Skocz do zawartości

Passion


citko

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki Lucas :* Jesteś już drugą osobą, która uważa tak samo ;P

 

 

16 lipca zmierzyliśmy się z 18. zespołem Championship zeszłego sezonu — Coventry City. Za namową jednego z moich przyjaciół do spotkania tego przystąpiliśmy w zupełnie odmienionym ustawieniu 4-3-3. Mimo osiągnięcia korzystnego rezultatu (zwycięstwo 2:0 po bramkach Arkadiusza Kidryckiego oraz Michaela Fostera), nasza gra pozostawiała dużo do życzenia. Nowe ustawienie to dla nas alternatywa dla przyjętego od początku mojej kariery w klubie systemu 4-4-2, który do tej pory sprawdzał się, choć niekiedy przynosił negatywne skutki (np. przy 3-5-2 rywali). Przed nami jeszcze dwa sparingi i choć rywale nie wydają się wymagający, to przy osiągnięciu korzystnych rezultatów, będziemy mogli zastanowić się nad sensem takiego rozwiązania. Z napastnikami bowiem doskwiera nam obecnie problem "bogactwa".

 

16.07.2009, The Warren, Hayes: 3.422 kibiców; TOW

[L1] Yeading (0) 2-0 (0) Coventry City [Ch]

1:0 - Arkadiusz Kidrycki '79

2:0 - Michael Foster '88

 

MoM: Rob Edwards (DR; Coventry) — 8

Odnośnik do komentarza

Przygodę od pierwszej, kwalifikacyjnej rundy Pucharu UEFA rozpoczynały w tym roku polskie zespoły w europejskich pucharach (zawsze była to runda druga...). Na domiar złego, dopiero 29. miejsce w klasyfikacji klubowej UEFA sprawiły, iż Naród Polski w PUEFA reprezentowały tylko dwa zespoły (wcześniej było ich trzy..). Zarówno Wisła Kraków jak i Groclin Grodzisk Wielkopolski poradziły sobie ze swoimi rywalami na tym etapie rywalizacji. Oba zespoły trafiły na rywali z Kazachstanu, co już na papierze rysowało najprawdopodobniejszy scenariusz rywalizacji. Biała Gwiazda odniosła podwójne zwycięstwo (2:0, 4:0) nad Tobołem Kustanaj, natomiast Grodziszczanie z jednym potknięciem na remis w Pawłodarze (1:1), w drugim meczu odnieśli skromne, ale zasłużone zwycięstwo (2:1) z tamtejszym Irtyszem.

 

 

Cóż można było powiedzieć o naszym kolejnym przeciwniku? Stafford Rangers? Gdzie to właściwie jest? W zasadzie ich stadion sprawiał podobne wrażenie do tego, którym sami dysponowaliśmy u początku mojego obcowania w Hayes, gdy The Warren nie przeszło jeszcze kapitalnego remontu. Drugi mecz systemem 4-3-3 utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest to nasz styl i jak najprędzej potrzebujemy przejść na wytrenowane 4-4-2. Rywal kiepski, rezultat przeciętny, nawet piwo podczas powrotu z tego miasteczka nie smakowało tak, jak należy. Hmm, byłem lekko zdegustowany?

 

20.07.2009, Marston Road, Stafford: 88 kibiców; TOW;

[CN] Stafford (1) 1-3 (2) Yeading [L1]

0:1 - Michael Foster '4

1:1 - Owen Price '23

1:2 - Michał Janota '45

1:3 - Luke Boden '66

 

MoM: Jose Martinez (MC; Yeading) — 8

Odnośnik do komentarza

Jedynym zespołem reprezentującym Polskę na arenie międzynarodowej w rozgrywkach Ligi Mistrzów była warszawska Legia, która swoje zmagania rozpoczynała od drugiej rundy kwalifikacyjnej. Mistrz Gruzji, Dinamo Tbilisi nie stanowił większego wyzwania dla podopiecznych Jacka Zielińskiego, którzy, co prawda na Łazienkowskiej zaledwie zremisowali 1:1 (Marek Saganowski), ale w rewanżu nie mieli sobie równych — 2:0 (Tomasz Sawicki, Marek Saganowski). Nie umniejsza to jednak faktu, iż w trzeciej rundzie eliminacyjnej, w której stołeczni trafili na hiszpańską Valencię, najprawdopodobniej zakończy się przygoda Legionistów w Lidze Mistrzów.

 

24 lipca stoczyliśmy już ostatni mecz kontrolny przed zbliżającym się sezonem. Ultrasi z Jastrzębia w liczbie około 25 sztuk, stworzyli swoim pupilom takie warunki gry, że ci czuli się na naszym własnym stadionie tak, jak u siebie w domu. Owszem, jastrzębianie nie sięgali nam nawet do pięt, ale za to ich gra defensywna była najwyższych lotów, przez co długo nie mogliśmy stworzyć sobie dogodnej sytuacji do strzelenia bramki. Co prawda, prowadziliśmy już od 5. minuty meczu, gdy świetnym wykończeniem akcji popisał się Jakub Bławat, ale w 32. minucie nastąpiło wyrównanie z jedynej akcji GKS-u w pierwszej połowie i przez długi okres czasu tylko remisowaliśmy. Dopiero w ostatnim kwadransie gry polski zespół wyraźnie spuchł, a my grając swoje, doprowadziliśmy do zadowalającego rezultatu.

 

24.07.2009, The Warren, Hayes: 67 kibiców; TOW

[ANG] Yeading (1) 3-1 (1) GKS Jastrzębie [POL]

1:0 - Jakub Bławat '5

1:1 - Konrad Koźmiński '32

2:1 - Uros Urgin '76

3:1 - Arkadiusz Kidrycki '87

 

MoM: Uros Urgin (DC; Yeading) — 8

Odnośnik do komentarza

Czy jesteśmy gotowi? Czy wszystko zrobiliśmy dobrze? Czy kadra posiada indywidualności, które mogą zadecydować o ewentualnym awansie w tym sezonie? Wśród takich i jeszcze masy innych pytań oczekiwałem z niepokojem pierwszego dnia sierpnia, w którym na Griffin Park w Londynie zmierzyć mieliśmy się z ekipą Brendfordu. Nim to jednak nastąpiło, na szczegółową analizę ich boiskowych poczynań poświęciłem aż trzy godziny treningowe z zawodnikami, mając na uwadze fakt, iż przeszłości, w dotychczasowych 3 meczach z nimi rozegranych, aż dwa przegraliśmy.

