Skocz do zawartości

Tańcząc z Guanczami


Fenomen

Rekomendowane odpowiedzi

Kompletnie rozkojarzony wspomnianym smsem musiałem przygotować drużynę na mecz w 2 rundzie Pucharu Króla. Dlatego nie było czasu na jakiekolwiek randkowanie, chociaż w tym przypadku żadna randka nie rozwiąże problemu. Tu potrzeba będzie gruntownego przebudowania relacji między nami i z pewnością będzie to wymagało wiele pracy. Otrzymany sms potraktowałem jednak jako pierwszy krok i start w „negocjacjach”.

 

Poniekąd jednak mnie on oświecił. Kiedyś mówiono „przez żołądek do serca” – ja obrałem strategię: „przez wyniki do serca”, dlatego potrzebowałem jak tlenu awansu do kolejnej rundy pucharu. Sprawa wcale nie musi być łatwa. Celta to nie leszcze. W swoim składzie mają kilku znakomitych piłkarzy, takich jak choćby Falcon, Sylla, czy Rukavina. Ale my, podbudowani zwycięstwem nad lokalnym rywalem, lecieliśmy do Vio pełni optymizmu.

 

„Chłopaki! Z Teneryfą zagraliście kapitalny mecz! Zagrajcie tak samo dobrze dziś, a z własnej kieszeni wypłacę wam pensje” – nie, to nie była moja rozmowa motywacyjna, a Camacho, który przed meczem odwiedził drużynę (do tej pory mu się to nie zdarzało). Skąd jego nagła troska o zespół? Czyżby wyczuł, że sportowy sukces można przekuć w ten marketingowy?

 

Drużyna wyszła na to spotkanie w takim samym zestawieniu, w jakim pokonaliśmy wroga z Teneryfy. Czy tylko trzy dni przerwy nie wpłyną na osłabienie dynamiki moich podopiecznych?

 

Cuellar – Demirhan, Gharzoul, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Deulofeu, Babić – Amaya, Mireku

 

Chociaż nikt nie dawał nam specjalnie szans na awans, rozpoczęliśmy ze sporym animuszem, zmuszając gospodarzy do obrony, a w 10 minucie nawet Falcona do interwencji po strzale Amai, któremu sytuację wypracował Perez. Dwie minuty potem Suso dalekim podaniem uruchomił Amiche, ten zszedł ze skrzydła i uderzył, ale wprost w Cuellara. W 22 minucie sam Suso znalazł się pod bramką Cuellara i oddał strzał, ale piłka poleciała wysoko nad bramką. Dwie minuty potem niecelnie uderzał Sanchez, a sześć minut później znakomita interwencja Cuellara uratowała nas przed utratą gola. Gospodarze wyraźnie się rozpędzali. W 31 minucie krótkie rozegranie Mireku z Amayą otworzyło szansę przed tym drugim, ale Balearczyk spudłował. W drugiej połowie nadal przewagę mieli gospodarze. W 47 minucie Rukavina trafił wprost w bramkarza gości, a w 54 minucie chorwacki napastnik nawet nie trafił w bramkę. Choć był aktywny, zawodziła skuteczność. Dziewięć minut potem po raz kolejny na lewym skrzydle pokazał się Amiche lecz i ta jego akcja, choć efektowna, nie zakończyła się celnym strzałem. Po chwili raz jeszcze spróbował Suso, ale i tym razem uderzył niecelnie. W 69 minucie Cuellar ponownie ratował nasz zespół, tym razem broniąc strzał głową Braua po dośrodkowaniu Sancheza z rzutu rożnego. W 76 minucie nie dał rady go pokonać rezerwowy Popović, a dwie minuty potem również i Rukavina – tym razem po strzale głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Do rozstrzygnięcia losów meczu konieczna była dogrywka. Tę lepiej zaczęli gospodarze, którzy szybko mogli objąć prowadzenie za sprawą uderzenia Braua po dośrodkowaniu Sancheza z rzutu wolnego. Dwie minuty potem Rukaviny nie upilnował Zamora, ale napastnik gospodarzy nie zdołał zrobić z tego użytku. W drugiej połowie dogrywki szansę na przechylenie szali zwycięstwa na naszą stronę zmarnował wprowadzony w drugiej połowie regulaminowego czasu gry Sergio, który w sytuacji sam na sam posłał piłkę na orbitę. W doliczonym czasie dogrywki fenomenalnie znów interweniował Cuellar, który nie dał się pokonać Rukavinie w sytuacji sam na sam. Chorwacki napastnik pewnie nabył kompleks naszego bramkarza. Do rozstrzygnięcia konieczne były rzuty karne. Po pierwszej serii byliśmy wszyscy osrani, bo Zamora trafił w poprzeczkę. Ale potem było znacznie lepiej i komplet celnych strzałów doprowadził do remisu 4-4 w karnych. W decydującej serii pomylił się Sylla, ale i Lasarte nie udźwignął ciężaru presji. Konieczne było rozgrywanie kolejnych pojedynczych turniejów, a konkretnie to dwóch. Decydującego karnego obronił Cuellar. A kto go strzelał?

