Skocz do zawartości

NBA


jasonx

Rekomendowane odpowiedzi

Wczoraj (dzisiaj ?) Boston na czele z Piercem zdominował Heat. Zrywem LBJ doszli w końcówce na 3 punkty, ale trójka Allena wyjaśniła wszystko. Ogólnie tylko o Jamesie można mówić w miarę dobrze (mimo masy strat), Wade to była tragedia, biegał biegał, szukał czy to fauli, czy jakichś wejść pod kosz, za każdym prawie razem klapa, co pokazuje jego FG% i straty. Bosh to samo, niby specjalista od jumpshotów a na dobrą sprawę nic wielkiego w tej kwestii nie zrobił miałem nawet wrażenie, że na siłę wbijał pod kosz. Dobrze, że chociaż zbiórki miał bo inaczej byłby na podobnym poziomie co Wade, a tak wniósł nieco więcej (także mniej strat). Heat miało jednak troche pecha, bo trafili na jedną z najlepszym drużyn NBA w obronie na ich terenie jako pierwszy mecz, więc szczerze mówiąc nie jest to rezultat szczególnie dziwiący. Zobaczymy czy jak pograją troche z ogórkami i się trochę zgrają to coś lepiej zaczną grać. Bo w PO z taką grą nie mają szans.

Odnośnik do komentarza

Inaczej pewnie tak, tylko czy lepiej ;P ? Momentami było widać gwiazdorzenie każdego z trójki (najmniej Bosha, najwięcej Wade'a), jak sie zebrali już w Miami po pierścień, to muszą mieć nieco więcej zaufania do siebie nawzajem, a może nawet nie zaufania do siebie nawzajem tylko mniej zaufania do siebie, bo cała masa akcji Wade'a to były niekoniecznie dobrze pomyślane powiedzmy wejścia pod kosz czy jumpshoty (to samo w nieco mniejszym stopniu się tyczy Bosha, LBJ troche za dużo trójek próbował momentami i postów potem).

Odnośnik do komentarza

Właśnie akurat gwiazdorzenia tutaj nie było. Akcje indywidualne wynikały z braku zagrywek oraz nieudanych prób gry zespołowej gdzie często okazywało, że podanie jest minimalnie za mocne albo niecelne. A Wade po prostu stracił całe preseason, więc trochę czasu minie zanim dojdzie do swojej normalnej dyspozycji.

 

Czy lepiej? Oczywiście, że lepiej. Wczoraj jako zespół nie grali w zasadzie nic, więc z czasem może być tylko lepiej.

Odnośnik do komentarza

Dzisiejsza noc była jedną z moich ulubionych w roku, startował nowy sezon NBA, a pierwszego dnia rozegrane zostały trzy mecze.

 

Ja oglądałem ten zdecydowanie najciekawiej się zapowiadający, czyli Miami Heat – Boston Celtics, który rozgrywane był w TD Garden. Gospodarze pokonali zespół, który był zdecydowanym królem letniego polowania na wolnych agentów. Kontrakt z drużyną prowadzaną przez najmłodszego coacha w lidze Erika Spoelstrę przedłużył Dwayne Wade, a do niego dołączyli LeBron James i Chris Bosh, właśnie w taki sposób powstało Big Three, nowe Big Three. Dzisiaj spotkały się ze sobą dwie Wielkie Trójki, ta stara i ta nowa – Allen, Pierce i Garnett kontra Wade, James i Bosh. Przewagą Celtów był Rajon Rondo, popularny The Captain zdobył tylko cztery punkty, ale świetnie prowadził grę Zielonych, zaliczył aż 17 asyst. Jego dogrania znakomicie wykorzystywali Pierce, Allen oraz Garnett, a swoje momenty miała również inna trójka – Shaq, Davis i Daniels, który w jednej z akcji niesamowicie ograł Wade. Zdecydowanie gorzej prezentowała się Trójka Heat. Nie zawiódł jedynie James, 31 punktów, 3 asysty i 4 zbiórki to całkiem dobre statystyki, na zdecydowany minus aż 8 strat. Dużo słabiej grali Bosh z Wadem. CB4 rzucił 8 oczek, zebrał 8 piłek i to są dobre statystyki, ale dla rezerwowego, a nie Bosha, jednego z liderów Heat. Wade zdobył o pięć punktów więcej, ale moim zdaniem był najsłabszym z elementów układanki, a raczej chaosu na parkiecie Heat. Sześć strat i fatalna skuteczność – 4/16 . Flash często podejmował nieprzemyślane, złe i głupie decyzje. Miami brakowało pomysłu na grę w ataku, ich akcje często były przeprowadzane na siłę, a rzuty oddawane były ze złych, nieprzygotowanych wcześniej pozycji. Przed Heat jeszcze dużo pracy, ale w końcówce wyglądali już dużo lepiej, dobrze grać zaczął LeBron, który pociągnął cały zespół do lepszej gry i Żary zaczęły odrabiać straty. W całym meczu Heat prowadzili zaledwie dwa razy, było to w pierwszej kwarcie 2:0 i 4:2, później Boston wyszedł na prowadzenie i go już nie oddał, a to co w ostatnich minutach robili Pierce z Allenem jest prawdziwą sztuką. W dzisiejszym starciu z 76ers ich gra będzie wyglądać już pewnie lepiej i to nie tylko, dlatego że przeciwnik będzie słabszy. Oni powinni grać z każdym meczem lepiej, szczególnie gdy do formy wróci D-Wade, a na swoim poziomie zacznie grać Bosh.

