Skocz do zawartości

Pozdrowienia z Teneryfy.


fatal77

Rekomendowane odpowiedzi

- No dostałam, synciu, kartkę, dostałam. To co - wakacje sobie zrobiłeś? - głos rodzicielki zawsze działał na mnie kojąco.

- Nie, mamo. Dostałem pracę... - odpowiedziałem.

- Tam? - zdziwiła się mama.

- Tam. To znaczy tu.

- A trzeba było siedzieć w Tordesillas... źle ci tu było? Ojciec miałby komu firmę zostawić.

- Mamo... macie dwóch synów.

- Jorge siedzi w Valladoid i ani myśli się stamtąd ruszać. Co ty tam będziesz, synku, robił? Tyłki turystom podcierał? - spytała z przekąsem mamusia.

- Nie. Będę trenował piłkarzy.

- Czyś ty już całkiem zgłupiał? Nic, tylko tak piłka i piłka. Ojciec chciał, żebyś zarządzanie skończył, a ty, co zrobiłeś? Jakieś kursy trenerskie! Mało się wycierpiałeś przez ten sport? - matka przywołała przykre i bolesne wspomnienia, kiedy to jako junior Realu Valladoid doznałem skomplikowanego złamania nogi podczas meczu z chłopcami z Majorki. Kontuzja ta przekreśliła moją karierę piłkarską. W wieku 16 lat musiałem ją zakończyć.

 

***************************

 

Kim jestem? Dawid Sergio Sanchez Pamarot. Lat 37. Syn Polki i Hiszpana. Na świat przyszedłem w Valladoid. Mama dużo opowiadała mi o Polsce, toteż zacząłem odwiedzać jej rodzinne strony - Góry Świętokrzyskie. Gdy miałem dziesięć lat wyprowadziliśmy się do Tordesillas - małej mieściny nieopodal Valladoid. Ojciec miał tu firmę. Produkował nabiał. Ja nie chciałem opuszczać Valladoid, gdyż zacząłem uczęszczać na treningi w Realu, do którego zapałałem miłością. Na szczęście udało mi się pogodzić szkołę i uciążliwe dojeżdżanie do klubu. Trwało to 6 lat. Do czasu wspomnianej kontuzji, która przekreśliła moje szanse na grę w wielkiej Barcelonie. Na jakiś czas zapomniałem o futbolu, przyuczałem się do roli "Króla Jogurtów" północnej Hiszpanii. Futbol jednak tkwił we mnie głęboko. Dał o sobie znać, gdy przyszło mi wybierać kierunek studiów. Poszedłem na trenerkę, nieomal przyprawiając ojca o zawał serca. Po studiach zacząłem zdobywanie kwalifikacji trenerskich. Dostałem też pracę jako trener młodzieży w Atletico Tordesillas. Odniosłem kilka sukcesów na arenie regionalnej, co nie umknęło uwadze włodarzom mojego ukochanego Realu Valladoid. Dostałem posadę trenera drużyny U-14. To było jak spełnienie marzeń. Nawet ojciec był ze mnie dumny... Przyszedł jednak koniec kontraktu. Kontraktu, który nie został przedłużony... Tak oto latem 2008 roku zostałem bezrobotny.

 

 

***************************

 

W annałach sezonu 2008/2009 próżno szukać mojego nazwiska. Siedziałem w domu, zastanawiając się, czy trenerka ma sens. Zarejestrowałem się jako bezrobotny trener w związku. Kazali czekać.

 

***************************

 

Czekałem.

 

***************************

 

I co? Doczekałem się! Zadzwonił prezes, przedstawił ofertę, a ja na nią przystałem. Potem spakowałem walizkę i wyruszyłem w podróż. Z Tordesillas pojechałem autobusem do Salamanki. Tam wsiadłem w pociąg, który zawiózł mnie do Sewilli. Tam czekał już kolejny, dzięki któremu dostałem się do Kadyksu. Wieczorem wsiadłem na prom. Nie mogłem zasnąć w kajucie, gdyż sztorm ciskał mną z jednego jej kąta w drugi. Rano jednak wysiadłem szczęśliwy w Santa Cruz de Tenerife. Kolejny autobus, który zawiózł mnie na miejsce.

