Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Na lidze to ja właściwie stawiam krzyżyk, bo Werderu i Bayernu już nie dogonimy, a frajerska porażka z TSV Monachium tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Co nie zmienia faktu, że od zawsze irytują mnie tak debilne występki, jak te Modiki, czy innych miłośników rzutów karnych.

 

Z kolei w Champions League już teraz zaszliśmy o wiele dalej, niż się spodziewałem, bo początkowo moim głównym celem było minimum trzecie miejsce w grupie i kontynuacja zmagań w Pucharze UEFA. Nie oznacza to jednak, że zamierzam ulgowo potraktować ćwierćfinał, o nie. Real Madryt już się na nas wyłożył, więc czy trafimy na Manchester United, czy na Liverpool, bądź inną potęgę z pozostałej w walce siódemki, tanio skóry nie sprzedamy, o ile piłkarze podzielą moje nastawienie ; )

 

@Adam3333,

Tytułu broni AC Milan, który przed rokiem w finale pokonał Bayern Monachium. Poprzeglądaj wcześniejsze strony - zawsze po każdym sezonie wrzucam spis wszystkich lig z czołowymi trójkami i spadkowiczami, a na końcu zawsze podaję finalistów europejskich pucharów.

Odnośnik do komentarza

A co Ty tak ciągle z tą zmianą klubu? W Osnabrücku nadal jest mnóstwo do zrobienia - nie zdobyliśmy jeszcze mistrzostwa kraju, nie wygraliśmy żadnego pucharu, ani nawet ligi, bo do ekstraklasy awansowaliśmy dość szczęśliwie z trzeciego miejsca. Nigdzie się nie wybieram, a jedyna możliwość zmiany klubu będzie tylko wtedy, jeżeli wyrzuci mnie prezes, który w tym sezonie oczekuje ode mnie mistrzostwa Niemiec.

Odnośnik do komentarza

W ćwierćfinale Ligi Mistrzów nie miało prawa być już cudów, bo nie było już pytania czy trafimy na potęgę, tylko na którą z nich. Losowanie par wypadło dla nas dość nieprzyjemne, ponieważ trafiliśmy na lidera Premiership, utytułowany i wciąż niezniszczalny Liverpool, z najlepszym napastnikiem reprezentacji Polski Tomkiem Adamczykiem w składzie.

 

Wisła Kraków w fazie pucharowej Pucharu UEFA radziła sobie znakomicie, raz po raz zadziwiając fachowców. Najpierw podopieczni Marcina Kurasia wyeliminowali Feyenoord w 1/16 finału, a teraz w pierwszym meczu rozbili w Lizbonie zespół Sportingu aż 4:1. Honorowego gola dla gospodarzy zdobył w tym spotkaniu Maciek Korzym.

 

 

Znając już rywala, któremu spróbujemy wyszarpać z gardła półfinał Champions League, mogliśmy skupić się na lidze, bo na Osnatel-Arenę przyjeżdżał przeciwnik nietuzinkowy w postaci Schalke 04, którego menedżerem w niedawnym czasie został José Mourinho, a mecz przyciągnął uwagę kamer Eurosportu. I znów konieczna była zmiana w wyjściowym składzie, spowodowana zawieszeniem za kartki Claudio Rendiny.

 

Z Schalke rozegraliśmy zacięty pojedynek, w którym mieliśmy swoje dobre momenty, a także te zdecydowanie gorsze. Po względnie spokojnych pierwszych dziesięciu minutach wyprowadziliśmy atak lewym skrzydłem, po którym Coda sfaulował w polu karnym wchodzącego Lawana, a Holzer z jedenastu metrów nie dał Sirigu szans na interwencję. Z prowadzenia cieszyliśmy się raptem minutę, kiedy "sławy" Codzie pozazdrościł Flood, który w pokracznym stylu przepuścił sygnalizowany strzał Filimonowa z trzydziestu metrów w środek bramki. Na szczęście był to tylko wypadek przy pracy Ryana, ponieważ w dalszej części meczu popisał się między innymi świetną obroną silnego strzału i natychmiastowej dobitki Pinto z bliskiej odległości. A przed przerwą zdążyliśmy odzyskać prowadzenie, gdy w 37. minucie Lawan na środku boiska świetnie zastawił się przed Codą, po czym jednym długim podaniem wypuścił Bodego sam na sam z Sirigu, co Thomas zakończył pewnym strzałem przy słupku.

 

Większość drugiej połowy należało zdecydowanie do nas, a Schalke zostało przez nas zmuszone do pilnowania własnej bramki. Długo im się to udawało, ale w 68. minucie Fiore ładną wrzutką zawiesił piłkę nad polem karnym, a tam Fernandes przeskoczył Jankowlewa i celną główką z dziesięciu metrów ulokował futbolówkę w siatce. Przy dwubramkowym prowadzeniu zacząłem wpuszczać na boisko rzadziej ogrywanych rezerwowych – Baum, Blondel –, ale niestety nie było mowy o spokojnej końcówce. Wszystko przez to, że dziesięć minut po trafieniu Fernandesa Modica nie upilnował Pinto w polu karnym, a wysunięty przed piątkę Flood po uprzedniej interwencji nie zdążył połapać się w sytuacji, tak więc telewidzowie mieli emocjonujący ostatni kwadrans z naszym udziałem. Szczęśliwie nie popełniliśmy już więcej podobnych błędów, dzięki czemu zatrzymaliśmy cenne trzy punkty.

10.03.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 537; TV

BL (24/34) VfL Osnabrück [3.] – Schalke 04 [5.] 3:2 (2:1)

 

10' S. Holzer 1:0 rz.k.

