Skocz do zawartości

Hard Rock Football


Kamtek

Rekomendowane odpowiedzi

co temu ostatniemu niespecjalnie się chyba spodobało, bo westchnął złowieszczo niczym lider znanej mi skądinąd formacji trashmetalowej "Chwilowo Anormalny Łomot Wiertarką Analogową" (Ch.A.Ł.W.A) po tym, jak dwudziesty stopień zasilania w lokalnej remizie zniszczył połowę sprzętu w czasie koncertu charytatywnego "Rower Sołtysa".

ostro pojechales po bandzie :lol:

Odnośnik do komentarza

Kiedy wydawało mi się, że wiem już wszystko o moich nowych podopiecznych i że jest to wystarczająco wiele nieszczęść na metr kwadratowy, by uciekać z Torhout jak najdalej, Lanssens wskazał mi jeszcze kilkuosobową grupkę młodzieży po drugiej stronie boiska. Oni też grają u nas? Nie kryłem zdziwienia, a Ludo machnął ręką i po kilkunastu sekundach (cóż za błyskawice z chłopaków) stali przede mną gracze rezerw. Łał, całe siedem sztuk! Strach się bać, co potrafią! Spojrzałem na mojego asystenta, a ten zaczął mi przedstawiać ich po kolei:

 

"Nikolas Winne, bramkarz, 20 lat, wychowanek klubu - ze swoimi umiejętnościami skończy karierę tutaj, gdzie ją zaczął i szybciej niż myśli", szepnął mi Lanssens.

 

"Jeroen Demuydt", kontynuował, "19 lat, defensywny pomocnik." Kolejny, super. Trzeba szykować taktykę na pięciu-sześciu defensywnych pomocników, taki urodzaj na tej pozycji.

 

"Wouter Deleu, środkowy pomocnik, 20 lat." "Ostatni raz prosto kopnął piłkę w dzieciństwie, hehe", odezwał się stojący obok Deleu wysoki blondyn. "Ten kłapający dziobem to Bart Packo, lewoskrzydłowy, a od biedy i napastnik", ironia w głosie mojego asystenta bawiła mnie coraz bardziej. "22 lata i problem z niedomykającym się dziobem, który sprawił, że po poprzednim sezonie wylądował w rezerwach, gdy zażądał podwyżki za swoją wybitną grę." Ahm, kolejny gość z problemami. Kto następny?!

 

"Pieter Perquy, 19 lat, napastnik. Przychodzi na treningi od dwóch lat, ale boimy się go wystawiać nawet w sparingach, bo takie chucherko z niego." A ta dwójka dzieci na końcu? - zapytałem, widząc duet gimnazjalistów gapiących się na mnie. "Kristoff Bolle, 16 lat, w szkolnej drużynie grywał na obu skrzydłach oraz Gert-Jan Joseph, 15 lat, napastnik." Ciekawe, z którego przedszkola, pomyślałem w duchu.

 

Mając serdecznie dość paplaniny Lanssensa oraz widoku moich skórokopów, udałem się się z powrotem do biura klubu, by podpytać szefa o sparingi i terminarz rozgrywek. Prezes Bossuyt czekał na mnie z kubkiem mocnej kawy na skołatane nerwy oraz informacjami z belgijskiej federacji. Pierwszy mecz ligowy mieliśmy rozegrać 2 września z RCC Tournaisien u siebie. Mając prawie dwa miesiące czasu poprosiłem szefa o zorganizowanie kilku sparingów. Bossuyt sięgnął po telefon, a po kilku minutach położył przede mną kartkę: "12.08, Aaalter (dom); 16.08, RC Waregem (dom); 20.08, Blankenberge (wyjazd); 15.08, Francs Borains (dom)."

 

Wychodząc z biura, wspomniałem tylko prezesowi, że trzeba podpytać o graczy z kartą w ręku, bo tym, co mamy, nawet trzeciej ligi nie zwojujemy...

Odnośnik do komentarza

Pierwsze dni w Torhout mijały pod znakiem poszukiwań jakichkolwiek wzmocnień. Prezes Bossuyt wysłał kilka SMS-ów, a ja wysłałem mojego wielkiego odkrywcę talentów piłkarskich, Christophe'a Lavensa. Nie powiem, żeby efekty jego kolejowej wycieczki po okolicznych klepiskach nie przynosiły efektów, ale do jasnej cholery, czy on pamięta, że w kasie klubowej pustki i chcemy tylko graczy, którzy przyjdą do nas za darmo?!

 

Po dwóch tygodniach zostałem zaskoczony podwójnie. Najpierw okazało się, że nasz Wybrzeżokościosłoniowianin Adingra Flaubert dostał powołanie do młodzieżowej reprezentacji swego kraju, a w tzw. międzyczasie została rozlosowana III runda Pucharu Belgii. Trzeba było odwołać sparing z Aalter, który był zaplanowany na 12 sierpnia, ponieważ mecze tej fazy rozgrywek pucharowych zaplanowano na dzień wcześniej. Nie ukrywałem swojego zdziwienia faktem, że Bossuyt nie poinformował mnie o tym, że gramy w sierpniu w Pucharze Belgii, ale losowanie rozbawiło mnie niesamowicie i incydent poszedł w niepamięć. O ile tak można powiedzieć. Hm, 11 sierpnia 2001 r. mieliśmy zmierzyć się bowiem z... Aalter. Co się odwlecze...

 

Transferowe szaleństwo z dala omijało Torhout. Byłem niemal przekonany, że sezon zaczniemy ludźmi, których poznałem na początku lipca. Z przykrością przyjmowałem więc kolejne wieści od naszego klubowego lekarza o urazach, z którymi zmagali się nasi gracze - problemy z pachwiną Dugardeyna i udem Bleyaerta oraz rozcięta głowa Hennemana. Jedynym pozytywem była w tym czasie postawa Flauberta, który znakomicie pokazał się w debiucie reprezentacyjnym i strzelił bramkę młodzieżowcom z Zimbabwe, a po kilku dniach pakował się ponownie, szykując się do wyjazdu na mecz z Egiptem. Z wielką radością przyjąłem więc fakt, że Benoit Moukoko Williams, 20-letni Kameruńczyk z belgijskim paszportem, dołączy o naszej drużyny. Zawsze to coś, bo reszta kandydatów miała w głębokim poważaniu propozycję gry w Torhout.

 

Treningi trwały w najlepsze, piłki latały po trybunach i ogródkach starszych pań mieszkających w sąsiedztwie stadionu, a ja zacząłem myśleć nad taktyką na pierwsze mecze. Zważywszy na to, że musieliśmy zmagać się nie tylko z rywalami, ale i z samymi sobą, postanowiłem zabezpieczyć tyły i ustawiłem moich skórokopów czwórką w obronie, dwójką cofniętych środkowych pomocników, trójką pomocników nieco z przodu i tylko jednym napastnikiem.