 

FM2010 - 10.3.0

zasady - własne

Odnośnik do komentarza

San Isidro przywitało mnie upałem. Skwar uderzył we mnie w chwili, w której wysiadłem z klimatyzowanego autobusu. Wyjąłem z plecaka kartkę z zapisanym adresem. Taksówkarz wiedział, gdzie to jest. Jazda trwała jakieś 7 minut. Gdy mój kierowca dowiedział się, kim jestem, zapowiedział, że el treneiro nie płaci. Podziękowałem za miły gest. Następnie wypakowałem walizkę i poszedłem wzdłuż białych apartamentowców, pośród których przyjdzie mi zamieszkać. Będę mieszkał przy Calle del Valo. Niewielkie mieszkanko – sypialnia, kuchnia, salon, łazienka. Niewiele mi trzeba. Kupiłem je tydzień temu. Pieniądze ojca na coś się przydały. W klubie miałem zjawić się nazajutrz, więc ten dzień poświęcę na zwiedzanie San Isidro. Okazało się, iż to nawet nie jest miasteczko. San Isidro to coś jak dzielnica sporego miasta-gminy, Granadilla de Abona. Z miasta rozpościerają się piękne widoki na Pico del Teide – szczyt wulkaniczny, który zdecydowanie dominuje nad Teneryfą. To najwyższy szczyt Hiszpanii (3718 m. n.p.m.). Z drugiej strony San Isidro było lotnisko. Do domu wróciłem wieczorem. Wymęczony podróżą, klapnąłem w ubraniach na łóżko.

Ze snu wyrwała mnie… Ewa Bem. Kiedyś jej piosenkę, Wstawaj, szkoda dnia, ustawiłem w telefonie jako sygnał budzika… szybki prysznic, owocowe śniadanie i byłem gotów na piłkarską przygodę życia. Stadion leżał niedaleko. Z Calle del Valo musiałem skręcić w prawo, w Calle Jose Ventura, następnie iść prosto, aż do Calles Deportes, przy której leżał stadion. Mały budynek, wzdłuż niego schody i wejście na La Palmera – obiekt mogący pomieścić 2,700 kibiców. Znalazłem budynek z biurami, a tam gabinet prezesa. Zapukałem…

 

*****************

 

- Proszę - głos dobiegający zza drtzwi zapraszał do środka. Z zaproszenia skwapliwie skorzystałem. Niewielki gabinecik, przestronne biurko, stary jak świat komputer, ściana z trofeami i zdjęciami z różnych epok, okno, na parapecie kilka kwiatków, fotel, a w nim prezes ze szczerym uśmiechem na twarzy.

- Wchodzić, wchodzić, nie czekać. Siadać. – prezes próbował żartować, by mnie trochę odstresować.

- Witam, pana prezesa. – zacząłem – Przyjechałem zgodnie z umową.

- Świetnie, świetnie. Jak minęła podróż?

- Męcząca. Trochę rzucało na oceanie.

- Trzeba było samolotem, chłopcze.

- Teraz będę wiedział, czym.

- Jestem Alfonso Delgado. Prezesuję CD San Isidro od dwunastu lat – pochwalił się prezes. – Powiedz, wiesz ty coś o naszym klubie?

- Cóż… internet to zasobna w wiedzę rzecz, ale jakoś niewiele znalazłem informacji o klubie. – odpowiedziałem.

- Rozejrzyj się zatem, chłopcze, na tych ścianach wisi cała historia.

Wstałem z krzesła i przeszedłem się po gabinecie. Na ścianach zdjęcia – jedne stare, inne nowe. Jedna twarz wydawała się bardzo znajoma. Młody chłopak w czerwono-żółtej koszulce. Kogo on mi przypomina?

- Aa – Pedro… nasz wychowanek – orzekł z dumą w głosie szef.

- Zaraz… ten Pedro? Ten z Barcelony?

