Skocz do zawartości

Futbol - jak daleko nogi poniosą...


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

W rozgrywanym w Monako Superpucharze Europy spotkały się ze sobą dwa angielskie kluby, Chelsea i Manchester Utd, a skromne zwycięstwo odnieśli The Blues po golu Crespo. Momentami był to nudny spektakl, więc w jego trakcie z wielkim zaangażowaniem czytałem raport fizjoterapeuty na temat kolejnej kontuzji naszego bramkarza Trego, który tym razem naciągnął sobie mięsień łydki. Coś łamliwy ten nasz golkiper, oj łamliwy...

 

 

Udany sierpień kończyliśmy wyjazdowym spotkaniem z Sutton Utd. W składzie zaszły trzy zmiany - pauzującego za czerwoną kartkę Browna w bramce zastąpił Searle, kontuzjowanego Pulina w środku pola Gradley, a na lewym skrzydle od pierwszej minuty dałem zagrać Hutchinsonowi. Gospodarze tkwili na 21. miejscu w tabeli, wliczając poprzedni sezon kontynuowali serię sześciu porażek z rzędu, a na dodatek wyszli na mecz z nami samobójczym ustawieniem 4-2-4. "Wiecie, co z tym zrobić!" - zachęciłem piłkarzy przypominając im, czego uczyłem ich na treningach w przypadku takiej sytuacji.

 

Sutton Utd wręcz prosiło się o srogi łomot i właśnie to dostali. Położyliśmy ich na deski w niecałe piętnaście minut - najpierw w szóstej Molango wykorzystał wspaniałe dośrodkowanie Brayleya po kontrataku, a tyle samo minut później rzut karny podyktowany za faul Palmera na Wainwright'cie na gola zamienił właśnie Bertie. Gospodarze nie wiedzieli, co się wokół nich dzieje, a my bezlitośnie zadawaliśmy kolejne ciosy. I tak tuż przed wskazaniem przez zegar półgodziny gry, w dwie minuty najpierw Molnago dorzucił swojego drugiego gola, oczywiście po kontrataku, a chwilę po wznowieniu łatwym strzałem z dystansu bramkarza rywali ośmieszył Hutchinson. Dopiero teraz boczni napastnicy rywali zostali przesunięci przez menedżera do tyłu, ale było to stanowczo za późno - jeszcze przed przerwą klasycznego hat-tricka skompletował Maheta, a ostatni gwóźdź do ich trumny wbił Cochlin i na trybunach zauważyłem pierwszych kibiców kierujących się ku parkingowi.

 

W drugiej połowie już się nie przemęczaliśmy i tylko dzięki temu gospodarze uniknęli dwucyfrówki, ale nie kompromitacji i do Margate wracaliśmy w kapitalnych nastrojach. Czwarty mecz, czwarte zwycięstwo, czwarte czyste konto, średnio trzy gole na mecz - po tym spotkaniu w lokalnej prasie po raz pierwszy z satysfakcją przeczytałem pierwsze nagłówki sugerujące, że możemy być objawieniem sezonu. Oby tylko nie było to wypowiedziane w złą godzinę (tfu!).

 

26.08.2006, Gander Green Lane, Sutton , widzów: 429
CS (4/42) Sutton Utd [21.] - Margate [1.] 0:6 (0:6)

6' M. Molango 0:1

12' B. Brayley 0:2 rz.k.

27' M. Molango 0:3

28' I. Hutchinson 0:4

36' M. Molango 0:5

39' P. Cochlin 0:6

90+1' D. Dray (S Utd) czrw.k.

Margate: S.Searle 7 - A.Allman ŻK 8 (77' L.Graham 6), G.Richards 8, J.Bristow 8, J.Atkinson 9 - N.Wainwright 10, P.Gradley 9, P.Cochlin ŻK 10, I.Hutchinson 10 - M.Molango 10 (88' L.Yiga 6), B.Brayley 8 (67' A.Amoako 6)

 

GM: Maheta Molango (N, Margate) - 10

Odnośnik do komentarza

Nic innego nam nie pozostawało :>

____

 

Jako że do kolejnego ligowego pojedynku pozostawały aż dwa tygodnie, zaplanowałem na pierwszego września szybki sparing z amatorską ekipą Ardley. Co prawda jedynie zremisowaliśmy 0:0, ale mi chodziło tylko i wyłącznie o zapobiegnięcie wybiciu zespołu z rytmu meczowego. Cel ten został zrealizowany, a to mnie zupełnie satysfakcjonowało.

 

01.09.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 91
TOW Margate [CS] - Ardley [NL] 0:0 (0:0)

 

 

Sierpień 2006

 

Bilans: 4-0-0. 12:0

Conference South: 1. [+0 pkt nad Basingstoke]

FA Cup: -

FA Trophy: -

Finanse: -60,29 tys. euro (-40,9 tys. euro)

Gole: Maheta Molango (6)

Asysty: Neil Wainwright (5)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Arsenal Londyn [+1 pkt]

Francja: Lens [+0 pkt]

Hiszpania: -

Niemcy: Borussia Dortmund [+2 pkt]

Polska: Legia Warszawa [+4 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: FC Schaffhausen [+3 pkt]

Włochy: AS Roma [+0 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków - Trzecia Runda (1:0 i 2:2 z Szachtarem Donieck) - awans, gr. C z Realem Madryt, Arsenalem Londyn i CSKA Moskwa.

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa - Druga Runda Kw. (2:0 i 2:3 z IK Start) - awans, 1R z Newcastle

- Groclin Grodzisk Wlkp. - Druga Runda Kw. (1:0 i k0:1 z AC Allianssi) - awans, 1R z Udinese

- Polonia Warszawa - Druga Runda Kw. (1:1 i 0:2 z NK Zagrzeb) - out

 

Reprezentacja Polski:

- brak

 

Ranking FIFA: 1. USA [971], 2. Holandia [963], 3. Brazylia [960[, ..., 11. Polska [801]

Odnośnik do komentarza

Początek września oznaczał zarazem początek batalii o miejsce w finałach EURO 2008. Reprezentacja Polski zaczęła drogę na boiska Austrii i Szwajcarii od planowej porażki 1:3 z Francją w Paryżu, a następnie zwycięstwa na Stadionie Śląskim nad drużyną Grecji 2:0. Karl Lewis oglądał mecze swoich z kolei rodaków regularnie smarując Altacetem palec dłoni, który wybił sobie przez pechową interwencję przy odbiciu silnego strzału na treningu, na około tydzień wypadając ze składu.

 

 

W sobotę 9 września rozgrywki wznawiało Conference, los tym razem przydzielił nam Drochester, a do bramki wrócił Wayne Brown. Goście lokowali się na szóstym miejscu w tabeli, więc to spotkanie miało dać mi odpowiedź na pytanie, czy nasze dotychczasowe świetne wyniki były jedynie rezultatem kiepskiej postawy rywali, którym w pierwszych kolejkach niespecjalnie szło w lidze, czy to my po prostu jesteśmy na tyle zgraną i rozumiejącą się drużyną, której nie straszny żaden przeciwnik na naszym poziomie.

