Skocz do zawartości

Małe jest piękne


Flame

Rekomendowane odpowiedzi

Godzina 4:30. Wąskim, długim i oczywiście ciemnym korytarzem nieśmiało podąża wzrostem zbliżony do ogrodowego skrzata mężczyzna. Na końcu budowlanego tunelu uchylają się drzwi, natychmiast tętno skacze kroczącemu osobnikowi. Nie daje się jednak zniechęcić, wie że kiedy się zatrzyma, nie zrobi już kroku w inną stronę niż w odwrotną do kierunku drzwi. W końcu jego dłoń metalowej klamki, zimno przeszywa go aż do paznokci palców stóp. Szybkie szarpnięcie i strasznie silne światło zamroczyło mizernego mężczyznę, a po chwili masywna, włochata ręka wciągnęła go w głąb promiennej strefy, zamykając zarazem, prowadzące do niej drzwi.

 

***

 

Rok temu w eliminacjach do Ligi Europejskiej spotkaliśmy się z estońską JK Narwą Trans. Będąc pełnymi uznania dla ich bezstronnych poglądów religijnych, po fatalnym spotkaniu przegraliśmy na wyjeździe 1:2. Co prawda w rewanżu odbiliśmy sobie porażkę, ładując ateistom cztery bramki, jednak niesmak po bardzo słabej postawie z daleką nam klasą drużyną pozostał. Dziś, przed spotkaniem z gruzińskim Dynamem Tibilisi mobilizacja powinna być więc ogromna.

 

Warto też zwrócić uwagę na fakt, że FC Vaduz w tym sezonie rozegrało jedynie cztery sparingi. Piłkarze z urlopów wracają 16. czerwca. Ich średnia kondycja oscyluje wtedy na poziomie 60-70%. Tym samym jakiekolwiek mecze z ich udziałem pozbawione są właściwego sparingowego sensu, mają jednak duży udział w doprowadzeniu do normalnej sprawności fizycznej.

 

Szwajcarska federacja piłkarska ani myśli jednak przełożyć ustalony na 17. lipca pierwszy mecz sezonu. Miesiąc przygotowań zwieńczy więc właśnie wspomniane spotkanie eliminacji Ligi Europejskiej, stąd też i mobilizacja, jako na sparing wydawała się nieco słabnąć. W dodatku stereotyp o nie lubianych przez FC Vaduz meczach wyjazdowych i spotkaniach ze słabszymi rywalami w meczu, który ma w sobie obydwie te cechy powracał do mojej głowy z niezwykle upierdliwą siłą.

Spotkanie jednak rozpoczęliśmy dosyć pomyślnie, już w 6. minucie w sytuacji sam na sam znalazł się Joetex Frimpong i choć trafił prosto w bramkarza rywali, nie zraziło mnie to do Ghańczyka. „To dopiero początek sezonu, musi się dogrzać” – myślałem.

 

Chwilę potem frontalny atak przepuścił zespół Dynama, co wiązało się nieodłącznie z zabójczą kontrą. Jej bohaterem był ponownie Frimpong, lecz raz jeszcze stojąc przed bramką i mniejszym czterokrotnie od niej bramkarzem, wybrał jego i władował strzał prosto w jego twarz. Valeri Tavberidze po chwili bez problemu wstał z boiska, potrząsnął głową, a ja nadal wierzyłem w pomyślność kolejnej akcji Vaduz.

 

Takiej jednak nie było, od tego momentu dominowali tylko gospodarze. Na nic zdały się krzyki zza ekranu monitora, na nic bicie nogą w stalową konstrukcję jednostki centralnej. W 18. minucie Sherkiladze pokonał Petera Jehle świetnym uderzeniem z rzutu wolnego, a po zmianie stron, w 55. minucie z rzutu karnego wynik podwoił Kavelashvili. Wracamy do Liechtensteinu z podkulonym ogonem, po wielkim blamażu z bardzo przeciętnymi, nawet w dzisiejszym meczu Gruzinami. A już za 2 dni mecz z Young Boys Berno.

 

Mecz:

 

 

14.7.2011 stadion im. Michała Meshiego, widzów: 1457
Eliminacje Liga Europa 1. mecz
Dinamo Tibilisi – FC Vaduz 2:0 (1:0)


1:0 Rati Sherkiladze    ‘18
2:0 Irakli Kavelashvili ‘55

MVP: Rati Sherkiladze 8.0 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Frimpong

   Burgmeier       Sayoud         Christen
                (N'Diaye '73)  (Denneboom '45)
            D. Diarra
                            M. Sara     

  Cerrone     Sadeh     Stendardo    G. Donati
(Berthe '73)
                   Jehle

 

Odnośnik do komentarza

Boję się tworzyć jakiejś superhiperzaawansowanej fabuły, bo wiem, że nie wszystko potrafię, a w dodatku obawiam się, że z braku pomysłów mógłbym zawiesić opka. Dlatego fabułą bym tego nie nazwał, ale jest to jakieś swego rodzaju urozmaicenie, które z czasem naturalnie powiąże się z prowadzoną karierą. ;)

Odnośnik do komentarza

Wrzaski, krzyki, szczęk metalu. Coraz większa grupa ludzi zbierała się na końcu rozciągłego korytarza, by choć chwilę posłuchać niezidentyfikowanych dźwięków. Co chwila było słychać czyjś szatański śmiech, pakowanie papieru do niszczarki, kolejne wrzaski. Nagle, uchyliły się drzwi, czyjaś ręka szukająca upragnionej ulgi wychyliła się przez nie nieznacznie. Ktoś z ciekawskich chciał ją złapać, pomóc zamkniętemu za drewnianymi wrotami biedakowi. Drzwi jednak zamknięto, miażdżąc mu resztki nieobgryzionych jeszcze ze strachu paznokci. A wrzaski nadal się nasilały.