- Ten sam. Chłopak z Teneryfy. Szalał u nas w juniorach, zanim zgarnęli go skauci z Camp Nou. W seniorach nie zdążył zadebiutować, ale obiecał, że kiedyś zagra. Poczciwa chłopaczyna. Od czasu do czasu zaprasza reprezentację klubu na mecz do Barcelony. Żeby więcej takich było…

- Tak… - sapnąłem – trzeba będzie takich poszukać.

- Dobra, opowiem ci trochę o drużynie – prezes rozsiadł się w fotelu – Nasz klub powstał w 1970 roku, więc dobrze by było awansować na 40. rocznicę. W zasadzie od początku istnienia tułamy się pomiędzy Terciera Division a Preferente, choć mamy chlubne wyjątki w postaci dwóch sezonów w Segunda Division B. To lata 2005/2006 i 2007/2008. Chcemy wrócić do tej ligi, ale to ciężkie zadanie będzie. Odszedł główny sponsor klubu, drużynę trzeba było sprzedać. Przyszedł spadek, potem kolejny. I oto jesteśmy znowu w Preferente. Trenerze… pańskie zadanie to wprowadzenie San Isidro do Tercera Division.

Alfonso sięgnął do szuflady w biurku i wyjął kilka kartek papieru.

- Mam tu kontrakt. Kwota jest taka, jak uzgadnialiśmy przez telefon. 350 euro tygodniowo. To niedużo, ale na więcej mnie nie stać. To jak będzie?

W drugiej dłoni prezesa pojawiło się pióro. Wziąłem je i złożyłem trzy podpisy na każdej z kopii kontraktu. W tym czasie mój nowy pracodawca pstryknął mi zdjęcie starym Nikonem.

- To na stronę internetową. Mój syn prowadzi.

Tak oto 16 czerwca 2009 roku zostałem trenerem zespołu CD Raqui San Isidro.

- Choć, chłopcze. – zapowiedział szef – Oprowadzę cię po klubie, a potem pójdziemy coś zjeść.

Tego dnia w klubie był tylko Alfonso i Jorge – człowiek od wszystkiego. Strzygł murawę, wymieniał żarówki, prał koszulki, włączał bojler, żeby zawodnicy mieli ciepłą wodę. I nie brał za to ani eurocenta. Ten stadion to całe jego życie. Był w klubie, od kiedy go założono.

Brak sponsora źle wpłynął na stan posiadania klubu. Sprzedano w zasadzie wszystko, co miało jakąś wartość. Dobrze chociaż, że murawa była w świetnym stanie. Mimo biedy, stadionik prezentował się schludnie. Ładnie odmalowany z rzędami banerów reklamowych pomniejszych sponsorów. Do tego trzy małe trybunki, na których mieści się 2,700 widzów. Do tego klub był właścicielem boiska treningowego po drugiej stronie ulicy. Boisko miało tartanową nawierzchnię (bardzo jednak już zrytą), było twarde i niewymiarowe (40x25 m.), więc powziąłem decyzję, że rzadko będziemy na nim trenować. Klubowy magazynek świecił pustkami. Komplet meczowych siatek i chorągiewek, 30 piłek (w tym 5 meczowych), dwa zestawy kolejarek, stara kosiarka, wózek do robienia linii na boisku i malutkie brameczki (1,5x0,5 m.). To wszystko w kwestii sprzętu. Podobnie było w budynku klubowym. Dwa komputery (prezesa i księgowej), trzy aparaty telefoniczne (bez faxu!), cztery szatnie z szafkami (z popsutymi zamkami), pomieszczenie z tablicą i kredą i pusty pokój, w którym kiedyś była doskonała ponoć siłownia. To wszystko, czym prezes się pochwalił. Po tym spacerze wybrałem się z pracowadcą na obiad. Zabrał mnie do centrum Granadilla de Abona, do miejsca, które słynęło z owoców morza. Tam porozmawialiśmy o pieniądzach.

