Skocz do zawartości

Milczenie


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień był podły. Przez okno mojej kawalerki szeroką, deszczową falą wdzierało się przygnębienie. Leeds pogrążone było w bogatej palecie szarości, od brudnobiałego nieba po ciemne kaniony ulic. Padało już od tygodnia, dwie godziny temu wyłączono prąd a minutę temu siadło zapasowe zasilanie. Czasami tak łatwo zapomnieć jest, że jestem istotą wybraną. Że z definicji wypełnia mnie szczęście. Że apatia byłaby zdradą Firmy.

Jestem już za stary na tę pracę. Znużony. Nie nadążam już za pędzącą cywilizacją. W jednym z rogów pokoju przyczaiła się pokaźna bryła starego telewizora marki Grundig, nie kupuję nic nowszego bo po prostu nie mam pojęcia, czym najlepiej byłoby go zastąpić. Nikt mi w tym nie doradzi. Poza tym, na płaskim ekranie nie mógłby przecież sypiać Jozue. Poza tym, telewizor przecież działa, a wielkość pokoju likwiduje konieczność posiadania pilota. Nie mam komputera, o jego najnowszych mutacjach nie wspominając. Mam kalkulator. Żyję w czasowej stazie, komar uwięziony ciągle w tym samym bursztynowym morzu, zmęczony oglądaniem swojej inercji.

Ale zmiany nie będzie. Centrala milczała, choć niższe szczeble nadal bawiły się konfliktem z Przeciwnikiem. Ciągle dostawałem podobne do siebie, rutynowe zadania które wynikały z ogólnego planu nakreślonego w czasach, gdy On jeszcze się z nami komunikował. Moi oficerowie prowadzący nadal prowadzili te swoje małe gry z wrogiem, coraz częściej też z samymi sobą. Nużący korowód nazwisk, kryptonimów, porażek i rzadkich, gorzkich sukcesów.

Przegrywaliśmy, lub już przegraliśmy.

Telewizor ożył.

Tobias był wysokim, długowłosym mężczyzną z drobną blizną na policzku. To, że jej sobie nie skorygował wiele o nim mówił. Tobias nie zapominał i miał wyraźne problemy z szybkim wybaczaniem. Był surowym, choć sprawiedliwym szefem. Nie miał zresztą wyjścia.

- Fnrz, w mn Bg Njwższg, pzdrwm c. Prznsz c rdść wlk, Chrsts nprwd zmrtwchwstł.

Skrzywiłem się, westchnąłem i odruchowo przeczesałem palcami moje roztargane włosy klnąc przy tym brzydko w myślach. Nienawidzę odruchów, uwłaczają mej wolności. Nienawidzę też wulgaryzmów w mej głowie. W ogóle, to ostatnio często czegoś nienawidziłem.

- Tobiasie, proszę cię, mów po ludzku. Naprawdę nie mam ochoty na ten prymitywny dekoding.

Tobias przyglądał mi się przez chwilę z zaciekawieniem. Drapieżniczą ciekawością.

- Feanorze, czy jesteś zmęczony? Zadanie, które chciałbym ci przydzielić mogłoby na tym ucierpieć.

Tetragrammatonie, nie byłem zmęczony. Nie mogłem być zmęczony. Zmęczeni aniołowie w świecie, w którym On zamilkł, trafiali na rubieże Otchłani.

Pięć minut później przejąłem sprawę Marcina Stróżyny.

Odnośnik do komentarza

Marcin Stróżyna był kolejną niewyróżniającą się szczególnie duszą mojej kariery. Starzejący się kawaler bez perspektyw na pozbycie się tego stanu, od dekady w życiowym dryfie który przedziwnym trafem rzucił go do kraju, którego języka nawet dobrze nie znał. W Leeds mieszkał od miesiąca, stopniowo tracąc nadzieję na znalezienie pracy. Byłoby zresztą cudem, gdyby ją znalazł, biorąc pod uwagę jego niemrawe i nieudolne manewry wykonywane przed potencjalnymi pracodawcami.

Na jego szczęście lub nieszczęście, zainteresowała się nim firma w cudach się specjalizująca.