 

Aktualni mistrzowie NBA, czyli zespół Los Angeles Lakers dzisiaj również zaczął swój sezon. Jeziorowcy pokonali dwoma punktami Houston Rockets. Rakiety prowadziły w Q3 nawet piętnastoma punktami, a ostatnia kwartę rozpoczęli prowadząc pięcioma punktami. Ostatecznie to zespół Bryanta i Gasola okazał się lepszy. To właśnie ten duet poprowadził ich do zwycięstwa, a swoje rzutami z dystansu zrobili również Brown z Blakiem. Kobe grał znacznie lepiej niż w preseason, a Pau Gasol rzucił 29 punktów i zebrał 11 piłek. Do gry w zespole z Houston wrócił Yao Ming, który był bliski zaliczenia double-double. Zaliczył 11 zbiórek i rzucił 9 punktów. Najlepszymi strzelcami zespołu, który przegrał byli Martin oraz Brooks, obaj rzucili w sumie 50 punktów. Dobrze grał również Scola, a dobre zmiany dawali Budinger, Lee i Miller. Oglądałem tylko 3 ostatnie minuty i końcówka była bardzo zacięta, ale zadecydowało doświadczenie Lakersów. W trzecim spotkaniu Suns okazali się słabsi od Blazers.

 

Dla moich zespołów sezon zaczyna się o 2 w nocy. Chicago Bulls grają na wyjeździe z Oklahomą City Thunder, a New Orleans Hornets podemują we własnej hali Bucks. Najciekawiej zapowiada się chyba właśnie mecz Bulls – Thunder, a drugim hitem tej nocy będzie pojedynek Denver z Utah.

Odnośnik do komentarza

Kolejna bardzo emocjonująca noc za nami, dzisiaj zostały rozegrane, aż 13 spotkania, a kilka znich zapowiadało się naprawdę znakomicie. Nocnym hitem zdecydowanie było spotkanie między Chicago Bulls, a Oklahomą City Thunder i to właśnie ten mecz obejrzałem w całości.

 

Mecz stał na naprawdę wysokim poziomie i był bardzo wyrównany, ale ostatecznie to gospodarze okazali się lepsi. Wynik 106-95 pokazuje, że to zespół, którego liderem jest Kevin Durant był lepszy i wygrał dosyć pewnie, ale tak nie było. Byki grał dobrze i przez większość czasu mieliśmy wyrównany pojedynek, ale o wszystkim zadecydowała czwarta kwarta, gdzie Thunder grali dużo bardziej dojrzale i ze zdecydowanie większą ilością pomysłów na akcje ofensywne. Kapitalną pracę w defensywie wykonywał w tym czasie Sefolosha. Do zwycięstwa Thunder poprowadził ich świetny duet Durant – Westbrook. Najlepszy strzelec poprzednich rozgrywek rzucił 30 punktów, a do tego dodał jeszcze 7 zbiórek, 3 asysty i 3 przechwyty. Rozgrywający Oklahomy miał na swoim koncie 28 oczek, 10 zbiórek oraz 6 asyst. Ważną opcją w ataku był również Green, który zdobył 21 punktów, a dużo energii z ławki dali Maynor, Harden i Ibaka. Zacznę od pozytywnych elementów w Bykach. Najlepszym zawodnikiem przegranej drużyny był zdecydowanie Derrick Rose [28 pkt, 6 ast, 4 reb], który znakomicie wchodził w pomalowane i to głównie w ten sposób zdobywał punkty. W końcówce robił co mógł i trafił raz naprawdę fenomenalnie z półdystansu, ale to okazało się zbyt mało. Dobrze spisywali się również podkoszowi Noah [18 pkt, 19 reb, 2 ast, 2 stl] i Gibson [16 pkt, 11 reb], który znakomicie wspierali swojego lidera. Taj pokazał, że jest naprawdę znakomitym podkoszowym i gdy Boozer wróci do zdrowie to Tim Thibodeau będzie miał problem bogactwa na pozycji silnego skrzydłowego, ta sytuacja może wyglądać podobnie jak w poprzednim sezonie w Jazz, gdzie Boozer blokował Milsapa. Swoje momenty mieli Deng [13 pkt] oraz Watson [8 pkt, 3 ast], ale to koniec pozytywów w grze Bulls. Końcówka pokazała, że nie jest to jeszcze zespół na poziomie tych najlepszych w lidze. Brakowało pomysłu na atak, Rose ciągle próbował kreować Korvera [4 pkt, 2-5], ale znakomicie bronił do Sefolosha i Kyle nie mógł pokazać tego w czym jest najlepszy, w 15 minut oddał zaledwie jeden rzut z dystansu i był on niecelny. Gdy nie udało się uruchomić Kyle to zazwyczaj kończyło się to stratą i kontrą Thunder lub wymuszonym rzutem Rose. Thibodeau musi popracować nad zagrywkami i grą w clutch-time. Następny mecz w nocy z soboty na niedzielę z Detroit w United Center. Będzie to pierwszy mecz Byków w tym sezonie we własnej hali i powinno być pierwsze zwycięstwo.

