Skocz do zawartości

Karkonosze


Loczek

Rekomendowane odpowiedzi

Po śmierci męża Jadźki Kazik wrócił za kierownicę. Kiedy na niego patrzyłem nie wydawał się być przybity. Miał na oko sześćdziesiątkę, na solarium latał, fryzjera miał, nawet jeansy z dziurami nosił. Taki młody stary kiero z Karkonoszy.

Przesłuchiwali mnie. A jakże by inaczej, a powiedziałem wszystko co było wtedy. Że policja dała dupy jak Frytka w Big Brotherze, że chłopak leciał tak pięknie, że aż chciałem klaskać, że Kazik go szarpnął ale efekt był taki jak po reformie szkolnictwa w Polsce. No więc pierwszy denat w moim życiu zaliczony, a ja ani wyrzutów ani koszmarów. Ot, kolejny dzień z życia młodego trenera.

- Trener mamy dla ciebie prezent, od firmy – zagaił właściciel klubu wołając mnie do siebie.

W gabinecie śmierdziało naftą, a na stole parowała whisky.

- Mogę?

- Jasne, czym chata bogata.

Więc wywaliłem 1/3 butelki w trzy minuty, jak przystało na porządnego jeleniogórzanina. W międzyczasie właściciel walnął na blat kilka papierków i rzekł :

- Wysyłamy cię na kurs. Masz go zdać, bo ci do dupy nakopię.

- Jaki kurs?

- Czytaj a nie chlej – wyrwał mi z ręki czwartą szklankę whisky.

 

„Kurs kształcenia trenerów UEFA A / II Klasy ”
Program obejmuje 350 godzin i będzie realizowany w trakcie 6 pięciodniowych stacjonarnych sesji oraz 50 godz. praktyk w klubie piłkarskim.
Terminy: I sesja 26-30 września 2011, II sesja 24-28 października 2011, III sesja: 28 listopada - 2 grudnia 2011. Pozostałe 3 sesje odbędą się w I połowie 2012 roku.
Koszt kursu: czesne – 5.400 zł. + ubiory Nike ok. 950 zł.
Absolwenci otrzymają dyplomy trenerskie: UEFA A oraz II Klas

 

- Osz ty k***a ja pierdolę – z wrażenia usiadłem sobie na sofie – pięć i pół patyka? Musiałbym dawać posmakować odbytu jakimś pedałom żebym na to uzbierał.

- Toć mówię, że klub sponsoruje ci głąbie, masz zapierdalać i zdać.

Wychodząc z biura czułem, jak bym przez momentem się rozprawiczył. Nowe kursy to nowy kontrakt. Nowy kontrakt to więcej siana, a więcej siana to … więcej siana.

 

I nadszedł dzień meczu z Chrobrym Głogów. No więc jedziemy tam, ja, moja drużyna, Kazik z malinką na szyi i Jadźka, na miejscu pasażera-przewodnika. Wszyscy zdziwieni, bo co robi stara rura z młodymi typkami, no ale nikt słowa nie powie. Walimy bąki, bekamy, jak zwykle. Jedni z tyłu żrą papier i robią z niego kulki, a potem plują z rurek od długopisów. Inni oglądają pornole na laptopach, a Jadźka siedzi, gapi się na Kazika jak na jakiś obraz Picassa.

- Dziwna miłość, nie sądzisz? – Lewandowski rozczesał grzebieniem palców bujną czuprynę.

- Wali mnie to. Jak im dobrze, ich sprawa.

- Ty no, jej facet rozjebał dwa samochody, głowa mu poleciała po asfalcie, miednica w krzakach, a ona na chuja mu tego samego dnia wskoczyła. Norma?

- A bo ja wiem. Nigdy nie miałem baby której chłop z domu skakał.

- A idź ty. Romantyku od siedmiu boleści. Aśke widziałem ostatnio. Z gokartem popierdzieliła.

- Ta? Chłopak czy dziewczynka?

- Ty, w śpiochach nie widać. Może to twoje co ?

- Co ty.

- Skąd ta pewność?

Nie miałem pewności. Przecież waliłem ją w zeszłe wakacje jak gruszkę bokserską, w gumie i bez.

- Lałeś w środku?

- Co Ty. Na cycki lub w paszczu.

- Swój chłop – asystent rąbnął mi lepę i zaczął dalej przeglądać Giganta.

No więc w Głogowie zremisowaliśmy po bezbarwnej grze. Coś tam kopali nasi, coś tam grali ichni, a wynik nie ulegał zmianie. Było tak nudno jak podczas streszczania listu z kurii przez proboszcza na mszy świętej.

