Skocz do zawartości

Magazyn Polska Ekstraklasa


Escort

Rekomendowane odpowiedzi

Ryba go zjadła!!!

 

Zaczęło się tak: kibic polskiej ekstraklasy (tożsamość klubowa nieznana) szukał w internecie programu kucharskiego' date=' w którym znalazłby prosty sposób przyrządzenia śledzia w śmietanie. Po obejrzeniu kilku, mało satysfakcjonujących, filmów, miał już zakończyć poszukiwania i spróbować przygotować frykas samodzielnie... gdy natknął się na nagranie z - martwej już niestety - stacji telewizyjnej "Kuchnia ze smakiem TV". Jakież było jego zdziwienie, kiedy spostrzegł, iż zna jednego z prowadzących! Chwila konsternacji i... tak! To trener Moniuszko!

Jednak w CV szkoleniowca ciężko odnaleźć fragmenty o pracy w programie kulinarnym. Sam zbija nas z tropu. - [i']To tak głupie, że nie wiem co powiedzieć[/i]. - Może... smacznego?

O postępach w śledztwie nazwanym już w Trójmieście "śledziowym" - już wkrótce!

 

Super Express

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos oficjalnie trenerem Wisły Kraków

 

W czwartkowy wieczór zdecydowano, że nowym szkoleniowcem Białej Gwiazdy zostanie Łukasz Głos, który dysponuje zagranicznym doświadczeniem. Ten trener zdecydował się na powrót do kraju, by móc coś osiągnąć na własnym podwórku. Pierwsze wyzwanie to właśnie Wisła Kraków, z której został zwolniony Adrian Skura po słabych wynikach.

Ostatnia porażka, z Cracovią 1:4, przesądziła o losie trenera, który zdołał niegdyś zdobyć Puchar Polski z Lechem Poznań. Postanowił od tego sezonu objąć Wisłę, z którą nie zdołał na dłużej zagościć w pierwszej trójce. Był okres, że walczyli jak równy z równym z Lechem (prowadzonym przez Szymanderę), lecz obie ekipy prezentowały nierówną formę. Trener Skura przypłacił to głową.

- Nie było wyboru, tak postanowił właściciel, po naradzie Rady Nadzorczej stwierdziliśmy, że czas zmienić trenera, bo piłkarze mają umiejętności i da się z nich nieco więcej wycisnąć – mówi jeden z działaczy. – Wierzymy, że Łukasz Głos to odpowiednia osoba na należytym stanowisku. Pierwsza próba już jutro z Polonią Warszawa. Liczę, że uda się zgarnąć trzy punkty.

 

Trener pojawił się na czwartkowym treningu. Już jutro piłkarze pojadą do Warszawy na pojedynek z tamtejszą Polonią, która nie spisuje się zbyt dobrze.

Odnośnik do komentarza

Maciej Markowski, Piast Gliwice:

Nareszcie udało nam się wygrać. Jestem zadowolony nie tylko z wyniku, ale również z gry. Pokazaliśmy, że potrafimy grać naprawdę dobrze. Stworzyliśmy dużo stuprocentowych sytuacji, ale wykorzystaliśmy tylko jedną. Na pewno musimy poprawić skuteczność, bo w nadchodzącym meczu z Lechem będziemy musieli wykorzystać każdą sytuację, jeżeli chcemy zdobyć punkty. Mam nadzieję, że nam się to uda i zmniejszymy jeszcze stratę trzech punktów do Polonii.

Odnośnik do komentarza

Śląsk Wrocław – Arka Gdynia

 

Śląsk toczy bój o mistrzostwo Polski, a na ich drodze w ramach 24. kolejki stanęła Arka, którą cechuje od początku sezonu ofensywne nastawienie, które z mocniejszym rywalem potrafi zgubić. Dlatego faworytem wydają się być gospodarze, którzy prezentują równą wysoką formę od początku wiosny.

Arka chciała zaskoczyć przeciwnika i szybcy boczni pomocnicy ruszyli swoimi flankami do ataku, Santos skierował podanie w kierunku Rosłonia, lecz ten nie zdołał opanować piłki. W 5. minucie pierwsza okazja dla gospodarzy. Piłkę z rzutu wolnego dośrodkował Warzycha, najwyżej wyskoczył Kiła, który przy okazji odepchnął Jaskólskiego. Wpakował piłkę do siatki, ale gol nie został uznany z powodu popełnionego faulu. Sędzia wszystko wychwycił. Chwilę potem i tak nie było tak wesoło – Warzycha odzyskał piłkę na połowie przeciwnika spod nóg Urumova, ruszył do ataku swoją prawą stroną, dograł do Kołodziejczyka przed pole karne, a ten ściągając na siebie dwóch defensorów zagrał technicznie w pole karne na dobieg do Małkowskiego. Napastnikowi Śląska nie pozostało nic innego jak uderzyć mocno po ziemi i pokonać Szczepanika. Gospodarze wyszli na prowadzenie. Bramkarz był wściekły na kolegów, którzy próbowali pułapki ofsajdowej, lecz zabrakło zorganizowania i ostatecznie wpuścili napastnika w pole karne i dopuścili sytuacji sam na sam. Arka chciała przeciwstawić się rywalowi, lecz piłkarzom wyraźnie brakowało umiejętności. Podopieczni Polo znakomicie poukładani taktycznie dobrze ustawiali się do górnych piłek. W 17. minucie z rzutu wolnego szansy szukał Marciniak, lecz niecelnie. Arka starała się kreować grę w środkowej strefie boiska, lecz pod presją rywala wiele piłek albo trafiało do obrońców, albo łupem rywali. W 22. minucie Małkowski zdecydował się na indywidualny rajd lewą stroną po zamianie pozycjami z Kiłą, otrzymał podanie od Skrby, ruszył do przodu, rozpoczął taniec z piłką, mijając po drodze Marciniaka i Popovica, odegrał do Kołodziejczyka, ten szybko do Góreckiego, goście wyglądali na zagubionych, kolejne szybkie podanie prostopadłe w kierunku Kiły, który miał sporo czasu na oddanie strzału, mocne mierzone uderzenie pod poprzeczkę – piłka w siatce! 2:0. To nie koniec wielkiego przedstawienia Śląska. To kolejny wielki mecz w ich wykonaniu. Zawodnicy Arki nie mogli nic zdziałać. Wysoko ustawiona linia obrony komplikowała sprawę Gdynianom, którzy byli zamknięci na swojej połówce. W 26. minucie Mazurek posłał długie podanie do Kiły na lewą flankę, szybkie dośrodkowanie, Małkowski w powietrzu okazał się być lepszy od Jaskólskiego i wpakował piłkę do bramki. 3:0 stawało się wyrokiem ostatecznym. W 32. minucie nadzieje na korzystny rezultat dał Toleski Rosłoń wypuścił prostopadłym podaniem ofensywnego pomocnika w pole karne, Mosor wyraźnie się zagapił, do piłki zdążył zawodnik Arki, uderzył w przeciwległy narożnik bramki – Pałys bez szans. Gol kontaktowy nic nie zmienił w obrazie gry. Do przerwy grę prowadził Śląsk, ale nie zdołał nic więcej ustrzelić.

W drugiej połowie nic się nie zmieniło, Śląsk dominował na boisku, co pokazała już pierwsza akcja z 47. minuty, kiedy Mazurek rozejrzał się, zagrał bardzo dokładnie do Warzychy, a ten uderzył po ziemi, jednak tym razem na rzut rożny wybronił Szczepanik. W 54. minucie urazu doznał Marciniak, który nie mógł już kontynuować gry. Kolejna akcja to 63. minuta, kiedy rzut wolny wywalczyli zawodnicy Arki. Piłkę ustawił Toleski. Jakieś 30 metrów do celu. Zdecydował się pomimo tego na strzał, piłka opadająca za kołnierz, jednak Pałys zdołał szczęśliwie wypiąstkować piłkę na korner. Rzut rożne to poważne zagrożenie ze strony Arki. Malaj dograł na głowę Rosłonia, jednak lewego pomocnika uprzedził Żurek wybiciem głową. W 70. minucie Warzycha zdecydował się na odważny drybling, jednak w pojedynku z ostatnim obrońcą przegrał i czubkiem buta oddał lekki strzał, z którym problemów nie miał Szczepanik. Panicznie grali piłką zawodnicy trenera Grabowskiego. Długie podanie lądowały głównie na autach. W 74. minucie Mosor zagrał do Góreckiego, ten wpuścił w pole karne Kiłę, zawodnicy Śląska wyglądali o wiele lepiej w pojedynkach biegowych, zbiegł do lewej strony, podał przed pole karne, tam znalazł się ponownie Górecki, który uderzeniem z dystansu umieścił piłkę przy krótszym słupku. Arka bezradna co pokazywała w kolejnym, ostatnim już kwadransie gry, gdzie zawodnicy nie potrafili wymienić kilku składnych podań. Wykorzystał to Śląsk. W 82. minucie Santos uderzał z dystansu, wybronił to Pałys, ruszyła od razu kontra w wykonaniu Wrocławian. Kiła do przodu do Obema, ten miał przed sobą trzech rywali, zbiegł do lewej strony, poczekał na kolegów, dograł do Kiły, który od razu dośrodkował, piłkę dotknął Kołodziejczyk, futbolówka wpadła do siatki i pogrom stawał się faktem. Śląsk do końca drugiej połowy przeważał, udowadniał, kto zdecydowanie zasługuje na mistrzostwo Polski. Kolejne udane spotkanie w ich wykonaniu. Forma nie słabnie. Arka będzie musiała poszukać innej szansy na punkty.

 

Śląsk Wrocław – Arka Gdynia 5:1

7’ Małkowski 1:0

22’ Kiła 2:0

26’ Małkowski 3:0

32’ Toleski 3:1

74’ Górecki 4:1

83’ Kołodziejczyk 5:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Robert Małek

Widzów: 8273

 

 

 

Polonia Warszawa – Wisła Kraków

 

Nowy trener na stołku w Krakowie to wielka niewiadoma. Szkoleniowiec Głos próbował swoich sił za granicą, teraz przyszedł czas na poprowadzenie Wisły do wielu sukcesów na razie na krajowym podwórku. Polonia po ostatnich słabych meczach liczy na urwanie punktów Białej Gwieździe.

Przedziwne ustawienie trenera Głosa bardzo zaskoczyło wszystkich widzów. Trzech środkowych obrońców miało zneutralizować całą ofensywę Polonii, która zazwyczaj atakowała sporadycznie. Niewiele traciła goli w pojedynkach z rywalami ligowymi, jednak również nie grzeszyła skutecznością za kadencji trenera Tkaczyka. Do pierwszej groźnej sytuacji doszło dopiero przed zakończeniem pierwszego kwadransa, gdy na lewej stronie szarżował Dimitrijevic. Odegrał do Milevskiego, który zbiegł do boku, ten znalazł włączającego się Matusiaka, który dośrodkował w pole karne, do piłki wyskoczył Wrześniak, ale trafił prosto w golkipera. Wisła uchroniona dzięki skutecznej interwencji golkipera. Zawodnicy gospodarzy walczyli ambitnie, a kolejna szansa nadarzyła się w 17. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w wykonaniu Wrześniaka wprost na głowę Batura, lecz ten przegrał pojedynek siłowy w powietrzu z Wasilewskim i niecelnie skierował tor lotu piłki. W 21. minucie ponownie podopieczni trenera Tkaczyka wywalczyli stały fragment gry, tym razem rzut rożny. Piłkę ustawił Owczarek w lewym narożniku. Głębokie dośrodkowanie w sam gąszcz zawodników, najwyżej wyskoczył Batur, który mocnym strzałem głową skierował piłkę do siatki. Goool! Polonia wyszła na prowadzenie po przewadze w pierwszych fragmentach spotkania. W 29. minucie kolejnej szansy szukał Matusiak, który bardzo odważnie z lewej strony obrony zbiegał do środka i szukał podań do Owczarka, który został zablokowany przez Bekasa. Piłkarze gości szukali przechwytów i szybkich kontr, jednak piłki kierowane na dwójkę napastników trafiały łupem obrońców, którzy odważnie wyskakiwali i przecinali każde podanie. W 30. minucie uderzenie Milevskiego po ziemi, jednak miał utrudnione zadanie, bo był blokowany przez Zuba. Piłka w rękach golkipera. Wisła musiała natychmiast coś zrobić, bo ten wynik to prawdziwy koszmar. W 35. minucie w ostatnim momencie Szymański powstrzymał wbiegającego w pole karne Dimitrijevica. Było groźnie. W 40. minucie kontuzji doznał Matusiak, który zdecydował się na wejście w nogi Bekasa. Sam przy tym ucierpiał i na boisko w jego miejsce musiał wejść Javier. Ostatnie minuty to szybka wymiana piłki w wykonaniu graczy Wisły, ale bardziej zauważalny był styl jeszcze trenera Skury, gdzie zawodnicy szukali bocznych pomocników, tym razem ofensywne wejście Soaresa w pole karne, który zdecydował się na mocny strzał, ale został złapany w pułapkę ofsajdową. Do przerwy 1:0.

W 52. minucie Milevski szukał lobowania bramkarza, jednak Gulbrandsen zrobił kilka kroków wstecz i zdołał wyłapać pewnie piłkę. Pokrzykiwał do swoich kolegów, by ci odważniej zaatakowali. W 56. minucie nadarzyła się pierwsza kontra przy rzucie wolnym, gdzie piłkę szybko przechwycił Ivanovski po wybiciu jej z tłumu zawodników, ruszył do przodu, mając przed sobą jedynie Cukovica, z lewej strony włączał się jeszcze Soares, podał do Cukovica, a ten szybko naciśnięty przez Javiera nie miał możliwości podania i nie zaskoczył bramkarza efektownym strzałem. Skończyło się na wycofaniu piłki do Bekasa. Ten dośrodkował, Zieliński uderzył głową, piłka trafiła w... słupek! Javier jeszcze wybił ją na korner. W 64. minucie dośrodkowanie Bekasa z rzutu wolnego, ale piłki w powietrzu nie wygrał Cukovic, który został zneutralizowany przez trzech przeciwników. Wisła z każdą minutą jakby przejmowała inicjatywę na boisku, jednak nic więcej z tego nie wynikało. Brakowało ostatniego podania i wykończenia akcji. W 76. minucie z dystansu próbował Dziubiński zaskoczyć Gulbrandsena, ale golkiper Białej Gwiazdy pokazał, że jest czujny. Chwilę potem długie wybicie na Cukovica, napastnik wystartował niesamowitym sprintem, ale Malinowski go uprzedził mocnym wykopem w aut. Wejście Kuklisa nieco rozruszało Wiślaków, ale tylko na moment. Po strzale Zielińskiego w 82. minucie Biała Gwiazda jakby obniżyła z tonu. Grali słabo, podania były niecelne, stawały się łupem rywali. Ostatecznie po bardzo słabej grze Wiślaków nowy trener musiał zaliczyć porażkę. Nowa formacja nie sprawdziła się, a żeby przekonać zarząd do siebie nowy szkoleniowiec będzie miał jeszcze sześć meczów ligowych.

 

Polonia Warszawa – Wisła Kraków 1:0

22’ Batur 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Adam Lyczmański

Widzów: 6196

 

 

 

Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok

 

Trener Moniuszko nieco zawiedziony po ostatnich spotkaniach próbował zmobilizować zawodników na spotkanie z ostatnią drużyną, która urwała punkty najlepszym, a nie potrafiła wygrać między innymi z Piastem. Dlatego Jaga jest wielką niewiadomą w każdym pojedynku. Lechia chce zgarnąć jednak pełną pulę punktów.

Piłkarze gości od pierwszych minut pokazywali jak bardzo mają rozregulowane celowniki. Proste podania nie mogły odnaleźć swoich adresatów. Zawodnicy trenera Moniuszki wyszli jeszcze bardziej defensywnie niż w poprzednich spotkaniach co mogło się opłacać, gdyż para defensywnych pomocników bez problemu rozbijała początkowe okazje rywali. W 13. minucie nadarzyła się pierwsza okazja dla gospodarzy, Owczarek zbiegł do prawego skrzydła, gdzie poradził sobie z Lozicem, dograł w pole karne, gdzie Maksimenko był otoczony przez trzech rywali. Pomimo tego, zdołał uderzyć, piłka już wpadała do bramki pod poprzeczką, jednak znakomitą interwencją popisał się Hristov. Zawodnicy gości chcieli spróbować szybkiej kontry, ale bez rezultatu, gdyż piątkowa obrona Lechii sprawowała się skutecznie w odbiorze. Szansą były stałe fragmenty gry, ale na przykład w 17. minucie Giel nie zdecydował się na dogranie w pole karne, a na strzał, który wylądował gdzieś na trybunach. W 22. minucie Idemudia zdołał zagrać do Szczepanika, jednak zanim napastnik opanował piłkę, doskoczyło do niego trzech rywali, uderzał jeszcze na siłę, lecz zdołał tylko obić jednego z rywali i wywalczyć rzut rożny. Dośrodkował Piszczek, jednak skutecznie w polu karnym zachował się Tarachulski, odważnie wyszedł do piłki i głową wybił ją z pola karnego. Gra nieco się zaostrzyła, przez co sędzia musiał kilkakrotnie wyciągnąć żółty kartonik z kieszeni. W 30. minucie Sobolewski ściągnął na siebie dwóch rywali, podał prostopadle do wybiegającego Ozima, jednak nowo zakupiony napastnik uderzył zbyt lekko dla Hristova. W 39. minucie Giel szukał kontaktu z rywalem w polu karnym, jednak arbiter nie widział żadnego przewinienia przy upadku tego środkowego pomocnika. W doliczonym czasie gry długa piłka Owczarka na Ozima mogła zaskoczyć linię obrony rywali, gdyż napastnik gospodarzy najpierw stanął przed linią rywali, a następnie dynamicznie ruszył na piłkę, w ostatnim momencie katastrofie zapobiegł Hristov, który zachował trzeźwość umysłu na przedpolu.

