Skocz do zawartości

Błyskawiczna awaria.


vrc

Rekomendowane odpowiedzi

Pamiętam bardzo dobrze gdzie pasja się zaczęła. Klawiatura, magnetofon, kaseta i śrubokręt. Na taśmie kilka gier o tematyce sportowej, a wśród nich Head Coach – menadżer futbolu amerykańskiego na wielkiego Commodore C64. San Francisco 49'ers – zespół w którym rozpocząłem pierwszą, wirtualną karierę trenera. Zapamiętam to na zawsze. Nie jestem pewien, czy algorytm gry dawał faktyczną kontrolę nad rozgrywką, ale zabawa była przednia. Minęło kilka lat, a kolega z trzeciego piętra dostał od rodziców komputer – pięknego IBM PC z procesorem Intel x86. Kochał gry logiczne. Często przesiadywałem u niego i patrzyłem w ekran, jak rozwiązuje kolejne zagadki. Tak jak i ja lubił również piłkę nożną. Gdy w swoje ręce dostaliśmy Ultimate Soccer Manager i włączyliśmy tryb dla dwóch graczy, nic nie mogło oderwać Nas od monitora. Dwa lata później wyszła kolejna część USM i zamiast grać w piłkę przed blokiem, ja kombinowałem co zrobić żeby atrybuty 20-letniego Beckhama i 22-letniego Giggsa rosły jeszcze szybciej. Myślałem jak tu ustawić Bergkampa, by strzelał więcej bramek, czy warto postawić kolejną budkę z hot-dogami, czy może dobudować trybunę na dwa tysiące widzów. Przegraliśmy wiele sezonów – Newcastle, Liverpool, Arsenal, Leeds... Nikt nie chciał grać w niższych ligach. Co to w ogółe za drużyny tam były? Kumpel miał wymagających, jeśli chodzi o naukę, rodziców, toteż nie zawsze udawało się grać tyle, ile byśmy chcieli. W przerwach między kolejnymi spotkaniami siedziałem w domu i robiłem symulacje w zeszytach. Wiecie – kostka, długopis, tabele, strzelcy – wszystko ręcznie. Gdy wreszcie „dorobiłem” się własnego komputera... kochani, co to się działo. USM 98', Liga Polska Manager i wreszcie jedyny, wielki, niepowtarzalny, król nad królami – Championship Manager 01/02! PSV, Roma, Leeds, Harasimowicz, Świętochowski, Terlecki, Ronaldinho, Huntelaar, Robben, Tsigalko. Wiele stron zajęłoby wyliczanie. Zna to wielu z czytelników. Przez wiele lat tylko uaktualniałem CM'a nie myśląc o innym managerze.

 

Kilka lat później (ta sama historia)...

 

Nigdy nie chciałem grać w piłkę nożną, nie chciałem być scoutem, ani trenerem. Nie to było moim marzeniem. Chciałem futbol analizować, rozbierać na czynniki pierwsze. Procenty celnych podań, długie czy krótkie, posiadanie piłki, spalone, skuteczność rzutów rożnych... STATYSTYKI! Życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej. Gdzie miałem niby pracować kochając piłkarskie analizy? Od kilku lat, więc sprzedawałem akcesoria sanitarne, gdzieś w północnej części Polski. Jak większości krajan, żyło mi się na dość lichym poziomie, żeby nie powiedzieć, że po prostu słabo. To miało się zmienić, gdy pewnego poranka do sklepu w którym pracowałem, wszedł kolega z dzieciństwa. Ten sam z którym długie godziny klepaliśmy w menadżery... Miał na sobie białą koszulkę, a na niej nieznane mi logo klubu piłkarskiego...

 

s64qx.jpg

 

Football Manager 2014 (14.1.3)

Baza danych: średnia + FCUnitedWills's National League System

Wybrane ligi: Anglia (1-11), Polska (1)

Zasady: gram aż zasiądę na ławce trenerskiej na Camp Nou.