 

Pucharowe zmagania rozpoczęliśmy od starcia na Gemeentelijk Stadion w Aalter. W 13 minucie objęliśmy prowadzenie po bramce Packo, ale trzy minuty później wyrównał Sven Masureel. W przerwie zostałem zmuszony do przeprowadzenia kompletu zmian (problemy zdrowotno-kondycyjne zgłosili Packo, Moukoko i Baert), a po piętnastu minutach drugiej połowy przegrywaliśmy 1-2 (bramka De Puydta). Ku zaskoczeniu wszystkich zdołaliśmy jednak strzelić bramkę - przypadkowa interwencja Demeulemeestera przerodziła się w zaskakujący bramkarza gospodarzy strzał i w 80 minucie wyrównaliśmy. Wynik 2-2 widniał też na tablicy po ostatnim gwizdku sędziego i o awansie zadecydowały rzuty karne. Dobra postawa w bramce Hennemana, kiepska skuteczność graczy Aalter i przyzwoita moich (trafili Flaubert, S. Paravizzini i Ingelbrecht, spudłował Vercruysse) sprawiły, że w obecności ponad 4 tys. widzów zapewniliśmy sobie grę w IV rundzie Pucharu Belgii.

 

Puchar Belgii [iII runda, 11.08.01]

 

Aalter - Torhout 2:2 (1:1)

S. Masureel 16', De Puydt 59 - Packo 13', Demeulemeester 80'

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eghem, Vercruysse ©, Dugardeyn - Simo, Baert (46' Vanmaele) - Demeulemeester, S. Paravizzini, Moukoko (46' Ingelbrecht) - Packo (46' Flaubert)

Odnośnik do komentarza

Zwycięstwo w Aalter nieco podbudowało moją ekipę i pozwoliło mi zacząć wierzyć, że nie jesteśmy tacy ostatni. Z drugiej strony, nie mogłem zapomnieć, że rywale na codzień tylko amatorsko kopali się po pęcinach na okolicznych klepiskach. Nim na dobre oswoiłem się z myślą o grze w następnej rundzie Pucharu Belgii, na kolejny trening zajrzał prezes Bossuyt z informacją o następnym pucharowym rywalu. Tym razem federacyjna sierotka wylosowała nam KFC Zwarte Leeuw. Mecz miał się odbyć 16 sierpnia na naszym obiekcie. Myśl, że następnego amatorskiego przeciwnika w meczu Beker van België podejmiemy u siebie, brzmiała co najmniej optymistycznie.

 

Nim jednak miało dojść do rywalizacji z zespołem KFC, do Torhout na pojedynek towarzyski zajrzała ekipa Racingu Waregem. Postanowiłem dać odpocząć niemal wszystkim piłkarzom, którzy zagrali z Aalter i na których liczyłem w meczu z Leeuw. Nim jednak minęło pół godziny gry, wiedziałem już, że spośród rezerwowych piłkarzy niewielu prezentuje nawet jako taki poziom trzecioligowy. Katastrofalnie grał Avci, słabo Perquy. Nieźle zaprezentowali się jedynie Van Eeghem, Masureel oraz Van Laer. Wiele obiecywałem sobie po występie Bleyaerta, który wrócił do zdrowia po urazie sprzed kilkunastu dni. Ten jednak zaprezentował się nie najlepiej na środku defensywy, a dwa ładne podania Vervelghe pozwoliły gościom wyjść na prowadzenie 2-0 do przerwy. Kilkanaście minut po wznowieniu gry trzecią bramkę dla rywali z Waregem zdobył Lesage i miałem już serdecznie dość patrzenia na moich grajków. Przez 90 minut oddaliśmy 1 (słownie: JEDEN!) strzał, do tego niecelny. Królowały niedokładność i niezrozumienie. Zacząłem się obawiać o wynik rywalizacji z Zwarte, choć po cichu wciąż pokładałem nadzieję w tych piłkarzach, którzy zagrali w Aalter.

 

Mecz towarzyski / 16.08.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Racing Waregem 0:3 (0:2)

Santens 23', Berguige 27', Lasage 59'

 

Widzów: 794.

 

Descapms - Vanmaele, Van Eeghem, Bleyaert ©, Sabbe - Masureel, Deleu - Perquy, Versluys, Van Laer - Avci

 

Na treningu po meczu z Waregem kilku moich podopiecznych usłyszało, co myślę o nich samych, ich umiejętnościach, cnocie ich matek oraz możliwościach prokreacyjnych ojców. Pomimo tego (albo przez to - zależy jak spojrzeć), sobotnie popołudnie 18 sierpnia okazało się jednak równie nieudane, co czwartkowy wieczór. Nim na dobre moi gracze zorientowali się, co dzieje się na boisku, przegrywaliśmy już 0-2. Dwa katastrofalne błędy popełnił Henneman, swoje klopsy dorzucili Vercruysse, Simo oraz starszy z Paravizzinich i stało się jasne, że zmagania o Puchar Belgii w sezonie 01/02 skończymy niemal tak szybko, jak je zaczęliśmy. Nadal raziliśmy indolencją strzelecką (2 strzały oddane, jeden celny przy 13 próbach gości, z których to prób aż 7 trafiło w światło bramki) i brakiem pomysłu na grę. Bramka Huygena w 82 minucie była tylko dopełnieniem dramatu tego wieczora. Ostatni gwizdek sędziego Maqueta przyjąłem niemal tak chłodno jak jeden ze znanych muzycznych krytyków planowaną reaktywację Guns'n'Roses. Cóż, teraz już mogliśmy skupić się wyłącznie na batalii o ligowy byt. Zawsze to jakiś plus... No niby.... No dobra, żaden to plus, byłem wściekły, widząc ich penisową postawę i podejście do rywalizacji. KFC nas pogrążyło, a życie nie smakowało świetnie...

 

Puchar Belgii, IV runda / 18.08.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Zwarte Leeuw 0:3 (0:2)

Driessen 12', Veldeman 15', Huygen 82'

 

Widzów: 1034.