 

Copa del Rey, 2 runda, 31.08.2016

Balaidos, 6292 widzów

Celta – Vecindario, 0:0, k. 4-5

MoM: Ivan Cuellar (Vecindario)

 

Strzały: 26/13 – 3/2

Udało się! Po raz pierwszy odkąd trenuję Vecindario, udało nam się awansować do następnej rundy Pucharu Króla!

Odnośnik do komentarza

Powrót z Vigo na Wyspy Kanaryjskie był jednym z najbardziej wesołych powrotów z meczów wyjazdowych, jakie pamiętam tu w Vecindario. Chyba tylko po ograniu rezerw Barcelony 4:1 w stolicy Katalonii cieszyliśmy się równie „intensywnie”. A pan prezes musiał słowa dotrzymać i wypłacił każdemu piłkarzowi po pięć tysięcy euro premii za to spotkanie. Dla takich pieniędzy warto grać w piłkę – tak podsumował to jeden z graczy. Ale zaraz dodał – aczkolwiek nie gramy tylko dla kasy.

 

- Biję pokłony. Widziałem wasze oba mecze. Gracie fantastycznie! – Mario nie potrafił ukryć ekscytacji.

- Dzięki, ale to dopiero początek sezonu. Jeszcze długa droga przed nami – mówiąc to, czułem jak słuchawka płonie od emocji, którymi emanuje mój rozmówca.

- Dobra dobra, nie pitol. Ale wiem też o premii, jaką dostali piłkarze… nie zastanawia cię to?

- Szczerze mówiąc zastanawia i to bardzo. Wiesz coś na ten temat?

- Podobno w okolicy pojawił się nowy inwestor, który łyka małe przedsiębiorstwa, ale ma też ochotę na piłkę. Nie wiem jeszcze, na ile stanowi on zagrożenie dla was, ale myślę, że można to powiązać z nagłym przypływem sympatii pana prezesa.

- Dzięki – nie wiedziałem jeszcze, jak mogę spożytkować tę wiadomość, dlatego odpowiedziałem w sposób najprostszy. I przy okazji najbezpieczniejszy.

- Widziałeś się z Rodrigo?

- Nie, dostałem tylko od niego smsa, że cieszy się, że wszystko idzie w dobrą stronę.

- A poza tym wszystko gra? – czyżby Mario wiedział coś o smsie od Niej?

- Jak najbardziej. Cieszymy się chwilą awansu, ale nie zapominamy o przygotowaniu do następnego meczu.

- Kto teraz na rozkładówce?

- Cartagena. Mówiłem ci kiedyś.

- Mówiłeś, mówiłeś. Mam wiele informacji na głowie. Po takich meczach, to pewnie ich pukniecie z piątkę, co? – zapytał wyraźnie rozbawiony.

 

Połączenie zostało zakłócone przez burzę i turbulencje, na jakie natknął się samolot w drodze powrotnej. Ale nawet po ich ustaniu uznałem, że rozmowa z Mario i tak zmierzała ku końcowi, więc nie trzeba było oddzwaniać.

 

W tym meczu nie mógł zagrać Gharzoul, który udał się na zgrupowanie swojej reprezentacji. W środku obrony zastąpił go Ruyman, dla którego miał to być debiut w wyjściowym składzie Vecindario.

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Deulofeu, Babić – Amaya, Mireku

 

Nikt nie dopuszczał do świadomości myśli, że możemy tego meczu nie wygrać. No bo jak to można nie wygrać z beniaminkiem? Nie uwzględnili tego chyba również piłkarze, którzy wyraźnie w początkowych minutach zlekceważyli rywala, który, mając dużą swobodę na boisku, rozgrywał pewnie i spokojnie piłkę, aż wreszcie w 13 minucie padła bramka, którą strzelił Docal z dośrodkowania de Riddera. To zmusiło nas do ofensywnej gry i przejęcia kontroli nad meczem. Zmiana naszego nastawienia wpłynęła również na rywali, którzy cofnęli się, zagęścili szyki obronne i nastawili się na kontry i zabójczego w nich Daniela de Riddera. W 17 minucie dośrodkowanie Pereza z rzutu rożnego zamykał Zamora, ale jego strzał obronił Miguel. Sześć minut potem Deulofeu kończył akcję rozpoczętą i przeprowadzoną w większości przez Amayę, ale i tym razem gol nie padł. W 39 minucie po akcji naszego prawego skrzydłowego, piłka trafiła ostatecznie pod nogi Mireku, a ten uderzył z woleja, lecz wprost w bramkarza gości. Druga połowa rozpoczęła się dla nas fatalnie. Znów moment dekoncentracji i faul w polu karnym na Cardelle. Gola z jedenastu metrów strzelił De Ridder. Druga bramka skutecznie nas podłamała. W 59 minucie byłem świadkiem jednej z ładniejszych bramek po indywidualnej akcji. Szkoda tylko, że strzelił ją piłkarz z przeciwnej drużyny. Oczywiście niezawodny De Ridder. W 63 minucie bliski podwyższenia był Cardelle po strzale głową, ale wreszcie zdołał coś obronić Cuellar. Osiem minut potem próbował gola kontaktowego strzelić wprowadzony w drugiej połowie Sergio, ale jego uderzenie było fatalne. W 87 minucie goście zadali czwarty cios. Tym razem gola strzelił Salazar, wykorzystując świetne krzyżowe podanie od Esparzy. Zostaliśmy rozniesieni, chociaż byliśmy murowanymi faworytami do zwycięstwa.