 

Odnośnik do komentarza

- Matko Boska jedyna! Co Ty tutaj robisz? - nie wyobrażam sobie swojej miny w tej chwili. - Co ja tu robię? Ja się pytam co Ciebie tu przywiało? - odpowiedział Piotr. - Pracujesz tu? - kontynuował. - Miałeś hasać w futbolowym świecie, a TY... kible kurwa sprzedajesz? Nie pamiętam co wtedy myślałem. Spoglądałem raz na niego, raz na herb który miał na t-shircie. W głowie chaos, a na twarzy kompletne zaskoczenie. Opowiedziałem mu swoją nudną historię życia. O kiblach, zlewach i innych przykrościach których miałem okazję doświadczyć. Usta nie zamykały mu się od śmiechu. Na prawdę, nie mógł się powstrzymać. - Nędznie. - rzekł. - Jak to wszystko może się pozmieniać. Jeszcze kilka lat temu ogrywałeś mnie niemiłosiernie swoim Liverpoolem, a teraz TY, wielki strateg, jesteś tu, a ja... - A TY co?! - nie wytrzymałem i przerwałem mu zdenerwowany. - A ja jestem tu w interesach i jak na Ciebie patrzę to słabo mi się robi. - dokończył. Obawiam się, że miał wtedy rację. Co osiągnąłem do tej pory? Czy moje życie podoba mi się? Gdzie wyjeżdżam na wakacje? - Jakie interesy? Jesteś u mnie w sklepie, więc co? Importujesz sedesy? - zapytałem nieśmiało. Roześmiał się i odpowiedział – nie nie, w żadnym wypadku. Wiesz, trochę tu, trochę tam. Pojeżdżę, polatam samolotem, pogadam z tym i z tamtym i jakoś to wszystko wiążę do kupy. W każdym razie nie narzekam. No jasna cholera mnie zaraz strzeli, myślę sobie, jak ten typ nie przejdzie do rzeczy i nie powie mi czegoś konkretnego wreszcie. Odbiegłem, więc od tematu i zapytałem – nie znam tej koszulki którą masz na sobie. Co to za klub? - Ha! Nigdzie takiej nie dostaniesz. Wyjechałem kilka lat temu na Wyspy. Mieszkałem z Polakami w Swindon. Tam jest taki klub – SKS Błyskawica. Wiesz, grali tam kiedyś tylko zawodnicy z naszego kraju w niedzielne popołudnia. Teraz klub przejął budowlany inwestor z okolicy i pykają sobie chłopaki gdzieś tam w lokalnych ligach. Facet ma pojęcie o interesach, więc szybko coś tam stworzył. W jedenastej lidze chyba są, czy jakoś tak. Kasę normalnie dostają za grę. Fajna sprawa. Nazwa została i ot cała historia. - Rozumiem. - odparłem. - Przepraszam Piotr, fajnie się gada, ale muszę wracać do roboty. Szef mnie zabije, jak będę tu tak stał i nic nie zarobię dla niego. - chciałem już zakończyć tę rozmowę. Traktował mnie z góry, jakby sądził, że jest lepszy. - No okej, niech będzie, ja też muszę spadać. Słuchaj. Przyjdę po Ciebie wieczorem, bo do jutra tu jestem i skoczymy może na jakieś piwko, co? Mam pewien pomysł, jak wyciągnąć Cię z tego gówna. - Ehe, jasne. - szepnąłem do siebie.

- Jakim znowu trenerem? Ja trenerem? - znów wrzeszczałem na kumpla, chcąc cisnąć w niego kuflem z zimnym piwem. - Tak. Polecisz do Anglii i poprowadzisz Błyskawicę w rozgrywkach. Wszystko załatwię. - brzmiał pewnie Piotr. - Ale ja nie mam uprawnień. Żadnego doświadczenia, jak sobie to wyobrażasz? - pytałem. - O nic nie pytaj. Pogadasz z Prezesem. Zajmę się tym. Papiery dla Ciebie mam. Powiesz, że trenowałeś dzieciaki w Polsce, że zdobyłeś z nimi jakiś tam pucharek. No coś wymyślisz. A wcześniej robiłeś analizy dla zespołów z ekstraklasy. Masz tu świadectwo pracy z Opta Sports. Dasz radę? - dał mi do ręki lewy papier i mrugnął powieką. - Skąd to masz? I co będziesz z tego miał? - wciąż nie wierzyłem w to co się dzieje. - Nie istotne skąd, a będę miał z tego... hmm... powiedzmy, że dwie twoje pierwsze wypłaty. Zgoda? - wyciągnął rękę.

