Skocz do zawartości

Magazyn Polska Ekstraklasa


Escort

Rekomendowane odpowiedzi

Dawid Białek, GKS Bełchatów:

 

Muszę przyznać, że o ile zwycięstwa z Polonią w jakimś stopniu się spodziewałem, to wygrana z Lechem mnie zaskoczyła. W tym drugim meczu zagrali głównie rezerwowi, a mimo wszystko udało nam się pokonać groźnego rywala. W obu tych meczach w końcu zrobiliśmy to, czego brakowało nam w meczach przegranych - wykorzystaliśmy nasze okazję. Z Polonią było ich 4 i wszystkie obróciliśmy w bramki. Z Lechem było trochę gorzej, bo mecz był bardziej wyrównany, w sumie, to Kolejorz miał lepsze szanse na gole, ale mimo wszystko to my zdobyliśmy gola po stałym fragmencie gry. Cieszy mnie także nasza gra obronna, może 2 mecze bez straconej bramki to nie jakiś wybitny wynik, ale biorąc pod uwagę babole jakich dopuszczali się moi obrońcy ostatnimi czasy, muszę to zaliczyć do pozytywów. Teraz koncentrujemy się na następnym meczu z Polonią Bytom, ale mimo wszystko naszym priorytetem pozostaje dwumecz z Arką i to głównie pod ten mecz będę eksperymentował w pojedynkach ligowych. Na szczęście teraz powróci duża grupa zawodników zawieszonych na ostatni mecz - da mi to więcej opcji w wybieraniu składu. Także kilku naszych kontuzjowanych zawodników powinno wrócić do sił na dniach, więc mam szczerą nadzieję że na pierwszy mecz z Arką będę miał do wyboru pełen skład.

Odnośnik do komentarza

Damian Organek, Ruch Chorzów

W ostatnich dniach wszystko się zawaliło. Najpierw porażka w PP, teraz zimny prysznic na Łazienkowskiej. Umieliśmy z 0:3 dojść na 2:3, ale zaraz potem kolejny głupi błąd, a potem było już tylko gorzej. Pozytywnie błysnęli tylko strzelcy bramek: Jasiński i Petrov. Resztę lepiej przemilczeć. Do końca sezonu zostało już tylko kilka meczów, w zasadzie o nic już nie gramy, więc postaram się spróbować różnych ustawień. Mam w składzie kilka młodych wilków, będą mieli okazję się wykazać. Po ostatniej kolejce planuję spotkanie ze sztabem i zadecydujemy o losie niektórych zawodników, no i oczywiście zastanowimy się nad wzmocnieniami.

Odnośnik do komentarza

Ten mecz był w naszym wykonaniu genialny. Serio, kiedy przeciwnik ma 12 strzał, ale żadnego w światło bramki, znaczy to, że stary Moniuszko ma olej w głowie. Kapitalna postawa mojej drużyny, brawo!

Powtarzamy akcję w Gliwicach i mocujemy się w górze tabeli. Ach, ależ jestem usatysfakcjonowany. Sobol śmiał się nawet, że nie pojadę salonom na konferencji. Miał rację, ale i W. (nie użyję tego określenia!) zasłużyła sobie na amnestię, sędzia był poprawny. Widać od razu skutki.

 

(Moniuszko ma już wyjść, gdy dzwoni jego Nokia 3310)

 

Halo? Cholera jasna! Mam nieprzyjemność poinformować państwa, że Ales Ozim może spisać już ten sezon na straty. Skręcił staw kolanowy. Ku*** mać!

Odnośnik do komentarza

Krystian Grzelak, Legia Warszawa:

Doskonałe nastroje panują w szatni po takim spotkaniu. Rozgromiliśmy Cracovię i utrzymaliśmy się w walce o mistrzostwo Polski. Szczególnie dobrze zaprezentowali się dzisiaj napastnicy - tego nam brakowało w dotychczasowych meczach. Przed nami pojedynek z Polonią - musimy wygrać, nie mamy już czasu na utratę punktów. Mogę zdradzić, że swoje pozostanie w Legii uzależniam od wywalczenia tytułu najlepszej drużyny w kraju.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to my zasługiwaliśmy dzisiaj na 3 punkty. Dominowaliśmy nad Bytomianami przez niemal całe spotkanie, niestety w 81 minucie przydarzyła nam się chwila słabości, a goście bezlitośnie to wykorzystali. Była to idealna okazja by w końcu przełamać się i zacząć przesuwać się w górę tabeli. Za tydzień spotkanie ze Śląskiem i trzeba przyznać że mimo przewagi własnego boiska nie będziemy faworytami.

Odnośnik do komentarza

Daniel Kowalczyk, Zagłębie Lubin

 

Żenadą jest to, co gramy na wiosnę. Chce tylko powiedzieć, że wstyd mi za postawę niektórych "piłkarzy". Nie wiem jak śmią mówić o sobie, że są zawodowcami. Skandalicznie prezentuje się nasza ofensywa. To co było naszym atutem w rundzie wiosennej - nieustanny atak i pressing - teraz stało się naszą wadą. Piłkarze udają, że się starają, ale to za mało. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Odnośnik do komentarza

Michał Karpiński, Polonia Bytom:

 

Jestem bardzo zadowolony z punktu wywalczonego na bardzo trudnym terenie, choć muszę przyznać, że to faworyzowani gospodarze przeważali i powinni wygrać to spotkanie. Nikt mnie nie zawiódł, choć Pschenichnikov mógł zagrać trochę lepiej. Jednak nie zamierzam od razu posadzić go na ławce rezerwowych, bo we wcześniejszych meczach pokazał swoje umiejętności. Na plus na pewno postawa defensorów, szczególnie Norbert Majewski zaprezentował się dobrze. Niestety na spotkanie z GKS nie będzie gotowy Artur Pater. Jego naturalnym zastępcą jest Bondarenko i właśnie on zagra w Bełchatowie. Mecz nie będzie łatwy, rywale są podbudowani po zwycięstwie nad Lechem Poznań. Zostało pięć kolejek do końca, czeka nas trudna walka o utrzymanie, bo Piast depcze nam po piętach. Wierzę w swoich zawodników i jestem pewny, że pozostaniemy w lidze.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Grabowski, Arka Gdynia:

 

Zwycięstwo z takim przeciwnikiem jakim jest Korona Kielce zawsze cieszy. W lidze nie gramy już praktycznie o nic, ale będziemy walczyć o każdy punkt, nawet jeśli szanse dostaną zawodnicy teoretycznie rezerwowi. W następnej kolejce również będziemy grali na własnym obiekcie, a do Gdyni przejedzie Ruch Chorzów, z tym zespołem graliśmy ostatnio w ćwierćfinale Pucharu Polski i w dwumeczu byliśmy lepsi. W ligowej tabeli zajmujemy aktualnie dziesiątą pozycję, ale mamy realne szanse na miejsce w czołowej ósemce. Naszym głównym celem w końcówce tego sezonu jest jednak Puchar Polski i zrobimy wszystko, żeby go zdobyć. W meczu z Koroną dobrze spisał się Grembocki, który tylko dzięki kontuzjom Orzechowskiego i Marciniaka, ale Andrzej grał naprawdę dobrze. Zawiedli Malaj i Toleski, a znakomicie spisał się strzelec jednej bramki, Flavio. 

Odnośnik do komentarza

Dobrogniew Raścisławski (Odra Wodzisław):

Po efektownej i w pełni zasłużonej wygranej nad najśmieszniejszym człowiekiem na ziemi - trenerem Lechii, przyszły średnie wyniki. Spadek nam nie grozi, ale jestem rozczarowany rozwojem sytuacji. Z ostatnim meczem kończy się mój kontakt w Wodzisławiu i postanowiłem go nie przedłużać. Otrzymałem lukratywną ofertę z Ajaksu Amsterdam i postanowiłem z niej skorzystać. O szczegółach po zakończeniu sezonu.

Odnośnik do komentarza
Rozpędzony wrocławski walec jedzie dalej! Odra Wodzisław – Śląsk Wrocław, 0:3, Gazeta Wrocławska, 17/2010 (Piotr Pietraszek)

 

 

 

W meczu 25. kolejki spotkań piłkarskiej Ekstraklasy Śląsk Wrocław potwierdził swoje mistrzostwie aspiracje wygrywając z Odrą Wodzisław wysoko, bo aż 3:0. Znakomite spotkanie rozegrali Małkowski, Warzycha oraz wprowadzony w drugiej połowie Woś, który swoją doskonałą dyspozycję udokumentował strzelonym golem. Było to dla niego zarazem pierwsze trafienie w drużynie Śląska. Piłkarze Odry właściwie w meczu ze Śląskiem nie istnieli, a trzybramkowe zwycięstwo to zdecydowanie najniższy wymiar kary, jaki mógł spotkać gospodarzy. Oto, co po meczu powiedzieli piłkarze i trener Śląska.

 

 

 

Marco Polo:

 

Nikt nie brał pod uwagę możliwości utraty punktów w Wodzisławiu i rzeczywiście zagraliśmy tak, aby komplet oczek zgromadzić. Odra jest w wyraźnym kryzysie i pana Raścisławskiego czeka sporo pracy, aby jakoś uratować ligowy byt. My zaś zagraliśmy tak, jak w ostatnich spotkaniach i wykorzystując słabość rywala po prostu zrobiliśmy swoje. Cieszą utraty naszych najgroźniejszych rywali, Lecha Poznań i Cracovii. Mamy już aż pięć punktów przewagi nad wiceliderem z Poznania. Jest dobrze!

 

 

 

Sławomir Żurek:

 

Zagraliśmy kolejny dobry mecz, ale trzeba zauważyć, że rywale nie zrobili wiele, aby nam utrudnić zwycięstwo na Bogumińskiej. Mieli niby swoje okazje strzeleckie, ale próby były niespecjalnie udane. My może też nie graliśmy jakoś rewelacyjnie, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale potem się wyraźnie rozkręciliśmy. Doskonałe zawody zagrał strzelec dwóch bramek, ale właściwie wszyscy piłkarze nie mają się czego wstydzić po dzisiejszym występie. Jeśli dodamy do tego porażkę Lecha i Cracovii oraz remis Wisły, to trzeba powiedzieć – nie mogło być lepiej.

