Skocz do zawartości

Reloaded


Rekomendowane odpowiedzi

Za wcześnie, by oceniać. Ale Wisła jest zawsze groźna. Nawet jeśli zaliczy słaby start, to potem jeden fantastyczny miesiąc wystarczy, aby dołączyć do ścisłej czołówki

---------------------------

 

Serię letnich sparingów zakończyliśmy kompromitacją w Kielcach, gdzie polegliśmy aż 0:5. Teraz nadażała się okazja do rewanżu i od pierwszego gwizdka moi zawodnicy robili wiele, aby szybko dowieść swej wyższości. Niestety nasza swoboda na boisku trwała jedynie 20 minut. Od tego momentu gospodarze systematycznie przejmowali inicjatywę, zaś w 25 min. wyszli na prowadzenie. Piłkę w środku pola przejął Giza, natychmiast podał do Kidryckiego, który również bez namysłu posłał ją do rozpędzonego Matusiaka. Radek wbiegł między dwójkę stoperów i silnym strzałem pokonał Gostomskiego.

Najlepszą okazję do wyrównania mieliśmy sekundy po stracie bramki. Dośrodkowanie Petrova z głębi pola trafiło do stojącego na skraju pola karnego Hechalara, który sam był zaskoczony faktem, że jest zupełnie pozostawiony bez opieki. Reprezentant Polski przymierzył z kilkunastu metrów, ale Szmatuła był na posterunku. W 45 min. swoją szansę miał Majewski, który urwał się obrońcom i próbował trącić wrzucaną piłkę na krótkim słupku. Kąt był jednak zbyt ostry i bramkarz Korony znów zażegnał niebezpieczeństwo.

Gospodarze więcej błędów w defensywie nie popełnili i nasze ataki kończyły się przed polem karnym. Gwóźdź do naszej trumny wbił Norbert Varga, który w końcówce faulował w „szesnastce” Kubę Grzegorzewskiego, a pewnym egzekutorem rzuty karnego był Bartek Lawa.

 

OE (6. kolejka) 21.08.2010

[10.] Korona Kielce – Znicz Pruszków [2.] 2:0 (1:0)

25’ Matusiak 1:0

88’ Lawa (kar) 2:0

 

MoM Klepczyński (DC, Korona) – 10 przechwytów, 15/16 pojedynki główkowe, nota 8

 

Widzów – 14 801

Odnośnik do komentarza

Do Mediolanu jechaliśmy jak na wycieczkę. Nikt nie dawał nam najmniejszych szans na sprawienie sensacji i awans do Ligi Mistrzów, po porażce u siebie w pierwszym meczu 0:2. Ja poprosiłem zawodników o ambitną walkę i poszukanie pierwszego gola. A później – zobaczymy.

Gospodarze rozpoczęli leniwie i ponad 55 tysięcy fanów na San Siro wyjątkowo się nudziło. Przez pierwsze 25 minut przeprowadziliśmy kilka nieudolnych ataków, które wielkiego zagrożenia nie przyniosły, a jedynie rozdrażniły potentata. Ten błysnął pierwszy raz dopiero w 29 min. i od razu Gilardino wpisał się na listę strzelców.

Mimo utraty bramki trzeba przyznać, że mój zespół spisywał się nieźle. W 30 min. zmieniłem lekko kontuzjowanego Bąka i wprowadziłem na boisko Florero. Temu wystarczyło niewiele ponad 10 minut, aby skompletować dwie żółte kartki i wylecieć z boiska. Będąc w osłabieniu nie mieliśmy najmniejszych szans na równą grę. W przerwie w barwach Milanu pojawił się Brazylijczyk Kerlon, który w 8 minut ustrzelił hat tricka i zapewnił Włochom efektowny awans do grupowej fazy Champions League.

