Skocz do zawartości

Prawa autorskie - jak internet zmienił świat cz.2


Leon

Rekomendowane odpowiedzi

Mam drobny kłopot z tym gdzie to napisać, ale przede wszystkim zależy mi na tym, żeby tutaj uniknąć zamiany tej dyskusji w kącik paranoiczno-psychiatryczny, dlatego co w końcu tak naprawdę z tym ACTA? Z tego co się dowiedziałem sposób procedowania faktycznie jest co najmniej kontrowersyjny, ale może zacznę od drobnej refleksji osobistej - otóż dlaczego na kradzież w internecie jest społeczne przyzwolenie i wykrywalność tej kradzieży jest znikoma, a zupełnie inaczej patrzymy na kradzieże w sklepach muzycznych, komputerowych, w hipermarketach, na okradanie sąsiadów? Co zatem proponują zagorzali przeciwnicy ACTA, którzy wydaje się bardzo słusznie protestują przeciwko naruszaniu wolności na to, żeby ochronić prawa własności innych, czyli także ich wolność i prawa?

Odnośnik do komentarza

Niektorzy po prostu musza sie pogodzic z tym, ze prawa autorskie jakie znamy to niestety archaizm.

 

Przede wszystkim Ci ktorzy tworza prawo musza zapomniec o tym, ze uda sie przekalkowac rozwiazania prawne dotyczace kradziezy dobr materialnych na prawodawstwo dotyczace Internetu i ludzi dzielacych sie rzeczami ktorych kopie sa latwe do wykonania - malo tego, niektorych praw autorskich nie da sie wyezgekwowac przy zachowaniu zdrowego rozsadku i bez krokow uznajacych kazdego za podejrzanego o lamanie prawa.

 

Nie podam Ci tu gotowych rozwiazan - zaznaczam tylko, ze trzeba totalnie zmienic podejscie do tego co ludzie robia z nasza wlasnoscia i myslenia odnosnie praw autorskich. Zyjemy w czasach w ktorych powielanie, modyfikowanie, remiksowanie, dzielenie sie jest tak latwe, ze zadne prawo nie bedzie w stanie tego ukrocic - moze jedynie utrudnic, ale to bitwa z wiatrakami.

Odnośnik do komentarza

Różnica między kradzieżą płyty CD w sklepie a pobraniem płyty CD z internetu jest prosta. Otóż kradnąć płytę CD z sklepu doprowadzamy do straty przedsiębiorstwa. Pobierając płytę przedsiębiorca nic nie traci (oczywistym jest, że to, że ktoś pobrał płytę nie oznacza, że jakby nie miał możliwości jej pobrania to by ją kupił w sklepie). Dlatego łączenie kradzieży fizycznej i pobierania pliku z "własnością intelektualną" jest kompletnie chybiona, to dwie różne rzeczy.

Odnośnik do komentarza

Aż tak proste to nie jest. Jak napisał Henkel: do tej pory ludzkość nie znała powielania, jakie pojawiło się z wraz z komputeryzacją, a upowszechniło z rozwojem internetu. Jeśli coś było kopią, to z zasady było gorszej jakości, produktem drugiej kategorii (przypomnijcie sobie choćby kasety VHS), a zasadniczo wiązało się z nakładem wytwórczym (oraz materiału, choćby płyty CD). Teraz powielenie bez straty jakości jest możliwe praktycznie w każdym domu, praktycznie od ręki.

 

I tu pojawia się rozdźwięk między rzeczywistością, a założeniami ochrony praw autorskich: mogę sobie nagrać film, który leci w kablówce (wiele tunerów ma tę opcję, kiedyś do tego służyły VCR). A jeśli poprosi mnie brat, który akurat nie może go obejrzeć, bo akurat w tym czasie jest w pracy, a sam takiego tunera nie ma? A sąsiad? A jeśli desperacko chciałbym coś nagrać, ale akurat tego kanału mój dostawca mi nie dostarcza, czy mogę poprosić tego sąsiada o to? A osobę, którą znam z widzenia, ale tak naprawdę poza dzień dobry sobie nic nie mówimy? A znajomego z internetu? A stąd krok do zadania pytania obcym ludziom na forum internetowym, itd.

