Skocz do zawartości

Ambitions...


Miki088

Rekomendowane odpowiedzi

Po meczu w Kielcach miałem ponownie trochę czasu na sytuacje z rodziną i oczywiście z Pauliną. Mieszkaliśmy już razem, w jednym mieszkaniu parę tygodni. Byliśmy już znajomymi od dobrych paru lat, więc może by tak spróbować zostać kimś więcej? Z samego rana, w poniedziałek pojechałem na rynek w Poznaniu, poszedłem do jubilera "Apart". Długo szukałem odpowiedniego pierścionka zaręczynowego, potem już zniechęcony poprosiłem sprzedawcę o jakąś radę. Pokazał mi w swoim katalogu "okaz" robiony na zamówienie. Można było wybrać, czy ma być z diamentem lub perłą. Wybrałem to pierwsze, bo był o wiele ładniejszy, oczywiście cała reszta wykonana ze złota. Ile mnie to kosztowało? Nie ujawnię, bo może to zepsuć całą sytuację. Po niego miałem zgłosić się w piątek, a więc za parę dni. Tymczasem czekał nas kolejny mecz, a nim był rewanżowy w Pucharze Polski. Oczekiwałem od swoich piłkarzy większego zaangażowania, by dostać się do finału tych rozgrywek. Przypomnijmy, że "Kolejorz" Puchar Polski zdobył ostatnio w 2009 roku jeszcze za czasów Jacka Zielińskiego. Tak bardzo pragnąłem zwycięstwa, aby polepszyć atmosferę w szatni, dać kibicom powód do radości oraz pokazać całej Polsce, że jesteśmy najlepsi. Początek był nudny, żadna z drużyn nie atakowała, tylko rozgrywała piłkę na swojej części połowy. Tak naprawdę mecz rozpoczął się na dobre gdzieś w okolicach 40 minuty. Legia zdała sobie sprawę, że musi za wszelką cenę zdobyć bramkę, aby nie oddalać się od finału. My natomiast musieliśmy skupić się w defensywie i grać na kontratak. Do przerwy rezultat nie uległ zmianie, po przerwie zaczęliśmy my przejmować inicjatywę, coraz bardziej zagrażać bramkę Legii. Nadal nie mieliśmy Aleksandara Toneva, przez co akcje nie mogły być prowadzone prawym skrzydłem, bo Marcin Kikut nie jest tak wystarczająco szybki, jak ten wymieniony powyżej. Można powiedzieć, od jego kontuzji zaczęliśmy grać nierówno. Wracając do meczu, bramka padła tuż pod koniec spotkania, w 79 minucie. Strzelcem bramki, oczywiście dla nas był Semir Stilic, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, ładnie się zastawił z piłką i oddał strzał obok słupka. Awans wydawał się pewny do 87 minuty, kiedy cała formacja pomocników i obronna pozwoliła przedrzeć się pod pole karne Radovicowi, który strzelił z dystansu, piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Zaczęła się teraz przez moich zawodników, tak zwane "gryzienie trawy". Każdy dawał z siebie wszystko, by nie dać strzelić sobie bramki. Gdy Legia stawiła wszystko na jedną kartę, zostawiając z tyłu tylko Żewłakowa. Cały zespół wyprowadził świetny kontratak, a gola strzelił wprowadzony w drugiej połowie, za słabo spisującego się Rudneva, Jakub Smektała. Kiedy rozległ się końcowy gwizdek, wybiegłem na boisko razem ze sztabem szkoleniowym, zebraliśmy się razem z piłkarzami w koło, świętowaliśmy wspólnie. Po tym podeszliśmy do kibiców i razem z nimi śpiewaliśmy dwie znane pieśni o Warszawskiej Legii, to są: "Do nienawiści, do tej drużyny, tak wychowano, wychowano nas, i bez powodu, i bez przyczyny, śpiewamy dziś na cały świat. A Legia, Legia k***a! A Legia, Legia k***a! Legia Warszawa starą k***ą jest!" oraz "Legła, Legła Warszawa. Legła, Legła Warszawa". Podziękowaliśmy im za świetny doping przez cały mecz, byli liczną grupą, bo aż 30 tysięcy.

 

18/04/2012r.

Puchar Polski, półfinał - drugi mecz.

Lech Poznań 2:1 Legia Warszawa

 

Statystyki:

- Semir Stilic 79' (1:0)

- Miroslav Radovic 87' (1:1)

- Jakub Smektała 90+3' (2:1)

 

Świętowaliśmy także w szatni, nawet dość długo. Po meczu udałem się z Pauliną na kolację, bo przecież takiej oficjalnej, gdzieś w restauracji nie jedliśmy już od dłuższego czasu. Zamówiłem butelkę wina, by zjeść w romantycznych okolicznościach. Przy różach, świecach oraz świetnym jedzeniu spędziliśmy środowy wieczór. Byliśmy tylko znajomymi, ale miałem nadzieję po tym, jak odbiorę już pierścionek cała sytuacja się zmieni. Zaplanujemy swój ślub, na niego zaprosimy mnóstwo rodziny i znajomych, by spędzić go w jak najlepszym towarzystwie. Marzyłem także o średnim domu z krytym basenem, o dzieciach i pięknym ogrodzie, gdzie moglibyśmy spędzać tam całe dnie. Jednak to były plany, a trzeba wykonać najważniejsze, oświadczyć się jej.

Odnośnik do komentarza

Pierścionek odbiorę w sobotę, bo w piątek gramy w Bielsko-Białej i nie będę w stanie go odebrać, gdyż pewnie wrócimy późną porą do Poznania. Miał być to spacerek, bo owy zespół nie wygrał spotkania już od 22 meczów. Tak jak mówiłem, "miał" być to spacerek, ale było zupełnie inaczej. Prawda, przeważaliśmy od samego początku w tym meczu, ale ze skutecznością nie było już tak pięknie. Musieliśmy ten mecz wygrać i nie było innego rozwiązania. Nasze plany pokrzyżował Sacha, który w 38 minucie zdobył gola dla gospodarzy. Byłem zaszokowany tym, co się wydarzyło na murawie. Mieliśmy wiele sytuacji, a oni oddali pierwszy strzał na bramkę i od razu był gol. Dziwnie to wszystko się zaczęło komponować, ale w końcu moi zawodnicy się ponownie obudzili i zaczęli stwarzać więcej sytuacji. Na wyrównującą bramkę czekaliśmy aż do 82 drugiej minuty, kiedy w polu karnym został faulowany Smektała, a rzut karny na gola zamienił Stilic. Zaczęliśmy grać śmielej, zostawiając z tyłu tylko dwóch środkowych obrońców. Opłaciło się, bo wszedł na boisko Artjom Rudnev, dostał świetne podanie od Krivca i zdobył upragnioną bramkę w 90 minucie! Znowu nam się upiekło, ale taka sytuacja nie może już się zdarzyć, że słaby zespół zaczął z nami prowadzić.

