Skocz do zawartości

Nacjonalistyczne kaczątko


Flame

Rekomendowane odpowiedzi

Dwumecz z drużyną Glasgow Rangers poprzedza jeszcze starcie w Superpucharze Polski. Ku drobnemu zaskoczeniu kibiców, rywalem ŁKS-u nie będzie żaden z reprezentantów ‘wielkiej trójki’. Trofeum za zwycięstwo w zeszłorocznym Pucharze Polski wznieśli ku niebiosom piłkarze Górnika Zabrze, po heroicznym zwycięstwie nad warszawską Legią. Tym samym po sezonie 2006/2007, zeszłoroczny był kolejnym, którego rozstrzygnięcia kompletnie minęły się z przewidywaniami bukmacherów.

 

PZPN był po raz kolejny niezwykle wyrozumiały i przychylny reprezentantom kraju w europejskich pucharach i starcie o Superpuchar Polski władował nam w terminarz w dwa dni po meczu z Dinamem i na 72 godziny przed pojedynkiem z Glasgow Rangers. Tym samym status faworyta nadchodzącego meczu przypadł Górnikowi Zabrze, który będzie mógł z pełnym przekonaniem wystawić przeciwko nam swoją podstawową jedenastkę.

 

A co słychać w składzie ŁKS-u? Wieść głosi, że zabraknie w nim i Korfamaty i Tomczyka, co oznacza występ 19-letneigo Przemysława Kity, którego z racji marnych umiejętności nie raczyłem nawet wymienić w gronie napastników na obecny sezon. Prawe skrzydło zajmie Dytko, lewe Czoska, zmiana również na pozycji ‘klasycznej 10’ – tutaj pojawi się Antolic. Szansę debiutu dostanie także Lukac na lewej obronie i Kaźmierczak w środku pomocy. Tak polskiego składu ŁKS od dwóch lat nie było [dla ciekawskich: formacja w sygnaturce].

 

Wspomniana wartość ‘nacjonalna’ drużyny cieszyła tym bardziej, że ŁKS od samego początku wcale nie ustępował rywalom. Ba, na nowym stadionie w Tychach kibice przez pierwsze pół godziny nie obejrzeli żadnego strzału Górnika, przy czterech próbach moich podopiecznych. Starań dokładali Antolic, Pazdan oraz debiutant Czoska – bez skutku.

 

Aktywność ŁKS w ofensywie coraz bardziej przygotowywała kibiców na małą niespodziankę na boisku zaprzyjaźnionego klubu. W 34 minucie idealne dośrodkowanie Patricka Dytko spadło wprost na nogę Kity. Młodemu Polakowi nie pozostało więc nic innego niż umieścić piłkę w bramce, 1:0 stało się faktem.

 

Górnik próbował odpowiedzieć ‘dziewiczymi’ uderzeniami Zahorskiego oraz powracającego z europejskich wojaży Piotra Brożka, lecz to tylko rozochociło mistrzów Polski do przeprowadzania kontrataków. W 42 minucie akcję prawą stroną przeprowadził ponownie Dytko, odegrał do Antolica, a Chorwat posłał futbolówkę na środek pola karnego, do Kity. Przemek mając na plecach Mączyńskiego i Banasia, odwrócił się zgrabnie, huknął w lewy górny róg bramki i podwoił swój dorobek bramkowy. Szok, niedowierzanie.

 

Drugą połowę możemy z czystym sumieniem pominąć, warto odnotować jedynie, że szansę na hattricka naszego nowego supersnajpera zaprzepaścił Wojciech Król. Piłkarz Górnika zamiast odpuścić i patrzeć z uśmiechem na szczęście kolegi, ściął równo z ziemią wychodzącego na wolną pozycję młodziana, za co z pokorą musiał opuścić plac gry. Do końca spotkania wynik jednak nie uległ zmianie i ŁKS mógł świętować kolejne niespodziewane zwycięstwo i być może narodziny realnego konkurenta dla Korfamaty. Na euforię jednak nie ma czasu, już za 3 dni starcie z Glasgow Rangers.

 

24.7.2013 Stadion miejski, Tychy, widzów: 14432
Superpuchar Polski

Górnik Zabrze – ŁKS Łódź 0:2 (0:2)

0:1 Przemysław Kita ‘34
0:2 Przemysław Kita ‘42

Kychak - Modelski, Wescley (Żołnierewicz '75), Kaljumae, Lukac - Pazdan - Kaźmierczak (Bandrowski '58) - Dytko, Antolic (Pukanych '58), Czoska - Kita


MVP: Przemysław Kita 8.8 

Odnośnik do komentarza

Fleck, Davis, Stocker, vs. Korfamata, Pukanych, Kaźmierczak. Szkocja vs. Polska. Katolicyzm vs. Protestantyzm. Niezliczona ilość wymuszonych porównań cisnęła się na usta i klawiaturę przed dwumeczem z Glasgow Rangers. Mocno faworyzowani goście mają w pełni uzasadnioną chęć odniesienia łatwego zwycięstwa nad Polakami, tym bardziej, że rok temu zostali wyeliminowani z LM przez dość przeciętną Crvenę Zvezdę Belgrad. Po drugiej stronie barykady ŁKS, który nie ma nic do stracenia, pierwszą rundę Ligi Europejskiej kibice i media również przyjmą z umiarkowanym zadowoleniem. Z drugiej strony, wstydem byłoby nie podjąć rękawicy rzuconej przez Szkotów.

 

Od samego początku spotkania dało się jednak wyczuć, że Glasgow Rangers to nieco inny poziom niż piłkarze z Tbilisi czy Zabrza. Już w 3. minucie Tomasz Kupisz miał ochotę zaskoczyć swoich dawnych ligowych rywali i z ostrego kąta huknął prosto w słupek bramki Kychaka. Chwilę później w doskonałej sytuacji znalazł się Kaźmierczak, ale szansę na jego debiutanckiego gola w barwach ŁKS-u zaprzepaścił Alan McGregor.

 

Kolejna akcja należała do gości. Pazdan stanął z piłką na środku boiska i pewnie wytrwałby w tej pozycji jeszcze kwadrans, gdyby nie zmyślny Steven Davis, który z łatwością wyłuskał mu futbolówkę spod nóg. Ta powędrowała pod nogi Flecka, Szkot jednak w bardzo dobrej sytuacji uderzył minimalnie obok słupka bramki ŁKS.

 

Mistrzowie Polski nie składali jednak broni, czego efektem były szanse Pukanycha i Wescleya. Kibiców rozczarował szczególnie Brazylijczyk, który z 3 metrów nie zdecydował się na umieszczenie piłki w siatce, a skoncentrował na obijaniu poprzeczki. Przez jego błędne życiowe wybory do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.

 

W drugich 45 minutach do roboty wzięli się Szkoci czego efektem była niezwykle szczęśliwa bramka Goiana. Z narożnika boiska piłkę wrzucił Valentin Stocker, na 11 metrze najwyżej wyskoczył wspomniany Rumun i strącił ‘łaciatą’ delikatnie w kierunku bramki. Cóż jednak z tego, że uderzenie było...

 

jak ołowiana kula przez anorektyka pchnięta, nie wiadomo, czy to już próba, czy też do masochizmu zachęta

 

... skoro zarówno obrońcy ŁKS, jak i Kychak stali jak wryci i bez mrugnięcia powieką pozwolili Glasgow Rangers objąć prowadzenie.

 

Od tego momentu gra gospodarzy całkowicie przestała się układać, co zmusiło mnie do natychmiastowych zmian. Postawiliśmy na ustawienie 4-1-5, z dwoma skrzydłowymi i trójką napastników w postaciach Korfamaty, Tomczyka oraz będącego na fali mojego optymizmu Przemysława Kity. Wynik jednak ani myślał się zmienić.