11' K. Filimonow 1:1

37' T. Bode 2:1

68' R. Fernandes 3:1

78' R. Pinto 3:2

 

VfL Osnabrück: R.Flood 8 – M.Fiore 7, M.Morozow 7, F.Modica 7, T.Woźniak 7 – P.Brunner 7 (76' J.Blondel 7), A.Schneider 7, S.Holzer 7 (46' J.Silva 7), C.Rendina ŻK 6 – T.Bode 8, R.Lawan 8 (71' M.Baum 7)

 

GM: Thomas Bode (N, VfL Osnabrück) - 8

Odnośnik do komentarza

16 marca pojechaliśmy do Berlina na najłatwiejszy mecz rundy, w którym podejmował nas ostatni w tabeli, sposobiący się do powrotu do 2.Bundesligi Union, i daliśmy dupy za friko po całości. Podobnie jak całkiem niedawno w Monachium, tak i teraz strzelecka impotencja Bodego i Lawana, który tracili piłkę zanim w ogóle zdążyli oddać strzał, była irytująca jak jasna cholera, druga linia była pozbawiona jaj i dostosowała się do poziomu czerwonej latarni, zaś nasi obrońcy zdawali się tylko czekać na jakiś kontratak gospodarzy, by sprezentować im gola. Sztuka ta udała się chwilę po przerwie, gdy w 48. minucie po nędznej stracie Lawana Morozow puścił Di Donato sam na sam z Floodem i było po meczu. "Tak się strzela gole!", wrzasnąłem wściekły do moich pogrążonych w lichym letargu obiboków.

 

Reszta meczu się odbyła, jeszcze w pierwszej połowie Sammer złamał rękę Brunnerowi, Silva kończył zawody z urazem łokcia, a Holzer zebrał żółtą kartkę, która wyklucza go ze składu na Werder. Zatem oprócz tego, że zostaliśmy leszczami, z którymi Union odniósł swoje dopiero czwarte zwycięstwo w ekstraklasie, wysypało mi się dwóch najlepszych graczy linii pomocy. Cóż, byliśmy jeszcze za głupi, by włączyć się na serio do walki o mistrzostwo.

16.03.2019, Stadion Alte Försterei, Berlin, widzów: 14 250

BL (25/34) Union Berlin [18.] – VfL Osnabrück [3.] 1:0 (0:0)

 

35' P. Brunner (VfL) ktz.

43' T. Steiner (U) ktz.

48' R. Di Donato 1:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli ŻK 6, M.Morozow 6, F.Modica 6, T.Woźniak 7 – P.Brunner Ktz 6 (35' J.Silva 6), A.Schneider 6, S.Holzer ŻK 7, R.Fernandes 7 – T.Bode 6 (57' Z.Halilović 7), R.Lawan 7 (70' M.Baum ŻK 6)

 

GM: Thomas Berger (P P, Union Berlin) - 8

Odnośnik do komentarza

W czasie gdy już sobie wyobrażałem, jak za cztery dni Werder przerobi nas na kartoffelsalat, zająłem się rozesłaniem powołań na zbliżający się mecz eliminacyjny w Mińsku z Białorusią. Zmian w kadrze wiele nie było, do reprezentacji po kontuzji wrócił Piotrowski, ale straciliśmy Gorząda, bowiem Grzesiek złamał nogę, co było dla nas mocnym ciosem, a jemu mogło to bardzo zakłócić karierę. Niemniej jednak gole strzelało znacznie więcej piłkarzy niż Grzesiek, więc Białorusinów czekały poważne tarapaty.

 

Bramkarze:

– Michał Górka (26 l., BR, Wisła Kraków, 32/0);

– Michał Piotrowski (23 l., BR, Groclin Grodzisk Wlkp., 1/0);

– Maciej Wrześniak (26 l., BR, Caen, 2/0).

 

Obrońcy:
– Witold Cichy (33 l., LB, O PŚ, Wisła Kraków, 42/2)
– Andrzej Brzeziński (21 l., O PŚ, Birmingham, 10/0);
– Marcin Kiszka (22 l., O P, Sochaux, 3/0);
– Dariusz Fornalik (27 l., O L, Olympiakos Pireus, 38/0);
– Mateusz Machnikowski (22 l., O LŚ, P L, Werder Brema, 33/4);
– Tomasz Woźniak (26 l., O LŚ, OP LŚ, N, VfL Osnabrück, 55/5);
– Artur Kowalczyk (28 l., O Ś, Tottenham Hotspur, 58/11);
– Marcin Piotrowski (28 l., O Ś, Bayern Monachium, 76/2);
– Zbigniew Lewandowski (22 l., O Ś, DP, Newcastle, 3/0);
– Jakub Błaszczykowski (33 l., O/DBP/P P, Manchester City, 114/4);

– Krzysztof Wróblewski (24 l., O/P P, Le Havre, 17/2).

 

Pomocnicy:
– Maciej Kwiatkowski (26 l., DP, Betis Sewilla, 50/8);
– Rafał Piątek (23 l., DP, Southampton, 21/2);
– Grzegorz Owczarek (26 l., P Ś, Osasuna, 27/9);

– Maciej Brodecki (24 l., OP PŚ, Leeds United, 51/5);

– Dariusz Frankiewicz (32 l., OP LŚ, Birmingham, 61/6);
– Piotr Szymański (27 l., OP Ś, Real Madryt, 60/19).

 

Napastnicy:
– Maciej Korzym (30 l., OP/N Ś, Sporting Lizbona, 66/34);
– Marcin Woźniak (27 l., OP/N Ś, Olympique Lyon, 8/2);
– Dawid Janczyk (31 l., N Ś, Bastia, 28/6);
– Tomasz Adamczyk (24 l., N, Liverpool, 55/48);

– Zoran Halilović (22 l., N, VfL Osnabrück, 2/1);
– Marcin Pawlak (21 l., N, Real Madryt, 25/10).

Odnośnik do komentarza

Dorastał w Polsce, jest wychowankiem Legii, a kiedy tamtejsi działacze błędnie ocenili skalę jego talentu i rozwiązali z nim kontrakt, w ciemno ściągnąłem go do naszych rezerw.

 

------------------------------------------

 

Po dosyć długich negocjacjach udało mi się dojść do porozumienia z działaczami Borussi Dortmund w sprawie transferu utalentowanego prawoskrzydłowego Daniela Bloßa (16 l., OP PŚ, Niemcy), który latem dołączy do naszych rezerw za 325 000 € (50%).

