Skocz do zawartości

Tańcząc z Guanczami


Fenomen

Rekomendowane odpowiedzi

Pora deszczowa na Wyspach Kanaryjskich miała przyjść dopiero za jakieś trzy miesiące, ale jej pierwsze symptomy coraz częściej dawały się we znaki. Tego dnia, gdy spotkałem się w piwnym ogródku jednej z kawiarni w centrum miasteczka, aura nie rozpieszczała turystów. Niebo cały dzień było zachmurzone i raz za razem padał deszcz. Nam taka pogoda jednak absolutnie nie przeszkadzała. Pozwalała ona bowiem odetchnąć od nieustannych, nieznośnych upałów, które tu panowały ostatnimi czasy.

 

- Radzicie sobie coraz lepiej. Oby tak dalej – Mario zaczął z gratulacjami jeszcze zanim zajęliśmy miejsca w wiklinowych fotelach, które stanowiły wystrój tego miejsca.

- Dzięki. Wygląda na to, że zmiana ustawienia i korekty taktyczne wyszły nam na dobre, choć jeszcze wiele meczów przed nami i wszystko może się posypać. – odpaliłem, nie zwracając uwagi na dwie młode Niemki (jak sądzę – przynajmniej w takim języku rozmawiały), przechodzące nieopodal, figlarnie się uśmiechając w naszym kierunku.

 

Zamówiliśmy oboje Pinię Coladę. Nie było tak gorąco, więc kokos z rumem i ananasem nie zamulał tak, jak ma to w zwyczaju, gdy w powietrzu jest parno, duszno i pot leje się z człowieka. To idealna pora na kosztowanie takich trunków.

 

- Ale ja nie o tym chciałem z tobą gadać. Słuchaj, pojawiają się głosy na mieście, że Camacho może mieć coś wspólnego z Franciso Santiago. Mówi ci coś to nazwisko?

- Nazwisko jakich wiele w Hiszpanii i tu na wyspach. - wypaliłem natychmiast.

- Niby tak, ale w futbolowym światku to typ spod ciemnej gwiazdy. Ma już na swoim koncie wyrok trzech lat w zawiasach za malwersacje finansowe. Chciał wyprowadzić ze swojego przedsiębiorstwa dwa miliony euro, nie odprowadzając podatków.

- A co Camacho ma z nim wspólnego? - teraz moje zainteresowanie stało się szczere.

- Szwagier Santiago, Ivan de Saez, z którym kiedyś prowadzili feralny biznes, ale jego nie skazali ze względu na brak przekonywujących dowodów jego udziału w sprawie, to teraz członek sztabu w Sabadell.

- Chcesz powiedzieć, że on ma coś wspólnego z tym, co piszą gazety?

- Zgadza się. To o nim piszą. Prawdopodobnie to od niego zaczął się cały proceder. Facet chyba zapomniał, że świat poszedł do przodu i nie zachował ostrożności.

 

Niebo nad Wyspami poczerniało i zaczął padać drobny deszczyk. Nie zapowiadało to ulewy, ale wystarczyło, żeby przegonić co mniej odpornych na wilgoć turystów.

 

- No dobra, ale to na razie wciąż za mało, żeby sądzić, że Camacho może z nimi robić jakieś biznesy. - kontynuowałem wątek, nie bacząc na warunki atmosferyczne.

- Nazwisko Santiago i Camacho pojawiało się wielokrotnie w kontekście obsługi dużych wydarzeń sportowych w Hiszpanii. Pamiętaj, że Camacho ma dużo zakładów przetwórstwa spożywczego. - Mario sprawiał wrażenie człowieka doskonale zorientowanego w tutejszych realiach.

- A ten Santiago czym się zajmuje?

- Jego firma świadczy prywatne usługi. Często właśnie zapewnia bezpieczeństwo medyczne na dużych, plenerowych imprezach. Ot takie tutejsze zboczenie.

- No to się dobrali w zawodzie – mruknąłem, dopijając Coladę.

- Nieprzypadkiem. Siostra de Saeza, Maria, to znana fizjoterapeutka. Podobno leczą się u niej same grube ryby. Ma swój gabinet na Costa del Sol, w Granadzie.

- No to się zaczyna układać w sensowną całość, ale i tak to wciąż za mało, żeby podejmować jakiekolwiek kroki.

- Toć ja nie mówię, żebyś szedł z tym na policję. Chciałem ci pokazać, kto z kim i dlaczego. Jak to tu jest powiązane. Sam widzisz, że nie tylko w Polsce robi się dziwne interesy. A ta sprawa jest wyjątkowo świeża i cholera wie, co jeszcze z niej wyjdzie. Bez względu na to, jak się skończy, będzie smród na całą Hiszpanię. Wspomniane kluby i osoby na pewno zaczną sypać innych. Za długo był pozorny spokój.

- Dzięki, będę miał oczy szeroko otwarte.

- A poza tym co słychać?