 

28/04/2012r.

Ekstraklasa[26]

Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2 Lech Poznań

 

Statystyki:

- Mariusz Sacha 38' (1:0)

- Semir Stilic 82' (1:1)

- Artjom Rudnev 90' (1:2)

 

Wracaliśmy szczęśliwi do Poznania, w autokarze panowała świetna atmosfera, a ja myślałem ciągle o Paulinie, której miałem się dnia następnego oświadczyć. Denerwowałem się jak cholera, bo mogło się wszystko wydarzyć. Były trzy warianty, przyjęcie zaręczyn, odrzucenie, albo wstrzymanie się na kilka dni. Najlepszym rozwiązaniem oczywiście był pierwszy, ale kto mógł przewidzieć, jak to się potoczy? Na miejscu byliśmy gdzieś około godziny 23:00, więc wszystkie sklepy były już zamknięte, prócz pubów na Starym Rynku. Nie miałem ochoty już nigdzie iść, więc spokojnie odjechałem swoim starym samochodem do mieszkania. Paulina już spała, nie chciałem jej budzić, rozebrałem się, wykąpałem i położyłem spać, oczywiście w innym łóżku.

Odnośnik do komentarza

Następnego dnia, obudziłem się wcześniej od mojej współlokatorki, była gdzieś godzina szósta. Wykąpałem się, jak to każdego szarego dnia, umyłem zęby i przystąpiłem do "tworzenia" kulinarnych pyszności. Wszystkie składniki kupiłem jeszcze przed wyjazdem do Bielsko-Białej, więc było bardzo dobrze przygotowany. Jednak to nie był ten moment, kiedy chciałem się jej oświadczyć. Najlepszą do tego okazją byłaby kolacja w restauracji na Starym Rynku. Tak też zrobię, ale najpierw muszę przygotować jej śniadanie do łóżka. Zaparzyłem zieloną herbatę, wbiłem pięć jajek na patelnię, dokroiłem jakieś tam mięso, przyprawiłem i usmażyłem. Miała być to jajecznica, ale wyszło coś "jajopodobne". Mi tam smakowała, ale nie wiem co powie na to Paulina. Do tego mleczna bułka z masłem, czego więcej na pierwszy posiłek dnia? O tej dziewiątej ją obudziłem, z całym śniadaniem na tacy. Z jej uśmiechu można było wyczytać, że jest zadowolona. Tak więc zjedliśmy razem śniadanie, potem przystąpiliśmy do dyskusji, kto ma wystąpić w finale Pucharu Polski z Zagłębiem Lubin. Powiedziałem jej o kolacji, zgodziła się z przyjemnością. Ona miała iść na zakupy, ja w tym czasie miałem okazję do pojechania na Stary Rynek, by odebrać pierścionek. Tak też się stało, sprzedawca mi go ładnie zapakował, a sam go włożył do kieszeni od kurtki. Spokojnie wróciłem do domu, gdzie poczekałem na Paulinę. Kilka godzin później, już byliśmy w restauracji. Denerwowałem się bardzo, było to nawet widać, ale ona szczególnie uwagi na moje zdenerwowanie nie zwracała. Poprosiłem kelnera, aby włożył pierścionek do dużej tacy, przykrytej dużą przykrywką. Oczywiście, najpierw zjedliśmy spokojnie kolację z lampką czerwonego wina, aż w końcu przyszedł ten moment, kiedy kelner przyniósł tacę. Sam powiedziałem, że będzie to finał naszego spotkania. Ona zupełnie nie wiedziała, co jest w środku. Podniosłem przykrywkę, wziąłem pudełko z pierścionkiem, uklęknąłem przed nią i się oświadczyłem. Chwilę oczekiwania, usłyszałem... tak. Byłem bardzo szczęśliwy, razem z nią dokończyliśmy kolację i wróciliśmy do mieszkania. Tam omówiliśmy wszystkie sprawy dotyczące ślubu, a datę ustanowiliśmy na 2 sierpnia, 2012 roku. Tym razem, wracając do drużyny Lecha. Mieliśmy przed sobą mecz z Zagłębiem Lubin w Pucharze Polski. Finał miał się odbyć we Wrocławiu, bilety zostały podzielone na pół, ale na pewno spodziewałem się, że będzie więcej sympatyków "Kolejorza". W autokarze rozmawiałem z zawodnikami i sztabem szkoleniowym, jak ważny jest te spotkanie. Przy okazji, słuchając radia, dowiedzieliśmy się, że Widzew przegrał z Jagiellonią 3:1. Tracimy do nich tylko jeden punkt, a do zakończenia sezonu cztery spotkania. Byliśmy pozytywnie podbudowani tymi wiadomościami. Gdy już dojechaliśmy, odświeżyliśmy się w hotelu i postanowiłem później zaplanować trening na głównej płycie boiska we Wrocławiu. Nie zabrakło podczas tego treningu "łowców autografów", którzy zebrali od wszystkich podpisy, a później robili sobie zdjęcia. Do składu wrócił już Aleksandar Tonev, więc akcję mogą już być przeprowadzane prawą stroną. Był to duży plus, bo przez to w niektórych meczach traciliśmy punkty. Od samego początku próbowaliśmy zdobyć bramkę, by później nie było problemów. Niestety, skuteczność w tym spotkaniu była słaba. Co chwilę Rudnev marnował dogodne sytuacje, nie mogłem już tego szczerze mówiąc wytrzymać. Mecz był niezwykle zacięty, do przerwy jednak bramka nie wpadła. Zagłębie stworzyło sobie pierwszą, groźną sytuację w 55 minucie, którą oczywiście zamieniło na gola. Zdobywcą był zastępca nieobecnego Sernasa, Traore. Mój zespół znowu objął inicjatywę, ale co z tego, skoro nie umieli zdobyć bramki. W końcu w 79 minucie dopisało nam szczęście, kiedy z rzutu rożnego dośrodkowywał Stilic, główkował Kamiński, odbił piłkę bramkarz Forenc i dobił Wołąkiewicz. Dobitka była skuteczna i wyrównaliśmy. Doprowadziliśmy do dogrywki. W niej gra była bardzo ostra, przez co w 114 minucie drugą żółtą kartkę otrzymał Smektała i graliśmy bez napastnika. Znowu w 119 minucie kolejną żółtą otrzymał Murawski i graliśmy w 9. Nie mieliśmy już szans wygrać poprzez dogrywkę, czekaliśmy już na rzuty karne. W pierwszej rundzie, pewnie strzelił Krivets, natomiast Jerzy Dudek w swoim stylu obronił rzut karny wykonywany przez zawodnika z Zagłębia. W kolejnej nikt się nie pomylił. Trzecia runda znowu należała do nas, kiedy Henriquez zamienił rzut karny na bramkę, a Jurek obronił tańcem "Dudek Dance" jedenastkę. W czwartej lepsi byli już "miedziowi", przez co mieli nadal szansę na sukces. U Nas pomylił się Injac, który przestrzelił. W ostatniej rundzie, Patryk Rachwał strzelił w prawy bok, tak samo rzucił się Dudek i obronił ostatni rzut karny. Zdobyliśmy po świetnym meczu Puchar Polski i zapewniamy sobie udział w Europejskich Pucharach. Świętowaliśmy razem ze sztabem i kibicami już w Poznaniu na Starym Rynku. Dołączyła do mnie moja narzeczona, bawiliśmy się do samego rana, kiedy trzeźwi wróciliśmy do mieszkania. Spaliśmy chyba do 14:00, kiedy trąbiły już telefony z gratulacjami kolejno od prezesa, matki, trenera Czesława Michniewicza i samego trenera Zagłębia, Jana Urbana. Pierwszy cel wykonany, teraz Mistrzostwo Polski!