 

 

Frajerska porażka z outsiderem, perspektywa zderzenia ze zmierzającym po mistrzostwo Niemiec Werderem Brema i brak dwóch podstawowych zawodników, w tym naszego kapitana – to nie zwiastowało nam lekkiego życia. Oprócz koniecznej zmiany obsady obu skrzydeł i pozbycia się Modiki z bloku defensywnego, postanowiłem cofnąć na ławkę Bodego i Lawana, którzy w Berlinie doprowadzili mnie do szewskiej pasji, i wystawienia zań Halilovicia i Ponsa. A nóż oni będą potrafili strzelać lepiej?

 

Mknący niczym TGV Werder, który wygrywał wszystko jak leci i bez skrupułów wykorzystywał każde potknięcie próbującego go gonić Bayernu, złapał najwyraźniej zadyszkę, ponieważ na Osnatel-Arenie faworyci grali dosyć niemrawo. Goście mieli co prawda optyczną przewagę, jednak samym rozgrywaniem piłki nie bliżej, niż 40 metrów od naszej bramki, meczu się nie wygrywa. W efekcie komplet kibiców na trybunach oglądał powolne i bardzo nudne spotkanie, w którym sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo, to samo z poziomem emocji.

 

Ale do czasu. Widząc, że Werder nie jest dziś groźny, śmiało wpuszczałem na boisko naszych podstawowych napastników, dałem nawet Bargowi załapać kolejnych kilkanaście minut ogrania z mocnym przeciwnikiem. I kiedy już wydawało się, że padnie przewidywalny do bólu bezbramkowy remis, w 90. minucie Morozow wybił daleko piłkę spod naszego pola karnego, Bode głową cofnął delikatnie do Schneidera, Andreas przerzucił na wolne pole do Lawana, a Rawez w końcu pomyślał, i zamiast nastrzelić wychodzącego Donato, gładko przerzucił nad nim piłkę, zapewniając nam niespodziewane zwycięstwo. Werder co prawda od razu rzucił się do ataku, ale nadzwyczaj pewna obrona skutecznie zagrodziła rywalom drogę do zdobyczy punktowej.

 

Jednocześnie jeszcze w trakcie meczu stało się jasnym, że na zgrupowaniu mogę zapomnieć o Machnikowskim, ponieważ w starciu z jednym z moich zawodników Mateusz skręcił nadgarstek.

20.03.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 544

BL (26/34) VfL Osnabrück [3.] – Werder Brema [1.] 1:0 (0:0)

 

90' R. Lawan 1:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 7, M.Fiore 7, T.Woźniak 7 – R.Fernandes 7, A.Schneider 8, F.Abate 7 (72' R.Barg 7), C.Rendina 7 – Z.Halilović 6 (46' T.Bode 7), S.Pons 7 (78' R.Lawan 7)

 

GM: Andreas Schneider (DP, VfL Osnabrück) - 8

Odnośnik do komentarza

W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu załapaliśmy jakiś rodzaj slipstreamu, pokonując (prawie) wszystkich do samego końca, co dało nam drugie miejsce w lidze. Po prostu piłkarze zaczęli ze mną współpracować na poważnie, dzięki czemu jesteśmy aktualnie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, Real Madryt do teraz liże rany, a Osnatel-Arena analogicznie do psa Pawłowa wywołuje u Królewskich drgawki i atak paniki. Szkoda tylko, że nadal nie możemy się wyzbyć tracenia punktów na słabszych rywalach, przez co na własne życzenie straciliśmy dystans do Werderu i Bayernu, a co za tym idzie szanse na oczekiwane przez zarząd w tym sezonie mistrzostwo Niemiec.

 

------------------------------------------

 

Kibice musieli cieszyć się z podłożenia nogi Werderowi beze mnie, Woźniaka i Halilovicia, ponieważ czym prędzej wyjechałem z reprezentacją do Mińska, gdzie spędzić mieliśmy ostatnie chwile przygotowań do meczu z Białorusią. Nie obawiałem się może szczególnie tego rywala, ale zapoznawszy się z przewidywanym ustawieniem gospodarzy, którzy planowali wyjść na nas w formacji 3-4-3, wiedziałem, że musimy uważać i nie pozwolić im się rozkręcić w pierwszych minutach.

 

Wobec tego sami musieliśmy wcześnie zaatakować. Tylko trójka obrońców w zespole Białorusi sprawiała, że najlepszym wyjściem było granie długich, oskrzydlających podań, co wyszło nam wybornie. Już w 3. minucie Błaszczykowski rzucił z autu, Brodecki przy linii końcowej dośrodkował mimo asysty rywala, Tomek Adamczyk delikatnie musnął piłkę, a tor jej lotu przeciął cofający się Iwanow, zaskakując własnego bramkarza. Siłą rozpędu dalej gnietliśmy Białorusinów, aż po kwadransie Frankiewicz mierzonym podaniem wypuścił Pawlaka za linię obrony, Marcin zaabsorbował uwagę Amelczenki i wyłożył na środek Adamczykowi, który do pustej bramki podwyższył na 2:0. Szkoda, że chwilę później w zderzeniu z rywalem wstrząśnienia mózgu doznał Frankiewicz, ale nie wpłynęło to znacząco na naszą przewagę. Zwłaszcza, że w 31. minucie Kwiatkowski zagrał między obrońców do Pawlaka, a ten nie zmarnował okazji i dorzucił trzeciego gola.

 

Spotkanie było bardzo jednostronne, więc cztery minuty później faulem w polu karnym postanowił urozmaicić je Piotrowski, do którego po tym numerze straciłem zaufanie i z szatni po przerwie już nie wyszedł. Ale jeszcze zanim do niej zeszliśmy, Woźniak mając na plecach dwóch defensorów zacentrował przed bramkę, skąd Adamczyk zdobył swojego 50. gola w narodowych barwach, przywracając nam trzybramkową przewagę.