 

*

 

Włoski zaciąg transferowy w FC Vaduz ani myśli zmierzać ku końcowi. Po Giulio Donatim oraz Marku Kyseli do klubu zawitał właśnie:

 

Nicola Sansone – ponoć kolejny włoski talent, którego nikt nie chce. 19 – letniego ofensywnego pomocnika przed sezonem pozbył się Inter Mediolan. U nas jednak znajdzie pomocną dłoń, ale ponieważ najgorzej w chwili obecnej wygląda pozycja lewo skrzydłowego, a Włoch przejawia zainteresowanie grą w tej strefie boiska, zrezygnujemy póki co ze szkolenia go na „klasyczną 10” i dołożymy konkurenta Franzowi Burgmeierowi. Eliminuje: Rui Almeidę Monteiro, który za 12 tys. £ powoli odchodzi do Winterthur.

 

Sansone nie będzie jednak uczestniczył w zbiorowej rehabilitacji zespołu po meczu z Dynamem Tibilisi. Naszym pierwszym ligowym rywalem była jadąca do Vaduz z dalekiego Berna drużyna Young Boys, wicemistrzowie Szwajcarii. Nie było więc lepszego przeciwnika na efektowne odkupienie win po blamażu w Gruzji.

 

Tym razem od pierwszej minuty zagrali Berthe oraz Denneboom i wyraźnie widać było, jak ich działania wpływają na grę zespołu. Tak jak Malijczyk stopniowo zmniejszał ego prawo skrzydłowego Young Boys, tak Holender robił wiatrak z lewego obrońcy naszych rywali. Działania te musiały oczywiście zaowocować w końcu bramką, w 18. minucie wspomniany Denneboom wrzucił piłkę na krótki słupek, a tam już czekał podrażniony swoją strzelecką indolencją sprzed trzech dni Joetex Frimpong i delikatnym strzałem głową dał prowadzenie gospodarzom.

 

Świetną okazję na szybką odpowiedź miał Svetoslav Todorov, jednak strzał króla strzelców Superleague poprzedniego sezonu odbił się od zewnętrznej strony słupka i powędrował daleko, daleko, w aut. Swoją szansę miał również David Degen, ale były piłkarz Borussi M’Gladbach zbyt efektownie chciał wykończyć akcję po dobrym zagraniu wspomnianego Bułgara i w sytuacji sam na sam zamiast uderzać, stracił jabulani.

 

Vaduz zaś spokojnie rozgrywało piłkę i cierpliwie czekało na swoją kolejną okazję. Nie uzyskał jej Sayoud, którego rajd w stronę bramki gości przerwał sędzia, odgwizdując spalonego. Daru od losu nie otrzymał ponownie Frimpong, jego strzał z 16 m zatrzymał się na plecach Burgmeiera. Denneboom również zwietrzył swoją szansę, powtarzając błąd Degena i zamiast strzelać, dryblując przed nosem bramkarza Young Boys. Skoro nie piłkarze formacji ofensywnej, to może obrońca da bezpieczne dwubramkowe prowadzenie? Kolejna wrzutka idealna dla Stendardo? Nie. Tym razem bohaterem okazał się Luca Denicola, który po dośrodkowani z rzutu wolnego Amira Sayouda głową wpakował piłkę do bramki Young Boys. Oby więcej takich futbolowych rehabilitacji w wykonaniu FC Vaduz.

 

Mecz:

 

 

21.7.2011 stadion Rheinpark Stadion, widzów: 5505
Superliga [1/36]

FC Vaduz – Young Boys Berno 2:0 (1:0)

1:0 Joetex Frmipong ‘18
2:0 Luca Denicola   ‘70

MVP: Luca Denicola 8.0

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Frimpong

   Burgmeier       Sayoud       Denneboom
 (Monteiro '68)               (Christen '68)
            D. Diarra
           (Xhaka '68)  M. Sara     

  Berthe    Denicola     Stendardo    Donati

               	Jehle

 

Odnośnik do komentarza

W końcu drzwi uchyliły się znaczniej niż na szerokość mało muskularnej ręki. Grupa, a właściwie już tłum ludzi oczekujących na rezultaty wydarzeń z tajemniczego pomieszczenia niemal wetknął swe nafaszerowane wścibskością głowy w głąb pokoju. Natychmiast wrota zamknięto, a ciekawska gromada zaczęła się obarczać winami za utratę gapiowskiego surowca. Kotłowało się więc już po obu stronach betonowej ściany. Nagle przebiła ją jednak pewna postać niewysokiego mężczyzny, tego samego, którego przybycie zainicjowało wydarzenia w zagadkowym pokoju. Po chwili przez tę samą część betonowego tworu wyleciał przypominający z twarzy Baska kolejny reprezentant płci brzydkiej. Przez drzwi w pełni kulturalnie wyszedł zaś w otoczeniu swojej ochrony również daleki wzrostem do pewnego chińskiego koszykarza „pan z wąsami”, którego pomarszczone palce układały się w charakterystyczny znak Victorii. Zaskoczony tłum natychmiast zaczął skandować polski odpowiednik wspomnianego słowa, a uradowany wąsaty mężczyzna mógł się rozkoszować przebywaniem na ramionach swojej eskorty.

 

***

 

Niestety znów jestem zmuszony zacząć post od wspomnienia o Włochach, gdyż prezes Inaki Badiola, wykorzystując swoje niewątpliwie szerokie koneksje w świecie futbolu podpisał właśnie pakt południowoeuropejski, który ma za zadanie chronić FC Vaduz przed radziecką inwazją zupełnym odcięciem od wypożyczeń w sezonie. Niestety nasz partner, AC Milan póki co nie wywiązuje się ze swoich obietnic i próbuje wcisnąć nam Michelangelo Albertazziego, sprzedając zarazem wyśnionego przeze mnie Simone Verdiego do Udinesse, lecz ilość piłkarzy we Włoskim klubie wskazuje na to, że w końcu znajdziemy jego model zastępczy. Gattuso, Nesta, Zambrotta, oni wszyscy kiszą się w mediolańskich rezerwach marząc o grze w Vaduz zupełnej zagładzie budżetu klubu z Liechtensteinu.

 

Okazję gry w FC Vaduz dostał za to ich rodak, Nicola Sansone, który w meczu rewanżowym z Dynamem Tibilisi zastąpi Amira Sayouda na pozycji ofensywnego pomocnika. Do składu wracają także Monteiro oraz Christen, z lewej strony obrony w miejsce Berthe pojawi się ponownie Pascal Cerrone.

