Skocz do zawartości

Asian Tour


Abruś

Rekomendowane odpowiedzi

Na stadion Sultan Mohammad ke VI przyjechali zawodnicy Felda Utd. Zespół z wieloma doświadczonymi zawodnikami, bez armii juniorów w składzie. I co?

 

Pierwsza połowa:

Gramy dobrze, spokojnie z głowami na karkach. Mimo, że straciliśmy bramkę (w 18. minucie), to jednak mecz jest wyrównany. Po pierwszej połowie, nie można było wskazać zwycięzcy.

 

Druga połowa:

Chciałbym o niej zapomnieć, jak najszybciej się da. Straciliśmy trzy bramki, nie strzelając ani jednej. Na boisku pojawił się jakby inny zespół Tentery. Słabiutko, beznadziejnie... ogólnie można rzec, że zagraliśmy ch****o. Szkoda słów.

 

[8/24] Dunhill Premier MSL

Sultan Mohammad ke VI, Kota Bharu (Klt)

Widzów: 1556

 

[6] Tentera 0:4 Felda Utd [8]

0:1 Aniseh Ben Ajiku 18'

0:2 Aniseh Ben Ajiku 54

0:3 Mohd Faizal Mohd Esahar 67'

0:4 Ahmad Shaharuddin Ahmad Rosdi 69'

 

MoM: Aniseh Ben Ajiku (Felda Utd), 9

Odnośnik do komentarza

marshal - Czasami trzeba powiedzieć dobitnie, bądź w ogóle nic nie mówić. A co do drugiego, to gorzej zawsze może być.

-----

 

 

 

- Panie trenerze, chciałbym z Panem porozmawiać - przyszedł do mnie S.Ragu, mający minę niezadowolonego człowieka

- Słucham, w czym mógłbym Ci pomóc?

- Jestem niezadowolony z Pańskich ostatnich decyzji - powiedział twardo

- To znaczy? Nie rozumiem Twoich słów, co do mnie - byłem totalnie zaskoczony - Gramy dobrze, zajmujemy bardzo wysoką pozycję w lidze, a do tego nie ma problemów w drużynie. Co więc jest nie tak?

- Nie podoba mi się to, że zdejmuje mnie Pan z boiska tak szybko.

- Ahh... To tak - odetchnąłem z ulgą - I co mam w takim przypadku zrobić?

- Ja nie mówię, co ma Pan zrobić. Chciałem powiedzieć tylko, jak ja się czuję i czego potrzebuję - powiedział, prawie z łzami w oczach - Ja potrzebuję więcej, niż 45 minut, czasu, na rozegranie się. Potrzebuję czasu na "wejście" do gry, po pierwszej połowie. A Pan co robi? Uniemożliwia mi to, zdejmując mnie po 45 minutach. Zrobił już to Pan kilka razy, wliczając dwa ostatnie.

- Ptaszek się wykluć nie może? Za mało ciepełka mamusia daje?

- Hę?

- Jeżeli Ci się nie podoba to, co robię, to odpocznij sobie. Masz tydzień wolnego od treningów, od gry i od wszystkiego, co związane jest z piłką. Jasne?

- Eee... No... No dobrze... - odszedł zasmucony

---

 

Mecz bez emocji #1 - zagrali piłkarze, którzy grają mało, bądź wcale. Spisali się przyzwoicie, uzyskując satysfakcjonujący mnie wynik.

 

[1/2] Malezyjski Puchar Federacji

Hang Tuah, Pekanbaru

Widzów: 242

 

[-] Melaka 2:2 Tentera [-]

1:0 K. M. Sathian 29'

2:0 Ahmad Tharmidzi Yaman 34'

2:1 Mhod Nazrie Akui 70'

2:2 Mhod Sabri Jusoh 74'

 

MoM: Ahmad Tharmidzi Yaman (Melaka), 8

Odnośnik do komentarza

Spojrzałem na kalendarz. Nie mogłem uwierzyć, że czas leciał tak szybko. Jeszcze niedawno rozmawiałem z Jinjin przez telefon, a tu już tyle czasu minęło od tego czasu. Obiecałem jej, że przyjadę po nią do Jangan. No dobra, ale co dalej? Przyjadę po nią, wezmę ją ze sobą i co? Będę utrzymywał pierwszą, lepszą zdzirę? Spojrzałem raz jeszcze na kalendarz - Przytrzymać ją tam jeszcze, czy może po nią pojechać? No dobra... postąpiła zdzirowato, ale to nie jest wcale powód do tego, żeby nazywać ją zdzirą. Kobiety... Kto je zrozumie? Myśli chodziły mi po głowie, nie chcąc wyprowadzić na przód tej jednej, która pomogłaby mi zapanować, nad stanem, w którym się teraz znajdowałem.

 

W końcu złapałem za telefon. Chciałem się dowiedzieć, czy jeszcze chce, abym zrobił to, co ona chciała. Może i jest zdzirą, ale... [i tutaj następuje przełykanie śliny] moją zdzirą. Otworzyłem książkę telefoniczną i powoli zacząłem wystukiwać literki. J. Serce drżało mi jak powalone. Zastanawiałem się, czy byłaby możliwość, aby mi zaraz wyskoczyło. I. Ale zastanowić się powinienem, czy dobrze, że mi tak wali. W ogóle, to z jakiego powodu, mi tak wali? Po jakiego diabła tak ono szaleje? N. No cóż, jak już zacząłem, to przecież nie mogę zakończyć wybierania w środku. JIN.