 

Po przerwie w błyskawicznym tempie białoruska publiczność przerzedzała się coraz bardziej, bowiem najpierw w 47. minucie centrę Brodeckiego z niemal zerowego kąta efektownie zamknął Pawlak, a po chwili rzut wolny na szóstą bramkę precyzyjnym rogalem zamienił Woźniak. A jednak mimo to nasza gra nie do końca mi się dziś podobała, zwłaszcza całkowity brak pressingu, ponieważ tuż po trafieniu Tomka pozwoliliśmy Białorusinom swobodnie rozgrywać piłkę przez ponad minutę, w trakcie której nawet nie spróbowaliśmy odebrać futbolówki, a to skończyło się celnym strzałem Kislija zza pola karnego. Dwukrotni mistrzowie świata powinni gryźć rywali, jak tylko przekroczą linię środkową. Tyle dobrze, że ostatnie słowo w Mińsku należało do nas, a konkretnie do Szymańskiego, który w 64. minucie uderzył sprytnie z dystansu, pointując najwyższy wynik w tej kolejce eliminacji.

23.03.2019, Dinamo, Mińsk, widzów: 37 923; TV

EME (3/8) Białoruś [88.] – Polska [1.] 2:7 (1:4)

 

3' A. Iwanow 0:1 sam.

15' T. Adamczyk 0:2

17' D. Frankiewicz (POL) ktz.

31' M. Pawlak 0:3

35' D. Riekisz 1:3 rz.k.

44' T. Adamczyk 1:4

47' M. Pawlak 1:5

50' T. Woźniak 1:6

53' S. Kislij 2:6

63' P. Szymański 2:7

 

Polska: M.Górka 8 – J.Błaszczykowski 8, A.Brzeziński 8, M.Piotrowski 5 (46' Z.Lewandowski 7), T.Woźniak 9 – M.Brodecki 10, M.Kwiatkowski 9, P.Szymański 10, D.Frankiewicz Ktz 7 (17' M.Kiszka 8) – T.Adamczyk 10, M.Pawlak 10 (79' Z.Halilović 6)

 

GM: Tomasz Adamczyk (N, Polska) - 10

 

Dość sensacyjny wynik padł w Helsinkach, gdzie Finlandia zdołała zremisować 1:1 z Hiszpanią, co zwiększyło nasze szanse na wyprzedzenie naszych głównych rywali po ewentualnej rehabilitacji w Chorzowie za pechową porażkę z Málagi.

 

Czwarta grupa:

1. Hiszpania – 10 pkt – 7:2

2. Polska – 6 pkt – 17:2

3. Finlandia – 3 pkt – 4:4

4. Białoruś – 1 pkt – 4:11

5. Malta – 1 pkt – 1:12

Odnośnik do komentarza

Żarty skończyły się 27 marca – Liga Mistrzów wkroczyła już w tę fazę, gdzie absolutnie każdy był teoretycznie silniejszy od nas, a los zaprowadził nas na słynne Anfield, które w całej Europie kojarzy się przede wszystkim z czerwoną nawałnicą i kłopotami; po zgrupowaniu reprezentacji z Tomkiem Adamczykiem nie widziałem się raptem cztery dni. Do Anglii polecieliśmy niemalże składem z ostatniego spotkania, bo przywrócenie do wyjściowej jedenastki Lawana, który w pojedynkę zapewnił nam zwycięstwo nad Werderem, było z mojej strony jedynie zmianą kosmetyczną.

 

Liverpool niczym nas nie zaskoczył. W pierwszej połowie praktycznie nie istnieliśmy na boisku, trochę wystraszyliśmy się wielkiego przeciwnika, nie potrafiliśmy wyjść z własnej połowy – sztuka ta udała nam się może trzykrotnie –, The Reds gnietli nas bezlitośnie, Morozow miał nieustanne problemy z upilnowaniem Adamczyka, a fenomenalne zawody rozgrywał broniący jak w transie Flood. Ryan wyciągał absolutnie wszystko, co zmierzało w światło bramki, w tym aż trzy rzuty wolne prosto w okienko, które zawsze były jego słabą stroną. W tej sytuacji bezbramkowy remis był dla nas świetnym wynikiem. Ale nie dotrwał on do przerwy. W doliczonym czasie, gdy Liverpool powinien był mieć już na koncie co najmniej trzy, cztery bramki, uwolniliśmy się na chwilę z czerwonego uścisku, Schneider zdjął piłkę z nogi O'Shaughnessemu, troszkę pograliśmy na połowie gospodarzy, Woźniak dośrodkował prosto do Schneidera, a Andreas wysunął jeszcze obok bramkarza do Lawana, który strzałem do pustej bramki dał nam sensacyjne i kompletnie nieoczekiwane prowadzenie! Dla rywali było to bardzo niesprawiedliwe, ale pretensje mogli mieć tylko do siebie.

 

Spodziewałem się, że po przerwie Liverpool rzuci się na nas z jeszcze większym naciskiem, w związku z czym zagrzewałem moich zawodników do boju, lecz niespodziewanie uwierzyliśmy, że da się ugryźć The Reds i gra zaczęła się wyrównywać. Miało to też swoje złe strony, ponieważ chwila oddechu spowodowała, że w 61. minucie nie utrzymaliśmy ustawienia w obronie, co skończyło się wyjściem Adamczyka sam na sam z Floodem i wyrównującym golem mojego reprezentacyjnego napastnika. Obawiałem się, że to początek naszego końca, ale zwariowany mecz tak naprawdę dopiero się zaczynał. Dziesięć minut po wyrównaniu znowu przyparliśmy gospodarzy do muru, Borrelli przerzucił piłkę ponad obrońcami do wybiegającego Lawana, a Szwed na raty po raz drugi uciszył Anfield! Ten okres zdecydowanie należał do nas, w efekcie czego w 80. minucie Rendina na lewym skrzydle okiwał Rossiniego, uciekł Le Tallecowi, wszedł jak w masło w pole karne i podniósł piłkę, czym szczęśliwie zaskoczył Hilla wpisując się na listę strzelców. Liverpool cały czas próbował pokazać kto tu rządzi, i w 87. minucie Fiore nie zdołał przeskoczyć Le Talleca, na czym skorzystał Gibson, który pokonał Flooda. Ale też mieliśmy swoje argumenty – wznowiliśmy grę od środka, Rendina raz jeszcze rozpędził się na skrzydle, zgrał do środka, rezerwowy Barg podał prostopadle do Halilovicia, zaś Zoran oddał strzał zza pleców obrońcy, nie dając tym żadnych szans Hillowi!

