Skocz do zawartości

Gotowy na prawdziwy sezon?


tio

Rekomendowane odpowiedzi

Dla większości pracowników urzędu skarbowego dyżur na sali informacyjnej to straszna nuda, najgorszy dzień w tygodniu i w ogóle kara za grzechy. Andrzej tak nie myślał. Owszem, w sezonie „pitowym” praca w okienku bywa mordęgą ale na początku czerwca, kiedy prawie nikt do urzędu nie zagląda to właściwie przyjemność. Jest czas by nadrobić zaległości w e-korespondencji, można napisać ze dwa odcinki kariery prowadzonej w Football Managerze, można wreszcie zagrać kilka meczy w smartfonowej wersji tej gry. Tyle różnych możliwości pod pozorem pracy i pomagania podatnikom.

Na biurku zadzwonił telefon.

-Mateusz idzie do ciastkarni. Chcemy coś? – Angelika, koleżanka z pokoju postanowiła wspomóc kolegę w trudach dyżuru na sali.

-No chcemy nie? Rogaliki?

-Powinny już być. Po pięć nie? Zrobię ci kawki jak przyniesie dobrze?

-Och, jesteś cudowna.

 

Starsza pani przy okienku uśmiecha się nieśmiało.

-Proszę pana, czy mogę o coś zapytać?

-Słucham panią.

-Wie pan, kupiłam wnuczkowi książkę do szkoły. Lekturę wie pan. "Krzyżacy”, może pan słyszał. To bardzo ciekawa książka wie pan. Zbyszko z Bogdańca poprzysiągł że zdobędzie krzyżackie czuby i gdy jechał ze swym wujem Wojmiłem ujrzał trzech zakonnych jeźdźców wie pan, no to hajda na nich z mieczem. A to byli posłowie wie pan. No to oni go pod sąd i na karę śmierci wie pan.. Ale ta ładna zarzuciła mu chustkę na głowę wie pan i te Krzyżaki nic nie mogły zrobić bo ona krzyczała...

-Mój ci on, mój ci on. Tak, słyszałem - uśmiechnął się do starszej pani - O co chce pani zapytać?

-Czy ja mogę odliczyć sobie od podatku?

-Tych trzech Krzyżaków? - nauczony doświadczeniem wiedział, że ryzykuje zakładając, że podatnik po drugiej stronie ma poczucie humoru, ale nie mógł się powstrzymać. Uśmiechnął się grzecznie do staruszki. Ona na szczęście też.

-No tę książkę wie pan. Bo to dla wnuczka, do szkoły. On jest w piątej klasie wie pan, a po wakacjach będzie miał taką lekturę i ja mu kupiłam, żeby sobie Jędruś miał.

-Niestety nie ma takich odliczeń. - Starsza pani trochę posmutniała.

-Wie pan, bo on w tej szóstej klasie będzie też przerabiał "Chłopców z Placu Broni” wie pan, to może tych chłopców można odliczyć?

-Niestety, bardzo mi przykro.

-No trudno, chciałam tylko zapytać wie pan, bo to zawsze dobrze zapytać by sobie w brodę potem nie pluć. Bo kto to teraz nadąży za tymi podatkami wie pan. Jednego roku żaluzji nie można odliczać, drugiego już można pod warunkiem, że antywłamaniowe, a teraz znowu można każde, to ja myślałam, że z książkami do szkoły też robią takie schodki.

-Śledzimy to na bieżąco proszę pani i jeśli pani zostawi mi swój numer telefonu to ja panią poinformuję jeżeli minister finansów postanowi włączyć do odliczeń podatkowych "Krzyżaków” i "Chłopców z Placu Broni” a także inne lektury. A z tymi żaluzjami to niestety już żadnych odliczać nie można. Ciężko nadążyć nawet nam.

-Dziękuję panu, jest pan bardzo uprzejmy wie pan.

-A pani bardzo miła. Do widzenia.