 

Liga Mistrzów (3. runda kwal., mecz 2/2) 25.08.2010

[iTA] Milan - Znicz Pruszków [POL] 4:0 (1:0), dwumecz 6:0

29’ Gilardino 1:0

41’ Florero (MR, Znicz) cz.k.

57’ Kerlon 2:0

59’ Kerlon 3:0

66’ Kerlon 4:0

 

MoM Kerlon (ST, Milan) – 3 gole, nota 10

 

Widzów – 55 882

 

Kilka dni później odbyło się losowanie kolejnej rundy europejskich pucharów. Los znów był dla nas wyjątkowo złośliwy i podsunął nam następnego, trudnego rywala. Tym razem zmierzymy się z Athletic Bilbao, 8. zespołem Primera Divisón. Dużo więcej szczęścia miała krakowska Wisła, która o fazę grupową powalczy z belgijskim Genk.

Odnośnik do komentarza

Chyba nie Zniczem :|

-----------------

 

Na ostatni sierpniowy mecz do Szczecina wyruszałem zaniepokojony falą poważnych urazów, która dopadła mój zespół. Permanentnie na liście kontuzjowanych przebywało 3-4 zawodników, w tym tak ważni dla mojej drużyny jak stoper Łukasiewicz, czy defensywny pomocnik Lauko. Dzień przed wyjazdem na starcie z Pogonią poważnego zerwania mięśni łydki doznał Michel Georgiev. Ten młody bułgarski napastnik już rok temu przez 5 miesięcy leczył pękniętą stopę, a teraz czeka go kolejna, 4-miesięczna absencja. Obawiam się, że jego talent nie zdąży się rozwinąć, torpedowany przez tak długotrwałe urazy.

 

Spotkanie z Pogonią w szalony sposób zaczął Ahmedov. Azer już w 20 sekundzie dostał żółtą kartkę za brutalny faul na Dawidzie Jarce, a już pół minuty później skakał z radości po celnej dobitce strzału Chałasa. Szybko zdobyta bramka dała nam komfortową pozycję i pozwoliła kontrolować mecz. Przez następne kilkanaście minut graliśmy koncertowo i tylko nieskuteczność Radka Majewskiego nie pozwoliła nam podwyższyć rezultatu. W całej pierwszej połowie oddaliśmy na bramkę Wróblewskiego 6 strzałów, a rywale ledwie jeden.

Sytuacja stopniowo odwracała się po zmianie stron. Niesieni dopingiem gospodarze zobaczyli, że nie ma się czego bać i ruszyli do ataków. Zostaliśmy zepchnięci do głębokiej defensywy, ale w arsenale mieliśmy kontrataki. Jeden z nich powinien zakończyć się decydującym trafieniem Chałasa w 70 min., ale ten minimalnie chybił, wykończony długim, samotnym rajdem ze stoperem Pogoni na karku. To marnotrawstwo zemściło się na nas po dwakroć. Nieszczęście zaczęło się w 75 min., kiedy Varga bezmyślnie wycofał piłkę do Gostomskiego, nie widząc czającego się nieopodal Edi’ego. Brazylijczyk przejął futbolówkę i po jego podaniu Rafał Nikody zdobył wyrównującą bramkę. Napastnik Portowców minutę wcześniej wszedł na boisko i był to jego pierwszy kontakt z piłką.

Pierwszy stracony gol był na sumieniu Vargi, a drugi śmiało można zapisać na konto Gostomskiego. Strzał z dystansu Kalinowskiego w 89 min. był co prawda wyjątkowo precyzyjny, ale piłka leciała leniwym lobem i mój bramkarz powinien popisać się większym refleksem. A tak, machając bezradnie rękoma, odprowadził futbolówkę wzrokiem tuż obok swojego lewego słupka.

To pierwsza w tym sezonie głupia porażka mojego zespołu.