 

- Halo? - ze słuchawki dobiegał męski głos - Kto i co chce od mojej żony? - byłem pewien, że to był Sonheyon

- Tu Arubashiro - powiedziałem bojaźliwym głosem - Chciałbym porozmawiać z Jinjin.

- Przykro mi, ale nie zna... - nagle głos zamilkł

- Halo? Sonheyon?

- Ty skurwysynu! - generał zaczął krzyczeć do słuchawki - To Tyś się dobierał do mojej żony! Zamorduję Cię!

- Sonheyon, podaj mi proszę małżonkę do telefonu.

- Przekrocz progi Jangan, a utnę Ci tą Twoją piękną buźkę! - zaczął mi grozić i muszę przyznać, że wychodziło mu to dość dobrze

- Przestań pieprzyć głupoty i daj mi Jinjin! - w końcu się wkurzyłem

- To po nią przyjdź, jeśli jesteś taki odważny! Przyjdź, ale pamiętaj, że litości nie będę miał dla Ciebie! - powiedział, a wręcz wykrzyczał, po czym rzucił słuchawką

 

 

Tym razem gościliśmy Kelantan - lidera tabeli po ośmiu kolejkach. Miałem nadzieję, że moi podstawowi, o ile tak ich mogę nazywać, piłkarze wypoczęli i mecz będzie wyglądał zupełnie inaczej, niż nasza ostatnia, ligowa potyczka. Pierwsza połowa pokazała, że gramy dobrze i jesteśmy zespołem dobrze przygotowanym do meczu. Szybkie i przemyślane akcje, a do tego statystyczne wyniki, dodały mi optymistycznego podejścia do meczu. Uśmiech na mojej twarzy powiększył się, gdy tuż przed gwizdkiem sędziego, do bramki trafił Preston Corporal. Na przerwę schodziliśmy z nosami nastawionymi do chmur. Gorzej było po przerwie, gdzie po, niecałych, pięciu minutach, straciliśmy dwie bramki. Najpierw Ahmad Tharmini Saiban strzelił gola pięknej akcji całego zespołu, a chwilę później, śladami kolegi poszedł Zul Yusri Che Harun, który podwyższył na 1:2. Przed oczami przeleciał mi ostatni, ligowy mecz. Pierwsza połowa świetna, druga beznadziejna. Nie mogłem dopuścić, do takiego biegu wydarzeń. Niestety, mimo przeprowadzenia zmian, nic nie wskazywało na to, aby sytuacja zmieniła się na lepszą. Dopiero pod koniec meczu, do bramki trafił Zool Ishan Yunus (wszedł z ławki rezerwowych), który uratował punkcik.

 

[9/24] Dunhill Premier MSL

Sultan Mohammad ke VI, Kota Bharu (Klt)

Widzów: 1879

 

[6] Tentera 2:2 Kelantan [1]

1:0 Prestn Corporal 45'

1:1 Ahmad Tharmini Saiban 47'

1:2 Zul Yusri Che Harun 49'

2:2 Zool Ishan Yunus 90'

 

MoM: Preston Corporal (Tentera), 8

Odnośnik do komentarza

Wszedłem do Jangan. Atmosfera była jakaś taka, zaskakująco, inna. Już początek mnie zdziwił, a co może zdarzyć się później? Strażnik popatrzył na mnie, lecz nie kazał mi zostawić swojej broni. Wcale nie dla tego, że nie zdążył, ale dlatego, że nie chciał. Spojrzał na mnie raz jeszcze i wyciągnął rękę. Palcem wskazywał na centrum miasta. Skinąłem głową i ruszyłem. Nagle coś błysnęło. Wyglądało to jakby promienie słoneczne, odbiły się od otwieranego okna. Lecz nie... To był za jasny błysk, który ciągle się tam "żarzył". Podchodziłem bliżej i bliżej, wpatrując się w ten jasny punkt.

 

- Aaaaa! - krzyknąłem nagle

 

W jednym momencie zostałem wciągnięty do jakiegoś pomieszczenia. Otrząsnąłem się i ujrzałem Jinjin, stojącą nade mną. Patrzyła na mnie swoimi błękitnymi oczami. Nagle... Zbliżyła się do mnie, na "drastyczną" odległość, i zaczęła patrzeć mi w oczy jeszcze dogłębniej. Milczeliśmy, bo to nam wystarczało. Wystarczyły spojrzenia, wystarczył dotyk, wystarczyła ta jedna chwila. W końcu dziewczyna zdecydowała się i dała mi namiętnego buziaka.

 

- Powodzenia - powiedziała, wypychając mnie za drzwi

 

Spojrzałem w stronę centrum. Złotawy blask lśnił jeszcze bardziej. Po "rozmowie" z Jinjin, wiedziałem co to jest. A raczej nie co, a kto. To był Sonheyon. Jego ogromna złość, przerodziła się w nieograniczoną siłę. Stał się człowiekiem nieobliczalnym, o tak potężnej mocy, że cała armia Jangan, była niczym. Stanąłem przed nim i spojrzałem mu w jego lśniące ślepia. Staliśmy tak przez dobre 5 minut. Nikt nas nie poganiał, nikt nas nie pouczał. W sumie, to nie było nikogo. Rynek spustoszał, wszystkie drzwi i okna były pozamykane. Na placu nie było ani jednej osoby, która odważyłaby podejść i chociaż się poprzyglądać. Wszyscy się bali.