Wojna o dusze trwa od Wielkiej Rebelii. Nie przerwało jej zamilknięcie Boga w 1894 roku, mam wrażenie, że wtedy się nawet zaostrzyła. Krystalizujące się powoli frakcje serafinów zaczęły tę kwestię traktować prestiżowo, budując swoje pozycje względem Niewysłowionego w oczekiwaniu na moment, gdy On wreszcie przemówi. Im dłużej to trwało, tym częściej starano się naruszać zasadę ograniczonej ingerencji. Fatima była tego świetną ilustracją, chłopcom Kemuela puściły wtedy wszelkie hamulce. Dopiero groza dokonań Nieprzyjaciela, który konsekwentnie wykorzystał to rozluźnienie Zasłony by rozwinąć operacje na nieznaną dotąd skalę, otrzeźwiło nieco naszych przywódców. Znowu zaczęliśmy działać opierając się modlitewnym dialogu, sumieniu, emocjach... i drobnych szczelinach, które w pozornie szczelnej czasoprzestrzeni pozostawił nam On. Mam talent do ich znajdowania.

Jedną z nich wykorzystałem w biurze prezesa Guiseley Association Football Club.

Odnośnik do komentarza

W głowie Phila Rogersona galopowała rozpaczliwa myśl. Właściwie, to całe stado myśli oscylujące wokół jednego pytania: dlaczego jeszcze prowadzę tę rozmowę? Dlaczego?

Siedzący przed nim osobnik, brodaty Polak w pokrzywionych okularach w ogóle nie potrafił mu podsunąć rozsądnej odpowiedzi.

- A doświadczenie trenerskie? Menedżerskie? Piłkarskie?

Polak nerwowo zmiął w dłoniach koniec za długiej, czarnej koszuli z logiem jakiegoś obciachowego metalowego zespołu i skrzywił usta w odległym echu uśmiechu.

- Noo... Orientuję się w transferach... dużo oglądam... kiedyś grałem... głównie na bramce... w chodzieskiej lidze halowej.... grywam w Football Managera...

Prezes Guiseley zaczerpnął oddech, głęboki oddech. Odezwiemy się do pana? Dziękuję, ale chyba szukamy kogoś młodszego? Wypierdalaj?

Nie powiedział nic i w gabinecie zapanowała krępująca cisza.

Teraz.

Na twarzy Stróżyny coraz wyraźniej malowała się udręka. Wczoraj dostał wezwanie na rozmowę kwalifikacyjną do firmy, do której nawet nie wysyłał CV. Do klubu piłkarskiego z miejscowej conference. Przez moment, krótki moment uwierzył, że coś mu się w życiu właśnie wyraźnie odmienia. Przez moment. A teraz siedział tu w oczekiwaniu na nieunikniony finał, w milczeniu które ktoś wreszcie musiał przerwać. Przerwał je pierwszym absurdalnym tekstem, który wpadł mu do głowy.

- Pięknie śpiewa... to chyba drozd... tam za oknem?

Rogerson odmruknął, chyba potakująco.

- Czytałem kiedyś... czytałem że drozdy malowali sobie na tarczach tutejsi wojownicy... z Elmetu...

Phil Rogerson. Ulubiona książka: "Deirdre of the Sorrows" Synge`a Johna Millingtona. Nick twitterowy: elmet4ever. Działalność hobbystyczna: grupa rekonstrukcyjna "Włócznie Arawna". Teraz wystarczy już tylko delikatne pchnięcie.

 

Kilka godzin później drozd zdechł z przemęczenia, przez nieuwagę nie zwolniony z nałożonego na niego Przymusu.

Odnośnik do komentarza

Przed nastaniem ery "Brodatego Polaka" Guiseley AFC było rewelacją rozgrywek Conference North (Skrill North). Menedżer Steve Kittrick wprowadził klub do tej klasy rozgrywkowej w 2010 roku, by następnie rok po roku awansować do fazy play-off, za każdym razem odpadając. Dwa miesiące przed spotkaniem ze Stróżyną prezes Rogerson zwolnił jednak Kittricka po tym, jak zespół przegrał swą kolejną szansę tracąc decydującą bramkę w 118 minucie spotkania. Tym samym Rogerson stał się kolejnym z legiona dowodów na to, że słowa "wdzięczność" i "rozsądek" są dla homo sapiens umiejętnościami niewrodzonymi.

Podopieczny Feanora odziedziczył po swym poprzedniku skład wyrównany w mierności i sfrustrowany ciągłą huśtawką nastrojów. Skonsternowany Stróżyna zachodził w głowę, z czego wynikały poprzednie sukcesy. Dwaj bramkarze, 27-letni Steven Drench i 30-letni Jon Worsnop stanowili reminiscencję futbolu podwórkowego, gdzie na bramkach stawiano tych, którzy ze względu na różne niesprawności nie sprawdziliby się w polu. W dodatku Worsnop służył klubowi za okrągłe 0 funtów tygodniowo, co dodatkowo wzmocniło czujność nowego menedżera.