 

Henneman - A. Paravizzini, Vanmaele (46' Van Eeghem), Vercruysse, Dugardeyn - Simo, Bleyaert © - Moukoko, S. Paravizzini, Coqu - Packo

Odnośnik do komentarza

Poczekajmy trochę, liczyć się będą każde punkty, a optymizmu nigdy za wiele... ;]

-------------------------------------------------------

 

Dwa dni po żałosnej klęsce z Leeuw przyszło nam rozegrać ostatni z zaplanowanych sparingów (początkowo w planach był jeszcze pojedynek z Francs Boreins, ale z uwagi na udział naszych niedoszłych rywali w V rundzie Pucharu Belgii mecz został odwołany) - na Jules Soete Stadion mieliśmy zmierzyć się z DC Blankenberge. Postanowiłem spróbować innych niż dotychczasowe rozwiązań taktycznych i na boisku pojawiliśmy się w ustawieniu z tylko jednym defensywnym pomocnikiem oraz aż dwoma napastnikami. Pierwsza połowa była nudna jak flaki z olejem, a jedynym wartym wzmianki wydarzeniem były kłopoty zdrowotne Deleu, którego w przerwie zmienił Coqu. Druga połowa sprawiła jednak, że znów optymizm zagościł w naszym zespole. Świetna gra bloku defensywnego (z Van Eeghemem po lewej stronie na czele), dobra postawa Hennemana w bramce oraz kapitalne kontry zakończone trafieniami Flauberta i Ingelbrechta dały nam zwycięstwo 2-0. Może jest jednak dla nas jakaś nadzieja, pomyślałem...

 

Mecz towarzyski / 20.08.01 r. / Jules Soete Stadion, Blankenberge

 

DC Blankenberge - Torhout 0:2 (0:0)

Flaubert 46', Ingelbrecht 57'

 

Widzów: 1493.

 

Henneman - Vanmaele, Van Eeghem, Dugardeyn, Sabbe - Masureel - Deleu (46' Coqu), Demeulemeester, Simo © - Flaubert, Ingelbrecht

 

Do pierwszego ligowego pojedynku zostało jeszcze niemal dwa tygodnie. Przeznaczyłem je na szlifowanie formy na treningach oraz poszukiwanie jakichkolwiek wzmocnień. To ostatnie wychodziło nam nadal słabiuuuutko - kilka klubów (m.in. Mons, Lommel czy Westerlo) odmówiło wypożyczenia swoich graczy, a piłkarze bez przynależności klubowej albo prezentowali umiejętności nie większe niż moja banda piłkarskich ignorantów, albo żądali gigantycznych (jak na możliwości finansowe klubu z Torhout) pensji. Z ogromną radością przyjąłem więc informację o tym, że umowę z naszym klubem zdecydował się podpisać Frederic Pierre. 27-letni wychowanek RJ Wavre miał na koncie 8 występów w kadrze Belgii i kilka niezłych sezonów w belgijskiej ekstraklasie za sobą - m.in. w barwach RWDM, Mouscron, Standardu Liege i Anderlechtu. Bardzo liczyłem na tego napastnika, ale już po pierwszym treningu wrócił do domu z bandażem na prawej, rozoranej nodze. Dzięki, mać wasza, rzeźnicy z Torhout...

 

W kolejnych dniach do Torhout na testy przybyło dwóch prawoskrzydłowych - 19-letni Kim Fernanden oraz o dwa lata starszy Vincent Meunier. Po kilku treningach zapytałem moich współpracowników, co sądzą o umiejętnościach obu graczy - pozytywne opinie Lanssensa i Van Genechtena przekonały mnie, by zaproponować Fernandenowi i Meunierowi kontrakty, a przy okazji postanowiłem przedłużyć umowy z Versluysem i Ingelbrechtem. Po kilkugodzinnych negocjacjach w miejscowym pubie, obaj podpisali nowe kontrakty i związali się z Torhout do czerwca 2005 r. Do ligowego meczu z RC Tournai przystępowaliśmy w przyzwoitych nastrojach. Tylko Pierre narzekał na uraz i nie mógł zagrać. Reszta w bojowych nastrojach czekała na ogłoszenie składu.

 

Mecz przyciągnął na Velodroom ponad tysiąc widzów, którzy zobaczyć mieli niezbyt ciekawe spotkanie, ale... No właśnie. Goście rozpoczęli od mocnego uderzenia - piłkę po strzale Benaissiego z trudem na róg wybił Henneman. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Timmermana, nasz bramkarz wypiąstkował piłkę, do której dopadł Demeulemeester i popędził z nią na bramkę zespołu Tournai. Przy biernej postawie obrońców wpadł w pole karne i posłał piłkę obok bezradnego Willequeta. GOOOOOOOL! Pierwsze ligowe trafienie Torhout pod moją wodzą! Po bramce zaordynowałem grę spokojniejszą i dalsze kontrowanie gości, którzy ruszyli do ataku. Strzały Lengloisa i Benaissiego świetnie bronił jednak Henneman. Po zmianie stron dokonałem dwóch zmian (obu wymuszonych problemami zdrowotnymi) - ani Packo, ani Dugardeyn nie wnieśli jednak zbyt wiele do gry Torhout, ale doskonała postawa bocznych defensorów Van Eeghema i A. Paravizziniego pozwoliła nam dowieźć skromne, jednobramkowe prowadzenie do końca! 3 punkty w ligowym debiucie bardzo mnie ucieszyły i znacznie poprawiły nastroje w zespole oraz wokół niego. Ufff....

 

III liga (1/30) / 2.09.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - RC Tournai 1:0 (1:0)

Demeulemeester 14'

 

Widzów: 1020.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Baert (46' Dugardeyn) - Simo © - Coqu, Demeulemeester, S. Paravizzini (46' Packo) - Moukoko, Flaubert

Odnośnik do komentarza

Świętowanie pierwszego zwycięstwa w trzeciej lidze trwało w Torhout kilkadziesiąt godzin. Na ten czas moi gracze stali się lokalnymi bohaterami i choć nie byli noszeni na rękach, to mogli liczyć na znaczną przychylność miejscowych barmanów oraz rozanielonych dziewic. Po trzech dniach udało mi się z powrotem spędzić towarzystwo na stadion Velodroom i przeprowadzić kolejny trening. Przy okazji przedstawiłem nowe nabytki zespołu - panowie Fernande i Meunier podpisali 3-letnie umowy z naszym klubem.

 

Świętowanie sukcesu nie obyło się jednak bez drobnego incydentu, w którym brał udział Kevin Versluys - nasz napastnik postanowił zabłysnąć na parkiecie miejscowej dyskoteki, próbując nawiązać swoimi wygibasami do oldfashioned style Johna Travolty i... zaliczył glebę. Mocno poobijany, z bolącym łokciem wylądował w szpitalu, gdzie założono mu gips na 3 tygodnie. Super!