 

Oglądałem również trochę meczu, w którym grała moja druga ulubiona drużyna w lidze, czyli Hornets. Szerszenie podejmowały we własnej hali Bucks i wygrały, to było takie pocieszenie po porażce Bulls. Chris Paul zaliczył double-double [17 pkt, 16 ast], a dobry dzień mieli również Belinelli [18 pkt] i West [22 pkt]. Swoje zrobili również Ariza [11 pkt] czy Thorthon [8 pkt] i to wystarczyło do zwycięstwa. W zespole rywali, aż 5 zawodników zdobyło 15 lub więcej punktów [Delfino, Gooden, Bogut, Jennings i Maggette], ale to właśnie Paul i spółka mogła cieszyć się ze zwycięstwa, z którego jestem bardzo zadowolony, bo to pokazuje, że Hornets są w stanie grać w tym roku na naprawdę dobrym poziomie. Ogarnąć musi się przede wszystkim Okafor, który zaliczył te 9 zbiórek, ale przez 25 minut nie oddał nawet rzutu, z tego co widziałem to nie pokazywał się partnerom do gry, brakowało mu pewności siebie i bał się brać odpowiedzialność w akcjach ofensywnych, dlatego wolał przechodzić obok nich. Zaskakująco dobrze spisał się Smith, który skończył mecz z 8 punktami na koncie. Ta wygrana to dobry początek sezonu, liczę na następne. Najbliższa okazja będzie w nocy z piątku na sobotę, podopieczni Montyego Williamsa pojadą do Denver na mecz z Nuggets.To będzie pierwsze z trzech kolejnych wyjazdowych spotkań (następnie Spurs i Rockets).

 

Przed rozpoczęciem meczów Bulls i Hornets zaczęły się jeszcze cztery inne mecze, które mogłem oglądać jednocześnie dzięki ILP, ale mimo podzielenia ekranu na cztery części patrzyłem przede wszystkim na Heat – 76ers i to nie, dlatego że byłem ciekawy występu Big Three po meczu z Celtami, ale przede wszystkim dla Evana Turnera. Drugi numer tegorocznego draftu nie nie zawiódł i po słabszym początku zaczął grać naprawdę dobrze. Jego zespół przegrał, ale on ze swojego występu powinien być zadowolony. Rzucił 16 punktów na naprawdę dobrej skuteczności [7-10] i dodał do tego jeszcze 7 zbiórek oraz 4 asysty. Mam nadzieję, że Turner wywalczy sobie miejsce w S5 76ers, bo to naprawdę ciekawa drużyna, w której ma szansę stworzyć ciekawy zespół, bo obok niego są tam także zdecydowany lider drużyny Andre Igoudala oraz Holiday, Young czy Brand, który nie będzie robił takich statystyk jak w Clippers, ale jest w stanie grać na poziomie 15-8.

 

Jeśli chodzi o pozostałe spotkania to widziałem tylko jakieś urywki i skróty, więc nie będę się rozpisywał, ale ciekawy wyniki padły w Cleveland, gdzie Kawalerzyści okazali się lepsi od Bostonu, Nuggets rozbili Jazz, a prawdziwą strzelaninę oglądali kibice w Oakland, gdzie Warriors pokonali 132-128 Rockets. Rewelacyjnie grał Monta Ellis, który zdobył aż 45 punktów, drugi z liderów Wojowników, Stephen Curry rzucił 25 punktów i dodał do tego 11 asyst, a debiutujący w swoim nowym zespole Lee osiągnął statystyki na poziomie 17-15. Bardzo udany debiut zaliczył Blake Griffin, który zdobył 20 punktów i dodał do tego 14 zbiórek oraz 4 asysty, ale jego Clippersi i tak przegrali z Blazers.

 

Na najbliższą noc przewidziane są tylko dwa mecze, a bardzo ciekawie zapowiada się starcie Magic z Wizards. Suns – Jazz to również ciekawy mecz, szczególnie biorąc pod uwagę słaby start obu drużyn. Chętnie obejrzałbym pierwszy mecz w tym sezonie Gortata oraz debiut duetu Wall – Arenas, ale w ciągu ostatnich dwóch dni spałem w sumie może z 5 godzin, więc niestety nie dam rady. Dobrze, że jest ILP i będę mógł sobie włączyć te spotkanie później.

Odnośnik do komentarza

Kolejna noc z NBA za nami. Rozegrane zostały dwa spotkania i w obu mieliśmy dosyć pewnych zwycięzców.

 

Magic rozgromili 112-83 Wizards. Miałem oglądać całe spotkanie na ILP, ale po pierwszej kwarcie wyłączyłem, bo tego meczu nie dało się oglądać. Magic robili tak naprawdę co chcieli i mieli znakomitą skuteczność (55%) z gry, a na tablicach z graczami z Waszyngtonu radził sobie nawet Lewis. W całym meczu gospodarze zebrali 53 piłki, a ich rywale zaledwie 25. To pokazuje jak łatwe było to starcie dla zespołu SvG. Obiecująco sezon rozpoczął Marcin Gortat. Polski Młot w 18 minut zdobył 8 punktów i dodał do tego 7 zbiórek, oddał 4 rzuty z gry i trafił trzy oraz dobrze wykonał 2 osobiste. Słabszy dzień miał kluczowy rezerwowy Orlando, J.J. Redick [2 pkt, 1-4, 0-2 za 3], ale to nie był problem Magików. Ze startowej piątki tylko Richardson nie przekroczył granicy 10 punktów, rzucił ich 7,  a najlepszym strzelcem zwycięskiej drużyny był Howard, który zaliczył double-double [23 pkt, 10 reb]. Graczom z Waszyngtonu brakowało pomysłu na grę ofensywną, często musieli oddawać rzuty ze słych pozycji i odbiło się to na skuteczności [37% z gry, 21% za trzy], a debiutujący Wall zdobył 14 punktów i dodał do tego 9 asyst oraz 3 przechwyty, ale kibice mieli w stosunku do niego zdecydowanie większe oczekiwania. Numer jeden tegorocznego draftu przebywał na placu gry przez 35 minut i miał najgorszy stosunek +/- ze wszystkich zawodników [-31], często brał odpowiedzialność w rozgrywaniu akcji na siebie, ale nie kończyło się to dobrze dla jego zespołu, w sumie oddał 19 rzutów, a tylko 6 było celnych. Najlepszym zawodnikiem Czarodziejów w tym spotkaniu był rezerwowy Cartier Martin, który w 23 minuty zdobył, aż 17 punktów. Jeśli Wizards chcą wygrywać to muszą popracować praktycznie nad wszystkim, grą w ataku, gdzie często brakowało pomysłu na rozegranie akcji, defensywą oraz przede wszystkim nad zbiórkami.