 

W 89 minucie dobrze zapowiadającą się akcję Antolica przerwał faulem Davis. Do rzutu wolnego w okolicach środka boiska podszedł Emmanuel Anafri i kopnął futbolówkę z całej siły w kierunku bramki gości. Tam miały miejsce prawdziwe cuda, piłkę przejął Kychak, zagrał wprost do Goiana, który idąc tokiem myślenia swojego ukraińskiego rywala również postanowił oddać ją przeciwnikowi. Podał więc do Korfamaty, który mimo, iż rozgrywał tego dnia niezwykle słabe zawody, w zaistniałej sytuacji nie miał prawa spudłować. Stojąc przed pustą bramką pewnie wyrównał stan spotkania i ustalił jego wynik na 1:1. To z umiarkowaną nadzieją pozwala nam patrzeć na przyszłotygodniowy rewanż.

 

31.7.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 10000
Eliminacje Ligi Mistrzów, trzecia runda kwalifikacyjna, pierwszy mecz

ŁKS Łódź – Glasgow Rangers 1:1 (0:0)

0:1 Dorin Goian ‘54
1:1 Bello Korfamata ‘89

Kychak - Słodowy, Wescley, Kaljumae, Anafri - Pazdan - Kaźmierczak (Antolic '59) - Tomczyk, Pukanych (Kita '79), Szczot (Czoska '59) - Korfamata

MVP: Dorin Goian 8.1 

Odnośnik do komentarza

@jutland: albo jego szkielet ze złości rozniósłby całą trumnę ;]

 

***

 

Tymczasem ruszyła polska Ekstraklasa, zapewniając kibicom garść niespodzianek już od pierwszej kolejki. Sandecja Nowy Sącz, ligowy beniaminek w pełni zasłużenie ograł w wyjazdowym meczu faworyzowany Ruch Chorzów, Zagłębie Lubin było o krok od zwycięstwa z Polonią w Warszawie, wywożąc z Konwiktorskiej cenny punkt, a w rozegranej awansem drugiej kolejce Ci sami Lubinianie pomiatali nieznośnie Wisłą Kraków po Dialog Arenie pokonując ją ostatecznie 3:0.

 

Jednak ktoś wspomniał niedawno, że bezsensem byłoby karmienie czytelnika suchymi wynikami i rzędami cyferek, skoro nie miałby one dla niego żadnego wymiaru emocjonalnego. Wątpię, aby po przeczytaniu poniższego wykazu ‘Nacjonalistyczne kaczątko’ nabrało wyrazistości i literackiej ekspresji. Za to na pewno pozwoli on w jakiś sposób zorientować się w nieco odmienionej przez czas i pieniądze ligowej rzeczywistości.

 

Czas więc nieco przybliżyć drużyny, z którymi przyjdzie nam stoczyć bój o krajowy czempionat.

 

Cracovia Kraków (sezon 2011/12 – pozycja 13., 2012/2013 – 10.) – bogaci znajomi z południa Polski, dość anemicznie wzmacniani przez Jana Urbana. Jeśli nie nastąpi ‘ostatni zryw’ formy Niedzielana, albo na swoim, solidnym poziomie nie zacznie grać Suvorov, zamiast europejskich pucharów, kędzierzawemu Jankowi znów pozostanie jedynie bój o utrzymanie w Ekstraklasie. Jasny punkt: Adrian Mrowiec.

 

Górnik Zabrze (11/12 – 6., 12/13 – 4.) – w zeszłym sezonie otarli się o ligowe podium, po rundzie jesiennej wydawało się też, że mogą musnąć mistrzostwo Polski. Ostatecznie Królowi i spółce zabrakło doświadczenia i piłkarskiego wyrachowania. W nadchodzące rozgrywki Zabrzanie wchodzą osłabieni odejściem Kwieka, Jończyka oraz Milika, wzmocnieni za to ponoć utalentowanym Jamajczykiem i Peruwiańczykiem o bliżej nieokreślonej przeszłości. Gwiazda: Wojciech Król, młody Polak ma za zadanie wprowadzić Zabrzan w bramy Ligi Mistrzów.

 

Jagiellonia (11/12 – 8., 12/13 – 14.) – burzliwy rozwój drużyny z Białegostoku zatrzymało przybycie Czesia Michniewicza. ‘Polskiego Mourinho’ zwolniono zdecydowanie za późno, przez co odbudowywanie klubu przez Dariusza Pasiekę idzie niezwykle mozolnie. Zespół z Podlasia mają podratować Igor Duljaj oraz Kuba Wilk. Siłą napędową zespołu powinien jednak pozostać: Łukasz Tymiński, bez niego walka o centrum tabeli będzie dość wymagającym zadaniem.

 

Korona Kielce (11/12 – 9., 12/13 – 13.) – mimo marnego zaplecza finansowego i kadrowego ‘żółto-krwiści’ wciąż dryfują ponad strefą spadkową Ekstraklasy. Leszek Ojrzyński wyszedł wiec z założenia, ze wzmocnień drużynie nadal nie potrzeba, przez co sprawił sobie ogromny kłopot przed sezonem 2013/2014. Korona prezentuje się bowiem najmizerniej z całej ligowej stawki. Za ostatnią deskę ratunku uchodzi: Aleksandar Vukovic, jednak podrdzewiały już nieco Bośniak może się okazać jedynie jednookim wśród ślepców.

 

Lech Poznań (11/12 – 4., 12/13 – 3.) – Tomek Kafarski stara się, próbuje, dokonuje rekordowych transferów, zmienia taktykę z każdą kolejką, tańczy, śpiewa, recytuje. Niewiele jednak z tego wynika, rezultaty klubu są wciąż dalekie od oczekiwanych. Tajną bronią na rozpoczynający się sezon mają być Arek Milik oraz Damian Dąbrowski, warci razem okrągłe 3 mln £. A nuż Tomek trafi i ‘Kolejorz’ będzie grał jak za ‘boskiego Franza’? Wydatnie pomóc może w tym tajna broń ‘z południa’ boiska: Sebastian Madera.

 

Legia Warszawa (11/12 – 1., 12/13 – 2.) – jakim cudem nie zdobyli mistrzostwa Polski za poprzedni sezon? To pytanie zadaje sobie każdy, kto choćby od niechcenia zajrzy w skład stołecznego klubu. Borysiuk, Culina, Kucharczyk, Radovic, Wawrzyniak, Dzalamidze... aż trudno wskazać tego jedynego, który zasłużył na symbolicznego screena. Średnia not za ostatnie lata wskazuje jednak wyraźnie na: Maćka Rybusa. Faworyci do powrotu na ligowy tron.

 

Piast Gliwice (11/12 – I liga, 12/13 – 12.) – słyszysz – ‘Piast’, myślisz – Mateusz Matras, klub z Gliwic jest bowiem obecnie znany głównie z tego, że z nadludzką siłą przetrzymuje na swoich wątpliwej jakości obiektach treningowych najbardziej utalentowanego lewego obrońcę ostatnich lat. Pozostaje mieć nadzieję na buntowniczy przebłysk charakteru Mateusza i wyjazd do klubu o większych tradycjach piłkarskich. Piastowi zaś pozostanie zażarta walka z Koroną i sąsiadami z Bytomia o miano inne niż ‘czerwonej latarni’ polskiej Ekstraklasy.

Odnośnik do komentarza

Polonia Bytom (11/12, 12/13 – I liga) – beniaminek, który jeszcze 1. lipca płacił kontrakty dziesięciu piłkarzom, trenerowi, kucharce i sprzątaczce. Dziś kadra Dariusza Fornalaka zdaje się być wręcz przepełniona i w takim tempie rozwoju za dwa lata powinniśmy oglądać Polonię w półfinale LM. Wracając jednak na ziemię, walka o utrzymanie to powołanie Bytomian, szczególnej pomocy ma w tym zadaniu użyczyć: Jakub Świerczok.

 

Polonia Warszawa (11/12 – 12., 12/13 – 8.) – z nieszczerym bólem musze przyznać, że klub z Konwiktorskiej nigdy nie osiągnie upragnionych przez swojego charyzmatycznego właściciela celów. Co sezon, to nowy problem, były braki środka obrony, pojawiły się też problemy na skrzydłach, teraz przyszedł czas na wakat na pozycji napastnika. Jeśli jedenastki Michała Probierza nie pociągnie Łukasz Wroński, może być ciężko nawet o walkę w imię pozycji w środku tabeli.

