Skocz do zawartości

Nowy Rok na Malediwach


rahim

Rekomendowane odpowiedzi

Tak, to było moje marzenie. Wyjechać w końcu gdzieś do jakichś ciepłych krajów, gdzie wreszcie do porządku wypocznę i będę miał szereg niezapomnianych przeżyć.

 

Wybór, jeszcze kilka miesięcy przed właściwym wyjazdem, padł na Malediwy. To malutkie państwo wyspiarskie leżące na Oceanie Indyjskim. Wylot mieliśmy tuż po świętach, a hotel zarezerwowany był na niecałe dwa tygodnie. Dwa tygodnie błogiego lenistwa w kraju, który dokładnie pięć lat temu nawiedziło ogromne tsunami. Wtedy na Malediwach zginęło 80 osób. Obecnie stolica jest otoczona betonowym falochronem.

 

Na tę malowniczą wyspę wybrałem się wraz z narzeczoną oraz kumplem z żoną. Z Tomkiem znamy się kopę lat - od 2006 roku pracowaliśmy jako przedstawiciele handlowi jednej z firm kosmetycznych. Właśnie, pracowaliśmy - przed świętami paru z nas musiało pożegnać się ze swoją pracą gdy przyszło do podsumowania całego roku. Wypadliśmy niemal najgorzej z kilkunastoosobowej ekipy. Powiedzieliśmy sobie, że przed końcem roku nie ma po co szukać nowej pracy i wrócimy do tego po przyjeździe z Malediwów.

 

Po godzinach z Tomkiem graliśmy razem, oczywiście amatorsko, w czwartoligowym klubie ze Śląska. Myślę, że nazwy nie ma po co przytaczać, gdyż nie ma to najmniejszego znaczenia. Po prostu kopaliśmy piłkę dwa razy w tygodniu, ot co. Ja od zawsze stałem na bramce, a Tomek jest obrońcą. Niestety ja parę tygodni temu w jednym meczu tak niefortunnie upadłem na rękę, że sobie ją zwichnąłem. Cóż, i tak nie grałem w piłkę profesjonalnie, więc mogłem sobie odmówić gry.

Odnośnik do komentarza

Nasza czwórka trafiła najbezpieczniej jak tylko się dało, czyli do stolicy - Malé. Dotarliśmy tutaj oczywiście samolotem, jednak najpierw musieliśmy dostać się do Czech, gdyż z Polski nie ma żadnych wylotów do tego kraju. Był to zarazem mój pierwszy lot - trochę się bałem, ale niezwykle mi się podobało.

 

Jako amatorscy piłkarze oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić pokopania piłki na plaży. Tomek jest osobą bezpośrednią, więc bez wahania podszedł do grupy kilkunastu mężczyzn, którzy urządzili sobie właśnie mały sparing. Znakomita większość z nich mówiła lepiej lub gorzej po angielsku, więc się dogadaliśmy. Mnie wytrzymało siły na piętnaście minut, gdyż ból ręki znowu nie pozwalał mi grać. Dlatego podziękowałem i stanąłem obok, ale Tomek nadal kopał piłkę.

 

W tych kilku zawodnikach zauważyłem naprawdę ogromną radość z gry w piłkę, a niektórzy byli niezwykle zgrani. Tomek pograł z nimi dłuższą chwilę, potem wszyscy się rozeszli i my wraz z kobietami swojego życia poddawaliśmy się błogiemu lenistwu.