- W porządku. Prostuję swoje życie prywatne – niestety zdążyłem to powiedzieć, zanim ugryzłem się w język.

- Amelia?

- Być może. Nie chcę nic więcej mówić, żeby nie zapeszyć.

- Trzymam kciuki!

- A co u ciebie?

- Dzięki, jakoś leci. A tymczasem muszę gonić, obiecałem jeszcze dziś oddać do korekty felieton.

- Jasne, dzięki za info.

- Trzymaj się.

 

Niebo się rozjaśniło, choć ja w głowie miałem jeszcze większy mętlik, niż przed tym spotkaniem. Wygląda na to, że gdy sportowo klub zaczyna stawać na nogi, to możemy mieć zupełnie inne problemy. Takie, od jakich chciałem uciec, wyjeżdżając z Polski.

Odnośnik do komentarza

Przed meczem z Deportivo niewielu dawało nam szanse, ale też nikt nie mówił o przyjeździe zdecydowanego faworyta. Nastawiano się raczej na wyrównany mecz drużyn, które w ligowej tabeli dzielą zaledwie dwa punkty i trzy miejsca.

 

Z Zamory naturalnie nadal nie mogłem skorzystać, ale do składu powrócił pewniak w linii obrony, czyli Gharzoul. Oznaczało to powrót do pierwotnego ustawienia tej formacji z Demirhanem na prawej i Eriksenem po lewej stronie.

 

Cuellar – Demirhan, Eriksen, Flottmann, Gharzoul, Flottmann – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Już od samego początku udało nam się narzucić Deportivo nasz styl gry, co musiało być dla znacznie bardziej utytułowanej drużyny sporym zaskoczeniem. W 2 minucie Lasarte dośrodkował w pole karne, piłkę wybił Aranzubia, ale dopadł do niej Eriksen i natychmiast uderzył, tyle, że niecelnie. Dwie minuty potem rywale odpowiedzieli uderzeniem Choubaniego, po którym piłka odbiła się od poprzeczki i poleciała za boisko. W 13 minucie kolejną okazję miał Choubani. Tym razem po podaniu od Lassada, ale znów nie potrafił zdobyć gola. Trzy minuty potem znakomicie i czujnie przede wszystkim zachował się Aranzubia, broniąc strzał Lasarte z ostrego kąta. W 22 minucie ponownie przed szansą na zdobycie gola stanął coraz częściej włączający się do akcji ofensywnych Eriksen, ale i tym razem spudłował. W 41 minucie Wattamaleo uciekł naszym obrońcom, a gdy otrzymał znakomite podanie od Choubaniego, zdawało się, że to pewny gol, ale Holender w sobie wiadomy sposób spudłował. Drugą połowę lepiej rozpoczęli nasi rywale. W 46 minucie groźnie uderzał Lassad, ale minimalnie niecelnie. W 59 minucie Amaya ograł Salatica i odegrał do wbiegającego Pereza. Ten uderzył mocno lecz piłka poleciała nad bramką. Trzy minuty potem w sytuacji sam na sam z Cuellarem fatalnie zachował się Papadopoulos, który uderzył nad bramką. Po chwili kolejną okazję miał Wattamaleo, ale miał też okrutnie rozregulowany celownik. W 75 minucie na boisku pojawili się Estrada, N’Gosso oraz Ruyman. Chwilę potem ten pierwszy zdobył gola, jak się potem okazało, zwycięskiego. Wykorzystał po prostu dośrodkowanie Pereza z rzutu wolnego. W końcówce skupiliśmy się na obronie wyniku i przeszkadzaniu rywalom. Cel osiągnięty. Jest zwycięstwo.

 

Liga adelante, 9/42, 15.10.2016

Municipal, 3806 widzów

[7] Vecindario – [10] Deportivo, 1:0 (ESTRADA ’78)

MoM: Inigo Perez (Vecindario)

 

Dla Chilijczyka było to pierwsze trafienie w barwach Vecindario, a dla nas był to niesamowicie ważny gol. Sprawił on bowiem, ze po raz pierwszy, od kiedy jestem trenerem Vecindario, znaleźliśmy się na podium ligi. Przynajmniej na tę chwilę.

Odnośnik do komentarza

Uprasza się o nie pompowanie tego balonu, coby za szybko nie pękł...

 

 

 

 

Gdyby ktoś dwa miesiące temu powiedział mi, że mecz z Zaragozą w ramach 10. kolejki rozgrywek Liga adelante będzie meczem o to, która z tych dwóch drużyn zasiądzie na pozycji lidera, wysłałbym go w najlepszym razie do specjalisty, a w najgorszym – sromotnie wyśmiał. Tymczasem przed meczem z Zaragozą nasz rywal jest na drugim miejscu, a my na trzecim o_O

 

W obronie mamy jednak kolejny problem. Znów kontuzjowany jest Eriksen. Na szczęście niegroźnie, ale ani w tym, ani pewnie w następnym meczu też nie zagra. Stwierdziłem, że w nagrodę za ostatniego gola, na lewej obronie od pierwszej minuty zagra Estrada.