 

Owa odpowiedź była dla mnie na tyle zaskakująca, że aż trudno było mi w nią uwierzyć i stanie się to pewnie dopiero za kilka miesięcy. Od samego początku zdecydowanie częściej i groźniej atakowali piłkarze w granatowo-białych trykotach i już w 2. minucie spotkania Cochlin bez ostrzeżenia kropnął z daleka, zaskakując zasłoniętego przez obrońców Brandshawa. Zdążyłem już zauważyć u moich piłkarzy coś takiego, że gdy zdobędą pierwszą bramkę, od razu dążą do podwyższenia wyniku i robią to z dużą łatwością. Nie inaczej było tym razem - zanim goście zdążyli ochłonąć po stracie bramki, piłka ponownie trzepotała w ich siatce; kontratak lewym skrzydłem z podania Hutchinsona pociągnął Brayley, który następnie posłał piłkę w pole karne, a tam Molango zwieńczył golem dynamiczne wejście między nieporadnych stoperów. Niestety od tego momentu bardzo rozluźniła się nasza formacja defensywna i po kwadransie rażące błędy w kryciu popełniali obrońcy, pozwalając z dziecinną łatwością urywać się Grovesowi. Było jasnym, że to musi w końcu skończyć się golem i owszem, skończyło się. W 24. minucie tenże piłkarz zakończył naszą trwającą 384 minuty passę bez straty bramki. Na domiar złego bardzo dziwnie zareagowali na to obaj skrzydłowi, w kilkuminutowych odstępach z furią wjeżdżając obunóż w rywali i jedynie łaskawość sędziego sprawiła, że obaj dostali tylko po żółtej kartce.

 

Na szczęście już niedługo później ochłonęliśmy, a tuż przed przerwą Wainwright zagrał sprytną piłkę w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył do niej Brayley, niczym tańsza wersja Miroslava Klose pakując ją do siatki. Później jeszcze w 51. minucie Molango z główki zmusił Brandshawa do najwyższego wysiłku, a że ten wysiłek był dla niego zbyt wysoki, nieudolnie sparował piłkę do boku, gdzie ponownie dopadł jej nasz najskuteczniejszy strzelec i bez zbędnej żenady odesłał do bramki, ustalając wynik spotkania. Cóż, do tej pory graliśmy o wiele lepiej, niż przed sezonem ostrożnie zakładałem i miałem tylko nadzieję na to, że w najbliższym czasie nie spotka nas jakiś nieprzyjemny, lodowaty prysznic.

 

09.09.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 945
CS (5/42) Margate [1.] - Dorchester [6.] 4:1 (3:1)

2' P. Cochlin 1:0

5' M. Molango 2:0

24' M. Groves 2:1

42' B. Brayley 3:1

51' M. Molango 4:1

Margate: W.Brown 7 - A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 7, J.Atkinson 7 - N.Wainwright ŻK 9, P.Gradley 7 (79' A.Amoako 6), P.Cochlin 9, I.Hutchinson ŻK 7 (46' M.Noakes 7) - M.Molango 8, B.Brayley 8 (68' L.Yiga 7)

 

GM: Paul Cochlin (DP, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Polskie kluby w europejskich pucharach nie przyniosły kibicom zbyt wielu powodów do dumy. W Lidze Mistrzów Wisła Kraków co prawda zremisowała u siebie 1:1 z Realem Madryt, ale w ostatniej rundzie eliminacyjnej przed fazą grupową Pucharu UEFA już w pierwszym meczu w Grodzisku Groclin praktycznie pogrzebał swoje szanse na awans, przegrywając z włoskim Udinese aż 0:3, a tylko nieznacznie lepiej spisała się Legia ulegając na wyjeździe Newcastle 1:3.

 

My natomiast w szóstej kolejce podejmowaliśmy w wyjazdowym spotkaniu drużynę Bath. Początkowo byliśmy drużyną lepszą i dobrze, że udało nam się udokumentować tę przewagę bramką - w 11. minucie Atkinson prostopadłym podaniem uruchomił Brayleya, który zszedł na lewo, dośrodkował w pole karne, gdzie doskonale odnalazł się nie kto inny jak Molango, głową pakując piłkę do siatki obok rozpaczliwie interweniującego Carsona. Tym razem już tak łatwo nie było i z biegiem czasu ciężar gry przenosił się w stronę naszej bramki, a w okolicach dwudziestej minuty błąd w kryciu popełniła para stoperów, w efekcie czego sam na sam z naszym bramkarzem znalazł się Hoyles, ale w kluczowym momencie fatalnie się potknął i dogonił go Richards, zgarniając piłkę.

 

W przerwie musiałem zdjąć poturbowanego przez rywali Molango, który miał już na dzisiaj dosyć, a po wznowieniu gry przez prawie dwadzieścia minut zdecydowaną przewagę mieli gospodarze. Wielokrotnie z gorących sytuacji ratował nas Brown, a szczególnie błysnął zatrzymując strzał Birda z najbliższej odległości. Zapędy Bath ostudził w pewnym stopniu w 63. minucie Chris Farman, bezczelnie popychając bez piłki Bralyleya, za co obejrzał drugą żółtą kartkę. To jednak nie przeszkodziło w końcówce meczu solidnie nas przycisnąć i tylko wspaniałym interwencjom naszego golkipera oraz umiejętnej grze na czas w bólach dowieźliśmy skromne 1:0 do końcowego gwizdka. Dzięki tej wygranej odskoczyliśmy na dwa punkty Basingstoke, które tylko zremisowało na wyjeździe z Billericay.

 

16.09.2006, Twerton Park, Bath, widzów: 593

CS (6/42) Bath [12.] - Margate [1.] 0:1 (0:1)


11' M. Molango 0:1

63' C. Farman (B) czrw.k.

Margate: W.Brown 7 - A.Allman 7, G.Richards 7, J.Bristow 8, J.Atkinson 7 - N.Wainwright 6 (69' A.Amoako 6), P.Gradley 7, P.Cochlin 7 (80' M.Noakes 6), I.Hutchinson 8 - M.Molango 7 (46' P.Walsh 7), B.Brayley 8

 

GM: Jason Bristow (O Ś, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Wreszcie odbyło się losowanie drugiej rundy kwalifikacyjnej Pucharu Anglii, która zaplanowana została na 23 września. Trafiliśmy w nim nieźle, bo na nieligowe Staines. Mecz ten był dobrą okazją, by dać pograć piłkarzom, którzy do tej pory głównie okupowali trybuny. Tak właśnie z piłkarzy podstawowej jedenastki od pierwszej minuty, poniekąd z konieczności, zagrał jedynie Joe Atkinson. Oprócz powyższych zmian, w składzie na mecz nie mógł znaleźć się Adolph Amoako, który podczas treningu siłowego przecenił swoje możliwości i upuścił sobie sztangę na klatkę piersiową, fundując około miesiąca ściągania się bandażem elastycznym.

 

Najmocniejszy kaliber pozostawał na czarną godzinę w odwodzie na ławce rezerwowych. Długo byłem przekonany, że czarna godzina nadejdzie wartko. Gospodarze zepchnęli nas do defensywy, a rezerwowi spisywali się kiepsko - obrońcy gubili krycie, środek pola odpuszczał większość wolno toczących się piłek, a napastnicy fatalnie marnowali nieliczne sytuacje strzeleckie. Gdy wydawało się, że gol dla Staines jest kwestią czasu, nieoczekiwanie z pomocą przyszedł nam... golkiper rywali. To on w 28. minucie przy próbie wybicia piłki nastrzelił Spencera, który od razu zaczął się z nim do niej ścigać - Damian oczywiście trafił tylko w słupek, ale na miejscu był Yiga, który praktycznie z samej linii bramkowej nie miał prawa spudłować. I nie spudłował. Fatalny bramkarz już chwilę później skopiował swój wyczyn, dał odebrać sobie piłkę daleko przed polem karnym, ale tym razem nasz szczęśliwy strzelec się nie popisał i zamiast do pustej bramki, posłał piłkę niemalże na aut.

 

Od tej pory Lawrence zaczął sobie grabić - pudłował w sytuacjach, które z zamkniętymi oczami wykorzystywałby nawet kloszard spod monopolowego, a po kwadransie drugiej połowy postanowił zakończyć udział w meczu, jako sposób realizacji tej zachcianki obierając brutalny faul, po którym wyleciał z boiska. Na jego szczęście nie wpłynęło to szczególnie na losy meczu, a w 80. minucie Hutchinson przeskoczył Sweeneya w walce o dośrodkowanie Hadlanda, czym rozstrzygnął losy meczu, a nasze zadłużenie "zmniejszył" o całe 5,5 tysiąca euro.

