Skocz do zawartości

Oferma na piłkarskich salonach


Szymon Kąkol

Rekomendowane odpowiedzi

Po pierwszej turze meczów przygotowujących nas do heroicznego boju o utrzymanie się w lidze, mieliśmy na koncie dwa zwycięstwa (w tym jedno szczególnie cenne z Pro Duta FC), jeden remis i trzy porażki. Bilans bramek wynosił 5:5. Niby nie było źle, jednak gra moich indonezyjskich przyjaciół była mocno chimeryczna i niczym nie przypominała profesjonalizmu, jaki mogłem zaobserwować w trakcie moich licznych europejskich stażów, załatwionych przez kochanego wuja. Bez jego pomocy nic nie jest jednak takie samo. Jeśli nadal łudzicie się, że samodzielne życie jest usłane różami, to mogę Wam zdradzić, iż w cale tak nie jest. Tak między nami – tylko nie mówcie wujowi! – to cały ten wyjazd do Indonezji jawi mi się w coraz to bledszych barwach. Słońce i komary powoli doprowadzają mnie do prawdziwego szału. Te latające potwory sprawiły, iż w wyglądzie niczym nie różniłem się od dziecka przechodzącego atak ospy wietrznej. I ten upał! Co prawda, gdy słońce chowa się za chmurami – można naprawdę odetchnąć. Trwa to jednak dosłownie kilka sekund, gdyż zaraz na ziemie spadają hektolitry wody, zamieniając drogi (bądź raczej prymitywne ścieżki) w rwące potoki, a człowiek, gdy akurat nie ma pod ręką żadnego kutra, musi pożegnać się z wizją suchej bielizny…

 

Co najdziwniejsze, mieszkańcy tego dziwnego kraju przyjmują taki obrót spraw jako coś zupełnie normalnego, a nawet, o zgrozo, coś nad wyraz pozytywnego! W tej same wodzie jedni ludzie piorą, drudzy napełniają czajniki, trzeci zaś – mam nadzieję, że obecnie nic nie spożywacie – używają jej jako łazienki! Tylko palące słońce, który niszczy bakterie i prawdziwy cud chroni tych biedaków przed śmiercią w wyniku działania wszelkiego rodzaju wirusów. Jeśli więc zamierzacie kiedyś do Indonezji przyjechać, uzbrójcie się w olbrzymie ilości kremu z filtrem, spray przeciw komarom i tonę zawziętości.

 

Nie ma jednak co biadolić (w końcu jestem dorosłym mężczyzną, prawda?), najważniejsze w mojej pracy było zdobycie niezbędnego trenerskiego doświadczenia. Wydobyłem więc z otchłani swego jestestwa ostatnie pokłady chęci i wziąłem się za doskonalenia wszelkich założeń taktycznych. Doszedłem do wniosku, iż nie ma co bombardować moich zdolnych piłkarzy nadmiernie skomplikowaną wizją gry. Dopracowaliśmy więc wspólnie to, co już udało nam się osiągnąć i z nadzieją czekałem na rozwój wypadków. W między czasie Effendi zaproponował mi wyjazd na dzień testów, w którym piłkarze bez pracy pokazują liczne swe wdzięki. Jako że byłem człowiekiem ogólnie zapracowanym, poleciłem mojemu asystentowi, by udał się na ów mecz sam i zdał mi raport dotyczący ewentualnych perełek. Jak się jednak okazało, żadnych gwiazd Effendi tam nie uświadczył, więc w niezmienionym składzie podeszliśmy do kolejnych sparingów.

 

Pełny nadziei rozsiadłem się w wątpliwej jakości drewnianym krzesełku, przeznaczonym dla trenera przyjezdnego zespołu i przyglądałem się poczynaniom moich wybrańców, którzy mierzyli się tym razem z piłkarzami Persekaby (spokojnie, mnie też ta nazwa zupełnie nic nie mówi). Po trzech minutach owe krzesełko było już jedynie stertą starych desek – nasi obrońcy doprowadzili mnie bowiem do furii swoją nieudolną postawą i łatwością, z jaką dali sobie wbić bramkę po, wydawałoby się niegroźnym, rzucie rożnym. Resztę spotkania spędziłem więc stojąc, z upływem czasu nabierałem jednak coraz większe ochoty na drzemkę. Z letargu wytrąciła mnie dopiero kolejna stracona bramka, która pokazała, iż w naszą obronę wejść można łatwiej niż do pierwszego lepszego burdelu. Humoru wcale nie poprawiła mi bramka honorowa, ustrzelona przez Deriusa.

 

TOW: Persekaba Yahukimo - FC Muaro Sijunjung 2:1

3’ – Harianto (1:0)

83’ – Samberori (2:0)

86’ – Derius (2:1)

Frekwencja: 890.

 

Gra wyglądała jedynie odrobinę lepiej w kolejnym meczu, w którym rywalizowaliśmy z drugoligowym Bontang. Zaczęło się co prawda pozytywnie - Derius już w 2. minucie wyprowadził nas na prowadzenie, wykorzystując idealne podanie Elmunizara, jednak mój zespół najwyraźniej uznał, iż jedna zdobyta bramka w zupełności wystarczy. Dalszą część spotkania wszyscy więc totalnie olali. Rywale rzecz jasna nie omieszkali naszego rozluźnienia wykorzystać - zaaplikowali nam dawkę dwóch bramek i bez większego wysiłku zakończyli rywalizację na swoją korzyść.

 

TOW: Bontang FC – Muaro Sijunjung 2:1

2’ – Derius

68’ – Hamdi

81’ – Hamdi

Frewkencja: 1,138

Odnośnik do komentarza

Mimo iż nasza forma nadal była istną sinusoidą, starałem się trzymać tezy, iż nie ma zbytniego sensu przejmować się rezultatami sparingów. To samo wpajałem zawodnikom, którzy moją spokojną reakcję przyjęli z widoczną ulgą. W takim to nastroju przystąpiliśmy do dwóch ostatnich spotkań przed startem ligi –z amatorskim PSBS i występującą w najwyższej klasie rozgrywkowej Putrą.

 

W meczu z amatorami pokazaliśmy dwa zupełnie inne oblicza. W pierwszej połowie nieudolne i nad wyraz nieskuteczne, co skończyło się stratą bramki, w drugiej zaś rokujące spore nadzieje. Udało nam się jednak ustrzelić tyle samo, co naszemu przeciwnikowi, więc mecz zakończył się remisem.

 

TOW: Muaro Sijunjung - PSBS Bangkinang 1:1

28’ – Saiful (1:0)

46’ – Rustaman (1:1)

Frekwencja: 1,032.