 

Liga adelante, 2/42, 03.09.2016

Municipal, 4644 widzów

[4] Vecindario – [19] Cartagena, 0:4 (Docal ’13, De Ridder (k) ’49, De Ridder ’53, Salazar ‘87_

MoM: Daniel De Ridder (Cartagena)

 

Z nieba do piekła – tak najkrócej można opisać tytuły kanaryjskich gazet sportowych następnego dnia. Po pierwszych meczach w sezonie potraktowano nas już jako kandydata do walki o awans, ale zimny prysznic przyszedł wyjątkowo wcześnie. Myślę, że to z korzyścią dla naszej drużyny.

Odnośnik do komentarza

Sprowadzeni na ziemię przez beniaminka, w dużym skupieniu przygotowywaliśmy się do kolejnego meczu ligowego. Wpadki z rezerwami Realu Madryt na pewno nie uda się wytłumaczyć zmęczeniem po meczu pucharowym, bowiem mieliśmy teraz aż tydzień wolnego.

 

Co do samego pucharu zaś, poznaliśmy naszego rywala w trzeciej rundzie. Będzie nim drużyna Murcii, grająca w Segunda B, więc szansa na awans jest spora.

Mimo porażki z Cartageną wystawiłem dokładnie ten sam skład na mecz z rezerwami Realu. Wszak ci piłkarze mają sobie i mi, a także kibicom coś do udowodnienia!

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Deulofeu, Babić – Amaya, Mireku

 

Początek spotkania z pewnością nie należał do najciekawszych. Dość powiedzieć, że pierwsza groźna akcja podbramkowa miała miejsce dopiero w 21 minucie, kiedy Cuellara z ostrego kąta próbował zaskoczyć Codinho, ale nasz bramkarz był dobrze ustawiony. Dwie minuty głową uderzał Castaignos po rzucie rożnym lecz przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 25 minucie po raz pierwszy zagroziliśmy bramce gospodarzy, kiedy samotnie prawym skrzydłem szarżował Deulofeu i nawet oddał strzał, ale bardzo słaby. W 31 minucie po raz pierwszy dał o sobie znać nasz późniejszy kat tego wieczoru – Bauer. Dostał podanie od Melego, ale nie wykorzystał tej szansy i spudłował. Odpowiedzieliśmy strzałem Amai, który otrzymał perfekcyjne podanie od Pereza ze środka pola i uwolnił się spod opieki obrońców. Ale i on nie zdołał umieścić piłki w bramce. Po chwili błąd przy wyprowadzaniu piłki popełnił Colombino, ale nie wykorzystał tego Mireku, od którego odbiła się piłka. Do przerwy udało nam się utrzymać korzystny wynik, ale po zmianie stron rywale mocno przycisnęli. W 49 minucie Cuellar zdołał znakomicie obronić strzał Castaignosa, ale w 58 minucie Bauer otworzył wynik meczu, kończąc dośrodkowanie Gnabouyounu z rzutu rożnego. Minutę potem ten sam piłkarz miał okazję na drugiego gola lecz nie wykorzystał błędu w wybiciu autorstwa Gharzoula i to nas uratowało. W 72 minucie Castaignos uruchomił na skrzydle Godinho. Ten ściął do środka i oddał strzał, po którym fenomenalnie interweniował Cuellar. Końcówka jednak należała do gospodarzy. Wytężona praca w defensywie spowodowała, że na ostatni kwadrans zabrakło nam sił. Rywal to wykorzystał i w tym czasie strzelił nam dwa gole, oba autorstwa tego niesamowitego Niemca.

 

Liga adelante, 3/42, 11.09.2016

Alfredo di Stefano, 5845 widzów

3/38, [7] Real Madryt B – [11] Vecindario, 3:0 (Bauer x3)

MoM: Rene Bauer (Real Madryt B)

 

Na domiar złego, kontuzji w tym meczu nabawił się Eriksen i nie będzie mógł grać przez około dwa tygodnie.

Odnośnik do komentarza

Od poniedziałku cała okolica żyła nadchodzącym wydarzeniem. Już bowiem w sobotę miały się odbyć Wielkie Derby Gran Canarii, czyli starcie Vecindario z Las Palmas. Kierownicy organizowali pracę tak, aby zespoły mogły kończyć zaplanowane zadania już w czwartek, robotnicy fizyczni pracowali w piątek tylko do południa, a sprzątaczki zostawiały nieposprzątane biura i urzędy przez wgląd na wyższą konieczność przygotowania się do tego sportowego święta, które jest najważniejszą imprezą w okolicy.