 

Stojący w cieniu Ryana Giggsa, drugi z moich asystentów — Dereck Brown — przypomniał mi, wraz z ostatnim dniem lipca, o kończących się w przyszłym roku kontraktach aż z 14 zawodnikami naszej drużyny. Za priorytet powziąłem przedłużenie umów z trzema futbolistami pierwszego składu, do czego zabrałem się od razu. Paul Hunt, Phil Hunter oraz Craig Lake, piątkową, wieczorną sesję treningową zakończyli nieco wcześniej niż reszta stawki i w zaciszu mojego prywatnego gabinetu zgłaszali własne oczekiwania i propozycje, co do formalnego wyglądu warunków umów. O ile Hunt i Lake bezproblemowo zgodzili się na podpisanie 5-letnich kontraktów, na kolejno: £3.700 i £2.100 miesięcznego wynagrodzenia, to o tyle sprawa z Hunterem wyglądała nieco bardziej skomplikowanie. 17-latek zarzekał się, że pięcioletni kontrakt to dla niego zbyt długi okres czasu w jednym klubie i chętnie rozważyłby kontrakt dwuletni. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia w sprawie 3-letniego kontraktu, w którym będziemy świadczyć na rzecz Phila £3.000 miesięcznego wynagrodzenia.

 

 

 

Podsumowanie miesiąca - Lipiec 2009

 

Bilans: 4-0-1, bramki 11:5

Liga: —

Carling Cup: —

LDV Vans Trophy: —

FA Cup: —

Finanse: +£2.150.547 [-£275.581]

Dostępny budżet transferowy: +£657.366 (£541.045 - do wykorzystania) - 75%

 

 

Nagrody: —

 

 

Transfery:

 

Świat:

1. Antoniopez (27, Hiszpania: 6/1; D/DM/ML) z Atletico Madryt do Realu Madryt za £17.500.000;

2. Igor Akinfeev (23, Rosja: 31/0; GK) z CSKA Moskwa do Chelsea Londyn za £16.500.000;

3. Fabricio Coloccini (27, Argentyna: 53/1; DRC) z Valencia CF do Realu Madryt za £13.250.000.

 

Polacy:

1. Robert Styranowski (21, Polska U-21: 2/1; FC) z Arki Gdynia do Zagłębia Lubin za £600.000;

2. Adrian Bartkowiak (22, Polska U-21: 14/0; DC) z Groclinu do Cracovii za £525.000;

3. Paweł Kaźmierczak (21, Polska U-21: 7/0; D/DML, DM) z Górnika Zabrze do Cracovii za £500.000.

Odnośnik do komentarza

Z tego, co widzę... szału ni ma. Ale Żebrowskiego mam (wygląda najbardziej obiecująco), ale kij to wie, co z niego wyrośnie...

 

 

 

 

Dnia 1 sierpnia 2009 inaugurowaliśmy sezon wyjazdem do Brendford, gdzie w pierwszym znaczącym pojedynku, mogliśmy ustalić faktyczną siłę rażenia naszej ekipy. O tym, że nieco się zmieniło, nie muszę chyba przypominać nikomu. Wszak dopiero odręczne wpisywanie nazwisk, wraz z datami urodzenia, do protokołu meczowego, uświadomiło mi, jak młodym zespołem dysponujemy. Dla zobrazowania tego faktu, oto lista nazwisk z rozstawieniem na murawie w meczu z Brendford:

 

		   Michał Janota		 Tomasz Chałas
		   (19)				  (21)


Kamil Grosicki  Jose Martinez  Paul Hunt  V.van der Berg
  (21)		  (21)		   (17)		(21)



Jean	   Phil Hunter		Uros Ugrin	 Craig Lake
 (21)		  (17)			 (19)		   (17)

				   Peter Joyce
					  (17)

Ławka:

Andrzej Żebrowski   Mark Peacock   Steven Drench   Feliciano Condesso   Michael Foster
  (16)			  (16)			(23)			   (22)			  (17)

 

 

Nie rozpoczęliśmy tego spotkania udanie, albowiem już w 7. minucie gospodarze skwapliwie wykorzystali rzut wolny i dośrodkowanie Hughesa, co z najbliższej odległości na bramkę zamienił Iker Garcia. Na domiar złego w 20. minucie Kamil Grosicki w starciu z tym samym Garcią doznał kontuzji, przez co zmuszony byłem przeprowadzić pierwszą zmianę. Na boisko wszedł Feliciano Condesso, stając się piątą osobą debiutującą w naszych barwach, ale w żaden sposób nie poprawiło to kiepskiego obrazu gry z naszej strony. Minęło nie więcej jak pięć minut, a przewinienie tuż przed polem karnym Phila Huntera na Hughesie podmienione zostało przez sędziego na rzut wolny. Do piłki podszedł sam poszkodowany i niewiarygodnie mocnym uderzeniem po długim rogu, nie dał szans Joyce'owi na udaną interwencję. Żenua. Krzyczałem, ryczałem, darłem się wniebogłosy. Rezultatów jak nie było, tak nie było. W 40. minucie bliski szczęścia był Tomek Chałas, któremu świetną piłkę wystawił jego partner z ataku — Michał Janota, ale ostatecznie obronną ręką wyszedł bramkarz gospodarzy, Luca Biundo. Minutę później przed szansą stanął Jose Martinez, egzekwujący rzut wolny bezpośredni na wysokości 20 metra od bramki włoskiego bramkarza, ale ten popisał się niebywałym refleksem i jak struna w gitarze wyciągnął piłkę zmierzającą w pajęczynę. Na przerwę schodziliśmy z minimalną przewagą w posiadaniu piłki oraz nieco większą ilością akcji podbramkowych, aczkolwiek wynik meczowy przemawiał tylko i wyłącznie na korzyść naszych rywali.

 

W przerwie meczu zmagałem się z ciężkim orzechem do zgryzienia. Oto bowiem zarówno Vincent van den Berg, jak i Jose Martinez znaleźli się na skraju fizycznego załamania, a że na ławce pozostał mi już tylko jeden pomocnik, w najlepszym przypadku, mogłem zdecydować się na ściągnięcie tylko jednego z nich. Tyle że, gdy Martinez, którego postanowiłem w pierwszej chwili ściągnąć z boiska, powoli szykował się do ściągnięcia gaci i udanie się pod prysznic, czym prędzej przywołany został przeze mnie do powrotu na boisko. W ten sposób pozostawiłem jedenastkę bez zmian.

 

Po jedenastu minutach od wznowienia gry, od momentu w którym straciliśmy dwie bramki, po raz pierwszy poczułem, że jest jeszcze szansa na osiągnięcie korzystnego rezultatu. Wszystko za sprawą czerwonej kartki Iana Evatta, którą otrzymał po faulu na Huncie niecałe 20 metrów od bramki Włocha Biundo. Czym prędzej zaleciłem moim pupilom grę już tylko mocno ofensywną, z wykorzystaniem skrzydłowych, którzy rozciągnęliby odpowiednio grę i dośrodkowaniami zagrozili bramce Brentford. I tym bardziej taktyka ta mogła być dla nas skuteczna, o ile dosłownie chwilę wcześniej miast Martineza na boisko wpuściłem Fostera, który pomagał odtąd dwójce naszych napastników. W 66. minucie diabelski instynkt Hunta strzelającego z rzutu wolnego przyniósł naszej drużynie bramkę kontaktową, a kwadrans później akcja zainaugurowana przez Brazylijczyka Jeana, poprzez świetne dogranie Chałasa do Fostera — wyrównującą.

