Skocz do zawartości

Stadionowa Hołota


Marlen

Rekomendowane odpowiedzi

Doctor - Ojj, z tym będzie ciężko :D

jmk - Niektóre sytuacje są prawdziwe, ale raczej staram pisać się na podstawie przeżyć. Btw. czy Ty aby nie byłeś w tamtym sezonie na wyjeździe w Poznaniu? :)

----------------------------------------------------

 

Kilka dni później..
Odkąd Kornelia mi wybaczyła i znów jesteśmy razem, coraz częściej się uśmiecham. Jednak, dobrze zdawałem sobie sprawę, że sezon się jeszcze nie rozpoczął i moja narzeczona nie miała jeszcze powodów do zmartwień. Nawet szczęśliwa sielanka z Kornelią nie uchroniła mnie od myśli związanych z Bocheńskim. Jak będzie wyglądał sezon? Kto awansuje? Kto spadnie? Ile wyjazdów zaliczymy i co się na nich będzie działo? To były najbardziej nurtujące mnie pytania. Czułem podekscytowanie i radość, jedna każda strona medalu ma dwie strony, nie inaczej było i w tym przypadku. Doskonale wiedziałem, że moje ekscesy na stadionach mogą skończyć się utratą mojej ukochanej, co byłoby dla mnie nie do przeżycia. Jedynym wyjściem z tej skomplikowanej sytuacji było to, że Kornelii może jakimś cudem spodobać się na meczu, ale szanse na to były bardzo mizerne.
- Pamiętaj kochanie, że dziś wieczorem przychodzą do nas moje przyjaciółki. - oznajmiła radośnie Kornelia, która właśnie zabierała się za sprzątanie mieszkania.
- Tak pamiętam, jakże mógłbym zapomnieć? Przypominasz mi o tym codziennie - zażartowałem.
- Po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem taka szczęśliwa i nie muszę się martwić, o to czy wrócisz cały i zdrowy do domu.
- Skarbie, daj spokój, chcę się Tobą nacieszyć - Właśnie w tym momencie poczułem ból serca, który był spowodowany moim "drugim" życiem.
- A kiedy jest ten mecz na który mam przyjść? - zapytała Kornelia.
- Za dwa tygodnie. Spokojnie masz jeszcze dużo czasu, żeby się przygotować.
Każdy nawet najmniejszy szczegół dotyczący meczu, Bocheńskiego, czy też chłopaków z bandy wywoływał u mnie smutek. To wszystko jest bardzo trudne i zagmatwane, z dnia na dzień przecież nie można się zmienić pomyślałem. Kiedy Kornelia zasypiała, każdej nocy brałem szalik wychodziłem na balkon i rozmyślałem o tym wszystkim. Tyle miałem szalików, koszulek, smyczek, vlepek z każdego regionu świata, jednak tylko ten niebiesko-biały szal wywoływał na moim ciele ciarki. Tyle razem przeszliśmy, tyle razem zjechaliśmy kilometrów - miałem nieodparte wrażenie, że jeszcze nie raz mi posłuży.
Kilka godzin później, kiedy odwiedziły nas koleżanki Kornelii, czułem się jak w kościele. Niby było przyjemnie, śmiesznie i ciekawie, ale z drugiej jednak strony chciałbym być w tej chwili z Bocheńską armią. Po kilku chwilach zabrzmiał dzwonek do drzwi, jak się później okazało - okazał się moim zbawieniem.
- Siema stary, idziesz na piwko? Reszta chłopaków właśnie siedzi w pubie. - oznajmił Esiok, który już był chyba po kilku głębszych.
- No wiesz nie wiem, musiałbym się zapytać Kornelii, ten dzień miałem spędzić z nią - smutno oświadczyłem.
- To dalej pytaj się, na pewno Ci pozwoli. - Stroju był bardzo pewny siebie, i chyba nie do końca znał moją narzeczoną.
- Kochanie, mogę się urwać na kilka godzin z kumplami? Wiesz męski wieczór - wyjąkałem nieśmiało.
- No nie wiem, a co będziecie robili? - spytała ponuro.
- Nie martw się nic strasznego, pooglądamy jakiś mecz, wypijemy piwko.
- Dobrze, mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz, przyjdź za niedługo. Wiesz jak nie lubię sama spać.
- Nie ma sprawy, wrócę tak szybko, że nawet nie zdążysz się obejrzeć, do zobaczenia Kotku. - Wreszcie poczułem ulgę i olbrzymie chęci.
Na miejscu była jak zwykle stała ekipa, za którą pewnie skoczyłbym w ogień. I choć spędziliśmy ze sobą kilka godzin, to właśnie tego mi brakowało, przebywania w towarzystwie z chłopakami, wspólnego piwa i dyskutowania na tematy kibicowskie. Czułem się jak nowo narodzony, a smaczku dodawał fakt, że liga startowała już za kilkanaście dni, co wywoływało dodatkowe emocje. Kiedy wróciłem Kornelia słodko spała, nie chciałem jej budzić, znów wziąłem szalik i wyszedłem na balkon..
Odnośnik do komentarza
banannoKSM - Tak Wisły. Wielu moich kolegów jeździ na mecze, ale oni u nas są bardzo rzadko. Bynajmniej ja nie utożsamiam się z nimi wcale.

