Skocz do zawartości

Stadionowa Hołota


Marlen

Rekomendowane odpowiedzi

Bochnia. Małe miasto położone w województwie Małopolskim, słynące m.in z najstarszej kopalni soli w kraju, ale również dosyć dobrej ekipy futbolowych zapaleńców, którzy za swój klub oddaliby swoje życie. BKS Bochnia, drużyna założona w 1921 roku. Nigdy nie graliśmy w ekstraklasie, baa nawet w I lidze. Za największy sukces klubu można uznać awans do 1/8 finału Pucharu Polski, tam niestety musieliśmy uznać wyższość Polonii Bytom. Od kilku dobrych lat nasz zespół balansował między trzecią a czwartą ligą, nie było kasy na rozbudowę stadionu czy przeprowadzanie spektakularnych transferów, mimo to stadion przy ulicy Parkowej był dla nas edenem, który co mecz wypełniał się co do ostatniego miejsca. Może i nie ma nas zbyt wiele, jednak mamy jedną, stałą ekipę na wyjazdy, ustawki i oprawy. Lojalność, honor, duma i zasady te wartości każdy z nas powtarzał jak mantrę.


************


7 Kwietnia - 2011 rok, klub nocny w Bochni.


- Najlepszego byku, wszystkiego dobrego, ile to już Ci stuknęło?

- Sam już nie wiem, kto by to zliczył, ale dzięki Strzelba, mam nadzieję, że jeszcze setki wyjazdów przed nami!

- Apropo wyjazdów, wraz z chłopakami przygotowaliśmy dla Ciebie niespodziankę na zewnątrz, chodź luknąć.

- Dobra już idę, tylko pójdę się odlać.

Kiedy wyszedłem z klubu zobaczyłem wielki transparent a na nim napis: "To nic, że jest nas garstka, walczymy dalej - utożsamieni z Bochnią jak Wenger z Arsenalem"

Do tego poszło 20 rac, kilka strobów i masa achtungów - tak się kurwa bawi Bochnia!

- Dzięki chłopaki, warto było dostać tyle razy po ryju, żeby teraz tu z wami być - powiedziałem.

- I jeszcze nie raz dostaniesz - wtrącił się Esiok.

- Ciekawe czy Libiąż się utrzyma, dobrze byłoby się im zrewanżować w następnym sezonie - odpowiedziałem.

- Utrzymać się utrzymają, ale czy do nas przyjadą - odparł Stanlej, który kilkanaście minut wcześniej zdobył szalik Limanovii.

- Muszą kurwa, a jak nie to my pojedziemy do nich z wizytą - stanowczo odpowiedział Stroju.

- Dobra wracamy do klubu i bawimy się dalej, nie ma co tu stać, zaraz się psiarnia zjedzie - rozkazał Strzelba.

W klubie piliśmy do rana, w sumie jak co weekend. Nic szczególnego się nie działo, nad ranem zebraliśmy bety i z pieśnią na ustach udaliśmy się do domów, całe miasto znów słyszało ryk Bocheńskich fanatyków. Po drodze spotkaliśmy jeszcze masę frajerni, która nieprzychylnym okiem patrzyła na nasze wokalne popisy, dostali szybką przekopkę i z obitymi ryjami spierdalali aż się kurzyło.

Dzień jak co dzień, ale wyraźnie brakowało mi snu..


Odnośnik do komentarza
Przekręcając klucz w zamku w duchu modliłem się, żeby moja ukochana Kornelia nadal spała. Niestety tuż po otworzeniu drzwi stała w kuchni trzymając w ręku zegarek, doskonale wiedziałem co to oznacza.

- Gdzie Ty byłeś tyle czasu?! Nie spałam przez Ciebie całą noc - wrzasnęła Kornelia, której oczy zdawały się to potwierdzić.

- No wiesz Kochanie, chłopaki zabrali mnie do klubu w ramach urodzin, nie mogłem im odmówić - ta głupia historyjka miała na celu uspokojenia jej, niestety tylko dołożyłem oliwy do ognia.

- Co tydzień wymyślasz coraz to nowsze i głupsze kłamstwa, mam tego dość. Albo się zmienisz, albo z nami koniec. Nie chcę żyć z człowiekiem, którego nigdy nie ma w domu. Albo praca, albo te wasze głupkowate mecze, po których przychodzisz cały poobijany, co Ty sobie wyobrażasz?!