W defensywie nie było lepiej. Właściwie, to było jeszcze gorzej. Oś linii obronnej stanowić mieli Spencer Harris (22 l.), Danny Ellis (27 l.) i Matthew Clarke (32 l.). Tylko Ellis zrobił na Polaku w miarę dobre wrażenie. Harris był wzorcowym produktem pokolenia cyfrowego, słaby fizycznie, chorowity i zniechęcający się po każdym niepowodzeniu. Angaż w Guiseley dostał zapewne w ramach jakiegoś funduszu promującego zdrowie wśród niepełnosprawnych. Jego ewentualnym atutem było to, że mógł "grać" również w środkowej pomocy. Clarke wreszcie był wysokim, silnym bydlakiem z pojęciem o technice i dryblingu rozwiniętym w stopniu, który w piłkarskiej klasyfikacji tego rodzaju cech powinien być odpowiednikiem kelwinowskiego zera. Lewą flankę obrony stanowił Rhys Meynell (24 l.), który jeszcze kilka lat temu, u progu swej kariery grywał w Barnsley. Jego upadek w otchłań Skrill North był zwięzłym opisem obecnych możliwości Meynella, aczkolwiek jak na tak niską klasę rozgrywkową, był bardzo szybki. Z drugiej strony defensywy ustawiony być mógł Jack Rea, w którym Stróżyna pomimo pewnego wysiłku intelektualnego dobrego nie znalazł nic. Obaj skrzydłowi obrońcy mogli też grać w centrum pomocy.

Linia środkowa wyglądała nieco lepiej. W centrum boiska operować mieli Andy Holdsworth (29 l.), Michael Potts (21 l.) i Michael Burns (24 l.), ten ostatni mógł grać też na lewym skrzydle. Najlepiej z nich prezentował się Burns, szybki, niezły technicznie, dobrze podający zawodnik który jednak był głęboko nieszczęśliwy ze względu na brak awansu z zeszłego roku. Pozostała dwójka prezentowałaby się równie dobrze, gdyby nie ich niedostatki fizyczne. Był też Gavin Rothery, ale Stróżyna szybko postanowił zapomnieć o jego istnieniu. Na lewej pomocy prócz Burnsa grać też mógł Paul Ennis (23 l.), ostatni zakup Kittricka przed jego zwolnieniem. Z Ennisem był problem natury medycznej: był niezwykle rzadkim egzemplarzem człowieka rozumnego zupełnie pozbawionego mięśni. Gdyby nie ten drobny defekt, mógłby być gwiazdą Guiseley. Uniwersalnym skrzydłowym był z kolei Danny Thomas (32 l.). Thomas w poprzednim wieku ocierał się o skład Nottingham Forrest, obecnie jednak był już wesołym emerytem który nie potrafił biegać, ale nadal umiał nieźle dośrodkowywać, co na tle reszty piłkarzy z Guiseley stawiało go w górnej połówce jakościowej.

Zwieńczeniem dzieła byli dwaj napastnicy, Phil Marsh (26 l.) i Craig Hobson (25 l.). W duecie wyglądali zabawnie, prawie dwumetrowy, zwalisty Hobson górował nad kolegą o prawie 20 centymetrów, z drugiej strony Marsh był zdecydowanie lepszy technicznie. Obaj rokowali zaskakująco optymistycznie.

Odnośnik do komentarza

- Nigdy nie lubiłem Anglii. Zachodzę w głowę, dlaczego się tu tak zasiedziałeś?

- Inercja, Samuelu. Przestałem gonić za zmianami, w przeciwieństwie do ciebie oczywiście.

- Mizoginizm jest passe. Błagam, Feanorze.

Lubię tę knajpę. Właściciel jest tak znudzony życiem, że nie zastanawia się nad tym, że jego najbardziej stały klient nie zmienił się ani o jotę od czasu wojny o Falklandy. Miłe, ciche miejsce z nutami nostalgii które coraz bardziej cenię. Lubię udawanie, że czuję smak pitego piwa, symulowanie lekkiego upojenia, cichy jazz sączący się z głośników. Wtulam się w to wieczorne Leeds i udaję człowieka.

- Feanorze?