W 47. minucie długa piłka na Ozima, jednak dla Hristova nie sprawiła problemu. Napastnik nie miał szans w powietrzu z uprzywilejowanym graczem. Zawodnicy Lechii nieco spanikowali w kolejnych minutach, panicznie wybijając piłkę przed siebie. Jaga zamknęła rywala na połowie przeciwnika. W 49. minucie Giel zagrał ryzykownie w pole karne, żaden z obrońców nie zdołał dotknąć piłki, trafiła ona pod nogi Vegi, który uderzył prosto w golkipera, Jayeoba wybił ją przed siebie, nadbiegł jeszcze Pająk, który szybciej dostawił nogę i ostatecznie zdołał wyprowadzić swoją drużynę na prowadzenie. Goście wygrywali w tym momencie. Trzy punkty na wagę złota. W 53. minucie po podaniu Giela z pierwszej piłki szansy próbował Piszczek, ale futbolówka trafiła prosto w ręce Jayeoby. W 57. minucie Woźniak dośrodkował z prawej strony z rzutu wolnego, ale piłkę przypadkowo dotknął Vega, dzięki czemu Jayeoba miał łatwiejszą interwencję. Snajper gości nie spodziewał się piłki, bo ta przeszła przedtem obok kilku innych graczy, którzy nie zdołali jej strącić. W 65. minucie poważny błąd popełnił Woźniak, ale na szczęście niczym poważnym się nie skończyło, bo Ozim nieczysto trafił w piłkę. W 69. minucie Idemudia zaatakował od tyłu Despotovskiego za co został ukarany żółtą kartką, w konsekwencji czerwienią. Zmiana w 70. minucie była kluczowa dla dalszego przebiegu spotkania. Na boisko wszedł Augustyn, który miał zadania trochę bardziej ofensywne niż wcześniej grający Owczarek. W 71. minucie po składnej akcji, zapoczątkowanej przez Augustyna, piłka od Maksimenki trafiła do Sobolewskiego, który długo nie czekał na obrońcę za plecami i mocnym strzałem pokonał Hristova. Kontry Lechistów były bardzo groźne, o czym mogła się przekonać formacja obronna. Gubiła się przy szybkiej wymianie piłek Gdańszczan, którzy dodatkowo mieli przewagę w środkowej strefie boiska po wcześniejszym wykluczeniu gracza Jagi. W 78. minucie zagotowało się pod bramką Hristova – najpierw szansy nie wykorzystał Sobolewski po dograniu Maksimenki, a później dobitkę ofensywnego pomocnika zablokował Pinter. Lechia naciskała co udokumentowano w 86. minucie. Piłkę z rzutu wolnego z lewej strony posłał w pole karne Sobolewski jak najdalej było to możliwe, na dalszym słupku wybiegł niekryty Tarachulski, który odnalazł się w idealnym momencie, uderzył po ziemi, Hristov całkowicie zdezorientowany musiał wyciągać futbolówkę z siatki. Losy spotkania odwróciły się w końcówce, dzięki czemu Lechia zgarnęła upragnione trzy punkty. Jaga po znakomitych wygranych musi teraz przełknąć gorycz kolejnej porażki. Walka o utrzymanie to raczej rozdział zamknięty...

 

Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok 2:1

49’ Pająk 0:1

71’ Sobolewski 1:1

86’ Tarachulski 2:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 9754

 

 

 

Zagłębie Lubin – Odra Wodzisław

 

Zagłębie po słabszym początku wiosny musi zacząć myśleć o zdobywaniu punktów. Na razie osuwają się w dół tabeli, a europejskie puchary to tylko marzenie każdego z zawodników. Plany muszą odłożyć na przyszły sezon, na razie muszą skupić się na walce o miejsce w środku stawki, bo również Odra chce zająć miejsce w górnej połówce tabeli.

Już w pierwszej interwencji zbyt ostro zareagował Sibanda, który mocno wszedł w nogi Wołkiewicza, ale skończyło się na słownej reprymendzie. W 5. minucie kilka składnych podań w wykonaniu gospodarzy, zawodnicy Odry trochę przestali na boisku, Kozlyuk wypuścił piłkę do Mendiego, a ten uderzył z pierwszego tempa, jednak prosto w golkipera, Witkowski nie był zaskoczony. W 6. minucie odpowiedź gości, uderzał Konieczny z lewego narożnika pola karnego, ale został wyblokowany i piłka wyszła na rzut rożny. W 17. minucie kolejna składna akcja gospodarzy, z wykorzystaniem lewego skrzydła, gdzie zbiegł Holstrom, ściągnął na siebie rywala, zdołał zrobić pole dla Kozlyuka, który odegrał jeszcze do tyłu do Mendiego, a ten uderzył tym razem bardziej zaskakująco, jednak Witkowski na posterunku. W 19. minucie Fernandez w dryblingu z dwoma rywalami zagrał jeszcze do Adamka, ale piłkarz, który zastępował Mitrovica, wpadł na Szczęsnego i przegrał ten nierówny pojedynek siłowy. W 21. minucie Kulhawik zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne, gdzie zza linii obrony wybiegł Kozlyuk, chyba nie było spalonego, uderzył lekko piłkę na tyle, że zmienił jej tor lotu. Zmylony Witkowski musiał wyciągać futbolówkę z siatki. Można stwierdzić, że odpowiedź gości była dynamiczna, bo piłkarze trenera Raścisławskiego ruszyli do szybkiego ataku. Wołkiewicz przerajdował 35 metrów, zagrał do Adamka, który nieco zwolnił, wybiegł do niego Ogórek, a napastnik Odry podał za plecy, wybiegł Fernandez, który ryzykownie uderzył po ziemi w dalszy róg bramki... piłka w siatce! Maximenko nie dał rady tym razem. Wyrównanie przyszło bardzo szybko. W 28. minucie ryzykowny faul Klimka, który skończył się żółtą kartką i rzutem wolnym z około 22 metrów. Piłkę ustawił Moneke. Strzał... tylko mur i rzut rożny. Po kornerach potrafił zaskoczyć Dziubiński, ale tym razem został bardzo skutecznie zneutralizowany. W 31. minucie kolejna szarża w wykonaniu Koniecznego, dośrodkowanie, wyblokowanie Kowalskiego, kolejny korner. Konieczny zagrał na Demiriego, a ten zgrał jeszcze do Wołkiewicza, ale pomocnika uprzedził Szczęsny i wybił piłkę daleko sprzed pola karnego. Piłkarze Zagłębia bazowali na strzałach z dystansu. Cała trójka napastników nie potrafiła odnaleźć dla siebie miejsca. Jedynie Kozlyuk w środku szukał miejsca do gry, natomiast pozostali dwaj rozszerzali grę zbiegając do boków. Odra wytrzymała kolejne ataki, dobrze w odbiorze zachowywali się Sokołowski oraz Konieczny rozbijając kolejne ataki. Do przerwy remis.

Druga część gry. Zawodnicy przez pierwsze minuty czaili się na boisku aż do 53. minuty, kiedy praktycznie cały zespół Lubinian zaatakował bramkę rywali, z dystansu zdecydował się uderzać Klimek... pięknie, ale w spojenie słupka z poprzeczką! Witkowski zaskoczony, asekuracja obrońców i długie wybicie do przodu. W 56. minucie piłkę z powietrza zgrał Angeleski do Klimka na lewą stronę, ale tym razem strzał lewego obrońcy był o wiele gorszy i bardziej niecelny. W 59. minucie szansy spróbował Kulhawik, ale i on niecelnie przymierzył. W 61. minucie znakomita interwencja Witkowskiego po strzale Holstroma z wysokości kilku metrów. Zagłębie atakowało, ale role się odwracały z biegiem czasu. W 64. minucie znakomite dogranie Koniecznego w pole karne, do piłki wyskoczył Wołkiewicz, ale Maximenko zareagował i piłkę wybił na rzut rożny. W 73. minucie kolejna interwencja Maximenki po strzale Fernandeza. W 84. minucie pierwszy błąd popełnił Witkowski wychodząc zbyt odważnie do piłki, zagubił się Angeleski, futbolówka odbiła mu się od pięty, bramkarz już leżał, można było skierować piłkę do pustej siatki, ale Kozlyuk został skutecznie zablokowany. W 87. minucie kolejne błędy zawodników Odry, które przypłacili utratą gola – całą akcję zapoczątkował Urban, zgrał do boku, gdzie włączał się Klimek, zagranie do Carecy, ten podał do Kozlyuka, który uprzedził Demiriego (zgubił krycie) i uderzył po ziemi do siatki przy bliższym rogu. Powinien zareagować Witkowski, który tylko stał i patrzył się na linii bramkowej. W doliczonym czasie gry Wołkiewicz zagrał idealną prostopadłą piłkę do Adamka, a ten uderzył, lecz znakomicie wybronił Maximenko! Napastnik Odry zmarnował szansę na przebicie się do składu. Całe trzy doliczone minuty zawodnicy gości naciskali, ale to ostatecznie Zagłębie zgarnęło pulę trzech punktów.

 

Zagłębie Lubin – Odra Wodzisław 2:1

21’ Kozlyuk 1:0

24’ Fernandez 1:1

87’ Kozlyuk 2:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Szymon Marciniak

Widzów: 4947

 

 

 

Cracovia – Legia Warszawa

 

Pojedynek gigantów – Cracovia po rozgromieniu Wisły dziś ma apetyt na kolejny pogrom, tym razem na Legii, która przyjechała do Sosnowca po trzy punkty. Wojskowi myślą jedynie o tytule, który powoli się oddala. Śląsk i Lech wygrywają swoje mecze, dlatego to spotkanie jest dla obu ekip kluczowe o tak zwane sześć punktów w górnej stawce.

Osłabiona Cracovia musiała od pierwszych minut stanąć na przeciw silnemu przeciwnikowi, któremu marzy się jeszcze Mistrzostwo Polski. Linia obrony Wojskowych od pierwszych minut pokazywała, że nie będzie łatwym murem do przedarcia. W 1. minucie szansę miał Bernal, bo już startował do piłki, całą akcję zapoczątkował Jaskólski, ale podanie przeciął Nowak w odpowiednim momencie. Zawodnicy trenera Laskosza próbowali akcji oskrzydlających, dlatego piłki miały trafiać pod nogi Biskupa i Zawadzkiego, lecz boczni obrońcy Legii dobrze uprzedzali rywali i wybiegali szybciej do piłek. Gra toczyła się w bardzo szybkim tempie przez pierwszy kwadrans, wiele ofensywnych włączeń do akcji zaliczali Osuch oraz Terlecki. W 10. minucie Terlecki został ukarany żółtą kartką. Łapał za koszulkę Gwatę, który urywał mu się z lewej strony po podaniu Bernala. W 16. minucie pierwsza znakomita interwencja Nalepy po strzale Bernala, który odważnie wszedł pomiędzy dwójkę stoperów po zagraniu Jaskólskiego. Chwilę potem zawodnicy Legii ponownie odzyskali piłkę na połowie przeciwnika, w pole karne dograł Kowalczyk, Gwata nie wygrał pojedynku główkowego. Do piłki wybiegł jeszcze Jaskólski, ale przeniósł ją nad poprzeczką. W 24. minucie do słowa doszli zawodnicy trenera Laskosza. Z autu piłkę wyrzucił Osuch w kierunku Michniewicza, ten oddał ją lewemu obrońcy, który zdecydował się na dośrodkowanie, lecz... piłka wpadła do siatki!!! Fenomenalne trafienie! Osuch nie miał nawet takiego zamiaru. Piłka wpadła za kołnierz bramkarzowi i w tym momencie gospodarze wyszli na prowadzenie. Łukasz Osuch dokonał rzeczy praktycznie niemożliwej dla wielu graczy. W 26. minucie wściekle uderzał Bernal, lecz zbyt wysoko dla Nalepy. W 32. minucie zagotowało się pod polem karnym gospodarzy, gdy do piłki dobiegał kolejny zawodnik Legii, najpierw Kowalczyk powalczył, potem Gwata i Rybaczuk, którzy szarpali i nie chcieli łatwo odpuścić, w końcu akcję wyratował Terlecki wybiciem na aut. Legia grała z pierwszej piłki, dlatego łatwo przedostawali się pod pole karne przeciwników, dopiero tutaj zaczynało się wyzwanie jak dojść do pozycji strzeleckiej. Pomimo trójkowego ataku piłkarze trenera Grzelaka mieli spore problemy, bo gracze z Krakowa wygrywali pojedynki jeden na jeden w odbiorze. W 44. minucie mało brakowało, a Osuch ponownie zdecydowałby się na strzał z dystansu, ale szybko doskoczyło do niego trzech rywali. Do przerwy prowadzenie gospodarzy.

W Sosnowcu piknikowa atmosfera, ale na boisku bojowe nastawienia. W 48. minucie kolejna akcja Osucha z lewej strony, dograł do Biskupa, który dograł w pole karne, tam odnalazł się Michniewicz, który wyczekał rywala, zwiódł go w drugą stronę, uderzył, ale zbyt lekko dla Soleya. W 55. minucie mogło wszystko się rozstrzygnąć, z rzutu wolnego dośrodkowywał Pocrnjic, a do piłki wyskoczył Biskup, lecz obił jedynie boczną siatkę bramki. W 60. minucie do szansy doszedł Gwata po podaniu Jaskólskiego ze środka boiska, chciał uderzyć, ale w ostatnim momencie na jego drodze pojawił się Basta. Za akcją nie zdążył Terlecki. W 63. minucie po podaniu Kowalczyka do akcji doszedł Gwata, ale znalazł się na pozycji spalonej. Z przodu gospodarzy nie potrafił się odnaleźć Lenart, jego podania na skrzydła były za plecy i boczni pomocnicy musieli się wracać po piłki, dzięki czemu Legia mogła ułożyć szyki do potencjalnego ataku. Czasami Legioniści kombinowali zbyt długo i zbyt duża ilość podań pozwalała graczom z formacji defensywnej Cracovii zareagować i wybić czy odebrać piłkę. Ostatni kwadrans przyniósł najwięcej emocji na przestrzeni całego spotkania. Najpierw w 84. minucie Jaskólski popchał Pocrnjica, który padł jak rażony piorunem, po chwili sędzia wyrzucił pomocnika Wojskowych z boiska, karząc go drugim kartonikiem. W 85. minucie kolejna sytuacja Legionistów, którzy zdobyli piłkę w środkowej strefie boiska, trochę przetrzymał ją Bernal, zagrał w pole karne do Popieli, który uprzedził Zawadzkiego i Bastę, uderzył po ziemi, Nalepa pokonany. To kolejny mecz, w którym pada gol w końcówce spotkania. Wojskowi zdołali wyrównać, a trener Grzelak wyskoczył ucieszony do góry. Cracovia jeszcze próbowała swoich sił w ostatnich sekundach, ale zawodnicy z Warszawy bardzo dobrze odnajdywali się w odbiorze piłek i przecinaniu groźnych podań. Ostatecznie po średnim meczu remis i podział punktów. Tym razem nie udało się zwolnić kolejnego trenera...

 

Cracovia – Legia Warszawa 1:1

24’ Osuch 1:0

85’ Popiela 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 5429

 

 

 

Polonia Bytom – Korona Kielce

 

Kibice z Bytomia ciągle wierzą w swoją drużynę. Zarząd liczył, że Polonia nie będzie walczyć o utrzymanie, a wręcz o wyższe miejsca, jednak wszystko zweryfikowało boisko. Trener Gil przygotował coś nowego na wyjazdowe spotkanie, licząc, że zaskoczą przeciwnika.

W Bytomiu nigdy kibice nie spodziewali się cudów, jednak oczekiwali wygranej przeciwko równorzędnemu przeciwnikowi, który rozpoczął spotkanie. Zawodnicy Korony bardzo szanowali futbolówkę, dlatego łatwo jej nie oddawali i w razie przymusu wycofywali ją do linii obrony. W 13. minucie nadarzyła się pierwsza szansa Kielczan, z rzutu wolnego uderzał Czarnecki, ale obił jedynie mur i wywalczył korner. Dzwonek ustawił piłkę, dograł w pole karne idealnie na głowę Carecy, ale ten przegrał pojedynek z Majewskim, jeszcze jeden rzut rożny. Dzwonek miał być tym kreatorem gry, dlatego sporo podań ze skrzydeł docierało do niego, jednak bardzo szybko do tego ofensywnego pomocnika doskakiwało dwóch rywali i nie miał zbytnio pola manewru. W 17. minucie pierwsza znakomita interwencja Shalina, który wybronił strzał Mkrtchyana z najbliższej odległości po dograniu Dzwonka z lewej strony. Przez całe spotkanie oglądaliśmy wiele niedokładnych podań. Czasami z trybun dobiegały gwizdy, bo widowisko nie było pierwszej jakości. W 37. minucie pierwsza okazja Polonii, dośrodkował Pater, do piłki wyskakiwał Bartczak, ale został uprzedzony przez Czarneckiego. Po chwili Kielczanie przeprowadzili szybką kontrę, ale piłkę ponownie wybronił Shalin znakomitą paradą przy strzale Mkrtchyana, który przed chwilą otrzymał dobre prostopadłe podanie od Nunesa. W 40. minucie Nunes otrzymał podanie od Stokica na dobieg, wyszedł na czystą pozycję, podał w pole karne, przy okazji ściągając na siebie kilku rywali, wybiegł Dzwonek, przymierzył z pierwszego tempa, po rękach Shalina, ale piłka trafiła do siatki. Korona wyszła na prowadzenie. W 44. minucie Polonia mogła wyrównać po dośrodkowaniu z prawej strony Patera, wyskakiwał Matuszek, ale interweniował Kowalski, który zaryzykował wyskok wśród tłumu zawodników. Do przerwy skromne prowadzenie gości.