 

Kolejnego dnia, gdy znowu wyszliśmy na plażę, znów napotkaliśmy tę samą grupę mężczyzn. Wtedy przez myśl przeszło nam, że mogą to być piłkarze jakiegoś klubu. Tomek znowu postanowił z nimi pograć, a ja przypatrywałem się grze wraz z dwójką mężczyzn grubo po czterdziestce, którzy przedstawili mi się jako Abdullah i Ali. W międzyczasie wszedłem z nimi w krótką rozmowę o piłce nożnej, ulubionych klubach i ogólnie o nas. Gdy dowiedzieli się, że jesteśmy Polakami, przez głowę i następnie usta przeszło im nazwisko Zbigniewa Bońka. W końcu Abdullah po dłuższym czasie powiedział mi, że wraz z Alim pracują - oczywiście po godzinach - jako trenerzy klubu Victory Sports Club. Jeszcze tego samego dnia zaprosili nas na jutrzejszy sparing z... Valencią. Oczywiście nie tą hiszpańską, ale miejscową, która zapisała się w historii jako wielokrotny mistrz kraju, zdobywca Malediwskiego Pucharu Zdobywców Pucharów, Pucharu Malediwów, czy też zeszłoroczny zwycięzca Superpucharu. Nie mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności i ustaliliśmy, że jutro podejdziemy na stadion.

Odnośnik do komentarza

Ku mojemu zdziwieniu stadion był bardzo duży i zadbany. Jego pojemność sięgała kilkunastu tysiącom. Dopiero w późniejszym czasie dowiedzieliśmy się, że na tym samym stadionie grają wszystkie drużyny ligi oraz oczywiście reprezentacja. Niemniej jednak już wtedy wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z zawodnikami jakiegoś poważniejszego miejscowego klubu.

 

Tomek oczywiście postanowił zagrać z chłopakami, ja zaś obserwowałem mecz z linii bocznej wraz z Abdullahem i Alim. Po naszej prawej stronie spotkanie obserwowało trzech facetów związanych z Valencią. Wtedy zauważyłem, że dla rywali gra dwóch zawodników, którzy na pewno nie są Malediwczykami. Okazało się, że Valencia ma w swoich szeregach dwóch zawodników z... Węgier. Tak, Węgrzy! Tylko co oni tu robią?

 

Przez większość spotkania obserwowałem tych Węgrów i tylko czekałem na końcowy gwizdek sędziego by móc zamienić parę zdań z naszymi przysłowiowymi bratankami. W międzyczasie obserwowałem oczywiście również zawodników Victorii, którzy w większości wykonywali kawał dobrej roboty.

 

Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Po zakończeniu spotkania czym prędzej zwróciłem się w stronę zawodnika, na którego plecach widniało nazwisko Elek. Gdy przedstawiłem się jako Polak, Norbert - jak się później okazało - zaprosił nas do pobliskiej restauracji gdzie mogliśmy sobie swobodnie porozmawiać. Wziął ze sobą swojego - jak on go nazywa - partnera, Richárda Csepregiego.

 

Pomimo bariery językowej udało mi się co nieco dowiedzieć, szczególnie o lidze malediwskiej. Otóż zarówno Valencia jak i Victory grają w ekstraklasie. Oba zespoły ze sobą rywalizują. Opowiadali, że trafili tu przez przypadek i mają przedłużone wakacje - trwają właśnie drugi rok. Elek grał niegdyś w węgierskiej ekstraklasie w barwach Diósgyőr, a Csepregi w swojej metryczce może z dumą wpisać Ferencváros. Oprócz nich w lidze jest kilku obcokrajowców - na przykład trzech Bułgarów w szeregach kolejnego rywala, New Radiant czy też rodowity Brytyjczyk w drużynie AYL. Jest również klub VB, który obecnie prowadzony jest przez węgierskie trio, a selekcjonerem kadry Malediwów też jest Madziar.

Odnośnik do komentarza

W miejscowych mediach dość szybko rozeszła się informacja, że z zespołem Victory trenuje Polak. Wywołało to dość spore zamieszanie, dla nas wydawało się to śmieszne, gdyż przecież żaden z nas nie planuje tutaj zostać.