 

Ruch Chorzów (11/12 – 5., 12/13 – 11.) – śląski klub jest taką krajową wersją Borussi Dortmund – niedobory finansów tuszuje utalentowaną młodzieżą. Oby wydatki transferowe równe 5 tys. £ dały Czesiowi Michniewiczowi wystarczające możliwości, by odbudować swoją krajową reputację. Jego kompanem w boju powinien być: Maciej Jankowski.

 

Sandecja Nowy Sącz (11/12, 12/13 – I liga) – przez ostatnie 17 lat piłkarze z Nowego Sącza nie doświadczyli ani jednego poważnego regresu formy, związanego ze spadkiem z klasy rozgrywkowej, dzielnie krocząc od IV ligi, aż po Esktraklasę. Na jej inaugurację zaś ogrywają bez większych skrupułów 14 – krotnych mistrzów Polski i obejmują prowadzenie w tabeli. Zarówno wyniki, jak i barwy wskazują, że mogą być czarnym koniem tegorocznych rozgrywek. Dżokejem Sandecji zdaje się być: Kola Anubi.

 

Śląsk Wrocław (11/12 – 2., 12/13 – 5.) – po oddaniu trenerskiej schedy przez Oresta Lenczyka Waldkowi Fornalikowi, Wojskowi wbrew ligowej logice zmierzają ku dołowi tabeli. Na domiar złego w klubie trwa piłkarska wyprzedaż (odejście Soboty, Sochy, Mili, Celebana) zamiast powiększania głębi składu za pieniądze pewnego wąsatego biznesmena. Zadanie odmiany złego losu, poza menedżerem spoczywać będzie na barkach: Christiana Diaza. Jedenastka Śląska wciąż powinna jednak wystarczać na pierwszą piątkę ligi.

 

Widzew Łódź (11/12 – 10., 12/13 – 6.) – nasi rywale zza miedzy (śródmieścia) zdają się być pogodzeni z rolą ligowego szaraka, niesamowitą siłą woli utrzymując co roku identyczną kadrę. Odejście Brozia i Madery zrekompensowało przybycie Cejvanovica oraz Lukljanovsa, inne braki w składzie łatała młodzieńcza ambicja Mrozińskiego i Stępińskiego. Całą tę wesołą gromadkę niezmiennie utrzymuje w ryzach: Dudu Paraiba i nie zanosi się, by coś miało się w losach klubu z al. Pilsudskiego zmienić.

 

Wisła Kraków (11/12 – 3., 12/13 – 7.) – cudownym lekiem na ostatnie niepowodzenia Białej Gwiazdy ma być zatrudnienie Elvisa Scorii. Chorwat po przygodzie w Rijece i Istrze ma swoim ‘europejskim’ doświadczeniem odesłać złe chmury znad stadionu Reymana do Warszawy. Albo chociaż nad krakowską ulicę Kałuży. Bardziej skutecznym medykamentem dla Wisły może być jednak: Kostas Mitroglu.

 

Zagłębie Lubin (11/12 – 14., 12/13 – 9.) – podopiecznym Jacka Zielińskiego życzyliśmy szczególnie źle z racji obecności Damian Dąbrowskiego w ich składzie. Piłkarz to utalentowany, być może najbardziej w Polsce, grać w I lidze więc by nie chciał, co pozwalało nam marzyć o jego pozyskaniu. Dziś Damian rządzi jednak drugą linią Lecha Poznań, co działa na niekorzyść zarówno ŁKS, jak i miedziowych. Trudno będzie im bowiem utrzymać się w ekstraklasowej stawce bez swojego młodego furhera. Klubowym duce jest obecnie: Szymon Pawłowski. Tylko czy to wystarczy do zajęcia 14. pozycji na koniec sezonu?

Odnośnik do komentarza

Nieustająca przychylność losu i dość pozytywny rezultat w pierwszym meczu z Glasgow Rangers umacniały nas w przekonaniu, że przy dobrych wiatrach mecz ze Szkotami jest choćby ‘do zremisowania 2:2’. Nadzieję tę burzyła nieco absencja pauzującego za kartki Wescleya, naturalnym jego następcą powinien być więc Krystian Żołnierewicz. Strach i przerażenie nie pozwalały mi jednak na wystawienie młodego Polaka, środek obrony zajmie więc Pazdan, na defensywną pomoc cofnie się Kaźmierczak, a łączność między obroną, a ofensywą zapewniać będzie Antolic. Rywale osłabieni będą jedynie brakiem Stevena Davisa.

 

Widać jednak było, że Rangersi mają niezwykle szerokie rezerwy, bo zastępujący Irlandczyka Alejandro Bedoya był najjaśniejszą postacią całego spotkania. To właśnie po jego podaniu, w 56. minucie wynik otworzył Tomasz Kupisz. Do tego czasu z Ibrox Park wiało...

 

mdłym wiatrem, co oczy drażni i obciąża powieki, beznamiętnym powietrzem, co powoduje haft daleki

 

... gospodarze bowiem nie kwapili się do specjalnego dokumentowania przewagi, goście zaś skupiali się na mało efektywnych, pojedynczych kontrach.

 

Utrata bramki podziała jednak na ŁKS na tyle mobilizująco, że kolejny ze wspomnianych kontrataków nagle nabrał wydajności i natychmiast przyniósł odpowiedź w postaci wyrównania. Piłkę sprzed własnego pola karnego wybił wprowadzony chwile wcześniej Żołnierewicz, przejął ją Antolic i dostarczył na wolne pole do nieocenionego Korfamaty. Nigeryjczyk opromieniony podpisanym chwilę przed meczem nowym, 5-letnim kontraktem doskonale wiedział, co w tej sytuacji zrobić.

 

Mimo to, wciąż dało się wyczuć, że ponowne objęcie prowadzenia przez Glasgow Rangers jest kwestią czasu. Pewność siebie zaczęła jednak powoli gubić mistrzów Szkocji. W 83. minucie Darren Cole zapomniał o kryciu Czoski i stworzył mu tym samym idealną sytuację do dośrodkowania wprost na stopę pewnego nigeryjskiego snajpera. Piłkarz gospodarzy musiał więc ratować się faulem, a dzięki temu sędzia podratował ŁKS drugą żółtą kartką dla Szkota. Widmo gry w przewadze i nadchodzącej dogrywki podniecało nas nieznośnie.

 

W doliczonych 30 minutach gry obydwa zespoły prowadziły otwartą wymianę ciosów, nie przejmując się zbytnio ani defensywą, ani też terminarzem spotkań (za 3 dni inauguracja Ekstraklasy z Polonią Bytom). Gospodarze znów pokazali jednak, że nie tacy Szkoci skąpi i niegościnni, jak to mówią o nich w świecie. W 106. minucie piłkę na krótki słupek wrzucił Antolic, ‘łaciata’ spadła pod nogi Flecka, który z pełnym przekonaniem zamachnął swoją prawą stopą w celu jej wybicia. Z pomocą chciał jednak pospieszyć również Tomasz Kupisz i postanowił wybić futbolówkę spod nóg Szkota. Nadgorliwość nie popłaca. Po frustrującym rykoszecie Polak umieścił piłkę we własnej bramce cudownym uderzeniem w okienko. W tym momencie niemal pewne było, że sprawa awansu do baraży o Ligę Mistrzów została sensacyjnie rozstrzygnięta.

 

I tak właśnie się stało, w dwumeczu: ŁKS – Glasgow Rangers 3:2, cudowny sen wciąż trwa.

