L/C). Francuz doszedł do klubu na tych samych zasadach co jego poprzednik. Najwyraźniej Lyon nie potrzebował kogoś takiego, a u nam bardzo się przyda. Niespodzianką było ściągnięcie Gilberta Prilasniga (28 lat, AUT 13A/0, D/DM/L/C), byłego reprezentanta Austrii. Przez prawie 10 lat związany był z Sturmem Graz, jednak poprzedni sezon był dla niego ostatnim, w austriackim klubie. Będzie dobrym partnerem na środku obrony dla kogoś z dwójki Guillermo - Armando. Mimo wielkich starań nie udało się nam sprowadzić talentu z Samoa Amerykańskiego. Klub miał już prawie podpisany kontrakt z Nickym Salapu, jednakże nie dostaliśmy pozwolenia na jego ściągnięcie. Zamiast niego numerem jeden został Jesus Unanua (32 lata, ESP 0A/0, GK), który został sprowadzony z Villarealu C.F. Z kasy klubowej "wyparował" okrągły milion angielskich funtów, jednakże czuję, że doświadczony golkiper wniesie dużo dobrego do zespołu.

 

Przywitałem się z nowo sprowadzonymi zawodnikami i przedstawiłem ich reszcie drużyny. Odwróciłem się, aby zobaczyć czy nikogo nie pominąłem. Nagle szczęka opadła mi na samą ziemię. Przetarłem oczy, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie mam zwidów. Zauważyłem dwie prawie takie same postacie, które wpatrywały się we mnie, jak wół na malowane wrota.

 

- Hola senior! - Odezwał się ten większy i wtedy dopadł mnie jeszcze większy szok, bo po głosie poznałem tą osobę...

Odnośnik do komentarza

- Vul! Kopę lat! Co Ty tutaj robisz? - Krzyknąłem w kierunku człowieka, który mnie zszokował swoim widokiem.

- Vetr! Ile raz mam Ci powtarzać, że jestem Vetr?! - Jak zwykle z wielkim oburzeniem na początek. - Vetr! Vetr! Vetr! - Wziął kilka głębszych oddechów, po czym zaczął mowę zasadniczą. - Cześć Ash, miło Cię widzieć, po takim czasie.

- No cześć, cześć. Co Ty tutaj robisz?

- Eee... Na wakacje przyjechałem. - Widać było, że coś zaczął kręcić.

- W środku zimy? Może tutaj tego nie widać, że w najgorszym momencie na wakacje? Mów co jest. - Nagle spojrzałem na jego towarzysza, który naprawdę wyglądał jak on. - Nigdy się nie chwaliłeś, że masz brata bliźniaka.

- Czy Ty mnie musisz wkurwiać na początek?! - Oczy zrobiły się mu czerwone, a włosy stanęły dęba. - Czy ta piłka nożna naprawdę padła Ci już totalnie na łepetynę? Posrało Cię? - Znów kilka oddechów zostało wziętych. - Nie wiem, co jeszcze mógłbym powiedzieć do Ciebie, w odpowiedzi na Twoje głupie pytanie.

- O co Ci chodzi? Zapytać się już nie można?

- Przecież to jest Mareep kretynie!

- Aaa... No tak... - Ledwo co powstrzymywałem się od śmiechu. Vetorwi puszczały kolejne żyłki ze złości, choć na ogół to człowiek spokojny jest. - To mów serio, co Ty tutaj robisz. Tym razem bez żadnych wymyślań.

- Chciałem zobaczyć, jak Ci się wiedzie... - Vetr znów zaczął uciekać wzrokiem.

- Proszę Cie... Powiedz mi, o co Ci chodzi.

- No dobrze... Przyszedłem przekonać Cię, abyś wrócił do świata pokemonów.

- Ale...

- Ash, proszę Cię! Nie przerywaj mi, z łaski swojej. - Nie mogłem powiedzieć mu o pewnej, ważnej sprawie. - Ja rozumiem, że uraz psychiczny, że trądzik nadal na twarzy, że śmierć matki. Wszystko rozumiem, jednakże mam kilka argumentów, które powinny Cię przekonać.

- Dobrze, ale...

- Po pierwsze - nadal ciągnął - nie ma już z kim walczyć. Wszystko to takie barachło, które od razu rzuca się na głęboką wodę. Ni tu pogadać z nimi, ni tu powalczyć, ni tu pokemonami się powymieniać. Po drugie, tęskno nam, starym wyjadaczom, do słynnego Asha - króla poków. Byłeś i jesteś najlepszy! Pamiętaj o tym!

