Skocz do zawartości

Czasem szczęście, czasem talent, czasem...


Qu.

Rekomendowane odpowiedzi

Nadrobione.

Dwie rzeczy mi się rzuciły w oczy:

Wybrałem pierwszą lepszą bawełnianą koszulę w kratkę i granatową marynarkę. Do kompletu dołączyłem jeansowe spodnie. Prezentowało się to nieźle, dokładnie tak jak sobie wyobrażałem. Całość powiesiłem na klamce i zszedłem do Roberto. Za nic nie chciał powiedzieć o jaki klub chodzi. Po dwóch próbach zaprzestałem swoje dociekiwania, bo i tak zaraz wszystkiego miałem się dowiedzieć. Pół godziny zajęło mi przejechanie całej działki traktorkiem-kosiarką.

 

Ubrał się w garniak i kosił trawę? :ke:

Druga rzecz: w pierwszym poście jest BMW M4, a w ostatnim jest:

"udałem się do swojego wozu...i wspólnie z przyjacielem opuściliśmy Porsche 918"

To ile masz tych bryczek? :>

Odnośnik do komentarza

Całość powiesił na klamce, panie MaKK!

Krótkim krokiem wróciłem przed swoje auto. Jeszcze raz dokładnie obejrzałem mój nowy nabytek. Na pierwszy rzut oka rzucał się czarny, matowy lakier.

 

Ktoś tutaj nie czyta z pełnym skupieniem :>

Odnośnik do komentarza
Odcinek 8


Ponownie wszedłem do restauracji. Tym razem pewnym krokiem udałem się na schody. Lekko przetarłem prawą pięść lewą dłonią i wszedłem na górę w towarzystwie Roberto, który stał i miał kamienną twarz. Nie zabrakło także krótkiej reprymendy, którą udzielił mi po cichu wchodząc do góry. Piętro było zarezerwowane na nasze potrzeby. Przy stole siedziała dwójka facetów w podeszłym wieku i jeden rówieśnik, a przynajmniej sprawiał wrażenie chłopaka będącego w naszym wieku. Pierwszy z lewej miał siwe włosy i dokładnie ogoloną twarz. Od razu wiedziałem, że jest Amerykaninem. Drugi charakteryzował się szczupłą sylwetką i zakolami, a trzeci fajnymi okularami. Całe trio wstało z miejsc i po kolei się przywitaliśmy.

- Witam, Matteo Pistone. - podałem rękę pierwszemu facetowi, to był ten Amerykanin.

- Spokojnie Matteo, znamy Cię - puścił mi oczko. Od razu czułem się swobodniej. Zająłem swoje miejsce, Roberto także. - Przejdźmy do konkretów i nie traćmy czasu. Wszyscy wiemy po co tu jesteśmy. Przedstawię nasze stanowisko. Klub potrzebuje świeżości i nowoczesnej myśli taktycznej. Matteo, dokładnie przeanalizowaliśmy wykonywaną przez Ciebie pracę, zarówno w Sassuolo, jak i Benficę. Twoje zespoły grały bardzo ciekawy futbol, przy czym defensywa stała na równie wysokim poziomie, niezależnie od poziomu piłkarzy. Rozumiesz mnie - aspirujemy do walki o najwyższe cele i Ty jesteś w stanie nam to zapewnić. Z góry Cię uprzedzę, dostaniesz wolną rękę . Pełen luz. Nikt nie będzie

- Rozumiem, że podpiszemy długoterminową umowę? - wtrącił się natychmiast Roberto.

- Mamy inną propozycję. Wiadomo, jak wygląda futbol w dzisiejszych czasach, jak jest skonstruowany. Długo terminowe umowy zwykle kończą się blamażami. Uważamy, że kontrakt na rok z opcją przedłużenia jest najlepszym wyjściem z sytuacji. - powiedział z wielkim przekonaniem Amerykański biznesmen.

- Okej. - spojrzałem na Roberto. - Długość kontraktu to w tym momencie najmniej ważna kwestia, aczkolwiek postawię sytuacje jasno. Jestem w stanie podpisać kontrakt na rok, w przypadku ukończenia sezonu w TOP3 chcę go automatycznie przedłużyć. Bez tego zapisu niczego nie podpiszemy. - stanowczo powiedziałem w stronę trójki facetów. - Teraz dosyć ważne pytanie, jak wygląda sprawa z budżetem?

- O to się nie martw. - wcześniej przeszliśmy na 'Ty'. - Będzie wystarczający, pewnie któryś z piłkarzy nie będzie pasował do Twojej koncepcji, więc dodaj do tego pieniądze z jego sprzedaży.

- Okej, ale z pewnością będą wymagania, które będę musiał spełniać. Wolę je poznać na samym początku...

- Nie, właśnie nie. - szybko odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. - Masz pełen luz. Zero stresu. Twoją pracę ocenimy w Czerwcu przyszłego roku.

- No chyba, że przegrasz dziesięć ligowych meczów z rzędu, hehe. - dołączył się do dyskusji najmłodszy z trójki facet.

- Nie żartuj, bo Ci to nie wychodzi. - szybko sprostował swojego pomocnika prezes klubu. - Tak jak mówię Matteo, przygotowujesz zespół gdzie chcesz, zatrudniasz kogo chcesz i walczysz o jak najlepsze miejsce w lidze. Nie wyobrażam sobie, że nie zdobędziesz z naszym zespołem mistrzostwa w ciągu trzech lat. - te ostatnie zdanie wypowiedział bardzo wyraźnie. Miałem wrażenie, że zrobił to po to, żebym zakodował je sobie w głowie.

- Okej. Przedstawia się to bardzo interesująco, nieprawdaż? - zwróciłem się ku Roberto.

- Interesujący kraj, interesujące miasto... - wszyscy się roześmiali. - Interesująca liga, no i klub, któremu kibicuje od dziecka, czyli spełniacie wszystkie wymagania. - rzucił z uśmiechem na ustach i odpalił kolejnego papierosa.

- Potrzebuję jednak parę dni na przemyślenie całej tej sytuacji. - powiedziałem zrównoważonym tonem. - Z doświadczenia wiem, że pochopnych decyzji się nie podejmuję. - dodałem.

- Dobrze, w takim razie odezwiemy się pod koniec tygodnia.

- Jesteśmy w kontakcie. - rzekł Roberto.