 

 

 

Grzegorz Małkowski:

 

Gdybyśmy w pierwszej połowie zagrali tak samo jak w drugiej, mecz mógłby się zakończyć dużo wyższym zwycięstwem Śląska. A tak skończyło się na trzech bramkach, z czego dwie udało mi się wpisać na swoje konto. Dzięki pomocy kolegom z zespołu, oprócz znakomitej szansy na Mistrzostwo Polski, jestem blisko wywalczenia tytułu Króla Strzelców. Wysokie miejsce w klasyfikacji asystentów zaś może wskazywać, że nie gram samolubnie. Zadanie na najbliższe mecze? Dalej wygrywać, to oczywiste.

 

 

 

Krzysztof Woś:

 

Jestem bardzo szczęśliwy z pierwszej bramki strzelonej dla Śląska. To pozwoli mi nabrać więcej pewności siebie przed kolejnymi meczami, a i może tym występem zasłużyłem na więcej minut na boisku w oczach Marco Polo. Co prawda gol nie miał wielkiej wagi, bo tylko pieczętował nasz sukces w meczu z Odrą, ale i tak jestem ogromnie zadowolony. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że transfer do Śląska to było bardzo udane posunięcie z mojej strony.

 

 

Odnośnik do komentarza

Maciej Płaskownikowski (ostatnio niezrzeszony):

 

Co Pan powiesszszsz. Raścisławski opuszcza Odrę i jedzie do Amsterdamu? I, że niby ja mam być następcą? A pewnie, że chętnie przyjmę te posadę. I oczywiście, że sobie poradzę. Zawsze sobie radziłem, nie zależnie gdzie byłem trenerem. Nie wiem, czy Pan redaktor wie, ale mój ostatni klub zdobył trecie miejsce w lidze! A że to była liga międzyszkolna, a drużyna składała się z 15-latków? No to co z tego. Poradzę sobie jak wszędzie i ze wszystkim, pod moim okiem (i nosem) Odra będzie Mistrzem Świata Ligi Mistrzów! Będziemy grać ofensywny futbol, przyjmij – podaj – odegraj – strzelaj i gooool!! W defensywie oczywiście też będziemy się starać nie strzelić... stracić... nie stracić gola. Co mnie Pan tu mieszasz?! To gdzie mam podpisać?

Odnośnik do komentarza

Maciej Markowski, Piast Gliwice:

Z Cracovią wygraliśmy i jesteśmy już bardzo blisko od uniknięcia spadku. Jeżeli z Lechią zagramy jak z zespołem z Krakowa to mamy szansę na kolejne zwycięstwo. Już w następnej kolejce możemy wyprzedzić Polonię Bytom, która będzie grała w Bełchatowie i zrównać się punktami z Polonią Warszawa, którą czekają derby. Mam nadzieję, że wszystko się potoczy dla nas szczęśliwie i po następnym meczu będziemy mogli się cieszyć z miejsca nad strefą spadkową.

Odnośnik do komentarza

Wielkie przetasowania po sezonie?

 

Zapowiada się, że karuzela trenerska rozkręci się na dobre wraz z końcem sezonu. Zazwyczaj prezesi i właściciele decydowali się na zwolnienia podczas sezonu, ale w tym sezonie jedynie w Krakowie zdecydowano się na zmianę szkoleniowca Białej Gwiazdy. U sterów nowemu trenerowi nie idzie zbyt dobrze, dlatego nieznane są losy klubu w przyszłym sezonie.

 

W Ekstraklasie prawdopodobnie pojawią się dwie nowe twarze. Górnik Zabrze jest praktycznie pewien awansu, natomiast o drugą lokatę walczą ŁKS, Górnik Łęczna i Wisła Płock. Każdy z nich ma szansę na awans. Gdzieś za nimi czai się Pogoń Szczecin, jednak ze znaczną stratą, gdyż do końca rozgrywek pozostało kilka kolejek.

Pewne jest, że trener Raścisławski odejdzie do Holandii, lecz brakuje szczegółów. Odra będzie wolna od 1. lipca, ale zarząd wraz w porozumieniu ze szkoleniowcem zdecydowali, że najlepiej, jeśli nowa osoba pojawi się od połowy maja.

- Pan Płaskownikowski to odległa perspektywa i któryś numer na naszej liście. Na razie chcemy negocjować z trenerem, który został polecony. Mamy czas na negocjacje, bowiem do końca rozgrywek jeszcze pięć kolejek – mówi prezes Odry, Tomasz Kasprzak.

 

Wygląda na to, że nie tylko w Wodzisławiu Śląskim dojdzie do zmiany trenera. Powody jednak będą inne. Nieznane są losy Polonii Warszawa. Ten sezon z pewnością zostanie spisany na straty. Nadal walczą o utrzymanie, a do końca sezonu pozostanie trener Tkaczyk. Wielu kibiców narzeka na jego sposoby pracy, pomimo że poprowadził klub tylko w kilku spotkaniach. Przystawił usta tylko dwukrotnie do rozmów z dziennikarzami. Podobno listy ze składami są wywieszone w ostatniej chwili, częściej przez asystenta niż przez samego szkoleniowca.

- Dopiero po sezonie zdecydujemy co dalej, na razie do końca sezonu na stanowisku pozostanie trener Tkaczyk, ale raczej pewne jest, że ponownie dojdzie do zmiany u sterów. Tym razem naszym celem będzie, aby dany człowiek przepracował cały sezon. W tym doszło do dwukrotnej zmiany, zazwyczaj z tych samych powodów. Trener Kucharski to była odpowiednia osoba, ale z pewnych powodów nie mógł kontynuować pracy. Ciągle staramy się być z nim w kontakcie, ale raczej nadaremno – zaznacza Michał Kmiecik, jeden z dyrektorów i doradców właściciela klubu. – Potem przyszedł czas na zaufanie wobec trenera Demkowicza. Zawiódł, zachował się fatalnie w ostatniej fazie i postawiliśmy na pewniaka – trenera Tkaczyka, który niedawno prowadził kadrę. Również jesteśmy zawiedzeni, bowiem zaniedbuje obowiązki, a my nie możemy ciągle do niego telefonować z pytaniem:”Co się z panem dzieje?!”. Teraz niczego nie można być pewnym. Chcemy się utrzymać, zawodnicy wiedzą o co walczą.

 

Ostatnim z ciekawych przystanków wydaje się być... Poznań. Przy ulicy Bułgarskiej szykowało się wielkie świętowanie z powodu mistrzostwa. Po ostatniej porażce z Bełchatowem szanse wyraźnie zmalały, Śląsk wydaje się być zdecydowanym faworytem. Nie wiadomo czy Kolejorz jest w stanie zakwalifikować się do europejskich pucharów. Nawet jeśli...

- Trener Szymandera zaniedbał swoje obowiązki. Zawodnicy chcą wiedzieć na czym stoją. Wiemy, że praca jest trudna i męcząca, jednak trener mógł nam powiedzieć, że nie wytrzyma, na przykład w przerwie zimowej. W takim przypadku to bardzo niepoważne zachowanie, kiedy szkoleniowiec wyjeżdża gdzieś i nic nam nie mówi. Tym większy ból dla nas, że na przykład w Bytomiu w pełni to funkcjonuje. Trener Karpiński to pełen profesjonalista i w takich przypadkach o wszystkim informuje – mówi dyrektor zarządzający, Wojciech Białek.

 

- Jeśli sytuacja będzie dalej tak wyglądała to od przyszłego sezonu zespół Lecha Poznań poprowadzi nowy trener. Mamy nawet pewnego człowieka na oku.

Pytamy – jak wygląda ta sytuacja?

- Trener zaniedbuje swoje obowiązki, brakuje mu zaangażowania w zespół, przez co daje zły przykład. Piłkarze tracą mobilizację. Dodatkowo nie pojawił się już na konferencji po meczach z Jagą, Polonią Bytom, Piastem i ostatnim, z GKSem. Nie będziemy ciągle dzwonić i pytać co się dzieje, zapraszamy do klubu i tym podobne...

 

Według Jacka Gmocha, sytuacja w naszych klubach jest poważna:

- Spotkaliśmy się z przykładem trenerów jak Demkowicz czy Pijanowski, którzy od razu pokazali, że ich domeną jest piłka amatorska. Brakuje im regularności i pełnego zaangażowania w drużynę Ekstraklasy. Dajemy szansę nowym, ale moim zdaniem do Lecha potrzeba kogoś mocnego, z samej czołówki trenerskiej. Sam bym zatrudnił trenera Polo, ale on zapewne zechce wystartować w europejskich pucharach, najlepiej w eliminacjach Ligi Mistrzów, ze swoim klubem, Śląskiem Wrocław! Wracam do tych zaniedbań. Trener Szymandera, he he, niech się weźmie do roboty, bo pokazuje zły przykład. Dobrze się zapowiadał, niegdyś pracował w Lubinie, teraz robi kawał solidnej roboty w Poznaniu, ale jeśli słyszę, że znów brak listy ze składem na klubowym korytarzu to mnie nosi! Ostatnio słyszałem taką anegdotkę, he he. Podchodzi podstarzały Rafael Herrera, patrzy na pustą ścianę, gdzieś w oddali jakaś sprzątaczka, a on, jak głupi, krzyczy: Gdzie jest Skura, do cholery?!

 

Wygląda na to, że od jednej do trzech posad w klubach Ekstraklasy będą wolne posady, chyba, że Piast zdoła się utrzymać, a ich kosztem spadnie Polonia Warszawa. Na razie jednak praca trenera Markowskiego będzie oceniona głównie pod kątem ostatnich pięciu kolejek.

 

 

_________________________

Na Listę Rezerwową potrzebuję około dwóch jeszcze... :roll: Ale takich, którym się zabawa nie znudzi zbyt szybko :/. Nie chcę ludzi ze słomianym zapałem.

Odnośnik do komentarza
Zmiana warty w Poznaniu?

 

Zarząd Lecha Poznań powoli traci cierpliwość dla obecnego trenera, który od pewnego czasu zaniedbuje swoje obowiązki w klubie. W klubie obecnie trenerem jest asystent Szymandery, który ustala skład pod nieobecność pierwszego szkoleniowca. Co ciekawe, trener, który utożsamia się ze swoim klubem, nie traktuje go poważnie i wyjeżdża, nie powiadamiając o tym swoich współpracowników. – To niedopuszczalne! – mówi nam dyrektor zarządzający Wojciech Białek. W klubie coraz częściej mówi się o zmianie szkoleniowca, redakcja Super Expressu postanowiła wytypować ewentualnych następców: Skura, Kucharski, Kowalczyk i Laskosz. Obecnie trener Skura i Kucharski są bez pracy, więc na pewno taki łakomy kąsek jak Lech Poznań nie umknie ich zainteresowaniom. Ciekawą propozycją jest trener Laskosz, który jest doskonałym taktykiem, jednak brakuje mu indywidualności w składzie Cracovii. W Lechu Poznań mógłby rozwinąć skrzydła i zdominować naszą Ekstraklasę. Drugą ciekawą propozycją, a i również najbardziej realną jest były szkoleniowiec Białej Gwiazdy i Kolejorza, Adrian Skura. Przypomnijmy, Skura trenował już Lecha Poznań za czasów „przed aferą korupcyjną”, gdzie zdobył Puchar Polski i wyciągnął Lecha ze strefy spadkowej. Uważamy, że ta kandydatura jest na prawdę warta wzięcia pod uwagę, więc postanowiliśmy spotkać się z trenerem Skurą i porozmawiać z nim na ten i parę innych tematów.