Angelika przyniosła kawę i rogaliki. W wirtualnej karierze Andrzeja prowadzona przez niego drużyna Forest Green przegrała pierwszy mecz w Pucharze Anglii z Arsenalem.

- A idźcie w pizdu! – mruknął do swoich wirtualnych grajków.

Odnośnik do komentarza

- Hmm, przepraszam…

Przed okienkiem stał dziwny mężczyzna w czarnym długim płaszczu i śmiesznej, spiczastej czapce. Położył na ladzie "Zgłoszenie prowadzenia działalności gospodarczej”. Andrzej rzucił okiem na dokument: "Oświadczam, że prowadzę działalność gospodarczą w zakresie: rzucanie i odczynianie uroków, produkcja mikstur magicznych, magia do drugiego stopnia wtajemniczenia...” Co??? Popatrzył na petenta.

-To jakiś żart?

-Dlaczego?

-Chce pan prowadzić działalność czarodzieja?

-Och, zajmuję się tym od ponad sześciuset lat. Kiedyś było łatwiej, byliśmy szanowani, potrzebni. Teraz musieliśmy zejść do podziemia, w dodatku biurokracja dopadła także nas, czarodziejów. Życzliwi sąsiedzi poczęli słać na mnie donosy, że prowadzę działalność a nie płacę od tego podatków więc postanowiłem się zgłosić. Nie wie pan czasem czy będę musiał zainstalować kasę fiskalną?

-Pan naprawdę jest czarodziejem?

-A pan naprawdę wciąż jest urzędnikiem skarbowym? Co z pana marzeniami. Co z karierą menadżera piłkarskiego?

-Skąd pan wie?

-Jestem czarodziejem. Nazywam się Tusko ale lubię jak się do mnie zwraca Mistrzu.

-Nie ma czarodziejów! Magia do drugiego stopnia wtajemniczenia? Proszę się nie wygłupiać... – w tej chwili trzymany przez Andrzeja długopis zmienił się z małą, niebieską różę - co jest???

-Ja naprawdę jestem czarodziejem i chcę zgłosić taką działalność.

-Niezły trick - Andrzej ostrożnie przyjrzał się róży. - Nigdy nie widziałem niebieskiej róży. Co pan jeszcze potrafi zrobić?

-Właściwie mogę wszystko o czym jest pan w stanie pomyśleć; rzucam i odczyniam uroki, przyrządzam mikstury magiczne. Wszystko w granicach drugiego stopnia wtajemniczenia. Miałby pan jakieś życzenie? Jak dla pana gratis. Jedyny warunek jest taki, że naprawdę musi pan wierzyć w to, że życzenie się spełni.

Zanim zdążył pozbierać myśli i opadniętą szczękę czarodziej powiedział:

-Może pan nie mówić, już wiem czego by pan sobie życzył. To dość prosty czar. Wkrótce pozna pan moc magii - mężczyzna przymknął oczy, zaczął coś mamrotać pod nosem.

-Przyjmie mi pan to zgłoszenie.

-Ależ oczywiście... Mistrzu.

Majestatycznym krokiem czarodziej wyszedł z urzędu pozostawiając w dłoni Andrzeja niezwykłą różę.

Odnośnik do komentarza

Był już w drzwiach gdy usłyszał komórkę leżącą na stole. Przez chwile walczył z pokusą by po prostu zamknąć drzwi i zbiec na dół ale jednak odebrał.

- Andrzej, gdzie jesteś? Czekamy od godziny w Kawowym.

- Sory chłopaki, nie dałem rady wcześniej, dopiero lecę na autobus. Spotkamy się na stadionie.

Ostatni mecz w sezonie, spotkanie z aktualnym mistrzem i wielka feta z okazji mistrzostwa. Nie mógł tego przegapić.