 

Cuellar – Demirhan, Estrada, Flottmann, Gharzoul, Flottmann – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Chociaż gospodarze zaczęli mocniej i stworzyli sobie w 12 minucie okazję, której nie wykorzystał Lombo, bo na drodze strzału stanął Cuellar, to już trzy minuty potem Vecindario prowadziło. Estrada posłał daleką piłkę do przodu, dopadł do niej Lasarte, ograł rywala i dośrodkował celnie na nogę Amai, a nasz napastnik pewnie dołożył stopę i zdobył bramkę. W 19 minucie Amaya był bliski zdobycia drugiego gola, ale tym razem fantastycznie interweniował Goi. Po chwili gospodarze odpowiedzieli strzałem Rupera z dystansu, znakomicie obronionym przez Cuellara, a w 26 minucie niecelnie z szesnatu metrów uderzał Nakache. Po chwili kontuzji doznał Amaya, co było wynikiem starcia z Companym. W jego miejsce na boisku zameldowal się Jeleń. W 35 minucie gospodarze zdołali wyrównać. Almeida rozegrał akcję do lewej strony, tu znalazł się Kołodziejczak który doskonale dośrodkował na głowę Lombo, a ten zdobył wyrównującą bramkę. Dwie minuty potem minimalnie niecelnie uderzal znów Nakache, a w 39 minucie również i Lafita. Jeszcze przed przerwą z dobrej strony pokazał się Jeleń, który zszedł do prawej strony, przedryblował obrońcę i dośrodkował w pole karne, ale nikt do tej piłki nie doszedł. W drugiej połowie gospodarze rozpoczęli walkę o trzy punkty zamiast jednego. W 52 minucie efektownym rajdem popisał się Saenko, ale nie potrafił zakończyć go celnym strzałem. Kolejne minuty nie przynosiły jednak rywalom ułatwienia. Choć powinniśmy coraz bardziej opadać z sił w związku z tak intensywną obroną, ale udało nam się do końca dowieźć cenny remis, ustalony jeszcze w pierwszej połowie.

 

Liga adelante, 10/42, 23.10.2016

La Romareda, 22272 widzów

[2] Zaragoza – [3] Vecindario, 1:1 (AMAYA ’15, Lombo ’35)

MoM: Timothee Kołodziejczak (Zaragoza)

 

Kontuzja Amai okazała się wyjątkowo poważna. Jeszcze dokładnie nie wiadomo, co mu się stało, ale jest to uraz kręgosłupa. Czeka go przerwa od futbolu przynajmniej w wymiarze siedmiu miesięcy.

 

Najpierw Zamora, teraz Amaya… Czas, aby udowodnić siłę głębi naszej ławki rezerwowych!

Odnośnik do komentarza

Fatalny początek sezonu i zaledwie trzy zwycięstwa w dziesięciu pierwszych spotkaniach sprawiły, że posada Miguela Angela Nadala w Mallorce zawisła na włosku. A ponieważ następny mecz Duma Balearów grała ze zaskakująco dobrze spisującą się drużyną z Vecindario, która nie przegrała w lidze od pięciu spotkań, Nadal musiał czuć niesamowitą presję.

 

Choć jestem wielkim fanem jego talentu, jako piłkarza, zrobię wszystko, aby po meczu zarząd Mallorki nie miał żadnych podstaw, aby dać mu jeszcze jedną szansę.

Zdecydowałem się zastąpić Amayę Jose Luisem. Poza tym skład bez zmian. Eriksen już się niby wyleczył, ale komunikat o tym dostałem dosłownie za pięć dwunasta, dlatego nie wystawiłem Norwega, aby nie narażać go na odnowienie niedoleczonego urazu.

 

Cuellar – Demirhan, Estrada, Flottmann, Gharzoul, Flottmann – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Luis, Mireku

 

Mecz rozpoczął się dla nas znakomicie, bowiem już w 5 minucie jego wynik otworzył ten, który w tym spotkaniu debiutował, czyli Luis. Znakomitym podaniem obsłużył go z prawego skrzydła Sergio, a Kanaryjczykowi nie pozostawało nic jak tylko wepchnąć piłkę do bramki. Niespełna kwadrans później padła druga bramka dla gospodarzy. Tym razem po stałym fragmencie. Perez celnie dośrodkował na głowę Flottmanna, a Niemiec mocnym strzałem głową zdobył swojego drugiego gola w tym sezonie. Goście kompletnie nie mieli pomysłu, jak nam przeszkadzać w grze. W 26 minucie znakomitej szansy nie wykorzystał Lasarte. Jego strzał na razy obronił bramkarz Mallorki, Moldovan. W 42 minucie świetną dwójkową akcję przeprowadzili Perez z Mireku. Piłka ostatecznie trafiła pod nogi Holendra, który oddał strzał, ale znów doskonale spisał się bramkarz gości. W drugiej połowie wciąż trzymaliśmy rywali w szachu. W 50 minucie dośrodkowanie Lasarte powinien był na gola zamienić zamykający akcję Sergio, ale on nie jest specem od strzałów głową, dlatego uderzył fatalnie. W 71 minucie po akcji Mireku i podaniu do Luisa, nasz napastnik miał szansę na drugiego gola, ale tym razem nie potrafił tak dobrze przymierzyć. W 75 minucie o mały włos, a Gonzalez zdobyłby samobójczego gola po odbiciu piłki po dośrodkowaniu Sergio z prawego skrzydła. Dopiero w samej końcówce goście zagrozili naszej bramce. Uderzał Ayoze, ale Cuellar udowodnił, że nawet będąc bezrobotnym przed ponad osiemdziesiąt pięć minut, zachowuje należytą koncentrację. Kolejna wygrana!