 

Wróble ćwierkały, że rywal przyjedzie do nas mocno osłabiony. Miało przede wszystkim brakować lidera środka pola – Gabiego, a także zawieszonego za kartki Hakana Balty oraz również kontuzjowanego Salifa Sane.Wciąż jednak Las Palmas miało nas kim straszyć: Alvaro Cejudo, Hameur Bouazza, Veli Kavlak, Simone Bentivoglio, czy Bruno Soriano i Maxime Gassa to piłkarze znani, szanowani, ale przede wszystkim – zapewniający sportową jakość.

 

Piłkarze oczekiwali, że i przed tymi derbami w szatni zjawi się prezes Camacho i zaproponuje premię za zwycięstwo. Ten jednak nie przyszedł. Zamiast tego dostałem przed meczem smsa: „Oczekiwania są ogromne. Nie zawiedź!”, nadanego z wiadomego numeru. Motywacja, choć już na wysokim poziomie, urosła pod sam sufit. Należało jednak przenieść część tej dobrej energii na piłkarzy.

 

„Gramy o zwycięstwo! Gramy o trzy punkty! Gramy o sławę, chwałę i panowanie na Kanarach na najbliższe pół roku. Następne mecze nie mają znaczenia. Jeśli wygramy to spotkanie, to nawet przegrywając wszystkie pozostałe w sezonie, kibice będą nas kochać!”

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Deulofeu, Babić – Amaya, Mireku

 

Niesamowita energia znalazła ujście już w 5 minucie, kiedy przeprowadziliśmy piękną kontrę zakończoną golem. Zaczęło się wszystko od strzału Barreto, który pewnie obronił Cuellar. Dalekim podaniem uruchomił Pereza, ten szybko odegrał prostopadle do Amai, a piłka ostatecznie trafiła pod nogi Mireku, który z zimną krwią wykończył sytuację. Minutę potem goście wyrównali po bramce Koutny’ego, ale sędzia jej nie uznał. Czech w momencie podania do niego piłki, był na pozycji spalonej. W 19 minucie raz jeszcze Koutny zdołał wbić gola, ale i tym razem nie przypilnował pozycji spalonej i arbiter gola nie mógł uznać. W 26 minucie Pedro Lopez uderzał z rzutu wolnego, bardzo niecelnie. Cztery minuty potem doskonale strzał Cejudo obronił Cuellar, a jeszcze przed przerwą uratował nas po akcji i strzale Zambrano. W drugiej połowie obraz gry nie uległ specjalnie zmianie. Nadal ton rozgywkom nadawali goście, ale dzielnie się broniliśmy. W 48 minucie Cuellar uprzedził Zambrano i wcześniej dotarł do piłki, a w 57 minucie niecelnie uderzał wprowadzony w drugiej połowie na boisko Fillo. Goście jednak z minuty na minutę opadali z sił i brakowało im pomysłu na zdobycie gola wyrównującego. W 74 minucie po akcji Jasse, piłka trafiła pod nogi Cejudo, a ten uderzył mocno lecz wprost w naszego bramkarza. Zrezygnowani i podmęczeni rywale nie zdołali szybko wrócić po tej akcji, a nasza błyskawiczna kontra, zakończona znów przez Mireku, dała nam drugiego gola. Zupełnie już rozbici rywale stracili ochotę do gry, a my spokojnie dograliśmy spotkanie do końca. Stadion oszalał!

 

Liga adelante, 4/42, 16.09.2012

Municipal, 5154 widzów

[14] Vecindario – [2] Las Palmas, 2:0 (MIREKU ‘5, MIREKU ’75)

MoM: Adolf Mireku (Vecindario)

 

Jeszcze po żadnym meczu nie zobaczyłem tak świętującego Vecindario. Malutka mieścina obrała biało-czarne, klubowe barwy. Piłkarze Las Palmas, skazywani wręcz na zwycięstwo, wracali chyłkiem ze spuszczonymi głowami, a Vecindario się cieszyło. Bez względu na to, jak zakończy się ten sezon, będę tu uwielbiany po wsze czasy!

A poza tym – stanąłem na wysokości zadania. Odpowiedzią na sms był pokaz siły i skuteczności zaprezentowany na boisku. Wszystko zmierza w dobrym kierunku!

Odnośnik do komentarza

Na następny dzień zaplanowane było spotkanie ze sztabem szkoleniowym, celem omówienia bieżacych spraw szkoleniowych. Wszyscy zgromadzeni emanowali gigantycznym kacem, a woń gorzelni rozlewała się na obiekty klubowe. W tych okolicznościach ustalono, co następuje:

- Lasarte rozpocznie treningi mające na celu poprawę siły strzałów z daleka

- Jose Luis musi więcej pracować nad grą słabszą nogą (lewą)

- Mariano Aguilar został wysłany do Serbii, gdzie ma szukać zdolnych piłkarzy, którzy mogliby nas zasilić

 

Równie skacowany, zastanawiałem się cały czas jak rozwinąć sprawę z Amelią. Z jednej strony jej aktywność jest aż nadto zauważalna, z drugiej – zdawałem sobie sprawę, że spotykając się, będzie miała znakomitą sposobność, żeby wygarnąć mi wszystko, co o mnie myśli. I będzie miała rację.