Chrobry Głogów 0:0 Karkonosze

 

Tydzień później na własnym podwórku walczyliśmy z Polonią Trzebnica. Ekipa zza Wrocka przyjechała do nas w najsilniejszym składzie. Normalnie pewnie robiłbym w gacie, ale że gwizdał pan Rogulski, nasz własny arbiter, wiedziałem, że będzie git. I było, może nie do końca, ale jednak. Bo bramy zdobywaliśmy po błędach sędziego. Najpierw bez piły w polu karnym wyrżnął się Adriano i z wapna wcisnął Bednarek. A potem, jak już przegrywaliśmy jeden dwa to Krzywicki kopnął między nogami bramkarza i piła zatrzymała się na linii bramkowej bo ją obrońca wybijał. Ale Rogulski z uśmiechem godnym Jamesa Bonda wskazał na środek i pogroził paluszkiem tym co skakali do niego z łapami.

Karkonosze 2:2 Polonia Trzebnica

( Bednarek, Krzywicki )

Odnośnik do komentarza

- Pawle, jak pogodzisz studia, pracę, siłownię oraz ten kurs na trenera? – troskliwy Przemek usiadł na rogu kanapy. Spojrzałem znudzony znad książki i odparłem :

- Normalnie. Z siłowni zrezygnuję. I tak nie będę Lee Priestem czy Cutlerem.

- A reszta ?

- To jest tylko kilka dni. Lewandowski zastąpi mnie na stanowisku opiekuna. Wiesz, dla mnie to życiowa szansa. Sam bym w życiu na to nie odłożył.

- A ja zapisałem się na kurs przewodnika. Będę oprowadzał wycieczki po Karkonoszach.

- O, czyli jednak ruszyłeś dupsko. Cieszę się.

- A no. A co z Justyną ?

- Justyna … można powiedzieć, że już mnie nie interesuje. Zresztą, jest starsza ode mnie, więc …

- A wiesz o ile?

- Na oko … z cztery, pięć lat. Strzelam.

- O chłopaku, ona ma 35, ty 21.

- A ty skąd to wiesz? – zerwałem się i usiadłem obok.

- Widzisz, plotki roznoszą się bardzo szybko. Jelenia to małe miasto. Powiedziała mi o tym ta ruda z wiadomości. Ta co z tą blondyną zawsze chodzi.

- Ruda … a, tak … - urwałem w połowie zdania przypominając sobie najlepszą godzinę w życiu.

Pod koniec października zagraliśmy na Złotniczej z Polonią Nowy Tomyśl. Chłopaki zebrali się w kupę, pomalowani w biało niebieskie pasy, wywiesili transparent z napisem „ Karkonosze Hools ”. Była policja, była ochrona, telewizja i prasa. Generalnie mecz podwyższonego ryzyka. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra Tasior uniósł chorągiew w górę i krzyknął :

My gramy w nogę a oni walą konia! Jebaaaanaa Polonia!!! – 2x

W tym meczu nie było bramek. Goście oddali aż 13 strzałów, my ledwie 5. Nie rozumiałem dyspozycji obcokrajowców, nie potrafiłem okiełznać temperamentu Głowackiego, który za zjebanie sędziego na czym świat stoi za nakaz powtórki wyrzutu z autu, dostał żółtą kartkę.

Karkonosze 0:0 Polonia Nowy Tomyśl

 

Na początku listopada pojechaliśmy do Rzepina na mecz z Ilanką. Przy ulicy Poznańskiej policja zatrzymała dziesięciu kiboli uzbrojonych po zęby w pały, maczety i siekiery. Ponoć szykowali się na Tasiora i jego watahę.

Falanga w tym meczu była błędem. Nie potrafiliśmy skonstruować żadnej składnej akcji, a jedyną bramkę zdobyliśmy po samobóju Masarczyka. W drugiej połowie gola dającego punkt gospodarzom strzelił Nigeryjczyk Nnamani.

Ilanka Rzepin 1:1 Karkonosze

Odnośnik do komentarza

Jeden z nielicznych opków, którym się zainteresowałem. Taki "nieloczkowy" :)

 

Inna fabuła, trochę monotonna, ale najważniejsze, że coś się dzieje :)

 

Irytuje jedynie powracający wątek z papierosami, ale ja nie palę, więc nałogowym "ZatruwaczomSięNaWłasneŻyczenie" nie ma zamiaru przeszkadzać ;)

Odnośnik do komentarza

Jeden z nielicznych opków, którym się zainteresowałem. Taki "nieloczkowy" :)

 

Inna fabuła, trochę monotonna, ale najważniejsze, że coś się dzieje :)

 

Może dlatego tak pisze bo wziął do siebie niedawne marudzenie kilku fajfusów, ze ciagle pisze o gangsterce i wszystkich rzeczach z tym zwiazanymi.

Odnośnik do komentarza

Szczerze powiem, że już przestałem czytać Twoje opowiadania, właśnie ze względu na to, że ciągle pisałeś o tym samym, co stało się już nudne. Oczywiście, 'W pogoni za En' czy 'Tylko dla Najlepszych' były naprawdę świetne, ale już kolejne opowiadania stały się dość przewidywalne, nudne. Myślałem, że raczej będziesz się trzymał tych klimatów, ale bardzo mnie zaskoczyłeś. Ta kariera jest doprawdy rewelacyjna; Dla mnie jest to coś zupełnie innego i świeżego. Gratulacje!