Po przerwie to Bytomianie mieli ruszyć do ataku, jednak zachowywali się zbyt ospale wobec całej atmosfery na trybunach, dlatego Korona chciała to jak najprędzej wykorzystać, pierwsze dogranie Galkauskasa do Dzwonka, lecz ten uderzał jakby strzelał juniorowi prosto w ręce. Shalin bez problemu wychwycił piłkę. W 50. minucie Yaovi próbował strzału z szybkim półobrotem, jednak krycie Galkauskasa i cała sytuacja go przerosła – bardzo niecelnie. W 55. minucie było bardzo blisko wyrównania, z rzutu wolnego uderzał Majewski, jednak po obiciu muru piłka wylądowała na górnej siatce bramki. Zawodnicy Polonii mieli rzut rożny. Piłkę dograł Pater, nabiegał Matuszek, ale uprzedził go Zieliński. Rosyjski snajper jeszcze próbował rajdu po podaniu od Yaoviego, jednak Camara pokazał, że jest lepszy w walce siłowej i zdołał wybronić sytuację. W 59. minucie kolejny stały fragment gry dla Bytomian, ale dośrodkowanie Patera ląduje na którejś z głów rywali, kolejny korner dla gospodarzy. Próbowali sił ze stałych fragmentów gry, ale to nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. W 65. minucie Phenichnikov biegł z piłką po czym po chwili... ją zgubił. Musiał szybko po nią wracać, by nie narazić zespołu na kontrę. Bogiem techniki to on nie był. W 69. minucie jedna z najgroźniejszych sytuacji, dogranie po ziemi w wykonaniu Patera trafiło pod nogi Wróblewskiego, który miał sporo czasu, by przymierzyć, lecz mocny strzał w lewą stronę bramki wybronił Kowalski pewnie przyciskając piłkę do piersi. Ostatni kwadrans to prawdziwa gra nerwów. Obie drużyny szybko pozbywały się piłki długim zagraniem do przodu. W 88. minucie Podolczak rajdował prawą stroną, wielkiej krzywdy nie zdołał mu wyrządzić Rompos, podał w pole karne, gdzie zza obrońców wybiegł Rogalski, który tylko lekkim dotknięciem wbił piłkę do siatki. Nie zdążyli stoperzy, Shalin był bez szans. Polonia na kolanach po bezbarwnym meczu z Kielczanami. Trener Gil przygotował coś nowego, co zadziałało w pierwszym spotkaniu. Nudno, ale efektywnie.

 

Polonia Bytom – Korona Kielce 0:2

40’ Dzwonek 0:1

88’ Rogalski 0:2

 

Sklady

Statystyki

Sędzia: Marcin Borski

Widzów: 5377

 

 

 

Ruch Chorzów – GKS Bełchatów

 

W tym pojedynku okaże się tak naprawdę czy GKS zasługuje na lepsze miejsce od aktualnie zajmowanego. Ruch zaprezentował w tym sezonie dotychczas wysoką równą formę jak na swoje możliwości. Dziś czeka ich pojedynek z wymagającym rywalem, ale nie stoją na przegranej pozycji.

Piłkarze GKSu chcieli szybko uruchomić skrzydła z bocznymi obrońcami, jednak Aleksandrowicz nie zdążył do szybkiej piłki. Głupia strata i piłka dla Chorzowian. Zawodnicy Ruchu również zbyt pospieszyli się z rozegraniem i stracili piłkę na rzecz rywali. Trzeba było szybko wyciągać wnioski po obu stronach, by w dalszej fazie nie dopuścić się głupich strat. W 2. minucie Rocha nie popisał się przy wybiciu, zbytnio nie pomyślał i nabił swojego kolegę, dając aut rywalom. Chwilę potem zaatakowali Chorzowianie, Toukam przebiegł wzdłuż całego pola karnego szukając miejsca do strzału, w końcu uderzył, ale zbyt lekko dla Kowalczyka. W 3. minucie Dziubiński powstrzymał Wasilewskiego w rajdzie na bramkę Vuko. Nie wiadomo dlaczego Kuna grał na defensywnym pomocniku, ale o problemach GKSu można by mówić bardzo długo – jedynie pięciu graczy na ławce rezerwowych, a spowodowane jest to brakiem szerokiej kadry. W 14. minucie bardzo mądre prostopadłe podanie Mikołajczaka w pole karne przeciwników, do piłki wybiegł Zarytskyi, uderzył bardzo szybko przy pierwszym kontakcie z futbolówką, ale instynktownie zareagował Vukosavljevic, który wybronił ją na rzut rożny. W 21. minucie kolejna szansa Zarytskiego, tym razem przymierzył minimalnie niecelnie na szczęście dla golkipera, bo była to trudna piłka do wybronienia. W 25. minucie z piłką nie zabrał się Mikołajczak po dograniu Zarytskiego, bardzo odważnie wyszedł do akcji Matheus, który odebrał i ruszył z kontrą, ale nie miał zbytniego pola manewru do podań. Piłkarze Ruchu jakby chowali się za rywalami, czyhając jedynie na długie dogranie, które zazwyczaj lądowało na aucie. W 28. minucie zdecydowali się konstruować akcję od obrony. Zdarzyła się głupia strata Camilleriego, który nie zdążył do zbyt lekkiego podania Mujakovica, wybiegł Zarytskyi, który wdał się w drybling ze stoperami, zdecydował się na strzał, ale prosto w golkipera Ruchu. W 30. minucie kilka podań na krótkiej przestrzeni, do prawej strony zbiegł Wasilewski, by dograć piłkę w pole karne, ale powstrzymał go Mujakovic odważną interwencją. Mogło skończyć się rzutem karnym. Długie piłki nie potrafiły odnaleźć swoich adresatów – Rafała Dziubińskiego i Toukama. Dlatego do akcji dochodzili piłkarze gości. W 34. minucie żółtą kartką został ukarany Zieliński za brzydki faul na Więckowskim. W 39. minucie nieporadność wskazywała wymiana piłek pomiędzy Pawłowskim i Zielińskim, którzy co chwilę podawali do siebie na krótkiej przestrzeni. Nikt więcej nie wychodził do akcji. W końcu Zieliński zagrał w pole karne, ale wybili obrońcy GKSu. Na dodatek Petrov został ukarany kartką za brzydkie odepchnięcie rywala w jego własnym polu karnym. W 44. minucie najlepsza okazja Niebieskich, piłkę z lewego skrzydła dograł Camilleri w pole karne, Jasiński przyjął znajdując się kilka metrów od golkipera, chciał już mocno uderzyć, ale wślizgiem piłkę wybił Aleksandrowicz. Koledzy mogli mu zawdzięczać ratunek w ostatnim momencie. Do przerwy remis.

W ramach drugiej części gry, obraz się nie zmieniał. Ruch jakby szukał kontr, natomiast GKS naciskał przeciwnika. W 53. minucie do kontry ruszał Petrov, ale nieprzepisowo chwytał go Mikołajczak, który słusznie został ukarany żółtą kartką za faul taktyczny. Wydawało się, że coraz więcej pola ma Zieliński w środkowej strefie oraz Jasiński na prawym skrzydle, za którym nie nadążał Aleksandrowicz. W 58. minucie piłkę na kornerze ustawił Jasiński, dograł na sam środek pola karnego, gdzie spod krycia Łukasika zerwał się Matheus, uderzył głową pewnie w sam środek, ale nie do wyłapania – 1:0 dla Niebieskich stało się faktem. Nie zamierzali odpuszczać i przycisnęli rywala, który przez większość spotkania przeważał, ale nie udokumentował tego żadnym trafieniem. W 66. minucie kolejny stały fragment gry, ponownie z prawego narożnika dośrodkował Jasiński, tym razem na dalszy słupek, gdzie z Piotrowiczem pojedynek w powietrzu wygrał R. Dziubiński, trafił do siatki i rozległ się wielki szał radości. Ruch prowadził dwoma golami. Kibice mieli niezły ubaw z dwóch graczy, którzy wrócili z rozgrzewki. Fernandes i Macarie usiedli na ławce... przeciwników. Byli tak zajęci wymianą poglądów na temat spotkania, że zajęli miejsce obok Terleckiego i spoconego Wasilewskiego. W 72. minucie z dystansu szansy szukał Łukasik, ale Vuko nie miał problemów z takim strzałem. W 74. minucie z rzutu wolnego uderzał Camilleri, zachował się trochę egoistycznie, ale obił mur i wywalczył kolejny korner. Te rzuty rożne Niebieskich należały do jednych z najgroźniejszych w lidze, dlatego praktycznie cały GKS wracał w obręb swojego pola karnego. Z przodu zostawał Zarytskyi, ale nie był w stanie samotnie powalczyć o wybijane piłki. W 81. minucie Mujakovic obił mur przeciwnika. Piłkarze gości szukali kolejnych szans, ale zagęszczony środek nie dawał pola manewru. Czasami gracze trenera Białka czuli się bezradni wobec dobrze zorganizowanej defensywy rywali. W 88. minucie Vuko uratował całą sytuację mocnym piąstkowaniem do boku po dośrodkowaniu Mikołajczaka na głowę Palczewskiego. Ostatecznie Ruch zgarnął trzy punkty, które pozwalają w tym momencie wyprzedzić Białą Gwiazdę.

 

Ruch Chorzów – GKS Bełchatów 2:0

58’ Matheus 1:0

66’ R. Dziubiński 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Hubert Siejewicz

Widzów: 7925

 

 

 

Lech Poznań – Piast Gliwice

 

Walka o mistrzostwo nabiera tempa. Po wysokiej wygranej Śląska Lech nie ma wyboru jak zdobyć komplet punktów z Piastem. Zawodnicy z Gliwic po ostatniej wygranej z Jagą nabrali nieco pewności siebie, że uda się utrzymać. Ich celem na pewno jest urwanie punktu faworytom spotkania.

Piast podszedł do spotkania poważnie osłabiony, dlatego murowanym faworytem wydawał się Lech. Goście w składzie bez Lisa, Mangana, Mańki i Machnika (kontuzje) oraz bez Kalinica i Georgieva niedopuszczonych ze względu na wypożyczenia właśnie z Poznania. Bardzo ostro w pierwszych sekundach spotkania walczył Demel z Łągiewką, jednak to ten pierwszy został napomniany żółtą kartką. Prawie rozerwał koszulkę rywalowi. W 7. minucie nadarzyła się pierwsza okazja w wykonaniu Lecha, dośrodkował Demel po ziemi w pole karne, gdzie Soto z przyjemnością zagarnął piłkę, po chwili ją uderzył obok bramkarza w lewy róg bramki. Kolejorz szybko wyszedł na prowadzenie. Babangida szybko chciał odegrać się rywalom, zagrał w pole karne do niekrytego Janasa, jednak napastnik nie zdołał pokonać Postolova. Spotkanie przebiegało pod dyktando gospodarzy, którzy stawiali wysokie wymagania na murawie. W 17. minucie w rajdzie zabawił się Adamus, który dograł jeszcze do Bozinovica, ten przetrzymał piłkę na skrzydle, dograł w pole karne, gdzie główkował Adamus, ale jedynie trafił w boczną siatkę bramki. W 19. minucie brzydki faul Stankiewicza na Soto, który już mu uciekał swoim balansem ciała, kartonik dla tego bocznego obrońcy gości. W 25. minucie szansę miał Żewłakow, ale ostatecznie przegrał pojedynek biegowy z Skaljicem. Wszystkie szanse na korzystny wynik zostały zakopane w 29. minucie, kiedy całą akcję zapoczątkował R. Wójcik po odbiorze Demela, ten zagrał do Adamusa, który już nie miał problemu z minięciem Pawlaka i Kaciczaka, zabawił się ze stoperami, potem uderzył w samo okienko i zdobył gola! 2:0 to nie był koniec przedstawienia w wykonaniu Lechitów. W 33. minucie zbyt rozeszła się formacja defensywna Piasta, Demel to szybko zauważył i po podaniu od Łoszakiewicza zagrał do Adamusa, który w pełnym biegu uderzył futbolówkę i nie zdołał jej wybronić Owczarek, który wcześniej zaliczał udane występy. W 40. minucie kolejną szansę zmarnował Bozinovic po podaniu od Gajewskiego. Brakowało Świątka w konstruowaniu akcji, dlatego wiele podań było szybko kierowanych właśnie na napastników. Do przerwy prawdziwy pogrom i spora przewaga gospodarzy.

Po 15 minutach zawodnicy ponownie weszli na murawę. Gliwiczanie nie zamierzali odpuszczać pomimo niekorzystnego wyniku. Chcieli zmazać przykrą plamę. Kibice przyjezdni nawet nie dopingowali swoich podopiecznych. Byli solidnie zagłuszani przez wielki fanatyczny tłum zgromadzony przy ulicy Bułgarskiej. W 48. minucie Bekric uratował sytuację i litościwym wślizgiem wybił piłkę spod nóg Babangidy. W 55. minucie Łągiewka zagrał znakomitą prostopadłą piłkę pomiędzy obrońców, wybiegł Żewłakow, który przez własną głupotę nie zdecydował się na dogranie w pole karne, a postanowił strzelać z ostrego kąta, co nie sprawiło problemów przy interwencji Postolovowi. W 58. minucie do boku zbiegł Adamus, który po chwili dryblingu dograł piłkę w pole karne, lecz obrońcy zachowywali się o wiele lepiej niż w pierwszych 45 minutach i wygrywali pojedynki główkowe. W 63. minucie mogło dojść do pogrążenia przeciwnika, Bozinovic zagrał prostopadłą piłkę w pole karne, obrońcy obudzili się dopiero, gdy przed bramkarzem z futbolówką przy nodze stanął Adamus, jednak uderzył prosto w golkipera. Owczarek miał sporo szczęścia. W 67. minucie zbyt lekki strzał Rogalskiego, Postolov broni bez problemów. Za wolno czaił się Janas, który po długim czasie dopiero zagrał do zbiegającego Rogalskiego. Ostatni kwadrans to prawdziwa nerwówka w wykonaniu Kolejorza, jednakże piłkarze trenera Markowskiego nie potrafili wykorzystać słabości obrony i ostatecznie nie zdobyli nawet honorowego trafienia. Koniec meczu i Lech odskoczył Cracovii i Legii, które zremisowały swój bezpośredni mecz. Sytuacja Piasta mocno się skomplikowała.

 

Lech Poznań – Piast Gliwice 3:0

7’ Soto 1:0

29’ Adamus 2:0

33’ Adamus 3:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mariusz Trofimiec

Widzów: 16230

 

 

 

Tabela Polska Ekstraklasa (24/30)

 

 

Jedenastka 24. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

Vukosavljevic (Ruch, 3) – Stanikaitis (Odra), Osuch (Cracovia, 4), Czarnecki (Korona), Matheus (Ruch) – Dimitrijevic (Polonia W., 2), Kiła (Śląsk, 4), Kulhawik (Zagłębie)– Kozlyuk (Zagłębie, 2), Małkowski (Śląsk, 4), Adamus (Lech, 4)

 

 

Najlepsi strzelcy:

Fernandez (Odra) 16 goli

Kowalczyk (Legia) 16 goli

Małkowski (Śląsk) 15 goli

Angeleski (Zagłębie) 14 goli

Vega (Jagiellonia) 14 goli

Kiła (Śląsk) 14 goli

R. Wójcik (Lech) 13 goli

Zarytskyi (GKS) 12 goli

Nunes (Korona) 12 goli

 

 

Najlepsi asystenci:

Małkowski (Śląsk) 14 asyst

M. Fernandez (Legia) 13 asyst

Giel (Jagiellonia) 13 asyst

Adamus (Lech) 12 asyst

Warzycha (Śląsk) 11 asyst

F. Fernandez (Odra) 10 asyst

Zarytskyi (GKS) 10 asyst

 

 

Najbliższe mecze:

 

Puchar Polski, 7. kwietnia

19:30 Arka Gdynia – Ruch Chorzów

19:30 Górnik Zabrze – Zagłębie Lubin

19:30 Polonia Warszawa – GKS Bełchatów

19:30 Znicz Pruszków – Olimpia Grudziądz

 

 

25. kolejka:

 

9. kwietnia, piątek

17:45 Odra Wodzisław – Śląsk Wrocław

20:00 Wisła Kraków – Polonia Bytom

 

10. kwietnia, sobota

14:45 Jagiellonia Białystok – Polonia Warszawa

17:00 Arka Gdynia – Korona Kielce

17:45 GKS Bełchatów – Lech Poznań

19:15 Piast Gliwice – Cracovia

 

11. kwietnia, niedziela

14:45 Lechia Gdańsk – Zagłębie Lubin

17:00 Legia Warszawa – Ruch Chorzów

 

_________________________

Kontuzje

 

 

Na składy na PP czekam do soboty do 22:00.