 

- Zdradziłeś mnie Arubashiro... - zaczął Sonheyon - A ja Ci ufałem jak synowi...

- Poczekaj, bo chyba się przesłyszałem! - parsknąłem w odpowiedzi - Przepraszam, ale to nie ja chciałem Cię zabić. Przepraszam, ale to nie ja jestem zazdrosny o wszystko, co dzieje się dookoła mnie - tutaj zamilkłem, gdyż nie chciałem powiedzieć za dużo, niestety, nie potrafiłem zatrzymać tego w sobie i powiedziałem - Przepraszam, ale Jinjin nie była Twoją żoną.

 

Przed moim nosem przeleciał miecz Sonheyona. Rozwścieczony olbrzym usłyszał słowa, coś jak: "sezamie, otwórz się". W jego oczach było widać agresję i chęć zniszczenia. On chciał mnie zabić. Podniecało mnie to i rozpalało we mnie mordercze zwierze (przyp. au.: może to trochę dwuznacznie brzmi, ale nic na to nie poradzę). W jednym momencie, z człowieka, przerodziłem się w chodzącą kulę ognia. Sonheyon czekał na to...

Odnośnik do komentarza

Szybki, dwustronny atak. Moja szabla i miecz Sonheyona zatrzymały się w morderczym "uścisku". Nasze spojrzenia były jeszcze gorsze. Zaczęła się przepychanka, z której nikt nie mógł, albo nie chciał, się uwolnić. Ziemia, pod naszymi nogami, zaczęła się nam osuwać. Zrobiło się jeszcze bardziej niebezpiecznie. Dookoła nas zaczęło się wytwarzać jakby pole mocy, które powoli niszczyło wszystko, co stało na jego drodze. Odskoczyliśmy, jednak momentalnie znów byliśmy przy sobie. Nasza walka wyglądała jak przepychanka dwóch małolatów, którzy przekrzykują się na dziwne słowa i różnorakie wulgaryzmy. Czas było jednak stoczyć tą zasadniczą walkę, która wyłoniła by zwycięzce. Ale... przecież to jest bezsensowny "konkurs", który nie ma najmniejszego sensu. Bijemy się o kobietę, której żaden z nas, tak naprawdę, nie kocha. Dla mnie Jinjin stała się osobą obcą, która wykorzystuje swoją osobę do manipulacji mężczyznami. Co gorsza, mężczyźni na to lecą, w tym ja. A Sonheyon? On jej też nie kocha. On ją tylko pieprzy dniami i nocami.

 

- Stój Sonheyon!

 

Zdyszani jak cholera, mimo, że nic takiego żeśmy nie zrobili. Stanęliśmy z dala od siebie, aby nikomu nic nie trafiło dziwnego do głowy.

 

- Zastanówmy się, co my właściwie robimy? - krzyknąłem do generała, który zbytnio nie wiedział, o co chodzi

- Walczymy, to chyba rzecz jasna - odpowiedział

- Walczymy? Czy my o coś walczymy? - zacząłem się do niego wydzierać - Walczymy czy bezmyślnie się napierdalamy, niszcząc przy okazji to piękne miasto?

- ... - zamilkł, gdyż nie wiedział, co ma powiedzieć

- Zarówno ja, jak i Ty, walczymy, teoretycznie, o kobietę, która nie znaczy w naszym życiu nic. O kobietę, która opętała Ciebie w około palca, tak jak zrobiła to ze mną - zbliżałem się do generała, nie bojąc się jego reakcji - Walczymy o tą samą, zdradliwą sukę, która nic nie jest warta - Sonheyon zaczął mocniej ściskać rękojeść swojego miecza - Trzeba się zastanowić, czy walczyć bez sensu dalej, czy odwrócić się i pójść każdy w swoją stronę.

- Ale... - generał zaczął mięknąć - Ale ja ją kocham...

- To czemu ją bijesz? - wywrzeszczałem mu to praktycznie w twarz

- Nigdy jej nie uderzyłem!

 

Ze wściekłości generał machnął mieczem. Na szczęście udało mi się zablokować jego niespodziewany, pobudzony emocjami atak. Przez dłuższą chwilę siłował się ze mną, chcąc uciąć mi głowę. Jednak przestał... Przestał i zaczął płakać. Łzy zaczęły mu lecieć, jak małemu dziecku, któremu zabrało się zabawkę. Z wielkiego bydlaka, gotowego zabić za byle gówno, Sonheyon stał się potulnym barankiem. Stał się człowiekiem z uczuciami i wielkim sercem.

 

- Od zawsze za nią latałem. Jest kobietą niesamowitą i wręcz przyciągającą do siebie. Wszystko było na dobrej drodze, do czasu aż pojawiłeś się Ty...

Odnośnik do komentarza

- Wzruszyła mnie Twoja historia - rzekłem do Sonheyona, po wysłuchaniu jego opowieści - Naprawdę nie wiedziałem o tym wszystkim...