 

OE (7. kolejka) 28.08.2010

[5.] Pogoń – Znicz Pruszków [4.] 2:1 (0:1)

1’ Ahmedov 0:1

75’ Nikody 1:1

89’ Kalinowski 2:1

 

MoM Kalinowski (ML, Pogoń) – 1 gol, 7 rajdów, nota 8

 

Widzów – 13 330

Odnośnik do komentarza

Sierpień zakończyliśmy w fatalnym stylu, przegrywając trzy mecze z rzędu. Zespół dopadł marazm, bezsilność i próżno szukać w nim ducha walki sprzed kilku miesięcy. Zawodzą napastnicy, którzy grają bezbarwnie i nieskutecznie. Problem jest też ze skrzydłowymi, którzy albo są bez formy, albo leczą kontuzje. Aby wzmocnić prawą flankę, ostatniego dnia okna transferowego kupiłem z Wisły Kraków Adriana Gudewicza (23, D/WB/M R, POL U-21 9/0). Za wszechstronnego wychowanka Jegielloni zapłaciliśmy € 150 tys.

 

Europejskie okienko transferowe zakończyło się bez głośnych nazwisk, ale z wielkimi pieniędzmi. Więcej mówiło się o emocjonującym finale SuperPucharu. Zmierzyły się w nim dwa angielskie kluby. Zdobywca Pucharu UEFA, Aston Villa, stawiła twardy opór Liverpoolowi. Od 25 min., w barwach klubu z Birmingham, grał Łukasz Fabiański, który zmienił kontuzjowanego Sébastiena Frey’a. Polak dał popis swych umiejętności i został wybrany zawodnikiem spotkania. Niestety nie sprostał rywalom i The Reds wygrali po serii rzutów karnych.

----------------------

 

Sierpień 2010

 

Bilans: 4-0-4, 9:10

OE: 6. [+0], 13 pkt, 11:5

Puchar Polski: (2. runda z Stal St. Wola)

Liga Mistrzów (3. runda kw. – 0:6 z Milan)

Puchar UEFA (1. runda z Athletic)

Finanse: + € 11,55M (+ € 700 tys.)

Budżet transferowy: € 13,01M (€ 11,9M)

Budżet płac: € 3,77M (€ 6,76M)

Nagrody: -

 

Transfery (Polska):

Moussa Qouattara (Legia -> Al-Ajn) - € 1,1M

Andrzej Rybski (Widzew -> Pogoń) - € 600 tys.

Wojciech Wróblewski (ŁKS Łódź -> Litex) - € 475 tys.

 

Transfery (świat):

Danny Muijs (Chelsea -> FC Bayern) - € 17,25M

Stefano Costantini (FC Bayern -> Schalke) - € 15,75M

Porcellis (Real Madryt -> Inter) - € 14,75M

 

Ligi świata:

Anglia: Liverpool [+2]

Francja: Bordeaux [+0]

Hiszpania: -

Niemcy: 1860 Monachium [+0]

Polska: Zagłębie Lubin [+0]

Włochy: Roma [+0]

Odnośnik do komentarza

Ten sam

-------------

 

Na początku września ruszyły eliminacje do Euro2012, które odbędą się na boiskach Serbii i Czarnogóry (kandydatura Polski i Ukrainy przegrała z kretesem, po tym jak handlarze z Jarmarku Europa wywalczyli sobie prawo dożywotniej dzierżawy terenu). Polska reprezentacja znów trafiła na kadrę Włoch, z którą walczyła w eliminacjach do Mundialu w RPA i w samych turnieju. Inauguracja nie wypadła źle, choć polegliśmy w Mesynie 1:2 (Goncerz). Debiut w kadrze Waldemara Fornalika zaliczył mój ofensywny pomocnik, Radek Majewski. O awans Biało-Czerwoni powalczą w następnych spotkaniach ze Szkocją, Ukrainą oraz Mołdawią.