- Vetr...

- No i po trzecie... Garego już nie ma... Tak, jakby się rozpłynął. Nie będzie Cię wkurzał, przeszkadzał ani nic innego. Będziesz mógł spokojnie poznać wszystkie, stare i nowe, pokemony, który tylko człapią na tym świecie.

- Vetr, ale nie musisz mnie przekonywać...

- Jak to?

- No bo już od jakiegoś czasu postanowiłem, że wracam do poków. Ostatnio miałem jednak ręce pełne roboty. Wiesz, trzeba była wyszukać jakichś zawodników, porozmawiać z nimi i zająć się wszystkimi formalnościami. Do tego treningi, mecze, sranie w banie i tak dalej. Ostatni miesiąc miałem naprawdę zajęty, ale teraz zaczynam powracać, jak kiedyś w przeszłości.

- To czemuś mi nic nie powiedział?! - Znów nie krył swojego oburzenia.

- Bo zacząłeś gadać niczym stara katarynka i Cię uciszyć nie dało się!

 

 

----------

marshall - Awans? Boże... nie w tym sezonie :keke: Poza tym, inne kluby nie spały.

Lucas07 - A wpadło jakieś 65 tysięcy funtów (nowy rekord) :P

Odnośnik do komentarza

W nowym ustawieniu, z nowymi piłkarzami i z wielkim optymizmem podeszliśmy do spotkania z A.D. Alcorcon. Wiedziałem jednak, że ciężko będzie wygrać to spotkanie, zwłaszcza że gramy na wyjeździe. Już od pierwszych minut goście nas zaatakowali. W 13. minucie mocny strzał oddał Luna, jednakże mój bramkarz był na miejscu i wybronił strzał. Chwilę później, po złym wykopaniem golkipera, Przed szansą staną Josu Mendez. Dostał on piękną wrzutkę, od Perico, jednak i tym razem Unanua był lepszy. Moi piłkarze nie spali, a i również atakowali bramkę rywala. Niestety robili to z mniejszą częstotliwością i znacznie mniej dokładnie. Jonathan nie trafił do pustej bramki, po ominięciu bramkarza, a Chiqui Abad wywrócił się na polu karnym, symulując faul. Piłkarze Univ. nie mieli pomysłu na grę, dlatego próbowali różnych sztuczek. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej połowie wymieniłem dwójkę napastników. Swoją szansę dostał duet Vilaseca - Francis Santana, który miał wprowadzić troszkę "poezji" do gry. Niestety nie wprowadzili nic. Dalej graliśmy tak, jak w pierwszej części spotkania - bez pomysłu. Gospodarze za to przeprowadzali coraz to kolejne ataki. Do akcji ofensywnych zaczęli włączać się też obrońcy, chociażby Jose Luis Lopez, jednakże i oni nie potrafili znaleźć sposobu na mojego golkipera. Unuanda w debiucie pokazał, że warto wydać było cały milion, na jego zatrudnienie. Po wyrównanej grze, tak sobie przynajmniej wmawiam, wynik nie zmienił się od pierwszej minuty spotkania. Połówka sezonu za nami, a teraz przerwa do początku stycznia. Czas wziąć się za Treecko.

 

18/38 Spanish Second Division B, gr. 1
Santo Domingo, Alcorcon
Widzów: 2966

[6] A.D. Alcorcon - Universidad de Las Palmas [8]

0:0

MoM: Jesus Unuanda (UDLP), 9

Unuanda - Prilasnig, Guillermo, Esposito - Darino, Linares (Yeray 72'), Chiqui Abad, Pachi, Fas - Nacho Sierra (Francis Santana 46'), Jonathan (Vilaseca 46')

 

 

----------

Fenomen - Rzeczywiście klapka :doh!: Cały czas myślałem o Atletico, mając ich w swojej grupie. Już poprawiłem, dzięki :przytul:

Odnośnik do komentarza

Brud, syf, burdel. Te trzy słowa najlepiej opisywały ludzi, szwendających się po lotnisku. Mieszana perfum męskich i damskich, z dodatkiem zapachu potu i smrodu stóp. Rzygać się chciało, gdy przechodził koło Ciebie spasiony, sapiący człowiek, który nerwowo klną pod nosem, nie mogąc doczekać się swojego bagażu. W końcu uruchomiono taśmę, co wprawiło czekających w masowe poruszenie. Tylko niektórzy, wydawałoby się, że inteligentniejsi, odpuścili sobie "atak". Patrzyłem na tych niespokojnych ludzi i nagle uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.