 

Tymczasem naszym kolejnym rywalem były rezerwy Sevilli, z którymi już nie raz udowodniliśmy, że potrafimy wygrywać. Ekipę rywala wzmocnił przed sezonem Fernando Navarro, którego Andaluzyjczykom nie udało się sprzedać. Dołączył do innych znanych piłkarzy, z których największą gwiazdą jest Ruben Rochina oraz Christian Romaric. Ale wcale nie czujemy respektu przed rywalem, bo pokazaliśmy już, że potrafimy ogrywać lepszych od siebie.

 

Do składu na to spotkanie powrócił Eriksen, zastępując słabo spisującego się Ruymana na lewej obronie.

 

Cuellar – Demirhan, Ruyman, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Deulofeu, Babić – Amaya, Mireku

 

Początek meczu to wymiana ciosów z obu stron. To próbował Garcia i Romaric ze strony Sevilli, to odpowiedzieliśmy uderzeniem Mireku. Bramka padła w 10 minucie, ale niestety dla gospodarzy. Strzelił ją Arrizabalaga po dośrodkowaniu Trana. Pięć minut potem znakomitej szansy na wyrównanie nie wykorzystał Mireku, a dziesięć minut później minimalnie obok bramki uderzał Amaya. W 31 minucie ładnie do akcji podłączył się Deulofeu, którego podaniem uruchomił Amaya, ale Katalończyk fatalnie uderzył, mając przed sobą już tylko bramkarza. W 41 minucie Garcia dobrze złapał piłkę po dośrodkowaniu Babicia z rzutu wolnego i to była ostatnia ciekawsza akcja tej połowy. Drugą aktywniej zaczęli gospodarze, którzy chcieli koniecznie zdobyć drugiego gola, aby uniknąć nerwowej końcówki. W 47 minucie bliski zdobycia bramki był Rochina, a w 58 minucie znów doskonałej okazji nie wykorzystał Deulofeu. To skłoniło mnie, aby go zdjąć i wprowadzić Sergio. W 66 minucie Sevilla zdobyła drugiego gola. Precyzyjne dośrodkowanie Roblesa z lewego skrzydła na bramkę zamienił ten trochę przeze mnie niedoceniany Rochina. Zareagowałem natychmiast, wprowadzając na boisko Flottmana za słabiutkiego Gharzoula oraz Jelenia do ataku. Na niewiele się to zdało. Rywale mieli przewage w każdym elemencie. Cztery minuty po tamtym golu bramkę strzelił Robles, ale nie uznał jej sędzia, dopatrując się spalonego. W końcówce okazję na gola honorowego zepsuł Flottmann, który uderzał głową po dośrodkowaniu Babicia z rzutu rożnego, ale doskonale interweniował Garcia.

 

Liga adelante, 5/42, 21.09.2016

Estadio Ramon Sanchez Pizjuan, 12949 widzów

[16] Sevilla B – [13] Vecindario, 2:0 (Arrizabalaga ’10, Rochina ’65)

MoM: David Arrizabalaga (Sevilla B)

 

Na wieczór umówiłem się z Rodrigo, aby przedyskutować początek sezonu. Spotkaliśmy się w kawiarni na rogu Avenida de Mar.

- Coś to nie wygląda najlepiej… - zaczął ostrożnie mój rozmówca, zamawiając uprzednio dwa Estrella Damm.

- Wygraliśmy dwa najważniejsze mecze w regionie, ale w tabeli faktycznie jest cieniutko. Mam nadzieję, że szybko się ogarniemy. Cały czas jeszcze widać braki w przygotowaniu i zrozumieniu tej nowej taktyki. Momentami gramy naprawdę fajnie, gdy są emocje i gdy piłkarze rozumieją presję spotkania. Stąd doskonałe wyniki w derbach.

- No to teraz musicie to przenieść na mecze z innymi rywalami… - uwaga Rodrigo, tyleż słuszna, co odkrywcza niczym spostrzeżenie, że po nocy następuje dzień, nieco mnie zirytowała.

- Wiem, rozumiem jak to działa. I pracuję nad tym. Ja robię swoje, a ty rób swoje.

- No ostatnio mam trochę ciepło, bo się miejscowy urząd zainteresował jednym z moich przedsiębiorstw.

- A masz coś na sumieniu? – zapytałem tak, jakbym rozmawiał z kompletnie obcą osobą.

- Oszalaleś? Wszystko jest zgodnie z prawem. W papierach też mam porządek… dobra, muszę lecieć – agresywny i chyba też nieco przestraszony ton wskazywał na nerwowość rozmówcy, gdy przeszliśmy do rozmowy na jego temat. Wyfrunął z kawiarni niczym strzała i zostawił mnie z niezapłaconym rachunkiem. Tym razem mogę mu to wybaczyć.