Jak spędził Pan ostatnie tygodnie po zwolnieniu w Wiśle?

 

- Postanowiłem wyjechać na urlop, jednak wziąłem ze sobą materiały z mojej pracy w Wiśle i analizowałem błędy, jakie zostały popełnione.

 

Czyli był to pracowity urlop?

 

- Mogę powiedzieć, że tak. Przez te 2 tygodnie mogłem również przyglądać się warsztatowi trenera Fenerbahce Stambuł. W Turcji jest na prawdę pełno znakomitych zawodników, metody szkoleniowe tam są zgoła inne niż w Polsce.

 

W takim razie w następnym Pana klubie możemy oczekiwać kilku tureckich zawodników?

 

- Nie, he he... Jedyne co mam zamiar wykorzystać z mojej wyprawy do Turcji to wiedza szkoleniowa.

Rozglądał się Pan może za nowym pracodawcą?

 

- Owszem, na bieżąco obserwuje rynek trenerski w Polsce i za granicą.

Podobno od nowego sezonu Lech Poznań będzie wolny...

 

- Słyszałem o kłopotach z trenerem Szymanderą. Potwierdziły się jednak moje pewne obawy co do tego szkoleniowca, jednak bronią go wyniki. Uważam, że kompletnym brakiem profesjonalizmu jest nie zajmowanie się drużyną w momencie, kiedy walczy ona o Mistrzostwo Polski. Jak tak dalej pójdzie to Lech nie tylko straci szansę na mistrzostwo, a wyleci poza miejsca premiowane Ligą Europejską.

Czy byłby Pan zainteresowany objęciem posady po Szymanderze? Podobno niektórzy domagają się Pana powrotu...

- Hmm, nie zastanawiałem się nad tym. Z Poznaniem mam bardzo miłe wspomnienia, tam świętowałem swoje pierwsze sukcesy trenerskie. Nadal mam mieszkanie w Poznaniu i często odwiedzam to miasto. Myślę, że bardzo miło by wrócić na „stare śmieci” zwłaszcza, że Lech od przyszłego sezonu zagra na przebudowanym obiekcie, atmosfera na stadionie będzie nieziemska.

Jak skomentuje Pan obecną sytuację w Ekstraklasie?

 

- Jest to sezon pełen niespodzianek. Kto przed sezonem powiedziałby, że Śląsk Wrocław prawdopodobnie zostanie Mistrzem Polski? Zaskakuje również wysoka pozycja Cracovii Kraków, która dzięki trenerowi Laskoszowi na prawdę gra niezły futbol...

 

Nie ma Pan za złe trenerowi Laskoszowi, że to z jego powodu został Pan zwolniony z Wisły?

- Nie, oczywiście, że nie... Paweł wykonuje po prostu swoją pracę, ja zawiodłem i słusznie zostałem zwolniony.

Odnośnik do komentarza
Moniuszko nas opuści?

Wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że trener, który dał Lechii ósmą lokatę w ekstraklasie (stan na 25. kolejkę), może odejść. Podobno angażem popularnego "Warszafki" zainteresowana jest... Polonia Warszawa.

- To byłoby wielkie zaskoczenie. - twierdzi Roman Kościotrup, ekspert sportowy "Gdańskiej Gazety Codziennej". - Biało-zieloni są na wspaniałej drodze, klub jest mądrze zarządzany, stadion się buduje, przychodzi masa kibiców... Moim zdaniem to kaczka, w lidze coraz mniej emocji, istnieje spora grupa niewalczących już o nic klubów. Nic dziwnego, że dziennikarze wymyślają takie bzdury. - Jednak jak udało się nam ustalić, dla ludzi którzy znają Moniuszkę, nie byłoby to wielką niespodzianką. - On urodził się w Warszawie, to wielu wie. Ale większość sądzi, że mieszka na jakiejś wsi, w prywatnych rozmowach posługuje się gwarą mazowszańską, a na konferencjach jest... cóż, powiedzmy że ujmująco bezpośredni. Ale to stary Warszawiak, fan KSP od urodzenia. A przecież Polonia ma na pewno dużo większy potencjał od Lechii... Plotka prawdopodobna, jednak wciąż - plotka.

 

Od samego Moniuszki dowiedzieliśmy się niewiele:

DZ: Nigdy nie mówił pan...

MM: Że pochodzę z Warszawy? Nie pytaliście.

DZ: Z panem nie sposób przeprowadzić wywiad. Poza tym - z Warszawy, a nie Warszafki?

MM: Nigdy nie ukrywałem, że "Warszafka" to Legia...

Na samo pytanie o przejście do KSP odpowiedział "W Gdańsku jest dobra atmosfera do walki o puchary".

Oby Pan został, panie Stołeczny!

Głos Pomorza

Odnośnik do komentarza
"Ziemia obiecana..." - część pierwsza wywiadu z Kamilem Gibałą, absolwentem ZUT'u w Szczecinie na wydziale telekomunikacji.

 

- Witam serdecznie. Na początku zadam wydawałoby się głupie pytanie, skąd się pan w ogóle wziął w trenerskim towarzystwie?

 

- Na wstępie chciałbym powiedzieć kilka słów o sobie. Nazywam się Kamil Gibała, urodziłem się w pięknym, portowym mieście Szczecinie. Od najmłodszych lat uczęszczałem do grup młodzieżowych Szczecińskiej Pogoni. Przeszedłem wszystkie kategorie wiekowe, niestety w seniorach nie było mi dane zadebiutować. W tym okresie poznałem kilku fajnych chłopaków, między innymi Olka Moskalewicza i Pawła Drumlaka, czyli jak widać środowisko piłkarskie nie jest mi obce. Po ukończeniu studiów bez wahania zapisałem się na kurs instruktora piłki nożnej. Po uzyskaniu tej licencji, musiałem przeczekać dwa lata, po to żeby rozpocząć kurs II klasy trenerskiej w pobliskim Gorzowie. Bez większych problemów zostałem trenerem II klasy. Po ukończeniu kursu zgłosił się do mnie Leopold Wlazły, ówczesny trener Podbeskidzia. Zaproponował stanowisko asystenta trenera, ofertę bez wahania przyjąłem. Stąd moja obecność w poważnej piłce nożnej.

 

- Ostatnio głośno o panu zrobiło się po tym, jak prezes Górnika Łęczna stwierdził, że widzi pana w roli menadżera jego drużyny. Jak pan odniesie się do tych informacji?

 

- Bardzo mi miło, że prezes powiedział takie słowa, lecz ze mną się jeszcze nikt nie kontaktował. Jeżeli jednak pojawiła by się taka oferta z pewnością bym ją bardzo poważnie rozważył. Nie chcę nic sugerować, lecz praca w takim klubie byłaby spełnieniem marzeń, a sama Łęczna ziemią obiecaną.

 

- Poza pracą w Podbeskidziu ma pan jakieś doświadczenie w prowadzeniu zespołu?

 

- Tak po ukończeniu kursu objąłem juniorów starszych Pogoni Szczecin. Po roku pracy zdobyliśmy brązowy medal mistrzostw Polski w Boguchwale. Po tym sukcesie odezwał się Leopold.

 

- Można zadać osobiste pytanie?

 

- Proszę bardzo.

 

- Ma pan żonę?

 

- Tak oczywiście, ale dlaczego pan pyta?

 

- Bo zastanawiam się czy nie żal byłoby panu opuścić ciepłą posadkę w Bielsku Białej na rzecz pracy w Łęcznej, która jak wszyscy wiemy najprawdopodobniej awansuje do Extraklasy. Żona nie denerwuje się, że nie będzie pana w ogóle w domu?

- Nie wiem, nie rozmawiałem z nią na ten temat. Jeszcze raz powtarzam, że ze mną z klubu z Łęcznej nikt się nie kontaktował.

 

- W takim razie dziękuje za wywiad i życzę powodzenia.

 

- Dziękuje, z pewnością się przyda.

 

Rozmawiał Łukasz Roglaski.

Odnośnik do komentarza
W Poznaniu od dłuższego czasu spekuluje się, że trener Szymandera po zakończeniu sezonu opuści klub. - Nic z tych rzeczy - przyznaje sam zainteresowany. - Pismaki, jak zwykle, coś sobie ubzdurały i wymyślają kolejną bajkę, tylko po to, żeby zaszkodzić drużynie - dodaje. Do zakończenia sezonu pozostało kilka kolejek i to może być prawdziwy sprawdzian dla tego szkoleniowca.

 

W ostatnim czasie nie było Pana w klubie...

 

Tak to prawda. Byłem na zwolnieniu lekarskim. W ostatnim czasie miałem problemy zdrowotne, ale miejmy nadzieję, że już wszystko wróci do normy i będę mógł ponownie zaangażować się w pracę.

 

W ostatnich wywiadach dużo mówi się o tym, że zastąpi Pana trener Skura. Co Pan o tym sądzi?

 

Rozmawiałem ostatnio z właścicielem Lecha. Zapewniał mnie, że w najbliższym czasie nie planuje zmian w sztabie szkoleniowym. Niech trener Skura skupi się na swoich osobistych problemach, a nie krytykuje pracę kogoś, o kim nie ma bladego pojęcia.

Nie mówi Pan o nim w ciepłych słowach...

 

Trudno tak mówić. To osoba, która szczyci się dobrymi wynikami w czasach, gdy w Polsce trwała afera korupcyjna. Nie wzbudza mojego szacunku Podobnie jest zresztą w całym światki trenerskim.

 

A jak Pan skomentuje doniesienia prasowe z wypowiedziami prezesa?

 

Proszę spojrzeć na źródło tych informacji. Bez komentarza

 

Czego Lechowi brakuje do zdobycia tytułu?