jmk - Spotkać niestety nie, ale obiłeś mi się o uszy i oczy :)

---------------------------------------------------------


Z niesamowitym wyczekiwaniem sezon wkrótce się rozpoczynał. Miałem trochę czasu dla siebie, ponieważ Kornelia na kilka dni pojechała na delegacje. Moje życie przez ten czas nabrało kolorytu. Druga pasja na nowo rozkwitła, przynajmniej do powrotu Kornelii.


Sobota, pub. 23:30


- Pierwszy mecz będzie dla nas kosztowny - powiedział zadowolony z siebie Stanley.

- A to dlaczego? - zapytał zaciekawiony Stroju.

- Musimy uzbroić się w wszelakie rodzaju środki pirotechniczne, spreje kartony, sreberka. To nie będzie łatwy sezon - ostrzegł Stanley.

- On ma rację, ten rok może być dla nas przełomowy. Czuję w kościach ten awans. - oznajmił Guru.

- Dobrze by było. Może ten nowy trener nam w tym pomoże? zapytałem podekscytowanie.

- Z tym to bym raczej uważał. Dopóki nie zobaczę dobrych wyników, będę do tego pana sceptycznie nastawiony. To żółtodziób - oznajmił z poirytowaniem Mister.

- Będzie co będzie, czas pokażę. Wypijmy za Bocheńskiego!

- Dobra panowie, ja już będę zbijał, jutro wraca Kornelia, a muszę jeszcze ogarnąć mieszkanie. Trzymajcie się - pożegnałem się z przyjaciółmi.

- Do jutra, pozdrów Kornelię.


O tej godzinie w sobotę Bochnia zwyczajnie umiera. Rzadkością jest tu spotkanie przejeżdżającego samochodu, a osoby po prostu nie uświadczy. Tamtej nocy od samego początku czułem się jakoś dziwnie. Miałem przeczucie, że ktoś za mnę i idzie i mnie śledzi. Żwawym krokiem zmierzałem do domu, a za mną tajemnicza postać, która podążała za mną jak cień. Ostatnie kilkaset metrów to przechadzka po parku, który optymizmem nie napawał. W końcu ostatnie dwieście metrów, pewnym krokiem zmierzałem do mieszkania. Nagle zza rogu ulicy wyjechał czarny Opel Astra, wszystko było wiadome - ta delegacja jechała do mnie.


Nic nie pamiętam, nie wiem co się stało. Gdzie ja kurwa jestem? To były pierwsze myśli po przebudzenie się ze szpitalnej prycy.


- Co się stało? Gdzie ja jestem - nieśmiało wyjąkałem.

- Jesteś w szpitalu, niedawno skończyli Cię operować. Stary nie jest z Tobą za dobrze. Przy moim łóżku stali zmartwieni Esiok, Hubert, Szyman i Krótki.

- Co jest grane kurwa? O co chodzi? - zagrzmiałem potężnie.

- Dostałeś nożem w brzuch, straciłeś mnóstwo krwi. Gdyby nie szybka akcja pogotowia, oglądałbyś nas teraz z góry. - szczerze oznajmił Hubert.

- Jak to się mogło stać?

- Nie wiadomo nie było żadnych świadków, nikt nic nie widział. Esiok znalazł Cię w kałuży krwi na ławce.

- Kto mógł to zrobić? W tym momencie przeszła mi przez głowę lista wszystkich moich wrogów, było ich aż tyle, że nawet nie miałem sił by ich policzyć.

- Zajmiemy się tym, o to możesz być spokojny. Dorwiemy te kurwy - powiedział pewny siebie Szyman.

- Atak może się powtórzyć, będziemy z Tobą cały czas - dodał.

Kilka sekund później na salę weszła pielęgniarka, która oznajmiło o końcu wizyty.

- Panowie proszę zostawić pacjenta samego, musi wypocząć.

- Kamil idziemy, od samego rana ktoś jutro z nas będzie u Ciebie. Trzymaj się, wyjdziesz z tego. - oznajmił Esiok.