 

01/05/2012r.

Puchar Polski - finał.

Lech Poznań 1:1(3:2) Zagłębie Lubin

 

Statystyki:

- Mouhamadou Traore 55' (0:1)

- Hubert Wołąkiewicz 79' (1:1)

- Jakub Smektała cz.k. 116' (1:1)

- Rafał Murawski cz.k. 120' (1:1)

 

Rzuty karne:

 

Lech Poznań 3:2 Zagłębie Lubin

Odnośnik do komentarza

Po zwycięstwie w dramatycznym meczu we Wrocławiu, wybieraliśmy się na mecz ligowy do Łodzi - tym razem zagrać z outsiderem, czyli ŁKS'em. Ta drużyna ma już zapewniony spadek z Ekstraklasy, podobnie co Podbeskidzie. ŁKS a Widzew to zespoły o innym kalibrze, ten drugi walczy o mistrzostwo, natomiast ten drugi spada do I ligi. Musimy ten mecz wygrać, bo przy ewentualnej wpadce Widzewa awansujemy na miejsce lidera. Przypomnę, że tracimy do nich tylko jeden punkt. W trakcie meczu dowiedziałem się, lider ponownie przegrał i jeśli wygramy ten mecz, przybliżymy coraz bardziej swoje szanse na Mistrzostwo, bo obejmiemy prowadzenie w tabeli. Przekazałem to chłopakom i nagle zaczęli grać jak z nut. Pierwsza bramka padła już w 16 minucie, strzelcem był nasz napastnik, Rudnev. Na kolejne gole musieliśmy czekać dopiero na drugą połowę, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłce w siatce umieścił Rudnev. Ponownie w takiej samej sytuacji bramkę zdobył Wołąkiewicz. Kolejne dwie bramki jeszcze zdobył nazwany po meczu "Kalashnikov", ośmieszając obronę ŁKS'u. Tak o to wygraliśmy efektownie, bo 5:0 i awansowaliśmy na lidera.

 

06/05/2012r.

Ekstraklasa[27]

ŁKS Łódź 0:5 Lech Poznań

 

Statystyki:

- Artjom Rudnev 16' (0:1)

- Artjom Rudnev 56' (0:2)

- Hubert Wołąkiewicz 62' (0:3)

- Artjom Rudnev 73' (0:4)

- Artjom Rudnev 79' (0:5)

 

Byliśmy uszczęśliwieni świetną passą, bo przypomnę, że jeszcze nie przegraliśmy meczu w rundzie wiosennej. Wcześniej, zespół pod wodzą Jose Maria Bakero nie potrafił dobrze poradzić z jakimiś słabymi zespołami. Jestem wdzięczny zarządowi, że potrafili mnie przyjąć. Z Cracovią rozpoczęliśmy bardzo dobrze, strzelając już bramkę w 6 minucie, oczywiście strzelcem był Rudnev. Jednak trzy minuty później fantastycznym strzałem zza pola karnego wyrównał Niedzielan. Do przerwy rezultat się nie zmienił i nadal mieliśmy lidera. Później, w 62 minucie czerwoną kartkę za faul na Niedzielanie w naszym polu karnym otrzymał Kamiński, a chwilę później "jedenastkę" na gola zamienił Radomski. Byliśmy w trudnej sytuacji, bo zrównaliśmy się punktami z Legią, z którą przecież gramy jeszcze w tym sezonie. Nie wiem co w nich wstąpiło, ale ponownie, tym razem grając w 10 zaczęli grać tak świetnie, że wyrównał Rudnev już w 69 minucie. Trzy minuty później wygrywaliśmy po świetnej bramce Toneva zza pola karnego. Graliśmy spokojnie, bez nerwów. W ten sposób padł jeszcze jeden gol, a strzelił go Rudnev, komponując w tym meczu hattricka.

 

19/05/2012r.