Dziś był tu ze mną gość. Samuela znałem od późnego paleolitu, gdy Wielki Plan był jeszcze w powijakach a serafinowie zapatrzeni w Jego oblicze nawet nie śmieli myśleć o rywalizacji. Nie miałem wśród aniołów bliższego przyjaciela. Gdy jednak Głos zamilkł, Samuel... przestałem go rozumieć. Zaczynając od tego, że zaczął przybierać kobiece formy. Podobnie jak duża część innych aniołów Chóru Sarasaela. Nazwali to elastycznością. Dostosowaniem się.

- Po co właściwie tu przyjechałeś, Samuelu? Oszczędzałeś mi swej obecności przez dwie dekady.

- Konkretny i nudny. Faktycznie jesteś pogrążony w inercji. W ogóle się nie zmieniasz.

Obecną formę Samuela stanowiła młoda, filigranowa blondynka w nieco za krótkiej spódniczce i zdecydowanie zbyt krzykliwym makijażu. Do naszych czasów dostosował się perfekcyjnie.

- Jestem zajęty. Prowadzę sprawę i mój podopieczny średnio się stara.

- Nadal bawisz się w stróżowanie, Feanorze? Wielkoskrzydli od Metatrona zupełnie nie potrafią wykorzystywać potencjału swych zasobów.

Stróżyna bawił się w transfery. Guiseley nie miało pieniędzy, więc sprowadzał desperatów, którzy nie byli z nikim związani. Jameel Ible był dziewiętnastoletnim obrońcą którego najważniejszą zaletą było to, że mógł grać w każdym miejscu linii obronnej. Poza tym zdradzał swe dziewczyny, kradł drobne rzeczy z supermarketów i uwielbiał pornografię zwierzęcą. Nie miał wielkich szans na niebo, aczkolwiek w drużynie mógł się jednak przydać. Nie wiem, czy to samo można było powiedzieć o czterdziestoletnim Rodneyu Jacku, prawym pomocniku będącym kiedyś filarem reprezentacji Saint Vincent i Grenadyny. Ten człowiek był wyniszczony wewnętrznie przez taką rozmaitość grzesznych aktywności, że nie potrafił już przebiec stu metrów bez zadyszki. Z kolei Adam Priestley (23 lata) sprowadzony został przez mojego Polaka chyba tylko dlatego, że niedawno został powołany do reprezentacji Gibraltaru, co na nowym menedżerze Guiseley zrobiło pewne wrażenie. Chyba nie zauważył, że wśród napastników Skały nie było wielkiej rywalizacji.

- Tak czy inaczej, przyjechałem by cię ostrzec. W Megiddo wieje zimny wiatr. Wszędzie uaktywniają się Upadli. Ale to przecież pewnie wiesz. Tydzień temu jednak dowiedziałem się, że Kemuel wysłał swoich potestatów na ziemię. Na pewno Torila i Atrugiela. Być może też Afa. Wiesz, co to oznacza.

Wojnę.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Bał się. Nowy menedżer Guiseley bał się jak jasna cholera.

Dotąd życie nie raczyło go takimi dawkami stresu. Ślizgał się po nim na fali inercji, lenistwa i depresji i nie było to w sumie takie złe życie. Jakoś sobie radził, dorywczo oszukując epizodycznych pracodawców że dla nich pracuje. Miał też rodziców, hojnych w obdzielaniu miłością i pieniędzmi. Rzecz jasna, pogrążał się przy okazji w samodestrukcji i kilku społecznych patologiach, ale to pogrążanie się było czymś mu znanym, oswojonym i bezpiecznym.

Teraz z niewytłumaczalnych dla niego powodów stanął na czele półprofesjonalnej drużyny piłkarskiej i zaczęto wymagać od niego decyzji.

Jaką taktyką na przykład zagrać? Stróżyna uznał, że skoro ma jedynie dwóch napastników (i reprezentanta Gibraltaru), to zagra tylko jednym z nich. By nie czuł się zbyt samotnie, to dwóch skrzydłowych grać będzie ofensywnie i schodzić będą do środka. W centrum pomocy trzech zawodników, w obronie czterech. W takim szyku bojowym postanowił przejść przez przedsezonowe sparingi, licząc w duchu na to, iż nie będzie musiał już niczego zmieniać.