Autobus jak zwykle wlókł się niemiłosiernie, Andrzej sięgnął do kieszeni po telefon. Uruchomił Football Manager Handheld. Na ekranie startowym przywitała go ikona nowego wyzwania

- Ready for Real Season? Właściwie czemu nie. Mogę zagrać Realem. – wybrał nową opcję. Pociemniało, na ekranie pojawił się ekran wczytywania nowej bazy danych i pasek postępu zapełniający się powoli bardzo. Spojrzał przez okno, przez chwilę nie mógł rozpoznać gdzie jest ale po chwili dostrzegł charakterystyczny zjazd Myśliwiecką do Łazienkowskiej.

Wraz z falą kibiców wypłynął z autobusu i dalej dał się porwać w stronę stadionu. Coś było inaczej choć przez chwilę nie mógł rozpoznać co. Udało mu się wreszcie trochę wyswobodzić z tłumu i rozejrzeć dookoła. Tak, zdecydowanie coś było nie tak. Stadionu nie było.

Inaczej; stadion był ale inny. Kojarzył ten widok ze starych fotografii i relacji telewizyjnych. Fasada trybuny od ulicy Łazienkowskiej wyglądała trochę podobnie ale cała reszta była zupełnie inna.

- Co się kurwa dzieje? – sięgnął do kieszeni po telefon.

- Au! – w ręku trzymał niebieską różę.

Patrzył nieruchomo przed siebie i powoli do niego docierało. Zamiast nowoczesnej konstrukcji stadionu widział konstrukcję, którą dobrze znał od wielu lat. Tak właśnie wyglądał stadion Wojska Polskiego przed przebudową. Ludzie też byli jacyś inni. Wszyscy ubrani jak z lumpeksów, z oldskulowymi szalikami ale pełni radości. W kieszeni miał bilet. Ku swojemu zdumieniu zobaczył, że ma miejsce na trybunie krytej, chyba nawet na jakimś vipowskim miejscu.

- Przepraszam, z kim dzisiaj gramy? – zagadnął sąsiada.

Ten popatrzył na niego jak na wariata. Przyglądał mu się przez chwilę, jakby sobie coś przypomniał.

- Dawno cię nie było, co? To ostatni mecz sezonu. Mamy lidera i dwa punkty przewagi nad Górnikiem. A gramy z Ruchem. Rozumiesz co to znaczy?

-Gramy o mistrza.

-Tak, chłopie. Dokładnie tak!

Na boisko wyszły drużyny.