- Nie mamy w tej chwili poważnego sponsora. Z firmy, którą reklamujemy na koszulkach i kilku innych zakładów wyciągamy w tej chwili 7 tysięcy euro na sezon. Ogólnie stan naszego konta to 68 tys. Niby niedużo, ale chociaż jesteśmy na plusie. Niestety nie dostanie pan pieniędzy na transfery, trenerze. Z kolei budżet na wynagrodzenia dla zawodników i sztabu ustawiliśmy w tym sezonie na 1300 euro. Dodam, że obecna kadra pobiera z klubowej kasy dokładnie 1436 euro. Proszę zatem o pozbycie się kilku zawodników, lub negocjaję kontraktów.

Poruszyliśmy tez kwestię terminarzy.

- Sezon zaczynamy 30 sierpnia, więc mamy sporo czasu. Pański poprzednik zakontraktował już kilka sparingów. Pierwszy z nich zagrany 31 lipca, z Teneryfą – naszym klubem patronackim. Potem będziemy mierzyć się z Teniscą, Castillo, Villa Santa Brygida, AD Laguna, Mensajero i rezerwy Tenerife. W sumie siedem spotkań. Wystarczy?

- Myślałem o tym, żeby przed sezonem zagrać przynajmniej dziesięć meczy kontrolnych.

- Dobrze, nie widzę problemu. Może uda nam się zagadać jakichś sponsorów i wydusić parę groszy. Kiedy chce pan zacząć treningi?

- Najlepiej od początku lipca. Treningi będą przez pięć dni w tygodniu, przy czym każdy zawodnik będzie miał obowiązek być przynajmniej na trzech.

- Nie ma obaw, trenerze. Nasi zawodnicy są bardzo sumienni. Nigdy nie mieliśmy kłopotów z frekwencją.

- Cieszy mnie to niezmiernie.

W sumie spędziliśmy na pogaduchach kilka godzin. Zobligowałem trenera do założenia internetu w klubie i faxu. Obiecał, że odpowiednie urządzenie pojawi się za kilka dni. Do domu wróciłem późnym wieczorem. Przede mną były dwa tygodnie na organizację wszelkich spraw i szczegółowe zaplanowanie treningów. Siedziałem więc w domu, albo chodziłem po okolicach, szukająć dobrych miejsc do zajęć terenowych. Potem pojechałem do Tordesillas, by zobaczyć się z rodziną.

Odnośnik do komentarza

W klubie zjawiłem się na trzy dni przed pierwszym treningiem. Miał tam czekać na mnie cały sztab szkoleniowy. Tak też było. Tuż po wejściu na stadion zauważyłem kilka sylwetek siedzących na ławce przeznaczonej dla zespołu gospodarzy. Pierwszy zauważył mnie prezes.

- Noo, witamy, witamy, trenerze. Dobrze, że pan jest. Chłopcy, to wasz nowy przełożony. Traktujcie go dobrze – tymi słowy prezes przedstawił mnie sztabowi szkoleniowemu. Nie pozostało mi nic innego, jak przywitać się z jegomościami, z którymi mam współpracować. Pokrótce wyjawiłem im swoje plany na nadchodzące miesiące, sprecyzowałem swoje metody pracy i wymagania. Panowie to zaakceptowali szybko, więc kolejne kilka godzin spędziliśmy na pogaduchach o futbolu. Oto moi współpracownicy:

- Miguel Sancho (34 lata, Hiszpan) – to mój asystent. Sympatyczny człowiek, prawdziwy miłośnik futbolu. Ma jakąś tam wiedzę o taktyce i treningu technicznym.

- Ricardo Puente (31 lat, Hiszpan) – trener. To były zawodnik, który z powodów kłopotów zdrowotnych musiał zakończyć karierę. Świetnie pracuje mu się z młodzieżą, a jego najmocniejszą stroną jest trening aspektów ofensywnych.

- Manuel Sobrevia (29 lat, Hiszpan) – fizjoterapeuta. Określa się tym mianem z powodu ukończonego kursu masażu dla sportowców, choć jest nieźle prosperującym… dentystą. Przynajmniej o zęby moi zawodnicy nie będą musieli się martwić. Szkoda, że o nogi – bardzo.