Odnośnik do komentarza

Krystian Grzelak, Legia Warszawa:

Wciąż mamy szansę na tytuł mistrzowski, jednak z wyniku ostatniego meczu jestem bardzo nieusatysfakcjonowany. Uważam, że z takimi przeciwnikami, jak Cracovcia, wygrywać musimy, jeśli marzymy o mistrzostwie Polski. Cóż, przed nami starcie z Ruchem Chorzów i należy liczyć na to, że my wygramy, a rywale pogubią punkty.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Głos, Wisła Kraków

Czy jestem zdruzgotany tą porażką? Nie, dołączyłem do drużyny ledwie kilka dni temu to oczywiste że nie można na zawołanie odmienić gry zespołu. Zawodnicy mają jeszcze kilka nawyków taktycznych z ustawienia poprzedniego trenera, które nie oszukujmy się nie pasują do moich poleceń. Dzisiaj przede wszystkim zabrakło skuteczności, ponadto obrońcy Polonii zagrali dobre spotkanie i wyłączyli naszych snajperów z gry. Musimy więcej czasu poświecić stałym fragmentom, to one miały być naszą bronią w tym spotkaniu, a tymczasem bramka dla rywali padła właśnie po rzucie rożnym.

Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu już na "naszym gruncie" uda nam się przełamać złą serię w meczu przeciwko Polonii Bytom.

Odnośnik do komentarza

Michał Moniuszko, Lechia Gdańsk

Ubolewam, że nie wypunktowaliśmy rywala bez tego całego pitolenia się w ostatnich minutach. Ale nawet, gdy nie idzie, końcówka ma należeć do nich, to nasze gdańskie DNA. Choć wolałbym 5:0, to jasne - Jaga jest słabiutkim zespołem, który nie wyleci już ze strefy spadkowej. Takich powinno się bić. Mieliśmy co najmniej 4 setki, raz rywalom pomógł szkielet bramki. Sędzia również nie był dla nas zbyt łaskawy, ale i tak jest lepiej, niż w minionych tygodniach. Pan Mikulski to jednak nie szarlatan Lyczmański.

 

Tracimy punkt do ósmej Korony i przy korzystnym wyniku meczu w Lubinie, mamy szanse wskoczyć na nie już w następnej kolejce. Za tydzień będziemy pięć punktów od siódmego miejsca, jestem pewien.

Odnośnik do komentarza

Piotr Gil, Korona Kielce:

Tak ma być! Koniec z grą miłą dla oka, teraz gramy dla punktów! Wziąłem tych kopaczy wreszcie za mordy to i ambicji nikomu z moich podopiecznych nie zabrakło w meczu przeciwko Polonii. Indywidualnie nikt się nie wyróżnił, ale jako zespół zagraliśmy przyzwoicie, trochę charakternie, poza tym niezliczona ilość idiotycznych strat, podań do przeciwników, dobra gra w defensywie i upragnione trzy oczka do tabeli. Utrzymanie mamy więc niemal pewne, bo chyba nie Piast nie odrobi już czternastu punktów.

Odnośnik do komentarza

Michał Karpiński, Polonia Bytom:

 

Moja wypowiedź nie będzie długa. Zasłużona porażka po bezbarwnej, słabej grze.

 

Albo weźmiemy się do roboty, albo następny sezon spędzimy na zapleczu. Nie będę nikogo wyróżniał, choć Norbert Majewski mnie nie zawiódł. Kolejne spotkanie z Wisłą, z taką grą nie mamy co szukać w Krakowie. Piłkarze muszą uwierzyć w siebie.

Odnośnik do komentarza
Śląsk wcale nie zamierza zwalniać! Śląsk Wrocław – Arka Gdynia, 5:1! Gazeta Wrocławska, 16/2010 (Michał Hamburger)

 

Wszystko wskazuje na to, że wrocławska drużyna będzie do samego końca sezonu walczyła o mistrzowski tytuł. Na sześć kolejek przed końcem jest jednak w zdecydowanie najlepszym położeniu, zajmując pierwsze miejsce w ligowej tabeli, wyprzedzając o dwa oczka Lech Poznań, ale co najważniejsze, Śląsk prezentuje wyborną formę. Po wysokim ograniu drużyny z Bełchatowa w poprzedniej kolejce aż 4:0, tym razem o sile Śląska przekonała się gdyńska Arka. Kibice na pewno są wniebowzięci, bo jak wiemy, stosunki między oboma klubami, a przede wszystkim między ich sympatykami, nie są szczególnie przyjazne. Na szczęście jednak po meczu obyło się bez awantur i „zadym”. Oto zaś, co o samym spotkaniu po jego rozegraniu powiedzieli trener oraz piłkarze.

 

 

 

Marco Polo:

 

Bardzo mnie cieszy postawa chłopaków w ostatnich tygodniach, chociaż tak po prawdzie to powinienem powiedzieć, że ich postawa mnie cieszy od pierwszej kolejki. Jesteśmy liderem na sześć kolejek przed końcem i wszystko wskazuje na to, że losy mistrzostwa rozstrzygną się między nami, a Lechem Poznań, bowiem punkty w tej kolejce pogubiły Cracovia i Legia, które w bezpośrednim meczu zremisowały, grając wyraźnie pod nas. Mamy przed sobą co prawda jeszcze cztery spotkania, ale jeśli utrzymamy taką formę, jak w ostatnich dwóch meczach, to żaden rywal nam nie będzie straszny.

 

 

 

Grzegorz Małkowski:

 

Jestem bardzo zadowolony z osiągniętego rezultatu. Dodatkowo cieszę się, że mogłem drużynie pomóc strzelając dwa gole. Nie da się ukryć, że kroczymy po mistrzostwo, ale to wcale nie znaczy, że lekceważymy rywali. Wręcz przeciwnie, kolejne dobre rezultaty, które utrzymują nas na pozycji lidera, dodają nam motywacji, bowiem Lech jest cały czas bardzo blisko i jeden gorszy mecz może nam odebrać to, na co pracowaliśmy przez cały sezon. Wierzę jednak, że trener zadbał zawczasu o to, abyśmy w końcowej części sezonu mieli nadal siły na grę i wygrywanie w tak przekonywującym stylu, jak teraz z Arką, czy tydzień temu z GKSem.

 

 

 

Paweł Górecki

 

Chociaż w tym sezonie nie dostałem od trenera zbyt wielu szans, chciałbym mu podziękować, że postawił na mnie w tym spotkaniu i chyba go nie zawiodłem. Miałem przecież swój udział w większości akcji ofensywnych, czego konsekwencją jest zanotowana asysta. Na pewno pomoże mi to nabrać pewności siebie i będę ciężko pracował, aby w kolejnych spotkaniach być jeszcze lepszym. Mam świadomość, że nie jestem graczem pierwszego składu, ale wierzę, że trener dba o uczciwą rywalizację w zespole i jeśli zauważy, że zasługuję na to, by zastąpić któregoś z żelaznych środkowych pomocników, na pewno chętnie na mnie postawi.

 

 

 

Krzysztof Piątek:

 

Wygrywamy, robimy swoje. Co tu dużo więcej opowiadać? Na pewno najważniejsze w tym momencie sezonu są konsekwencja, respekt dla rywali i dobre przygotowanie fizyczne, aby na te ostatnie spotkania nie zabrakło sił. Sądzę, że drużyna posiada wszystkie te niezbędne cechy i w kolejnych spotkaniach postaramy się to udowodnić, nie dając sobie odebrać lidera aż do końca sezonu. Zadanie nie będzie łatwe, ale skoro przez osiem miesięcy tak dzielnie sobie radziliśmy, żal byłoby to teraz zaprzepaścić, gdy sukces jest tak blisko. Mam również nadzieję, że dobra gra piłkarzy Śląska zaowocuje większą ilością powołań do kadry narodowej.

Odnośnik do komentarza

Paweł Laskosz - Cracovia Kraków

 

Trener Grzelak chyba jest za bardzo w siebie i swoich piłkarzy zapatrzony! Co to za tekst że Cracovię to powinni bez problemu ogrywać? Tę Cracovię, która wygrała na Wojska Polskiego? Tę Cracovię, która zremisowała w Sosnowcu? W końcu tę Cracovię, która cały czas jest wyżej w tabeli, aniżeli "wspaniała" Legia? Nie mam pytań... Co do meczu - zagraliśmy dobrze, aczkolwiek nie zachowaliśmy należytej koncentracji w końcówce, co się zemściło. Po raz kolejny pokazaliśmy, że mimo kilku braków kadrowych - dalej stanowimy mocny kolektyw, który łatwo nie oddaje punktów. Na całe szczęście do składu wracają zawodnicy którzy leczyli kontuzje, a to powinno nam pomóc w końcówce sezonu. Ciągle mam nadzieję że zdołamy przeskoczyć Kolejorza, ale musimy wspiąć się na wyżyny umiejętności by to uczynić. Śląsk w obecnej formie wydaje się być poza zasięgiem...

Odnośnik do komentarza

Daniel Kowalczyk, Zagłębie Lubin

 

W dniu dzisiejszym oficjalnie zapewniliśmy sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Cel minimum na ten sezon został osiągnięty. Super mecz zagrał Kozyluk, który dzielnie zastąpił Angeleskiego w strzelaniu goli. Trochę pretensji mam do defensywy, szczególnie do Ogórka. Nie może być tak, że tak utalentowany obrońca jest ośmieszany przez przeciętnych napastników Odry. W środku znakomicie spisał się nasz kapitan Kulhawik. Weteran ligowych boisk spisuje się w tym sezonie znakomicie i wielka szkoda, że jest u schyłku swojej wspaniałej kariery. Już teraz drużyna ostro przygotowuje się do meczu z Lechią. Mamy do dyspozycji całą kadrę, rywal jest do ogrania i postaramy się do końca powalczyć chociaż o piąte miejsce.

 

Niektórzy mogą czuć niedosyt, bo po rundzie jesiennej liczyliśmy się w walce o Mistrzostwo Polski, ale mamy dosyć wąską kadrę i w przypadku kontuzji któregoś z podstawowych zawodników, ciężko było znaleźć godnego zastępce. Póki co skupiamy się na pozostałych sześciu kolejkach, na podsumowania i cele transferowe przyjdzie jeszcze czas.

Odnośnik do komentarza

Dawid Białek, GKS Bełchatów:

 

Po raz kolejny to samo - mieliśmy przewagę w każdym elemencie gry, a mimo to przegraliśmy. Na szczęście przestałem się już tym przejmować w lidze, ale jest to mimo wszystko irytujące. Mecz był wyrównany, o zwycięstwie Ruchu zadecydowało lepsze wykańczanie sytuacji. Może gdybym dysponował trochę szerszą kadrą, udałoby mi się zapełnić ławkę i zmiennicy graliby na przyzwoitym poziomie. To nie przypadek, że obie bramki straciliśmy w drugiej połowie - jestem zmuszony grać cały czas tą samą jedenastką i zmęczenie daje o sobie znać. Mam tylko nadzieję, że zawodnicy zagrają dobrze w meczu pucharowym, jeśli zrobią tam to co zrobili w meczu z Ruchem, nie pozostaną na długo w zespole. Z całego zespołu tylko Mikołajczak trzyma równy, wysoki poziom, reszta gra w kratkę. Zarytskyi to bardzo dobry napastnik, ale musi zacząć wykorzystywać sytuacje które sobie stwarza, by mieć jakąkolwiek przydatność dla zespołu. Na szczęście mam już z powrotem swoich obrońców, więc nie muszą tam grać pomocnicy, ale jak widać, nie wiele to daje.

Odnośnik do komentarza

Puchar Polski, ćwierćfinały – rewanże:

 

 

 

Arka Gdynia – Ruch Chorzów

 

Ruch ma do odrobienia jednego gola. Jeśli spotkanie zakończy się jednobramkową wygraną Niebieskich, wtedy będziemy mieli dogrywkę. Arka z zaliczką 3:2 z pierwszego meczu, który odbył się na wyjeździe, może być zadowolona w pełni ze swojej postawy. Dziś nie zamierzają łatwo oddać tamtej wygranej. Marzy im się gra w półfinale Pucharu Polski.

Oba zespoły wybiegły w podstawowych jedenastkach. Wiele działo się pod bramką Vukosavljevica, który nie miał sporo roboty w pierwszych minutach, gdyż przy okazji strzału któregoś z zawodników Arki piłka lądowała na trybunach. Zawodnicy gospodarzy spokojnie rozgrywali piłkę, cofając się nawet na własne pole karne. Piłkarze Ruchu chcieli zmusić rywala do błędu, ale w pierwszym kwadransie tego nie doświadczyli. Dobrze w defensywie spisywała się formacja obronna Niebieskich. Gorzej było z wyprowadzeniem akcji. Zazwyczaj długie podanie nie odnajdywało adresata. W 16. minucie strzał Flavio po ziemi po podaniu od Rosłonia, ale prosto w ręce golkipera Ruchu. Gracze Arki radzili sobie bez Maximova, który doznał urazu na ostatnim z treningów. W 25. minucie Rosłoń zagrał do Malaja, a ten przymierzył głową wbiegając bardzo dynamicznie głęboko w pole karne, jednak Vuko znakomicie wybronił na rzut rożny. Mecz sprawiał wrażenie, jakoby to Arka miała stratę do odrobienia. Najwyraźniej chcieli rozstrzygnąć losy spotkania na własną korzyść. W 30. minucie pomylił się Urumov, ale uratował sytuację wybiciem na korner. Z rzutu rożnego poszło dośrodkowanie na R. Dziubińskiego, który w pojedynku z Jaskólskim okazał się odrobinę szybszy, lecz golkiper wyczuł jego intencje i dobrze się ustawił, chwytając futbolówkę. W 44. minucie Sodje szarżował prawym skrzydłem, lecz Urumov jeszcze zachował resztki umysłu i zablokował prawego pomocnika, wybił piłkę na korner. Kolejne zagrożenie ze strony Niebieskich – dośrodkowanie, wybiegał Sodje do piłki, ale został uprzedzony przez Santosa, który dobrze się odnalazł w polu karnym. Do przerwy bezbramkowy remis.

Po zmianie stron po kilku minutach nastąpiła zmiana. Didi narzekał na uraz i dodatkowo bardzo słabo prezentował się na tle Arki, dlatego trener postanowił wprowadzić Pawłowskiego, który od początku rundy dobrze wkomponował się w zespół. Zanim doszło do zmiany Ruch przeprowadził kluczową akcję – Petrov do Sodje, ten przetrzymał piłkę, zgrał do środka pola do R. Dziubińskiego, prostopadłe podanie do Toukama, który wybiegł w tempo. Pomimo że startował z jakimś opóźnionym zapłonem to i tak Popovic nie zdążył za rywalem. Napastnik wyszedł sam na sam, przymierzył obok golkipera i trafił do siatki. Ruch wyszedł na prowadzenie i właśnie po golu dokonano zmiany. W 54. minucie dobre dośrodkowanie Rosłonia z lewej strony, wyskoczył Flavio, który wygrał pojedynek główkowy z K. Dziubińskim, jednak trafił prosto w bramkarza Niebieskich. W 58. minucie poważnej kontuzji doznał Orzechowski. Dla niego to spotkanie dobiegło do końca – zastąpił go Karwan z przymusu na prawej stronie bloku defensywnego. W 67. minucie Malaj otrzymał żółtą kartkę za ostrą grę na Mujakovicu. Niewiele prezentował sobą Jasiński, który tylko zbiegał do boku i odgrywał właśnie do Mujakovica, którego jednocześnie narażał na pressing ze strony rywali. W 72. minucie wielka nieporadność Ruchu, który jakby zapomniał o nakreślonej taktyce – zawodnicy nie potrafili wymienić pomiędzy sobą kilku podań, a dotychczas cechowała ich celność i dokładność. Chwilę potem w środku piłką dysponował Santos, poczekał moment, zagrał po ziemi za K. Dziubińskiego, wybiegł Toleski, który tylko dostawił nogę i skierował piłkę w lewy róg bramki. Vuko próbował skrócić kąt, ale nieskutecznie. Mieliśmy remis, który premiował do dalszej gry drużynę trenera Grabowskiego. Ruch grał bez koncepcji, zawodnicy nie mieli pomysłu na rozprowadzenie akcji, a trener Organek tylko nerwowo podskakiwał przy ławce rezerwowych. W 83. minucie znakomita piłka Macarie w pole karne, bardzo głęboko na zbiegającego R. Dziubińskiego, lecz golkiper wyczuł się instynktem na przedpolu. Piłkarze Ruchu opadali z sił, podobnie jak przeciwnicy, jednak musieli myśleć o golu, co stawało się z minuty na minutę coraz trudniejsze do osiągnięcia. Sędzia doliczył trzy minuty, ale zawodnicy Arki ciągle symulowali faule czy urazy. W końcu arbiter nie miał zbyt wiele litości i ostatecznie gra toczyła się o 7 minut dłużej, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Arka gra dalej, Ruch odpada z rywalizacji o Puchar Polski.