 

W niedzielny poranek ruszyliśmy na podbój Boussu, gdzie na obiekcie Vedette czekała na nas ekipa Francs Borains. W pierwszym meczu nasi rywale przegrali 1:2 w Kortrijk i liczyli na komplet punktów w spotkaniu z beniaminkiem z Torhout. W domu zostawiłem m.in. Travoltę Versluysa oraz narzekającego na zmęczenie Baerta. Kilkudniowe świętowanie ligowego sukcesu musiało odbić się na formie moich grajków - już nigdy nie pozwolę na takie zachowanie, zarzekałem się w duchu, wiedząc jednak doskonale, że mój autorytet jest znikomy i zmuszenie ich do maksymalnego posłuszeństwa będzie na razie mało realne.

 

Mecz rozpoczął się od frontalnych ataków gospodarzy. Nakazałem moich skórokopom spokojne wyczekiwanie szans na kontry. Świetnie na środku defensywy spisywał się Bleyaert oraz wspomagający go z drugiej linii Simo. Piłkarze Francs Borains w pierwszych 45 minutach zdołali oddać tylko jeden strzał, ale nie sprawił on specjalnych problemów Hennemanowi. Odpowiedzieliśmy znów fantastyczną kontrą po długim podaniem naszego kameruńskiego kapitana, Richarda Simo. Do piłki dopadł Nico Demeulemeester i strzałem po ziemi nie dał szans golkiperowi gospodarzy. GOOOOOOOL! Znów Nico przeszedł do historii - pierwsze wyjazdowe trafienie Torhout w III lidze! Gwizdek sędziego oznajmiający przerwę zabrzmiał nieco złowieszczo - gra w ostatnim kwadransie I połowy mocno się zaostrzyła i musiałem w przerwie dokonać aż trzech zmian. Ryzyko niestety się nie opłaciło i gdy na piętnaście minut przed końcem spotkania kontuzji nabawił się Moukoko, musieliśmy kończyć mecz w "10". Gospodarze wykorzystali ten fakt po niespełna 10 minutach, gdy akcję Rousseleta na bramkę zamienił Calicchio. Po kolejnych dwóch minutach Francs Borains też grało już tylko w "10" - brutalny faul Globeza i sędzia pokazuje czerwoną kartkę. Niestety, strzelić zwycięskiej bramki nie zdołaliśmy, mimo szansy jaką miał Coqu w samej końcówce. Punkt na wyjeździe z solidnym rywalem przyjęliśmy jednak z ogromną radością. Przed sezonem czuliśmy się niczym marna kapela supportująca nie mniej marnych, podstarzałych mocno gwiazdorów sprzed lat. Po dwóch kolejkach nabraliśmy wiary w to, że nasza marność nie jest chyba taka ostatnia.

 

III liga (2/30) / 09.09.01 r. / Vedette, Boussu

 

Francs Borains - Torhout 1:1 (0:1)

Calicchio 83' - Demeulemeester 20'

 

Cz.k. Globez 85'

 

Widzów: 1717.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Dugardeyn - Simo © - Coqu, Demeulemeester (46' Vercruysse), S. Paravizzini (46' Packo) - Flaubert (46' Ingelbrecht), Moukoko

Odnośnik do komentarza

No i męski narząd płciowy, pomyślałem tydzień później. Po powrocie z Boussu zaczęliśmy przygotowania do pojedynku z Nieuwkerken. Do rezerw odesłałem (a dokładniej, poprosiłem o przejście pod tamte drzewa) Deleu i Meuniera. Czy miało to jakikolwiek wpływ na dramat, który nastąpił kilka dni później, nie wiem. Ale dramat nastąpił. Dramat, klęska, masakra, armagedon... Jak zwał, tak zwał. Nim Peter Van Lierde na dobre rozpoczął spotkanie, a moi gracze zorientowali się, że trzeba pobiegać było już 2-0 dla gości. Po kilku minutach trzecia bramka - jeden gol, drugi gol, trzeci leci, na tablicy 3-0 się świeci..., mruczałem wściekle pod nosem. Ludo Lanssens próbował jeszcze pokrzykiwać coś w kierunku naszych grajków, ale odpuścił sobie, gdy Packo zabił swym strzałem przelatującego nad trybuną gołębia. W przerwie w miejsce tego ostatniego wszedł Ingelbrecht, ale niewiele to zmieniło w naszej grze. Mnóstwo nawet nie najgorszych podań w środkowej części boiska, ale katastrofa pod własną bramką oraz dramat w polu karnym rywali. Goście z Sint-Niklas postanowili wykorzystać do maksimum naszą bezradność i w ostatnich kilkunastu minutach dorzucili jeszcze dwie bramki. By was wasza mać! Już nigdy nie będę optymistą - nawet jeśli pokonamy kogoś 10 bramkami, dalej będę narzekał...

 

III liga (3/30) / 16.09.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Nieuwkerken 0:5 (0:3)

Mertens 13', Laamers 15', K. Verstraeten 24', 73', Pierssens 84'

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Vercruysse - Simo © - Coqu, Demeulemeester, S. Paravizzini - Packo (46' Ingelbrecht), Flaubert

Odnośnik do komentarza

Po klęsce z Nieuwkerken, obawiałem się dwóch kolejnych, czekających nas, pojedynków. Najpierw mieliśmy udać się do Antwerpii na mecz z wiceliderem, Berchem Sport, a tydzień później na Velodroom przybywali gracze z Kortrijk. Jedynym pozytywem w tych dniach była informacja, że Frederic Pierre doszedł do siebie i będzie mógł wystąpić już w meczu z Berchem.

 

Mecz w Antwerpii rozpoczęliśmy z wielkim animuszem. Na bramkę gospodarzy strzelali Silvio Paravizzini oraz Miguel Coqu. Zaskoczeni gracze Berchem odpowiedzieli w 24 minucie - akcję El Addouly'ego zakończył pięknym strzałem Grommen. Henneman był bez szans. Miłe złego początki, pomyślałem. Ku mojemu zdumieniu, moi gracze zerwali się jednak do ataku - akcję Pierre'a oraz Simo wykończył Coqu i na tablicy pojawiło się 1:1. Jest dobrze, pomyślałem. Co więcej, niezłemu wynikowi towarzyszyła naprawdę przyzwoita gra moich podopiecznych. Na przerwę schodziliśmy w dobrych nastrojach, ale już po kilku minutach II połowy przegrywaliśmy 1:2. De Sutter wykorzystał dośrodkowanie Beckersa i zrobiło się mniej przyjemnie. Na szczęście błyskawicznie zebrali się gracze Torhout i odpowiedzieli dwoma trafieniami Flauberta!!! Nasz Wybrzeżokościosłoniowianin wreszcie pokazał, że drzemie w nim naprawdę spory potencjał - najpierw wykorzystał doskonałe dogranie Demeulemeestera, a potem przejął piłkę w środkowej części boiska i popędził z nią na bramkę Berchem, nie dając szans Verbovenowi. GOOOOOOOL! GOOOOOOL! Objęliśmy prowadzenie 3:2 na arcytrudnym terenie. Niestety, radość trwała tylko 4 minuty i Grommen doprowadził do wyrównania. Przez ostatnich dwadzieścia minut niewiele działo się już na boisku, a punkt z Berchem na wyjeździe był sporym sukcesem.