Moje myśli były skierowane w różnych kierunkach. Co ze mną będzie? Kto to zrobił? Dlaczego ja? Ale moją największą bolączką był fakt, że Kornelia przyjeżdża za dwa dni. Nie mogła zobaczyć mnie w takim stanie, nie po tym wszystkim co jej obiecałem. Gdyby mnie widziała w takim stanie to byłby definitywny koniec, a życie kibicowskie mogłoby stracić wiele.

Odnośnik do komentarza
Super_Cwikla - Ja na pewno nie.

Galizerix - To jest Wojna! :D

DarkLuki - No może być, w końcu się odgrażali, hehe.

Buzkaful - Obawiam się, że to ostatni raz.

BobekSTW, Super_Cwikla - Przepraszam, mój błąd, fajnie że zauważyliście. Jestem chory, mam nadzieję, że takie błędy już mi się nie przytrafią :)

--------------------------------------------------


Kilka dni później mój stan zdrowia się ustabilizował i byłem już w całkiem niezłej formie. Przez wszystkie te dni przy szpitalnym łóżku byli obecni moi najbliżsi. Czułem się bardzo nieswojo, ale miałem świadomość, że muszę zacisnąć zęby i jakoś to przejść. Nie mogło oczywiście zabraknąć Kornelii oraz mojej matki, z którą przez wiele miesięcy nie utrzymywałem kontaktu.


- Powinnam Ci teraz wygłosić kolejne kazanie, ale nie mam już na to siły. Co Ty chłopie robisz? Tak nie można. Wszyscy się o Ciebie martwią, odchodzą od zmysłów, a Ty zachowujesz się jak jakiś dzieciak. Nie tak Cię wychowałam. Z kamienną twarzą powiedziała moja matka, która była chyba w gorszym stanie ode mnie.

- To nie ja latam ze sprzętem. Tylko tyle miałem jej do powiedzenia.

- Wiesz co? Jesteś nieodpowiedzialny i głupi - zagrzmiała stanowczo.

- Trudno, nic na to nie poradzę. Ja już się nie zmienię i musisz mieć tego pełną świadomość.

- Rób co chcesz, żebyś tylko nie żałował. Zamiast pomyśleć o przyszłości z Kornelią, gonisz w szaliku i baźgrasz po murach nie wiadomo co, jeszcze te wasze pożal się Boże wyjazdy. Jesteście zwykłymi chuliganami, a nie kibicami. Wstyd mi za Ciebie.

- Myśl sobie co chcesz, ja wiem swoje. Urodziłem się w tym mieście i za te miasto jestem gotów oddać wiele. Ty i tego tak nie pojmiesz - natychmiastowy przypływ nerwów zwiększył puls, nikt nie potrafił mnie tak wkurwić jak moja matka.


Usłyszawszy to Kornelia ze łzami w oczach wybiegła z sali, znów wszystko spierdoliłem, ale nie czułem żalu, czy wyrzutów sumienia. W tej chwili myślałem tylko o zemście.

- Widzisz co narobiłeś? Skrzywdziłeś tą biedną dziewczynę, jesteś podły. Dokładnie taki sam był Twój ojciec, odziedziczyłeś to po nim - moja matka była niezwykle pobudzona, na wieści o moich planach na dalsze życie.

- Bardzo ją kocham i zrobiłbym dla niej wszystko, ale ona nie potrafi zaakceptować mojej pasji. Nie ma sensu tworzyć nic na siłę - Jedna noc w szpitalu dała mi bardzo wiele. Miałem czas by się nad tym zastanowić. Jeśli ona nie potrafi zaakceptować mojego "drugiego" życia to trudno, dobrowolnie nigdy z tego nie zrezygnuję - pomyślałem.

- Ty chyba sobie żartujesz?! Będziesz tego bardzo żałował jak już ją stracisz, ale wtedy będzie już za późno. Wspomnisz moje słowa. Idę do domu, już nie mogę Cię słuchać, będę jutro - wyszła trzaskając drzwiami.

- To idź w cholerę, możesz tu w ogóle nie przychodzić - wykrzyczałem na odchodne.


W następny weekend startowała liga, a ja za wszelką cenę musiałem opuścić ten cholerny szpital. Myślami byłem już przy Bocheńskim, który okres przygotowawczy przepracował beznadziejnie. Potwierdziły się obawy Strzelby - nowy trener nie miał kompletnego pojęcia jak zabrać się za zespół. Łudziłem się, że w walce o ligowe punkty chłopaki pokażą wszystkie swojej atuty, ale z relacji moich klubowych braci po szalu nadzieja gasła co raz bardziej.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...