 

Przez parę dni było dość cicho, nie spędzaliśmy czasu ani z węgierskimi piłkarzami ani z zawodnikami Victory. Przywitaliśmy nowy rok z naszymi kobietami, świetnie się bawiliśmy. Jednak kilka dni później znów na plaży spotkaliśmy Aliego i Abdullaha. Znowu Tomek zagrał w wewnętrznej gierce, a Abdullah bardzo go zachwalał i mówił, że takiego obrońcę chciałby mieć u siebie. Oczywiście mój przyjaciel wyróżniał się na tle niskich Malediwczyków. Podobnego wzrostu był jedynie Daniel Mbock, który jest jedynym obcokrajowcem w szeregach Victory. Mbock jest Kameruńczykiem i na Malediwach gra trzeci rok. Jest zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem.

 

Piątego stycznia Victory grało sparing z Hurriyyą. I znów dostaliśmy zaproszenie na to spotkanie, tym razem od samego prezesa, który przedstawił się jako Vimla. Ów człowiek jest również właścicielem hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Gdy nas poznał to od razu powiedział, że jak tylko mamy jakieś zastrzeżenia co do hotelu to mamy bezpośrednio dzwonić do niego i wtedy wręczył mi swoją wizytówkę. Następnie poprosił mnie byśmy z Tomkiem pokazali jego zawodnikom jak się gra w Europie. Ja grzecznie podziękowałem i przeprosiłem, ale grać nie mogłem. Jednak Tomek z chęcią wybiegł na boisko. Natomiast mnie przypadła rola poprowadzenia zespołu w tym spotkaniu, oczywiście z towarzyszącymi mi trenerami - Alim i Abdullahem.

 

Wraz z trenerami ustaliliśmy wyjściową jedenastkę. Ja tylko zaproponowałem by zagrali Tomek, Kameruńczyk Mbock oraz Messi, który wywarł na mnie duże wrażenie. Zaproponowałem również ustawienie 4-4-2, ponieważ w poprzednim sparingu do gry desygnowano trzech napastników, którzy moim zdaniem sobie tylko niepotrzebnie przeszkadzali.

Odnośnik do komentarza

Podziękował :)

 

Hurriyya gra w drugiej lidze malediwskiej, więc zespół teoretycznie klasę gorszy od nas. Troszkę się denerwowałem przed tym spotkaniem, bo przecież żadnego doświadczenia jako menedżer nie mam. Z drugiej strony sobie pomyślałem, że będziemy tutaj jeszcze tydzień, więc nic mi się nie stanie jak się podejmę tego zadania. W międzyczasie pomyślałem, że skoro grać już nie mogę to może zajmę się prowadzeniem zespołu?

 

Stanąłem przy linii bocznej z Alim i Abdullahem. Gdy tylko sędzia dał sygnał rozpoczęcia meczu, moi zawodnicy czym prędzej rzucili się do ataku. Rozpoczynający Ali cofnął do tyłu do Tomka, ten natomiast wrzucił piłkę na lewą stronę do Naseera, który następnie tylko wrzucił wprost pod nogi nadbiegającego Anila i wtedy 35-latek wiedział, że musi tylko mocno uderzyć w światło bramki. Udało się! Momentalnie objęliśmy prowadzenie i poczułem ogromną satysfakcję.

 

Przez następne kilkanaście minut zawodnicy Victorii wręcz bawili się rywalem i po błędzie rywala Anil zauważył wychodzącego na czystą pozycję Aliego, któremu podał, a napastnik podwyższył wynik na 2:0. Piętnaście minut później mieliśmy już 3:0 po tym jak po rzucie rożnym wykonywanym przez Mbocka główką do bramki piłkę wbił Luthfy. Ten wynik utrzymał się już do końca pierwszej połowy.