 

7.8.2013 Ibrox Park, Glasgow, widzów: 51096
Eliminacje Ligi Mistrzów, trzecia runda kwalifikacyjna, rewanż

Glasgow Rangers – ŁKS Łódź 1:2 (0:0, 1:1)

1:0 Tomasz Kupisz ‘56
1:1 Bello Korfamata ‘60
1:2 Tomasz Kupisz [sam.] ‘106

Kychak – Słodowy (Lukac ’57), Pazdan, Kaljumae, Anafri – Kaźmierczak – Antolic – Tomczyk, Pukanych (Żołnierewicz ’45), Szczot (Czoska ’57) - Korfamata

MVP: Alejandro Bedoya 8.5 

Odnośnik do komentarza

@wer: dzięki, obiecujemy utrzymanie formy :)

 

***

 

Mimo bardzo pozytywnych rezultatów w europejskich pucharach, jasne było, że drużynie wciąż potrzeba wzmocnień. Z pomocą postanowili pospieszyć więc klubowi scouci, rozesłani po czterech stronach świata. Moją uwagę zwróciło przed wszystkim sprawozdanie z Francji. Na jego czoło wysunęła się bowiem postać pewnego doświadczonego, szybkiego niczym wiatr napastnika ze wschodniej europy, ponoć przebierającego nogami, by tylko grać na polskich boiskach za 15000 £/tyg. Kto to taki? Potraktujmy to jako zaawansowaną zagadkę intelektualną.

 

Tajemnicą była także forma zespołu w inaugurującym rozgrywki Ekstraklasy meczu z Polonią Bytom. Beniaminek z południa Polski nie miał bowiem ku zaskoczeniu kibiców okazji gry w europejskich pucharach w środku tygodnia. Świeżość i nieskazitelne przygotowanie kondycyjne musiały być kartą przetargową Bytomian w meczu z mistrzem Polski.

 

Początkowo faktycznie, miało to swoje odbicie w przebiegu spotkania. To Polonia, nie gospodarze przez pierwszy kwadrans prowadzili grę, a nawet starali się oddawać anemiczne uderzenia na bramkę Kychaka. Odwagi i siły w pierwszoligowych jeszcze nogach starczyło im jednak zaledwie do 25. minuty. Jeden szybki atak, jedno podanie na wolne pole, do Korfamaty i 0:0 było historią.

 

‘nic tylko ziewać nam przyszło, lico swe wydłużyć,

czekać na końcowy gwizdek, monotonią się nużyć’

 

Na tym bowiem wypada tak naprawdę zakończyć sprawozdanie z meczu ŁKS – Polonia, gdyż beniaminek zgodnie z oczekiwaniami nie był w stanie zdziałać nic pozytywnego w ofensywie. Kwadranse mijały, a pojedyncze uderzenia Świerczoka wciąż nie wystarczały na pokonanie Artema Kychaka. Natomiast wyprowadzane z coraz większa częstotliwością ciosy gospodarzy powoli sugerowały, że 1:0 wcale nie musi być ostatecznym rezultatem meczu. Po serii mniej lub bardziej udanych prób, zadanie podwojenia meczowego rezultatu wykonał Krzysztof Tomczyk. Bramka może i przeciętnej urody, ale 40-metrowe, crossowe podanie Roberta Szczota – cudowne. Gdzie FM-owe cyferki, a gdzie realna wartość zawodnika? Cudowny sen naszego lewoskrzydłowego wciąż trwa.

 

10.8.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8419
Polska Ekstraklasa [1/30]

ŁKS Łódź – Polonia Bytom 2:0 (1:0)

1:0 Bello Korfamata ‘25
2:0 Krzysztof Tomczyk ‘74

MVP: Robert Szczot 7.5 

Odnośnik do komentarza

Tymczasem w pewnej szwajcarskiej miejscowości odbyło się w pełni jawne losowanie par w barażach o LM. Cała impreza upłynęła pod hasłem ‘byle nie Basel, mogliśmy bowiem trafić zarówno na Szwajcarów jak i mizerną Valerengę czy izraelskie Bnei Jehuda. Jak nietrudno się domyślić, minuty mijały, a kulki z ŁKS-em oraz klubem z Bazylei 'w środku' pozostawały w koszykach. Po chwili wszystko było jasne, czeka nas dwumecz właśnie z mistrzem Szwajcarii. Tym samym limit pecha przy losowaniach jest wciąż nieokreślony.

 

Jednak Basel to przeciwnik może i na nieco wyższym poziomie niż Glasgow Rangers, ale ostatnie wydarzenia dowiodły, że futbol...

 

‘jak kobieta – zmienny jest, dziś dupę obrabia, jutro ma z nią związany gest’

 

... i należy liczyć nie tylko na własne umiejętności, ale przy okazji na głupotę rywala. Nawet takiego, który w ciągu 5 ostatnich lat, czterokrotnie rywalizował w grupach LM.

 

Pojedynek z mistrzem Szwajcarii poprzedza jeszcze nie mniej wyczerpujące i absorbujące kondycję wyjazdowe starcie z warszawską Polonią. Podopiecznym Michała Probierza nie przydarzyło się jeszcze wygrać meczu w obecnym sezonie, tryumf nad mistrzem Polski mógłby więc być ciekawym bodźcem do zdobywania większej ilości punktów niż dotychczas.

 

Należało się jednak solidnie nagimnastykować by ustawić optymalne zestawienie w perspektywie dwóch spotkań w ciągu 4 dni. Ponownie w podstawowej jedenastce pojawili się więc Lukac, Dytko oraz Pukanych. Antolic, Anafri czy też Tomczyk musieli zadowolić się póki co ławką rezerwowych i błogim odpoczynkiem przed starciem z Basel.

 

Niestety, gospodarze zaskoczyli nas już na samym początku spotkania. Łukasz Wroński huknął z 25 metrów, wprawiając piłkę w niezwykłą rotację i nieznośne ‘świszczenie’. Łaciata zadźwięczała jeszcze chwilę obok ucha Kychaka i zatrzepotała w siatce. Ani Ukrainiec, ani żaden inny bramkarz nie wyciągnąłby tego strzału, Wroński potwierdził swój ligowy geniusz i raz jeszcze zagościł w moim 'ŁKS-ie marzeń'. Rozważania przerwała jednak szybką odpowiedź Pukanycha, który bezbłędnie wykorzystał podanie Korfamaty z lewego skrzydła i w mniej efektowny, ale równie efektywny sposób, co jego rywal umieścił piłke w bramce.

 

Na tym jednak nasze powodzenie pod bramką Polonii się skończyło, kilkukrotnie bezowocnie Przyrowskiego próbował pokonać wspomniany Nigeryjczyk, lecz skończył spotkanie z zerem na koncie i pięcioma zmarnowanymi ‘setkami’. W 60 minucie zmienił go Tomczyk, były piłkarz zagłębia Lubin podzielił jednak los kolegi i jeszcze poczeka na kolejne gole w barwach ŁKS.

 

Polonia ograniczała się zaś do podań w kierunku Wrońskiego i wykorzystywania zaskakująco słabej dyspozycji Modelskiego na prawej obronie. Były gracz West Ham po kolejnej nieudanej próbie odbioru piłki spod nóg lewoskrzydłowego gospodarzy zdenerwował się okrutnie, zaklął siarczyście pod nosem i skosił rywala równo z ziemią. Diagnoza? Czerwona kartka i absencja w dwóch najbliższych spotkaniach.

 

Końcówka wyrównanego starcia trwała jednak pod dyktando ŁKS, co pozwoliło przywieźć do Łodzi symboliczny punkt i z rozkoszą oddać się dwudniowemu odpoczynkowi przed starciem wyjazdowym z Basel.

 

 

17.8.2013 Stadion przy ul. Konwiktorskiej, Warszawa, widzów: 5237
Polska Ekstraklasa [2/30]

Polonia Warszawa – ŁKS Łódź 1:1 (1:1)

1:0 Łukasz Wroński ‘9
1:1 Adrian Pukanych ‘12

Kychak – Modelski, Wescley, Kaljumae, Lukac (Anafri ’55) – Pazdan – Kaźmierczak (Antolic ’45) – Dytko, Pukanych, Szczot – Korfamata (Tomczyk ’61)

MVP: Sebastian Przyrowski 9.3 

 

Odnośnik do komentarza

W gąszczu spotkań zarówno na arenie krajowej, jak i europejskiej zagubiły się nieco klubowe transfery. Konkretniej jeden, za to bardzo ciekawy i zgodny z przyjętymi zasadami.