Pożegnaliśmy się uściskami dłoni i opuściliśmy przyjemny lokal. Przed nim nie było śladu po wcześniejszej sprzeczce z nieznajomym fotografem. Spojrzałem na swoją pięść. Kostki były przejechane, na pierwszy rzut oka można było wywnioskować, że doszło do bójki. Po paru sekundach siedzieliśmy w aucie. Pozwoliłem Roberto zasiąść za kierownicą. Był dobrym drajwerem, jego pasją od najmłodszych lat były samochody i nic dziwnego, że nie dało się go złamać w tym temacie. Pojechaliśmy do jego domu. Był położony około dziesięć minut od ulicy, na której mieszkam. Ujrzałem metalowe, kute ogrodzenie, które wysunęło się na pierwszy plan. Roberto użył pilota do bramy, która powoli się otwierała. Wtedy zobaczyłem świetnie wystylizowany ogródek. Od razu widziałem, że miał od tego ogrodnika, bo przecież sam nie miał zielonego pojęcia jak się tym zajmować. Opuścił auto i kazał na niego czekać. Wyciągnąłem swojego ajfona i zacząłem oglądać sportowe wiadomości. Na główną stronę trafiła informacja o transferze Saido Berahino, który zamienił Southampton na Tottenham. Media spekulowały o czterdziestu milionach funtów. Dziwiła mnie ta kwota, bo w siedemdziesięciu dwóch meczach strzelił dwadzieścia osiem bramek. Uważałem, że Koguty popełniają duży błąd zatrudniając Anglika, bo szału na wyspach nie robił. Na szczęście to nie mój problem. Po kilkunastu minutach wystrojony przyjaciel wrócił.

- O proszę. - zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu. - Gdzie się wybierasz, że tak się odpieprzyłeś?

- Hmmm, prościej by było gdybyś spytał gdzie się wybieramy.

- Co masz na myśli? - spytałem z lekkim zdziwieniem.

- Że idziesz ze mną. - odpowiedział pewnym głosem.

- Kolejna niespodzianka... - powiedziałem i mocno wypuściłem z siebie powietrze.

Później jedynie się przekomarzaliśmy, przy czym dogryzaliśmy sobie nawzajem. Następnym przystankiem była moja willa. Tam miałem wziąć prysznic i ubrać się w nieco luźniejszy strój, choć równie elegancki. Byłem co raz bardziej ciekawy gdzie się wybierzemy.

Odnośnik do komentarza
Odcinek 9


- Ona to wszystko zainicjowała. Nie maczałem w tym palców, ani niczego innego. - zaśmiał się pod nosem. - Serio, ja tylko wspomniałem parę dni temu, jak na siebie wpadliśmy w galerii, że wracasz na dłuższą chwilę do Rzymu. Chwilę pogadaliśmy i poszliśmy w swoje strony, a dwa dni później wysłała mi SMSa, żebym się przygotował i niczego nie wypaplał. - kontynuował. - Swoją drogą ciekawe, bo na wieść że wpadniesz od razu się uśmiechnęła. Mówię Ci stary, ona dalej coś do Ciebie.

- Hmmm, pamiętaj że się przyjaźnimy i ogarnia mi dom od jakiś czterech lat. - szybko sprostowałem przypuszczenia kolegi. - Poza tym ona ma Fabio, pewnie powoli planują dziecko, nic z tych rzeczy Roberto. - powiedziałem pewnym, spokojnym głosem.

- Nie przegadam Cię. - kręcił głową w lewo i prawo. - A, no tak, zapomniałbym. Będziemy my, Claudia z Fabio i Julia z Bruno, z tych ważniejszych gości. Reszta to wiesz, Ci tacy znajomi-duchy.

- Okej, dobra, to idę się ogarnąć. - po tych słowach skierowałem się na pierwsze piętro. Tam poczyniłem kroki przygotowań do domowej posiadówki. Rozpocząłem od orzeźwiającego prysznica. Pod natryskami spędziłem dobre piętnaście minut, dokładnie myjąc każdy skrawek ciała. Następnie podszedłem do lustra i zacząłem podcinać brodę. Sięgnąłem po krem, który zaraz po goleniu nałożyłem na twarz. Później podłączyłem suszarkę do prądu. Pstryknąłem włączający przycisk i rozpocząłem układanie włosów. Po paru minutach te były niemalże idealnie uczesane. Z szafy wyjąłem szarą koszulę ze znaczkiem Hugo Bossa. Starannie zapinałem guziki, aż w końcu wszystkie były na swoich miejscach. Zmieściłem się w niecałych trzydziestu minutach łącznie z prysznicem. Po wykalkulowaniu czasu udałem się do sąsiedzkiego domu. Już na pierwszy rzut oka widać było zmiany odkąd mnie tu nie było. Nowe kolory, wszystko pozmieniało swoje miejsca, nie wspominając o kreatywności ogródka, co mnie specjalnie nie dziwiło. W końcu Claudia to specjalistka od zielonych wyczynów. W moich oczach była bardziej greenkeeperem, niż ogrodniczką, ale to moja osobista anegdotka. Pewnym krokiem wszedłem po paru stopniach, aż w końcu znalazłem się przed wejściowymi drzwiami. Ostatni raz przerzedziłem włosy, wypuściłem z płuc powietrze i uniosłem prawą dłoń w rękę, żeby zapukać. Nie zdążyłem stuknąć w drewniane wrota, a te od razu się otworzyły.

- No wreszcie! - powiedział wyraźnie ucieszony gospodarz. - Już myśleliśmy, że nie wpadniesz! - starał się być miły, jednak wyczuwałem w jego głosie pewną fałszywość.

- No cześć, miło Cię widzieć. - podałem mu rękę.

- Nie przez próg. - wyszczerzył się i ruchem dłoni zaprosił mnie do środka.

Czasami zadawałem sobie pytanie - dlaczego ten facet tak bardzo działa mi na nerwy? Nie miałem pojęcia, czy to przez te wszystkie wybryki z Claudią, czy po prostu przez to, że to kompletnie nie był typ mojego kumpla. Był ciotą i zwykle na każdym kroku lizał tyłek. Nie trawiłem takich ludzi, ale starałem się szanować. Jego nie potrafiłem, więc po głębszej analizie mogłem stwierdzić, że głównym powodem jest tutaj Claudia. Ściągnąłem swoje nowe niebieskie New Balance i udałem się w głąb domu. Muzyka leciała dosyć głośno, alkohol leżał na każdym stoliku, a razem z nim puste szklanki. Po kolei przywitałem się z każdym obecnym oprócz Claudii, której nie umiałem dostrzec. Nawet potajemnie skradłem się na taras, który prowadzi na wielką działkę za domem, ale tam również nie było mojej przyjaciółki. Chwilę później poczułem na barku dotyk lekkiej, zgrabnej dłoni. To musiała być ona.

- Nareszcie! - powiedziała donośnym głosem i mocno mnie objęła. Natychmiast się uśmiechnąłem i poklepałem ją po plecach. Po paru sekundach przytulania odsunęliśmy się od siebie i wymieniliśmy serią buziaków w policzek. Kolejno mój wzrok powędrował na sylwetkę Fabio, któremu zdecydowanie nie przypadło do gustu nasze przywitanie.

