Skocz do zawartości

4:40, słońce wstaje


Makk

Rekomendowane odpowiedzi

Od co najmniej dwóch tygodni wcześniej wstałem. Najpierw jednak po obudzeniu przez Magdę, przez dobre 15 minut jeszcze leżałem i nie mogłem się podnieść. Nie chciało mi się jak cholera. Jakby tego było mało, to spojrzałem za okno. A tam pochmurno oraz wietrznie. Ochoty do wypełznięcia z chaty nie było totalnie. Jak mus, to mus.

Później już jakoś poszło. Najpierw kibelek, później się ubrałem w dżinsy, koszulę. Zlazłem na dół, zdążyłem się jeszcze przywitać z paniami oraz zamienić kilka słów. Życzyliśmy sobie wszyscy dobrego dnia. Magda i Wiki poszły do samochodu, ja na taras zapalić.

Wróciłem po fajku, zjadłem trochę zupy mlecznej, mniej niż zawsze. Chyba nie byłem po prostu głodny. Ubrałem się w kurtkę przeciwdeszczową i wyszedłem z domu. Za 10 minut miałem być w pracy.

 

Łącznie z zaparkowaniem wszystko zajęło mi piętnaście minut jednak. Wysiadka z Dacii, sprawdzenie, czy wszystko mam i ruszam w drogę ulicą Wybickiego. Zdążę po drodze zapalić sobie na spokojnie.

Doszedłem do budynku redakcyjnego. Moje ulubione wiekowe drewniane schody bez najmniejszego oporu poskrzypiały trochę. Piękny dźwięk.

Otwierając drzwi z szarego szkła, wpadłem na Martę, która akurat wychodziła. No, bezpośrednio na nią nie, ale w zasadzie na jej cycki. Prawie się odbiłem od nich. Ach, cóż za sprężystość!

Miała farta, że jest klamka i trzeba ją nacisnąć, a nie pchać drzwi dłońmi. Wtedy to moje rączki by wylądowały na niej.

Spojrzała na mnie z lekkim zawstydzeniem, ale i z uśmiechem. Chyba bardzo jej nie zdenerwowałem. A może się koleżance spodobało to? Kto wie?!

Przywitaliśmy się już normalnie, ja wlazłem do biura, ona zniknęła za drzwiami. Przeszedłem przez pomieszczenie, witając się z kilkoma współpracownikami.

Na końcu oczywiście miałem przyjemność podać grabę Kamilowi. Niezawodny śmieszek już udawał, że pracuje. Ucieszył się na mój widok. Zdjąłem kurtkę, powiesiłem na wieszaku za filarem. Klapnąłem ciężko na krześle, westchnąłem. Znowu w robocie. Przynajmniej mam to szczęście, że robię, co lubię. W tym kraju raczej mało kto może to powiedzieć o sobie.

Po zalogowaniu się do kompa włączyłem pocztę. Outlook spokojnie pobierze wiadomości w kilka minut. Przez ten czas pójdę sobie zrobić herbaty. Sąsiad dołączył się.

W kuchni staliśmy i gawędziliśmy chwilę z Malwiną. Koleżanka odpowiedzialna za dział Kultury strony internetowej oraz samej gazety. Po jej wyjściu Kamil coś mi się przyglądał uważnie. Nie wytrzymałem, spytałem:

— Coś mam na koszuli, że się tak jopisz?

—Nie, czysta jest. — zaśmiał się. — Patrzyłem na twój brzuch. Deczko ci urósł przez ten miesiąc. Teraz to masz mocny babzun.

Spojrzałem po sobie, wiedziałem dobrze, że trochę mi się utyło. Aż tak mocno mi nie odstawał brzuchol, ale było widać.

— Zajmij się swoim. Co ja poradzę? Siedziałem w domu, żarłem to i przytyłem. Teraz pogoda się zrobi, to się i pojeździ na rowerze i popracuje w ogródku. Waga spadnie. Więc się nie martw głąbie. — zażartowałem.

Pomieszałem swoją herbatę, kolega to samo. Poszliśmy na swoje miejsca, Kamil z szyderczym uśmieszkiem na gębie. Chciał jeszcze rzucić jakąś uwagę na mój temat, ale pokazałem mu środkowy palec, więc tylko się zaśmiał.

Odnośnik do komentarza

Z kubeczkiem w dłoni przystąpiłem do czytania maili. Mało co było ciekawe. Jakieś trzy czwarte dotyczyło redakcji oraz samej treści gazety, ale nie mnie. Ja ze swojej działki wiedziałem, co trzeba. Byłem na bieżąco, dzięki uprzejmości Michała, który podsyłał mi wiadomości na prywatną pocztę.

Zasadniczo wszystko można by było zaznaczyć z shiftem i usunąć. Wolałem jednak tego nie robić, a nóż-widelec coś będzie interesujące. Kilka maili było z poprzedniego tygodnia i były praktycznie tej samej treści. Ludzi żegnali się z Justyną. Nasza korektorka tekstów odchodziła. Później się dowiedziałem, iż dostała fuchę w Newsweeku. Samo gadanie przez pocztę by było dziadowskie, więc współpracownicy moi popołudniem spotkali się przy kawie w jednej z restauracji i sobie pogadali na pożegnanie.

Ogarnąłem pocztę, napisałem sam kilka wiadomości. Na kompa zrzuciłem teksty. Poszły do naszego szefa i do Kamila. Właśnie jego zagadałem o byłą (już) koleżankę Justynę:

— Szybko odeszła.

— Ta. Michał się zgodził. Przecież zdawał sobie sprawę, że każda redakcja jest lepsza niż tu. On nie jest taki, żeby problemy robić.

— No przecież wiem. Nie pracuję tu od wczoraj, nie! — sarkastycznie rzuciłem do kolegi.

— Od wczoraj nie, od dzisiaj w zasadzie. — zaśmiał się z własnego dowcipu.

— Weź, mnie nie wkurzaj cwaniaczku! Choć lepiej na szluga. — odgryzłem się.

Reakcja mogła być tylko jedna- kurtki na grzbiety i na dół.

 

Podwórko osłonięte z każdej strony pięknie blokowało dzisiejszy wiatr. Można było sobie spokojnie stać, palić i gadać. Chwili relaksu nic nie miało zakłócić.

Podałem koledze zapalniczkę, bo jak zwykle zapomniał wziąć z góry. Odpalił swojego papierosa, podał mi z powrotem. Ta się zajarzyła w moich dłoniach, przystawiłem do bibułki. Po sekundzie mogłem już pierwszego bucha wypuścić.