- Nic nie szkodzi... Niestety przejechaliśmy się na tej piczy obydwoje... - wzdychnął tylko

- Ale jak tak można? Nie rozumiem jej. Jak chce się jej bzykać non stop, to niech prostytutką zostanie... - byłem zły jak cholera

- Chyba całemu Jangan dała już dupy. Mimo to, nikt nie chce, aby się stąd ulotniła. W tym tkwi problem, że kto chce się trochę zabawić, kto chce się trochę odprężyć, kto chce zaznać trochę przygody, może się do niej zgłosić. I zawsze mówi ten sam tekst: "dyskrecja gwarantowana".

- A to suka jedna... - szepnąłem - Jednak dalej nie rozumiem, dlaczego zgodziłeś się ją poślubić. Co Cię wzięło?

- Myślałem, że przez to zmądrzeje. Że stanie się dobrą kobietą, dobrą żoną, a później może i matką. Niestety przeliczyłem się... Przeliczyłem się.

 

Rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę lub dwie. Nie siedzieliśmy już w Jangan. Wyszliśmy na zewnątrz i przeszliśmy całą okolicę. Doszliśmy aż do domu Wiedźmy Zachodzącego Słońca. Tam była ławka, gdzie można było siedzieć i rozmawiać do woli. Uroku dodawał piękny widok zielonych okolic miasta. Znaleźliśmy rozpoczętą paczkę fajek oraz zapalniczkę. Nie zważając na nic, zapaliliśmy po jednym. Wtedy wpadłem na pomysł.

 

- Pokażmy jej, jak się czujemy! - krzyknąłem do Sonheyona

- Ty chcesz jej coś wytłumaczyć? Przecież to tak bezduszna istota, tak perfidna, tak... tak... Ehh... Szkoda gadać.

- To i my bądźmy perfidni! - znów krzyknąłem

- Co masz na myśli?

- To, żeby zrobić jej niewyobrażalną przykrość - nagle ktoś się odezwał

 

Odwróciliśmy się, aby zobaczyć tą osobę. To była stara kobieta, o pomarszczonej twarzy. Siwe, kręcone włosy, żółte zęby, zniszczone ciało. To była ona. To była Wiedźma Zachodzącego Słońca. Wszyscy przed nią ostrzegali, jednak nikt nie wierzył w nią.

 

- Skąd wiedziałaś?

- Jestem czarodziejką.

- Wiedźmą.

- Czarodziejką.

- Starucho, o co Ci chodzi? - Sonheyon się wkurzył

- Pomogę Wam, jeśli Wy pomożecie mi. Pomogę Wam w odzyskaniu twarzy. Pomogę Wam, w zaprowadzeniu tej dziwki do samego dna. Do takiego dna, że nie będzie mogła się z niego wydostać. Zaprowadzę ją do samego diabła!

- Co byśmy mieli dla Ciebie zrobić?

- Bądźcie tutaj za miesiąc, a wszystkiego się dowiecie - spojrzeliśmy na siebie i jednocześnie przytaknęliśmy - A Ty! - wskazała na mnie - Nie pokazuj się w Jangan przez długi czas. Jak coś to nie żyjesz - na twarzy wiedźmy pokazał się obrzydliwy uśmiech

Odnośnik do komentarza

Muszę przyznać, że po wizycie w Jangan, stęskniłem się za moim malezyjskim klubem. Czas było powrócić na boiska i rozegrać kolejny ligowy mecz. Selangor PKNS to był nasz następny przeciwnik. Przed meczem znajdował się na 5-tej pozycji (dwa oczka wyżej od nas), a mecz rozgrywaliśmy na terenie rywala. Gospodarze od początku spotkania chcieli nam udowodnić, że nie zasługujemy na tak wysokie miejsce w tabeli. Już w 6. minucie do bramki trafił Mohizam Shah Dawood Shah. Bez problemu "przeszedł" mojego prawego obrońcę i pokonał Babę w akcji jeden na jeden. Gospodarze nabrali rozpędu i ciągle atakowali bramkę Tentery. Efekt był taki, że defensywa nie wytrzymała napięcia i popełniła kolejny błąd. Tym razem zawinił lewy obrońca, który "dał" wolne miejsce Fairuzowi Montanie. Malezyjczyk wrzucił piłkę na pole karne, a tam czekał na nią Dawwod Shah. Napastnik strzelił drugiego gola w tym spotkaniu i drugiego dla swojej drużyny. Graliśmy co najmniej żałośnie. A może to gospodarze grali dobrze? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Od tego momentu graliśmy lepiej... A może to gospodarze za bardzo uwierzyli w siebie? Aaaaa! Nie ważne! W 25. minucie Lee Shen Fui fauluje na polu karnym Stevena Noda. Do wykonania jedenastki podchodzi Preston Corporal. Bierze rozbieg i... słupek! Piłka odbiła się, lecz napastnik szybko do niej dobiegł i wbił ją tam, gdzie być powinna. Po pierwszej połowie 1:2. Na druga połowę wyszliśmy z drobną zmianą w obronie - Yussof Mustafa wchodzi za Abdula Madjida. Czy coś to dało? W pewnym sensie tak, gdyż załatała się troszkę dziura, jaka powstała w defensywie. Niestety gra mojego zespołu nie wskazywała na to, abyśmy mogli strzelić wyrównującą bramkę. Ba! Wydawało się, że prędzej nam strzelą niż stracą. A jednak, w 63. minucie, rzut wolny wykonywał Jonathan Yamoah. Strzelił dobrze, lecz piłka trafiła w obrońców. Kiedy myślałem już, że gospodarze opanowali sytuacje, do akcji wkroczył pechowiec tego spotkania - Lee Shen Fui. Nie trafił czysto w piłkę, a ta poleciała prosto do siaki gospodarzy. Mecz zakończył się remisem 2:2.