Zwycięstw i porażek Śląska Wrocław.

Czy stać Pański klub na zdobycie mistrzostwa?

 

Klub nie jest mój, a tak poważnie to nadal jesteśmy w gronie walczących o najwyższe cele. Za nimi czai się kilka klubów, których ataki musimy odpierać, ale nie oglądamy się za siebie, a patrzymy przed siebie.

 

Wypada życzyć w takim razie powodzenia...

 

Nie dziękuję. Klub, a przed wszystkim mnie bronią wyniki, a o efektach mojej pracy porozmawiamy po zakończeniu sezonu.

Odnośnik do komentarza

Jagiellonia Białystok – Zagłębie Lubin

 

Jaga walczy o życie, trener Prokop nie daje znaku życia. Kibice w Białymstoku praktycznie stracili nadzieje, a dziś spotkanie, w którym zmierzą się z Zagłębiem, które jest w poważnym kryzysie i tę rundę muszą spisać na straty. Trener Kowalczyk musiał gdzieś popełnić jakiś błąd, jednak sam szkoleniowiec cieszy się poparciem zarządu. Grzegorz Prokop natomiast w dalszym ciągu nie udowadnia swego zaangażowania. Jego zapał wygasł szybciej niż zdążył się rozpalić, dlatego to jego ostatnie spotkanie, jeśli nie pojawi się na konferencji prasowej. W pozostałych meczach zespół poprowadzi asystent.

W 1. minucie już Vega miał szansę na strzelenie bramki i tym samym wyjście na prowadzenie, jednak przy dośrodkowaniu Moskala zdecydowanie zabrakło mu sił i podparł się na przeciwniku, sędzia odgwizdał faul. W 3. minucie kolejna okazja, tym razem po dośrodkowaniu w stylu lobowania w wykonaniu uzdolnionego technicznie Henrique do piłki dopadł Giel, który po chwili przelobował bramkę. Jaga ciągle naciskała, aż w 7. minucie udowodniła, że jest w stanie strzelić upragnioną bramkę – Kantor źle zagrywał na drugie skrzydło, gdzie nie zbiegał nawet Klimek, wybiegł do piłki Janik, odegrał do środka pola, Moskal podał w pole karne, gdzie rozpaczliwie do piłki wyszedł Maximenko i wykopał ją bezmyślnie do przodu pod pressingiem Vegi, sam napastnik nieco się cofnął, a wygłówkował piłkę Janik, Vega wybiegł zza linii obrony, nie ma mowy o spalonym – uderzył po ziemi w przeciwległy narożnik i dzięki temu dał nadzieje Białostoczanom na korzystny wynik. W 23. minucie kolejna szansa, tym razem pierwsza stworzona akcja przez Lubinian, którzy szukali wyrównania, ale w ostatnim momencie z równowagi został wytrącony Kozlyuk, który zbyt długo szykował się do oddania strzału. Jaga grała szybciej i sprawniej, o czym świadczy sytuacja z 33. minuty, gdy po odbiorze szybko pod pole karne pobiegli Vega i Szczepanik, a linia pomocy potrafiła składnie wymienić kilka podań, by ostatecznie znaleźć się gdzieś pod szesnastym metrem, Woźniak podawał do Vegi, lecz ten uderzeniem głową trafił w bandę reklamową. W 34. minucie zadrżały serca kibicom gości, gdy piłkę lekko główkował Szczepanik, ale w bramkarza wbiegł Ogórek, który mógł jeszcze zmienić jej tor lotu. Maximenko na szczęście chwycił pewnie dociskając futbolówkę do klatki piersiowej. W 35. minucie Woźniak mógł podwyższyć po długim prostopadłym podaniu od Janika, ale zabrakło zimnej krwi, piłkę wybronił Maximenko na rzut rożny.

Po przerwie ponownie do głosu doszli gracze gospodarzy. Woźniak ustawił piłkę na bezpośrednim rzucie wolnym. Do uderzenia szykowało się kilku graczy, ale ostatecznie strzelał prawoskrzydłowy Jagi, który miał rozregulowany celownik. W 52. minucie z rzutu wolnego z lewej strony dośrodkowanie na głowę Kozlyuka, ale ten został skutecznie wyblokowany przez obrońców, którzy siłowo nie pozwolili na oddanie strzału. W 66. minucie kolejny stały fragment gry – na tym bazowały obie ekipy, jakby zawodnicy odczuwali trudy sezonu – dośrodkowanie w sam głąb pola karnego, bramkarz stanął na linii, uderzał Szczepanik, ale bardzo niecelnie. Dobry pressing ze strony Szczęsnego. Straty Lubinian mogły jeszcze się zemścić, ale podania do napastników nieco spowalniały akcje gospodarzy, gdyż ci czekali, aż na skrzydle pojawi się jeden z kolegów. W 70. minucie po wrzutce Woźniaka z rzutu wolnego tłum zawodników wyskoczył do opadającej piłki, jednak i tym razem w powietrzu górowali gracze Jagi, lecz przenieśli piłkę nad poprzeczką. W 77. minucie kolejna szansa, tym razem Bianchi uderzał zza pola karnego, po podaniu od Woźniaka na czystą pozycję, ale trafił w jednego z kolegów, piłka odbiła się od kolejnego, a Lubinianie rozpaczliwie wybijali. W ostatnim kwadransie wydawało się, że Zagłębie odrobi jednobramkową stratę. Gracze z ataku całkowicie uciekali od pomocników, dlatego ci szukali strzału. W 90. minucie jedna z najlepszych okazji, po prostopadłym podaniu w pole karne rywali wbiegł Holstrom, ale uderzył w słupek. W 92. minucie Sikorski mógł pokazać, że zasługuje na pierwszą jedenastkę. Ten napastnik jednak nie wykorzystał sytuacji sam na sam, w której wygrał golkiper Jagi. Ostatecznie wygrała Jaga, a piłkarz pokroju Sikorskiego udowodnił, że jego marzenia o najlepszych klubach Ekstraklasy to jeszcze odległa i wyboista droga.

 

Jagiellonia Białystok – Zagłębie Lubin 1:0

7’ Vega 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Artur Radziszewski

Widzów: 5809

 

 

 

Legia Warszawa – Polonia Warszawa

 

Derby Warszawy w piątkowy wieczór. Wszyscy fani piłki nożnej doskonale pamiętają początek rundy jesiennej i zwycięstwo Legii 3:0. Wtedy trener Grzelak zapowiadał wielką b. Do tej pory mają problemy i wahania formy, jednak ostatnie spotkania zdecydowanie pokazują, że Wojskowi się rozpędzają. Natomiast Polonia musi ratować się przed spadkiem. Właściciel jest zrozpaczony – trzeci trener, ten najbardziej zaufany, zawiódł. Na posadzie trenera dojdzie do zmiany, jeśli... klub się utrzyma. Spadek będzie oznaczał jeszcze gorsze losy klubu, kibice wolą o tym nie wspominać.

Tylko jedna zmiana w składzie Legii spowodowana kontuzją. Podobnie w Polonii, gdzie pojawiła się plaga kontuzji, mało tak naprawdę obchodząca aktualnego trenera. Odważniej zaczęli gracze Legii, jednak brakowało dokładności w każdym kluczowym zagraniu. Dopiero w 8. minucie udało się stworzyć ciekawą akcję, w której Sanyang zgrał do Gwaty, ten chwilę przetrzymał piłkę, zmylił Kościukiewicza i wypuścił w pole karne Kowalczyka, który uderzeniem po ziemi pokonał z dziecinną łatwością Malinowskiego. W derbach Warszawy Wojskowi objęli prowadzenie. W 14. minucie z rzutu wolnego uderzał Onyszko, ale nie zagroził Soleyowi, bo piłka odbiła się od muru piłkarzy. Chwilę potem szybkie wznowienie gry przez Lisa do Gwaty, który wybiegł zza linii obrony. Pomimo tego, sędziowie uznali, że napastnik Legii znajdował się na spalonym. Dopiero do 31. minuty musieliśmy czekać na kolejną składną akcję Legii. Do tej pory ani Polonia, ani gospodarze nie byli w stanie wyprowadzić ciekawej sytuacji i zagrozić bramce rywali. Sanyang do Owusu, ten szybko do Gwaty, który tym razem nie odgrywał, a uderzył na okienko Malinowskiego, minimalnie obok. W 35. minucie Soley zagrał do Mastelarza, ten długim podaniem wypuścił Bernala, wykorzystując jego błyskawiczną szybkość, ruszył do piłki, uderzył po ziemi, ale znakomitym refleksem popisał się Malinowski, który odbił piłkę na rzut rożny. W 40. minucie Madej starał się zagrozić bramce przeciwników, jednak jego zbiegnięcie na lewe skrzydło niewiele dało. Pod presją rywala zagrał w obręb piątki, jednak Soley nie ustawiał się przy słupku, a jednak wychwycił głębokie dośrodkowanie. Jeszcze przed przerwą Bernal obkiwał dwóch rywali, ale opadającą piłkę uderzył zbyt lekko, by zagrozić Malinowskiemu. Skromne prowadzenie to tylko pozory.

Po przerwie Legia nie zamierzała odpuszczać. Mieli jeden cel – zmiażdżyć przeciwników z tego samego miasta. Derby Warszawy miały wielką historię, a piłkarze chcieli kontynuować jej tradycję. Jednak porażka Polonii może ją skierować nawet ku spadkowi. Legia walczy o mistrzostwo, to było zauważalne po piłkarzach, którzy zdecydowanie odważniej i lepiej wykonywali swoje polecenia taktyczne na boisku. W 57. minucie Owusu zagrał do Kowalczyka, ten szybko zbiegł na tyle, że nie nadążył za nim ani Jezierski, ani tym bardziej Dziubiński. W 60. minucie zażarcie o piłkę walczył Dimitrijevic, ale gracze trenera Grzelaka potrafili otoczyć zawodnika i szybko odebrać futbolówkę. W 63. minucie niedokładne podanie Sanyanga do Rybaczuka, ale z tyłu odnalazł się Mastelarz, szybko naprawili błąd i ruszyli do akcji. Owusu podał technicznie do Kowalczyka, obrońcy liczyli na szybki ruch napastnika, dlatego nieco się cofnęli, ale napastnik Legii od razu uderzył i trafił do siatki! Kolejny gol to było przypieczętowanie nadchodzącej wygranej. W 66. minucie mógł po dośrodkowaniu Bernala podwyższyć na 3:0, ale co się odwlecze to nie uciecze – w 79. minucie Bernal przechadzał się lewym skrzydłem, wykorzystując swoje świetne warunki fizyczne, dograł w pole karne, Kowalczyk wbiegł idealnie w tempo pomiędzy obrońców, którzy biernie przyglądali się akcji, uderzył po ziemi i jedynie Malinowski mógł mieć pretensje do linii defensywy, że zachowali się tak idiotycznie. Brakowało całkowicie koncepcji gry. Polonia w tarapatach. W 85. minucie Mastelarz uderzał głową po rzucie rożnym, ale niecelnie. W 88. minucie kolejny korner dla Wojskowych. Dośrodkowanie właśnie Mastelarza, na dalszym słupku Łoszakiewicz nie zdążył za Sibandą, który wpakował piłkę do siatki, ustalając wynik. Gracze Polonii tylko snuli się po murawie, natomiast Legia pragnie mistrzostwa. Niestety strata do Śląska nadal jest spora i muszą liczyć na wygraną Wisły w sobotnim starciu.