Odnośnik do komentarza

Atmosfera stadionu porwała Andrzeja. Oczywiście, jego mózg nie nadążał z przetwarzaniem otaczającej rzeczywistości na jakieś racjonalne wyjaśnienia ale kibicowska dusza zupełnie gładko przeszła nad faktem, że przeniósł się w czasie i własnie jest świadkiem historycznego meczu swojej drużyny. Ponad dwadzieścia tysięcy kibiców wypełniło szczelnie stadion. Na trybunie odkrytej, wśród kolorowych flag wypatrzył reklamę żyletek. Wśród piłkarzy Ruchu rozpoznał Antoniego Piechniczka. Człowiek, który już podczas mistrzostw w Hiszpanii wydawał mu się stary teraz żwawo biegał po prawej stronie boiska.
W zielonych koszulkach z charakterystycznym „L” w kółku i w czarnych spodenkach grała Legia. Jako fan stołecznego zespołu kojarzył wiele twarzy z historycznych, czarno białych zdjęć. Od razu rozpoznał Deynę z charakterystycznymi pekaesami. W ataku obok dwóch innych napastników rozpoznał Brychczego, któremu wiele lat później ciągle zdarzało się biegać po tej samej murawie.
Pierwsze kilka minut zdawało się być nerwowe, Legia stała przed niepowtarzalną okazją zdobycia mistrzostwa. Wielki Górnik grał w Zabrzu z Pogonią, Legia zaś grała z aktualnym mistrzem kraju. W siódmej minucie środkowy napastnik Jan Pieszko zdobył prowadzenie. Trybuny jeszcze nie zdążyły ucichnąć gdy pięć minut później Pieszko podwyższył na 2-0. W tym momencie kibice uwierzyli, że nic złego nie może się ich drużynie stać. Do przerwy dwie bramki zdobył jeszcze Deyna i Legia schodziła do szatni z prowadzeniem 4-1. Po przerwie grając na zupełnym luzie strzeliła jeszcze dwie bramki (Gadocha i Żmijewski), straciła jedną, z karnego. Efektownym zwycięstwem Legia przypieczętowała zdobycie mistrzostwa Polski. Na stadionie zapanował szał. Piłkarze na ramionach przenieśli trenera po bieżni wokół boiska, kibice wpadli na boisko ściskając piłkarzy.
Wynik z Zabrza nie miał absolutnie żadnego znaczenia.
Andrzej patrzył na rozgrywające się widowisko oszołomiony i trochę nieobecny. Co chwila przecierał oczy, szczypał się w rękę ale wiedział, że to nie jest żaden seans 3D ani nie sen. Naprawdę znajdował się na stadionie Legii i z całą pewnością był to 22 czerwca 1969 roku.
Niebieska róża w kieszeni mówiła mu, że to sprawa tajemniczego czarodzieja. Zagadką pozostawało jednak to dlaczego się tutaj znalazł.
Przez tłum kibiców przedzierało się w jego stronę dwóch wojskowych. Podeszli do niego.
- Obywatelu Edmundzie, generał Huszcza prosi was do siebie.
- Chyba mnie panowie z kimś mylą. Mam na imię Andrzej.
- Tak, wiemy. Prosimy z nami.
Poprowadzili go tunelem w stronę pomieszczeń klubowych. Zatrzymali się przed jednym z gabinetów. Jeden z żołnierzy wszedł do środka, drugi pozostał z nim. Po chwili poproszono go do środka.
Za stołem siedział oficer, który wstał i przywitał Andrzeja mocnym uściskiem dłoni.
- Witam obywatelu Edmundzie. Właściwie powinienem powiedzieć; witam znów na Legii. – Zaskoczona mina Andrzeja zbiła go lekko z tropu.
- Nazywam się generał Huszcza i mam stopień generała – oficer zaczął mówić powoli jakby miał przed sobą obcokrajowca nie do końca rozumiejącego język polski.
- Pan mnie chyba z kimś myli, mam na imię Andrzej.
- A tak tak, wiem, pamiętam. To konspiracyjne imię z czasów wojny prawda? Jeśli chcecie mogę was nazywać Andrzej, bez znaczenia. Zobaczyłem was dziś na meczu i ot tak, wpadłem na genialny pomysł. Usiądźcie proszę, herbaty może?
Andrzej nieznacznie kiwnął głową. Generał nacisnął czerwony guzik interkomu.
- Szeregowy Karpiński, dajcie mnie tu herbatę w czystej szklance. Albo nawet dwie herbaty. – Usiadł za swoim biurkiem i spojrzał w oczy Andrzeja.
- Proponuję wam posadę trenera Legii. – Zawiesił głos czekając na jego reakcję. Po dłuższej chwili ciszy Andrzej wybąkał:
- Trenera Legii? Przecież właśnie zdobyliście mistrzostwo.
- A tak tak. Vejvoda jest oczywiście świetnym trenerem i wszyscy jesteśmy mu wdzięczni za tytuł ale wiecie… to Czechosłowak.
- No i?
- Wiecie, w zeszłym roku tak jakby ich najechaliśmy. Taki szeregowy Karpiński był w Pradze tak jakby na wojnie. Powiedzcie sami; jak to w Europie będzie wyglądało gdy polski wojskowy klub będzie prowadził Czechosłowak. No jak? Dlatego gdy tylko was ujrzałem od razu wpadłem na pomysł powierzenia wam drużyny. Jesteście jakby historią Legii, byliście tu kapitanem, zdobyliście mistrzostwo, graliście w reprezentacji. Właśnie kogoś takiego potrzebujemy. To jak, zgadzacie się?
W tym momencie stało się jasne dlaczego czarodziej Tusko wysłał go w przeszłość.
- Ku chwale ojczyzny towarzyszu generale!