 

10 VII 2013

Guiseley - Guiseley U-21 3-1 (2-0)

Drench (Worsnop) - Parker, Ible (Ellis), Clarke (Holdsworth), Rea - Ennis, Meynell, Burns (Harris), Potts 1, Rothery - Hobson 1 (Marsh)

 

 

13 VII 2013

Guiseley - Huddersfield U-21 0-2 (0-0)

Drench - Clarke (Harris), Ible (Parker), Ellis, Rea - Hobson (Ennis), Meynell, Burns, Potts (Holdsworth), Rothery - Marsh

 

 

16 VII 2013

Guiseley - Tranmere 1-2 (1-1)

Drench - Parker, Ible (Ellis), Clarke, Ajagbe (Holdsworth) - Marsh (Ennis), Meynell (Harris), Burns (Rea), Potts (Rothery), Jack - Hobson 1 (Priestley)

 

 

18 VII 2013

Guiseley - Blackburn U-21 0-2 (0-1)

Drench - Parker, Ible (Parker), Harris, Clarke (Ellis) - Thomas, Holdsworth (Meynell), Burns (Rea), Potts, Rothery (Jack) - Hobson

 

 

27 VII 2013

Guiseley - Leeds 0-4 (0-3)

Drench - Meynell (Ajagbe), Harris (Parker), Clarke, Ible - Ennis, Holdsworth, Rea, Potts, Rothery - Hobson (Jack)

 

 

3 VIII 2013

Stockport Sports - Guiseley 1-1 (0-0)

Drench - Meynell (Parker), Harris, Clarke (Ellis), Ible - Ennis (Rea), Holdsworth, Rothery 1, Potts, Jack (Thomas) - Hobson (Marsh)

 

 

10 VIII 2013

Witton - Guiseley 1-3 (0-1)

Drench - Ible (Harris), Ellis, Clarke, Rea (Ajagbe) - Ennis 1, Holdsworth, Rothery (Thomas 1), Potts, Jack (Meynell) - Marsh 1 (Hobson)

 

 

 

 

Podsumowując: Guiseley wygrało jedynie z drużynami śmieciowymi; jedynymi pewnymi punktami w drużynie okazali się Clarke w obronie oraz Potts z Burnsem w pomocy, z czego ten ostatni został wycięty przez młokosów z Blackburn; reszta sparingów została przegrana lub kompromitująco zremisowana.

Polski Brodacz tęsknił za bezrobociem.

Odnośnik do komentarza

Aniołowie działający wśród ludzi od zawsze skazani byli na długą samotność. Śmiertelnicy wśród których działali prowokowali emocjonalne przywiązania, które prowadziły do bolesnych, długich rozstań po ich odejściu do domu ojca (lub ojczyma z obozu Wroga). Bóg szybko zawiódł się na naszej odporności psychicznej związanej z tą trudną misją, czego skutkiem była afera z Nefilim. Wtedy dał nam koty.

Koty przygarnięte przez anioły stawały się nieśmiertelne. Są naszymi wiecznymi towarzyszami, przypomnieniem nieskończoności pod skończoną kopułą nieba. Gdy przez przypadek ginęły, odradzały się w nowych ciałach, zupełnie jak my. Lucyfer ironizował nawet, że niczym się od nas nie różnią, że są bożym konstruktem pomagającym w Wielkim Planie zbawienia prawdziwych bożych ulubieńców. Oczywiście się z nim nie zgadzam.

Jozue był takim kotem. Na świat przyszedł w 1349 roku w Tuluzie, dwudziesty siódmy potomek bezimiennego kocura będącego postrachem odradzającej się po Zarazie miejscowej szczurzej populacji. Jozue odziedziczył po ojcu mordercze skłonności, złośliwy charakter i paskudny pysk krwiożerczego psychopaty. Od razu się w nim zakochałem, bardzo długo bez wzajemności. Jozue ciągle przede mną uciekał, nie mogąc zrozumieć dlaczego za każdym razem potrafię go odnaleźć. Chroniczne z nim potyczki stanowiły dla mnie odskocznię od pracy, iluzję humanizacji. Poza tym, towarzystwo kogoś kto w ramach dyskusji z Nieprzyjacielem nie jest skrępowany przez rules of engagement bywało przydatne.

Jozue zaakceptował mnie dopiero kilkadziesiąt lat temu. Akceptację sobie kupiłem, nabywając pół wieku temu swój pierwszy telewizor. Ten kot jest telewizyjnym maniakiem. Zasypiać potrafi jedynie na nim, koniecznie włączonym (o czym potrafi przypominać mi uszkodzeniami palców, łydek i okazjonalnie gałek ocznych). Lubi filmy przyrodnicze, reklamy i piłkę nożną. Gdy wybierałem szczelinę probabilistyczną dla pchnięcia Stróżyny na nowe życiowe tory, preferencje Jozuego były decydującym czynnikiem wypływającym na moją decyzję. W telewizji regionalnej transmitowano mecze Guiseley u siebie. W tym menedżerski debiut mojego nowego podopiecznego.