 

Już początek meczu potwierdził, że wyjazdowy mecz z Gruzinami był zwykłym wypadkiem przy pracy. Choć na pierwszą bramkę czekaliśmy aż do 44 minuty, przewaga FC Vaduz była niepodważalna. Jedynie krótkie wypady organizowane przez Dynamo mogły zachwiać meczową równowagę, jednak świetnie radziła sobie z nimi liechtensteinska obrona.

 

Pierwszy gol, którego przypisuje się Joetexowi Frimpongowi, tylko rozsierdził odrabiających straty gospodarzy. Po przerwie, w 58. minucie Rui Monteiro rozładował swoją złość, zdobywając swoją pożegnalną bramkę dla FC Vaduz. Na nic jednak zdały się kolejne ataki, bowiem Dynamo w nadziei na serię rzutów karnych ustawiło mourinhowski autobus w polu karnym i nie pozwalało dotrzeć nam do boiskowej szesnastki.

 

Do rozstrzygnięcia wyniku była więc potrzebna dogrywka. Gruzini okazali się jednak zespołem gorzej przygotowanym kondycyjnie do sezonu niż my i w końcowych 30. minutach meczu poruszali się w tempie opieszałego anemika. Bramki były więc kwestią czasu, mur przestał bowiem szczelnie funkcjonować.

 

Już w 120 sekund po rozpoczęciu dogrywki prowadziliśmy w dwumeczu, po golu Luci Denicola. Kiedy nazwę swojej ulubionej pozycji seksualnej bramką odwrócił Giulio Donati, jasne stało się, że nikt nam nie odbierze już awansu do 3 rudny eliminacji Ligi Europejskiej. Straciliśmy jednak mnóstwo zdrowia i choć arbiter widział moją błagalną twarz sprzed monitora, musiał zarządzić drugie 15 minut dodatkowego czasu. Piłkarze, choć szczęśliwi z awansu, są w niewesołej kondycji przed meczem z FC St. Gallen, a na dodatek, w 3 dni po spotkaniu w ramach szwajcarskiej Superligi, czeka nas mecz z Realem Saragossą. Jednak 76 tys. £ do klubowej kasy przykrywa te kondycyjne negatywy.

 

Mecz:

 

 

21.72011 stadion Rheinpark Stadion, widzów: 1647
Eliminacje Liga Europa, druga runda rewanż

FC Vaduz [0] – Dinamo Tibilisi [2] 4:0 (1:0) 

1:0 Joetex Frimpong      ‘44
2:0 Rui Almeida Monteiro ‘58
3:0 Luca Denicola        ‘92
4:0 Giulio Donati        ‘96

MVP: Giulio Donati 8.8 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Frimpong

   Monteiro      Snadone        Christen
              (Sayoud '59) (Denneboom '77)
            N'Diaye
                            M. Sara     
                         (Sadeh '77)
  Cerrone     Denicola    Stendardo    G. Donati

               	Jehle

 

Odnośnik do komentarza

Dzięki zwycięstwu w dwumeczu nad Dynamem Tibilisi europejsko – ligowy przekładaniec rozciągnął się do niebotycznych rozmiarów. Najbliższy mecz Superligi, z Sankt Gallen od starcia z rywalem w ramach Ligi Europejskiej, Realem Saragossą dzielą 3. dni. Potem 48 godzin przerwy i pojedynek z FC Zurych, kolejne 3. dni i rewanż z Hiszpanami. Całą wyliczankę wieńczy wyjazdowy mecz z FC Luzern. 8 spotkań w 24 dni? Chyba czas się już do tego przyzwyczajać.

 

Powoli do ciekawych nabytków beniaminka Superligi muszą przywyknąć pozostali jej uczestnicy. FC Vaduz w ostatnich dniach zasilił bowiem:

 

Veroljub Salatic – chyba najbardziej niespodziewany transfer roku. 25 – letni pomocnik ze Szwajcarii, 4 – krotny reprezentant swojego kraju, od lipca pozostawał bez pracodawcy, po tym jak pozbyto się go z Grasshopers Zurych. O dziwo, mimo dużego zainteresowania jego usługami, żaden z klubów nie był na tyle odważny, by złożyć ofertę kontraktu Salaticowi. Z szeregu wybiło się więc FC Vaduz i Szwajcar stał się zdecydowanie najbardziej wartościowym piłkarzem zespołu. FC Basel zaś wciąż przeciera oczy ze zdumienia.

 

Pierwszą okazję do wykazania się swoimi okazałymi umiejętnościami, Veroljub Salatic miał już w 2 dni po swoim przybyciu do Vaduz. Ledwo rozpakował swoje rzeczy, a już, wraz z resztą zespołu musiał wsiadać do granatowo - czerwonego autokaru, z którego korzysta cały piłkarski Liechtenstein. Zachwycony możliwością wiezienia piłkarza wartego okrągły milion funtów kierowca z uśmiechem na twarzy podwiózł cały zespół do dalekiego Sankt Gallen, w którym czekali na nas podopieczni Urlicha Forte.

 

Początek meczu przywołał mi na myśl pierwszą walkę Tomka Adamka z Paulem Briggsem. Już w pierwszej rundzie Australijczyk zupełnie zaskoczył „górala” krótkim lewym sierpowym, posyłając go na deski. Podobny cios w podobnym momencie zadali gospodarze, w 35. sekundzie, wykorzystując niezdecydowane wyjście Petera Jehle, piłkę do bramki wpakował strzałem głową Abou Deraa.

 

Niestety, wydarzenie z pierwszej minuty ustaliło przebieg pozostałych czterdziestu czterech. Pozbawione szansy rywalizacji w europejskich pucharach, a zarazem zmęczenia nią wywołanego FC St. Gallen bez problemu zatrzymywało ataki gości, równie łatwo wyprowadzając własne. Szczęśliwie reprymenda w przerwie podziałała na FC Vaduz, lecz co z tego, jeśli Joetex Frimpong zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje, dwukrotnie trafiając prosto w bramkarza, a raz po ominięciu Germano Vailatiego niecelnie uderzając na pustą bramkę. Również po strzale głową Giulio Donatiego piłka zatrzymała się na linii bramkowej i ani myślała jej przekraczać. Tym samym mimo, że podobnie jak Tomek Adamek podnieśliśmy się po knockdownie i walczyliśmy dalej, to w przeciwieństwie do Polaka przegraliśmy pojedynek. Autokar zaś znów ruszył w drogę, tym razem z powrotem do Vaduz, by tam podjąć hiszpański Real Saragossa.