 

Druga sprawa, to ogradzanie praw autorskich coraz to nowymi ustawami, które utrudniają życie komuś, kto korzysta z oryginałów (DMR, reklamy, rejony DVD itd), a o których przeciętny pirat nie ma pojęcia, że istnieją. Metoda kija nie sprawdza się nie tylko u Polaków, każdy naród (no może oprócz wschodnich Azjatów ;)) ma we krwi buntowanie się przeciw utrudnianiu mu życia. Bardziej by podziałała metoda marchewki, którą np zastosował wydawca Wiedźmina - czytałem w jakimś wywiadzie - zamiast walczyć z piractwem coraz to wymyślniejszymi zabezpieczeniami cyfrowymi, po prostu uczynił kupienie gry atrakcyjnym, poprzez masę dodatków.

 

Również nie znam gotowych rozwiązań na zjawisko zwane piractwem komputerowym. Wiem jedynie, że wymiana plików w internecie znana jest już co najmniej 10 lat, a jedyne co zauważyłem, to kryzys (upadek?) tradycyjnych wypożyczalni filmów. Kina są pełne, a filmy z półek jakoś schodzą, filmy się kręci coraz nowsze, a sumy wydane na ich produkcję raczej nie maleją...

Odnośnik do komentarza

Również nie znam gotowych rozwiązań na zjawisko zwane piractwem komputerowym. Wiem jedynie, że wymiana plików w internecie znana jest już co najmniej 10 lat, a jedyne co zauważyłem, to kryzys (upadek?) tradycyjnych wypożyczalni filmów. Kina są pełne, a filmy z półek jakoś schodzą, filmy się kręci coraz nowsze, a sumy wydane na ich produkcję raczej nie maleją...

To świetnie obrazuje grafika z mojego podpisu.

 

Poza tym głównym problemem są wtórne prawa autorskie, bo przez tych wszystkich pośredników (wytwórnie, studia etc.) płacimy dziesięciokrotnie więcej niż otrzymuje artysta. Więc teraz w zasadzie jest sytuacja taka, że albo my będziemy okradać twórców, albo wytwórnie nas.

 

Rozwiązanie generalnie wychodzi od samych artystów. Np. chłopaki z Nerwowych Wakacji udostępniają swoje płyty za darmo, ale podają konto, na które można im przelać kasę. Ja taką płytę ściągnąłem, przesłuchałem i przelałem im te parę złotych mimo, że zachwycony nie byłem. ;) Miałem jednak pewność, że to oni dostaną te pieniądze, a czułem się w obowiązku odwdzięczyć się im za wykonaną pracę. Takim przykładem jest też strona Bandcamp, gdzie są umieszczane płyty i, z tego co się orientuję, wpłacana kasa idzie bezpośrednio do artystów.

 

Drugim problemem jest to czy wykorzystujemy chronione prawem autorskim produkty do celów zarobkowych. Jeżeli tak to tutaj nie powinno być przyzwolenia na taką działalność. Oprogramowanie w firmach czy puszczanie muzyki za opłatą powinno być ścigane i karane. Jeżeli jednak udostępniamy muzykę innym, bo np. nam się podoba i chcemy się tym po prostu podzielić to takie działanie nie powinno być nielegalne.

Odnośnik do komentarza

 

Rozwiązanie generalnie wychodzi od samych artystów. Np. chłopaki z Nerwowych Wakacji udostępniają swoje płyty za darmo, ale podają konto, na które można im przelać kasę. Ja taką płytę ściągnąłem, przesłuchałem i przelałem im te parę złotych mimo, że zachwycony nie byłem. ;) Miałem jednak pewność, że to oni dostaną te pieniądze, a czułem się w obowiązku odwdzięczyć się im za wykonaną pracę. Takim przykładem jest też strona Bandcamp, gdzie są umieszczane płyty i, z tego co się orientuję, wpłacana kasa idzie bezpośrednio do artystów.