- Co u Ciebie słychać? Tyle czasu, jezu. - powiedziałem w stronę przyjaciółki. - Nie, czekaj. - przyłożyłem palec do jej ust stopując szybką odpowiedź. - Najpierw coś ode mnie. - sięgnąłem do tylniej kieszeni i wyjąłem eleganckie pudełeczko na pierścionek, który znajował się w środku. Przekazałem je w ręce Claudii.

- Chyba sobie żartujesz. - powiedziała widząc markę na przodzie opakowania.

- Nie spojrzysz co jest w środku?

- Matteo... - powiedziała i próbowała wcisnąć mi go z powrotem.

- Nie Claudia. Opiekowałaś się moim domem ponad cztery lata. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, więc proszę, nie sprawiaj mi przykrości, tylko to zabierz, okej? Mam nadzieję, że chociaż Ci się spodoba. - szybko otworzyła pudełeczko i zaniemówiła z wrażenia.

Mój podarunek wywołał trochę zamieszania. Wszyscy goście zbiegli się w naszą stronę i oglądali pierścionek prosto z rzymskiego jubilera "Bulgari". Pytali i dociekali z zachwytem czy to diament. Po paru sekundach od naszego grona oddaliła się druga połówka Claudii. Był wyraźnie zirytowany całym zbiegiem wydarzeń. Zauważyłem, że działałem mu na nerwy. Nie minęło kilka minut, a wszyscy zaczęliśmy spożywać Jack'a i innego rodzaju trunki. Po paru łykach znalazłem się w intensywnej konwersacji z Bruno. Z marszu pytałem jak tam idzie mu biznes. Przez dobre dwadzieścia minut opowiadał o swoim zoologicznym sklepie z żarciem dla zwierząt. Był w nich zakochany równie jak moja macocha, której ciężko dorównać w tej kwestii. Mój były kolega z klasy, z którym wspólnie kiedyś kopaliśmy w piłkę ma trzy psy, dwa koty i królika, który biega po całym domu. Mniejszą fantazję do tego wszystkiego ma Julia, która razem z nim weszła w ten biznes. Są małżeństwem od dobrych paru lat, a razem od gimnazjum. Szanowałem to, niezłe osiągnięcie. Ponad dwadzieścia lat razem w tak młodym wieku. Niezły wyczyn. Cieszył mnie fakt, że wszystko podąża w dobrym kierunku i ich firma nabiera rozpędu. Piwo i papieros mocno mnie wyczerpały. Byłem bliski drzemki na kanapie, kiedy niebezpiecznie blisko mnie usiadła Claudia.

-Fabio musiał gdzieś pojechać. Pogadamy? - spytała swoim ponętnym głosem i przejechała wskazującym palcem lekko po mojej koszuli.

Odnośnik do komentarza
Matteo to bardzo niezdecydowany mężczyzna-dziecko, panie MaKK! :fool:
Odcinek 10
Napięcie dosyć mocno wzrastało. Pomimo dużej ilości zmieszanego alkoholu starałem się kontrolować sytuację i nie dopuścić do jakiegoś głupiego wybryku. Claudia nadal napierała. Lekko przysuwała swoją sylwetkę do mojej. Była na tyle blisko, że czułem na swojej klatce jej piersi, następnie założyła swoją prawą nogę za moje.
- To nie jest dobry pomysł. - szybko rzekłem w jej stronę i starałem się ją lekko przesunąć.
- Nie wiem o czym mówisz. - znowu się przysunęła. Postanowiłem zepsuć tą chwilę i uratować jej wyrzuty sumienia.
- Claudia. - wziąłem głęboki wdech. - Nie możemy znowu się tak zachowywać. Masz męża. Niedługo pewnie będziecie mieli dziecko. Nie zepsuj tego.
- Ale ja cię kocham Matteo. - spodziewałem się tego tekstu.
- Mówisz to za każdym razem jak pijemy. Ogarnij się, a ja wrócę do siebie. - poklepałem ją po plecach i poszedłem w stronę wyjścia. Byłem pijany. Czułem to. Szedłem i podpierałem się ściany z obu stron. Dochodząc do przedpokoju, gdzie znajdowały się wszystkie obuwia, zauważyłem wychodzącego Fabia z niebieskiej Alfy Romeo. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie jego czułe pożegnanie z towarzyszącą osobą. Sprawnie zawiązałem sznurówki i wyszedłem przed posiadłość przyjaciółki i jej gacha. Po aucie nie było śladu, a Fabio palił papierosa. Pewnym krokiem podszedłem do niego i normalnie się z nim pożegnałem. Swoim wzrokiem ewidentnie pokazywał mi, że bliższe, przyjacielskie relacje z Claudią nie są dla niego na rękę. Nie chcąc zaczynać konwersacji skierowałem się w stronę swojej willi.
***
Wibrujący telefon i dźwięk koguta oznaczający dostarczenie SMSa na moją komórkę wyrwał mnie ze snu. Kątem oka spojrzałem na ekran swojego Iphone'a. Nadawcą była Claudia. Przesunąłem palcem po ekranie żeby odblokować urządzenie i przeczytać wiadomość.
From: Claudia
Matteo, przepraszam bardzo za sytuację z wczoraj. Alkohol zrobił swoje, po prostu zapomnij o tym co Ci powiedziałam i najlepiej wykasuj tą wiadomość.