 

Pojedynek z przedstawicielem ekstraklasy to już zupełnie inna historia. Chłopcy zagrali świetny mecz – zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Przeważaliśmy przez całe 90 minut, a nasi przeciwnicy, wyraźnie zdezorientowani przebiegiem sytuacji, postanowili sami wymierzyć sobie karę i ustrzelili „swojaka”. Jak widać, najbardziej leżą nam przeciwnicy co najmniej o klasie lepsi.

 

TOW: Barito Putra – Muaro Sijunjung 0:1

61’ – Supriatna sam. (0:1)

Frekwencja: 3,501.

 

Po prawie 4 miesiącach intensywnych przygotowań i rozegraniu 10 spotkań towarzyskich przyjdzie nam w końcu stanąć do rywalizacji w lidze. Kolejek będzie jedynie 22, więc na ewentualną serię porażek z rzędu nie będzie miejsca i już od samego startu musimy walczyć o każdy punkt. W sparingach zdołaliśmy osiągnąć 3 zwycięstwa i 2 remisy, przegrywaliśmy natomiast 5-krotnie. Bilans bramkowy wyniósł 9:10.

Odnośnik do komentarza

No, czyli wszyscy są od Ciebie lepsi, a Twoi zawodnicy lubią grać z takimi, wniosek wysuwa się jeden - będzie dobrze !

 

Prezes chce dać Ci pracę w charakterze klubowego talizmanu.

 

 

Wszelkie nasze dokonania w sparingach stały się nieważne z chwilą, gdy wyjechaliśmy na inauguracyjny mecz sezonu 2013/2014. Celem naszej podróży okazała się Jawa, a dokładniej – miasto Sleman. W klubowym kutrze Effendi zdał mi jeszcze raport odnośnie sprzedanych karnetów. Okazało się, iż w wiosce znalazło się aż 750 masochistów, którzy ufundowali sobie tę wątpliwej jakości przyjemność.

 

Do meczu podchodziłem z mieszanymi uczuciami. Kompletnie nie wiedziałem bowiem, czego mogę spodziewać się po mojej drużynie. Początek był jednak nad wyraz obiecujący. Piłkarze grali mądrą, wyważoną piłkę. Nie dopuszczali rywali do pola karnego, a sami stworzyli 2 dogodne sytuacje do objęcie prowadzenia. Najlepszą miał Rustaman, który stanął oko w oko z bramkarzem rywali, lecz trafił prosto w niego. To nasi rywale jednak otworzyli wynik spotkania. Sapurto w 29. minucie wykorzystał gapiostwo naszej prawej strony, dośrodkował wprost na głowę Supriyatny, który tylko dopełnił formalności.

 

Radość gospodarzy trwała na szczęście tylko 8 minut. Daleki wykop Hamdaniego wykorzystał najwyższy na boisku Uropmabin i zagraniem głową wypuścił Rustamana na pozycje sam na sam z bramkarzem, umożliwiając mu tym samym zdobycie bramki. I gdy wrzawa na naszej ławce rezerwowych jeszcze nie opadła, zadaliśmy kolejny cios! Zaraz po rozpoczęciu gry piłkę przejął bowiem Arsyadan, wymienił kilka szybkich podań z Rustamanem i Uropmabin, po czym ten ostatni huknął jak z armaty i zrobiło się 2:1. Nie do wiary!

 

Na drugą połowę wyszliśmy pełni wiary w zwycięstwo. I było widać to w każdym niemal zagraniu. Mądrze wymienialiśmy piłkę, zanotowaliśmy też sporo odbiorów, w związku z czym rywal praktycznie nie istniał. Zwieńczeniem dobrej postawy była akcja wprowadzonego z ławki Idrisa, który długa piłką wypuścił bohatera tego meczu – Uropmabina i nasze 2-bramkowe prowadzenie stało się faktem. Obrazy gry do końca się już nie zmienił i do domu wracaliśmy jako zwycięzcy.

 

Indonezyjska 1. Liga [1/22]: PSS Sleman – Muaro Sijunjung 1:3

Typy: 1 – 2,00 0 – 3,20 2 – 3,20

Skład: Hamdani – Fadholi, Muliana, Arif (90’ Fazri), Said – Umar, Ardida, Arsyad (61’ Idrus), Elmunizar (61’ Fadholi) – Uropmabin, Rustaman.

 

29’ – Supriyatna (1:0)

37’ – Rustaman (1:1)

38’ – Uropmabin (1:2)

68’ – Uropmabin (1:3)

Frekwencja: 18, 278

Gracz meczu: Uropmabin (2 bramki, 1 asysta, nota: 9,3)

Odnośnik do komentarza

Zarząd w udanym początku sezonu ujrzał możliwość przyciągnięcia na stadion większej grupy kibiców niż zwykle, toteż mecz drugiej kolejki został uznany dniem kibica, a ceny biletów spadły o połowę.

 

Grupa ponad 3 tysięcy widzów, którzy zdecydowali się pofatygować na nasz pojedynek z Medan Jaya (kandydat do awansu), nie mogła bynajmniej narzekać na brak wrażeń. Chłopcy nie zgubili formy z pierwszego spotkania i od samego początku stanowili nie lada zagrożenie pod bramką rywali. Zresztą już w 39. minucie, po wspaniałym rajdzie Elmunizara i równie wspaniałym dograniu na krótki słupek, Rustaman mierzonym strzałem dał nam prowadzenie. Prezes Arifin był tak uradowany naszą grą, iż w przerwie pogratulował mi zdobycia 3 punktów.

 

Na całe szczęście piłkarze nie byli świadkami tego zajścia, więc rozluźnienie teoretycznie nam nie groziło. Ku mojej radości, chłopcy nie odstępowali na krok, notując kolejny raz sporo odbiorów. Bramkarz rywali też miał wiele pracy, a w 72. minucie zmuszony był po raz drugi wyjmować piłkę z siatki. Elmunizar fantastycznie bowiem dośrodkował na długi słupek do Uropmabina, a ten z dziecinną łatwością zdobył dla nas kolejną bramkę. Lepszego startu rozgrywek nie mogłem sobie wymarzyć.

 

Indonezyjska 1. Liga [2/22]: Muaro Sijunjung (3) – Medan Jaya (7) 2:0

Typy: 1 – 2,50 0 – 3,0 2 – 2,63

Skład: Hamdani – Fadholi, Muliana, Arif (84’ Fazri), Said – Umar (71’ Furqoni), Ardida, Arsyad (84’ Idrus), Elmunizar – Uropmabin, Rustaman.