Odnośnik do komentarza

W ostatnim roku wszystko wygrałem więc i teraz się uda :]

-----------------------

 

Dwie kolejne ligowe porażki zepchnęły nas na 5. miejsce w tabeli, co w połączeniu z licznymi kontuzjami oraz upokorzeniem w Lidze Mistrzów, uczyniło z mojego zespołu grupę cichych, smutnych chłopców. Spotkanie z przeciętną Jagiellonią tylko w części poprawiło sytuację w klubie. Cóż bowiem, że wreszcie przełamaliśmy złą passę i zgarnęliśmy komplet punktów, skoro do grona gości gabinetu doktora Szula dołączył pierwszy bramkarz Gostomski oraz defensywny pomocnik Ahmedov, a i snajper Hechalar nie ukończył starcia w pełni sił. Liczba kontuzji w zespole była przerażająca, zwłaszcza w perspektywie nadchodzącego meczu z Athletic w Bilbao.

 

Przynajmniej gra drużyny Znicza z Jagiellonią mogła być źródłem optymizmu. Wiele wskazywało na to, że odnaleźliśmy swój dawny rytm. Znów graliśmy mądrze, dokładnie, a większość oddanych strzałów poszybowała w światło bramki. Po koncertowej grze schodziliśmy na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem. Wynik otworzył Hechalar, wykorzystując błąd obrońcy gości, Dziewickiego. Piotrek chciał zapobiec przejęcia piłki przez debiutującego w barwach Znicza Gudewicza. Główkując futbolówkę do własnego bramkarza nie zauważył czyhającego się Hechalara, który błyskawicznie ją przejął i na raty pokonał Mirka Dębca. Trafienie na 2:0 było już tylko i wyłącznie naszą zasługą, a dokładnie Radka Majewskiego, który z ponad 25 metrów oddał wspaniały strzał wprost w okienko białostockiej bramki.

Na drugą połowę ruszyliśmy z nowym bramkarzem- kontuzjowanego Gostomskiego zastąpił Ortiz. Paragwajczyk pracy miał niewiele, bo jego koledzy skutecznie utrzymywali się przy piłce i szukali okazji do zadania rozstrzygającego ciosu. Zamiast tego, sami zgotowaliśmy sobie nerwową końcówkę. W 67 min. zrewanżowaliśmy się gościom za prezent przy pierwszej bramce. Wyczyn Dziewickiego skopiowała dwójka Olegov-Rosłoń, którzy ryzykowną wymianą podań sprokurowali kontaktowego gola Walukiewicza.

To było wszystko, na co tego wieczoru stać było gości. Bez naszych kiksów nie byli oni w stanie stworzyć zagrożenia pod naszym polem karnym. Jednak nieporadność moich ofensywnych graczy trzymała moje nerwy napięte do samego końca.

 

OE (8. kolejka) 11.09.2010

[5.] Znicz Pruszków – Jagiellonia [9.] 2:1 (2:0)

30’ Hechalar 1:0

34’ Majewski 2:0

45’ Gostomski (GK, Znicz) ktz.

67’ Walukiewicz 2:1

 

MoM Dębiec (GK, Jagiellonia) – 7 obronionych strzałów, nota 8

 

Widzów – 302

Odnośnik do komentarza

Nasze żołądki zaciskały się z nerwów na samą myśl o wyjeździe do Bilbao. Rana w naszych umysłach, po sromotnej porażce z Milanem, była jeszcze świeża i kolejne starcie z europejską, uznaną firmą przyprawiało nas o gęsią skórkę. Oliwy do ognia dolewała obecna sytuacja kadrowa, która była najbardziej dramatyczna za mojej kadencji. Na liście kontuzjowanych znajdowało się aż 8 graczy pierwszego składu, w tym dwóch podstawowych bramkarzy, czołowy napastnik Tomek Chałas oraz najlepszy defensor Antek Łukasiewicz, który tuż przed wyjazdem do kraju Basków nabawił się poważnego urazu mięśni łydki.