 

Liga adelante, 11/42, 30.10.2016

Municipal, 3482 widzów

[7] Vecindario – [11] Mallorca, 2:0 (LUIS ‘5, FLOTTMANN ’19)

MoM: Robert Flottmann (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

“Musimy się koniecznie spotkać” – tak brzmiał sms wysłany mi przez Rodrigo po ostatnim meczu. Zaaranżowałem zatem spotkanie w kameralnej knajpce na rogu Plaza de Miseres. To tu wraz z piłkarzami świętowaliśmy zwycięstwo nad Tenerife w pierwszym meczu. Ponieważ miałem dobre wspomnienia z tym miejscem, chciałem, aby ono wpływało również na innych. Choć czułem, że Rodrigo ma jakąś poważną sprawę, niekoniecznie miłą, skoro w taki sposób się skontaktował.

 

- Co się stało? – zapytałem bez ogródek, widząc go wchodzącego do lokalu i od razu zamawiającego piwo.

- Chodzą po mieście słuchy, że zadajesz się z niewłaściwymi ludźmi.

- Tak, a kto takie ploty głosi? I kto niby jest tym niewłaściwym człowiekiem?

- Uważaj na tego swojego kumpla Mario. Jako pismak węszy wszędzie sensację i na pewno nie cofnie się przed niczym, żeby wyciągnąć z ciebie jakieś pikantne szczegóły.

- E tam. Znamy się od blisko dziesięciu lat. Mario nie zrobiłby mi żadnego świństwa.

- Jesteś pewny? To skąd w jego ostatnim felietonie zdania typu „Polo chce skłócić zespół z nowym właścicielem klubu i przejąć władzę razem z poprzednikiem. Niedoświadczony Polak poczuł się mocny po ostatnich sukcesach i już sodówka uderzyła mu do głowy.”.

 

Oczywiście, nie uwierzyłem w te słowa, ale Rodrigo pokazał mi gazetę, gdzie było to wypisane czarno na białym. Mario faktycznie zamieścił takie zadania w swoim artykule, ale dlaczego to zrobił?

 

- Wydaje mi się, że to jakaś podpucha… - bąknąłem.

- Jaka podpucha? Przecież to jego felieton. Sądzisz, że ktoś by ingerował w treść jego materiałów?

- Nie wiem, jak to się stało, ale ufam Mario i wiem, że nie zrobiłby mi czegoś takiego. – szybko zastanowiłem się, czy wtajemniczyć Rodrigo w rolę Mario w całym tym przedsięwzięciu, ale uznałem, że na chwilę obecną może to przynieść więcej szkody niż pożytku, dlatego póki co zachowałem to dla siebie.

- Sam widzisz, co tu jest. Proszę cię, nie daj się wprowadzić w jakieś niejasne relacje, bo potem możemy mieć problemy.

- I kto to mówi…

- Masz mi coś do zarzucenia?

- Dlaczego ostatnio tak szybko uciekłeś, gdy wspomniałem o twojej firmie, którą zainteresował się Urząd Konkurencji?

 

Zapadła niezręczna cisza, której przedłużanie działało ewidentnie na niekorzyść mojego rozmówcy i choć wyglądał na takiego, co zdaje sobie z tego doskonale sprawę, nie wiedział kompletnie jak zareagować, by się obronić.

 

- Miałem ważną sprawę na głowie.

- Aha, akurat. Słuchaj, nie oczekuj ode mnie woli pełnej współpracy, jeśli nie będziesz grał ze mną w otwarte karty.

- Tamta sprawa jest zamknięta. Chcesz ciągnąć dalej ten wózek w Vecindario?

- Ja go będę ciągnął, bez względu na to, jaka będzie Twoja w tym rola. Póki co nie masz za dużo do powiedzenia.

- Przyszedłem tutaj ostrzec cię przed twoim kumplem, ale widzę, że masz klapki na oczach. Cóż, chyba nic tu po mnie. - rzucił oschle Rodrigo.

- Czy sam nie powiedziałeś mi kiedyś, żebym nikomu nie ufał? - odpowiedziałem zachowując lodowate spojrzenie.