Kilka dni później już leciałem do Southampton. Stamtąd miałem autobus do Swindon. A 8 kilometrów dalej leży wieś, z niespełna dwoma tysiącami mieszkańców - Wanborough.

Odnośnik do komentarza

Dzięki Panowie za dobre słowo.



Co my tutaj mamy. - mruknął do siebie grubas. - Hmm, zdobyłeś Puchar gminy z trampkarzami Saturna Ostrowite. Znaczy co? To jakieś ważne dla Ciebie trofeum? - zapytał, zerkając spod łysego czoła. - Yy, no tak. Nie było łatwo pracować z tymi dzieciakami. Pokonaliśmy po drodze kilku silniejszych rywali. - odparłem, dusząc się już w ciasnym pomieszczeniu. - Później w Victorii Lisewo udało mi się powtórzyć ten sukces z tamtejszą młodzieżą. - kłamstwo przychodziło mi nadzwyczaj łatwo. - No dobrze. Widzę, że równocześnie robiłeś analizy dla klubów z waszej ekstraklasy. Czym dokładnie się zajmowałeś? - patrzył w trefne papiery od Piotra drapiąc się po karku. - To zależy jakie było aktualne zlecenie. Rozumie pan. Głównie podstawowe statystyki - podania danych zawodników, ilość przechwytów w formacjach. Analizowałem dane, a wyniki przesyłałem do klubów. Żmudna robota przed ekranem laptopa. - Ale lubisz to? - znów zapytał mężczyzna. - Pewnie, że tak. Kocham piłkę nożną od tej strony. - cóż za banał wymyśliłem na prędce. Boże jakie to było idiotyczne. - Okej nie będę Cię dłużej męczył. SKS Błyskawica to, można powiedzieć, bardzo młody klub. Mimo, że oficjalnie istnieją od 1963 roku, to dopiero teraz zaistnieli w angielskiej piłce. W zeszłym roku zainwestowałem tu trochę grosza. Nasz pierwszy sezon w lidze był nawet udany. Zajęliśmy dziesiąte miejsce, udało się nie spaść niżej. Zanim zacząłem tu rządzić, klub grał w lidze amatorskiej, rozumiesz, kilka spotkań, co jakiś czas po niedzielnej mszy. Zbliża się drugi nasz sezon, a nie mamy trenera. Poprzedni nie chciał tu dalej pracować i podpisał kontrakt z jakimś, nie wiem, zespołem z wyższej ligi. Nie pamiętam nazwy. W każdym razie zmierzam do tego, iż mogę Ci zaoferować roczny kontrakt z opcją przedłużenia na kolejny rok, jeżeli tylko zajmiesz z chłopakami miejsce w górnej połowie tabeli. Zapłacę Ci, powiedzmy, 1600 funtów miesięcznie i załatwię małe mieszkanie w Swindon. Oczywiście jakiegoś jeżdżącego klamota też dostaniesz, bo dojechać do pracy jakoś musisz. Dobry układ, prawda? - wstał, rozkładając szeroko ręce, jakby wiedział, że na sto procent się zgodzę. - Jasne, że tak. Świetnie! - oczywiście, że się zgodziłem. - Aha, jeszcze jedno – dodał. - Rzadko bywam w okolicy. Mam kupę interesów w całej Brytanii. Pewnie spotkamy się w połowie sezonu, a może i później. Masz tu pełną władzę. Transfery, finanse... Jeżeli nie przegniesz, ja nie będę się wtrącał. W razie pilnej potrzeby dzwoń. Colin Rose, prezes SKS Błyskawica Swindon, wcale nie wyglądał jakby prowadził firmę budowlaną. Może się myliłem, ale przeczucie podpowiadało mi co innego.



