Skocz do zawartości

34 lata pięknej historii + rok parszywej


grzeskowiak

Rekomendowane odpowiedzi

Przyszedł czas na ostatni już sparing w tym okresie przygotowawczym. Naszym przeciwnikiem jest Raków Częstochowa prowadzony przez Leszka Ojrzyńskiego. Czerwono-niebiescy mieli w swojej kadrze kilku zawodników, których dobrze znałem. Do tego grona na pewno zalicza się Krzysiu Pyskaty – legenda Korony i Piotrek Bański grający parę lat temu w KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, a wcześniej w Tłokach Gorzyce.

 

 

 

Na rozegranie meczu umówiliśmy się punkt 19. Dojechaliśmy przed czasem, gdyż pogoda, a raczej jej brak zmusił nas do wyjazdu ze stolicy Gór Świętokrzyskich dużo wcześniej. Kierowca autokaru bał się o warunki panujące na trasie. Na miejscu zawodników skierowaliśmy do szatni, a my wraz ze sztabem szkoleniowym udaliśmy się zobaczyć stan murawy. Na boisku było bardzo mokro i ślisko, gdyż chwilę przed naszym dotarciem nad Częstochową przeszła okropna burza. Jednak temperatura nadal pozostała wysoka – termometr wskazywał 28 stopni. Zdecydowałem, żeby mecz się odbył. Sędzią spotkania miała być trójka z Radomia na czele z panem Łukaszem Śmietanką.

 

Piłkarze wyszli na trawę i rozpoczęli rozgrzewkę, którą poprowadził mój asystent. Ja udałem się do szatni. W pomieszczeniu stała mała tablica na kółkach, a na parapecie leżał kawałek białej kredy. Przesunąłem taflę na środek pokoiku i napisałem wielkimi literami: „Gramy jak w Zamościu”. Po ćwiczeniach rozciągających ciało w szatni zameldowali się wszyscy gracze. Wskazałem palcem na tablicę i powiedziałem, że to nasza taktyka na dzisiejsze starcie z Rakowem. Na koniec podałem skład, który wyglądał następująco:

 

 

 

Cierzniak (Misztal, 58) – Szyndrowski (Kiciński, 58), Bednarek(k) (Szajna, 45), Markiewicz, Nawotczyński (Król, 45) – Sasin (Kiełb, 45), Sobolewski (Radulj, 45), Zganiacz (Wilczek, 45), Wilk (Kasztelan, 45) – Wójcik (Michałek, 58), Gawęcki (Gągorowski, 58)

 

 

 

Jak widać szansę od początku otrzymał nasz nowiutki nabytek – Karol Wójcik. Bardzo mnie ciekawi jak się dzisiaj spisze. Godzina 1900. Głośny znak Śmietanki i zaczynamy ten sparing. Pierwszą znakomitą akcją popisaliśmy się już w 6 minucie. Marek Szydrowski otrzymał piłkę od wznawiającego grę Cierzniaka, przytrzymał ją, rozejrzał się dookoła i podał w środkową strefę boiska. Tam przejął ją Czarek Wilk i zdecydował się na podanie prostopadłe do Gawęckiego. Piotrek ograł Wróbla i kopnął między dwoma częstochowskimi obrońcami. Wybiegł do niej Wójcik i technicznym strzałem zza pola karnego pokonał Pyskatego. W 12 minucie Karol mógł podwyższyć wynik, ale po jego znakomitej indywidualnej akcji i potężnym huknięciu futbolówka uderzyła w poprzeczkę i spadła za liną końcową boiska razem z farbą, która odpadła z metalowej rury. Chwilę później Sobolewski okiwał dwóch graczy Rakowa i dośrodkował „skórę” na 5 metr, gdzie nieznacznie pomylił się były piłkarz Stali Rzeszów. 28 minuta i akcja 2 na 1. Wójcik podał do Zganiacza, który tylko trafił w rękawice Pyskatego. Do końca pierwszej połowy kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku. Jednak nie stworzyliśmy już żadnej klarownej sytuacji. Po doliczonych 60 sekundach Śmietanka zakończył pierwszą część spotkania.

 

W przerwie dokonałem kilku zmian i nakazałem nadal atakować. Nasz nowy piłkarz wyraził chęć gry w całym meczu. Nie zgodziłem się, gdyż Karol nie przepracował całego okresu przygotowawczego i nie mogę ryzykować teraz jego kontuzji. Wynegocjował 10 minut gry w drugiej odsłonie.

 

W 49 minucie obudził się Raków. Po ładnej wymianie piłek w końcu Bański zdecydował się na strzał. Ten jednak był bardzo niecelny. Chwilę później my mieliśmy rzut wolny wykonywany przez Wilczka ze skraju pola karnego. Dośrodkował wprost na głowę Szyndrowskiego, który został przewrócony. Według mnie należał nam się rzut karny, ale Łukasz Śmietanka był innego zdania – gramy dalej. W 60 minucie Radulj mocno huknął na w światło bramki Rakowa, ale znakomitą paradą popisał się Pyskaty, ratując swój zespół przed utratą gola. Już 2 minuty później koroniarze wyprowadzili wręcz podręcznikowy kontratak. Ze środka pola Kasztelan podał do Kiełba na prawe skrzydło. Ten przebiegł kilka metrów i zacentrował na długi słupek, gdzie Michał Michałek bez najmniejszych problemów przebił się przez trzech zawodników z Częstochowy i skierował „skórę” do siatki. Do końca spotkania dyktowaliśmy warunki. Stwarzaliśmy bardzo dużo sytuacji, ale żadnej nie udało się udokumentować bramką.

 

 

 

 

 

Mecz towarzyski

 

17.07.2008 – Stadion przy ul. Limanowskiego, Częstochowa – 733 widzów

 

Raków Częstochowa – Korona Kielce 0:2 (0:1)

 

6. Wójcik 0:1

 

63. Michałek 0:2

 

 

 

MoM – Paweł Sasin [Korona Kielce] 7.4

 

 

 

W tym meczu zagraliśmy lepiej niż w Zamościu, ale zabrakło nam odrobinę szczęścia. Gdybyśmy wykorzystali połowę tego co stworzyliśmy, zaaplikowalibyśmy rywalowi 5-6 bramek. Raków był cienki jak dzieci w Somali. Nie ma jednak co „gdybać” jest jak jest. Bardzo dobre zawody rozegrał Karol Wójcik i już po dzisiejszym meczu udowodniłem niedowiarkom, którzy mnie krytykowali, że w II i III lidze również są talenty. Tylko trzeba je znaleźć oszlifować, a później pozostaje patrzeć jak błyszczom. Jest bardzo mądrym taktycznie zawodnikiem. Wszystkie sparingi mamy już za sobą. Grę oceniam na 4,5 w skali 0-6. Szczególnie gra z kontry nadal wymaga ćwiczenia. Inauguracja ligi już za 6 dni. Liczę na udany debiut. Jedziemy do Opola szukać trzech punktów. Z tego co wiem na tym meczu będzie nas wspierała spora grupa z Kielc. Nie możemy ich zawieść.

Odnośnik do komentarza

Ten tydzień miną w mgnieniu oka. Zanim niektórzy wypowiedzieliby słowo "Konstantynopolitańczykowianeczka". No dobra, wymowa tego słowa sprawia trudność i faktycznie pewna część społeczeństwa może tydzień sylabizować. Fakt faktem, że naprawdę szybko zleciało te 5 dni. Dzisiaj czekała mnie konferencja prasowa. Wszedłem na salkę, siadłem przy wielkim banerze z reklamą naszego miasta, gdyż ono na dzień dzisiejszy było głównym sponsorem klubu. Posypały się pierwsze pytania od redaktora strony internetowej worldsoccer.com.

 

 

 

Dziennikarz: Spragnieni futbolu kibice na pewno zaznaczyli sobie w kalendarzach dzień inauguracji nowego sezonu. Jest pan podekscytowany?

 

Ja: Nie mogę się doczekać. Bardzo się cieszę, że to już za kilka godzin poprowadzę moją ukochaną drużynę.

 

D: Sezon dopiero się zaczyna, ale zwycięstwo w meczu otwarcia to zawsze coś miłego. Jak pan ocenia wasze szanse na udany początek sezonu?

 

Ja: Mamy szansę, chyba że wydarzy się coś nieoczekiwanego. Okres przygotowawczy przepracowaliśmy bardzo dobrze. Myślę, ze damy radę Odrze.

 

D: Wielu fachowców jest zdania, że forma, w jakiej będzie Mariusz Zganiacz może mieć kluczowe znaczenie dla losów tego sezonu. Zgadza się pan z nimi?

 

Ja: Nie, nie zgadzam się z taki postawieniem sprawy. Mam w zespole 25 piłkarzy. Wychodząc na boisko każdy z nich zostawia kawał zdrowia na murawie. Wszyscy są tak samo ważni!

 

D: Pierwszy mecz sezonu nie pozwala na obiektywne porównanie uczestniczących w nim zespołów, jako że nie można wziąć pod uwagę ich formy w dłuższym okresie. Czy można zatem powiedzieć, że nie ma pan pojęcia, na co was stać?

 

Ja: Nie wiem, czy mogę się z tym zgodzić. Jestem pewien, że zagramy dobre spotkanie. Wierzę, że chłopcy pokażą ładny ofensywny futbol.

 

D: Po pracowitym okresie przygotowawczym wielkimi krokami zbliża się inauguracja sezonu. Uważa pan, że pański zespół jest do niej należycie przygotowany?

 

Ja: Jestem w miarę spokojny. Przepracowaliśmy go solidnie i bez poważniejszych kontuzji. Jestem zadowolony z tym przygotowań do ligi.

 

D: Polska 1 Liga. Kto pańskim zdaniem zwycięży w tym sezonie w rozgrywkach?

 

Ja: Nie zamierzam odpowiedzieć na to pytanie. Następne…

 

D: Rywale w walce o awans, Widzew, grają tymczasem mecz, w którym ich przeciwnikiem będzie Flota, mając nadzieję na udowodnienie, że zasługują na grę na wyższym szczeblu rozgrywek. Jak pan ocenia ich szanse w tym spotkaniu.

 

Ja: Myślę, że mogą mieć pewne problemy w tym meczu. Flota to beniaminek i niewiadomo na co ją stać. Fajnie byłoby jakby urwała punkty łodzianom.

 

D: Przed tym meczem w prasie pojawiły się sugestie, że zdecyduje się pan na defensywne ustawienie, byle tylko uniknąć porażki. Jakiej taktyki możemy się spodziewać po pańskim zespole?

 

Ja: Spróbujemy zaatakować, ale z rozwagą. Wpajam zawodnikom, aby grali ładny ofensywny futbol.

 

D: Marcin Rogalski został uznany za potencjalne zagrożenie dla defensywy rywali w najbliższym meczu. Zgadza się pan z tą oceną?

 

Ja: Niekoniecznie bym się z tym zgodził.

 

D: W taki razie kim Odra Opole może was postraszyć?

 

Ja: Nie chcę ujawniać tej informacji. Bardzo dobrze pan powiedział… postraszyć…

 

D: Bukmacherzy wskazują was w tym sezonie jako kandydatów do awansu. Jak ocenia pan wasze szanse?

 

Ja: Myślę, że to dosyć prawdopodobne.

 

D: Wielu z menadżerów i ekspertów utrzymuje, że różnica między sukcesem, a klęską opiera się na umiejętności uniknięcia zbyt wielu kontuzji. Czy zgadza się pan z tą opinią?

 

Ja: Myślę, że to uczciwe postawienie sprawy. My nie mamy w tej chwili żadnej kontuzji i byle tak do końca! Dziękuję za rozmowę.

Odnośnik do komentarza

Po konferencji udałem się wybrać meczową osiemnastkę. Wybór był trudny, gdyż większość piłkarzy prezentowała równy, dobry poziom w okresie przygotowawczym. Do dyspozycji miałem:

 

-bramkarze

 

 

 

Cierzniak, solidny gracz, w tym momencie numer 1.

 

Misztal, młody perspektywiczny, ogrywany będzie w rezerwach i zmiennik Radka.

 

 

-obrońcy

 

 

 

Hernani, bez wątpliwości najlepszy obrońca jakim dysponuję.

 

Kiciński, perspektywiczny gracz, dostanie swoją szansę.

 

Szyndrowski, wrócił z wypożyczenia z Arki, gra dużo mądrzej niż poprzednio, pewne miejsce w składzie.

 

Nawotczyński, wypożyczony z Jagi, jeśli się sprawdzi postaramy się go wykupić.

 

Król, bardzo dobry młody obrońca, bez wątpienia przyszłość tego klubu.

 

Szajna, najlepszy z młodych stoperów, był bliski wygryzienia Bednarka ze składu jednak ostatecznie się nie udało, zmiennik Roberta.

 

Bednarek, starszy, doświadczony piłkarz, musi się pilnować, bo młodzi siedzą mu na plecach.

 

Markiewicz, doświadczony, uniwersalny gracz, może grać na środku obrony jak i w pomocy, bardzo pożyteczny.

 

Mójta, chciałbym go wypożyczyć, żeby się ogrywał, bo teraz w Koronie raczej dużo nie pogra.

 

 

 

-pomocnicy

 

 

 

Kasztelan, bardzo dobry młody zawodnik od brudnej roboty, będzie z niego pociecha.