 

W drugim spotkaniu zmierzyli się koszykarze Phoenix Suns i Utah Jazz, a więc dwie drużyny, które przegrały swoje pierwsze dwa spotkania w tym sezonie. Suns dosyć pewnie pokonali Jazzmanów, 110-94. Żaden z podopiecznych Gentryego nie przekroczył granicy 20 punktów, ale Nash, Richardson, Frye, Warrick i Dragić zdobyli ich minimum 10, a Hill dołożył jeszcze 9 oczek, więc zdobycze punktowe rozkładały się na wielu graczy. W Jazz zawiódł ich lider, Deron Williams [13 pkt, 6 ast, 3 stl], a mimo dobrych statystyk Jeffersona [20 pkt, 9 reb], Milsapa [19 pkt, 13 reb] i Kirilenki [19 pkt] zespół z Utah przegrał. Nie oglądałem tego spotkania, więc nie mogę nic powiedzieć o grze obu zespołów, ale z tego co czytam to znowu zawiodła przede wszystkim defensywa Jazz i Słońca zdobywały sporo łatwych punktów.

 

Przed nami kolejne emocje z NBA, a tej nocy zostanie rozegranych 12 meczów. Największym hitem zdecydowanie jest pojedynek Magic i Heat, ale starcia Lakersów z Suns, Clippers z Warriors, Nuggets z Hornets czy Grizzlies z Mavs zapowiadają się ciekawie. Najlepiej zapowiadający się mecz rozpoczyna się o 2, a wcześniej będę mógł pooglądać w akcji ponownie Evana Turnera, jego 76ers o 1 zaczynają mecz z Hawks. Mam nadzieję, że Evan będzie sobie równie dobrze radził z Joe Johnsonem jak robił to z Wadem, a JJ również pogubi się po  

debiutanta urodzonego w Chicago tak jak zrobił to D-Wade. Później jeśli będę w stanie to postaram się oglądać Clippers i Warriors, a powodów jest sporo. Przede wszystkim Stephen Curry, ale również chcę zobaczyć czy Monta Ellis jest w stanie zagrać na podobnym poziomie jak w pojedynku z Rockets oraz jak do Wojowników pasuje David Lee. Jestem również ciekawy gry Blake Griffina, jego debiutu w NBA nie widziałem, ale w internecie pojawiło się jego kilka znakomitych zagrać z meczu z Blazers. Największe wrażenie zrobiły na mnie jegodwa efektowne wsady oraz to, że potrafi znakomicie wyprowadzić kontrę.
Odnośnik do komentarza

Frodo, ciężko to oceniać po jednym meczu, a w zasadzie to tylko jakiś urywkach jakie na ILP i youtube widziałem, ale chyba masz rację, szczególnie że w preseason też wymiatał. Największym minusem Griffina jest zdrowie, żeby nie było z nim jak z Odenem, bo to jest zawodnik z potencjałem na franchise player, a z graczy na PF/C w lidze mamy teraz chyba tylko jednego takiego - Howarda. Tylko on jako ten najważniejszy gracz swojego zespołu, absolutny lider jest wstanie wejść ze swoim zespołem do wielkiego Finału. Jeśli Griffin będzie się dalej tak rozwijał to on w przyszłości może też coś takiego osiągnąć.