 

Widziałem nerwową reakcję na twarzy kolegi po fachu, Colina Lee, zasiadającego na ławce rezerwowych Brendfordu, i wiedziałem, co może w takiej sytuacji przeżywać. Tego wieczora byłem jednakże bezwzględny i pójście za ciosem było jedynym scenariuszem, który wydedukował mi się w głowie. Bo jak mówią, gdy kraść - to miliony, a gdy kochać - to księcia z bajki; sam zaś dopowiedziałbym jeszcze, że gdy wygrywać - to porządnie... Jak wyglądało to jednak w praktyce? Niestety, Lee spodziewał się mojego ruchu, i jakby w obronie własnego króla, zorganizował w swoich szeregach roszadę. Zabraniając komukolwiek ze swojej drużyny na opuszczenie własnego pola karnego, dopiął swego. Przez bite dziesięć minut waliliśmy bezradnie głowami w mur defensywy gospodarzy, aż do końcowego gwizdka sędziego. Kibice mogli cofnąć się w czasie i poznać prawdziwe oblicze "Obrony Częstochowy" tak wybitnej w historii Polski, z tą tylko różnicą, że ta Częstochowa nazywała się dziś Brentford, a w jej obronie stanęli Anglicy...

 

01.08.2009, Griffin Park, Londyn: 5.533 kibiców; League One (1/46);

[-] Brentford (2) 2-2 (0) Yeading [-]

1:0 - Iker Garcia '7

2:0 - Bryan Hughes '25

cz/k - Ian Evatt (Brendford)

2:1 - Paul Hunt '66

2:2 - Michael Foster '81

 

MoM: Paul Hunt (MC; Yeading) — 8

 

P.Joyce — C.Lake, U.Ugrin, P.Hunter ©, Jean — Vincent van den Berg (70. M.Peacock), J.Martinez (59. M.Foster), K.Grosicki (22. F.Condesso) — M.Janota, T.Chałas.

Odnośnik do komentarza

Czyli mamy 3:1 :>

 

 

 

Dzień po meczu poznaliśmy rywala w pierwszej rundzie Carling CupHereford United — grający poziom ligowy niżej niż my. Wieczorem zaś wszyscy zaopatrzyliśmy się w złociste trunki i w zaciszu własnych domów, przed szklanym pudłem, pasjonowaliśmy się przebiegiem rywalizacji o Tarczę Dobroczynności, pomiędzy Mistrzem Anglii — Manchesterem United a zdobywcą Pucharu Anglii — Chelsea Londyn. Niewątpliwie bohaterem konfrontacji został Michael Essien, który zdobywając dwie bramki dla The Blues, poskromił i uciszył skutecznie (przynajmniej do czasu kolejnego meczu pomiędzy tymi zespołami) wszystkich niepokornych fanów Czerwonych Diabłów.

 

 

 

Trzy dni później w kolejnym z planowanych, wyjazdowych spotkań ligowych udaliśmy się do Tranmere. Podróż nie minęła tak, jak to sobie wcześniej zaplanowaliśmy. Na trasie M40, którą podążaliśmy, gdzieś w okolicach Birmingham, zepsuł nam się autokar i minęła dobra chwila, nim pan kierowca wraz z Stevem Walesem, będącym niegdyś mechanikiem samochodowym, zlokalizowali usterkę i nim udaliśmy się w dalsza podróż. Z tego powodu na miejscu miast dysponować ponad 3-godzinnym zapasem czasowym, musieliśmy się sprężyć, aby w sposób jak najbardziej dokładny przeprowadzić profesjonalną rozgrzewkę. Z tego względu nie było nawet czasu na omówienie wszystkich spraw, samą zaś odprawę przedmeczową z braku laku przeprowadziłem w... autokarze. Zawodnicy wyszli na boisko z prostym planem: grać i wygrać. Ale nie było tak łatwo...

 

 

W ekipie gospodarzy szczególny nacisk kładłem na pokrycie największego ich gwiazdora — Gutiego — piłkarza będącego nadal żywą legendą Realu Madryt. Uros Urgin (krycie 18, szybkość 9) wydawał się być średnio zadowolony z tego faktu. Ale jak pokazały już pierwsze minuty meczu — nie mieliśmy nic do stracenia, jeśli nie powiedzieć — mieliśmy coś do zyskania. Wynik meczu otworzył soczystym uderzeniem z rzutu wolnego Carl McDermott w 14. minucie. Później inicjatywę przejęli goście i raz po raz zmuszali nasz zespół do rozpaczliwej obrony. Najczęściej jednak piłka nie trafiała w światło bramki i mogliśmy oddychać z ulgą. Sami graliśmy wszakże nieco pasywnie z przodu, przez co przez pierwsze 45 minut stworzyliśmy sobie już tylko dwie dogodne sytuacje, których niestety nie wykorzystaliśmy.

 

Po przerwie, a dokładnie w 55. minucie spełnił się czarny scenariusz, którego przez całą pierwszą połowę zdołaliśmy się ustrzec. Guti urwał się naszym obrońcom, wykorzystując prostopadłe zagranie Calvina Zoli, i znów mieliśmy remis. W 61. minucie zapaliło się wszakże dla nas zielone światełko nadziei, po tym jak Miki Roque, defensor Tranmere, dopuścił się przewinienia na pędzącym z piłką Michaelu Fosterze, a sędziujący to spotkanie Pan Ken Parker pokazał mu drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, dzięki czemu, od tego momentu, graliśmy już z przewagą jednego zawodnika. O tym jednak, że takich prezentów nie potrafimy w pełni wykorzystywać, potwierdziło już poprzednie spotkanie, i tym razem nie było inaczej. Ostatecznie zremisowaliśmy z Tranmere, stając się pożywką dla mediów, którzy nie szczędzili w naszą stronę kąśliwych uwag i nieprzychylnych opinii, co do kiepskiego stylu gry, który prezentujemy.

 

04.08.2009, Prenton Park, Birkenhead: 7.798 kibiców; League One (2/46);

[21st] Tranmere (0) 1-1 (1) Yeading [14th]

0:1 - Carl McDermott '14

1:1 - Guti '55

cz/k - Miki Roque '61

 

MoM: Phil Hunter (DC; Yeading) — 9

 

P.Joyce — C.Lake, U.Urgin, P.Hunter ©, Jean (64. A.Żebrowski) — V.van den Berg, P.Hunt, C.McDermott, F.Condesso (84. T.Podgórski) — M.Janota, M.Foster (84. L.Boden).