— To, kto teraz będzie nasze wypociny poprawiał? — zapytałem, patrząc na Kamila.

— Michał mówił, że do końca miesiąca ma przyjść jakiś stażysta, czy coś. — tym razem on wypuścił dym. Podrapał się po brodzie. —Nowa ma być później.

— Nowa? To już wiadomo?

— No! Aa! Sorry, zapomniałem ci powiedzieć! — wyszczerzył się mocno kolega.

— Co powiedzieć?

— Była ta nowa korektorka. Uu, człowieku! Palce lizać. Oj, nie tylko palce. — rechotał mocno, bardzo go rozśmieszyły słowa swoje i to, co pomyślał.

Ja się popatrzyłem pytająco, bo nie bardzo jarzyłem, o co chodzi. Nie lubię jakichś niedopowiedzeń, więc zapytałem:

— To znaczy? Jakaś fajna lala?

— Fajna? Mało powiedziane. Sztuka praktycznie pierwsza klasa. — strzepał popiół na ziemię oraz w tamtą stronę popatrzył.

— Praktycznie? — tego też nie załapałem.

— Nogi- miodzio. Myła w kiecce, to widziałem. Oddychać też ma czym. Te Marty 80b zostaną zdegradowane na drugie miejsce. — pokręcił głową ze smutną, udawaną miną. Puścił też oko w moją stronę.

— Mówisz? Zobaczę, to ocenię. Z twarzy ładna?

Tu Kamil się chwilę zamyślił. Nie wiedziałem, czy złapał zawiechę, czy może myśli o niej, czy nie wie co powiedzieć.

— I tak i nie. — w końcu wypalił. — Ładna, ale dopóki nie zacznie gadać, albo paszczy nie otworzy. — zaśmiał się pod nosem.

— Jak to? — to mnie trochę zbiło z tropu i wyobrażenia jej. — Co, zębów nie ma?

— Ma. Ale powiem ci, że jakieś takie dziwne. To oczywiście nie dyskwalifikuje jej. Broń Boże! — uniósł ręce obie w geście poddania się. Do tego uśmiechnął się szyderczo. — Zabrałbym ją do łóżka albo na biurko od razu.

— Haha. Wierzę. Zobaczę ją i ocenię. Dam ci znać. Obiecuję. — podniosłem rękę do serca, żeby wiedział, iż obiecuję. — Skoro ją tak opisałeś, to znaczy, że warta grzechu. Od razu się będzie przyjemniej pracowało.

— I więcej błędów trzeba sadzić, może jakieś odwiedziny i nauka z jej strony będzie. — kolejny raz buchnął śmiechem Kamil.

— Ta, weźmie cię za debila i tyle. — ironicznie oraz prawdziwie odpowiedziałem.

Na tym stanęło. Pogasiliśmy swoje pety, czas było wracać na górę.

Tylko przez chwilę w mojej głowie pojawiły się nogi nowej. Zaraz myśl przeszła, bo ciężko sobie wyobrazić coś, czego się nigdy nie widziało. A z drugiej strony- skoro ma lepsze niż Marta, to pewnie można szczenę zbierać z ziemi.

Na górze wróciłem myślami do Świtu. W tym miesiącu zobaczę cztery ligowe spotkania ich.

Odnośnik do komentarza

Kwiecień 2015

 

Zmagania ligowe powoli wchodzą w decydującą fazę. Do końca sezonu pozostało do rozegrania dziesięć kolejek ligowych.

Po ostatnim obiecującym miesiącu apetyty mocno urosły. Każdy fan Świtu oczekiwał kolejnych wygranych oraz dobrej gry. Pierwsze dwa pojedynki z drużynami, które zajmowały dalsze lokaty w tabeli, zapowiadały się bardzo ciężko. I faktycznie były to trudne mecze. WKS Wieluń i Targówek wyszły na murawy z prostym założeniem- ugrać chociażby po punkcie, który by im pomógł w dalszej walce. Gospodarze w Wieluniu zamurowali swoje pole karne, Nowodworzanie starali się z całych sił na wciśnięcie choć jednego gola. To się w końcu udało. Mocnym strzałem z dystansu popisał się pomocnik Drewnowski. O rywalu niech świadczy fakt, iż nie oddali żadnego strzału na bramkę Domżała. Pogratulować można graczom Maka determinacji w dążeniu do celu oraz kontynuowania wygrywania. Seria meczów bez porażki urosła już do 12.

Sobotni mecz domowy z Warszawskim Targówkiem wyglądał dokładnie tak samo. Faworyt był jeden- Świt. Udało się zostawić trzy punkty w Nowym Dworze.

Dodatkowy powód do zadowolenia to zgubienie punktów przez wicelidera. Radomiak przegrał u siebie 1-2 z Lechią Tomaszów Mazowiecki.

Ostatnie dwa boje kwietnia były już zdecydowanie lepszymi meczami i ogólnie i dla widzów. Szczególnie dla kibiców Biało-zielonych, którzy zobaczyli aż sześć trafień swoich piłkarzy. Niezawodnym okazał się Radionov, który pokonywał bramkarzy rywali aż cztery razy. Można tylko żałować, iż sezon 2014/15 dobiega końca, gdyż nie pocieszymy się dalej trafieniami Ukraińca.

Wicelider doznaje drugiej porażki z rzędu, tym razem 0-2 z Ursusem. Przez taki zbieg zdarzeń spadają na trzecie miejsce. Na drugą pozycję wskakuje ostatnio rewelacyjnie grająca Lechia Tomaszów. Nad nimi Świt ma 22 punkty przewagi, nad Radomiakiem- 23.

W meczu z 18 kwietnia występ obrońcy Krystiana Jonio zostanie zapisany na kartach klubu- został on najmłodszym piłkarzem w historii ŚNDM- 16 lat 199 dni.

Przyjęcie Polonii Warszawa na stadionie przy ulicy Sportowej odbyło się bardzo dobrze. Goście zostali rozłożeni na łopatki. Piłkarze z Konwiktorskiej porażkę tylko 4-0 zawdzięczają swojemu golkiperowi, który wybronił kilka groźnym strzałów. Zagrali bez pomysłu i bardzo bojaźliwie.

Dobry miesiąc: 8 bramek strzelonych, 0 straconych dla podopiecznych Zbyszka Maka.