Odnośnik do komentarza

Takich Bulls jak dzisiaj chcę oglądać zawsze. Meczu z Blazers się naprawdę bałem, bo Portland sezon zaczęło znakomicie, od trzech wygranych meczów i nie grali z jakimiś ogórkami, bo zwyciężyli z Phoenix Suns, Los Angeles Clippers i New York Knicks. Gdy przyjechali do United Center to widać było w ich poczynaniach spore zamieszanie i Byki wykorzystały to od samego początku. Największą przewagą zakończyła się właśnie pierwsza kwarta, którą podopieczni Toma Thibodeau wygrali ją, aż 11 punktami i później spokojnie kontrolowali mecz. Tym razem wyglądało to zdecydowanie inaczej niż w spotkaniach z Thunder i Pistons, bo Derrick Rose nie musiał kończyć akcji na siłę, mógł skupić się na rozgrywaniu i kreowaniu partnerów, bo niesamowitej formie tego dnia był Luol Deng. To był zdecydowanie jego najlepszy mecz w karierze, bo wychodziło mu praktycznie wszystko. Zdobywał punkty w różny sposób. Wchodził pod kosz, rzucał z 5/6 metra, trafiał osobiste, a nawet trójki. W sumie zdobył, aż 40 punktów co na pewno robi duże wrażenie. Gibson, Noah, Rose i wreszcie Korver dodali od siebie conajmniej 10 oczek i Blazers polegli. Mecz zakończył się ostatecznie wynikiem 110-98. Teraz kilka uwag, zacznę od tych pozytywnych. Na pewno trzeba pochwalić Denga, ale o nim już sporo pisałem. Teraz czas na Derricka. Rose jest w fantastycznej formie strzeleckiej, ale pokazał swoją klasę w tym występie, bo nie szukał na siłę punktów, które miałyby podbić jego statystyki, a zaczął rozgrywać i dało to zaskakująco dobry efekt. Nie spodziewałem się, że D-Rose potrafi tak dobrze kreować partnerów, zaliczył w sumie, aż 13 asyst i to jak na niego znakomity wynik. Swoje dali też pozostali, zacznę od Gibsona, który niestety znowu miał problemy z faulami i grał tylko 22 minuty, ale w tym czasie zdobył te swoje 12 punktów i dodał do tego 3 zbiórki. Noah ze względu na faule Taja grał o 20 minut dłużej od PF Bulls i zdobył double-double, 10-10. Miał również 4 asysty i jeden blok. Keith Bogans statystykami nie imponuje, bo trafił tylko jedną trójkę, ale ma też trzy zbiórki i dwie asysty, ale od siebie dodał przede wszystkim dobrą obronę i miał spory udział w zatrzymaniu Roya na zaledwie 17 oczkach. Z ławki zdecydowanien najlepiej grali Korver i Asik. Ten pierwszy trafił wreszcie za trzy i dołożył do tego rzuty z półdystansu. Martwi mnie to, że zdobywa punkty praktycznie tylko po jednej zagrywce, ale z czasem będzie lepiej, już widać znaczną poprawę w porównaniu do meczu z Thunder. Asik dzięki faulom Gibsona dostał 26 minut i dobrze je wykorzystał. Statystyki na poziomie 6-7-1-3 jak na rezerwowego podkoszowego są dobre, a Turek walczył na tablicach i dobrze spisywał się w obronie. Chyba złapaliśmy formę i dobrze, bo teraz przed nami dwa strasznie trudne mecze. Najpierw w czwartek o 1 gramy z Knicskami, a potem b2b z Bostonem i to w dodatku na wyjeździe. Deng swojej gry pewnie nie powtórzy, ale mam nadzieję, że będzie w tych meczach grał naprawdę dobrze, nie oczekuję od niego oczywiście 40 punktów, bo to zdecydowanie "za dużo" jak na niego, ale jako 3 opcja w ataku Bulls będzie bardzo dobry.

 

Tej nocy rozgrywane były jeszcze dwa mecze. W pierwszym Kings pokonali Raptors, a do wygranej poprowadził cich oczywiście Reke Evans, który zdobył 23 punkty i dodał do tego 7 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty i jeden blok. Mimo dobrej gry dwójki Bargani - DeRozan [28 i 24 punkty] Raptors przegrali trzema punktami. Kolejną, bo czwartą już porażkę odnotowali Clippersi. Mimo dobrej gry S5 [tylko Bledsoe nie zdobył 10 punktów, miał ich 9] LAC przegrali ze Spurs, a brakowało im wsparcia z ławki, rezerwowi Clippers zdobyli w sumie 7 punktów. Nawet dwa efektowne wsady Erica Gordona im nie pomogły, ale jest co oglądać, więc polecam zajrzeć na ZP1, gdzie są do nich linki. 

 

W nocy z wtorku na środę nie gra żaden z moich ulubionych zespołów, a najciekawiej zapowiadają się pojedynki między  Magic i Knicks oraz Heat i Bucks.

Odnośnik do komentarza

Takich Bulls jak dzisiaj chcę oglądać zawsze. Meczu z Blazers się naprawdę bałem, bo Portland sezon zaczęło znakomicie, od trzech wygranych meczów i nie grali z jakimiś ogórkami, bo zwyciężyli z Phoenix Suns, Los Angeles Clippers i New York Knicks.

 

Nie dziw się, że się ludzie z Ciebie śmieją, jak piszesz takie idiotyzmy. Knicks to jedna z najsłabszych drużyn ostatnich lat, w tym sezonie w pre-season też specjalnie nie zachwycali i dopiero z czasem może uda im się coś poukładać. Clippers zawsze byli lamami i jeden Blake tego nie zmieni. Wszyscy, którzy tam przechodzą grają dobrze, ale nie na tyle, żeby zespół zaistniał na dłużej niż pół sezonu. Phoenix w ostatnich sezonach grali widowiskowo i ciekawie, ale odejście Amare może ich kosztować więcej niż im się wydaje...

 

Korver okazuje się jednak takim zawodnikiem, jakiego się spodziewałem - niemrawym, bez polotu, bez głowy. Co z tego, że potrafił wygrać 3 point shootout, skoro jest kiepski jak barszcz z torebki.