Odnośnik do komentarza
  • 4 tygodnie później...

W lustrze stadionowej łazienki spoglądała na niego obca twarz, chyba starsza, z pewnością przystojniejsza od jego własnej. Wyjaśniło się skąd wszyscy uważają, że go znają. Tutaj nie był anonimowym urzędnikiem skarbowym ale kimś związanym z Legią, niewykluczone, że byłym piłkarzem czy kimś takim. Owszem, było to pewnym problemem że sam nie wiedział za kogo jest brany. Ale to się wkrótce miało wyjaśnić.

Do łazienki wszedł piłkarz, jeden z niewielu których nie trzeba mu było przedstawiać – wszak jego pomnik stoi (będzie stał) przed stadionem.

- Cześć Andrzej – przywitał się z nim jak ze starym znajomym. – Właśnie usłyszałem, że zostałeś pierwszym trenerem. Gratulacje! Mam nadzieję, że nie dostałeś sraczki – roześmiał się.

- Właśnie przyszedłem to sprawdzić. Dzięki za troskę. Świetny mecz!

- Dzięki. Wydajesz się trochę zagubiony ale nie przejmuj się. Masz świetną drużynę i dasz sobie radę. Jakby co chłopacy ci pomogą. Wpadnij dzisiaj do Adrii. Mamy w końcu co świętować.

- Dzięki za zaproszenie, postaram się przyjść.

Deyna wyszedł. Andrzej przemył twarz wodą i postanowił zebrać myśli. Wyciągnął wszystko co miał w kieszeniach. W zielonej książeczce, nazwanej dowodem osobistym znalazł kilka przydatnych informacji, przede wszystkim to, że nazywa się Edmund Zientara i że mieszka na Powiślu. Miał też prawo jazdy, dowód rejestracyjny na fiata 125p i legitymację partyjną. W portfelu znalazł 370 zł i parę groszy. W kieszeniach nie znalazł kluczyków do samochodu.

Odnośnik do komentarza

Do mieszkania dotarł piechotą. Mieszkał w Warszawie od początku XXI wieku ale stolica z 1969 r. wydawała mu się innym miastem. Choćby okolice Legii, które wyglądały zupełnie inaczej, trolejbusy na ulicach, dużo mniej samochodów i przede wszystkim brak reklam. Spodobało mu się to.

Niebieska róża w kieszeni przypomniała mu jeszcze o tym, że będzie sobie musiał radzić bez internetu. Już wieczorem przekonał się jednak, że w tych czasach rolę internetu pełnią taksówkarze. Oczywiście słyszał o Adrii ale raczej o tej przedwojennej. Lokal z końca lat sześćdziesiątych to już zupełnie co innego ale w zupełnie w sam raz dla piłkarzy Legii (zapewne z powodu stripteasu). Taksówkarz opowiedział mu o historii lokalu a także udzielił paru przydatnych informacji dla gościa z prowincji.

Świętowano oczywiście pierwszy od trzynastu lat tytuł. Jednocześnie żegnano twórcę tego sukcesu i witano następcę.

Andrzejowi (owszem, oficjalnie miał na imię Edmund, ale wszyscy nazywali go Andrzejem) udało się zachować dobrą minę. Jego ogólne zdziwienie i słabą pamięć brano za oszołomienie związane z niespodziewaną nominacją na pierwszego trenera.

Udało mu się porozmawiać z Jaroslavem Vejvodą - odchodzącym trenerem, który udzielił młodszemu koledze kilku wskazówek na temat poszczególnych piłkarzy, taktyki i rad na przyszłość.