 

Legia Warszawa – Polonia Warszawa 4:0

9’ Kowalczyk 1:0

63’ Kowalczyk 2:0

79’ Kowalczyk 3:0

88’ Sibanda 4:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 18649

 

 

 

GKS Bełchatów – Polonia Bytom

 

Spotkanie praktycznie bez większej stawki. GKS powolnie przygotowuje się do pierwszego półfinału Pucharu Polski, gdzie zmierzy się z Arką. Teraz przed nimi konfrontacje z Polonią Bytom oraz z Koroną. Bytomianie muszą walczyć jeszcze o utrzymanie, gdyż ostatnie spotkanie ponownie przegrywali. Trener Karpiński zdołał urwać punkty Białej Gwieździe, dlatego i dziś kibice liczą na skromny dorobek w postaci co najmniej jednego punktu.

Ponownie goście w zestawieniu z jednym napastnikiem i czatującymi dwoma na ławce rezerwowych. Zawieszonego Paberzisa zastąpił Świątek, który szykuje się powoli do powrotu do Poznania. Początkowe minuty należały do Bytomian, ale tylko pod względem wymiany podań. Mnóstwo piłek wracało do linii defensywy, która nie zamierzała głupio kierować długiego podania na napastnika. Na szczęście do gry chętni byli skrzydłowi, ale już mniej zażarci, jeśli chodziło o dryblingi na bokach pomocy. W 3. minucie Bełchatowianie przeprowadzili składną akcję kombinacyjną, którą mógł zakończyć Zając, ale dociskany przez Majewskiego ostatecznie trafił jedynie w boczną siatkę. Trener Białek ze spokojem przyjmował poczynania graczy na murawie. Koncentrował się chyba na najbliższym spotkaniu w Pucharze Polski. Przedtem będą musieli grać z Koroną jeszcze w ramach rozgrywek ligowych. Wróćmy na boisko, gdzie niewiele działo się ciekawego w pierwszych 45 minutach. W 10. minucie po składnej akcji gości do głosu doszedł rosyjski snajper, który uderzeniem z pierwszej piłki trafił w bandę reklamową. Strzał z iście niesamowitą prędkością, na pewno golkiper nie zdążyłby z interwencją, gdyby cios Pshenichnikova szedł w światło bramki. Mnóstwo gry przez boki w wykonaniu gości, natomiast gospodarze bazowali na swojej sile w środkowej strefie. W 30. minucie dogranie do Wasilewskiego, który sprytnie odegrał do wbiegającego Zarytskiego, tym samym przelobował linię obrony. Niestety Ukrainiec uderzył również głową, więc strzał trafił prosto w golkipera z niewielką siłą. W 40. minucie z rzutu wolnego sił próbował Semenov, ale trafił w poprzeczkę. Na tym można śmiało zakończyć pierwszy reportaż. Jakieś ciekawostki?

Bartczak: Eee... yyy... gramy swoje, może nie do końca, ale trener w szatni coś nam podpowie.

Zając: Co, Puchar Polski? Gramy na razie spotkanie ligowe, z Arką jeszcze się policzymy.

Oby. Gracze Bełchatowa stanowili cień zespołu, który ostatnio prezentował się bardzo dobrze, co by nie chwalić ich i nie mówić o znakomitej grze. W 62. minucie piłkę na rzucie wolnym ustawił Aleksandrowicz, ale trafił w mur i gracze gospodarzy wywalczyli tylko korner. W polu karnym szukano Palczewskiego, a na dalszym słupku Rochę, jednak żaden z nich nie trafił w piłkę. Piłka chodziła od nogi do nogi, lecz zbyt wolno, by zaskoczyć Bytomian. Trener Karpiński liczył, że przy odrobinie szczęścia ponownie uda się zdobyć gola, ale jego piłkarze nie kreowali żadnych sytuacji, a na dodatek wcześniej, bo w 58. minucie z powodu kontuzji wypadł Bartczak. W 67. minucie uderzał Wasilewski, ale wysoko nad poprzeczką. W ostatnim kwadransie więcej sił mieli gracze Polonii, więc to oni doszli do słowa... jedynie do słowa, dogranie piłki w 78. minucie przez Semenova do Yaoviego, jednak ofensywny pomocnik nawet nie potrafił celnie przymierzyć. Momentalnie sparaliżowało obronę GKSu, a Yaovi mógł zadać cios ostateczny. Kończy się na niewygodnym remisie, już kolejnym. Trener Karpiński wyrasta na mistrza urywania punktów, które teraz są bezcenne. GKS po bezbarwnej grze chyba bardziej myśli o Arce. Tym lepiej dla Korony? Na plus po raz kolejny Górski, który nabiera szlifów w Ekstraklasie.

 

GKS Bełchatów – Polonia Bytom 0:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 2646

 

 

 

Arka Gdynia – Ruch Chorzów

 

Kibice doskonale pamiętają to spotkanie, gdzie nie tak dawno Arka biła się o półfinał Pucharu Polski z Ruchem. Ponownie szansę otrzymuje Grembocki. Prawdopodobnie trener Grabowski szykuje Marciniaka na bój o trofeum, które dopuści jego klub do walki w europejskich pucharach. Natomiast Ruch po ważnych porażkach musi walczyć o kolejne punkty, już mniej ważne, gdyż praktycznie stracili szansę na podium. Na dodatek odezwała się plaga kontuzji. Na ławce zdolni Lewandowski oraz Wójtowicz.

Gęsty, rzęsisty deszcz – wiadomo było, że zawodnicy od początku będą mieli problemy z opanowaniem piłki i spokojnym rozegraniem. Od pierwszych minut w natarciu Arka, w której Malaj nie wyglądał na najlepiej przygotowanego. Zawodnicy notorycznie kierowali podania w jego kierunku, a on każde z nich po chwili tracił. Cień zawodnika. W 12. minucie dośrodkowanie Sodje w głąb pola karnego, ale w tłumie graczy nawet K. Dziubiński nie zdołał dosięgnąć piłki i jej wygłówkować w światło bramki. Ruch podniósł nieco linię obrony, by przycisnąć rywali, ale Arka popisywała się szaleńczymi szarżami skrzydłowych, którzy zmuszali do powrotu większą ilość graczy Niebieskich. W 23. minucie Rosłoń walczył ostro z Pawłowskim, ostatecznie wywalczył rzut rożny. Pojedynki wzmagały doping kibiców. Z Chorzowa również przyjechała garstka wiernych fanów, którzy wierzyli nawet w wygraną. Arka na pewno nie była wygodnym przeciwnikiem, a dodatkowo trybuny ich mocno wspierały. W 26. minucie bardzo brzydkie zachowanie Sodje, który po faulu na nim przytrzymał jeszcze Rosłonia i nie dał mu grać. Dlatego został ukarany żółtą kartką. W 29. minucie piłkę na rzucie wolnym ustawił Fernandes. Mocny strzał, piłka zdołała skozłować przed golkiperem, ale trzeźwo zachował się Szczepanik, który pewnie przycisnął futbolówkę do piersi. Sędzia nie żałował kartek, a kolejną zarobił Petrov za ostry faul na Grembockim. Łokcie poszły w ruch i mogło się to gorzej skończyć dla obu zawodników. W 35. minucie R. Dziubiński poszukiwał Fernandesa prostopadłym podaniem, ale bezskutecznie. Dobrze współpracowała dwójka Popovic Jaskólski. Do przerwy bez bramek. Zawodnicy nie dawali z siebie maksimum możliwości, jeśli chodzi o poczynania gospodarzy. Natomiast goście chcieli zrobić krzywdę rywalom raczej z kontry, biorąc pod uwagę dzisiejsze warunki pogodowe.