Ekstraklasa[28]

Lech Poznań 4:2 Cracovia Kraków

 

Statystyki:

- Artjom Rudnev 6' (1:0)

- Andrzej Niedzielan 9' (1:1)

- Marcin Kamiński cz.k. 62' (1:1)

- Arkadiusz Radomski 64' (1:2)

- Artjom Rudnev 69' (2:2)

- Aleksandar Tonev 72' (3:2)

- Artjom Rudnev 78' (4:2)

Odnośnik do komentarza

Po meczu z Cracovią, czekał nas chyba najważniejszy mecz w sezonie. Od wyniku tego spotkania zależał prawdopodobnie cały układ w tabeli. Jakbyśmy przegrali, mógłbym udusić chyba tylko jedną osobę. Trenera Smudę, który nie wiem jakim prawem powołał na bezsensowny sparing z Łotwą, przez co musieli wyjechać na zgrupowanie dzień przed meczem. Byłem wściekły na tego pana, bo nie wiem jak może sobie na coś takiego pozwolić. Próbowałem się odwołać, ale to i tak nic nie dało. Sami piłkarze chcieli zostać w Poznaniu, ale cóż zrobić. Zabrał mi Wołąkiewicza oraz Murawskiego, czyli podstawowych zawodników. Nie wiem, czy Legia miała z nim układ, czy co - ale tak zrobił, przy tym nie powołując nikogo z "Warszawiaków". Przechodząc do meczu, świetną okazję do zdobycia bramki mieliśmy już w 6 minucie, kiedy sfaulowany w polu karnym został Wojtkowiak. Do piłki podszedł Stilic, ale wprost w ręce Skaby. W drugiej połowie Legia grała bardziej agresywniej i prowokowała moich zawodników do fauli. Straciliśmy bramkę po błędach rezerwowych zawodników, czyli Arboledy i Djurdjevica, a strzelił ją Radovic. Wydawało się, że zdołamy strzelić gola, to na naszą złość sędzia podarował czerwoną kartkę za przepychanki z Żewłakowiem Rudnevowi. Myślałem, że mnie coś trafi w tym spotkaniu, wrzeszcząc ciągle na technicznego. Na szczęście, honor drużyny uratował Smektała i zremisowaliśmy z "Wojskowymi" w Warszawie. Czyli jednym słowem, Mistrzostwo Polski zagwarantowane!

 

23/05/2012r.

Ekstraklasa[29]

Legia Warszawa 1:1 Lech Poznań

 

Statystyki:

- Miroslav Radovic 51' (1:0)

- Artjom Rudnev cz.k. 66' (1:0)

- Jakub Smektała 80' (1:1)

Odnośnik do komentarza

Dzięki Marlen. Wariner, dałem to do apostrofu, bo był to cytat z prawdziwej pieśni. Tylko się zapytam, dlaczego mi nikt nie pogratuluje przyjętych zaręczyn? :eusa_naughty:

 

---

 

Po zapewnieniu sobie mistrzostwa, nie przyszedł jeszcze czas na fetę, bo czekał nas jeszcze ostatni mecz w sezonie, czyli spotkanie z Jagiellonią Białystok. Los tak chciał, że akurat na naszym stadionie. Z mediów dowiedziałem się, że zostało sprzedanych aż 39 tysięcy wejściówek, więc rekord w tym sezonie, ale w ogóle rekord frekwencji tego stadionu! Tak, tyle na oficjalnym jeszcze nie było! W końcu po tym meczu, niezależnie od wyniku będzie ceremonia wręczenia medali oraz wniesienie pucharu, który jest nagrodą za zdobycie Mistrzostwa Polski. Oprócz tego są też pieniądze, ale o tym później. Od początku dałem szansę Kotorowskiemu, który w czasie sezonu, od zimy ustępował Jurkowi Dudkowi, który spisywał się świetnie. Nie zagra tym razem Rudnev, bo dostał czerwień w meczu z Legią. Szkoda, bo ostatnio prezentował wysoką formę, strzelając w trzech spotkaniach, siedem bramek. Mecz był na naszą korzyść, w 25 minucie pewnie wykorzystał rzut karny Stilic. Wynik podwyższył Możdzeń strzałem zza pola karnego, w tej samej minucie też, Thiago Cionek został usunięty z boiska, po tym jak dostał drugą żółtą kartkę. Po przerwie fantastyczną bramkę strzelił Smektała, dzięki czemu na koniec sezonu będziemy samotnym liderem, z przewagą nad Legią.

 

27/05/2012r.

Ekstraklasa[30]

Lech Poznań 3:0 Jagiellonia Białystok

 

Statystyki:

- Semir Stilic 25' (1:0)

- Mateusz Możdżeń 40' (2:0)

- Thiago Cionek cz.k. 44' (2:0)

- Jakub Smektała 46' (3:0)

 

Po końcowym gwizdku sędziego rozpoczęło się wielkie świętowanie zdobycia podwójnej korony. Puchar Polski oraz Mistrzostwo, zapewnione można powiedzieć w drugiej części sezonu, rundzie wiosennej. Żadnego meczu nie przegrałem, dwa remisy i reszta zwycięstw. Bilans na prawdę wyśmienity, oczywiście przed wielką Ligą Mistrzów, gdzie chcemy się z pewnością pokazać. Wracając do fety, po wręczeniu medali i pucharu, udaliśmy się do Double Deckera, czyli jak to mówią niektórzy, "autobusu bez dachu". Pojechaliśmy, cały zarząd, piłkarze i ja razem z Pauliną na stary rynek, gdzie weszliśmy na piętro pewnego budynku, by nas było lepiej widać. Pieśni, radość i wielka chwała dla "Kolejorza", który jest najlepszym klubem w Polsce! Przyśpiewki: "W ogrodzie Przemysława, gdzie koziołki bodzą się! Jest taka drużyna, co się zwie Poznański Lech". Jest to moja ulubiona, śpiewałem ją razem z kibicami. Paulina była zachwycona tymi wydarzenia, po nich udaliśmy się do mieszkania - świętując sami, w domu przy stole ze świeczkami i lampką wina. Tak było do rana, bo następnego dnia było wolne, a więc można było się wyspać ze spokojem.