Wychodząc korytarzem z małego, klubowego, budynku, o ile można go tak nazwać, minąłem się z krępym, wysokim, czarnoskórym mężczyzną. - Hej to Ty? Ty jesteś nowym menadżerem? - krzyknął. Kiwnąłem tylko głową. On dalej krzyczał. - Jestem Ian Webber, twój asystent. Wiem, że mieliśmy się spotkać dopiero jutro, ale przejdźmy się chwilkę. Pokażę Ci boisko, nasze pole walki. - uśmiechnął się i pełen zapału poprowadził na tyły budynku. - To nasz stadionik, Hooper's Field. Tam dalej, za drzewami, jest pole golfowe. - Ktoś tu przychodzi na mecze? - zapytałem. - Pewnie, tu wejdzie z pięćset osób. Wiadomo, że pełnych trybun nie mamy, ale zawsze jakiś fanatyk się znajdzie. - zaśmiał się. Boisko wyglądało całkiem normalnie. Otaczały je barierki za którymi, domyślnie, mieli stać kibice. Wokół rosły drzewa, a za nimi, faktycznie, znajdowało się pole do golfa. - W jakiej lidze gramy? Z kim? Jak to wygląda? - nie miałem żadnej wiedzy, więc pytałem dalej. - Ha ha! Któż by się tym interesował co? To tylko głęboka, piłkarska, prowincja. W skrócie wygląda to tak... - tłumaczył Ian. - Wiltshire League Premier Division, to nasza liga. Jedenasty poziom rozgrywkowy w Anglii, ostatni półzawodowy, niżej grają już tylko kompletni amatorzy. Mamy tu szesnaście zespołów. Przez kolejne trzy lata nikt nie spada. To wynik reform amatorskich lig które następują w tej chwili, więc można powiedzieć, że mamy szczęście. Tylko najlepsza drużyna awansuje dalej, do baraży, także wydostać się stąd graniczy z cudem. Może damy radę kiedyś. No, ale dobrze. Obiecałem, że przetrzymam Cię tylko chwilę, więc już nie zanudzam. Widzimy się jutro na pierwszym treningu! - asystent pożegnał się ze mną i pobiegł do swojego samochodu. Jutro pierwsze spotkanie się z drużyną. Nie wiedziałem jak mam się do tego zabrać...


Odnośnik do komentarza

W nocy przeczytałem biografię Alexa Fergusona “Futbol cholera jasna!”. Nie żebym jakoś specjalnie przepadał za tym wielkim trenerem, ale od czegoś zacząć musiałem. Na e-bayu zakupiłem kolejne książki – historię życia Guardioli, Van Gaala, Górskiego i Cruijffa. Za kilka dni pewnie będę je miał i wchłonę jak najszybciej się da. Wszystko będzie dobrze – powtarzałem sobie. Tej nocy nie spałem zbyt wiele. Nerwy zdecydowanie mnie pokonały.



Budynek klubowy SKS Błyskawica przypominał z daleka stodołę. Zbudowany był, typowo dla angielskiej architektury, z czerwonej cegły. Był niski i nieproporcjonalnie długi, co faktycznie dawało wrażenie “stodoły”. Z bliska już nie wydawał się taki duży. W środku jednak było widać, że Pan Prezes na pewno włożył tu “kilka” funtów. Dominował biało-czerwony kolor, nawiązujący oczywiście do barw klubowych oraz tych którzy klub ten stworzyli. Prysznice wyłożone pięknymi płytkami, w łazienkach nowa armatura no i mój gabinet urządzony w dobrym stylu. Niby półzawodowo, a w sumie bardzo pozytywnie. Byłem tu drugi raz, ale tym razem moje wrażenie pozostało o wiele lepsze. Pokój Prezesa, w którym dogadywaliśmy kontrakt, wyglądał przy reszcie pomieszczeń, jak składzik konserwatora.