W tej chwili poczułem głęboki nerw, który zaczął kipić. Przecież to moja największa pasja i całe moje życie, jak ona może mówić, że to głupie i nierozsądne - Co ona pierdoli pomyślałem.

- Kornelia, przepraszam jaa.. zmienię się obiecuję, daj mi jeszcze jedną szansę - próbowałem jakoś uspokoić całą tą sytuację, która była bardzo napięta.

- Powiedz mi jak mam Ci zaufać, skoro Ty cały czas mówisz, że się poprawisz i będzie dobrze? Smutno zapytała Kornelia.

- Musisz mi zaufać. Ten ostatni raz, przecież jesteś dla mnie najważniejsza.


W tej chwili Kornelia rzuciła mi się na szyję i ze łzami w oczach powiedziała, że mnie kocha. Czułem się podle, doskonale wiedziałem, że nie mogę skończyć z kibicowaniem - to wciągało jak narkotyk, kto tylko raz przekroczył mury stadionu ten doskonale wie o czym mówię. Z drugiej jednak strony Kornelia była dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu, i nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę ją stracić.


- Ja Ciebie też, idź się połóż, wykąpie się i do Ciebie dołącze. - radośnie odparłem.

Po całym zajściu marzyłem tylko o kąpieli i śnie. Jednak kiedy wyszedłem spod prysznica zadzwonił do mnie Esiok z informacją, że kilka karków z Hutnika wpadło na Bochnie i kroją gówniarzy. Nie zastanawiałem się nawet przez chwilę, szybko się przebrałem i popędziłem na osiedle gdzie była już nasza banda.

- Co jest? - spytałem cały zdyszany

- Jebana ekipa za zeta, przyjechali parę godzin temu i skroili kilku naszych młodszych, próbowali dorwać Arka, ale im spierdolił. Co z nimi robimy? Zapytał wściekły Strzelba.

- Trzeba kurwa działać, nie mogą się tak puszyć po naszym mieście - stanowczo odparłem

W tym samym czasie zadzwonił Mister, który zauważył Krakowską ekipę.

- Są na parkingu obok galerii, piją piwo - wpadajcie szybko.

Bez chwili zastanowienia wsiedliśmy w auta i już kilka minut później byliśmy pod galerią.

- Ilu ich jest? Zapytałem Mistera.

- Około 10, są w barwach - odparł cały zdenerwowany.

- Dobra, nie ma się co pierdolić, jedziemy z nimi - odparł Stanlej, któremu obłęd iskrzył w oczach.


BANDA ŚWIRÓW!

AU

CHULIGANI!

AU

Z BOCHNI FANI!

AU AU AU - Zaintonowaliśmy przyśpiewkę, którą znały już niemal wszystkie ekipy w regionie.


Goście z Hutnika słysząc to, rzucili browary i rzucili się w ucieczkę do samochodów. Nie udało nam się ich dogonić, jednak jedno z ich aut straciło oba lusterka i tylnią szybę. Samochód na Krakowskich rejestracjach z piskiem opon opuścił parking.

- Kurwa mać, uciekli nam - powiedział wkurzony Strzelba.

- Nie martw się, następnym razem ich dorwiemy i odpłacą nam za tych młodych - odpadł pewny siebie Kurek.

- Dobra wracajmy do domu, nie ma co się tu kręcić, pewnie zaraz psy będą węszyć co się tu działo. Do jutra panowie, idę w kimono. - Pożegnałem się z chłopakami, myśląc tym samym o Kornelii, którą po raz kolejny zostawiłem samą.

Odnośnik do komentarza
Kiedy wróciłem do domu Kornelii już nie było. Na biurku znalazłem tylko jej list, w którym wyjaśniła mi dokładnie jej poczynanie. Oto jego treść:


"Kamil, nie ma sensu, żebyśmy to dalej ciągnęli, jak widzę nie przekonam Cię do tego, żebyś rzucił tą zabawę na stadionie i zaczął normalne i szczęśliwe życie ze mną. Jest mi bardzo przykro, że muszę to zrobić, ale nie pozostawiłeś mi innego wyjścia, wyprowadzam się do mojej mamy na pewien czas, może potrzebujemy separacji od siebie? A może po prostu Ty potrzebujesz czasu, żeby to sobie wszystko dokładnie przemyśleć i poukładać? Bardzo Cię proszę, uważaj na siebie i nie zrób żadnego głupstwa - Twoja kochająca Kornelia"