Odnośnik do komentarza

Dla takich chwil warto oglądać NBA. Ta noc zapowiadała się dla mnie ciekawie i jednocześnie strasznie ciężko, bo Hornets grali z Heat, a Bulls z Celtami. Byłem przygotowany na dwie porażki, a Szerszenie sprawiły mi niezwykle miłą niespodziankę i pokonały Big Three, to druga porażka Żarów w tym sezonie, a CP3 i spółka dalej mają na swoim koncie same zwycięstwa. Bilans 5-0 robi wrażenie, w całej lidze tylko trzy zespoły mają na swoim koncie 100% wygranych meczów. Oprócz Hornets są nimi Lakersi i Hawks. Chris Paul pokazał, że wrócił do wielkiej formy, poprzedni sezon miał słabszy przez kontuzję, a teraz wrócił i znowu jest najbardziej dominującym graczem w lidze, chyba tylko on potrafi w taki sposób przejąć mecz i zmobilizować partnerów do lepszej gry. Za dwa lata kończy mu się kontrakt, ale GM Dell Demps pokazał już w tym offseaon, że potrafi wzmocnić zespół i zrobić korzystny trade dla Szerszeni. Liczę jeszcze na jakąś bombę w środku sezonu i wykorzystanie spadającego kontraktu Peji, może nawet na Melo? Chris zdobył w nocy 13 punktów, ale dodał do tego 19 asyst i 5 przechwytów, a zaliczył zaledwie 3 straty. Dzięki niemu nawet Emeka Okafor potrafi sobie przypomnieć o swoich umiejętnościach koszykarski, Okafor zdobył aż 26 punktów i zaliczył 13 zbiórek. Wspierali ich jeszcze West oraz Ariza, a swoje zrobiła również trójka Belinelli-Smith-Thorthon. Jeśli Jason będzie dalej tak grał to zostanie jednym z kandydatów do MILP. W poprzednim sezonie w 76ers notował 3.4 pkt, 2.4 reb i grał średnio 11.8 minut w meczu, a po przejściu do Nowego Orleanu obecnie ma 9.2 pkt, 4.4 reb i gra naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że dalej będzie się tak rozwijał. Jestem bardzo ciekawy gry Szerszeni w następnych meczach tego sezonu i cieszy mnie powrót CP3 do wielkiej formy. Bulls po rozbiciu Blazers przegrali niestety dwa kolejne mecze. Porażki z Bostonem się spodziewałem, ale liczyłem na wygranie z NYK. Niestety nie udało się, ale są też pewne plusy. Derrick chyba nauczył się rozgrywać, bo w ostatnich trzech meczach ma średnią 12 asyst, a to świetny wynik. Bulls mają bilans 2-3, ale będzie lepiej. Cieszy też gra Noaha i Gibsona oraz to, że Deng ma czasami przebłyski takie jak z Blazers no i robi te swoje prawie 20 punktów na mecz.

Odnośnik do komentarza

Muszę przyznać, że w cieniu Griffina i Walla bardzo ciekawie prezentuje się Eric Bledsoe. Wykorzystał kontuzję Barona Davisa, wskoczył do 1. składu Clippers i Denver zaliczył nawet double-double. Podobają mi się jego wejścia pod kosz, chłopak nie jest duży ale nie boi się wielkoludów.

Natomiast to co zrobił Rudy Gay zasługuje tylko na to - :picard: Pod koniec meczu z PHX bardzo sprytnie wykorzystał plecy J-Richa przy rozpoczęciu gry z boku boiska, po czym został sfaulowany. Pierwszego wolnego nie trafił, po czym chciał specjalnie nie trafić drugiego i oczywiście mu się to nie udało :lol: Natomiast Richardson pięknie zrehabilitował się za gapiostwo i doprowadził do dogrywki wykańczając alley-oopa na ułamek sekundy prze końcem.

Odnośnik do komentarza

To co w tym sezonie wyprawiają Szerszenie jest po prostu niesamowite. Oglądałem cały mecz z Bucks i Hornets kontrolowali te starcie przez zdecydowaną większość czasu. Większe straty zanotowali tylko dwa razy, najpierw w pierwszej kwarcie, gdzie Bucks prowadzili 14-7, ale później podopieczni Montyego Williamsa zrobili runa 12-0 oraz w ostatniej odsłonie. W pewnym momencie z 12 punktowej przewagi zrobiły się już tylko dwa oczka więcej po stronie zespołu z Nowego Orleanu. Gra Hornets musi robić wrażenie nie tylko na mnie, a kto nie oglądał przynajmniej jednego spotkania tego zespołu w tegorocznym Regular Season stracił bardzo dużo, bo przemiana jaka zaszła w tym teamie w porównaniu do poprzedniego sezonu jest ogromna. Bilans 6-0 robi ogromne wrażenie, a jeszcze większy respekt należy się za to jakie zespoły już pokonali. Dwa zwycięstwa z Bucks oraz pokonanie Nuggets, Spurs, Rockets i przede wszystkim Heat to znakomity wynik. Z tych zespołów w poprzednim sezonie tylko Rakiety nie grały w Playoff. W tym sezonie zespół grający z Hornets nie przekroczył jeszcze granicy 100 zdobytych punktów, a prawie każde spotkanie kończyło się małą przewagą oczek i to pokazuje w jak dobrej są formie Szerszenie, bo wygrać sześć takich zaciętych meczów to naprawdę sztuka. W czwartej kwarcie meczu z Milwaukee przez sześć minut to gospodarze byli lepsi, ale w końcówce mecz przejął w swoim stylu Chris Paul i to on wykreował trójki Arizy oraz Belinelliego, a na 20. sekund przed końcem sam wykończył niezwykle trudnego layupa. CP3 robi w tym sezonie statystyki na poziomie 19 punktów, 11 asyst, 2 przechwytów i 6 zbiórek. Jest to bardzo dobry wynik, ale statystyki nie pokazują wszystkiego co lider Hornets wyprawia w meczu. To niesamowity dominator w clutch-time, on zapewnia te wygrane w końcówkach swoimi podaniami, obroną oraz zdobytymi punktami. W Bradley Center każdy ze startowej piątki debiutującego w roli pierwszego trenera Monty Williamsa zdobył co najmniej 10 oczek. Arizie przez większość czasu nic nie wchodziło, ale w clutch-time trafił niezwykle ważną trójkę, CP3 zdobył tylko 14 punktów, 6 asyst, ale dodał do tego 9 zbiórek, świetną obronę i to co już pisałem, zdominował spotkanie w końcówce. Dobry występ odnotował Belinelli, który trafił aż cztery trójki. Emeka Okafor tym razem nie grał tak rewelacyjnie jak z Heat, ale swoje również zrobił, w ważnych momentach rzucał celnie osobiste. Pierwszą opcją w ataku był tej nocy zdecydowanie David West, który zdobył aż 25 punktów i na sporą część musiał sam ciężko pracować. Tak grające Szerszenie mogą zostać największą niespodziankę tego sezonu i mam nadzieję, że tak się stanie. Oby CP3 omijały kontuzje i dalej grał na takim rewelacyjnym poziomie.