Arka Gdynia – Ruch Chorzów 1:1

48’ Toukam 0:1

73’ Toleski 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Paweł Gil

Widzów: 7417

Dwumecz: 4:3

Awans: Arka Gdynia

 

 

 

Górnik Zabrze – Zagłębie Lubin

 

Górnik po zwycięstwie na wyjeździe wiąże spore nadzieje z osiągnięciem korzystnego wyniku na swoim terytorium. Zagłębie wyszło w dość eksperymentalnym zestawieniu. Szkoleniowiec Kowalczyk na pewno liczy na awans, ale chyba nie docenia przeciwnika, który dominuje w rozgrywkach I ligi.

Rozpoczęli w bardzo rzęsistym deszczu, który utrudniał warunki gry. Murawa wydawała się być w dobrym stanie, ale z minuty na minutę jej stan mógł ulec gwałtownemu pogorszeniu właśnie ze względu na warunki atmosferyczne. Pierwsi zaatakowali Zabrzanie, ale bardziej chodziło im o zyskanie czasu, dlatego wymieniali sporo podań na połówce przeciwnika, który nie kwapił się do sporadycznego ataku. Lubinianie z biegiem czasu przejmowali inicjatywę, wiedząc, że potrzebne im jest co najmniej jedno trafienie, by wrócić do pełnej rywalizacji. W 19. minucie do piłki dopadł Kadziński, jeszcze próbował zgrywać do kolegi z zespołu, ale dwóch obrońców go skutecznie wyblokowało. W 23. minucie strzał zza pola karnego Wróblewskiego, który sprawił sporo problemów golkiperowi z Zabrza. Górnicy również chcieli stworzyć kilka okazji, a jedna z najgroźniejszych nadarzyła się w 30. minucie, kiedy w pole karne odgrywał jeden ze skrzydłowych, w obrębie szesnastki znalazł się Łukasik, który niezbyt mocno przymierzył, dlatego Markowski zdołał chwycić piłkę i przycisnąć ją do piersi. W 35. minucie kolejny raz zaatakowali Lubinianie, po wielu podaniach skończyło się na bardzo niecelnym strzale Carecy. W 44. minucie kontuzji doznał Kadziński, który został wykoszony równo z trawą. Sędzia ulgowo potraktował to starcie, napastnik z Lubina nie był w stanie kontynuować gry. Na boisko wszedł Holstrom, który miał nieco więcej umiejętności do postraszenia rywala. Do przerwy bez bramek.

W drugiej połowie goście rzucili się do szaleńczego ataku, ale obrońcy uważali na wszelkie kontry. Szczególnie uważni musieli być Klimek i Kantor. Ten drugi popełnił katastrofalny błąd w 55. minucie, kiedy zapomniał o powrocie na własną połówkę – rywale przeprowadzili akcję jego stroną, jednak znakomitą interwencją chwilę potem popisał się Markowski. W 63. minucie znów kolejna akcja Górnika z kontry, tym razem skończyło się niecelnym strzałem. Zagłębie przyciskało do muru, jednak sprawiało wrażenie, że piłkarze mają chęć wbiec z piłką do siatki. Jeżeli próbowali strzałów zza pola karnego, kończyło się trafieniem któregoś z kibiców. Trener Kowalczyk zdecydowanie nie docenił klasy przeciwnika, który w odbiorze był nad wyraz skuteczny. Ostatni kwadrans to wielka zagadka czy uda się jeszcze wyrównać w tym dwumeczu – w 86. minucie gracze z Lubina przeprowadzili kluczową akcję – Kulhawik do Mendiego, ten rozciągnął do lewej strony do Klimka, który odważnie włączał się do akcji, lewy obrońca szybko dośrodkował w pole karne, a na dalszym słupku znajdował się Careca, który nieco przygarbił się, by czysto trafić głową w piłkę – goool! Trybuny przycichły, bo właśnie Zagłębie wyrównało stan dwumeczu. Zapowiadała się dogrywka.

W 95. minucie szansy próbował Holstrom w indywidualnym rajdzie, w ostatnim momencie dograł do Carecy na wślizg, jednak brazylijski napastnik nie zdążył. Golkiper również był zakłopotany, bo w pole karne została posłana najtrudniejsza z możliwych piłek – pomiędzy bramkarza a linię obrony. Górnik atakował już sporadycznie, jakby czekali na serię jedenastek. Po pierwszych 15 minutach dogrywki bez rozstrzygnięć. Zawodnicy Zagłębia nie przebierali w środkach, grali ostro. W 111. minucie boisko musiał opuścić Kanik w wyniku kontuzji, lecz gracze z Zabrza nie pozostali dłużni i również wyeliminowali rywala z gry. Na noszach murawę opuścił Adamczyk. Obie ekipy grały w dziesiątkę. Bardziej snuły się po boisku niż prezentowały swój styl z 90 minut. Dogrywka nie dała odpowiedzi na pytanie kto zagra dalej. Potrzebna była seria rzutów karnych. Na 1:0 wyszli Górnicy – strzelcem Smółka. Piłkę na jedenastym metrze jako pierwszy w zespole Zagłębia ustawił Kantor. Uderzył w prawy róg, ale bramkarz go wyczuł. Niestety, nie najlepszy początek. Górnik podwyższył na 2:0 po uderzeniu Stankiewicza. Szanse się oddalały, ale iskierkę nadziei dał Klimek swoim trafieniem. 2:1. Wiele zależało od Markowskiego, dla którego kolejny strzał, tym razem Bieńka, stawał poza jego umiejętności. 3:1. Mendy na 3:2 pewnym strzałem w lewy róg. To nie koniec, Górnik ponownie odskoczył po trafieniu Łukasika. Futbolówkę ustawił Baranowski i przedłużył szanse Zagłębia. Michniewicz.... goool! Górnik zagra dalej w Pucharze Polski. Markowski nie zdołał wybronić żadnego rzutu karnego, a w pierwszej serii swoją szansę pogrzebał Kantor. Zagłębie odpada po walce jak równy z równym.

 

Górnik Zabrze – Zagłębie Lubin 0:1 k. 5:3

86’ Careca 0:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 13209

Dwumecz: 2:2 k. 5:3

Awans: Górnik Zabrze

 

 

 

Polonia Warszawa – GKS Bełchatów

 

Wielkie marzenie GKSu to awans. Po słabym starcie w ligowych bojach jedynym ratunkiem dla Bełchatowian jest zwycięstwo w rozgrywkach Pucharu Polski, szczególnie, że droga do tego trofeum wcale nie wydaje się być trudna – brakuje najlepszych drużyn polskiej Ekstraklasy, a najwyżej plasujący się Ruch odpadł z Arką. W Warszawie nie myślą chyba o trofeum, gdyż trener Tkaczyk do boju posłał rezerwowy garnitur. Zobaczymy jak się zaprezentują.

Bardzo odważnie w pierwszych minutach cały zespół GKSu, który miał chęć rzucić się do paszczy lwa. Czarne Koszule tylko wyczekiwały rywala, by móc wyprowadzić jakiś kontratak, jednak Rocha bardzo czysto powstrzymał Witkowskiego w 2. minucie przed wyprowadzeniem groźnej akcji. W 7. minucie pierwsza szansa Polonii do objęcia prowadzenia, podawał Onyszko do Davidovica, jednak środkowy pomocnik miał rozregulowany celownik, dlatego strzał nie sprawił problemu Kowalczykowi, który wznawiał grę z piątego metra. W 10. minucie zbyt powolnie konstruowała się akcja gości, którzy tylko poszukiwali podań do napastników. Okoro zdecydował się na indywidualny rajd, jednak zagubił się w swoim dryblingu, zagrywał w ostatnim momencie Wasilewski, napastnik jednak nie miał łatwej drogi do piłki, w ostatniej chwili spod nóg futbolówkę na rzut rożny wybił Mierzejewski. W 15. minucie Wasilewski wbiegł w pole karne przeciwników, szukał wyraźnie kontaktu z rywalem, Adamski włożył nogi pomiędzy nogi przeciwnika, napastnik GKSu padł na murawę, a sędzia nie miał wątpliwości. Jedenastka! Do rzutu karnego podszedł sam poszkodowany, co czasami miało różne konsekwencje, jednak Wasilewski nie pomylił się i dał kolejny argument trenerowi do gry. Z wynikiem najwięcej chciał zrobić Skrzypczak, który szarżował po swojej lewej stronie i wydawał się być najlepszym graczem na murawie, który nie bał się pojedynków jeden na jeden. W 23. minucie znakomicie dograł na głowę Witkowskiego, jednak temu zabrakło sprytu w polu karnym i został uprzedzony przez obrońcę. Dobrze współpracowała dwójka stoperów GKSu. W 28. minucie uderzał Davidovic z dystansu, ale ponownie niecelnie. Trener miał sporo zastrzeżeń do jego gry. W 30. minucie zdecydowano się na długie podanie na osamotnionego Witkowskiego. Równało się to z oddaniem piłki przeciwnikowi, który już myślał o kolejnym golu. Linia defensywy bardzo sztywno trzymała się swojej strefy, jedynie Aleksandrowicz odważnie wbijał się lewą stroną. Miał przed sobą dwóch przeciwników, tym trudniej mu się grało. Jednak, ani Woźniak, ani Szewczyk nie stawiali tak wysoko poprzeczki jak się spodziewał. W 41. minucie Kowalczyk czaił się pod polem karnym Polonii, w końcu dostrzegł, że stoperzy Polonii nieco się rozeszli, dograł szybko do Zarytskiego, któremu nie pozostało nic innego jak oddać potężny strzał w samo okienko bramki. Być może, tym golem przypieczętowali awans dalej. W 45. minucie kolejna akcja gości. S. Kowalczyk poprowadził piłkę do przodu, minął Adamskiego, dograł do Wasilewskiego, który pędził do przodu, nikt z obrońców nie kwapił się, by zaatakować napastnika z Bełchatowa – w końcu ten przymierzył po ziemi, piłki nie sięgnął Gul, który mógł mieć spore zastrzeżenia do zachowania kolegów z obrony. 3:0 do przerwy dla podopiecznych trenera Białka.

Po przerwie przedstawienie zakończył Piotrowicz Okoro do S. Kowalczyka, akcja rozwijała się powoli, ale skutecznie i rozsądnie. Kowalczyk do Wasilewskiego, który piętką zagrał do wbiegającego Piotrowicza pomiędzy dwójkę stoperów, techniczny strzał, który przelobował golkipera, wpadł do siatki. Gratulowali sobie znakomitej akcji, w której ponownie brał udział S. Kowalczyk. Na boisku pojawił się Mario i Dzerlek, ale niewiele mogli zdziałać w ofensywie. Strata była ogromna, ubytek w umiejętnościach również. W 60. minucie ponownie Skrzypczak chciał zagrozić bramce rywala, minął dwóch graczy z Bełchatowa, po czym uderzył, ale ostatnim chwytem piłkę wyłapał K. Kowalczyk. W 65. minucie znakomita parada K. Kowalczyka po strzale Davidovica po dograniu od Adamskiego. Kwadrans do końca – Polonia w natarciu, ale obrońcy z Bełchatowa spełniali większość swoich założeń, wyczekując rywala. Madej zbiegał do boku i pozostawiał dziurę w napadzie, gdzie próbował włączyć się Woźniak, ale w porę zainterweniował Palczewski. W 80. minucie Onyszko zagrał w pole karne, gdzie czaił się Skrzypczak, wygrał główkę z Nnanną, jednak futbolówka trafiła prosto w ręce golkipera. Ostatecznie GKS awansował zasłużenie po znakomitej grze taktycznej. Zagrają w półfinale, mając wielkie nadzieje na sukces w Pucharze Polski. Natomiast w Warszawie zastanawiają się nad losem drużyny, która przed sezonem miała za zadanie zająć 4. miejsce... dziś walczą o utrzymanie. Zarząd mocno zastanawia się na kogo postawić w przyszłym sezonie.

 

Polonia Warszawa – GKS Bełchatów 0:4

15’ Wasilewski (kar) 0:1

41’ Zarytskyi 0:2

45’ Wasilewski 0:3

53’ Piotrowicz 0:4

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mirosław Górecki

Widzów: 3782

Dwumecz: 1:5

Awans: GKS Bełchatów

 

 

 

Znicz Pruszków – Olimpia Grudziądz 2:1

21’ Wysocki 1:0

36’ Wysocki 2:0

47’ Kapsa 2:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Radosław Trochimiuk

Widzów: 1334

Dwumecz: 3:2

Awans: Znicz Pruszków

 

 

 

Pary półfinałowe:

GKS Bełchatów – Arka Gdynia

Znicz Pruszków – Górnik Zabrze

 

 

 

Kontuzje przed 25. kolejką +zawieszeni: Zieliński (Ruch), Okoro, Aleksandrowicz (obaj GKS). Składy do czwartku do 21:00.

Odnośnik do komentarza

Damian Organek, Ruch Chorzów

 

W lidze kolejny udany mecz z naszej strony. GKS Bełchatów może i stoi nisko w tabeli, ale ten zespół co najmniej kilku ciekawych zawodników i zawsze może być groźny. Szalę zwycięstwa na naszą stronę przychyliła konsekwencja w poczynaniach piłkarzy, zawodnicy doskonale wiedzą czego od nich oczekuję i wiedzą też, że to przynosi dobre efekty. Pierwsza połowa była dosyć wyrównana, ale już w drugiej mieliśmy więcej sił od rywali. Świetny mecz rozegrał Matheus, przypieczętowany w dodatku efektowną bramką. Póki co jest tylko wypożyczony, ale będę starał się go wykupić, co powinno być łatwe, ze względu na korzystne dla nas warunku transferu. Drugą bramkę zdobył, grający po raz pierwszy od kontuzji w wyjściowej "11", Rafał Dziubiński. Nie jest może jeszcze w pełni sił, ale ta bramka da mu wiarę, że nie musi jeszcze kończyć kariery, pomimo wieku i długiej kontuzji jeszcze z jesieni.

Martwi mnie trochę, że zdobywamy za dużo żółtych kartek. Jest to co prawda efekt naszej zawziętości w środku pola, ale przez to tracimy zawodników w wyniku zawieszeń. Na szczęście mam dosyć szerokie pole manewru i mam z kogo wybierać.

 

Co do rewanżu Pucharu Polski, niestety wszystko potoczyło się tak jak obawiałem. Objęliśmy prowadzenie, które dawało nam dogrywkę, ale nie potrafiliśmy utrzymać go do końca. Trudno, do europejskich pucharów już raczej nie awansujemy, bo straciliśmy teoretycznie najłatwiejszą drogę. Kibice jednak nadal mają nadzieję o awans do nich poprzez ligę, ale ja staram się tonować ich oczekiwania. Wskoczyliśmy na 5. miejsce, a do trzeciej Cracovii tracimy aż 5 punktów. Do końca ligi zostało tylko 6 meczów, moim osobistym celem jest zajęcie miejsca w top5 ligi. Teraz gramy z Legią w Warszawie i to może być kluczowy mecz dla nas. Będę starał się wygrać, bo zwycięstwo otwiera nam odrobinę furtkę do dużego sukcesu w tym sezonie.

Odnośnik do komentarza

Łukasz Grabowski, Arka Gdynia

 

Awans do półfinału Pucharu Polski to fantastyczna sprawa, a wszyscy ludzi związani z klubem mogą być dumni z tego osiągnięcia. O finał będziemy walczyć z GKS Bełchatów i mamy naprawdę spore szanse na awans, a nawet zdobycie tego trofeum. GKS to nasz sąsiad w ligowej tabeli i zarówno dla nas jak i dla nich to jedyna szansa na zaistnienie w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Wierzę w mój zespół, doszliśmy już bardzo daleko i mamy szansę osiągnąć coś wielkiego. Z Ekstraklasy raczej już nie spadniemy, więc teraz pozwolę odpocząć trochę zawodnikom pierwszego składu przed meczami z Bełchatowem.

 

 

Odnośnik do komentarza

Odra Wodzisław – Śląsk Wrocław

 

Odra po znakomitej wygranej nad Lechią oraz po pechowej porażce z Zagłębiem musi na własnym terytorium podejmować Śląsk, który odważnie biegnie po tytuł mistrzowski, nie zważając na przeciwników z tyłu. Kolejna okazja do zdobycia kompletu nadarza się w Wodzisławiu, w trudnym pojedynku z podopiecznymi trenera Raścisławskiego.