Łzy same cisnęły się do oczu, czułem, że zaraz wyleje wodospad łez. Próbowałem do niej zadzwonić, starając się wyjaśnić to wszystko, jednak nie odbierała telefonu. Czułem bezradność, niemoc i bezsilność. Przez najbliższe kilka dni nie wychodziłem nigdzie z domu, nawet do pracy, wyłączyłem telefon, nie korzystałem z komputera. Czułem pustkę i wewnętrzny ból po stracie ukochanej. W końcu odwiedzili mnie koledzy, którzy zaniepokojeni moją nieobecnością postanowili mnie odwiedzić.


- Kurwa stary, co się z Tobą dzieje? Nie dajesz znaku życia - zapytał zmartwiony Strzelba.

- Kornelia mnie zostawiła, powiedziała, że dość ma takiego życia ze mną - odparłem niewzruszony.

- Kuźwa, nieciekawa sytuacja, myślisz, że macie jeszcze szansę? Spytał smutny Harry.

- Nie mam pojęcia, będę o nią walczył, ale nie mogę zrezygnować z kibicowania - przecież wiesz. Całe szczęście, że sezon już się zakończył i będzie dwa miesiące przerwy, może uda mi się ją przekonać?

- Apropo Bks-u, słyszeliście najnowszego newsa? Spytał pewny siebie Mister.

- Co się dzieje? Pewnie chodzi o zmianę trenera, Manelski się już wypalił - stwierdził stanowczo Esiok.

- Skąd wiedziałeś? Dziś byłem w klubie i rozmawiałem z prezesem, ponoć mają jakiegoś asa w rękawie. Jest młody, ale ponoć w niższych ligach był kozakiem, może akurat się sprawdzi u nas w Bochni? stwierdził Mister.

- Co Ty pierdolisz, to pewnie jakiś nowicjusz, nie będzie umiał dogadać się z naszymi chłopakami. Nie wróżę mu kariery, jak szybko przyjdzie tak szybko stąd wyleci - powiedział dosyć ostrym tonem Strzelba.

- Spokojnie, dajmy mu szansę, może akurat on jest lekiem na całe nasze zło? Może z nim uda nam się awansować do wyższej ligi? Trzeba myśleć pozytywnie - odparłem zdecydowanie.

- Mniejsza o to, sezon się skończył, trzeba pomyśleć o wakacjach. Co wy na to? Jakieś propozycje? Spytał zaciekawiony Mister.

- Możemy jechać do mojej kuzynki z Mielna, ma domki do wynajęcia, nam na pewno tanio policzy. Piszecie się? Spytał Esiu

Wszyscy zgodnie potwierdzili, że wezmą udział. Chodź na początku byłem przeciwny temu wyjazdowi to w końcu dałem namówić się na ten pomysł. Może choć na chwilę zapomnę o tych wszystkich niepowodzeniach i problemach związanych z Kornelią i życiem osobistym.

Odnośnik do komentarza

BobekSTW - Dzięki wielki, Hutnik się nam jeszcze nawinie :)

DarkLuki, Super_Cwilka - dziękuję za miłe słowa, to dla mnie bardzo ważne.

Galizerix - Prawdziwe, prawda? :D

------------------------------------------------------------

 

Kilka tygodni później udaliśmy się na wspomniany wypad do Mielna. Oczywiście jechała ta sama, stała ekipa, która tak licznie wypełniała małopolskie trybuny. Tuż po przyjeździe nie obyło się bez małej spiny z kibicami Saturnu Mielno, którzy od niedawna zaczęli działać w sferach kibicowskich, jednak nasza wysiadka na peronie skończyła się tylko na wyzwiskach i małych przepychankach.

Mimo wszystko przez cały pobyt na Pomorzu myślami byłem przy Kornelii, która jak łatwo było się domyślić nie dawała znaku życia. Czas płynął nieubłaganie a ja za cholerę nie mogłem znaleźć sobie miejsca w Mielnie, w którym roiło się od rozpuszczonych nastolatków i zwaśnionych kibiców drużyn przeciwnych. W ostatni dzień naszego pobytu pech chciał, że mocno zabalowaliśmy w jednym z tamtejszych klubów i nie za bardzo wiedzieliśmy co się z nami dzieje. Na to tylko czyhali tamtejsi fani, którzy bezlitośnie wykorzystali naszą słabość tamtego dnia. Wśród olbrzymiego zamieszania i krótkiej wymiany życzliwości z tamtejszymi kibicami, było jasne, że zaraz zacznie się zadyma. Przez długi okres czasu nie daliśmy się sprowokować, jednak wiadomo, że gdy alkohol uderzy do głowy człowiek nad sobą nie panuję. Tak właśnie było w moim przypadku.