 

Mecz:

 

 

24.7.2011 AFG Arena, widzów: 13253
Superliga [2/36]

FC St. Gallen [8] – FC Vaduz [3] 1:0 (1:0)

1:0 Anthony Abou Deraa ‘1

MVP: Kristian Nushi 7.7 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Merenda
               (Frimpong '26)
   Sansone       Sayoud       Denneboom
(Burgmeier '71)                 
            D. Diarra
                             Salatic     

  Berthe     Denicola    Stendardo    Schwegler
            (Sadeh '46)
                    Jehle

 

Odnośnik do komentarza

Jedynie dwójka otrzepujących się z resztek farby i płyty kartonowej mężczyzn przyjmowała korytarzowe wydarzenia z mniejszym entuzjazmem. Panowie siedzieli na nie przykrytej jeszcze euforią okazałej grupy ławce, rozmyślając nad wydarzeniami zza tak kontrowersyjnej ściany i kosztami jej naprawy. „Dwaj narodowi bohaterowie ostatnich miesięcy, idole miejscowej młodzieży wyrzuceni z własnych gabinetów przez wąsatych rewolucjonistów!” – Szwajcarski Goniec Piłkarski już zacierał ręce na myśl o pierwszej stronie najnowszego wydania. Tymczasem korytarzowy bohater zaczął uciszać swój elektorat i stanął na środku utworzonego po chwili koła. Jego głos niczym dzwon grzmiał w całym budynku, słowa „Rewolucji nie robi się w jedwabnych rękawiczkach.” na długo utkwią w pamięci pary siedzącej na ławce. Po chwili cytujący je mężczyzna dodał nagrodzone kolejną salwą braw „Liechtenstein dla obywateli Liechtensteinu” i wraz z podanym przez jednego z członków ochrany ochrony dokumentem najwyższej dla niego wagi, cały tłum i swoją osobę skierował w stronę odległych, wyjściowych drzwi.

 

***

 

Rok temu, po dwumeczu z estońską Narwą Trans na naszej drodze ku fazie grupowej Ligi Europejskiej stanął Sporting Lizbona. Po porażce 1:3 w Portugalii, u siebie również nie udało się choćby zremisować z zespołem Paulo Sergio i odpadliśmy w słabym stylu z 3. rundy kwalifikacyjnej. Dziś zaczynamy dwumecz w tej samej fazie rozgrywek od spotkania na Rheinpark Stadion, lecz przeciwnik mimo małych zasług na polu międzynarodowym w ostatnich 40 latach, klasą przewyższa nas, Sporting i Warmię Grajewo razem wziętych. Do Vaduz przybyła bowiem 7. drużyna Primera Division ostatniego sezonu, Real Saragossa.

 

Mecz ten pokazał jednak, jak wiele brakuje nam do dwukrotnych pogromców Realu Madryt w rozgrywkach 2010/2011. Już w 17. minucie Matteo Contini bez żadnych problemów obrócił się w polu karnym Vaduz w otoczeniu 15 innych zawodników i huknął z 5 metrów od bramki, pozbawiając Petera Jehle szans na skuteczną interwencję.  

 

20 minut później było już 0:2. Z lewej strony boiska piłkę wrzucał Ivan Obradovic, kiedy to w polu karnym Stendardo zarażał swoją kolekcjonerską pasją Lucę Denicola. Angel Lafita wykorzystał to bez skrupółów i poszanowania dla hobby , choć musze szczerze przyznać, że tym razem Jehle mógł się spisać lepiej. 

 

Myślę jednak, że niewiele by ta sytuacja pomogła, gdyż kolejne ataki rozsierdzonej niewykorzystaną przez Lafitę „setką” mogłyby skończyć się potrojeniem oglądanego wyniku. A tak, goście nie forsowali tempa i myśląc już o kolejnej rundzie eliminacji i przygotowaniach do nowego sezonu co jakiś czas kłuli obronę Vaduz pojedynczymi atakami.

 

Jeden z nich, mimo iż niegroźny, w 61. minucie zakończył się podyktowaniem przez arbitra wątpliwego rzutu karnego. Wprowadzony na boisko Tom Sadeh, zyskując przydomek „penaltymaster” po raz n-ty w idiotyczny sposób sprokurował kontrowersyjną sytuację we własnej „16”, a wypożyczony z Juventusu do Saragossy, Ciro Immobile bez problemu, z jedenastu metrów umieścił piłkę w bramce. 10 minut później czerwoną kartkę otrzymał Mathias Christen, lecz znani z iberyjskiej wrażliwości goście uznali wynik 3:0 za w pełni zadowalający. 

 

Mecz:

 

 

28.7.2011 stadion Rheinpark Stadion, widzów: 3044
Eliminacje Liga Europa, runda trzecia, pierwszy mecz

FC Vaduz – Real Saragossa 0:3 (0:2)

0:1 Matteo Contini    ‘17
0:2 Angel Lafita      ‘37
0:3 Ciro Immobile [k] ‘61

MVP: Angel Lafita 8.1 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Frimpong
                (Merenda '46)
    Burgmeier       Sayoud       Christen
                  (Xhaka '60)
             N'Diaye
                              M. Sara     

   Cerrone     Denicola    Stendardo    G. Donati
             (Sadeh '46)
                    Jehle
   

 

Odnośnik do komentarza

Nazajutrz, do zupełnie innego i usytuowanego w odmiennej części stolicy Liechtensteinu biura wszedł łysawy, ubrany w schludny garnitur mężczyzna. Po wparowaniu do gabinetu, spojrzał na jego właściciela, rzucił mu na biurko najnowsze wydanie Szwajcarskiego Gońca Piłkarskiego i czekał na jego reakcję. Premier Klaus Tschütscher prezentu podniósł tylko głowę i krótkim skinieniem głową wskazał gościowi drzwi. Sam zajął się analizą miejscowego brukowca.