Odnośnik do komentarza

Świętowanie przyszło obchodzić nam hucznie, jednak teraz zaczynał się urlop. Postanowiliśmy z Pauliną, że w tym roku na wakacje nie wyjedziemy, gdyż jeszcze nie wzięliśmy ślubu, a po drugie trwają przygotowanie do niego, więc bezsensu byłoby je przerywać. Także na rynku transferowym musimy się rozejrzeć, bo po zdobyciu podwójnej korony, chcemy powalczyć o najwyższe cele w Lidze Mistrzów. Niestety zespół opuścił Jerzy Dudek, który chciał gigantyczną kwotę za przedłużenie kontraktu. Nie zgodziłem się, bo reszta zawodników zaczęła by się buntować o większą pensję. Okres wypoczynkowy piłkarzy minął dla mnie szybko, ja z niecierpliwością czekałem na pismo od zarządu, ile zostanie przeznaczonych pieniędzy na transfery. W końcu się dowiedziałem, że będzie to 3 miliony i 600 euro. Od razu sprzedałem Jasmina Burica do Vitorii Guimares, bo w klubie nie było dla niego miejsca. Losowanie meczów eliminacyjnych Ligi Mistrzów przeszło nam po naszej myśli, bo trafiliśmy na albański zespół KS Flamurtari Flore. Przed rozgrywamki, dołączyli do nas Michał Janota, Souleymane Coulibaly z Tottenhamu na roczne wypożyczenie oraz Merab Gigauri, Marcin Komorowski oraz bardzo młodziutki Tony Trindade de Vilhena. Ciągle rozglądamy się za bramkarzem, ale najprawdopodobniej do naszego zespołu dołączy Łukasz Skorupski z Górnika Zabrze. Negocjujemy też z Maciejem Sadlokiem, gdyż braki w obronie też są widoczne. Czekał nas mecz z albańską drużyną, mieliśmy zagrać u siebie. Także pragnę dodać wzmiankę, że zostało sprzedanych 20 tysięcy karnetów, czyli o 10 tysięcy więcej niż w poprzednim sezonie! Kibice zaufali drużynie i mam nadzieję, że będą nas dopingować podczas każdego meczu w dużej ilości. Od pierwsze minuty musiał zagrać Kotorowski, bo nie zdążyłem wykupić bramkarza. Gigauri nie zagra, bo był zgłoszony do Ligi Mistrzów w swoim klubie, więc ewentualnie dopiero w grupach. Postanowiłem, że zadebiutuje już Janota, który na treningach był najbardziej ambitnym zawodnikiem z zespołu. Zaczęliśmy jak każdy mecz, spokojne rozgrywanie piłki i utrzymywanie się przy piłce, wciągając piłkarzy rywali na naszą połowę, by mieć później więcej miejsca w ofensywie. Do przerwy jednak bramka nie wpadła, z czego byłem zdziwiony. Najgorszy na boisko był Rudnev, który marnował wszystkie znakomite okazje. Na szczęście, od razu po gwizdku sędziego, dobrą akcję przeprowadził Murawski z Krivcem, od naszego pola karnego, a ten drugi oddał strzał zza pola karnego i zdobył bramkę. Gra się uspokoiła, rozgrywaliśmy piłkę ze spokojem i zdobyliśmy kolejnego gola. Po dobitce Toneva, bramkarz rywali nie miał już szans tego obronić. Zwycięstwo mieliśmy pewne, ale rezultat podwyższył jeszcze Stilic 6 minut później, gdy był "sam na sam" z golkiperem. Awans mamy pewny, więc możemy być spokojni, tylko czekać na losowanie.

 

18/07/2012r.

Liga Mistrzów - 2 faza eliminacyjna.

Lech Poznań 3:0 KS Flamurtari Flore

 

Statystyki:

- Sergiej Krivets 46' (1:0)

- Aleksandar Tonev 61' (2:0)

- Semir Stilic 67' (3:0)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
  • 1 miesiąc później...
  • 4 tygodnie później...

Zagrałem kilka sezonów, ale pragnę kontynuować moje 'opowiadanie' dalej, pomimo 2014 roku.

 

---

 

 

Minęło kilka już lat od ślubu z Pauliną, także parę sezonów za sobą - przede wszystkim sukces w poprzednim, gdzie dotarliśmy z zespołem, po odpadnięciu z grupy Ligi Mistrzów aż do ćwierćfinału Ligi Europejskiej. Zostaliśmy rozgromieni w dwumeczu, przywożąc wynik 7:4. Warto także przypomnieć, że w drodze pokonaliśmy takich rywali jak Palermo, Panathinaikos. Zarząd uznał sporym sukcesem, jednak wydarzenia, które działy się do końca sezonu, były jeszcze niewiarygodne. Zdobycie Superpucharu Polski, Pucharu Polski oraz Mistrzostwa Polski z rzędu, potrójna korona. W nagrodę otrzymałem nowy kontrakt, obowiązujący do 2017 roku. W między czasie także objąłem reprezentację Angoli do lat 20, gdzie poprowadziłem ich w dwóch meczach sparingowych, wygrywając je z Gabonem oraz Rwandą. Postanowiłem jednak szukać czegoś innego, gdyż po zakończeniu Mistrzostw Świata było wiele ciekawych stanowisk do objęcia. Wysłałem swoje podanie do ZPN'u Belgii, Brazylii oraz Francji. Zostałem wysłany na pożarcie, tak przynajmniej myślałem - a tu niespodzianka. Belgia zaproponowała mi objęcie głównej reprezentacji, gdzie musiałem połączyć stanowiska trenera Lecha i tego pierwszego. W pierwszym sparingu, o dziwo - zremisowaliśmy 1:1 z Portugalią, wcześniej prowadząc! Rozpoczynając jeszcze sezon, dokonaliśmy paru wzmocnień i też niestety nasz opuścił lider drużyny, Artjom Rudnev oraz Semir Stilic, którzy mieli klauzulę kontraktu. Natomiast na miejsce Rudnevsa dołączyli Diego Rocha oraz Uche Nwofor. Do tej dwójki dochodzi jeszcze świetny Dudu Biton, który grał już od 2012 roku. Początek sezonu 2014/2015 bardzo udany, wszystkie mecze zostały wygrane - w tym Superpuchar z Lechią Gdańsk oraz awans do następnej rundy Ligi Mistrzów, wygrywając kolejno z CSKA Sofia - 2:0 oraz 6:1. Prowadzimy w lidze z siedmioma punktami po trzech meczach, gdzie czeka teraz nas do Malmo, gdzie rozegramy mecz z miejscowym Malmo FF. Jak zwykle, kontynuując tradycję - na to spotkanie poleciała także moja żona, Paulina. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wtedy, kiedy ona była na meczach, "Kolejorz" wygrywał i grał jak natchniony. Ona robi na nich takie wrażenie i bardziej się motywują? Może to geniusz moich umiejętności trenerskich? Na szczęście nikt nie miał kontuzji, oprócz Marcina Komorowskiego i Luisa Henriqueza, którzy nie zostali przeze mnie zgłoszeni, gdyż są zwyczajnie za słabi na takie rozgrywki. Byliśmy faworytami, lecz były klub Ivo Pekalskiego zdobył mistrzostwo w genialny sposób, nie przegrywając ani żadnego meczu, w tym dwa remisując!