Normalna sytuacja. Byłem pewny, że napiszę coś podobnego. Dostawałem takiego smsa każdego ranka po imprezach z dodatkiem alkoholu od mojej przyjaciółki. Zablokowałem dotykowy telefon i położyłem się na drugim boku. Nie potrafiłem zasnąć, więc postanowiłem wstać z wygodnego łoża. Nie czułem się najlepiej. Poszedłem do kuchni i nalałem sobie schłodzony, cytrynowy napój. Duszkiem wypiłem całą szklankę, którą odłożyłem na blat. Przed wyprawą do łazienki rzuciłem się na kanapę i zacząłem oglądać telewizję. Po paru minutach skakania po programach zrezygnowałem z tej czynności i skierowałem się pod natryski. Czynności doprowadzające mnie do normalnego stanu zajęły mi ponad godzinę. Potem umówiłem się z Roberto. Musieliśmy załatwić parę spraw na mieście, a że działaliśmy w podobnych branżach, postanowiliśmy zrobić to wspólnie. Tak, mieliśmy też inne zajęcia oprócz piłki nożnej. Wyszedłem przed posesję, wyjechałem autem z garażu i pojechałem w stronę centrum. Znalazłem się tam po kilku minutach, przyjaciel stał już przed budynkiem i palił papierosa. Zaparkowałem auto na jedynym wolnym miejscu, a następnie przywitałem się z rówieśnikiem.
- Gdzie najpierw? - spytałem w momencie, kiedy ten wyrzucał końcówkę papierosa ze swojej prawej dłoni.
- Chodźmy do urzędu. - odparł i wskazał na budynek stojący na przeciwnej ulicy.
Po paru chwilach znaleźliśmy się przy odnowionym obiekcie. Nagle przez myśli przeszła mi sytuacja z wczorajszej nocy, kiedy Fabio czule żegnał się z jakąś dziewczyną. Zastanawiałem się kto to mógł być i co ich łączyło. Jednego byłem pewien - nie jest szczery w stosunku do mojej przyjaciółki i swojej żony. Po krótkich przemyśleniach udałem się na pierwsze piętro. Tam wszedłem w pierwsze drzwi po lewo i pokazywałem wszystkie dokumenty. Nie było to moje ulubione zajęcie, czas leciał strasznie wolno, a w pomieszczeniu nie było klimatyzacji. Od razu zrobiło mi się bardzo ciepło, a po skroniach spływały mi krople potu, które natychmiast przetarłem chusteczką.
- Wygląda na to, że to wszystko. - powiedziała zgrabna brunetka z widocznym dekoltem.
- W takim razie bardzo pani dziękuję. - zaczęła chować wszystkie papiery do skoroszytu. Po wyjściu z pokoju cholernie żałowałem, że nie spytałem jej o numer. Miałem ochotę tam wrócić, ale wtedy byłbym spalony, więc olałem temat i stwierdziłem, że poczekam z tym do następnego razu. Skontaktowałem się z Roberto, który czekał w kawiarni obok. Powiedział, że natychmiast muszę do niego przyjść i się sprężyć, bo nie mamy dużo czasu. Zrobiłem jak kazał i szybko znalazłem się w wyznaczonym miejscu.
Odnośnik do komentarza
Jest napisane dalej :> Kto wie, mogła to być przecież jego mama, babcia, siostra :-k

Odcinek 11
- Ale ku*wa jak to? - spytałem z niedowierzaniem.
- Biegnij! - rzucił w pośpiechu. Kierowaliśmy się w stronę samochodów. Byłem w środku swojego Porshe, Roberto siedział za kierownicą Mercedesa. Nie mieliśmy dużo czasu, więc naginaliśmy przepisy szarżując Rzymskimi ulicami. Na całe szczęście uniknęliśmy policyjnych pojazdów i dotarliśmy na miejsce szybciej niż się spodziewaliśmy. Oboje zapłaciliśmy za parking na więcej niż dwie doby. Pieniądze w tym momencie nie miały znaczenia, dlatego wyjąłem parę bankotów z portfela i rzuciłem je na blat. Następnie pobiegliśmy do wejścia. Na skroniach czułem kapiące na mnie krople deszczu. Będąc w środku Roberto pobiegł do poczekalni, żeby cokolwiek jeszcze wskórać, a ja do kasy, gdzie kupiłem potrzebne pokwitowania. Do dnia dzisiejszego nie mam pojęcia jak udało mu się przekonać personel, żeby na nas poczekali...
***
Padający deszcz, chłodny wiatr i szare niebo. Z jednej strony czułem, że jestem bardzo bliski spełnienia marzeń, z drugiej, że wku*wia mnie taka pogoda. Kupiłem parasolkę w jednym z kiosków, przyjaciel także zabezpieczył się w deszczochron. Ogromna infrastruktura miasta i 'godzina szczytu' spowodowały, że nie było żadnej dostępnej taksówki, a numeru oczywiście nie posiadaliśmy. Nie znaliśmy się także na ulicach, nie wiedzieliśmy jak dojść do wyznaczonego celu. Wtedy wpadłem na świetny pomysł kupna mapy. Nie pomyślałem, żeby włączyć nawigację, tylko wróciłem do sklepu i kolejnym sprawionym prezentem był plan miasta widoczny na kartce.
- Przecież mamy nawigację w ajfonach. - spojrzałem na Capone, a ten jedynie wziął głęboki wdech i dał mi do zrozumienia, że często nie myślę i jestem po prostu głupi.
Uruchomiłem aplikację i zaznaczyłem docelowy punkt. Poruszając się wśród gromady ludzi będących na tych samych ulicach, nagle poczułem nieodpartą chęć na jedzenie. Weszliśmy do pierwszej restauracji, McDonalda. Kochałem to jedzenie. Pierwszym wyborem były oczywiście Nuggetsy, czyli kurczaczki, którym towarzyszyły frytki i cheeseburgery. Wówczas zestaw był identyczny i rozkoszowałem się smakiem mojej ulubionej potrawy. Rówieśnik także miał swoje ulubione rarytasy. McRoyal podwójny, Chikker, frytki, obowiązkowa Cola. Nie obchodziło go to, że kiedyś napój był całkowicie czysty - po prostu Cola. Później oczywiście wszystko było rozcieńczane, a dożyliśmy czasów, kiedy z Coli został... kolor. No nic, Roberto i tak połykał to hektolitrami. Pół godziny wystarczyło na spożycie wszystkich posiłków. Deszcz zaczął padać co raz mocniej, można to było porównać do spotkania sprzed paru lat na Euro 2016 pomiędzy Ukrainą i Irlandią Północną. Wraz z deszczem, prosto z nieba spadła dla nas taksówka. Szybko zajęliśmy wolny, można rzec zabytkowy samochód. Podaliśmy dokładną lokalizację i zostaliśmy tam przetransportowani w niecałe dziesięć minut. Przed moje oczy wyłonił się piękny, nowoczesny stadion.
- Kocham Cię Roberto! - krzyknąłem jeszcze siedząc w taksówce.
Okrągła 'figura' mieszczącego ponad sześćdziesiąt tysięcy ludzi stadionu była wspaniała. Nazwa obiektu była napisana na tle pięciu facetów obróconych tyłem i trzymających się za barki. Logo klubu było w samym centrum tego... nie miałem pojęcia jak to nazwać. Nie mniej jednak byłem zachwycony. Moje marzenie, życiowy cel był w trakcie realizacji, miałem go na wyciągnięcie ręki. Obeszliśmy ogromny kompleks dookoła. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Podeszliśmy do wejścia i skierowaliśmy się w głąb budynku. Rob mówił, że już wszystko jest przygotowane. Oni są zdecydowani, my też i wystarczy przedstawić sobie oczekiwania jednej i drugiej strony. Pasowało mi to, ba, byłem w stanie zrezygnować ze wszystkich możliwych pozytywnych bonusów, które mógłbym dostać gdzie indziej. Wnętrze było niesamowite. Przypominało mi trochę siedzibę Benfici, gdzie również legendy widniały na ścianach, między którymi pracownicy klubu mogli się przemieszczać. Po kilkudziesięciu krokach weszliśmy do jednego z pokoi. Z plakietki można było wyczytać, że był to gabinet dyrektora klubu. W pomieszczeniu było dwóch facetów, a na nasz widok nie wyglądali na specjalnie zadowolonych.
- Witam serdecznie, Roberto Capone, byliśmy w stałym kontakcie od trzech dni, a dzisiaj rano napisaliście, żebyśmy przylecieli. Jesteśmy. - powiedział wyraźnie ucieszony, ja podszedłem do obu facetów, wyciągnąłem prawą dłoń i wyrecytowałem swoje imię oraz nazwisko.
- Cieszymy się, że tak szybko panowie przyjechaliście. - powiedział młodszy chłopak. - Nie sądziliśmy, że faktycznie uda wam się przetransportować do nas tak szybko. Może zanim coś będziemy proponować, to wysłuchajmy was. Czego oczekujecie? - spojrzałem na Roberto który po tych słowach nie był w najlepszym humorze.
- Przepraszam, może pan powtórzyć? - spytał z niedowierzaniem.
- Chcielibyśmy wiedzieć, czego oczekujecie. - przyjaciel wstał z miejsca i podparł się o biurko.
- Jak to ku*wa czego oczekujemy?! - spojrzał na mnie, a ja próbowałem go uspokoić. - Nie Matteo, widzę to, coś się zmieniło od ostatnich rozmów.
- Proszę się uspokoić. - rzekł bezradnie facet z fryzurą podobną do Cristiano Ronaldo.
- Nie, nie uspokoje się i ch*j. Było ewidentnie ustalone - kontrakt trzy plus jeden, sto pięćdziesiąt tysięcy funtów tygodniowo, do wyboru mieszkanie lub dom na przedmieściach i samochód. Budżet transferowy określony po podpisaniu kontraktu. A teraz co? Nagle czego oczekujemy? Nie Matteo. - znów skierował swoje oczy na moją sylwetkę. - Czegoś tu nie rozumiem.
- Okej Joel. - rzekł Ivan Gazidis, dobrze go znałem. - Nie będziemy was kłamać. Byliście wersją B. Wersja A jeszcze dzisiaj rano była nieosiągalna, więc postanowiliśmy zaryzykować i wybrać was. Godzinę temu wersja A zmieniła zdanie i kontrakt jest już przygotowany, ale dla niego. Dosyć niezręczna sytuacja, ale...
- Sku*wysyny. - krzyknął Roberto trzymając papierosa w ustach i wyszedł z pomieszczenia. Podążyłem jego śladem, a w progu obróciłem się w stronę dwóch mężczyzn i pokazałem im środkowy palec.
Odnośnik do komentarza