Odnośnik do komentarza

Dzięki za stos wiadomości. A że monotonnie ... spokojna Twoja rozczochrana. Jeszcze się rozwinie.

-----------------

 

Po trzynastu kolejkach zajmowaliśmy trzecią pozycję tracąc do lidera tylko dwa punkty.

Polonia/Sparta Świdnica 22

Polonia Nowy Tomyśl 21

Karkonosze Jelenia Góra 20

 

Idę po Tesco z koszykiem pełnym warzyw i owoców i spotkam naszego bramkarza Burandta. Stoi przy stoisku z gazetami i coś czyta. Podchodzę i witam się, pytam co porabia i tak dalej. A on że chujnia, że dostał grzywnę i musi kredyt brać. Potem gadał coś o podwyżce kontraktu, że inni zarabiają na jego pozycji więcej, a on przecież nie jest gorszy niż oni. Mówię mu więc, że klub siana nie ma, że budujemy obiekty dla łebków i że z czasem coś się pomyśli. A on, że Romaniuk też z dupy strzela, bo kasa lipna, a do garnka jak nie było co włożyć tak nie ma. Wkurwiam się więc, ładuję koszykiem o podłogę i pytam go czy mu we łbie się nie poprzewracało. A on do mnie, że jak mi nie pasi to mogę Jagłę znów wystawić żeby babole puszczał i kartofle. Pytam więc ile chce zarabiać, a on, że Boruc to kosi tyle a tyle, Fabiański też nie gorszy, to on chce dychę. Policzyłem więc, że to ponad dwa i pół koła tygodniowo, a on, że w dupie ma takie siano i chce dychę za tydzień. Poklepałem go po ramieniu i polazłem do kasy. Dziwka pierdolona.

Włażę do Escorta, zakupy na tylne siedzenie bo mi zamek w klapie rozwiercili jak chcieli brykę zajumać. Siadam ja na fotelu a tu Patryk Romaniuk z Anastazją łupią kostkami w szybę. Odkręcam korbkę więc, jak przystało na dżentelmena, a oni, że czynsz w górę poszedł, że Tusk podwyższył podatki, że cukier, że bajura w górę a oni chcą brykę łykać. Pytam więc o co kaman, skąd te zmiany z dnia na dzień. A on, że wali nam bramy to chce piątkę tygodniowo. Zakręciłem szybę, odpaliłem terkota i na pełnej piździe do domu pomknąłem. Wszystkim się w dupach poprzewracało. Awans awansem, ale trzeba się szanować.

Na drugi dzień, nim kur zapiał i kury wstały poleciałem do prezesa. Otwarł mi w szlafroku i kapciach w kształcie psich łbów, poczęstował kawą „ O poranku ”, odpalił marynarską fajkę i słuchał. Żaliłem się jak nastolatka przyjaciółce jak ją chłopak rzucił. Później jego żona zniosła nam na dół kanapki z pasztetem i pomidorem, a później to już pojechałem na trening. Powiedział, że pomyśli, że zarabiamy i że kasa w klubie jest. Ale albo inwestycje w nowy budynek i bazę treningową, albo kontrakty dla gwiazd.

 

W drugim tygodniu listopada przyjechała do nas Lechia Zielona Góra. Powoli łapaliśmy zadyszkę i z niecierpliwością czekałem na zimową przerwę. Aura do dupy, z nieba leci jak nosa, a chłopaki jęczą, że kasy brak. Odbiło się to na postawie całej drużyny. Morale do dupy to i gra się nie kleiła. Gola Romaniuk zdobył, a owszem i to nie brzydkiego. Ale po chwili zieloni wyrównali i to by było na tyle. Smutno. Żal.

Karkonosze 1:1 Lechia Zielona Góra

( Romaniuk )

Zaraz po tym pojechali my na stadion 1000 lecia do Wałbrzycha. Droga na okraj, przez Kowary, dziur więcej niż statystycznie, asfaltu niewiele i trzęsie naszym ogórem jak by się miał rozpaść. Niedaleko, ale Klimy znów nie ma, a w środku duszno a za oknem piździ i łby urywa. Wysiadam z autokaru, walę głównym wejściem do budynku bo mi się pić zachciało a tam znajoma gęba. Drapię się po łbie, zastanawiam, myślę i podchodzę.

- Znamy się kolego? Taki znajomy okrąg twarzowy masz.

- Fenomen. Z forum Football Manager. Słyszałem o tobie Pawle.

- Ja pierdziele. Fenomen? Bardzo mi miło poznać żywą legendę – wystrzeliłem z prawicy.

- Mieszkam niedaleko, to wpadłem zobaczyć jak sobie radzisz – pociągnął nosem bo katar męczył mu prawą dziurkę.