 

W innych pojedynkach kibice też nie mogli narzekać na brak emocji, a najwięcej było ich w Salt Lake City, gdzie do rozstrzygnięcia starcia między Clippers, a Jazz potrzebne były, aż dwie dogrywki. Spotkanie znakomicie zaczęli Clippersi, którzy pierwszą kwartę wygrali 35-22, a na przerwę schodzili z 15 punktowym prowadzeniem, ale Q3 i Q4 należały już do Jazzmanów. Świetnie grał przede wszystkim Deron Williams [30 pkt, 7 ast, 8 reb, 2 stl], lider Jazz spędził aż 53 minuty na parkiecie. Double-double dodali też Al Jefferson oraz Paul Milsap i ich zespół odniósł zwycięstwo. W zespole z Los Angeles najlepiej spisywali się Chris Kaman oraz Eric Gordon, obaj przekroczyli granicę 20 punktów.

 

Dodatkowy czas gry potrzebny był również w meczu Rockets – Spurs. Kibice zgromadzeni w AT&T Center oglądali prawdziwą strzelaninę zakończoną wygraną ich ulubieńców. Dla Rakiet i tak należą się brawa, bo nie grał Yao Ming, a meczu dokończyć nie mogli również Brooks i Martin ze względu na urazy. Drużyna z Houston i tak dzielnie walczyła, ale ostatecznie przegrała trzema punktami. Znakomicie grała czwórka Parker-Ginobili-Jefferson-Duncan, która zdobyła w sumie aż 90 punktów. Najlepszym strzelcem Houston był Martin, który trafiał rzut za rzutem i w 22 minuty zdobył 24 punkty, ale potem musiał opuścić boisko.

 

Zespół jedynego występującego w NBA Polaka, czyli Orlando Magic również wygrali. Tym razem pokonali oni Charlotte Bobcats, a Marcin Gortat zdobył 6 punktów i zebrał 6 piłek.

 

W statystycznym pojedynku między Johnem Wallem, a Blakem Griffinem mieliśmy remis, obaj panowie zaliczyli double-double, a ich zespoły przegrały. 

 

Aktualny PR Macieja Kwiatkowskiego z ZP1 :).

Odnośnik do komentarza

W sumie gdyby się Hornets przyjrzeć bliżej to skład mają moim zdaniem lepszy niż z sezonu w którym grali w finale konferencji - wiele osób nie stawiało na nich, bo poprzedni sezon był słaby - no, ale wtedy CP3 miał kontuzje. Poza Lakers Zachód jest wyrównany, więc przy sprzyjających wiatrach i pozyskaniu kogoś za Peję powtórzenie tego wyniku jak możliwe, choć na razie mimo takiego wyniku to zbyt optymistyczne.

Lakers na razie grają na luzie, KB jest oszczędzany, Gasol gra świetnie, Odom dalej w formie, na razie co prawda grają jakby im się bronić nie chciało, ale cóż, mogą sobie jeszcze na to pozwolić, no i nie grali z nikim świetnym ;)

Bledsoe jest niezły, wg wielu ekspertów miał być wyżej w drafcie, ale wyszło jak wyszło ;) Udało mi się go do fantasy dorzucić ;) Niestety Clippers kolejny sezon będą dno zaliczali...Teraz będą szukać kogoś za Barona Davisa. Ciekawe kto zaryzykuje...

No i jak się spojrzy na skuteczność Amare w Knicks i Suns to widać ile znaczy Nash, szkoda, że zamiast nawet jakiegoś średniego zbierającego PF'a ściągnęli Turkoglu:| Ze średniego wysokiego Nash zrobiłby dobrego ;)