 

Drugim problemem jest to czy wykorzystujemy chronione prawem autorskim produkty do celów zarobkowych. Jeżeli tak to tutaj nie powinno być przyzwolenia na taką działalność. Oprogramowanie w firmach czy puszczanie muzyki za opłatą powinno być ścigane i karane. Jeżeli jednak udostępniamy muzykę innym, bo np. nam się podoba i chcemy się tym po prostu podzielić to takie działanie nie powinno być nielegalne.

 

Co do pierwszego, zwróć tylko uwagę na jedno. Ile osób po ściągnięciu tak udostępnionej płyty zapłaci. Okej, Ty zapłaciłeś, ale to nie znaczy, że znaczna większość zacznie płacić, nawet jeśli wychodziłoby taniej niż w sklepach - bo po co płacić dobrowolnie nawet mniejszą sumę, jak możesz to mieć za darmo?

 

A co do drugiego akapitu to zdecydowanie się z Tobą zgadzam.

Odnośnik do komentarza

No muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony.

 

Co do reszty wypowiedzi tutaj, to tak:

1) Porównywanie kradzieży do kopiowania jest niskich lotów sztuczką wykorzystywaną przez marketingowców i prawników korporacji medialnych.

Kradzież fizyczna to czysta relacja zysk złodzieja, strata poszkodowanego. W przypadku kopiowania poszkodowany nie ponosi żadnej fizycznej straty, a jedynie "złodziej" ma coś za darmo, za co powinien zapłacić.

 

2) Wydaje mi się, że grupa "świadomych nabywców", jak to nazywam, czyli postępujących podobnie jak Szczurek, nie jest aż taka mała. Kwestia też jest tego, że niewielu artystów, póki co, podaje konta etc.

Ja podobnie robię(robiłem, nie gram w sumie w nic nowszego niż Europa z dodatkami) z grami. Ściągam grę, gram, i jak mi się spodoba to kupuję oryginał. Po to żeby docenić wysiłek twórców. Można powiedzieć, że jest to rozszerzona wersja demo.

Inaczej jest oczywiście z grami stricte sieciowymi, tam ściągasz grę, sprawdzasz na ile Ci się podoba w SP, jak jesteś zadowolony to kupujesz i grasz w sieci.

 

3) Korporacje robią dobrze dla siebie, a system wyborczy USA bardzo im w tym pomaga. Istnieje bardzo wyraźne powiązanie między działaniami senatorów etc, a interesami osób, finansujących ich kampanię. Można to porównać do znanej sceny z "Kariery Nikosia Dyzmy", w której "bronił interesów polskich cukrowników"... I tak to się kręci.

 

Jak widać w Europie działa to podobnie, tylko póki co bardziej się z tym kryją. Wszak proces wprowadzania ACTA, był głęboko utajniony, i gdyby nie Wikileaks, to pewnie ludzie by się dowiedzieli o tym po fakcie. Warto odnotować, że w żadnych ogólnopolskich(i nie tylko) mediach o tym się nie mówi. Na stronie TVN24 nie ma ani jednego artykułu na ten temat(mimo, że temat istnieje od dawna, a przy okazji powinien być teraz na tapecie, po pierwsze za sprawą podobnych pomysłów w USA, jak i tego, że za niecały tydzień ta kpina ma wejść w życie), za to jest były setki o aferze pod krzyżem, o kibolach a teraz nam codziennie serwują kilka o Palikocie palącym kadzidło w Sejmie.

Odnośnik do komentarza

Nie no, ale jeśli ktoś coś wytwarza, to nawet nie chodzi o osobisty zysk pieniężny - on nie chce, żeby ktoś korzystał z jego twórczości, jeśli za to nie zapłacił lub coś dał albo nawet bo tak. Ktoś kopiuje i ma zysk, bo nie musi zapłacić, żeby mieć, a ma to coś i kasę w portfelu, a co ma ten kto wytworzył? Nic. Korzyść jednostronna. Dlatego kopiujący złodziej ma zysk, a twórca nie ma niczego. Dokładnie tak samo to działa.

