Skocz do zawartości

Ranking użytkowników

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 24.05.2020 uwzględniając wszystkie miejsca

  1. Boca Juniors 2044/45 Nie braliśmy jeńców. Po złamaniu dominacji River postanowiliśmy przypieczętować to, co wywalczyliśmy rok wcześniej, a do tego dołożyć Copa Libertadores. Szliśmy jak burza, aż w finale spotkaliśmy Internacional Porto Alegre. Przed meczem wypadł nam bramkarz, a spotkanie zaczęło się od rzutu karnego dla rywali. Wszystko było przeciwko nam. Przegraliśmy - kolejny raz w decydującym momencie prześladował nas pech. Jestem najbardziej pechowym menedżerem świata. Porażka ta jednak tak nas zmotywowała, że od tego meczu... nie przegraliśmy żadnego! Jesteśmy obecnie w passie 30 meczów bez porażki z rzędu, pobiliśmy rekord punktów, bramek i zwycięstw w lidze, rozgromiliśmy River Plate 3:1 na wyjeździe, a do tego wygraliśmy puchar i superpuchar Argentyny. Takich liczb nie notowali moi zawodnicy bardzo, bardzo dawno: Prawdziwe monstra: Dolce trzeci raz z rzędu królem strzelców, mimo że ten 31-letni napastnik gra w średnim Independiente. Araujo w ostatniej kolejce miał 8 niecelnych strzałów - tak się starał. Na szczęście Donadell (lewy obrońca!) pobił rekord asyst. Rekord bramek, zwycięstw i punktów. W rundzie wiosennej mieliśmy bilans 18-1-0, z jedynym remisem w meczu z Racingiem. Jakby tego było mało, zapewniliśmy sobie mistrzostwo podczas wyjazdowego meczu z odwiecznym rywalem: Jedyne, czego mi brakuje, to tryumf w Libertadores! Tym razem w 1/8 finału spotykamy się z Gremio, z którym ostatnio pojedynkowaliśmy się w półfinale. A tak oto graliśmy w tym sezonie:
    1 punkt
  2. Zbliżał się start rundy wiosennej w Polsce, w związku z czym mijały właśnie ostatnie dni, w które miałem czasu dostatek. Poprzednie dni spałem na kanapie w salonie, a w międzyczasie odwiedziłem Ikeę, gdzie wypatrzyłem dla siebie nowe, przyjemne łoże, na które pozwalały mi akurat fundusze, więc niezwłocznie je zamówiłem. Później dogadałem się z pewnym znajomym, który miał samochód dostawczy, a gdy na niego czekałem, stargaliśmy po schodach z Dariuszem stare łóżko z sypialni, wynosząc je na podwórko. Wraz ze znajomym wrzuciliśmy je na pakę dostawczaka i wywieźliśmy na działkę, którą przekazali mi rodzice jakiś czas temu, gdzie odpaliłem kumplowi za fatygę, a Darkowi zaproponowałem działkową szklaneczkę Peak Labela w środku zimy. – Powiesz mi w końcu, po co wlekliśmy tutaj to łóżko? – zapytał Dariusz, gdy mój znajomy zamknął pakę i odjechał z klekotem diesla pod maską jego wozu. – Gdybym powiedział ci od razu, stwierdziłbyś, że mnie pojebało – odparłem. – Poczekaj tu chwilę. Wszedłem do domku, w którym trzymałem na działce kuchenkę, zlewozmywak, stolik chowany na zimę i inne szpargały przydatne w sezonie grillowym. Spośród gratów na tyłach wygrzebałem kanister, w którym zostało sporo benzyny do kosy spalinowej. Z blatu obok starej kuchenki zgarnąłem paczkę zapałek i uzbrojony w oktanowy arsenał ruszyłem zdecydowanym krokiem w stronę ustawionego na środku działki mebla, który dotąd stał w sypialni w domu. – Pojebało cię? – ożywił się Darek, z papierosem zastygłym w połowie drogi do ust. – Co ty wyprawiasz? – Zrobimy sobie małe ognisko. Ciekawy jestem, jak smakuje Peak Label, gdy patrzy się na tak miłą scenerię. Darek patrzał zdumiony, jak z fanatycznym zapałem otwieram zamaszyście korek staroświeckiego kanistra, a gdy zacząłem rozlewać benzynę po materacu, wyglądając jakbym odprawiał jakiś rytuał szaleńca, już