- Wygrałeś pare spotkań i już się ważny czujesz? Zobaczysz, jeszcze się karta odwróci i wtedy będziesz miał problem. Dopóki nie zmienisz swojego nastawienia, nie mamy o czym rozmawiać.

 

Rodrigo wstał i wyszedł bez słowa pożegnania.

Tym razem przynajmniej zostawił banknot do pokrycia swojego i mojego piwa.

Odnośnik do komentarza

Listopad rozpoczynaliśmy od starcia z Malagą, aktualnym liderem Liga adelante i nowym klubem naszego wychowanka – Victora, który na razie radzi sobie tam znakomicie: w jedenastu meczach strzelił trzy gole i ma najwyższą średnią ocenę z wszystkich graczy z pola (7.51). Mam jednak nadzieję, że w meczu z Vecindario popełni przynajmniej o jeden błąd więcej. I ten błąd pozwoli nam wygrać.

 

Do składu na ten mecz powrócił Eriksen, zastępując Estradę, który swoje już zrobił. Ponadto w miejsce zawieszonego za nadmiar żółtych kartek Keity zagrał N’Gosso, który do tej pory wchodził na boisko tylko z ławki, ale zawsze radził sobie bardzo dobrze.

 

Cuellar – Demirhan, Eriksen, Flottmann, Gharzoul – N’Gosso, Perez – Sergio, Lasarte – Luis, Mireku

 

Początek spotkania nie był bardzo porywający. Dopiero w 13 minucie kibice zgromadzeni na andaluzyjskim obiekcie zobaczyli jakąś ciekawą akcję pod bramką przeciwnika. I akurat była to nasza bramka, gdzie szarżował Sarpong, ale strzał Ghanijczyka pozostawiał wiele do życzenia. Dwie minuty potem mocno z dystansu uderzał Bellvis, ale jego uderzenie doskonale sparował Cuellar. W 23 minucie Mossampu dalekim podaniem uruchomił Alvaro, Brazylijczyk minął jednego z naszych obrońców i oddał strzał, po którym piłka nieznacznie przeleciała nad poprzeczką. Ale sama akcja palce lizać. W 30 minucie dość niespodziewanie udało nam się przeprowadzić szybki kontratak. Luis przejął piłkę w środkowej strefie, podgonił akcję dwadzieścia metrów, podał do Mireku, ten minął obrońcę i nie dał szans bramkarzowi mocnym strzałem. Po chwili gospodarze ruszyli z atakiem. Piłka posłana przez Victora doleciała w nasze pole karne, gdzie powalczyli o nią Massampu z Flottmannem. Piłkarz gospodarzy upadł, co wystarczyło sędziemu, aby podyktować rzut karny i wyrzucić niemieckiego stopera z boiska. Natychmiast wprowadziłem na boisko Estradę za Luisa, aby uzupełnić braki w obronie. Eriksen przeszedł na prawą stronę, a Demirhan do środka. Trzeba było jednak jeszcze zareagować na rzut karny. Apono nie dał niestety Cuellarowi żadnych szans. Do przerwy utrzymał się remis. Po zmianie stron gospodarze ruszyli do ataku, jakby wyczuwając, że mogą ten mecz wygrać. W 49 minucie znów niecelnie uderzał Sarpong, a w 52 minucie Cuellar znakomicie obronił strzał Alvaro. W 59 minucie po raz kolejny próbował Sarpong, ale znów zamiast podawać, zdecydował się na zupełnie nieudany, bo nieprzygotowany, strzał. W 66 minucie Cuellar świetnie obronił strzał Jose, a w 74 minucie udało nam się zdobyć gola. Rzut rożny wykonywał Perez, podanie przedłużył Demirhan, a do piłki doskoczył Gharzoul i mocnym strzałem głową zdobył bramkę. Piłka prześlizgnęła się jeszcze po czuprynie Victora, ale nie miało to żadnego znaczenia. Natychmiast wprowadziłem świeże siły, aby bronić wyniku – Kerlona oraz Jelenia. Niestety nie uchroniło nas to przed utratą prowadzenia. W 85 minucie do wyrównania doprowadził Alvaro. Ale remis, biorąc pod uwagę okoliczności, to też dobry wynik.

 

Liga adelante, 12/42, 06.11.2016

La Rosaleda, 21986 widzów

[1] Malaga – [8] Vecindario, 2:2 (MIREKU ’30, Apono (k) ’34, GHARZOUL ’74, Alvaro ’85)

MoM: Apono (Malaga)

Odnośnik do komentarza

Ja w każdym meczu chciałbym widzieć karne dla Vecindario ;)

 

 

 

W kolejnym meczu podejmowaliśmy drużynę Celty, z którą już się przecież w tym sezonie mierzyliśmy w ramach rozgrywek Pucharu Króla i mamy z tego meczu bardzo dobre wspomnienia, bowiem udało się rywala z tych rozgrywek wyeliminować. Liczyłem na podobnie dobry występ tego dnia. Mieliśmy tę przewagę nad poprzednim meczem, że tym razem odbywał się on przy wsparciu naszych kibiców zgromadzonych na stadionie miejskim.