 

Jednym słowem, do meczu w Bilbao przystępowaliśmy przestraszeni i poważnie osłabieni. Byłem jednak w ciężkim szoku, kiedy na boisku sprawy zaprzeczały naszej ciężkiej sytuacji. Co prawda pierwszy kwadrans należał do gospodarzy, którzy od 5 do 10 minuty urządzili sobie na naszym polu karnym strzelnicę, zaś w 17 min. strzelili gola, nie uznanego jednak przez łaskawego dla nas sędziego. Spalony był bowiem minimalny i nie mielibyśmy wielkich pretensji do arbitra, gdyby wskazał na środek boiska. Ale pan Marriner gwizdnął inaczej, a po chwili i tak miał okazję do uznania gola, tyle że po drugiej stronie pola gry. Na prawej flance Gudewicz mocno naciskał cofającego się Tarantino. Defensor gospodarzy postanowił wycofać piłkę do bramkarza, ale nie zauważył Hechalara. Argentyńczyk to przebiegły lis i po przechwycie posłał futbolówkę wprost do siatki, lobując z 30 metrów goalkeeper’a Athletic. To był gol rzadkiej urody, ale zdobyty w sposób jakże charakterystyczny dla Hernána.

To trafienie nie podłamało gospodarzy, bo przecież padło z ich winy. Jednak po kolejnych 5 minutach stadion zamilkł na dobre, a piłkarze w biało-czerwonych, pasiastych koszulkach stanęli jak wryci. Olegov posłał mocną piłkę z głębi pola pod bramkę Athletic, gdzie na 30 metrze dopadł jej Hechalar i po krótkim rajdzie podwyższył na 2:0.

Szok się pogłębiał, gdy po minucie Hechalar był bliski skompletowania hat tricka, ale jego strzał trafił w poprzeczkę. Natomiast w 30 min. Argentyńczyk znów przejął piłkę beztrosko wymienianą przez miejscowych stoperów, ale tym razem przegrał pojedynek „sam na sam” z Alejandro Martínezem.

Do przerwy powinniśmy prowadzić 4:0, ale wynik o połowę niższy i tak sparaliżował gospodarzy. W drugiej połowie jedynie statystowali na boisku, pozwalając moim zawodnikom rozwinąć skrzydła. Przy tym popełniali straszne błędy, z których niestety nie korzystali moi podopieczni. Jak w 61 min, kiedy po kolejnej wpadce obrony Athletic blisko podwyższenia był Majewski.

Niewykorzystane akcje wreszcie się zemściły i w 63 min. gospodarze zdobyli kontaktową bramkę. Tym razem to mój defensor, a dokładnie Petar Petrov idealnie obsłużył napastnika gości, który z dziecinną łatwością strzelił na 2:1. Wydawało się, że teraz miejscowy zespół pójdzie za ciosem, ale to my zadaliśmy podwójne uderzenie. Między 74 a 75 minutą wprowadzony chwilę wcześniej Łukasz Szafran oraz Adrian Gudewicz zdobyli po bramce i na dobre uciszyli miejscową publiczność. Pobudzić nie zdołał jej nawet Higuera, który w końcówce zmniejszył straty Athletic i dał promyk nadziei przed rewanżem.

Zagraliśmy fantastyczne spotkanie z groźnym rywalem. Może trochę szkoda frajersko straconej bramki na 4:2, ale i tak ta zaliczka powinna zaowocować sensacyjnym awansem do grupowej fazy Pucharu UEFA.