 

39’ – Rustaman

72’ – Uropmabin

Frekwencja: 3,689

Gracz meczu: Elmunizar (2 asysty, nota: 8,5)

Odnośnik do komentarza

Był słoneczny ranek (zbyt słoneczny), gdy wróciłem do swej jaskini. Głowa wszelkimi możliwymi sposobami usiłowała zaalarmować mnie, że lada chwila eksploduje, przez co mój nikłej wielkości mózg wyląduje w kawałeczkach na ścianie, po czym zostanie usmażony na węgiel przez panujący skwar. Stan beznadziei dopełniany był przez denerwujące robactwo, które chyba tego pięknego dnia uwzięło się na mnie. Nie było żadnych wątpliwości. Ostatniej nocy mocno przesadziliśmy z chłopakami. Ale powiedźcie szczerze – było się czemu dziwić? W końcu odnieśliśmy dwa widowiskowe zwycięstwa i to na samym początku sezonu!

 

Prezes Arifin w przypływie szczerości, uruchomionej sporą dawką Araku, wyznał mi, iż co prawda spodziewał się takiej właśnie liczby wygranych, ale dopiero po zakończeniu rozgrywek. Mój pijany w sztok pracodawca powiedział to na tyle głośno, że wszyscy doskonale go słyszeli. Jedyną reakcją jednak był potężny wybuch śmiechu.

 

W tym miejscu muszę Wam coś wyjaśnić. Owa "spora" dawka Araku w rzeczywistości nie była bowiem tak pokaźna. My, ludzie z Polski po takiej dawce alkoholu dopiero się rozgrzewamy, Indonezyjczykom jednak w zupełności wystarczy to do wejścia w stan nieważkości. Całe szczęście, Marcus Bent okazał się na tyle wytrzymały, iż nie musiałem kończyć imprezy trzeźwy, w dodatku z grupą pijanych piłkarzy i działaczy. Tak prawdę mówiąc, mój stan jest właśnie zasługą Benta. Myśl o wstrzymaniu mu za to tygodniówki nadspodziewanie długo nie chciała wyjść z mojej głowy…

 

Gdy doszedłem w końcu do siebie, wykonałem szybki telefon do Effendiego i oświadczyłem, iż treningu niestety nie będzie. Nie było takiej siły, która zmusiłaby mnie do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Wiadomość została przyjęta z aprobatą – nic dziwnego, w końcu mój asystent zeszłej nocy doprowadził się do takiego stanu, iż zupełnie normalna wydała mu się przejażdżka oryginalnym dość środkiem transportu, jakim jest koza.

 

W kolejnym dniu należało jednak wrócić do rzeczywistości i zmożonej pracy. Pierwsze dwa zwycięstwa niczego jeszcze nie załatwiały, a już na pewno nie utrzymania się w lidze. Na kolejny mecz jechaliśmy na zachód Sumatry, do Padang. Zdecydowałem się nie zmieniać zwycięskiego składu mając nadzieję, iż chłopcy po kilku dniach treningu i jednej potężnej libacji alkoholowej niczego ze swojej dobrej formy nie stracili.

 

Pierwsza połowa w naszym wykonaniu wyglądała jednak, jakby wszyscy byli jeszcze na kacu. Również nasi przeciwnicy. Nie działo się dosłownie nic, toteż na ewentualne emocje trzeba było poczekać do drugich 45 minut. Dziać zaczęło się dopiero po ponad godzinie gry – napastnik rywali dość łatwo doszedł do sytuacji sam na sam z Hamdanim, jednak fatalnie spudłował. Gorzej było kilka minut później. Po, wydawać by się mogło niegroźnym dośrodkowaniu, w naszym polu karnym zapanował chaos, a piłkarze postanowili zagrać ze sobą w ping-ponga. Zamieszanie wykorzystał Zola, przejął piłkę i umieścił ją w naszej bramce.

 

Chłopcy bardzo szybko oprzytomnieli (najwyższa pora…) i już 4 minuty później po doskonałym dośrodkowaniu wprowadzonego wcześniej Buchoriego remis dał nam Uropmabin. Akcja ta została skopiowana jeszcze dwukrotnie. Niestety nie przez nas, a przez naszych rywali, którzy w samej końcówce przesądzili o losach rywalizacji na swoją korzyść. Pierwsza nasza ligowa porażka stała się tym samym faktem.

 

Indonezyjska 1. Liga [3/22]: PSP Padang (3) – Muaro Sijunjung (2) 3:1

Typy: 1 – 2,00 0 – 3,20 2 – 3,20

Skład: Hamdani – Fadholi, Muliana, Arif, Said (90’ Solichin) – Umar, Ardida, Arsyad, Elmunizar (67’ Buchori) – Uropmabin, Rustaman (80’ Derius).

 

67’ – Zola (1:0)

71’ – Uropmabin (1:1)

90’ – Zola (2:1)

90+1’ – Lestaluhu (3:1)

Frekwencja: 2,829

Gracz meczu: Zola (2 bramki, 1 asysta, nota: 8,8).

 

Po przegranej martwił mnie szczególnie fakt, iż wszystkie bramki w tym meczu padły po dośrodkowaniach w nasze pole karne, w tym dwie z rzutów rożnych. Profil kolejnych treningów narzucał się sam.

 

W pojedynku przed własną publicznością z Persikab pokazaliśmy, jak bardzo zmienna jest nasza dyspozycja. Piękna bramka zdobyta półwolejem przez Rustamana i bardzo dobra gra w ofensywie dawały poczucie wyższości nad rywalami w pierwszej połowie. Zawiodła jednak skuteczność, a jeden jedyny błąd naszej defensywy, po którym Jamlean zdobył bramkę, spowodował, że do przerwy był remis. Cieszyła dobra postawa Furqoniego, który zastąpił w składzie słabo spisującego się Umara.

 

W przerwie przeceniłem swoje zdolności motywacyjne - zawodnicy ani trochę nie dali się przekonać, iż mecz ten możemy bez problemu wygrać. Mieli rację. Gra zdecydowanie się wyrównała, a nasz rywal zadał dwa nokautujące ciosy. Oba autorstwa środkowego obrońcy Dimary, który swoje bramki zdobył po skutecznie wykonanych rzutach rożnych. Znowu więc przegraliśmy mecz przez słabą postawę przy stałych fragmentach gry.