 

Marek Wolski – bramkarz, 20 lat, Polska, z innym popularnym, młodym polskim piłkarzem łączy go nie tylko nazwisko, ale i potencjał. Wolski jest bowiem talentem większym niż Kychak, Olszewski i Mariusz Pawełek razem wzięci. Przynajmniej tak twierdzi kadra scoutów. Jedyne, co nas martwi to niespecjalna chęć byłego bramkarza Arki Gdynia do wytężonych wysiłków na treningach. Jeśli jednak zmieni nastawienie, być może osiągnie coś więcej niż pozycje bramkarza numer dwa w ŁKS.

 

Zgodnie z oczekiwaniami Wolski nie dostanie szansy zaprezentowania swojego rzekomego geniuszu w europejskich pucharach. W meczu z Basel od pierwszej minuty wybiegnie spodziewany miedzy słupkami bramki ŁKS Kychak, na lewą obronę ‘powróci’ Anafri, rozegraniem zaś zajmie się Antolic, zastępując Pukanycha. Po drugiej stronie boiska Lucas Zen, Alexander Frei i Yannick Ndjeng pazerni na przechylenie szali zwycięstwa na korzyść szwajcarskiej piłki już w pierwszym meczu.

 

Idealną ku temu okazję już w 16. minucie miał Pintos, jednak z pięciu metrów nie trafił głową do pustej bramki. Znajoma sytuacja, prawda? Chwilę później, do szczęścia jeszcze bardziej zbliżył się Yapi-Yapo, ale jedyne, co uzyskał to nieznośne drgania całej konstrukcji po strzale w poprzeczkę.

 

Goście nie byliby jednak sobą, gdyby nie odpowiedzieli zmarnowaną ‘setką’. Piłkę meczową po podaniu Antolica na nodze miał Tomczyk, ale skiksował na tyle koszmarnie, że obserwujący spotkanie boski Franz natychmiast zaniechał planów sprawdzenia młodego skrzydłowego w polskiej reprezentacji. To jednak nieco ostudziło zapał Szwajcarów i pozwoliło dowieźć do przerwy korzystne 0:0.

 

W drugich 45 minutach okazje bramkowe stwarzało sobie tak naprawdę tylko Basel, jednak nie były one na tyle pomysłowe i niekonwencjonalne, by sforsować defensywę ŁKS-u. Strzały z dystansu Freia i Pintosa straszyły jedynie gołębie kursujące nad St. Jakob-Park. Dopiero w 78. minucie w głowach Szwajcarów zaiskrzyła nadzieja na wygranie meczu, z boiska za drugą żółtą kartkę wyleciał bowiem Mateusz Słodowy. To jednak jeszcze silniej zwarło nasze szyki obronne i aż do końca spotkania nie ujrzeliśmy choćby jednego strzału na bramkę ŁKS. Naturalnie bramkarz gospodarzy również pozostał niezatrudniony, jednak 0:0 w meczu wyjazdowym z mistrzem Szwajcarii w zupełności nam wystarcza.

 

 

20.8.2013 St. Jakob-Park, Bazylea widzów: 34562
Eliminacje Ligi Mistrzów, baraż, pierwszy mecz

FC Basel – ŁKS Łódź 0:0 (0:0)

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Anafri – Pazdan – Kaźmierczak – Tomczyk (Lukac ’79), Antolic (Pukanych ’70), Szczot (Czoska ’59) - Korfamata

MVP: Wescley 7.7 

 

Odnośnik do komentarza

Europejskie puchary nie tylko zwiększają nieco objętość naszych klubowych kieszeni i podnoszą prestiż drużyny. Oczywiste jest, że kiedy skupimy się na starciu z Basel, mniejszą uwagę przywiązujemy do przedzielającego dwumecz spotkania ligowego z Cracovią. Podopieczni Jana Urbana mają jednak na koncie 7 punktów po trzech kolejkach i wraz z Sandecją Nowy Sącz (?!) przewodzi stawce Ekstraklasy. Starcie osłabionego marną kondycją mistrza kraju z niespodziewanym liderem rozgrywek zapowiadało się, jak na polskie warunki całkiem interesująco.

 

I faktycznie, początkowo tak właśnie było. Po 15 minutach dwie zmarnowane okazje na koncie miał już Korfamata, a nieudany strzał z dystansu dołożył grający dziś na lewym skrzydle Czoska. Jednak upływały kolejne minuty, a ‘setek’ dla gospodarzy już nie przybywało. Lecz kto by się tym przejmował, skoro Cracovia nie miała ochoty wychodzić z własnej połowy, co dopiero atakować bramkę ŁKS.

 

Pierwsze ostrzeżenie nadeszło w 42. minucie. Idealne podanie od Hesdeya Suarta dostał Smektała, ale w idealnej sytuacji huknął z prostego podbicia wprost w nos Kychaka. Ukrainiec jednak pozostał niewzruszony,

 

‘obmacał nos, odzienie swe otrzepał, poprawił włos i na vendettę czekał’.

 

Okazję ku zemście jednak zwietrzył, gdy parę minut po przerwie, w 49. minucie na linii jedenastu metrów piłkę ustawił Andrzej Niedzielan. ‘Wtorek’ huknął pewnie, w prawy górny róg bramki, nie dając żadnych szans Kychakowi. Ze ‘stadionu’ przy al. Unii powoli zaczynało pachnieć niespodzianką.

 

Swąd był coraz intensywniejszy, gdy okazywało się, że ŁKS nie jest dziś w stanie stworzyć choćby jednej klarownej sytuacji do zdobycia gola. Strzały z dystansu zamiast w okienku lądowały w rękach Kaczmarka, wszelkie indywidualne akcje zaś przerywane były przez defensorów gości.

 

Dramaturgii jednak nigdy dosyć, w 95. minucie piłkę przejął Kaźmierczak, cudownie podał wprost na prawą stopę Tomczyka, który podciął ją delikatnie, tuż nad niespecjalnie okazałą czupryną bramkarza Cracovii. Tak heroicznie wywalczony punkt cieszy, jednak w ogólnym rozrachunku, domowy remis z wciąż przeciętną drużyną Jana Urbana trudno uznać za sukces.

 

 

2.8.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów:
Polska Ekstraklasa [3/30]

ŁKS Łódź – Cracovia Kraków 1:1 (0:0)

1:0 Andrzej Niedzielan ‘49
1:1 Krzysztof Tomczyk ‘95

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Bandrowski (Antolic ’57, Kaźmierczak ’71) – Tomczyk, Pukanych, Czoska – Korfamata (Szczot ‘45)

MVP: 

 

Odnośnik do komentarza

O niespecjalnie udanych krajowych poczynaniach należy szybko zapomnieć, gdy w terminarzu widnieje nadchodzący rewanż z FC Basel. Niestosownie przypomina o tym kontuzja Antolica, której Chorwat nabawił się właśnie w starciu z Pasami. Nie dane mu jest się spokojnie rozwijać - kiedy tylko w jego statystykach pojawią się zielone strzałki, rywale łamią mu żebra i wykręcają stawy. Na deser Kaźmierczak doznał przepukliny, a Szczot i Słodowy pauzują za kartki. Żyć, nie umierać.

 

Basel jednak ma również swoje problemy, kiedy my remisowaliśmy z Cracovią, oni przegrywali w prestiżowym starciu z Young Boys. Spadek na pozycję wicelidera szwajcarskiej Superleague przyjęli z w pełni uzasadnionym rozgoryczeniem.

 

Niskie morale gości nie były jednak w żadnym stopniu widoczne podczas pierwszych dwóch kwadransów gry. Frei i spółka atakowali z polotem, raz po raz oddając niecelne strzały na bramkę Kychaka. Ukrainiec był zmuszony do interwencji dopiero w 32 minucie, ale uderzenie Lucasa Zen nie sprawiło mu jakichkolwiek problemów.