 

Puchar UEFA (1. runda, mecz 1/2) 16.09.2010

[ESP] Athletic - Znicz Pruszków [POL] 2:4 (0:2)

18’ Hechalar 0:1

23’ Hechalar 0:2

63’ Vázquez 1:2

74’ Szafran 1:3

75’ Gudewicz 1:4

86’ Higuera 2:4

 

MoM Jabłoński (ML, Znicz) – 1 asysta, 5 kluczowych podań, nota 10

 

Widzów – 18 929

Odnośnik do komentarza

Nie od dziś lepiej gramy na wyjazdach więc rewanżu u siebie też się boję

-----------------------

 

Opromienieni zwycięstwem w Bilbao, przybyliśmy do Łodzi po pewne trzy ligowe punkty. Naszym rywalem był Widzew, który doskonale zaczął sezon i zajmując 3. lokatę jest jedną z rewelacji rozgrywek. Swoją klasę potwierdził i tego wieczoru, ale zdołał uczynić to jedynie w pierwszej połowie. Pewnie i tyle czasu by nie miał, gdyby nie przestrzelony rzut karny Norberta Vargi w 9 min. Nasz stoper podszedł do „jedenastki” po zagraniu ręką w polu karnym Krzyśka Króla, ale oddał siłowy strzał, który trafił wprost w interweniującego Sebastiana Nowaka. 20 minut później swoją szansę z jedenastu metrów mieli gospodarze i jej nie zmarnowali. Po pewnym strzale Łukasza Trałki zakończyli pierwsze 45 minut prowadzeniem 1:0

Jednak druga odsłona meczu to już zupełnie inna historia. Szybko wyrównaliśmy w 48 min. po znakomitym podaniu Petrova, które uruchomiło na lewym skrzydle Denisyuka, ten ściął w pole karne i dośrodkował na drugi słupek do wbiegającego Gudewicza, który na raty pokonał Nowaka. Po utracie prowadzenie gospodarze znów ruszyli do ataków, ale w defensywie skałą nie do przejścia był Varga, który swoją postawą zrehabilitował się za przestrzelony karny. Mając zabezpieczone tyły, mogliśmy spokojniej szukać zwycięskich bramek. Te padły w 65 i 70 min., kiedy na listę strzelców wpisali się moi dwaj najlepsi ofensywni gracze – Radek Majewski i Hernán Hechalar. Argentyńczyk znów dał popis swojemu refleksowi oraz przeczuciu i zdobył gola po przejęciu podania obrońcy Widzewa do bramkarza. Nie muszę chyba dodawać, że Hechalar znów zademonstrował śliczny, kilkunastometrowy lob nad bezradnym goalkeeper’em.

 

OE (9. kolejka) 19.09.2010

[3.] Widzew – Znicz Pruszków [5.] 1:3 (1:0)

9’ Varga (DC, Znicz) n.rz.k.

28’ Trałka (kar) 1:0

48’ Gudewicz 1:1

65’ Majewski 1:2

70’ Hechalar 1:3

 

MoM Varga (DC, Znicz) – 10 przechwytów, 16/16 pojedynki główkowe, nota 9

 

Widzów – 9506

Odnośnik do komentarza

Po serii ciężkich i ważnych spotkań, z przyjemnością wysłałem w bój moich rezerwowych, którzy mieli okazję pokazać się w 2. rundzie Pucharu Polski. Zmiennicy mocno mnie zawiedli, gdyż strasznie męczyli się z III-ligowcem. Świetna postawa bramkarza Krakowiaka nie była wymówką dla moich podopiecznych, którzy w polu karnym Stali wykazywali się wyjątkową nonszalancją. Szczególnie nieskuteczni byli napastnik Todorov oraz ofensywny pomocnik Szafran, którzy razem zmarnowali aż 12 strzałów na bramkę. Jedynym skutecznym okazał się tunezyjczyk Laâbidi, który w 75 min. trafił w okienko z rzutu wolnego. To był pierwszy mecz prawoskrzydłowego od kilku tygodni, kiedy to poprosił mnie o wpisanie go na listę transferową. Póki co nikt się po Tunezyjczyka nie zgłosił i ten najwyraźniej spokorniał. Pewnie wkrótce zapuka do mojego gabinetu z prośbą o przywrócenie go do łask.