Odnośnik do komentarza

Guti dostał się do zespołu Tranmere w zimowym okienku transferowym w sezonie poprzednim. Wygląda na to, że Fabio Capello nie widział go w podstawowym składzie Królewskich (wszak co roku spektakularne transfery na Santiago Bernabeu robią swoje), przez co Castilla stała się jego nowym domem. Stamtąd zaś na wolny transfer został wyrzucony 1 lipca 2008 - i wnioskuję, że przez pół roku szukał sobie klubu. W Tranmere szału z kontraktem nie ma - zaledwie 16.250Ł miesięcznie. Sam w Yeading potrafię zaoferować dyszkę...

Odnośnik do komentarza

Mi coś świta po głowie ;)

 

 

Do kolejnego, tym razem domowego starcia, z ekipą Chesteru City, podchodziliśmy w zupełnie niezmienionym składzie. Nie było przecież sensu zmieniać czegoś, co działało na tyle niewadliwie, by poprzez zaciśnięcie zębów nie móc uwierzyć, iż już w kolejnym pojedynku będzie dobrze. Potrzebowaliśmy jedynie łutu szczęścia, którego dotąd brakowało, a o którego prosiliśmy Najwyższego właśnie w konfrontacji z Chesterem.

 

Rozpoczęliśmy od

kurewnie

mocnego uderzenia, w którym Foster poczęstował słupek bramki niejakiego Dorisa Jelle, ale piłka zamiast do bramki, poturlała się poza boisko. Po chwili mogło być już 2:0, ale w decydującym momencie McDermottowi zabrakło w swoich żyłach zimnej krwi i musieliśmy się obejść ze smakiem. Trzy minuty później musiałem skorzystać z usług 16-letniego Peacocka na wskutek kontuzji, której nabawił się van den Berg. Młodzieniec nieco się jeszcze motał na boisku - to fakt - choć z drugiej strony jego dziewicze uderzenie na bramkę Chesteru w 30. minucie o mały włos nie zakończyło się sukcesem, i tu właśnie mogłem dopatrywać się pozytywów z jego występu. Niestety, jak cała zresztą drużyna, zagrał słabo, co najlepiej odzwierciedlał wynik spotkania - 2:0 dla gości. Mimo wyraźnej przewagi w posiadaniu piłki (56%) stworzyliśmy sobie zaledwie cztery podbramkowe sytuacje, co przy jedenastu ze strony naszych rywali, przełożyło się na taki, a nie inny wynik.

 

08.08.2009, The Warren, Hayes: 729 kibiców; League One (3/46);

[18th] Yeading (0) 0-2 (1) Chester City [15th]

ktz - Vincent van der Berg (Yeading) '8

0:1 - Paweł Abbott '40

0:2 - Gavin Williams '80(karny)

 

MoM: Tomasz Repka (DR; Chester) — 8

 

P.Joyce — C.Lake (46. A.Żebrowski), U.Urgin, P.Hunter ©, Jean — V.van den Berg (8. M.Peacock), P.Hunt, C.McDermott, F.Condesso (72. T.Podgórski) — M.Janota, M.Foster.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Do kolejnego ligowca podchodziłem z presumpcją, że nasza, dość powiedzieć, kiepska postawa jest spowodowana brakiem porozumienia i zgrania w zespole. Mamy zaledwie początek ligowego sezonu i co poniektórzy chłopacy są jeszcze myślami na wakacjach — tłumaczyłem sobie. Wszak w meczu z Barnsley postawiłem na bardziej doświadczonych graczy i co tu dużo mówić... nic się nie zmieniło?

 

Od początku spotkania boiskowa średnia wieku w naszym zespole wahała się w liczbie 22,2 lat. Powróciły takie twarze jak: Steven Drench, Przemek Ziółkowski, Artur Błażejewski czy Jakub Bławat. I w zasadzie tyle było z nowości. Na boisku bowiem prezentowaliśmy to, co zwykle. Stylem przypominaliśmy Reprezentację Polski: graliśmy jak nigdy — przegrywaliśmy jak zawsze. Dosłownie! Już w 12. minucie meczu przewinienie Ziółkowskiego na Vanoukii w polu karnym zostało przez tego drugiego zamienione na gola z karnego. Dziesięć minut później, po kontrze, Dexter Blackstock wykorzystał nieporozumienie Hinesa z Drenchem i było 2:0. I gdy trzecia bramka wisiała w powietrzu, coś w naszej ekipie tknęło, gra zaś uległa diametralnej poprawie, co pozwoliło do końca pierwszej połowy zachować już czyste konto. Natomiast, wraz z ostatnią minutą tejże połowy, akcja Hunta z Chałasem przyczyniła się do pomniejszenia rozmiarów porażki przez nasz zespół do jednej bramki. Porażki, albowiem w drugiej połowie znów nieuchronnie stoczyliśmy się na piłkarskie dno, ukazując światu naszą nieudolność zarówno z przodu, jak i z tyłu i z bagażem trzech bramek na plecach zakończyliśmy ten pojedynek.

 

Wieczorem, w zaciszu czterech ścian, przy szklaneczce ulubionej whisky, zastanawiałem się jak to możliwe, że drużyna, która w zeszłym sezonie walczyła o najwyższe cele w League One, teraz dzierży już miano czerwonej latarni ligi. Tak, to prawda. Spadliśmy na ostatnie miejsce w League One, a sam nie znając przyczyny tak słabej postawy, oraz, bądź co bądź, niekorzystnych obrotów spraw, przyłapałem się na kontemplacji z nerwowymi tikami wszystkich członków ciała. No dobra, może nie wszystkich... ale dwudziestu na pewno! Obym tylko nie wylądował w Rybniku... — przewinęło mi się przez głowę.

 

15.08.2009, The Warren, Hayes: 709 widzów; League One (4/46);

[20th] Yeading (1) 1:3 (2) Barnsley [17th]

0:1 - Cedric Vanoukia '12 (karny)

0:2 - Dexter Blackstock '21

1:2 - Tomasz Chałas '45

1:3 - Dexter Blackstock '53

 

MoM: Dexter Blackstock (ST; Barnsley) — 9

 

S.Drench — U.Urgin, P.Ziółkowski, S.Hines, Jean — A.Błażejewski (77. C.Lake), P.Hunt, B.Wells, F.Condesso (59. G.Goncerz) — T.Chałas, J.Bławat (59. L.Boden) ©.

Odnośnik do komentarza

Szczerze powiedziawszy sytuacja nie wygląda za wesoło. A co zrobim...? jeszcze nie wiem.