- Raul Seco (35 lat, Hiszpan) – kolejny były zawodnik. To on, widząc w akcji Pedro, powiedział kiedyś „ten chłopak ma potencjał nawet na Barcelonę”. Kiedy te słowa się sprawdziły wiadomo było, kim zostanie po zakończeniu kariery.

Tak przedstawiał się pion medyczno-szkoleniowy klubu CD Raqui San Isidro. Zauważalny był brak osoby, która potrafiłaby pracować z bramkarzami. Na szczęście prezes dał mi wolną rękę i obiecał, że zgodzi się na zatrudnienie specjalisty od łapaczy. Ostatnie dwa dni przed pierwszym treningiem spędziłem z asystentem i trenerem, dogadując program przygotowań do zbliżającego się sezonu.

 

W końcu nadszedł dzień pierwszego treningu. Letnie, ciepłe popołudnie. Gdy stanąłem przed siedzibą klubu wiedziałem, że zawodnicy już są. Na parkingu kilka aut, przy płocie kilka rowerów.

- Są wszyscy, panie trenerze – rzekł uradowany prezes, gdy tylko zobaczył mnie przed szatnią. – Nie czekajmy.

Wszedłem do pomieszczenia, w którym siedzieli zawodnicy. Przedstawiłem się, powiedziałem kilka słów o sobie i nakreśliłem podstawy współpracy. Zawodnicy zaakceptowali moje wymagania, toteż zaprosiłem wszystkich na murawę. Trening nie trwał długo; delikatna rozgrzewka, trochę rozciągania, parę ćwiczeń z piłkami i mała gierka na dwa kontakty. Zaplanowałem, że pierwsze trzy dni będą takie. Muszę się przyjrzeć swoim „orłom”.

Owego trzeciego dnia zagraliśmy wewnętrzny sparing, po którym wiedziałem już mniej więcej, kto co potrafi. I tak:

 

BRAMKARZE:

 

- Fran Otero (GK, 22 lata, Hiszpan) – solidny, młody chłopak. Wychowanek Tenerife. Nieźle gra w powietrzu i na przedpolu. Dobrze też ustawia kolegów z obrony. Niestety ma kłopoty z refleksem i lekką nadwagą (90 kg przy 185 cm wzrostu). Z pewnością powalczy jednak o bluzę z numerem jeden. To jego drugi sezon w San Isidro.

- Miguel Angel Garcia Alvarez (GK, 25 lat, Hiszpan) – wychowanek. Z pewnością stać go na nawiązanie walki z Otero. Równie dobrze prezentuje się w grze w powietrzu, ale jest sporo gorszy na przedpolu. Nadrabia jednak sprawnością.

- Jose Luis Roig (GK, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Bardzo młody zawodnik, ale zrobił na mnie spore wrażenie. Świetnie czuje się na linii, do tego potrafi z wyczuciem wyjść do piłki, do tego niezły refleks. Na pewno dostanie szansę.

- Jose Carlos (GK, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. To raczej murowany numer cztery w klubowej hierarchii golkiperów.

 

O obsadę bramki mogłem być spokojny. Dwóch równie dobrych bramkarzy, do tego trzeci uzdolniony młodzian. Priorytetem będzie ściągnięcie im trenera, który się nimi zaopiekuje i zadba o prawidłowy rozwój zwłaszcza Jose Luisa Roiga.

 

PRAWI OBROŃCY:

 

- Julio Garcia Garcia (D R, 24 lata, Hiszpan) – wychowanek. W sumie przyzwoity zawodnik. Dobre przyspieszenie, przyzwoity odbiór, do tego pracowity i grający dla drużyny. Powalczy o miejsce w pierwszej jedenastce.

- Enrique Flores (D R, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Wcale nie gorszy od Garcii. Bardzo sprawny i waleczny, nieźle gra głową i potrafi celnie strzelić z jedenastu metrów.

 

LEWI OBROŃCY:

 

- Javier Sanchez Moya (D/WB L, 22 lata, Hiszpan) – wychowanek. Najniższy w zespole (160 cm) i bardzo słaby, wprawdzie szybko biega, ale niewiele z tego pożytku, bo ma kłopoty z przyjęciem piłki. Na szczęście jeśli już mu to się uda, to nawet potrafi wrzucić w pole karne. Kandydat do odejścia.