 

W międzyczasie głębię naszego klubowego szpitalu powiększył Adrian Pukanych, który na noszach opuścił plac gry. Na ławce rezerwowych – młodzież pozbawiona doświadczenia choćby w polskiej Ekstraklasie, wybór padł na Volodye Papikyana, dla którego był to jedenasty oficjalny mecz dla ŁKS. To zdawało się dopełnić naszej tragedii.

 

Basel wykonało jednak pewien niezbyt zrozumiały manewr z pozostawieniem na środku pola karnego zupełnie samotnego Bello Korfamaty. Natychmiast dostrzegł to świeżo wprowadzony Ormianin, dograł do nogi Nigeryjczyka, który dał prowadzenie gospodarzom. O co chodzi? – pytali kibice Basel. ŁKS-u zresztą też.

 

Wszystko wróciło do normy już chwilę po wznowieniu gry, kiedy to po serii podań akcję Szwajcarów wykończył Park Joo-Ho. Do przerwy więc mimo problemów, awans do fazy grupowej LM dzierżyli w nogach goście.

 

W drugiej połowie słabo grającego Bandrowskiego na środku pomocy zmienił Wescley, który dostał dzięki temu okazję rozegrania swojego pierwszego meczu na tej pozycji w ciągu całej kariery. Na środku obrony miejsce zajął nieopierzony Żołnierewicz, serca polskich kibiców drżały z przerażenia.

 

Wciąż optymistyczny charakter pisanego odcinka wskazuje jednak na to, że dziesięciotysięczna widownia musiała znaleźć jakiś powód do radości. W 65. minucie akcję przeprowadził więc ponownie duet Papikyan – Korfamata, zakończoną strzałem prosto w golkipera Basel. Czymże byłaby jednak cała ta pseudodramaturgia bez happy-endu. Hansson wypluł piłkę wprost pod nogi Nigeryjczyka. Dobitka wręcz grzeszyła skutecznością, na tablicy wyników pojawił się rezultat 2:1.

 

Kolejne minuty upływały pod znakiem okrzyków ‘panie Turek, kończ ten mecz’, na co postrzegający to za obelgę w stosunku do swojej narodowości Michael Koukoulakis odpowiadał seryjnie przyznawanymi dla ‘rycerzy wiosny’ żółtymi kartkami. Szwajcarzy zaś zdecydowanie spuścili z tonu, mimo że do awansu potrzebna była im jedna, symboliczna bramka. Bramka, którą tak łatwo zdobyli chociażby w 47. minucie. Nic jednak nie chciało wyjść Freiowi, Yapi-Yapo pudłował okrutnie, a Zen grał tak słabo, że Thorsten Fink z bólem zdjął go z boiska.

 

Kiedy w 93. minucie piłka zamiast pod polem karnym ŁKS-u znajdowała się w okolicach bramki gości, jasne stało się to, w co nikt nie wierzył.

 

ŁKS zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów sezonu 2013/2014.

 

 

20.8.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 10000
Eliminacje Ligi Mistrzów, baraż, rewanż

ŁKS Łódź – FC Basel 2:1 (1:1)

1:0 Bello Korfamata ‘45
1:1 Park Joo-Ho ‘45+2
2:1 Bello Korfamata ‘65

Kychak – Modelski, Wescley, Kaljumae, Anafri – Pazdan – Bandrowski (Żołnierewicz ’45) – Tomczyk, Pukanych (Papikyan ’29), Czoska (Dytko ’73) - Korfamata

MVP: Bello Korfamata 8.8 

 

Odnośnik do komentarza

@wer: Dzięki wielkie :)

 

***

 

Tymczasem w Monako Michel Platini z kolegami losował różnokolorowe kulki w celu ustalenia porządku fazy grupowej Ligi Mistrzów. W czwartym koszyku znalazło się tez miejsce dla reprezentanta futbolu z kraju nad Wisłą, którym został Łódzki Klub Sportowy.

 

Wybiła godzina 18. i para przeuroczych i przedowcipnych prowadzących z szerokim uśmiechem przywitała publiczność, gości specjalnych i grupę ‘losujących’. Również zadowolonych, w końcu dziesiątki tysięcy przelewane na ich konta po wyciągnięciu każdej z kuleczek automatycznie unosi kąciki ust.

 

Minuty mijały, zera na kontach mnożyły się aż miło, w końcu rozpoczęło się losowanie trzeciego koszyka. Nie jest bowiem tajemnicą, że szczytem oczekiwań polskich kibiców będzie grupowe ‘podium’, warto było więc trafić do grupy z porównywalnym z pokonanymi w eliminacjach drużynami rywalem. Za cel przyjęliśmy rywalizację z FC Kopenhagą lub Panathinaikosem, wszak tegoroczna edycja LM, mimo iż pozbawiona Milanu, Chelsea czy Manchesteru City, zdawała się być niezwykle wyrównana.

 

Miło było więc, że podobnie jak przy losowaniu grup Euro 2012, magiczne moce Zbyszka Kręciny znów zadziałały i zapewniły nam grupę E, w której zagrają właśnie Grecy. Oprócz nich, los (lub Zbyszek) przydzielił nam PSG oraz Barcelonę, z którą zmierzymy się zresztą już w debiucie w rozgrywkach. Walka o sumy jeszcze wyższe niż 6 mln £ za sam udział w LM zapowiada się więc bardzo interesująco. Szczególnie dla naszych rywali.

 

 

GRUPA E

1. FC Barcelona
2. Paris Saint-Germain
3. Panathinaikos Ateny
4. ŁKS Łódź

 

Odnośnik do komentarza

@Hidalgo:

ale bardzo ciekawie za to ;]

***

 

Historyczny wręcz awans do Ligi Mistrzów poza aspektem sportowym przyniósł nam jeszcze dość obszerne profity finansowe. Klubowa kasa została bowiem zasilona o 6 mln £, co w pełni przykryło dotychczasowy debet na koncie. Cóż mi jednak po tym, skoro budżet transferowy nie drgnął ani o funt?

 

Przy okazji warto cofnąć się nieco do wydarzeń sprzed roku, kiedy to przy okazji starć z Legią czy derbów z Widzewem, Filip Kenig, dotychczasowy prezes ŁKS-u postanowił zrzec się pełnionej funkcji. Casting na jego następcę rozgorzał w najlepsze, ale nikt nie chciał podjąć się próby ratowania blisko dwu-milionowych długów drużyny. Wtedy koszykarzowi ŁKS (Kenigowi właśnie) w sukurs przyszedł inny reprezentant tego sportu, związany z łódzkim klubem. Marcin Gortat, bo o nim mowa, wspominając lata spędzone na Karolewie i Bałutach, z radością przyjął wyzwanie i usadził swoje 111-kilogramowe cielsko na wątpliwej jakości fotelu prezesa klubu.

 

Kibice liczyli na nową erę nie tylko w wymiarze piłkarskim, ale i finansowym. Przy udziale Szczota i spółki udało się wyprowadzić klub na europejskie salony, jednak klubowe problemy pozostały w tym samym miejscu. Przed nienawiścią kibiców do wieżowca z Phoenix uratowały go dopiero wpływy z udziału w Lidze Mistrzów.

 

O zwiększeniu budżetu transferowego jednak wciąż nie było mowy, 300 tys. £ zostało uznane za wystarczającą sumę do wzmocnienia drużyny. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to źle, jednak kiedy okazuje się, że za wartego 35 tys. £ Budzińskiego Arka żąda 200 tys., cała sytuacja odwraca się o wiadomą ilość stopni.