Debiut był obiecujący.

Mecz wyrównany, niemal takie samo posiadanie piłki, podobne ilości strzałów na bramkę (14-10). Tyle, że z sześciu celnych strzałów Guiseley pięć pokonało bramkarza gości.

A naprawdę, naprawdę nie pomagałem Brodatemu Polakowi nawet najmniejszą szczelinką. Naprawdę.

 

 

17 VIII 2013, 599 widzów

Guiseley - Solihull Moors 5-1 (3-1)

Drench - Ible (Parker), Ellis (Harris), Clarke, Rea - Ennis 1, Holdsworth 1, Meynell, Potts, Thomas 1 - Marsh 1 (Hobson 1)

Odnośnik do komentarza

Po wyczynach ostatnich lat Guiseley należało do faworytów ligi. Fachowcy oceniali potencjał drużyny na tradycyjne drugie miejsce, aczkolwiek Marcin podchodził do ich ocen sceptycznie, zastanawiając się jakiej klasy fachowcy zajmują się analizowaniem rozgrywek Skrill North. Tak czy inaczej, klub nie należał do outsiderów ligi i pokaźne zwycięstwo na starcie nie powinno dziwić... gdyby nie zwolnienie Steva Kittricka, uznawanego zgodnie za jedynego ojca sukcesów z ostatnich sezonów. Nowy menedżer wzbudzał w wymienionych wyżej fachowcach zaufanie w równym stopniu, co kobra królewska. Nie, złe porównanie. Kobra królewska bywa groźna.

Pierwszy mecz wyjazdowy rzucił Lwy (im słabsze drużyny tym dumniejsze przydomki, tę wiedzę Stróżyna przyswoił sobie już w ojczyźnie obserwując osiągnięcia Korony Stróżewo i Huraganu Gościejewo) przeciw drużynie, która również pretendowała do awansu: Gainsborough. Marcin nie zamierzał nic zmieniać: zbyt mało sobie ufał, by majstrować przy taktyce, która ku jego totalnemu zaskoczeniu dała mu w debiucie pięć bramek. Jedynie śmiertelnie zmęczony Ellis usiadł na ławce, zastąpiony przez Harrisa. Harris odwdzięczył się koszmarnym błędem który kosztował nas utratę bramki już w 19 minucie... by potem grać już bezbłędnie. Ot, taki z niego był psotnik.

Po 19 minucie jednak gospodarze przestali istnieć. Guiseley przybrało ofensywną postawę preferującą atak skrzydłami... i stało się to:

11424966644_743d112c95_o.jpg

Prawa flanka przejechała przez gospodarzy niczym walec, flanka dzierżona przez lekceważonego dotąd przez Stróżynę Thomasa. Nigdy więcej.

 

20 VIII 2013

(3) Gainsborough - (1) Guiseley 1-2 (1-1)

Drench - Ible (Parker), Harris, Clarke (Ellis), Rea - Ennis (Hobson), Holdsworth, Meynell 1, Potts, Thomas 1 - Marsh

 

 

Fachowcy nadal nie dowierzali. Jeszcze pół tygodnia.

 

24 VIII 2013

(5) Colwyn Bay - (1) Guiseley 0-2 (0-0)

Drench - Ible, Harris, Clarke (Ellis), Rea - Ennis, Holdsworth, Meynell (Burns), Potts, Thomas 1 (Rothery 1) - Hobson

 

Prawy sierpowy. I nokaut.

Odnośnik do komentarza

Wiatr. 37 pięter wieżowca Sky Plaza usprawiedliwiało wiatr. Archanioł Blaef wyznaczając tu miejsce spotkania zadbał o fabularną kliszę. Tobias sięgnął za kark i pozwolił wiatrowi rozrzucić swoje długie, czarne włosy. Blaef z pewnością będzie zadowolony.

Blaef uwielbiał sztafaż. Pozwolił sobie nawet na zdjęcie iluzji ze swych bezużytecznych na Ziemi skrzydeł. Siedział w przykucnięciu na potężnej antenie satelitarnej, pozwalając by słońce wyzierało zza skrzydeł bolesnymi promieniami. Z pewnością długo się zastanawiał nad tą lokalizacją.

