Skocz do zawartości

Systems


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Opowiadanie ma mieć charakter nostalgiczny i pożegnalny. Nostalgiczny - powód znają nieliczni wtajemniczeni. Pożegnalny, gdyż w przypadku gdy `08 znowu mnie pokona, nie uruchomię go nigdy więcej. A to się stanie.

8.0.1

 

 

 

 

 

Siedzący przede mną mężczyzna posiadał ogromną władzę. Ogromną. Warto o tym pamiętać, patrząc na tego malutkiego grubaska z ciągle przylepionym do ust uśmiechem.

Na znoszonej, zielonej marynarce Hypnos miał wielką, czerwoną przypinkę miejscowego Klubu Kolekcjonerów Zapalniczek. Na biurku stała paprotka i butelka taniego wina. Łatwo było pomylić się w ocenie tego człowieka.

- To wtargnięcie... Dlaczego nie potrafimy go zidentyfikować lepiej?

Chyba nie powinienem się o to pytać. Jowialność na twarzy Hypnosa na pół sekundy ukryła się w popłochu przed grymasem gniewu.

- Ktoś już za to odpowiedział. Astropata wizualizował z jakimiś kanabinolami we krwi. Cud, że w ogóle znalazł ten klub piłkarski, początkowo sugerował jakiś chasydzki pogrzeb. Mniejsza. Ważne, że fantom tam jest. W dodatku w tym samym miejscu, w którym działał Stróżyna.

- Fantom Kanaryjski... To przypadek?

- Taka koniunkcja nie może być przypadkowa. Jesteśmy o krok od znalezienia następnej prawidłowości we wtargnięciach. Tyle, że przez tego debila z astropacji nie wiemy dokładnie, kim jest obiekt. Mniejsza. Pracuje tam, to pewne. Musimy otoczyć go opieką, w przeciwnym razie dojdzie do katastrofy jeszcze gorszej, niż w 2004.

Zagryzłem wargę.

- Ale nie mamy kogoś, kto zna się na futbolu?

- Jesteś jedynym, który ma o nim jakieś pojęcie. Ktoś się tobą zajmie na miejscu. Zidentyfikuj fantoma, wtedy zastanowimy się co dalej.

Hypnos westchnął i zasnął. To był jeden z jego irytujących zwyczajów. Audiencja była skończona.

Zignorowanie tej sugestii byłoby dla mnie... niezdrowe. Uśmiechnięty grubasek nienawidził ludzi zakłócających mu spokój.

Wyszedłem.

 

Nad drzwiami do kamienicy stanowiącej Kapitularz Towarzystwa znajdowały się dwie edykuły z posągami rycerzy. Czas brutalnie zabrał im erozją wszelkie rysy twarzy, jeden z nich nie miał już zresztą połowy głowy. Gawain i Jednooki Galahad, tak ich nazywali bracia z Societatis, Obrońcy Kapitularza. Delikatne pochylenie przed nimi głowy przynosiło ponoć szczęście.

Dwaj wychodzący z kamienicy mężczyźni nie dopełnili tej tradycji. Byli zbyt wzburzeni. Doketyści znowu próbowali przejąć Istotę. Znowu! Herezja najwyraźniej wypaliła im mózgi. A Ignacy każe czekać...

- Jeden mortyfikator by to załatwił... Jeden - warknął wyższy z braci i sięgnął po papierosa.

- Spokojnie - odpowiedział drugi pocierając gwałtownie szkła swych okularów o marynarkę. - Ten menedżer popełni szybko błąd i Ignacy wyśle zabójców, długo na to nie poczekamy.

- Jeśli ta marionetka doketystów popełni błąd, mortyfikatorzy nie będą mieli już ani kogo, ani gdzie zlikwidować.

Odwrócili się gwałtownie i skłonili przed Obrońcami Kapitularza wywołując zdziwione spojrzenia przechodniów.

Nie przejęli się tym.

Odnośnik do komentarza

Niestety nie rozumiem, dlaczego ten opek jest nostalgiczny i nie do końca kumam też jego pożegnalną funkcję (mimo mglistego wytłumaczenia). Wiem jednak, że jeden z moich ulubionych i najlepszych na forum autorów wraca z nowym dziełem. Czekam zniecierpliwiony na następne części.