 

III liga (4/30) / 23.09.01 r. / Ludo Coeck-Stadion, Antwerp

 

Berchem - Torhout 3:3 (1:1)

Grommen 24', 69', De Sutter 49' - Coqu 33', Flaubert 52', 65'

 

Ż.k.: Allachi.

 

Widzów: 2525.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Vercruysse - Simo © - Coqu, Demeulemeester, S. Paravizzini (46' Fernande) - Pierre - Flaubert

 

Niezłe debiuty Pierre'a i Fernande dobrze rokowały na przyszłość. Na tego pierwszego liczyłem bardzo w kolejnym ligowym meczu. Do Torhout przyjeżdżali gracze Kortrijk. Gości byli faworytem tego spotkania, ale po dobrym występie w Antwerpii nie brakowało takich, którzy liczyli na 3 punkty. Najwięksi optymiści nie przewidywali jednak, że komplet oczek zapewnimy sobie już po 6 minutach gry. Dwa piekielnie mocne strzały z dystansu starszego z braci Paravizzini oraz Pierre'a sprawiły, że nim goście z Kortrijk zorientowali się w sytuacji, przegrywali już 0-2. Brawo, brawo, brawo! Dalsze minuty upływały pod znakiem naszej dominacji i mądrej, rozważnej gry. Jedynym zgrzytem był uraz Vercruysse, którego jednak znakomicie zastąpił w 17 minucie Dugardeyn. Arne zagrał na tyle dobrze, że w lokalnym tygodniku został uznany za najlepszego gracza tego spotkania. Na uwagę zasługuje też fakt, że sędzia pokazał moim graczom pierwsze kartki w sezonie. W poprzednich 4 meczach obywało się bez takich kar.

 

III liga (5/30) / 30.09.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Kortrijk 2:0 (2:0)

S. Paravizzini 3', Pierre 6

 

Ż.k.: Flaubert, Pierre

 

Widzów: 1594.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Vercruysse (17' Dugardeyn) - Simo © - Coqu, Demeulemeester (46' Fernande), S. Paravizzini - Pierre - Flaubert

 

Wrzesień kończyliśmy na 8 miejscu w ligowej tabeli z ośmioma punktami na koncie. Prezes Bossuyt chodził bardzo zadowolony, ale nadal nie mógł nam pomóc żadnym znaczącym wzmocnieniem. Było to o tyle irytujące, że nasi rywale wzmacniali się regularnie, a hitem transferowym w III lidze było wypożyczenie przez Aalst Phillipe'a Leonarda z Monaco. Ładnie...

Odnośnik do komentarza
Turla się pod stołem ze śmiechu od chwili, kiedy usłyszała, że piszę jakieś opowiadanie z klikania w kapselki, co to udają piłkarzy. I do tego w kapselki z czasów, gdy nawet kapselkami nie były... ;]

 

Ciekawe kto jej podsunął tą myśl :keke:

Odnośnik do komentarza

Nie wiem ;]

 

------------------------------

 

Październik zapowiadał się jako miesiąc potencjalnych zdobyczy punktowych. Czekały nas cztery spotkania z zespołami z dolnej części tabeli, w tym z dwoma ostatnimi w tabeli ekipami Lentezon i Wevelgem. Liczyłem, że do sierpniowo-wrześniowych 8 punktów dorzucimy jeszcze 6-8 "oczek".

 

W pierwszą niedzielę października ruszyliśmy do Beerse, by zmierzyć się z drużyną Lentezon. Pogoda niby sprzyjała grze, ale chyba nie nam konkretnie. W pierwszej połowie działo się niewiele - obie drużyny oddały po jednym celnym strzale, ale gospodarze mieli więcej szczęścia i piłka po uderzeniu Laevensa minęła Hennemana. W przerwie zdecydowałem się jedynie na drobne zmiany taktyczne, ale ta sama jedenastka pojawiła się na boisku i od początku drugiej połowy ruszyła do walki. Strzały Pierre'a i Flauberta w sobie tylko znany sposób obronił Stephane Stoklosa. Dopiero na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem arbitra tego spotkania, Flaubert doskonale wypatrzył wybiegającego Coqu, a ten ostatni umieścił piłkę w siatce. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a z punktu zdecydowanie bardziej mogli być zadowoleni gospodarze. Utrzymaliśmy nasze 8 miejsce w tabeli, ale żal mi było straconej szansy na komplet punktów.

 

III liga (6/30) / 07.10.01 r. / Sportcomplex Lentezon, Beerse

 

Lentezon - Torhout 1:1 (1:0)

Laevens 44' - Coqu 82'

 

Ż.k.: Eeckman - Simo

 

Widzów: 1187.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Bleyaert, Dugardeyn - Simo © - Coqu, Demeulemeester, S. Paravizzini - Pierre - Flaubert

 

Tydzień później czekał nas kolejny wyjazd. Tym razem gościliśmy w Wevelgem, które przed tym spotkaniem zajmowało przedostatnie miejsce w ligowej tabeli. Mecz zaczął się dla nas bardzo źle - już w 6 minucie Staelens (niezłe piłkarsko nazwisko, pomyślałem sobie...) wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Kilkanaście minut później wyrównał Pierre, ale od 30 minuty rozpoczął się, trwający godzinę, show bramkarza Wevelgem, Pietera-Jana Sabbe. Golkiper gospodarzy grał jak w transie, broniąc strzały Demeulemeestera, Coqu, Flauberta i Moukoko. Nie zdołaliśmy jednak nie tylko zdobyć zwycięskiej bramki, ale i straciliśmy na kilkanaście dni Angelo Paravizziniego, który doznał kontuzji kolana. Heh, kolejne dwa stracone punkty zaczęły mnie nieco martwić. Przewaga nad strefą spadkową nadal liczyła raptem 4-5 punktów...

 

III liga (7/30) / 14.10.01 r. / LVD-Stadion (Poezelhoek), Wavelgem

 

Wavelgem - Torhout 1:1 (1:1)

Staelens 6' - Pierre 24'

 

Ż.k.: Demeulemeester

 

Widzów: 1541.