cicho rechotał. Nie protestował i tylko przyglądał się, jak przygotowuję ognisty pokaz. Gdy skończyłem, zamknąłem kanister i odstawiłem go na bezpieczną odległość. Wyciągnąłem z paczki jednego z ostatnich pall malli, jakie jeszcze miałem, po czym zapaliłem go jedną z zapałek zabranych z blatu przy kuchence. – Do piekła! – zawołałem, rzucając płonącą zapałkę na nasączone paliwem łóżko. Jeśli ktoś myślał, że benzyna po prostu zapala się tak, jak na filmach, był w błędzie. Opary paliwa niemal wybuchają, a dopiero wtedy zaczyna się palić. Tak właśnie było teraz – najpierw rażące w oczy gwałtowne buchnięcie płomieni, a potem rude wstęgi tańczące z czarnym jak smoła dymem. A tenże dym przypominał mi ciemne włosy mojej byłej ukochanej kobiety, bo teraz to była już ostatecznie, definitywnie i nieodwołalnie moja była kobieta. I ten ogień, zdający się wspinać po ciemnych włosach, potraktowałem jako symbolikę oczyszczenia. Płomienie całkowicie opanowały materac i zajęły się trawieniem drewnianych elementów, aż z łóżka niebawem miały zostać tylko osmalone druty i stelaże oparć. – Nie szkoda ci tego materaca? Był całkiem dobry – zapytał Dariusz. – Przede wszystkim ten materac należało spalić – odparłem z przekonaniem. – On pieprzył ją w tym łóżku, założę się, że nie raz, nie dwa, a na pewno całe dziesiątki. W ten materac wytarło się sporo potu tego skurwysyna. A kto wie, czego jeszcze, poza potem. Niech płonie w pizdu. – O tym nie pomyślałem. W sumie... chyba zrobiłbym tak samo. – Nie dziwię się, bo jesteś w końcu tak samo stuknięty, jak ja – powiedziałem. – Inaczej na pewno nie trzymalibyśmy się tyle lat. To co? Może po grzdylu? Wyniosłem stolik przed domek, postawiłem na nim cztery szklanki – dwie na whisky i dwie na Coca-Colę – i polałem Peak Labela. W kilka chwil potem wypiliśmy po inauguracyjnym, opatuleni w zimowe kurtki. Przełknąłem napój bogów i chuchnąłem, uwalniając do atmosfery opar wypitego właśnie trunku. Nie odstawiając szklanki spojrzałem na płomienie wijące się na tym, na czym spędziłem z moją byłą miłością tyle nocy przez ostatnie pięć lat. – Wiesz? Z każdym kolejnym razem przekonuję się, że Peak Label to bardzo uniwersalny alkohol, doskonały na każdą okazję – powiedziałem, nie odrywając wzroku od ognistego spektaklu. Rude płomienie rzucały fantastyczną pomarańczową poświatę na zaszroniony, pogrążony w zimowym śnie trawnik. – Czy chcesz zalać smutki, opić radość, uczcić wzniosłą chwilę... Czy po prostu się sponiewierać, bo akurat masz taką ochotę. Peak Label sprawdzi się we wszystkich wymienionych, jak chyba żadna inna flaszka. – Teraz już wiesz, dlaczego ci tę whisky poleciłem? – spuentował moją wypowiedź Dariusz. – W ogóle możliwe, że będę miał dla ciebie pewną propozycję na przełom maja i czerwca, tylko najpierw będę musiał wiedzieć, co postanowią w robocie. Dariusz nie zdradził mi szczegółów, bo jeszcze nie było to podobno nic pewnego. Miałem zamiar cierpliwie poczekać, ale było warto, choć początek wydawać się mógł bardzo niefortunny.
    1 punkt
  3. Rozgrywki jeszcze nie rozpocząłem. Jest przygotowana do startu, ale najpierw piszę wstęp. Przydługawy może, ale lepsze to, niż sucha kariera oparta na odcinkach w stylu "zagraliśmy z tymi i tymi, padł wynik taki i taki". Zresztą podejrzewam, że gdy rozpocznie się właściwa rozgrywka, jakakolwiek fabuła siłą rzeczy ustąpi miejsca tejże rozgrywce, bo nigdy nie byłem mistrzem łączenia fabuły z rozgrywanymi meczami, itd.
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...