W 48. minucie szybko wznowił Popovic, zagrał do Toleskiego, ten ruszył środkiem – gdzieś zabrakło Petrova i Zielińskiego, ofensywny pomocnik jeszcze zdołał podać do Flavio, ale napastnik Arki spanikował i przy strzału i jednoczesnym pressingu rywali uderzył gdzieś jednego z kibiców. Ciągle można było liczyć na ofensywne wejścia Urumova – w 53. minucie dobre dogranie w pole karne na drugi słupek, uderzał Trzeciak, przy nim cały czas walczył Mujakovic, pomocnik Arki zdołał trafić głową, ale dla Amanuela strzał nie stanowił problemu. Chwilę potem szybką kontrę zmarnował Sodje, który próbował samotnie wbiec w pole karne, piłka odbiła się przypadkowo od nogi jednego z obrońców, Szczepanik był na posterunku i złapał futbolówkę. Amanuel z każdą minutą miał sporo pracy, ale pokazywał się z pozytywnej strony. Dostał szansę, zdarzały mu się minimalne błędy, jednak ogólnie próbował zaimponować trenerowi Niebieskich. Urumov ruszył lewą flanką w 63. minucie, miał wsparcie Rosłoń, który jeszcze odciągał obrońcę z groźnej strefy, odegranie do Santosa, który uciekł spod krycia, zawodnicy Ruchu dopiero teraz zorientowali się ciekawe rozwiązanie, zgranie do Flavio w pole karne, który zareagował i ruszył do piłki, uderzył z pierwszego tempa, Amanuel nie zdążył i ostatecznie wpadło do siatki! Arka wyszła na prowadzenie. W 71. minucie po raz kolejny Flavio zachował się zbyt egoistycznie, po podaniu od Urumova zdecydował się na strzał, ale to wyglądało bardzo coś w stylu czarnoskórego napastnika, który nie rozumie się z pozostałymi kolegami. W 75. minucie Flavio ośmieszył Tomljenovica, od którego odbił sobie piłkę, niczym od kolegi, od którego otrzymałby podanie, ruszył do przodu, wtargnął w pole karne, zagrał na przebicie do Gilewicza, który dostawił nogę w ścisku z obrońcami, jednak Amanuel nie miał problemu ze zbyt lekkim strzałem. W 78. minucie w końcu odzyskana piłka przez Wójtowicza w środkowej strefie, szybkie zagranie do linii napadu. Mieli przed sobą czwórkę rywali. Wójtowicz do Fernandesa, ten rozciągnął na lewo do Jasińskiego. Dopiero teraz mogli rozwinąć skrzydła. Ponownie zamierzali zmienić stronę, piłka przeszła jak po sznurku, trafiając do Sodje, prawoskrzydłowy uderzył, ale zbyt lekko, wybił piłkę golkiper wprost pod nogi Wójtowicza, który wykorzystał szybkość i dynamicznym wtargnięciem w pole karne uderzył do pustej siatki. Gol! Wyrównanie! Sodje momentami nie nadążał za Wójtowiczem, który podejmował odważne i szybkie decyzje, zgrywał do boku, ale kolega z zespołu nie rozumiał jego myśli. W 82. minucie Antczak zagrywał pomiędzy dwójkę stoperów, dobrze wybiegł Flavio, ale został powstrzymany przez K. Dziubińskiego, który w polu karnym jeszcze zdołał interweniować i wybić piłkę na korner. Atakował od tyłu, więc ryzykownie, ale skutecznie. Coraz lepiej prezentował się Rosłoń, to jego kolejny udany mecz, w którym grał wyśmienicie. W 88. minucie zagrał w pole karne na Flavio, ale Amanuel popisał się znakomitą paradą. Ostatecznie remis. Dla Ruchu Arka to nadal trudny rywal, z którym ciężko zdobyć cenne punkty.

 

Arka Gdynia – Ruch Chorzów 1:1

63’ Flavio 1:0

78’ Wójtowicz 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Hubert Siejewicz

Widzów: 8813

Odnośnik do komentarza

Wisła Kraków – Śląsk Wrocław

 

Pojedynek gigantów... Białej Gwiazdy z liderem Ekstraklasy. Wszyscy kibice w Sosnowcu, którzy przyjechali prosto z Krakowa liczą, że w końcu to oni będą tymi szczęśliwcami, którzy zatrzymają rozpędzony Śląsk. Legioniści również liczą, że uda się wygrać... Wiśle, gdyż w następnej kolejce Wrocławianie zmierzą się właśnie z Wojskowymi. Trener Polo spokojnie przygotowywał zespół do rywalizacji z jednym z byłych faworytów do mistrzostwa. Wisła od kilku spotkań jest w poważnym kryzysie.

Rywalizacja i podejmowanie lidera na obiekcie w Sosnowca na pewno do najmilszych rzeczy nie należą. Szczególnie, gdy zaczyna się pracę z nowym klubem. Strzelanie goli przychodzi z ogromnym trudem. Trener Głos od początku meczu wystawił podobną jedenastkę do tej, która grała przed tygodniem, z tym wyjątkiem, że pojawił się Kokoszka po kontuzji. W 5. minucie nadarzyła się pierwsza akcja Wiślaków. Doskonale piłkę rozprowadził Szymański, dograł doskonale do wybiegającego Brozia, w ostatnim momencie piłki dotknął głową Skrba i bramkarz mógł uratować sytuację. Mecz nie należał do najciekawszych. Trenerzy mogli pokazać swój kunszt trenerski. Nikt w Krakowie nie spodziewał się po trenerze Głosie od razu szybkich wyników, no może poza właścicielem, który zatrudnił szkoleniowca z powodu jego niemałego bagażu doświadczeń. Miał przekazać wiedzę zawodnikom, ale cały zarząd był zdania, że dopiero okres przygotowawczy wyłoni prawdziwe oblicze drużyny tegoż szkoleniowca. Polo to inna bajka – takie głosy dochodziły z loży vip, inne odgłosy z trybun zajmowanych przez kibiców. Dopiero w 17. minucie udało przeprowadzić jedną z nielicznych akcji całego spotkania. Atak pozycyjny Śląska zamienił się w szybką wymianę piłek z pierwszego tempa, co robiło na Wiślakach ogromne wrażenie. Zawodnicy z Wrocławia wymieniali piłkę z zamkniętymi oczami, wiedząc jak zachowa się kolega z drużyny. Kiła ruszył lewym skrzydłem, poradził sobie z Bekasem, dośrodkował, do piłki wyskoczyło dwóch defensorów Wisły Górski i Zub, ale szybszy od nich okazał się Małkowski, który nieszczęśliwie posłał piłkę nad poprzeczką. W 25. minucie kolejna wymiana piłek pomiędzy Kiłą a Małkowskim, ostatecznie odegranie do nadbiegającego Kołodziejczyka, który urwał się Kokoszce, uderzenie, ale wytrącony z równowagi wykopał piłkę za stadion. W 32. minucie Soares starał się przedrzeć swoją flanką, ale bezskutecznie, bo na boku obrony grał Piątek, z którym nie radził sobie Brazylijczyk. Wiele mieliśmy pojedynków jeden na jeden, a większość z nich wygrywali Wrocławianie. Do przerwy bez goli i w sumie bez wielu okazji strzeleckich.

51. minuta i poszukiwanie długim podaniem jednego z napastników Białej Gwiazdy. Nieskuteczne, gdyż Żurek wygrywał główki, gorzej było z Mosorem, który momentami rozkojarzony nie nadążał za rywalami. W 55. minucie wydawało się, że Wisła w końcu odda strzał, ale Ivanovski zamiast uderzyć podał na skrzydło do Bekasa, ten przeczekał chwilę, podbiegł Skrba, prawoskrzydłowy zdołał dośrodkować, ale za plecy do napastników. Wracał Broź, ale skutecznie blokowali go rywale. Wkrótce dwaj boczni pomocnicy Białej Gwiazdy zeszli, bo grali jedne z najgorszych spotkań w rundzie. Soares ani razu nie wygrał pojedynku, a Bekas wolał podać do tyłu do środkowych obrońców, którzy nie mieli okazji z boku podłączyć się pod akcję. Wiele zależało od Szymańskiego, który próbował krótkiego rozegrania z Kuklisem, ale strzał przy wypuszczeniu piłki bardzo niecelny. Od bramki Pałys. W 72. minucie przed polem karnym podanie dostał Zieliński, który podał za Łukasika, do piłki zdążył Kiła, miał jeszcze czas się odwrócić, rozejrzeć, dograł w pole karne, tam znalazł się Małkowski, który przyjął piłkę, zwiódł obrońcę, nadbiegali kolejni, on przymierzył, ale świetnie wybronił Gulbrandsen. W 76. minucie Malinowski wypuszczał piłkę Mazurkowi, ale strzał minimalnie minął poprzeczkę. Wszystko dzięki wywalczonemu rzutowi wolnemu po faulu na Zielińskim. W 84. minucie Łukasik zakręcił obrońcami Śląska, wycofał do Kokoszki, ten szukał Brozia, jeszcze przegranie na drugą stronę pola karnego, gdzie stał Cukovic... brakowało strzału, szybko odegrał do Kuklisa, a ten wysoko nad poprzeczką. Brakowało również mądrych decyzji w odpowiednim momencie. Doliczony czas gry. Warzycha ruszył prawym skrzydłem, odpuścił go Kuklis, gdy ten wyczuł, że nie zdąży za rywalem, miękkie dośrodkowanie, wprost na głowę Kiły, który wygrał w powietrzu z Cesarem po ciężkim przedarciu i lekkim strzałem uderzył głową obok Gulbrandsena! W ostatniej chwili Śląsk wyszedł na prowadzenie. Wydawało się, że goście już stracą punkty z Białą Gwiazdą, ale i tym razem trener Głos zostaje z niczym. Szczęście sprzyjało drużynie lepiej poukładanej, która wykorzystała chwilę nieuwagi przeciwnika. Śląsk wzmocnił się na pozycji lidera.

 

Wisła Kraków – Śląsk Wrocław 0:1

90+2’ Kiła 0:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 7412

 

 

 

Piast Gliwice – Lechia Gdańsk

 

Piast rozpaczliwie broni się przed spadkiem i po ostatniej wygranej nad Cracovią zachował szanse na utrzymanie. Polonia przegrała derby, dlatego szanse jeszcze wzrosły. Wystarczy wygrać z Lechią, która gra bardzo efektywnie w defensywie. To ich cechuje od początku pobytu trenera Moniuszki w Gdańsku. Ostatnie plotki o przejściu do Polonii nieco postraszyły zarząd Lechii. Działacze liczą, że szkoleniowiec pozostanie na swoim stanowisku na przyszły sezon i powalczy o jeszcze wyższe lokaty. Trener Markowski walczy o posadę. Utrzymanie i jego zaangażowanie zagwarantuje mu przedłużenie umowy na kolejny rok.

Piast zaskoczył od początku, bo zawodnicy z Gliwic ruszyli do szaleńczego ataku, jakby zapominając całkiem o obronie. Na pewno Lechia musiała się mocno skoncentrować, bo wejścia Chamery i Żewłakowa wyglądały na bardzo groźne. Na bokach na razie radzili sobie z nimi odpowiednio Polak i Wójcik. W 8. minucie wywalczony stały fragment gry. Piłkę ustawił Pawlak. Dogranie na pole karne, gdzie wyskakiwał Mangan, uderzył, ale w ostatnim momencie tor lotu piłki zmienił Jurczyk. Odpowiednia decyzja przy wyskoku. Sobolewski miał pomysł na kontrę, ale całą akcję spowolnił Maksimenko, piłka wróciła do strefy obronnej. Pierwszy kwadrans to twardy pressing rywali, przez to goście tracili głupio piłki. W 11. minucie bardzo mądre podłączenie się pod akcję Stankiewicza, który dograł piłkę na głowę Chamery, ten próbował lobować bramkarza, ale Jayeoba dobrze się ustawił i wypiąstkował piłkę. Chwilę później na prawej stronie znów pogroził paluszkiem Żewłakow mijając Wójcika, zatrzymał go dopiero Kosowski. W 25. minucie pierwsza akcja Lechii. Sobolewski wziął grę na swoje barki, zagrał do Owczarka, ten oddał piłkę, uderzenie po małym dryblingu z Manganem, ale piłkę wychwycił T. Owczarek – nowe objawienie w bramce Piasta. W 29. minucie Maksimenko został ukarany żółtą kartkę za przepychankę z Sapelą. Chwilę potem przewinił Tarachulski, który nie pozwolił Kalinicowi się rozpędzić i pociągnął napastnika za koszulkę. W 42. minucie Jurczyk zagrał do Sobolewskiego. Ten świetnie zasłonił się plecami, zagrał do wbiegającego w pole karne Owczarka, a pomocnik nie pomyślał o odegraniu do niżej ustawionego Camary, a sam zdecydował się na uderzenie. T. Owczarek świetna parada! W 45. minucie jeszcze Camara chciał udowodnić swoją przydatność dla zespołu i uderzył z dystansu, ale bardzo niecelnie. Na boisku jeden wielki chaos.