 

Sasin, po rundzie/sezonie na sprzedaż, dobry gracz, ale nie chce już występować w Kielcach, będzie grał, żeby podbić cenę.

 

Wilk, musi trochę nad sobą popracować, jeśli się uda parę rzeczy poprawić – „bójta się chamy, do drugiej linii wracamy”.

 

Wilczek, nasz nowy zakup, na jego barkach spoczywa gra ofensywna naszej drużyny, duża nadzieja.

 

Kiełb, znakomity skrzydłowy, nie boi się akcji 1 na 1, kolejny już diamencik.

 

Sobolewski, kompletny piłkarz, jak potrzeba wrzuci piłkę, wkręci obrońcę w ziemię i zdobędzie gola.

 

Radulj, młody, zdolny, ale jeszcze dużo pracy przed nim, jeśli się będzie rozwijał w takim tempie już niedługo będziemy się cieszyć z zastępcy Sobolka.

 

Andradina, stary wyjadacz, może grać również w ataku, znakomity nos strzelecki no i ta lewa noga… coś niesamowitego.

 

Zganiacz, na papierze najlepszy gracz Korony, wymagam od niego dużo, ale wierzę, że jego podania wprowadzą nas do elity, jest odpowiedzialny za grę ofensywną.

 

Nowak, rezerwowy Zganiego i Wilczka, zdolny kopacz, będę chciał go wypożyczyć, żeby się nie marnował.

 

Jędryka, czwarty w kolejce ofensywny pomocnik, na chwilę obecną będzie grał w rezerwach.

 

 

 

-napastnicy

 

 

 

Michałek, młody, przebojowy, wie gdzie się ustawić, potrafi dobrze okiwać rywala, piłka go szuka, może grać jako lewy pomocnik.

 

Konon, stary i niestety nie jary, będzie wchodził na końcówki i mecze ze słabszymi drużynami, już nie to zdrowie.

 

Wójcik, pokładam w nim duże nadzieje, myślę, że się sprawdzi w naszej drużynie i będzie maszynką do strzelania goli.

 

Gawęcki, mistrz polski juniorów i król strzelców na tym turnieju – dziękuję.

 

Gągorowski, młody, szybki, ale jeszcze bardzo dużo pracy przed nim.

 

Fundakowski, potrzebuje ogrania, na tą chwilę będzie grał w rezerwach, duży talenty tylko trzeba go umiejętnie poprowadzić.

 

 

 

 

 

Skład mamy na środek tabeli w ekstraklasie, ale gramy w I lidze, a tutaj wszystko się może zdarzyć. Zespół jest młody, średnia wieku to zaledwie 23,5 lata. Mieszanka młodości z doświadczeniem – z tego powstała ekipa wybuchowa. Zapisałem ostatnie nazwisko, już osiemnaste w swoim notesie. Poszedłem podałem całą osiemnastkę dziennikarzom i udałem się odpocząć do domu.

Odnośnik do komentarza

Od debiutu dzieliło mnie już tylko kilkanaście minut. Coraz bardziej się denerwowałem. Chciałem wypaść jak najlepiej. Marzyło mi się takie 0:3, może 0:4 dla nas. Siedziałem na ławce rezerwowych i robiłem ostatnie korekty w swoim notesie. Zawodnicy w tym czasie rozgrzewali się na głównej płycie. Po chwili całą ekipę przyprowadził Michał Gębura. Zeszliśmy po schodach do szatni. Tam podałem pierwszą jedenastkę:

 

 

 

Cierzniak – Szyndorowski (k), Bednarek, Hernani, Nawotczyński – Sasin Sobolewski (Szajna, 45), Zganiacz (Wilczek, 58), Markiewicz – Gawęcki, Edi Andradina (Wójcik, 58)

 

 

 

Szybko przypomniałem wcześniej ustaloną taktykę na mecz z tym rywalem. Wszyscy byli mocno skupieni. Pogoda również zachęcała do gry, gdyż było rześkie powietrze, a termometry wskazywały 11 kresek powyżej 0. Ostatni motywujący okrzyk i wyszliśmy ustawić się w tunelu. Żeby nie zwariować zaopatrzyłem się w gumy do żucia. Trochę do głupie, ale ważne że rzucie takiej gumy pomaga. Kiedy wychodziliśmy na murawę zobaczyłem grupę ponad sześciuset kibiców w złocisto-krwistych barwach. W ostatniej chwili krzyknąłem do swoich podopiecznych: „Wygrajcie dla Nich!” i wskazałem palcem na sektor zwany klatką. Sędzia spojrzał na zegarek. Punkt 15 i zaczynamy. Donośnym gwizdem pan Owczarek rozpoczął te zawody. 3 minuty później wyrwałem sobie kilka włosów z głowy. Przeprowadziliśmy szaleńczy atak, ale odrobiny szczęścia zabrakło Pawłowi Sobolewskiemu. W 13 minucie Sasin podał do Gawęckiego, który ograł Ganowicza i huknął, ale prosto w rękawice Fecia. Kilka minut później piłkę stracił Andradina. Filipowicz poradził sobie z Bednarkiem i wrzucił na piąty metr, gdzie do futbolówki wyskoczył najwyżej Józefowicz. Oddał strzał, ale na posterunku był dobrze ustawiony Cierzniak. Po pół godzinie gry to my byliśmy stroną przeważającą, ale nie potrafiliśmy tego zamienić na gola. W 31 minucie Edi z rzutu wolnego uderzył prosto w opolski mur. 5 minut później ponownie Józefowicz strzelał, ale i tym razem górą był Radek. 41 minuta. Cierzniak podaje prostopadłą piłkę do Andradiny, ale doświadczony napastnik gubi „skórę”. W przerwie powiedziałem zawodnikom, aby dalej konsekwentnie grali swoje, a bramki są kwestią czasu. Dałem również Ediemu kilka minut na udowodnienie swojej przydatności na boisku, jeśli mu się nie powiedzie czeka go zmiana.

 

W drugiej odsłonie pierwszą groźną akcję przeprowadziliśmy dopiero w 70 minucie. Odra umiejętnie się cofnęła i rozpoczęła obronę tego jednego punkciku, który nam nic nie dawał… opolanom wręcz odwrotnie. Tymczasem Pawła Sasina powstrzymał faulem Surowiak. Do piłki podszedł Wilczek. Wrzucił w pole bramkowe, gdzie powstało wielkie zamieszanie, z którego obronną ręką wyszła ekipa spod szyldu OKS. W tym chaosie ucierpiał Wójcik, ale po krótkiej rozmowie przy linii końcowej Karol zapewnił mnie, że jest w stanie dograć to spotkanie do końca. Jeśli nie dałby rady musielibyśmy grać w dziesiątkę, gdyż wykorzystałem wszystkie zmiany. 10 minut przed końcem meczu moi podopieczni rozgrywali piłkę w środkowej strefie, chcąc uśpić czujność rywala. Nagle Markiewicz znalazł lukę i podał do Sasina. Ten pobiegł dobrych kilka metrów i dośrodkował w pole karne wprost na głowę Wójcika. Karol zamiast uderzać na siłę, a później modlić się czy wejdzie, znalazł lepiej ustawionego kolegę. Ściągną na siebie trzech obrońców i bramkarza po czym podał do Wilczka, który był sam na sam z pustą bramką. Uderzył i prowadziliśmy 0:1! Po tej akcji uszło się mnie ciśnienie. W chwili kiedy piłka zatrzepotała w siatce, aż podskoczyłem do góry, a później utonąłem w objęciach sztabu szkoleniowego. Piłkarze podbiegli pod sektor zajmowany przez "Scyzorów" i razem z kibicami fetowali zdobycie bramki. Do końca spotkania kierowaliśmy grą i w tym meczu już nic złego nam się nie mogło stać. Wynik dowieźliśmy do końca. Zdobyliśmy pierwsze trzy punkty pod moją opieką.

 

 

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

26.07.2008 – Stadion przy ul. Oleskiej, Opole – 3604 widzów

 

Odra Opole – Korona Kielce 0:1 (0:0)

 

81. Wilczek 0:1

 

 

 

MoM – Paweł Sasin [Korona Kielce] 7.6

 

 

 

Po meczu radości nie było końca. Wygrana skromna, ale pierwsza i to jeszcze w debiucie, teraz tylko to się liczyło. W autokarze atmosfera wyśmienita, a ja wierzyłem, że to dopiero początek sukcesów. Z tym warsztatem można naprawdę wiele zdziałać. Nawet przestałem się martwić o przygotowanie kondycyjne moich podopiecznych. Gramy co 3 dni i to mnie niepokoiło, jednak po tym co dzisiaj zobaczyłem – 90 minut prawdziwej walki o każdy metr boiska-przestałem się tym przejmować. Wiedziałem, że kopacze nie odpuszczą i będą zażarcie walczyć. Tak więc następny mecz gramy u siebie w domu, na Arenie Kielc. Przyjeżdża GKS Jastrzębie. Gramy o kolejne 3 punkty! Innej opcji nie ma.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Już trzy po meczu w Opolu przyszło nam walczyć o ligowe punkty z GKS-em Jastrzębie-Zdrój, byłą drużyną Kamila Wilczka. Tym razem mecz miał się odbyć na Arenie Kielc. Na trzy godziny przed spotkaniem w szatni pojawiła się cała osiemnastka zawodników, których dzień wcześniej wyselekcjonowałem. Zmodyfikowałem taktykę i przekazałem ją piłkarzom. Wiedziałem, że ekipa ze Śląska przyjedzie głównie się bronić i będzie czekać na kontry. Uczuliłem więc na to naszych środkowych obrońców oraz defensywnego pomocnika, bowiem to oni będą odpowiadali za tyły Korony w najbliższym spotkaniu. Reszta grajków miała konstruować ataki, aby w końcu ukąsić rywala i zdobyć bramkę, a może i bramki. Mieliśmy grać konsekwentnie „swoje”, nawet gdyby nie szło. Tak jak w Opolu, gdzie bramkę na wagę trzech punktów zdobyliśmy w końcówce spotkania. Po dłuższej odprawie przekazałem podopiecznych Andrzejowi Szołowskiemu i Sławkowi Grzesikowi. Po rozgrzewce podałem pierwszą jedenastkę:

 

 

 

Cierzniak – Szyndrowski(k), Szajna, Kiciński, Król (Hernani, 68) – Kiełb, Michałek, Wilczek, Kasztelan – Gawęcki (Fundakowski, 45), Wójcik (Edi Andradina, 45)

 

 

 

Równo o godzinie 19 sędzia Daniel Stefański rozpoczął zawody. Już po pierwszych sekundach utwierdziłem się w przekonaniu, że mecz ten nie będzie najłatwiejszy. Brzydka gra obu ekip, bezsensowne wykopy na oślep, gra górą, mnóstwo niecelnych podań – to nie mogło się podobać. W 12 minucie Kubisz ograł Kicińskiego i dośrodkował, jednak na posterunku był Cierzniak. Kwadrans później do bezpańskiej piłki dopadł Kasztelan, delikatnie podciął ją w pole karne, gdzie główkował Karol Wójcik. Trafił w poprzeczkę, a na dodatek przy tej akcji rywale bardzo twardo potraktowali naszego napastnika, który musiał skorzystać z usług pana Marka Koniecznego. Na murawie zapanował chaos. Koroniarze dali się sprowokować i zaczęli grać podobnie do gości ze Śląska. Dopiero w 45 minucie udało się zakończyć to nudne kopanie futbolówki. Czujność Radka chciał sprawdzić ponownie Kubisz, jednak i tym razem górą był bramkarz.

 

W przerwie padło kilka mocnych słów. Zamieniłem poturbowanych napastników. Wyszliśmy wierząc, że damy rade ugrać tutaj te trzy upragnione punkty. Jak chcemy walczyć o awans to takie mecze musimy wygrywać. Jak nie u siebie, to gdzie?! Tym bardziej, ze GKS żadnej wielkiej piłki nie pokazał. Grał na zero z tyłu, a z przodu może się coś trafi, jak nie to trudno…

 

2 minuty po wznowieniu gry kolejny już faul popełniła śląska obrona. Do piłki podszedł dobrze znany w Jastrzębiu Wilczek, dośrodkował do Michałka, który trafił prosto w rękawice bramkarza. Zmarnowaliśmy kolejną „setę”. Na dodatek chwilę później musiałem dokonać trzeciej zmiany. Na boisko wpuściłem Hernaniego, za kontuzjowanego Pawła Króla. W 72 minucie Wieczorek posłał prostopadłe „skórę” do Żbikowskiego. Świetnie zachował się przy tej akcji Radek. Wychodząc z bramki uratował nam dupy. Irytowałem się coraz bardziej. Nic nam dzisiaj nie wychodziło tak jak zakładaliśmy. Traciłem wiarę, że nie uda nam się ugrać coś więcej niż ten marny remis. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że jak się nie da wygrać meczu, to trzeba go zremisować. Plan minimum był wykonany, ale mi to nie było na rękę. Wtedy jednak nadeszła 84 minuta. Edi Andradina zgubił piłkę, na szczęście przechwycił ją Szajna, podał do Kasztelana, który znalazł kilka metrów dalej Wilczka. Posłał mu piłkę. Kamil wziął wszystko na swoje barki. Odważnie wszedł w pole karne mijając bezradnych rywali. Huknął co sił i już po chwili piłka wpadła w długi róg bramki Kafki. 1:0! Było to rozstrzygające trafienie niesamowitego młodziutkiego pomocnika. Udowodnił działaczom GKS-u, że popełnili błąd sprzedając go do nas. Faktycznie miny włodarzy śląskiego klubu mówiły same za siebie co w tej chwili czują.

