Skocz do zawartości

Te drzwi


Feanor

Rekomendowane odpowiedzi

Dziś to sobie uświadomiłem. Nigdy jeszcze nie otworzyłem tych drzwi.

Moje mieszkanie składa się z czterech pokoi, kuchni i łazienki, ale jednego z pomieszczeń jeszcze nie widziałem. Właściwie to nie pamiętam, jak długo już tu mieszkam, ale jednego jestem pewny, tych drzwi jeszcze nie przekroczyłem. Nie dotknąłem nawet klamki.

Te drzwi są stare, zaniedbane, biała farba obłazi z masywnego drewna całymi płatami. W dzieciństwie u dziadków widziałem podobne, lubiłem zdzierać te białe strupy, podważać je przemyconym z kuchni nożykiem, miażdżyć wypukłe bąble by dobrać się do drewnianych trzewi. Te drzwi zostawiłem jednak w spokoju. Nie potrzebowałem przecież aż czterech pokojów. Nawet trzy były zbędnym luksusem. Samotnemu Polakowi na obczyźnie nie trzeba wiele. Przynajmniej mi nie potrzeba wiele. Większość czasu i tak spędzam w klubie.

Dlaczego jednak nie sprawdziłem, jak wygląda to czwarte pomieszczenie? Rudzielec, który sprzedał mi to mieszkanie wspomniał mi coś o nim, ale już nic nie pamiętam. Byłem zaaferowany angażem, nowym otoczeniem, przeprowadzką. Wypchnąłem je z pamięci. Stare drzwi znajdują się za zakrętem korytarza, więc zazwyczaj nawet ich nie widzę. Nie myślę o nich. A gdy zaczynam, coś mi każe skończyć.

Te koszmary, których nigdy nie pamiętam... one są o nich. O tych drzwiach. Nie pamiętam ich, ale czuję to. Muszę je wreszcie kiedyś otworzyć, przerwać tę psychozę, zerwać z nakręcaniem się tą głupią ideą. Muszę to kiedyś zrobić.

Dziś znowu ktoś mnie śledził, mógłbym przysiąc.

Odnośnik do komentarza

Hic sunt dracones.

 

Nie pamiętam dokładnie, co mnie tu pchnęło. W ogóle moje życie w ostatnich latach dzieli bariera z matowego szkła, przez które widać jedynie niewyraźne kształty wcześniejszych wydarzeń. Zawsze miałem słabość do Celtów, z roku na rok rósł we mnie romantyczny nowotwór przyciśnięty do przysadki, w którym krzyczące kontrasty opowieści Mabinogionu rywalizowały z barwną przesadą wyczynów Cuchulainna. Dlaczego ostatecznie wygrał Mabinogion? Dlaczego...

Lubię kościół świętego Idziego. W północnej kaplicy transeptu znajduje się wmurowana w ścianę tabliczka dziękczynna od rodzin polskich pilotów leczących się w pobliskim szpitalu podczas ostatniej wojny światowej, Czy ta szarość, która opada na wspomnienia Starego Kraju po emigracji jest typowa dla wczesnego przesiedleńca? Czy ci wszyscy ludzie zakodowani w słowach "wdzięczne Bogu rodziny" też zapominali o swoich Warszawach, Płockach i Poznaniach?

Czy to nie absurdalne, że lepiej wiem kim byli Zumbach i Krasnodębski niż mój własny dziadek, zabity przez grypę zanim się urodziłem? Mniejsza zresztą z nim, ja zapominam powoli, jak ma na imię mój brat.

Michał. Święty Eremito, chroń mnie przed obłędem. On ma na imię Michał.

Ta kobieta w czerwonym płaszczu siedząca obok konfesjonału patrzy w moim kierunku, w oczach gra jej potępienie i niesmak. Uśmiecham się do niej i wychodzę. Jakżesz ja się z tobą zgadzam, cna niewiasto!

Pamiętaj jednak, że Bóg kocha szaleńców.

 

Tutejszy klub, upadła legenda bez nadziei na przyszłość najwyraźniej również.

Odnośnik do komentarza

Feniks przysłuchiwał się rozmowie swych przełożonych. Kłótni swoich przełożonych.

Pomieszczenie nieco go rozczarowało. Cztery śluzy, skaning, najeżone bronią posterunki... i siedział teraz przed biurkiem z antycznym komputerem, zakurzoną paprotką stojącą na monitorze i miniaturką Chrystusa z Rio. Beżowe lamperie łuszczyły się, odsłaniając kilkanaście spodnich warstw farby. Alamut naszych czasów.

Wysoki, ubrany w nienagannie skrojony garnitur Gawain siedział tuż obok niego, pochylony w stronę siedzącej za biurkiem Matki. Szeroka, śniada twarz Gawaina naznaczona była trzema szerokimi, równoległymi bliznami przechodzącymi przez prawą skroń. Feniks już dawno zauważył, że gniew Gawaina barwił te pręgi na różowo. Dziś były czerwone.

- Przerwanie projektu w tej fazie? Matko, ktoś tam u was nażarł się chyba gówna zamiast zwyczajowej koki!

- Gawain.

- Ja rozumiem, że dla was marnotrawstwo jest tylko chaotyczną zbitką głosek, ale do kurwy nędzy, podobno przechodzimy kryzys!

- Gawain.

- To Kenijczyk, prawda? Kenijczyk i jego dziadowskie oszczędności?!

- Dość.

Matka była nieśmiertelna. To było jak dogmat. Feniks pierwszy raz widział ją dwadzieścia lat temu i wyglądała identycznie jak teraz: krucha, niska staruszka, siwe włosy upięte w kok, granatowa garsonka z żakietem wykończonym delikatną koronką, srebrna brosza w kształcie pastorału otoczonego delikatnym, elipsoidalnym drutem, sieć zmarszczek na jasnej, sercowatej twarzy. Zawsze ten sam, cichy ton głosu.

Gawain zamilkł.

- Feniksie, ty widziałeś go ostatni. Czy w twojej opinii on nadal jest stabilny? Czy znalazłeś już wyjaśnienie dla tej jego absurdalnej walijskiej wycieczki?

Gdybym znalazł, to zamieściłbym je w raporcie, wiedźmo.

- Ciągle nie wiem dlaczego tam trafił, Matko. Ale wydaje mi się, że ten jego angaż pomaga w ustabilizowaniu się sytuacji.

- Klub futbolowy, tak?

- To soccer, Matko. Klub soccera. Wrexham FC.

 

 

 

 

 

 

fm2012

Odnośnik do komentarza
  • 1 miesiąc później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...