Najważniejsza wiadomość na końcu: Świt Nowy Dwór Mazowiecki mistrzem III ligi (grupa łódzko-mazowiecka)!

Na siedem kolejek przed końcem Nowodworzanie zapewnili sobie wygraną ligową.

 

03/04/2015 L24/34 [16.] WKS Wieluń 0-1 Świt [1.] (Drewnowski 62`)

Skład: Domżał- Szabat, Drwęcki ©, Kamiński, Kominiak- Drewnowski, Bramowicz, Koziara- Gliński, Radionov, Zawiska

 

11/04/2015 L25/34 [1.] Świt 1-0 GKP Targówek [13.] (Makowski 86`)

Skład: Domżał- Szabat, Drwęcki ©, Krzymiński, Kominiak- Broniszewski, Drewnowski, Koziara- Zawiska, Radionov, Makowski

 

18/04/2015 L26/34 [15.] Broń Radom 0-2 Świt [1.] (Radionov 24`, rz.k. 43`)

Skład: Domżał- Drwęcki ©, Jonio, Krzymiński, Kominiak- Kiwała, Bramowicz, Koziara- Zawiska, Radionov, Gliński (80` Cichocki)

 

24/04/2015 L27/34 [1.] Świt 4-0 Polonia [6.] (Radionov 14`, 45`, Bramowicz 40`, Kosiec sam.72`)

Skład: Domżał- Napora, Drwęcki ©, Gurzęda, Kominiak- Drewnowski, Bramowicz, Duda- Zawiska, Radionov, Steć

 

Tabela III Ligi (grupa łódzko-mazowiecka) na koniec kwietnia:

 

 

 

| Poz | Inf | Zespół | M | Wyg | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 1. | M | Świt | 27 | 25 | 1 | 1 | 66 | 17 | 49 | 76 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 2. | | Radomiak | 27 | 15 | 6 | 6 | 49 | 32 | 17 | 51 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 3. | | Lechia Tomaszów | 27 | 14 | 8 | 5 | 49 | 29 | 20 | 50 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 4. | | Pelikan | 27 | 13 | 7 | 7 | 35 | 25 | 10 | 46 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 5. | | ŁKS Łódź | 27 | 11 | 9 | 7 | 34 | 25 | 9 | 42 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 6. | | Polonia Warszawa | 27 | 12 | 5 | 10 | 41 | 37 | 4 | 41 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 7. | | Pilica Białobrzegi | 27 | 11 | 7 | 9 | 39 | 34 | 5 | 40 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 8. | | Start Otwock | 27 | 9 | 12 | 6 | 28 | 20 | 8 | 39 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 9. | | Warta Sieradz | 27 | 11 | 6 | 10 | 34 | 41 | -7 | 39 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 10. | | Omega Kleszczów | 27 | 10 | 8 | 9 | 42 | 38 | 4 | 38 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 11. | | Ursus Warszawa | 27 | 6 | 13 | 8 | 29 | 32 | -3 | 31 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 12. | | Legia II | 27 | 7 | 8 | 12 | 29 | 39 | -10 | 29 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 13. | | GKP Targówek | 27 | 6 | 11 | 10 | 24 | 34 | -10 | 29 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 14. | | Sokół Aleksandrów | 27 | 6 | 10 | 11 | 25 | 31 | -6 | 28 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 15. | | WKS Wieluń | 27 | 6 | 8 | 13 | 19 | 31 | -12 | 26 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 16. | | Broń Radom | 27 | 6 | 5 | 16 | 26 | 43 | -17 | 23 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 17. | | Pogoń Grodzisk Maz. | 27 | 5 | 8 | 14 | 26 | 41 | -15 | 23 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

| 18. | | Pogoń II Siedlce | 27 | 2 | 4 | 21 | 20 | 66 | -46 | 10 |

| ------------------------------------------------------------------------------------------------|

Edytowane przez MaKK
Dodana tabela
Odnośnik do komentarza

Głowa mi opadała, powieki opadały. Co za dzień w ogóle?! Nic tylko iść spać pod kołderkę. Na to chwilowo pozwolić sobie nie mogłem. Zaraz wychodzę z biura, wskakuję w samochód.

Normalnie każdy inny, by się napił kawy albo jakiegoś energetyka. Ja nie tykam tego dziadostwa, więc nie wiem, co mi może pomóc. Chyba samo musi przejść.

Na ten tydzień miałem plan, może inaczej- musiałem wymyślić plan. Maj to miesiąc do świętowania: najpierw 15-go wypada rocznica ślubu Magdy i moja, potem 19-go żona ma urodziny. Trzeba coś wymyślić w prezencie. Biżuteria odpada, ona tego nie nosi, albo rzadko kiedy. Nie ma sensu.

Połączę dwie okazje w jedno wydarzenie, zaproszę ją na jakąś miłą kolację, kwiatki dam. Do głowy wpadł mi też pomysł z karnetem do jakiegoś Spa czy na masaż. Pójdzie, zrelaksuje się.

Kolacja kolacją, tylko czy Wiki pozwoli nam samemu wyjść? To może być problem. Najwyżej zabierzemy ją ze sobą, pod warunkiem, że później dziadkowie ją zabiorą na dwa dni. To tak w ramach odpoczynku.

Z zamyślenia zostałem wyrwany przez pukanie w ramię. Wróciłem po sekundzie do rzeczywistości. Obróciłem głowę w prawo, tam Kamil machał swoją łapą oraz poruszał ustami:

— Halo! Tu Ziemia. Słyszysz mnie?

Prawie filmowo udało mi się potrząsnąć głową, mrugnąłem oczami. Z moich ust wyszło „zaspane”:

— Tak, tak. Co?

— Nic. Gadałem do ciebie z jakieś 3 minuty. A ty siedzisz i się gapisz tam w monitor. — zarechotał kolega.

— Sorry, zamyśliłem się.

— Widzę właśnie. Fajna dupa chociaż? — wyszczerzona gęba Kamila mówiła wszystko.

— Nie wiem czyja, ale tak. O żonie akurat myślałem mistrzu. — odpowiedziałem.

— Dobra kończymy to pitolenie. Idziesz zajarać?

— Jasne. Może się ogarnę trochę.

Zeszliśmy na papierosa.

Przez czas schodzenia, palenia słuchałem, jak Kamil przeżywa nową koleżankę. Tą z ładnymi nogami i „oczami”. Co prawda ona jeszcze nie przyszła (w przyszłym tygodniu ma być), a ten już się jara jak benzyna w grillu. Powiedziałem mu krótko i uciąłem gadkę: ”Pożyjemy, zobaczymy. Daruj se.”