 

Gdy sędzia Massimo Busacca zagwizdał po raz ostatni, przyzwyczajona do sukcesów The Reds publiczność na Anfield Road pogrążona była w bardzo wymownej ciszy. Wielu fachowcom trudno było uwierzyć, że ten mecz wydarzył się naprawdę, szczerze mówiąc i ja schodziłem do szatni z szeroko otwartymi ustami, a teraz chyba nie było już rywala, który nie przystępowałby do meczu z nami z duszą na ramieniu. Oby tak było również i w rewanżu!

27.03.2019, Anfield, Liverpool, widzów: 45 248; TV

LM ĆwF (1/2) Liverpool [ENG] – VfL Osnabrück [GER] 2:4 (0:1)

 

45+1' R. Lawan 0:1

61' T. Adamczyk 1:1

70' R. Lawan 1:2

80' C. Rendina 1:3

87' I. Gibson 2:3

88' Z. Halilović 2:4

 

VfL Osnabrück: R.Flood 9 – M.Borrelli 8, M.Morozow 8, M.Fiore 8, T.Woźniak 8 – R.Fernandes 7, A.Schneider 9, F.Abate 7 (75' R.Barg 7), C.Rendina ŻK 8 – R.Lawan 9 (81' Z.Halilović 8), S.Pons 7 (71' T.Bode ŻK 6)

 

GM: Andreas Schneider (DP, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Liverpool musi wygrać u nas albo różnicą trzech bramek, albo wyżej, niż 4:2, więc szanse na zwycięstwo w dwumeczu mamy dosyć obiecujące. O ile nie zagramy tak, jak w tym spotkaniu.

 

------------------------------------------------

 

Najchętniej od razu moglibyśmy zagrać rewanż z The Reds, ale jednak najpierw w terminarzu był kończący marzec mecz z Cottbus, do którego przystępowaliśmy bez Fernandesa, który rozbił sobie głowę na treningu, ale za to z powracającym w jego miejsce Holzerem.

 

Był to niepokojąco przeciętny pod kątem środowej walki na noże z Liverpoolem mecz, w pierwszej połowie słabo spisali się przede wszystkim obaj stoperzy. Już w czwartej minucie Flood zdołał wybronić mocne uderzenie Stuckiego, ale Morozow pozwolił Celebiemu na spokojną dobitkę. Udało nam się odpowiedzieć dosyć szybko, bo po sześciu minutach Lawan wypracował sobie dobrą pozycję z prawej strony pola karnego, gdzie zgrał na środek obok dwóch defensorów, a wbiegający Pons siłą rozpędu wstrzelił piłkę do bramki. Nie oznaczało to jednak, że od tej pory zaczęliśmy przejmować inicjatywę, bo nadal nasza gra pozbawiona była ambicji. Jakby tego było mało, w 21. minucie Rossetti zacentrował z naszego lewego skrzydła, a Morozow i Fiore całkowicie pokpili sprawę zostawiając kompletnie nieobstawionego Stuckiego, przez co znowu musieliśmy gonić wynik. Na jego dorwanie musieliśmy już trochę poczekać, bo dopiero w ostatniej akcji pierwszej połowy wywalczyliśmy rzut wolny, z którego dośrodkował Holzer, a Pons elegancko przeskoczył Rossettiego, zdobywając swojego drugiego gola.

 

W szatni Morozow i Fiore otrzymali ode mnie niemały ochrzan, bo od stoperów na tym poziomie oczekuję więcej zaangażowania i koncentracji, zaś całej reszcie dałem do zrozumienia, że 2:2 nie jest wynikiem, z którego mielibyśmy się cieszyć. Jednak w drugiej połowie niespecjalnie się nam układało, ponadto w 58. minucie po kretyńskiej interwencji Shengelii wstrząśnienia mózgu doznał bardzo skuteczny w Lidze Mistrzów Lawan, który najpewniej nie zagra w rewanżu z Liverpoolem. Ciągle nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na kurczową obronę outsidera, przez co zanosiło się na kolejną stratę punktów ze słabszym rywalem. Na szczęście jednak uchronił nas przed tym ten sam Shengelia, który skasował Raweza, prezentując nam w 85. minucie rzut karny, który na zwycięskiego gola zamienił Holzer i wyszliśmy z tego z twarzą.

30.03.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 22 615

BL (27/34) VfL Osnabrück [3.] – FC Energie Cottbus [15.] 3:2 (2:2)

 

4' Ö. Celebi 0:1

10' S. Pons 1:1

21' T. Stucki 1:2

45+2' S. Pons 2:2

58' R. Lawan (VfL) ktz.

85' S. Holzer 3:2 rz.k.

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – M.Borrelli 7, M.Morozow 7, M.Fiore 7, T.Woźniak 7 – S.Holzer 8, A.Schneider 8, F.Abate 7 (72' R.Barg 7), C.Rendina 9 – R.Lawan Ktz 7 (58' Z.Halilović 7), S.Pons 8 (76' T.Bode 7)

 

GM: Claudio Rendina (P L, VfL Osnabrück) - 9

Odnośnik do komentarza

Z ostatnim dniem marca do swojego gabinetu zaprosił mnie prezes Rasch, aż ociekający dobrocią po naszych aktualnych sukcesach szczególnie na arenie międzynarodowej. Prawdę mówiąc dopiero on przypomniał mi, że w tym roku końca dobiegał mój kontrakt z klubem, a skoro broniły mnie wyniki i rozpoznawalność mojej osoby na całym świecie, na bieżąco ustalaliśmy warunki nowej umowy. Wynegocjowałem przede wszystkim przerzucenie pieniędzy na fundusz płac, kosztem budżetu transferowego, bo na tym zależało mi najbardziej, tak więc od teraz przynajmniej na płacach nie mieliśmy tracić pieniędzy.