 

[10/24] Dunhill Premier MSL

Majlis Perbardaran, Petaling Jaya (Slg)

Widzów: 1440

 

[5] Selangor PKNS 2:2 Tentera [7]

1:0 Mohizam Shah Dawood Shah 6'

2:0 Mohizam Shah Dawood Shah 18'

2:1 Preston Corporal 25'

2:2 Lee Shen Fui, g.s., 63'

 

MoM: Mohizam Shah Dawood Shah (Selangor PKNS), 8

Odnośnik do komentarza

Ok, skoro już chcesz wprowadzać fabułę i dialogi to mam prośbę - stawiaj kropki:

 

- Starucho, o co Ci chodzi? - Sonheyon się wkurzył

 

w takich przypadkach.

 

A co do gry... Co to za słaba drużyna? Remisów się zachciało, czy co? :P

Odnośnik do komentarza

Vetr - Powiem szczerze, że zawsze mi się wydawało, że bez kropek na końcu :-k No ale cóż, czasem się człowiek myli, jak nie douczony :P A dla Ciebie, specjalnie oczywiście, mam inny wynik niż remis.

-----

 

 

 

Johor to kolejna drużyna, z którą mieliśmy przyjemność rywalizować. No ale co z tego, skoro już na początku spotkania straciliśmy dwie bramki. W pierwszej akcji gospodarzy, Mohd Farid Ideris swoim strzałem nie dał szans naszemu bramkarzowi. Piłka trafiła w słupek, a następnie, z wielką siłą, wpadła wprost do siatki. Moi obrońcy byli całkowicie rozbici. Może to dlatego 5 minut później było już 0:2. Farid Ideris znów popisał się świetnym strzałem. Tym razem uczynił to po strzale, z rzutu wolnego. Tragedia... Wiedziałem, że tak gra nie może wyglądać. Moja obrona znów dostanie ostry opieprz i znów ktoś się będzie obrażał. Nagle... Preston Corporal strzela gola na 1:2, bo znakomitej akcji całego zespołu. Coś niesamowitego, jak skuteczny jest ten napastnik, mimo słabej gry całego zespołu. Gol Liberyjczyka pobudził Tenterę do gry. Zawodnicy stali się agresywni i pewni siebie. Pokazał to 16-letni Steven Nod, który zaczął, wreszcie, aktywniej uczestniczyć w akcjach ofensywnych (często bywało tak, że był bardziej obrońcą, niż pomocnikiem). W 23. minucie, po przerzuceniu piłki przez Mohd Nora, młodzian minął obrońcę i pokonał bramkarza gospodarzy. Mimo słabej gry, do końca pierwszej połowy, utrzymaliśmy remis. W drugiej połowie przeprowadziłem dwie zmiany w obronie. Błąd! Dwie zmiany - dwie stracone bramki. Najpierw Norizam Salaman znalazł lukę w obronie i spokojnie przez nią "przeszedł", a następnie Shamsul Amri Abu Bakar udupił nas pod koniec spotkania. Tragedia, jednym słowem.

 

[11/24] Dunhill Premier MSL

Tan Sri Dato Hassan Yunus, Johor Bahru

Widzów: 3466

 

[8] Johor 4:2 Tentera [7]

1:0 Mohd Farid Ideris 3'

2:0 Mohd Farid Ideris 8'

2:1 Preston Corporal 12'

2:2 Steven Nod 23'

3:2 Norizam Salaman 63'

4:2 Shamsul Amri Abu Bakar 89'

 