Powrót do biureczka, herbatka do wypicia i w drogę. Nawet ten napitek nie podniósł mi poziomu przytomności.

Wylazłem z redakcji, poszedłem do samochodu. Miałem jechać odebrać Wiki ze szkoły. Zagadam z nią, może ona wpadnie na jakiś ciekawy pomysł z tym prezentem. W końcu dzieci fajnie myślą abstrakcyjnie.

Sprawdziłem, czy wszystko zabrałem z roboty. I co się okazało? Oczywiście, że nie. Zapomniałem zabrać całej teczki ze swoimi manatkami. Trzeba było się wrócić.

Odnośnik do komentarza

awans na 7 kolejek przed końcem rozgrywek mówi za siebie, kariera a'la Jose Mourinho sie szykuje, nieznany trener robi furore

Zaraz, zaraz! jaki nie znany? Toż to były zawodnik Świtu ;)

Mourinho się nie umywa- obejmował mocne ekipy i robił transfery.

Odnośnik do komentarza

a jose grał chyba w 3 lidze portugalskiej, coś takiego kiedyś słyszałem

1980 - 1982 Rio Ave 16 m; 2 g

1982 - 1983 Belenenses 16 m; 2 g

1983 - 1985 GD Sesimbra 35 m; 1 g

1985 - 1987 Comércio e Indústria 27 m; 8 g

Odnośnik do komentarza

Po 20 minutach byłem w Jabłonnej pod szkołą. Parkowanie poszło sprawnie, po prostu skorzystałem z tego, iż ludzie byli w pracy i było sporo wolnego na uliczce.

Zeskoczyłem po trzech schodkach, zadzwoniłem guziczkiem. Oko kamery patrzyło na mnie, usłyszałem od razu bzyczenie zwalnianego zamka w drzwiach. Wlazłem do środka.

Znalazłem salę świetlicową, wsadziłem głowę. Powiedziałem pani „Dzień dobry”, zabrałem córę do szatni. Zgarnęła swoje rzeczy i w brykę.

Podczas jazdy zagadałem ją:

— Jak wiesz, zaraz jest nasza rocznica ślubu i urodziny mamy, więc się zastanawiałem nad prezentem. — spojrzałem w lusterko, mała uważnie mnie słuchała, tak przynajmniej jej mina mówiła. — Może ty masz jakiś pomysł?

— Nie wiem. Coś zaraz wymyślę. — odpowiedziała rezolutnie. Spojrzała w okno i się zamyśliła.

Dalej jej nie pytałem, bo widziałem, że coś jej tam pod kopułką pracuje.

Po kilku minutach się odezwała w końcu:

— Nic mi nie przychodzi do głowy. Mógłbyś jej kupić ładny pierścionek, ale mama nosić nie będzie.

— No wiem właśnie. Na razie mam pomysł, że zabiorę ją do restauracji na kolację i dam kwiaty jakieś ładne.

— Tylko nie róże. — zostałem poinstruowany z tylnego siedzenia.

— Wiem, oklepany temat. Myślałem też o karnecie na jakieś masaże, Spa. Co o tym myślisz?

— Fajne. Ucieszy się.

— To może razem to załatwimy. Pomożesz mi?

— Yhy. — potaknięcie jakieś niewyraźne. Wiedziałem, że o coś jej chodzi. — A będę mogła z wami iść na tę kolację?

Cwaniaczek mały już kombinował. Wszędzie ze swoimi starymi by chodził. Z jednej strony można by było ją zabrać, a drugiej- w końcu na chwilę byśmy byli tylko we dwójkę.

— A co byś powiedziała na wizytę u babci i dziadka? Później cię zgarniemy. — od razu spojrzałem wstecz przez lusterko.

Mina nie zapowiadała niczego dobrego:

— Ale ja bym wolała z wami. Nie chcę do babci. Tam nudno jest. — foch mały poszedł już na mnie.

— Wiem, że byś wolała, ale posłuchaj mnie. Dałabyś nam tylko chwilę na bycie razem. Zjemy i wrócimy. Jak będziemy wcześniej, to odbiorę cię. Jak nie, to następnego dnia z rana.

— O Jezu! Jak chcesz. — założyła ręce na krzyż i naburmuszyła minę.

To był koniec rozmowy naszej.

Dojechaliśmy do domu już bez słowa. Wjechałem do garażu, zostawiłem samochód. Jak otworzyłem drzwi od domu, to Wiki wlazła, rozebrała się i z przytupem poszła na górę do siebie.

Próbowałem ją jakoś udobruchać, ale mój wysiłek poszedł na marne. Nic nie wskórałem, więc sobie darowałem. Samo jej przejdzie.

Odnośnik do komentarza

Popołudnie majowe pochmurne mijało. Spędzałem je sam na kanapie, młoda obrażona w swoim pokoju. Wcześniej zeszła na dół do kuchni, o dziwo sama zrobiła sobie dwie kanapki.

Korzystałem z chwili i czytałem książkę. Na godzinę 18 czekałem, żeby włączyć telewizor. Transmisja Finału Pucharu Polski miała być. Legia zagra z Lechią Gdańsk. Ciekawy mecz się zapowiada, obie ekipy bardzo solidnie w Ekstraklasie.

Magda wróciła o swojej standardowej porze. Weszła do domu, ja wstałem, poszedłem się z nią przywitać. Ona rzuciła torbę w przedpokoju, dała buziaka na dzień dobry. W kuchni poprosiła o zrobienie herbaty, sama poszła do łazienki się przebrać.

Po chwili wróciła.

— Gdzie Wiki?

— Na górze. Focha strzeliła na mnie, że nie chciałem jej zabrać na kolację. — pstryknąłem włącznik czajnika.

— Jaką kolację? — zdziwienie było wyraźne na twarzy żony.

— Naszą rocznicową. Ale więcej nie powiem. Tajemnica. — uśmiechnąłem się. — Chcesz coś jeść?

— Nie, dzięki. Jakoś nie jestem głodna. W pracy jadłyśmy sałatki z kurczakiem, jestem najedzona. — pokręciła głową Magda.

Zostawiłem ją w kuchni. Zalała sobie herbatę, posłodziła, wymieszała. Ja w tym czasie wymknąłem się na taras zapalić.

Po powrocie usadowiłem się na kanapie i dalej czytałem „Ciemne tunele” Antonowa. Książka z serii „Metro 2033” mogła być. Nic porywającego.