 

Do składu na to spotkanie powrócił po odpokutowaniu zawieszenia Keita zamiast N’Gosso, a do środka obrony wskoczył Demirhan, robiąc miejsce na prawej obronie Eriksenowi i Ruymanowi po lewej flance.

 

Cuellar – Eriksen, Ruyman, Demirhan, Gharzoul – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Luis, Mireku

 

Pierwszy kwadrans spotkania nie przyniósł właściwie żadnych emocji, jeśli nie liczyć tych kilku rzutów rożnych, po których jednak nie było żadnego zagrożenia pod którąkolwiek z bramek. Dopiero w 16 minucie pierwszy groźny strzał oddał Rukavina, który w tym meczu miał coś komuś do udowodnienia. Cztery minuty potem mocno z daleka próbował Sylla, ale uderzenie było koszmarnie wręcz niecelne. W 32 minucie dość niespodziewanie goście objęli prowadzenie, kiedy Suso zdobył gola, wykorzystując serię błędów w naszej formacji defensywnej. Przed przerwą mógł on jeszcze podwyższyć prowadzenie gości, ale tym razem jego uderzenie doskonale obronił Cuellar. W drugiej połowie mieliśmy ruszyć do ataków, aby odrobić straty i powalczyć nawet o zwycięstwo. Zaczęło się obiecująco. W 47 minucie Falcon obronił ni to strzał ni dośrodkowanie Eriksena, ale niespełna kwadrans później znów było gorąco pod naszą bramką. Na szczęście jednak Sylla miał tego dnia rozkalibrowany celownik i uderzał bardzo niecelnie. W 68 minucie doskonałej szansy nie wykorzystał rezerwowy Jeleń, a w 74 minucie strzał Mireku z dośrodkowania rezerwowego Deulofeu obronił Falcon. W 79 minucie kontuzji doznał Eriksen i musiał opuścić boisko. A że wykonałem wcześniej trzy zmiany, mecz kończyliśmy w dziesięciu. Nie przeszkodziło nam to stwarzać sobie kolejne sytuacje i walczyć o remis, ale ani Perez, ani Mireku, ale Lasarte nie potrafili zdobyć tego jednego, magicznego gola. Seria meczów bez porażki dobiegła końca.

 

Liga adelante, 13/42, 12.11.2016

Municipal, 4110 widzów

[6] Vecindario – [5] Celta, 0:1 (Suso ’32)

MoM: Suso (Celta)

 

Licznik meczów bez porażki zatrzymał się na ósemce.

 

Ale jest większy problem – kontuzja Eriksena. Norweg będzie poza grą przez okres około dwóch miesięcy. To już trzecia długotrwała kontuzja w zespole. Robi się bardzo nieciekawie…

Odnośnik do komentarza

Ostatnia porażka skłoniła mnie do przemyśleń nad jej przyczynami. Dlatego wybrałem się na lokalną plażę, ale miejsce nieodwiedzane przez turystów, nieopodal niewielkiego wzniesienia, rozbijanego rokrocznie przez wodę.

 

Szum morza i stłumione okrzyki turystów, dobiegające z daleka, działały kojąco i pomagały skupić się na tym co najważniejsze. Analiza porażki z Celtą nie dawała jednak jednoznacznych wniosków i tak naprawdę zakończyłaby się niczym, gdyby…

 

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj.

 

Odwróciłem głowę i spostrzegłem Anioła. Przez chwilę pomyślałem, że jestem już w niebie, ale do rzeczywistości przywołał mnie odgłos motorówki przepływającej niedaleko brzegu w tym miejscu, gdzie wybrałem się na medytację.

 

Spotkanie Amelii właśnie tam nie mogło mnie dziwić, ale zajęło mi trochę czasu, żeby dojść do siebie i skojarzyć fakty. Przecież to ona pierwsza pokazała mi to miejsce. Tu odbyła się nasza druga randka. Tu poznałem smak jej ust i płomień jej ciała. Tu spędzaliśmy wspaniałe chwile.

 

Ale to było dawno.

 

- Ja ciebie również – bąknąłem, nie mając pojęcia, jak wybrnąć z sytuacji.

- Przecież to ja ci pokazałam to miejsce – odrzekła wyraźnie rozbawiona moim zakłopotaniem.

- Tak, masz rację. Po prostu byłem mocno zamyślony…

- Pewnie rozmyślałeś o tym, czemu nie udało wam się wygrać ostatniego meczu, co? – takiego zainteresowania futbolem u Amelii nigdy wcześniej nie spotkałem. Z resztą już poprzednie wiadomości od niej wskazywały na zmianę jej zainteresowań. A może była to tylko gra, której celu jeszcze nie znałem albo przynajmniej nie dopuszczałem go do siebie, wietrząc podstęp?