 

Indonezyjska 1. Liga [4/22]: Muaro Sijunjung (5) – Medan Jaya (11) 1:3

Typy: 1 – 2,50 0 – 3,-0 2 – 2,63

Skład: Hamdani – Fadholi, Muliana, Arif, Said – Furqoni, Ardida, Arsyad (87’ Idrus), Elmunizar (77’ Buchori) – Uropmabin (77’ Derius), Rustaman.

 

10’ – Rustaman (1:0)

45+1’ – Jamlean (1:1)

47’ – Dimara (1:2)

58’ – Dimara (1:3)

Frewkencja: 3,062

Gracz meczu: Dimara (2 bramki, nota: 9,3)

Odnośnik do komentarza

W klubie nikt już nie szalał, nie grała głośna muzyka, nie było śpiewów, śmiechów ani krzyków, a prezes Arifin już nie fantazjował o budowie nowej indonezyjskiej potęgi futbolu. Zostaliśmy sprowadzeni na ziemie, lądowanie było o tyle łagodniejsze, gdyż w zapasie mieliśmy 6 punktów. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, jak ich zdobycie może sprzyjać w ewentualnej walce o utrzymanie. Nastała szara rzeczywistość i mnie to jak najbardziej odpowiadało. Nie godzę się na to, by ktoś na siłę próbował z tego burdelu zrobić luksusowy hotel.

 

Piłkarze więc zamiast zachwycać się nad swoimi umiejętnościami, w końcu zrozumieli, że w Indonezji nikt na ich widok włosów sobie nie wyrywa, a w przewidywanej przyszłości ich reputacja może spaść do poziomu typowych „dostarczycieli punktów”. Trzeba było zatem spokojnie robić swoje i liczyć na sprzyjający rozwój wypadków w najbliższych meczach.

 

Wiara w zespół Perseden - naszych kolejnych rywali - była duża, gdyż na spotkanie z nami na stadion przybyły tłumy (jak na warunki indonezyjskie rzecz jasna). My do rywalizacji podeszliśmy z jedną zmianą w składzie, skarżącego się na zmęczenie Arifa (38 wiosen swoje robi) na środku obrony zastąpił Fazri.

 

Mecz mógł się podobać. Akcje po obu stronach boiskach tylko z rzadka były przerywane bezsensowną kopaniną. Wszystko rozkręciło się już w 4. minucie za sprawą indywidualnej akcji Furqoniego, który, minąwszy najpierw obrońcę, następnie z całej siły swoich krótkich nóg uderzył prosto w bramkarza. Obijanie bramki rywali przez nas zespół wcale nie ustało, a ofiarą tym razem padł słupek, którego za cel obrał sobie Uropmabin. Akcji mniej i bardziej składnych było w pierwszej połowie jeszcze sporo, jednak żadna ze stron nie zdobyła się na to, by otworzyć wynik.

 

Worek z bramkami rozwiązał się za to po przerwie, a kluczowym okazał się okres pomiędzy 60. a 66. minutą spotkania. Niestety strzelanie ograniczyło się tylko do naszej bramki. Rozpoczął Azis, który wykorzystał fantastyczne podanie za plecy naszych obrońców posłane mu przez Mathara. 5 minut później znów nie popisała się nasza defensywa, która nie potrafiła wyekspediować piłki z własnego pola karnego mając ją cały czas dokładnie pod nogami! Całe zamieszanie wykorzystał Firmansyah, który z kilku metrów huknął nie do obrony. Na domiar złego, kilka minut wcześniej urazu doznał Hamdani, który po drugiej straconej przez nas bramce uznał, iż jednak nie jest w stanie kontynuować dalej gry.

 

Zastąpił go więc Kurniawan i zaledwie kilka sekund po pojawieniu się na boisku musiał wyciągać piłkę z siatki. Penetrujące naszą obronę podanie (dziurawą niczym durszlak) posłał tym razem Widhi, a Firmansyah bez większego problemu zaliczył drugie trafienie. W mgnieniu oka zrobiło się więc 3:0. Było to tym bardziej bolesne, gdyż przebieg gry do tamtego momentu kompletnie na taki obrót spraw nie wskazywał. Nie mając zbyt wiele do stracenia, staraliśmy się przejść do zmasowanych ataków, by uratować resztki honoru. Takiej szansy nie dostali słabo się spisujący Rustaman i Elmunizar, których zastąpili Derius oraz Buchori. Bardziej ofensywne nastawienie pozwoliło nam jednak na zdobycie tylko jednej bramki, której autorem, po ładnym podaniu głową Uropbamina, okazał się wprowadzony Derius. A żeby tradycji stało się zadość, pod koniec meczu daliśmy sobie wbić kolejną bramkę ze stałego fragmentu gry. Tym razem ogromne trudności sprawił nam rzut wolny, którego na gola zamienił Mathar.

 

Indonezyjska 1. Liga [5/22]: Perseden Denpasar (5) – Muaro Sijunjung (10) 4:1

Typy: 1 – 2,25 0 – 3,20 2 – 2,75

Skład: Hamdani (65’ Kurniawan) – Fadholi, Muliana, Fazri, Said – Furqoni, Ardida, Arsyad, Elmunizar (67’ Buchori) – Uropmabin, Rustaman (70’ Derius).

 

60’ - Azis (1:0)

65’ – Firmansyah (2:0)

66’ – Firmansyah (3:0)

79’ – Derius (3:1)

87’ – Mathar (4:1)

Frewkencja: 8,224

Gracz meczu: Firmansyah (2 bramki, nota: 8,8).

Odnośnik do komentarza

Denpasar to naprawde spore miasto z miedzynarodowym lotniskiem itp itd no i calkiem nie daleko znajduje sie miejscowosc w ktorej akurat przebywam :) Ubud, ciekaw jestem czy jest jakis klub z tego miasta. Tak czy inaczej, Arak faktycznie potrafi byc zdradliwy, glownie ze wzgledu na to ze etykiety sa drukowane w tak niedbaly sposob ze czasem ciezko dostrzec ile faktycznie ow trunek ma procentow. Widzialem juz wersje 20% i 40% np...