 

Rozpoczęliśmy w sposób dla nas nieznany, czyli dziwny. Inicjatywę od pierwszej minuty przejęło Malmo - tym się właśnie zmartwiłem. W końcu aż zdobyli bramkę i prowadzili, jak grom z jasnego nieba. Stracić tak głupio bramkę, dopuszczając by jeden zawodnik minął czwórkę obrońców i pokonał Antolovicia? W pierwszej połowie Lech Poznań nie istniał, były może co jego rezerwy - a nawet młodsi. Grali naprawdę tak słabo, że aż się nie dobrze robiło, stwarzając sobie do oddania strzału tylko trzy sytuacje, z czego żadna nie zagroziła bramce. Sprawy jednak musiałem wziąć w swoje ręce i razem ze swoim asystentem Manuelem Almunią porozmawiać poważnie z zawodnikami. Nie po to dostają gigantyczne sumy, by grać jakby mieli 'jaja pozawiązywane'. Dosłownie mnie coś tak wzięło i to wykrzyczałem na całą szatnię, że aż jakiś dziennikarz usłyszał i oczywiście zapisał w swoim notatniku. Rozpoczynając kolejne trzy kwadranse, dosłownie na początku kontuzji doznał najlepsze strzelec, nowy nabytek - Diego Rocha. Wszedł Nwofor i było to objawienie nieba, jakby Bóg dał nam jego drugiego syna. Moi piłkarze zaczęli grać w końcu jak "Kolejorz", a nie jego rezerwy. Wyrównanie padło w 51 minucie, a na prowadzenie wyszliśmy w 64, za sprawą właśnie tego, wcześniej wymienionego napastnika. Jedno trafienie dołożył Biton, dwa Kupisz i jedno w 90 minucie Uche Nwofor, kompletując tym sposobem hat-tricka, wchodząc na boisko w drugiej połowie. Wygraliśmy jakimś cudem 1:6, zapewniając sobie w sposób praktyczny tak naprawdę awans dalej w Lidze Mistrzów. Naprawdę nie sądzę, by Szwedzi jakimkolwiek sposobem mogli nam to odebrać.

 

20.08.2014r.

Liga Mistrzów - Mistrzowie Baraż, 1 mecz

FF Malmo 1:6 Lech Poznań

 

Statystyki:

- Agon Mehmeti 9' (1:0)

- Uche Nwofor 51' (1:1)

- Uche Nwofor 64' (1:2)

- Tomasz Kupisz 68' (1:3)

- Dudu Biton 78' (1:4)

- Tomasz Kupisz 80' (1:5)

- Uche Nwofor 90' (1:6)

Odnośnik do komentarza

Tradycji stało się zadość, na kolejnym meczu, gdzie gościła Paulina zespół wygrał - chyba będę ją zabierał na każde spotkania, jakieś fatum, czy co. Rewelacja ze Szwecji rozbita, nikt takiego wyniku się nie spodziewając, przede wszystkim przed przerwą. Później było już lepiej, za sprawą świetnej gry Nwofora. Rocha był kontuzjowany, więc w następnym meczu, jednak tym razem ligowym z Ruchem Chorzów nie mógł wystąpić. Chciałem dać szansę młodemu Flisowi, jednak Manuel podpowiedział mi, żebym skorzystał z Uche'a. W szatni chłopakom powiedziałem, że mają zagrać tak jak w drugiej połowie z FF Malmo. Wyszli na boisko mocno podbudowani. Od samego początku zepchnęliśmy Ruch do poważnej defensywy, oddając w ciągu pierwszych pięciu minut cztery strzały, trzy celne. Natomiast przeciwnicy, zero na zero. Worek z bramkami otworzył nie kto inny, jak Nwofor. Przez całe pierwsze czterdzieści pięć minut graliśmy bardzo agresywnie i mocnym pressingiem, nie dopuszczając rywali do przedarcia się w nasze pole karne. Rozpoczynając drugą połowę, bramkę zdobył ponownie Uche. Ruch nie potrafił stworzyć sobie dogodnej sytuacji, aż do 80 minuty - gdzie minimalnie obok słupka, piłkę posłał Mariusz Lewandowski i to wszystko. Natomiast my z drugiej strony dopełniliśmy dzieła zniszczenia, to znaczy, nie my, - a Nwofor! Drugi hat-trick z rzędu, niesamowite co ten chłopak wyprawia. Czyżby wygryzie Rochę ze składu? Zobaczymy, kolejne trzy punkty na nasze konto.

 

23.08.2014r.

Ekstraklasa, 4 kolejka

Lech Poznań 3:0 Ruch Chorzów

 

Statystyki:

- Uche Nwofor 7' (1:0)

- Uche Nwofor 47' (2:0)

- Uche Nwofor 84' (3:0)

Odnośnik do komentarza

Po zwycięstwie z Ruchem ponownie wziąłem się za przygotowanie posiłku w naszym apartamencie, w Poznaniu. Najpierw kupiłem w markecie, otwartym 24 godziny na dobę, coś około czwartej nad ranem wszystkie produkty, by przygotować coś dobrego na późniejsze śniadanie. Wróciłem, była może piąta - Paulina jeszcze na szczęście spała, to mogłem bezproblemowo zabrać się za tworzenie tego czegoś, co chcę ugotować. Najpierw, a może w końcu otworzyłem prezent od którejś z rodzin na ślub, który mieliśmy prawie dwa lata temu. W środku były srebrne miski, więc akurat, zostały użyte w odpowiedniej sytuacji. Wyciągnąłem z pudełka może osiem, czy dziewięć jajek - ugotowałem, po chwili obrałem skorupki i wyciągnąłem żółtko do farszu, który miał być na wierzchu części dania. Do "nadzienia" dodałem jeszcze pokrojoną na malutkie kawałki kiełbasę, masło, bazylię i na wierzch posypałem serem. Kończąc, włożyłem do piekarnika i czekałem aż się upiekło. Można się zdziwić, bo ten przepis wymyśliłem ja, moją głową, a może moją mózgownicą. Zjedliśmy śniadanie, nadal żyjemy - więc najważniejsze, że nie dodałem czegoś, co mogło otruć. Kilka dni i czekał nas mecz, na szczęście domowy, przy ulicy Bułgarskiej z FF Malmo. Piłkarze ze Szweckiej nie mieli już o co tak naprawdę walczyć. Rocha był jeszcze kontuzjowany, na boisko razem z Bitonem wybiegł Nwofor, czyli drugi syn Boga. Rozpoczęliśmy mecz już w naszym stylu, pomimo, że wypadło nam ze składu kilku podstawowych zawodników. Przeciwnicy grali bardzo agresywnie i ostro, może chcieli nam przeszkodzić w dalszych rozgrywkach, kontuzjując moich zawodników? Jednak my nie odpuszczaliśmy, aż w końcu pierwszą bramkę zdobył nie kto inny, jak Uche Nwofor. Był w nieziemskiej formie, gdyż w czterech meczach - z czego raz wchodził w wyjściowym składzie, zdobył siedem bramek! Gra się uspokoiła, graliśmy piłką, ale FF Malmo nie odpuszczało, jakby chciało nam coś udowodnić. Tutaj muszę pochwalić jednego z młodych zawodników, który zadebiutował w Lidze Mistrzów, wychowanka naszego klubu - Wiktora Witta. Na boisku zachowywał się profesjonalnie, grał spokojnie i bardzo rozważnie. Podwyższyliśmy jeszcze wynik przed przerwą na dwa z przodu. Syn Boga po raz kolejny popisał się iście strzelecką umiejętnością, mijając kilku obrońców, pokonując bramkarza rywali. Mieliśmy awans już zagwarantowany, ale z 54 minucie poważnej kontuzji doznał niestety Nwofor, a na boisko musiał wejść młody, nowy nabytek - Łukasz Wroński. Strzał w dziesiątkę, bo sześć minut później zdobył gola na 3:0. Po tej bramce moi zawodnicy wyraźnie odpuścili, tracąc dwie bramki. Jednak wygraliśmy i awansujemy dalej, po jakże udanym dwumeczu ze Szwedami.