 

- Co się kurwa patrzysz frajerze? - Wykrzyczałem do kolesia, który był w bluzie "Ultras Falanga MIelno"

- Po to mam oczy, żeby patrzeć na takich jak Ty - wyjąkał cicho koleś w czarnej bluzie.

W tej sytuacji nie wytrzymałem i przerzuciłem gościa przez cały stół, który był oblegany przez jego braci po szalu. Zaczęło się.

- DAWAĆ ICH KURWA - krzyknął Strzelba rzucając się z pięściami na jednego z kibiców Saturna.

W jego ślady poszedł również Esiok, Stroju i Stanley, którzy za nic sobie mieli tamtejszych ochroniarzy. Walka z tamtejszymi kibicami trwała zaledwie dwie minuty, potem wkroczyli ochroniarze i zaczęli nas rozdzielać. Po wszystkim szybko zebraliśmy swoje rzeczy i spierdoliliśmy do hotelu, ponieważ jedna z kelnerek zadzwoniła po psiarnię.

- Dobra akcja panowie, znów czuję, że żyję!- wykrzyczałem radośnie do naszej bandy.

- No pewnie, niech kurwy wiedzą z kim mają do czynienia - wrzasnął Harry.

- Kto by pomyślał, że w ostatni dzień tutaj będzie tak zajebiście - powiedział Esiok, który miał jeszcze krew jednego z pacjentów Saturna.

 

Z samego rana spakowaliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się na dworzec, skąd mieliśmy wrócić do Bochni. Gdy już wchodziliśmy do pociągu, czekała na nas kolejna niespodzianka. Na miejscu była obecna ekipa z Mielna, która postanowiła skroić nam jedną z fan, która była wywieszona na oknie jednego z wagonów, gdzie pilnowałem ją ja, Mister, Sebek i Zorro.

- TAKI CHUJ, TAKI CHUJ! - zaczęliśmy krzyczeć w stronę chłopaczków z Saturna, którzy próbowali odbić nam fane "Bochnia on Tour"

- KURWY I ŚMIECIE WY Z MIELNA NIE WYJEDZIECIE - zabrzmiał potężny krzyk bandy Saturna.

- Ja pierdole, nie sądziłem, że tak się będę świetnie bawił - stwierdził Mucha, który w naszych szeregach był uważany za wielką osobowość.

- Takie są właśnie uroki wyjazdów - stwierdziłem z uśmiechem na twarzy.

- Wszystko wszystkim, ale wracamy do domów, przecież za niedługo liga się zaczyna, trzeba odpowiednio zmotywować naszych chłopaków. Co myślicie, o tym, żebyśmy zawitali na ich trening? - Zapytał pewny siebie Esiok.

- Dobry pomysł, jak nas zobaczą to inaczej będą grać - powiedział Mucha, który właśnie szykował się do snu.

Po dwunastu morderczych godzinach jazdy w pociągu, znów znaleźliśmy się w naszej kochanej Bochni, tylko na sercu było tak jakoś ciężko.

Odnośnik do komentarza

DarkLuki - Będę walczył na pewno. Spokojnie, nie demolujemy własnego stadionu :D

bacao - Trafiłeś w samo sedno problemu, mam nadzieję, że tym razem zagoszczę na dłużej i trochę was pomęczę swoimi wypocinami :)

Doctor - Zdaję sobie z tego sprawę, ale fajnie, że to zauważyłeś. Piszę o mojej największej pasji, dlatego wkładam w to dużo serca, mam nadzieję, że nadal będzie wam się podobać.