Odnośnik do komentarza

Po ostatnim wpierdzielu Dempasaru już nie lubimy. Zresztą jak i całej wyspy Bali. I to nawet pomimo tego, iż można się na niej nieźle zabawić :P Zespołu z Ubud mój FM niestety nie stwierdził, ale klubowi researcherzy mówią, iż mają w Ubud boisko piłkarskie, więc może jakaś regionalna amatorska drużyna istnieje :)

Odnośnik do komentarza

Diagnoza nie była dla nas optymistyczna. Hamdani naciągnął ścięgno podkolanowe i jego absencja, mimo pomocy lekarzy z Djakarty, miała potrwać od 5 do 6 tygodni. Jako że moi dwa dzielni scouci podczas okienka transferowego nie znaleźli więcej wartościowych bramkarzy, nie dokonywałem wtedy więcej transferów na tę pozycję. Był to błąd, ponieważ po urazie Hamdaniego mieliśmy do dyspozycji tylko Kurniawana. Co gorsza, swej omyłki nie mogłem w żaden sposób naprawić, gdyż zasady panujące w indonezyjskiej 3. lidze stanowią, iż piłkarze mogą przechodzić do klubów tylko podczas okna transferowego, nawet ci, którzy nie posiadają klubu. Mimo wszystko postanowiłem poszukać kolejnego bramkarza dla klubu, którym po kilku dniach okazał się młody Evin Supangat (20 l.), wychowanek 2-ligowej Persemy. Dołączy on do nas na początku lutego. Poza wymuszoną zmianą Hamdaniego za Kurniawana wykonałem jeszcze 3 roszady w składzie. Fatalnie spisującego się na lewej obronie Saidiego zastąpił Solichin, a na środek defensywy powrócił Arif. W środku pola Idrus wskoczył jeszcze na miejsce Arsyada.

 

Prezes Afirin rekinem finansjery nie był, o czym zdążyłem się przekonać po jego kolejnej decyzji o zorganizowaniu dnia kibica. Dzięki jego hojności, bilety na mecz z Persiss Sorong były rozdawane za darmo. W normalnej sytuacji byłby to może sprytny chwyt, mający przyciągnąć kibiców na stadion, jednak nie w przypadku, gdy na klubowym koncie widniało piękne, okrągłe zero.

 

Jeszcze śmieszniej zrobiło się tuż przed samym meczem, kiedy to Effendi poinformował mnie, że bukmacherzy widzą nas w roli faworyta. Chyba nie zanotowali mało znaczącego faktu, iż mamy na koncie 3 porażki z rzędu, a nasi rywale biją się o awans…

 

Ale cóż, nie była to w końcu pierwsza dziwna sytuacja, jakiej w tym kraju doświadczyłem, toteż postanowiłem podejść do tego spotkania na kompletnym luzie. Piłkarzom radziłem przyjąć podobną postawę – a nuż poskutkuje. O pierwszej połowie można powiedzieć jedynie tyle, że się odbyła. Nie działo się bowiem kompletnie nic wartościowego. Co prawda oddaliśmy 8 strzałów, jednak żaden z nich nawet nie zbliżył się w okolice bramki. Podobnie miała się sprawa u naszych rywali.

 

W drugiej połowie zresztą też nie stwarzali oni zbytniego zagrożenia w naszym polu karnym, jednak wystarczyło jedno precyzyjne dośrodkowanie, aby Maribela głową skierował piłkę do siatki. Po straconej bramce przeszliśmy do frontalnych ataków, po których najdogodniejsze sytuacje na wyrównanie mieli nasi obaj napastnicy. Pierw jednak Rustaman obił słupek, a w końcówce spotkania Uropmabin, znajdując się 6 metrów od bramki i mając przed sobą jedynie bramkarza, postanowił z całych sił uderzyć w przeciwnika. Rekordowo liczna widownia musiała więc pogodzić się z kolejną porażką.

 

Indonezyjska 1. Liga [6/22]: Muaro Sijunjung (9) – Persiss Sorong (2) 0:1

Typy: 1 – 2,50 0 – 3,00 2 – 2,63

Skład: Kurniawan – Fadholi, Muliana, Arif (79’ Pradinata), Solichin – Furqoni, Ardida, Idrus (90’ Arsyad), Elmunizar– Uropmabin, Rustaman (77’ Siswanto)

 

57’ – Maribela

Frekwencja: 4,405

Gracz meczu: Wanma (1 asysta, nota: 7,8).

Odnośnik do komentarza

Sytuacja stawała się niepokojąca, gdyż powoli zbliżaliśmy się do strefy spadkowej. Jako że jestem z natury raczej wrażliwy, zaczynałem troszkę panikować. Mam tylko nadzieję, że piłkarze nie słyszeli mojego szlochu, gdy przez kilka minut siedziałem sam w swoim gabinecie. Co by w takiej sytuacji zrobił wuj? W tamtej chwili oddałbym wszystko za jedną radę od niego. I rzeczywiście oddałem –wszystkie pozostałe drobne na koncie telefonu komórkowego. Połączenia do Polski kosztowały więcej niż tygodniówka niejednego zawodnika z klubu. Wuj jak to wuj, błyskawicznie postawił mnie do pionu, dorzucił kilka uwag o rzekomym zaginięciu mojego przyrodzenia na indonezyjskim lotnisku, kazał przestać się mazać i wziąć się w garść. Tak też uczyniłem…a przynajmniej próbowałem.

 

Dzień później razem z Effendim zwołaliśmy zebranie zespołu. Należało uświadomić chłopców, że graliśmy prawdziwą padakę i że trzeba szybko to zmienić. O dziwo, wszyscy zawodnicy zareagowali pozytywnie. Jeden jednak udawał. Yandri kilkadziesiąt minut później przyszedł do mnie z wyrzutami, iż zdecydowanie zbyt rzadko pojawia się na boisku (to ja tego kalekę kiedyś wystawiłem?). Jakby na zawołanie w mojej głowie ponownie rozbrzmiał karcący głos wuja, zatem, aby zaprzeczyć mojemu domniemanemu kobiecemu usposobieniu, postanowiłem być stanowczy. Rozmowa zakończyła się wystawieniem delikwenta na listę transferową.

 

Podczas gdy głowiłem się nad tym, co zrobić, aby nasza postawa uległa znacznej poprawie, na świecie zakończył się proces wyłaniania drużyn, które za trochę ponad pół roku wystąpią na Mistrzostwach Świata w Brazylii. I tak, obok gospodarzy, na Mundial pojadą:

 

Azja: Australia, Iran, Japonia, Korea Południowa.
Oceania: Nowa Zelandia.
Europa: Anglia, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Niemcy, Portugalia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Włochy.
Ameryka Południowa: Argentyna, Chile, Kolumbia, Paragwaj, Urugwaj.
Ameryka Północna: Kostaryka, Meksyk, USA.
Afryka: Maroko, Nigeria, Senegal, Tunezja, WKS.

 

Zmartwił mnie brak mojej kochanej Polski oraz Belgii, w której spędziłem miłe chwile na stażu w zespole Anderlechtu. Belgijska czekolada jest chyba najsmaczniejszą, jaką dane było mi skosztować.