Pogadaliśmy o karierach, o upierdliwości innych moderatorów, o tym, o tamtym, że dużo debili pisze, że błędy, że ogólnie opowiadania z fabułą upadają. Później łyk kawy, strzał z kostki na dowiedzenia i idę do mojej drużyny. A tam znów rozsypka. Jagła płacze, że nie grał już od dawna, Fryc że chyba zawiesi korki na sznurku a Brzozowski, że nie czuje się na siłach.

Pan Paterek nawalił nam więcej kartek niż koń kupska na trasie asfaltowej. Bramki strzelał tylko Górnik, najpierw do własnej siatki, potem do naszej. I kolejny remis i spadek o trzy oczka w tabeli.

Górnik Wałbrzych 1:1 Karkonosze

Odnośnik do komentarza

Spotkanie z Motobi Bystrzycą Kąty Wrocławskie było ostatnim meczem przed przerwą zimową. Chłopaki byli rozluźnieni jak gumka w za dużych gaciach.

- Panowie, ostatni mecz, zima idzie, dajcie czadu. Pokażcie, że ostatni raz w tym roku potraficie dobrze zagrać – motywowałem ich żrąc kebab.

- Trener, my im pokażemy gdzie raki zimują, spokojna twoja rozczochrana.

Spojrzałem w lusterko zawieszone nad zlewozmywakiem. Rzeczywiście, mój fryz wołał o pomstę do nieba.

Wyszliśmy w systemie 1-4-3-2-1 i zagraliśmy koncertowo. Jak Adaś Sztaba na fortepianie. Pan Rogulski trzy razy gwizdał dla nas, raz dla nich. Burandt wyjął karniaka, Krzywicki skręcił nogę w kolanie a kolejną bramkę w sezonie zdobył Adriano. Przed zimą musiałem przeanalizować wszystkie notatki – te w zeszycie, te w bloku, te na blogu. Zatrudnienie obcokrajowców wiązało się z ogromnymi wydatkami na płace, a grali przeciętnie. Podobnie jak Brzozowski – nasz lewy obrońca, który zarabiał 1200 zł tygodniowo a kopał tak rewelacyjnie jak śpiewał.

Motobi Bystrzyca Kąty Wrocławskie 1:3 Karkonosze

( Krzywicki, Milczarek samobój, Adriano ).

 

Listopad był też ostatnim miesiącem, w którym mieszkałem na moim kwadracie. Czas na przeprowadzkę, a że uciułałem trochę grosza, jeździliśmy z Przemkiem po biurach nieruchomości i szukaliśmy czegoś, w czym można by ugościć ludzi bez wstydu.

Odnośnik do komentarza

Nie, czemu? Mieszkasz niedaleko to logiczne, że na mecze chodzisz :D

---------------

 

Tarczyński leżał pod płotem lotniska trzymając w łapie do połowy pełną butelkę Marmota. Spuchł od ostatniego razu kiedy go widziałem, zapuścił brodę i z daleka przypominał bardziej Rumcajsa niż naszego byłego trenera. Na lotnisku był festyn. Przyjechał Norbi i Krawczyk, dmuchane zamki, wszyscy żarli popcorn i kwaśne żelki. Wchodzę z Przemkiem na trawę, ciśniemy w stronę sceny zahaczając po drodze o dwa kufle zimnego Lecha, a tu go ktoś za chabety łapie. Myślę, ale będzie łomot, ale to nie żaden gość na wpierdol tylko dwóch chudzielców. Pierwszy to jego brat, drugi to chłopak jego brata. Szczęka do podłogi mi opada ale udaję, że to norma w dzisiejszych czasach i siadam na ławce. Przemek coś tam gada o życiu o planach a ja bujam się na ławce jak na huśtawce na placu zabaw. Potem z głośników leci „ Kobiety są aha aha gorące aha aha ” i wszyscy zrywają się do tańczenia. Podziwiam starszych ludzi. Strzelają im kręgosłupy a kręcą dupami lepiej niż nastolatki.

To było tak, że było już ciemno i gwiazdy w ogóle nie świeciły. Pełno chmur na niebie, zaraz będzie lało a ja ani kaptura ani parasolki. Walimy więc do hangaru, tak jak wszyscy, a ja po drodze chwytam za plastik i leję darmowe piwo. Bo nalewający też dał dyla to korzystam jak na Polaka przystało. I kiedy leję podchodzi do mnie szczupła brunetka i częstuje kuksańcem. Patrzę na nią zdziwiony i nie wiem czy mam jej z bani pociągnąć czy dać kwiatek.

- Cześć. Co, nie poznajesz mnie?

- No … eee …

- Ola.

- Ta, Ola, mhm – uniosłem kciuk w górę.

- Paweł chodziliśmy razem do przedszkola. Mieszkałam niedaleko, tam za mostem po lewej stronie.

Patrzę raz jeszcze z góry na dół i ni w ząb nie kumam kto to. I kiedy miałem już walić na hangar bo krople leciały z nieba dopadł nas Przemek.

- Ola! Jak ty się dziewczyno zmieniłaś – i ściska ją jak by była jakąś koleżanką co najmniej.

