Skocz do zawartości

Terrordome


Sale

Rekomendowane odpowiedzi

-Tu WFPL, 89.3. Witamy w Louisville. Na poczatek porozmawiajmy o problemach Cardinals.

-Konkretnie mamy na mysli zespol z Lynn Stadium. Coach Simmons ma spore klopoty z opanowaniem druzyny. Porazka goni porazke.

-Hoho, miejmy nadzieje, ze wszystko sie rozwiaze. Tymczasem, mamy pierwszy telefon. Sluchamy?

-Mowi Mike. Nie mam pojecia czemu przejmujecie sie soccerem. Inne, wazniejsze sporty maja sie dobrze. Pilka nozna to nuda. Go Bats!

-Haha. Spokojnie, nie lekcewazmy soccera. Poza tym, sukcesy nie przynosza sensacji.

-Dokladnie!

-Chwila, dzwoni kolejny sluchacz. Tak?

-Hej. Regularnie ogladam Cards. Kiedys bylismy potega, teraz zespol leci na leb na szyje. Mam szacunek do Simmonsa za swietne wyniki kilka lat temu, ale ostatnie dwa sezony to katastrofa. Czas z nim skonczyc i dac szanse komus innemu.

-Masz kogos na mysli?

-Byly trener Rutgers - Tetro. On moze cos wskorac.

-No coz, byc moze sie przekonamy. Mamy dzis specjalnego goscia, z ktorym porozmawiamy o sytuacji Cardinals. Ale to po odrobinie muzyki. Byc moze smooth jazz ukoi nerwy.

-Haha, miejmy nadzieje. Choc na mnie lepiej dziala cla...

 

Wolalem wylaczyc radio. Zadna muzyka nie pomoglaby mi w tej sytuacji. Papieros - wrecz przeciwnie. Czesto slyszalem, ze nikotyna nie pomaga na nerwy. Ja widocznie bylem inny albo po prostu klamalem sam sobie. Niewazne. Byla godzina 7:18, ja palilem juz szostego papierosa popijanego trzecia kawa. Bylem w drodze na uniwersytet i juz wiedzialem co uslysze. Tak naprawde mialem szczera nadzieje, ze mnie wywala. Powoli czar Louisville, jak i calego stanu Kentucky przestawal na mnie dzialac. Mialem gotowy plan: dzien pakowania, okolo tydzien odpoczynku w Oakland u znajomych, po czym juz wczesniej ustalona praca w banku znajomego w Evansville. Potem moglbym myslec nad powrotem do trenowania. Z ta mysla w glowie, jechalem dalej.

Odnośnik do komentarza

-Jackie boy! Jack. Wchodz, smialo.

Entuzjazm mojego (prawie) bylego szefa nie napawal mnie optymizmem. Moze chce zebym zostal? Moze nie bede zwolniony? Kurwa, co z moimi planami? Szykowalem sie na to juz od kilku tygodni.

-Czesc Sean. Masz dobry humor. Jakis konkretny powod?

-Moj przyjacielu, ja zawsze mam dobry humor!

Zaczalem tu prace w wieku 28 lat. To moj siodmy rok. Do tej pory widzialem jak stary Sean usmiechal sie dwa, moze trzy razy.

Nazwalem go starym, wiem. Sean ma dopiero 53 lata, jednak wszyscy nazywalismy go starym. Wygladal na okolo 70 lat, podobno tak mocno zniszczyl go alkohol. Ile w tym prawdy - nie mam pojecia.

-Moze przejdzmy do sedna. Usiadz.

-W porzadku.

-Whisky?

-Nie, dziekuje. - spojrzalem na zegarek, minela 8:04. Kto pije alkohol o tej porze?

-Coz, nie bede pil sam. Jesli pic samemu, to tylko wieczorem. Hehe, mam racje?

-Nie chce psuc Twojego dobrego nastroju, ale mielismy porozmawiac o czyms waznym. Mam troche spraw do zalatwienia, wiesz, czas goni. - wciaz myslalem co spakowac, zabrac ze soba. Nie chcialbym niczego zapomniec.

-Wybacz, ekhm. Chcialem z Toba porozmawiac o Twojej pracy. Wiem, ze wyniki nie sa ostatnio najlepsze. Po 1-6 z Rutgers ciezko sie otrzasnac. Masz problemy? -mowiac to, Sean wyjal paczke z kieszeni i zapalil papierosa. Moja lewa reka drzala by zrobic to samo.

-Nie, wszystko w porzadku. Sluchaj, moge tez zapalic? - staruch kiwnal glowa i wstal z krzesla by otworzyc okno.

-Nie ma to jak papieros z rana, racja? Do tego kawa, mmmm. - w tym momencie Sean poprosil sekretarke o dwie kawy. - Wlasciwie nie powinnismy tutaj palic, ale ja zwykle otwieram okno i staram sie troche przewietrzyc. Jeszcze nie mialem zadnych skarg.

-O tak, zgadzam sie. Wracajac do tematu, nie jestem w stanie wytlumaczyc co sie dzieje. Poki co nie mam pomyslu jak te sytuacje naprawic. Jest ciezko, sam to zauwazyles.

-Przykro mi to slyszec. Tym bardziej, ze wiem, ze jestes inteligentny i do tej pory radziles sobie z problemami. - mowiac to, spojrzal na liczne trofea i lekko sie usmiechnal.

-Coz, moze z wiekiem trace pewne cechy.

-Byc moze. - staruszek westchnal i usiadl wygodnie w fotelu. - Pamietam Ciebie od samego poczatku kiedy trafiles tu z Gainesville. Nie byles najlepszym graczem, ale chciales nam jak najbardziej pomoc. Kiedy skonczyles szkole, zapytales czy moge Tobie pomoc w znalezieniu pracy. Pomoglem. Wiedzialem, ze moge Tobie ufac. Zauwazylem, ze jestes ambitny, wiec nie zdziwilo mnie, ze po kilku latach wspiales sie najwyzej jak mogles i mogles trenowac ten zespol. Zrobiles z nich mistrzow. Wszystko szlo pieknie, az do tej pory.

Nagle zamilkl i spojrzal mi prosto w oczy. Nie wiedzialem co powiedziec, czy mowic cokolwiec.

-To mila historia. Mozesz wiedziec, ze jestem Tobie bardzo wdzieczny za pomoc. Nie wiem, co bym bez tego zrobil.

Sean nawet nie drgnal. Po chwili wypil duszkiem reszte swojej kawy, usmiechnal sie i wydusil:

-Ciekawie to zabrzmialo. Jak ostatnie slowa, wiesz, przed smiercia. Moze tak to potraktujmy.

-Co masz na mysli?

-Jestes zwolniony.

Stary uscisnal moja dlon, odprowadzil do drzwi i zyczyl powodzenia. Wreszcie mi ulzylo. Teraz pora realizowac moj plan.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...