Z pierwszego wejścia do szatni zapamiętałem jedno – siedemnaście par oczu gapiących się na mnie jak na zjawę. Siedemnaście par, dziecięcych niemalże, oczu plus Ian, mój asystent, który głośno krzyczał – Paddy, przestań dłubać w nosie! Paddy, podobno środkowy obrońca, nie był jeszcze pełnoletni. Pierwszy raz widziałem kogoś, kręcącego kulki tak szybko i tak sprawnie. - To jest nowy trener o którym wam przed momentem opowiadałem. Włożycie całe swoje serca w grę dla niego, a jeśli będzie trzeba zginiecie na boisku. Jasne? - Ian przemówił niczym generał. Ja, nie mogący wydobyć słowa, stałem i patrzyłem na dzieciaki, które mają być przyszłością tego zespołu. “Piłkarze” pobiegli na rozgrzewkę, a my z asystentem za nimi. - Musisz mówić do nich. Będą słuchać. Tak myślę. - powiedział Ian.



Złota siedemnastka biegała, a asystent wskazywał każdego po kolei i opowiadał – Tylko oni ostali się po poprzednim sezonie. Było dwudziestu czterech. Kilku zrezygnowało z kariery, widząc, że to nie ich droga. Dwóch poszło do lepszych klubów. Jeden złamał nogę pod koniec sezonu. Ci których tu widzisz dadzą z siebie wszystko, zapewniam Cię. Widzisz dwóch ostatnich? To bramkarze – Peter Deagle i Elliot Gulliver. Obaj mają po osiemnaście lat i obaj również mają dziurawe ręce. Coś tam pewnie złapią, ale z pewnością nie jest to piłka. Dalej obrońcy – wskazywał palcem. - Adam Tiesse, Marcel Wakeling, Paddy Bowler, ten od kulek, Dwayne Berry i Harvey Coupland. Zobaczysz ich na treningach to sam ocenisz. - zabrzmiało co najmniej złowrogo. - Richard Salmon, Callam Pendleton, Tom Millington, Liam Chandler, Alex Stones, Rocky Swindell, Michael Winzar, Mitchell Collins – oni tworzą formację pomocy. Mamy jeszcze dwóch napastników. Nie zagwarantuję ci, że którykolwiek strzeli gola w tym roku, ale starać się będą. To Nathan Turner i Andrew Teraud. Chyba nikogo nie pominąłem. Nie wiem jaką drużynę desygnujesz do gry i nie wiem też jaką formacją będziemy grać. Wiem jedno – potrzeba wzmocnień, a skoro trenowałeś chłopaków w Polsce to pewnie masz tam jakieś znajomości. Ściągnij kogoś. Ci których tu mamy mogą nie wystarczyć do walki o awans. Popatrz na nich, mają najwyżej osiemnaście lat i to nie wszyscy. - Ian wręczył mi karty zawodników i patrzył błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że stworzę silną ekipę. Tylko, że ja nie miałem żadnych znajomości, żadnego rozeznania w rynku transferowym, a już na pewno nie miałem nosa do talentów. Musiałem zadzwonić po pomoc do Piotra...