- Dawno, tak dawno. Kiedy ostatnio się widzieliśmy, Tobiaszu? W Hillsborough?

Archanioł zeskoczył lekko z anteny i uśmiechnął się smutno.

- Co się z nami stało, Tobiaszu. Spotykamy się jedynie przy okazji pracy. Nie tak bywało kiedyś, nie tak.

- Kiedyś nie służyłeś Kemuelowi, bracie.

Przez moment, okruch sekundy wzrok Blaefa uciekł gdzieś w panice.

- Detale Tobiaszu, drobiazgi. Przecież wszyscy służymy w tej samej sprawie. Ad maiorem Dei gloriam.

- Przed 1894 nie przyszło ci do głowy powiększać Jego chwały zmieniając chóry, bracie.

Twarz Blaefa wykrzywił gniew.

- Nic nie rozumiesz, Tobiaszu, nic. Kemuel jest naszą jedyną szansą. Tylko on może zastąpić Pana zanim on...

- ZASTĄPIĆ?!

- BÓG ZAMILKŁ, TOBIASZU! ZAMILKŁ!

- Dosyć.

Wiatr ucichł.

Ostatnie słowo padło zza niewielkiej nadbudówki wieńczącej szyb windy. Tobias znał ten głos. Wiedział, kto wyjdzie zza tej nadbudówki zanim jeszcze go zobaczył. Tej przedziwnej mieszaniny szeptu i ryku nie wydałby siebie nikt inny.

- Af.

Anioł gniewu, potestat szóstego chóru nie dbał o iluzję łudzącą śmiertelnych. Gdy wyszedł zza kryjącego go muru, Tobias zobaczył go w pełnej mrocznej glorii. Potestat szczelnie opleciony był czarnymi łańcuchami, na których pełgały jaskrawoczerwone płomienie. Wolną miał od nich jedynie twarz. W jego oczach czaiła się śmierć.

- Odejdź, Blaefie. Twoja nieudolność jest zawstydzająca.

Tobias zwilżył językiem spierzchnięte wargi.

- Aniołowie wyższych kręgów nie mogą stąpać po ziemi, Afie - wyskrzeczał wreszcie.

- Cóż więc tu robię?

Na to Tobias odpowiedzi nie znalazł.

- Wielka Rozgrywka się kończy, archaniele. Siły Nieprzyjaciela się przegrupowują. Najwyższy zamilkł w oczekiwaniu na atak. Naprawdę sądzisz, że stare reguły gry nadal obowiązują?

Af szedł ku niemu, nieśpiesznie, półokręgiem, zachodząc go z lewej strony.

- Kemuel jest gotów odpowiedzieć na to wyzwanie. Potrzebuje każdego skrzydła. Każdego miecza.

Tobias podrapał się po bliźnie na policzku, swojej pamiątce po spotkaniu z Samaelem. Kiedyś, w innym, normalnym świecie.

- Metatron z pewnością będzie chciał cię wysłuchać, Af. Jestem w jego chórze. I nie nazywam się Blaef.

- Szkoda.

Gdy umiera anioł, świat na chwilę zastyga w niemym zadziwieniu. Jest to chwila tak nikła, że nie narusza struktury wszechświata, nie zmienia kwantowej logiki Stworzenia. Ale ludzie ją dostrzegają, gdzieś tam na krawędzi swej psyche. Wpadali w nieuzasadniony szloch. Zapominali o czym akurat mówili. Przytulali się nagle do swych od dawna już wystygłych miłości. Gdy próbujący się rozpaczliwie bronić Tobias został trafiony rozżarzonym morgenszternem Afa, Jonathan Mitchell, bramkarz zespołu Workington nawet nie powiódł wzrokiem za piłką która właśnie ugrzęzła w siatce jego bramki. Miał 18 lat i nagły błysk przeczucia, że jego konająca na raka matka być może już nigdy go nie zobaczy. Że cały świat nie jest wart jej łez. I że nikt, absolutnie nikt nie zrozumie tej prawdy. Że jest w jej zrozumieniu samotny w sposób absolutny.

A potem wyrzucił to sobie z głowy, bo napastnicy Guiseley nie zamierzali poprzestać na jednej bramce.