 

Stado mrówek ozdobionych szalikami dewastuje z wyraźną satysfakcją urządzenia służące ogółowi, bijąc, gryząc, szarpiąc i plując przy okazji na osobników innego stada dla rozróżnienia oznakowanych szalikami odmiennego koloru. "Wandale, chuligani, bestie, nikczemnicy!" - woła spokojniejsza część gromady.*

 

Z daleka dostrzegłem swój bagaż. Ledwo udało się mi przedostać przez tłum, aby dostać się do brzegu urządzenia "wypluwającego". Wyciągnąłem rękę i złapałem walizę.

 

- Przepraszam - powiedziałem do gościa, który stanął mi na drodze.

- Nie pchaj się, szczylu - warknął.

- Przecież powiedziałem "przepraszam".

 

Najwyraźniej mężczyzna nie usłyszał już mojej odpowiedzi. Wykorzystując okazję, rzucił się w dogodną, dla siebie, pozycję przy taśmie. Jeszcze przed wyjście rzuciłem spojrzenie, na tą bandę idiotów. Znów się uśmiechnąłem, po czym skierowałem się ku wyjściu. Wyszedłem przed lotnisko, gdzie mogłem złapać trochę świeżego powietrza. Wyciągnąłem paczkę papierosów i wyjąłem z niej jednego. Słońce grzało tak, że zastanawiałem się, czy papieros sam się przypadkiem nie zapali. Po chwili jednak poradziłem sobie z tym sam. Co chwila ktoś przyjeżdżał i odjeżdżał. Ktoś inny przylatywał, a zaraz ktoś odlatywał. Pasażerowie jeździli taksówkami jak jacyś narwańcy, dając taksówkarzom na ładne zarobki. Spojrzałem na zegarek i szybko skończyłem palić papierosa.

 

- Teraz ty będziesz jednym z tych narwańców... - Pomyślałem sobie, wsiadając do jednego z żółtych pojazdów, oznakowanych "TAXI".

 

Wsiadłem do niej, nie patrząc na kierowce. Wydawało mi się, że było to normalny człowiek, jak kupa innych chodząca po tym świecie.

 

- Do centrum poproszę.

 

Masywna postać z przodu nawet nie kiwnęła kłową. Wdepnęła pedał gazu i energicznie ruszyliśmy przed siebie. Mijałem kolejne bloki, ulice, sklepy, centra handlowe. Kolejne osoby patrzyły na mnie, gdy staliśmy na światłach. Czułem się, jakbym żył w świecie Georga Orwela, choć wiedziałem, że to jest rzeczywistość. W końcu stanęliśmy pod jednym z bardziej ekskluzywnych hoteli. Wyciągnąłem stu dolarowy banknot i wyciągnąłem go przed siebie, chcąc wręczyć go "Złotówie".

 

- Reszty nie trzeba. - Mruknąłem pod nosem, starając się wyjść.

- Blas... - Moje uszy musiały się przesłyszeć, gdyż usłyszałem, w głosie taksówkarza, pokemona. - BLASTOISE!

- Co?! To nie możliwe?! - Krzyknąłem, uświadamiając sobie, że masywny człowiek przede mną, to ogromniasty pokemon... - Jakim cudem?! Co się dzieje?! Gdzie ja jestem?

- Stul dziób, Ash. - Przemówił do mnie ludzkim głosem, jakby to była Wigilia. - Wracaj do nas jak najszybciej, bez oglądania się za siebie. Wracaj do nas, bo potrzebujemy Cię!

 

Nagle poczułem ból. Przechodził przeze mnie od prawej do lewej strony. Zrobiło się jasno, strasznie jasno. Zrobiło się strasznie biało, jakby ktoś wylał mi na oczy wiadro farby. Zaczęło mi się kręcić w głowie, słyszałem głosy, przelatywały mi twarze. Świat minął mi, przed nosem, w jednym momencie, tak jakby coś się nagle zmieniło. Wszystko stało się nagle jasne...

 

Obudziłem się...

 

 

----------

*Andrzej Niewinny Dobrowolski - Mrówki

Odnośnik do komentarza
Miło się czyta. Mam nadzieję, że tym razem dłużej wytrzymasz. :>

No, chyba, że liczysz, że CMF zafunduje Ci niezawodny sprzęt :D Wtedy nie będzie wyjścia i te dziesięć sezonów należało będzie "pyknąć" dla zwykłej przyzwoitości.