Odnośnik do komentarza

Coby mi nikt do archiwum nie przeniósł... ;P

 

 

Czknął. Kilka sekund później uznał, że zrobił to zbyt głęboko, wytarł twarz i jęknął.

Pół nieba wypełniał mu masyw Heliodoro. Znowu.

Stadion przyciągał go. I drwił. Drwił z niego niewykrzyczanymi szyderstwami, przypominając i otwierając rany.

Powinien opuścić Santa Cruz, wyspy. Najlepiej tę planetę. Ale nie potrafił. Zamiast tego trafiał ciągle w alkoholowym amoku pod Heliodoro Rodriguez Lopez, by móc później pławić się w autopogardzie.

- Gówno - wymamrotał po rosyjsku i spróbował podźwignąć się na nogi. Znieruchomiał.

Gówno, w rzeczy samej. Znajdowanie kolejnych upokorzeń wychodziło mu coraz lepiej.

Ktoś zasłonił mu znienawidzony stadionowy kontur. Chłopiec w klubowych barwach.

- Panie Dremov, pomogę panu wrócić do domu.

Odnośnik do komentarza

W międzyczasie doszło do rewolucji.

9.1.0

 

 

W oknie samolotu pojawił się zarys Wysp. Niepewna przyszłość była tuż, tuż.

Menedżer klubowy. Jak w ogóle Hypnosowi udało się mnie tam wcisnąć?! Od wielu lat już przyzwyczajany byłem do wpływów Ligi, ale to błyskawiczne załatwienie mi posady menedżerskiej w CD Tenerife, hiszpańskim drugoligowcu z Wysp Kanaryjskich było już naprawdę potężnym numerem.

Chociaż z drugiej strony... Liga z Heidelbergu z pewnością od jakiegoś czasu miała tu jakichś ludzi. Od czterech lat. Od Implozji wywołanej przez Stróżynę.

Zdjąłem i przetarłem okulary. To nie były dobre wspomnienia. W Kręgu wybuchło wtedy piekło wzajemnych oskarżeń. Fantom na tak eksponowanym stanowisku trwał sobie trzy lata i Liga to przeoczyła. Niesłychane! Niedopuszczalne!

Stare pryki. Jak niby mieliśmy Stróżynę namierzyć bez raportu astropatów z wtargnięcia? No jak? Bzdury.

Stróżyna przez trzy lata zdążył zdobyć puchar UEFA i Króla, wedrzeć się na podium Primera Division i wyprzeć mamusie i papieża z pozycji najważniejszego autorytetu tysięcy kanaryjskich kibiców CD Tenerife. Podarowany mu jacht został wyciągnięty na ląd i służy dziś jako pomnik minionej chwały upadłego klubu z Santa Cruz. I to nawet pomimo oficjalnego oskarżenia o terroryzm po masakrze z hotelu Bahia del Duque. Po Implozji.

Tak naprawdę, to "Feanora" załatwiły te zawszawione psy z Las Palmas, głosiła oficjalna, kanoniczna wersja wydarzeń. Ale Stróżyna powróci. Trzeba jedynie czekać i prostować mu drogi. Podważanie tych dogmatów grozi obecnie szybką zmianą stanu skupienia z obróbką termiczną w charakterze katalizatora procesu.

I ci fanatycy z Towarzystwa oskarżają nas o herezję chrystologiczną! Przecież tu na przykładzie widać, jak powstaje mesjanistyczny mit. Durnie.

Teneryfa, Nowe Jeruzalem, było tuż przede mną.

Odnośnik do komentarza

Małą społeczność piłkarzy CD Tenerife cementowała wzajemna nienawiść, niekochana siostra miłości. Od wielu już miesięcy Heliodoro Rodriguez Lopez poprzecinane było metaforycznymi okopami dzielącymi ciągle zmieniające się frakcje. Subtelne, bizantyjskie intrygi w rodzaju wrzucania psich odchodów do butów konkurenta wyznaczały monotonny rytm życia towarzyskiego blanquiazules.