 

W szatni wytłumaczyłem Yidze, że gdy jest zmęczony, powinien poprosić o zmianę, a jeśli chce w przyszłości móc dorobić się dzieci, lepiej żeby wziął sobie tę radę do serca, szczególnie w meczach o najwyższą stawkę.

 

23.09.2006, Wheatsheat Park, Staines, widzów: 1204

FAC 2R Staines [NL] - Margate [CS] 0:2 (0:1)

 

28' L. Yiga 0:1

58' L. Yiga (M) czrw.k.

63' F. Durno (S) ktz.

80' I. Hutchinson 0:2

Margate: S.Searle 7 - G.Oates 7 (81' J.Bristow 6), L.Graham 8, M.Thompson 7, J.Atkinson 7 - S.Hadland 8, J.Keister 7 (58' I.Hutchinson 7) 7, G.McGowan 7, M.Noakes 8 - D.Spencer 7 (69' M.Molango 7), L.Yiga CZ 7

 

GM: Scott Hadland (OP P, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

W kolejnej rundzie eliminacyjnej FA Cup mieliśmy zmierzyć się z wygranym powtórzonego meczu Tiverton - Bedford. Było mi generalnie wszystko jedno, bo oba zespoły grały poza Football Conference, więc mieliśmy spore szanse na awans do kolejnej rundy.

 

A we wtorek 26 września podejmowaliśmy na Hartsdown Park czerwoną latarnię ligi, ekipę Thurrock. Goście nie bez powodu okupowali ostatnią pozycję, ponieważ przegrali do tej pory wszystkie sześć rozegranych meczów, zdobywając zaledwie dwie bramki, a tracąc aż dwanaście. My natomiast po raz pierwszy przystępowaliśmy do kolejki mianowani przez media kandydatami do awansu, ponadto kibice coraz liczniej zjawiali się na stadionie, tego wieczoru przekraczając liczbę tysiąca widzów. Ktoś mógłby powiedzieć, że wynik tego meczu może być tylko jeden. Tia, bynajmniej.

 

Od samego początku mieliśmy miażdżącą przewagę, do tego już w czwartej minucie obrońców ośmieszył Brayley, wychodząc sam na sam z Crossleyem, ale nie potrafił go pokonać. Thurrock nie mogło uporządkować swojej gry, popełniało błędy, a my bezlitośnie obijaliśmy biednego bramkarza, który z biegiem czasu coraz intensywniej w chwilach oddechu rozmasowywał wątrobę. Najbliżej zdobycia bramki byliśmy w 37. minucie, gdy w idealnej sytuacji Brayley ustrzelił bramkarza, przy dobitce jego wyczyn skopiował fatalny tego dnia Molango, a drugą dobitkę Wainwright posłał z dziesięciu metrów na dwunaste piętro. Goście zajmowali się tylko kolekcjonowaniem żółtych kartek, przez cały mecz nie oddali ani jednego strzału w stronę naszej bramki, a i tak wystarczyło im to do bezproblemowego wywiezienia z Margate jednego punktu, pierwszego w tym sezonie.

 

Nam nie pomogła nawet czerwona kartka, którą w drugiej połowie za usiłowanie połamania nóg jednemu z naszych piłkarzy obejrzał Heffer. Gdy chwilę po tym kolejną świetną okazję efektownie spartaczył nasz kongijski as Molango, wiedziałem już, że dziś gola nie strzelimy. I miałem cholerną rację. Po meczu nie wytrzymałem i w szatni potoczył się festiwal polsko-angielskich bluzgów z mojej strony - od zawsze nienawidziłem tracenia punktów na własnym terenie z takimi outsiderami...

 

26.09.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1395
CS (7/42) Margate [1.] - Thurrock [22.] 0:0

 

75' S. Heffer (T) czrw.k.

Margate: W.Brown 6 - A.Allman 6 (70' B.Edwards 6), G.Richards 7, J.Bristow 6, J.Atkinson ŻK 6 - N.Wainwright ŻK 7, P.Gradley 7, P.Cochlin 8, M.Noakes ŻK 6 (58' I.Hutchinson 6) - M.Molango 6 (78' D.Spencer 6), B.Brayley 6

 

GM: Paul Colchin (DP, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Wyjaśniła się kwestia trzeciej rundy kwalifikacyjnej FA Cup, w której mamy zagrać na wyjeździe z Bedford.

 

Szansę na powrócenie na zwycięską ścieżkę pod wpadce z Thurrock mieliśmy w meczu z kolejnym ligowym outsiderem, Welling. Skoro gospodarze zajmowali zaledwie osiemnaste miejsce w lidze, o zwycięstwo miało być piekielnie trudno. W bój posłałem praktycznie niezmienioną jedenastkę, dając możliwość rehabilitacji wszystkim tym, którzy nie popisali się przed czterema dniami.

 

Czy dobrze postąpiłem? I tak, i nie. Dalej zawodzili mnie skrzydłowi i środek pola, za to do owocnej współpracy w przedzie wrócili Brayley i Molango. To oni w 34. minucie wyprowadzili nas na prowadzenie, gdy nasz lider tabeli strzelców uderzył z dziesięciu metrów, a jego strzał pod nogi Bertiego sparował Pearson, z oczywistym rezultatem. Jednak zanim wszyscy zdążyli zauważyć, że Margate prowadzi, Cochlin w idiotyczny sposób w jeszcze bardziej idiotycznych okolicznościach ściągnął na obrzeżach pola karnego za koszulkę przeciwnika, dając Welling w prezencie łatwą bramkę z rzutu karnego.

 

W szatni zebrał więc tęgi ochrzan, będąc zastąpionym przez Gradleya. Walijski sabotażysta zaczął się z tego powodu bardzo indyczyć, czym postawił pod sporym znakiem zapytania swoje miejsce w składzie na najbliższy mecz ligowy.

 

Druga połowa się odbyła i właściwie w tym można zamknąć wszystko, co mógłbym o niej powiedzieć. Już drugi mecz z rzędu straciliśmy ważne dwa punkty, choć po prawdzie mogliśmy pożegnać się i z całą pulą, bo pod koniec fatalnie pudłowali rywale, ale i tak w autokarze milczałem jak grób. Mały spadek formy, wyczerpany limit szczęścia, czy może wystrzelaliśmy się już z amunicji? Odpowiedź na to pytanie miałem poznać wkrótce.

 

30.09.2006, Park View Road, Welling, widzów: b/d
CS (8/42) Welling [18.] - Margate [1.] 1:1 (1:1)

34' B. Brayley 1:0

39' C. Stadhart 1:1 rz.k.

Margate: W.Brown 6 - A.Allman 7, G.Richards 6, J.Bristow 6, J.Atkinson 6 - N.Wainwright 6 (78' S.Hadland 6), G.McGowan 7, P.Cochlin 5 (46' P.Gradley 6), I.Hutchinson 6 - M.Molango 7 (66' P.Walsh 6), B.Brayley 7

 

GM: Matt Bodkin (OP PLŚ, N Ś, Welling) - 8

Odnośnik do komentarza

Wrzesień 2006

 

Bilans: 3-2-0. 8:2

Conference South: 1. [+4 pkt nad Lewes]

FA Cup: 2R, 2:0 ze Staines

FA Trophy: -

Finanse: -56,48 tys. euro (+3,81 tys. euro)

Gole: Maheta Molango (10)

Asysty: Neil Wainwright (7)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Tottenham Hotspur [+1 pkt]

Francja: Lens [+2 pkt]

Hiszpania: Real Madryt [+1 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+0 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+2 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+2 pkt]

Włochy: Modena [+3 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków - Grupa C: 1:1 z Realem Madryt

 

Puchar UEFA:

- Legia Warszawa - Pierwsza Runda (1:3 z Newcastle)

- Groclin Grodzisk Wlkp. - Pierwsza Runda (0:3 z Udinese)

 

Reprezentacja Polski:

- el. ME 2008: piąta grupa, 1:3 z Francją

- el. ME 2008: piąta grupa: 2:0 z Grecją

 

Ranking FIFA: 1. Holandia [975], 2. Anglia [969], 3. USA [963], ..., 12. Polska [812]

 

________________________

 

 

Polscy kibice po raz drugi tej jesieni dopingowali trzy kluby, które walczyły w europejskich pucharach. Tym razem skończyło się kompletem porażek - Wisła Kraków w grupie C Ligi Mistrzów gładko poległa na wyjeździe 0:3 z CSKA Moskwa, a Groclin i Legia planowo przegrały swoje rewanżowe mecze, odpowiednio 0:2 z Udinese i 0:1 z Newcastle, odpadając z dalszych rozgrywek. Dla mnie najważniejsze było przygotowanie zespołu do nadchodzącego meczu FA Cup oraz pismo od Wydziału Dyscypliny, w którym przeczytałem o zaostrzeniu kary Yigi za debilny faul z pucharowego spotkania ze Staines, zwiększając ją do dwóch dodatkowych meczów.