- Paweł mnie nie pamięta – zarumieniona zabrała mi kubek i pije, jak by to jej było.

- Oli nie czaisz? A kto ci burzył domki z drewnianych klocków? I w Sali rytmicznej ściągał gacie jak biegaliśmy w kółko. Co nie pamiętasz? A kto śpiewał z nami w chórze „ Hej biały walczyk raz dwa trzy kto umie tańczyć niech tańczy”?

Wciskam pięści w oczodoły i kręcę w lewo i w prawo. Ta ruda dziewczynka z piegami wielkości czereśni, co dłubała w nosie i zjadała kozy, ta co pierdziała i krzyczała że to ja i że śmierdzi przemieniła się w ponętną brunetkę z miseczką C, nogami po samą szyję. I stoi tu, o, naprzeciwko mnie i wali mojego browara jak by to była jej własność.

- Ja jebie – wymsknęło mi się gdy wędrowałem wzrokiem z góry w dół, z dołu w górę. Przemek w ryk, lapie nas za łapy i ciśniemy do hangaru. A Norbi napierdala z playbacku jak nakręcony.

- Co robicie? – spytała dysząc gdy przeskakiwaliśmy nad drewnianymi krzesełkami. Zaczęło piździć i śmieci pofrunęły w górę.

- Ja jestem instruktorem nauki jazdy – wypiął dumnie pierś wpuszczając Olę przodem do środka.

- A Ty ?

- Trenerem jestem. Piłki nożnej. Karkonoszy Jelenia Góra.

- Ty to całe życie z tą piłką. Pamiętam jak twoja mamusia przekładała cię przez kolano i dawała klapsy, żebyś się uczył a nie grał.

Spaliłem rumieńcem. Kilka osób spojrzało na mnie z zaciekawieniem a ja miałem ochotę zajarać. Wysadziłem kant łba na zewnątrz. Tarczyński stał oparty o Toi Toia i lał pod wiatr. I szczyny leciały mu na bluzę, w łapie miał kutasa, w drugiej walił hejnał z wina.

Odnośnik do komentarza

Mikołajki przylazły szybciej niż myślałem. Cały świat dostał pierdolca. Każdy bierze kredyt, zapożycza się u sąsiada, wydaje kasę na prezenty które i tak gówno znaczą i są bezużyteczne. A sklepy zarabiają. No to ja myślę sobie, że w dupie mam takie prezentowanie. I zadzwoniłem do Oli, bo pomyślałem sobie, że nie widziałem jej od ostatniego festynu. A ona że chętnie ze mną pójdzie na mikołajkowy spacer i w ogóle na cokolwiek byle bym to był ja obok. To idziemy, śniegu nie ma za dużo, to i założyła sukienkę. Taką w kolorze turkusowym, jak bym patrzył z klifu na morze. Idziemy po 1 maja, potem na Perłę Zachodu i patrzę jak się śmieje jak jej kawały opowiadam i w ogóle mówię.

- Bardzo się zmieniłaś. Nie powiem że jesteś piękna, bo przecież to wiesz.

Spaliła rumieńcem zatrzymując się na wprost restauracji na Perle.

- Chciałbym zauważyć to piękno, którego gołym okiem nie widać. Pomożesz?

- Pomogę – miała śnieżnobiałe zęby. Aż raziło w oczy. Myślę sobie, ja pierniczę, ja też muszę zacząć myć bo szkliwo pożółkło od faj i kawy. I w ogóle muszę przestać palić, bo Ola nie pali, a jak ona nie to i ja nie powinienem bo nie wypada przecież.

- Skończyłam właśnie trzeci rok pedagogiki i resocjalizacji. A ty ?

- Ja jestem na czwartym roku, na Public Relations.

- O, to bardzo interesujące – założyła nogę na nogę, oparła głowę na dłoni i z zaciekawieniem patrzyła mi w oczy. Aż z kości ogonowej lazło coś po plecach w górę, że czułem mrowienie i drętwienie z podekscytowania.

- A co chcesz później robić?

- Sama nie wiem. Wiesz, w wakacje zarabiam sobie w autobusach. Jeździmy po wybrzeżu.

- W autobusach? – chcąc nie chcąc parsknąłem śmiechem, jak koń, aż kawałek śliny wystrzelił w jej kierunku ale akurat nie patrzyła na to co leci więc nie było wstyd.

- Kiedy ostatnio byłeś nad morzem?

- Teraz.

- A nie widziałeś takich czerwonych, piętrowych autobusów z muzyką i laskami tańczącymi na rurkach, które zapraszają turystów na dyskoteki ?

- Widziałem – od razu wyobraziłem sobie ją w ciasnym stroju wijącą się na stali jak wąż, jak Shakira.

- Nie jestem może dumna z tego co robię, ale to dobry pieniądz. Wiesz, za dwa miesiące pracy zarobię tyle, że stać mnie na opłacenie czesnego i mieszkania. Na rok czasu.