Okładkę zajął przewidywany w poprzednim odcinku tytuł, w środku zaś, z racji specjalnie dla niego przeznaczonej wersji limitowanej dziennika, widniała ulotka z obszernym napisem:

 

POSTULATY

 

A pod nim w punktach wymieniono:

 

1. Zalegalizowanie niezależnych od partii i pracodawców związków zawodowych.

2. Organizacja czegoś, co wypełni czas młodzieży, rozwinie ich pasje (wg sondażu TNS OBOP 70% populacji w wieku 16- 21 lat wyraża chęć wyjazdu poza Liechtenstein w celu realizacji swoich zainteresowań).

3. Przestrzeganie zagwarantowanej w Konstytucji państwa wolności słowa, druku i publikacji.

4. Większą szansę pracy dla obywateli Liechtensteinu

5. Wprowadzenie bonów żywnościowych na mięso.

6. Zagwarantowanie prawa do strajku.

7. Wprowadzenie wszystkich sobót wolnych od pracy.

8. Ogólny rozwój kultury Liechtensteinu, rozpropagowanie kraju w Europie.

9. Obniżenie wieku emerytalnego - dla kobiet do 50 lat, dla mężczyzn do 55, lub zapewnienie emerytur po przepracowaniu w PRL 30 lat dla kobiet i 35 dla mężczyzn.

 

Jeśli nie spełni Pan minimum trzech z wymienionych żądań, tym razem zamiast kartonowej ściany, i zamiast baskijskiego - pańskie ciało będzie musiało naruszyć konstrukcję muru chińskiego. Pozdrawiamy!

 

Premiera Tschutschera groźba zburzenia jego osobą jedynej widocznej z księżyca budowli na Ziemi nie wzruszyła jednak w żadnym stopnmiu. On miał już plan, wystarczył tylko jeden, krótki telefon...

 

***

 

Niestety, zamiast służyć rozpropagowaniu liechtenskienskiej jakości piłki nożnej i poprawie pozycji w tabeli, nadchodzący mecz z FC Zurych postrzegany jest jedynie za szansę rehabilitacji, po bardzo nieudanym meczu z Realem Saragossą w ramach Ligi Europejskiej.

 

A przecież kibice z Vaduz i północy Szwajcarii z bliżej nieokreślonych powodów zwalczają się okrutnie, trzeba jednak przyznać, że nienawiść ta wypływa głównie ze stolicy Liechtensteinu. Piłkarze z Zurychu bardziej zajęci są bowiem derbami z Grashoppers, nie ma się jednak co dziwić fanom FC Vaduz, bowiem w ich mieście tak ważnych spotkań nie przewidziano.

 

Tymczasem Osasuna sprzątnęła nam sprzed nosa Davide Petrucciego, więc nadal musimy zadowalać się hodującym w swoim nosie najmniej pożyteczne owady świata, Amirem Sayoudem. Algierczyk obraził się śmiertelnie za trwający 15 minut pobyt w zespole rezerw i ani myśli wrócić do dyspozycji sprzed roku. Jeden pozytywny mecz ligowy to bowiem za mało, by cały zespół zapomniał o piłkarzu, którego mimo skłonności do nadymania się niczym balon i puszenia się jak wzdęty paw na boisku potrafi przepchnąć każdy, z arbitrem głównym włącznie. Gdyby nie brak zmiennika, Sayoud wróciłby już pewnie do swojej ojczyzny, póki co jednak żaden przystępny cenowo i odpowiedni do gry zespołu zawodnik nie istnieje dla FC Vaduz na rynku transferowym.

 

Z muchami Algierczyka i odmienionym względem meczu z Saragossą składem drużyny przystąpiliśmy do spotkania z FC Zurych. Niesieni najgorętszym za mojej kadencji dopingiem ponad 6000 kibiców na Rheinpark Stadion wzorem St. Gallen już pierwszą swoją akcję zwieńczyliśmy golem. Debiutujący na lewym skrzydle Nicola Sansone po dobrym dograniu Moreno Merendy znalazł się 10 metrów przed bramką gości, zawarty między nią a jego nogą kąt 45° nie gwarantował jednak skutecznego wykończenia akcji. Włoch podciął więc delikatnie piłkę, a jabulani, odbijając się przy okazji od słupka, idealnie zmieściła się w metalowej konstrukcji,.

 

Zaskoczony tak niekorzystnym początkiem spotkania FC Zurych długo nie potrafiło wyprowadzić zadowalającego ataku. Dopiero w 19. minucie Peter Jehle poczuł piłkę w swoich obszernych dłoniach, strzał Milana Gajica był jednak na tyle anemiczny, że bramkarz FC Vaduz mógł się futbolówce przyjrzeć, ocenić jej obwód, stopień napompowania, a na koniec wytrzeć o klubową koszulkę.

 

Po pół godzinie gry było już 2:0. Po wykonywanym przez tak często wspominanego dziś Sayouda rzucie wolnym, najwyżej w polu karnym wyskoczył Romano Denneboom i umieścił piłkę w samym okienku bramki Johnny Leoniego.

 

Choć do przerwy nie wydarzyło się już nic godnego uwagi i wydawało się, że podłamany zespół gości podda drugą połowę, FC Zurych zaskoczyło i w 47., 56. oraz 62. minucie wyprowadziło trzy świetne ataki, które tylko dzięki niefrasobliwości szwajcarskich napastników nie skończyły się wyprowadzeniem gości na prowadzenie w tym spotkaniu. Jednak Po nieudanej próbie oblężenia bramki FC Vaduz, nasi rywale poddali się i uznali wyższość zarówno naszych piłkarzy, jak i liechtensteinskich kibiców.