 

The Polish Hammer postanowił więc poprawić nieco swoją nadszarpniętą reputację i wyłożyć pokaźną sumę za ponoć dowolnego piłkarza. Odrzucił jednak kandydaturę Mateusza Matrasa, utalentowanego obrońcy Piasta Gliwice. Do gustu nie przypadł mu także Szymon Pawłowski, duszący się okrutnie w mocno przeciętnym Zagłębiu. Na ponad ‘milionowy’ transfer zasłużył dopiero:

 

Łukasz Tymiński – 22 lata, Polska, środkowy pomocnik, bardzo zbliżony umiejętnościami do brylującego na tej pozycji w zeszłym sezonie Kamila Drygasa. Wątpliwe, by był faktycznie wart 1,2 mln £, ale prezes Gortat miał widać nieposkromioną chęć wykorzystania w szczytnym celu swojej rocznej pensji w Phoenix Suns (ok. 6 mln $). Nie zmienia to jednak faktu, że Łukasz ma póki co pewne miejsce w jedenastce ŁKS.

Odnośnik do komentarza

Losowanie, losowaniem, transfery, transferami, a polska liga również dobija się do świadomości kibiców i prosi o zainteresowanie. Naszym kolejnym wyzwaniem w drodze po obronę krajowego czempionatu było Zagłębie Lubin, mieszczące się w tabeli na 4. pozycji. Podopieczni Jacka Zielińskiego jak dotychczas ulegli jedynie rozpędzonej Cracovii, urywając punkty Wiśle i Polonii Warszawa.

 

Przeciwko ŁKS-owi zaangażowania wystarczyło im na zaledwie 20 minut. Kolejny kwadrans przyniósł bowiem trzy bramki gospodarzy i tak na dobrą sprawę – rozstrzygnięcie spotkania. Dwukrotnie Zwolińskiego pokonał Korfamata, swój symboliczny grosz wtrącił Wescley, a zrezygnowani Lubinianie pozwolili swojej ambicji i zaangażowaniu uciec w odległe krainy i całkowicie oddać nam pole gry.

 

W tej sytuacji udało się zorganizować ligowe debiuty Remigiusza Gaca i Chetverikova. Polsko-ukraińska para przez 45 minut pokazała jednak niewiele, wyciągając rękę do drużyny do gości i dając im szansę na odmianę nieprzychylnej fortuny. Piłkarze Zagłębia nie zamierzali korzystać z prezentu i zamknęli się na własnej połowie obrażeni na zły los i murawę stadionu przy al. Unii.

 

Szczęście Chetverikova i Gaca musiało jednak zostać zbalansowane. Tym samym ze składu, z racji skręconego stawu kolanowego na miesiąc wyleciał Robert Szczot. Nie ujrzymy go zatem w meczu z Barceloną na Camp Nou, w meczu który zainauguruje udział ŁKS-u w europejskich pucharach. Płacz, smutek i łzy kończą powyższy odcinek.

 

 

2.8.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8559
Polska Ekstraklasa [4/30]

ŁKS Łódź – Zagłębie Lubin 3:0 (3:0)

1:0 Bello Korfamata ‘20
2:0 Bello Korfamata ‘28
3:0 Wescley ‘36

Kychak – Słodowy, Żołnierewicz, Kaljumae, Lukac – Pazdan – Wescley (Gac ’65) – Tomczyk, Papikyan (Chetverikov ’45), Szczot – Korfamata (Dytko ‘45)

MVP: Robert Szczot 9.1

 

Odnośnik do komentarza

Ze świeżo nabytym Tymińskim na środku pomocy i Tomczykiem (z konieczności) na lewym skrzydle przystąpiliśmy do wyjazdowej potyczki z Piastem Gliwice. Kandydaci do spadku mieścili się na pozytywnej 7. pozycji w tabeli, ich klubową atmosferę psuła jednak wiadomość o odejściu z klubu Mateusza Matrasa. Wreszcie! Kontrakt młodego lewego obrońcy z Aikiem Solna zacznie obowiązywać jednak dopiero od grudnia 2013 roku, będzie on mógł więc skutecznie uprzykrzać życie prawego skrzydła naszej formacji.

 

Jeśli jednak Matras psuł czyjeś piłkarskie plany, to naszym obrońcom, a nie bardziej ofensywnym zawodnikom. Piast bowiem bez kompleksów podjął rzuconą przez nas rękawicę i przez całą pierwszą połowę dość wyraźnie przeważał. Widać było, że 6 spotkań w ciągu 17 dni to dla nas wciąż stanowczo zbyt wiele i zamiast świeżości w naszych poczynaniach oglądaliśmy toporną grę ‘na Korfamatę’ pod szyldem ‘a nuż się uda’.

 

W 17. minucie jednak ‘się udało’ i po golu boskiego Bello objęliśmy prowadzenie. Tuż przed końcem pierwszej połowy Nigeryjczyk podwoił wynik i na przerwę schodziliśmy w bardzo pozytywnych humorach. Dawno jednak nie oglądaliśmy tak niezasłużonych bramek dla ŁKS-u.

 

Na drugie 45. minut wyszła nieco odmieniona jedenastka, pozbawiona Tymińskiego (zmienił go Wescley), Anafriego (Lukac) oraz Papikyana (powracający do pełnej sprawności Pukanych). Roszady w środku pomocy zaowocowały upragnioną odmianą obrazu gry i naszego losu, Piast nie dawał jednak za wygraną i raz po raz, za sprawą niejakiego Canalesa oraz Mariusza Zganiacza zagrażał Kychakowi.

 

Ich cel ziścił się jednak dopiero w 91 minucie, piłkę na środku pola karnego gości przejął wówczas Matar Gueye i pewnym strzałem dał swojej drużynie bramkę...

 

...honorową, w bardzo dobrym stylu Piast uległ bowiem ŁKS-owi 1:2. Spotkanie nie byłoby jednak ‘pełne’, gdyby nie kolejny uraz w zespole mistrza Polski. Następnym nieszczęśnikiem, który zostanie pozbawiony szansy występu na Camp Nou będzie Krzysztof Tomczyk. Piłkarze Młodej Ekstraklasy zacierają więc ręce na myśl o niezasłużonym występie przeciwko Barcelonie.

 

 

17.8.2013 Stadion przy ul. Okrzei, Gliwice, widzów: 9445
Polska Ekstraklasa [5/30]

Piast Gliwice – ŁKS Łódź 1:2 (0:2)

0:1 Bello Korfamata ‘17
0:2 Bello Korfamata ‘45
1:2 Matar Gueye ‘91

Kychak – Modelski, Wescley, Kaljumae, Anafri (Lukac ’45) – Pazdan – Tymiński (Żołnierewicz ’45) – Dytko, Papikyan (Pukanych ’45), Szczot – Korfamata

MVP: Bello Korfamata 8.8 

 

Odnośnik do komentarza

Nadchodzącemu meczowi z Jagiellonią należy szczególnie współczuć, gdyż cokolwiek by się w nim nie działo, jak bardzo interesujący i porywający by on nie był – i tak pozostanie w cieniu wyjazdowego starcia ŁKS z Barceloną. Pojedynek na Camp Nou już za 3 dni i mało kto zastanawia się teraz nad taktyką Białostoczan. Podopieczni Dariusza Pasieki osiągają jednak w tym sezonie bardzo pozytywne wyniki poza własnym grajdołkiem (zwycięstwo nad Polonią Warszawa, remis w Zabrzu) i w meczu przeciwko pozbawionemu Szczota, Tomczyka, Kaźmierczaka, Antolica i Czoski ŁKS-owi również mogą sprawić niespodziankę.

 

Tymczasem do składu Łodzian powraca po rekonwalescencji Anton Postupalenko. Wprawdzie Ukrainiec wciąż będzie musiał ustępować miejsca w składzie Tymińskiemu, mógł jednak z pełnym przekonaniem posadzić swoje wątłe ciało na ławce rezerwowych i napawać się widokiem meczu piłki nożnej. W końcu!

 

Od pierwszej minuty szczególnie wyróżniali się zastępcy pacjentów łódzkiego szpitala – Marcin Szurna i Patrick Dytko. Pierwszy z radością łamał grę z lewego skrzydła i wysuwał kolegom piłki na 16. metr, drugi zaś ‘szarpał’ nieznośnie na prawym skrzydle przyprawiając pilnującego go Michała Szostko o bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy.