- Tak to już w życiu jest – filozoficznie wypuściłem powietrze z ust, aż para poszła w górę jak bym co najmniej jarał – że studia to jedno, a praca to drugie. Jak masz koneksje to i ze średnim dobrze zarobisz. A jak masz fach w rękach … ekhm …

- Tak tak, wiem, fach w dupie – zaśmiała się tak słodko ze chciałem ją wyściskać.

- … to już w ogóle mega sprawa.

- Ty też nie masz jeszcze kierunkowego wykształcenia a zarabiasz chyba całkiem nieźle, tak sądzę. Jeździsz fajnym autem, stać cię na wczasy, ciuchy masz niczego sobie, no i mieszkasz sam, bez rodziców.

- Nie, to nie tak, nie do końca. Mam pieniądze akurat …

- … ale ja nie pytam czy zarabiasz dużo i ile. W ogóle mnie to nie obchodzi. Mówię tylko, że sobie radzisz bez studiów. Napijemy się czegoś? – wskazała palcem na barmankę.

Zamówiłem więc po gorącej czekoladzie z rumem i po pieczywie czosnkowym. Jedliśmy, rozmawialiśmy i nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. I kiedy mieliśmy już iść, Ola wyjęła z portfela dyszkę i zapłaciła za siebie. Patrzę na nią jak na przedziwny okaz nowego zwierzaka i pytam „ Łatafak ”? A ona, że nie wyobraża sobie, że ma kasę i ktoś za nią płaci. I że jak mi to nie pasi to mój problem, bo ona ma zasady. I ja szczęka na podłogę i zbieram ją patrząc na piękne opalone nogi i turkusową spódniczkę.

Odnośnik do komentarza

Polazłem do kosmetyczki. Święta idą, czas na zmiany no i sylwestra czas planować. Położyła mi jakieś gówno na policzkach i czole, puściła muzyczkę a później ściskała mi skórę i wyciągała wszystko co wyciągnąć ze skóry można. No a potem naprzeciwko do fryzjera i ściął mnie i wyglądałem jak człowiek wreszcie. Kupiłem też jakieś żele i odzywki do łba, bo przecież jesteśmy często w gazetach a ja wyglądam jak brat Wielkiej Stopy. Kasa z konta leciała jak gluty z nosa, no ale jak się nie dba o siebie to i lipa w kontaktach międzyludzkich. Bo Ola to mi z czaszki nie wychodziła wcale i w ogóle. Czasami łapałem się na tym, że myślę o niej jedząc, śpiąc, idąc, siedząc, ba na sraczu też myślałem. Głupi jakiś stan umysłu i serce wali i kołacze jak racice konia o asfalt.

No więc ściąłem się, wypiększyłem i kupiłem jeansy i koszulę. Taką czarną, z paskami białymi, delikatnie prześwitującą. I solarium zahaczyłem nawet, bo przecież metro seksualnym trzeba być, żeby być przystojnym i fajnym.

Zmieniliśmy z Przemkiem mieszkanie. Z 1 maja wyprowadziliśmy się na Zabobrze, niedaleko hipermarketu Kerfur, tak, że z okna widziałem całą panoramę miasta aż po Tesco. No i w ogóle, pokoje dwa a nie jeden, osobno sracz i łazienka, w kuchni nawet piekarnik. Wyrzuciłem grzałkę do kosza bo przecież po co grzać grzałką jak jest czajnik. A w pokoju miałem plastikowe okna i wielkie, dwuosobowe łóżko. Była też w łazience wanna i osobno prysznic, a w przedpokoju nawet buty można było zostawić tak, by w nie nie wejść jak się idzie z pokoju do pokoju.

- Ja pienicze, ale mieliśmy farta przyjacielu – Przemek rąbnął mi lepę z radości.

- No, naprawdę się udało. Jaki tu metraż jest?

- 57 metrów kwadratowych, tak mówiła pani z nieruchomości.

- I patrz, dwa razy większe niż mieliśmy a tylko patyka plus rachunki. Stary – przeciągnąłem się i zafurczałem po wcześniejszym kapuśniaku.

- Teraz jeszcze wczasy. Ach jak ja bym chciał, do takiej Afryki polecieć, albo innej Ameryki, tak wiesz, oryginalnie żeby było. Bo każdy wali na Grecję, Tunezję, Turcję i inne takie brudne kraje, co to się prócz pamiątek przywozi jeszcze jakieś syfy.

- To do Tajlandii. Tam to jest zabawa.

- Ta, walić dzieci.

- Nie dzieci. Tam jest taki przepis – wyszukałem informacji w Google – że prostytucja jest zakazana, ale od szesnastego roku życia, więc najwięcej dziwek to jest od 14 do 16 roku, a potem to już wiesz, na ryzykanta dają, bo je zamknąć można.

- Daj spokój. Wolę Afrykę.