Żona przyszła z herbatą, usadowiła się w fotelu. Okazało się, że podczas mojego pobytu na paleniu, Wiki zeszła, przywitała się i chwilę pogadała, po czym poleciała do swoich zajęć.

Magda przystawiła kubek do ust, podmuchała. Nie napiła się, jeszcze za gorący napitek był.

— Nie zgadniesz, kogo widziałam, jak jechałam. — z bardzo wesołym głosem powiedziała w moją stronę.

— No, nie zgadnę. — nie odrywałem wzroku od literek w książce.

— Andrzeja z kupcami chyba. Coś im pokazywał przed domem. — usłyszałem w odpowiedzi.

Podniosłem oczy znad czytadła, zamknąłem ją, położyłem na stoliku. Coś czułem, że szykuje się dłuższa pogawędka.

— Młodzi? Starzy? — zapytałem.

— Młodzi. Może w naszym wieku, ale chyba trochę starsi tak na pierwszy rzut oka. No i była z nimi dziewczynka. Faktycznie chyba w wieku Wiki. — podmuchała w kubek i się napiła łyk.

— Aha. — nie wiedziałem, co mam dalej odpowiedzieć. — No to ok., może w końcu będzie miała z kim się tu bawić.

— Dobrze by było. Oni tak normalnie wyglądali. Babka taka pulchniejsza, mniejsza. Tak mi się zdawało przynajmniej. Blond krótkie włosy.

— E, to nie mój typ. — wtrąciłem dla żartu. — A gość? Twój typ?

— No nie bardzo. Taki normalny z jasnymi włosami. Nic charakterystycznego.

Ustaliliśmy wygląd naszych potencjalnych sąsiadów. Magda dopiła herbatę i poszła na górę do Wiki. Miały razem zrobić lekcje. Piątek może nie najlepszym dniem na to, ale z drugiej strony wolny cały weekend od prac domowych.

Ja wyszedłem na papierosa, później miałem nasypać sobie chipsów oraz zasiąść przed telewizorem na meczu.

Odnośnik do komentarza

Poniedziałek, dla niektórych najgorszy dzień tygodnia. Dla mnie najgorsze były zawsze wtorki. Długo po weekendzie, długo do weekendu. Jakiś czas temu się to zmieniło. Obojętnie mi w zasadzie, jaki jest dzień. Cóż, życie się nam zmieniło, to i podejście też.

Spod poduszki wystawiłem głowę. Czas był, żeby się podnieść. Otworzyłem oczy, te przyzwyczaiły się do jasnego słońca, które wpadało do sypialni przez okno. Leżałem tak chwilę i gapiłem się w sufit. Wyspany byłem, tylko nie chciało mi się podnieść. Wczoraj wieczorem miałem co do tego przeczucie, więc nie tak późno się położyłem, skończyłem czytać o 22:30 i od razu spać.

Po pięciu minutach się zwlokłem. Podszedłem do okna spojrzeć, co tam za nim słychać. Pogoda jako taka była, ale i tak za chłodno, jak na maj. Westchnąłem sobie pod nosem. Wyszedłem do łazienki się umyć i ubrać, tam spojrzałem na zegarek (to bardzo przydatna rzecz w kibelku), ten wskazywał 8:55. Nie było źle, miałem sporo czasu. Jakoś specjalnie punktualnie w robocie nie musiałem być- plusy takiej pracy.

Prawie gotowy zlazłem na dół, podszedłem do blatu w kuchni, zajrzałem do paczki fajek. Został ostatnio. Zabrałem go ze sobą na taras, gdzie go przypaliłem.

Po zakończonej czynności, założyłem buty, kurtkę i w samochód.

 

Przed dotarciem do redakcji zahaczyłem jeszcze o sklep, gdzie nabyłem paczkę fajek. Następnie zaparkowałem i się przeszedłem do budynku.

W biurze nawet cisza oraz spokój. Prawie każdy siedział sobie na miejscu swoim, pracowali. Kamil wstał od swojego biurka, podał rękę, cały czas wyszczerzony. Zacząłem się domyślać, z czego tak się cieszy.

— Jak tam weekend? — zapytał.

— Pomalutku. Dobrze było. A u ciebie? Świętowałeś wygraną?

— No a jak. Legia ładnie ograła 2-1 tę Lechię. Powinni wyżej wygrać. Oglądałeś? — spojrzał w moją stronę. Ja oderwałem się od klawiatury, skierował się w stronę współrozmówcy.

— Ta, widziałem. Tak sobie grali. Nic nadzwyczajnego. Byli lepsi i tyle.

— No jak? Lechia miała farta, że tylko dwa im wklepali, jakby wykorzystali wszystko, to by było 4-1. — chwalił swój ulubiony team Kamil. — Puchar Polski dla Warszawy tak jak i mistrz zaraz. Zobaczysz.

— Wiem. Widziałem tabelę. Mało prawdopodobne, że to wypuszczą z rąk. — odpowiedziałem. — Nie powiem- Czerczesow zrobił porządek w drużynie, dobrze ich trzyma. Może w końcu do LM się dostaną.

Podniosłem tyłek z fotela, kubeczek zabierałem ze sobą.

— Idziesz na herbatę? — zwróciłem się do kolegi. Pewnie już wcześniej był, ale dla towarzystwa i tak pójdzie.

— Idę, idę. Chętnie się napiję, bo coś dziś tu sucho jest. Może gorąca atmosfera… — zarechotał mocno.

— Chyba domyślam się czemu. Chodź.

W końcu ten gość się podniósł z miejsca. Poszliśmy do kuchni po napoje.

Odnośnik do komentarza

— Przyszła? — zagadałem do Kamila, jak tylko weszliśmy do kuchni.

W środku nikogo nie było, mogliśmy gadać. Oczywiście nie jakoś specjalnie głośno i bez krępacji, ale… E, my tacy nie byliśmy. Ani ja, ani on nie byliśmy z takich, co się krepują i trzymają języki za zębami. Zdanie innych na nasz temat mieliśmy w głębokim poważaniu.

Pewnie też dlatego dobrze się dogadywaliśmy.

Kolega spojrzał na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha:

— Tak. Przyszła. Dziś nie zobaczysz jej zgrabnych nóżek, bo nie ma spódnicy krótkiej. — dobrze udawał bardzo smutną minę. I oczami i ustami. Tylko kilka sekund. Zaraz wrócił do swojego prawdziwego wyrazu twarzy. — Ma długie spodnie, ale opięte mocno na zgrabnej dupci, że uuu… Aż by się kurzyło.