 

Poza tym jest moralnie wątpliwe twardo stawać w obronie praw złodziei, a nie stawać w ogóle w obronie twórców, bo dlaczego niby? Bo bardziej ludzie utożsamiają się ze złodziejami, bo więcej kradną, żrą i biorą, a zupełnie mało wytwarzają? Bo jak my odbieramy wolność czyjąś, to nic, a jak ktoś odbiera nam, to wielkie halo?

Odnośnik do komentarza

Nie ma co wieścić sukcesu tak szybko, niestety PIPA ma się jeszcze całkiem dobrze.

 

Artyści zdecydowaną większość zarabiają na koncertach.

A artyści-celebryci z kontraktów reklamowych. Zresztą w tym przypadku jest to uzasadnione. Są oni produktami wylansowanymi przez wytwórnię, więc muszą się zwrócić.

Problemem jest to, że naprawdę wartościowi artyści(co zostawiam każdemu do oceny osobno), nie mają jak się przebić w 99% bez korporacji.

Bo radiami rządzą korporacje, telewizja to korporacje etc etc... Nikt nie puści w radiu o dużym zasięgu piosenek spoza listy wysłanej przez wytwórnie(dlatego, codziennie leci to samo po kilka razy). Więc ci artyści także muszą dołączyć do tego systemu, mimo że pewnie wielu by wolało działać na własną rękę.

Odnośnik do komentarza

Zresztą ja nie o tym chciałem.

Pomijając już wątpliwą zasadność proponowanej ustawy, warto się odnieść do najbardziej bulwersującej mnie rzeczy, mianowicie kolejnej próby USA w bawieniu się w szeryfa, ale tylko dla własnych potrzeb. Dokładniej mówiąc, USA mogłoby zamknąć(kazać to zrobić) dowolną stronę, zarejestrowaną w gdziekolwiek, która byłaby podejrzana o naruszanie prawa(jak łatwo o podejrzenia, nie muszę mówić). Warto dodać, że strona ta mogłaby działać w zgodzie z obowiązującym, w macierzystym kraju, prawem, ale jako naruszająca przepisy amerykańskie, mogłaby być zamknięta.

 

Tutaj krótki artykulik odnośnie sprawy sprzed 4 lat, oczywiście nie jedynej tego typu, ale pięknie obrazuje działania Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, i jeden cytat, pięknie podsumowujący sytuację.

http://kopalniawiedzy.pl/Antigua-i-Barbuda-USA-WTO-Swiatowa-Organizacja-Handlu-kasyno-internetowe-hazard,2628

 

WTO oświadczyło w marcu, że działania Stanów Zjednoczonych są nielegalne. Waszyngton stwierdził, że nie dostosuje się do wyroku WTO i rozpoczął działania mające na celu... zmianę międzynarodowych zobowiązań, które podpisał podczas zakładania tej organizacji.

 

Przypomnę także o sprawie napaści na Irak. USA nie miała mandatu na to, ba z tego co pamiętam to sprawa została zawetowana w ONZ, której sankcjami USA tak chętnie rzucają na prawo i lewo. Powodem napaści było posiadanie przez Irak broni masowego rażenia, której tam nie było.

 

Mógłbym jeszcze podawać inne przykłady, ale czy jest sens? Teraz USA do spółki z swoimi przydupasami(a może na odwrót) żydami celują w Iran. Ciekawe jest to, że wspólną cechą wszystkich celów USA w ostatnim czasie, są kraje z obfitymi zasobami ropy naftowej.

 

Economic Hitman(Spowiedź Agenta), warto zobaczyć.