Odnośnik do komentarza

- Witaj.

 

Anielski głos dopadł mnie jak grom z jasnego nieba. W jednym ze sklepów warzywniczych w centrum miasta. Robiła zakupy w tym samym miejscu, co ja. Przypadek, czy przeznaczenie? Chyba za stary jestem, żeby wierzyć w takie rzeczy.

 

- Witaj. Nie spodziewałem się ciebie tutaj – palnąłem głupstwo, ale chyba najmniejsze z tych, na jakie było mnie stać w tej sytuacji.

- Widzę, że zaczynasz odżywać. Pokazujesz się publicznie. Nie siedzisz tylko przed tym swoim komputerem? – Amelia nie czekała długo. Przeszła do ofensywy, ale sprawiała w tym wrażenie, że nie burzyć, a raczej budować.

- Dużo się pozmieniało. No i wyrzuciłem Football Managera z dysku komputera.

- Nie rozumiem – odrzekła wyraźnie speszona.

- Nie szkodzi. Wiedz tylko, że to działa na moją korzyść – szelmowski uśmieszek przemknął mi po twarzy. Musiałem wykazać choć odrobinę pewności siebie.

- Cieszy mnie to. Może wreszcie zaczniesz normalnie współżyć w tym środowisku. Ludzie się o ciebie martwią.

- A ty? – zapytałem bez ogródek.

- Co ja? Zniknąłeś bez słowa. Bez wyjaśnienia. Czułam się jak porzucony pies, ale już mi przeszło. Przepraszam cię, ale muszę lecieć. Spieszę się.

- Zobaczymy się jeszcze? – należało ratować sytuację najprostszymi z możliwych środków.

- Na razie! – pomachała mi na pożegnanie i wybiegła ze sklepu.

 

Choć myślami byłem gdzie indziej, musiałem przygotować drużynę do kolejnego meczu. Naszym następnym rywalem znów były rezerwy wielkiego klubu – tym razem Barcelony. Choć to tylko rezerwy, w jej składzie gra kilku naprawdę znakomitych piłkarzy. Żeby wspomnieć tylko Harry’ego Novillo, Ivana Bogdanova, czy Dennisa De Wintera.

 

Słabo spisujących się na początku sezonu skrzydłowych: Babicia i Deulofeu posadziłem na ławce. W ich miejsce na boisko od pierwszej minuty wybiegli Lasarte oraz Sergio. Na ławce rezerwowych usiadł też N’Gosso, który miał szansę zadebiutować w oficjalnym meczu.

 

Cuellar – Demirhan, Eriksen, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Rozpoczęliśmy to spotkanie fantastycznie. Wyprowadzając kontrę, Keita podał do Amai, a ten posłał do Mireku górne podanie, za linię obrony. Holender wyprzedził stoperów, dopadł do piłki i w 3 minucie dał nam prowadzenie. W 12 minucie próbował on zdobyć drugiego gola, strzelając z woleja, ale piłka trafiła tylko w boczną siatkę. Jedenaście minut potem doskonale akcję zapoczątkował Keita, podając do Lasarte, ten ściągnął do środka i uderzył na bramkę, ale chybił. Cztery minuty potem ładnie podłączył się Demirhan, który odegrał do Amai, a Hiszpan oddał strzał, zablokowany przez jednego z obrońców gości. W 38 minucie po kolejnym strzale Amai piłka wylądowała w bocznej siatce, a w doliczonym czasie pierwszy raz zagrozili nam rywale, jednak niecelnie uderzał Ruiz. W drugiej połowie goście zaczynali dochodzić do głosu. W 50 minucie Cuellar znakomicie obronił strzał Novillo, ale po chwili wykorzystaliśmy dośrodkowanie Pereza z rzutu wolnego, a nabiegający na krótki słupek Keita zdobył drugiego gola. Było to dla niego premierowe trafienie w barwach Vecindario. W 62 minucie raz jeszcze próbował naszego bramkarza po akcji indywidualnej pokonać Novillo, ale i tym razem górą był Cuellar. Odpowiedzieliśmy cztery minuty potem, przeprowadzając błyskawiczny kontratak, który jednak nie zakończył się golem, bo w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie dał rady Amaya. W 79 minucie okazji na gola honorowego dla Katalończyków nie wykorzystał de Winter, ale w 84 minucie padła bramka. Strzelił ją najlepszy w drużynie gości Novillo. Na więcej jednak Barcelonie w tym meczu nie pozwoliliśmy!

 

Liga adelante, 6/42, 25.09.2016

Municipal, 3706 widzów

[15] Vecindario – [18] Barcelona B, 2:1 (MIREKU ‘3, KEITA ’52, Novillo ’84)

MoM: Harry Novillo (Barcelona B)

Odnośnik do komentarza

Miesiąc ligowy zakończyliśmy na 14. pozycji w ligowej tabeli. Październik zaś rozpoczynaliśmy od starcia przed własną publicznością przeciwko Xerez. Drużynie, która nam wybitnie nie leży i choć nie jest to nigdy kandydat do awansu, to zawsze gra nam się z nimi ciężko.