 

 

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

30.07.2008 – Arena Kielc, Kielce – 4895 widzów

 

Korona Kielce – GKS Jastrzębie-Zdrój 1:0 (0:0)

 

84. Wilczek 1:0

 

 

 

MoM – Kamil Wilczek [Korona Kielce] 7.6

 

 

 

 

 

Wygrywamy drugi mecz z rzędu i drugi w samej końcówce. To oznacza, że gramy do końca, nie odpuszczamy, nie poddajemy się nawet gdy ta gra nie wygląda najlepiej. Mamy charakter, którego przez poprzednie pięć lat brakowało. Po meczu w moim notesiku pojawił się zapis, że koniecznie musimy na najbliższych treningach popracować nad skutecznością.

Odnośnik do komentarza

Zdecydowałem się na dużą rotację w składzie, gdyż początek rozgrywek nas nie rozpieszczał. Terminarz napięty, bardzo nie korzystny, ale musieliśmy jakoś sobie z tym poradzić. Na początek debiut i mecz w Opolu. Chciałem tam za wszelką cenę wygrać, więc wybrałem najsilniejszą osiemnastkę na daną chwilę. Udało się uzyskać dobry wynik, ale już 72 godziny później czekał nas mecz z GKS-em Jastrzębie-Zdrój. Wydawało mi się, że o zwycięstwo w tym spotkaniu będzie łatwiej, więc dałem odpocząć kilku zawodnikom z pierwszej jedenastki. Za nami stały także własne ściany i kibice. Rezerwowi spisali się równie dobrze jak ich koledzy w meczu z Odrą. Wygraliśmy oba mecze po 1:0. Trzy dni po spotkaniu z „Jastrzębiami” terminarz nieubłaganie pokazywał najdalszy w historii klubu wyjazd. Jak się wszyscy domyślają czekał nas mecz z „Wyspiarzami”. Postanowiłem, że na to spotkanie pojedzie znów najsilniejsza grupa, wraz z zawodnikami, którzy odpoczywali nie grając z zespołem ze Śląska.

 

 

 

Mecz miał się odbyć w sobotę. My wyjechaliśmy już w czwartek wieczorem. Następnego dnia rano byliśmy na miejscu. Czekało nas według mnie najtrudniejsze wyjazdowe spotkanie w tej rundzie. Nie dość, że z nieobliczalnym beniaminkiem to jeszcze przyszło nam grać po prawie dwunastogodzinnej podróży! W Świnoujściu zwiedziliśmy plażę i to w sumie tyle przyjemności. Następnie odbyliśmy dłuższy trening na głównej płycie. Kolejnego dnia rano zrobiliśmy wraz ze sztabem szkoleniowym odprawę przed meczową, a po niej zawodnicy dostali do dyspozycji godzinę wolnego czasu. Pogoda nie pozostawiała złudzeń. Mecz będzie toczony w ciężkich warunkach. Aż 22 stopnie i żadnego wiatru, to na pewno musi się odbić na jakości widowiska. Czas leciał bardzo szybko. Jeszcze przed momentem był ranek, teraz już patrzę jak powoli wypełnia się kameralny obiekt Floty. Po rozgrzewce tradycyjnie już podałem skład:

 

 

 

Cierzniak – Szyndrowski(k), Bednarek, Król, Hernani – Sasin, Sobolewski (Michałek, 69), Zganiacz, Wilk (Kasztelan, 45) – Gawęcki (Kiełb, 55), Edi Andradina

 

 

 

Na koniec kilka słów otuchy. Mówiłem, że jesteśmy lepsi od rywala. Powtarzałem ciągle, żeby grali do końca, żeby się nie poddawali. Na koniec „Skuter” jak na kapitana przystało rzucił donośnie: „Jedziemy z nimi!!!”. Mocno zmotywowana ekipa wybiegła na murawę. 15.00. Pan Łukasz Bartosik z Krakowa zagwizdał po raz pierwszy. Zaczęliśmy bardzo zachowawczo, wręcz bojaźliwie. Pierwsze minuty należały do piłkarzy Floty. W 9 minucie na bramkę Cierzniaka uderzał Niewiada, ale Radek z dużą pomocą Pawła Króla wyszedł z opresji. Chwilę później znów młodziutki Król naprawił odważnym wślizgiem w polu karnym błąd Bednarka. Wybił piłkę czyściutko spod nóg Petera Iskry. Nie było mowy o żadnym „karnym”, nawet sami gospodarze nie protestowali. W 17 minucie znów „Wyspiarze” zagrozili naszej bramce. Fechner dośrodkował futbolówkę ze skrzydła, ale Hrymowicz zamiast strzelać postanowił odegrać piłkę Dziubie, który zepsuł cały wysiłek kolegów. W 22 minucie wreszcie stworzyliśmy ładną akcję. Po dłuższej wymianie podań Sasin zdecydował się na rozciągnięcie gry, przerzucił do Sobolewskiego. Paweł okiwał rywala i w sytuacji sam na sam z bramkarzem okropnie się pomylił. Chwilę później zripostować chciała Flota. Dziuba oszukał Hernaniego i popełnił identyczny błąd jak „Sobolek”. Były to bliźniacze akcje. W 40 minucie Zganiacz przechwycił futbolówkę na środku placu gry, podał do Gawęckiego. „Łysy” zagrał na skrzydło do gracz pochodzącego z Ełku. Ten z pierwszego kontaktu dośrodkował w pole karne. Ze „skóra” minął się Prusak i tylko dzięki czujności Wallace’a ekipa ze Świnoujścia nie straciła gola. W 45 minucie Szyndrowski rozpoczął grę rzutem z autu. Posłał piłkę do Sasina, który popędził prawą stroną boiska pod linię końcową. Wrzucił futbolówkę na 8 metr do Ediego, a Brazylijczyk sfinalizował podanie i kibice mogli zobaczyć piłkę w prawym rogu bramki Prusaka. Do końca połowy już nic się nie zmieniło.

 

 

 

W przerwie powiedziałem, aby zawodnicy postarali się szybko strzelić drugą bramkę, a następnie kontrolować grę. Uciekający czas był dla nas niekorzystny, gdyż wraz z nim wzrastało zmęczenie i łatwiej o kosztowny błąd na murawie.

 

 

 

W 52 minucie blisko naszych założeń był Piotrek. Minął dwóch zawodników, ale strzał oddał niecelny. Mimo wszystko nagrodziłem zespół brawami, gdyż akcja była przednia. Niecałe 300 sekund później wywalczyliśmy rzut wolny. Piłkę na skraju pola karnego ustawił Edi. Przymierzył i chwilę później cieszył się ze swojego drugiego trafienia. Perfekcyjnie wykonany stały fragment gry! Do 60 minuty graliśmy swoje. Gdy zostało niespełna pół godziny gry nakazałem mojemu zespołowi cofnąć się i pilnować tego co mamy. W 67 minucie Dziuba do spółki ze Skwarą próbowali do spółki pokonać Radka, ale ani jednemu, ani drugiemu ta sztuka się nie powiodła. W 71 minucie Flota dopięła swego. Krajanowski podał na skrzydło do Protasewicza. Ten dośrodkował, do piłki najwyżej wyskoczył Hrymowicz i zmusił do kapitulacji Cierzniaka. Nasza przewaga stopniała. Później Flota coś tam jeszcze próbowała „cisnąć”, ale bardzo niemrawo. Wynikało to z braku sił. Zebrała się jeszcze na ostatnie pięć minut, ale moi piłkarze mądrze faulowali i nie dopuścili do groźnych sytuacji. Zarobiliśmy dwie żółte kartki. W 94 minucie sędzia zakończył pojedynek.

 

 

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

02.08.2008 – Stadion przy ul. Matejki, Świnoujście – 2485 widzów

 

Flota Świnoujście – Korona Kielce 1:2 (0:1)

 

45+1. Edi Andradina 0:1

 

57. Edi Andradina 0:2

 

73. Hrymowicz 1:2

 

 

 

MoM – Edi Andradina [Korona Kielce] 8.1

 

 

 

 

 

Był to dobry mecz toczony w dość szybkim tempie. W pierwszej połowie Flota stworzyła więcej sytuacji, ale to my mieliśmy szczęście. Zespół ze Świnoujścia zasługiwał na remis. No cóż taka jest piłka. Po meczu w tunelu do szatni zaczepił mnie Patryk Polak, dziennikarz „Trybuny Piłkarskiej Świnoujście”. Zgodziłem się.

 

 

 

PP: Wymęczone zwycięstwo w teoretycznie łatwym meczu, w którym waszym przeciwnikiem była Flota. Jak skomentuje pan ten wynik?

GD: To dla nas fantastyczny wynik. Flota to bardzo wymagający rywal, zwłaszcza u siebie. My wygraliśmy, ale drużyny zgubią tutaj punkty.

 

PP: Jak określiłby pan obecny stan stosunków na linii pan – Petr Nemec?

 

GD: Staramy się nie wchodzić sobie w drogę. Petr Nemec prowadził kiedyś KSZO. Pamiętam, że źle się wtedy wypowiadał o Koronie…

 

PP: Po raz kolejny udało się wam przedłużyć serię meczów bez porażki, a gdyby wierzyć kibicom, tak prędko nie doczekamy się jej końca. Wierzy pan, że jeszcze długo pozostaniecie niepokonani?

 

GD: Myślę, że jest to dosyć prawdopodobne. Jeśli utrzymamy obecną formę i nie będziemy lekceważyć słabszych rywali, to kto wie…

 

PP: W świetle waszych ostatnich wyników część ekspertów sugeruje, że pańskim piłkarzom woda sodowa może uderzyć do głów, podczas gdy inni nie dostrzegają takiego zagrożenia. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?

 

GD: Nie ma mowy o sodówce w moim zespole! Jeśli jednak jakoś się pojawi, mam swoje sposoby!

 

PP: Edi Andradina zgarnął dzisiaj nagrodę dla najlepszego zawodnika tego spotkania. Jak oceniłby pan jego występ.

 

GD: Edi Andradina grał tak, że ręce same składały się do oklasków. Zagrał jak na lidera przystało. Strzelił dwie piękne bramki. Cieszę się z tego występu.

 

PP: W prasie sportowej pojawiły się sugestie, że zamierza pan sprowadzić jeszcze jednego zawodnika. Czy po dzisiejszym meczu, w którym waszym rywalem była Flota, uważa to pan za konieczne?

 

GD: Można tak to ująć. Chciałbym wzmocnić jedną z formacji, jeśli się nie uda nie będę robił tragedii. Dziękuję za pytania. Na koniec chciałem zadedykować to zwycięstwo tej licznej grupie kibiców, którym chciało się przejechać taki kawał drogi, aby nas wspierać dopingiem. Szacunek.

 

 

 

Po wywiadzie poszedłem do szatni, gdzie czekałem jeszcze kilka minut na piłkarzy, którzy brali prysznic. Później się spakowaliśmy i wsiedliśmy do autokaru. Trzy mecze – komplet punktów. Czas na odpoczynek. Kierunek „miasto noży”.

 

--------------------------------------------------------------

 

@Abruś - Bardzo się staram:)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

W poniedziałek na treningu pojawiła się tylko ta grupa piłkarzy, która nie wystąpiła w spotkaniu o punkty w Świnoujściu. Trening nie był bardzo męczący, bardziej skupiliśmy się na zabawie z piłkami. We wtorek było już zupełnie inaczej. Pierwszą znaczącą różnicą była ilość zawodników uczestniczących w ćwiczeniach. W tym dniu miałem do dyspozycji już całą kadrę. Te zajęcia nie należały do najprzyjemniejszych. W gierce wewnętrznej każdy walczył, aby dzień później znaleźć się w meczowej osiemnastce. Przy upadku po jednej z interwencji Radek Cierzniak doznał kontuzji. Diagnoza mnie nie uszczęśliwiła. Naszemu podstawowemu bramkarzowi pękła kość przedramienia. Czeka go dłuższa przerwa, a drużynę już jutro kolejne ciężkie spotkanie. Na stadion w Kielcach przyjeżdża Tur Turek.