Odnośnik do komentarza

Piotr, Piotr, Piotr do cholery, gdzie TY jesteś. Przez kilka godzin telefon pozostawał głuchy. - Halo? Halo? - ledwo słyszalny głos wreszcie pojawił się w słuchawce. - Piotr, gdzie ty jesteś? Mam do ciebie pilną sprawę. - krzyczałem, mając wrażenie, że mnie nie słyszy. - Jestem na Korsyce. Słabo cię słyszę. Co się dzieje? - Słuchaj, musisz mi pomóc. Potrzebuję jakiegoś skauta, najlepiej na wczoraj. Znasz kogoś? - pytałem niecierpliwie. - Skauta? Na cholerę ci skauta mam szukać? Tam nikogo nie mają? Żartujesz? Przecież to Anglia, daj ogłoszenie do gazety czy coś. - świetna rada, pomyślałem. Ależ on mądry. - Gówno! Potrzebuję człowieka na teraz. Nie mam czasu na castingi. Za tydzień mam pierwszy mecz. Muszę mieć skauta, muszę wzmocnić skład. - nie mogłem ustąpić. - Wiesz, jak zależy mi na tej robocie. Nie mogę pozwolić sobie na porażkę. Nie tu. Nie z orłem w tle, rozumiesz? - Dobra czekaj... czekaj. Ogarnę się i oddzwonię do ciebie. Mam chyba kogoś do tej roboty...



Nazajutrz rano do mojego biura wszedł niewysoki facet po trzydziestce. - Mick O'Brien, pomogę Ci. - rzekł, jedną ręką zdejmując okulary przeciwsłoneczne. W drugiej trzymał teczkę na laptopa, którego natychmiast wyjął na moje biurko. - Pomożesz mi w czym? - zapytałem zaskoczony. - Pomogę ci ogarnąć tutejszy rynek transferowy. Wytłumaczę jak to wszystko działa i razem wzmocnimy zespół. Do rzeczy więc. Kogo potrzebujesz? - Hmm – zastanowiłem się przez chwilę. - Chyba kilku graczy którzy wniosą choć odrobinę doświadczenia w młody skład jaki tutaj mam. - No dobra. Powiem ci tak. Nie będziemy szukać piłkarzy z umiejętnościami technicznymi, bo i tak takich nie znajdziemy. A nawet jeśli, to zostaną, że tak powiem, pozamiatani na ciężkich jedenastoligowych boiskach. Potrzebujemy drwali. Silnych, sprawnych i jak się uda to szybkich zawodników. Tylko tacy dadzą sobie radę w tej rzeźni. - profesjonalnie wyjaśnił mi wszystko O'Brien. - Wszystko fajnie Mick, tylko wyglądasz na faceta który nie bierze mało za swoje porady. - odparłem przerażony. Obawiałem się, że klubowe finanse nie pozwolą mi na zatrudnienie tego faceta. - Wypiszesz mi roczny kontrakt na kwotę 220 funtów miesięcznie. Rozumiesz, legalne kwity. Resztę pokrywa Pan Rose. - Mick został naszym “głównym scoutem”. Pomóc miał mu Mal Liptrott, 66-latek, który już wcześniej pracował z Błyskawicą. Oprócz tych dwóch, w klubie pracowali jeszcze – Ian Gill, fizjoterapeuta oraz Ben Tomkins, specjalista od pracy z juniorami. Było, więc nas sześciu, plus Piotr – moje koło ratunkowe balujące w tej chwili na Korsyce, no i Prezes Rose. Ciekawa doprawdy ekipa.



Pierwszym wymiernym efektem pracy pary skautów, było zatrudnienie Victora Pinto, jednokrotnego reprezentanta Portoryko, grającego na pozycji środkowego obrońcy. Victor ma 21 lat i za sobą aż 102 mecze w zespole Sholing (9 liga angielska) i to w ostatnich trzech sezonach. Wydaje mi się, że od razu wskoczy do wyjściowego składu, pod warunkiem, że nie cofną mu warunkowego pozwolenia na pracę.



Odnośnik do komentarza

Trzy, spośród pięciu, sparingów rozegrać mieliśmy na wyjazdach, z teoretycznie mocniejszymi rywalami. Zdecydowałem, że będą to pierwsze mecze towarzyskie, bo tylko w nich mogę na prawdę stwierdzić co ten zespół potrafi grać. Dwa ostatnie, mam nadzieję, że zwycięskie, zagramy ze słabszymi zespołami, aby chłopaki zaczęli sezon w dobrych humorach. Gorzej, gdy będzie odwrotnie. To mój debiut w roli menadżera, wprawdzie nie w meczach o stawkę, ale wrażenia pozostaną niezapomniane. Do boju, więc Błyskawico. Pierwszym przeciwnikiem było Blackrock Rovers.