W 51. minucie z rzutu wolnego piłkę zacentrował Sobolewski, a wyskakiwał do niej Owczarek, ale uprzedził go golkiper, który szybko wznowił grę. Chciał, by jego piłkarze znów ruszyli do ataku, tak jak w pierwszym kwadransie. W 55. minucie Camara nie zachował się egoistycznie i odegrał do czystego Jurczyka, ale zanim defensywny pomocnik oddał strzał, do uderzenia zdążył doskoczyć Pawlak. W 59. minucie chyba najlepsza okazja Piasta na wyjście na prowadzenie, a wszystko zaczęło się od Łągiewki, który rozprowadził piłkę na lewe skrzydło, Chamera, przedłużenie do Kalinica, zagranie do środka, paniczne wybicie Kosowskiego, szybko do piłki doskoczył Sapela, uderzenie, ale w ostatnim momencie przyblokował Tarachulski. Padłaby znakomita bramka. W 63. minucie wydawało się, że Lechia w końcu uderzy rywali, ale po podaniu Owczarka piłkę w polu karnym w drewnianym stylu przyjmował Sobolewski. Futbolówka odskoczyła na kilka metrów, dzięki czemu obrońcy zdołali do niej doskoczyć i wybić. Na kolejne akcje musieliśmy czekać do ostatniego kwadransa, gdzie zawodnicy mogli już odczuwać niemałe zmęczenie. Mnóstwo biegania od jednego do drugiego sektora. Na trybunach właściciel Piasta nie mógł wyjść z podziwu jak gra jego zespół. Liczył, że uda się zdobyć gole. Lechia starała się również wymiany z pierwszego podania, ale wszystko psuł Kosowski, który włączając się do środka spowalniał wyraźnie. W 80. minucie długie podanie z prawego skrzydła Babangidy do Janasa, jednak ten napastnik w powietrzu nie czuł się najlepiej, uprzedził go Gnoiński. W 83. minucie znakomitym rajdem popisał się Trustful, miał już dogrywać do czystego Sobolewskiego, ale lewego obrońcę Gdańszczan zatrzymał Babangida. Po wejściu czarnoskóry pomocnik wykonywał kawał solidnej roboty. W 87. minucie zbyt długo do strzału szykował się Nowak, dzięki czemu kontrę mogli wyprowadzić goście. Ruszył Camara, ale... strata. Mangan w ataku, podał do Łągiewki, ten na skrzydło do Kalinica, mądra wymiana z Chamerą, dogranie w pole karne, wysoko wyskoczył Babangida, ale uderzenie wybronił Jayeoba. Myśleli, że zażegnali niebezpieczeństwu, jednak Piast naciskał aż do 90. minuty, kiedy to piłkę z rzutu wolnego z około 30 metrów uderzył Pawlak, wypluł to Jayeoba, nie zdążyli defensorzy, wybiegł silny Babangida, który strzałem na siłę wpakował piłkę do siatki. Lechia chciała wykorzystać jeszcze cztery minuty doliczenia i zaatakowała. Wszystko się zemściło po jednej stracie Sobolewskiego, Piast znów ruszył do ataku. Babangida w 92. minucie z prawej strony dośrodkowuje, wysoka zawiesina w powietrzu spada na głowę Chamery, który wygrywa główkę z Polakiem, skierował piłkę do siatki, Jayeoba wydawało się, że wybroni, ale piłka wymsknęła mu się z rąk. Cóż za porażka. Lechia dawno nie przegrała meczu w tak frajerski sposób. Piast wyskoczył ponad kreskę i jest nadzieja, że utrzyma się w Ekstraklasie.

 

Piast Gliwice – Lechia Gdańsk 2:0

90’ Babangida 1:0

90+2’ Chamera 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 3940

 

 

 

Odra Wodzisław – Cracovia

 

Odra po kilku głupich wpadkach dodatkowo dowiedziała się o ofercie z Ajaxu. Trener Raścisławski na pewno opuści swój ukochany klub. Ciągle trwają poszukiwania następcy. Jeden z nich na razie nie daje żadnych sygnałów życia, dlatego działacze tym bardziej obawiają się o przyszłość swego klubu. Natomiast przy ulicy Kałuży lekka nerwówka. Trener Laskosz miał przedziwną minę po porażce z Piastem. Przyszedł czas na podjęcie walki z Odrą na trudnym terenie w Wodzisławiu Śląskim.

Cracovia chciała od pierwszych minut dyktować warunki na stadionie rywali. Nowak zagrał długą piłkę, do której ostatecznie nie zdążył Pocrnjic. Na tym skończył się moment zaskoczenia. Odra była poukładana trochę lepiej niż w ostatnich spotkaniach, gdzie przegrywała. Do składu wrócił Mitrovic. W 2. minucie Zawadzki wywalczył korner. Wydawało się, że gospodarze będą mieli sporo roboty w defensywie. Dogranie Basty z rzutu rożnego na Stachurskiego, ale za głębokie, bo piłka wylądowała na górnej siatce bramki. W 5. minucie role się odwróciły i to Konieczny wywalczył korner. Na piłkę groźnie nabiegał Dziubiński, ale nie trafił w światło bramki Nalepy. Wyglądało na to, że zespoły liczyły na objęcie prowadzenia po stałym fragmencie gry. Obie charakteryzowały się skutecznym wykończeniem w tym elemencie. Cracovia po 10 minutach wyraźnie zwolniła. Ich akcjom brakowało polotu, Michniewicz jako jedyny wychodził do podań, a jego koledzy chowali się gdzieś za plecami rywali, jakby dobrowolnie poddając się kryciu. W 14. minucie do piłki doszedł Fernandez, otrzymał długie podanie od Dziubińskiego, próbował dryblingu z Bastą, udało się, dograł w pole karne, ale Stachurski ciałem zasłonił piłkę i Mitrovic nie miał okazji strzału. W 25. minucie rzut rożny dla Cracovii i w tym momencie wszystko się posypało. Piłkę z kornera dograł w pole karne Nowak. Wybicie Markowskiego na dłuższym słupku, gdzie przed polem karnym znalazło się trzech rywali, a na połowie Cracovii stał tylko jeden zawodnik plus bramkarz. Ruszyli do groźnej kontry. Fernandez obrócił się i dograł do Koniecznego. Na lewego pomocnika nabiegał Osuch, ale niewiele miał do powiedzenia, bo Konieczny zgrał jeszcze do dołu do Mitrovica, napastnik zdecydował się na niski plasowany strzał, goool! Odra wyszła na prowadzenie. Żeby być pewnym bramki mógł jeszcze zagrać na prawo do Wołkiewicza, ale zdecydował się na samodzielny strzał. Wiele ryzykował, bo Nalepa starał się skrócić kąt. W 28. minucie mogli podwyższyć na 2:0, ale po dograniu Wołkiewicza do Mitrovica na posterunku znalazł się Zawadzki, który piłkę wybił z dala od pola karnego. W 32. minucie Michniewicz ponownie wziął grę na swoje barki, próbował prostopadłego zagrania do Brkovica, ale napastnik popisywał się niezwykłą biernością, na dodatek uprzedził go Demiri. W 40. minucie Fernandez zaciekle walczył o piłkę, która co chwilę wylatywała w powietrze po kolejnej główce zawodnika. W końcu utrzymał ją na ziemi, odepchnął lekko Nowaka, zagrał do Mitrovica, a napastnik Odry jeszcze zanim podeszli obrońcy zdołał oddać strzał, ale minimalnie nad poprzeczką. Do przerwy wygrywali gospodarze po niezłej grze. Słabo Cracovia.

W drugiej połowie wyglądało na to, że się obudzą, ale wiara nie czyniła cudów. Gdzieś znikła magia Laskosza i gracze męczyli się ze sobą wzajemnie. Każdy z nich oddawał koledze piłkę, jakby chciał zrzucić na drugiego odpowiedzialność rozegrania. W 55. minucie Osuch wszedł lewym skrzydłem w akcję, nie poradził sobie z nim Markowski, jeszcze nadleciała pomoc ze strony Wołkiewicza, ale lewy obrońca zagrał do Eze, ten miękko w pole karne, główkował Pocrnjic, który trafił w poprzeczkę. Do góry wystrzelił Witkowski, który chwycił futbolówkę. W 61. minucie Konieczny zagrał z rzutu wolnego, Fernandez ściśle kryty odegrał głową do Dziubińskiego, ale środkowy obrońca fatalnie się zachował lobując piłkę. Spanikował, gdyż nadbiegali kolejni defensorzy do niego. Z boiska zeszły najsłabsze ogniwa, czyli bezproduktywny Brkovic oraz Stachurski, który przepuszczał rywali w pole karne. Pojawił się w ataku Stankiewicz, który nie otrzymywał żadnych podań ani od skrzydłowych, ani od Michniewicza, którego Sokołowski odciął od gry. W 72. minucie Basta dogrywał z rzutu wolnego, a uderzał głową Biskup, lecz zbyt lekko, by zaskoczyć Witkowskiego. Eze spóźniał się do każdego podania, podobnie było w 75. minucie, kiedy Odra miała okazję na kontrę, ale jej gracze potrafili spokojnie przetrzymać piłkę i zyskać kilkanaście sekund. W 80. minucie znakomita parada Witkowskiego przy strzale Nowaka, piłka odbiła się od któregoś z kolegów, dlatego jeszcze większe brawa należały się dla tego golkipera. W 82. minucie bardzo mądre włączenie się w akcję Zawadzkiego, który wywalczył tylko korner. Po rzucie rożnym wysoko wyskakiwał Basta, ale dogranie Biskupa było zbyt głębokie, dobrze ustawieni defensorzy Odry wybili. Zaczęła się panika graczy Laskosza. Podawali na ślepo do przodu, licząc, że na bokach pomocy będą szarżować Biskup i Pocrnjic, ale brakowało im ruchu do piłki. Instynktu gry. W doliczonym czasie gry porobiły się ogromne luki pomiędzy formacjami. Gracze z Krakowa liczyli tylko na długie dogrania, które najczęściej lądowały w rękach Witkowskiego. Jeszcze w końcówce dobre prostopadłe podanie Michniewicza, wybiegł Pocrnjic, ale odważnie w nogi wszedł Witkowski. Czysto. Koniec – zabrzmiał ostatni gwizdek. Odra zgarnęła trzy punkty. Cracovia oddaliła się od podium. Wygląda na to, że trener Laskosz musi się pogodzić z dobrą postawą zespołu w przekroju całego sezonu i zadowolić... czwartym miejscem, bez europejskich pucharów. Awans Odry bardzo efektowny, bo z 12. miejsca (po sobotnich meczach) na 8. lokatę.