 

Puchar Polski (2. runda, mecz 1/2) 22.09.2010

[3L] Stal St. Wola – Znicz Pruszków [1L] 0:1 (0:0)

75’ Laâbidi 0:1

 

MoM Krakowiak (GK, Stal) – 7 obronionych strzałów, nota 8

 

Widzów – 2708

Odnośnik do komentarza

9ta okręgówka jest w tym sezonie wyjątkowo silna :P

------------------

 

Niedawno pokonaliśmy jedną rewelację sezonu (Widzew), a teraz na przeciw nas stanął kolejny czarny koń rozgrywek. Zupełnie niespodziewanie nasze starcie z 3. w tabeli Arką było spotkaniem "prawie" na szczycie i szlagierem 10. kolejki Ekstraklasy. Poziom meczu nikogo nie zachwycił, ale taktyczni koneserzy piali z zachwytu na widok gry Arki. Miejscowi gracze wyszli na prowadzenie po faulu w polu karnym Ahmedova i skutecznie wyegzekwowanej „jedenastce” przez Kolendowicza. Od 27 min. Gdyńscy zawodnicy zamurowali własną bramkę i z żelazną dyscypliną bronili korzystnego rezultatu. Znakomicie grał cały blok defensywny gospodarzy, zaś gdy ten udało się sforsować, na posterunku zawsze był Marcin Bęben. Ten pokaz perfekcyjnego catenaccio zapewnił Arce komplet punktów w meczu z mistrzem Polski. Mnie zawiódł cały zespół, a najbardziej napastnik Hechalar, który był kompletnie niewidoczny i bierny, oddając przez godzinę gry ledwie jeden niecelny strzał.

 

OE (10. kolejka) 25.09.2010

[3.] Arka – Znicz Pruszków [2.] 1:0 (1:0)

27’ Kolendowicz (kar) 1:0

 

MoM Bęben (GK, Arka) – 8 obronionych strzałów, nota 9

 

Widzów – 6366

 

Porażka z Arką była trzecią w sezonie, poniesioną w zaledwie 10 kolejkach. Tyle samo razy przegraliśmy w całych poprzednich rozgrywkach...

Odnośnik do komentarza

Z gry obronnej jestem zadowolony. To w ataku dopadła nas jakaś niemoc. Wygląda na to, jakby komp szybko rozpracował moją taksę, W zeszłym sezonie miażdżyłem nią rywali, a moi ofensywni gracze grali jak z nut. Teraz w ataku nic się nie dzieje, a napastnicy seryjnie dostają noty 5-6.

--------------------

 

Pracowity wrzesień kończyliśmy historycznym spotkaniem z Athletic. Fantastyczna postawa w Bilbao dała nam dwubramkową zaliczkę przed rewanżem i byliśmy o krok od awansu do grupowej fazy Pucharu UEFA. Było pewne, że goście rzucą się na nas od pierwszej minuty, gdyż czuli się dużo mocniejsi od anonimowego Znicza Pruszków i pragnęli udowodnić to odrabiając straty. W dodatku walczyli o honor kraju Basków.

Moje przewidywania sprawdziły się i od pierwszego gwizdka gracze Athletic zamknęli nas w hokejowym zamku. Nakazałem moim chłopcom uważną grę w defensywie oraz czyhanie na kontrataki, ale ta taktyka poległa z kretesem w pierwszej połowie. Goście szybko wyszli na prowadzenie po golu Joseby Garmendii, który skorzystał ze swobody na przedpolu bramki Gostomskiego i huknął nie do obrony z 20 metrów. Po kolejnych 10 minutach mogło być już 2:0, kiedy to zastępujący kontuzjowanego Łukasiewicza Apatić stracił głowę przed polem karnym i po jego stracie blisko gola był Javier Higuera. Ta sytuacja poderwała mnie z ławki i zmusiła do korekt taktycznych. Tylko dzięki nim udało się stopniowo przejąć inicjatywę i dotrwać do przerwy.