Można było z tym żyć. Były z tego nawet niewątpliwe korzyści. Życie w CD Tenerife wyrabiało czujność i refleks.

Stali dziś na murawie Heliodoro i patrzyli na siebie spode łba. W mieście pojawił się ktoś nowy.

Polak. Znowu.

Siedział na trybunach i coś notował. Zawzięcie. Podobno uwagi na ich temat.

- Jakie k***a uwagi - mruknął Sergio Aragoneses, 31-letni bramkarz znany z kunsztownych konstrukcji słownych. - Przecież stoimy.

Aragoneses pamiętał jeszcze w klubie pierwszego Polaka, Tamtego Polaka. I nie wspominał znajomości najlepiej, choć krył się z tą opinią najlepiej jak mógł.

- Sam jesteś k***a - odparł Luis Garcia, mistrz ciętej riposty. 29-letni rywal Sergiego na bramce w klubie był od niedawna, ale wewnętrzne zwyczaje bezinteresownej nienawiści zdążył już poznać i polubić.

Raczej Sergi. Niech będzie jakaś ciągłość tradycji. Obaj są średni.

Pablo Sicilia spróbował włączyć się do dyskusji, zmarszczył niskie czoło i stracił wątek, multitasking nie był jego mocną stroną. 26-letni Sicilia był środkowym obrońcą, zawodnikiem powszechnie uwielbianym wśród kibiców Tenerife za swój nieskomplikowany stosunek do kwestii powstrzymywania napastników (gdy leży, nie sprawi kłopotów). Wypożyczony z Atletico Tucuman Ezequiel Luna parsknął śmiechem starając się włożyć w to maksymalnie dużo sarkazmu. Jego argentyński sarkazm przeszedł jednak niezauważony. Reszta drużyny wyniośle ignorowała tego środkowego obrońcę, gdyż zgrywał intelektualistę. Cokolwiek to znaczy.

- Jak on się niby nazywa? - spytał prawy defensor Pau Cendros, walczący właśnie z kontuzją nabytek z Mallorki.

- Stróżyna. Podobno bardzo częste nazwisko w Polsce.

Juanma, człowiek który odpowiedział rozpaczliwie szukał właśnie sojuszników w wendecie wymierzonej w Sergiego. Lepszy Cendros niż nikt. Juanma, 31-letni środkowy obrońca powszechnie uważany był za weterana walk wewnętrznych w Tenerife, jego gambit z ujawnieniem rzekomego romansu z Sicilią powszechnie komentowany był jako szczególne poświęcenie dla sprawy. Tym bardziej, że prezes Miguel Concepcion był zadeklarowanym, gorliwym homofobem. Arcywrogiem Juanmy był jednak inny środkowy obrońca, 29-letni Jose Antonio Culebras zwany Brunatnym Bogiem (to on przeprowadził fekalny atak na obuwie Juanmo). Culebras dreptał właśnie po bieżni udając że umie biegać.

Dwaj lewi obrońcy Tenerife, Hector i Rafael Clavero starali się wyniośle ignorować całą resztę. Stanowili rzadką w tym stadzie hien grupę która nie atakowała siebie nawzajem. Oni atakowali jedynie resztę zespołu. Obecnie próbowali dojść do jakichś konstruktywnych wniosków na temat nowej miotły zespołu. Na razie wnioski nie były zachęcające.

- Pedał.

- Co najmniej.

Szlachetne grono obrońców uzupełniał jeszcze prawoskrzydłowy Marc Bertran, 26 lat, chorobliwe skąpstwo przyprawione delikatnym aromatem paranoi. Klubowa maskotka. Stał z drugiej strony stadionu, z plecami przyciśniętymi do słupka. Oddychał z delikatnym tembrem przypominającym charkot. Przebiegnięcie całej płyty boiska i zajęcie tej strategicznej pozycji nieco go kosztowało.

Sicilia i Culebras w środku, swym wyglądem będą siali popłoch w szeregach wroga. Z lewej strony chyba Hector, chociaż ten Clavero też nie jest najgorszy. Z prawej Bertran, z konieczności. Dramatycznej konieczności.

 

 

cdn

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...