 

Henneman - A. Paravizzini (37' Baert), Van Eeghem, Bleyaert, Dugardeyn - Simo © - Coqu, Demeulemeester, S. Paravizzini (46' Moukoko) - Pierre - Flaubert

 

Po dwóch wyjazdowych spotkaniach, w trzecią z październikowych niedziel czekał na pojedynek u siebie z Kapellen. Goście znajdowali się dwa miejsca niżej od nas i mieli tylko punkt straty. Liczyłem, że na własnym obiekcie zdołamy zwyciężyć i wreszcie zainkasować 3 punkty. Pierwsze minuty meczu szybko zweryfikowały moje oczekiwania - jeden punkt po 90 minutach zawdzięczaliśmy przede wszystkim naszemu bramkarzowi oraz kapitanowi Simo. Kameruńczyk dzielił i rządził w drugiej linii, a Henneman skutecznie bronił silne uderzenia Van Puijma. Szczerze mówiąc, nie bardzo miałem na kogo narzekać w tym spotkaniu (no może trochę na napastników), bo wszyscy zagrali co najmniej przyzwoicie, ale na rywali z Kapellen to było za mało. Trudno bowiem marzyć o zwycięstwie, skoro przez cały mecz oddaje się jeden (do tego niecelny) strzał na bramkę rywali. Heh, kolejny remis sprawił, że po ośmiu kolejkach mieliśmy ich na koncie aż pięć.

 

III liga (8/30) / 21.10.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Kapellen 0:0

 

Widzów: 1415.

 

Henneman - Vanmaele, Van Eeghem, Bleyaert, Baert - Simo © - Coqu, Demeulemeester, Moukoko - Pierre - Flaubert (46' S. Paravizzini)

 

W ostatnią październikową kolejkę czekał nas wyjazd do Maldegem. Rywal zajmował miejsce tuż za nami i znów liczyłem na najskromniejszą chociaż punktową zdobycz. Zwłaszcza, że w najbliższych tygodniach czekały nas arcytrudne mecze z rywalami z górnej połówki tabeli. Niestety, trafiliśmy na doskonale poukładanego rywala, któremu przewodził na boisku Bjoern Derycke. U nas zawiódł Coqu, słabiej zaprezentowali się też Pierre, Flaubert i Demeulemeester. Na dobrym poziomie zagrali jedynie Henneman w bramce oraz Vanmaele na prawej stronie obrony, zastępujący młodszego z Paravizzinich. Zwycięski gol dla gospodarzy padł po stracie Silvio Paravizziniego, któremu piłkę w okolicach naszego pola karnego zabrał Alexander Verwilst i spokojnym strzałem pokonał naszego bramkarza. Po ostatnim gwizdku sędziego nie mieliśmy wesołej miny - spadliśmy na 10 miejsce, a nad strefą spadkową mieliśmy tylko 6 punktów przewagi. Dwutygodniową przerwę w rozgrywkach (28.10 - 11.11) postanowiłem wykorzystać na dalsze poszukiwanie wzmocnień i pracę nad umiejętnościami strzeleckimi moich piłkarzy.

 

III liga (9/30), 28.10.01 r. / Maurice Dawaele-Stadion, Maldegem

 

SK Maldegem - Torhout 1:0 (0:0)

A. Verwilst 63'

 

Ż.k.: Moukoko.

 

Widzów: 1170.

 

Henneman - Vanmaele, Van Eeghem, Bleyaert, Baert - Simo © - Coqu, Demeulemeester (46' Moukoko), S. Paravizzini - Pierre - Flaubert

Odnośnik do komentarza

Dwutygodniowa przerwa nie przyniosła nam zbyt wiele dobrego - mimo usilnych prób, dziesiątek wysłanych faxów i setek rozmów telefonicznych nadal żaden przyzwoity skórokop nie był zainteresowany transferem do Torhout. Stop, wróć. Kilku byłoby chyba nawet zainteresowanych, ale za tych akurat należałoby zapłacić. Takie rozwiązanie nie wchodziło w grę i 11 listopada do spotkania z Oostende przystąpiliśmy w niemal identycznym zestawieniu, jak to miało miejsce w przegranym meczu w Maldegem. Jedyną zmianą było przesunięcie Pierre'a z pozycji ofensywnego pomocnika do linii ataku, obok Flauberta. Mimo że goście prezentowali się równie przeciętnie jak i my, nie liczyłem na wiele. Naprawdę cudem będzie, jeśli zdołamy się utrzymać bez jakichkolwiek wzmocnień.

 

Pojedynek z Oostende zaczęliśmy dość ostrożnie, ograniczając się do przeszkadzania rywalom i nieudolnych prób wyprowadzania kontr, które zwykle kończyły się stratą kilkadziesiąt metrów przed bramką rywali. Na szczęście rywale też nie prezentowali specjalnych umiejętności i pierwsza połowa minęła pod znakiem dziesiątek wrzutów z autów oraz bezproduktywnych podań w środkowej części boiska. Drugą odsłonę rozpoczęliśmy jednak z dużym animuszem - wejście Fernande i Moukoko rozruszało naszą drużynę, ale strzały Pierre'a mijały bramkę gości, a uderzenie Simo sparował na rzut rożny Sierens. Jednak krótkie rozegranie rzutu rożnego i dośrodkowanie Vanmaele na bramkę zamienił Flaubert! "Gooool! Goooool!" Wrzask naszego rezerwowego bramkarza, Christophe'a Descampsa, słychać było chyba nawet w Brukseli. "A teraz bronić się, bronić!" Wrzasków nie było końca. Na szczęście dla nas, owo wrzeszczenie wyprowadziło z równowagi rywali i do końca meczu zdołali tylko raz zagrozić bramce Hennemana. Po serii meczów bez zwycięstwa wreszcie zainkasowaliśmy 3 punkty i umocniliśmy się na 10 miejscu w ligowej tabeli. Panie prezesie federacji, kończ pan ten sezon!

 

III liga (10/30) / 11.11.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Oostende 1:0 (0:0)

Flaubert 60'

 

Ż.k.: Petrović.

 

Widzów: 1521.

 

Henneman - Vanmaele, Van Eeghem, Bleyaert, Baert - Simo © - Coqu (46' Fernande), Demeulemeester, S. Paravizzini (46' Moukoko) - Pierre, Flaubert

Odnośnik do komentarza

Nim przystąpiliśmy do kolejnej ligowej rundy zmagań, od Bossuyta usłyszałem, że ma dla mnie ważne transferowe wieści. Ucieszony faktem, że wreszcie jest szansa na jakiekolwiek wzmocnienie, ruszyłem na spotkanie z prezesem. Po chwili wiedziałem już jednak, że moja radość była mocno przedwczesna. Oferta, jaką znalazłem na biurku, dotyczyła propozycji sprzedaży jednego z graczy naszych rezerw. Za 5 tys. funtów mogliśmy pozbyć się jednego z najsłabszych skórokopów w drużynie - Jeroen Demuydt dostał bowiem propozycję gry w szkockim East Fife. Szybko wyjaśniło się, dlaczego on i dlaczego tam. Starszy brat Demuydta rozkręcił jakiś czas temu niewielki biznes w nieczynnej części doków Fife, po czym już jako znany lokalny biznesmen został poproszony o współfinansowanie gry miejscowej, na poły amatorskiej, drużyny piłkarskiej. Zażądał jednak, by znalazło się w niej miejsce dla obiecującego (a to ci żartowniś!) pomocnika z Belgii - jego młodszego brata. Tak też się stało - Jeroen otrzymał propozycję gry w zespole East Fife, my zaś kilka tysięcy funtów, które zapewniły nam możliwość wypłacenie kolejnej tygodniówki dla zgrai moich podopiecznych. Zawsze to jakiś plus, pomyślałem. Inna sprawa, że czułem się jak właściciel podrzędnego tartaku, handlujący butwiejącym już nieco drewnem. Piłkarskim drewnem...