 

 

 

Wreszcie nadeszła środa, a co za tym idzie nasza potyczka. Zawodnicy już rozciągali się na murawie. Po treningu przyszli do szatni, gdzie odbyliśmy krótką, ale konkretną rozmowę. Taktykę już ustaliliśmy rano, więc rozmowa dotyczyła mobilizacji. Ekipa usłyszała, że każdy inny rezultat, niż nasze zwycięstwo będzie naszą klęską. Gramy u siebie, a to się równa z tym, że mamy ich rozjechać. Trener Tylak ma zbierać swoich zawodników po meczu z boiska! W tym meczu również obok wyniku oczekuję: składnej, ładnej dla oka, ofensywnej gry. Tur to na meczach wyjazdowych „murarze” i bardzo ciężko im strzelić bramkę. Dobrze byłoby gdybyście szybko zdobyli gola, z zaskoczenia. Rywale z minuty na minutę będą się czuć coraz pewniej. Po przemówieniu podałem następujący skład:

 

 

 

Misztal – Szyndrowski(k), Bednarek, Markiewicz, Hernani – Sasin, Sobolewski (Szajna, 69), Zganiacz, Kasztelan (Wilk, 69) – Gawęcki, Edi Andradina (Wójcik, 45)

 

 

 

Pogoda była fatalna. Padał gęsty deszcz. Na sam koniec poprosiłem środkowych pomocników, aby częściej próbowali strzelać z dystansu, gdyż to w tych warunkach atmosferycznych może się okazać zabójczą bronią. O godzinie 19 pan Bartosik rozpoczął zawody. W 9 minucie lewym skrzydłem popędził Sobolewski pod pole karne, złamał akcję do środka, przełożył piłkę na lewą nogę, ograł Grabowskiego i podał do Ediego, który miał przed sobą już tylko bramkarza gości… niestety trafił prosto w jego rękawice. Mecz był toczony w stylu angielskim. Sporo wślizgów, walki w powietrzu, a także wyścigów napastników z obrońcami. Spowodowało to, że już niespełna po 20 minutach gry sędzia użył żółtego kartonika trzykrotnie, w tym dwa razy obejrzeli go moi podopieczni. Taktykę Tura rozpracowałem w stu procentach poprawnie. Od początku nie kwapią się do ataków. Grają na swojej połowie, co rusz przerywają dalekimi wykopami w trybuny nasze akcje. W 25 minucie tuż przed liną „szesnastki” na murawę upadli Gawęcki i Kiczyński. Arbiter zinterpretował tą sytuację jako rzut wolny dla nas. Do piłki podszedł Edi, ale trafił prosto w mur. Chwilę później Brazylijczyk zmarnował kolejną szansę. Z prawego rogu boiska dośrodkował Zganiacz, a Andradina… nie trafił w piłkę! To nie był jego dzień. Po półgodzinie gry Tur po raz pierwszy wyszedł z własnej połowy i to 3 zawodnikami! Mimo małej siły rażenia i znacznej przewagi liczebnej mojej ekipy udało im się stworzyć bardzo ciekawą sytuację. Witczak podał na bok do Pruchnika. Ten pobiegł kilka metrów i dostrzegł kolegę po drugiej stronie boiska. Posłał daleką piłkę do Kubowicza. Zawodnik Tura opanował wcale niełatwą futbolówkę. Przymierzył i dośrodkował w pole karne, do piłki wyskoczył Witczak… po czym się schował. „Skóra” poszybowała dalej, do Pruchnika. Ten uderzył z pierwszego kontaktu, ale strzał był bardzo lekki i Misztal nie miał problemów z jego wyłapaniem. Zwodu Witczaka nie powstydziłby się żaden szczypiornista. Chwilę później wszystko wróciło do normy i to my atakowaliśmy. Po kapitalnym zagraniu Zganiacza, Edi wyszedł już drugi raz w tym spotkaniu sam na sam z bramkarzem. Niestety i tym razem nie popisał się. Jego strzał wybronił Janicki. W następnej akcji szczęście się do nas uśmiechnęło. Misztal dalekim wykopem wznowił grę z rzutu wolnego. Piłkę przyjął Gawęcki i oddał ją na skrzydło do Sobolewskiego, po czym pobiegł w pole karne. Paweł przyjął, popatrzył i zacentrował do Piotrka, który głową umieścił futbolówkę w siatce. Do końca kontrolowaliśmy grę i wynik się utrzymał.

 

W przerwie zmieniłem beznadziejnego dziś Andradinę. Piłkarze usłyszeli, żeby grać mniej agresywnie, bo nie chcemy przecież kończyć meczu w 10, czy 9. Przy okazji wszystkich pochwaliłem, jednocześnie motywując na drugą cześć spotkania. Mamy kontynuować to co zaczęliśmy w pierwszej połowie.

 

15 minut minęło i zaczynamy drugą odsłonę. W 52 minucie mocno z rzutu wolnego uderzył Zganiacz. „Skóra” leciała w światło bramki, ale na linii strzału wyrósł jak grzyb po deszczu Topolski i odbił ją tak, że wznawialiśmy od rogu. W 64 minucie po ładnej i długiej wymianie piłki sygnał do „podkręcenia” akcji dał Mariusz. Zagrał na skrzydło do Sobolewskiego. Były gracz Jagi wrzucił do Wójcika, a ten oddał piłkę Gawęckiemu, który huknął jak z armaty. Piłkarze Tura po tym uderzeniu mogli tylko podziękować Bogu, że obdarował ich bramkarza tak długimi palcami… Chwilę później musiałem dokonać zmiany. Kontuzji nabawił się grający dziś bardzo dobry mecz – Paweł Sobolewski. W jednym z wielu starć ucierpiał na tyle, że nie mógł kontynuować gry. Z boiska zszedł jednak sam, za co dostał gromkie brawa od kibiców. Ponad 10 minut spokojniej gry zakończyliśmy w 71 minucie. Nasz kapitan wznawiał grę z rzutu wolnego z naszej połowy. Zdecydował się na pominięcie linii pomocy i zagrał bezpośrednio do Wójcika, który urwał się obrońcom z Turka. Zeszedł do boku, wyciągnął bramkarza rywali z bramki i na koniec go przelobował. 2:0. Można powiedzieć, że przez te 10 minut uśpiliśmy czujność zawodników w jednolitych czerwonych strojach. Podrażniony takim rozwojem sytuacji Pruchnik wziął wszystko w swoje nogi. Przeszedł pół boiska po czym oddał bardzo niecelny strzał. W 82 minucie Bieniek otrzymał piłkę na 40 metrze. Nie mając pomysłu co z nią zrobić uderzył przed siebie. Piłka prawdopodobnie zbiła jeden z jupiterów znajdujący się wysoko nad dachem obiektu w Kielcach. W 86 minucie fatalny błąd popełnił nasz rezerwowy bramkarz oraz arbiter. Piotrek widząc, iż napastnik rywali wypracował sobie czystą pozycję wybiegł z bramki i sfaulował gracza z Turka na 17 metrze. Sędzia podyktował rzut wolny i pokazał Misztalowi żółtą kartkę. Nie spodobało się to zawodnikom gości. Muszę uczciwie przyznać, że przyjezdni mieli rację. Za to zagranie należało się kara wykluczenia z gry. No cóż, mamy szczęście, gdyby sędzia podjął właściwą decyzję w następnym meczu zostałbym zmuszony do skorzystania z usług któregoś juniora. Do końca spotkania Tur się nie pozbierał, a po ostatnim gwizdku wokół pana Bartosika zebrała się grupa piłkarzy dyskutując jeszcze o sytuacji z 86 minuty.

 

 

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

06.08.2008 – Arena Kielc, Kielce – 3959 widzów

 

Korona Kielce – Tur Turek 2:0 (1:0)

 

36. Gawęcki 1:0

 

69. Sobolewski +

 

72. Wójcik 2:0

 

 

 

 

 

MoM – Mariusz Zganiacz [Korona Kielce] 7.4

 

 

 

 

 

Po spotkaniu, w szatni burę dostał Piotrek Misztal za faul z końcówki meczu. Wszystkim podziękowałem za walkę i pogratulowałem zwycięstwa. Kolejne trzy oczka cieszą, gra zawodników cieszy, zaangażowanie cieszy, pozycja w tabeli cieszy, jednak następna kontuzja mocno ogranicza z tego wszystkiego moją radość. Sobolewski to nasz podstawowy gracz. Bez niego dużo gorzej funkcjonują skrzydła. Będę musiał coś wymyślić i to szybko, bo już za trzy dni jedziemy do Lublina.

---------------------------------

EDIT: Zmieniłem krzyżyk z czarnego na czerwony przy nazwisku Sobolewskiego.

Odnośnik do komentarza

Przed meczem z Motorem Lublin w klubie panowała ciężka sytuacja kadrowa. Dużo myślałem jak załatać dziurę na lewym skrzydle po Pawle Sobolewskim. Postanowiłem, że nie skorzystam z usług młodych: Michała Michałka i Kamila Radulj. Na lewą stronę powędrował Edi Andradina. Jest to na tyle już doświadczony zawodnik, że powinien sobie bez problemów poradzić na nowej pozycji. Gra na skrzydle jest bardzo męcząca. Jeżeli Brazylijczyk opadnie z sił to na zmachanego rywala do akcji wkroczą młodzi. Tak przedstawiała się sytuacja z naszym ustawieniem, a co do taktyki to będzie tradycyjna „wyjazdówka”. Spróbujemy przejąć inicjatywę. Motor spisuje się w obecnym sezonie bardzo dobrze i oczekuję trudnego spotkania.

 

Nie błądząc udało nam się dojechać na Aleje Zygmuntowskie. Stadion był w fatalnym stanie. Takie są właśnie realia polskiej piłki nożnej. Rzadko kiedy przychodzi nam zagrać mecz na wyjeździe na ładnym, kameralnym obiekcie.

 

Piłkarze przebrali się w swoje, tym razem jednolite czarne stroje i wybiegli rozgrzewać się pod okiem Andrzeja Szołowskiego i Roberta Dziuby. Po treningu podałem skład, który miał dzisiaj walczyć na płycie boiska:

 

Misztal – Nawotczyński, Bednarek(k), Markiewicz, Herniani – Sasin (Kiełb, 45) Edi Andradina, Zganiacz (Wilczek, 57), Wilk – Wójcik (Szajna, 45), Gawęcki

 

Krzyknęliśmy parę motywujących słów i wyszliśmy na murawę rozegrać kolejny ligowy mecz. Arbitrem tego spotkania będzie Michał Kila z Warszawy. Czas zaczynać. Ledwo co kopnęliśmy piłkę z środka, a Motor już zdążył nam ją zabrać i stworzył bardzo dobrą okazję na zdobycie bramki. Z autu rozpoczął Lenart podał do Popławskiego. Zawodnik z Lublina złamał akcję i zacentrował w pole karne, gdzie nieznacznie chybił Iwanicki. Chwilę później Maziarz uderzał na bramkę, ale górą w tym pojedynku był Piotr Misztal. Motor zaczął bardzo odważnie i ich gra mogła się podobać kibicom zgromadzonym na trybunach stadionu. Wysokie miejsce w tabeli nie było przypadkiem. W 12 minucie wreszcie obudzili się koroniarze. Gawęcki po indywidualnej akcji strzelał na bramkę, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Po kolejnej sytuacji udało się wywalczyć rzut rożny. Bezpośrednio na strzał z narożnika zdecydował się Zganiacz, ale kapitalną interwencją popisał się były zawodnik Korony – Przemysław Mierzwa. Wznawialiśmy grę z tego samego miejsca tyle, że z drugiej strony boiska. Tym razem Jacek Markiewicz wrzucił ostro futbolówkę. Karol Wójcik wyskoczył najwyżej, musnął piłkę, a ta uderzyła w poprzeczkę. Przez chwilę przycisnęliśmy gospodarzy i już nie czuli się tak pewnie jak na początku spotkania. Jednak w 28 minucie znów pokazali, że potrafią grać ładnie. Rafał Król przechwycił piłkę na środku murawy, podał do Iwanickiego, a ten oddał futbolówkę Popławskiemu. Marcin mocno uderzył z pod kolana, ale „skóra” odbiła się od słupka. Mieliśmy dużo szczęścia. Jeszcze Misztal nie zdążył się otrząsnąć po tym słupku, a już musiał bronić strzał z dystansu Króla. W 39 minucie Mierzwa wykopał piłkę, której jednak nie opanował Lenart. Doskoczył do niej Bednarek i podał do grającego dziś na skrzydle Brazylijczyka. Edi przedłużył podanie do Wójcika, który zgrubił krycie. Wszedł w pole karne jak nóż w masło. Mógł strzelać, ale podał do Gawęckiego. Piotrek znalazł się w sytuacji stuprocentowej. On, futbolówka i metr do pustej bramki. Mamy 1:0! Trzeba pochwalić Karola, ze nie próbował strzelać na siłę, tylko wypatrzył jeszcze lepiej ustawionego kolegę. O to chodzi w grze zespołowej. W 43 minucie mocno uderzył Popławski, ale na nasze szczęście bardzo niedokładnie. Wynik dowieźliśmy do końca.

 

W przerwie, mimo iż nie chciałem byłem zmuszony zmienić Wójcika. Był wykończony, nie miał już sił. Piłkarzom nakazałem grać dalej swoje do 70-75 minuty. Po ustalonym czasie mamy się cofnąć i bronić to co udało się zdobyć na tym trudnym terenie. Ewentualnie szukać swoich okazji w kontrach. Musimy też grać agresywniej.

 

Zaczynamy zmagania w drugiej części. Już po 20 sekundach Motor wywalczył rzut wolny, z którego później Łukasz Misztal trafił w poprzeczkę. W 54 minucie Maziarz próbował indywidualnie, ale przeszkodził mu pięknym wślizgiem Szajna. Kilka kopnięć później Misztal wznawiał grę z rzutu wolnego. Przymierzył i trafił wprost pod nogi Wilka. Czarek zagrał piłkę po ziemi, a adresatem podania był Zganiacz. Mariusz jednak przepuścił turlającą się „skórę” i ostatecznym odbiorcą tego zagrania okazał się Edi. Andradina przebiegł kilka metrów i z kolei kopnął do Gawęckiego. „Łysy” huknął, ale Mierzwa obronił strzał na raty. Po godzinie gry Mierzwa pomylił się i wykopał piłkę do Brazylijczyka grającego w naszym zespole. Ten widząc realną szansę na podwyższenie rezultatu chciał przelobować Przemka. Sztuka ta się nie powiodła, gdyż popularny w Kielcach „Śrubka” zdążył wrócić między słupki. Motor bardzo mocno „cisnął” nas od 70 minuty. Groźnie atakował 4 razy, ale przy każdej akcji górą byli kieleccy obrońcy, bądź Piotrek Misztal. Wynik udało się utrzymać do końca meczu. Jestem bardzo szczęśliwy, że wygraliśmy na tak trudnym terenie. Jestem pewny, że punkty tutaj zgubi nie jeden zespół walczący o ekstraklasę.