 

Po wszystkim bardzo chętnie złożyłem podpis pod nowym kontraktem, który związał mnie z Osnabrückiem na najbliższe trzy lata, co wywołało powszechną radość wśród kibiców oraz piłkarzy, a najbardziej u José Silvy.

 

 

Marzec 2019

 

Bilans (Osnabrück): 5-0-2, 14:8

Bundesliga: 3. [-4 pkt do Bayernu Monachium, +11 pkt nad Borussią Gladbach]

DFB-Pokal: półfinał, vs. Borussia Dortmund

Liga-Pokal: –

Liga Mistrzów: 1/8 finału, 3:0 i 4:2 z Parmą; ćwierćfinał, –:– i 4:2 z Liverpoolem

Finanse: -1,07 mln euro (-1,41 mln euro)

Gole: Rawez Lawan (25)

Asysty: Thomas Bode i Rawez Lawan (po 14)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 7:2

Eliminacje do Euro 2020: czwarta grupa, 2. [-4 pkt do Hiszpanii]

Ranking FIFA: 1. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Liverpool [+1 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+20 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+7 pkt]

Hiszpania: Atlético Madryt [+1 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+2 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+7 pkt]

Rosja: Szynnik Jarosław [+2 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+12 pkt]

Włochy: Juventus Turyn [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

- Wisła Kraków, 1/8 finału, 2:0 i 4:1 ze Sportingiem Lizbona; ćwierćfinał, 1:1 i –:– z HSV Hamburg

 

Reprezentacja Polski:

- 23.03, eliminacje ME 2020, Białoruś - Polska, 2:7

 

Ranking FIFA: 1. Polska [1302], 2. Brazylia [1205], 3. Francja [1144]

Odnośnik do komentarza

Nie mam zielonego pojęcia, skąd bierze się ta wyrwa w budżecie, bo aż do tej pory mieliśmy dostęp do najważniejszych źródeł wysokich dochodów.

 

-------------------------------------------------

 

Mecz z Cottbus, poza moimi zastrzeżeniami do naszej słabej gry w obronie, przeszedł w zasadzie bez echa, ponieważ już cztery dni później czekało nas starcie, którym żył absolutnie cały Osnabrück i sympatyzujący z nami kibice z innych miast Niemiec, i nie tylko. Stawaliśmy przed wielką, historyczną szansą awansu do półfinału Ligi Mistrzów w naszym debiucie w tych rozgrywkach, a pokonawszy Liverpool aż 4:2 w pierwszym meczu przewaga należała do nas, a Anglicy znaleźli się pod gigantyczną presją. Nic dziwnego, skoro musieli wygrać na Osnatel-Arenie 4:2, by doprowadzić do dogrywki, albo różnicą trzech bramek, żeby wygrać w regulaminowym czasie.

 

Ale jakoś im bliżej było wyjścia na murawę, tym bardziej między łopatkami uwierało mnie przeczucie, że The Reds są w stanie to zrobić, ponieważ dużo zależało od Morozowa i Fiorego, którzy cały czas świetne mecze przeplatali beznadziejnymi i nie wiadomo było, na co padnie tym razem. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać – po zaledwie dwóch minutach Fiore jak naiwne dziecko dał się wyciągnąć za piłką na środek boiska, co momentalnie wykorzystał Hall i się zaczęło. Mimo ciężkiej sytuacji Liverpool grał bez przekonania, dzięki czemu z minuty na minutę coraz mocniej naciskaliśmy gości, aż w 23. minucie Halilović pięknym podaniem w uliczkę wypuścił Ponsa, który pokonał Arenasa i nasze szanse na półfinał ponownie wzrosły do bardzo wysokich. Nie sposób było oprzeć się jednak wrażeniu, że nasi stoperzy starają się marnować nasz wysiłek za każdym razem, gdy zdobędziemy bramkę, bo nie dało się inaczej skomentować tego, że tuż przed przerwą skandalicznie bierny Morozow przy rzucie rożnym pozwolił Capoue ponownie wysunąć Anglików na prowadzenie.

 

W szatni zatem podobnie jak przed czterema dniami zaserwowałem Maratowi i Michele opierdol, tyle że tym razem zdecydowanie ostrzejszy, by dorównać randze spotkania. Do reszty drużyny w zasadzie nie miałem większych zastrzeżeń, co potwierdziła nasza akcja z 55. minuty, w której starający się nam przeszkodzić González pomógł Haliloviciowi wyjść sam na sam z Arenasem, który raz jeszcze przybliżył nas do sukcesu. I znów odpowiedź ze strony naszej defensywy była momentalna – po pięciu minutach swoją pozycję na środku opuścił sprawiający wrażenie otępionego Morozow, z kolei po świetnej, instynktownej interwencji Flooda Fiore dopuścił Adamczyka do poprawkowej główki, która znalazła już drogę do siatki. Teraz zacząłem natychmiast przeprowadzać zmiany, ale potrzebujący już tylko jednego trafienia The Reds poczuli krew. Niestety bramka Tomka była kluczowym momentem tego dwumeczu. Gdy od upragnionego półfinału dzieliły nas ledwie cztery minuty, do poziomu kolegów dostosował się Flood, przepuszczając między rękami strzał Valente z bardzo ostrego kąta, i ze złości rozprułem plastikową butelkę, ciskając nią o beton przy ławce trenerskiej, bo właśnie musieliśmy szykować się do dogrywki. Czułem się, jakby ktoś właśnie solidnie sprał mnie po mordzie.

 

A dogrywka, nawiasem mówiąc, poza groźnym strzałem Bodego, nie przyniosła kibicom żadnych emocji i o wszystkim miał zadecydować konkurs jedenastek. Wszyscy przy boksie gospodarzy stanęliśmy solidarnie w rzędzie, trzymając się bratersko pod ramię, by dodać sobie wzajemnie otuchy. Nadaremno. Już w drugiej kolejce wprost w Arenasa w środek bramki strzelił Fiore, Flood, któremu piłki po strzałach Anglików fruwały tuż obok rąk, zdołał wybronić tylko uderzenie Rossiniego, następnie Schneider śladem Michele załadował na środek w bramkarza Liverpoolu, a Lorenzi pewnie wykonaną jedenastką zawrócił The Reds z dalekiej podróży.