Rozśmieszył mnie mocno swoim zachowaniem i opowiastką. Po części byłem ciekawy jej wyglądu tak wychwalanego przez kumpla. Nie mówię, że nie. Każdy facet lubi podziwiać widoki. Norma.

— No to trzeba będzie spojrzeć na nią. Jakoś na razie nie miałem okazji, jak zauważyłeś, bo patrzę na twoją wstrętną gębę. — ironicznie mu rzuciłem.

— Zobaczysz, zobaczysz. Moja paskudna gęba chętnie by się do niej zbliżyła. Potwierdzisz to.

Woda się zagotowała, wlana do kubeczków. Do środka dodane po półtorej łyżeczki cukru.

Z napojami mogliśmy spokojnie ruszyć na swoje miejsca.

Zasiedliśmy w fotelach. Włączyłem monitor, naczynie z herbatą odstawiłem na przestygnięcie. Maili były kilka, same bzdury nie do mnie.

Już miałem sięgać do torby po swojego pendraka, jak zobaczyłem w prawym dolnym rogu nową wiadomość od Michała. Otworzyłem ją. Szef zapraszał za pół godziny na spotkanie wszystkich. Jako że nie posiadaliśmy na stanie takiego dużego pomieszczenia, mieliśmy się zebrać na powierzchni biurowej.

Zrobiłem, to po co sięgałem. Przerzuciłem artykuły. Później je otworzyłem i rzuciłem jeszcze raz wzrokiem na wypociny. Ze dwie linijki jednak skasowałem, cztery dopisałem.

Można było wysyłać.

Odnośnik do komentarza

Zebranie minęło szybciutko. W sumie nic ciekawego. Kulesza pogratulował wszystkim i podziękował za ciężką pracę, sprzedaż „Tygodnika Nowodworskiego” ciągle rosła. Ostatnio podobno drukowali w środę dokładkę. Miesięczne podsumowania sportowe też się dobrze mają oraz są dobrze oceniane przez czytelników. Tu wstaliśmy z Kamilem i ładnie się ukłoniliśmy, dodaliśmy, że nie ma za co.

Później wróciliśmy do swoich zajęć.

 

Przynajmniej taki mieliśmy zamiar. Po kilku słowach wymienionych z kolegą stwierdziliśmy, iż czas na jakiegoś fajka. Nie dane nam jednak było podnieść się i wyjść.

Szef postanowił oprowadzić oraz zapoznać ze wszystkimi obecnymi nową koleżankę. Jako że my siedzieliśmy najbliżej jego gabinetu, a zarazem najdalej od centrum biura, to zaczął od nas.

Ja stałem, już więc bez przeszkód mogłem spojrzeć na zgrabną sylwetkę, która się zbliżała w stronę biurka. Ciemny blond włosów z jasnymi pasemkami gdzieniegdzie, włosy proste, takie do połowy szyi, okulary na nosie, ładne, wydatne usta. Uśmiech też ładny.

— To jest Ania. Jak wiesz, będzie naszą nową „poprawką”, po ludzku mówiąc- korektorką. Tu siedzi i robi Maciek. Razem z tym po lewej — tu wskazał na mojego sąsiada — Kamilem zajmują się sportem. Generalnie naszą lokalną drużyną.

Podałem jej rękę na przywitanie. Skóra była miękka, dłoń ciepła, uścisk bardzo sympatyczny. Spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami sponad okularów, ładnie, tak trochę zawadiacko uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałem podobnie.

— Ta, ja Maciek. Cześć.

— Cześć, Anka. — poruszyła swoimi wydatnymi ustami. Pomalowane lekko błyszczykiem wyglądały seksownie.

Nie gapiłem się jak sroka w gnat. Co to to nie! Utrzymywałem tylko kontakt wzrokowy i się ciut przyglądałem nowej twarzy.

Następnie przeszli krok obok. To samo uczynili z Kamilem.

Ten jak zwykle coś zaczął zagadywać. Ja miałem dobry moment na przyjrzeniu się reszcie ciała nowej.

Złe nie było. Wręcz przeciwnie! Pierwsza klasa! Tyłeczek taki, jak opowiadała Kamil, w tych opiętych spodniach dobrze się eksponował. No tak ze 2 razy lepszy niż Marty.

Biała koszula też opięta, dobrze leżała na korpusie i biuście. Ten wydawał się porządny. Inaczej mówiąc- spory. Zdecydowanie nie widziałem niczego, do czego można by było się przyczepić.

Odchodząc dalej z Michałem, obróciła się lekko w moją stronę, spojrzała i się uśmiechnęła.

Odnośnik do komentarza

Z kumplem mogliśmy wrócić do zaplanowanego działania. Zeszliśmy na dół, na podwórko zapalić.

Pogoda utrzymywała się. Słońce przebijało się przez chmury, a te były dosyć ciężkie. Ciężko, szybko sunęły po niebie. Nie wydawało się, iż będzie padać. Jak już, to będą przelotne opady.

Wyjąłem z bocznej kieszeni kurtki papierosa, zapaliłem zapalniczką. Kolega, który stał z mojej lewej strony, uczynił to samo w tym samym momencie.

Podniosłem lekko głowę do góry, wypuściłem dym ustami. Dobrze było się przewietrzyć. Tam w pomieszczeniu naszym jakiś zaduch trochę panował. Po kilku sekundach usłyszałem pytanie:

— I co? Jak ci się podoba?

Wiedziałem od razu, o co pyta.

— Szczerze?

— No jak zawsze. Oczywko.

— Bardzo ładna. Figura pierwsza klasa. Tyłek zgrabniutki, nic tylko klepnąć w niego. Cycki super. Tak mi się wydaje. — odpowiedziałem, bucha wypuściłem.

Kamil był bardzo zadowolony. Z czego konkretnie? Nie wiem, chyba ze wszystkiego. Zazwyczaj miał taki wyraz twarzy. Teraz może ucieszył się z tego, że przyznałem mu rację.

Zaciągnął się papierosem, rzucił do mnie:

— Ekstra lala. Jakbym ją dorwał… Szarpałbym jak Reksio kosteczkę. — zarechotał. — Zajebiście mi się podoba.

— Dupencja fajna, ale widziałem lepsze. — odrzuciłem koledze.