 

27.08.2014r.

Liga Mistrzów - Mistrzowie Baraż, drugi mecz.

Lech Poznań 3:2 FF Malmo

 

Statystyki:

- Uche Nwofor 3' (1:0)

- Uche Nwofor 38' (2:0)

- Uche Nwofor 54', ktz. (2:0)

- Łukasz Wroński 60' (3:0)

- Sebastian Boenisch 77', ktz. (3:0)

- Agon Mehmeti 79' (3:1)

- Dardan Rexhepi 87' (3:2)

Odnośnik do komentarza

Dzięki, tutaj oto oni.

http://iv.pl/images/00437919804923637071.png

http://iv.pl/images/26550841760860271751.png

---

 

Po tym spotkaniu, udaliśmy się od razu z zarządem - bez Pauliny, bo musiała załatwiać sprawy w Poznaniu, do Nyonu, gdzie odbyło się losowanie grup w Lidze Mistrzów. Mieliśmy mieć szczęście, ale oglądając kolejno, gdzie jakie zespoły są dobierane, nie było takiej grupy, gdzie bez niczego mamy szansę na Ligę Europejską, a co dopiero na awans. Najbardziej obawiałem się, że trafimy na potęgi, takie jak Inter czy Barcelonę - jednak los sprawił nam inaczej. Grupa A, z Chelsea Londyn, Atletico Madryt oraz FC Kopenhaga. Była to bardzo mocna grupa, a powiem szczerzę, że z żadną z tych drużyn Lech nie miał za mojej kadencji okazji zagrać, chociażby meczu towarzyskiego. Będzie ciekawie, bo drużyna z Madrytu bez swoich gwiazd, Aguero czy Forlana nie jest już taka straszna. Rzeczywiście posiada ona świetnego Falcao, ale przeglądając kasety z ich meczów, aż taki świetny się nie wydawał. Często tracił piłki, oddawał niecelne strzały i podania. Na nasze nieszczęście, kontuzjowani w obecnej chwili byli Boenisch, Nwofor, Rocha oraz Kupisz. Podstawowi zawodnicy, a mecze grupowe już niedługo, ale szczęście w nieszczęściu jest takie, że pierwszy mecz gramy z teoretycznie najsłabszym rywalem do rozegranie, drużyną z Kopenhagi. Wychodząc za daleko, czekał nas mecz ligowy z Wisłą Płock na wyjeździe. Mieliśmy ten mecz oczywiście wygrać, jednak bez podstawowych zawodników, będzie naprawdę trudno. Zmiennika Rochę, Nwofora musiał zastąpić młody Wroński, który zdobył z FF Malmo bramkę. Od samego początku graliśmy za nerwowo w obronie, a w ofensywie brakowało kropki nad 'i'. Przegrywaliśmy już od 35 minucie za sprawą bramki Mandrysza. Dziwnie się czułem, bo wygrywamy w świetnym stylu w Lidze Mistrzów, a w marnej Ekstralasie potrafimy przegrywać ze średniakiem. W przerwie powiedziałem im, że muszą doprowadzić do remisu i to spotkanie wygrać dla kibiców, bo to wstyd przegrać w takiej sytuacji. Po przerwie ataki naszego zespołu narastały, jednak Wroński nie miał swojego dnia pod bramką rywali, nie trafiając w dobrych sytuacja. Na nasze szczęście obudził się Biton i w 67 minucie doprowadziliśmy do wyrównania. Wynik do końca meczu się niestety nie zmienił i po raz kolejny w sezonie tracimy punkty, zdobywając tylko jeden. Może to przez to, że na meczu nie było Pauliny?

 

30.08.2014r.

Ekstraklasa - 5 kolejka.

Wisła Płock 1:1 Lech Poznań

 

Statystyki:

- Robert Mandrysz 35' (1:0)

- Dudu Biton 67' (1:1)