 

Przed pojedynkiem RS Waasland - Torhout to gospodarze uchodzili za zdecydowanych faworytów i od pierwszych minut zdawali się potwierdzać, że są drużyną o klasę lepszą. Kręcili nami, jak chcieli. I na nic było pojawienie się w naszym składzie drugiego defensywnego pomocnika, Karela Masureela. Myśl o ponad trzech tysiącach widzów na stadionie działała paraliżująco na moich graczy. Zdumiewające było tylko to, że aż do 42 minuty dotrwaliśmy z wynikiem bezbramkowym. Wówczas akcję Meeusena sprytnym strzałem zakończył Van Overtvelt. 1:0 dla gospodarzy to był najmniejszy wymiar kary za naszą bezbarwną grę w pierwszej połowie. Niestety, w drugiej nie było wcale lepiej. Poniżej krytyki prezentował się Demeulemeester, a sytuację ratował jedynie Henneman, który (z trudem, ale jednak) bronił uderzenia Vercammena i De Koninga. Naszą odpowiedzią były zaś strzały w niebo Pierre'a i Coqu. W kolejnym już meczu nie zdołaliśmy oddać celnego strzału, a porażka 0-1 powinna nas tylko (sic!) cieszyć. Grać nie potrafimy, pomyślałem, pora chyba zacząć się modlić o cud...

 

III liga (11/30) / 18.11.01 r. / Stedelijk Stadion Puyenbeke, Sint-Niklaas

 

RS Waasland - Torhout 1:0 (1:0)

Van Overtvelt 42'

 

Widzów: 3300.

 

Henneman - Vanmaele, Van Eeghem, Bleyaert, Baert - Masureel - Coqu, Demeulemeester (46' Moukoko), Simo © - Pierre, Flaubert

Odnośnik do komentarza

Modlitwy, a nawet całonocne czuwania i leżenie krzyżem na kościelnej posadzce nie mogło pomóc - zespół Torhout składał się z piłkarzy mocno przeciętnych, a wydarzenia na trzecioligowym rynku transferowym tylko pogarszały naszą sytuację. Rywale regularnie wzmacniali się młodymi (czasami nawet całkiem zdolnymi) adeptami akademii futbolowych, działających przy pierwszoligowych klubach. Nasze starania wyglądały zaś marnie - po usłyszeniu, skąd dzwonimy, trzech na czterech kandydatów odkładało słuchawkę. Pozostali czynili to w chwili, gdy usłyszeli proponowane przez nas wynagrodzenie. Bossuyt wzruszał jedynie ramionami i przebąkiwał coś, że może za miesiąc uda się zdobyć trochę gotówki na transfery. Może... Za miesiąc... Trochę... W uszach dzwonił mi dźwięk ostrzonego katowskiego topora, który wkrótce mógł zawisnąć nad moją głową.

 

Do rywalizacji z drugim w tabeli zespołem Denderhoutem przystępowaliśmy zmobilizowani (tak przynajmniej chcieliśmy być widziani), lecz wiara w końcowy sukces była niewielka. W moich prośbach słanych szeptem do Najwyższego przewijało się niczym mantra: "Choć jeden punkt.... Jeden..." Goście szybko jednak wybili nam z głowy marzenia o zdobyczy punktowej - od 5 minuty prowadzili po strzale Deflandre'a. Nasze próby odgryzania się wyglądały niczym pierwsze szczeknięcia małego kundelka - dużo pisku, mało efektu. Rywale grali przy tym mądrze - po przerwie niewiele się w tej materii zmieniło. Nasze nieudolne ataki były rozbijane z łatwością, a kontry gości zabójcze. Dwukrotnie zdołał nas uratować Henneman, za trzecim razem nie był jednak w stanie powstrzymać Barta Reneta i na tablicy wyników pojawiło się złowieszcze 0-2. Nie mając już zbyt wiele do stracenia, postawiłem na ofensywę - dopięliśmy swego jednak dopiero na sześć minut przed końcem, gdy powracający do jako takiej formy Nico Demeulemeester pokonał bramkarza Denderhoutem. To było jednak wszystko, na co pozwolili nam rywale. W ostatnich sekundach swoich sił spróbował jeszcze Flaubert, ale piłka o kilkadziesiąt centymetrów minęła bramkę gości. Końcowy gwizdek, 1-2 i sytuacja w tabeli stawała się coraz mniej ciekawa...

 

III liga (12/30) / 25.11.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - Denderhoutem 1:2 (0:1)

Demeulemeester 84' - Deflandre 5', Renet 64'

 

Ż.k.: Coqu - Vergucht

 

Widzów: 1081.

 

Henneman - Vanmaela, Van Eeghem, Baert, Bleyaert - Simo © - Coqu, Demeulemeester, Moukoko (46' Masureel) - Pierre - Flaubert

Odnośnik do komentarza

Grudzień witaliśmy w kiepskich nastrojach. Niby 11 miejsce w ligowej tabeli i kilkupunktowa przewaga nad strefą spadkową powinna cieszyć taką ekipę jak nasza, ale przyznam szczerze, że zaczynałem się coraz bardziej obawiać zimowej części sezonu. Musieliśmy w większości radzić sobie tą kiepścizną, jaką zastałem po przyjeździe do Torhout, a moje transfery (Moukoko czy Fernande) nie okazały się takim strzałem w dziesiątkę, o jakim marzyłem. Pojedynek wyjazdowy z Eendrachtem Aalst jawił się jako jedno ze spotkań o 6 punktów. Rywale zajmowali przedostatnie miejsce w tabeli i tracili punkty jeszcze częściej niż my.