Piłkarze i trenerzy nie mieli urlopu. Kilka dni po zwycięstwie z Ruchem Legia wyjechała na tournée po Ameryce. Na sparingi przychodziło mnóstwo Polonii, która chciała zobaczyć Mistrza Polski. Wyjazd na pewno był ciekawy pod względem turystycznym. Andrzejowi pozwolił też zaaklimatyzować się w nowej roli, poznać wszystkich w drużynie. Początkowo przyjął postawę obserwatora. Treningi prowadził nowy asystent Jacek Gmoch. Był rówieśnikiem piłkarzy, w mistrzowskim sezonie 68/69 rozegrał dwa mecze ale w towarzyskim meczu kadry z zespołem czytelników „Ekspresu Wieczornego” złamał nogę i zakończył karierę piłkarską. W międzyczasie został magistrem inżynierem komunikacji i widać było, że w podejściu do trenowania stara się wykorzystywać wiedze naukową.

- Andrzej, ja ci to wszystko narysuję – brał blok rysunkowy, w którym kreślił mu rozwiązania taktyczne. – Jeżeli przy naszym rzucie rożnym Pieszkę ustawimy o tutaj, to wówczas Deyna będzie mógł mu łatwiej posłać swoją kaczkę. Rozumiesz?

- Dobrze Jacuś kombinujesz. Wiesz co? Przydałyby się nam jednak pewne wzmocnienia nie sądzisz? Szczególnie na bokach obrony przydałaby się większa konkurencja. Stachurski i Trzaskowski oczywiście dają radę ale w rezerwie kiepsko. Kiedy zaczyna się okienko transferowe?

- Co?

- No wiesz, kiedy moglibyśmy sprowadzić jakiegoś piłkarza do Legii?

-Aaaa!!! He he he. Mówisz o jesiennym poborze do wojska? Nie martw się, mamy rozwiniętą siatkę jak ty to mówisz skautów. Jeśli w jakimś WKU wypatrzą zdolnego piłkarza w wieku poborowym to dadzą nam znać. Nie przejmuj się tym.

Odnośnik do komentarza

Kiedy zaczyna się okienko transferowe?

- Co?

- No wiesz, kiedy moglibyśmy sprowadzić jakiegoś piłkarza do Legii?

-Aaaa!!! He he he. Mówisz o jesiennym poborze do wojska? Nie martw się, mamy rozwiniętą siatkę jak ty to mówisz skautów. Jeśli w jakimś WKU wypatrzą zdolnego piłkarza w wieku poborowym to dadzą nam znać. Nie przejmuj się tym.

 

Nawet jako kibic Legii będę się z tego śmiał :keke:

Odnośnik do komentarza

 

Kiedy zaczyna się okienko transferowe?

- Co?

- No wiesz, kiedy moglibyśmy sprowadzić jakiegoś piłkarza do Legii?

-Aaaa!!! He he he. Mówisz o jesiennym poborze do wojska? Nie martw się, mamy rozwiniętą siatkę jak ty to mówisz skautów. Jeśli w jakimś WKU wypatrzą zdolnego piłkarza w wieku poborowym to dadzą nam znać. Nie przejmuj się tym.

 

Nawet jako kibic Legii będę się z tego śmiał :keke:

 

Rzeczywiście mocna końcówka.

 

Odnośnik do komentarza

 

 

Kiedy zaczyna się okienko transferowe?

- Co?

- No wiesz, kiedy moglibyśmy sprowadzić jakiegoś piłkarza do Legii?

-Aaaa!!! He he he. Mówisz o jesiennym poborze do wojska? Nie martw się, mamy rozwiniętą siatkę jak ty to mówisz skautów. Jeśli w jakimś WKU wypatrzą zdolnego piłkarza w wieku poborowym to dadzą nam znać. Nie przejmuj się tym.

 

Nawet jako kibic Legii będę się z tego śmiał :keke:

No, sam widzisz, komu kibicujesz :)

 

Opek trzyma poziom :kutgw:

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...