 

 

 

Cztery dni później czekał nas przerywnik w postaci pierwszej rundy Carling Cup w Hereford z ekipą grającą ligę niżej niż my, w League Two. Jak łatwo było się domyślić, byliśmy obstawiani w roli faworyta tego pojedynku, czego dowodem były choćby pierwsze minuty gry. Całkiem obiecująco zrobiło się już bowiem w piątej minucie meczu. Samodzielna akcja Tomka Chałasa, który niczym biatlonista najpierw przeleciał nad całą obroną rywala, a następnie wycelował w środek tarczy zwany bramką, o mały włos nie zakończyłaby się sukcesem. Do końcowego triumfu zabrakło niestety tylko celnego wykończenia, gdyż piłka po jego uderzeniu nabrała niezwykle dziwnej rotacji i odbijając się jeszcze od słupka, wypadła poza boisko. Trzy minuty później przed próbą stanął Tomasz Podgórski, ale w ostatecznym rozmachu broniący dostępu do bramki Hereford Chris Tardiff był od niego lepszy i wyłapał futbolówkę posłaną przez Polaka z dwudziestego metra. Na pierwszą bramkę czekaliśmy do 25. minuty, a z pomocą przyszedł stały fragment gry w postaci rzutu rożnego, po którym najwięcej zasług mógł przyjąć na swe barki Kevin Ward. Młody Anglik wykorzystując swoje 181 centymetrów wzrostu, wybił się w polu karnym Hereford najwyżej i uderzeniem z głowy pokonał zupełnie zaskoczonego Tardiffa. Asystą przy tym trafieniu popisał się natomiast Grzegorz Goncerz, popisując się wprost aptekarską precyzją przy dośrodkowaniu. Dziewięć minut później było już 2:0, po tym jak Michał Janota obsłużył z klepki Chałasa, który przy asyście dwóch obrońców rywala, zdołał opanować futbolówkę i po krótkim rogu wtoczył ją dosłownie do bramki. Przez ostatnie 10 minut pierwszej połowy stworzyliśmy sobie jeszcze cztery dogodne sytuacje do podwyższenia rezultatu, lecz przy względnym szczęściu Tardiffa nic nie wskóraliśmy.

 

Rezultat pierwszej połowy jedynie zaostrzył nasze apetyty na zdobywanie bramek. Niestety, ni jak miało się to do realiów, które... zaskoczyły nie jednego kibica znajdującego się na Edgar Street. Oto bowiem w przeciągu drugich 45 minut nie stworzyliśmy sobie żadnej dogodnej sytuacji strzeleckiej, podczas gdy goście oblegali naszą bramkę z intensywnością tykania wskazówki sekundowej zegara. Na "zero" z tyłu zdołaliśmy dograć do 87 minuty, po której, z akcji WallisBailey do naszej bramki udało się strzelić temu drugiemu. Dwie minuty regulaminowego czasu gry oraz trzy doliczonego przez sędziego, stanowiły dla nas swoistą katorgę, lecz ostatecznie udało nam się zachować korzystny rezultat do końca. W tym czasie dwukrotnie ratowaliśmy się słupkiem i poprzeczką, dzięki którym na nasze konto przelane zostały £20.000.

 

19.08.2009, Edgar Street, Hereford: 1.333 kibiców; Carling Cup, 1 rnd;

[L2] Hereford (0) 1-2 (2) Yeading [L1]

0:1 - Kevin Ward '25

0:2 - Tomasz Chałas '34

1:2 - Craig Bailey '88

 

MoM: Tomasz Podgórski (ML; Yeading) — 8

 

P.Joyce — A.Żebrowski, K.Ward, U.Urgin ©, Jean — G.Goncerz (69. A.Błażejewski), J.Martinez, P.Hunt, T.Podgórski (69. V.van den Berg) — T.Chałas, M.Janota (83. M.Foster).

Odnośnik do komentarza

W europejskich pucharach kraj z nad Wisły reprezentują już tylko dwa zespoły. Jak co roku, nie powiodła się walka o elitarną, grupową fazę najważniejszego europejskiego czempionatu polskiemu zespołowi, albowiem dwumecz z Valencią dla warszawskiej Legii wiązał się z trójbramkową przewagą Hiszpan już po pierwszym pojedynku, na co nawet wywalczony na Estadio Mestalla bezbramkowy remis stanowił ledwie wierzchołek góry lodowej, którą trzeba było zdobyć w całości, by myśleć o dalszej grze w pucharze. W PUEFA natomiast, o ile krakowska Wisła utarła nosa wicemistrzom Litwy — Atlantasowi Klaipedzie 4:1 (2:1, 2:0) — to o tyle grodziski Groclin zagwarantował swoim kibicom przeszywający spazm bólu po porażce z albańską KF Tiraną 1:2 (1:1, 0:1). Warty odnotowania fakt to ten, iż była to zaledwie druga runda eliminacyjna tegoż pucharu...

 

 

***

 

 

Ostatni ledwo wywalczony sukces pucharowy wraz z całą stertą niepowodzeń ligowych sprawił, iż do kolejnego pojedynku mistrzowskiego w lidze podchodziliśmy w nieco przytępionych nastrojach, wszak z nadzieją na odwrócenie złej karty. Kij z dyscypliną i rygorem; najważniejsze to dobra atmosfera panująca w szatni — próbowałem przekonywać samego siebie. Z tego względu porażka wielkiego Realu Madryt na Stade Louis II w Monaco z Milanem 1:2 (David Beckham — Alberto Gilardino, Miroslav Klose) w ramach Superpucharu Europy dnia poprzedniego odbiła się szerokim echem na ustach piłkarzy w szatni. Dotychczas wymagałem od moich podopiecznych profesjonalnego sposobu bycia z zachowaniem bezwzględnej ciszy i choćby sprawienia wrażenia zainteresowania tym, o czym do nich mówię. Tym razem na odprawie przedmeczowej nie wymagałem zbytniego posłuszeństwa, a tylko w krótkim postulacie wysunąłem o dwie małe prośby: walkę i zaangażowanie na boisku. Wyznaczyłem podstawową jedenastkę do gry i poklepując po plecach kapitana zespołu, Jakuba Bławata, zarządziłem przedmeczową rozgrzewkę na zielonym placu gry. W rezultacie takie dość lajtowe postawienie sprawy i zarzucenie biegu na kompletny luz sprawiło, iż co poniektórzy grajkowie nie wiedzieli nawet, z kim w ogóle gramy...