 

 

Mecz:

 

 

31.7.2011 stadion Rheinpark Stadion, widzów: 6247
Superleague [3/30]

FC Vaduz [6] – FC Zurych [3] 2:0 (2:0)

1:0 Nicola Sansone   ‘4
2:0 Romano Denneboom ‘30

MVP: Romano Denneboom 8.8 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Merenda

   Sansone       Sayoud       Denneboom
(Burgmeier '75)                 
            D. Diarra
           (Sadeh '75)  Salatic     

  Berthe     Denicola    Stendardo    G. Donati
                                    (Schwegler '75)
                   Jehle

 

Odnośnik do komentarza

Chciałem w tym poście zebrać tylko całą dotychczasową pseudofabułę, dzięki czemu łatwiej będzie można zrozumieć dalsze jej części :)

 

***

 

Godzina 4:30. Wąskim, długim i oczywiście ciemnym korytarzem nieśmiało podąża wzrostem zbliżony do ogrodowego skrzata mężczyzna. Na końcu budowlanego tunelu uchylają się drzwi, natychmiast tętno skacze kroczącemu osobnikowi. Nie daje się jednak zniechęcić, wie że kiedy się zatrzyma, nie zrobi już kroku w inną stronę niż w odwrotną do kierunku drzwi. W końcu jego dłoń metalowej klamki, zimno przeszywa go aż do paznokci palców stóp. Szybkie szarpnięcie i strasznie silne światło zamroczyło mizernego mężczyznę, a po chwili masywna, włochata ręka wciągnęła go w głąb promiennej strefy, zamykając zarazem, prowadzące do niej drzwi. 

 

Wrzaski, krzyki, szczęk metalu. Coraz większa grupa ludzi zbierała się na końcu rozciągłego korytarza, by choć chwilę posłuchać niezidentyfikowanych dźwięków. Co chwila było słychać czyjś szatański śmiech, pakowanie papieru do niszczarki, kolejne wrzaski. Nagle, uchyliły się drzwi, czyjaś ręka szukająca upragnionej ulgi wychyliła się przez nie nieznacznie. Ktoś z ciekawskich chciał ją złapać, pomóc zamkniętemu za drewnianymi wrotami biedakowi. Drzwi jednak zamknięto, miażdżąc mu resztki nieobgryzionych jeszcze ze strachu paznokci. A wrzaski nadal się nasilały. 

 

W końcu drzwi uchyliły się znaczniej niż na szerokość mało muskularnej ręki. Grupa, a właściwie już tłum ludzi oczekujących na rezultaty wydarzeń z tajemniczego pomieszczenia niemal wetknął swe nafaszerowane wścibskością głowy w głąb pokoju. Natychmiast wrota zamknięto, a ciekawska gromada zaczęła się obarczać winami za utratę gapiowskiego surowca. Kotłowało się więc już po obu stronach betonowej ściany. Nagle przebiła ją jednak pewna postać niewysokiego mężczyzny, tego samego, którego przybycie zainicjowało wydarzenia w zagadkowym pokoju. Po chwili przez tę samą część betonowego tworu wyleciał przypominający z twarzy Baska kolejny reprezentant płci brzydkiej. Przez drzwi w pełni kulturalnie wyszedł zaś w otoczeniu swojej ochrony również daleki wzrostem do pewnego chińskiego koszykarza „pan z wąsami”, którego pomarszczone palce układały się w charakterystyczny znak Victorii. Zaskoczony tłum natychmiast zaczął skandować polski odpowiednik wspomnianego słowa, a uradowany wąsaty mężczyzna mógł się rozkoszować przebywaniem na ramionach swojej eskorty. 

 

Jedynie dwójka otrzepujących się z resztek farby i płyty kartonowej mężczyzn przyjmowała korytarzowe wydarzenia z mniejszym entuzjazmem. Panowie siedzieli na nie przykrytej jeszcze euforią okazałej grupy ławce, rozmyślając nad wydarzeniami zza tak kontrowersyjnej ściany i kosztami jej naprawy. „Dwaj narodowi bohaterowie ostatnich miesięcy, idole miejscowej młodzieży wyrzuceni z własnych gabinetów przez wąsatych rewolucjonistów!” – Szwajcarski Goniec Piłkarski już zacierał ręce na myśl o pierwszej stronie najnowszego wydania. 

Tymczasem korytarzowy bohater zaczął uciszać swój elektorat i stanął na środku utworzonego po chwili koła. Jego głos niczym dzwon grzmiał w całym budynku, słowa „Rewolucji nie robi się w jedwabnych rękawiczkach.” na długo utkwią w pamięci pary siedzącej na ławce. Po chwili cytujący je mężczyzna dodał nagrodzone kolejną salwą braw „Liechtenstein dla obywateli Liechtensteinu” i wraz z podanym przez jednego z członków ochrany ochrony dokumentem najwyższej dla niego wagi, cały tłum i swoją osobę skierował w stronę odległych, wyjściowych drzwi.

 

Nazajutrz, do zupełnie innego i usytuowanego w odmiennej części stolicy Liechtensteinu biura wszedł łysawy, ubrany w schludny garnitur mężczyzna. Po wparowaniu do gabinetu, spojrzał na jego właściciela, rzucił mu na biurko najnowsze wydanie Szwajcarskiego Gońca Piłkarskiego i czekał na jego reakcję. Premier Klaus Tschütscher prezentu podniósł tylko głowę i krótkim skinieniem głową wskazał gościowi drzwi. Sam zajął się analizą miejscowego brukowca.

Okładkę zajął przewidywany w poprzednim odcinku tytuł, w środku zaś, z racji specjalnie dla niego przeznaczonej wersji limitowanej dziennika, widniała ulotka z obszernym napisem: 

 

POSTULATY:

 

1. Zalegalizowanie niezależnych od partii i pracodawców związków zawodowych.

2. Organizacja czegoś, co wypełni czas młodzieży, rozwinie ich pasje (wg sondażu TNS OBOP 70% populacji w wieku 16- 21 lat wyraża chęć wyjazdu poza Liechtenstein w celu realizacji swoich zainteresowań). 

3. Przestrzeganie zagwarantowanej w Konstytucji państwa wolności słowa, druku i publikacji.

4. Większą szansę pracy dla obywateli Liechtensteinu

5. Wprowadzenie bonów żywnościowych na mięso.

6. Zagwarantowanie prawa do strajku.

7. Wprowadzenie wszystkich sobót wolnych od pracy.

8. Ogólny rozwój kultury Liechtensteinu, rozpropagowanie kraju w Europie.

9. Obniżenie wieku emerytalnego - dla kobiet do 50 lat, dla mężczyzn do 55, lub zapewnienie emerytur po przepracowaniu w PRL 30 lat dla kobiet i 35 dla mężczyzn.

 

Jeśli nie spełni Pan minimum trzech z wymienionych żądań, tym razem zamiast kartonowej ściany, i zamiast baskijskiego - pańskie ciało będzie musiało naruszyć konstrukcję muru chińskiego. Pozdrawiamy!

