"Kick and run"
Na szkockich murawach trup lubił ścielić się gęsto, a taktycznymi zagrywkami mało kto zawracał sobie głowę. Pierwszy trening utwierdził mnie w przekonaniu, że w naszych spotkaniach futbolówka rzadko kiedy zazna smaku murawy, a większość czasu spędzi fruwając od jednej szesnastki do drugiej. Nie mogło być inaczej, skoro na szpicy miałem zamiar ustawiać gościa do złudzenia przypominającego swoją posturą Wilta Chamberlaina. Z pełnym przekonaniem twierdzę, że Pierre van Hooijdonk załapałby się do NBA. Ba, w Milwaukee Bucks grałby pierwsze skrzypce.
Przeklęci Rangersi pod względem sportowym uciekli nam zdecydowanie, więc nie mogłem pozwolić sobie na dawanie szansy młokosom, którym ze względu na obecnie prezentowane umiejętności bliżej do East Stirlingshire. Ponieważ w kadrze nie mogłem mieć ani jednego gościa więcej, stąd konieczne było pozbycie się kilku miernot. Kontraktów zrywać nie zamierzałem, bo nie było mnie stać na płacenie odszkodowań. Pozostawała lista transferowa i nerwowe wyczekiwanie na jakichkolwiek chętnych.