 

Zawodnicy Crewe ruszyli na nas niczym wygłodniałe hieny na afrykańskim stepie. Po piętnastu minutach meczu z rozmowy telefonicznej z Derkiem Brownem dowiedziałem się o naszym kolejnym rywalu w Carling Cup, na który przed momentem w losowaniu w siedzibie angielskiego ZPN-u trafiliśmy. Nie miałem zamiaru dzielić się tą nowiną z zawodnikami, którzy i tak mieli już dosyć zmartwień na boisku, a których ta wiadomość mogła już tylko dobić — zagramy bowiem z West Ham United. A powracając do boiskowych zmartwień — już od 19. minuty przegrywaliśmy 0:1 po fenomenalnym uderzeniu Curtisa Allena z około 30 metrów, z typowo niegroźnej sytuacji. Bramka ta rozsierdziła nas do takiego stopnia, iż chwilę potem to już tylko my słaliśmy zagrożenie pod bramką Crewe, ale dopiero 10 minut później stało się to, na co wszyscy czekaliśmy. Włoch Celestino Marini, dzierżący w swojej drużynie rolę kapitana, dopuścił się przewinienia na Grzegorzu Goncerzu w polu karnym, zaś Ward w swoim drugim występie w barwach naszego klubu, zdobył druga już bramkę. I jeśli być skrupulatnym w statystykach, to była to jego debiutancka bramka w debiutanckim pojedynku ligowym w L1. Na potwierdzenie słów, iż stanowiliśmy ekipę lepszą od gospodarzy, przyszła bramka Jakuba Bławata przy asyście Tomka Chałasa przynosząca naszej drużynie zasłużone prowadzenie. W tym momencie również ozwały się statystyki, które raportowały o tym, iż była to jego pięćdziesiąta ligowa bramka strzelona w barwach klubu.

 

W przerwie wahałem się z podjęciem decyzji, co do ściągnięcia z murawy Bławata, który narzekał na kłucie w uchu spowodowane przez wrzaskliwe fanki, do których podbiegł po strzeleniu bramki, ale ostatecznie na drugą połowę wychodziliśmy bez zmian personalnych. Wszak po piętnastu minutach od wznowienia gry zdecydowałem się w końcu na tę zmianę, przez co na murawie pojawił się Michael Foster. Jednobramkowa zaliczka z pierwszej części meczu była niewystarczająca i o tym wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę. Potrzebowaliśmy jeszcze jednego trafienia, które mogłoby uporządkować naszą grę i wykluczyć z niej niepotrzebną nerwowość. Dobrą ku temu okazję zaprzepaściliśmy w 70. minucie, kiedy to uderzenie Trzeciakiewicza jak na złość wylądowało na słupku ekipy Crewe. Ostatnie pięć minut tego pojedynku stanowiły już tylko jedną, wielką nerwówkę, ale nie dotyczyły one tylko naszej drużyny. Do sytuacji strzeleckich dochodziło tym częściej, im piłkarzom na murawie występującym coraz częściej zdarzały się kiksy i spontaniczne boiskowe chochliki. Przy jednym z nich, w drugiej minucie doliczonego czasu gry, futbolówkę jednemu z obrońców Crewe udało się odebrać Fosterowi, choć 18 lat starszy od niego Danny Coyne, broniący dostępu do własnej bramki, wystrzegł się niebezpieczeństwa i pewnie wyłuskał mu ją spod nóg. Ostatecznie udało nam się to spotkanie wygrać i tym samym wywieźć z Crewe cenny komplet punktów. Ale najważniejsze to oczywiście wybicie się z ligowego denka, na którym ostatnio osiedliśmy, a gdzie już nie zamierzamy wrócić. Kto wie, czy to zwycięstwo nie stanowi dla nas początku nowej ery, której nie udało nam się zapoczątkować w sezonie poprzednim? Czas pokaże...

 

22.09.2009, The Alexandra Stadium, Crewe: 7.223 kibiców; L1 (5/46);

[9th] Crewe (1) 1:2 (2) Yeading [24th]

1:0 - Curtis Allen '19

1:1 - Kevin Ward '30(karny)

1:2 - Jakub Bławat '42

kzj - Stephen Wright (Crewe) '58

 

MoM: Kevin Ward (DC; Yeading) — 8

 

P.Joyce — U.Urgin, K.Ward, P.Stemplewski, Jean (76. C.Lake) — G.Goncerz (67. A.Błażejewski), P.Hunt, M.Trzeciakiewicz, F.Condesso — T.Chałas, J.Bławat (61. M.Foster) ©.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Chwila słabości. Minęła. Dziękuję za uwagę. :]

 

 

 

Terminarz ligowy nie oszczędzał naszych płuc końcem sierpnia, albowiem ze względu na kwalifikacje do Mistrzostw Świata drużyn narodowych, musieliśmy rozgrywać mecze średnio co trzy dni. Do domowego starcia z Bradford City podchodziliśmy z zaledwie dniowym przestojem i obawiałem się, że taki stan rzeczy może podziałać na moich graczy bardzo deprymująco. Nasi rywale nie byli wszakże drużyną wymagającą, co odzwierciedlała w pełni tabela sezonu poprzedniego, w której zajęli odległą, 20. lokatę, a w obecnym dzierżyli dopiero 23, także to wszystko podziałać mogło już tylko w jedną stronę...

 

Co prawda rozpoczęliśmy to spotkanie nieco niemrawo, wszak z każdą minutą na boisku robiło się coraz to ciekawiej. Tego dnia kibice na pierwszego gola czekali do 23. minuty. Po czterech spotkaniach swoją indolencję strzelecką w końcu przełamał Michał Janota. Dokładnie w 23. minucie przeciął on podanie austriackiego bramkarza Chrisa Wijnterpa do Liama Atkina i bez zastanowienia uderzył, a piłka kozłując jeszcze na piątym metrze od bramki, ostatecznie wpadła do jej wnętrza. W 33. minucie kolejną świetną piłką popisał się Paul Hunt, robiąc to w taki sposób, że wykańczającemu akcję Chałasowi pozostało już tylko pokonać Wijnterpa na bramce. Nasza boiskowa radość, którą panowie Chałas, Janota i Stemplewski uczcili pokazową "kołyską" dla ostatnio urodzonego, pierworodnego tego pierwszego, została niecałe dwie minuty później przygaszona golem zdobytym przez Portugalczyka Baha bezpośrednio z rzutu wolnego, usytuowanego jakieś 20 metrów od naszej bramki, po faulu Stempla na Garrethcie O'Connorze.

 