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

09.08.2008 – Stadion przy Alejach Zygmuntowskich, Lublin – 2913 widzów

 

Motor Lublin – Korona Kielce 0:1 (0:1)

 

40. Gawęcki 0:1

 

 

 

MoM – Karol Wójcik [Korona Kielce] 7.6

 

Wygrywamy po bardzo szybkim i ładnym meczu. Obiektywnie patrząc na całe spotkanie to trzeba stwierdzić, że Motorowi należał się co najmniej remis, jak nie coś więcej… Teraz wreszcie tydzień odpoczynku. Koniec z meczami co trzy dni.

Odnośnik do komentarza

Sam nawet się nie spodziewałem, że tak dobrze zaczniemy tą rundę w pierwszej lidze. Po pięciu meczach mieliśmy na swoim koncie komplet zwycięstw, siedem bramek strzelonych i tylko jedną straconą! Już niedługo zainaugurujemy rozgrywki Pucharu Polski, gdzie w pierwszej rundzie wylosowaliśmy Podbeskidzie Bielsko-Biała. Co ciekawe z tym zespołem spotkamy się już w następnej kolejce ligowej. Tak więc w najbliższych dniach czeka nas dwie potyczki z ekipą ze Śląska i oba mecze rozegramy w Kielcach. Musimy się należycie przygotować do tych pojedynków. Drużyna „Górali” wygrała dotychczas cztery spotkania i tylko jedno zremisowała. Nie są to jakieś ogórki, a bukmacherzy zgodnie stawiają Podbeskidzie koło Zagłębia Lubin, czy Widzewa Łódź w walce o awans.

 

W poniedziałek cała kadra dostała dzień wolny. We wtorek skupiliśmy się już na intensywnym treningu, który trwał ponad dwie godziny i dał się mocno we znaki piłkarzom. W środę było luźniej. Zabawa z piłkami, czy wykonywanie rzutów wolnych, a na koniec krótka gierka wewnętrzna, która nie mogła zmęczyć zawodników. W czwartek znów ostry trening, a w piątek zrobiliśmy wraz ze sztabem szkoleniowym odprawę przed meczową. Przekazałem graczom wszystkie wskazówki dotyczące gry najbliższego rywala. Przeanalizowaliśmy grę Podbeskidzia. Oglądaliśmy ich dwa mecze. Myślę, że udało nam się znaleźć ich słabe strony. Po odprawie wszyscy dostali resztę dnia wolną.

 

Nareszcie nadeszła sobota. Czas jak zawsze w dniu meczu płynął błyskawicznie. Na dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania cała osiemnastka przybyła do szatni. Na szybko przekazałem podopiecznym najświeższe informacje, po czym wszyscy poszli na rozgrzewkę. W ostatniej chwili dokonałem zmiany w wyjściowej jedenastce, a kiedy zawodnicy zjawili się ponownie w małym pomieszczeniu podałem według mnie najmocniejszą ekipę jaką dysponowałem w obecnym dniu. Na murawie od pierwszej minuty pojawią się:

 

Misztal – Szyndrowski(k), Bednarek, Markiewicz, Hernani – Sasin, Edi Andradina, Zganiacz (Wilczek, 57), Wilk (Kasztelan, 45) – Gawęcki (Kiełb, 57), Wójcik.

 

Na koniec życzyłem wszystkim powodzenia i ruszyliśmy w stronę tunelu prowadzącego na murawę. Dzisiejsze zawody będzie prowadził Michał Mularczyk, który chwilę po godzinie 15 rozpoczął mecz. Podbeskidzie na samym początku troszkę mnie zaskoczyło. Byli jakby zgaszeni. Może był to szok, gdyż z trybun niósł się ogromny ryk kibiców, którzy wspierali Koronę z całych sił. My również zaczęliśmy ostrożnie. Jednak w 18 minucie daliśmy próbkę naszych umiejętności. Po bardzo składnej wymianie piłek Wójcik wyłożył futbolówkę do przodu, gdzie czekał na nią Gawęcki. Podał na skrzydło do Ediego. Brazylijczyk z pierwszej zacentrował na głowę Piotrka. „Łysy” uderzył, a piłka musnęła poprzeczkę. Piękna akcja nagrodzona brawami. Chwilę później Podbeskidzie pozazdrościło nam poprzedniej sytuacji i stworzyli niemalże identyczną. Tyle, że w końcowej fazie ich napastnik nie uderzał na bramkę tylko wycofał „skórę” do tyłu, do nabiegającego Komana. Strzał był tak potężny, że Misztal „wypluł” futbolówkę przed siebie, ale na posterunku był Markiewicz. Przez następne 10 minut gra toczyła się głównie w środkowej strefie. Zganiacz najwyraźniej znudziło się bezproduktywne podawanie i dał sygnał do ataku. Piłkę zgubił Duda, dopadł do niej Mariusz i z klepki z Wójcikiem ograli dwóch rywali. Następnie „Zgani” obsłużył Gawęckiego. Piotrek rozciągnął grę na lewą stronę do Ediego. Andradina zacentrował w pole karne, tam wybił futbolówkę przed siebie Hirsz. Jak się później okazało zrobił to za lekko. Do nisko lecącej piłki dopadł Zganiacz złożył się w powietrzu i huknął z woleja. „Takimi strzałami mógłby domy burzyć” – powiedział jeden z komentatorów. Merda był bez szans. Prowadzimy 1:0. Niespełna minutę później zaprzepaściliśmy idealną okazję do podwyższenia wyniku. Gawęcki po podaniu Wójcika był sam na sam z Łukaszem Merdą. Uderzył mocno, jednak bramkarz „Górali” wyciągnął się jak struna i zdołał wybić piłkę na bok. Tam czekał Edi Andradina. Mając przed sobą leżącego bramkarza gości i pustą bramkę trafił w słupek. O dużym szczęściu może mówić Podbeskidzie. To było prawdziwe oblężenie bramki ekipy ze Śląska. Dosłownie po paru sekundach znów sunęliśmy z atakiem. Wójcik zeszedł do boku, zamiast wrzucić piłkę w pole karne, gdzie wszyscy czekali, wypatrzył znakomicie ustawionego Mariusza przed liną szesnastki. Zagrał do niego. Zganiacz przyjął, popatrzył i uderzył. Piłka trafiła… w poprzeczkę! Strzał był tak silny, że po odbiciu się od metalowej rury futbolówka zatrzymała się dopiero przy linii środkowej boiska. Coś niesamowitego. Nie wiem co było większe, nasz pech, czy szczęście Podbeskidzia. Zmiażdżyliśmy ich. Jednak jak się późnej okazało drużyna z Bielska-Białej powstała ze zgliszczy. W doliczanym czasie gry jeszcze coś tam próbował Koman, ale Misztal bez najmniejszych problemów poradził sobie z tym „podaniem”. Wynik do przerwy – 1:0.

 

W szatni zmieniłem słabo spisującego się Wilka. Opieprz dostał Bednarek również za słabą postawę. W drugiej odsłonie mieliśmy poprawić skuteczność, szybko zdobyć bramkę i kontrolować wszystko do ostatniego gwizdka. Po 15 minutach sędzia zaprosił obie ekipy na murawę.

 

Wszystkie założenia szlag trafił po niecałych 2 minutach gry! Socha podał do Paczkowskiego, ten przerzucił ciężar gry na drugą stronę. Duda po otrzymaniu piłki od razu dośrodkował. Martin Matus przepchnął Jacka Markiewicza i z jedenastego metra wepchnął futbolówkę do siatki. Po tej akcji troszkę się zirytowałem. Pokrzyczałem na swoich podopiecznych, ale grę zaczęło kontrolować Podbeskidzie. Patrząc na męki zawodników uznałem za konieczne zmiany. Coś się ruszyło. Znów zaczęliśmy atakować, ale brakowało wykończenia. Kiedy przeprowadzaliśmy jedną z wielu kontr Edi zgubił piłkę. Przejął ją Pater i zagrał do Komana. Ten posłał „skórę” na skrzydło, gdzie w dziecinny sposób Sacha oszukał Bednarka. Wysunął Paterowi, który tylko podciął piłkę. Będący już w polu karnym Koman dostawił głowę i z 1:0 zrobiło się 1:2. Gola przyjąłem w miarę spokojnie. W tym momencie nie zostawało nam nic innego jak tylko zaatakować wszystkimi armatami. Przesunąłem zawodników do przodu. Graliśmy agresywniej i wyżej atakowaliśmy rywala. Moja taktyka przyniosła oczekiwany efekt w 83 minucie. Edi wrzucił piłkę do Wójcika, który przegrał pojedynek główkowy z Koniecznym. Obrońca Podbeskidzia wybił futbolówkę na oślep. Przejął ją Sasin i znów podał do Andradiny. Ten wysunął piłkę Wilczkowi. Kamil zrobił kilka kroków z futbolówką przy nodze po czym huknął z 25 metrów w lewe okienko bramki Merdy. Doprowadziliśmy do remisu. Piłkarze po bramce spojrzeli na mnie czekając na dalsze instrukcje. Pokazałem, aby próbowali dołożyć jeszcze jedno trafienie. W 90 minucie okazję miał Sasin. Pięknie obsłużył go Kiełb, ale Paweł uderzył w boczną siatkę. Sędzia skończył mecz w 93 minucie.

 

 

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

16.08.2008 – Arena Kielc, Kielce – 4629 widzów

 

Korona Kielce – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:2 (1:0)

 

34. Zganiacz 1:0

 

46. Matus 1:1

 

74. Koman 1:2

84. Wilczek 2:2

 

 

 

MoM – Piotr Koman [Podbeskidzie Bielsko-Biała] 7.8

 

Podbeskidzie nie dało sobie wydrzeć tego jednego punkciku, a szkoda, bo tutaj w przeciwieństwie do meczu w Lublinie na pewno bardziej zasłużyliśmy na komplet oczek, niż ich podział. Na rewanż mamy szansę już niedługo. Postaramy się ich wyeliminować z Pucharu Polski. Mimo wszystko cieszę się z tego punktu, bo jeżeli się nie da wygrać trzeba zremisować. Powiedzenie stare, znane, oklepane, ale jakże prawdziwe...

Odnośnik do komentarza

Mecze z Podbeskidziem dzieliła walka o ligowe punkty w Stalowej Woli. Przed tym pojedynkiem byliśmy w komfortowej sytuacji. Wiedziałem jednak, że będzie to jedno z „ciekawszych” spotkań dla naszych sympatyków. Dawna przyjaźń kibiców obu klubów przerodziła się z czasem w nienawiść. Stal zaczęła sezon zaskakująco dobrze. Wygrała z Wisłą, Odrą i Motorem. Podział punktów nastąpił z Dolcanem, a porażki z Widzewem i Flotą na wyjazdach. Nasz pojedynek zaplanowany został na godzinę 15, gdyż stadion w Stalowej Woli nie posiadał oświetlenia. PZPN przydzielił nam jednego ze słabszych arbitrów, więc gracze będą musieli uważać, aby głupio nie wylecieć z boiska. Gwizdał w tym spotkaniu będzie Grzegorz Stęchły. Od pierwszej minuty na murawie pojawią się:

 

Misztal – Szyndrowski(k), Szajna, Nawotczyński, Hernani (Król, 45) – Kiełb, Michałek, Zganiacz (Wilczek, 45), Kasztelan – Edi Andradina (Wójcik, 45), Gawęcki.

 

Jak widać dałem odpocząć kliku zawodnikom przed rozgrywkami w Pucharze Polski. Do ataku wrócił także Brazylijczyk. W szatni, aby nie naciskać zbyt mocno na młodych powiedziałem, że jeśli zagramy dobrze, czyli tak jak zakładaliśmy dzień wcześniej na odprawie przedmeczowej to tutaj niema prawa stać się nam krzywda. Ze skupieniem na twarzach zawodnicy wyruszyli na murawę. Przywitały nas bardzo głośne gwizdy i wyzwiska, ale kiedy ucichły usłyszeliśmy z sektora gości dwa razy głośniejsze: „Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasz MKS gra…”. Było to coś niesamowitego. Piłkarze na pewno poczuli się pewniej na tak gorącym terenie.