 

:kutgw:

 

Już wiem na co są te składki :D

 

Uwielbiam te twoje wstawki o pokemonach :]:kutgw:

Odnośnik do komentarza

Vetr przybył na spotkanie najszybciej, jak się dało. Stwierdził, że w dupie ma święta, bo i tak skończyłoby się na jagnięcinie. Spojrzałem na niego i znów zacząłem przecierać oczy. Znów był z kimś podobnym do niego - byli jak dwie krople wody. Przywitałem go i od początku rzuciłem się z pytaniem.

 

- A więc to jest Twój brat, tak?

- Abruś... Czy Ty koniecznie chcesz mnie wytrącić z równowagi? - Groźny początek rozmowy nie wpływał pozytywnie na atmosferę. - Przecież ja nie mam brata, do jasnej cholery. Skąd Ci się to urodziło, w tej Twojej małej główce?

- No... No... Ale jesteście tak podobnie do siebie...

- Widać, że ta czapeczka Ci mózg zakrywa... Nie poznajesz? - Wskazał na swego kompana. - Flaaffy, taki pokemon. Heloł!

- Oj dobra... Pomyliło mi się... - Zesmutniałem, jednak chwilę później postanowiłem się poprawić - więc siostra!

- Jaka siostra? Ash! k***a...

- Twoja siostra przecież. Tylko taka... jakaś brzydka jest... Niby to słodkie, ale takie jakieś... Owłosione?

- To jest pokemon, baranie jeden! Czy prosiłeś mnie o pomoc, czy chciałeś mnie podenerwować?

- No tak... Przepraszam...

 

Vetr wpajał we mnie tajniki pokemonów. Trochę dziwnie się wtedy czułem, no ale cóż - raz mistrz uczy ucznia, raz uczeń poprawia mistrza... Wszystko, nawet najdrobniejsze rzeczy, wchodziły do mojej głowy. Vetr snuł opowieści o odznakach, pokemonach, walkach i o całym, pokemonowym świecie, jakby czytał jakąś dobrą książkę.

 

- To jest Pokeball. Pokeball, to jest domek...

- Musimy to przerabiać? - Zapytałem go znudzony.

- Ash, prosiłeś mnie o pomoc, więc teraz siedź cicho i nie marudź. Notuj w zeszycie każde moje słowo.

 

Z małego, cichego baranka stał się bezdusznym bykiem, który agresywnie reagował na każde moje potknięcie. Według niego, nie można było popełniać błędu, bo człowiek jest takim idiotą, że jak raz go popełni, to będzie to już robił do końca życia. Wtedy to przypomniała mi się jego przygoda z Magikarpiem. Niestety mogłem zapomnieć, aby zobaczyć Gyardosa w pełnej okazałości, ponieważ Vetr nie wytrzymał... Wziął i utopił bezbronną rybkę w sedesie...

 

- Zobaczymy, jak sobie poradzisz w praktyce. Masz jakiegoś pokemona?

- Tak. - Momentalnie wyciągnąłem zza pasa pokeballa i zaprezentowałem Treecko.

- No no... Ciekawy okaz. Idziemy na łowy.

 

Przemieszczając się przez wielkie gąszcze traw, trafiliśmy w końcu na dzikiego Rattatę. Treecko od razu ruszył w jego stronę, chcąc jak najszybciej powalić przeciwnika. Jednak Vetr zablokował mu drogę.

 

- Nie tak prędko... Ash - taktycznie!

 

Spojrzałem na małego szczura, któremu zęby błyszczały się jak psu oczy w ciemnościach. To była jego największa broń, która potrafił powalić największego przeciwnika. Twarde jak skała i ostre niczym brzytwa... Treecko stał nieruchomo, jednak był gotowy do walki. Szczur ujrzał błysk, w oku rywala i zrobił kilka kroków w tył.

 

- Szybki atak ogonem! Już!

 

Mój stwór ruszył do ataku. Zaczął biec w stronę fioletowego stwora, aż nagle podskoczył do góry. Szczur podniósł głowę, jednak mocne słońce oślepiało go. Ni stąd, ni zowąd padł na ziemię, otrzymując potężny cios. Jakimś cudem wstał, jednak ledwo co trzymał się na krótkich girkach.

 

- Treecko, szybki atak!

 

Trach! Drzewo spadło na szczura...

 

- Co jest?!

 

 

----------

Amicus - Dane do faktury proszę :keke:

Lucas07 - Dzięki, dzięki :przytul:

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...