- To prawda. Mam bardzo pozytywne wspomnienia z tego miejsca i chciałem skorzystać z energii, jakie ono daje. Liczyłem na inspirację – ogarnąłem się już na tyle, że byłem w stanie przynajmniej sklecić jakieś sensowne zdanie.

- Często tu przychodzisz?

- Właściwie dziś byłem tu pierwszy raz od… od naszego ostatniego razu tutaj .

- Skąd sobie nagle przypomniałeś o tym miejscu?

- Bo przypomniałem sobie o tobie. A raczej sama mi się przypomniałaś…

 

Rumieniec spalił jej twarz. A może to słońce operowało tak, ze trudno było mi rozróżniać kolory?

 

- Trudno mi uwierzyć, że to spotkanie i to poprzednie w warzywniaku to przypadek.

- To twoja sprawa. Ja na pewno ich nie aranżowałem. Z resztą jeśli ktoś z nas wykazywał ostatnimi czasy jakąś inicjatywę, to byłaś to ty. – być może ten atak nie był potrzebny, ale poczułem się pewniej, mogąc przejść do ofensywy. A przy okazji była szansa, aby, być może zaimponować. Cała ta gra coraz bardziej zaczynała mi się podobać.

- Muszę lecieć. Wpadłam tu dosłownie na moment, żeby odreagować. Kolejni klienci i sprawy czekają.

- Spotkamy się jeszcze?

- Za dużo w tym wszystkim przypadku, więc pewnie tak – odrzekła, śmiejąc się. Jej nagłe zmiany nastroju przyprawiały mnie o podwyższone ciśnienie. W jednej chwili potrafiła się zmienić z chmury gradowej w jaśniejące słoneczko. Bezdenna studnia tajemnic.

- Pojutrze o osiemnastej wystawiają „Sen nocy letniej” w nowej interpretacji tutejszego reżysera.

- Właściwie to czemu nie. Do zobaczenia!

 

Nie zdążyłem odpowiedzieć. Stałem jak zamurowany i patrzyłem, jak Anioł oddala się i po chwili znika za niewielkim wzniesieniem, oddzielającym tę część plaży od miasta.

 

Po co mi to? W co ja się znów pakuję?

Odnośnik do komentarza

Tymczasem w 14. serii spotkań rozgrywaliśmy kolejne derby, choć te miały znacznie mniejszy ciężar gatunkowy. Naszym rywalem była drużyna Universitad Las Palmas, czyli coś na kształt miejscowego AWF-u. Ekipa ta jest w tym sezonie beniaminkiem Liga adelante, dlatego jeśli chcemy ugrać w tych rozgrywkach coś więcej niż tylko walka o utrzymanie, to takich rywali musimy najzwyczajniej w świecie odprawiać z kwitkiem.

 

Niestety nie mogłem skorzystać z kontuzjowanego Eriksena. Jego miejsce na prawej obronie zajął Demirhan, robiąc miejsce w środku bloku powracającemu po odbyciu kary zawieszenia Flottmannowi.

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Flottmann, Gharzoul – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Luis, Mireku

 

Mecz rozpoczął się dla nas fatalnie, bowiem już w 3 minucie gospodarze objęli prowadzenie. To znaczy powinni objąć, ale sędzia bramki nie uznał, dopatrując się spalonej pozycji u strzelca – Juana Jesusa. W 19 minucie stworzyliśmy sobie pierwszą okazję do zdobycia gola. Sergio popędził prawym skrzydłem i dośrodkował na głowę Mireku, a ten uderzył mocno, acz niecelnie. W 34 minucie prostopadłe podanie Mossy dotarło do Aguilara, który ograł jednego obrońcę i wypracował sobie pozycję do strzału. Tyle, że samo uderzenie było bardzo niecelne. Trzy minuty potem niecelnie uderzał ponownie Jesus, ale w doliczonym czasie pierwszej połowy to on idealnie dograł do Kabze, a pomocnik gospodarzy zdobył gola do szatni. W drugiej połowie natychmiast ruszyliśmy do odrabiania strat, ale to gospodarze mieli lepsze okazje po kontratakach. Tak jak Jesus, który gdyby był skuteczniejszy, to w 54 minucie mógłby już kompletować hattricka. Trzy minuty po tej akcji szansę na wyrównanie zmarnował Sergio, ale w 59 minucie dobre dośrodkowanie Lasarte zakończone przez wybiegającego przed stopera Mireku dało nam gola wyrównującego. W 67 minucie ponownie gospodarze mogli prowadzić po uderzeniu Mossy lecz piłka trafiła jedynie w boczną siatkę. Trzy minuty później kolejna doskonała akcja Lasarte na skrzydle została zaprzepaszczona przez zamykającego ją Sergio. W 74 minucie raz jeszcze pokazał się Lasarte, tym razem kończąc akcję wypracowaną przez Pereza. Po chwili drugą żółtą kartę obejrzał Keita i musiał przedwcześnie opuścić boisko. A że wcześniej dokonałem limitu zmian, to nie mogłem już nijak skorygować personalnie składu. Nie przeszkodziło nam to jednak w odniesieniu zwycięstwa. W końcówce moi podopieczni wykazali niesamowitą determinację i ona dała efekt w 87 minucie, kiedy gola zwycięskiego strzelił chłopak stąd – Luis.