 

Spotkanie zaczęliśmy bardzo chaotycznie. Brakowało spokoju przede wszystkim w szeregach obrony. Nie zachwycał Hernani, myląc się co rusz. „Stalówka” „zwąchała” swoją szansę i nękała nas co chwilę groźnymi atakami. Zawodnicy dopięli swego już w 12 minucie. Pojedynek główkowy w środkowej strefie wygrał z naszym piłkarzem Karcz. Podał piłkę do przodu, przejął ją Kurowski. Obrócił się w stronę bramki i zobaczył, że Misztal jest daleko ustawiony od swojego pola bramkowego. Mimo asysty Brazylijczyka grającego na stoperze zdołał uderzyć futbolówkę, która przelobowała naszego goalkeepera. Stal mogła się cieszyć z prowadzenia. Po utracie gola nic się nie zmieniło. Piłkarze biegali tak jakby mieli powiązane nogi. Nie najlepiej radził sobie również nasz mózg drużyny, czyli Mariusz Zganiacz. Słabo grał Edi o Hernanim już nie wspominając… Pierwszy strzał oddaliśmy dopiero w 38 minucie! Z rzutu wolnego zacentrował Adrian Kasztelan, przymierzył Szyndrowski, ale Wietecha zdołał wybronić. Cudem było to, że nie straciliśmy w pierwszej połowie kolejnych bramek.

 

W przerwie padło kilka mocnych słów. Zawodników, którzy przechodzili obok meczu zmieniłem. Zaryzykowałem i wykorzystałem wszystkie trzy zmiany od razu. Wierzyłem, że one pomogą zmienić styl gry. Pożegnałem kopaczy słowami, że mają wygrać ten mecz dla kibiców, którzy wspierali nas w ponad 600 osób.

 

Już w 52 minucie bliski szczęścia był Michałek, ale znów dobrze się spisał bramkarz gospodarzy. Chwilę później w ogromnych opałach znalazł się Misztal. Strzelał zawodnik, który latem był w naszym klubie na testach – Krzysiek Trela. W 60 minucie z dystansu uderzał wprowadzony w przerwie Wilczek. Wietecha kolejny już raz popisał się fantastyczną interwencją. 6 minut później udało się wreszcie rozmontować obronę Stali. Kilkadziesiąt podań, dzięki którym koledzy wypracowali doskonałą pozycję Wójcikowi. Karol wyszedł sam na sam, spokojnie przymierzył, z miejsca uderzył lewą nogą i doprowadził do remisu. Jesteśmy w grze. Walczymy dalej! Zdezorientowani piłkarze ze Stalowej Woli zaczęli się coraz częściej gubić. Przejęliśmy inicjatywę. Gracze z Podkarpacia nie mogli wyjść z własnej połowy, a ze swojego pola karnego uciekali z ogromnymi problemami. Wszystko co mieli stracili dwie minuty przed końcem spotkania. Król zagrał „na aferę” podanie przedłużył głową bardzo dobrze grający Wójcik. Do piłki dopadł Piotrek Gawęcki strzelił z półwoleja i po chwili sektor przeznaczony dla kibiców przyjezdnych, piłkarze na ławce rezerwowych i sztab szkoleniowy szalał z radości. Stal nie pogodziła się z utratą bramki w takich okolicznościach - tuż przed zakończeniem rywalizacji. Rywale domagali się, aby sędzia odgwizdał spalonego. Pretensje były jednak bezpodstawne, gdyż „Łysy” wybiegł zza pleców Maciorowskiego. Gawęcki chwilę po wznowieniu gry przez kopaczy ze Stalowej Woli przechwycił piłkę, przebiegł całe boisko sam, mijając przy tym czterech zawodników w białych koszulkach. „Stalówka” nie wiedziała co się dzieje. Piotrek ostatecznie posłał futbolówkę z dala od bramki. Trener gospodarzy coś tam niby próbował, nawet zmienił ustawienie na 4-2-4, ale to już nic nie pomogło. Piłkarze trenera Łacha po stracie gola załamali się i już nie mieli ochoty do gry, a na dodatek byli błędnie przekonani, że Stęchły ich oszukał. Trzy punkty jadą do Kielc.

 

Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

23.08.2008 – Stadion MOSiR, Stalowa Wola – 3601 widzów

 

[8.]Stal Stalowa Wola – [2.]Korona Kielce 1:2 (1:0)

 

12. Kurowski 1:0

 

67. Wójcik 1:1

 

88. Gawęcki 1:2

 

MoM – Sebastian Kurowski [stal Stalowa Wola] 7.7

 

Co tu dużo mówić po takim meczu. Pierwszą połowę przeszliśmy obok spotkania. Zero zaangażowania, zero walki, kopanina na poziomie 4 ligi. Szczerze powiedziawszy to zlekceważyliśmy Stal, a spowodowały to przychodzące co kolejkę zwycięstwa. Na przyszłość będę uważał, aby nie popełnić tego samego błędu. Mimo wszystko dziękuję piłkarzom za grę w drugiej połowie. Gdybyśmy tak grali w każdym meczu o wyniki byłbym spokojny. Obiektywnie mówiąc pojedynek typowo na remis, ale to my znów mieliśmy więcej szczęścia wykorzystując o jedną więcej od rywala szansę. Teraz skupiamy się na krajowym pucharze.

Odnośnik do komentarza

Przed meczem pucharowym byliśmy bardzo mocno zmobilizowani i skoncentrowani. Nasz cel był bardzo prosty i nie wyobrażałem sobie innej opcji jak nasz awans do kolejnej rundy. Dodatkową motywacją był ostatni nasz pojedynek z „Góralami”, gdzie zremisowaliśmy „wygrany” mecz. Chcieliśmy między innymi zrewanżować się za poprzednie spotkanie. Na odprawie oglądaliśmy oczywiście nasz ligowy pojedynek. Kluczem do zwycięstwa było zneutralizowanie Mariusza Sachy już na samym początku, czyli kilka ostrzejszych wejść, aby stracił zapał do gry. Kolejnym punktem było granie pressingiem, gdy piłkę przy nodze będzie miał Piotr Koman oraz wyłączenie od podań Pawła Żmudzińskiego. Reszta drużyny ze Śląska nie będzie w stanie nam zagrozić. Moi podopieczni zgodnie przytaknęli. Skład na ten mecz podałem również na odprawie, aby wyjaśnić kto jak ma grać. Jutro od pierwszego gwizdka pana Bartosika walczyć o awans będą:

 

Misztal – Szyndrowski(k), Bednarek, Król (Hernani, 55), Nawotczyński – Sasin, Edi Andradina (Szajna, 55), Wilczek (Zganiacz, 55), Wilk – Wójcik, Gawęcki.

 

Nasza taktyka na to spotkanie była bardzo odważna. Chcieliśmy jeszcze bardziej niż ostatnio przycisnąć Podbeskidzie. Celem było szybkie zdobycie gola.

 

 

 

Środa, godzina 16.00, rozpoczyna się mecz pierwszej rundy Pucharu Polski. W 2 minucie Merda wznowił grę dalekim wykopem. Piłkę opanował Matus, przebiegł kilkanaście metrów i pod naciskiem obrońców musiał oddać nieprzygotowany strzał. Misztal udanie interweniował. Kilkaset sekund później stworzyliśmy pierwszą akcję. Nasz kapitan wyrzucił „skórę” pod nogi Wilczka. Kamil wrzucił futbolówkę w pole karne, gdzie z powietrza huknął Paweł Król. Młody stoper trafił w 14 rząd na balkonie stadionu. W 16 minucie z rzutu rożnego zacentrował Edi. Konieczny wygrał pojedynek z Królem. Obrońca „Górali” wybił piłkę, ale za krótko. Do futbolówki dopadł Wilczek, mocno podkręcił i mogliśmy się cieszyć z gola. Łukasz Merda nie miał żadnych szans na obronę tego atomowego strzału. Błąd w kryciu popełnił Szmatiuk. 10 minut później przeprowadziliśmy kolejną bardzo szybką kontrę. Piłkę na środku przechwycił Wilczek, który zagrał do Wilka. Czarek z pierwszego kontaktu odegrał do Gawęckiego. Piotrek wypatrzył na skrzydle Andradinę. Edi zacentrował, najwyżej wyskoczył „Łysy” musnął „skórę” i Merda musiał sparować ją na słupek, po czym wyszła za linię. Tradycyjnie z narożnika zagrywa Brazylijczyk. Wielkie zamieszanie i futbolówka zostaje wycofana na szesnasty metr. Tam czekał Wilczek, wszyscy się spodziewali uderzenia, ale Kamil podciął piłkę do Nawotczyńskiego. Ten wrzucił Gawęckiemu. Piotrek ułożył już stopę do strzału, ale w ostatniej chwili wygarnął ją wślizgiem Konieczny. Nie ma mowy o karnym. W 40 minucie Wilczek podszedł do rzutu wolnego. Wysunął Wilkowi, Czarek huknął, ale futbolówka poszybowała nad poprzeczką.

 

W przerwie pochwaliłem większość graczy. Piotrkowi i Karolowi powiedziałem, że od nich tutaj jeszcze może wszystko zależeć i żeby się postarali szybko podwyższyć wynik. Prowadzenie jedną bramką nie daje nam pewności, że awansujemy. Wygrywanie dwoma trafieniami już znacznie podnosi te szanse.

 

4 minuty po rozpoczęciu drugiej połowy jeden z napastników zrealizował moją prośbę. Bardzo aktywny dzisiaj Wilczek podał do Wójcika, który zagrał między dwóch stoperów. Do piłki wyszedł zza pleców Gawęcki i z dziesiątego metra zmusił Merdę do wyciągnięcia kolejny raz piłkę z siatki. W 55 minucie dokonałem wszystkich trzech zmian. 10 minut później jeden ze „świeżych” kopaczy, a dokładniej Mariusz Zganiacz próbował szczęścia z dystansu. W 78 minucie faul taktyczny popełnił Maciek Szajna, za co został ukarany żółtą kartką. Podbeskidzie nie wykorzystało tej szansy, gdyż Zaremba uderzył prosto w kielecki mur. W 82 minucie z narożnika dośrodkowywał Pater. Paczkowski posłał bombę w górny róg, ale Misztal pokazał klasę broniąc ten strzał. Chwilę po tej sytuacji Zaremba trafił w słupek. „Górale” zwątpili po tym zdarzeniu i wynik utrzymał się do końca.

 

Puchar Polski 1. Runda

 

27.08.2008 – Arena Kielc, Kielce – 1918 widzów

 

Korona Kielce – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:0 (1:0)

 

17. Wilczek 1:0

 

50. Gawęcki 2:0

 

MoM – Kamil Wilczek [Korona Kielce] 8.0

 

Wykonaliśmy w stu procentach wszystkie zadania taktyczne. Podbeskidzie nie mogło sobie poradzić, gdy wyłączyliśmy z gry ich najlepszych graczy. Udał nam się rewanż za ligę. Gratuluję chłopakom awansu i bardzo się cieszę z dalszej możliwości gry w Pucharze Polski. W innych ciekawszych meczach: KSZO Ostrowiec Świętokrzyski pokonał 3:1 Stal Stalową Wolę, Miedź Legnica sprawiła małą niespodziankę eliminując Tura Turek wygrywając 1:0, GKS Katowice rozgromił aż 5:0 płocką Wisłę, Radomiak wygrał w derbach województwa mazowieckiego 1:0 z Dolcanem Ząbki. Przebój Wolbrom wyeliminował po rzutach karnych Znicz Pruszków, a Koszarawa Żywiec Wartę Poznań. Sensacji nie było w Zamościu, gdzie miejscowy Hetman uległ Widzewowi 1:3.

 

 

 

Polskie drużyny w europejskich pucharach poradziły sobie dość dobrze. Lech wylosował jako swojego rywala Queen Of The South. Kolejorz w dwumeczu pokonał Szkotów aż 6:0. Legia Warszawa stanęła przed trudniejszym zadaniem, gdyż los nie był tak przychylny jak dla poznaniaków i stołeczny zespół musiał się zmierzyć również ze Szkockim klubem. Rywalem warszawiaków był Hibernian. W dwumeczu padł wynik 2:2 i dzięki bramce strzelonej na wyjeździe Legia awansowała dalej. Wisła Kraków miała zdecydowanie najtrudniejszego przeciwnika i nikt pod Wawelem nawet się nie łudził, że uda się awansować. Liverpool wygrał w dwumeczu z Białą Gwiazdą 4:1.

 

 

 

W piątek pozyskaliśmy ostatniego już zawodnika. Podpisaliśmy kontrakt z bramkarzem Marcinem Bębnem. Piłkarz jest wychowankiem CKS Czeladź, następnie występował w Zagłębiu Sosnowiec i Odrze Wodzisław Śląski. Dwudziestoośmioletni „łapacz” obecnie był bez przynależności klubowej, więc jego transfer nic nas nie kosztował. Marcin teraz musi nadrobić zaległości, ale będzie dobrym uzupełnieniem kadry, podniesie także rywalizację na pozycji bramkarza w naszym klubie. Jestem zadowolony, że do nas dołączył. Na dzień dzisiejszy mogę obiecać, że w tym okienku nie dojdzie już do żadnego transferu „z” jak i „do” klubu.