 

W składzie nie zaszła żadna zmiana. Jedynie na ławce rezerwowych w miejsce lekko kontuzjowanego Kerlona usiadł Jose Luis, który mógłby tym samym otrzymać szansę debiutu w oficjalnym meczu Vecindario.

 

Cuellar – Demirhan, Eriksen, Zamora, Eriksen – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Piłkarze Xerez na pewno długo zapamiętają pierwszy kwadrans tego meczu. Rzadko bowiem się zdarza, aby w ciągu dwunastu minut stracić cztery bramki. Początek tego spotkania był dla nas po prostu wyśmienity. W 3 minucie Zamora w zamieszaniu podbramkowym zdobył gola po dośrodkowaniu Pereza z rzutu wolnego. Trzy minuty potem Sergio otrzymał podanie od Demirhana, uciekł lewemu obrońcy Xerez, ściął akcję do środka i zdobył swojego pierwszego gola dla Vecindario. Kolejne trzy minuty i kolejny gol. Tym razem jego autorem Mireku obsłużony znakomitym prostopadłym podaniem przez Pereza. W 12 minucie dzieła zniszczenia dopełnił Amaya, wykorzystując podanie ze skrzydła od Sergio. Goście nie podłamali się od razu i w 18 minucie gola kontaktowego strzelił Diaz, wykorzystując złe odbicie piłki Cuellara po strzale Recio. W 20 minucie Amaya przedłużył podanie Pereza z rzutu wolnego. Uderzał Sergio, ale niecelnie. W 28 minucie kolejną okazję miał Amaya, znów po podaniu bardzo aktywnego Pereza lecz i tym razem bramka nie padła. W drugiej połowie skupiliśmy się głównie na obronie korzystnego wyniku. Mimo to rywale dochodzili do strzeleckich pozycji. W 48 minucie groźnie z ostrego kąta uderzał Diaz, a cztery minuty potem szarżę Christodopoulosa powstrzymał dopiero Cuellar, rzucając mu się pod nogi i wybijając piłkę. Po chwili odpowiedzieliśmy szybkim kontratakiem w wykonaniu Amai i Lasarte i strzale tego drugiego, niestety chybionym. Była, to jak się potem okazało, ostatnia ciekawa akcja drugiej połowy. Ostatecznie mecz kończy się wynikiem ustalonym już po 18 minutach.

 

Liga adelante, 7/42, 02.10.2016

Municipal, 3204 widzów

[14] Vecindario – [8] Xerez, 4:1 (ZAMORA ‘2, SERGIO ‘6, MIREKU ‘9, AMAYA ’12, Diaz ‘18)

MoM: Inigo Perez (Vecindario)

Odnośnik do komentarza

Przed meczem pucharowym z Murcią, w którym nota bene nie byliśmy traktowani jako faworyci, hiszpańskie gazety rozpisywały się o zataczającej coraz szersze kręgi aferze korupcyjnej w tutejszym futbolu. El Mundo Deportivo zamieściło taką notkę:

 

W dni wczorajszym, 4. października 2016 roku do sądu w Walencji wpłynął akt oskarżenia przeciwko dwóm członkom sztabu szkoleniowego drużyny Sabadell, którzy mieli pobierać korzyści majątkowe za sprzedawanie poufnych danych dotyczących stosowanych metod treningowych klubu. Wszystko wskazuje na to, że nie są to jedyne zarzuty, jakie można im postawić. Podejrzewa się ich bowiem również o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, handlującej farmaceutykami stosowanymi nielegalnie przez niektórych piłkarzy, które wspomagają wydolność organizmu. W sprawę są zamieszani również członkowie sztabów Girony oraz Sportingu Gijon. Sprawa jest rozwojowa i na pewno akt oskarżenia nie został jeszcze ostatecznie uformowany.

 

Tymczasem do spotkania pucharowego z Murcią przystąpiliśmy w identycznym zestawieniu, w jakim ostatnio rozgromiliśmy Xerez. Nikt normalny nie zmieniałby zwycięskiego składu.

 