 

 

Na otwierający październik pojedynek trzeciej rundy kwalifikacyjnej z Bedford wymieszałem zmienników z pierwszym garniturem, jako że kilkoro zawodników podstawowego składu obowiązkowo musiało szukać gubionej sukcesywnie formy. W bramce natomiast po raz pierwszy w meczu o stawkę pojawił się człowiek-szkło Trego, który jakby nie wiedząc, że dotąd był prawie cały czas kontuzjowany, zaczynał już przebąkiwać o wyjaśnieniu swojej pozycji w zespole. Muszę przyznać, że po tym spotkaniu miał nad czym myśleć.

 

Bedford miało początkowo sporą przewagę, co w świetle naszej aktualnej dyspozycji nie powinno dziwić. Zaczęliśmy grać dopiero po kwadransie, a w 21. minucie przebojem z prawej flanki wdarł się Molango, dał wykazać się bramkarzowi, odbitą piłkę z nogi Brayleyowi zdjął Laws, zaliczając jednocześnie asystę przy golu zgarniającego futbolówkę tuż przed polem bramkowym Pulisa. Kwadrans później Atkinson wrzucił piłkę z autu do Bertiego, ten przebiegłszy kawałek dośrodkował w pole karne, gdzie Molango z łatwością wyskoczył nad Hughesa podwyższając na 2:0.

 

I całe szczęście, bo od razu po rozpoczęciu drugiej połowy Trego nieudolną interwencją pozwolił Leonardowi na kontaktowe trafienie, a to z kolei zapewniło nam bardzo nerwową końcówkę, w której piłka wracała pod nasze pole karne jak bumerang i mieliśmy wiele szczęścia, gdy w kilku przypadkach minimalnie mijała słupki naszej bramki. Ostatecznie awansowaliśmy dalej, a to pozwoliło finansowo dorzucić nam kolejną cegiełkę w postaci 7 tysięcy euro.

 

07.10.2006, The New Eyrie, Cardington (Bedfordshire), widzów: 773
FAC 3R Bedford [NL] - Margate [CS] 1:2 (0:2)

21' A. Pulis 0:1

36' M. Molango 0:2

46' T. Leonard 1:2

Margate: P.Trego 6 - A.Allman 7, G.Richards 8, M.Thompson 7, J.Atkinson 7 - S.Hadland 6 (70' M.Martin 7), A.Pulis 8, G.McGowan 7, M.Noakes 6 - M.Molango 7 (58' P.Walsh 6), B.Brayley 8

 

GM: Anthony Pulis (P Ś, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Reprezentacja Polski kontynuowała walkę o wyjazd do Austrii i Szwajcarii, ale zaczynała się od tego celu powoli oddalać, gdy zremisowała w Chorzowie 1:1 z Walią. Mnie natomiast najbardziej interesowało losowanie czwartej rundy Pucharu Anglii, w którym to nie trafiliśmy już tak różowo. Zespół z Conference National, Stevenage, był w tym sezonie w sporym gazie, utrzymując świetne drugie miejsce w tabeli. Tanio skóry nie sprzedamy, ale trzeba brać pod uwagę możliwość zakończenia udziału w rozgrywkach w tejże rundzie, zwłaszcza że zagramy na wyjeździe.

 

 

Wcześniej czekało nas jednak wyjazdowe spotkanie z szóstym zespołem poprzedniego sezonu, a czternastym obecnego - Bognor Regis. Mecz stopniowo się rozkręcał, z naszą lekką przewagą. Po ponad dwudziestu minutach wzajemnego obwąchiwania wywalczyliśmy rzut rożny, do centry w pole karne wyskoczył Atkinson, którego strzał zatrzymał się na poprzeczce, ale piłka wróciła nad młyn przed bramką, z którego wyrósł Molango i w swoim stylu skierował ją do bramki. Na drugiego gola musieliśmy poczekać do 54. minuty. Wtedy to rozegraliśmy naszą firmową już niemal akcję, czyli uruchomienie Brayleya przez skrzydłowego - w tym przypadku Noakesa -, następnie jego wrzutka w pole karne i celny niczym prawy prosty w szczękę strzał głową Molango. Kwadrans przed końcem meczu bliźniaczym zagraniem popisał się Scott Hadland, zdobywając swojego pierwszego gola w barwach Margate i ustalając wynik spotkania. Po dwóch słabszych meczach nareszcie pokazaliśmy się z dobrej strony.

 

14.10.2006, Nyewood Lane, Bognor Regis, widzów: 188
CS (9/42) Bognor Regis [14.] - Margate [1.] 0:3 (0:1)

23' M. Molango 0:1

54' M Molango 0:2

78' S. Hadland 0:3

Margate: W.Brown 7 - A.Allman 7, G.Richards 8, J.Bristow 7, J.Atkinson 7 - S.Hadland 7 (84' M.Martin 6), A.Pulis 8, G.McGowan 7 (66' P.Cochlin 7), M.Noakes 9 - M.Molango 8, B.Brayley 7 (74' D.Spencer 7)

 

GM: Michael Noakes (OP L, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

Nawet w najlepszej machinie coś po krótszym lub dłuższym okresie eksploatacji odmówi posłuszeństwa. W tym przypadku posłuszeństwa zaczął odmawiać bramkarz Trego, i to dosłownie. Najpierw coraz głośniej mówił o grze w pierwszym zespole, aż wreszcie w piątek koło południa w moim gabinecie zjawił się asystent Kevin Raine.

 

Witaj, mister. Wygląda na to, że nasz buntownik ma lepsze zajęcia, niż harowanie na treningach.

 

Mówisz o Trego? spytałem, by mieć pewność.

 

Tia, trening obsunął się o prawie godzinę, bo na niego czekaliśmy, ale zapadł się pod ziemię.

 

Dzięki za informację, tymczasem wróć do piłkarzy. Zejdę do was po południu.

 

Kevin wyszedł i udał się z powrotem na boisko treningowe, a tymczasem gawędzący ze mną od godziny Hassan, który to dostarczył mnie bezpiecznie z lotniska w lipcu, pogładził swój sumiasty wąs i po chwili zastanowienia zagadnął swoim trajkoczącym sposobem mowy:

 

Miszter, mógłbym do niego skoczyć i porozmawiać z nim po swojemu... cokolwiek nasz sobowtór tawariszcza Stalina miał na myśli, nie chciałem znać szczegółów.

 

Nie, nie, jeszcze nie trzeba. Najpierw sam pogadam z nim w cztery oczy, zobaczę co będzie.

 

W sobotę na porannym treningu poleciłem wezwać do siebie Peter'a, który tym razem raczył się pojawić na zajęciach. Nie minęło pięć minut, a nasz niesforny golkiper zamykał już za sobą drzwi gabinetu. Zanim cokolwiek powiedział, wskazałem mu krzesło nieopodal mojego biurka.