 

Premiera Tschutschera groźba zburzenia jego osobą jedynej widocznej z księżyca budowli na Ziemi nie wzruszyła jednak w żadnym stopniu. On miał już plan, wystarczył tylko jeden, krótki telefon...

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Przez podniecenie wywołane będącymi już na dniach egzaminami poprawkowymi uczniów gimnazjum zupełnie pominęliśmy fakt, że minęło już półtora miesiąca okna transferowego w sezonie 2011/2012. 

 

Wygląda ono bowiem o wiele ciekawiej i logiczniej niż w zeszłym roku. Wprawdzie Marek Hamsik zamiast rozważyć propozycje transferów do lepszego klubu niż Schalke, skusił się na tygodniówkę w wysokości 82000£ i trafił pod skrzydła Felixa Magatha, a Olympique Marsylia mimo wielu innych kandydatów zdecydowała się na zakup 30 – letniego Rolanda Linza (6,5 mln £), kluby i piłkarze dokonali innych bardzo ciekawych wyborów. Fabio Coentrao zasilił Juventus, dwóch panów DC: młody Douglas Costa i Domenico Criscito przeszli za łącznie 24 mln £ do Liverpoolu, a Zlatan Ibrahimovic definitywnie dołączył do drużyny Milanu.

 

W Szwajcarii zaś po łysawym poprzednim sezonie, na rynku transferowym 2011/2012 wreszcie dzieje się coś wartego uwagi. FC Basel po zeszłorocznej przygodzie w europejskich pucharach i n–tym mistrzostwie kraju pozwoliło sobie wydać jak na razie 10,25 mln £, w tym 3,3 mln £ na Rumuna Liviu Antala, którego wartość przez jeden sezon wzrosła o blisko 2000% oraz nieco ponad milion £ na podporę świeżo upieczonej trzeciej drużyny we Włoszech, Kamila Glika. 12000£ wydanych jak dotychczas przez FC Vaduz wypada więc przy cyfrach mistrzów Szwajcarii dość blado.

 

Nie przeszkodziło to jednak w nic nieznaczącym już niestety meczu rewanżowym z Realem Saragossą, wywalczyć bodaj pierwszy podczas mojej kadencji w Vaduz bezbramkowy remis. Mimo absencji graczy pokroju Frimponga, Salatica, czy Diarry, wraz ze Schweglerem na prawym skrzydle i Xhaką na pozycji ofensywnego pomocnika udanie powstrzymywaliśmy ataki równie mocno osłabionych gospodarzy i mimo gry w "10" od 47 minuty, po odsłuchaniu przeraźliwych gwizdów 20000 kibiców na La Romareda, pożegnaliśmy się w dobrym stylu z europejskimi pucharami i skupiliśmy się tylko na Superlidze. A w niej już czeka na nas comelańskie Luzern.

 

Mecz:

 

 

4.8.2011 stadion La Romareda, widzów: 20508
Eliminacje Liga Europa, trzecia runda, rewanż

Real Saragossa [3] – FC Vaduz [0] 0:0 (0:0)

MVP: Giulio Donati 7.5 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Merenda
              (Denneboom '45)
    Burgmeier       Xhaka      Schwegler
                (Sansone '45)
             N'Diaye
                              M. Sara     

   Cerrone     Denicola    Stendardo    G. Donati
             (Kysela '45)        
                    Jehle
   

 

Odnośnik do komentarza

By jednak nie kusić losu, numer sekretariatu FC Vaduz Tschütscher wykręcił tuż po przeczytaniu nonetu żądań liechtensteinskich rewolucjonistów. Rozmowę był zmuszony prowadzić w języku angielskim, Inaki Badiola nie posiadł jeszcze bowiem umiejętności posługiwania się obowiązującym w jego kraju „dialektem alemańskim”.

Krótka reprymenda dla łączącej z prezesem FC Vaduz sekretarki i Klaus Tschütscher miał okazję wreszcie usłyszeć głos Baska. Po wymienieniu wszystkich postulatów, których od premiera Liechtensteinu żądano, mógł on wreszcie przejść do sedna sprawy, z jaką dzwonił.

 

- Proszę wyraźnie spojrzeć na punkty 2. (Organizacja czegoś, co wypełni czas młodzieży, rozwinie ich pasje), 4. (Większa szansa pracy dla obywateli Liechtensteinu) oraz nr 8. (Ogólny rozwój kultury Liechtensteinu, rozpropagowanie kraju w Europie). – polecił Tschütscher rozmówcy.

- Widzę je doskonale, ze zrozumieniem, mimo innego od ojczystego języka też nie mam problemów – odparł Badiola. – Lecz, cóż ja mogę zaradzić w tak ważnej dla nieznanego przez siebie państwa sytuacji?

- A czy uważa Pan osoby, które zaskoczyły wczoraj całe Vaduz swoją bezwstydną akcją za inteligentne?

- Choć na takowych nie wyglądali, jakoś musieli oszukać całą klubową ochronę.

- A domyśla się Pan, czemu jako pierwszy etap swojej rewolucyjnej krucjaty wybrali właśnie pański klub?

- Nie mam pojęcia, być może są zbyt przebiegli, jak na mój hiszpański umysł.

- Zgadzam się w stu procentach, Panie Badiola. Kieruje Pan sprawami bardzo ważnego dla kraju i klubu piłkarskiego, czy się nie mylę? Na to pytanie odpowie Pan jednoznacznie?

- Owszem, tak.

- I rozumie Pan trzy wymienione przeze mnie w rozmowie żądania tych troglodytów?

- Również.

- Więc, czy wolny czas młodzieży można wypełnić piłką nożną?

- Bez problemu.

- A ile pieniędzy zarabia przeciętnie piłkarz FC Vaduz?

- Nie chce mi się dokopywać do takich informacji.

- 925£ tygodniowo to dla pana obca liczba?

- Ze smutkiem stwierdzam, że zna Pan mój własny klub lepiej ode mnie. By jednak poprawić sobie humor dodam, że wreszcie zaczynam coś pojmować z pańskich słów.

- Cieszy mnie to równie bardzo, jak śmierć całej liechtensteinskiej opozycji. I wreszcie, czy udane występy reprezentacji narodowej mogłyby rozpropagować cały Liechtenstein?