 

Ale nie o czekoladzie przyszło mi myśleć podczas podróży przez rzekę Asahan, którą musieliśmy pokonać, by rozegrać kolejny mecz ligowy. Forma naszych piłkarzy nie powalała i miałem poważne obawy o wynik tego spotkania. I słuszne. Od samego początku bowiem rywale przygnietli nas swoim ofensywnym nastawieniem i jedynie dzięki bardzo dobrej postawie Kurniawana na przerwę schodziliśmy przy wyniku 0:0. Fatalnie spisywał się po raz kolejny Arif i nie miałem już wątpliwości, że należy pozwolić mu odejść na emeryturę. Bramkę straciliśmy jednak wtedy, gdy nie było go już na boisku. Znowu nie potrafiliśmy odpowiednio zachować się przy rzucie rożnym i po ogromnym zamieszaniu zrobiło się 1:0 dla gospodarzy. Gra w defensywie była tragiczna i taka też pozostała do ostatniego gwizdka. Jeszcze Wahyudi wpakował nam bramkę numer 2 i można było wracać do Sijunjung. Nie pokazaliśmy zupełnie niczego, żadnych argumentów za tym, że jesteśmy godni chociażby jednego punktu. Nic. Kompletne dno.

 

Indonezyjska 1. Liga [7/22]: PSSA Asahan (5) - Muaro Sijunjung (9) 2:0

Typy: 1 – 1,47 0 – 6,00 2 – 11,00

Skład: Kurniawan – Fadholi, Muliana, Arif (55’ Pradinata), Solichin – Furqoni, Ardida, Idrus, Elmunizar (45’ Buchori) – Uropmabin, Rustaman (79’ Siswanto)

 

56’ - Herdana (1:0)

78’ – Wahyudi (2:0)

Frekwencja: 2,778

Gracz meczu: Suryo (1 asysta, nota: 8,2).

 

Na drugi dzień, jakby nieszczęść było mało, urazu łokcia nabawił się nasz Fadholi. Diagnoza - od 2 do 3 tygodni poza grą. Niezbyt pocieszająca była informacja o awansie indonezyjskiej reprezentacji do lat 19 na Mistrzostwa Azji. Jedni się bawią, drudzy dziadują.

 

Do rywalizacji z PSDS podeszliśmy z kompletnie odmienioną defensywą. Do kontuzjowanego Fadholiego dołączy bowiem Muliana, który na przedmeczowej rozgrzewce rozbił sobie głowę (skończony idiota…). Nowa linia defensywy nie przyniosła wcale nowej jakości. Było gorzej. Znacznie gorzej. Rozstrzeliwanie naszej drużyny rozpoczął Anwarudin, który na prawej stronie minął Prastowo, jakby tego tam w ogóle nie było, i umieścił piłkę obok źle interweniującego Kurnawiana. Nasz bramkarz pełnie ułomności pokazał jednak w kolejnej akcji, kiedy to minął się z piłką po strzale środkowego obrońcy z POŁOWY BOISKA. W przerwie planowałem połamać na nim krzesło, jednak zmieniłem zdanie po tym, jak w ciągu następnych 30 minut wybronił 4 sytuacje stuprocentowe.

 

Graliśmy tragicznie. Nasza obrona była grupą przypadkowych inwalidów. Każdy robił co innego i biegał w inną stronę. Idąc za radą wuja, nie omieszkałem im tego w przerwie powiedzieć. Miałem nadzieję, że do nich trafię, może jakoś zdyscyplinuję. Lecz w drugiej połowie gra dalej wyglądała koszmarnie. W ofensywie udawało nam się co prawda zawiązać kilka dobrych akcji (Uropmabin ustrzelił nawet słupek), jednak defensywa nie istniała. Kolejną bramkę straciliśmy po indywidualnym błędzie Solichina, który dał się ograć na najprostszy zwód świata, po którym zresztą zaliczył bliskie spotkanie z podłożem. Na uzupełnienie tej farsy straciliśmy jeszcze gola z rzutu rożnego (a jakżeby inaczej!). Strefa spadkowa w końcu nas dopadła.

 

Indonezyjska 1. Liga [8/22]: Muaro Sijunjung (10) – PSDS Serdang (5) 0:4

Typy: 1 – 8,00 0 – 4,00 2 – 1,30

Skład: Kurniawan – Prastowo, Pradinata (45’ Indriana), Fazri, Solichin (70’ Said) – Furqoni, Ardida, Idrus, Elmunizar– Uropmabin, Rustaman (87’ Siswanto)

 

5’ – Anwarudin (0:1)

13’ – M. Idris (0:2)

49’ – Haryanto (0:3)

76’ – Anwarudin (0:4)

Frekwencja: 3,029

Gracz meczu: Haryanto (1 bramka, 2 asysty, nota: 9,3).

Odnośnik do komentarza

Przyjeżdżając do Indonezji nie sądziłem, że już w pierwszym półroczu pracy uda mi się pobić jakiś rekord i przejść tym samym do historii. A jednak stało się, w dodatku dwukrotnie. Po meczu z Serdang miejscowy dziennikarz w swoim kąciku sportowym umieścił informację, iż Sijunjung ustanowiło klubowe rekordy w liczbie meczów przegranych z rzędu (6), jak i meczów bez zwycięstwa (również 6). Jakże miło…

 

Poza tymi niebywałymi osiągnięciami pewną bolączką była nasza nieskuteczność pod bramką rywali. Już od trzech spotkań bowiem nie udało nam się strzelić żadnego gola. Ale jak ma być dobrze z przodu skoro z tyłu jedna wielka dziura? Na całe szczęście (albo i nieszczęście?) prezes Arifin nie mógł sobie pozwolić na zerwanie ze mną kontraktu, gdyż musiałby zapewne zastawić dom, by móc wypłacić mi odprawę. Podobnego problemu nie mieli w Manchesterze, gdzie, jak dowiedziałem się z gazet, z hukiem wyrzucony został David Moyes po blamażu Czerwonych Diabłów w lidze. Jego miejsce dość nieoczekiwanie zajął Diego Simeone.

 

Wydarzenia ze świata prawdziwego futbolu mogłem śledzić wyłącznie w ten sposób, gdyż tego, co działo się u nas z pewnością nie można było nazwać uprawianiem piłki nożnej. Coś jednak trzeba było zrobić – nie mogliśmy pozwolić, aby już w pierwszej części sezonu stracić szansę na utrzymanie. Przećwiczyliśmy więc z chłopakami kilka wariantów gry w defensywie i miałem nadzieję, że w końcu uda nam się zdobyć jakieś punkty.