Po przerwie zaczęliśmy od wielkiego "c". Mistrzowsko rozegrany rzut rożny przyniósł nam bramkę Janoty, któremu asystował Stemplewski. Trzeba było przyznać, że moi rodacy w tym spotkaniu byli najbardziej wpływowymi postaciami na arenie zmagań. Między innymi z tego względu, w przerwie, za lekko poturbowanego Portugalczyka Feliciano Condesso wprowadziłem Grzesia Goncerza, ale, jak się okazało już po 7 minutach od wznowienia gry, szybko przyszło mu się z boiskiem pożegnać. Ostatni jego kontakt z murawą przy The Warren Street wiązał się z ogromnym bólem zakrwawionej łydki po starciu z Argentyńczykiem Ezequeielem Carbonim. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, pomocnikowi Bradfordu w "nagrodę" nie dostała się żadna kartka, choć osobiście takie przewinienie w moim małym "widzi mi się", rozpatrywałem w sferach natychmiastowego wykluczenia z gry. Nie zamierzałem jednak rezygnować z polskojęzycznej siły rażenia naszej drużyny i po chwili wystawiłem do gry Artura Błażejewskiego. Od tego momentu na boisku nie działo się zbyt wiele, sama zaś gra piłkarzy była tak samo przewidywalna, jak każdy kolejny odcinek Mody na Sukces. A co lepsze, z każdą minutą było coraz to nudniej. Nic więc dziwnego, że gdy w 70 minucie spoglądając kątem oka zza ramienia na trybuny, zauważyłem tylko kilka osób, których przebieg spotkania nadal interesował. Z tego letargu wyrwała wszystkich akcja Spencera Weira-Daleya z Bahem, zakończona celnym uderzeniem w światło naszej bramki tego drugiego. Widziałem radość w oczach Johna Colemana, menadżera Bradford, zasiadającego dotąd jak na szpilkach, cały dygoczący z nerwów, na ławce rezerwowych z kilkoma futbolistami i sztabem szkoleniowym. Ale wiedziałem też jedno: mam przewagę. I nie chodziło tu o wynik, który aktualnie widniałby na tablicy świetlnej, gdybyśmy takową w ogóle posiadali, ale o zmysły i taktyczne wyposażenie półek obu naszych kor mózgowych. Wysunięcie do gry aż pięciu napastników z pominięciem skrzydłowych, było swoistym błędem Colemana, ale on nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. Ja byłem bardziej przewidujący, wystarczyło bowiem przetrzymać pierwszą ofensywną nawałnicę gości, a następnie zrobić swoje. Zegar odmierzał czwartą minutę przedłużonego czasu gry, gdy Hunt wyśmienitą piłką uruchomił nieco wcześniej wprowadzonego na boisko Fostera, który z kolei plasowanym uderzeniem tuż przy ziemi, po długim rogu, ustalił wynik spotkania. Po tej bramce sędzia nie wznowił już gry. Nasze ligowe konto wzbogaciło się o kolejne trzy cenne punkty.

 

24.09.2009, The Warren, Hayes: 547 kibiców; L1 (6/46);

[20th] Yeading (2) 4:2 (1) Bradford City [23rd]

1:0 - Michał Janota '23

2:0 - Tomasz Chałas '33

2:1 - Baha '35

3:1 - Michał Janota '47

inj - Grzegorz Goncerz (Y) '52

3:2 - Baha '88

4:2 - Michael Foster '90+4

 

 

MoM: Paul Hunt (MC; Yeading) — 9

 

P.Joyce — U.Urgin ©, K.Ward, P.Stemplewski, Jean — V.van der Berg, J.Martinez, P.Hunt, F.Condesso (46. G.Goncerz (52. A.Błażejewski) — M.Janota, T.Chałas (80. M.Foster).

Odnośnik do komentarza

Ten Nicklas Bendtner to umie strzelać bramki? — wyrywając z totalnego zamyślenia, zapytałem przyjaciela mego wielkiego, również i hojnego Wengerka wspaniałego, któremu nie od dziś losy Yeading nie były obce.

Znaczy się, no, mówisz o tym piłkarzu, co gra w tym, no... yyy...

Arsenalu... — Bez chwili zawahania pomogłem memu rozmówcy znaleźć wyraz, który zresztą powinien być tak mocno wyryty w jego podświadomości, że z jego wymówieniem nie powinien mieć żadnego problemu. Nawet podczas nocnej rewizji, wybudzony z najgłębszego w życiu snu, ów wyraz powinien znaleźć się na języku jako pierwszy. 10-letnia praca na stanowisku managera Arsenalu do czegoś przecież obligowała.

No tak. W Arsenalu — zreflektował się pośpiesznie, udając sprawę za jak najbardziej naturalną na świecie rzecz.

Coś Wengerku nie tak? — zapytałem, czując jakąś przedziwną aurę zaniepokojenia w jego głosie.

Byłem świadkiem koronnym na ślubie i głównym rozprowadzającym na weselu. Wystarczy?

Kacyk morderca?

Widziałeś może człowieka, któremu kac doskwiera prawie tydzień od ostatniej libacji alkoholowej?

No nie. Ale może mam go przed sobą?

Nie. To coś znacznie gorszego.

Ja wiem, że licho nie śpi, ale może wyjaśnisz mi tę kwestię?

Co tu opowiadać. Po części może miałeś rację z tym kacykiem, ale nie chodzi tu o mój stan fizyczny a umysłowy. Wygląda na to, że jestem w dołku.

Gryzą Cię wyrzuty sumienia?

Zgadłeś. Ale również po części. Te skurwiele nie gryzą. One mnie pożerają w całości. Wypalam się od środka jak świeczka, której płomień z każdą chwilą potężnieje, rozumiesz?

No nie bardzo, ale może byłbyś mi to w stanie opisać rzeczowo. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. — Tymi słowami próbowałem wlać nieco otuchy w jego serce.

Wengerek zmusił się, co prawda, na lichawy uśmiech, ale wiedziałem, że nic a nic go to nie rusza.

Może i mógłbym, ale... czy chcę? — Ironia w jego głosie była co najmniej żenująca.

Każdy chce. Zobaczysz, wygadasz się mi i od razu zrobi Ci się lepiej na sercu.

Obruszył się, strzepał z siebie kurz, jakby chcąc w ten sposób wyzwolić się z łańcuchów zahamowań, i rzekł:

W życiu zrobiłem już wiele dziwnych, głupich i nieprzemyślanych rzeczy, których się wstydzę, a które nigdy nie winny były się wydarzyć. Ale tego nie pokonasz.

Zadumałem się przez moment, ale do głowy z prędkością błyskawicy wleciała mi pierwsza myśl:

Narzygałeś ojcu Pani Młodej do talerza na oczach wszystkich gości? - zapytałem.

Nie, no coś Ty. Do talerza to ja rzygałem już w beciku. Takimi pierdołami w ogóle bym się nie przejmował.

To może nasikałeś do surówki w misce, znajdującej się w spiżarni, którą pomyliłeś z kiblem, a później wszyscy goście zajadali się nią ze smakiem?

Phi. Gdyby tak było, sam po prostu bym jej nie jadł, i tyle. I też bym się tym, k***a, w ogóle nie przejmował.

To co? Ruchnąłeś matkę Pani Młodej i przyłapał was na gorącym uczynku jej mąż? Jednym słowem były kredki?

Nie matkę a samą Pannę Młodą.

Zrobiłem tępą minę, gdyż nie wiedziałem już, czy oby nie stroi sobie ze mnie żartów.

I co... przyłapał was Pan Młody?

No coś Ty, k***a, z choinki się urwał? — wyjechał na mnie z prędkością tira wiozącego przemycane tony heroiny na pace. — Gdyby przyłapał nas Pan młody zapytałbym tylko, czy nie zechciałby się do nas przyłączyć — powiedział to z uśmiechem na ustach, jakby sytuacja ta rajcowała jego myśli.

A ładna chociaż była? — zapytałem w rewanżu.