 

Za kluczową dla losów meczu akcję odpowiadał jednak kto inny. Cieszący moje oko pressing ŁKS-u przyniósł skutek i w 36. minucie błąd przy podawaniu piłki popełnił Makuszewski. Futbolówka zamiast do kolegi Maćka, trafiła pod nogi Tyminskiego, a jego byli znajomi, nie zorientowani w transferowych ruchach klubu postanowili odpuścić krycie i pozostawić go na pastwę losu. Kiedy skojarzyli odmienne kolory koszulek było już za późno. Tyminski wziął na plecy trzech obrońców Jagiellonii, przełożył piłkę na lewą nogę i huknął z 20 metrów prosto w okienko.

 

Napór gospodarzy trwał aż do końca spotkania, ale ani Korfamacie, ani wciąż aktywnemu Szurnie, ani wprowadzonemu po przerwie rozentuzjazmowanemu Postupalence nie udało się pokonać nieśmiertelnego Aleksandra Ptaka. Istotnym faktem jest jednak brak kolejnej kontuzji w drużynie. Czyżby dwucyfrowe zwycięstwo Barcelony nad ŁKS-em miało być tylko odległym koszmarem?

 

 

14.9.2013 Stadion przy al. Unii, Łódź, widzów: 8566
Polska Ekstraklasa [6/30]

ŁKS Łódź – Jagiellonia Białystok 1:0 (1:0)

1:0 Łukasz Tymiński ‘36

Kychak – Słodowy (Modelski ’45), Wescley, Kaljumae, Anafri – Pazdan – Tymiński – Dytko, Pukanych (Postupalenko ’49), Szurna – Korfamata (Kita ‘64)

MVP: Łukasz Tymiński 8.0

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli ktoś z czytających widzi jakieś niejasności, ma jakieś pytania co do obecnego składu, historii zespołu, niech mi je podeśle w jakiś sposób, w komentarzu, na pw, na gg: 5545116. Może uda się dzięki temu zrobić jakiś ładny wywiad na koniec rundy jesiennej :>

 

***

 

Sandro Rosel jest pełen obaw, że na nadchodzący mecz Barcelony z pewnym prowincjonalnym klubem ze wschodniej Europy sprzedanych zostanie zaledwie 72000 biletów.’ – nieznośny śmiech prezesa Gortata skwitował to prasowe doniesienie. Nasi hiszpańscy rywale martwią się niedoborem publiczności na trybunach, my zaś śnimy o wyniku innym niż dwucyfrowy tryumf Barcelony. W tle, z głośników klubowego radiowęzła dochodzi wokal Janka Panasewicza. ‘

’ – nuci cały zespół, ostatni trening przed wyjazdem na Camp Nou trwa w najlepsze.

 

Cóż jednak trenować, jakie założenia taktyczne przyjąć, gdy naprzeciw mającego 7 występów w zawodowym futbolu Patricka Dytko stanie Dani Alves? Albo gdy grającego od miesiąca na lewej obronie Anafriego, zgrabnym zwodem postara się oszukać Alexis Sanchez? Barcelona aż przebierała nogami by z rozkoszą rozwiać powyższe wątpliwości.

 

Josep Guardiola postanowił jednak nieco oszczędzić zarówno swoje asy, jak i uczucia kibiców ŁKS i posłał w bój drugi garnitur mistrza Hiszpanii. Zamiast Xaviego – Keita, w miejsce Messiego - Sanchez, Abidala zmienił pewien utalentowany baskijski chłopiec, a w zastępstwie kędzierzawej czupryny Puyola ujrzeliśmy irokeza Brazylijczyka Henrique.

 

W ŁKS-ie zaś na środku pomocy pojawił się Postupalenko, a swoje pierwsze występy na nowych pozycjach mieli szansę zaliczyć Dytko (lewe skrzydło) oraz Modelski (prawe skrzydło). Z racji niezgłoszenia do rozgrywek LM swojego chęci swojego występu przeciwko Barcie nie mógł zrealizować Tymiński.

 

Swoją pierwszą sytuację gospodarze mieli już w 6. minucie. Prawym skrzydłem popędził Sanchez, pozostawił zdezorientowanego Anafriego przed polem karnym, a sam wpadł w szesnastkę i dograł do Bojana. Ten jednak zamiast umieścić piłkę obok bezradnego Kychaka huknął z koszmarną siłą, posyłając futbolówkę wysoko ponad poprzeczką.

 

W kolejnej akcji Chilijczyk postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość, ale podzielił los swojego kolegi i również nie trafił w bramkę. W 24. minucie jednak wydawało się, że tylko niebiosa mogą zapobiec utracie gola przez ŁKS. Albo Mateusz Słodowy. W pole karne znów wbiegł Sanchez, mając przed sobą tylko Kychaka uderzył w głowę Ukraińca i stracił szansę na otwarcie wyniku meczu. Piłka trafiła jednak pod nogi Seydou Keity, który stanął przed pustą bramką. Kiedy wydawało się, że za moment ‘łaciata’ zatrzepocze w siatce, pod nogi Malijczyka, Słodowy...

 

‘rozdarł szatę, pierś światu przedstawił, niczym Rejtan kark swój wrogowi nadstawił’

 

... i zablokował strzał. Ufff, było blisko.

 

Przez moment wydawało się, że wysiłki prawego obrońcy ŁKS-u mogą być szczególnie istotne, bowiem po wznowieniu gry w doskonałej sytuacji znalazł się Pukanych, ale jego uderzenie z 12 metrów zatrzymał Valdes. To podrażniło temperamentnych gospodarzy, którzy natychmiast odpowiedzieli golem Henrique. Po rzucie wolnym, a jakże by inaczej, bardziej bezsensownie bramki stracić się nie da.

 

Pozbawionej logiki straty gola postanowili dokonać również piłkarze Barcelony, ale sytuacja sam na sam i Valdes w bramce to zbyt wiele, by ziścić marzenia. Tym razem szansę zaprzepaścił Korfamata. Do przerwy 0:1.

 

Drugie 45. minut rozpoczęła świetna akcja Dytki, który jak rasowy schodzący napastnik złamał grę z lewego skrzydła, przełożył futbolówkę na prawą nogę i huknął wprost w bramkarza gospodarzy. W odpowiedzi w podobnej akcji choćby w światło bramki nie trafił Bojan.

 

Zegar nieznośnie tykał, a szans na wyrównanie po złości przybyć nie chciało. Gospodarze jeśli trafiali w bramkę, to tylko ze spalonego, jedyne zagrożenie z ich strony płynęło po stałych fragmentach gry i strzałach głową Henrique. W końcu, w 85. minucie przed szansą stanął Korfamata. Po idealnym podaniu Dytko, Nigeryjczyk ponownie stanął oko w oko z Victorem Valdesem. Niestety, to co robi w polskiej Ekstraklasie nie przełożyło się na mecz LM. Jego uderzenie bez większych problemów sparował hiszpański bramkarz, a garstka polskich imigrantów na stadionie Camp Nou załkała cicho.

 

Rezultat nie uległ zmianie i ponieśliśmy pierwszą porażkę w tym sezonie. Klasa przeciwnika, nasze kadrowe problemy i poziom waleczności drużyny w Barcelonie służą jednak jako skutecznie znieczulenie i nadzieja na pozytywne rezultaty w Lidze Mistrzów. Celnych podań i strzałów mieliśmy bowiem więcej niż podopieczni Guardioli. Oddając się poetyckiej fantazji dodam, że zabrakło tylko goli.

 

 

18.9.2013, Camp Nou, Barcelona, widzów: 72430
Liga Mistrzów, faza grupowa [1/6]

FC Barcelona – ŁKS Łódź 1:0 (1:0)

1:0 Henrique ‘36

Kychak – Słodowy, Wescley, Kaljumae, Anafri (Lukac ’68) – Pazdan – Postupalenko (Gac ’68) – Modelski, Pukanych, Dytko - Korfamata

MVP: Henrique 7.7 

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...