Odnośnik do komentarza

Kolejna noc z NBA za nami, bardzo emocjonująco noc. Zacznę od najważniejszego dla mnie spotkania, czyli pojedynku między Hornets, a Clippers. Szerszenie pokazały jak mocnym są zespołem i mają już bilans 7-0, obok podopiecznych Montyego Williamsa tylko jeszcze Lakersi nie przegrali w tym sezonie. Hornets grali bardzo zespołowo i nie pokazuje tego wyłącznie liczba asyst – 29 w tym starciu, ale również to, że żaden z koszykarzy gospodarzy nie przekroczył granicy 20 punktów. Dla Clippers to już 7 porażka w tym sezonie, zaskakująco dobry występ zaliczył rookie Al-Farouq Aminu, najlepszy strzelec całego meczu. Zawiódł Blake Griffin, a Eric Bledsoe nie mógł sobie poradzić nie tylko z Chrisem Paulem, ale również Jerrydem Baylessem. CP3 praktycznie całą Q4 przesiedział na ławce rezerwowych, a w sumie zagrał tylko 29 minut i nie osiągnął imponujących statystyk indywidualnych – 13 pkt, 8 ast, 3 stl, ale po prostu nie musiał tego robić. Świetnie grali rezerwowi, a w szczególności duet Jerryd Bayless – Willie Green. W sumie zdobyli, aż 34 punkty, a Bayless dodał do tego 9 asyst. Bałem się, że Bayless nie będzie zbyt dobrym rezerwowym Point Guardem w Hornets, ale takimi występami pokazuje, że jest w stanie dobrze grać. Odpowiednio 7 i 6 punktów zdobyli jeszcze Quincy Pondexter i Jason Smith. Miło się patrzy na grę Szerszenii, szczególnie na defensywę. Gracze z Los Angeles zaliczyli, aż 25 strat i żaden zespól nie zdobył w pojedynku z Szerszeniami jeszcze 100 punktów. Teraz trzy dni przerwy, a potem kolejny mecz we własnej hali, do Nowego Orleanu tym razem przyjedzie Portland Trail Blazers, będzie ciężko, ale jest szansa na kolejną wygraną. Ciężko będzie osiągnąć bilans 10-0, bo potem dwa pojedynki z Mavericks, z taką grą wszystko jest jednak możliwe.

 

Nie tylko w Nowym Orleanie działy się ciekawe rzeczy. W AmericanAirlines Arena w Miami na Florydzie doszło do dogrywki między Jazz, a Heat. Kolejne triple-double zaliczył LeBron James, to już jego 29 takie osiągnięcie w karierze. Tego dnia mieliśmy jednak innego bohatera, nie był nim Dwayne Wade, który zdobył 39 punktów, ale Paul Milsap. Jazz przegrali na 40 sekund przed końcem jeszcze 8 punktami, ale wtedy silny skrzydłowy Utah trafił trzy trójki oraz dobił rzut, który dał jego zespołowi dogrywkę. Oprócz niego dobre zawody rozegrał Deron Williams, zdobywca 21 punktów i 14 asyst, a swoje momenty miał też Andrei Kirilenko i C.J. Miles. W dobrze grał również Chris Bosh, a kolejne trójki rzucił James Jones, ale Żary poległy po dogrywce. Milsap rzucił 46 punktów i zebrał 9 piłek, z czego 5 w ataku. To już 3 porażka Heat w tym sezonie. Polegli wcześniej z Bostonem i Hornest, a tym razem lepsi okazali się Jazzmani.

 

Oglądałem fragmenty meczu Pacers – Nuggets i nie wyobrażałem sobie wygranej zespołu z Indiany w tym meczu. Pacers rzucali tylko za 3, a zazwyczaj pudłowali, ale to zmieniło się w Q3. Zdobyli oni wtedy, aż 54 punkty i przez ponad 11 minut mieli skuteczność 20-20 z gry. W całym meczu trafili 16 trójek, a najlepszymi strzelcami byli Darren Collison i Mike Dunleavy. Danny Granger rzucił ich 19, a dobrze z ławki grali Tyler Hansbrough i Brandon Rush. To zapewniło im wysokie zwycięstwo, 144-113. Fatalnie grał Melo, a jeśli Bryłki nagle nie poprawią swojej gry to po sezonie Anthony odejdzie.

 

Następna noc zapowiada się bardzo ciekawie, a najciekawiej zapowiada się starcie Magic z Jazz. Postaram się również obejrzeć Minnesoty z Sacramento, bo tam może być bardzo ciekawie.

 

Wczoraj w meczu Raptors - Warriors kontuzji nabawił się Monta Ellis -

 

Przepraszam za post pod postem, ale jeśli ktoś nie oglądał starcia Heat z Jazz to stracił przede wszystkim rewelacyjną końcówkę, w której dominował Paul Milsap. Link do ostatnich 40 sekund Q4:

Odnośnik do komentarza

Kevin Love :respekt: 31 punktów i 31 ZBIÓREK w meczu z Knicks :o Ostatnie 30/30 zanotował Moses Malone w 1982 r. Love już w poprzednim sezonie był świetny, ale teraz wyrasta na jednego z najlepszych podkoszowych w lidze. Obudził się też Beasley (42 pkt z Sacramento, 35 z NYK) i Minnesota ma nagle świetną parę skrzydłowych. Szkoda że reszta składu odstaje i Wilki znowu będą na dole tabeli.

Odnośnik do komentarza

Tabela pokazana w końcówce

filmiku pokazuje jak wielką rzecz zrobił w nocy Kevin Love. Szkoda, że gra w tak słabej Minnesocie, bo z duetem Kahn - Rambis ten zespół nic nie osiągnie, Kevin będzie mógł sobie przynajmniej nabijać indywidualne osiągnięcia ;). Szkoda, że jest w tak słabym zespole, bo to niesamowity zawodnik i pokazywał to już w poprzednim sezonie, a w tym roku jest po prostu genialny. Zaliczył już 20/20 z Lakers, a teraz zrobił 30/30, Love nie tylko zbiera, ale również rzuca i to nawet za 3. Coach Minny po tym występie będzie mu już chyba dawał więcej minut, bo jak na razie w tym sezonie gra średnio 28 minut w meczu, a jak dostał dwa razy ~40 minut [Lakers - 38, Knicks - 41] to to osiągnął niesamowite statystyki, dzięki duetowi Beasley [42 pkt z Kings, 35 z Knicks] - Love słabiutka Minnesota wygrała dwa mecze z rzędu i dzielnie walczyła z Lakersami.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

Ładowanie
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...