Odnośnik do komentarza

Dzień po remisie z Wisłą, nasi scouci wynaleźli bardzo dobrego zawodnika, którego na gwałt kazałem poszukiwać, czyli napastnika. Kontuzja Rochy i Nwofora nie wróżą niczego dobrego, a przecież Flisa nie wprowadzę z miejsca do składu. Postanowiłem jednak nie wydawać pieniędzy, znaleźli mi niejakiego Michaela Mullera, który kończył świetnie akcje, co było widać na nagraniach. Miał problemy z siłą, więc to będzie dla nas priorytet, by mógł nawet wytrzymać cały mecz w pełnej formie. Mamy nadzieję też, że w aklimatyzacji pomoże nam Jurgen Szymanski, zawodnik naszego zespołu. Po nieudanym wyjeździe w Płocku, zespół czekała przerwa, jednak nie dla mnie, gdyż wyjechałem na zgrupowanie z reprezentacją Belgii do Estonii na mecz towarzyski, a później mecz w Eliminacjach do Mistrzostw Europy w 2016 roku z Ukrainą. Tutaj zabrakło tylko dwóch zawodników, Dembele oraz Fellainiego. Miałem nadzieję na dobry występ, bo był to ostatni mecz przed prawdziwym sprawdzianem. Było to też ostatnie spotkanie, na którym zawodnicy mogli udowodnić, kim naprawdę i na ile ich stać. Pojechałem oczywiście podstawowym składem, bez żadnych debiutantów. Rozpoczęliśmy głównym składem, by zobaczyć, jak to się potoczy. Krótko, Estonia w pierwszej połowie w ogóle nie istniała, nie oddając ani żadnego strzału na naszą bramkę. Świetna defensywa pozwalała na szybkie akcje, dzięki czemu mieliśmy mnóstwo sytuacji. Pierwszą taką wykorzystał Lukaku już w 9 minucie, gdzie zyskaliśmy pewność siebie i szliśmy do przodu. Następną też zdobył Romelu, a w 35 minucie wygrywaliśmy już trzy do zera, za sprawą gola Mertensa. Dwie bramki uzyskał jeszcze Romelu Lukaku, jedną dołożył Boyata i tak oto wygrywamy, a może nawet gromi reprezentację Estonii 6:0. Zespół zagrał świetnie, nie widziałem żadnych minusów. Przeciwnicy w całym meczu oddali tylko dwa strzały na bramkę, które były fatalne i niecelne. Dobry znak, przed zbliżającymi się Eliminacjami. Romelu udowodnił naprawdę, kim tak naprawdę jest i gdzie gra - bo bycie zawodnikiem Chelsea Londyn do czegoś zobowiązuje.

 

06.09.2014r.

Mecz reprezentacyjny - sparing.

Estonia 0:6 Belgia

 

Statystyki:

- Romelu Lukaku 9' (0:1)

- Romelu Lukaku 17' (0:2)

- Dries Mertens 35' (0:3)

- Dedryck Boyata 68' (0:4)

- Romelu Lukaku 72' (0:5)

- Romelu Lukaku 90+2' (0:6)

Odnośnik do komentarza

W sparingu ucierpiało kilku zawodników i udali się na wizyty do specjalistów. Okazało się niestety, że Lukaku ma stłuczenie nogi i nie wystąpi w najbliższym meczu z Ukrainą. Nie widziałem możliwych następców tego zawodnika, a na powołania nie było już czasu, więc jakoś z tego kłopotu musiałem wyjść. Zastąpił go więc rezerwowy Camargo. Kibice oczekiwali po nas wiele, więc w szatni razem z asystentem, Mariuszem Rumakiem odbyliśmy z nimi dokładną rozmowę, wyjaśniając ważne sprawy. Mogłem w tym meczu ujrzeć mojego zawodnika, Vladyslava Bakhurynsky'iego. Dostał szansę, więc mam nadzieję, że jej nie zmarnuje, ale z drugiej strony mój zespół miał za zadanie go zneutralizować. Od początku spotkania Ukraina była w natarciu, zdobywając swojego pierwszego gola, a zdobywcą był Oleg Gusev. Nasza sytuacja była na tyle utrudniona, że w 35 minucie czerwoną kartkę otrzymał Nicolas Lombaerts. Do przerwy próbowaliśmy grać z kontrataku, jednak nam to nic nie pomogło, niestety. Ładnie w środku pola Ukraińców operował Vladyslav, aż w końcu zdobył przeciwko nam bramkę. Byłem zszokowany, ile zespół może stracić pod nieobecność Lukaku. Bramkę kontaktową zdobył Martens w 65 minucie, jednak okazało się to za późno na odrobienie strat.

 

10.09.2014r.

Reprezentacja - Eliminacje ME, gr. F.

Belgia 1:2 Ukraina

 

Statystyki:

- Oleg Gusev 3' (0:1)

- Nicolas Lombaerts 35', cz. k. (0:1)

- Vladyslav Bakhurynskyi 50' (0:2)

- Dries Martens 65' (1:2)

Odnośnik do komentarza

Po nieudanym, można powiedzieć zgrupowaniu wracamy na ligowe boiska, gdzie czeka nas prestiżowy mecz z Krakowską Wisłą. Na szczęście będzie rozgrywane to u nas, przy ulicy Bułgarskiej. W tym szczęściu, jest też nieszczęście, czyli kontuzji doznał nowy nabytek, Muller. Byliśmy zmuszeni, aby ofensywnego, lewego pomocnika przesunąć na pozycję napastnika, dokładniej mowa o Shrikim. Na jego pozycji wystąpił Szymański, pierwszy raz przed takim wyzwaniem. Wisła natomiast w ostatnich sezonach nie spisywała się dobrze, krążąc po środkach tabeli. Mówiąc o zawodnikach, w składzie mają kilka ligowych gwiazd, takich jak Waldemar Sobota, Piotrek Brożek, Ben Radhia czy ostatni hit transferowy, Mateusz Szczepaniak. Nie pozwoliło im to jednak skontrolować meczu, pozwalając nam na luźne akcje. Coraz bardziej nabieraliśmy swojego tempa i rytmu, w końcu bramkę w 9 minucie zdobył Shriki. Fantastycznie minął obrońców i pokonał Jovanicia. Nasz tymczasowy napastnik nie chciał na tym poprzestać, brnąc cały czas do przodu. Zdobył następną bramkę, tymczasem w 20 minucie. Po tym golu gra przesunęła się na środek boiska i tam wszystko się odbywało. Częste walki o piłkę, agresja i pressing - Wisła zaczęła odważniej atakować, jednak do przerwy rezultat się nie zmienił. Po przerwie mój zespół jednak rozważnie się bronił, grając z kontry. Bramkę do wyniku dołożył jeszcze Tonev, fantastycznym strzałem zza pola karnego i Shriki, kompletując hat-tricka. Wisła w tym meczu istniała, jednak na nas była zbyt słaba.

 

13.09.2014r.

Ekstraklasa - 6 kolejka

Lech Poznań 4:0 Wisła Kraków

 

Statystyki:

- Idan Shriki 9' (1:0)

- Idan Shriki 20' (2:0)

- Aleksandar Tonev 53' (3:0)

- Idan Shriki 77' (4:0)

 

Po udanym, kolejnym występie, przedłużamy swoją passę, nie przegrywając już 12 meczu z rzędu. Z takimi wynikami mamy dobre szanse na sukces w Lidze Mistrzów, czyli historyczny awans do 1/8. Pierwszy sprawdzian już niedługo, z FC Kopenhagą.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...