Nadrobiłem.

 

Złośliwie napiszę coś :D :

 

 

- Biegnij! - rzucił w pośpiechu. Kierowaliśmy się w stronę samochodów. Byłem w środku swojego Porshe, Roberto siedział za kierownicą Mercedesa.

Chyba po słowie "samochodów" powinien być enter, bo tak to dziwnie brzmi.

 

 

McDonalda

Nie ma takiej restauracji :p Jest McDonald`s.

 

Dajesz dalej.

Odnośnik do komentarza
Po powrocie z wakacji akumulatory naładowane i lecimy dalej :)

Odcinek 12
Zaczynaliśmy drugą butelkę litrowego whisky, wszystkim dobrze znanego Jacka Danielsa. Nigdy nie przepadałem za tym rodzajem procentów, w ogóle mi nie wchodziło i przełykałem to z kwaszoną miną. Teraz miało to znikome znaczenie, gdyż poziom zdenerwowania, rozczarowania i smutku zlał się w jedno - byłem załamany. Życiowa szansa przeszła mi koło nosa, a tak w zasadzie to nie zostałem poważnie potraktowany. Poczułem się jak niegdyś w liceum, kiedy nie udało mi się poderwać przyjaciółki Claudii i dostałem solidnego kosza. Byłem w niej mega zakochany, równie bardzo jak w lidze Angielskiej. Chyba dlatego znowu zapijałem smutki alkoholem, choć wtedy koniec końców udało mi się dopiąć swego i byłem z Kate blisko rok czasu. Pierwsza miłość... Najlepsza, najgłupsza. Ta sytuacja różniła się tym, że Anglii już na pewno nie zdobędę. Hotelowy pokój był duży. Ogromny telewizor na ścianie, stół przy którym siedzieliśmy z Roberto, małżeńskie łoże, konsola... Można było wymieniać w nieskończoność. Wtedy najważniejszy był ognisty alkohol, który powoli się kończył. Razem z przyjacielem byliśmy w najlepszym stanie, kiedy śmialiśmy się z wszystkiego. Wszystko popsuł moment, kiedy znowu przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja.
- Jeszcze nigdy nikt nas tak nie wyj*bał Roberto, zdajesz sobie z tego sprawę? - rzekłem kiwając się od boku do boku z przymrużonymi oczami.
- Wiem, ale spokojnie, będą żałować. - podniósł szklankę i wypił duszkiem alkohol.
- No właśnie, to jakie kluby zostały?
- Jeden z Włoch, dwa z Francuskiej, Anderlecht i jeden... - próbował wyostrzyć wzrok patrząc na kartkę - ku*wa, nie umiem przeczytać.
- Dobra, to która najlepsza?
- Nie wiem stary. Ogarnąłem Ci dobre pieniądze. Wybieraj, masz pole do popisu. Nie ukrywam, że wolałbym mieć Cię przy sobie, a nie tylko wysyłać MMSy z daleka jak sram czy coś.
- W sumie, to masz rację. Dawaj te Włochy.
- Jesteś pewny? Napiszę do nich że nie ma na co czekać i jutro podpisujemy.
- Normalnie stary. Biorę to. Wiesz, to ma mega dużo plusów jak teraz o tym myślę. Pomyśl - będę mógł Cię wkurwiać osobą a nie tekstami na fonie, będę mógł spróbować odnowić kontakty z ojcem, no i zostanę w ojczyźnie. Stabilizacja mi się przyda.
- Czasami jednak umiesz powiedzieć coś mądrego. - wstał z krzesła i stracił równowagę. Huk był mocny, a jakby tego było mało, pociągnął za sobą stojący z brzegu wazon z kwiatkami. - Ku*wa! - wydarł się na cały głos. - Wiesz co? Ja już pójdę spać.
- Tsaa. - odparłem. - Lepiej idź.
Odnośnik do komentarza
Dlaczego Ty się tak tego uczepiłeś? To nie jest żaden błąd, a jedynie nie jest wymagane pisanie "Ci, Ciebie" dużą literą :P