 

W szatni pogratulowałem wszystkim zawodnikom i prosiłem by po prostu grali tak jak do tej pory. Wyraźnie ich to natchnęło i minutę po rozpoczęciu drugiej części gry główką na 4:0 podwyższył Messi. Wiedziałem, że już nic złego stać się nie może, więc postanowiłem za chwilę dać szansę innym zawodnikom. Później większą uwagę skupiłem na Alim i Abdullahu, od których wciąż dowiadywałem się ciekawych rzeczy zarówno o lidze, zawodnikach, jak i samym kraju. Na przykład dowiedziałem się, że Mbock zanim trafił na Malediwy grał w Kuwejcie, Malezji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Wietnamie...

Odnośnik do komentarza

Tomek był zachwycony. W sumie pierwszy raz miał okazję zagrać przed niemal dwutysięczną widownią, która chyba przyszła specjalnie dla nas. Myślę, że w pełni nasyciliśmy głodnych dobrej piłki kibiców i możemy kończyć tę krótką przygodę z grą na Malediwach.

 

Nieustannie zbliżał się koniec naszego pobytu w tym pięknym kraju. Jednak prezes Vimla nie dawał mi spokoju i prosił bym wraz z Tomkiem zawitali na stadion na kolejny sparing z Guraidhoo. Jednocześnie pogratulował nam świetnego widowiska w poprzednim meczu.

 

Guraidhoo to też zespół z niższej ligi, więc jest okazja by znowu pokazać się z naprawdę dobrej strony i dać o sobie zapamiętać. Dlatego wraz z moimi obecnymi asystentami, czyli Alim i Abdullahem, postanowiliśmy nie zmieniać nic w ustawieniu oraz w składzie.

 

To spotkanie również układało się po naszej myśli i przez większość spotkania to my kontrolowaliśmy sytuację. Pierwszą połowę zakończyliśmy prowadzeniem 2:0 po bramkach Fazeela i Aliego. W drugich 45 minutach bramki dorzucili też Naseer i Ahusan oraz ponownie Ali, który chwilę później musiał opuścić boisko z powodu urazu. Większość zawodników była kompletnie wykończona, zresztą pogoda tutaj nie jest za korzystna na grę w piłkę. Jednak kolejne tak wysokie zwycięstwo musi cieszyć.

Odnośnik do komentarza

Cieszyło to również prezesa Vimlę, który poprosił mnie na krótką rozmowę do swojego gabinetu. Powiedział prosto i bez owijania w bawełnę - chce mnie tutaj zatrzymać. Propozycja wbiła mnie w skórzany fotel i kompletnie zaniemówiłem. Wiem, że przecież to niemożliwe.

 

Jednak przez głowę jednocześnie przechodziła inna myśl. Przecież w obecnej chwili w Polsce też stoję na niczym. Szukanie pracy może mi zająć trochę czasu. Z drugiej strony zawsze lubiłem wyzwania, a takim niewątpliwie byłaby praca na Malediwach. Cały rok wakacje, do tego pierwsze szlify jako menedżer, przecież potem mogę spróbować w Polsce. Jednak z samego prowadzenia półzawodowego klubu też się nie utrzymam i musiałbym szukać pracy tutaj.

 

W sumie tak od niechcenia powiedziałem Vimlie, że to nie ma najmniejszego sensu, rezygnuję, wracam do Polski. Nie mam obecnie warunków do zostania w kompletnie obcym kraju. Podziękowałem i powiedziałem, że jestem wdzięczny za tę propozycję, ale muszę odmówić. Na tym rozmowa się zakończyła, wróciłem do hotelu i wraz z narzeczoną zaczęliśmy się pakować. Została nam tylko jedna noc na Malediwach.

Odnośnik do komentarza

Perspektywa pracy jako menedżer jednak nie dawała mi spokoju. Przez całą noc nie mogłem spać i układałem sobie w głowie plan spróbowania sił na tym stanowisku w Polsce. Rozmyślałem do którego klubu uderzyć i w którym chcieliby 25-latka, który nie ma przecież żadnego doświadczenia. Co innego gdybym mógł jeszcze grać to taka osoba może by się przydała. Nie zależało mi nawet na pieniądzach, bo cholernie spodobało mi się uczucie gdy zwyciężają moi podopieczni, których sam ustawiłem i wybrałem.