 

Tych kilka treningów rzeczywiście odbiło na piłkarzach jakieś piętno, gdyż w meczu z Persidi nie pojawił się żaden znaczący błąd w defensywie. Z drugiej jednak strony, rywale nie zrobili nic, abyśmy mogli ów błąd popełnić. Gra wlokła się momentami tempem prawdziwie ślimaczym i nikt przez pełne 90 minut nie zdobył się na stworzenie chociażby połowy dogodnej sytuacji. Boisko, a raczej jedna wielka piaskownica, też nie sprzyjało atrakcyjnej grze. Mecz skończył niezmiernie nudnym remisem, nie dostarczając zupełnie żadnych emocji. Niemniej w końcu udało się nam zdobył jakiś punkt, więc byłem zadowolony.

 

Indonezyjska 1. Liga [9/22]: Persidi Idie (6) - Muaro Sijunjung (11) 0:0

Typy: 1 – 1,17 0 – 6,00 2 – 11,00

Skład: Kurniawan – Prastowo, Indriana, Muliana, Said – Furqoni, Ardida (90’ Fitrianto), Idrus, Elmunizar (81’ Buchori) – Uropmabin, Rustaman (61’ Derius)

 

Frekwencja: 543

Gracz meczu: Abidin (nota: 7,1).

 

Ze strefy spadkowej co prawda nie wyszliśmy, ale odpoczynek od wiecznych porażek i fatalnej gry w obronie był nad wyraz kojący. Dobra wiadomość nadeszła również z Djakarty – zarówno Hamdani, jak i Fadholi przeszli pozytywnie ostatnie badania w tamtejszej klinice i mogli wrócić do gry. Do pierwszego składu weszli natychmiast, gdyż ich w miarę stabilna postawa była w naszym klubie dobrem zdecydowanie deficytowym. Drużyna PSGL, z którą mieliśmy się zmierzyć, do najlepszych w lidze nie należała, tym bardziej więc potrzeba nam było wystawić możliwie najmocniejszy skład. Niestety mojego zdania nie podzielał Muliana, który dzień przed meczem postanowił nieco popływać w bajorku nieopodal boiska, czego efektem okazała się grypa. Zastąpić miał go Fazri, jeden z autorów ostatnich pogromów.

 

Pierwsza połowa spotkania była łudząco podobna do naszych dobrych występów z początku sezonu. W defensywie graliśmy pewnie, z przodu zaś szalał Uropmabin i jedynie wspaniała postawa bramkarza gości spowodowała, iż udało nam się ustrzelić tylko jedną bramkę. Tym razem to my potrafiliśmy wykorzystać ogromne zamieszanie po rzucie rożnym i Idrus z najbliższej odległości umieścił futbolówkę w siatce. Wychodziło nam niemal wszystko.

 

W przerwie pochwaliłem chłopaków za powrót do normalności, ale przestrzegłem także przed zbytnim rozluźnieniem. Hamdani w tym czasie chyba spał, gdyż już 2 minuty po wznowieniu gry zamiast spokojnie wyłapać piłkę po dośrodkowaniu, wbił ją sobie do bramki. Co dziwne, trafienie zaliczono dośrodkowującemu Pujiono. Chłopcy niestety załamali się po tym golu i już 4 minuty później pozwolili urwać się Kayoi, który bez problemu dał prowadzenie rywalom. Próbowaliśmy później atakować, stworzyliśmy kilka dogodnych sytuacji, jednak nie wystarczyło to, aby doprowadzić do remisu. Ogromna szkoda, gdyż nie byliśmy wcale zespołem gorszym i zasługiwaliśmy na co najmniej jeden punkt. Sprawa walki o utrzymania robiła się coraz bardziej skomplikowana. Na dodatek Furqoni w samej końcówce naciągnął więzadło, przez co miał być niezdolny do gry przez najbliższe 5 tygodni.

 

Indonezyjska 1. Liga [10/22]: Muaro Sijunjung (11) - PSGL Gayo Lues (8) 1:2

Typy: 1 – 8,00 0 – 4,00 2 – 1,33

Skład: Kurniawan – Fadholi, Indriana, Fazri, Said – Furqoni (90’ Umar), Ardida, Idrus, Elmunizar (84’ Buchori) – Uropmabin, Rustaman (68’ Derius)

 

19’ – Idrus (1:0)

46’ – Pujiono (1:1)

50 ‘ – Kayoi (1:2)

Frekwencja: 2,980

Gracz meczu: Pujiono (1 bramka, nota: 7,4).

Odnośnik do komentarza

Pierwszą połowę sezonu ligowego kończyliśmy meczem na wyjeździe z Muara Bungo. Bukmacherzy już chyba zrozumieli, że prezentujemy raczej znikomą jakość gry i za nasze kolejne zwycięstwa byli gotowi płacić krocie. My jednak nie zamierzaliśmy się poddawać jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Zwłaszcza że nasi rywale wcale wielkiej formy nie prezentowali. Należało więc powalczyć, jeśli jeszcze mieliśmy nadzieję na utrzymanie.

 

Pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Obie strony miały swoje sytuacje, lecz do przerwy wynik się nie zmienił. Co dziwne, nawet nasza defensywa trzymała poziom. Drugie 45 minut to jednak już kompletnie inna historia. Z przodu jeszcze jakoś to wyglądało, ale nasi obrońcy po raz kolejny udowodnili, że przed kolejnym sezonem – jeśli jakimś cudem się utrzymamy – będą musieli szukać nowego pracodawcy. Przeciwnik zadał dwa ciosy. Pierwszy za sprawą indywidualnej akcji Febriyanto, który urwał się naszym środkowym defensorom, zapytał Hamdaniego, w który róg ma oddać strzał i tamże właśnie umieścił piłkę. Druga bramka była już popisem całej obrony. Wszyscy czterej stanęli do walki o piłkę z jednym tylko Berekim, który – wyraźnie rozbawiony całą sytuacją – spokojnie przyjął piłkę, przebiegł kilka metrów i oddał plasowany strzał obok bezradnego Hamdaniego.

 

Indonezyjska 1. Liga [11/22]: Muara Bungo (9) - Muaro Sijunjung (11)

Typy: 1 – 1,17 0 – 6,00 2 – 11,00

Skład: Kurniawan – Fadholi, Indriana, Fazri, Said – Umar, Ardida, Idrus (89’ Adrianto), Elmunizar – Uropmabin, Rustaman (70’ Derius)

 

54’ – Febriyanto (1:0)

82’ – Bereki (2:0)

Frekwencja: 513

Gracz meczu: Febriyanto (1 bramka, 1 asysta, nota: 7,9).