Wydawało się, że Odra zdoła przeciwstawić się rywalowi z 1. miejsca ligi, bowiem od początku spotkania wymieniali sporo dokładnych i celnych podań, dzięki czemu spokojnie panowali nad przebiegiem meczu. Na prawej stronie w 3. minucie zaszaleć próbował Konieczny, ale powstrzymał go Piątek. W 9. minucie pierwsza okazja gości, którzy po prostym zagraniu Mazurka mieli swoją szansę, a dokładniej do piłki złożył się Małkowski, który nie zdołał pokonać Witkowskiego – bramkarz wybił piłkę do boku. W 17. minucie kolejna składna akcji lidera Ekstraklasy – tym razem do boku zbiegł Małkowski, zmieniając się pozycjami z Warzychą, dośrodkowanie z prawej flanki na dalszy słupek, gdzie ustawił się Górecki, wygrał w powietrzu z Demirim, jednak jego strzał zatrzymał się na słupku, szybka interwencja obrońców i piłka daleko wybita sprzed pola karnego. Chwilę potem ponownie natarł Śląsk, ale tym razem Małkowski próbował indywidualnej akcji, przyciśnięty do linii końcowej przez Stanikaitisa nie zdołał nic zrobić z piłką, bo w nogi wbił się Witkowski czysto wychwytując futbolówkę. W 21. minucie po stałym fragmencie gry do piłki wyskakiwał Mosor, ale przegrał w powietrzu z Demirim, obrońca Odry wybił piłkę na korner. Kiła nie prezentował się dzisiaj najlepiej, brakowało jego rajdów z lewej strony, szybko oddawał piłkę do Skrby. Lewy pomocnik Śląska nie radził sobie w pojedynkach z Markowskim, który dobrze w tempo wbijał się w nogi rywalowi i zazwyczaj wychodził ze starcia zwycięsko. W 30. minucie pierwsza groźna akcja Odry, a dokładniej kontra, która nadarzyła się po odbiorze Stanikaitisa, długie podanie do Fernandeza, który zdołał wyrolować Mosora, jednak z uderzeniem było zdecydowanie gorzej, bo nie trafił w światło bramki. W 33. minucie Kila ponownie powstrzymany, tym razem jego dogranie zostało zablokowane, a sam zawodnik tracił chęci do gry. W 41. minucie doszło w końcu do pierwszego mocnego uderzenia w wykonaniu Wrocławian – Warzycha ruszył prawą stroną po niedokładnym dośrodkowaniu Wołkiewicza, przebiegł około 60 metrów, dograł w pole karne do Małkowskiego, który popisał się sprytem, chowając się, a potem wyłaniając z cienia przed Demiriego i Markowskiego – proste uderzenie głową przy bliższym słupku i golkiper bez szans. Śląsk wyszedł na prowadzenie. Do przerwy Odra próbowała stworzyć sobie jakąś akcję, ale bez rezultatu. Brakowało strzałów, ale również Fernandez był solidnie kryty przez Żurka.

W 56. minucie, już w ramach drugiej części gry, ponownie w natarciu Śląsk, ale podanie Skrby do Kiły spowolniło całą akcję, zespół Odry miał czas wrócić na swoją połówkę. Kiła zamiast odwrócić się do piłki, przyjął ją na plecy, przez co musiał wrócić kilka metrów. Chwilę potem zgrał do lewej strony, bo sam zbiegł do środka, a tam znalazł się niespodziewanie Małkowski, obrońcy spodziewali się tego napastnika bliżej bramki, jednak sam snajper otrzymał podanie i po chwili strzelił zza pola karnego, ale trafił w poprzeczkę. W 59. minucie Górecki zagrał prostopadłe podanie w pole karne na Małkowskiego, ale snajper gości został zablokowany przez Dziubińskiego. W 65. minucie kolejna dobra interwencja Witkowskiego, a uderzał Mosor po dograniu Żurka z linii pola karnego. Niesamowite było na pewno to, że obaj środkowi obrońcy podłączali się pod akcje ofensywne, co zaskakiwało rywali z Wodzisławia. W 72. minucie rozpaczliwy strzał Kiły z dystansu. Dziś mu nic nie wychodziło, więc jego miejsce zajął Woś. W 75. minucie prostopadłe długie zagranie na Fernandeza, napastnika Odry uprzedził Żurek, szybkie wybicie i na dodatek celne w kierunku Góreckiego. Wymiana piłek z Zielińskim, rozciągnięcie do Wosia, ten zbiegał w pole karne, próbując dryblingu z Markowskim, podał w tempo do Małkowskiego, który uprzedził Demiriego w interwencji i po lekkim strzale głową piłka od słupka wpadła do siatki. Śląsk zakończył swoje przedstawienie w 80. minucie, kiedy to Zieliński dograł do Małkowskiego, obrońcy dopiero dobiegli do pomocnika, ten zagrał do wybiegającego z lewej strony Wosia (obrońcy znów spóźnieni, bo dopiero przy Małkowskim), a lewy pomocnik uderzył po ziemi pokonując Witkowskiego po raz trzeci. W 85. minucie szansa na gol kontaktowy, ale Fernandez przekopał. W 88. minucie znów szansa gospodarzy. Pomimo rozczarowania kibiców, zawodnicy chcieli coś ustrzelić, ale swoją szansę zmarnował Kwiek, który dostał dobre podanie ze środka pola. Ostatecznie Śląsk wygrał po kolejnym znakomitym spotkaniu. Prężnie idą po Mistrzostwo Polski!

 

Odra Wodzisław – Śląsk Wrocław 0:3

41’ Małkowski 0:1

75’ Małkowski 0:2

80’ Woś 0:3

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marcin Borski

Widzów: 4707

 

 

 

Wisła Kraków – Polonia Bytom

 

Wiślacki bój trenera Głosika, który stoi przed ogromnym wyzwaniem. Podjął się prowadzenia Białej Gwiazdy, ale do końca rundy musi pokazać, że w przyszłym roku powalczy o tytuł mistrzowski, który w tym sezonie przegrał trener Skura. Polonia zamierza urwać punkty rywalom, bez względu na ich siłę. Ostatnio Wisła nie prezentuje najwyższej formy, dlatego szanse Bytomian nieco wzrastają.

Wisła ponownie w bardzo testowym ustawieniu, którym wiele można ryzykować. Nikt w lidze nie gra trójką obrońców. Jednak wynik otwarto szybciej niż się spodziewano. W 3. minucie po próbie konstrukcji jakiejś akcji całą sprawę w swoje ręce wziął Szymański, którym potężnym kropnięciem z 20 metrów trafił do siatki rywala. Golkiper bez szans. Uderzenie piorunująco silne. Polonia w zestawieniu z jednym napastnikiem nie potrafiła stworzyć tak wielkiego zagrożenia przeciwko Wiśle, bo boczni pomocnicy wracali do stref defensywnych w razie potrzeby. W 8. minucie z dystansu swojej szansy szukał Lewandowski po zagraniu z prawej strony od Zielińskiego, lecz minimalnie niecelnie. Można było podwyższyć. W 15. minucie mieliśmy próbkę braku porozumienia pomiędzy dwoma snajperami, którzy szukali się wzajemnie podaniami, ale żaden z nich nie wyczuł intencji drugiego. Przy obronie Polonii i tak narobili wiele zamieszania, a piłkę ostatecznie wybił Konieczny na rzut rożny. Niewielki pożytek z tego stałego fragmentu gry. Czas przejść do 25. minuty, kiedy to piłkę z rzutu wolnego dośrodkował Bekas, a wyskakiwał McBride, który jednak przegrał w powietrzu z Koniecznym. Akcja wciąż trwała. Szybkimi podaniami Wiślacy rozpracowali całą linię obrony Bytomian, którzy biegali od zawodnika do zawodnika, ale Ivanovski zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, przez co został dokładnie zablokowany. W 35. minucie korner Białej Gwiazdy, ale ponownie mało pożytku z tego zagrania. Źle ustawiali się obrońcy. Za trenera Skury Zub potrafił odnaleźć się w polu karnym, tak przy tych rozwiązaniach bardzo mało aktywni byli rośli defensorzy. W 42. minucie Novosel na prawej stronie zabawił się z Romposem, którego minął wyrzucając piłkę sobie na obieg. Bardzo sprytnie, potem chciał dośrodkować, ale lewego obrońcę Polonii wspomógł Majewski. Udana interwencja. W 44. minucie szybkie dośrodkowanie Soaresa z lewej strony, nabiegał Bekas, ale przelobował bramkę lekkim uderzeniem głową.

Czas na drugą część gry. Wisła prezentowała swój przeciętny poziom, stwarzając kolejne akcje. W sumie można stwierdzić, że nie mieli większego pomysłu na zaskoczenie rywala, który po przerwie wyszedł nową formacją z dwójką z przodu. Piłkarze trenera Głosa mieli za zadanie skrzydłami przedzierać się pod pole karne, co skrupulatnie wykorzystywał Bekas, który bawił się Romposem. Sędzia nie miał litości dla piłkarzy, którzy grali nieco ostrzej. Karał ich żółtymi kartkami, żeby trochę uspokoić temperamenty. Poloniści szukali swojej szansy pod polem karnym przeciwnika, ale nadaremno. Popisywali się zbytnią biernością, a na dodatek nikt nie pokazywał się do podań. W 61. minucie Novosel uderzył z dystansu, ale zbyt lekko dla Shalina. Koledzy mieli sporo pretensji, bo mógł lepiej rozwiązać akcję, podając do skrzydła. Ciągle przeważała Wisła, a drugie trafienie wisiało w powietrzu. W 68. minucie nadarzyła się akcja do kontry dla Bytomian, ale Kowalski po zepchnięciu do boku przez Zuba uderzył ryzykownie z ostrego kąta i trafił jedynie w boczną siatkę. W 75. minucie znów swoją flanką przedzierał się Bekas, ale tym razem Rompos na posterunku – wybił piłkę na korner. Rzut rożny ponownie pozostawiał wiele zastrzeżeń. Zbyt mało ruchu piłkarzy Białej Gwiazdy. W 81. minucie rozwijała się akcja Polonii, zawodnicy Wisły nieco zdezorientowani po utracie piłki. Pshenichnikov do Kowalskiego, a ten uderzył prosto w Gulbrandsena, odbicie golkipera, obok znalazł się Yaovi, którego nie powstrzymali ani Zub, ani Górski i skierował piłkę do pustej siatki. Wyrównanie w mało oczekiwanym momencie. W 83. minucie mocne uderzenie z dystansu Lewandowskiego, lecz zbyt pochopna decyzja tego młodziana. Ostatecznie Polonia wygrała, lecz to Wisła zasłużyła na trzy punkty po bardzo przeciętnym spotkaniu. W dalszym ciągu gracze z Krakowa spisywali się słabo, a puchary znacznie się oddalają. Polonia na plus, bo urywa punkty na wyjeździe.

 

Wisła Kraków – Polonia Bytom 1:1

3’ Szymański 1:0

81’ Pater 1:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Tomasz Mikulski

Widzów: 7278

 

 

 

Jagiellonia Białystok – Polonia Warszawa

 

Jaga walczy rozpaczliwie o utrzymanie. Jeszcze jest drobna nadzieja... ale chyba nie u trenera Prokopa, który po kilku słabszych występach zwątpił w swoich piłkarzy i nawet nie pojawił się na dwóch ostatnich konferencjach. W Polonii sytuacja również nie przedstawia się najlepiej. Trener Tkaczyk zajmuje wraz z drużyną nadal niskie miejsce. Przed sezonem mówiło się o czwartej lokacie, dziś jest rozpaczliwa walka o utrzymanie. Właściciel wraz z zarządem postanowili dać szansę trenerowi Polonii do końca sezonu. Jeśli zaangażowanie będzie nadal tak wyglądało to w przyszłym sezonie rozpoczną poszukiwania nowego szkoleniowca. Podobnie jest z trenerem Prokopem, który nie daje szansy wykazania się u innych pracodawców.

Nudny początek w wykonaniu obu ekip – wiadomo było, że drużyny grają z niższych miejsc ligowych. W 7. minucie kontuzji nabawił się Klepczarek, a jego miejsce musiał zająć Jezierski, który zszedł z pozycji defensywnego pomocnika. Do pomocy wszedł Wrześniak, a inni piłkarze zamienili się poszczególnymi zadaniami na murawie. W 13. minucie do akcji wychodził Szczepanik, ale jednak w ostatnim momencie powstrzymał go Jezierski. W 19. minucie piłkę podprowadził pod pole karne Javier, zagrał do Milevskiego, który zbiegł do boku, a zaraz ten odegrał do Owczarka, który popisał się uderzeniem zza pola karnego na bliższy słupek. Piłki nie zdołał wybronić Hristov i goście wyszli na prowadzenie. Piłkarze Jagi chcieli szybko odpowiedzieć, ale Moskal po zagraniu Vegi w 25. minucie nie zdołał strzelić gola. Próbował przelobować bramkarza, ale ten nie nabrał się na chwyt lewego pomocnika, bo piłka zawieszona była zbyt długo w powietrzu. W 31. minucie kolejna okazja dla Polonii, tym razem z lewej strony dośrodkował Dimitrijevic, a piłkę mógł wpakować Lachowski, ale zabrakło mu doświadczenia i zachowania pod bramką rywala. Szybko zareagowali obrońcy i wybili piłkę. Dochodziło do mnóstwa strat w środkowej strefie boiska, gdzie Czarne Koszule chciały przejąć inicjatywę, lecz gracze Jagi próbowali oskrzydlających akcji, w kilku momentach zaskakując rywala pod własnym polem karnym. Ostatecznie do przerwy skromnie prowadzili goście, ale musieli to przypłacić jeszcze jedną kontuzją, tym razem z gry odpadł Milevski, który ucierpiał w ostrym starciu z Idemudią.

Piłkarze Jagi w drugiej części gry początkowo obawiali się dośrodkowań, zbyt długo boczni pomocnicy ustawiali sobie piłkę, by po chwili zostać zablokowanym. Trener Prokop zachęcał graczy do szybszej gry i bardziej zdecydowanej. W 50. minucie Bong uderzał z dystansu, ale niecelnie. Tym razem ten zawodnik mógł grać, jednak nie wzbudzał zaufania u trenera. W 52. minucie kolejna akcja Jagi, tym razem zagranie na Moskala, który tylko szczupakiem zdążył musnąć piłkę, która padła łupem golkipera. W 54. minucie Woźniak wygrał pojedynek z Dimitrijevicem, który po chwili padł na murawę, ale gracz gospodarzy kontynuował grę, podanie do Szczepanika, który uderzył przy bliższym słupku. Lepiej mógł zareagować Malinowski, który wyraźnie spóźnił się do strzału. W 57. minucie doszło do odpowiedzi ze strony Czarnych Koszul. Tym razem dryblingiem popisał się Dimitrijevic, który odważnie wszedł pomiędzy dwójkę rywali, podał do Madeja, który ciałem zasłonił się przed Bieńkiem, uprzedził Pintera i strzelił w dalszy narożnik bramki. Znów wyszli na prowadzenie. Piłkarze trenera Prokopa nie mieli wiele czasu i po trudach związanych z pogodą w końcu w 69. minucie przeprowadzili akcję, w której Janik zagrał do boku do Woźniaka, a ten dośrodkował z pierwszej piłki, w tłumie zawodników wyskoczył Moskal, który wpakował piłkę do bramki rywali. W 73. minucie znów Białostoczanie w natarciu – Giel zagrał prostopadłą piłkę do Moskala, który wybiegł zza Jezierskiego, ten dopiero startował do akcji, uderzenie po ziemi, Malinowski zaskoczony i Jaga nagle na prowadzeniu! Dopełnili formalności w 77. minucie po kontrze, piłkę przyjął Vega, ruszył do przodu. Podał do Giela, który długim zagraniem skierował futbolówkę na Szczepanika. Napastnik zabawił się nieco z Malinowskim, bo miał jeszcze trochę czasu, uderzył po ziemi i trafił do siatki. 4:2 i wyglądało na to, że to koniec emocji. Piłkarze Polonii całkowicie opadli z sił, natomiast gracze gospodarzy byli solidnie przygotowani pod względem fizycznym, dlatego udało się wygrać w dzisiejszej rywalizacji.

 

Jagiellonia Białystok – Polonia Warszawa 4:2

19’ Owczarek 0:1

54’ Szczepanik 1:1

57’ Madej 1:2

69’ Moskal 2:2

73’ Moskal 3:2

77’ Szczepanik 4:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Robert Małek

Widzów: 6224

 

 

 

Arka Gdynia – Korona Kielce

 

Arka stoczy bój z Koroną o ważne trzy punkty, ale tak naprawdę już ani Arka, ani Korona nie są zagrożone spadkiem, bo odskoczyły czterem ekipom z ostatnich miejsc. Trener Grabowski myśli głównie o trofeum, które może zdobyć w rozgrywkach Pucharu Polski. Dziś na prawej obronie zagra próbnie Grembocki, bo obaj prawi obrońcy doznali kontuzji. To szansa dla tego 20-latka. Korona bez zmian, poza taką, że kontuzji doznał Mkrtchyan, trener chyba nie słyszał jego wołań, dlatego zmiany postanowił dokonać asystent posyłając do boju Kosiorowskiego.

W 1. minucie Jaskólski powinien obejrzeć żółtą kartkę za faul taktyczny na Kosiorowskim, całkiem ostrym. Sędzia pobłażliwie pokiwał palcem obrońcy Arki. Piłkarze nieco zmęczeni po ostatnim meczu Pucharu Polski, nie odpuszczali pojedynków jeden na jeden. W 6. minucie Malaj ściągnął na siebie dwóch rywali, podał szybko do Santosa, który próbował uderzenia z dystansu, ale został zablokowany przez Galkauskasa. Sam Litwin narzekał na pozycję i ustawienie na boisku, bo bardziej ciągnęło go do przodu. Zabezpieczanie tyłów nie należało do jego ulubionych zadań. W 7. minucie Rosłoń pokazał swój kunszt na lewej flance, gdzie zabawił się z Zielińskim i Stokicem, podał do Flavio, lecz napastnik Arki w ostatnim momencie zgubił piłkę na rzecz Camary. Pierwszy kwadrans w pełni dla Gdynian, którzy przycisnęli Koronę do muru. W 20. minucie zagranie Santosa do Trzeciaka po składnej wymianie podań, uderzenie pomocnika, lecz prosto w Kowalskiego, który miał jeszcze problemy przy interwencji. W 25. minucie bardzo dokładne dośrodkowanie Rosłonia na Flavio, z tym zamykał jeszcze Malaj, ale ostatecznie piłkę przeciął w ostatnim momencie Czarnecki. W 30. minucie w pole karne wbiegał Rosłoń, bardzo dynamiczny wyrzut z autu w jego kierunku, ale po chwili padł na murawę, bo wyraźnie za koszulkę łapał go Zieliński. Rzut karny! Piłkę na jedenastym metrze ustawił Trzeciak, choć nie wiadomo czy dziś by zagrał, gdyby nie kontuzja Maximova. Minimalny rozbieg... uderzenie i goool! Arka wyszła na zasłużone prowadzenie. W 39. minucie rozpaczliwe podanie w pole karne gospodarzy w wykonaniu Dzwonka, ale tam na miejscu znalazł się Jaskólski, wybił piłkę głową do przodu, tym samym wyprowadzając kontrę kolegom. Malaj do Santosa, ten w pełnym biegu zagrał prostopadłe podanie do Flavio, który swoją szybkością uprzedził Czarneckiego i prędko uderzył po ziemi, Kowalski nie chwycił piłki, choć miał na to kilka chwil, a ta wpadła do siatki. Arka prowadziła do przerwy zasłużenie dwoma golami.