Po zmianie stron kontynuowaliśmy lepszą, ofensywną grę, w wyniku której chcieliśmy podciąć gościom skrzydła zdobywając wyrównującą bramkę. Sztuka udała się w 58 min., kiedy Hernán Hechalar skorzystał z faktu, iż obrona Athletic skupiła się na Radku Majewskim i po jego podaniu zdobył gola na 1:1. Ta strata faktycznie zdołowała gości z Bilbao, którym na długie minuty odeszła ochota do gry. Tak jak jej ich pozbyliśmy, tak samo im ją przywróciliśmy. W 78 min. drugą żółtą kartkę otrzymał Norbert Varga i spotkanie musieliśmy kończyć w osłabieniu. To był wiatr w żagle dla Basków, którzy już 3 minuty później skorzystali z gry w jedenastu i znów wyszli na prowadzenie. Mieli około 10 minut, na zdobycie kolejnych dwóch goli i awans do fazy grupowej. Zadanie było trudne, ale biorąc pod uwagę naszą grę w dziesięciu, jak najbardziej do wykonania. Na szczęście gracze Athletic wpadli w bitewny szał, kompletnie zapominając o obronie. Dzięki temu wystarczyło kilkudziesięciometrowe wybicie piłki przez młodziutkiego stopera Patryka Drozda, aby Hechalar i Majewski znaleźli się przed osamotnionym goalkeeperem gości. Gol tego drugiego rozpoczął fiestę na wypełnionych trybunach w Pruszkowie, której nie zdołał zmącić zwycięski tego wieczora gol Vázqueza, który jednak w dwumeczu nic już nie zmieniał.

 

Puchar UEFA (1. runda, mecz 2/2) 30.09.2010

[POL] Znicz Pruszków - Athletic [ESP] 2:3 (0:1), dwumecz 6:5

8’ Garmendia 0:1

58’ Hechalar 1:1

78’ Varga (DC, Znicz) cz.k.

81’ Etxeberria 1:2

84’ Majewski 2:2

90’ Vázquez 2:3

 

MoM Polito (DC, Athletic) – 10 przechwytów, 24/25 pojedynki główkowe, nota 8

 

Widzów – 7886

Odnośnik do komentarza

Dziękuję :]

----------------

 

Nasz awans do grupowej fazy Pucharu UEFA był dla mnie sukcesem porównywalnym z tytułem mistrza Polski. Tym samym moi piłkarze spełnili najważniejszy cel, jaki przed nimi postawiłem na starcie sezonu. Awans do grupowych potyczek w europejskich pucharach miał być dla nas okazją do wyrwania się z ligowej szarówki oraz świetnym sposobem na popularyzowanie piłki w Pruszkowie. Na spotkania ligowe Znicza przychodzi najczęściej mniej niż tysiąc widzów, a pojedynki z Milanem czy Athletic wypełniły stadion po brzegi.

 

Tak więc cel minimum został osiągnięty, ale losowanie niespodziewanie roztoczyło przed nami nowe perspektywy. Trafiliśmy bowiem do grupy, której skład pozwalał nam myśleć o równej walce o dalsze rundy Pucharu UEFA. Jedynie rzymskie Lazio wydawało się poza zasięgiem, choć wyeliminowanie Athletic Bilbao dało nam wyjątkową pewność siebie. Pozostali rywale nie budzili wielkiego strachu i mogę sobie spokojnie wyobrazić wyrównaną grę z IFK Göteborg, Crveną Zvezdą, czy szkockim Hibernianem.

 

Dużo bardziej wymagających rywali los przyporządkował Wiśle Kraków. Podopieczni Stefana Majewskiego pokazali wolę walki w starciu z Genk i po zwycięstwie na Reymonta 5:2 awansowali do grupy D Pucharu UEFA, mimo wcześniejszej porażki w Belgii 0:2. O fazę pucharową Biała Gwiazda powalczy z Newcastle, Realem Saragossa, Parmą oraz Olympiakosem Pireus.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...