Pierwszą składną akcję w meczu zainicjował mój zespół. W 12 minucie Berry długim podaniem ze środka boiska uruchomił Swindella, ten włączył trzeci bieg, minął sprintem rywala i z trzynastu metrów uderzył w poprzeczkę. Matko, jakie to były emocje. Pierwszy raz w życiu czułem coś takiego. W 38 minucie, niestety, urazu doznał Pendleton. Nie chciałem ryzykować poważniejszej kontuzji już na początku sezonu i dlatego zdecydowałem się na zmianę. Na boisko wszedł Stones. Chwilę później rywale rozklepali nas w środku pola, a z osiemnastu metrów uderzył Pugh. Na szczęście Gulliver był na posterunku. W 44 minucie ma miejsce bliźniaczo podobna, do tej z 12 minuty, akcja. Tym razem Turner wypuszcza na wolne pole Swindella, ten znowu przymierza i minimalnie pudłuje nad poprzeczką. Niestety zaraz przed przerwą straciliśmy gola po fatalnym błędzie bramkarza, który w decydującym momencie wypuścił futbolówkę z rąk. Przed zejściem do szatni przegrywaliśmy 0:1. W przerwie trzy zmiany i bojowo nastawieni wyszliśmy na drugą połowę. Już trzy minuty po wznowieniu gry jest 1:1! Chandler z czterdziestu pięciu metrów wrzuca piłkę w pole karne i rezerwowy w tym spotkaniu, Teraud, trafia głową do bramki. Tak jest! W 73 minucie mogliśmy objąć prowadzenie, ale Stones nie wykorzystuje centry z rzutu rożnego i z kilku metrów trafia tylko w bramkarza gospodarzy. Chwilę później Collins niewiele się myli uderzając mocno z szesnastu metrów. Przeważaliśmy w drugiej części i dało to efekt w 81 minucie, kiedy to Teraud faulowany w polu karnym sam wymierza sprawiedliwość i prowadzimy 2:1!! Na nasze nieszczęście kilka minut później Langdon, po serii błędów, strzelił na 2:2. Mogliśmy odzyskać prowadzenie, ale świetnie spisujący się dzisiaj Teraud strzelił niecelnie z narożnika pola karnego. Nic już na boisku się nie zmienia. Nasz pierwszy sparing kończy się remisem.



17/07/2013. City Stadium, Blackrock. Mecz towarzyski.


Blackrock Rovers – SKS Błyskawica Swindon 2:2 (1:0)



1:0 Marc Evans 45'


1:1 Andrew Teraud 50'


1:2 Andrew Teraud 81' (rzut karny)


2:2 Matthew Langdon 84'



Skład (4-5-1): Gulliver (46' Deagle) – Coupland, Bowler (46' Wakeling), Pinto, Tiesse – Berry, Pendleton (38' Stones), Chandler (66' Millington), Winzar, Swindell (66' Collins) – Turner (46' Teraud)



Widzów: 68



MoM: Teraud (SKS) 8.6



Czas na pierwsze analizy i wnioski.


Odnośnik do komentarza

Ło, bez żadnego Polaka :>

 

Małe uwagi do tekstu- popracuj troszkę nad przecinkami. Dwa- piszemy "W 73. minucie" ;)

Żadnego, bo chcieli 6,5 funta za godzinę ;)

Uwagi biorę do siebie. Dzięki :)

Odnośnik do komentarza

@azakarsan - mało tego, że miałem im płacić za 90 minut gry, to oni domagali się jeszcze godzinówki za treningi! Reszta zespołu mogłaby tego nie zaakceptować. Poza tym po testach na których byli Polacy, zginęło kilka piłek i dwie pary rękawic bramkarskich. Sam więc rozumiesz... ;)



Tuż przed drugim sparingiem, do zespołu dołączyli - 25-letni skrzydłowy Davion Hamilton, wychowanek Birmingham City oraz Egzon Asllani, prawy obrońca z Albanii, mający również angielski paszport. Wiek jego szacuje się na 22 lata. Nie mamy, więc w drużynie Polaków, mamy za to Portorykańczyka oraz Albańczyka. W kolejnym meczu towarzyskim mieliśmy zmierzyć się z walijską drużyną Spencer Youth & Boys, 3-krotnym zwycięzcą Ligi Hrabstwa Gwen.