- Victor Medina (D L/R, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Obunożny zawodnik i to… jedyna jego zaleta. Młody jest jednak i zobaczymy, co z niego będzie. Nie robię sobie jednak zbyt dużych nadziei.

 

ŚRODKOWI OBROŃCY:

 

- Antonio Jesus Sanchez Montero (D R/C, 26 lat, Hiszpan) – wychowanek. Prawdziwy wieżowiec (193 cm). Antonio gra i na środku, i na prawej stronie obrony. Z racji wzrostu dobrze gra głową, imponuje też doprawdy świetną sprawnością i szybkością. Z pewnością poważny kandydat do pierwszej jedenastki.

- Mikel Martinez Ripodas (D R/L/C, 22 lata, Hiszpan) – wychowanek. W zasadzie ten zawodnik jest kopią Antonio Montera. Równie wysoki, nie jest tak szybki, ale może grać zzrówno w środku jak i na obu bokach.

- Ivan Gabriel Sanfiel (D C, 32 lata, Hiszpan) – wychowanek. Od wielu lat ostoja defensywy w klubie. Od niego moi poprzednicy zaczynali ustalanie składu. Doświadczony, potrafiący zniechęcić przeciwnika do działań ofensywnych, raczej pewne miejsce w składzie.

- Jeremias (D C, 30 lat, Wenezuelczyk) – kiedyś grał w drugim zespole Tenerife. W San Isidro trzeci sezon. Jedyny obcokrajowiec w zespole. Ma najwyższy kontrakt w zespole (325 euro miesięcznie). Moim zdaniem na niego nie zasługuje, gdyż nie przekonał mnie do siebie. Albo zgodzi się na obniżkę, albo poszuka innego pracodawcy.

- Enrique Pedraza (D R/C, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Młodzian rokuje pewne nadzieje, ale będzie grał raczej tylko w U-19.

- Rafael (D L/C, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Jemu z kolei dam szansę na zaistnienie w kadrze seniorów. Dobrze gra głową, potrafi też rozegrać. Z pewnością materiał na solidnego ligowca.

- Oscar (D C, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Kto wie, czy nie wywalczy miejsca w podstawowym składzie. Najlepiej kryjący obrońca w zespole.

- Jesus Parra (D C, 16 lat, Hiszpan) – wychowanek. Zawodnik zespołu U-19. Raczej w nim pozostanie.

 

Obrona stanowi mocny punkt mojej drużyny, może poza lewą jej stroną, gdzie przydałby się nowy zawodnik. Wszyscy piłkarze są w klubie od przynajmniej kilku lat, toteż jest to zgrany kolektyw. Zatem poza lewym obrońcą, nie planuję innych roszad. No, chyba że znajdę kogoś, kto jest zdecydowanie lepszy od moich zawodników.

 

PRAWI POMOCNICY:

 

- Miguel (M R, 23 lata, Hiszpan) – wychowanek. Mój poprzednik wystawił tego zawodnika na listę transferową i było to dobre posunięcie. Słabiutki skrzydłowy.

- Jose Bilbao (27 lat, M R/L, Hiszpan) – wychowanek. Sytuacja podobna, równie kiepski zawodnik.

- Juan Jose (16 lat, M R/L, Hiszpan) – wychowanek. Młody, średnio perspektywiczny zawodnik.

- Ricardo (M R, 16 lata, Hiszpan) – wychowanek. Najlepszy wśród prawych pomocników, co nie znaczy, że wystarczająco dobry na pierwszy skład).

- Pablo Loro (16 lat, AM R/L/C, Hiszpan) – wychowanek. Zdolny młodzian, może grać w każdym miejscu środkowej formacji. Dobrze gra z pierwszej piłki, celnie wrzuca i w dodatku potrafi dryblować.

- Raul (15 lat, AM R, ST, Hiszpan) – wychowanek. Najmłodszy w zespole, ma czas, choć jego potencjał nie zwala z nóg. Nowym Pedro raczej nie będzie.