 

Tak jak stwierdziłem to kilka tygodni temu, byliśmy jeszcze zbyt mocno niedojrzałym zespołem, by mierzyć na serio w najwyższe cele i wykorzystywać takie dary od losu, jak teraz w ćwierćfinale, a 2 600 000 € za występ w tej edycji Champions League oraz rekordowe 1 200 000 € przychodu z biletów nie stanowiły wystarczająco wymiernego pocieszenia. Po meczu nie byłem smutny, nie było mi właściwie nawet szkoda, jak naszym rozczarowanym kibicom i niepocieszonemu prezesowi Raschowi. Byłem po prostu wściekły. Niesamowicie wściekły. Tak wściekły, że w szatni przez prawie dwa kwadranse latały krzesła i stoły. Najgorsze, że dziś z Ligi Mistrzów wyeliminowała nas nędznie beznadziejna linia obrony, formacja naszych największych braków – jeśli zaplanowane na lato transfery okażą się strzałem w dziesiątkę, dni Morozowa, Fiorego i Modiki w Osnabrücku będą policzone.

03.04.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 530; TV

LM ĆwF (2/2) VfL Osnabrück [GER] – Liverpool [ENG] 2:4 (ft. 2:4) (dp. 1:2) [rzuty karne: 2:4] [aggregate: 6:6]

 

2' A. Hall 0:1

23' S. Pons 1:1

45+1' O. Capoue 1:2

55' Z. Halilović 2:2

60' T. Adamczyk 2:3

86' A. Valente 2:4

 

Rzuty karne:

– D. Radice – gol [0:1]

– S. Holzer – gol [1:1]

– I. Gibson – gol [1:2]

– M. Fiore – nw. [1:2]

– M. González – gol [1:3]

– T. Bode – gol [2:3]

– T. Rossini – nw. [2:3]

– A. Schneider – nw. [2:3]

– M. Lorenzi – gol [2:4]

 

VfL Osnabrück: R.Flood 6 – M.Borrelli 6, M.Morozow 6 (60' F.Modica 6), M.Fiore 6, T.Woźniak 6 (60' O.Fischer ŻK 6) – S.Holzer 7, A.Schneider 7, F.Abate 6, C.Rendina 6 – Z.Halilović 7, S.Pons 8 (86' T.Bode 7)

 

GM: Tommaso Rossini (O/DBP P, Liverpool) - 8

Odnośnik do komentarza

Po spektakularnej i frajerskiej klapie z Liverpoolem, który przez ponad 3/4 całego dwumeczu mieliśmy na widelcu, atmosfera w zespole widocznie się pogorszyła. Średnie emocje wywoływał w nas powrót do ligowej codzienności, zdając sobie sprawę z tego, że przecież nic, prócz nas samych, nie stało nam na przeszkodzie, by właśnie świętować awans do półfinału Ligi Mistrzów. Tak czy inaczej, jechaliśmy do Karlsruhe, tak więc dając odpocząć kilku zawodnikom mogliśmy szybko się podbudować, zwłaszcza, że w ostatnim czasie Werder Brema zaliczył kilka wpadek, dzięki którym zbliżyliśmy się do lidera na "ledwie" sześć punktów i możliwe, że jeszcze nie wszystko stracone.

 

Ale szybko wyzbyłem się tak głupich myśli. Mecz na Wildparkstadion mógłby się równie dobrze nie odbyć, a DFB po prostu przyznać nam i gospodarzom po punkcie, bo spotkanie dostarczyło właśnie tylu emocji, tak że kibice mieli prawo żałować, że nie spożytkowali swoich pieniędzy na ciekawszą rozrywkę. Zmian równie dobrze mogłem nie przeprowadzać, bo nie przynosiły absolutnie żadnych widocznych efektów, a ja, widząc co się dzieje, machnąłem w okolicach 75. minuty ręką i do końca nudnego jak flaki z olejem 0:0 przesiedziałem sobie wygodnie na ławce pod zadaszeniem, majtając relaksacyjnie nogą.

06.04.2019, Wildparkstadion, Karlsruhe, widzów: 22 173

BL (28/34) Karlsruher SC [12.] – VfL Osnabrück [3.] 0:0

 

VfL Osnabrück: R.Flood 7 – Jorge 7, M.Morozow 7, F.Modica 7, T.Woźniak 7 – S.Holzer 7 (70' N.Agger 6), A.Schneider 7 (77' J.Blondel 6), R.Barg 7, C.Rendina 7 – Z.Halilović 7 (46' T.Bode 6), S.Pons 6

 

GM: Ryan Flood (BR, VfL Osnabrück) - 7

Odnośnik do komentarza

Coraz bardziej zależało mi na wysokim ograniu Borussii Mönchengladbach, co nie powinno w sumie dziwić, skoro w ostatnim czasie ciągle przegrywaliśmy z tym rywalem. Z tego tytułu bardzo ucieszyło mnie zielone światło, jakie nasi fizjoterapeuci dali Lawanowi, i Szwed momentalnie znalazł się w wyjściowym składzie.

 

Ale zawiódł i opuścił boisko już w przerwie, nie okazując się naszym zbawicielem. Nie chciało nam się już grać, było to widać jak na dłoni – od rewanżu z Liverpoolem coś się skończyło, wszyscy patrzyli po sobie, jakby chcieli zrzucić na innych odpowiedzialność za grę, ani przez moment nie sprawialiśmy wrażenia zainteresowanych zwycięstwem, a ja już po półgodzinie zmagań gości z naszymi obrońcami wiedziałem, że nie wygramy tego meczu. I już kilka minut później Modica zrobił miejsce Haasowi, ten oddał strzał, a Flood z nieuzasadnionego powodu zszedł na prawo, odsłaniając całą bramkę i pierwszy krok w stronę trzeciej z rzędu porażki z Gladbach został uczyniony.