 

Wiesz, Peter, nie mam pojęcia czym się wczoraj kierowałeś, ale olewanie treningów to nie jest najlepsza droga do regularnych występów. Profesjonalizm to jedna z wielu cech, których bezwzględnie wymagam od piłkarzy chcących grać w moim zespole, a gdy tego brakuje, to nasze drogi szybko się rozchodzą. Powinienem potraktować cię ostrzej, ale może zrozumiesz swój błąd. Teraz zasuwaj na trening i pamiętaj, że to pierwszy i ostatni raz, gdy przymknąłem na wszystko oko.

 

Rozumiem. wymamrotał sucho.

 

Aha, jeszcze jedno. powiedziałem, gdy już miał wychodzić. Miałem w najbliższym czasie dawać ci szansę wykazania się na boisku, ale jednak zmieniłem zdanie i będziesz miał trochę więcej czasu na pogłębioną refleksję. Możesz już iść. drzwi gabinetu zamknęły się nieco mocniej, niż zwykle.

 

 

 

Nic dziwnego, że w składzie na ciężkie pucharowe spotkanie ze Stevenage dla Trego zabrałko miejsca. W ogóle zdecydowałem wystawić w tym meczu nasz najmocniejszy skład, ponieważ chciałem skonfrontować nasze możliwości z silnym klubem z ligi wyżej. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby polski akcent, jakim niewątpliwie była moja osoba na tym poziomie rozgrywek, pokazał, że jednak może odnosić małe i/lub duże sukcesy w środę w Lidze Mistrzów Wisła Kraków pojechała na Emirates Stadium na mecz z Arsenalem i wróciła do kraju z wynikiem 0:4, nie robiąc "polskiej myśli szkoleniowej" dobrej reklamy na Wyspach.

 

Zgodnie z moimi osobistymi przewidywaniami, mecz zaczął się od miażdżącej przewagi gospodarzy, którzy już w ciągu czterech pierwszych minut aż pięć razy zdołali oddać strzały z groźnych pozycji, na szczęście bardzo niecelnie. W ogóle przez pierwsze pół godziny co rusz zagryzałem wargi i krzywiłem minę, gdy raz po raz napastnicy Stevenage z łatwością wychodzili na czyste pozycje, a w ósmej minucie po rzucie rożnym dla rywali Atkinson głową wybił piłkę z linii bramkowej. Później skórę ratował nam Brown szczególnie błysnął najpierw broniąc mocny rzut wolny Williamsa, a później z dwóch metrów zatrzymując strzał po beznadziejnym zagraniu w poprzek boiska w wykonaniu Atkinsona. Niewykorzystane sytuacje w futbolu się mszczą i w 35. minucie Colchin mimo asysty dwóch rywali zdołał dośrodkować w pole karne, gdzie obrońców i bramkarza ubiegł Molango, kąśliwym strzałem otwierając wynik spotkania!

 

W szatni zachęciłem drużynę do dalszego nieodstawiania nogi i twardej walki, czym chciałem uniknąć sytuacji, w której gospodarze wykorzystaliby nasze rozluźnienie do szybkiego odwrócenia losów spotkania.

 

Moi piłkarze wyszli na drugą połowę zmotywowani i po dziesięciu minutach obrońcom urwał się Brayley, a jego strzał na jedenasty metr wypluł Gore, gdzie już czekał niekryty Colchin, dobijając piłkę obok leżącego bramkarza! Utonąłem w uściskach współpracowników, Stevenage kompletnie sobie z nami nie radziło i powinni cieszyć się, że skończyło się dla nich tylko na 0:2 mieliśmy bowiem kolejne okazje, a najlepszą zmarnował Brayley, z bliska pakując piłkę wprost w golkipera. Pokonaliśmy wyżej notowanego rywala, awansowaliśmy dalej, na klubowe konto wpłynęła okrągła suma 14 tysięcy euro, a jedyną skazą był uraz Jasona Bristowa, który ze skręconym nadgarstkiem musiał przerwać treningi na około dwa tygodnie.

 

21.10.2006, Broadhall Way, Stevenage, widzów: 3272
FAC 4R Stevenage [CNat] - Margate [CS] 0:2 (0:1)

35' M. Molango 0:1

54' P. Colchin 0:2

Margate: W.Brown 7 – A.Allman 9, G.Richards 8, J.Bristow 7, J.Atkinson 7 – S.Hadland 8 (71' N.Wainwright 6), A.Pulis 7 (64' I.Hutchinson 7), P.Cochlin 8, M.Noakes 8 – M.Molango 8 (81' D.Spencer 6), B.Brayley 8

 

GM: Anthony Allman (O/DBP/P P, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza

W drodze powrotnej ze Stevenage do Margate w autokarze panowała bardzo wesoła atmosfera. Wytłumaczyłem piłkarzom, że bez względu na postawę gospodarzy zaprezentowaliśmy poziom godny piątej ligi i teraz wypadałoby to udowodnić w kolejnych meczach sezonu, by się tam znaleźć.

 

Na miejsce dojechaliśmy około godziny dwudziestej. Rozpuściłem piłkarzy do domów, a gdy miałem na chwilę udać się do gabinetu, w korytarzu zatrzymał mnie podejrzanie wesolutki i "zmęczony" prezes, wieszając mi się na szyi. W moment poczułem charakterystyczny aromat stężonych procentów, a moje przypuszczenia potwierdziła jego czerwona niczym Mikołaj na święta twarz.

 

Ralf, hyhy, to było dobre, to było kurna dobre! wrzeszczał mi rozentuzjazmowany do ucha, prowadząc mnie do swojego z kolei biura.

 

Już samymi bijącymi od mego pracodawcy oparami zdążyłem się zaprawić. W gabinecie na kanapie siedział podpity zastępca prezesa i niemniej wesoły Hassan siłujący się z zakrętką butelki ze złocistym płynem, a wokół niego walały się już dwa opróżnione egzemplarze, z których nawet najbardziej spragniony amator wysokoprocentowych trunków nie wydusiłby ani ćwiartki kropelki. Nim się obejrzałem, już pod mój nos z dość dużą gracją, pomimo stanu moich kompanów, podjechał elegancki kieliszek z porządną, angielską brandy. Nie zamierzałem się ociągać i skosztowałem.

 

Zaczynam wierzyć, że jesteś najwłaśśśściwszą osobą na to stanowisko! - prezes Baslett walczył z już lekko plątającym się językiem. A z początku tylko pytałem, kim ten ten w ogóle jest...

 

Ja tam w ciebie wierzyłem, miszter. włączył się Hassan, dając początek tradycyjnym filozofiom po kielichu. Każdemu się szansa, bladź, należy!

 

Ooo, dobrze gada, dooobrze chłop gada! Cheers! prezes machał w kierunku przedmówcy palcem, podnosząc kieliszek.

 

Przechyliliśmy, opróżniając szkło do samego dna.

 

Ale jak Ty to robisz, że bierzesz klub, który ledwo opuścił amatorszczyznę i od razu kosisz wszystkich w lidze i na razie w FAC? spytał, uzupełniając lśniące koniakówki.

 

Sam chciałbym to wiedzieć, Bob... odparłem, robiąc przy tym wyraz twarzy niczym James Bond i wskazując palcem trzymającej kielicha ręki. Prezes lekko się zakrztusił.

 

No co ty, Ralf... Chyba mnie o nic nie podejrzewasz... twarz prezesa Basletta delikatnie przybledła.

 

Powiedziałem tylko, że też chciałbym to wiedzieć... Nie mam jasnej recepty. Cheers.