 

LEWI POMOCNICY:

 

- Juan Jose (28 lat, M L, Hiszpan) – wychowanek. Słaby to zawodnik. Kompromitujące wręcz wrzutki, w dodatku ma problemy z okiwaniem… pachołka.

- Ayoze (16 lat, M L, Hiszpan) – wychowanek. Zdolny to chłopak. Wysoki jak na skrzydłowego (188 cm), ale nie potrafi tego wykorzystać, bo głową zwyczajnie grać nie potrafi.

 

ŚRODKOWI POMOCNICY:

 

- Carlos Aranda (15 lat, M R/L/C, Hiszpan) – wychowanek. Kolejny piętnastolatek. Zapowiada się solidnie.

- Jordi (16 lat, M C, Hiszpan) – wychowanek. Poczekamy, zobaczymy.

- Benjamin (16 lat, M R/C, Hiszpan) – wychowanek. Jak wyżej.

- Carlos Ribes (28 lat, M C, Hiszpan) – trzeci sezon w klubie. Dobry zawodnik. Z pewnością będzie dużo grał. Potrafi celnie podać i ma smykałkę do szybkiej gry na małej przestrzeni.

- Ricardo (25 lat, M C, Hiszpan) – wychowanek. Nie jest to wspaniały gracz, ale z pewnością się przyda.

- Jose Carlos (15 lat, M C, Hiszpan) – wychowanek. Młodzian będzie czekał na swoją szansę.

- Manuel Ruiz (23 lata, AM C, Hiszpan) – wychowanek. Przyzwoita technika, nieźle gra z pierwszej piłki, na Preferente wystarczy.

 

Długo myślałem nad swoimi pomocnikami. Z pewnością kłopotem jest brak jakości na skrzydłach, więc chyba się ich pozbędę i postaram się grać czwórką pomocników w środku. Do tego będzie potrzebny mi defensywny pomocnik. Ktoś, na kim będzie można oprzeć pomoc.

 

NAPASTNICY:

 

- Jose Antonio Dominguez (32 lata, ST, Hiszpan) – trzeci sezon w klubie. Wychowanek Tenerife. Gwiazda zespołu. Będzie grał, choć mnie nie do końca przekonał. Na tą ligę wystarczy, ale to chyba wszystko.

- David Huerta (23 lata, ST, Hiszpan) – wychowanek. Wysoki (192 cm) i bardzo sprawny zawodnik. Szkoda, że nie potrafi z tego skorzystać.

- Jose Maria Moreno (26 lat, ST, Hiszpan) – wychowanek. Szkoda gadać. Do odstrzału.

- Jose Manuel (16 lat, ST, Hiszpan)- wychowanek. Chyba najlepszy z napastników w klubie. Na dzień dzisiejszy zdecydowanie pierwszy skład.

- Jacobo Hernando (16 lat, ST Hiszpan) – wychowanek. Ma jeszcze czas.

 

Przydałby się nowy napastnik. Ci których mam w klubie nie spełniają moich oczekiwań.

 

Po przyjrzeniu się wszystkim zawodnikom doszedłem do pewnych wniosków i zaplanowałem działania. Potrzebuję trzech zawodników: lewego obrońcy, środkowego (defensywnego) pomocnika i napadziora. Rozstaniemy się też ze skrzydłowymi (seniorami), Jose Maria Moreną i Jeremiasem. Skontaktowałem się ze znajomym menedżerem. Zatrudnię tylko zawodników bez przynależności klubowej. Takich, których będę mógł przetestować i takich, którzy zechcą grać na Teneryfie.

Po kilku godzinach miałem już kilku kandydatów. Zaprosiłem czterech zawodników na testy. Ofertę dostał też trener bramkarzy.