 

Przed południem do mojego pokoju zawitał Tomek, który również był na rozmowie u Vimly. Powiedział mi prosto z mostu, że bardzo go to zainteresowało, ale nie wyobraża sobie życia z żoną na odległość. Wtedy mnie też uświadomiło, że tak się przecież nie da i wracamy do Polski. Pozbieraliśmy bagaże i udaliśmy się na lotnisko. Gdy przyszedł czas odprawy to okazało się, że portfel z dokumentami zostawiłem w hotelu. Oczywiście zdążę, do odlotu jeszcze półtorej godziny. Ale... Czy to aby nie jest znak, że mam tutaj zostać? Na lotnisku udało mi się poprosić o to aby ktoś wstukał numer do hotelu, który miałem z wizytówki wręczonej mi przez Vimlę. Kobieta z informacji oddała mi słuchawkę i przez telefon poprosiłem o sprawdzenie czy rzeczywiście portfel został w pokoju. Recepcjonistka skojarzyła, że to ja byłem tym ekskluzywnym gościem Vimly i na lotnisko z moimi dokumentami przyjechał sam prezes.

 

Zaczęła się ponownie rozmowa na temat naszej pomocy klubowi. Vimla wierzył, że wraz z Tomkiem doprowadzimy najpierw do wzbudzenia zainteresowania klubem, a potem doprowadzimy go do wielu sukcesów. Zaproponował, że mamy pewne darmowe miejsce w hotelu, niestety skromną pensję, ale załatwi za nas wszelkie formalności dotyczące stałego pobytu na Malediwach. Zapewnił również, że gdy tylko zechcemy wrócić do Polski wykupi dla nas bilety powrotne. Ostatecznie, chyba pod wpływem tej całej sytuacji z portfelem, zgodziliśmy się mimo zdecydowanego sprzeciwu naszych kobiet. Trochę nierozsądne z naszej strony... Klamka zapadła.

 

FM 2010 10.2.0 93471

Baza danych: duża + wszyscy Polacy

Ligi: Polska (4), Malediwy (1)

Zasady: HC, ale po mojemu ;)

Odnośnik do komentarza

Trzeba przyznać, że tak egzotycznej kariery jak Twoja na forum jeszcze nie ma. Jestem ciekaw jak to wyjdzie w praktyce :kutgw:

Swojego przyjaciela dodajesz do bazy danych? Czy to może ktoś z istniejących polskich Tomków? :)

Tomek to postać fikcyjna, o parametrach CA=35 i PA=-4. Ma lat 27 i jest środkowym obrońcą.

Mało lig, czyżby Najgorszy polak na Malediwach ?

Docelowo Malediwy tylko na jeden rok, ale zobaczymy jak to się potoczy :)

 

No i się zaczęło. Pierwsze minuty gdy zostaliśmy samotnie na tej wyspie i momentalnie wyrzuty sumienia, że zrobiliśmy najgłupszą rzecz jaką mogliśmy zrobić. Chcieliśmy zaraz wracać na lotnisko, bo może jeszcze zdążymy. Czy nasze kobiety nam to wybaczą?

 

Vimla zapytał ile zarabia się w Polsce. Z Tomkiem tak trochę na wyrost powiedzieliśmy, że zarabialiśmy równowartość 1000 dolarów miesięcznie. Jednak życie na Malediwach jest tańsze i zaproponował mi, że mamy pewne 500 dolarów, ale to oczywiście za samo prowadzenie zespołu. Oprócz tego mieliśmy podjąć normalną pracę, choćby na lotnisku czy w hotelu. Dodatkowo mamy darmowe wyżywienie, lokum, powrót do Polski gdy tylko będziemy chcieli i obiecaną ogromną premię gdy tylko osiągniemy jakiś sukces. W ogóle od sukcesu zależy nasze być albo nie być, bo zostajemy tutaj maksymalnie rok.