 

Przystawiłem szkło do ust, po czym obejrzałem sufit bezpośrednio nade mną. Chuchnąłem, dając ulecieć wybuchowej mieszance wydychanego dwutlenku węgla i promili, pierwszy raz w swojej szkoleniowej karierze czując się docenionym. Żołądek rozgrzewał się w rytmie dryfujących po krwiobiegu nut zwanych procentami lub bardziej oficjalnie zawartością alkoholu we krwi. Czas mijał wesoło, na podłodze lądowały kolejne puste flaszki, rozmowy o polityce ciągnęły się niczym rzucona na strome zbocze rolka papieru Velvet nie kończyły się. Wreszcie zastępca naszego dzielnego prezesa, na którego pięć razy mocniej oddziaływała już grawitacja, stwierdził, że musi wybywać, bo go żona zabije oczywiście jeżeli wcześniej nie zrobi tego krawężnik dziesięć metrów dalej. Tak, czy inaczej żegnaliśmy się z nim dziesięć minut, nie mogąc trafić ręką w rękę. Więcej zdarzeń nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję... eee... nieważne, to nie ta sprawa.

 

Ocknąłem się, gdy przez okno wpadały drażniące oczy i zwoje mózgowe promienie słońca. Skoro taką bibą zakończył się zaledwie wygrany mecz na wyjeździe z grającym zaledwie o poziom wyżej Stevenage, to już bałem się myśleć, co będzie po ewentualnym awansie do wyższych klas rozgrywkowych, w które szczerze wierzyłem. Obok siedział Hassan, który wyglądał jak półtorej nieszczęścia.

 

Jeszcze tu siedzisz, czy przyszedłeś już teraz, z samego rana? wymamrotałem, trzymając się za głowę.

 

Miszter, już prawie wieczór, zaraz będzie ciemno.

 

Zamknij się... osunąłem się z powrotem na kanapę, nie nadając się jeszcze do niczego.

Odnośnik do komentarza

Podczas gdy ja nie mogłem już patrzeć na brandy, odbywało się losowanie pierwszej rundy zasadniczej FA Cup oraz drugiej rundy kwalifikacyjnej FA Trophy. W pierwszym z nich trafiliśmy ciężko, bo na lidera League One zespół Millwall, natomiast w drugim pucharze zmierzyć mieliśmy się z Weston-super-Mare.

 

 

Przed dziesiątą kolejką Conference South przybyłem już w dobrej formie, a podejmowaliśmy w niej Carshalton, ligowego średniaka. Kontuzjowanego Bristow na środku obrony zastąpił Luke Graham, a na ławce jako rezerwowy napastnik usiadł Lawrence Yiga.

 

Pierwsza połowa stanowiła pokaz naszej nieskuteczności, a jej ukoronowaniem było zmarnowanie przez Brayleya sytuacji 2vs1 po odebraniu piłki niezdecydowanemu Hamiltonowi oraz posłanie przez niego tuż przed przerwą futbolówki poza stadion przy dobitce strzału Molango w bramkarza. Drugie 45 minut nie było wiele lepsze, tablica wyników ciągle nieubłaganie pokazywała 0:0, aż wreszcie w 79. minucie, gdy Yiga przejął piłkę po fatalnym wyrzucie Hamiltona z autu i pognał w pole karne, Bransby próbował naprawić błąd kolegi, ściągając Lawrence'a za koszulkę. Sędzia wskazał na "wapno", a Hutchinson atomowym strzałem omal nie rozerwał siatki. Goście próbowali gonić wynik, ale nic im to nie dało i do swego dorobku dorzuciliśmy kolejne trzy punkty, będąc jak dotąd jedynym niepokonanym zespołem w lidze. Oby tak dalej.

 

25.10.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1361
CS (10/42) Margate [1.] - Carshalton [12.] 1:0 (0:0)

79' I. Hutchinson 1:0

Margate: W.Brown 6 – A.Allman 6 (80' B.Edwards 6), G.Richards 7, L.Graham 6, J.Atkinson 7 – S.Hadland 7, A.Pulis 7, P.Cochlin 7, M.Noakes 6 (67' I.Hutchinson 7) – M.Molango 7, B.Brayley 6 (46' L.Yiga 7)

 

GM: Garry Richards (O Ś, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Październik kończyliśmy w Margate, meczem z ósmym w ligowej tabeli Eastbourne Borough. Podjąłem przed nim decyzję o przeprowadzeniu kilku zmian personalnych, m.in dając szansę gry od pierwszej minuty Adolphowi Amoako i bramkarzowi Stuartowi Searle, a oprócz nich do wyjściowego składu wrócili Ian Hutchinson, który trzy dni temu wypadł lepiej od Noakesa, oraz często ostatnio odpoczywający Neil Wainwright.

 

 

Pierwszą połowę bezapelacyjnie przespaliśmy, pomimo naszej przewagi jedynym wartym odnotowania było uderzenie Hutchinsona z rzutu wolnego, po którym piłka trafiła w okolice łączenia siatki ze słupkiem. Do przerwy tylko czterech piłkarzy starało się coś uciągnąć, natomiast cała reszta tylko człapała po boisku, jak gdyby wierząc, że gole same się strzelą. W szatni zaserwowałem im więc opieprz lekki na zachętę, po czym bez zmian wysłałem na drugą połowę.

 

Chłopaki nareszcie się przebudzili i na efekty nie trzeba było długo czekać. Najpierw w 53. minucie Pulis posłał długą górną piłkę z głębi pola do Molango, na piątym metrze Kongijczyka nie upilnował Austin i w końcu objęliśmy prowadzenie. Chwilę później podobnym zagraniem z tej samej pozycji popisał się Atkinson, tyle tylko, że w jego przypadku było ono na tyle mocne i z dziwną rotacją, że piłka wpadła zdezorientowanemu Hookowi za kołnierz. Mecz był rozstrzygnięty, i choć okazji do podwyższenia rezultatu nie brakowało, zwycięstwo 2:0 jak najbardziej mnie zadowalało, tym bardziej, że nasza przewaga nad drugim zespołem ligi wynosiła już siedem punktów.

 

28.10.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1480
CS (11/42) Margate [1.] - Eastbourne Borough [8.] 2:0 (0:0)

53' M. Molango 1:0

57' J. Atkinson 2:0

88' A. Amoako (M) n.b.

Margate: S.Searle 7 – A.Allman 7, G.Richards 7, L.Graham 7, J.Atkinson 8 – N.Wainwright 6 (63' S.Hadland 7), A.Pulis 7, P.Cochlin 7 (73' M.Noakes 7), I.Hutchinson 8 – M.Molango 7 (78' B.Brayley 7), A.Amoako 7

 

GM: Joe Atkinson (O L, Margate) - 8

 

 

Październik 2006

 

Bilans: 5-0-0. 10:0

Conference South: 1. [+7 pkt nad Dorchester]

FA Cup: 4R, 2:0 ze Stevenage

FA Trophy: -

Finanse: -21,62 tys. euro (+40,11 tys. euro)

Gole: Maheta Molango (14)

Asysty: Neil Wainwright i Bertie Brayley (po 7)

 

 

Ligi:

 

Anglia: Tottenham Hotspur [+3 pkt]

Francja: Lens [+3 pkt]

Hiszpania: Betis Sevilla [+1 pkt]

Niemcy: Bayern Monachium [+7 pkt]

Polska: Wisła Kraków [+5 pkt]

Rosja: CSKA Moskwa [+3 pkt]

Szwajcaria: FC Basel [+0 pkt]

Włochy: Modena [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

- Wisła Kraków - Grupa C: 0:4 i 0:2 z Arsenalem Londyn

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- el. ME 2008: piąta grupa, 1:1 z Walią

 

Ranking FIFA: 1. Anglia [991], 2. Holandia [957], 3. USA [941], ..., 14. Polska [782]

Odnośnik do komentarza

Pierwsza sobota listopada oznaczała w Margate mocne uderzenie w postaci pucharowego starcia z trzecioligowym Millwall. Na stadionie pojawił się nawet odziany w elegancki garnitur prezes Baslett, który zajął miejsce w specjalnie przygotowanej loży. Skoro rywal reprezentował League One, otwarty futbol z naszej strony nie wchodził w grę. Starałem się zmotywować piłkarzy, jak tylko mogłem, ale finał był taki, że lepiej byłoby, żeby prezes zasiadł na trybunach w jakimś meczu ligowym, aniżeli teraz...