Odnośnik do komentarza

Wkroczyliśmy w zasadniczą fazę przygotowań, zawodnicy dostają w kość. Tymczasem prezes zamontował w klubie internet i faks. Kupił też dwa nowiuśkie komputery. Kolejne dni to powitania i pożegnania. Rozstaliśmy się z Miguelem, Juanem Jose i Jose Bilbao. Za to do sztabu szkoleniowego dołączył Jose Carlos Asin (37 lat, Hiszpan), który w swoim CV miał m.in. Andora F.C., Livingston, czy Huescę. Jest zdolnym trenerem bramkarzy. Na testy przyjechali zaś: Borja Lopez (23 lata, ST, Hiszpan), Chus Duarte (29 lat, O/WB L, Hiszpan) – wychowanek Realu Sociedad, Nacho Velasco (26, DM, Hiszpan) oraz Finidi (18 lat, ST, Hiszpan). Ten ostatni to nabytek miejscowy. Chłopak z rodzicami przeniósł się na Teneryfę i szuka klubu. Wcześniej reprezentował barwy Granady. Pozostała trójka została ulokowana w hotelu w Granadila de Abona.

 

Fakt posiadania faksu w klubie zaowocował kilkoma propozycjami sparingów. Jeden z naszych sponsorów postanowił nam zafundować wycieczkę po Hiszpanii, gdzie zagramy mecze z Navaleno, Hullerą, Acero i Urquizą. Dodatkowo do kasy wpłynie jakieś 15 tys. euro.

Udało nam się sprzedać (tzn. oddać za darmo) Jose Marię Moreno.

 

Przygotowania do sezonu w pełni. Piłkarze wylewają siódme poty na treningach, jednak nikt nie narzeka, wszyscy sumiennie podchodzą do ćwiczeń. Testowani zawodnicy okazali się znacznie lepsi od tych, których posiadałem, toteż zasiedliśmy z całą czwórką do pertraktacji kontraktowych. Najszybciej umowę podpisał Finidi, który nie miał zbyt wygórowanych żądań, zgodził się na juniorskie pobory. Zupełnie inaczej przebiegały negocjacje z pozostałą trójką. Wszyscy chcieli spore pensje i miejsca pracy. Do porozumienia doszliśmy dopiero po kilku sesjach. Wszyscy dostali po ok. 130€ tygodniówki (najwyższa dotychczasowa pensja to 85€) i posady w firmie jednego z głównych sponsorów (wprawdzie sponsor ten nie łoży pieniędzy na klub, ale chętnie zatrudnia naszych zawodników, dając im wolne na czas treningów - pod warunkiem, że zawodnik na te uczęszcza). Taki cios w budżet powoduje, że jesteśmy o ok. 120€ w plecy w stosunku do tygofniowego budżetu przeznaczonego na całą drużynę. To oznacza, że bez dalszych rozstań się nie obędzie. Na szczęście przyszło kilka ofert. Zobaczymy.

 

Przyszła pora na wielkie tournee po Hiszpanii. Na szczęście będę miał do dyspozycji wszystkich zawodników. Chłopcy pobrali urlopy w pracy, by tylko móc jechać i reprezentować klub na hiszpańskim „mainlandzie”. Zebraliśmy się pod klubem o 17. Na parkingu czekał autobus, który stanie się naszym „centrum dowodzenia”. Na jego widok grajkowie aż zapiali z zachwytu. Dumy nie krył też prezes, który to „wynegocjował” to cacko od sponsora, który funduje nam całe tournee. Niebawem wyruszyliśmy do Santa Cruz, gdzie czekał już prom do Kadyksu. Na szczęście noc była spokojna i nikt nie miał choroby morskiej. Aczkolwiek około północy musiałem kilku zawodników przegonić z baru na pokładzie. Po przybiciu do portu w Kadyksie wyruszyliśmy w dalszą drogę, w stronę… Valladoid. Wieczorem byliśmy na miejscu, czyli w małej wiosce, Navaleno. Nazajutrz obejrzę tu pierwszy mecz w wykonaniu moich podopiecznych. Z racji tego, że dom całkiem niedaleko, mecz obejrzy cała moja rodzina.

 

Rano zarządziłem rozruch, potem zabrałem graczy na mały spacer i lekki posiłek. Po dwugodzinnej sjeście odbyliśmy odprawę i piłkarze ruszyli się rozgrzewać. Tak oto stanąłem przed swoim pierwszym meczem jak trener seniorskiej drużyny.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...