Odnośnik do komentarza

No dobrze, ale nie poruszamy teraz problemu tego, że nie można się przebić, bo jest mafia korporacji (nie mieszajmy, tylko konkretne aspekty!), tylko tego, dlaczego wzbudza czyjeś oburzenie to, żeby ograniczyć kradzież w internecie. Jeśli to (to konkretne prawo) ogranicza zbyt inwazyjnie, to ok. Ale jeśli ktoś jest przeciwnikiem tego, żeby zrobić bardzo wiele, aby utrudnić kradzież w internecie, to już trochę nie rozumiem, dlaczego oburza się na zabieranie swojej wolności, skoro sam zabiera innym. Ogólnie jestem za tym, żeby w internecie utrudnić kradzież (jakąkolwiek bez zgody twórcy lub reprezentanta) i użyć tak dobrych instrumentów, aby móc łatwo (jak na monitoringu sklepowym) wyłapać takiego sprawcę. Będziemy mieli mniej, ale swoje. To też nie byłoby ok? Bo?

 

Jeśli nie ok, to dokładnie ta sama żałosna chciwość - jedni chcą mieć na potęgę szmalu, a inni jak najwięcej darmowych korzyści.

Odnośnik do komentarza

Ogólnie mam na myśli to, że tak samo oburzają mnie sceny z filmu Chciwość, gdzie totalnie nie istnieje uczciwość kupiecka, bo to godzi w interesy klientów, ale jednocześnie tak samo burzyłoby mnie, gdyby pokazać film o ludziach okradających korporacje i państwa, o piratach i tak dalej. I myślę, że gdzieś pośrodku między tą chciwą rywalizacją i korporacji i internetowych złodziei i innych będzie kształtował nam się świat.

 

Można się spierać o metody, jak temu zaradzić, ale widzę w tym winę obustronną.

Odnośnik do komentarza

Pucek, rozumiem Twoją ideę, ale pomysły całkiem chybione. Jak już wspominał Gabe(?), musisz wyzbyć się porównań między kradzieżą fizyczną i wirtualną.

 

W jaki sposób masz zamiar wyłapywać sprawcę kradzieży piosenki/jakiekolwiek wirtualnej rzeczy bez monitorowania całej jego aktywności w sieci?

Monitoring w sklepie działa w ten sposób, że póki jesteś poza sklepem to Cię nie dotyczy. Jesteś nagrywany od momentu wejścia do sklepu, do momentu wyjścia ze sklepu. Przekładając na Twoje, niestety, bezsensowne analogie. Twoja aktywność internetowa powinna być monitorowana od wejścia na stronę sklepu internetowego, do momentu wyjścia. Z tym, że tutaj będąc na stronie sklepu internetowego nie jesteś w stanie niczego ukraść. Za to jesteś to w stanie zrobić fizycznie będąc gdziekolwiek.

 

Czyli krótko mówiąc, postrzegasz całą sieć jako sklep(tak jak ZAIKSY i inne gówna postrzegają komputer jako odbiornik telewizyjny, za który trzeba odprowadzić abonament(w uproszczeniu), mimo że oglądanie TV(a tym bardziej TVP) to nawet nie 1% możliwości tego urządzenia, bo generalnie nie jest to jego główne przeznaczenie)...

 

Idąc dalej, co z prawami autorskimi autorów literatury(w dowolnej formie).

Nie wiem jak zapatrujesz się na legalność kopiowania książek, co jest dość powszechne na studiach.

Ale wracając do internetu. Piszesz artykuł dla gazety X, aby go przeczytać trzeba wykupić subskrypcję(cokolwiek), ktoś kopiuje tekst i umieszcza go w internecie na ogólnodostępnej stronie. Złodziejstwo, prawda? :>

A teraz spójrzmy na kwestię "idealnego" monitoringu. Czy uważasz za zasadne to, że korporacje/cokolwiek mają prawo czytać powiedzmy Twoją korespondencję na mailu/gg/facebooku aby sprawdzić czy nie wysłałeś komuś treści artykułu/książki chronionej prawem autorskim?