 

O tym, co działo się w przerwie nawet nie warto wspominać, bo do moich podopiecznych i tak nic nie docierało. Natomiast w 58. minucie kolejny, decydujący już krok postawił Flood, który tym, co odstawił w tej sytuacji, zapewnił sobie ławkę w następnym spotkaniu – Schneider wycofał piłkę z połowy rywali, a Ryan mając sporo czasu na posłanie jej do przodu, zaczął się nią bawić na środku boiska jak skończony kretyn, po czym rzecz jasna stracił futbolówkę na rzecz Haasa, co skończyło się w oczywisty sposób. Nie mam zielonego pojęcia, jak zdołaliśmy tego dokonać, ale chwilę po sabotażu Flooda Rendina wyszedł za linię obrony, a jego wyłożenie na swojego 50. gola dla Fiołków zamienił Halilović, lecz Zoran powinien cieszyć się z tego jubileuszu tydzień temu. O żadnym remisie nie było, do tego w 90. minucie dobił nas Schlegel po prostopadłej wrzutce – marzyłem o tym, by ten sezon się już skończył.

 

W szatni zatem skończyło się pierwszą naprawdę ostrą draką w 2019 roku, a w przyszłym sezonie dwukrotne pokonanie Borussii stawiałem nawet ponad Freiburg. Teraz zaś zamierzałem przyjrzeć się na treningach naszym rezerwistom, czy po sezonie będę mógł sobie pozwolić na wystawienie w ciemno na listę transferową całej trójki naszych obecnych podstawowych stoperów, na których grę coraz bardziej nie mogłem już patrzeć.

14.04.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 543; TV

BL (29/34) VfL Osnabrück [3.] – Borussia Mönchengladbach [4.] 1:3 (0:1)

 

36' S. Haas 0:1

58' S. Haas 0:2

65' Z. Halilović 1:2

90' O. Schlegel 1:3

 

VfL Osnabrück: R.Flood 6 – Jorge 6, M.Morozow 6 (55' M.Fiore 6), F.Modica 6, T.Woźniak 6 – S.Holzer ŻK 6, A.Schneider 6, R.Barg 6, C.Rendina ŻK 7 – Z.Halilović 7 (68' S.Pons 7), R.Lawan ŻK 6 (46' T.Bode 6)

 

GM: Marcel Jansen (O/DBP/P L, Borussia Mönchengladbach) - 9

Odnośnik do komentarza

Całkowita masakra morale i chęci do walki w drużynie przyszła w kiepskim momencie, bo lada dzień przyjechała do nas następna Borussia, tyle że z Dortmundu, by zagrać z nami o finał DFB-Pokal, jedynych rozgrywek, w których jeszcze się liczyliśmy. Po klęsce z Gladbach straciłem cierpliwość do co poniektórych, czego najlepszą ilustracją było odsunięcie na bok pamięci o zasługach i posadzenie na ławkę Flooda, co otworzyło drogę do wyjściowej jedenastki żegnającemu się z wolna z Fiołkami Hysénowi. Na prawą flankę powrócił ponadto Borrelli, prawe skrzydło powierzyłem Fernandesowi, środek pola rekonwalescentowi Silvie, a w ataku postanowiłem poeksperymentować z parą Pons - Bode.

 

Nikomu o tym nie mówiłem, ale byłem niemal przekonany, że tego wieczoru pożegnamy się z Pucharem Niemiec, bo ciężko było mi uwierzyć, że przypomnimy sobie, co potrafimy. Pierwsza połowa w zasadzie mogła potwierdzić moje przypuszczenia, bo nasze tempo momentami osiągało niemal zerową wartość, podawaliśmy głównie do tyłu, a goście nie mogli czuć się w żaden sposób zagrożeni. Jako że zaczynałem się przyzwyczajać, w przerwie tylko na spokojnie wskazałem elementy, w których musimy się poprawić i przekazałem Ponsowi indywidualnie, że stać go na więcej, tylko musi się bardziej przyłożyć.

 

I już w pierwszej akcji drugiej połowy Fiore z pośredniego rzutu wolnego przerzucił piłkę ponad dortmundzką defensywą, a Pons podcinką przed wychodzącym João dał nam pierwsze w tym miesiącu prowadzenie w meczu. Rozpędzeni cztery minuty później wyprowadziliśmy składny atak, Fernandes zagrał po linii do Bodego, Thomas dostrzegł w polu karnym niepilnowanego Schneidera, zaś Andreas podwyższył na 2:0; miło było pierwszy raz po dłuższej przerwie usłyszeć szczere wiwaty na Osnatel-Arenie. Po kolejnych kilku minutach obrońcy BVB zaczęli popełniać błędy, taki jak ten Camelego, który sfaulował Bodego przed polem karnym, a Schneider z rzutu wolnego zakręcił precyzyjnego rogala przy krótkim słupku, rzucając Borussię na deski. Bardzo ważna była świetna gra Hyséna w bramce, czym Alex zapewnił sobie miejsce między słupkami na kolejne spotkanie; to również dzięki jego klasowym interwencjom wywalczyliśmy pierwszy w historii klubu finał Pucharu Niemiec. O ciąg dalszy będzie jednak niezwykle trudno, bowiem w starciu o puchar naprzeciw nam stanie przymierzający już mistrzowską koronę Werder Brema.

17.04.2019, Osnatel-Arena, Osnabrück, widzów: 28 535

DFB-P PłF VfL Osnabrück [bL] – Borussia Dortmund [bL] 3:0 (0:0)

 

14' A. Schulz (BVB) ktz.

46' S. Pons 1:0

50' A. Schneider 2:0

58' A. Schneider 3:0

 

VfL Osnabrück: A.Hysén 9 – M.Borrelli 8, M.Morozow 8, M.Fiore 8, T.Woźniak 7 – R.Fernandes 8, A.Schneider 9, J.Silva 7 (79' S.Holzer 6), C.Rendina 7 (67' D.Claaßen 7) – T.Bode 10 (72' A.Farinelli 7), S.Pons 9

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...