— Wiem, ja też. Ale z nią i tak bym się chętnie umówił. — lekko rozmarzonym głosem opowiedział mój rozmówca.

— To uderzaj do niej. Wybadaj grunt i jedziesz. — to nie była ironia. Raczej podbudowanie kumpla, żeby czasu nie tracił.

— Ażebyś wiedział, że się wezmę. Spotkam się z nią. Zakład?

— Zakład. — krótko się wypowiedziałem. Nic mi to nie szkodziło. Mogłem tylko zyskać. Tak mi się wydawało przynajmniej. — O co się zakładamy? Krata browaru dobrego?

— Stoi. Daj mi miesiąc i się z nią ustawię. — podał mi rękę w celu potwierdzenia zakładu przyjętego.

— Spoko. — sam się w duszy zaśmiałem z tego. — A ty co, zakochałeś się w niej czy jak?

— Nie. A dobrze by było. Nie pogardzę tym. — ze sporym uśmiechem na swojej facjacie zgasił peta w popielniczce.

Ja zrobiłem to samo.

Powrót na górę zajął kilka chwil. Jak tylko weszliśmy do biura, Kamil się szybko rozejrzał. Wiedziałem, co wygląda. A raczej kogo. Nie uchwycił Anki wzrokiem. Nie było jej. Pewnie siedziała po drugiej stronie kuchni na swoim miejscu.

Akurat właśnie korekta, graficy znajdowali się gdzie indziej. Wynikało to z braku miejsca po „naszej stronie”.

Redakcja nie miała skomplikowanego planu: wejście, z prawej recepcja (kontuar, blat Marty, szafki.), dalej dwie ścianki karton-gips, za nimi otwarty prostokąt z biurkami i całą resztą biurową. Po lewej stronie ściana się ciągnęła. W mniej więcej połowie był mały korytarzyk, nim można było przejść właśnie do grafików i korekcji. Drzwi po prawej stronie tego korytarzyka prowadziły nas do kuchni, po lewej stronie do kibelka.

Wróciwszy do głównej części redakcji, można iść tylko prosto. Na końcu stoją dwa biurka wciśnięte w kącik pod oknem (moje i Kamila). W prawo się skręcało do pokoju szefa.

 

Zasiedliśmy na miejscach. Pierwszy odezwał się kolega:

— Jak tam Świt? Byłeś na meczu?

— Byłem. Bardzo dobre spotkanie. Sześć brameczek wsadzili Pilicy. — odpowiedziałem z zadowoleniem.

— O, nieźle. Dobrze im idzie. Dojadą do końca rundy bez kolejnej porażki?

— Nie wiem, ale wiele wskazuje na to, że tak.

Pogadaliśmy o piłce (już tym razem) dłuższą chwilę. Potem trzeba było zabrać się za robotę. W moim przypadku znowuż nie taką długą.

Odnośnik do komentarza

Maj mijał na spokojnie. W domu luz, w pracy też. Jedynie kolega Kamil dwoił się i troił w stronę Anki. Podchody czynił już drugi tydzień. Na razie dowiedział się tylko: że jest wolna, że ma 26 lat oraz pochodzi z Warki.

W zasadzie to mu kibicowałem. Może w końcu przestanie mi ględzić oraz zawracać dupę, a zajmie się nią lub jej.

Ja miałem zajęte myśli rocznicą i urodzinami. Od rozmowy z Wiki nie wymyśliliśmy nic fajnego i zaskakującego dla Magdy. Jak już cię córa odfochowała na mnie, to stwierdziła, iż pomysł z karnetem na masaże jest fajny.

Dodatkowo dogadałem się z małą o wolnym wieczorze dla nas. To znaczy, dała się przekupić. Bardzo to ona chciała zostać przekupiona. Obiecałem jej zamówienie pizzy do babci oraz kupieniu całej butli Neastea. Do tego jakiś dobry film na DVD.

To załatwione.

Została jakaś restauracja. Kija w tyłkach nie mamy, więc wszystkie sztywniackie knajpy odpadły. Do Warszawy turlać się nam też nie chciało.

Założyłem sobie jedno i co najważniejsze- udało się z szefem knajpki dogadać. W czwartki tłumy nie walą na takie żarcie, więc nie będzie kłopotu z moim wymysłem. A wpadłem na takie coś: przyjdziemy do knajpy, będzie normalnie wyglądać, kelner nas zaprowadzi na miejsce. Będzie zwyczajnie, po chwili przyjdzie i sprzątnie wszystko, a położy ładny czerwony obrus, zapali nam świeczki.

Może i kiczowate, ale się spodoba.

Pozostały masaże. Znałem się na tym jak Darek Szpakowski na hiszpańskich nazwiskach piłkarskich. Spojrzałem do Internetu i już mniej więcej ogarnąłem temat- musiał być relaksacyjny. Rozstrzał cen spor, natomiast od razu odrzuciłem oferty „firm”, które znajdowały się w zwykłych budynkach mieszkalnych, jakieś domki i posesje. Nijak to profesjonalnie nie wyglądało, bynajmniej zawodowym masażem nie pachniało.

Któregoś ładnego dnia po odbiorze Wiki ze szkoły podjechaliśmy do Centrum Rehabilitacyjnego „AGA-MED.”. W necie wyglądało to całkiem, całkiem.

Na żywo już wrażenia nie robiło. Może inaczej- słabe wrażenie. Weszliśmy do środka, pokręciliśmy się chwilę po firmie. Wnętrze tak nie zachęcało mocno. Do jakiekolwiek Spa było daleko. Bardziej ten przybytek przypominał jakąś przychodnię. Uprzejma pani z recepcji zapytał „w czym może pomóc”. Podziękowaliśmy za to, wzięliśmy ulotkę i rzuciliśmy okiem. Szału nie było. Ceny normalne, jakoś wątpliwa.

Wyszliśmy.

Na mojej karteczce była jeszcze jedna pozycja: Jabłonna. Ostatni punkt był oddalony o jakieś 20 minut jazdy od Nowego Dworu.

W wejściu do samochodu odwróciłem się do Wiki:

— Jedziemy jeszcze do Jabłonnej do jednego miejsca?

— No możemy jechać. Ładniej wygląda?

— Zdecydowanie. Zostawiłem je na koniec, bo najdalej od domu jest.

— Ok.

Zajechaliśmy szybko, trochę pokręciłem po uliczce, bo nie było gdzie stanąć. W końcu dotarliśmy na miejsce. „Seven Senses Beauty & SPA” wyglądało, jak na takie miejsce przystało. Elegancja-Francja.