- Z pewnością. Rozumiem, o co Panu chodzi. Tylko, co ja mam wymyślić i zarządzić, by nie przebijać wraz z panem tej pieprzonej budowli? Sam Pan wie, jaki jest stan miejscowego futbolu.

- Proszę wymyślić coś, dzięki czemu można go poprawić. Czekam do jutra, do godziny 15. Jeśli nic pan nie wymyśli, zadbam o to, by niezadowoleni z ustroju i prowadzenia przeze mnie państwa Liechtenstein figuranci swoje kolejne kroki skierowali z powrotem w kierunku tak miłemu Panu gabinetu. A ja sam, obiecuję Panu, znajdę inny, choć bardziej kosztowny sposób na rozwiązanie problemu.

Odnośnik do komentarza

Miejscowi agenci mimo wyraźnych zadań proponowania wyłącznie perspektywicznych i przydatnych zespołowi zawodników, raz po raz zaskakują mnie zupełnie odwrotnymi od założeń ofertami. Tak oto dowiedziałem się, że piłkę nożną czynnie uprawiają jeszcze 41 – letni Kasey Keller, 36 – letni Boundejwin Zenden, a nawet Sławek Nazaruk, rówieśnik Holendra. Mimo o dziwo przychylnej oceny scoutów dla wymienionych zawodników, żaden z nich naturalnie nie przewija mi się przez umysł przy planowaniu transferowych ruchów. Ostatnio jednak niejaki Sardor Qurbonov przysłał mi cynk z obszernym tytułem „Rivaldo” wprowadzając mi w głowie ogromny mętlik.

 

Bo z jednej strony Brazylijczyk to mistrz świata, Hiszpanii i Brazylii, zdobywca Ligi Mistrzów, najlepszy piłkarz roku pańskiego 1999, z drugiej zaś metryka jego urodzenia wskazuje rok 1972, co w prostym rozrachunku mówi nam, że Rivaldo ma już na karku 39 lat.

 

I ponownie należy podkreślić jego doświadczenie oraz umiejętności techniczne i inteligencję, ale od razu naszą uwagę przykuwają atrybuty fizyczne byłego piłkarza m. in. Milanu, których średnia oscyluje w granicach dziesięciu. Ostateczną odpowiedź na temat ewentualnego transferu Rivaldo poznamy więc zapewne po zimowych testach.

 

A odpowiedź na to, czy FC Vaduz odniesie pierwsze wyjazdowe zwycięstwo mieliśmy uzyskać dzięki meczowi z FC Luzern. Na nieszczęściu i kontuzjach Denicoli, Dennebooma oraz Frimponga żerują bez skrupułów kolejno: Sadeh, Christen i Merenda. Linię obrony Vaduz osłabia jeszcze dodatkowo zmęczony Stendardo (fit: 88%), którego zastępuje nominalnie defensywny pomocnik, Mario Sara.

 

Mimo wspomnianych absencji, już w drugiej minucie udało nam się stworzyć stuprocentową sytuację. Po doskonałym dograniu Salatica, w sytuacji sam na sam z bramkarzem Luzern znalazł się Drissa Diarra. Malijczyk dokładnie ocenił odległość od bramki, golkipera i stopień zagrożenia ze strony nadbiegających obrońców. Na koniec wymierzył kąt, jaki został zawarty między piłką a metalową konstrukcją i huknął w samo okienko. Przy którymś z pomiarów pomylił się jednak nieznacznie, przez co jabulani zamiast w bramce wylądowała na słupku i wyszła w pole.

 

Ta sytuacja mogła całkowicie ustawić obraz dzisiejszego spotkania. A tak, już pierwsza próba odpowiedzi gospodarzy zakończyła się golem. W polu karnym FC Vaduz piłkę swobodnie wymienili Prager i Pacar, Chorwat dograł ją precyzyjnie na nogę Christiana Ianu, który z 4m nie miał problemu z pokonaniem Jehle.

 

W 38. minucie ujrzałem jedno z najciekawszych zagrań defensywy FC Vaduz podczas mojej całej kadencji. Piłkę na połowie boiska przejął Ianu i mając przed sobą pozornie szczelny, czteroosobowy mur piłkarzy gości nie zastanawiał się długo i popędził prosto przed siebie. Stendardo i spółka zaś nie kwapili się, by odebrać Rumunowi piłkę, przez co biegli wraz z nim w kierunku własnej bramki. Strzelec pierwszej bramki w dzisiejszym meczu należy jednak do najszybszych zawodników Superligi, przez co ani się obejrzeliśmy, a on już znalazł się w polu karnym. Wtedy z pomocą przybył Ousmane Berthe, który w stylu Toma Sadeha pociągnął rywala za koszulkę, powodując jego upadek i rzut karny, który pewnie wykorzystał doświadczony Thomas Prager. 2:0.

 

Po przerwie spotkanie stało na bardzo niskim poziomie, co nie utrudniło zdobycia przez Luzern trzeciej bramki i zupełnego pogrążenia FC Vaduz. Doskonale wykonany przez Hakana Yakina rzut wolny wystarczył, by Peter Jehle skapitulował po raz trzeci, ustalając meczowy rezultat na 0:3.

 

Mecz:

 

 

8.8.2011 stadion swissporarena, widzów: 15108
Superleague [4/30]

FC Luzern [2] – FC Vaduz [4] 3:0 (2:0)

1:0 Cristian Ianu ‘23
2:0 Thomas Prager ‘38
3:0 Hakan Yakin   ‘62

MVP: Janko Pacar 8.8 

 

Skład/Taktyka:

 

 

                  Merenda
              (Frimpong '33)
   Sansone      Sayoud       Christen
(Burgmeier '45)                 
            D. Diarra
                             Salatic     

  Berthe     Sadeh      M. Sara    G. Donati
                    (Stendardo '33)
                   Jehle

 

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...

Jak niektórzy pewnie zdążyli zauważyć, kariera została zawieszona i autor nie ma póki co wiedzy na temat daty ewentualnego do niej powrotu :(

 

Oczywiście dziękuję wszystkim tym, którzy wiernie obserwowali poczynania FC Vaduz :)

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...