Skocz do zawartości

Marynia zdobywa 536 medal na Igrzyskach w Korei Północnej


Reaper

W jakiej dyscyplinie Marynia ma najwięcej medali?  

40 użytkowników zagłosowało

Nie masz uprawnień do głosowania w tej ankiecie oraz wyświetlania jej wyników. Aby zagłosować w tej ankiecie, prosimy się zalogować lub zarejestrować.

Rekomendowane odpowiedzi

13 minut temu, me_who napisał:

Ja nie wiem czy będę kontynuować nierówną walkę z FM16.

0-0-6 na otwarcie sezonu trochę niefajne. Do tego przez 2 sezony grał zawsze ten sam bramkarz, więc trochę przyoszczędzałem i miałem dwóch w kadrze. I obu wypadło. Granie szarakiem w BuLi to jest bardzo zły pomysł. Ściągnąlem jakiś walijski wynalazek, ale wszedł do bramki prosto z ulicy kondycja 50% gotowość 50%, także masakra.

U mnie o utrzymanie walczą stare firmy - Hannover (no ci już jedną nogą w drugiej BuLi), Gladbach (2 lata temu spadli, ale wrócili) i HSV. A pomiędzy nimi jest Hoffenheim w którym przestała działać magia Nagelsmanna.

 

Za to kopciuszek z Sandhausen trzeci sezon z rzędu mocno się trzyma.

Odnośnik do komentarza

Dam w spoiler:

 



 

Przede wszystkim to chyba to, że był kompletnie wyprany z emocji. W żadnym momencie nie byłem w stanie odczuć tragizmu sytuacji. Nie czepiam się ubogiego sztafażu, można i tak robić filmy wojenne, ale tutaj wiało pustką, którą nijak nie zapełniło cokolwiek innego. Bohaterowie? Nijacy do bólu. Że tematem miała być walka o przetrwanie? Ok, wątek żołnierzy jakoś starał się to ukazać, ale nie do końca z dobrym skutkiem (ponownie - nijakość postaci). Inne wątki? Żeglarz-cywil - beznadziejny i prawdę powiedziawszy mogłoby go nie być z punktu widzenia samego filmu (ale umieszczono, aby pokazać bohaterstwo cywili, ok, można to usprawiedliwić) Że bohater zbiorowy? No dalej to nie wyszło, bo oglądam i czuje się, jak przysłowiowy wół patrzący na malowane wrota. Nie potrafię się do niczego przywiązać, komuś współczuć, trzymać za kogoś kciuki, nie wiem, cokolwiek. Może Brytyjczycy mają inny stosunek emocjonalny do tego, bo to ich historia? Ale w takim razie miałbym podobne odczucia na 90% filmów wojennych.

 

Nie do końca chyba też zagrał wątek poszatkowania historii na te 3 perspektywy i wymieszanie ich osi czasowych. Strasznie zaburzyło to dynamikę filmu (np. lądowanie Hardy'ego, które przez tak, a nie inaczej pocięty filmy, zamiast wzbudzać być może jakiś dramatyzm, sprawił, że chciało mi się śmiać, bo miałem wrażenie, że zaraz na Helu wyląduje...). Mam też wrażenie, że nie ustrzeżono się kilku błędów (np. statek-cywil płynie sam, przy mijaniu jednego ze statków nadal sam i nikogo na horyzoncie, przy wyławianiu rozbitków z kolejnego statku (do którego też podpływał sam) nagle nie wiadomo skąd wzięło się ich więcej). 

 

Można było tu zrobić dramat jakiejś jednostki, można było zrobić dramat zbiorowości, można było zrobić dramat "czasów", w jakich to się działo, i miejsca, czyli Dunkierki - nic z tego wyszło: dramatu jednostki nie ma, bo bohaterowie są z papieru, dramatu zbiorowości nie ma, bo bohaterowie są z papieru i zabrakło w tym elementów rozmachu, dramatu czasów i miejsca nie ma, bo bohaterowie są z papieru, zabrakło w tym elementów rozmachu i jakiegoś większego osadzenia historycznego/sytuacyjnego i ukazania zagrożenia, które miało nadejść. 

Rzecz w tym, że materiał bazowy jest naprawdę bardzo dobry, żeby zrobić z tego poruszające-chwytliwe kino. Chyba jednak największa wtopa miała miejsca na etapie scenariusza. Kurczę, nawet ciężko jest mi teraz szerzej skrytykować ten film, bo aż tak przeszedł obok mnie, że ciężko mi to posklejać. Ach... Kenneth Branagh dostanie ode mnie wirtualny znicz za tę rolę [*], a szczególnie swoją pompatyczną kwestię na końcu filmu..., aż mi smutno było :sad: 

 

Dobre w tym filmie były wybrane pojedyncze sceny. I to chyba też wynik pomysłu poszatkowania tego filmu. Zamiast całości, dostajemy mniej (głównie) i czasami bardziej udane epizody. Tyle, że to wszystko jest podane w tym samym monotonnym i nudnym sosie, który nie do końca trzyma się kupy. Szkoda, zmarnowany ogromny potencjał.

 

 

W skrócie. Film pozbawiony emocji. Dziękować Nolanowi, że się wyłamał ze swojego uwielbienia do kręcenia długich filmów. 106 minut w tym przypadku było i tak już ciężkie do strawienia.