--------------------------------------------------------

 

Znów wróciła szara, pierdolona codzienność. Wszystko wszystkim, ale żyć z czegoś trzeba było, codzienne wstawanie o 4.30 dwanaście godzin zapierdolu w pracy, by na koniec doznać kilku godzin odpoczynku, ot zwykły dzień większości ludzi pracujących w Polsce. Jednak Gdziekolwiek nie byłem i czegokolwiek bym nie robił moje myśli skierowane były do Kornelii, której nie widziałem już około miesiąca. Oczywiście w domu jej matki bywałem codziennie, ale odpowiedź była jedna "Ona nie chcę z Tobą rozmawiać" i na tym przeważnie nasza rozmowa się kończyła. Byłem opętany jak po narkotyku Valkirią, koszmary senne nie dawały mi spać. Pewnej nocy zbudziłem się oblany zimnym potem i wiedziałem, że muszę zawalczyć o kobietę mojego życia, choćby kosztem chuliganki. Po raz kolejny i bez większych nadziei udałem się do mieszkania mojej teściowej, która jak zwykle była do mnie wrogo nastawiona.
- Dzień dobry mamo, chciałbym porozmawiać z Kornelią, wpuścisz mnie? Zapytałem z nadzieją.
- Nie ma mowy, Kornelia nie chcę Cię widzieć, nie przychodź już tu więcej, daj już sobie z nią spokój - warknęła groźnie Barbara.
- Nie wyjdę stąd dopóki z nią nie porozmawiam, choćbym miał spać pod drzwiami! - stanowczo zawiadomiłem teściową.
- Mamo. Pozwól mu wejść - z sypialni było słychać głos Kornelii.
Teściowa bardzo niechętnie otworzyła mi drzwi, a ja bez zastanowienia wszedłem do przedpokoju w którym stała już przede mną Kornelia, która wyglądała jakby nie spała przez kilka dobrych tygodni.
- Czeeść Kochanie, bardzo blado wyglądasz, martwię się o Ciebie - powiadomiłem moją kochaną.
- A dziwisz mi się? To tylko i wyłącznie Twoja wina, pretensję możesz mieć tylko do siebie. - powiedziała cała roztrzęsiona.
- Wiem, to moja wina, jestem skończonym idiotą, że doprowadziłem do takiego stanu. Ostatnie tygodnie pozwoliły mi na to wszystko spokojnie spojrzeć, dostrzegłem jakim kretynem byłem i ile przeze mnie wycierpiałaś. Chciałbym to zmienić, ale musisz mi zaufać i dać jeszcze jedną ostatnią szansę, dla Ciebie jestem w stanie rzucić chuligankę, bo wybacz, ale z meczy nie mogę zrezygnować. - smutno wyjąkałem.
- Nawet nie wiesz ile czasu czekałam na takie słowa, wiem, że nie mogę zabronić Ci Twojej największej pasji, ale sam przyznaj, że gonienie się po mieście tylko dlatego, że inna osoba miała niewłaściwy szalik to trochę dziecinne, nie uważasz? - zapytała Kornelia, której oczy błyszczały jak dwie iskierki.
Kurwa, przecież my bronimy barw ukochanego klubu, walczymy dla niego i całego miasta, jeździmy za nim wszędzie w każdy zakątek Polski o każdej porze dnia i nocy, niezależnie od formy i wyników! Kobiety jednak faktycznie nie mają pojęcia o piłce i jej urokach - pomyślałem.
- Taak Skarbie, to dziecinne, dlatego chcę z tym raz na zawsze skończyć, tylko i wyłącznie dla Ciebie, ponieważ jesteś dla mnie najważniejsza.
Kornelia już nie odezwała się słowem, namiętny pocałunek miał znaczyć "Tak, wybaczam Ci". Po kilku tygodniach rozbratu, wreszcie poczułem się szczęśliwy i spełniony.
- Idź już do domu, wrócę za kilka godzin, przygotuj jakąś romantyczną kolacje. - wyszeptała czule ukochana.
- Oczywiście, cokolwiek sobie życzysz. - oznajmiłem z niesamowitą radością.
W drodze powrotnej do domu myślałem o całej tej sytuacji i rozmowie z Kornelią, była dla mnie wszystkim, ale moje fanatyczne kibicowskie życie, stawało się również zmorą z której nie mogłem się uwolnić. Wkrótce rozległ się telefon, przez długi okres czasu nie chciałem odbierać, ale w końcu wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Siema stary, o 16.40 zbieramy się pod pocztą i idziemy na stadion - zawiadomił Sebek, który był wyraźnie czymś podekscytowany.
- No wiesz Sebek, ja w zasadzie dziś nie mogę, strasznie słabo się czuję, jakieś choróbsko mnie dopadło - wyjąkałem do telefonu.