Pytanie. Była jak soczysta malina zerwana w dżdżysty dzień u świtu. Jak najdelikatniejszy płatek róży, odwracający się do słońca w ciepły, pogodny dzień. Jak nimfa wodna wynurzająca się spod fal i...

To czym się przejmujesz? — przerwałem mu w pół słowa, w dalszym ciągu nie dając za wygraną, chcąc wymusić w ten sposób całą prawdę.

Ehh.

Trochę już powiedziałeś, to bądź łaskaw wyjaśnić mi tę sprawę do końca?! — Moje podenerwowanie rosło z każdą chwilą.

Wiedźma — wyjawił w końcu.

Wiedźma was nakryła? — zapytałem zdziwiony.

Tak Marcin. To już koniec, słyszysz? To już koniec!

Zaszlochał jak małe dziecko, któremu za karę matka odebrała odpustowego lizaka, a gdy się nieco uspokoił, próbowałem dojść do prawdy:

Ale jak to koniec? Przecież się kochacie?

Opuściła mnie. Spojrzała w moje oczy i powiedziała: "Jak mogłeś mi to zrobić Ty zafajdany, okrutny, nieczuły ziemianinie". Łezka zaplątała się w jej oku, a następnie obróciwszy się na pięcie, wzięła się w te kroki, wsiadła na miotłę i odleciała. Odleciała na zawsze, rozumiesz?

Nie martw się. — Próbowałem jakoś udobruchać przyjaciela. — Wróci. One zawsze wracają. — Po chwili dodałem: — Skąd tak właściwie była?

Z Kaukazu — rzekł bez ogródek.

A to stary masz pewne jak w banku. U ruskich długo nie wytrzyma. Profesor też w końcu nie wytrzymał.

Gdy już wszystko było jasne, wróciłem do sprawy, o której wspomniałem na początku:

A tak swoją drogą, wracając do sprawy Nicky'ego, to czy mógłbyś w sposób jak najbardziej delikatny, podjąć z nim rozmowę i.. no wiesz. Nie ukrywam, że napastnik jego pokroju bardzo by się naszej drużynie przydał.

Zobaczę, co się da zrobić, ale głowy sobie uciąć nie dam.

 

 

 

I dobrze, że nie dał sobie jej ściąć, bo już by jej nie miał. Nicky już tylko słysząc nazwę Yeading, zaśmiał się, ni myśląc o jakiejkolwiek przeprowadzce. Wenger od czasu straty Wiedźmy zatracił wszelkie walory, którymi się charakteryzował. Popadł również na autorytecie, bo wcześniej takie rzeczy byłyby wprost nie do pomyślenia. Wystarczyło tylko jedno słówko, a sam Thierry Henry pakowałby już torbę i dnia następnego biegałby jak równy z równym czy to z Patrykiem Stemplewskim, czy Paulem Huntem przy The Warren Street.

 

Ostatnie dni sierpnia były okresem dla mnie całkiem pracowitym. Kadrę skompletowałem, dołączając do niej jeszcze jedno nazwisko. Lee Howes (17, Anglia; ST | 725 - 2010) przybył do nas z amatorskiego Rossendale United, pozwalając mi w przyszłości na nieco szerszą rotację z przodu, co powinno tylko i wyłącznie zwiększyć rywalizację, mogącą być gwarantem sukcesu. Na razie jednak w juniorach powinien nabierać odpowiedniego ogrania i doświadczenia, stamtąd zaś droga na salony europejskich boisk powinna być już tylko prosta jak drut. Wystarczy tylko chcieć...

 

Rynek transferowy kwitł, ale transakcje finansowe nie były już tak wygórowane jak w lipcu. Ponad przeciętność wybił się zarząd Werderu Brema, który nie szczędził prawie 15 milionów funtów za transfer Brazylijczyka Daniela Carvalho z CSKA Moskwa. Moją osobistą uwagę przykuły ruchy kadrowe tych piłkarzy, którymi interesowaliśmy się jeszcze kilka tygodni wcześniej. Mowa tu o Garym Hooperze (22, Anglia; ST), którego z Colchesteru wkupił Hartlepool, czy też Darrenie Alexanderze (17, Anglia; DM), który zamienił amatorski Ikeston Town na III-ligowy Stockport Country. Nie bez rozdźwięku przebiegły przenosiny Błażeja Telichowskiego z Lecha Poznań do występującego w Premiership Evertonu na zasadzie rocznego wypożyczenia z opcją transferu definitywnego. Również i informacje o przenosinach Tomasza Cywki z Wiganu do Preston otarły o moje ucho, albowiem kwota, jaką oba zespoły dobiły targu, była już niebanalna — prawie 2 miliony funtów.

 

Ostatniego dnia miesiąca, siedząc w gabinecie do późnych godzin wieczornych, zaświszczał klubowy faks, wypluwając wiadomość o zmianie terminu meczu z Southend United, zaplanowanego wstępnie na 2 września. W związku z powołaniem do narodowej reprezentacji jednego z czołowych piłkarzy zespołu, manager Southend, Steve Tilson, wysunął do angielskiego ZPN-u prośbę o przełożenie go na 9 września, co spotkało się z ogólną akceptacją ze strony związku. Tym samym w najbliższym czasie naszym rywalem nie będzie Southend a Bolton, z którym zmierzymy się już 5 września.

 

 

***

 

 

Podsumowanie sierpnia 2009

 

Bilans: 3-2-2, bramki: 12-12

Liga: 17. [-8] 8pkt, 10-11

Carling Cup: 2 rnd (v West Ham)

FA Cup: —

Vans Trophy: —

Finanse: £1.948.080 [-£202.467]

Budżet finansowy: £492.045 (60%)

 

 

Nagrody:

 

2. Paul Hunt (Młody Piłkarz Miesiąca)

 

 

Transfery:

 

Świat:

1. Daniel Carvalho (26, Brazylia U-21: 7/3; AMLC) z CSKA Moskwa do Werderu Brema za £14.500.000;

2. Souleymane Youla (27, Gwinea: 28/27; ST) z Bordeaux do Lyonu za £8.000.000;

3. Nicolae Mitea (24, Rumunia: 33/4; AML) z Charlton do Newcastle za £7.500.000.

 

 

Polacy:

1. Tomasz Cywka (20, Polska U-21: 4/1; AM/FC) z Wigan do Preston za £1.900.000;

2. Dariusz Dudka (25, Polska: 27/0; DLC) z Wisły do Sheff Wed za £1.100.000;

3. Tomasz Baliga (20, Polska U-21: 8/0; DR) z Bełchatowa do Zagłębia za £850.000.

 

 

Ligi angielskie:

 

Premiership: Cardiff [+2]

Championship: Middlesbrough [0]

League One: Brighton [0]

League Two: Briston Rovers [+1]

Conference: Kidderminster [+3]

Conference North: Stafford [+1]

Conference South: Dorchester [+1]

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...