MoM: Mohd Farid Ideris (Johor), 8

Odnośnik do komentarza

Sabah to kolejny zespół, od którego możemy dostać bęcki na Sultan Mohammad ke VI. Wicelider w tabeli oraz jeden z faworytów do awansu, nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek straty punktów. Goście zaczęli tak, jak chcieli - szybko, dokładnie, a co najważniejsze, skutecznie. Już w 7. minucie straciliśmy bramkę. Po błędzie środkowej obrony, Zainizam Marjan, miał do przejścia tylko bramkarza. Ten najwyraźniej spanikował, dając się łatwo obejść. 0:1, po niecałych 10 minutach. Po tym jednak, gra wyrównała się, a my nie popełnialiśmy już takich, głupich błędów. Owszem, zdarzały się mniejsze i większe, ale na nie jeszcze przymykałem oko. Coś się ruszyło pod koniec pierwszej części, jednak nie patrzyłem na zagrywki moich piłkarzy zbyt optymistycznie. Jednak w doliczonym czasie gry, do bramki trafił Mohd Yusri Mohd Yusof. Dostał on znakomite podanie od Prestona Corporala i uderzył bez zastanowienia. Ryzykowna decyzja okazała się świetną decyzją. Do przerwy 1:1. Na drug połowę wyszliśmy bez strzelca bramki. Mohd Yusof skarżył się na ból stopy, więc wolałem nie ryzykować. W jego miejsce wstawiłem Ishana Yunusa. Na boisku pojawił się także Sabri Jusoh, który wszedł za Shamsuddina. Gra układała się lepiej, a my najwyraźniej nie baliśmy się tak już rywala. Piłkarze zauważyli chyba, że goście są do ogrania tego dnia. Niestety mimo tego, w 71. minucie straciliśmy druga bramkę. Zainizam Marjan znów udowodnił, że jest znakomitym kandydatem, na objęcie "posady" króla strzelców. Znów błąd obrony i golkipera doprowadził do tego, że tracimy bramkę. Wtedy dotarło do mnie, że jesteśmy na półmetku rozgrywek ligowych i możemy porozglądać się za wzmocnieniami. Gra dobiegała końca, a ja wstawiłem jeszcze Mazeriego Izuana Mokhtara. Sędzia doliczył 4 minuty, więc powoli szykowałem się do wyjścia. Nagle rozległ się gwizdek, później krzyki piłkarzy Sabahu, aż wreszcie radość na trybunach. Sędzia odgwizdał rzut karny. Do jego wykonania podszedł Izuan Makhtar, który pewnie go wykonał. 2:2, pod koniec spotkania! Goście byli załamani i źli na sędziego. Dzięki temu stali się bardziej rozkojarzeni. O dziwo, moi piłkarze zdążyli to jeszcze wykorzystać i w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, do bramki trafił Sabri Jusoh, który dał nam zwycięstwo, w tym trudnym meczu.

 

[12/24] Dunhill Premier MSL

Sultan Mohammad ke VI, Kota Bharu (Klt)

Widzów: 1395

 

[8] Tentera 3:2 Sabah [2]

0:1 Zainizam Marjan 7'

1:1 Mohd Yusri Mohd Yusof 45'+1'

1:2 Zainizam Marjan 71'

2:2 Mazeri Izuan Mokhtar, rz.k., 90'+1'

3:2 Mohd Sabri Jusoh 90'+3'

 

MoM: Zainizam Marjan (Sabah), 8

Odnośnik do komentarza
Powiem szczerze, że zawsze mi się wydawało, że bez kropek na końcu

 

To tak jakbyś nie kończył zdań kropkami :P

 

A dla Ciebie, specjalnie oczywiście, mam inny wynik niż remis.

 

Apuko, ja miałem na myśli jakieś zwycięstwo, a nie porażkę ;] Ale gratki za mecz z "Saba(h)tem Czarownic" ;)

Odnośnik do komentarza

Vetr - Może i masz racje :P

-----

 

 

 

Mohd Yusoff Mustaffa skończył 17 lat. Dzięki temu mogliśmy zaoferować mu profesjonalny kontrakt, na który się zgodził. Młodzian będzie zarabiał 25 funtów tygodniowo.

 

 

Mecz bez emocji #2

 

W rewanżowym spotkaniu z Melaką znów wystawiłem piłkarzy, którzy rzadziej dostają szanse, na występowanie od pierwszych minut. Oczywiście było kilka wyjątków (np. Steven Nod). Cóż mogę powiedzieć? Wygraliśmy i to się liczy. Dzięki zwycięstwu awansujemy do trzeciej rundy, gdzie naszym przeciwnikiem będzie pierwszoligowy Johor FC. Kilka słów o grze piłkarzy. Dobre wrażenie zrobił na mnie 16-letni bramkarz, Abdul Rahman Bakar. Mimo, że wpuścił dwie bramki, to i tak ładnie interweniował. Dobrze spisali się również napastnicy, wraz z pomocnikami, dzięki którym gole w ogóle wpadły. Kolejna krecha leci na konto obrońców. Scout już przeszukuje Malezję, więc być może na stadion Sultan Mohammad ke VI, przybędą nowe, defensywne twarze.

 

[2/2] Malezyjski Puchar Federacji

Sultan Mohammad ke VI, Kota Bharu (Klt)

Widzów: 242

 

[-] Tentera 4:2 (2:2) Melaka [-]

1:0 Zool Ishan Yunus 5'

2:0 Stanley James Batang 21'

2:1 Faziallah Mamat, rz. k., 24'

3:1 Mohd Sabri Jusoh 54'

3:2 Mohd Noor Mohd Derus 65'

4:2 Mohd Nazrie Akui 90'+3'

 

MoM: Zool Ishan Yunus (Tentera), 8

Odnośnik do komentarza

Vetr - Pewnie tak, bo ostatnio tak mi wyszukiwał :P

-----

 

 

 

Kolejny mecz, znów, rozgrywaliśmy na własnym terenie. Tym razem przyjechali do nas piłkarze Shahzan Muda, którzy znajdowali się oczko pod nami - 8. miejsce w tabeli. Pierwsza połowa była bardzo brutalna. W 17. minucie z boiska musiał zejść Stanley James Batang, który został ostro potraktowany przed polem karnym. W jego miejsce wpuściłem Anglama. Niestety nie wykorzystaliśmy dobrej sytuacji, gdyż Steven Nod nie trafił w światło bramki. Jednak kilkanaście minut później zrobiło się 1:0 dla Tentery. Preston Corporal znakomicie wykorzystał błąd obrońców gości i, po przejęciu piłki, pokonał bramkarza. Goście jednak, w miarę szybko, odrobili straty i w 38. minucie wpakowali nam gola. Jego autorem został Mohd Yazli Yahya. Jeszcze przed przerwą, z boiska wyleciał Zool Ishan Yunus, który brutalnie sfaulował jednego z graczy gości. Skomplikowało to naszą sytuację.