Gdy tylko weszliśmy, zostaliśmy sympatycznie przywitani przez panią. Zważając na godzinę, która była, to raczej za wielu klientów nie było. Pogadaliśmy co i jak. Sama zaproponowała, że pokaże nam, jak wygląda środek. Ten był bardzo ładny, elegancki, przytulny. Każda z salek idealna na odpoczynek.

Później wróciliśmy do recepcji. Z kłopotami małymi (bo nie wiedzieliśmy, co dokładnie chcemy i co niektóre rzeczy znaczą) razem z Wiki wybraliśmy karnet na masaże relaksacyjne i temu podobne.

Zapłaciłem, czas było ruszać w drogę powrotną.

Odnośnik do komentarza

W sumie już nie mogłem się doczekać zrobienia tej niespodzianki żonie. Ucieszy się. To znaczy, taką miałem nadzieję.

Tymczasem siedziałem dziś w redakcji i poprawiałem swój artykuł. Pewnie bym zrobił w domu, ale dziś i tak musiałem zahaczyć o targ, więc od razu wpadłem do biura. Póki co szło trochę pod górkę. Trochę byłem rozkojarzony. Tylko czym? Chyba niczym konkretnym. Gapiłem się w monitor, przeglądałem głupoty w necie.

Kamila nie było, więc nie miałem nawet do kogo gęby otworzyć. Jego nieobecność trochę mnie zdziwiła. Nie napisał nic, nie dzwonił. Niepodobne do kolegi. Szefa jeszcze nie było i nie miałem jak się dowiedzieć.

Po godzinie mało robienia wstałem z fotela. Trzeba było się przewietrzyć. Dziś samemu. Dobrze, że chociaż pogoda dopisywała. Gdzieś koło 19 stopni było na termometrze, słoneczko na niebie.

Szedłem w kierunku drzwi wyjściowych, kiedy zobaczyłem Ankę. Stała koło Marty i gadały. Rzuciła spojrzenie w moją stronę, uśmiechnęła się. Odpowiedziałem tym samym. Przechodząc obok nich, usłyszałem jej głos:

— Cześć Maćku.

Naturalnie, z grzeczności odpowiedziałem:

— Cześć.

Miałem przekraczać próg, kiedy do mych uszu dobiegło pytanie:

— Idziesz na papierosa?

Odwróciłem głowę. Anka stała uśmiechnięta już bliżej mnie. Rozejrzałem się, żeby upewnić się, iż pytanie było skierowane do mnie. Nikogo innego nie zauważyłem. Spojrzałem na nią:

— Tak, idę. A co?

— Mogę się przyłączyć?

— Jasne. — zdążyłem to powiedzieć, kiedy koleżanka ruszyła w moją stronę.

Przytrzymałem jej drzwi, wyszliśmy na korytarz. Później drewnianymi schodkami w dół. Spokojnie się trzymała drogi, którą ją prowadziłem.

Wyszliśmy na podwórko. Przepuściłem ją pierwszą, maniery dżentelmena musiały być zachowane.

W pierwszym momencie nie poczułem świeżego powietrza, tylko zapach perfum Anki oraz jej włosy. Te pachniały jakoś tak… Sam nie wiedziałem do końca czym. Słodkawy, ale nie mdły zapach. Wydawał się bardzo ładny.

Na otwartej przestrzeni (no powiedzmy, że otwartej) mogłem w końcu odetchnąć od biura. Stanęliśmy sobie z boku po lewej, na słoneczku. Miałem tylko swojego fajka, resztę zostawiłem na górze. Wsadziłem go w usta, zapaliłem. Koleżanka tylko stała.

Zapytałem:

— A ty nie palisz?

Popatrzyła ładnymi oczami za okularami na mnie, lekki uśmiech sugerował już odpowiedź:

— Nie. Tak dla towarzystwa wyszłam.

— A, ok.

Wypuściłem dym ustami w drugą stronę, żeby nie dmuchać prosto na nią. Tym razem to ona zagadała mnie:

— Długo tu już pracujesz?

— Rok wychodzi.

— Aha. I jak ci się podoba?

— Dobrze jest. Mam swoje poletko, na ni działam. Czasem coś się urodzi, czasem zbiorę plony. — zażartowałem. — Ogólnie jest luz. Spoko ludzie pracują, nawet szef jest wporzo.

Anka popatrzyła w dół na swoje buty. Dziś miała kremowe szpile, nogi wciśnięte w dżinsy, opięte oczywiście. Przy takiej figurze nosić inne to by był grzech.

— Podobnego zdania jestem.

— No to git. — odpowiedziałem. — Planujesz tu zostać, czy jakieś przenosiny dalsze?

— Nie wiem, zobaczymy. — jej piwne oczy przeskoczyły wprost na moje. Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. — A mogę cię o coś zapytać?

— Jasne, wal. — strzepałem popiół na ziemię za sobą.

— Czy mi się tylko wydaje, że twój kolega Kamil bardzo się mi uważnie przygląda?

— No, ekhm… — na takiego pytanie nie byłem przygotowany. Ale to nie był problem, zawsze gadałem prosto z mostu. — Nie wydaje ci się. Tak jest. No cóż tu dużo gadać: wpadłaś mu w oko. Ale spokojnie, on nie jest groźny. — sam się uśmiałem ze swojego żartu.

Koleżanka też się zaśmiała. Widocznie żart się udał.

— Skoro tak mówisz. Ciekawe czemu?

— Co czemu? — nie zrozumiałem tego ostatniego.

— Czemu mu wpadłam w oko.

— Szczerze? — zapytałem, patrząc na nią, wypuściłem dym kącikiem ust.

— No pewnie. — od razu wyskoczyło z jej ust.

— Wyglądasz, jak wyglądasz, czyli bardzo atrakcyjnie. Docenił kolega piękną kobietę. I tyle. — spokojnie powiedziałem. Zgasiłem fajka w popielniczce.

Byłem gotowy do powrotu na górę.

— Idziemy? — rzuciłem w jej stronę.

Pokiwała głową.

Weszliśmy do biura. Po drodze coś tam jeszcze się zapytała i tyle. Po otwarciu drzwi chciałem już rzucić do niej „Na razie”, ale mnie wyprzedziła:

— Jak będziesz szedł na kolejnego i będę mogła się dołączyć, to daj znać, ok.? — jej uśmiechowi nie można było odmówić.

— Spoko. Dam znać.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...