Odcinek 13
- Cóż, z mojej strony to wszystko. Nie będę już tu potrzebny, a pozostałość zostanie przedstawiona przez Waltera. Widzisz Matteo, tak to już jest w tym fachu, że - spojrzał na zegarek - o 11 jesteś we Włoszech, a o 13:30 musisz być w Anglii.
- Jasne, rozumiem, ale kim jest Walter?
- Ah, właśnie, nie przedstawiłem ci najważniejszej osoby w klubie. Walter to twoja prawa ręka. Chociaż nie, twoją prawą ręką będzie asystent, jakby to inaczej... Niech to, dobra. Powiem to najprościej na Świecie. Ty czegoś nie zrobisz, on to załata. Ty nie masz czasu, on ma czas. Ty nie możesz, on może. Ty nie musisz, on musi. Rozumiesz?
- Hmm, chyba tak. Czyli on zajmuje się wszystkim?
- W sumie to tak. Złoty człowiek, najlepszy pracownik. Nie da się go nie lubić. Czasami jest totalnie zagubiony, wszystko mu się myli, a po paru sekundach wszystko jest w normie. Ma też specyficzny głos... a zresztą, sam zobaczysz. No to co, ja uciekam, trzymaj się Matteo. - podaliśmy sobie dłonie i poszliśmy w swoje strony.
Postanowiłem jeszcze pozwiedzać moją nową siedzibę pracy. Budynek był duży, porównywalny do tego w Lizbonie. Wnętrze było nowoczesne, można nawet rzec, że idealnie dopasowane do mojego gustu. Po paru minutach znalazłem się w swoim nowym, własnym gniazdku. Otworzyłem drewniane drzwi, na których widniała już srebrna plakietka z napisem Matteo Pistone, i dokładnie zmierzyłem wzrokiem przestrzenne jak na gabinet pomieszczenie. W lewym rogu z tyłu było biurko. Na nim pudełko, a raczej pudło, w którym zapakowany był nowy laptop firmy sony. Przed biurkiem było krzesło, a w prawym rogu kanapa i baniak z wodą. Razem z podręczną teczką podszedłem do biurka i postawiłem ją obok nowego komputera. Wyjąłem swój ulubiony długopis jeszcze z czasów pracy w Sassuolo i postawiłem go razem z podstawką na biurko. Nagle porządkowanie kącika przerwało pukanie do drzwi. Z drewnianej futryny wyłonił się około 65-letni facet z siwymi włosami. Od razu wiedziałem kto zawitał do mojego królestwa.
- Witaj. - zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. - Jestem Walter. Walter Sabatini. - szybko dodał.
- Miło cię poznać, cześć, Matteo Pistone. Wygląda na to, że teraz będziemy spędzać ze sobą więcej czasu niż najlepsze małżeństwo? - spróbowałem od razu rozluźnić atmosferę.
- W najbliższych dwóch miesiącach na pewno. - odpowiedział i obaj lekko się zaśmialiśmy. - Jak pewnie wiesz, nie przyszedłem tutaj tak o. Na wstępie muszę utwierdzić cię w przekonaniu, że masz pełne poparcie tych z góry. Nie czekali by tak długo, gdyby nie uważali cię za najlepszego kandydata. No i ten Arsenal. Weź to pod uwagę, wierzą w ciebie, nikt inny nie przyjąłby cię po czymś takim.
- Ale jaki Arsenal? - niepotrzebnie próbowałem udawać głupiego. Starszy mężczyzna podejrzeliwie zmierzył mnie wzrokiem.
- Wiemy o co chodzi. Nie ważne, uznajmy, że takiej sytuacji nie było.
- Jasne, rozumiem. Cóż mogę powiedzieć...
- Nic nie mów, na razie ja od tego jestem. Zacznę od początku - historii klubu przedstawiać ci nie będę, bo jak mówiłeś jesteś jego fanem. To dobrze, bo kibice pokochają Cię w mig. Koncepcja zespołu zależy od ciebie, ja finalizuje transfery i dopinam wszystkie szczegóły, Ty nie musisz się tym przejmować. Wystarczy, że powiesz kogo mam kupić, a kogo mam sprzedać. Aha, no i co ze sztabem szkoleniowym? Pewnie masz swoich wybrańców?
- Tak tak, dobrze by było jakbyś wyczyścił pozostałości po Spalettim.
- Jak sobie życzysz, zajmę się tym. Dobra, rozgość się tutaj, poustawiaj wszystko jak chcesz, a ja nie będę ci przeszkadzał. Jakbyś czegoś potrzebował, to mój gabinet jest na lewo, drugie drzwi od końca. - zostawił jakieś kartki na biurku i kierował się w stronę drzwi.
- Okej, dzięki bardzo. Jeszcze jedno, jutro konferencja jest o której?
- No tak, widzisz, już zapomniałem. O dziesiątej wszystko się zaczyna. Dobrze by było, jakbyś przyszedł wcześniej. - podszedł do szafki i pociągnął za metalowy uchwyt. Moim oczom natychmiast ukazały się komplety ubrań. - A to wszystko jest twoje. - uśmiechnął się i wyszedł.
Wow. Byłem zszokowany działaniem klubu. Natychmiast zabrałem się do przymierzania wszystkich rzeczy po kolei. Trzy rodzaje koszul, pięć różnych polówek, dwa wyjściowe garnitury, kilka dresów z inicjałami. To było coś, a wszystko toczyło się tak szybko. Wcale nie żałowałem, że Arsen4l wyj*bał mnie bez mydła.
Odnośnik do komentarza
Odcinek 14
Z czystego braku zajęć postanowiłem zostać w klubie do późnego wieczora. Po przygotowaniu biurka, zaprogramowaniu laptopa i kolejnego spaceru wokół klubowej bazy otworzyłem pudło dostarczone przez dyrektora klubu. Było tam kilka gadżetów, między innymi szalik który mam mieć przy sobie na jutrzejszej konferencji, jak i koszulka z moim nazwiskiem. Obie rzeczy rzuciłem na kanapę i zabrałem się do czytania pliku kartek, które wcześniej położył na moim osobistym blacie. Druga z nich szczególnie zwróciła moją uwagę.