 

 

Goście grali trzy ligi wyżej od nas i było to widać na boisku. I to aż za bardzo, bo do szatni mogliśmy schodzić po pierwszym kwadransie. Już w 4. minucie z kompletnie niejasnych i niezrozumiałych powodów do przodu wyszedł Richards, zostawiając osamotnionego Clarke'a, czego ten oczywiście nie omieszkał wykorzystać, czym ustawił mecz, zanim ten na dobre się rozpoczął. Stracona chwilę później druga bramka obciążała konto naszego golkipera – Brown najpierw co prawda poprawnie wypiąstkował centrę Lawrence'a, ale przy skiksowanej dobitce Djordjicia sprawiał wrażenie cierpiącego na demencję; nie raczył złapać piłki i stojący obok niego Akinbiyi z uśmiechem na ustach wbił ją do naszej bramki. Stałem przy linii bocznej kręcąc głową, a chwilę po upływie piętnastej minuty Powell dośrodkował w nasze pole karne, gdzie skompromitowali się Pulis do pary z Atkinsonem, gdy obu naraz przeskoczył Akinbiyi, głową zdobywając swojego drugiego gola. W tym momencie machnąłem ręką i usiadłem na ławce, czekając na kolejne trafienia gości, ale Millawll trzybramkowa przewaga najwyraźniej zadowalała.

 

Druga połowa nieco wyrównała grę, świetnie bronił Brown, a nawet byliśmy w posiadaniu piłki dłużej od rywali, co zaowocowało kilkoma wizytami pod ich polem karnym, ale wynikało to głównie z utrzymywania wyniku przez Millwall. Byłem przekonany, że gdyby dalej gonili, skończylibyśmy może nawet i z dwucyfrówką. Tak, czy inaczej, klasa przeciwnika nie usprawiedliwiała kiepskiej postawy Richardsa i Atkinsona, którzy stanowczo zbyt łatwo pozwalali im strzelać bramki. Dla mnie natomiast była to dopiero pierwsza porażka, odkąd jestem menedżerem Margate, nawet wliczając sparingi. Abstrahując od czysto sportowych kwestii, nasz udział w tylu rundach tegorocznej edycji Pucharu Anglii pozwolił nam finansowo wyjść z zadłużenia i złapać oddech.

 

04.11.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 3643
FAC 1R Margate [CS] - Millwall [L1] 0:3 (0:3)

4' B. Clarke 0:1

8' A. Akinbiyi 0:2

16' A. Akinbiyi 0:3

39' S. Foster (Mi) ktz.

Margate: W.Brown 7 – A.Allman 7, G.Richards 6, J.Bristow 5 (46' L.Graham 6), J.Atkinson 6 – S.Hadland 6 (70' N.Wainwright 6), A.Pulis 6, P.Cochlin 6, M.Noakes 6 – M.Molango 7, B.Brayley 6 (78' D.Spencer 6)

 

GM: Ade Akinbiyi (N, Millwall) - 9

Odnośnik do komentarza

Szansę na odbudowanie nadszarpniętego porażką z Millwall morale mieliśmy już we wtorek na wyjeździe z Cambridge City. Na środku obrony wystawiłem Grahama, który zastąpił dalekiego od dobrej formy rekonwalescenta Bristow.

 

Pierwsza połowa to festiwal nieskuteczności. I nie było to bynajmniej zasługą bramkarza Cambridge, bo po prawdzie nie miał wiele pracy – większość piłek szybowała daleko od bramki. Mistrzem dnia w tym aspekcie był Brayley, więc w szatni powiedziałem mu wprost, że może już iść pod prysznic, a jego miejsce zajął Spencer, co miało walny wpływ na wynik meczu.

 

Otóż już w pierwszej akcji po wznowieniu wywalczyliśmy rzut wolny spod linii bocznej boiska – piłkę w pole karne dośrodkowywał Allman, a Spencer udzielił lekcji latania Catwrightowi, pakując ją do bramki. Niestety w tym przypadku Damian wykorzystał swój limit i już do końca meczu nie był w stanie trafić w bramkę. Musiał być przy tym inspiracją dla reszty drużyny, gdyż przez kolejne długie minuty ktokolwiek strzelał i z jakiejkolwiek odległości, posyłał piłkę daleko od celu, a przy linii bocznej z mojego gardła raz po raz wydzierało się słowo "zakręt "w języku włoskim.

 

Skoro my psuliśmy bezlitośnie naprawdę doskonałe sytuacje – łatwiejsze byłoby tylko dobicie piłki z linii bramkowej – oczywistym było, że może się to skończyć tylko w jeden sposób. I tak się stało. Na kwadrans przed końcem Binns zagrał po ziemi w pole karne do Kirkwooda, ten zdołał przecisnąć piłkę między obrońcami do niekrytego Gasha, który z bliska wepchnął ją do bramki, wyrównując stan spotkania. Rozłożyłem ręce, z kamienną miną spoglądając na boisko, następnie obróciłem się w stronę Raine mówiąc: "Wiedziałem, k***a wiedziałem, że tak będzie!". Nie czekałem na nic i od razu zacząłem zapraszająco machać ręką, nakazując bardziej zdecydowane ataki. I to się opłaciło. Już cztery minuty później rzut rożny z lewej strony egzekwował Wainwright, w polu karnym Atkinson zgubił strzelca bramki dla Cambrige, po czym przyjął piłkę i przynajmniej on zdołał wreszcie trafić do bramki! Wygraliśmy w sporych bólach, a ja musiałem na treningach przeprowadzić wraz z trenerem dodatkowe zajęcia z rozgrywania sytuacji sam na sam.

 

07.11.2006, City Ground, Cambridge, widzów: 520
CS (12/42) Cambridge City [10.] - Margate [1.] 1:2 (0:0)

47' D. Spencer 0:1

77' M. Gash 1:1

81' J. Atkinson 1:2

Margate: W.Brown 7 – A.Allman ŻK 7, G.Richards 7, L.Graham 8, J.Atkinson 8 – S.Hadland ŻK 7 (78' N.Wainwright 7), A.Pulis ŻK 7, P.Cochlin 7, I.Hutchinson 7 (69' M.Noakes 6) – M.Molango 6, B.Brayley 6 (46' D.Spencer 8)

 

GM: Joe Atkinson (O L, Margate) - 8

Odnośnik do komentarza

Gdy w Polsce w najlepsze trwało Święto Niepodległości, my przystępowaliśmy do ostatniego pucharu, w jakim braliśmy udział, a było to FA Trophy. Na Hartsdown Park zawitał nasz ligowy rywal, Weston-super-Mare. Tym razem trochę odpoczęli często eksploatowani Richards i Cochlin, na trybunach rekreacyjnie zasiadł Brayley, który ostatnio rozregulował celownik, a najważniejszą zmianą była obsada bramki, w której dałem szansę zaprezentowania się Karlowi Lewisowi.

 

Goście praktycznie sami strzelali sobie bramki. Najpierw w 14. minucie Robertson nieprzepisowo zatrzymał w szesnastce Wainwrighta, sędzia po konsultacji z liniowym podyktował rzut karny, a jedenastkę bez trudu wykorzystał sam poszkodowany. Później kolejne nasze ataki nie przynosiły rezultatu, świetnie bronił bramkarz rywali Jones, a oni sami atakowali niechętnie i nie potrafili zajść zbyt daleko. Wreszcie trzydzieści minut po pierwszym golu wyprowadziliśmy kolejną akcję, przy której tuż przed polem karnym faulował Lugsden, a rzut wolny podręcznikowo wykonał Hutchinson, pięknym rogalem pokonując Jonesa.