W 50. minucie bardzo poważny błąd popełnił Nunes, już kolejny w tym spotkaniu, kiedy to stracił piłkę po prostym podaniu od kolegi. Przy każdym odwróceniu się jego kontakt z rywalem powodował stratę na rzecz przeciwnika. Bardzo słabo prezentował się Toleski, który pokazał się tylko lekkim prostym strzałem po przeprowadzeniu akcji po stracie Nunesa. W 54. minucie z rzutu wolnego dogrywał Nunes, ale jego koledzy przegrali pojedynki w powietrzu. Każdy z Kielczan był spóźniony o krok od graczy trenera Grabowskiego. Najwyraźniej gra co trzy dni pozytywnie działała dla piłkarzy Arki. W 60. minucie Urumov próbował zaskoczyć Kowalskiego, ale ten liczył się z tym, że lewy obrońca skierował piłkę w światło bramki, a nie na głowę Flavio. Wyczuł intencje rywala i wybronił piłkę. W 68. minucie w końcu Nunes wyczuł odpowiedni moment – Kosiorowski wdał się w walkę z trzema rywalami, naokoło niego znaleźli się Popovic Urumov i Trzeciak, a napastnik zagrał znakomicie prostopadle do wybiegającego Nunesa, któremu nie pozostało nic innego jak przymierzyć mocno pod poprzeczkę i pokonać Szczepanika. Dał jeszcze nadzieje Kielczanom. W 73. minucie uderzał Trzeciak po dograniu Rosłonia, ale pomocnik Arki minimalnie obok prawego słupka. W 77. minucie Popovic powstrzymał Nunesa, któremu dogrywał głową Kosiorowski. Udało się zapobiec nieszczęściu. Nunes ciągle czyhał w polu karnym na każde dogranie, ale Jaskólski i Popovic sprytnie uprzedzali ruchy napastnika. W 80. minucie Trzeciak mógł przypieczętować zwycięstwo, ale uderzyć prosto w golkipera. Po ostatnich nerwowych fragmentach ostatecznie Arka zasłużenie pokonała Koronę na własnym terytorium. Kibice nie mogli doczekać się nadchodzącej rywalizacji w ramach Pucharu Polski.

 

Arka Gdynia – Korona Kielce 2:1

30’ Trzeciak (kar) 1:0

39’ Flavio 2:0

68’ Nunes 2:1

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Marcin Szulc

Widzów: 9383

Odnośnik do komentarza

GKS Bełchatów – Lech Poznań

 

W Bełchatowie trener Białek podkreśla cel na ten sezon – zdobycie Pucharu Polski i zakwalifikowanie się do Ligi Europejskiej, a dokładnie do eliminacji. Lech walczy o tytuł mistrzowski, jednak nadal goni rozpędzony Śląsk. Muszą liczyć na jakąś potyczkę rywala, bo na razie to Kolejorz słabnie, a Śląsk pewnie zwycięża od meczu do meczu. Trener Szymandera również stoi przed poważnym wyzwaniem – zarząd liczy, że bardziej zaangażuje się w swoje obowiązki. Ostatnie kolejki to poważne zaniedbanie ze strony szkoleniowca, który ukazuje chyba, że nie zależy mu na posadzie.

Mały test w wykonaniu Bełchatowian, raczej z przymusu niż z własnych chęci – brak ofensywnego gracza, który wziąłby na swoje barki grę GKSu, dlatego trener postanowił ustawić na tej pozycji Mikołajczaka, grającego w linii z pozostałymi kolegami. Na ławce kilku graczy z Młodej Ekstraklasy. Lech od pierwszych sekund chciał pokazać, kto będzie dyktował warunki na boisku, a pierwszy strzał oddał Werner zza linii pola karnego, lecz prosto w bramkarza. W 4. minucie S. Kowalczyk wywalczył rzut rożny w ostrym pojedynku z Bozinovicem. Piłkę ustawił Mikołajczak. Dośrodkowanie na dalszy słupek, z bramki wybiegł Postolov bardzo odważnie, ale on nie sięgnie tej piłki w gęstym tłumie zawodników, najdalej ustawiony Palczewski lekko tylko dotknął piłki głową i przelobował cały gąszcz graczy, futbolówka w siatce! Niespodzianka! Kibice wyskoczyli z radości, bo GKS trenera Białka objął prowadzenie. W 14. minucie Gajewski podał prostopadłą piłkę w pole karne, gdzie wybiegł Adamus, znalazł się pomiędzy dwoma stoperami, zbyt długo zwlekał i przy uderzeniu golkiper był gotowy na strzał w każdą stronę. Wybronił, a po chwili z asekuracją nadbiegli obrońcy, którzy szybko wybili piłkę z dala od pola karnego. W 22. minucie doskonałe dogranie z prawego skrzydła w wykonaniu Bozinovica, piłka spadła na głowę niekrytego Soto, który nie miał wyboru jak skierować ją do siatki. Ale co to? Spalony? Powtórki pokazują, że na kilkucentymetrowym spalonym znalazł się Soto. Lech nadal przegrywał. GKS grał konsekwentnie, dlatego Kolejorz nie miał tylu sytuacji, co planował. W 32. minucie Soto próbował szansy z rzutu wolnego, ale trafił prosto w mur. Kowalczyk, Piotrowicz, Kołodziejczyk, Wierzbicki czy zawieszony Aleksandrowicz – to długa lista graczy zawieszonych. Rezerwowi GKSu spisywali się bardzo dobrze w pojedynkach jeden na jeden, które w większości wygrywali. Do przerwy utrzymali korzystny rezultat.

W 52. minucie z rzutu wolnego z odległości około 20 metrów uderzał Soto, ale przelobował bramkę wraz z ustawionym murem. Bardzo mądrze gospodarze rozgrywali piłkę. Przy każdym stałym fragmencie gry zabezpieczali tyły na wypadek, gdyby Lech skorzystał z okazji i chciał wyprowadzić kontrę, jak w 59. minucie, kiedy wybiegł Adamus, ale powstrzymał go S. Kowalczyk odważnym wślizgiem. W 66. minucie Więckowski zagrał do przodu na Łukasika, żeby ten powalczył nieco z Sobiechem i Archvadze. Napsuł krwi obrońcom i ostatecznie wywalczył rzut rożny, bo Sobiech dograł bardzo niedokładnie do Postolova. Kolejny groźny fragment, ale tym razem wysoko wyskoczył Bozinovic i zapobiegł stracie gola. Wejście R. Wójcika miało rozruszać Lechitów, ale tylko on biegał. Zbyt pasywnie zachowywał się Adamus, który zagrywał do Magallanesa na lewą stronę, ale za wolno! Rocha na posterunku. W 75. minucie bardzo dobre zagranie Górskiego do Wasilewskiego, który wybiegł zza linii obrony. Napastnik GKSu nadal myślał, bo przyjął piłkę i poczekał aż ustawią się koledzy, pomimo powrotu rywali, którzy nie utrzymywali wysokiego pressingu. W 80. minucie do boku zbiegł Wasilewski, zagrał do Zająca, który ustawił się na czystej pozycji, jeszcze zgrał do S. Kowalczyka, a ten przymierzył, ale został zablokowany. Kolejny korner dla gospodarzy. Piłkarze trenera Białka popisywali się wielkim poświęceniem na każdym kroku. Łukasik ryzykował kontuzję, by wyskoczyć do piłki w walce z Demelem, który zakładał mu stołek, zgranie do Wasilewskiego, ten poszukał strzału, zyskując kilka cennych sekund i przymierzył minimalnie nad poprzeczką. W 88. minucie ostatnia szansa Kolejorza, Zając do Demela, ten poszukał Magallanesa, jednak lewy pomocnik ruszył zbyt późno do piłki, wszystko działo się zbyt ślamazarnie. Wycofanie do linii pomocy, Demel do Adamusa, ten ściągnął na siebie kilku rywali, odegrał do Zająca, prawy pomocnik uderza... słupek! Broni Kowalczyk rzucając się na futbolówkę. Mogli odetchnąć. Trzy minuty doliczenia... koniec! GKS wygrał to spotkanie po bardzo zaciętej walce z pretendentem do tytułu. Na pewno na plus Górski oraz wprowadzeni Franke i Wojciechowski w trudnym ostatnim kwadransie.

GKS Bełchatów – Lech Poznań 1:0

4’ Palczewski 1:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Artur Radziszewski

Widzów: 3605

 

 

 

Piast Gliwice – Cracovia

 

Piast rozpaczliwie broni się przed spadkiem, ale trener Markowski nie daje dobrego przykładu zawodnikom, gdyż ostatnio zaniedbał swoje obowiązki. Piłkarze postanowili wziąć losy klubu we własne ręce i teraz powoli tworzy się obóz trener kontra gracze, w którym obie grupy mogą przegrać, spadając do I ligi. Pojedynek z Cracovią to jeden z ostatnich, w których mogą sięgnąć po komplet punktów. Do tej pory drużyna Laskosza przegrała tylko raz na wyjeździe. A październikowy mecz u siebie wygrali wysoko, bo 4:0. Dla trenera Markowskiego to również szansa pokazania się czy zasługuje na miejsce w Ekstraklasie na przyszły sezon.

Piast zaczął mądrze, jakby poukładali się taktycznie przez ostatnie potknięcia ligowe. Przeciwko Cracovii prezentowali wysoki poziom przygotowania do spotkania. Goście zawsze górowali pod tym względem nad rywalami, jednak dziś brakowało lidera na boisku, który wziąłby grę na siebie. Bardzo dziwnym posunięciem było wystawienie Kanu na lewej obronie, który dopiero nabierał doświadczenia. Ten młodzian nie radził sobie w pojedynkach ze słabiutkim Żewłakowem na swojej flance. W 3. minucie Chamera doszedł do świetnego podania, ale w ostatnim momencie akcję przerwał Terlecki wybiciem na korner. W 7. minucie Kanu zagrał w pole karne z lewej strony, wyskoczył w powietrze Nowak, ale w pojedynku z rywalem miał utrudnione zadanie, dzięki czemu bez problemu piłkę wychwycił Owczarek. W 11. minucie kilka szybkich podań gospodarzy, zagranie Chamery w pole karne, tego najlepszego rodzaju, bo pomiędzy bramkarza a linię obrony, nabiegał Kalinić, ale wyręczył go Basta, który wparował w podanie i wpakował sobie piłkę do siatki. Piast niespodziewanie na prowadzeniu. W 14. minucie z rzutu wolnego uderzał Brkovic, ale piłka minęła prawy słupek i Owczarek wznawiał z piątego metra. W 15. minucie kolejna szansa dzięki odbiorowi piłki przez Kościukiewicza, podał w pole karne, gdzie w gąszczu zawodników zdołał odwrócić się Michniewicz i uderzyć, ale nie nastawił odpowiednio celownika, przez co trafił prosto w golkipera. W 26. minucie ponownie na lewej stronie szarżował Chamera, nie dając spokoju ani Terleckiemu, ani Nowakowi, który go wspierał. Po rzucie rożnym dobrze zachował się Pocrnjic, który blokował drogę do bramki. Gorzej z Eze, który wybijał piłki na oślep i nie reagował na polecenia kolegów. Brakowało mu większego obycia z boiskiem po dłuższej kontuzji. W 33. minucie nic nie zapowiadało gola dla Piasta, ale jednak po stracie Eze w środkowej strefie boiska do ataku ruszyli zawodnicy gospodarzy. Kalinic do Janasa, a ten nie czekał długo, by zagrać do najlepszego dziś piłkarza, jakim był Chamera. Minął Terleckiego, który spóźnił się z interwencją i został daleko w tyle. Dośrodkowanie, tym razem idealne na głowę Żewłakowa, uderzenie i ponownie Nalepa pokonany! Trener Laskosz chyba nie wiedział co się dzieje. Piłkarze Cracovii szybko wzięli się za odrabianie strat, a dokładniej Brkovic, który w 38. minucie wykorzystał wraz z kolegami nieprzygotowanie rywali do akcji. Faul Volkova, sędzia przywołał go do porządku, pokazał żółtą kartkę, a z akcją szybko ruszyli Pocrnjic, który odegrał w pole karne do Nowaka, ten z pierwszej piłki do napastnika Cracovii, który mocnym uderzeniem zdobył gola kontaktowego. Do przerwy nadal wygrywał Piast, który musiał zdobyć komplet punktów, by myśleć o utrzymaniu.

Po przerwie gracze z ulicy Kałuży mieli coś do udowodnienia trenerowi, który z poważną miną jako pierwszy zawitał na murawie, tuż za wyznaczoną linią. W 47. minucie gracze gości przeprowadzili kolejną kluczową akcję, których dziś wyraźnie brakowało. Basta zagrał idealnie w tempo do Michniewicza, który wyszedł na dogodną pozycję, Brkovic ściągnął na siebie defensora, czym zrobił miejsce ofensywnemu pomocnikowi. Ten przymierzył z dystansu i trafił do siatki rywali. W 52. minucie Terlecki zachował się nieco lepiej niż przed przerwą, bo tym razem przerwał akcję Chamery, zagrał w pole karne, gdzie czyhał nadal Brkovic, ale obrońcy uprzedzili go i szybko wybili. Brkovic odegrał do Michniewicza po wznowieniu gry, a pomocnik Cracovii zbytnio pospieszył się z decyzją i uderzył nad bramką. W 59. minucie zablokowany został Sapela, ale do futbolówki zdążył jeszcze Janas, który nadal pozostawał bez gola, i w tej sytuacji, w Ekstraklasie. Nalepa szybszy. W 62. minucie z rzutu wolnego zagrywał Eze, ale bardziej na aferę w pole karnych rywali, gdzie wygłówkował piłkę Pawlak. W 68. minucie Michniewicz zagrał piłkę nad dwoma obrońcami do Biskupa, który zdecydował się na strzał z pierwszej piłki, lecz wybronił to golkiper. Coraz mniej czasu było dla gości, którzy mogli wykorzystać potknięcie rywali z 2. miejsca. Piast natomiast nie odpuszczał i czekał na swoje kontry. Ostatni kwadrans. Nowak z rzutu wolnego w mur. Zawodnicy Cracovii spieszą się, żeby wyjść na prowadzenie, ale wszystkie akcje na pośpiechu, w czym również stałe fragmenty gry wychodziły jeszcze gorzej niż dotychczas. W 85. minucie Michniewicz zagrał długo zawieszoną piłkę w powietrzu w pole karne, gdzie zbiegli się jego koledzy, ale Pawlak wraz ze Smolińskim czyścili i wybijali piłki. W 88. minucie swoje winy próbował odkupić Basta z rzutu wolnego, ale posłał piłkę w trybuny trafiając jednego z kibiców, którzy jeszcze głośniej dopingowali gospodarzy. W 92. minucie w pole karne gości wbiegł Janas na pełnej szybkości, wpadł na niego Kościukiewicz, a napastnik Piasta wykorzystał okazję i padł pod nogami Zawadzkiego, który jeszcze skierował się do piłki. Rzut karny!!! Sędzia zdecydował się na tak odważną decyzję. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Nowak, lewy obrońca. Wziął rozbieg... szybkim ruchem skierował piłkę do lewego rogu, Nalepa nie zdążył i tym trafieniem ustalił wynik spotkania! Zawodnicy Piasta cieszyli się kolejną minutę, ale warto było, bo wiadomo, że po wznowieniu gry arbiter zagwiżdże po raz ostatni. Piast jeszcze z nadziejami na utrzymanie, natomiast Cracovia traci szanse na tytuł, ale również ciężko będzie o europejskie puchary.

 

Piast Gliwice – Cracovia 3:2

11’ Basta (og) 1:0

33’ Żewłakow 2:0

38’ Brkovic 2:1

47’ Michniewicz 2:2

90+3’ Nowak (kar) 3:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Dawid Piasecki

Widzów: 3746

 

 

 

Lechia Gdańsk – Zagłębie Lubin

 

Niedzielny pojedynek, w którym trener Moniuszko upatruje szansy zwycięstwa nad wyżej plasowanym Zagłębiem. Lubinanie jakby już odłożyli sezon na bok, myśląc o kolejnym. Trener Kowalczyk nie popisuje się swoją regularnością, dlatego działacze zastanawiają się jak bardzo powierzyć trenerowi kwestię transferów. Póki co, skupmy się na spotkaniu.