- Weź nie pierdol, łyknij jakieś proszki i dawaj na stadion. Dzisiaj pierwszy oficjalny trening z nowym trenerem, musimy zrobić ogień!
Przez pewną chwilę chciałem zakończyć rozmowę i wyłączyć telefon, jednak moja podświadomość sądziła inaczej.
- O 16.40 pod pocztą, okej będę. Trzymaj się - smutno potwierdziłem.
- No z fartem ziomek - odpowiedział Sebek.
Czułem się podle, jeszcze kilkanaście minut temu byłem gotowy zmienić całe swoje życie, by teraz znów dalej w to brnąć? Fakty mówiły same za siebie, po raz kolejny okłamałem moją narzeczoną, która z naiwnością szykowała się na powrót do domu i nowe życie przy boku ze mną. Od tego nie da się uciec, to przeżarło mnie od środka.
Odnośnik do komentarza
DarkLuki - Z nimi źle, bez nich gorzej :)
Doctor - Jestem wierny Kornelii :D
-------------------------------------------------------
Kilkadziesiąt minut później byłem już na umówionym miejscu spotkania. Po chwili zaczęła schodzić się nasza Bocheńska banda, a nasze śpiewy było słychać już wszędzie. Na przekór wszystkim, którzy nas nienawidzili, ale ich nienawiść motywowała nas podwójnie. Bocheńska Armia znów była razem. Po przybyciu na miejsce nasi zawodnicy na prawdę byli pozytywnie zaskoczeni. Widać było w nich chęć gry i zaangażowania, co bardzo nas ucieszyło.
- Kurwa jak Zubel będzie tak ładował bramki jak na treningach to awans mamy jak w banku! - powiedział pewny siebie Mister.
- Żeby tylko nikt go nam nie podkupił, słyszałem, że Unia się nim interesuje - zawiadomił zaniepokojony Esiok.
- Nie odejdzie, Sławek to rodowity Bochnianin z krwi i kości. Zostanie z nami, zobaczycie! - oznajmił Strzelba, który pomału rozwieszał transparent.
- Dobra nie ma się co pierdolić, dawać ten trans i jedziemy głośno. BOCHNIA TO JEST POTĘGA! - ryknąłem do megafonu.
BOCHNIA NAJLEPSZA JEST!
BOCHNIĘ TRZEBA SZANOWAĆ!
BOCHNIA TEN NASZ KS! - odpowiedziała pozostała część grupy.
Było nieźle, ale stać nas na więcej, jedziemy dalej. WALCZYĆ TRENOWAĆ! - po raz kolejny zaintonowałem znaną już przyśpiewkę, która gości na większości stadionów w Polsce.
BOCHEŃSKI MUSI PANOWAĆ! - z pełnym pierdolnięciem odpowiedziała banda.
Po kilku przyśpiewkach odpaliliśmy piro i wtedy zaczęła się granda na całego. Zdjęliśmy koszulki i w rytm bębnów zaczęliśmy naszą Bocheńską zabawę, pokazując tym samym innym ekipom, że bawić można się nawet na treningu. Osobiście czułem jednak olbrzymi smutek i ból, którego nie dało się nie zauważyć, chodziło oczywiście o Kornelie, która na pewno nie byłaby zadowolona z moich wybryków.
- Coś taki markotny stary? Stało się coś? - zapytał strapiony Mucha.
- Wiesz, pogodziłem się z Kornelią. Wybaczyła mi wszystko, ale w zamian za to miałem was zostawić, i teraz jest mi strasznie głupio. Okłamałem ją - nieśmiało wyjąkałem.
- Nie robisz nic złego, to tylko doping i race. Nie może mieć do Ciebie pretensji, to część Twojego życia. - powiedział pewny swego Mucha.
- Może i masz rację, ale ona tego nie rozumie. Jest taka delikatna i wrażliwa, nożna to nie dla niej.
- To weź ją kiedyś na mecz Bocheńskiego, może akurat się wkręci, co?
- Chyba żartujesz, co jak co, ale Kornelia na pewno nie przyszłaby na mecz - surowo oznajmiłem.
- Skąd wiesz? Może akurat się zgodzi, zapytać nie zaszkodzi. - Mucha jak to on był niesamowicie spokojny i opanowany.
Wkrótce trening się zakończył, piłkarze ładnie się zachowali i podziękowali za doping, niektórzy nawet weszli na trybunę i śpiewali z nami, tym samym zaliczając u nas dużego plusa. Po wszystkim zostaliśmy jeszcze chwile, żeby posprzątać i zwinąć wszystko do magazynu. Cały czas myślałem o pomyśle Muchy, który na początku wydawał się głupi i niedorzeczny, ale z biegiem czasu coraz bardziej mi się podobał. Może to był właśnie sposób na przekonanie Kornelii, co do miłości do najpiękniejszej gry na świecie? Gadka gadkami, ale musiałem przygotować kolację, na którą czekała moja narzeczona.