 

W przerwie musiałem zostawić w szatni Spencera, który był zbyt skopany przez obrońców, by produktywnie kontynuować grę, a reszta drużyny niestety spoczęła na laurach. Przewagę momentalnie uzyskało Weston i już po dziesięciu minutach drugiej odsłony piłkarze rywala z dużą swobodą rozgrywali piłkę na naszej połowie, wreszcie zagrywając ją przed pole karne do Chrisa Lewisa, który prostym zwodem ośmieszył wciąż fatalnego Bristow i bez trudu pokonał swojego imiennika w naszej bramce, zaliczając kontaktowe trafienie. Karl, mimo że na treningach wyglądał na dobrego golkipera, stał na środku bramki jak słup soli, a to, że po meczu wrócił do szatni w czyściutkiej bluzie mówi samo za siebie. Nic dziwnego, że od zaciskania zębów w przypadku jego (braku) interwencji bolały mnie zawiasy szczęk. Na szczęście rywalom zabrakło czasu i skuteczności, by wyrównać i rzutem na taśmę awansowaliśmy dalej, zgarniając 2,6 tysiąca euro. Było to o tyle dobre, że grająca równo z nami reprezentacja Polski tylko zremisowała w Belfaście 2:2 z Irlandią Północną w ramach eliminacji do EURO 2008, co nie zdołało mi popsuć humoru.

 

11.11.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 284
FAT 2Rkw Margate [CS] - Weston-super-Mare [CS] 2:1 (2:0)

14' N. Wainwright 1:0 rz.k.

44' I. Hutchinson 2:0

55' C. Lewis 2:1

Margate: K.Lewis 6 – A.Allman 7, J.Bristow 6 (67' G.Richards 6), L.Graham 7, J.Atkinson 7 – N.Wainwright 7, A.Pulis 7, P.Gradley 7 (80' P.Cochlin 6), I.Hutchinson 7 – M.Molango 7, D.Spencer 7 (46' P.Walsh 6)

 

GM: Neil Wainwright (OP P, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Bardzo szybko odbyło się losowanie par trzeciej rundy kwalifikacyjnej FA Trophy. Los przydzielił nam kolejny zespół z Conference South, zespół Histon, który na otwarcie sezonu pokonaliśmy bez większych problemów 3:0, ale obecnie zajmował solidne czwarte miejsce w tabeli. Mimo to mieliśmy poważne szanse awansu do kolejnego etapu rozgrywek.

 

 

Przed tym meczem na naszym rozkładzie jazdy było jeszcze spotkanie ligowe z Lewes. Goście oscylowali w ostatnim czasie wokół środkowej części tabeli, a do Margate przyjechali w roli dziesiątej drużyny ligi. Moi piłkarze kolejny już raz, nie licząc pucharowego występu przeciw Weston-super-Mare, przeszli całkowicie obok pierwszej połowy meczu, a na cud zakrawało to, że nie straciliśmy bramki. Obrońcy bowiem przegrywali naprawdę dużo pojedynków główkowych, zapewne sprawdzając odporność na stres Browna, a on sam w sobie tylko wiadomy sposób odbił uderzenie Sigere w sytuacji sam na sam po tym, jak ten z łatwością zabrał piłkę Richardsowi. Nasze strzały wędrowały oczywiście z dala od bramki, a pewnym momencie gra musiała zostać na dwie-trzy minuty wstrzymana, bo na boisku najzwyczajniej zabrakło już piłek i paru urwisów musiało przebiec się po okolicy stadionu, by pozbierać powykopywane przez moich asów futbolówki.

 

W szatni Wainwright narzekał na jakiś uraz, więc zdecydowałem, że dzisiaj go już oszczędzę. Na szczęście okazało się to dobrym pomysłem i już następnego dnia na treningu Neil był w pełni zdrowia pod względem ortopedycznym.

 

W drugiej połowie wyraźnie było widać, że moje słowa w szatni nie dotarły jednakowo do wszystkich, i mimo że Lewes już nie przebijało się pod naszą bramkę tak łatwo, to jednak my standardowo marnowaliśmy wszystkie sytuacje strzeleckie. Gdy byłem już gotowy na trzeci w sezonie remis, w 83. minucie Richards zdołał wreszcie wygrać pojedynek główkowy, posyłając w ten sposób piłkę pod pole karne gości do Molango, który zdołał zmylić defensora i pewnym strzałem po ziemi przy prawym słupku uratował nam trzy punkty, zdobywając zarazem swojego piętnastego gola w sezonie. Półtora tysiąca naszych kibiców wydało z siebie wrzawę szczęścia, a ja odetchnąłem z olbrzymią ulgą. Pytanie tylko, jak długo fortuna jeszcze będzie nam sprzyjać?

 

18.11.2006, Hartsdown Park, Margate, widzów: 1512
CS (13/42) Margate [1.] - Lewes [10.] 1:0 (0:0)

83' M. Molango 1:0

Margate: W.Brown 7 – A.Allman 7, G.Richards 7, L.Graham 7, J.Atkinson 6 – N.Wainwright 7 (46' M.Noakes 7), A.Pulis 6, P.Cochlin 7 (78' P.Gradley 6), I.Hutchinson 6 – M.Molango 7, P.Walsh 6 (69' B.Brayley 6)

 

GM: Garry Richards (O Ś, Margate) - 7

Odnośnik do komentarza

Żebym tylko dożył tej chwili :P

 

______

 

Po kilku dniach odpoczynku zajmowałem już miejsce w klubowym autokarze do Cambridge, gdzie w ramach trzeciej rundy kwalifikacyjnej FA Trophy czekało na nas Histon. W sierpniu ograliśmy tego rywala na własnym stadionie 3:0 i bardzo liczyłem na to, że i tym razem wynik będzie promował mój zespół. "W pierwszej połowie gramy, nie śpimy!" – tymi słowami posłałem zawodników do boju.

 

Chłopaki w pierwszych 45 minutach wykazali olbrzymią chęć do gry, choć nasze ataki stały się naprawdę groźne dopiero po kwadransie. Niedługo później po wrzutce w pole karne gospodarzy głową strzelał Walsh, uderzenie z trudem odbił Key, a że zrobił to wprost pod nogi Wainwrighta, już po chwili schylał się do siatki po piłkę. Niespełna dziesięć minut później swoją obecność na boisku zaznaczył Molango, który przyjmując daleką piłkę Richardsa za obrońców nie miał najmniejszych problemów z podwyższeniem na 2:0. Tego dnia moi piłkarze byli regularni niemal jak szwajcarskie zegarki – kolejne dziesięć minut później na lewe skrzydło zszedł Walsh, otrzymał podanie, następnie zagrał po ziemi w szesnastkę do naszego kongijskiego snajpera, któremu pozostało tylko dostawić nogę, by dobić Histon.

 

Druga połowa nie była już tak jednostronna, gospodarze skutecznie neutralizowali nasze ataki, a że sami mieli problemy ze skutecznością, mecz ponownie zakończył się naszym zwycięstwem 3:0 – konsekwencja przede wszystkim. Klubowa kasa wzbogaciła się o 4400 euro, a my mogliśmy tylko czekać na losowanie pierwszej rundy zasadniczej pucharu.

 

25.11.2006, Bridge Road, Cambridge, widzów: 174
FAT 3Rkw Histon [CS] - Margate [CS] 0:3 (0:3)

 

12' P.Stonehouse (H) ktz.
21' N. Wainwright 0:1

30' M. Molango 0:2

40' M. Molango 0:3

Margate: S.Searle 8 – A.Allman 7, G.Richards 8, L.Graham 9, J.Atkinson 8 – N.Wainwright ŻK 8 (76' S.Hadland 6), A.Pulis 7 (80' P.Gradley 7), P.Cochlin 7, I.Hutchinson 7 – M.Molango 8 (B.Brayley 6), P.Walsh 8

 

GM: Luke Graham (O Ś, Margate) - 9

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...