Cuellar – Demirhan, Eriksen, Zamora, Gharzoul – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Grająca szczebel niżej w rozgrywkach ligowych Murcia postawiła nam bardzo trudne warunki i zaatakowała od pierwszych chwil spotkania. W 3 minucie pierwszą okazję bramkową stworzył sobie Randy, któremu piłkę wrzucił z autu Ibanez, ale pomocnik gospodarzy nie zdołał celnie przymierzyć. W 17 minucie fantastyczną paradą po strzale Andre popisał się Cuellar, a dwadzieścia minut potem kolejnej szansy nie wykorzystał Tornero, który choć był aktywny, prezentował też niesamowitą nieskuteczność pod naszą bramką. Zaraz na początku drugiej połowy stworzyliśmy sobie pierwszą okazję do zdobycia bramki. Nie wykorzystał jej jednak Amaya, którego strzał z rzutu wolnego był minimalnie niecelny. Pięć minut potem Keita podał daleką piłkę Amai, a ten oddał natychmiast strzał, fantastycznie sparowany przez Felipe. Po chwili Zamora zasygnalizował konieczność zmiany z powodu kontuzji. W jego miejsce na boisku pojawił się Flottmann, a w 63 minucie wyszliśmy na prowadzenie, gdy aktywny Amaya znakomicie rozprowadził akcję na skrzydło do Sergio, ten ściął do środka i uderzył precyzyjnie po długim słupku, nie dając szans bramkarzowi. Gospodarze natychmiast rzucili się do odrabiania strat. W 68 minucie bliski wyrównania był Andre, a w 80 minucie minimalnie przestrzelił Vitolo. Po chwili jednak padł gol wyrównujący. Jego autorem został Oriol. Gdy zaś wydawało się, że konieczna będzie dogrywka, aby wyłonić zwycięzcę, gospodarze perfekcyjnie wykonali rzut rożny, po którym zwycięskiego gola zdobył Hanni. A szkoda, bo chwilę wcześniej znakomitej okazji na gola nie wykorzystał Sergio – cóż, tym razem sprawdziło się powiedzenie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą.

 

Copa del Rey, 3 runda, 05.10.2016

Nueva Condomina, 9146 widzów

[s2B] Murcia – [L2] Vecindario, 2:1 (SERGIO ’63, Oriol ’81, Hanni ‘90+2)

MoM: Sofiane Hanni (Murcia)

 

Porażka w pucharze Hiszpanii jest niczym w porównaniu z utratą Zamory, którego kontuzja okazała się poważna – złamane kości śródstopia i pauza trwająca około pięciu-sześciu miesięcy. Nieprędko zobaczymy lidera naszej formacji defensywnej z powrotem na boisku…

Odnośnik do komentarza

Teraz mogę żałować, że jednak zdecydowałem się sprzedać Victora, bo w najbliższych miesiącach bardzo by nam się przydał. A na mecz z Alcorcon musiałem znaleźć kogoś, kto udanie zastąpi naszego znakomitego stopera. Do wyboru było kilku graczy: Yilmazer, Flottmann, Estrada, Ruyman. Ostatecznie zdecydowałem się na jeszcze inny wariant. Przesunąłem do środka defensywy Demirhana, na prawą obronę powrócił Eriksen, a na lewej zagrał Estrada. Co więcej, zabraknąć miało podróżującego z reprezentacją Tunezji Gharzoula… Takie eksperymenty przeciwko Jimmy’emu Roye mogą nas jednak drogo kosztować…

 

Cuellar – Eriksen, Estrada, Demirhan, Flottmann – Keita, Perez – Sergio, Lasarte – Amaya, Mireku

 

Zaskakujące dla mnie było, jak łatwo rywale oddali nam pole gry. Już w 3 minucie swoimi umiejętnościami musiał się wykazać Herrera, broniąc sytuację sam na sam z Mireku. Pięć minut potem Estrada uruchomił na skrzydle Lasarte, ten dośrodkował w pole karne, ale nie było tu nikogo, aby akcję zamknąć celnym strzałem. W 13 minucie Amaya świetnie popędził prawym skrzydłem, po czym celnie dośrodkował na głowę Mireku, a Holender zdobył bramkę otwierającą wynik meczu. W 22 minucie Perez znakomicie wypatrzył włączającego się do akcji ofensywnej Eriksena, któremu dograł piłkę, ale Norweg niecelnie uderzył. W 35 minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, piłkę uderzał Keita lecz ta poleciała nieznacznie obok bramki. Sześć minut potem Amaya został ścięty równo z trawą przez Juana Antonio, gdy nasz napastnik wychodził na czystą pozycję. Sędzia nie miał wyboru i wyrzucił obrońcę gospodarzy z boiska. To znacząco nam ułatwiło zadanie w drugiej połowie. W 57 minucie Herrera tylko w sobie wiadomy sposób obronił strzał Amai, a cztery minuty potem rywale odpowiedzieli nieudanym uderzeniem Nangisa. W ofensywie Alcoron niemal nie istniało, a sam Roye był kompletnie niewidoczny. W 70 minucie znów akcje przeprowadziła dwójka Sanz – Nangis i znów uderzał Francuz, ale i tym razem nie potrafił celnie przymierzyć. W 79 minucie zaś Vecindario zdobyło drugiego gola, gdy rezerwowy N’Gosso szybkim podaniem odpalił Amayę, a ten z pierwszej piłki odegrał do wychodzącego na pozycję Mireku. Holender tylko dopełnił formalności. Dwie minuty potem wynik meczu ustalił Flottmann, strzelając gola głową po rzucie rożnym, bitym przez Deulofeu.

 

Liga adelante, 8/42, 09.10.2016

Santo Domingo, 880 widzów

[21] Alcorcon – [11] Vecindario, 0:3 (MIREKU ’13, MIREKU ’79, FLOTTMANN ’81)

MoM: Adolf Mireku (Vecindario)

 

Zwycięstwo sprawiło, że zbliżyliśmy się do strefy barażowej na odległość jednego punktu…

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...