  • Lubię! 3
Odnośnik do komentarza

Dobre pytanie. Jeśli miałbym wybrać moje ulubione filmy wojenne (ale takie skupione na batalistyce (mniej więcej), czyli nie wliczyłbym tu Łowcy Jeleni czy Życie jest piękne), to pewnie wrzuciłbym powyższe propozycje. Aczkolwiek przyznam, że jakoś szczególnym wyznawcą Szeregowca Ryana nie jestem, mam większych ulubieńców :-k

 

Najbliższy jest mi Wietnam, więc pewnie Pluton i Full Metal Jacket (plus jestem wyznawcą Kubricka) to czołówka, do tego doskonały, w zasadzie półamatoski Charlie Mopic (Nolan, popatrz, można w kameralny sposób (i za psie pieniądze) opowiedzieć dramat jednostki, grupy ludzi jak i samego konfliktu :)).  Z innych to Helikopter w Ogniu, Cienka Czerwona Linia zdecydowanie też. Das Boot zrobił na mnie kolosalne wrażenie (szczególnie w wersji 5-godzinnej). Niemiecki Stalingrad też zapadł mi w pamięć.

 

No i do tego jestem ogromnym miłośnikiem filmów wojennych z lat 60/70. Wszelkie Pattony, Tory Tory Tory czy inne Bitwy o Anglię, nawet jeśli się rozmijały z historią, to nadrabiały klimatem i aktorami. :) 

 

O Dunkierce za tydzień nie będę już pamiętał. Szkoda, bo można było liczyć na coś więcej...

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

W temacie Oscarów, to ja właśnie obejrzałem "The Post". Nie wyszło Stevenowi, oj nie wyszło. Te nominacje to jakiś żart, bo i Streep wypadła blado i cały film absolutnie się nie nadaje, żeby brać go pod uwagę przy BP.

 

2 minuty temu, schizzm napisał:

Das Boot zrobił na mnie kolosalne wrażenie (szczególnie w wersji 5-godzinnej).

 

Na mnie też. On ma 5-godzinną wersję? Ja oglądałem reżyserką, to ta miała 3,5 godziny.

Odnośnik do komentarza

O raju, jak mogłem zapomnieć o Das Boot. To jest film, który pośrednio, zaraził mnie fascynacją..I WŚ. Ten moment, co śpiewają Piccadilly Tipparery, mnie strasznie porobił.

A ze starych fimów, to mam bardzo indywidualne, że tak powiem podejście, bo np. Bitwę o Anglię czy Jeden most za daleko (ze słynnym "schnooor" Hackmana) oglądałem z moją śwp. babcią i nie umiem ich ocenić normalnie, poza wartością sentymentalną.

Pamiętam też Bitwę o Ardeny, straszny babol (ale z doskonałą sekwencją śpiewania jakiegoś tam hymnu), ale to był jeden z pierwszych filmów, które mogłem oglądać "w nocy", tj, jak już rodzice poszli spać :keke: 

Pamiętam jeszcze "Ślicznotkę z Memphis", choć po latach się dowiedziałem, że bzdura. Ale jak pierwszy raz widziałem, to "uuuuu, aaaa".

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Hah, z Bitwą o Ardeny to jeden z tych filmów, które mi się zrewaloryzował. Pamiętam, jak mi się podobał, jak go oglądałem pierwszy raz jako prawdopodobnie jako nastolatek. Po odświeżeniu za wiele dobrego już nie mogłem o nim powiedzieć.

 

Jeden most za daleko też nie za bardzo mi siedzi. W zasadzie jak już gdzieś go trafiłem, to czekałem tylko na shnoora ;) 

 

Z chęcią odświeżyłbym sobie większość z nich, ale gdzie tu czas znaleźć :sad: 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, schizzm napisał:

Dobre pytanie. Jeśli miałbym wybrać moje ulubione filmy wojenne (ale takie skupione na batalistyce (mniej więcej), czyli nie wliczyłbym tu Łowcy Jeleni czy Życie jest piękne), to pewnie wrzuciłbym powyższe propozycje. Aczkolwiek przyznam, że jakoś szczególnym wyznawcą Szeregowca Ryana nie jestem, mam większych ulubieńców :-k

 

Najbliższy jest mi Wietnam, więc pewnie Pluton i Full Metal Jacket (plus jestem wyznawcą Kubricka) to czołówka, do tego doskonały, w zasadzie półamatoski Charlie Mopic (Nolan, popatrz, można w kameralny sposób (i za psie pieniądze) opowiedzieć dramat jednostki, grupy ludzi jak i samego konfliktu :)).  Z innych to Helikopter w Ogniu, Cienka Czerwona Linia zdecydowanie też. Das Boot zrobił na mnie kolosalne wrażenie (szczególnie w wersji 5-godzinnej). Niemiecki Stalingrad też zapadł mi w pamięć.

 

No i do tego jestem ogromnym miłośnikiem filmów wojennych z lat 60/70. Wszelkie Pattony, Tory Tory Tory czy inne Bitwy o Anglię, nawet jeśli się rozmijały z historią, to nadrabiały klimatem i aktorami. :) 

 

O Dunkierce za tydzień nie będę już pamiętał. Szkoda, bo można było liczyć na coś więcej...

 

Żadnych sowieckich? Mnie mocno uderzyły kiedyś "Idź i patrz" i jakieś tam podobne w tym nurcie (mieli taką swoją szkołę przez jakiś czas. Z innej beczki: "Byliśmy żołnierzami". Wiadomo, pompa, dulce et decorum, ale Ia Drang w tym filmie po prostu wpychało mi się do pokoju.

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
  • Reaper zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...