 

Liga adelante, 14/42, 18.11.2016

Alfonso Silva, 1664 widzów

[18] Universitad Las Palmas – [9] Vecindario, 1:2 (Kabze ‘45+1, MIREKU ’59, LUIS ‘86)

MoM: Hasan Kabze (Universitad Las Palmas)

Odnośnik do komentarza

Miguel Nadal i Hugo Sanchez ostatecznie musieli się pożegnać ze swoimi ciepłymi posadkami trenerów drugoligowych hiszpańskich klubów. Odpowiednio władze Mallorki i Deportivo straciły cierpliwość do tych szkoleniowców i rozpoczęli już poszukiwania dla nich następców.

 

Tymczasem przytrafiła nam się kolejna długa kontuzja. Mireku doznał urazu grzbietu i nie będzie zdolny do gry przez około dwa miesiące. To kolejny z ważnych dla nas graczy, po Eriksenie,. Zamorze i Amai.

 

Jakby tego było mało, teraz czeka nas bardzo trudne ligowe spotkanie. Podejmujemy bowiem aktualnego wicelidera z Sewilli – drużynę Betisu, która wygrała ostatnie spotkanie z rezerwami Barcelony 5:2, co musi budzić szacunek.

 

Tymczasem dwa wspomniane wyżej kluby szybko znalazły nowych menedżerów. Mallorkę poprowadzi teraz Jose Luis Mendilibar, natomiast prawdziwa okazja trafiła się Deportivo. Ich nowym trenerem będzie bowiem sam Marcelo Bielsa.

 

W drużynie Betisu na pewno szczególną uwagę należy zwrócić na takich graczy jak Demidov, Cidinho, Grenier oraz największą gwiazdę Los Beticos – Mariano Pavone.

 

W obliczu kolejnego zawieszenia Keity na pozycji defensywnego pomocnika zagrał N’Gosso, natomiast na pozycji środkowego napastnika Mireku zastąpił Jeleń.

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Flottmann, Gharzoul – N’Gosso, Perez – Sergio, Lasarte – Luis, Jeleń

 

Goście rozpoczęli z mocnego uderzenia, stwarzając sobie okazję w 8 minucie, ale nie wykorzystał jej Cidinho. Dziewięć minut potem jednak to Vecindario objęło prowadzenie, kiedy Gharzoul wykorzystał dośrodkowanie Pereza z rzutu wolnego po faulu Demidova na Jeleniu. W 25 minucie dobrą szansę na gola zmarnował Jeleń, ale i tak wszystko zrobił jak należy, a słowa uznania należą się bardziej bramkarzowi gości – Goitii. Jeszcze przed przerwą swoją okazję na gola zmarnował Sergio, po którego strzale piłka trafiła jedynie w boczną siatkę. W drugiej połowie staraliśmy się nadal grać swoje i liczyć na kontry, bo to rywal prowadził grę. W 50 minucie taką okazję miał Luis, który wyszedł sam na sam z Goitią, ale ponieważ bramkarz gości wyszedł wysoko przed bramkę, to nasz napastnik spróbował go lobować. Zabrakło około dwudziestu centymetrów, aby piłka w porę opadła. W 55 minucie swoją okazję na gola wyrównującego zmarnował Ounguene, a w 62 minucie raz jeszcze niecelnie uderzał Luis. W 64 minucie bardzo mocno, ale i bardzo niecelnie uderzał Pavone, a trzy minuty potem goście wyrównali za sprawą atomowego strzału Ounguene z około dwudziestu metrów. Nasz bramkarz nawet przy tym strzale nie drgnął! To musiało podobać się kibicom. W 72 minucie, niesieni dopingiem naszych fanów, stworzyliśmy sobie kolejną okazję. Tej nie wykorzystał ponownie Sergio, który ma dar znajdowania się w sytuacjach podbramkowych, ale jednocześnie ich seryjnego marnowania. W 80 minucie Goitia obronił strzał Lasarte, który ładnie złamał akcję do środka po podaniu od Pereza, ale kolejne minuty należały do gości. Najpierw swoją kolejną okazję zepsuł Ounguene, a po chwili również i Bauthebec uderzył ponad bramką. W ostatnich minutach udało nam się oddalić grę od naszej bramki i dowieźć cenny, bądź co bądź, remis do końca.

 

Liga adelante, 15/42, 26.11.2016

Municipal, 4329 widzów

[5] Vecindario – [2] Betis, 1:1 (GHARZOUL ’17, Ounguene ’67)

Mom: Ali Gharzoul (Vecindario)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...