Niestety nie było nas stać ani na Afrykę ani nawet na Szczyrk. Do Wrocka to max gdzie jeździłem, bo i kasy brak i chęci, a i czym nie za bardzo jest bo leciwy Ford to tuning ma ale już wahacze zardzewiałe, i progi zeżarte, tłumik strzela a jak wrzucam piątkę to czasami mam taką dziurę w mocy i przyspieszać nie chce. Ola mówi że jest spoko ale mnie powoli wkurwia. Bo jechać jedzie ale kiepsko się czuję jak wsiadam i przekręcam stacyjkę i mówię sobie odpali czy nie odpali oto jest pytanie.

Odnośnik do komentarza

Dzięki. Bardzo mi miło :zawstydzony:

 

--------------------------

 

To było tak, że po udanej obronie egzaminu na lepszego trenera, tego co mi klub zasponsorował wracałem z Wrocławia na pełnej piździe. Chciałem całemu światu powiedzieć, że jestem zajebisty, bo jestem, jak by nie patrzeć. No i lezę z PKS na piechotę, bo akurat MZK nie jechał i patrzę, a tu pod Komfortem stoi beta. Dach zaciągnięty bo piździ, ale silnik ryczy. Przechodzę obok, bo przecież nie mogę tak o podejść i spytać co słychać. A w środku siedzi Tadeusz i oblizuje jakąś rudą babę. Myślę sobie, k***a co tu się dzieje, Justyna w chacie a on pcha język w gardło innej? Ale on mnie zauważa, wysiada i z pełnym impetem sadzi mi strzała. Padam na chodnik i widzę, jak strużka krwi wsiąka w miękki śniegowy puch.

- Mówiłem ci gnoju żebyś się nie wtrącał? Mówiłem? – i leci petarda z czuba w żebra. Zwinąłem się w rulonik i krzyczę :

- Co ja ci zrobiłem człowieku? Nie chodzę tam już od pół roku.

- To po co mnie śledzisz? Co? Chcesz ją? To sobie bierz szmatę. Ta, wy jesteście siebie warci. Pizduś i k***a, to zgrany duet. Co ty jej dasz?

Uniosłem się na kolanach podparty łokciami i wstaję na równe nogi. Kilku przechodniów wybałuszyło gały ale nie mówili nic bo strach ich obleciał i mózg wysłał im informację do kupy że spotkanie nastąpi w portkach.

- Nic jej nie dam bo nic nie mam – i wykręciłem numer na policję. Wkurwiony Tadeusz wytrącił mi komórkę z łapy. Nie wytrzymałem i sadzę mu lufę. Nos pękł jak chrupek kukurydziany i obok mnie wysmarkał gluty z krwią. Pomyślałem że czas spierdalać bo jak się ocknie to mnie gdzieś wywiezie i zakopie. I daję dyla, a w międzyczasie ze środka wyłazi ta ruda co ją lizał i gapi się, na mnie, na niego. Potem kręci łepetyną, jak by zaprzeczała czemuś i idzie na przystanek. I stoi dalej ta beta odpalona i drzwi otwarte i dach marznie. A Tadek wali z nosa gluty z krwią i wali i tak sobie w duchu myślę, żeby się skurwysyn wykrwawił bo złym człowiekiem jest. I kiedy mijam już biuro nieruchomości odwracam się raz jeszcze. A tam przy nim stoi Seicento i Justyna obok. I przytula go a on ją i w ogóle z daleka wyglądają jak by byli zakochani. A ruda mija mnie czerwonym Jelczem i puka się w czoło, na co ja jej, po staropolsku pokazuję gdzie się zgina dziób pingwina.

A potem patrzę na telefon a tam wiadomość od mojego asystenta :

„ Mamy na testach nowego napastnika. Wpadnij jutro na salę Jelfy Jelenia Góra to zobaczysz co potrafi ”

Odnośnik do komentarza

- Idziesz gdzieś na Sylwestra ? – spytała Ola przez telefon.

- Nie mam jeszcze planów, a dlaczego pytasz? – odparłem ładując palec po pierwszą kostkę w nos.

- A bo pomyślałam sobie, że masz może ochotę iść ze mną na Sylwestra na Zamek Czocha, niedaleko Gryfowa. Nie jest drogo, krajobrazy piękne, mój tata by nas zawiózł i w ogóle …

- … z radością – przerwałem jej monolog – pójdę z tobą z radością.

- Bo wiesz, jak byś nie chciał to spoko, ja zrozumiem. Pewnie masz dużo takich zapytań i …

- … o której mam być gotowy ?

- O siódmej.

Ojciec Oli przyjechał golfem w dieslu i zasmrodził mi cały parking. Widziałem go z daleka jak sadził z rury czarne kłęby dymu. Mówił, że ma dwa miliony przebiegu, ale skręcił licznik na siedem dyszek bo go opylić czas nadszedł. No więc, jadę ja i Ola nad Czochę. Wcisnąłem się w gajera, ona w białą, opiętą sukienkę i wyglądaliśmy jak jakaś para z filmów. Ba, w ogóle, jak jakaś para a parą nie byliśmy bo przecież nikt nikogo nie pytał o to.