Odnośnik do komentarza

Przed moim zespołem kolejny bardzo trudny mecz wyjazdowy. Tym razem udaliśmy się w podróż do Polkowic, gdzie wbrew pozorom nie mieliśmy grać z miejscowym Górnikiem, ale z drużyną poważnie myślącą nad grą w przyszłym sezonie w ekstraklasie. Zagłębie Lubin, bo o nim mowa będzie naszym dzisiejszym rywalem. „Miedziowi” grają gościnnie tą rundę na obiekcie w Polkowicach, gdyż działacze klubu zdecydowali się w miejscu starego, wysłużonego obiektu postawić nowy, nowoczesny stadion na blisko szesnaście tysięcy miejsc. Nasze spotkanie pokaże, czy jestem dobrą osobą na dobrym stanowisku w Koronie. Wyjaśni, także czy z obecnym składem możemy walczyć jak równy z równym o końcową promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej. Cały tydzień trenował już na pełnych obrotach Konon. Po kontuzji już nie ma śladu i być może „Erni” dostanie swoją szansę. Najgroźniejszą bronią „Miedziowych” są napastnicy. Bardzo dobry duet, który się świetnie uzupełnia, a dokładniej to typowy snajper – Micanski oraz ocierający się o kadrę Leo, szybki, dobrze wyszkolony technicznie – Szymon Pawłowski. Na dodatek na rezerwie siedzi silny, błyskotliwy Wojtek Kędziora. Skrzydła również nie należą do słabych. Patryk Klofik i Damian Piotrowski to młodzi, zdolni piłkarze. Lubinianie obok Widzewa mają najmocniejszą kadrę w naszej lidze. Stoimy przed naprawdę trudnym zadaniem.

 

Nadszedł czas, aby wszystko zweryfikowało boisko. Pan Jacek Zygmunt rozpoczął zmagania obu zespołów. Zdecydowałem, że od początku wystąpią:

Misztal – Szyndrowski(k), Bednarek, Hernani, Nawotczyński – Sasin (Kiełb, 45), Edi Andradina, Wilczek (Zganiacz, 45), Kasztelan – Wójcik, Gawęcki(Konon, 45).

 

W szatni grupa ta usłyszała, że jeśli uwierzy w swoje umiejętności to jest w stanie wywieźć z Polkowic upragnione trzy punkty. Zaczęliśmy bardzo uważnie, aby już na początku nie legły w gruzach nasze plany. W 4 minucie dośrodkował Bułgar, ale piłkę przerzucił nad bramką Misztal. W 8 minucie Wilczek przechwycił futbolówkę. Błąd popełnił bardzo doświadczony Goliński. Kamil huknął z dystansu i Ptak miał ogromny problem z wybronieniem tej bomby. Ostatecznie mu się udało. Parę sekund później Szyndrowski zagrał przez całe boisko do Ediego, który po przebiegnięciu kilku metrów i ograniu Grześka Bartczaka oddał soczysty strzał w okienko i Ptak znów musiał się wspiąć na wyżyny, aby to wyjąć. Mecz przebiegał w stylu akcja za akcję. Tym razem zacentrował Kocot, ale Misztal wyprzedził Micanskiego. Ilian chwilę później mógł pluć sobie w brodę, gdyż stanął oko w oko z naszym bramkarzem i zabrakło mu tylko kilkanaście centymetrów, żeby móc się cieszyć z trafienia. Po kwadransie gry Goliński zdecydował się na uderzenie z dystansu i Piotrek z trudem wybił piłkę na rzut rożny. Zagłębie zepsuło stały fragment gry i wznawialiśmy z „piątki”. W 19 minucie futbolówka po dużym zamieszaniu w naszym polu karnym znalazła się pod nogami rozgrywającego rywali. Michał strzelił, ale na szczęście trafił tylko w słupek. Moim piłkarze zasłużyli na solidny opieprz… W 23 minucie wykonywaliśmy róg. Zacentrował tradycyjnie już Edi. Piłkę wypiąstkował Ptak. Futbolówka po odbiciu spadła na nogę Kasztelana. Młody pomocnik bez kompleksów huknął w stronę bramki, ale „skóra” przeszła nad poprzeczką. Po półgodzinie gry doszło do groźnego starcia Gawęckiego ze Stasiakiem. Zdarzenie to było czystym przypadkiem, a nie żadną złośliwością. Piotrek niestety ucierpiał, ale poprosił mnie o możliwość dogrania połowy do końca. Po konsultacji z lekarzem zgodziłem się. Aktywny Bułgar w barwach rywali próbował jeszcze dwukrotnie szczęścia, ale za każdym razem górą był rozregulowany celownik napastnika. W 42 minucie dośrodkował Bednarek, który już na początku meczu obejrzał „żółtko”. Ptak wypiąstkował piłkę przed siebie. Futbolówka spadła tuż pod nogi Sasina, ale Kocot w ostatniej chwili zablokował strzał i uchronił swoją drużynę przed utratą bramki. Do końca połowy już nic ciekawego się nie działo i po doliczonych trzech minutach sędzia zakończył pierwszą odsłonę spotkania. Przerwa.

 

W szatni powiedziałem, że stawiamy wszystko na jedną kartę. Zmieniłem bardzo osłabionego Gawęckiego. Swoją szansę otrzymał jeden z dwóch siedzących na ławce nominalnych napastników. Do wyboru miałem Michałka i Konona. Zdecydowałem, że lepiej będzie postawić w takim meczu na doświadczonego Ernesta. Zdjąłem także bezproduktywnego Sasina. Zagłębie odcięło go od podań. Podziękowałem za grę również Wilczkowi. Ten młody pomocnik był bardzo wyczerpany ciągłą walką z silnymi rywalami. Dokonałem wszystkich trzech zmian, jest to bardzo odważne, ale kto nie ryzykuje to niema. Mecz był toczony w bardzo szybkim tempie. Spróbujemy to jeszcze bardziej podkręcić, może wtedy lubinianie opadną z sił i wykorzystamy swoją szansę.

 

Pierwszą akcję stworzyło Zagłębie. Jak mocno tak i niecelnie strzelał Pawłowski. W 50 minucie Kiełb przeprowadził rajd prawą stroną po czym zacentrował piłkę w pole karne. Tam wyskoczył i uderzył ją Wójcik, ale prosto w Aleksandra Ptaka. Wspaniała akcja, a zawodników nagrodziłem brawami. Tam gdzie 45 minut grał Sasin, wszedł „Ryba” i zrobił więcej zamieszania w szeregach Zagłębia przez kwadrans. Chwilę później znów Jacek ograł Mate Lacica, przebiegł kilkanaście metrów. Mogło być groźnie, ale na koniec nie udała mu się wrzutka i Ptak zaczynał od bramki. W 63 minucie Zganiacz przejął podanie od Nawotczyńskiego i zagrał do Konona. Ernest oddał piłkę Mariuszowi. Ten zagrał do Karola, Wójcik zaraz po przyjęciu futbolówki odwrócił się w stronę bramki o obsłużył idealnym podaniem jednego z napastników. Konon uderzył obok bramkarza i wyszliśmy na prowadzenie. Zagłębie w szoku, a ja kazałem dalej atakować, żeby wykorzystać nadarzającą się okazję do maksimum. W kolejnej akcji Kiełb ominął na prawej stronie zwodem Piotrowskiego. Zacentrował, Wójcik dołożył głowę tam gdzie trzeba i błyskawicznie podwyższył wynik meczu. Po tej bramce cofnąłem drużynę, ale mimo to „Miedziowi” nie stworzyli żadnej klarownej sytuacji. Nie mogli uwierzyć, że w cztery minuty ich upokorzyliśmy. Dopiero w doliczonym czasie gry z dystansu przymierzył Jackiewicz, ale „skóra” przeleciała wysoko nad poprzeczką. Po wznowieniu gry przez Misztala arbiter gwizdnął po raz ostatni.

 

[8/34]Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

30.08.2008 – Stadion przy ul. Kopalnianej, Polkowice – 4313 widzów

 

[7.]Zagłębie Lubin – [2.]Korona Kielce 0:2 (0:0)

 

64. Konon 0:1

 

68. Wójcik 0:2

 

MoM – Karol Wójcik [Korona Kielce] 7.8

 

Jestem bardzo szczęśliwy po tej wygranej. W lidze mamy tyle samo punktów co pierwszy Widzew. Nad trzecim zespołem zdołaliśmy wypracować już pięciopunktową przewagę, co daje nam pewien komfort. Trafiłem w przysłowiową dziesiątkę dokonując takich, a nie innych zmian. Podobała mi się gra Jacka Kiełba, który wprowadził wiele ożywienia na prawej stronie. Obieżyświat – Ernest Konon potężnym strzałem z 64 minuty udowodnił, że jeszcze nie wolno go skreślić. Na pewno dostanie jeszcze swoją szansę. No i nadal jesteśmy niepokonani.

 

W Pucharze Polski bardzo chciałbym się zmierzyć z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski lub Radomiakiem Radom. Los zdecydował, że o awans do kolejnej rundy będziemy walczyć z Odrą Wodzisław Śląski. Trzeba się cieszyć, bo mogło być przecież gorzej. Mecz odbędzie się w Kielcach, gdyż PZPN uznał nas za słabszą ekipę… To się jeszcze okaże!

--------------------------------------------

Dzięki za awans do opowiadań.

Odnośnik do komentarza

Po meczu z Zagłębiem Lubin PZPN przysłał do naszego klubu powołanie dla Michała Michałka do kadry U-19. Przeciwnikiem Polaków będzie Słowenia, a następnie San Marino. Bardzo mnie cieszy to powołanie, gdyż udowadnia to tezę, że Korona ma zdolną, dobrą i perspektywiczną młodzież. Przypominam tylko, że w zeszłym sezonie nasi młodzi zawodnicy zdobyli Mistrzostwo Polsko Juniorów, a to także o czymś świadczy. Naszemu napastnikowi życzę wielu bramek zdobytych w biało-czerwonych barwach oraz przebicia się z czasem do kadry „A”.

 

W poniedziałek upłynął ostateczny termin kupowania zawodników. Dziennikarze zgodnie uznali, że najcelniejszych transferów dokonali działacze naszej drużyny wspólnie z włodarzami Widzewa Łódź. Za największe hity zostało uznane zakupienie Mikołaja Kałudy przez RTS oraz sfinalizowanie umowy Kamil Wilczka z Koroną. Co ciekawe, to nasz zespół był najaktywniejszym klubem w trakcie zawirowań transferowych. Wzmocniliśmy kadrę pięcioma zawodnikami.

 

Za wysoką formę został nagrodzony nasz inny nabytek, a mianowicie Karol Wójcik, który otrzymał tytuł „Piłkarza Sierpnia”. W tej kategorii był bezkonkurencyjny. Drugie miejsce zajął Piotr Rafalski z Górnika Łęczna, a trzecia pozycja przypadła Januszowi Iwanickiemu z Motoru Lublin. „Menadżerem miesiąca” został szkoleniowiec łódzkiego Widzewa. Drugie miejsce zająłem ja, dzięki siedmiu wygranym spotkaniom w lidze. Na najniższym stopniu podium stanął Krzysztof Chrobak.

 

 

 

Rzut oka na ekstraklasę.

 

Pierwsze dwa miejsca bez niespodzianek. Kolejno Wisła Kraków i Legia Warszawa na początku sezonu nie miała sobie równych. Trzecia miejsce, po sześciu kolejkach przypadło piłkarzom z Bełchatowa. Następne trzy ekipy to dość duże zaskoczenia. Bardzo wysoka pozycja Piasta Gliwice, który przecież przed rundą miał ogromne problemy z otrzymaniem licencji. Drużyna ze Śląska ma w składzie super-snajpera. Marcin Folc, bo o nim mowa zaliczył pięć trafień w sześciu występach i przewodniczy w klasyfikacji najlepszych strzelców. Tuż za gliwiczanami plasuje się jedna z potęg polskiej piłki nożnej. 14-krotny Mistrz Polski, 3-krotny zdobywca Pucharu Polski – Ruch Chorzów. „Niebiescy” zawdzięczają tą lokatę swojej żelaznej taktyce. Wygrywają większość meczy stosunkiem bramek 1:0. Taktyka może i nie zbyt podobająca się kibicom, ale jak widać skuteczna. Za plecami chorzowskiego HKS-u czai się kolejny beniaminek – Lechia Gdańsk. Lechia wraz z Wisłą ma najmniej straconych bramek. Ciekawa drużyna z bardzo dobrymi napastnikami. Dobrze znany w Kielcach Maciej Kowalczyk i jego kolega Andrzej Rybski mają na swoim koncie po cztery trafienia, a na boisku świetnie współpracują. Odległe, siódme miejsce zajmuje Polonia Warszawa. „Czarne koszule” zawaliły ostatni mecz przegrywając „wygrany” pojedynek z Cracovią 2:3 i to ich bardzo drogo kosztowało. Gra w kratę oddaje miejsce Górnika Zabrze i poznańskiego Lecha. Jedno spotkanie oba te kluby potrafią wygrać w pięknym stylu, a następny przegrać bez walki, a strata do lidera sukcesywnie rośnie… Tabele zamyka nasz pucharowy rywal – Odra Wodzisław Śląski. Wodzisławianie wraz z ŁKS-em jako jedyni w lidze nie zdobyli jeszcze kompletu punktów. Co przed naszym pojedynkiem napawa optymizmem. Nad nimi znajduje się Polonia Bytom i „Pasy”. Słaba gra, chaos na boisku i niema się co dziwić, że niskie miejsce w tabeli. Arka, Jaga i Śląsk to typowe ligowe średniaki. Wygrywają między sobą i ze słabszymi od siebie, a od czołówki zbierają solidne „baty”. Niestety zwykła szarzyzna, a szkoda, bo potencjał w tych drużynach jest.