Do 27. minuty nic kompletnie nie dzieje się na boisku. Wtedy to Chandler wymienia krótko piłkę z Millingtonem, ten zagrywa prostopadle do Swindella i schemat który często ćwiczymy na treningach przynosi sukces. Prowadzimy 1:0! W 38. minucie kolejna akcja – Turner dostaje precyzyjną piłkę ze skrzydła od Swindella, strzela z 10 metrów, ale tuż obok lewego słupka. Chwilę później nasza ofensywna trójka Hamilton, Swindell i Turner klepią w polu karnym przeciwnika, ten ostatni uderza mocno, ale strzał minimalnie niecelny. W sumie, w pierwszej połowie oddaliśmy trzy groźne strzały. Jeden z nich przyniósł nam prowadzenie. Zaraz po przerwie, w 47. minucie gospodarze strzelają gola, na szczęście dla nas ze spalonego. Ofsajd faktycznie był, dyskusji więc nie ma. Od około 70. minuty gry zmieniamy styl na przetrzymanie piłki i grę krótkimi podaniami, co ma nam zapewnić utrzymanie wyniku. Kontrolujemy grę, a w 83. minucie Teraud trafia w poprzeczkę. Przed ostatnim gwizdkiem zespół Youth & Boys oddaje dwa pierwsze strzały w światło bramki. Są one jednak łatwą zdobyczą dla Deagle'a i prowadzenia nie oddajemy już do samego końca.



21/07/2013. City Stadium, Newport. Mecz towarzyski.


Spencer Youth & Boys – SKS Błyskawica Swindon 0:1 (0:1)



0:1 Rocky Swindell 27'



Skład (4-5-1): Gulliver (46' Deagle) – Coupland (46' Wakeling), Bowler, Pinto, Asllani (46' Tiesse) – Berry, Millington (71' Stones), Chandler (75' Collins), Hamilton (46' Winzar), Swindell (73' Salmon)– Turner (46' Teraud)



Widzów: 67



MoM: Swindell (SKS) 8.3



Wygraliśmy spotkanie na ciężkim, walijskim terenie. Mniejsze posiadanie piłki i niewielka (61%) celność podań, wynikają głównie z defensywnej taktyki i nastawienia na kontry przez większy czas gry. Najwięcej precyzyjnych zagrań zanotował debiutant, albańczyk Asllani – aż 15 z 16. Prawie jedenaście kilometrów przebiegł nasz defensywny pomocnik Berry. W połączeniu z największą ilością przechwytów w meczu, może cieszyć postawa tego zawodnika. Był tam, gdzie najbardziej go potrzebowała drużyna.



Tego samego dnia, tuż po meczu, dostałem informację, że udało zakontraktować się kolejnych trzech zawodników. I tak do drużyny dołączą: Ishmael Pitter Bangura, 20-letni skrzydłowy, 29-letni pomocnik Matty Walsh oraz środkowy obrońca Andy Jones, lat 27. W tym momencie kadra liczy 23 zawodników. Jeśli uda się znaleźć konkurenta dla Couplana, lewego obrońcy, to nabór uznam za kompletny i zakończony.


Odnośnik do komentarza

Jak na razie sparingi niezłe, chłopaki się ogrywają, wychodzi im realizowanie powierzonych zadań, zatem w lidze na straconej pozycji nie stoicie. Nowi gracze są tylko z wolnego transferu, czy również za procent kolejnych sprzedaży?

 


Rękawice i piłki od jutra na Allegro:-)

 

Czyli już wiemy kto :>

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...