Kadra AS Romy - stan na 25 Czerwiec 2019r.
To znowu ja :) Pewnie masz spore pojęcie na temat kadry zespołu, ale postanowiłem, że mimo wszystko opiszę Ci zespół ze swojej perspektywy. Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego jako pouczenia.
Zacznę od bramki. Szału nie ma, Neuera tu nie znajdziesz. Jest za to Luigi Sepe. Solidny chłopak, dosyć zdeterminowany. Broni u nas od trzech sezonów, zaliczył ponad sto występów w samej Serie A. Myślę, że będą inne priorytety. Jego zmiennikiem w tym sezonie był nasz wychowanek, 19-letni Yari Cicali. Mądry, zrównoważony i poukładany chłopak. Uważam, że ma wielki talent, ale sporo musi się jeszcze nauczyć.
Przejdę do obrony... Która moim zdaniem powinna być choć trochę przemeblowana. Spaletti nie dał sobie niczego powiedzieć, w sumie to od niego zależało kogo chciał kupować, ale weź pod uwagę to, że przyda się odświeżyć tą formację. Zacznę od środka. Masz trzech zawodników, z czego jeden cały poprzedni sezon spędził na lewej flance. Manolas był szefem, i dalej być może. Uważam, że to świetny gracz i z naszym budżetem transferowym lepszego nie znajdziesz. Obok niego grał Castan, ale zauważyłem, że im starszy, tym mniej wydajny. W poprzednim sezonie grał w kratkę i często popełniał błędy. Ma jeden z najwyższych kontraktów w klubie(2,75 milionów funtów rocznie) i nie uważam, żeby na niego zasługiwał. Indi to solidny gracz. Na lewej obronie grał bardzo przyzwoicie, notując spore ilości asyst. Zastanawiam się, czy czasem nie sobie lepiej radził na środku. Takiego uniwersalnego zawodnika w zespole bym zostawił.
Boczni obrońcy. No właśnie, tutaj mamy kłopot. Masz Florenziego na prawej obronie, który jest zawodnikiem klasy światowej. Może grać wszędzie, więc nie wiem jakie będziesz miał co do niego plany. Jego nominalnym zmiennikiem był Rafinha, ale Brazylijczyk jest w fatalnej fizycznej formie i nie przedłużamy z nim kontraktu(głównym czynnikiem jest ogromna pensja). Na lewej obronie biega Fabien Johnson, no ale problem w tym, że poza bieganiem Amerykanin nie może zaoferować niczego ciekawego...
Przechodzimy do śmietanki, do pomocników, do formacji, której pozazdrościć może nam cały świat. Nie żartuję. Zacznę od środka pola. Sześciu świetnych piłkarzy na tej pozycji. Pjanić, Nainngolan, Klaassen, Paredes, van Ginkel, Basualdo. Pierwszych dwóch przedstawiać nie muszę. Holendra, Davy'ego, cechuje ogromna agresja i waleczność, jest bardzo pracowity. Nie ma jakiegoś wielkiego talentu do umiejętności piłkarskich, ale jest tytanem pracy i poukładanym człowiekiem. Paredes to pan piłkarz. Uwielbiam jego łatwość w utrzymywaniu się przy piłce, znajdowaniu sobie pozycji. Był pół roku w Argentynie i znacznie dojrzał przez ten czas, w Styczniu wrócił ale u Spalettiego szansy nie dostał. Zostali van Ginkel i Basualdo. To ja byłem odpowiedzialny za sprowadzenie tego pierwszego, drugiego zresztą też, ale na Marco zależało mi w szczególności. Uważam, że Chelsea zniszczyła jego potencjał. Chłopak zagrał mega sezon na wypożyczeniu w PSV, po czym wrócił i nie zagrał minuty. U nas był głównie zmiennikiem, a jak już wchodził to pokazywał się z dobrej strony. Basualdo to talent, zobaczymy czy go oszlifujesz.
Prawe skrzydło to królestwo Salaha i niech tak zostanie. Jedna z gwiazd drużyny, kibice go kochają. Jest ambitny, a tą cechę bardzo sobie cenię u piłkarzy. Nie wiem co zrobisz z lewą stroną boiska, bo tam masz trójkę piłkarzy aspirujących do gry na najwyższym poziomie. Gerson od dwóch sezonów stanowi o sile ofensywnej, chociaż w Lutym nabawił się kontuzji wykluczającej go na cztery miesiące, nadal ją leczy. Za nim w hierarchi jest Ljajić, Serb jednak nie potrafi ustabilizować formy i może Ty w końcu znajdziesz jakiś dobry sposób, dzięki któremu wróci na właściwe tory, bo bez wątpienia predyspozycje do tego ma. Zekhini przez dwa lata szkolił się w naszej szkółce, a ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w Celticu. Rozwinął się tam, strzelił czternaście bramek i dojrzał. Jest jeszcze Facondini, ale to melodia przyszłości, wyślemy go na wypożyczenie.
Na napadzie sytuacja jest klarowna - dalej świetny Dzeko i dwóch młodych gniewnych - Sanabria i Manaj. Edinowi kontrakt kończy się po kolejnym sezonie, ma już 33 lata więc prawdopodobnie będzie tylko gorzej, ale rok może pograć, bo nie wygląda aż tak tragicznie. Paragwajczyk cechuje się niesamowitym startem i przyjęciem piłki. Jest niezły technicznie i bardzo dobrze kończy podbramkowe sytuacje. Ostatni z napastników posiada wielką siłę jak na swój wiek, a co ciekawe jest też dosyć dynamiczny. Moim zdaniem ma potencjał i warto na niego stawiać, pozostali twierdzili inaczej.
Mam nadzieję, że pomogłem. Pamiętaj, że masz do wydania 11,5 milionów euro plus 75% z każdego transferu. Podaj mi listę grajków których mam się pozbyć i daj znać, kogo bierzemy pod celownik.
Walter

 

Odnośnik do komentarza
  • 3 tygodnie później...
  • 2 tygodnie później...
To dopiero początki, a Ty już marudzisz :P