Odnośnik do komentarza

Sprawa wyglądała tak. Graliśmy do dupy, to raz. Do strefy bezpiecznej traciliśmy 2 punkty, to dwa. Istniała potrzeba natychmiastowe zmiany, to trzy. Już od dłuższego czasu w głowie kołatała mi się myśl o modyfikacji ustawienia zespołu, ale chciałem oprzeć naszą grą na tym, co z bólem udało się wypracować w okresie przygotowawczym. Egzaminu to jednak nie zdało i nie miałem wątpliwości, że bez zmian nie wywalczymy utrzymania. Nawiedziło mnie ponadto wspomnienie kursów trenerskich załatwionych przez wuja, w trakcie których jeden z trenerów, ubrany w ohydną malinową koszulę, tłumaczył zebranym pojęcie zagęszczenia środka pola i jego zalet w pewnych sytuacjach. Jakże żałowałem, że podczas tych zajęć uciąłem sobie drzemkę…

 

Uzbrojeni więc w marne pokłady wiedzy zamknęliśmy się z Effendim na cztery spusty w moim gabinecie i do samego rana dywagowaliśmy nad tym, co należy zmienić. Nie wymyśliliśmy niczego rewolucyjnego, rozwiązanie narzucało się bowiem samo. Musieliśmy poświęcić jednego napastnika, by uspokoić sytuację w środku pola i wspomóc naszą marną defensywę. Bez tego nie mieliśmy co myśleć o jakichkolwiek punktach. Ponadto Ardida od tej pory miał grać na pozycji defensywnego pomocnika, by łatać nasz radosny durszlaczek. Z przodu pełnie swobody otrzymał ode mnie Uropmabin - jedyna jasna postać w zespole. Bardzo liczyłem także na naszych skrzydłowych, którzy mieli wspomagać naszą osamotnioną wierzę. Ustawienie 4-1-4-1 wyglądało sensownie, do tego spotkałem się z każdym zawodnikiem z osobna i dokładnie wyjaśniłem, na czym będzie polegać jego rola.

 

Naszą pomysłowość miała przetestować rywalizacja z ostatnim w tabeli PSS. Było jasne, że od tego meczu miała zależeć cała nasza przyszłość, więc nogi jak zwykle miałem z waty. Oliwy do ognia dolał trener rywali, który na przedmeczowej konferencji porównał nas do otwartej księgi, wątpiąc przy tym, iż jesteśmy go w stanie czymkolwiek zaskoczyć. Oczywiście próbowałem być twardy (próbowałem…).

 

Przez te wszystkie emocje przegapiłem losowanie pierwszej rundy Piala Indonesia. Na szczęście miałem przy sobie zawsze dobrze poinformowanego Effendiego, który doniósł mi, iż przyjdzie nam zmierzyć się z 2-ligową Miadun Putrą. To jednak była pieśń przyszłości, w tamtej chwili liczył się dla mnie tylko mecz z PSS.

 

Zaczęło się lepiej niż dobrze. Umar zagrał ze skrzydła w pole karne do Uropmabina, który, inteligentnie przytrzymując piłkę, wziął na siebie dwóch obrońców, wycofał do Umara, a ten potężnym strzałem dał nam prowadzenie. Rywale nie zdołali się jeszcze pozbierać, a my wyprowadzaliśmy kolejne ataki. Efekt był fantastyczny, bowiem już w 15. minucie prowadziliśmy 2:0. Umar tym razem zdecydował się na indywidualną akcję po skrzydle, minął dwóch obrońców i nie dał szans bramkarzowi rywali. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom!

 

Na ziemie moi zawodnicy sprowadzali mnie bardzo szybko, bo w ciągu następnych 12 minut. Najpierw kontaktową bramkę z rzutu rożnego (sic!) zdobył Munandar, a potem Solichin przegrał pojedynek z Tuasalamonem i zrobiło się 2:2. Mecz należał jednak do kategorii szalonych. Ledwo bowiem wznowiliśmy grę, a para Umar – Uropmabin przeprowadziła akcję marzenie, po której nasz jedyny napastnik na boisku wpisał się na listę strzelców. Ale to nie koniec! Kolejne wznowienie i kolejna akcja. Umar zagrał w pole karne, obrońcy udało się wybić, jednak zbyt krótko, piłkę przejął Elmunizar i już było 4:2. Co za emocje w pierwszej połowie!

 

W przerwie pochwaliłem chłopaków i jednocześnie przypomniałem im, że jedne 45 minut mistrzów z nich nie zrobi. W drugiej połowie nikt z nich jednak nie zamierzał zwalniać i od razu rzucili się do ataków. Efekt? Elmunizar do Uropmabina i prowadziliśmy trzema bramkami. Chłopcy po tym golu zdecydowanie stracili koncentracje. Tak tylko można było wytłumaczyć idiotyczne zachowanie naszych obrońców, którzy, przekonani o spalonym, zupełnie odpuścili Fachrudina, a ten po samotnym 40-metrowym rajdzie minął Hamdaniego i zdobył bramkę. Ostatnie pół godziny gry były już dużo spokojniejsze - nikt nie miał siły na kontynuowanie tego szaleńczego tempa i do ostatniego gwizdka wynik pozostał bez zmian. W końcu odnieśliśmy zwycięstwo. I to po jakim meczu! Daleki byłem jednak od hurraoptymizmu – poprawa w grze była znacząca, jednak nie wszystko działało jeszcze perfekcyjnie. Zwłaszcza gra w obronie, gdyż wszystkie stracone przez nas bramki poprzedzone zostały ewidentnymi błędami. Mimo wszystko, okropna passa meczów bez wygranej została przerwana.

 

Indonezyjska 1. Liga [12/22]: Muaro Sijunjung (11) – PSS Sleman (12) 5:3

Typy: 1 – 8,00 0 – 4,00 2 – 1,33

Skład: Kurniawan – Fadholi, Indriana, Muliana (65’ Pradinata), Solichin (90’ Said) – Ardida (76’ Fitrianto) - Umar, Idrus, Arsyad, Elmunizar – Uropmabin

 

6’ – Umar (1:0)

15’ – Umar (2:0)

18’ – Munandar (2:1)

20’ – Tuasalamony (2:2)

28’ – Uropmabin (3:2)

30’ – Elmunizar (4:2)

60’ – Uropmabin (5:2)

62’ – Fachrudin (5:3)

Frekwencja: 3,753

Gracz meczu: Umar (2 bramki, 2 asysty, nota: 9,3).

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...