Arachnea
Ależ to jest słabe…
Nowa podróż Thorgala, tym razem z rodziną, rozpoczyna się od najsłabszego jak dotąd odcinka sagi. Niemal wszystko na tej quasiatlantydzie jest złe. Thorgal nagle zapomina o latach doświadczeń i daje się pojmać niczym naiwna owieczka, król Drakon zdradza mu jak gdyby nigdy nic najtajniejsze sekrety wyspy a Thorgal oczywiście go rozumie, bo król zapewne zna język Północy (tak jak wszyscy jego poddani zresztą, pomimo tysiącletniej izolacji). Arachnea jest najgłupiej wyglądającym antagonistą ever, a na koniec mamy jakąś megaabsurdalną scenę z duszami i lawą. Tylko sentyment utrzymał we mnie chęć lektury… i strona plastyczna (choć ta Arachnea… )
3/10