 

Tomek ma nie tylko grać, ale zostanie moim asystentem. Oczywiście Ali Suzeynu i Abdullah Mufeed, którzy wspomagali mnie na samym początku, też zostają. Ponadto mam do dyspozycji speca od bramkarzy, Ahmeda Riyaza oraz klubowego fizjoterapeutę Hussaina Ismaila. Natomiast kandydatów do gry w naszym zespole wyszukiwać ma Ibrahim Ahmed.

Odnośnik do komentarza

HC po mojemu, czyli prawie normalnie HC, ale przecież łamię punkt o graniu w FM jak go SI stworzyło, bo mam dodatki do bazy danych :)

 

Jesteśmy tutaj sami już drugi tydzień i wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Mamy połączenie internetowe z naszymi kobietami, więc nie jest tak źle. A ten rok jakoś przeżyjemy, zdobędę trochę doświadczenia jako menedżer i wrócę do pracy w tym fachu w Polsce.

 

Ostatnio głównie trenowaliśmy na plaży, ale zbliża się nasz ostatni sparing przed sezonem. Zakontraktowaliśmy spotkanie z Kalhaidhoo, które również gra w ekstraklasie. To taki nasz ostateczny sprawdzian przed Pucharem Zdobywców Pucharów, który zaczyna się już za tydzień.

 

Skład rozszerzył nam się o jednego zawodnika. Do gry u nas udało nam się namówić 27-letniego Stephena Njoha M'Banyama, który ostatnio grał w Hurriyyi. Kameruńczyk wpadł mi w oko podczas gry graliśmy sparing z jego byłym zespołem. Myślę, że teraz będziemy mieli trzech równorzędnych napastników, a tylko zdrowa rywalizacja jest w stanie zmusić ich do większej pracy.

 

Sparing z Kalhaidhoo wzbudzał trochę emocji, bo do tej pory graliśmy z gorszymi zespołami od siebie. Jednak poszło dość gładko, wygraliśmy 3:1. Bramki dla naszego zespołu zdobyli Ashraf Luthfy, Daniel Mbock z karnego i debiutujący Stephen Njoh M'Banyam. Jednocześnie straciliśmy pierwszą bramkę przez wielbłąd w obronie.

 

W Pucharze Zdobywców Pucharów zmierzymy się najpierw z Maziyą, a później z New Radiant. Z każdym zespołem zagramy dwa razy.

Odnośnik do komentarza

Przyszedł czas prawdziwego sprawdzianu. To już dzisiaj gramy z Maziyą w Pucharze Zdobywców Pucharów. Na pewno będzie ciężko, jednak mimo to wierzę, że jesteśmy w stanie wygrać. Zresztą po to mnie tutaj trzymają...

 

Na boisko wybiegnie ta sama jedenastka co zwykle. Nie zamierzam zmieniać czegoś, co na razie całkiem nieźle współgra.

 

04.02.2010 19:30

Galolhu Natonial Stadium, Malé

Widzów: 3103

 

Victory 0-0 Maziya SRC

 

Victory: Imran Mohamed - Ammaty, Sobah Mohamed Ibrahim, Daniel Mbock, Tomasz Janik - Ashraf Luthfy (55. Ahmed Ahusan Ż), Mukhthar Naseer (55. Mohamed Umair), Ismail Anil Ż, Ibrahim Fazeel Ż - Assad Ali (55. Messi), Stephen Njoh M'Banyam

 

Maziya to rywal równorzędny i przez całe spotkanie graliśmy na równym poziomie. Mieliśmy jednak znacznie więcej sytuacji podbramkowych, niestety nie zdołaliśmy ich wykorzystać. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy kontuzji doznał Naseer i trzeba było zmienić taktykę, gdyż nie przewidziałem wcześniej na ławce rezerwowych miejsca dla lewego pomocnika. Do końca spotkania graliśmy ustawieniem 5-3-2.