 

Odra Wodzisław – Cracovia 1:0

25’ Mitrovic 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marcin Szulc

Widzów: 4374

 

 

 

Korona Kielce – Lech Poznań

 

Kolejorz walczy o przysłowiowego majstra. Po ostatniej wpadce z GKSem ich trener chyba spojrzał na tabelę i szybko pogodził się z porażką, jeśli chodzi o zdobycie Mistrzostwa Polski. Po porażce ich strata zwiększyła się do pięciu oczek na samym finiszu. Aktualnie tracą osiem punktów, więc sytuacja staje się beznadziejna. Trzeba wygrać z Koroną. Drużyna trenera Gila ciągle jest w przebudowie – to taki sezon, który warto było poświęcić na czystki i robić miejsce dla nowych graczy. Jeszcze jednym plusem jest to, że do kasy klubowej wpadło nieco grosza. Nieznane są cele Kielczan na przyszły sezon, wszystko wyjaśni się po 30. kolejce. Na razie skupmy się na meczu, w którym Korona własnym obiekcie podejmie Lecha.

W pierwszej akcji pokazał się Soto wraz z R. Wójcikiem, ale w ostatnim momencie na posterunku instynktem defensora popisał się Czarnecki, który wybił piłkę w kierunku napastników. Nie było tam Nunesa, dlatego jego rolę objął Dudka. Przyjęcie nie najlepsze, ale wsparcie ze strony Rogalskiego dodawało mu otuchy. W 3. minucie po podaniu R. Wójcika Adamus znalazł się na pozycji spalonej. W 10. minucie Korona pokazała, że potrafi stwarzać sytuacje. Dobre podanie z lewej strony Rogalskiego, który zbiegł do skrzydła, nie wykorzystać Dudka, który trafił prosto w bramkarza. W ostatniej chwili wygarnął piłkę Galkauskasowi, który szykował się do strzału. W 13. minucie dogranie Magallanesa pomiędzy Czarneckiego a Rogowskiego, piłkę otrzymał R. Wójcik, uderzył, ale jakimś cudem wybronił Kowalski. Dodatkowo był spalony, także bramkarz został wystawiony na niełatwą próbę. W 15. minucie chyba najlepsza okazja gospodarzy, gdzie po dograniu Galkauskasa szansę miał Rogalski, ale wyraźnie zabrakło doświadczenia, gdyż z około 5 metrów trafił prosto w golkipera. Tu był popis napastnika, a nie Postolova. W 18. minucie podanie Dudki do Carecy, czyli wycofanie do obrony... katastrofalne. Zepchnął swój własny zespół do głębokiej defensywy, ale Lech nawet nie zamierzał atakować. Nie naciskał rywala, jakby solidnie oszczędzali siły. W 20. minucie Rogalski dostał podanie od Galkauskasa, nie zdążył Bekric, podanie do Dudki, wybiegł na czystą pozycję, za plecami miał Łoszakiewicza, złożył się do strzału, ale ponownie na posterunku Postolov, który tym razem znakomitą paradą wybronił piłkę na rzut rożny. W 28. minucie Magallanes szukał uderzenia z dystansu po tym jak nie znalazł drogi do napastników. Obił plecy Czarneckiego i wywalczył stały fragment gry. Dośrodkowanie z rzutu rożnego całkowicie nieudane, obrońcy Korony wybili z dala od pola karnego. Na boisku działo się wiele dobrego, akcje z obu stron dostarczały kibicom wiele radości. W 35. minucie ponowne Korona, tym razem ze skrzydła zagrał niewidoczny Augustyniak, zbiegł Galkauskas, jeszcze zmylił przeciwnika i zagrał do Dudki, a napastnik Korony znów zawiódł w stuprocentowej sytuacji, strzelając tak, że bramkarz zdążył swobodnie zareagować i rzucić się na bliższy słupek. W 40. minucie dobry drybling Adamusa, ale później napastnik Kolejorza przestał myśleć i trafił jednego z kibiców na trybunach.

W 50. minucie, już w ramach drugiej części gry, Demel zgrał do Bozinovica, Lech chciał rozciągnąć grę, ale Korona również grała szeroko, dlatego zawodnicy zbiegali do boków i Careca miał ogromne wsparcie ze strony kolegów. Zablokowany został strzał prawego pomocnika. W 52. minucie Magallanes zagrał technicznie w pole karne, głową uderzył Adamus, który obił poprzeczkę. Kowalski jeszcze wychwycił piłkę. Ogromne szczęście. W 60. minucie sytuację uratował Czarnecki, Magallanes zgrywał piłkę wprost do Soto, ale obrońca Korony znakomicie zachował się, uprzedzając ruch nogi lewego pomocnika Lecha, który wbiegał w pole karne praktycznie jako trzeci napastnik. Za mało piłkarzy znajdowało się w środkowej strefie boiska, dzięki czemu Magallanes bez problemu zagrał do Sabica, ten nieco wybiegł z linii obrony, która próbowała go pilnować, oddał strzał z dystansu zza pola karnego i przepięknym uderzeniem pokonał Kowalskiego. Stadiony świata! Na odpowiedź musieliśmy trochę poczekać, ale Korona od tej chwili dyktowała warunki na boisku. Grali jak równy z równym przez większą część spotkania. W 75. minucie Galkauskas zagrał z rzutu rożnego, piłkę głową zgrał Rogalski wprost na Czarneckiego, który przymierzył po ziemi na siłę i pokonał zaskoczonego Postolova. Korona doprowadziła do wyrównania. Nadzieje wracały. Zmalały zdecydowanie w 83. minucie, kiedy Kolejorz przeprowadził kolejną składną i efektowną akcję. Łoszakiewicz do Magallanesa, Peruwiańczyk szybko zgrał do Adamusa, który uciekł spod krycia, przymierzył, podkręcona piłka trafiła do siatki. Kowalski bez szans, bardziej zawiedli Bąk i Matusiak, którzy nie zdążyli za dynamicznym rywalem. Kielczanie nie chcieli ryzykować, ale nie mieli nic do stracenia. W 88. minucie niestety kolejny stały fragment gry dla gości. Korona chciała zaatakować, ale piłkarze bardziej popisywali się nerwami niż umiejętnościami gry. Świątek zagrał z rzutu wolnego w pole karne, ale jedynie, aby zyskać kilka sekund, bo prosto w ręce Kowalskiego. Szybka akcja Podolczaka, dogranie gdzieś do napastników, ale bardziej na ślepo, wybiegł Nunesa, dotknął piłki, ale po chwili ją stracił. Tak wyglądały ostatnie minuty – wielka panika i rozpacz, bo po tym meczu Korona pozostaje bez punktu. Lech nadal walczy o mistrzostwo, utrzymując pięciopunktową stratę do Śląska.

Korona Kielce – Lech Poznań 1:2

61’ Sabic 0:1

75’ Czarnecki 1:1

83’ Adamus 1:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marcin Borski

Widzów: 8335

 

 

 

Tabela Polska Ekstraklasa (26/30)

 

 

Jedenastka 26. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

Witkowski (Odra) – Świątek (Polonia B.), Urumov (Arka, 2), Czarnecki (Korona), Markowski (Lech) – Jasiński (Ruch, 3), Kiła (Śląsk, 5), Łągiewka (Piast), Owusu (Legia), Galkauskas (Korona, 5) – Kowalczyk (Legia, 5)

 

 

Najlepsi strzelcy:

Kowalczyk (Legia) 21 goli

Małkowski (Śląsk) 17 goli

Fernandez (Odra) 16 goli

Vega (Jagiellonia) 15 goli

Kiła (Śląsk) 15 goli

Angeleski (Zagłębie) 14 goli

R. Wójcik (Lech) 13 goli

Nunes (Korona) 13 goli

 

 

Najlepsi asystenci:

Giel (Jagiellonia) 15 asyst

Małkowski (Śląsk) 15 asyst

M. Fernandez (Legia) 14 asyst

Warzycha (Śląsk) 13 asyst

Adamus (Lech) 12 asyst

Owczarek (Lechia) 10 asyst

Zarytskyi (GKS) 10 asyst

F. Fernandez (Odra) 10 asyst

 

 

 

Najbliższa kolejka:

 

23. kwietnia, piątek

17:45 Cracovia – Jagiellonia Białystok

20:00 Śląsk Wrocław – Legia Warszawa

 

24. kwietnia, sobota

14:45 Polonia Warszawa – Odra Wodzisław

17:00 Polonia Bytom – Arka Gdynia

17:45 Ruch Chorzów – Wisła Kraków

19:15 Zagłębie Lubin – Piast Gliwice

 

25. kwietnia, niedziela

14:45 Korona Kielce – GKS Bełchatów

17:00 Lech Poznań – Lechia Gdańsk

 

 

______________________________

Kontuzje + zaw.: Jaskólski (Arka) - jakbyście się wyrobili do jutra do 23:00, byłbym zadowolony, bo bym już jutro rozegrał. Ale termin wyznaczam do niedzieli do 23:00 (nie czekam na nieaktywnych graczy).

Odnośnik do komentarza

Mateusz Szymandera, Lech Poznań:

- Fajnie, że wygraliśmy, ale niestety zrobił to także Śląsk, co jest dla nas deprymujący, gdy spojrzymy na tabelę. Na własne życzenie skomplikowaliśmy sobie sytuację i chyba trzeba pogodzić się z tym, że o tytuł będzie ciężko. W lidze za nami czai się Legia, na którą trzeba uważać. Naszym celem jest zwycięstwo w kolejnych spotkaniach do końca sezonu.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...