 

Edyta: przed moim postem nie widziałem jeszcze Twojej odpowiedzi, także teraz się odniosę. Z tym akurat się zgadzam niemal w całości. Jednak warto spojrzeć na to z tej strony, że to korporacje są pośrednio twórcami prawa. One podsyłają ustawy do Izby/Senatu etc, i rzucając od razu ciężką artylerię i możliwość poważnego ograniczania swobód obywatelskich i cenzurę, jedyną możliwą reakcją drugiej strony jest oburzenie i protest. A chyba logicznym jest to, że ci którzy są aktualnie beneficjentami nie działającego prawa w internecie, nie wyjdą z inicjatywą mająca na celu ograniczenie własnej swobody, bo jest to sprzeczne z naturą. Co więcej takie jednostki, które by się na to zdecydowały(dajmy na ten przykład Ciebie) nie mając środków ani możliwości, nic nie wskórają.

Czyli korporacje powinny wymyślić ustawę, która byłaby do zaakceptowania przez społeczność internetową, i jedynym jej celem nie byłoby to chronienie własnych zysków(dodajmy, potencjalnych) poprzez cenzurę i szpiegowanie...

Odnośnik do komentarza

Nie czuję się najlepiej w metodach takiego działania i sprawdzenia, ale chodzi mi o zasadę, że nie ma społecznego przyzwolenia na taką kradzież. Bo dzisiaj myślę, że całkiem normalne jest: synku, ściągnij film na wieczór, a zupełnie skandaliczne: cześć, mamo okradłem sklep z filmami, to sobie obejrzymy! To jest na pewno problem, jak dobrać metody, ale jeśli na przykład Google filtrowałby i nie pokazywał w wynikach wyszukiwania linków do pirackiego contentu, to nie miałbym poczucia, że ktoś mi jakąś wolność zabrał. Może człowieka z natury trudno oduczyć złodziejskiej mentalności? Ale chciałbym przede wszystkim patrzeć na to z dwóch stron, w trosce o wolność jednych i drugich, a nie egoizmami. Wolność do bycia złodziejem? Ok. Ale bez zapominania, że jest też wolność do wyłapywania tychże złodziei.

Odnośnik do komentarza

Człowieka ciężko jest oduczyć lenistwa i wygodnictwa - zamiast iść do kina/wypożyczalni/czekać aż pojawi się w tv/VOD, klika się na torrent/hosting i przy dobrym łączu ten film na wieczór jest. Do tego dochodzi repertuar - na pirackich stronach jest niemal wszystko, na VOD/tv/kinie wybrany, ograniczony wybór. Dla człowieka, który przez internet nauczony jest, że wszystko jest niemal na wyciągnięcie ręki (zdjęcia, informacje, muzyka na yt itp) to niespotykana wada.

 

Nie wiem, jak kształtują się przeciętne rozkłady dochodów twórców filmów, ale zeszłoroczny blockbuster, czyli ostatnia część Harrego Pottera osiągnęła zysk ok 1300 mln $ z kin i około 85 mln $ ze sprzedaży na płytach. To około 95% zysków z kin! A należy wziąć pod uwagę, że film był kultowy jeszcze przed premierą, więc kupno DVD z filmem dla fanów to rzecz oczywista (więc podejrzewam, że duża część była i w kinie i kupiła płytę). Drugi hit - Transformers to 1120mln do 45mln - jeszcze większa rozbieżność. Zdaję sobie sprawę, że te filmy mniej rozreklamowane/ambitne/udane mają inny rozkład procentowy, ale nie zmienia to faktu, że ludzie chodzą do kin i tam powinno się upatrywać głównego źródła zarobku przez twórców filmów. Gdyby na przykład skrócić czas ochrony praw autorskich do 5 lat (pewnie tyle zarabiają na siebie przeciętnie filmy sprzedawane na DVD), a starszym pozwolić na swobodny przepływ w sieci, byłby i wilk syty, i owca cała.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...