 

Ledwie zakończyło się jedno spotkanie, a już za trzy dni gramy pierwszą ligową kolejkę. Naszym rywalem będzie AYL. Martwię się trochę o ich zagranicznych napastników - na szpicy grają tam Gwinejczyk Mpondo i Ghańczyk Tetteh.

Odnośnik do komentarza

Cudowna inauguracja! Wygraliśmy 2:0 po bramkach Stephena Njoha M'Banyama, który wyrasta na lidera naszego zespołu. Spodziewałem się, że coś z niego będzie, ale Kameruńczyk błyskawicznie wstrzelił się w nasz styl i robi z rywalami co tylko chce.

 

07.02.2010 15:00

Galolhu National Stadium, Malé

Widzów: 4481

 

AYL 0-2 Victory

M'Banyam (41', 65')

 

Victory: Imran Mohamed - Ammaty Ż, Sobah Mohamed Ibrahim, Daniel Mbock, Tomasz Janik - Ashraf Luthfy (46. Fareed), Mohamed Simraah Mufeed, Ismail Anil (46. Ahmed Ahusan), Ibrahim Fazeel - Assad Ali (68. Messi), Stephen Njoh M'Banyam

 

Przed następnym meczem ligowym mamy tydzień przerwy, ale za to zmierzymy się z naszym głównym rywalem, czyli Valencią, w barwach której gra dwóch poznanych już przeze mnie Węgrów. Valencia w pierwszej kolejce pokonała Kalhaidhoo 2:1, a bramkę strzelił m.in. Csepregi. Liderem zaś jest VB Sports, zeszłoroczny zdobywca Pucharu Malediwów, które dość nieoczekiwanie rozniosło New Radiant aż 3:0.

Odnośnik do komentarza

Cudownym comebackiem można opisać spotkanie z faworyzowaną Valencią, która występowała w roli gospodarza. Na stadion pofatygowało się aż 5500 kibiców, którzy oglądali naprawdę świetne widowisko. Po pierwszych 45 minutach przegrywaliśmy 0:1 po cudownej bramce Csepregiego, który potężnym strzałem pokonał Imrana Mohameda.

 

Jednak moim zawodnikom nawet przez myśl nie przeszło oddać trzech punktów bez walki. Gdy tylko powiedziałem im, że spotkanie obserwuje sam István Urbányi, selekcjoner kadry Malediwów, niektórzy dostali naprawdę mocnego kopa. Naciskaliśmy na rywala niemal bez przerwy. Z powodu kiepskiej kondycji bocznych pomocników w ich miejsce pojawili się napastnik oraz ofensywny pomocnik, przez co naciskaliśmy jeszcze bardziej. W końcu w 78. minucie bramkarza rywali pokonał Assad Ali. Dla tego 23-latka wciąż to jednak było za mało i w 90. minucie dołożył jeszcze jedną bramkę, która dała mojemu zespołowi zwycięstwo nad tym trudnym rywalem.

 

14.02.2010 15:00

Galolhu National Stadium, Malé

Widzów: 5566

 

Valencia 1-2 Victory

Csepregi (42') - Ali (78', 90')

 

Victory: Imran Mohamed - Ammaty, Sobah Mohamed Ibrahim, Daniel Mbock, Tomasz Janik Ż - Ashraf Luthfy (78. Ahmed Ahusan), Mohamed Simraah Mufeed (78. Messi), Ismail Anil (78. Ahmed Shayaz Ibrahim), Ibrahim Fazeel Ż - Assad Ali, Stephen Njoh M'Banyam

 

To cudowne zwycięstwo rozbudziło nadzieje przed kolejnymi spotkaniami w Pucharze Zdobywców Pucharów. W ciągu trzech dni zagramy dwukrotnie z New Radiant. Szykują się naprawdę wielkie emocje...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...