 

Odnośnik do komentarza

DarkLuki - Też tak uważam :)

Bromon - Dziękuję bardzo, zapraszam do śledzenia dalszych losów.

Super_Cwikla - Staram się pisać kiedy tylko mam czas, postaram się was nie zawieść.

-------------------------------------------------------------

 

Po całej akcji na stadionie zwinąłem się szybko do domu. W końcu musiałem sporządzić kolacje, a umówmy się, że nie byłem wybitnie uzdolniony kulinarnie, ale czego się nie robi dla miłości? Z pomocą sąsiadki udało mi się coś upichcić, nie powiem wyglądało to dosyć apetycznie. Z niecierpliwością czekałem na powrót mojej kochanej Kornelii. Po kilkudziesięciu minutach czekania nareszcie ujrzałem ją w całej okazałości. I choć nie widzieliśmy się raptem kilka godzin czułem w sercu olbrzymi rozbrat. Znów miałem ją tylko i wyłącznie dla siebie. Bez wątpienia ta rozłąka dużo mnie nauczyła, ale czy była ona wystarczająca by odejść w cień i porzucić Bocheńską armię?

Nie potrafiłem jednoznacznie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kiedy przebywałem z Kornelią, czułem wewnętrzny spokój i chęć życia. Jednak przebywanie na trybunach to moja największa życiowa pasja i nie mogłem tego tak po prostu zostawić. Przez kilkadziesiąt sekund staliśmy wpatrzeni w siebie jak w lustro, ta kobieta jednym swym spojrzeniem z osiedlowego fanatyka robiła grzecznego chłopca.

 

- Ślicznie wyglądasz Kochanie, proszę wejdź do środka - nieśmiało wyjąkałem w stronę mojej narzeczonej.

- Dziękuje, to specjalnie dla Ciebie - powiedziała uśmiechnięta Kornelia, której oczy zdawały się być szczęśliwe.

- Nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakowało, przez te wszystkie dni kiedy Cię nie było myślałem tylko o Tobie, nie mogłem się na niczym innym skupić. Jesteś dla mnie najważniejsza.

- A jak zareagowali Twoi koledzy na wieść o tym, że kończysz z tą zabawą? - zapytała nieśmiało brunetka.

- No wiesz Skarbie.. Jeszcze o tym z nimi nie rozmawiałem, powiedziałem im tylko, że istnieje taka opcja, że mogę skończyć z chuliganką. - te słowa strasznie ciężko przechodziły mi przez gardło.

- I co oni na to? - spytała podekscytowana Kornelia.

- Razem, wspólnie wpadliśmy na pomysł, żebyś wybrała się na mecz, niekoniecznie musisz przebywać z nami - odpowiedziałem skromnie.

- Kamil ja? Przecież wiesz, że w ogóle nie interesuję się sportem. To niedorzeczne - skwitowała ponuro.

- Kochanie, tylko jeden mecz, jeśli CI się nie spodoba wyjdziesz kiedy będziesz chciała, a ja raz na zawsze skończę z tą zabawą - obiecuję. Chcemy Ci tylko pokazać, że za naszą miłość i pasję jesteśmy niesprawiedliwie traktowani - odpowiedziałem stanowczo.

- Tylko jeden? - zapytała Kornelia. Widać było, że na jej twarzy pojawił się promienisty uśmiech.

- Tak, tylko jeden Złotko - odpowiedziałem szczęśliwy.

 

Pocałunek w usta miał oznaczać potwierdzenie umowy. Znów wróciła ta nieopisana radość życia i pewność dla kogo żyję, ale czy na długo?

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...