 

Do Aalst dotarliśmy w niedzielne przedpołudnie. Pogoda do gry była nie najgorsza, zważywszy na porę roku - 12 st. Celsjusza i nieco wietrznie. Gospodarze mogli liczyć na ponad dwuipółtysięczną rzeszę kibiców na trybunach i zaatakowali od pierwszych minut. Strzały Cordiera, Yousfi i Devoeghta mijały jednak naszą bramkę bądź na wysokości zadania stawał Henneman. W 18 minucie piłkę do naszej bramki zdołał wepchnąć Delorge i liczba polskich oraz flamandzkich przekleństw, które posypały się ze strony naszej ławki rezerwowych, była trudniejsza do policzenia od liczby bisów na koncertach Queen. Co gorsza, po kilku minutach zaczął utykać Nico Demeulemeester i nakazałem rozgrzewkę Arne Dugardeynowi. Po kilkudziesięciu minutach już wiedziałem, że tym razem futbolowe szczęście było ze mną. Po zmianie stron Arne zajął miejsce Simo na pozycji defensywnego pomocnika i dzielił oraz rządził przed linią obrony. Tymczasem Simo wziął się za rozgrywanie piłki, czego efektem były doskonałe sytuacje stwarzanie młodemu Flaubertowi. Wyrównanie nastąpiło po kilku minutach, a nim minął kolejny kwadrans Adingra wyprowadził nas na prowadzenie. GOOOOOOL! GOOOOOOL! GOOOOOOL! Zaczynaliśmy już zapominać, kiedy ostatnio prowadziliśmy. Ba, mało kto sobie potrafił przypomnieć, kiedy ostatnio Torhout objęło prowadzenie, przegrywając wcześniej. Ostatnie minuty wlokły się niemiłosiernie. Wrzeszczałem na sędziego, gestykulowałem do swoich piłkarzy, kopałem leżącą pod nogami butelkę z wodą mineralną. Emocje sięgały zenitu, ale wreszcie sędzia gwizdnął po raz ostatni - na stadionie w Aalst zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie naszymi wrzaskami. Gospodarze znaleźli się nad przepaścią, my na kilkanaście dni od owej przepaści się oddaliliśmy. Trzynasta kolejka okazała się dla nas bardzo szczęśliwa.

 

III liga (13/30) / 02.12.01 r. / Pierre Cornelis-stadion, Aalst

 

Eendracht Aalst - Torhout 1:2 (0:1)

Delorge 18' - Flaubert 54', 70'

 

Ż.k.: Coqu.

 

Widzów: 2593.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Baert, Bleyaert - Simo © - Coqu, Demeulemeester (46' Dugardeyn), Moukoko - Pierre - Flaubert

Odnośnik do komentarza

Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo sprawiło, że do ostatniego w grudniu pojedynku z Meldert powinniśmy przystępować w nie najgorszych nastrojach. Pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że nasi rywale liderowali ligowej tabeli i co kolejkę gromili kolejnych przeciwników. Z uwagi na to, radości nie było zbyt wiele, a nastrój oczekiwania potęgowały moje niekończące się zmagania z kasą pancerną Bossuyta, w której zamierzałem odnaleźć nie tylko pamiątki z czasów wojny trzydziestoletniej (dzieciństwa Oswalda), ale i nieco gotówki na transfery. Tej jednak nie było nie tylko w kasie, ale i chyba w całym Torhout. Mój błagalny wzrok na nikim już nie robił wrażenia, a do tego focha był łaskaw strzelić mój asystent, który zapowiedział, że pracuje u nas tylko do czerwca, a potem zamierza robić karierę w lepszym klubie. A krzyż ci na drogę, niewdzięczny durniu, pomyślałem, choć w środku wrzało.

 

Pogoda w kolejnych dniach grudnia psuła się z dnia na dzień. Po przyzwoitym początku, po tygodniu flamandzkie wsie i miasteczka nawiedzał chłód i wiatr. W takiej też aurze przyszło nam zmierzyć się z liderem. Lannsens usiadł na wszelki wypadek kilka krzesełek dalej i z niewiarygodnym wręcz zacięciem udawał, że spogląda wyłącznie na boisko. Nastrój na ławce zaczynał się chyba też udzielać piłkarzom na boisku, bo zachowywali się jak dzieci we mgle - szukający wzrokiem Bóg jeden wie czego. Goście nie czekali więc długo, by zaaplikować nam pierwszą bramkę. Pewnie gdyby nie postawa Simo oraz Hennemana do przerwy schodzilibyśmy z pokaźnym bagażem goli, ale na szczęście skończyło się tylko na 0-1. Drugą odsłonę meczu rozpoczęliśmy w nieco zmienionym składzie - narzekający na uraz stopy Flaubert musiał opuścić murawę, a w jego miejsce pojawił się Dugardeyn. Przesunąłem do ataku Pierre'a, Simo wziął się za rozegranie a Arne Dugardeyn za przeszkadzanie rywalom w drugiej linii. Na kilka minut zdołaliśmy przejąć inicjatywę - trzy strzały (Demeulemeester, Coqu i Moukoko) obronił jednak w sobie tylko znany sposób Nico Baert, bramkarz gości, a po chwili szybkie wyjście z kontrą na bramkę dla Meldert zamienił Elen. To podcięło nam zupełnie skrzydła, a dobił nas w 77 minucie Hassan Oubial. Rozpaczliwe strzały Pierre'a i Demeulemeestera na nic się zdały i zanotowaliśmy kolejną porażkę.

 

 

III liga (14/30) / 09.12.01 r. / Velodroom, Torhout

 

Torhout - TK Meldert 0:3 (0:1)

Bellemans 19', Elen 50', Oubial 77'

 

Ż.k.: Bleyaert, Baert, Moukoko - Verbelen.

 

Widzów: 1028.

 

Henneman - A. Paravizzini, Van Eeghem, Baert, Bleyaert - Simo © - Coqu, Demeulemeester, Moukoko - Pierre - Flaubert (46' Dugardeyn)

 

Nikt tego głośno jeszcze nie mówił, ale w powietrzu dawało się wyczuć pewien niepokój. Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy dotrwam na swoim stanowisku do Sylwestra. Żeby nieszczęść było mało, lokalne dziennikarzyny rzuciły się niczym hieny na Frederica Pierre'a, ogłaszając go winnym ostatnich niepowodzeń zespołu. Nie wahałem się nawet przez chwilę, by wziąć w obronę mojego ofensywnego pomocnika i ku mojemu zdumieniu spotkało się to z co najmniej życzliwą reakcją fanów Torhout oraz władz drużyny. Punktów za to jednak żadnych nikt nam nie da, a że łaska pańska (oraz kibicowska) na pstrym koniu jedzie, to za tydzień lub dwa mogę ja stać się celem ataków nie tylko dziennikarzy, ale i fanów oraz prezesa. Czy ja będę miał jeszcze jakieś powody do radości, pomyślałem...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...