Odcinek 15
- I co, nie będziesz narzekał? - spytał odpalając kolejnego papierosa.
- Zależy na co, bo na Ciebie nie da się nie narzekać. - odparłem i zrobiłem kolejnego łyka 25-letniej whisky.
- Tak mówisz? - wyciągnął jakiś papier z kieszeni. - Trzymaj. - odebrałem go prawą dłonią i przeczytałem co jest na nim napisane.
- O, dzięki wielkie. Zastanawiam się tylko jak to wszystko rozegrać. Sam wiesz... Ma do mnie ogromny żal, zresztą co tu się dziwić.
- Stary, jesteście rodziną. Wybaczy Ci, zbyt bardzo Cię kocha. Odkąd pamiętam, rodzina ze strony Twojego ojca zawsze była ze sobą bardzo zżyta. Pojedź do niego, pogadacie i wszystko sobie wyjaśnicie. Będzie dobrze, gwarantuje Ci to.
Późna pora dała się we znaki. Roberto był pijany i wykończony, ja też nie byłem w najlepszym stanie, więc poszedłem spać do sypialni. Natychmiast zasnąłem. Spałem dobre trzy godziny, kiedy nagle ze snu wybudził mnie dzwonek do drzwi i wibracje mojego telefonu. Spojrzałem na zegarek. Była 3:30. W samych bokserkach zszedłem po schodach na dół i skierowałem się pod wejściowe drzwi. Pijany przeciągnąłem zamek dwukrotnie i pociągnąłem za klamkę. W progu zobaczyłem Claudię. Wyglądała na przerażoną.
- Mogę wejść?
- Jasne, zapraszam. - przeszła przez futrynę. - Coś się... stało?
- Fabio wyjechał na trzy dni, a ja strasznie się bałam. Mogę się przespać na kanapie?
- Tak, jasne, zapraszam. - ruchem dłoni wskazałem jej drogę do salonu.
- Powtarzasz się. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Sporo musiałeś wypić. - wchodząc do salonu ujrzała nagiego Fabia. - Yyy...
- Wiesz co, w salonie nie ma miejsca, chodź na górę. - natychmiast się obróciła, mocno roześmiała i zwróciła ku schodów.
Znaleźliśmy się na piętrze. Kompletnie zapomniałem, że nie miałem na górze drugiego łóżka. Claudia się tym nie przejęła, ściągnęła tylko bluzę w której przeszła kilkadziesiąt metrów i położyła po lewej stronie łóżka. Zapytałem, czy nie ma nic przeciwko, powiedziałem że mogę spać na ziemi, ale ona stwierdziła żebym się nie wydurniał i położył obok niej. Zrobiłem jak kazała i natychmiast zasnąłem.
Z samego rana w ramach podziękowania przyjaciółka zrobiła nam pyszną jajecznicę razem z kawałkami boczku. Uwielbiałem tą potrawę na kaca. Razem z Claudią mieliśmy niezły ubaw jedząc przy stole z Roberto, który nie wiedział w jakim stanie zastaliśmy go w nocy. Sam jedynie dopytywał co nas tak śmieszy. Wtedy jeszcze bardziej się śmialiśmy. Cały poranek minął w świetnym nastroju.
Po południu zjawiłem się w klubie i dałem Walterowi listę zawodników, których ma się pozbyć. Przedstawiłem też kilku kandydatów na środek obrony i pozycję lewego defensora. Wszystko zanotował i powiedział, że niebawem dostanę informację czy są zainteresowani transferem i ile mogą kosztować. Podobało mi się szybkie funkcjonowanie w tym klubie oraz jego organizacja. W Benfice wszystko było na 'zaraz', 'później', 'jeszcze chwila'. Tutaj takie słowa nie miały prawa bytu, szczególnie u Sabatiniego. Po kilku godzinach papierkowej roboty czy oglądania taśm z meczów różnych graczy, zebrałem się i pojechałem pod napisany na kartce adres. Droga do wskazanego miejsca zajęła mi około piętnastu minut. Wtedy moje oczy ujrzały bardzo ładny dom, przed którym stała urodziwa fontanna, do której dojść można było po kamienistej dróżce. Biorąc głęboki wdech, udałem się w stronę wejściowych drzwi.
Odnośnik do komentarza
Odcinek 16


Krople potu spływały po moich skroniach. Nigdy nie byłem w tak stresującej sytuacji. Stałem przed drewnianą futryną i co chwile wahałem się próbując zapukać do drzwi. Łapałem się za włosy, przebierałem dłońmi. Chodziłem w kółko i co chwilę wycierałem podeszwę butów o wycieraczkę, która leżała przed drzwiami. Nagle poczułem jak ktoś kładzie rękę na moim prawym ramieniu. Natychmiast się obróciłem. Przede mną stał łysawy facet z charakterystycznym zarostem. W lewej ręce trzymał czarną teczkę wykonaną ze skóry, miał także zawieszone na koszulce okulary przeciwsłoneczne. Oboje zaniemówiliśmy.


- Tato... - rzekłem po chwili.

- Synu... - szybko wypalił. - Dobrze Cię w końcu widzieć.


Oboje weszliśmy do środka. O dziwo atmosfera nie była napięta. Od samego początku zaczęliśmy rozmawiać i wyjaśniać kwestie z przeszłości. Na starcie przeprosiłem tatę i powiedziałem co mną kierowało w tamtej chwili. Zrozumiał mnie, a przynajmniej tak to pokazywał. Długo o tym dyskutowaliśmy i doszliśmy do porozumienia. Stwierdziliśmy, że przecież jesteśmy rodziną i musimy się trzymać razem przez dalszą część życia. Nie mniej jednak sam zdawałem sobie sprawę, że potrzeba czasu żeby nasz kontakt był taki jak kiedyś. Rozmowa trwała ponad godzinę, aż w końcu ojciec zaczął rozmawiać o czymś, co szczególnie zwróciło moją uwagę.


- Jaki klub? - spytałem zdziwiony.

- No piłkarski, a jaki. - natychmiast odpowiedział i się zaśmiał. - Dyskotekowy?

- Czekaj, czekaj. Alee... Skąd pieniądze, skąd taki pomysł?

- Jak to, skąd pieniądze? Przecież zawsze śmialiście się z Alessandrą, że jestem pazurem i liczę każdy grosz. Odkładałem sporo na konto oszczędnościowe, z domku nad morzem oraz z domku w górach nadal wpływają pieniądze z wynajmu... Sprzedaliśmy też wszystkie pola oraz dom mojego dziadka, a Twojego pradziadka ze wsi. Rzecz jasna nie zainwestowałem w to wszystkiego co mieliśmy, ale znaczną część.

- A co to za klub, no i ile wydałeś?

- Mały klub z trzeciej ligi, ale co najważniejsze stąd - z Rzymu. Lupa Roma. Mam 100% udziałów, cała operacja kosztowała mnie ponad pół miliona euro. - z mimiki twarzy można było wywnioskować, że jestem mocno zdziwiony tym posunięciem.

- No a skąd ten pomysł? Nadal mi nie odpowiedziałeś.

- Dobrze wiesz, że kocham futbol. Znajomy dał mi znać, że klub jest na sprzedaż, bo on sam jest inwestorem, tylko grubszym. Wkręciłem się w temat, sporo dowiedziałem i koniec końców przekonałem Alessandrę, zgodziła się i jest.

- Jestem w szoku. Nic tylko życzyć powodzenia.

- Tak, przyda się... - powiedział suchym głosem. - Nie dość, że klub utrzymał się w Serie C tylko dlatego, że inny nie dostał licencji, to jeszcze nie mamy trenera i sztabu szkoleniowego.

- No ale przecież w kilkuset klubach na świecie są takie problemy i często kluby sobie radzą... - próbowałem jakość podnieść go na duchu.

- Tak, Matteo, tylko że jest już Lipiec, prawie połowa, a na początku Września startuje liga i ktoś musi przygotować zespół, zapoznać się z nim i załatać ewentualne braki kadrowe. - wtedy do głowy wpadł mi bardzo ciekawy pomysł.

- Rozumiem... Wiesz co? Pomogę Ci, mam dużo znajomych w tym fachu. Znajdę Ci kogoś wartościowego, to będzie taka mini odpłata za to wszystko. - szybko rzuciłem.

- Dzięki, synu. Powiedziałbym, że zawsze można na Tobie polegać, ale... - natychmiast mu przerwałem.

- Wiem, nie musisz już tego przypominać...

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...