 

- Z takich, a nie innych względów, w drugiej połowie zagramy jednym napastnikiem - spojrzałem na Corporala i Anglama - Przykro mi Alphonsus, ale będziesz musiał zejść.

 

Jakaż to była świetna decyzja, żeby zostawić na boisku Liberyjczyka! Większość trenerów pochlastałaby się już dlatego, że ma grać w 10-kę. Też tak płowieniem zrobić, zwłaszcza, że mamy bardzo, bardzo "dziurawą" obronę. A tutaj co się dzieje? Cud! Cud! Cud! W 55. minucie, niespodziewanie dla wszystkich, Preston Corporal strzela bramkę na 2:1 dla Tentery. Myślę sobie, że kiks bramkarza, że fuks, że to i owo. Mamy jeszcze dużo czasu, aby dostać baty. Mija kilkanaście minut, a tu się robi 3:1! Trzecią bramkę strzela Preston Corporal, który jest bezlitosny dla bramkarza i reszty bandy gości. Przecieram oczy, żeby zobaczyć, czy na pewno gramy w 10-kę. Liczę zawodników i nie mylę się - jest 10 w czerwono-białych strojach. Końcówka meczu. Ubijam większość piłkarzy w defensywie, tak żeby nie stracić dobrego wyniku, a tutaj nagle wrzask na stadionie. Odwracam się, a tam kibice wrzeszczą z radości. Wszędzie białe i czerwone barwy. Patrze na tablicę, a tutaj jest już 4:1! Coś niewiarygodnego! Preston Corporal po raz czwarty w tym spotkaniu. Zaczynam szaleć z radości: skakać, klaskać, bawić się z kibicami. Jestem w siódmym... NIE! W ósmym niebie, gdy Corporal, piąty raz w tym spotkaniu, strzela gola! Wynik końcowy 5:1, mimo gry w 10-kę! Bohater meczu - cudowny Preston! Trzynaste spotkanie w lidze wcale nie okazało się pechowe!

 

[13/24] Dunhill Premier MSL

Sultan Mohammad ke VI, Kota Bharu (Klt)

Widzów: 1446

 

[7] Tentera 5:1 Shahzan Muda [8]

1:0 Preston Corporal 17'

1:1 Mohd Yazli Yahya 38'

--- Zool Ishan Yunus, cz.k., 45'+2'

2:1 Preston Corporal 55'

3:1 Preston Corporal 68'

4:1 Preston Corporal 81'

5:1 Preston Corporal 86'

 

MoM: Preston Corporal (Tentera), 10

Odnośnik do komentarza

Vetr - My killer ;) Profil po poniższym meczu.

-----

 

 

 

Do meczu z KL Plus podchodziliśmy bardzo osłabieni. Po pierwsze, Zool Ishan Yunus został zawieszony na 2 mecze ligowe. Po drugie, dwójka graczy (Batang i Yamoah) leczy kontuzje. Po trzecie zawodnicy są wyczerpani po ostatnim spotkaniu. rezultat?

 

5. minuta - Sylvian Anega strzela gola dla swojej drużyłony. Piękne uderzeni główką, po wrzutce klubowego kolegi.

6. minuta - Sylvian Anega strzela drugiego gola. Tym razem wykorzystuje "prezent" od obrońców gości.

13. minuta - Sylvian Anega strzela trzeciego gola. Bramkarz gości bez szans, przy świetnie wykonanym rzucie wolnym.

 

Po 15 minutach gry spałem. To co robiła moja drużyna, tego nie można było nazwać grą. Obudziłem się w 25. minucie, gdy do bramki trafił Mohd Nazrie Akui. Spojrzałem na tablicę, a tam pojawiła się "1" przy nazwie naszej drużyny. Co z tego, skoro gospodarze atakowali cały czas i robili z nami to, co chcieli. Co z tego, skoro gospodarze miażdżyli nas w każdym elemencie gry. Nie mając nic lepszego do roboty, znów poszedłem spać. Doliczony czas gry. Budzi mnie mój asystent.

 

- Arubashiro! Budź się! Budź się! - spojrzałem na niego zapluskanymi oczami - 2:3! Strzeliliśmy bramkę!

- My? Mohd - każde słowo mówione było ciszej - Yusri - i ciszej - Modh - w końcu nie dokończyłem.

 

Co było tego powodem? Nie to, że znów zasnąłem, a skąd! To, że chwilę później gospodarze strzelili kolejną bramkę. Druga połowa to również było dno, w wykonaniu mojej drużyny, tyle że nie straciliśmy bramki. Zero ataków (z naszej strony), zero biegania (z naszej strony), zero wszystkiego (z naszej strony). Po pięknym zwycięstwie, daliśmy znakomity pokaz bezsilności. Wstyd!