Zawodnicy gości chyba zbyt przeliczyli się co do swoich umiejętności względem przeciwnika, bowiem bardzo ofensywnie nastawieni piłkarze z Lubina ciągle wpadali na graczy Lechii, którzy nie popełniali błędów i szybko odbierali piłkę. Na bokach dobrze prezentował się Biskup i Wójcik, którzy nie przepuszczali akcji skrzydłami, pomimo że Zagłębie preferowało grę środkiem boiska. Zawodnicy trenera Kowalczyka próbowali rozciągnąć grę, bo w środku również dochodziło do zagęszczenia w wykonaniu Lechistów. W 13. minucie doszło do pierwszej okazji stworzonej przez graczy z Gdańska. Dośrodkowywał z boku boiska Owczarek, ale został przyblokowany, szybko do futbolówki wybiegł Sobolewski, który spróbował rozwiązania, po ziemi, wypuścił piłkę do Ozima, a ten odegrał jeszcze do nadbiegającego Owczarka, mocny cios w jego wykonaniu, ale golkiper szczęśliwie wybronił. W 16. minucie już nie mieli tyle szczęścia co wcześniej, a jednak Lechia przeprowadziła podobną sytuację, bo ponownie doszło do wymiany podań po ziemi, a wszystko zapoczątkował Owczarek. Podał do Ozima, który wybiegł zza obrońców, uderzył i trafił do siatki. Gracze z Lubina mieli sporo pretensji do sędziego liniowego, który powinien pokazać pozycję spaloną. W 19. minucie mogło dojść do odpowiedzi graczy gości, jednak dośrodkowanie z rzutu wolnego trafiło prosto w ręce golkipera. Nie stać ich było na nic więcej. Nie mieli zbytniego pomysłu na dobrze zorganizowaną defensywę Lechii. W 26. minucie dogranie na Ozima z lewej strony od Wójcika, ale na przedpolu dobrze zachował się bramkarz wychodząc do podania i łapiąc futbolówkę w ręce. Napastnik był bezradny w pojedynku z uprzywilejowanym rywalem. W 31. minucie znów szybko próbowali gracze trenera Kowalczyka, lecz bezskutecznie, bo tym razem niecelnie uderzał Kozlyuk. Jeszcze przed przerwą Lechia konstruowała kolejną ciekawą akcję. Jurczyk przerzucił do Wójcika, który miał sporo miejsca, by wbiec i wcisnąć rywali głębiej w pole karne, podał do Maksimenki, ten odegrał w pole karne na dobieg do Ozima, który szybko urwał się Akueme, uderzył lekko po ziemi obok golkipera i wyprowadził swój team na dwubramkowe prowadzenie. Gol do szatni na pewno da wiele do myślenia graczom gości.

Nic z tych rzeczy, bo trener nawet nic nie zmieniał. Biernie przyglądał się poczynaniom jego graczy na murawie. Może poza zmianą Akueme, gdzie za tego gracza wbiegł Ogórek, ale dopiero po kilkunastu minutach drugiej części gry. W 57. minucie bardzo mądrze piłką dysponowali Maksimenko i Owczarek, którzy chcieli wyczuć moment podania do Sobolewskiego, jednak tego napastnika ciągle uprzedzał Szczęsny dobrymi wyjściami, uprzedzając rywala. W 67. minucie rozpaczliwy strzał Kozlyuka, bardzo niecelny. Pod pressingiem rywali niewiele mógł zdziałać. Obrońcy Lechii nie byli zdani na pożarcie, bo jeden potrafił pójść za drugim, któremu nie udało się przerwać akcji. W 71. minucie po zgrabnej akcji do piłki doszedł Sibanda, miał sporo miejsca, ale jego strzał pozostawiał wiele do życzenia. W 72. minucie znów w natarciu Zagłębie, pospieszył się Kozlyuk i nie trafił w światło bramki, a jedynie w bandę reklamową. W 75. minucie Sobolewski odegrał do Camary, ten ruszył naprzeciw czwórce obrońców, minął swobodnie Ogórka, który nawet nie wystawił nogi, uderzył po ziemi, ale golkiper świetnie wybronił na rzut rożny. Linia była zbyt szeroko ustawiona, dlatego asekuracja Klimka nadchodziła jakby w zwolnionym tempie. W 80. minucie brzydkie zachowanie Carecy, który nie mógł pogodzić się z wynikami rozgrywki i popchał Jurczyka. Defensywny pomocnik nie pozostał mu dłużny i również wdał się w przepychankę z rywalem. Zagotowało się na boisku, a sędzia dał jedynie żółtą kartkę napastnikowi z Lubina. Bardzo niesprawiedliwa decyzja. Trener Moniuszko po ostatnim gwizdku mógł podświadomie cieszyć się ze zwycięstwa z wyżej notowanym rywalem, który nie prezentuje dobrej formy na wiosnę.

 

Lechia Gdańsk – Zagłębie Lubin 2:0

16’ Ozim 1:0

44’ Ozim 2:0

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Mariusz Trofimiec

Widzów: 9706

 

 

 

Legia Warszawa – Ruch Chorzów

 

Walka o puchary nabiera rozpędu. W Warszawie trener Grzelak jeszcze wierzy w zdobycie mistrzostwa kraju, pomimo znacznej straty. Będą grali wkrótce ze Śląskiem, jednak zanim potyczka z liderem Ekstraklasy, najpierw będą musieli pokonać Ruch, który wskoczył do czołowej piątki. Kibice liczyli na puchary, jednak po odpadnięciu z rozgrywek Pucharu Polski szanse wyraźnie zmalały, bo poprzez ligę trudniej będzie się dostać do Ligi Europejskiej. By tego dokonać, obowiązkiem jest wygrana nad Wojskowymi.

Wielkie emocje i sporo bramek – tego życzyli sobie kibice obu ekip, choć na pewno w większości byli dziś zgromadzeni fani Wojskowych, bo grali na własnym obiekcie. Gości również nie brakowało, a sprzedano wejściówek więcej niż przewidywano. Bardzo ofensywnie nastawiona Legia rzuciła się do ataku, a już w 2. minucie szansę miał Kowalczyk, który wszedł w obronę jak w masło, ale zabrakło skuteczności i chyba koncentracji w początkowym fragmencie, bo lekkim strzałem przelobował bramkę. Defensywny Ruch próbował długich piłek na napastników, ale z przodu dobrze zachowywali się defensorzy rywali. W środku nikt nie pokazywał się do gry, bo dobrze pilnowani byli Petrov i Camilleri ustawiony wyjątkowo na środku pomocy, ale zaznaczał, że też potrafi i tam grać. W 5. minucie kolejne słabe wybicie bramkarza, które trafiło pod nogi rywali, tym razem nie chcieli wypuścić okazji z rąk, ruszyli ze środkowej strefy. Bernal do Kowalczyka, ten wycofał do Sanyanga, ponowne oddanie do Bernala. Odegranie na drugą stronę pola karnego, tam znalazł się Fernandez, prostopadłe podanie pomiędzy Mujakovica a K. Dziubińskiego, wybiegł Kowalczyk, który mocnym strzałem nie dał większych szans Vukosavljevicowi. W 11. minucie prostopadłym podaniem Kowalczyk szukał Gwaty, jednak zanim ten spostrzegł się podania to obrońcy Ruchu już atakowali. Ich atak niezbyt się udał, bowiem w środku podanie przerwał Rybaczuk. W 15. minucie Macarie zbyt długo holował piłkę, dlatego Niebiescy nadziali się na kolejny atak ze strony gospodarzy, tym razem podawał Gwata do szybkiego Bernala, ale napastnik Legii tak się rozpędził, że wybiegł z piłką za linię końcową. Typowy jeździec bez głowy. W 20. minucie Kowalczyk zszedł do środka, wymienił podanie z Fernandezem, Argentyńczyk podał do Sanyanga, a ten dzióbnięciem piłki wpuścił Bernala w pole karne. Niedościgniony snajper Wojskowych mocnym strzałem pod poprzeczkę wyprowadził Legię na dwubramkowe prowadzenie. Chyba jasne było w tym momencie kto walczy o europejskie puchary, a kto o górną połówkę tabeli. W 25. minucie kolejne dobre dogranie Gwaty w pole karne, Bernal uprzedził K. Dziubińskiego i drugiego środkowego obrońcę, dosłownie „śmignął” im przed oczami i mocnym strzałem w przeciwny narożnik bramki umieścił piłkę w siatce. 3:0. Ruch na kolanach, ale piłkarze nie składali broni. Mieli nadzieje jeszcze na korzystny wynik, dlatego skoncentrowali się bardziej na atakowaniu, bo nie było już czego bronić. W 33. minucie Jasiński zagrał z rzutu wolnego, wysoko poszybował K. Dziubiński, który uderzył piłkę... a ta trafiła w poprzeczkę! Niewiele zabrakło. W doliczonym czasie gry Niebiescy ponownie przycisnęli rywali, którzy czekali już jedynie na rozmowę w szatni. Piłkę na kornerze ustawił Jasiński, zagrał do Toukama, który jeszcze siłowo próbował wygrać pojedynek o miejsce w polu karnym, odegrał klatką piersiową do Petrova, który nadbiegł na piłkę szybciej niż Gwata i uderzył potężnie trafiając do siatki. Gol do szatni.

Wyraźnie piłkarze trenera Organka mieli ochotę do gry, a nadziei dodało jeszcze trafienie Jasińskiego z początku drugiej połowy – Toukam zaczął, do Macarie, ten ruszył lewym skrzydłem, wyprzedził Ilievskiego, podał w pole karne, ale piłkę wybili obrońcy, przejął ją Petrov, podał do Toukama, który przyjął ją spokojnie, obrócił się i jeszcze nie próbował strzelać, lecz tylko podniósł piłkę, by nadbiegający Jasiński zestrzelił ją głową. Znakomite rozwiązanie! Lis nie wiedział, wraz z kolegami z defensywy, co się szykuje. Ruch zbliżył się do Legii na jedno trafienie. Jednak graczom Ruchu zabrakło konsekwencji i głównie koncentracji w kolejnym fragmencie. Fernandez zagrał w pole karne, gdzie Bernala uprzedził Pawłowski, zgrywał głową do golkipera, który nie wykorzystał rąk, lecz... wprowadził piłkę do gry również głową, posyłając ją wprost pod nogi Kowalczyka. Ten już nie miał wyboru i szybko skierował piłkę do siatki. 4:2 i znów trzeba było gonić. Trójka napastników stwarzała mocne zakłopotanie wśród defensorów Niebieskich. Gracze trenera Grzelaka radzili sobie na każdej przestrzeni boiska. Długie podania Chorzowian nie odnajdywały adresatów. W 60. minucie szansę miał Owusu, ale znalazł się na pozycji spalonej. W 72. minucie kolejna doskonała akcja Legii, w której główny udział miał Sanyang, ale wywalczył jedynie korner. Rybaczuk zagrał w pole karne z rzutu rożnego do niekrytego Sibandy, który urwał się spod opieki, uderzył, ale piłka odbiła się od tłumu graczy, jeszcze Owusu odważnie wybiegł przed K. Dziubińskiego, który nie zdążył z wybiciem i środkowy pomocnik Legii strzelił do siatki gości. Chorzowianie nie mieli pomysłu na grę, choć starali się przeprowadzić akcję z wykorzystaniem Petrova. Bezskutecznie, bo z graczem radził sobie świeżo wprowadzony Gikiewicz, który rozbijał kolejne ataki przeciwników. W 84. minucie kolejny rzut rożny dla Legionistów. Gikiewicz ustawił piłkę, po chwili dośrodkował, ponownie urwał się Sibanda, który odegrał nogą na dalszy słupek, tam od krytego Lisa odbiegli nieco zawodnicy Ruchu, robiąc krok w kierunku piłki, Lis wystawił nogę i ostatecznie ustalił wynik spotkania. Przez ostatnie minuty zawodnicy Ruchu miotali się we własnych poczynaniach, dlatego mogli odetchnąć po ostatnim gwizdku. Wiadomo jedno – Legia awansowała wyżej, natomiast Ruch szczęśliwie nie spadł z 5. lokaty, lecz zaprzepaścili szanse na europejskie puchary, najpierw porażką w dwumeczu z Arką, a dziś przegraną z Legią.

 

Legia Warszawa – Ruch Chorzów 6:2

5’ Kowalczyk 1:0

20’ Bernal 2:0

25’ Bernal 3:0

45+3’ Petrov 3:1

46’ Jasiński 3:2

48’ Kowalczyk 4:2

72’ Owusu 5:2

84’ Lis 6:2

 

Składy

Statystyki

Sędzia: Daniel Stefański

Widzów: 9271

 

 

 

Tabela Polska Ekstraklasa (25/30)

 

 

Jedenastka 25. Kolejki Polskiej Ekstraklasy:

K. Kowalczyk (GKS) – Piątek (Śląsk), Nowak (Piast), Palczewski (GKS), Majewski (Polonia B.) – Małkowski (Śląsk, 5), Moskal (Jagiellonia), Nowak (Cracovia, 2), Petrov (Ruch, 2) – Ozim (Lechia, 3), Bernal (Legia, 2)

 

 

Najlepsi strzelcy:

Kowalczyk (Legia) 18 goli

Małkowski (Śląsk) 17 goli

Fernandez (Odra) 16 goli

Angeleski (Zagłębie) 14 goli

Vega (Jagiellonia) 14 goli

Kiła (Śląsk) 14 goli

R. Wójcik (Lech) 13 goli

Nunes (Korona) 13 goli

Zarytskyi (GKS) 12 goli

 

 

Najlepsi asystenci:

Giel (Jagiellonia) 15 asyst

Małkowski (Śląsk) 15 asyst

M. Fernandez (Legia) 14 asyst

Adamus (Lech) 12 asyst

Warzycha (Śląsk) 12 asyst

Owczarek (Lechia) 10 asyst

Zarytskyi (GKS) 10 asyst

F. Fernandez (Odra) 10 asyst

 

 

Nadchodząca kolejka:

 

16. kwietnia, piątek

17:45 Jagiellonia Białystok – Zagłębie Lubin

20:00 Legia Warszawa – Polonia Warszawa

 

17. kwietnia, sobota

14:45 GKS Bełchatów – Polonia Bytom

17:00 Arka Gdynia – Ruch Chorzów

17:45 Wisła Kraków – Śląsk Wrocław

19:15 Piast Gliwice – Lechia Gdańsk

 

18. kwietnia, niedziela

14:45 Odra Wodzisław – Cracovia

17:00 Korona Kielce – Lech Poznań

 

 

________________

Kontuzje - składy do środy do 22:00.

Napisałem w przedmeczowych wstępach kto walczy o to, by pozostać w klubie na przyszły sezon ze względu na swoje zaangażowanie. Dodatkowo ująłem też osoby, które mogą spaść, ale chciałyby się dalej bawić. Muszą to pokazać, że im zależy, wtedy mógłbym wręczyć jakąś nową ofertę pracy, a tak to nie mam prawie wcale zapewnienia, że wam zależy choćby w minimalnym stopniu. Do roboty, przecież nie potrzeba na to wiele czasu...

 

Transfery rozpoczniemy już po 30. kolejce, czyli w połowie maja, co by nie siłować się z czasem w lipcu (szczególnie pucharowcy). Pamiętajcie, żeby przemyśleć pewne posunięcia, bo nie chcę polskiej myśli szkoleniowej, w której zawodnik po pół roku pobytu ma zostać sprzedany czy nawet zwolniony.

Druga sprawa to skriny – każdy z trenerów po sezonie dostanie paczkę z umiejętnościami graczy, taką samą, jak na początku sezonu. Zatrudnię nowych trenerów w miejscach, gdzie będą potrzebni i już od połowy maja żeby uczestniczyli w rozgrywkach (w przygotowaniach do nowego sezonu).

Odnośnik do komentarza

Paweł Laskosz - Cracovia Kraków

 

Gratuluję rywalowi 3 punktów... Cóż mogę na gorąco powiedzieć? Zagraliśmy chyba najgorszy mecz w tym sezonie. Broniący się przed spadkiem Piast pokazał moim podopiecznym jak należy wykorzystywać nadarzające się okazję. Zagraliśmy bez tego co było widać w naszej grze w poprzednich spotkaniach. Zagraliśmy po prostu słabo. Kilku piłkarzy odpocznie sobie od gry w najbliższym spotkaniu, to jest pewne. Najbardziej zaskoczony jestem słabym występem Eze, który miał wzmocnić naszą pomoc, a zrobił coś zupełnie odwrotnego. Jedyne co go tłumaczy to powrót po kontuzji. Mecz z Odrą będzie dla nas spotkaniem o wszystko - jeśli nie odniesiemy zwycięstwa - możemy zapomnieć o przyszłorocznych pucharach...

Odnośnik do komentarza

Piotr Gil, Korona Kielce:

Strasznie marnie wyglądał w naszym wykonaniu ostatni kwadrans pierwszej połowy, który de facto zaważył na porażce. Sprawiedliwości stało się jednak zadość, bowiem nie zasłużyliśmy dziś choćby na jeden punkt. Nasza gra była nieco chaotyczna, nieskoordynowana i piłkarze też nie chcieli dzielić się piłką. Mam wrażenie, że gdyby było na boisku w jednym czasie 11 bali wtedy byśmy dużo zdziałali, a tak zostało nam to co jest, czyli skromna, aczkolwiek zasłużona porażka.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...