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Po serii trudniejszych spotkań przyszła pora na mecz z teoretycznie, podkreślam teoretycznie łatwiejszym rywalem. Mieliśmy się zmierzyć z dużo niżej notowanym Stilonem Gorzów Wielkopolski. Gotowy do gry w tym spotkaniu jest wreszcie nasz pierwszy bramkarz – Radosław Cierzniak. Na rezerwowego Piotra Misztala nie mogę jednak narzekać, gdyż oprócz jednej wpadki bronił bardzo pewnie. Będę miał spory kłopot, na którego z nich postawić w nadchodzącym meczu. Stilon to ekipa, która do końca będzie walczyć o utrzymanie w lidze. Jest to jednak na tyle ciekawy zespół, że może urwać kilka oczek drużyną walczącym o awans. Bukmacherzy jednogłośnie twierdzą, że każdy inny wynik niż nasza wygrana będzie ogromną sensacją. Mecz został zaplanowany na środę i odbędzie się o godzinie 19. W poniedziałek rozpracowywaliśmy grę Stilonu, a we wtorek normalnie trenowali. Pogoda nie będzie nas dzisiaj rozpieszczać, gdyż cały czas nad stadionem w Kielcach mży i wieje silny wiatr. Po rozgrzewce podałem wyjściowy skład:

 

Cierzniak – Szyndrowski(k), Bednarek, Hernani, Nawotczyński – Kiełb, Sobolewski (Gawęcki, 61), Zganiacz (Wilczek, 71), Wilk (Kasztelan, 71) – Edi Andradina, Wójcik.

 

Piłkarze ustawili się na swoich pozycjach i chwilę później usłyszeli pierwszy gwizdek arbitra, który dał znać, że można zaczynać zmagania. Pierwszą akcję przeprowadziliśmy w 7 minucie. Po dłuższej wymianie piłek Sobolewski zdecydował się na rajd lewą stroną. Wrzucił mocno piłkę na wysokości pola karnego. Pojedynek główkowy wygrał Kiełb i zagrał futbolówkę do środka, gdzie czekał nie pilnowany przez nikogo Edi. Brazylijczyk złożył się do strzału i mogliśmy się cieszyć z prowadzenia. Kapitalny początek zafundowali kibicom moi zawodnicy. 10 minut później piłkę świetnie przechwycił Wilk. Zagrał ją do Wójcika, który po przyjęciu odwrócił się w stronę własnej bramki, mówiąc językiem piłkarskim zastawił się po czym wspaniale wypatrzył Jacka Kiełba i posłał mu futbolówkę. Młody pomocnik dogonił „skórę” i zacentrował w pole karne. Tam błąd popełnili do spółki Ziemniak z Dłoniakiem i futbolówka ostatecznie wylądowała pod nogami Latynosa grającego w naszej linii ataku. Edi, bo o nim mowa bez problemu po raz drugi skierował piłkę do siatki. Po niespełna 20 minutach gry prowadziliśmy różnicą dwóch goli. Trybuny oszalały z radości. Fantastyczną asystą popisał się „Ryba”. Radość nie trwała jednak długo, gdyż do pracy wzięli się gracze Stilonu. Ruszkul popędził lewą stroną i wywalczył rzut rożny. Do narożnika pobiegł Szałas. Dośrodkował, chwila nieuwagi i gorzowianie zdobyli kontaktową bramkę. Sobolewski nie upilnował Gaca, który pokonał Cierzniaka z najbliższej odległości. Do przerwy gra toczyła się w bardzo szybkim tempie, ale już żadna z ekip nie zdołała wypracować sobie klarownej sytuacji.

 

W przerwie udzieliłem graczom wskazówek, które dotyczyły dalszej gry. Ten wynik mi w zupełności wystarczał. Stwierdziłem, że dalszy atak niema sensu, gdyż tylko nas zmęczy. Chcąc podwyższyć rezultat „zajedziemy” się kondycyjnie i w kolejnym trudniejszym meczu z Górnikiem Łęczna nie będzie miał kto grać. Piłkarzom nakazałem, aby nie pozwolili Stilonowi na zbyt dużo. Gra miała się toczyć w bezpieczniej środkowej strefie boiska.

 

Koroniarze wybiegli na murawę. Chwilkę czekaliśmy na graczy Stilonu i zaczęliśmy drugą odsłonę. W 58 minucie groźnie strzelał Malinowski, ale Cierzniak kapitalnie wybronił to uderzenie. Kilkadziesiąt sekund później Wójcik przechwycił piłkę i wyszedł sam na sam z Dłoniakiem. Niestety nie trafił w bramkę… Zawodnicy wykonywali w stu procentach moje założenia taktyczne. Graliśmy piłką, a Stilon za nią biegał. Małymi nakładami sił udawało nam się przedostawać co jakiś czas pod pole karne gorzowian i tam troszeczkę namieszać. W 70 minucie uderzał Kiełb, strzał był tak silny, że bramkarz ekipy z województwa lubuskiego wybił piłkę przed siebie, ale Jacek nie był przygotowany na taką ewentualność i nie poprawił swojego soczystego uderzenia. Chwilę później przed szansą dość łatwo stanął Gawęcki. „Łysy” dopasował się do reszty drużyny i również przestrzelił. W 85 minucie wynik uratował nam Cierzniak. Wybronił „stówę”. Szałas po indywidualnej akcji położył i próbował minąć Radka, ale ten zdołał jeszcze końcami palców wybić piłkę spod nóg Damiana! Fantastyczna interwencja. Wynik utrzymał się do końca.

 

[9/34]Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

03.09.2008 – Arena Kielc, Kielce – 5344 widzów

 

[1.]Korona Kielce – [12.]Stilon Gorzów Wielkopolski 2:1 (2:1)

 

9. Andradina 1:0

 

19. Andradina 2:0

 

28. Gaca 2:1

 

MoM – Edi Andradina [Korona Kielce] 8.4

 

Jestem bardzo zadowolony z gry moich podopiecznych. Po raz kolejny pokazali się z jak najlepszej strony. W szatni wszystkich pochwaliłem, a w szczególności: Ediego, Kiełba i Cierzniaka. Najbardziej mi szkoda młodego piłkarza Stilonu, któremu w 85 minucie brakło tak niewiele szczęścia. Podobała mi się jego gra i mogę zdradzić, że będziemy go obserwować. Po meczu dowiedzieliśmy się, że GKS Katowice pokonał Widzew Łódź i jesteśmy samodzielnym liderem pierwszej ligi. Wszystko układa się idealnie.

Odnośnik do komentarza

Dzisiaj do Kielc spróbować swoich sił przyjechał Górnik Łęczna. Jest to przeciwnik, który powiem szczerze nie leży nam. Gra niewygodną piłkę. Nasza drużyna nie lubi walczyć z górnikami. Zawsze są to mecze wolne i brzydkie. Wszystko zależy od żelaznej taktyki. Łęcznianie są dobrą ekipą. Powinni z tą kadrą włączyć się w bój o miejsce premiowane awansem. W tym momencie zajmują dopiero siódmą lokatę i co dziwne z drużynami wyżej notowanymi regularnie zdobywają punkciki, jednak tracą z ekipami z dołu tabeli. To ich dość poważny problem. Jeżeli szkoleniowcowi Krzysztofowi Chrobakowi udałoby się to poukładać, miejsce dające prawo do gry w barażu byłoby z pewnością minimum w tym sezonie. Teraz troszkę o Koronie. Misztal doznał na treningu jakiegoś drobnego potłuczenia, ale nie będzie mógł wystąpić w spotkaniu. Cierzniak po kontuzji potrzebuje więcej czasu na odpoczynek po ostatnim meczu. W takim razie debiut w złocisto-krwistych zaliczy Marcin Bęben. Pogoda była przed tym spotkaniem troszkę lepsza niż ostatnio. Temperatura sięgała na termometrze nawet do szesnastej kreski powyżej zera. Na niebie lekkie zachmurzenia, a przy ziemi hulały gwałtowne podmuchy wiatru. Górnik przyjechał do nas w najmocniejszym składzie. Czułem się przed tym meczem niepewnie. W trakcie rozgrzewki dokonałem ostatniej korekty w składzie. Kiedy piłkarze zeszli do szatni usłyszeli ode mnie jedenaście nazwisk:

 

Bęben – Szyndrowski(k), Szajna, Nawotczyński, Król – Kiełb, Sobolewski, Zganiacz, Markiewicz (Wilczek, 62) – Gawęcki (Michałek, 62), Edi Andradina.

 

Krótki motywacyjny okrzyk i wyszliśmy do tunelu, gdzie czekali już w zielonych strojach goście. Pan Matusiak wyprowadził obie drużyny na płytę boiska. Spojrzał na zegarek. Punkt 15 – zaczynamy. W 120 sekundzie gry było już ciepło w naszym polu karnym. Grzegorz Piesio dośrodkował, ale Markiewicz razem z Szyndrowskim zdołali wybić piłkę za linię autową. W 11 minucie strzelał mocno Szymanek, ale z tym uderzeniem poradził sobie Bęben. W 22 minucie okropny błąd popełnił dzisiejszy debiutant. Piłkę na aferę wykopał Żukowski. Przejął ją dopiero nasz bramkarz. Wysunął sobie futbolówkę przed siebie po czym zapewne chciał dograć do któregoś z kolegów znajdujących się na boisku. Jednak zrobił to zbyt mocno i nie zdążył wykopać „skóry”. Uprzedził go Grzegorz Szymanek i wpakował piłkę do pustej bramki. Takie błędy zdarzają się najlepszym, ale dlaczego akurat Marcinowi musiało się to przytrafić w debiucie?! Cóż zrobić, przegrywamy i trzeba to odrabiać. W 29 minucie Szajna zagrał do Sobolewskiego, ten przebiegł kilkanaście metrów i zacentrował. Do piłki wyskoczył Gawęcki, ale po huknięciu piłka poszybowała nad poprzeczką. Chwilę później szczęścia z dystansu próbował Markiewicz i futbolówka po jego strzale musnęła spojenie. Co za pech… W 37 minucie znów uderzał Markiewicz, ale tym razem mocno się pomylił. W 41 minucie dośrodkował nasz kapitan, huknął z powietrza Edi, ale góra był Żukowski. Górnik strzelił bramkę i nic poza tym nie pokazał. Przerwa.

 

W czasie niej chciałem zmotywować zespół. Powiedziałem, że musimy zagrać jeszcze lepiej niż w pierwszej odsłonie. Po stracie gola gnietliśmy niemiłosiernie i w pewnych momentach Górnikowi pomagało wielkie szczęście niż umiejętność bronienia wyniku. Jeśli zagramy jeszcze bardziej ofensywnie to wciśniemy tą bramkę kontaktową, a później kto wie, może i zwycięską. 15 minut odpoczynku minęło w błyskawicznym tempie. Wracamy do gry.

 

W 56 minucie strzelał z rzutu wolnego Edi, po uderzeniu piłka dotknęła któregoś z rywali i mieliśmy korner. Markiewicz zacentrował z narożnika futbolówkę trącił Król i usłyszeliśmy dźwięk zderzenia „skóry” z metalową rurą, zwaną poprzeczką. W 72 minucie kapitan wznawiał grę rzutem z autu. Piłka wpadła pod nogi Zganiacza, który wymienił podania z Szyndrowskim. Marek wrzucił futbolówkę w pole karne, tam zza pleców obrońców wybiegł Andradina, dostawił głowę i skierował „skórę” tuż obok interweniującego bramkarza gości. Piłka odbiła się od słupka i zatrzepotała w siatce. Szał radości opanował całą Arenę Kielc. Po stracie gola Górnik się obudził. Przejął inicjatywę i moi zmęczeni piłkarze nie mogli już nic zrobić. W 88 minucie szczęścia po indywidualnym rajdzie szukał Nazaruk, ale górą był Bęben. Po 4 minutach doliczonego czasu gry sędzia zakończył pojedynek.

 

[10/34]Mecz o mistrzostwo I ligi.

 

13.09.2008 – Arena Kielc, Kielce – 5339 widzów

 

[1.]Korona Kielce – [7.]Górnik Łęczna 1:1 (0:1)

 

23. Szymanek 0:1

 

73. Andradina 1:1

 

MoM – Krzysztof Żukowski [Górnik Łęczna] 7.7

 

Górnik z pewnością nie zasłużył nawet na remis, ale taka jest piłka. Nasuwa się na usta stare, oklepane stwierdzenie, że czego się nie da wygrać, to trzeba zremisować. Gra łęcznian była mętna jak dwudniowe piwo, mimo to zainkasowali dzisiaj jedno oczko.

Odnośnik do komentarza
Nasza drużyna nie lubi walczyć z górnikami.
Gra łęcznian była mętna jak dwudniowe piwo

Wydaje mi się, że powinno się to pisać z dużej litery.

 

Gawęcki przestał strzelać, Andradina zaczął... Jakby nie mogli postrzelać razem :keke: Dasz tabelkę jakąś?

Odnośnik do komentarza
Gra łęcznian była mętna jak dwudniowe piwo

Wydaje mi się, że powinno się to pisać z dużej litery.

Masz rację. Wydaje Ci się ;P Forma, w jakiej zawarł ten wyraz grzeskowiak, jest jak najbardziej poprawna.

 

Z Łęczną jakieś drobne załamanie formy, czy tacy po prostu dobrzy? Dobrze, że uratowaliście się remisem;)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...