Na zewnątrz stał jakiś gość, co obwód klaty miał jak obwód mojego Forda i gapi się na nas bo zaproszenia miałem mu dać. A ja że nie mam, a on że mam wypierdalać a ja że na pały dzwonię. No i było nieciekawie i w ogóle ludzi się zeszło ale Ola wyjęła je z torebki, bo zapomniała że je ma. W środku na fortepianie popierdzielał starszy gość, co brodę miał po uda i na łbie beret jak Elton John. Odsuwam jej krzesło, siadamy, częstuję uśmiechem i jakimś niewybrednym żartem i myślę sobie, że lepiej trafić nie mogłem. A potem kelner daje nam kaczkę w pomarańczach i wino, a potem niesie szampana, a potem to już walimy whisky z colą, bo bilet oznaczał że mamy wszystko w cenie, to browara pić nie będziemy przecież. I mija jedna godzina, druga, chwytam ją za dłoń i tańczymy. W rytm jakiejś muzyki poważnej chyba, albo coś w tym rodzaju. Miałem już we łbie sporo procentów to nie kojarzyłem o czym grają, ale miałem to w tym momencie w dupie. Ważne że Ola była obok, taka delikatna, taka niewinna, taka moja. I myślę sobie – k***a no to nie dzieje się naprawdę. Jeszcze nie tak dawno jak gadałem z Przemkiem o ideale mojej kobiety to wymieniałem że brunetka, że opalona, że pod kopułą musi mieć w miarę twardo i równo no i że musi być na studiach. Albo że już jest po studiach i ma jakieś hobby, plany na życie i w ogóle że nie jest taka pijawka jak te wszystkie lafiryndy spod klatki co ssą druta za wieczorne drinki a za nową torebkę to nawet szpary popuszczą i w dupę nawet nie boli.

A potem były petardy i odliczanie i wszyscy staliśmy na dziedzińcu. Wiary więcej niż na meczu i każdy miał drogą furę na parkingu albo nie miał nic tylko taksówką przyjechał. No i stoję z szampanem w łapie, w drugiej trzymam dłoń Oli która czerwieni się jak by puściła bąka ale nie wypuszcza jej z dłoni.

- Panie i panowie, do końca zostało już dziesięć, dziewięć, osiem …

Patrzę ja na Olę a ona na mnie i czuję, jak te wszystkie chemiczne substancje zmieszane z alkoholem chcą ją całować i w ogóle już nie opuścić aż do śmierci. Ale wiem, że nie wypada ładować języka w jej gardło, jeszcze nie dziś.

- … Siedem, sześć, pięć …

Ola podchodzi bliżej i muska mój policzek swoimi wargami. I wtedy czuję jej aksamit i zapach ciała i ten delikatny dotyk. I słyszę jak oddycha, tak delikatniej i spokojniej i ładuje się na moją szyję z całusem. Takim mokrym, obślizgłym ale za razem przyjemnym i ciepłym. Całuje mnie w policzek, przytula i wtedy ten kolo co odliczał drze japę :

- Witamy w nowym roku!

I w gorę zaczęły rąbać fajerwerki i wszyscy zaczęli się całować i ściskać i każdy każdemu życzył dobrze, choć tak naprawdę życzył jak najgorzej. Ale teraz sytuacja wymagała powagi.

Patrzę ja na zamek, a on oświetlony od dołu po dach i wygląda naprawdę zajebiście. Patrzę na Olę, kręci jej się w czaszce i w dodatku zatacza się i chwyta mnie za ramię. I myślę wtedy, że to przecudowny moment na zerwanie skalpu z krocza. Ale coś wewnętrznie każe mi zadzwonić do jej taty to walę z jej komóry jak do swojego ziomala. I przyjeżdża, po godzinie, trochę najebany ale z daleka nie widać i nie czuć. I ciśniemy już golfem, my z tyłu, on z przodu jara faję. I wkurwia mnie, pierwszy raz mnie wkurwia że ktoś jara faję przy mnie i przy Oli bo Ola tego nie lubi przecież to i ja nie lubię.

- Trenerku – wcięta szeptała mi do ucha – trenerku uwielbiam cię.

Patrzę ja na nią, a ona ma zamknięte powieki i wygląda jeszcze słodziej niż słodko. I przysuwam swe usta do jej ust i szepczę :

- Ja też Cię lubię.

I wtedy jej stary gapi się w lusterko jak pieprzony Teksas Rendżers i już wiem że buzi to nie będzie na bank.

Odwiózł mnie pod blok, wysadził, dał na drogę kilka życzeń i mówi że wpadłem jej w oko i mam tego nie zjebać. I że fajnie gramy i on na każdym meczu jest i że do tego czasami i Ola przychodzi, ale siedzą wtedy tak, żebym ich nie widział bo nie chcą mnie zawstydzać i rozpraszać.

Wracam więc do domu, wchodzę na klatkę a tam narzygane, tak świątecznie, noworocznie.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...