 

[14/24] Dunhill Premier MSL

Selayang, Selayang Baru (Slg)

Widzów: 892

 

[2] KL Plus 4:2 Tentera [4]

1:0 Sylvian Anega 5'

2:0 Sylvian Anega 6'

3:0 Sylvian Anega 13'

3:1 Mohd Nazrie Akui 25'

3:2 Mohd Yusri Mohd Yusof 45'+1'

4:2 G. Saravanan Kumar 45'+2'

 

MoM: Sylvian Anega (KL Plus), 9

Odnośnik do komentarza

Mecz bez emocji #3, ale...

 

Johor FC zajmuje ostatnie miejsce w pierwszej lidze, lecz mimo to, nadal jest pierwszoligowcem. Już samo to, nie dawało nam z góry szans, zwłaszcza, że byliśmy/jesteśmy typowani do spadku z ligi. A tutaj zrobiliśmy miłą niespodziankę. Może nie wygraliśmy, ale remis na wyjeździe, możemy uznać za wielki sukces naszego klubu. Teoretycznie mamy duże szanse na awans, jednak szanse dalej będą otrzymywać piłkarze, którzy grają mniej. W tym sezonie najważniejsze jest utrzymanie się, a nie walka o puchar.

 

[1/2] Malezyjski Puchar Federacji, 3. runda

Perbadanan Pasir Gudang, Pasir Gudang

Widzów: 258

 

[-] Johor FC 2:2 Tentera [-]

0:1 Alphonsus Michael Angian 5'

1:1 Walter Silva 7'

2:1 Gustavo Fuentes 20'

2:2 Alphonsus Michael Angian 87'

 

MoM: Alphonsus Michael Angian (Tentera), 8

Odnośnik do komentarza

Vetr - Osłabł? Skoro sam jeden gra za wszystkich, to odpoczynek mu się chyba należał. On jest bogiem, dla reszty pachołków, jakie posiadam w zespole. Boje się, że jak go stracę, to nie będę miał kogo wstawić, na jego miejsce :(

-----

 

 

 

Wiedźma Zachodzącego Słońca czekała na nas. Jej wstrętny uśmiech pokazywał, że nie żartowała, jeśli chodzi o Jinjin. Lubiła bawić się ludźmi, ale nie w taki sposób jak to robiła młoda. Lubiła im robić wredne, obrzydliwe rzeczy, do których zwykły człowiek by się nawet nie dotknął. Brrr... Jak pomyśleć sobie, co ona może wymyślić.

 

- Wreszcie - powitała nas, z żółtymi zębami na wierzchu - Na czas przybyliście. Cieszy mnie to bardzo.

- Co mielibyśmy dla Ciebie zrobić, za przysługę? - zapytał Sonheyon, który najwyraźniej nie mógł już wytrzymać napięcia.

- Drobną przysługę - uśmiechnęła się jeszcze szerzej - To, moi drodzy, jest tylko mała, drobna przysługa.

- Jak zwał, tak zwał - odpowiedziałem jej - Mów, czego żądasz w zamian.

- Daleko stąd, za całymi Chinami, a nawet Malezją, żyją sobie Kamienne Lwy. Widząc Was, dwóch, silnych, odważnych mężczyzn, wierzę, że poradzicie sobie z nimi.

- Mamy udać się na polowanie? - zapytał Sonheyon.

- Nieee! To by było za mało kochaniutki. Będę potrzebowała czegoś - spojrzała się na nasze bronie tak, jakby sprawdzała, czy są odpowiednie do tego zadania - Zaczekajcie tutaj chwilę.

 

Wiedźma weszła do swojej chaty. Była to stara, drewniana chata, którą łatwiej było zniszczyć, niż obejść. Wraz z Sonheyonem staliśmy i czekaliśmy na staruchę, która zachowywała się bardzo dziwnie. Stała, cieszyła się, jak głupia, ze wszystkiego co tylko było można. Do tego jeszcze teraz poszła, nie zapraszając nas do środka. Stwierdziliśmy, że co jak co, ale jednak szurniętą kobietą to ona jest.

 

- MAM! - dobiegł nas przeraźliwy krzyk, po czym Wiedźma wyszła z wielkim worem - Mam, znalazłam!

- Worek? - zapytaliśmy, ze zdziwieniem, prawie jednocześnie - Szukałaś worka?

- To nie jest zwykły worek. Można powiedzieć, że jest to worek bez dna. Pakujecie w niego ile się da, a on i tak się nie napełnia.

- Dobra, ale co mamy z nim zrobić?

- I co z Kamiennymi Lwami? - dodałem.

- A no właśnie - znów pojawił się ten paskudny uśmiech - Likwidować musicie te istoty, ale nie możecie zapomnieć o najważniejszym. Potrzebne mi są ich łby. Dużo łbów. Bardzo dużo łbów!

- No dobra... - zadanie wydawało się być proste - Do kiedy mamy Ci je donieść?

- Nie macie terminu. Ale pamiętajcie, że im szybciej, tym lepiej.

- W takim razie do zobaczenia! - pożegnaliśmy się z Wiedźmą i ruszyliśmy na polowanie.

 

Spoglądałem na Sonheyona, który aż buzował, aby dosrać młodej Jinjin.

 

- Zajedziemy po drodze do Malezji - stwierdziłem nagle.

- Po co?

- Zobaczysz, jak się gra w piłkę - parsknąłem.

- Jak sobie chcesz - odparł z minął ponuraka.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...