 

 

26 VIII 2013, 532 widzów

(1) Guiseley - (10) Workington 3-1 (2-1)

Drench - Ible (Parker), Harris, Clarke 1 (Ellis), Rea - Ennis (Thomas), Holdsworth, Burns, Potts, Rothery - Hobson 2

Odnośnik do komentarza

Ech, miałem pikietować do połowy rundy, ale nie mogłem się powstrzymać. Trzeba mieć żal do twórców FM-a, że przez kilkanaście lat nie potrafili stworzyć gry, w której Feanor będzie wygrywał. W końcu im się udało. Chwała aniołom!

Prędzej Swarożycowi ;)

Odnośnik do komentarza

Pierwsza porażka przyszła jak nocny złodziej, niespodziewanie.

Wyjazdowy mecz z Gloucester pomimo reputacji gospodarzy nie zapowiadał się groźnie. Gloucester miało fatalny start sezonu i na razie okupowało 11 miejsce w tabeli, zbierając przy tym katastrofalne noty za grę. Początek meczu był zresztą zachęcający, górujący nad obrońcami Hobson z łatwością ich przeskoczył i wykorzystując dogranie Thomasa skierował piłkę do siatki. Szybkie wyrównanie go nie speszyło: w 17 minucie w bliźniaczej sytuacji napastnik Guiseley znowu pokonał bramkarza gospodarzy.

Nieco ponad godzinę później, na konferencji prasowej Brodaty Polak powiedział, że w składzie meczowym zapomniał wstawić obrońców.

Szkolny, zawstydzający błąd defensywy gości dało Gloucester wyrównanie w 31 minucie. Potem zaczęła się dominacja Guiseley, które częściej strzelało, dłużej utrzymywało się przy piłce i częściej dośrodkowywało. W drugiej połowie Stróżyna zaczął przesuwać swe formacje jeszcze bliżej bramki przeciwnika, ale ten umiejętnie się bronił. Przełomowa okazała się 67 minuta, gdy z kontuzją z boiska zszedł Potts, obok Thomasa wyróżniająca się postać linii pomocy. Wtedy wszystko się posypało. Połkarze Gloucester zaczęli przedostawać się pod bramkę Drencha, a gdy już to robili, to zazwyczaj kończyło się to bramką. I to nie przez bramkarza. Klęska.

Lista hańby: Rea, Parker, Harris, Holdsworth.

 

31 VIII 2013

(11) Gloucester - (1) Guiseley 5-2 (2-2)

Drench - Ible, Harris, Clarke, Rea (Parker) - Ennis (Thomas), Holdsworth, Burns (Meynell), Potts (Rothery), Rothery - Hobson 2

Odnośnik do komentarza

Piłkarze szemrali.

Robili to rzecz jasna za plecami. Na razie.

Marcin rzecz jasna nie wiedział dlaczego.

Aczkolwiek miał pewne poszlaki. Najważniejszą było to, że po wymówieniu zwrotu "intensywność treningu" spluwali na ziemię i oddalali się nieśpiesznym, rozkołysanym krokiem mówiącym niewerbalnym krzykiem "tym razem jeszcze ci odpuszczę".

Wyniki ligowe mu nie sprzyjały. Po klęsce z Gloucester klub osunął się na trzecie miejsce, a następny mecz nie pomógł mu w powrocie na szczyt. Nawet pomimo tego:

 

11518301576_4fabff9248_c.jpg

 

7 IX 2013, 612 widzów

(3) Guiseley - (11) Brackley 4-5 (4-3)

Drench - Parker (Meynell), Harris (Ellis), Clarke, Ible (Rea) - Ennis 1, Holdsworth, Rothery, Potts, Rothery - Hobson 3

 

Obrona Guiseley nie istniała, podobnie jak tydzień temu. Nie pomogły zmiany, rozpaczliwa szarża z wycofaniem jednego obrońcy jedynie pogorszyła sprawę. Piątą bramkę drużyna Stróżyny straciła w 90+2 minucie.

Po głowie polskiego menedżera zaczęły krążyć myśli o zmianie taktyki. Tyle, że tydzień później wyparowały.

 

14 IX 2013

(1) Boston Utd. - (4) Guiseley 0-1 (0-0)

Drench - Ible (Parker), Ellis (Harris), Clarke 1, Rea - Ennis (Thomas), Holdsworth, Rothery (Meynell), Potts, Rothery - Hobson

 

Poza wyrzuceniem Harrisa zastąpionego Ellisem Stróżyna nie zmienił nic. A obrona zagrała niemal koncertowo ("niemal" miał na nazwisko Ible)). Brodaty Polak był bardzo, bardzo zafrasowany.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...